Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Co złego to nie my - autorstwa Szpilki i Oli336 xD [M]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:28, 29 Sie 2010    Temat postu: Co złego to nie my - autorstwa Szpilki i Oli336 xD [M]





Panie i… panie Wraz ze Szpilką pragnę zaprezentować miniaturkę typu... hmm... osobom normalnym wstęp wzbroniony Taaa Tak to już jest, kiedy pozwoli mi się czytać książki i kiedy pozwala się (to już nie tylko mi ) mieć włączony komputer przynajmniej do dwunastej w nocy Wszelkie nawiązania do Amerykanów są prawdziwe, zaczerpnięte z książki: „Zapiski z wielkiego kraju” Bill’a Bryson’a Aha, opowieść o Kubusiu Puchatku również jest autentyczna Długo i dialogowo… Naprawdę starałyśmy się, żeby to nie miało takiej długości ale… No cóż Nie wyszło nam Fik powstał we współpracy mojej i Szpilki No powodzenia… Aaaa sekunda W fiku znajduje się malusieńki kawałeczek mojej i Szpilki biografii Nie zdradzimy wam jednak który… i nie, to na pewno nie jest opis tej całej, nieprawdopodobnej historii





- To twoja wina!
- Moja wina? Moja wina, że dziecko, które spłodziłeś zrobiło się głodne? Przynajmniej wiemy, po kim ma taki spust! Po tatusiu! A tak w ogóle to gdzie jest nasze dziecko?!
- Pewnie je przesłuchują. Ale nie martw się. Nic im nie powie. Jestem tego pewien. Choćby je torturowali i szantażowali, ono na pewno będzie milczeć.
- House, on jeszcze nie mówi!
- Właśnie.
- Och! Lepiej wymyśl, jak się stąd wydostać!
- Widelec!
- Nie, nożyczki... Oczywiście, że widelec, a niby, co z tego? House, mógłbyś coś zrobić? Martwię się o nasze dziecko.
- Oj, nic mu nie będzie. Przecież je przesłuchują.
- House!
- Oj, cicho! Mamy widelec!
- Ekstra! Zaraz sobie podskoczę ze szczęścia! Widzisz, już skaczę. Hop, hop!
- Jesteś głupia...
- A ty idiotyczny!
- Ten widelec da nam wolność!
- Wolność da nam wszystko, jeśli się zamkniesz! I to twoja wina!
- Moja? Przecież ja tylko zabrałem was do sklepu.
- Tak, i nie zabrałeś butelki i...
- Oj, zamilcz kobieto! Widelec nas uratuje. To jest dzielny widelec, który ochrzczę imieniem John!
- Jesteś naprawdę głupi.
- Mówiłaś, że idiotyczny...
- House!
- Nie, Święty Mikołaj! Słuchaj, wykopiemy tunel tym widelcem.
- Jesteś i głupi i idiotyczny i...
- Genialny! Dam nam wolność i...
- Mówiłeś, że wolość da nam widelec, nie ty.
- Czepiasz się, posłuchaj... Przy mojej pomocy, ten widelec jest w stanie dać nam wolność. Zadowolona? Bo ja tak.
- Wiesz, ile zajmie ci kopanie tunelu? Już szybciej Wilson wpłaci za nas kaucje.
- Za nas? Chyba za ciebie i małego. Nie zapominaj, że to twoja i jego wina.
- Będziesz to kopał przez długie lata! W życiu się stąd w ten sposób nie wydostaniemy.
- O to chodzi! My będziemy kopać, a przez ten czas nasze dziecko zdąży się nieszczęśliwie zakochać, skończyć szkołę, znaleźć pracę… Problem z wychowaniem sam się rozwiązał.
- Idiota!
- Gdyby twoje piersi nie rzucały się tak w oczy, to pewnie teraz siedzielibyśmy w domu!
- A co jeśli on dalej jest głodny?
- Na pewno na tym wielkim komisariacie jest jakaś policjantka, która również karmi piersią.
- House!
- No co? O mnie już nie pomyślisz?! Ja też jestem głodny!
- Daj mi ten widelec.
- Nie ma mowy! John jest tylko mój!
- Nie troszczysz się tak o własnego syna!
- John, nie słuchaj jej. Jest po prostu zazdrosna
- House... O Boże... ty przecież zachowujesz się...
- Karygodnie, nieodpowiedzialnie i ogólnie nie na miejscu.
- Dokładnie. Cieszę się, że chociaż o tym wiesz.
- Tak, wiem. Ten Bóg zachowuje się strasznie. Mówiłem, żeby w niego nie wierzyć. Wierzysz i popatrz, co masz. Siedzisz w cuchnącej celi, z jędzowatą administratorką z wielkimi, mlecznymi cyckami i mały Johnem.
- House! Ja mówiłam o tobie!
- Jeśli mamy być dokładni to mówiłem ja. Ty jedynie przytaknęłaś.
- Ja już nie mam siły. Naprawdę nie mam na ciebie siły. Przypomnij mi, dlaczego jesteśmy razem?
- Bo mamy dziecko i nie chcesz, żeby żyło w rozbitej rodzinie?
- House! Liczyłam, że powiesz coś innego!
- No, nie wiem, może jesteśmy razem, dlatego że wsadzili nas do wspólnej celi i trudno być osobno?
- Wiesz, że nie o tym mówię!
- No to ja już nie wiem. Pewnie mnie do tego zmusiłaś.
- Tak, na pewno tak właśnie było, idioto! Gdzie jest John? Och... chciałam powiedzieć widelec! Gdzie on jest?
- Ale kto?
- Nie kto, tylko co! Widelec. Gdzie jest?
- Nie ma tu żadnego widelca.
- Och... jak ja ciebie nie znoszę! Gdzie jest... John?
- Siedzi u mnie na kolanach.
- Daj go.
- Nie, bo go upuścisz i skręcisz mu karczek.
- On nie ma żadnego... No dobra. Gdzie będziemy kopać?
- Pomóż mi odsunąć to łóżko.
- O, nie wiedziałam, że to może być takie ciężkie! Dlaczego akurat to?
- Bo tu już ktoś kopał kiedyś dziurę.
- Faktycznie! Skąd wiedziałeś?
- Intuicja.
- House?
- Bywało się tu i tam.
- House!
- To nie było nic poważnego. Takie tam bzdetki.
- Bzdetki? Siedziałeś w więzieniu?
- W areszcie! I Wilson mnie wyciągnął bez żadnego problemu. To było zwykłe nieporozumienie.
- Dość spora ta dziurka.
- No wiesz, bywałem tu kilka...
- Nie chcę wiedzieć!
- Co robisz?
- Wyjmuję kilka cegieł i... proszę bardzo!
- House! Ta dziura... nie, to nie jest dziura. To jest spory i dość długi tunel. House!
- Nie kopałem sam!
- House!
- Panie przodem.
- Tu są pająki.
- Ucieszyłabyś się, gdyby były tu tylko pająki...
- Przydałaby się latarka.
- Mało ci? Powierzyłem ci pod opiekę Johna, a ty żądasz jeszcze latarki?! Może jeszcze jacuzzi z widokiem na Nowy Jork, co?
- Chcę stąd wyjść i dokończyć karmienie twojego syna! To jedyna rzecz, o której teraz marzę.
- Jasne, karm go tak dalej, a niedługo będzie miał tyłek wielkości twojego! I nie, to nie będzie wina genów! W końcu mój tyłek jest zgrabny i…
- House!
- House, House! Mogłoby ci się znudzić. Poza tym, nie skłamałem… Tym razem. Powiedziałem prawdę. Roztyjesz go! Ani się obejrzę, a będzie nosił twoje wielkie majtki!
- Utknęłam!
- Co zrobiłaś?
- Nie mogę dalej przejść! Nie rozumiesz?
- Mówiłem, że masz za wielki tyłek!
- Wcześniej ci nie przeszkadzał! Pomóż mi!
- Po ciąży zrobił się jeszcze większy i…
- Pchaj mocniej!
- Jesteś pewna, że utknęłaś właśnie tą częścią ciała? Może to przez piersi? Szkoda, że nie pozwolili ci dokończyć karmienia.
- Mogłeś wykopać większy otwór!
- Kiedy go konstruowałem, to nie brałem pod uwagę twoich rozmiarów! To nie miał być tunel wykopany na potrzeby filmu „Uwolnić orkę”! Masz Johna! Użyj go! Tylko…
- Tylko co?!
- Uważaj na niego. On jest jeszcze taki kruchy i nieporadny…
- Ty płaczesz?!
- Nie, ziarenko piasku wpadło mi do oka.
- Czy ty kiedykolwiek traktowałeś swojego syna tak, jak ten widelec?!
- Oczywiście, że tak.
- Oświeć mnie i przypomnij, kiedy?
- Zanim zaczął się rozrastać i zajmować większą część łóżka…
- No wiesz, House? Jak możesz! To przecież twój synek!
- Tylko domniemanie.
- Wątpisz w to? Wygląda identyczny jak ty!
- Ale tyłek ma po tobie...
- Nienawidzę cię!
- Ja ciebie też.
- Pomóż mi. Przepchnij mnie!
- A John? Czy z nim wszystko w porządku?
- Dlaczego łamie ci się głos?!
- Coś mnie drapie w gardle. Chyba się przeziębiłem.
- Jasne. Ten John wylatuje od razu jak stąd wyjdziemy!
- Ty nieczuła wiedźmo! To przecież nasz widelec!
- No dobrze, możesz go zatrzymać, ale przepchnij mnie.
- Nie mogę już mocniej pchać. Jesteś za tłusta! Wiesz, przypomina mi się taka bajka, którą czytałem małemu. O Kubusiu Puchatku. On kiedyś właził do domu królika i zaklinował się w jego drzwiach. No i królik miał tyłek Kubusia w środku domu. Nakrywał go serwetkami i próbował ozdobić. Układał na nim zdjęcia. Wiesz, jak na takiej szafeczce...
- Do czego zmierzasz?! Chcesz zrobić ze mnie... szafeczkę?! I ustawiać na moim tyłku rodzinne fotki?!
- No, jeśli zajdzie taka potrzeba...
- House!
- No co? Musimy rozważyć wszystkie możliwości.
- Och, jakiś ty głupi!
- No wiesz, ten Puchatek nie dostawał nic do jedzenia przez pewien czas... pilnował go chyba jakiś taki świstak...
- House...
- Nie przerywaj mi, to ciekawa bajka. Jak on tak nic nie jadł to w końcu tyłek mu schudł i królik z impetem wypchnął go ze swojej norki! Może się uda!
- House...
- No co?
- Nie będziesz krzyczał? Kochasz mnie, prawda?
- Co zrobiłaś?
- Bo ja próbowałam powiększyć otwór i...
- I co?!
- I John... znaczy widelec... on się złamał.
- Co? Zabiłaś Johna??? O nie, ty morderco! Zamordowałaś mój widelec! Zamordowałaś mojego małego Johna! I kto nas teraz ocali?!
- Greg, boję się. Nie mogę wyjść.
- Nie rycz. Trzeba było nie niszczyć narzędzi zbrodni.
- Jakiej zbrodni?
- No, chyba nie myślisz, że to legalne?
- Ja chcę tylko nakarmić naszego synka. Nic więcej. On jest na pewno głodny i pewnie się boi i...
- Ja też jestem głodny i się boję.
- Ty jesteś dorosły.
- Tylko domniemanie.
- Och, House!
- Wiem! Już wiem, co zrobimy!
- Co ty robisz? Dlaczego ściągasz mi buty? To są moje najlepsze szpilki!
- Musisz ponieść ofiarę! W końcu to ty jesteś mordercą Johna. W sumie nie wiem, po co wychodzimy. I tak wsadzą cię z powrotem pod zarzutem morderstwa.
- Za złamanie widelca?
- Jesteśmy w Ameryce. Wszystko jest możliwe. Jeśli samochody kupuje się po tym, gdy upewnisz się, że mają dostateczną ilość uchwytów na kubeczki to, dlaczego nie? Mogą cię zamknąć.
- A co z tymi szpilkami?
- Poczekaj! To nie takie proste!
- House! Ty nie ściągasz mi tylko szpilek!
- Gorąco tu, więc pomyślałem…
- Tobie jest gorąco, a nie mnie! Przestań mnie rozbierać!
- Jak zwykle czepiasz się szczegółów! Tu jest tak gorąco, że nie ma, czym oddychać!
- Ja nie narzekam.
- Pewnie… Gdybym miał tak rozbudowaną klatkę piersiową, to też bym nie narzekał!
- House!
- No co? Już się biorę do pracy. Mam tylko nadzieję, że nie wydałaś za te szpilki dwudziestu dolców i że nie złamią się jak mój biedny, mały… Może… może uczcijmy jego pamięć minutą ciszy, co?
- Zdurniałeś do reszty?! Poza tym, te szpilki nie kosztowały…
- Chyba nie chcę wiedzieć! Mam tylko nadzieję, że zakupiłaś je ze swojej administratorskiej pensji.
- Wiesz, byłam wtedy na urlopie macierzyńskim i…
- Zabiję cię! I wiesz, co będzie w tym wszystkim najlepsze?
- Że będziesz musiał karmić naszego syna swoją własną piersią? Nie wiem jak twoje sutki to przeżyją.
- O tym nie pomyślałem…
- Jak ci idzie?
- Lepiej mi szło robienie młodego.
- House! Czy ty nawet w takich chwilach myślisz tylko o jednym?
- Powinnaś się cieszyć. Wspomniałem naszego syna.
- Pewnie tam teraz płacze. Moje maleństwo! Mama niedługo się tobą zaopiekuje.
- Nie sądzę.
- Co ma znaczyć: „Nie sądzę”?!
- Trzeba będzie go odbić. Po dobroci nam go nie dadzą. Jeszcze to jego milczenie… Dlaczego on nam nigdy niczego nie ułatwia?
- Udało się! Udało się! Mogę iść dalej!
- Masz go, prawda?
- Mam, kogo?
- Johna! Nie możemy go tu tak zostawić! On zasługuje na prawdziwy pogrzeb! Zginął w walce!
- Jesteś porąbany!
- Ale masz go, prawda? Nie możemy go tak porzucić na pastwę okrutnego losu. Był mały i taki dzielny. Nie zapominaj, że nam pomógł!
- Mam ten cholerny widelec! Chodź wreszcie.
- Wiesz, może lepiej mi go oddaj. Niepokoję się o niego, gdy jest u ciebie.
- A o naszego synka się nie niepokoisz, gdy go trzymam?!
- Niepokoję się, oczywiście, że się niepokoję.
- W takim razie, dlaczego nigdy mi go nie zabrałeś?
- Poświęcam się.
- Co???
- Poświęcam się. Cały czas żyję w stresie, abyś ty miała radochę. Nie mogę odbierać ci tego szczęścia, jakie daje ci opieka nad maleństwem.
- Jesteś głupi.
- Ile razy już to powtórzyłaś?
- Ogólnie czy dziś?
- Dziś.
- Zbyt mało!
- Która godzina? O ósmej jestem umówiony z Wilsonem. Na polanie w parku jest pokaz Monster Tracków. No więc, która godzina?
- Dla ciebie ostatnia! Nie idziesz na żaden pokaz!
- Nie bądź zarobaczą żoną! Zabieram dzieciaka. Niech się uczy!
- Nigdzie go nie weźmiesz!
- Nie bądź zaborczą matką. Daj mu trochę wolności. Musi mieć jakieś życie towarzyskie!
- On ma trzy miesiące!
- No to co? Trzeba zacząć od najmłodszych lat. Inaczej będzie zamknięty w sobie.
- Idiota!
- Masz nieraz takie wrażenie, że ktoś z twojego otoczenia nadużywa jakiegoś wyrazu a ty boisz się mu o tym powiedzieć?
- Nie, idioto!
- A ja często tak mam. Nawet teraz.
- Nie uderzaj tak mocno tym obcasem, bo go złamiesz. Bądź delikatniejszy. House!
- No co? To przez przypadek! Daj drugą.
- W życiu! To moje najlepsze szpilki. Tak je lubiłam! Jak mogłeś?!
- Ojej, dawaj. Jeden but się zepsuł to drugi do niczego ci się nie przyda, a mi może pomóc!
- Nie dam ci.
- Nie płacz! Pomyśl o dziecku!
- Nie lubię cię.
- Dziękuje. Teraz mogę kopać dalej. O, widzisz, przebiłem się! Widzę... dworzec centralny?
- Dworzec? Gdzieś ty kopał?
- No, nie wiem. Prosto.
- Jasne. Tylko zniosło nas dwieście metrów w bok. Naprawdę jesteś głupi. Nic na to nie poradzę!
- Lepiej uciec z więzienia na dworzec, niż w ogóle! To specjalnie! Teraz możemy wskoczyć do pierwszego pociągu i uciec na południe.
- A nasze dziecko?
- Okrutna rysa na idealnym planie.
- House!
- Ojeju, zapomniałem. Musimy odbić małego. Wyłaź.
- A jak znów sie zaklinuję?
- To zrobimy szafeczkę.
- House!
- Dasz radę. Ta dziura jest dość spora.
- Dobra, wyszłam. Teraz ty.
- Ale jestem zakurzony. To gdzie teraz idziemy? Kino, lody, spacer?
- House, nasz syn!
- No dobra, dobra, tylko żartowałem. Zapewne tam go przetrzymują!
- Nie możemy tak po prostu wrócić na komisariat!
- Dlaczego nie?
- Bo nas z powrotem zamkną, idioto!
- I znowu ten niekonwencjonalny sposób wyrażania uczuć do mnie… Mówiłem, że lepiej iść na pokaz.
- Ja chcę moje dziecko!
- A ja chcę… coś zjeść. Patrz, sklepik z kanapkami.
- House! Dzwonię po Wilsona.
- Po co nam on? I oddaj mi Johna. Twoje ręce są splamione jego krwią i niegodne, żeby go nosić.
- Od kiedy widelce krwawią?
- Od kiedy cię to obchodzi?
- Wiesz co? Nie rozmawiam z tobą i dzwonię do Wilsona. Wpłaci za małego kaucję i nam go przywiezie.
- Jasne… wiesz, to zły pomysł. Jak on tam pójdzie, to oni się zorientują, że nas nie ma i wyślą za nami list gończy.
- To co mam robić?!
- Zostawmy go tam. W końcu się nim znudzą i go wyrzucą. Po co im na komisariacie dziecko? A jak nie, to on w końcu dorośnie i zacznie im uprzykrzać życie.
- Ty też mi je uprzykrzasz, a jeszcze jakoś cię trzymam… A w ogóle, co to za pomysł?! Nie zostawię własnego dziecka!
- Szkoda…
- Co powiedziałeś?!
- Wiesz jak drogie są szkoły w Stanach? Zbankrutujesz!
- Ja? Dlaczego ja? Odliczę to sobie z twojego funduszu emerytalnego.
- Świetnie…
- To, co robimy?
- Dzwoń po Wilsona. Najwyżej zapłaci potrójnie plus… opłaci remont celi.
- Będzie chciał podwyżkę.
- Chciałaś odzyskać dziecko, to teraz płać. I oddasz mi wreszcie Johna?
- Trzymaj ten swój widelec!
- Moje biedactwo, co ona ci zrobiła…
- Nad swoim dzieckiem się tak nie litujesz!
- Nad nim nie ma, co się litować. Jemu trzeba zazdrościć.
- Zazdrościć?! Zdurniałeś? On siedzi na komisariacie!
- Zazdroszczę mu ciągłego dostępu do twoich…
- House! On jest tam zupełnie sam!
- Spokojnie. Jestem pewien, że wybrał sobie jakiś naprawdę fajny więzienny tatuaż.
- Mam ci przypomnieć, że on ma tylko trzy miesiące?
- Nie, nie musisz. Sklerozy nie mam.
- Chociaż tego nie masz. Cicho, dzwonię.
- Daj na głośnomówiący.
- Nie ma mowy!
- No dawaj, albo sam z nim pogadam.
- No dobra. Halo, Wilson?
- No cześć, to ja. Co tam u was słychać? Nie wiesz gdzie jest House? Umówiłem się z nim.
- House jest ze mną.
- Aha, rozumiem. Jesteście zajęci?
- Można tak powiedzieć. James, potrzebuję twojej pomocy.
- Co się stało?
- Widzisz, my... House! Oddaj mi telefon!
- Nie ma mowy! Wilson?
- Co jest? Coś ty znowu zrobił?
- Właściwie to nie ja tylko Cuddy i dzieciak. Właśnie uciekłem z Cuddy z aresztu. Wiesz, tym tunelem, który kiedyś kopałem. Ale na komisariacie przetrzymują małego. Musisz wpłacić kaucję za naszą trójkę i... za naprawę celi.
- Co??? Zwariowałeś? Co ty gadasz? Żartujesz, tak?
- No, nie... Ej, kobieto, to moje!
- Wypchaj się. James, to ja.
- Powiedź, że on żartował.
- Niestety nie.
- Dlaczego uciekliście, a nie zadzwoniliście po mnie?
- No bo, House... Ach, sama nie wiem. Przyjedź szybko i uwolnij nas.
- Już jadę. Uważajcie na siebie i nie róbcie więcej głupstw. Wróćcie na komisariat. Będę za piętnaście minut.
- Dobra.
- Dlaczego powiedziałaś: dobra? Nie możemy tam wrócić! Zamkną nas znowu. Ten Wilson ma durne pomysły.
- Jak nie wrócimy to nie oddadzą małego.
- Zaczaimy się w krzakach i wyskoczymy, gdy Wilson będzie tuż obok. On nas obroni.
- Odbija ci. Zaczęło sie od Johna. Potem chciałeś zrobić z mojego tyłka szafeczkę, a teraz chcesz ukrywać się w krzakach??? Idziemy na komisariat.
- Ale, ale, ale... nie możemy! To nie miałoby sensu!
- Dlaczego?
- Przecież uciekliśmy! Po co tam wracać? Chodźmy do domu. Jestem głodny.
- House, tam jest nasze dziecko!
- Wilson przyjedzie to go uwoli i nam podrzuci. No, chodź.
- Jesteś durny! Idziemy.
- Do domu?
- Nie, na komisariat!
- E tam. Nie podoba mi się ten pomysł. John mówi, że on chce do domu.
- To widelec!
- Pomógł nam. To cześć rodziny.
- No, nawet dwie części...
- Ty kobieto bez uczuć!
- Och, jest Wilson!
- Cuddy? Dlaczego nie masz szpilek?
- To długa historia…
- Świetnie, że jesteś. Możemy nareszcie jechać!
- Dokąd ty znowu chcesz jechać? Trzeba odebrać nasze dziecko!
- Myślałem o tym pokazie, a później o zakładzie pogrzebowym…
- House, o zakładzie pogrzebowym?
- Tak! O zakładzie! Widziałem tu jeden na rogu. Nazywał się: „Zakład pogrzebowy ostatnia droga.” Myślisz, że zrobią taką małą trumienkę?
- Młody nie żyje?!
- Nie zwracaj na niego uwagi. On gada z widelcem!
- Z Johnem! Już zapomniałaś, ile mu zawdzięczasz? A to podobno ja nie mam serca!
- John to widelec?
- I co się tak głupio pytasz? Czy to aż takie dziwne?!
- Tak…
- Uspokójcie się! Idziemy na komisariat! Muszę dokończyć karmić małego!
- Dlaczego moje potrzeby się już nie liczą?
- Obiecuję, że zaraz po wizycie na komisariacie, pójdziemy zamówić małą, dębową trumienkę. Zadowolony?
- A jedzenie, a pokaz? Weź to sobie gdzieś notuj, bo nie nadążasz! A podobno to ja nie dbam o potrzeby innych.
- Zamkniecie się? Chciałabym już to wszystko mieć za sobą. Czy oni w ogóle przyjmują tam karty kredytowe?
- To nowoczesny posterunek.
- Mój mały synek.
- John, mama cię woła.
- Ty idioto! Ja mam tylko jednego syna!
- Tak w ogóle to, dlaczego was aresztowali?
- To przez jej duże, mleczne cycki!
- To przez odziedziczony po tatusiu ciągły głód!
- Chyba nie jestem na bieżąco…
- Oj, Wilson, to nie istotne! Idź i zapłać. No, idź!
- House, nie popychaj mnie! Dzień dobry, pani.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc, proszę... Co państwo tu robią?! Przecież...!
- Ja właśnie w tej sprawie...
- Paul! Paul, chodź tu natychmiast! Pamiętasz tych wariatów z dzieckiem z celi numer dwa? Tych, których aresztowałeś za obnażanie się w miejscu publicznym?
- Tą kobietę karmiącą piersią i idiotę, który uważał, że się na nią napalam, bo do niej podszedłem?
- Tak. Właśnie o nich mówię. Oni są tutaj!
- Jak to?
- Proszę pani, ja chciałem właśnie wpłacić za nich kaucję. Oni... ja porozmawiam z nimi na ten temat. Oni już... To się już nie powtórzy.
- Ale jak? W jaki sposób oni...?
- Ja też nie wiem, w jaki sposób się udało. Już myślałem, że szafeczka będzie niezbędna...
- Zamknij się, House! Proszę, oto moja karta.
- No dobrze, ale ja nie wiem czy powinnam...
- Przecież nikt się o tym nie dowie. Wrócili tu dobrowolnie i będą już grzeczni.
- W sypialni nie...
- House! Proszę, niech pani będzie tak miła.
- Zatrzepocz rzęsami to może się uda...
- House!
- No co? Taka prawda? Ja mam zatrzepotać?
- No dobrze, niech wam będzie.
- Wiedziałem, że nam pani pomoże. Dziękujemy.
- Gdzie jest mój synek? On na pewno jest głodny! Boże, gdzie on jest?
- Proszę bardzo, jest tutaj. Nic mu nie jest.
- Nic nie powiedział, prawda? Moja krew. Wie, kiedy milczeć i nie wydać rodziców. Przynajmniej nie potrzebujemy adwokata. Cuddy, czy on ma jakiś tatuaż?
- House!
- No, co znowu? Mamy młodego to chodźmy wreszcie po trumienkę! John... ja chciałbym już go pochować. To wszystko jest dla naszej rodziny bardzo bolesne.
- Jesteście porąbanie. Oboje.
- Ależ, Wilson! Chociaż... przyjdziesz na pogrzeb?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez OLA336 dnia Nie 16:31, 29 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
paulinka11133
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 08 Gru 2008
Posty: 468
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:43, 29 Sie 2010    Temat postu:

Szok, totalny szok.

Ta nadopiekuńczość House'a w stosunku do swojego... widelca


Cytat:
- House!
- Nie, Święty Mikołaj! Słuchaj, wykopiemy tunel tym widelcem.
- Jesteś i głupi i idiotyczny i...
- Genialny! Dam nam wolność i...
- Mówiłeś, że wolość da nam widelec, nie ty.
- Czepiasz się, posłuchaj... Przy mojej pomocy, ten widelec jest w stanie dać nam wolność. Zadowolona? Bo ja tak.



To wszystko jest takie niewyobrażalne. Nawet jak na moją bujną wyobraźnie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez paulinka11133 dnia Nie 19:11, 29 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kika
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 246
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Żywiec
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:05, 29 Sie 2010    Temat postu:

Szpiluś i Olu,
osobiście nie przepadam za samymi dialogami, cóż... mam nieuleczalny fetysz opisów Jednak muszę stwierdzić, że całość jest dość przyjemna i śmieszna Mimo ogromu mojej wyobraźni, za nic w świecie nie potrafię sobie zobrazować widelca-Johna i matkującego mu House'a... To wykracza poza granice percepcji mojego małego rozumku

Pozdrawiam,
Kika.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Coccinella
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 24 Kwi 2009
Posty: 939
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szpital Psychiatryczny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:07, 29 Sie 2010    Temat postu:

Przesadzone.

Niestety, nie trafiło o mojego serca ani nawet w okolice. Naprawdę kocham groteski i wszelki absurd, ale w umiarze. Nie lubię tego, ale muszę trochę pomarudzić.

Jestem w szoku.

Ile tekstów o tyłku, piersiach i ogólnie kobiecych atrybutach Cuddy dałoby się jeszcze upchnąć w ten... hm, dialog? Zmiażdżył mnie motyw niemowlaka w areszcie i pomysłu wpłacenia za niego kaucji. Widelec John był na początku zabawny, ale później życzyłam mu spłynięcia w studzience kanalizacyjnej i zniknięciu z akcji tego fika. Było kilka niezłych tekstów, ale nie wykorzystały swojego potencjału ani trochę, upchnięte gdzieś pomiędzy widelec a... widelec.

Mój rozumek, podobnie jak rozumek Kiki, nie jest chyba w stanie tego wszystkiego ogarnąć.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zuu
Internista
Internista


Dołączył: 02 Sty 2010
Posty: 657
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:27, 30 Sie 2010    Temat postu:

hmm... Nie wiem co powiedzieć.
Tytuł zachęcił mnie do przeczytania ale oprócz paru tekstów z widelcem nie znalazłam tu nic ciekawego. Przepraszam ale naprawdę nie rozumiem o co chodziło. Jaki areszt? Jaki tunel? i do tego dziecko??? Nie, to widocznie nie dla mnie.
Mimo wszystko wiem, że stać was na coś, moim zdaniem, lepszego.
Życzę wena na coś docierającego do szerszego grona odbiorców.
Pzdr.

PS. Nie jestem pewna czy niema literówki w przedostatniej linijce.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
justykacz
Groke's smile
Groke's smile


Dołączył: 16 Mar 2008
Posty: 1856
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 47 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:44, 30 Sie 2010    Temat postu:

Przedobrzyłyście sprawę Miało być absurdalnie i śmiesznie, wyszło zbyt absurdalnie i żałośnie. Jestem szczera do bólu.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin