Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Będzie Szedł Wśród Nieśmiertelnych [M, T]
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
dzio
Moderator


Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 628
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Czw 3:27, 24 Lip 2008    Temat postu: Będzie Szedł Wśród Nieśmiertelnych [M, T]


<i>Zweryfikowane przez Saph</i>

Ok, jeżeli ktoś miał jakieś wątpliwości, to tu jest dowód na to, że jestem całkiem nienormalna. 12 stron drobnym maczkiem, przetłumaczone za jednym posiedzeniem, w momencie, kiedy powinnam spać, jak reszta świata. :smt003 :smt003 :smt003

Fik zwie się He Will Walk With The Immortal, czyli Będzie Szedł Wśród Nieśmiertelnych i jest jednym z absolutnie najlepszych kawałków fanfiction, jakie w życiu widziałam. Autorem jest Oldach's Dream, a link do oryginału jest [link widoczny dla zalogowanych].

A o co chodzi? Cytując autora: Gdyby House naprawdę umierał, myślę, że tak właśnie zapamiętałby go świat. Akcja dzieje się jakiś czas po epizodzie Half-Wit, ale nie jest z nim bezpośrednio powiązana. Silna przyjaźń House'a z Wilsonem.

Brzmi dołująco? Błąd. Jasne, jest smutno, ale nie sposób się na koniec nie uśmiechnąć. Więc nie uciekać, tylko czytać.

Fik w zasadzie kwalifikuje się jako Huddy tylko technicznie i to nie jest najważniejszy punkt całej historii, ale i tak wrzucam go tutaj.

Mam nadzieję, że się wam spodoba. :smt003

Lecimy.

***

"Nie chcę osiągnąć nieśmiertelności przez moją pracę... Chcę osiągnąć nieśmiertelność przez nieumieranie." - Woody Allen

***

- Jesteś pewny, że jest terminalny? - Wilson starał się, żeby jego głos był tak pewny, jak to tylko możliwe, biorąc pod uwagę okoliczności. Piekły go oczy, a jego dłonie drżały, ale Greg i tak na niego nie patrzył.

- Jestem pewny, - powiedział monotonnym głosem, obserwując szarzejące chmury z balkonu. - Wygląda na to, że karma to naprawdę dziwka. - To by brzmiało jak dowcip, gdyby nie było w tych słowach słychać bólu.

- Jak długo? - wychrypiał, nie chcąc zaakceptować prawdy. Tym razem było zupełnie inaczej. Wcześniej, poprzednim razem, kiedy myślał, że to się dzieje, wszystko pasowało lepiej. House nic im nie powiedział, House ukrywał swój ból i, jak się okazało, House kłamał.

I oczywiście, James był rozczarowany zachowaniem swojego przyjaciela i tak, symulowanie raka mózgu uruchomiło całą serię różnych alarmów w umyśle i sercu młodszego mężczyzny. Ale wszystko było w porządku. To był House. I dało się to tolerować, bo z Housem, pomijając wszystkie głęboko zakorzenione problemy emocjonalne, wszystko miało być dobrze.

Tym razem to nie był House udający, albo ciekawy, kłamiący i bawiący się w gierki.

To był Greg. Pokonany.

- Nie wiem, - powiedział, wciągając głęboki haust konającego, jesiennego powietrza.

James zawsze nienawidził tej pory roku. Uważał, że to przygnębiające - wszystko umiera, rozpływa się, tworzy ścieżkę dla tego, co zimne i nieaktualne. Miał już wystarczająco dużo do czynienia ze śmiercią.

- Niedługo, - słowa popłynęły przez powietrze, jak czerwieniejące i brązowiejące liście ponad nami. Wilson ledwie je dosłyszał.

- Mógłbyś... - jego źle ulokowana nadzieja została dramatycznie ucięta.

- Zrobiłem wszystko, co można było zrobić, - westchnął. Nie wydawał się wściekły, ani przestraszony; oczywiście, tego się można było spodziewać po tym stoickim, starzejącym się mężczyźnie. Ale nie próbował też chować się za maskami, zniknęły jego dowcipy, ilość sarkazmu została uszczuplona, gorycz zmarniała i, choć raz, wyglądało na to, że jego logika go zawiodła.

Wyglądał na zmęczonego. Jakby o krok o poddania się, swobodnego zanurkowania w wieczność, z którą sobie radził i obok której żył dzień po dniu.

- Ja... przykro mi, - zabrzmiało jak coś tak drobnego, gest zbyt mały, żeby ogarnąć coś tak istotnego.

- Dziękuję. - Po krótkiej chwili odwrócił się i posłał swojemu przyjacielowi niewyraźny uśmieszek, dając Jamesowi znać, że przynajmniej cząstka jego osobowości pozostawała nietknięta, że fragmenty jego skorupy wciąż tam były.

James zdusił szloch i mocno przygryzł wargi. Nie złamie się, jeszcze nie teraz. Nigdy.

Greg spojrzał na niego bardziej uważnie, te głębokie, niebieskie oczy wiercące w nim dziury, jak żadne inne nie potrafiły, jak żadnym innym nie było wolno.

Kiedy znów się odezwał, skierował swoje słowa do wiatru, opadającego w dół, w stronę dobrze zbadanego i zrozumiałego świata; miejsca, które nie miało żadnych tajemnic do rozwikłania.

- Dziękuję, Jimmy.

***

"Tylko historia dzieciaka, który oddał życie za coś lepszego, niż on sam." - "Just a story", Every Sunday

***

- Co ty mówisz, House? - Lisa Cuddy nie była tępa i z pewnością była w stanie samodzielnie dojść do kilku konkluzji, które odpowiedziałyby na zadane przez nią pytanie. Ale nie chciała.

- Mówię, - warknął z poirytowaniem starszy mężczyzna, - że Linden jest najlepszym neurologiem w kraju i będziesz chciała, żeby Foreman zakończył staż u niego.

Kulejący mężczyzna podszedł o krok bliżej. - Ale, - ciągnął, - Linden jest też konserwatywnym, konwencjonalnym dupkiem i Foreman pewnie wyleci z pracy po tygodniu, jeżeli nie szybciej, i jeżeli poszedłby do Gray'a w Nowym Yorku, zdobyłby w sumie więcej doświadczenia.

House upuścił akta na jej biurko, uderzyły w nie z głuchym hukiem. - Poza tym będzie bliżej Chase'a i Cameron. Wiesz, co ludzie mówią:, „jeżeli rozdzielisz kaczątka zbyt wcześnie, będą wpadać w locie na budynki". Czy coś w tym stylu.

- Wydaje mi się, że to było coś bliższego, „jeżeli zbyt wcześnie oddzielisz kaczątka od matki, są skazane na porażkę". - Przyglądała się uważnie swojemu pracownikowi, jej najlepszemu lekarzowi, przyjacielowi. - Zwalniasz się?

- Idę na permanentny urlop, - skinął głową House, brzmiąc obojętnie. - I jakim cudem w tej metaforze wylądowałem z rolą matki?

- Greg. - Ton jej głosu był pełny bólu i tęsknoty. I bolesnego pożądania.

- Lisa, - uniósł drwiąco brwi, ale słowo dźwięczało szczerością, podszyte tyloma niezdefiniowanymi, niewyjaśnionymi jeszcze anomaliami.

- Czy jest coś, co mogę zrobić? - Desperacko szukała czegoś w jego spojrzeniu, jej własne oczy lśniły smutkiem. Coś ścisnęło jej gardło i nie pozwalało jej przełknąć.

Otworzył usta, zamknął je, otworzył ponownie, rozmyślił się i w końcu po prostu skinął głową. Tak.

***

"Każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój własny sposób." - Lew Tołstoj

***

Drogi tato,

House natychmiast zmiął tę kartkę. Jego ojciec nigdy nie był "tatą" i niech go szlag, jeżeli pozwoli mu być "tatą" teraz.

Drogi ojcze,

Zaczął od nowa i, tak samo szybko jak wcześniej, wyrwał kartkę i zgniótł ją w zaciśniętej pięści. "Ojciec" był zbyt formalny, zbyt przestarzały, zbyt nie w jego stylu. Poza tym jego staruszek mógłby odczytać to jako oznakę szacunku.

Pociągając kolejny łyk szkockiej i spoglądając na zegar, zaczął jeszcze raz. Nie zostało mu zbyt dużo czasu, zanim będzie musiał wyjść na spotkanie z Wilsonem w centrum.

John,

Skinął do samego siebie. To było w porządku.

Spędziłeś całe lata starając się mnie przekonać, że to ty jesteś szefem, że rządzisz wszystkim i nic nie może pójść źle, kiedy jesteś w pobliżu.

Bałem się ciebie, kiedy byłem dzieckiem. Byłem przerażony, że mogę zrobić albo powiedzieć coś nie tak, że to się znowu skończy bólem i upokorzeniem. Że to znowu mnie zrani. Skrzywdziłeś mnie bardziej, niż jakikolwiek ojciec powinien móc skrzywdzić swojego syna. I nigdy ci tego nie wybaczę.

Bałem się ciebie, kiedy byłem dzieckiem.

Nienawidziłem cię, kiedy byłem nastolatkiem. Nienawidziłem cię, kiedy miałem dwadzieścia kilka lat. Dopóki nie odkryłem, że jeżeli przestanie mnie to obchodzić, ty przestaniesz mieć nade mną kontrolę.

Wtedy znalazłem wolność i wciąż ją mam.

Więc - pieprz się.


To bez wątpienia przemawiała przez niego szkocka. Jego pismo było nawet nieco pochyłe, ale nie przejmował się tym. Jego ojciec na to zasługiwał. Wziął głęboki oddech i pisał dalej.

Chciałem tylko, żebyś wiedział, że pomimo twojej chęci stanowienia o wszystkim i kontrolowania każdej części mnie, wyszedłem na ludzi. Nie wiedziałem o tym do niedawna, ale to prawda i chciałem, żebyś ty też wiedział.

Wszystko ze mną w porządku.

I nie martw się, powiedziałem o twoich sadystycznych skłonnościach tylko jednej osobie. I szczerze wątpię, czy kiedykolwiek ją spotkasz.

Twój sekret umrze razem ze mną.

Greg.


Nie dał sobie szansy na przeczytanie tego jeszcze raz, po prostu złożył kartkę, wsadził ją do koperty i zakleił ją, zanim mógł zmienić zdanie.

Następny list był o wiele krótszy.

Mamo,

Kocham cię. I wybaczam ci, że nigdy go nie powstrzymałaś. Przepraszam.

Kocham cię, Greg.


Nie był do końca pewny, za co przeprasza, ale wiedział, że za coś powinien, więc zostawił to jak było.

Nabazgrał ostatni prawie tak szybko, jak ten do jego matki - to były tylko instrukcje, mówiące, kiedy i jak jego rodzice mają usłyszeć jego ostatnie myśli - ale nie miał wyrzutów sumienia z powodu zdawkowych słów. Rozmawiał z Wilsonem częściej, niż z kimkolwiek innym.

Nie potrzebował do tego rozwlekłej, pijackiej bazgraniny.

Został mu jeszcze jeden list do napisania, ale zostawił go na później, nie pozwalając sobie na martwienie się gdybaniem i uciekającym czasem. Ten ostatni zasługiwał na więcej, niż pospieszne, podlane szkocką frazesy.

Wiedział, że ostatni będzie najtrudniejszy.

***

"Śmierć? Po co tyle szumu wokół śmierci. Użyj wyobraźni, spróbuj zobaczyć świat bez śmierci!... Śmierć jest niezbędnym elementem życia, nie złem." - Charlotte Perkins Gilman

***

- Na pewno nie chcesz go zatrzymać? - zapytał House po raz ostatni, zdejmując swoją skórzaną kurtkę i ciesząc się dotykiem chłodnego podmuchu powietrza, łaskoczącego jego skórę, wywołującego gęsią skórkę.

- Myślisz, że chcę zginąć na tym czymś? - parsknął James, brzmiąc prawie jak dawniej.

Pojawił się przed nimi młody człowiek i przerwał ich przegadywanie się. Z ponurą miną trzymał w garści podkładkę do pisania. - Cóż, - zaczął. - Nie mogę panu za niego dać nic zbliżonego do wartości rynkowej. Opony są łyse, skrzynia biegów zużyta, kilka wgnieceń, z którymi nie da się nic zrobić, i wątpię...

- Po prostu go weź, - przerwał mu House, obracając w dłoni swoje klucze i zdejmując jeden z kółka.

- Chwileczkę, za darmo? - drgnął młody mężczyzna, od razu zmieniając ton. - Wciąż jest warty parę kawałków. Cholera, jakby pan go trochę podreperował, pewnie można by go sprzedać na E-bayu za więcej niż rynkową wartość. Znam jednego kolesia...

- Umieram, - powiedział House rzeczowo, bez emocji, wciąż odpinając klucz od metalowego kółka.

Wilson zobaczył, jak oczy mężczyzny rozszerzają się w szoku i strachu, po czym ukrył twarz w dłoniach i przetarł własne oczy z rezygnacją. Nawet teraz Greg potrafił zachowywać się jak dupek.

- I jestem lekarzem, - w końcu zdołał oddzielić kluczyk od reszty i wręczył go oniemiałemu mężczyźnie z uśmieszkiem. Wilson podniósł wzrok. Nic nie potrafił na to poradzić, to było jak przejeżdżanie obok karambolu. - Nie potrzebuję pieniędzy.

- Ach, ja, yyy... OK, - chłopak przyjął kluczyk drżącymi rękami. - To jest, yyy, to jest fajny motocykl. Ja... yyy...

Chryste, biedny facet nie potrafił sklecić jednego kompletnego zdania.

- Jest twój, - wzruszył ramionami Greg, nie zadając sobie trudu, żeby wykpić jego jąkanie się i odszedł, jakby nic dziwnego się nie wydarzyło. Chociaż w końcu zawołał przez ramię, - A gdybyś tego kiedyś potrzebował, z boku jest uchwyt na laskę.

*

Notatka była prosta,

Opiekuj się dobrze Steve'm. Albo wrócę z zaświatów i będę straszyć twój żałosny tyłek.

Na fioletowej samoprzylepnej karteczce, czarne, ostre litery.

Jak na gościa, który nie chciał robić zamieszania wokół swojej zbliżającej się śmierci, znalazł cholernie dużo sposobów, żeby kręcić się w pobliżu - nawet po tym, jak mahoniowa trumna znalazła się sześć stóp pod ziemią, a Greg przekonywał się na własnej skórze, czy Bóg rzeczywiście istnieje.

*

Początkowo chciał zostawić tylko najbardziej podstawowe rzeczy.

Testament. Instrukcje jak i kiedy należy karmić jego rozpuszczonego szczura. Informacje o nowych stażach dla jego Kaczuszek. Coś dla Cuddy i jego... Cóż, jego ostatniej prośby do Lisy.

Jego ostatni podarunek.

*

A potem się wkurzył. Jednego wieczoru w jego mieszkaniu, kiedy Wilson był wciąż w pracy, Steve McQueen spał i było zupełnie cicho.

Nie chciał jeszcze umierać. Nie chciał zostawiać tego wszystkiego za sobą. Musiała być jeszcze jakaś zagadka do rozwiązania, jakaś tajemnica, z którą tylko on mógł sobie poradzić.

W zgodzie ze swoim obyczajem, zwalczył tę złość przy pomocy logiki. Tylko po to, żeby chwilę później logika przegrała z nową falą gniewu. Pętla nie miała końca, więc przerwał ją tuż po tym, jak się zaczęła, wiedząc - i nienawidząc tej świadomości - że nie ma czasu do stracenia.

Logika i prawda wyszły z potyczki zwycięsko, przebiły wszystko inne, jak to zawsze robiły wcześniej, i jak będą to robić w przyszłości. I kiedy James wrócił tego wieczora do domu ze szpitala, House czuł się znów prawie dobrze.

***

"Niektóre zimy są cięższe, niż inne." - Snow, The Innocence Mission

***

- Jestem w ciąży, - Lisa powiedziała to cicho, patrząc w dół i uważnie studiując wzory w drewnie jej biurka.

- Co? - James nie wiedział do końca, jak powinien zareagować.

Jego najlepszy przyjaciel umarł niecały miesiąc temu. Patrzył, jak Greg zostaje złożony na wieczny spoczynek, zastanawiając się po raz pierwszy, czy po życiu naprawdę nadchodził czas odpoczynku.

- Chciał tego, - powiedziała Lisa, rozkładając ręce ze smutkiem i patrząc na Jamesa pełnymi łez oczami. - Albo chciał mi to podarować.

- Nie mogę uwierzyć...

- Wiem, - zgodziła się i siedzieli w milczeniu, czekając na wschód słońca.

*

Rok później, a James wciąż znajdował samoprzylepne karteczki.

Tak naprawdę to była jego własna wina. Nie przejrzał dokładnie mieszkania Grega, po tym, jak stało się jego własnością. Przechowywał tam małą kolekcję rzeczy, które mu zostały po jego ostatnim małżeństwie i od czasu do czasu spędzał tam noc, wybierając na zmianę to i kanapę w swoim biurze; karmił Steve'a tak, jak został poinstruowany, czyścił jego klatkę i zmuszał się do rozważania, czy gryzoń zdawał sobie sprawę z tego, że House'a już nie ma. Ale niczego nie przestawił.

Fortepian zbierał kurz po swojej stronie salonu, całe jedzenie w kuchni dawno się zepsuło i zostało wyrzucone, rzeczy w jego szafie pozostawały nietknięte - chociaż jego matka nalegała i zabrała część zdjęć, które Greg schował w pudełku na jednej z półek szafy. Większość z nich pochodziła z czasów, kiedy był ze Stacy. Ta kobieta robiła zdjęcia cały czas.

Jeżeli nie będę miał syna, lepiej, żeby moja córka była prawdziwą chłopczycą

Wiadomość przyczepiona do kija hokejowego pod łóżkiem wypełniła jego oczy łzami. Łzy przemieniły się w szloch, który sprawił, że skulił się na boku na wciąż czystym dywanie w pokoju Grega i zapomniał, czego tak właściwie szukał pod łóżkiem.

Lisa Cuddy urodziła syna cztery miesiące temu. Gregory Matthew House.

Znalezienie tego krótkiego zdania przypiętego do wyblakłego wspomnienia przywołało obraz jego najlepszego przyjaciela tak żywy i wyraźny, że miał wrażenie, jakby on i House stali w poczekalni razem. Z niecierpliwością wyczekując, czy to będzie chłopiec, czy dziewczynka.

Albo paląc cygara na balkonie, kiedy już było po wszystkim. Greg zrelaksowany i czujący ulgę, z trudem ukrywający swoje podekscytowanie, James tak szczęśliwy z radości swojego przyjaciela, że wydawało mu się, że to uczucie eksploduje i zupełnie go obezwładni.

Zbierając się do kupy po swoim załamaniu, wiedząc bardzo dobrze, co Greg by powiedział o takim przedstawieniu w jego sypialni, włożył karteczkę do pudełka po butach, w którym schowane było ich już kilka. Wachlarz neonowych kolorów zaatakował jego oczy, kiedy tylko uniósł wieczko.

House użył absolutnie wszystkich kolorów karteczek, jakie tylko można sobie było wyobrazić, żeby zagwarantować, że zostanie zapamiętany.

Wilson potrząsnął głową, nie do końca rozumiejąc logikę swojego przyjaciela, nawet teraz.

W końcu było mało prawdopodobne, że świat będzie w stanie zapomnieć Grega House'a.

*

Jednego dnia, niedługo po pogrzebie, Chase wrócił do pokoju konferencyjnego z oszołomioną miną. Opadł na krzesło, z dłońmi ciasno zaciśniętymi w pięści, wyglądał bladziej, niż przystoi nawet takiemu białasowi, jak on.

- No i? - spytał ostrym tonem Foreman, który od czasu śmierci ich szefa wydawał się nieustająco podenerwowany. - Załatwiłeś dostęp do MRI?

Chase powoli pokręcił głową. Cameron wyciągnęła rękę i położyła dłoń na jego ramieniu w geście otuchy i ścisnęła mocno, walcząc z łzami, szlochem i setką innych rzeczy, gotowych obezwładnić ją w każdej chwili, każdego dnia.

- Co się stało? - spytała, głosem zachrypniętym pomimo desperackich wysiłków, żeby ukryć emocje.

- Ja... - najmłodszy ze stażystów House'a, ten, który był z nim najdłużej, przełknął z wysiłkiem, jego akcent stał się wyraźniejszy, niż w normalnych, codziennych rozmowach. - Nie sądzę, żeby to był toczeń.

- Dlaczego? - odgryzł się znowu Foreman, czując jak nasilają się skurcze w żołądku, do których zdążył się już przyzwyczaić.

Zamiast odpowiedzieć, jasnowłosy lekarz otwarł dłoń i pozwolił małemu kawałkowi papieru opaść kilka cali na stół.

Samoprzylepna karteczka była jasno-żółta, słowa wypisane fioletowym markerem, duże i zaokrąglone, ale bez wątpienia należące do House'a.

To nigdy nie jest toczeń

*

Cuddy znalazła jedną w aptece.

Jak Greg zdołał to osiągnąć, wolała nie wiedzieć, chociaż gotowa była postawić pieniądze na to, że plan obejmował jakiś rodzaj łapówki.

Sklep był tuż za granicą miasta, gdzie od czasu do czasu robiła zakupy, kiedy nie chciała, żeby któryś z jej współpracowników przez przypadek zobaczył, co kupuje.

To był trzeci test ciążowy, który kupiła w tym miejscu w tamtym tygodniu. Wiedziała, że wygląda okropnie, wciąż ubrana całkowicie na czarno, bez makijażu, z pustymi oczami, ale zmusiła się do wyjścia z domu, nawet, jeżeli jedyne, na co miała ochotę, to zwinąć się w kłębek pod kocem i zostać tam na zawsze.

Bo musiała wiedzieć. Na pewno. Znowu.

Zatrzymując się przed działem z domowymi testami automatycznie sięgnęła po najdroższy. Sekundę później cofnęła rękę gwałtownie, jakby coś ją nagle użądliło, kiedy zauważyła karteczkę.

Była jasno-niebieska, z grubymi, srebrnymi literami, napisanymi piórem żelowym.

Jesteś lekarzem, zrób wreszcie ten cholerny test krwi.

Po kilku długich minutach studiowania notki, które równie dobrze mogły być całymi godzinami, gwałtownie podniosła wzrok. Spodziewała się zobaczyć Grega stojącego na końcu alejki, z tym swoim uśmieszkiem, który ubierał, gdy z nikogo nie drwił, ani nie zabawiał się zmuszaniem ludzi do kontemplowania głębszych prawd. Gdy po prostu... Był. Szczęśliwy.

Nie było go tam, oczywiście, a ona poczuła się, jakby ktoś ją uderzył w splot słoneczny. Znowu.

Tylko House mógł sprawić, że tak się czuła po jego śmierci.

Tylko House mógł znaleźć sposób, żeby stać się nieśmiertelnym.

Sięgnęła, żeby oderwać karteczkę od pudelka, w wyobraźni już dodając ją do pełnej szuflady innych, które miała w domu.

Chwilę później niekontrolowany dreszcz posłał pudełko na podłogę i Cuddy była prawie wdzięczna za hałas i coś, co mogło ją rozproszyć na chwilę. Sprawiły, że czuła jakąś więź z prawdziwym światem.

Dopóki nie wyprostowała się po podniesieniu pudełka i nie znalazła się twarzą w twarz z kolejną smugą tego samego srebra, tego samego niechlujnego pisma, które znała na pamięć od tak dawna.

I odpocznij trochę. Wyglądanie jak Anna Nicole Smith jest niemodne. Wyglądasz jak ja dzień po Świętym Patryku.

***

"Prawdopodobnie różnica między człowiekiem a małpą polega na tym, że małpy są po prostu znudzone, a człowiek ma nudę i wyobraźnię." - Lin Yutang.

***

Trzy lata później Cameron i Chase mieszkali razem w północno-wschodnim Ohio.

House wysłał ich do Cleveland Clinic, żeby tam skończyli swój staż. Chociaż o tym nie wiedzieli, był to jeden z najlepszych szpitali na świecie.

Byli bezgranicznie wdzięczni, że House umożliwił im zostanie razem. To wyznaczyło ich ścieżkę na całe życie i oboje codziennie doświadczali dowodu na to, że ich szef naprawdę był jedyny w swoim rodzaju.

Chase oświadczył się Cameron pewnej lutowej nocy, trzy i pół roku po śmierci Grega House'a. Powiedziała tak.

Dwa tygodnie później przyszła przesyłka. Była zaadresowana formalnie do nich obojga.

- Nie mam pojęcia, - wzruszył ramionami Chase, kiedy Cameron dopytywała się, kto mógł ją przysłać. - Ktoś z twojej rodziny? Twoja mama?

Allison pokręciła głową i skinęła w stronę koperty. - Otwórz.

Robert otworzył. Powoli wyciągnął złożoną na trzy kartkę papieru i rozłożył ją, czytając uważnie.

- No i? - spytała niecierpliwie po kilku minutach.

Robert Chase uśmiechnął się szeroko, potrząsając głową. Jego urocze, potargane włosy, których nie obcinał jak należy od kilku miesięcy, opadły w nieładzie, kiedy siadł na drewnianym, kuchennym krześle i bez słowa wręczył kartkę swojej narzeczonej.

Allison Cameron przeczytała.

Chciałem tylko powiedzieć, Gratulacje z okazji zaręczyn.

Jeżeli chcecie mojej rady, jedźcie się chajtnąć do Vegas, rodziny zawsze wszystko chrzanią. Chociaż Chase nie ma już rodziców, z którymi mógłby się kłócić. Szczęściarz. Będzie miał przez to o wiele łatwiej.

Skoro mam już waszą uwagę: Cameron, nie pracuj dłużej w hospicjum onkologicznym. Nie dajesz sobie rady z pacjentami i nie patrz tak na mnie. Nie dajesz rady.

Chase, tak, pediatria sprawia, że wyglądasz na wielkiego, tchórzliwego wombata. Pracuj tam i tak.

Przykro mi, że nie będę mógł wznieść pijackiego toastu na waszym weselu. Ale jeżeli faktycznie poznałem was tak dobrze, jak mi się wydaje, powinniście dostać prezent w wasz Wielki Dzień.

House


- Jak? - Allison opuściła kartkę i usiadła obok mężczyzny, w którym się nieumyślnie i wbrew sobie zakochała. - Skąd on mógł wiedzieć?

- To House, - wzruszył ramionami Chase, akceptując nieprzewidywalny zwrot jako coś pokrewnego woli boskiej. To była pamiątka po Housie.

- Myślisz, że trafi z datą ślubu?

*

Pomylił się o półtora dnia. I, zaznaczmy w obronie nieboszczyka, wyłącznie z powodu potężnej śnieżycy, która opóźniła przygotowania do ich wesela. Pobrali się mniej więcej rok po zaręczynach. Po pięciu latach bycia razem. W Walentynki.

Wysłał im shaker do Martini i książkę z imionami dla dzieci, z kilkoma opcjami zakreślonymi i komentarzami nabazgranymi na marginesach.

Trzy tygodnie później Allison dowiedziała się, że jest w ciąży.

***

"Każdy mężczyzna żyje. Nie każdy naprawdę umiera." - Nekromanta z Warcraft 3

***

Doktor House żył na wiele różnych sposobów.

Przez ludzi, których znał, pacjentów, których uratował i przez syna, którego spłodził.

Greg House Jr. wiedział dużo o swoim tacie. Głównie z licznych opowieści swojej mamy i Wujka Jimmy'ego.

Greg był podobny do swojego taty bardziej, niż by się wydawało możliwe, i nie tylko przez swój wygląd.

Jego nastawienie było takie samo w duchu, nawet, jeżeli nieco lżejsze w codziennej praktyce. Greg Junior był tym, kim stałby się Doktor House - bez maltretowania w dzieciństwie i zawału mięśnia. Oczywiście, nikt nigdy nie będzie o tym wiedział.

*

Jasnowłosa, dwudziestokilkuletnia kobieta szła przez miasteczko uniwersyteckie prawie dwadzieścia pięć lat po śmierci House'a, nie mając żadnych informacji z pierwszej ręki o kalekim mężczyźnie i z pewnością o nim nie myśląc, kiedy żaliła się swojej przyjaciółce.

- Nie mogę uwierzyć, że to zrobił, - w jej głosie słychać było odrazę, a z jej tonu i postawy można było bez problemu odgadnąć, że jest pierwszakiem. - To znaczy, wszedł i powiedział "Przeczytajcie książkę Harolda, będzie z tego quiz w przyszłym tygodniu", - przerwała dramatycznie. - I był?

Jej starsza koleżanka ukryła uśmieszek, wiedząc dokładnie, w którą stronę zmierza historia. Mimo tego powiedziała to, czego wymagała od niej rola. - Zgaduję, że nie?

- Nie! - prawie wrzasnęła dziewczyna. - Grant. Przetestował nas z Granta. Granta nie było nawet na liście lektur!

Jej rudowłosa towarzyszka roześmiała się i poprowadziła ją w stronę pobliskiej kawiarni, była przyzwyczajona do nadmiernie zapalczywego charakteru swojej przyjaciółki i wiedziała, czego się spodziewać, kiedy Annie wybiegła dziś z budynku z gniewnym grymasem na twarzy.

- A wiesz, co powiedział, kiedy wszyscy się tym zdenerwowali? - kontynuowała blondynka, nieświadoma, jak wielu maniaków kofeiny jej się przysłuchiwało.

- Wszyscy kłamią, - odparła lekko Carol, zamawiając czarną kawę na wynos dla siebie i - bez konsultowania tego z koleżanką - ulubione espresso Annie dla niej.

- Skąd wiedziałaś? - Annie gapiła się na nią z otwartymi ustami, kiedy wzięły swoje kubki i ruszyły dalej. Ciepły napój przyjemnie rozgrzewał w wyjątkowo chłodny, późno-jesienny dzień.

- Miałam zajęcia z profesorem Foremanem w zeszłym roku, - wyjaśniła Carol. - Jest tu najlepszym nauczycielem. Poważnie, powinnaś się cieszyć, że go masz.

- Wygląda na trochę wypalonego, - burknęła Annie.

- Pracował z Gregiem Housem przez kilka lat, kiedy był młodszy, - powiedziała Carol, jakby to wyjaśniało wszystko.

- Znam to nazwisko, - blondynka piła swoje espresso w zamyśleniu. - Czy on nie pracował na Onkologii w Princeton-Plainsboro?

- Nie, - pokręciła głową Carol, która, jako studentka czwartego roku medycyny i pełnowymiarowa kujonka, znała te wszystkie fakty na pamięć. - James Wilson był ich szefem Onkologii. W zasadzie wydaje mi się, że ciągle kieruje departamentem. House był szefem Diagnostyki. Ale na ich nazwiska często trafia się razem.

- Ale z ciebie dziwadło, - powiedziała jej przyjaciółka z sympatią.

- Naprawdę zainteresowały mnie jego zajęcia, - przyznała. - Wielu rzeczy, które teraz wykłada, nauczył się od House'a.

- Jak to całe "Wszyscy kłamią"? - spytała Annie, wciąż trochę rozgoryczona na to wspomnienie.

- To prawda, - musiała zwrócić jej uwagę Carol. - Wszyscy naprawdę kłamią.

- Taa, - burknęła znowu, i fakt, że ciągle wyglądała na podenerwowaną był dla Carol dowodem, że jej ulubiony profesor dalej wykonuje swoją pracę doskonale.

I było to dowodem dla całego wszechświata, że House wciąż wysyła fale uderzeniowe w kosmos.

***

"Ważne rodziny są jak ziemniaki. Najlepsze części są pod ziemią." - Francis Bacon

***

Przez długi czas nikt nie był pewny, czy Greg Junior zostanie lekarzem, czy jakimś rodzajem dostawcy farmaceutycznego.

Lekkomyślny chłopiec ze zbyt gęstymi, jasno-brązowymi włosami i wesołymi, niebieskimi oczami spędził całą swoją szkolną karierę oblewając wszystkie przedmioty po kolei. Oblał Naukę, bo zbyt wiele jego eksperymentów w laboratorium zaczęło płonąć, albo zwyczajnie eksplodowało. Poza tym uwolnił szczury laboratoryjne.

Oblał Angielski, bo wszystkie zadania domowe napisane były albo elżbietańskim słownictwem, albo po łacinie.

Oblał Hiszpański, bo mówił tylko po niemiecku.

Oblał Niemiecki, bo odzywał się wyłącznie po arabsku.

Oblał Matematykę, bo bez przerwy gapił się na bujny biust nauczycielki.

Doradca w jego szkole doszedł do genialnego wniosku, że Greg jest zwyczajnie znudzony. Lisa prychnęła pod nosem i z całych sił powstrzymywała się od powiedzenia "Bez kitu".

Greg w zasadzie dorastał w Szpitalu Uniwersyteckim Princeton-Plainsboro. Włóczył się po korytarzach po szkole i w czasie wakacji, siedział z Wujkiem Jimmy'm, kiedy ten rozmawiał z pacjentami, albo ze swoją mamą, kiedy wrzeszczała na lekarzy. Słuchał starszych pracowników szpitala, wspominających jego ojca.

Słyszał historie o swoim tacie cały czas. Za każdym razem, kiedy miał na to ochotę. Jego mama i wujek opowiadali mu wszystko, niezależnie od tego, ile razy chciał usłyszeć te same słowa. I chociaż opowieści brzmiały prawdziwie, były też zawsze ocenzurowane. Nie fałszywe, po prostu... polukrowane.

Szczerą prawdę o swoim tacie usłyszał od starszych lekarzy ze szpitala. I chociaż słuchanie, jak ci starzy mężczyźni i kobiety nazywają jego ojca narcystycznym dupkiem nie zawsze było łatwe, ich słowa otaczała aura szacunku, która zapadała Gregowi w pamięć o wiele silniej, niż obelgi.

Chciał znaleźć się na tym samym poziomie, co jego tata. Chciał dorównać mężczyźnie, którym byłby jego tata, gdyby wciąż żył.

Doktor Chase i Doktor Cameron-Chase przyjeżdżali w odwiedziny kilka razy do roku i Greg często sprawdzał ich reakcje na jego komentarze i wybryki, żeby ocenić, czy rzeczywiście dorasta do poziomu swojego imiennika.

Podobało mu się też, że za każdym razem, kiedy byli w mieście, Greg dostawał pieniądze za opiekowanie się ich dziećmi. Postanowił skorumpować je tak dokładnie, jak potrafi. Tak dokładnie, jak by to zrobił pierwszy Greg House.

Doktor Foreman odwiedzał ich rzadziej, niż pozostała dwójka, ale dorastający chłopiec zawsze wspominał jego wizyty z przyjemnością. Bo pewnego dnia, kiedy miał niecałych dwanaście lat, zapytał chwilowo rozproszonego Wujka Jimmy'ego, - Kto był najbardziej jak mój taka? Allison, Rob, czy Eric? - Zawsze zwracał się do trójki lekarzy po imieniu. Nie zależało mu specjalnie na otwartym okazywaniu szacunku autorytetom.

Wujek Jimmy nawet nie spojrzał znad swoich papierów, więc Greg szczerze wątpił, żeby starał się sformułować jakieś kłamstwo. - Twój tata najbardziej zmienił Chase'a, to na pewno. Ale pod względem osobowości, Foreman i House zawsze mieli ze sobą więcej wspólnego, niż którykolwiek z nich był gotowy przyznać.

W ten sposób nieczęste wizyty Erica Foremana stały się okazją do studiów nad charakterem na długie lata.

Przez długi czas nikt nie był do końca pewny, co się stanie z Gregiem Housem drugim.

Ostatecznie jednak urok zagadek i tajemnic, i chęć dorównania legendzie jego ojca i oczekiwaniom jego matki zwyciężyły.

Greg House był lekarzem. Znowu.

***

"Śmierć kończy życie, nie związek." - Morrie Schwartz (cytat z Tuesday With Morrie)

***

James Wilson miał swoje złe dni. Kiedy tęsknił za swoim najlepszym przyjacielem tak mocno, że pożerał go fizyczny ból, kiedy nie był pewny, czy chce wstawać z łóżka, wiedząc, że nic na niego nie czeka. Dni, kiedy wszystko rozpadało się wokół niego.

Wtedy myślał o swoim chrześniaku, o małym Gregu, który był tak podobny do swojego ojca - i matki, chociaż Lisa nigdy by tego nie przyznała - że czasem James zupełnie zapominał, że pierwszy Greg nie żyje.

Nie miał pojęcia, w jaki sposób, po tylu latach, wciąż go to zaskakiwało. Student medycyny mówiący "Wszyscy kłamią.", samoprzylepna karteczka przyczepiona do starego folderu z aktami pacjenta, grzechocząca, dwudziestoletnia fiolka Vicodinu, wepchnięta do książki z wyciętym schowkiem, o którym nikt nie wiedział, zapach drogiej kawy, którą z wysiłkiem zdobywał i zawsze starał się mieć w zapasie, miarowe thump-thump kogoś idącego o lasce, sarkazm Małego Grega, artykuł z piśmie medycznym, General Hospital, pacjenci w śpiączce, The Grateful Dead, gra w golfa, uparty pacjent, zapach mydła Irish Spring i płynu po goleniu z apteki, pomięta koszula, nierozwiązywalny przypadek i milion innych, małych rzeczy dzień po dniu - Doktor Greg House nigdy nie odejdzie naprawdę, nigdy nie przestanie istnieć, bo codziennie, w każdej sekundzie, ktoś postanawiał go wspomnieć, uczyć tego, czego on uczył i żyć tak, jak on żył.

I James wiedział, że nawet, gdyby w jakiś sposób jego najlepszy przyjaciel przez przypadek rozpłynął się w tle, nic wielkiego by się nie stało. Bo, jak to ujął Greg - nabazgrane cienkim, pomarańczowym markerem na krwiście-czerwonej karteczce przylepionej do butelki whisky na najwyższej półce jego kuchennej szafki -

Jeżeli to czytasz, to dziś jest zły dzień. Cóż, bądź twardy i nie daj się, bo jutro będzie gorzej, a dzień później jeszcze gorzej i wtedy będziesz tego potrzebował.

Ale hej, jeżeli nie możesz się powstrzymać, proszę bardzo, napij się.

Wszystkie naprawdę dobre butelki i tak są wciąż schowane.


Koniec

***

I jak? :smt003


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez dzio dnia Czw 3:31, 24 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 5:50, 24 Lip 2008    Temat postu:

Czytałam to w oryginale (w ogóle wszystkie House'owe fiki w Twoim profilu na FanFiction są świetne), tłumaczenie na razie tylko przejrzałam, znowu się poryczałam i uznaję już teraz, że twój przekład jest równie genialny, co oryginał.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
judyth1
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 10 Lip 2008
Posty: 275
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 9:03, 24 Lip 2008    Temat postu:

Piękne, genialne, cudowne, pierwszy raz na tym forum oczy mi się zwilżyły...

dla autora i tłumacza!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jeanne
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 29 Mar 2008
Posty: 6080
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 10:32, 24 Lip 2008    Temat postu:

Dzięki niebiosom, że nie była opisana chwila śmierci, bo chyba bym się jak głupia poryczała. Masz jednak rację, pod koniec, na mojej twarzy zagościło coś z rodzaju uśmiechu. Bo jak można się nie uśmiechnąć widząc mini kopię Housa, albo jego samoprzylepne karteczki?
Cudowny fic, a tłumaczenie boskie :smt001


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gosiaaa
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 821
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 10:54, 24 Lip 2008    Temat postu:

Świetny fik! Na przemian smutek z radością, ale odpowiednio wyważone. Mnie bardzo rozczulały te wszędobylskie karteczki - takie w stylu "Tak łatwo nie dam o sobie zapomnieć ". No i prze komentuje sobie motyw Huddy, bo piękny i wzruszający jakich mało. Zawsze powtarzam, że Greg powinien zrobić coś specjalnego dla Lisy, za te wszystkie lata - i myślę, że to co zrobił tutaj było najpiękniejsze i najcudowniejsze. To nie tylko potomek, to udana próba uczynienia Lisy szczęśliwą i nie tylko jej.

Ja poproszę więcej takich niebanalnych fików !!! Uznanie dla Tłumaczki


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
freelance
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 30 Cze 2008
Posty: 168
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z pokoju :P
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 11:25, 24 Lip 2008    Temat postu:

To najwspanialsze opowiadanie, jakie kiedykolwiek przeczytałam. Tak jak napisali poprzedni czytelnicy - łzy przeplatają się ze śmiechem.
Opowiadanie aż nazbyt realistyczne... Jeżeli reżyserzy będą potrzebowali jakiegoś pomysłu na rewelacyjne zakończenie to na pewno uderzą do Oldach's Dream.

Przed Tobą z kolei dzio klękam z namaszczeniem i bukietem kwiatów w ręce, że Ci się chciało
Jakby to amerykanie powiedzieli... You made my day!

P.S. Jak kiedyś będziesz cierpiała na bezsenność, to możesz coś jeszcze przetłumaczyć


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eye_roller
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 1064
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: deep whole

PostWysłany: Czw 12:05, 24 Lip 2008    Temat postu:

świetne. w 100% takie zupełnie inne spojrzenie na fika. bo dotychczas były to fiki tu i tera albo ciut w przysszłość tudzież przeszłość. a ten jest cudowny. aż normalnie chce się powiedzieć po takim fiku "show must go on". szacunek.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Calissa
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 17 Lip 2008
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 12:11, 24 Lip 2008    Temat postu:

Wspaniały fik. Naprawdę. Bardzo przemawiający do wszystkich, taki realistyczny, prawdopodobny. Idealnie (czyli tak jak powinien) przedstawiony House. Nie pozwolił, aby o nim zapomniano po śmierci. Został na tym świecie poprzez swojego syna, kolorowe karteczki samoprzylepne, pamięć ludzi.

Do tłumaczenia nie mogę się przyczepić. Idealnie oddanie nastroju oryginału, ładnie i zgrabnie przetłumaczone. Błędów nie widziałam, dlatego miło się czytało. Gratulacje, dzio.

Gdyby nie ty, nigdy bym nie sięgnęła po to opowiadanie w oryginale. Dziękuję.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kama
She-Devil


Dołączył: 17 Mar 2008
Posty: 2194
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 13:28, 24 Lip 2008    Temat postu:

joasui napisał:
Czytałam to w oryginale (...) znowu się poryczałam i uznaję już teraz, że twój przekład jest równie genialny, co oryginał.

Co jeszcze można dodać? Chyba tylko jeszcze jedno podsumowanie:
Dziękuję, dzio. Piękne tłumaczenie pięknego fika.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ave
Dzida Kutnera


Dołączył: 23 Mar 2008
Posty: 7239
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z sypialni Wilsona
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 13:59, 24 Lip 2008    Temat postu:

Właśnie przeczytałam. Szok...po prostu szok. Płakać się chce...Juz po zapowiedzi i kilku pierwszych zdaniach fika wiedziałam , że to nie jest to , co lubię - nie lubię fików , kiedy uśmierca się House'a.
Trzeba przyznać , że swietnie napisany i przetłumaczony. Nieźle daje po głowie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
dzio
Moderator


Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 628
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Czw 15:32, 24 Lip 2008    Temat postu:

*kłania się nisko*

Dziękuję ślicznie za miłe słowa. Cieszę się, że Waszym zdaniem nie nasadziłam błędów, bo to było naprawdę na kolanie tłumaczone (czyli szybkość tłumaczenia była ograniczona przez szybkość mojego klepania w klawiaturę).

Nie jestem pewna, za co zabiorę się w następnej kolejności, ale na pewno w przeciągu tygodnia coś się pojawi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasinka
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 1859
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a kto to wie?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:39, 24 Lip 2008    Temat postu:

Ten fik jest śliczny!
Chyba już wiem, dlaczego wszyscy lubią zabijać House'a w fikach. Bo to jest tak piękne i tak smutne i tak wspaniałe i chyba tylko wtedy mogą wychodzić tak świetne fiki. Wielkie gratulacje dla tłumaczki, naprawdę to mi zaimponowało.
Jak to zwykle bywa się popłakałam, wręcz większość fika czytałam przez łzy, ale pod koniec były to łzy zrozumienia, nawet pojawił mi się na twarzy uśmiech. Jeśli ma się zakończyć HouseMD, to niech zakończy się właśnie tak.
Śliczne!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Brightside
Brajt Białe Galoty
Brajt Białe Galoty


Dołączył: 18 Kwi 2008
Posty: 4957
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: znienacka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:49, 24 Lip 2008    Temat postu:

Piękne, po prostu piękne. Porusza w niewyobrażalny sposób. Pierwszy raz fik doprowadził mnie do stanu, którego nie potrafię określić słowami.
Dzio, ukłony w twoją stronę, bo przetłumaczyłaś to przepięknie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tea
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 22 Lip 2008
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:50, 24 Lip 2008    Temat postu:

Dopiero zaczęłam, i.. czytając komentarze na pewno mi się spodoba, wzruszę się i tak dalej. Ale muszę, po prostu muszę to napisać.
Dlaczego, po co ciągle dajesz przerwę? Strasznie utrudnia czytanie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
dzio
Moderator


Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 628
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Czw 15:55, 24 Lip 2008    Temat postu:

Tea - bo w wersji drukowanej mogę zrobić akapit i widać podział strony na mniejsze bloki, natomiast w uproszczonej, forumowej wersji HTML jest z tym zasadniczy problem. Linijka odstępu to jest jedyny sposób na zaznaczenie, gdzie kończy się jeden akapit, a zaczyna następny.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cave
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 1411
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:30, 24 Lip 2008    Temat postu:

warte uwagi na 10000 % !! swietne ...ktos mial wyobraznie;] no i gr za tlumacznie ;]

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kasiorek92
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 17 Maj 2008
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Legnica
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:58, 24 Lip 2008    Temat postu:

Na początku jakoś nie miałam ochoty przeczytać tego fica.
Ale jak już zaczęłam, to nie sposób się oderwać.
Tłumaczenie - świetna robota.
Cały czas miałam łzy w oczach.
Zachęcam do dalszego tłumaczenia, super Ci to idzie :smt002


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisa
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 13 Mar 2008
Posty: 942
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Czw 19:12, 24 Lip 2008    Temat postu:

Mam nadzieję, że się wam spodoba.
no ba! wspaniale tlumaczenie i wspaniały, wzruszajacy ff :smt002


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
unblessed
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 03 Lip 2008
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:52, 24 Lip 2008    Temat postu:

Strasznie mocne to opowiadanie. Ukłony za przetłumaczenie, naprawdę. Tak, sądzę że to wszystko mogłoby wyglądać dokładnie w ten sposób. Młody Greg mnie dobił - nie dlatego, że to źle napisana postać. Wręcz przeciwnie. Przez to jest mi niezmiernie żal, że House (jakoś nie mogę się zdobyć żeby napisać House Senior) nie poznał swojego syna. Pomysł z karteczkami genialny. Whiskey na końcu jest naprawdę wspaniałą puentą - nie patetyczną, ale nie bez wydźwięku, drobną, a jednak grającą na emocjach. Oddaje House'a.

Cytat:
- Chciał tego, - powiedziała Lisa, rozkładając ręce ze smutkiem i patrząc na Jamesa pełnymi łez oczami. - Albo chciał mi to podarować.
Ja myślę, że sobie także. Może to był sposób, by uporać się z wyrokiem i ogarniającym poczuciem pustki i straty?

Cytat:
"Ważne rodziny są jak ziemniaki. Najlepsze części są pod ziemią." - Francis Bacon
Ten cytat mnie dobił. Łzy mi w oczach stanęły.

Żeby ten komentarz nie pozostał bez wniesienia niczego konstruktywnego jedna uwaga:
Cytat:
- Jestem w ciąży, - Lisa powiedziała to cicho, patrząc w dół i uważnie studiując wzory w drewnie jej biurka.
Ponieważ jest "powiedziała" NIE stawiamy żadnych przecinków ani kropek po wypowiedzi. Tak jest zawsze gdy fragment zdania po wypowiedzi odnosi się do mówienia. Robisz tak konsekwentnie, czyli zapewne nie wiedziałaś, że to błąd. Porównaj:
- Hej, House! Chodź tutaj - wykrzyknął James. Czasownik "wykrzyknął" określa mówienie - czyli bez przecinka po "tutaj" i z małej litery.
- Hej, House! Chodź tutaj. - Przyjaciel pomachał ręką ponaglająco. "Pomachał" ma się nijak do mówienia - więc stawiamy kropkę i po myślniku zaczynamy nowe zdanie.

Naprawdę dobre tłumaczenie. Gratuluję wyboru i wykonania. Egoistycznie życzę Tobie czasu i weny, sobie więcej takich.
u.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Madeline
Waniliowy Miś


Dołączył: 18 Lip 2008
Posty: 5613
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:00, 24 Lip 2008    Temat postu:

Czegoś takiego się po prostu nie spodziewałam...świetne, smutne. Myślałam, że się poryczę po prostu...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
dzio
Moderator


Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 628
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Czw 23:22, 24 Lip 2008    Temat postu:

unblessed napisał:
Ponieważ jest "powiedziała" NIE stawiamy żadnych przecinków ani kropek po wypowiedzi. Tak jest zawsze gdy fragment zdania po wypowiedzi odnosi się do mówienia. Robisz tak konsekwentnie, czyli zapewne nie wiedziałaś, że to błąd.


Faktycznie byłam święcie przekonana, że piszę jak należy. :smt002 Dzięki za zwrócenie uwagi, poprawię byki w wolnej chwili. :smt002

Czasu na pewno mi na razie nie zabraknie, z weną może być różnie, wena jest nieprzewidywalna. :smt002


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ceone
Tygrysek Bengalski
Tygrysek Bengalski


Dołączył: 12 Cze 2008
Posty: 1766
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 8:34, 25 Lip 2008    Temat postu:

cudowny, rozryczalam się 2 razy. pomysł z karteczkami - wspaniały.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tea
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 22 Lip 2008
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:17, 25 Lip 2008    Temat postu:

Ok, przebolałam przerwy ;D i przeczytałam całość.
Cu-dne. Gratuluje omal bezbłędnego tłumaczenia. ^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ladybird
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Mar 2008
Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:03, 25 Lip 2008    Temat postu:

śliczne ! takie smutne i wzruszające ... nie mogłam się oderwać od czytania ...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kremówka
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 2623
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:52, 25 Lip 2008    Temat postu:

wow...
świetny fik i świetne tłumaczenie...
aż brak mi słów...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin