Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Duża, większa i największa afera [NZ]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 13:10, 21 Lis 2013    Temat postu:

HelpMe napisał:


Ja przepraszam, ale że co?! Jakie niby dziecko?! Jeśli to tak, jak myślę, to dołączam do Oli...


Ja wiedziałam, że znajdę kogoś, kto mnie w tym poprze


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Endymion
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 04 Lip 2013
Posty: 191
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdzieś z Księżyca..
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:19, 21 Lis 2013    Temat postu:

To idziemy w tróję.
Podaj tylko adres..<lol>
Różany dom nie brzmi głupio, ale I'm Huddzinka, więc no way!!
A do klik to porosze. Osobiście mnie Rudy uczy geografii i powtarza przez cały czad "defakto"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:36, 21 Lis 2013    Temat postu:

Heh, rozwalacie mnie wszyscy
Widzę, że tą jedną wypowiedzią, jakby to powiedziała moja ekhem "ukochana" wychowawczyni - zamęt podniosłam (nie pytajcie lepiej )
A tak na serio - byłam ciekawa czy naprawdę uwierzycie w to Ja sekretów fabuły tak łatwo nie wyjawiam - nie ma tak łatwo Więc powiem tak: - nie, nie będzie żadnego dziecka Rose i House'a, a przynajmniej na razie

OLA336 napisał:
Jak House'a kocham, przysięgam, że go zabije jak zrobi jej dziecko

Kocham, ale zabiję? Chyba wolę już ten pomysł z kastracją O ile zdążysz na czas

HelpMe napisał:
Ale Rose Hogs - House? NIE!!!

Ale czemuuu Patrz - jak to zdążyła zauważyć Leah - oboje rozwiązują zagadki, ich nazwiska zaczynają się na "H", samotni, porywczy itp.. przypadeg? nie sondze


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Endymion
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 04 Lip 2013
Posty: 191
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdzieś z Księżyca..
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:07, 21 Lis 2013    Temat postu:

Uff to przynajmniej tyle.....
Cytat:
Ale czemuuu Patrz - jak to zdążyła zauważyć Leah - oboje rozwiązują zagadki, ich nazwiska zaczynają się na "H", samotni, porywczy itp.. przypadeg? nie sondze


To co, że są do siebie podobni,
Skwituję, to tak Różnice się przyciągają... I co zatkało kakao :pije


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
HelpMe
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 27 Paź 2013
Posty: 224
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:09, 21 Lis 2013    Temat postu:

Cytat:
Ale czemuuu Patrz - jak to zdążyła zauważyć Leah - oboje rozwiązują zagadki, ich nazwiska zaczynają się na "H", samotni, porywczy itp.. przypadeg? nie sondze

I co? Właśnie dlatego do siebie nie pasują. To jest tak, jak z puzzlami: dwa identyczne kawałki nigdy nie będą do siebie pasowały. A dobra para puzzli jest swoim przeciwieństwem, chociaż mają kilka wspólnych punktów, gdzie przez mały kawałek są takie same...
To Cuddy jest kawałkiem pasującym do House'a! Nie Rose!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Endymion
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 04 Lip 2013
Posty: 191
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdzieś z Księżyca..
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:02, 22 Lis 2013    Temat postu:

Haha nie masz zwolenników to znaczy,że wygrałyśmy:jump:


HelpMe napisała:
Cytat:
I co? Właśnie dlatego do siebie nie pasują. To jest tak, jak z puzzlami: dwa identyczne kawałki nigdy nie będą do siebie pasowały. A dobra para puzzli jest swoim przeciwieństwem, chociaż mają kilka wspólnych punktów, gdzie przez mały kawałek są takie same...
To Cuddy jest kawałkiem pasującym do House'a! Nie Rose!


Widzisz, że mamy podobne zdanie na ten temat.. Lepiej bym tego nie ujeła..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:38, 11 Sty 2014    Temat postu:

W końcu udało się! Rozdział napisanyyy
Tak na marginesie, czasami zastanawiam się czy jak wysyłam rozdział tutaj, kto bardziej się cieszy - ja czy wy? Ja tam zawsze mam wielką radochę kiedy jakimś cudem w końcu uda mi się znów napisać coś dalej
Wszyscy wiemy czemu tak długo mi się przeciągało - nie miałam za bardzo jak go pisać, w bibliotece przesiadywałam nie za długo ( w porównaniu do tego ile mogłam siedzieć na kompie ) Ech, mam nadzieję, że jeszcze ktoś czeka na ten kawałek testu
Początkowo miał być dużo dłuższy, ale doszłam do wniosku, że przy takim tempie, to z tym z rozdziałem nie zdążyłabym do wiosny

Endymion napisał:
Haha nie masz zwolenników to znaczy,że wygrałyśmy:jump:

Mam Haha, nie wygrałyście Ta osoba niestety nie jest zajerestrowana na forum, ale wysyłam jej prywatnie, tuż po napisaniu rozdziału, jeszcze przed zbetowaniem
Jeszcze parę nudnych słów ode mnie - niestety ten długo wyczekiwany rozdział nie został zbetowany, Wysłałam go parę dni temu do Lacidy, niestety nie pojawiła się na forum do tego czasu, a ja jestem dość niecierpliwa Więc tym razem pewnie znajdziecie z kilka błędów przynajmniej... Poza tym był pisany na szybko, czasem z weną, czasem bez, podobna sprawa z moimi notatkami... Przepraszam za jakoś, ale.. powiedzmy że był pisany w "ekstremalnych warunkach" No nic - mam nadzieję, że to nikogo nie zniechęci
Rzadko to robię, ale nie wiem kiedy dodam następną rozdziałową oznakę życia, więc - rozdział dedykuję tym wszystkim, którzy czekali i teraz to czytają Dziękuję za uwagę


Rozdział VI
[MMM]Podjechał swoim motocyklem na parking przy supermarkecie "Ralphs". Według opisu Rose, miejsce, w którym miał odbyć się ten cały cyrk znajdował się dwa budynki dalej.
[MMM]Oczywiście zdecydował się opuścić tę najnudniejszą część, a przyjść dopiero na... Jak to ona nazwała? Imprezę dla elegantów, ot co! Nie zbytnio lubił takich rzeczy, ale lepsze to niż te nudne wygłoszenia, przemowy itp.
[MMM]Mimo rady pani policjant o treści ubioru, poprzestał na białej koszuli, zwykłych dżinsach i czarnej, skórzanej kurtce. I tak zdążył się już zorientować, że Rose tej całej pierwszej i drugiej części imprezy także nie traktuje jakoś bardzo poważnie. Gorzej z tym, że musiała sama siedzieć na tych nudnych przemowach. No cóż - jakoś chyba przeżyje jej kazanie, Cuddy przecież i tak nikt w tym nie pobije!
[MMM]W końcu doszedł do właściwych drzwi. Rozejrzał się wokół, po czym nie zastanawiając się jeszcze dłużej, chwycił za klamkę i wszedł do środka.
[MMM]Znalazł się w dużym, przyciemnionym, pełnym bardzo elegancko ubranych ludzi pomieszczeniu, z których trzy czwarte obecnych trzymało w dłoniach kieliszki z czerwonym winem. W tle leciała lekko ściszona "Jesień" Vivaldiego.
[MMM]Od razu rzucił mu się w oczy, stojący tuż przy wejściu lekko siwiejący, z okularami na nosie, mężczyzna w szarym garniturze.
- Przepraszam, kim pan jest? Został pan zaproszony?! - warknął niezbyt przyjemnym tonem.
"Jak tylko uda mi się wcisnąć na ten etap niby imprezowy, przysięgam, że doleję temu gogusiowi coś do picia!" - pomyślał House.
[MMM]Na szczęście, zanim zdążył odezwać się choćby słowem, podszedł do niego dosyć potężny mężczyzna. Obrzucił ich groźnym spojrzeniem. Nie trzeba było być geniuszem, aby się domyślić, że zajmował on dość ważne stanowisko.
- Przepraszam, czy Gregory House? - zapytał, skierowując wzrok na diagnoście.
- Nie, Święty Mikołaj - odparł, przewracając oczami. Nie miał najmniejszego zamiaru udowadniać kim jest, a kim nie, tylko po to, aby wejść na tę głupią imprezkę.
[MMM]Wyglądało jednak na to, że to zdanie potwierdziło przekonania potężnego mężczyzny. Rzucił groźne spojrzenie na podwładnego w szarym garniturze, po czym warknął do niego:
- Nie pamiętam, abym ci kazał stać tutaj i wpuszczać tylko tych, co chcesz. Idź się lepiej zajmij swoimi sprawami! Jakbym chciał, poświęciłbym to zadanie komuś bardziej z łbem na karku!
Mężczyzna w szarym garniturze pokiwał niemal niezauważalnie głową, po czym szybko zniknął z pola widzenia, mrucząc coś szeptem pod nosem. Szef jednak tego albo tylko udawał, albo nie dosłyszał. Od razu zwrócił się do diagnosty, zmieniając na o wiele łagodniejszy ton:
- Przepraszam za Stephena. To dobry policjant, ale czasem zbyt nieufny, czasem nawet po pracy... Poza tym rzadko kiedy gościmy tylu ludzi na corocznym balu policyjnym... A właśnie, nie przedstawiłem się - Mark Keekman , komendant główny policji w New Jersey.
[MMM]House uniósł w zdziwieniu brwi. Miał nieodparte wrażenie, że już kiedyś widział tego faceta... W szpitalu? Na ulicy? W barze? Wszędzie, ale na pewno nie na komendzie, tego był pewien.
- Pan pewnie z naszą Rose, prawda? -spytał, po czym uśmiechnął się sztucznie od ucha do ucha. - U nas newsy szybko się rozchodzą... no - czasem nie u wszystkich - dodał, zezując w stronę miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą stał Stephen. - Jak widzi pan, nawet policjanci potrafią się bawić, życie to nie sama praca, nieprawda? - spytał, po czym zachichotał, jakby powiedział coś bardzo zabawnego. House, którego próby wydostania się spod wielkiego i dość ciężkiego ramienia komendant okazały się bezużyteczne, mógł sobie pozwolić jedynie na ostentacyjne przewrócenie oczami.
- Na takie przyjęcia zapraszamy wyłącznie same ważne osobistości, nie tylko z New Jersey! Znaczy... nie, żeby nie był jedną z nich, po prostu...
- Tak, to była najciekawsza rozmowa w moim życiu - w końcu przerwał mu House. - Ale....
- Już wiem - nie pan nic już więcej nie mówi! - wykrzyknął Mark, po czym posłał House'owi niezłego kuksańca. - Czasem zapominam, że goście nie przychodzą tutaj na pogaduszki ze mną, proszę mi wybaczyć. Pan zapewne szuka Rose, nieprawda?
Przez chwilę House zastanawiał się nad oddaniem komendantowi, a odpowiedzią, ale w końcu z wielkim bólem wybrał to drugie - przytaknął, przewracając oczami i robiąc jedną, ze swoich słynnych, dziecinnych min.
- Niestety nie widziałem jej już od dłuższego czasu... No nic, tam stoi Leah, ona pewnie wie gdzie Rose jest. Na mnie już czas, miło nam się rozmawiało, Doktorze Hou - sie - rzucił, dziwnie akcentując ostatnie słowo, po czym w końcu wziął swoje ciężkie ramię i ruszył w stronę stołu z przystawkami. Niecałe pół minuty po tym, podeszła do diagnosty młoda, niska blondynka z mocnym makijażem, w czerwonej sukni z wycięciem na plecach. Od razu rozpoznał w niej tamtą właścicielkę srebrnego Volvo, którą widział na szpitalnym parkingu parę dni temu.
"Kolejna moja opiekunka" - przemknęła Gregowi przez myśl. "Ale lepsze taka, niż ten obłudny goguś!"
- Ty jesteś Greg House, zgadza się? - zapytała, obdarzając go szerokim uśmiechem. Przypominała trochę Rose - zachowaniem, dość drogimi rzeczami, seksapilem.... Tylko była trochę niższa no i oczywiście miała inny kolor włosów.
- Tak, a ty musisz być Leah - jeśli masz się mną zająć, zanim zjawi się Rose, to proponuję przejść od razu na zaplecze.... Pierwszy raz znalazłem się w miejscu, gdzie już druga nieznana osoba wie kim jestem.... - mruknął House z podziwem.
- Hm... jesteś wśród całej masy glin, więc nie cieszyłabym na twoim miejscu jakoś szczególnie - odparła blondynka, po czym dodała: - Może wina? Co prawda lepiej to nasze coś wygląda niż smakuje, ale to wyłącznie wina skąpiej natury szefa.
- Z tego co pamiętam, to z reguły mężczyźni proponują i dolewają kobietom coś do picia, a nie na odwrót... -odparł, przyjmując od niej pełny kieliszek.
- Znalazł się kolejny - tym razem dziewczyna przewróciła oczami. - Słuchaj - za parę godzin, każdy będzie taki, a zapewniam cię, że jest tu wiele przystojniejszych od ciebie..
- Nie wątpię - odpowiedział specjalnie spoglądając jej w dość duży dekolt. - Ale ja to chyba trafiłam na atrakcję wieczoru, co? - zapytał, biorąc kieliszek do ręki.
- Nie radziłabym ci ze mną romansować - gliny potrafią nieźle się zemścić...
- Już się cały trzęsę - odparł sarkastycznym tonem, - Was wszystkie tutaj z jednego miotu brali, czy co?
- Widać chyba nie widziałeś naszej Janet, w sumie lepiej dla ciebie. Ona zasadniczo źle wpływa na zdrowie dziewięćdziesięciu pięciu procent wpadających na komendę mężczyzn.
- Na pewno nie aż tak, jak ty skarbie - odparł, po czym wystawił lekceważąco jak równie dziecinnie język w stronę blondynki. - Wy musicie być jakimiś siostrami czy coś? Obie bogate diabły, z wielkimi cyckami, trudnymi charakterami, seksapilem, drogimi wozami...
- Ej, koleś nie zapędzaj się tak - odpowiedziała Leah. - To, że jesteśmy podobne i razem pracujemy, to nie znaczy od razu, że jesteśmy spokrewnione! Ja jestem jedynaczką, wywodzę się z dość bogatej rodziny Smithów, jakich wiele, właścicieli jednych z największych firm kosmetycznych w kraju...
- Świetnie, a Rose?
- Co Rose?
- Noo jak ona się tyle dorobiła? Ma dużo klientów? Bo nie myśl, że uwierzę ci, iż tyle zarabia jako glina...
Leah zasępiła się, jakby zadał jej jakąś piekielnie trudną zagadkę.
- W sumie to... nigdy się tym jakoś nie zastanawiałam - odparła, unosząc w dalszym zamyśleniu kieliszek w kierunku ust.
- Niby jak - siostry, papusie nierozłączki, a nie mówią sobie nic o swoich rodzinach?! - zdziwił się House.
- Mówimy! - zaczęła Leah oburzonym tonem, jednak po chwili się poprawiła: - Znaczy ja opowiadałam już parę razy, a ona.... Jakoś jej dotąd o to nie pytałam... Nigdy nie spotkałam nikogo z jej rodziny, zawsze Rose spędza święta sama, albo ze mną i Jackiem... Jakoś jak widać nie ma zbyt dużo kontaktów z bliskimi, może dlatego nie lubi o nich wspominać... Chociaż przyznaję - jest to trochę dziwne, biorąc to pod uwagę, że zazwyczaj mówimy sobie wszystko... - mruknęła pod nosem, bardziej do siebie, niż do diagnosty.
- Kto czego? - Nagle dobiegł do ich uszu znajomy głos, dobiegając zza pleców. - Zdrajca jednak pojawił się na miejscu zbrodni - powiedziała po chwili Rose lekko obrażonym tonem do znudzonego wszystkim House i lekko zmieszanej Leah. Miała znowu na sobie czarną, piękną suknię z dużym dekoltem. Tym razem część włosów spięła dużą spinką z tyłu, reszcie pozwoliła swobodnie układać się na jej ramionach.
- Twój książę o czarnej lasce ma taki popęd, że jest gotowy przespać się z każdą, byleby miała tyle kasy i seksapilu co ty - typowy facet - rzuciła w końcu blondynka, odrobinę zirytowanym tonem. Miała wielką nadzieję, że przyjaciółka nie słyszała za dużo jej wcześniej słów. Czuła, że powiedziała House'owi więcej, niż chciała.
- Jeszcze raz mnie tak wystawi, to obiecuję że jedyną partnerką, na którą będzie mógł sobie wtedy pozwolić, to tylkoz jego poduszką! - wycedziła Rose przez zęby.
- Wspominałem już, że jesteś jeszcze seksowniejsza, kiedy się złościsz?
- Podczas zabijania również?
- Możesz za to nie przyjść na mój pogrzeb, zadowolona? - rzucił po chwili, po raz kolejny tego dnia przewracając oczami.
- Tak... - wtrąciła dotąd miląca Leah. - Jesteście siebie warci, uroczy i tak dalej, to co mówią w filmach zazwyczaj w takich sytuacjach... House, mógłbyś skoczyć, sprawdzić, czy nie ma ciebie cztery pokoje dalej?
[MMM]Rose, widząc, że diagnosta ma zamiar protestować, obrzucić Leah jakimś seksistowską czy jakąkolwiek uwagą, nie zastanawiając się długo, podeszła do niego, stanęła na palcach i delikatnie cmoknęła jego w policzek.
[MMM]Delikatne muśnięcie ustami, jej piękne, błyskające, wpatrzone prosto w niego oczy, woń zapewne cholernie drogich, z resztą jak wszystko co posiadała, perfum... Przy tym wszystkim, nawet nie mógł spróbować zaprotestować.
- To może jeszcze - na pożegnanie? - zapytał, nastawiając policzek. Ona jednak tym razem tyle cmoknęła swoją dłoń i posłała mu całusa.
- Bon voyage, panie Zachłanniku - odparła, rzucając mu zalotne spojrzenie.
[MMM]W końcu, powolnym, bardzo powolnym i "marudnym" krokiem ruszył w stronę łazienki rzucając jeszcze po drodze, bardziej w stronę Leah, niż jej rudowłosej przyjaciółki:
- I tak Rosie mi wszystko wyśpiewa w nocy, pomiędzy swoimi jękami ekscytacji!
[MMM]Starsza policjantka przewróciła ostentacyjnie oczami i rzuciła:
- O czym chciałaś ze mną porozmawiać?
- Jack wrócił z tych jego wypraw po najświeższe wieści w barze pod lasem. Zdobył dość ciekawego newsa. Szukał ciebie z początku, ale tuż po apelu się gdzieś ulotniłaś...
- Czego się dowiedział? - spytała Rose.
- No więc... wiem że to może brzmieć kompletnie absurdalnie, biorąc pod uwagę to, że media milczą wyjątkowo o tym i ogólnie wszyscy, którzy to wiedzą starają się utrzymać to w tajemnicy, ale... była ucieczka z więzienia w Mercy...
- Masowa?
- Nie! Na szczęście... Gorzej z tym, żę uciekło paru groźnych przestępców...
- Kiedy to było? - przerwała jej Rose, już lekko zdenerwowanym tonem.
- Z tego co mówił Jack to jakieś trzy tygodnie temu - odparła Leah, przygryzając wargę.
- Trzy tygodnie?!!! - wybuchnęła Rose z nieukrywaną złością. - I dopiero teraz się o tym dowiadujemy?!
- Jak już wspominałam, ci kretyni z Mercy starali się jak najbardziej to zatuszować. No cóż - dotąd szło im to całkiem nieźle.
- Ale dlaczego?
- Nie mam pojęcia - odparła Leah, wzruszając ramionami. - Może nie chcieli wywoływać paniki... chociaż nie, po tak długim czasie, jak ludzie się dowiedzą, będzie większa panika, niż gdyby dowiedzieliby się od razu... To bez sensu,
- Idioci - fuknęła Rose ze złością. - Kto dokładnie im zbiegł?
- Nie dużo - na szczęście.
- Jeszcze nam tylko brakowało tego, aby cała chmara przestępców grasowała na wolności - rzuciła pod nosem rudowłosa pani komisarz.
- Z tego co pamiętam było ich troje - ci słynni bliźniacy Carlosowie, wiesz - dochodzący trzydziestki, siedzący za włamania do domów i paru banków na terenie New Jersey, dodatkowo zabili przy tym z dziesięć osób, zanim zdążyli ich zgarnąć.
- Pamiętam ich - mruknęła Rose. - Sama przez jakiś czas zajmowałam się ich sprawą, podczas stażu w Mercy. Jedni z największych kleptomano - morderców, o których słyszałam.
- Jak w ogóle ich zgarnęli? - spytała Leah, z nieukrywaną ciekawością.
- Siostra ich wydała - odparła Rose lekko zgorzkniale. - Cudownie, będę chyba musiała wymienić alarm w domu - ktoś jeszcze?
- Skazany na trzydzieści lat, za otrucia dość wielu osób, ze skutkiem śmiertelnym, jak mu tam było? A już wiem, przecież to nasz słynny "Pan z jednoosobowej brygady RR"
- Że niby co?! - zapytała Rose, czując że pierwszy raz wie mniej od o wiele młodszej od siebie, swojej przyjaciółki Leah.
- No nie mów, że pracujesz tutaj dłużej ode mnie, a jego nie znasz! - powiedziała blondynka, z rozbawieniem. - Takiego gościa się nie zapomina! No nie ważne - to podobno przecież u nas wymyślili to przezwisko...
[MMM]Widząc, że przyjaciółka dalej się nie domyśla o kogo chodzi, w końcu rzuciła:
- Richard Rosewood.
- TEN? - spytała zszokowana Rose, czując, że przebiegł przez nią niekontrolowany dreszcz.
- A znasz jeszcze jakiegoś? - odparła Leah zirytowanym tonem.
- I mówisz o tym tak spokojnie?! - wybuchła nagle rudowłosa.
- Ej no, uspokój się! To nie jest jakiś Osama Bin Laden przecież - odpowiedziała blondynka przewracając oczami.
- Nie zajmowałaś się, ani nawet nie widziałaś dokładnie jego sprawy! Nie wiesz jaki naprawdę jest niebezpieczny!
- A ty zajmowałaś się tym, mając... szesnaście lat?!
- Interesowałam się tą sprawą, więc udało mi się wszystkiego dowiedzieć o tym, ma się swoje sposoby - odparła Rose obrażonym tonem.
[MMM] Nagle dostrzegła nadchodzącego z drugiego rogu sali House'a, więc jeszcze szybko szepnęła do ucha przyjaciółki:
- Ktoś się już zaczął zajmować tą sprawą?
- Żartujesz?! - rzuciła odrobinę za głośno Leah. - Przecież formalnie, to ta sprawa nie istnieje! Nawet szef udawał, że nie słyszał tego, co mówił Jack!
- A czego innego można było się po Marku spodziewać - odpowiedziała Rose kolejny raz tego dnia zirytowanym tonem.
- No wiesz - jakbyś TY z nim porozmawiała, pewnie z entuzjazmem biegnącego szczeniaka za kością przystąpił do tej sprawy - odparła Leah, unosząc brwi.
- Jeszcze czego! - fuknęła rudowłosa z oburzeniem. - Może chociaż Jack się tym zajął...
- Nic mi o tym nie wiadomo... Zresztą, prędzej ty dowiedziałabyś się tego ode mnie. Wiesz, jaki ma do mnie stosunek, po poprzednim balu policji... Oho - twój pogięty Romeo przybywa! - rzuciła, po czym natychmiastowo się ulotniła, znikając gdzieś w tłumie gości.
Rose ciężko westchnęła. Jeszcze tylko tego jej brakowało! Ze sztucznym uśmiechem ruszyła w stronę House'a. Wyglądało na to, że rozmowa z Jackiem będzie musiała trochę poczekać.
[MMMMMMMMMM]***
- Witam ponownie wszystkie zaproszone panie oraz panów! Ta impreza była jak zawsze wyjątkowa. Lecz, jak wszyscy wiemy czas strasznie szybko leci przy dobrej zabawie, no i niestety nasz już czterdziesty dziewiąty Bal Policji także nie jest wyjątkiem... Jedyne co mi jeszcze pozostało, to podziękować państwu za przybycie. Mam nadzieję, że tę parę godzin spędzonych tutaj nie było straconych! Jeszcze raz dziękuję i do zobaczenia, przynajmniej mam nadzieję, nie wcześniej niż za rok! Życzę miłego wieczoru! - zagrzmiał głos Marka Keekmana, mówiącego przez mikrofon. - Jednak, jeszcze zanim się już wszyscy się rozjedziemy domów, chciałbym zaprosić was na ten ostatni kawałek - tutaj, parkiet. Jak nie posiadacie przypadkiem partnerki, proszę się nie krępować! Nasze komisarki z wielką radością potowarzyszą państwo w tańcu...
- Jasne - o niczym innym nie marzę - mruknęła Leah i natychmiastowo zniknęła za drzwiami łazienki.
- Jeszcze raz życzę miłego wieczoru! - dokończył Marek, po czym z szerokim uśmiechem zszedł z podwyższenia i ruszył pewnym krokiem, zmierzając prosto w stronę Rose. W tle zaczął lecieć "Fields of Gold" Stinga. Ona, widząc to, natychmiastowo chwyciła House'a za rękę i nie obrzucając go choćby jednym spojrzeniem, pociągnęła diagnostę prosto na parkiet, rzucając złośliwe spojrzenie swojemu pracodawcy, znad ramienia Grega.
- Ej, ja nie tańczę! - wykrzyknął dopiero po chwili zbyt oszołomiony tym gwałtownym posunięciem policjantki.
- A ja nie śpiewam, a jakoś na tak zwanym after - party będę musiała to zrobić - odparła znudzonym tonem, kładąc swoje ręce na jego ramiona.
- Ale jak nagle ciebie odepchnę i zacznę się wydzierać, to zwrócę na siebie uwagę i jednak będziesz musiała zatańczyć z tym sztucznym gogusiem...
- I co wtedy powiesz? Że ciebie molestuję, wręcz zmuszam do tańca? - spytała kpiącym tonem, po czym głośno westchnęła i położyła jego dłonie na swoje biodra.
- Zawsze jesteś z facetami taka samoobsługowa?
- No niestety - wy mężczyźni jesteście z natury albo niezdecydowani, albo zbyt mało pewni siebie.
- No dobra - to teraz może powiedz mi, co będę z tego miał?
Spojrzała na niego zażenowanym wzrokiem.
- No co?! Ja też mogę chcieć czegoś od życia, skoro uratowałem ciebie od tańca z tym śliniącym się do ciebie idiotą!
- Skąd wiesz, że się do mnie ślini - zapytała Rose z nieukrywaną ciekawością.
[MMM]House nagle jęknął i skrzywił się nieznacznie, po czym odruchowo sięgnął do kieszeni. Dopiero przy odkręcaniu wieczka spojrzał pytająco na swoją partnerkę.
- Oj, nie musisz się z tym chować przede mną! Bierz to szybko, póki nie patrzę
[MMM] Lekko zdziwiony połknął w końcu dwie tabletki. Rose jakby czytała w jego myślach:
- Zaskoczony, że wiem o twoim uzależnieniu, czy dlatego że je toleruję? - spytała rozbawionym tonem.
- Oba - mruknął, trzymając między zębami już trzecią tabletkę.
- Przez te pozwy, który raz na jakiś czas do nas docierają, wiemy o tobie dość dużo. Poza tym trzeba być ślepym, by tego nie zauważyć! W pracy, za przeoczenie takiego czegoś... no cóż - miałabym przechlapane.
- A twoja tolerancja niby to płynie z tego lodowatego serca? - zakpił House.
- Powiedzmy, że widziałam już dużo gorsze przypadki - odparła, zmuszając go do obrotu.
[MMM]Przez resztę tańca kołysali się w rytm muzyki w kompletnym milczeniu. W końcu piosenka się skończyła, muzyka ucichła. Rozległy się oklaski, po czym trzy czwarte obecnych gości zaczęło się zbierać. Rose przygładziła nerwowo materiał sukienki.
- Niestety, muszę ciebie kochanie opuścić na jakiś czas... Jak tylko szef łaskawie ruszy swoje ogromne cztery litery, rozpoczyna się after - party - rzuciła, po czym widząc nadchodzącą w ich stronę Leah, szybko ruszyła w stronę łazienki.
- Gotowy na imprezę? - spytała, układając włosy w niedbały kok. Przebrała się - teraz zamiast czerwonej sukienki, miała na sobie zwykły, różowy top i czarne leginsy.
- U was impreza to znaczy kolejny szopka?
- A u was jedynie picie, dziwki, rzyganie i kompletną rozróbę?
[MMM]Nie odpowiedział. Jakoś niespecjalnie miał ochotę dłużej tutaj zostać. Chociaż... Wrócić do domu z Rose i znów bawić się w szkołę całowania też jakoś nie brzmiało w myślach zbyt entuzjastycznie.
[MMM]W tym momencie zgasło główne światło, zostało tylko parę reflektorów, które padających prosto na sceno - podest. Rozległ się po całej sali lekko zachrypnięty głos Rose:
- Witamy na kolejnym after - partyyyyyyy!!! Zanim wszystko zaczniemy, prosiłabym, żeby nasze coroczne zalewanie się trupa odbyło się dopiero po występach oraz o to, aby się w końcu, bo tych wreszcie zakończonych nudnych apelach i szopkach, w końcu się zabawić! Dzięki - powiedziała, po czym rzuciła bezprzewodowy mikrofon w ręce Leah i zaczęła śpiewać, patrząc prosto w oczy House'owi:
- Hey Hey, You You I don't like your girlfriend!
[MMM]Tym razem nadeszła kolej Leah. Ona zaśpiewała, wskakując na jeden ze stołów następne słowa: - No way No way, I think you need a new one!
[MMM]I ponownie rozległ się lekko zachrypnięty, ale równie czysty i seksownym głos Rose: - Hey Hey You You, I could be your girlfriend!
[MMM]House uniósł we zdziwieniu brwi. Znał tą piosenkę, przyznał z niesmakiem, ale nie o tym teraz myślał. Ciągle słyszał w głowie zaśpiewane słowa - "Ja mogę być twoją dziewczyną". Nie wiedział, czy dobrze ją zrozumiał, czy zrobiła to specjalnie... Z pewnością! Może ostatnio tego nie okazywała, ale z pewnością specjalnie wybrała tę piosenka, zaprosiła go tutaj, chciała mu to przekazać za pomocą piosenki…. Wszystkie te myśli zaczęły go, nie wiadomo czemu męczyć… Przecież rozgryzał już nawet bardzo trudne zagadki medyczne, o wiele dłużej…. To pewnie przez jej obecność - z czasem mu to przejdzie… Oby!
[MMM]Postanowił poczekać, na to co będzie. Pewnie samo wyjdzie jakoś. Na razie siedział w pobliżu sceny, popijał resztę wina ze swojego kieliszka i zaintrygowanym wzrokiem obserwował to, co się działo na scenie. Rose z Leah śpiewały dalsze słowa piosenki, jednak tym razem nie skupiał się już na tekście. Patrzył jak z gracją obie się przemieszczały, co jakiś czas na niego zerkały oraz jak cała reszta zebranych gości przypatruje im się bez słowa… Musiały obie być dość szanowane, skoro wszyscy, nawet ci co wyglądali, jakby myśleli teraz tylko i wyłącznie o napiciu się czegoś, oglądali ten cały występ.
- Hey Hey You You, I know that you like me, No way No way, No, it's not a secret, Hey Hey You You I want to be your girlfriend! - [MMM]Zabrzmiały ostatnie słowa piosenki, po czym obie policjantki ukłoniły się, po czym rozległy się oklaski.
[MMM]Okazało się jednak, że na jednym występie nie chciały skończyć - po chwili zaczęła się nowa, pewnie tej samej autorki, piosenka. House zaczął się nudzić. Ta niby impreza wydawała mu się kolejnym cyrkiem. Te gliny mają dość dziwne sposoby imprezowania!
[MMM]W końcu muzyka i śpiew ucichły. House sączył już drugie, podane mu przez jakiegoś młodszego aspiranta, Mohito. Rose zeskoczyła z wdziękiem ze sceny i ruszyła pogodnym krokiem w stronę stolika diagnosty.
- I co ty na to? - spytała opadając na krzesło obok.
- No cóż, lepsze szopka niż na jasełka - odparł House, biorąc kolejnego łyka ze swojego kieliszka. - Która z was jest fanką tej niby muzyki?
- Leah - odpowiedziała lekko chichocząc. - Powiedziała, że jak raz na ruski rok łaskawie się zjawiam na… jak ty to nazywasz? Szopce, więc ona wybierała repertuar. Ej, nie pij tyle! Tu i tak pewnie osiemdziesiąt procent ludu będzie zalana w trupa, ciebie pijanego nie potrzebuję!
- Inaczej nie przeżyję gry wstępnej - rzucił House, mając nieodparte wrażenie, że już kiedyś coś podobnego powiedział… Ale nie miał zamiaru rozmyślać o tym długo, jakoś niezbyt go to interesowało. - A skoro już o tym mowa - może wybierzemy się w końcu na zaplecze, skoro wszystkie szopki za nami co?
- A ty jak zwykle tylko o jednym - mruknęła Rose, przewracając oczami. Widząc, że raczej nie doczeka się zbyt zadowalającej odpowiedzi z ust diagnosty, dodała zrezygnowanym tonem: - Daj mi pół godziny - muszę się przebrać oraz zamienić z kimś parę słów, ok?
[MMM]Nie czekając na reakcję szybko zniknęła pośród tłumu, W końcu udało jej się dojść do „Stanowiska Jacka”


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sarape dnia Pon 15:55, 13 Sty 2014, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
HelpMe
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 27 Paź 2013
Posty: 224
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:34, 12 Sty 2014    Temat postu:

Jej... Jak się cieszę...
My cieszymy się bardziej I czekaliśmy
Ooo... To weź ją namów, żeby się zarejestrowała... xD Im więcej ludzi, tym lepsza zabawa
Dziękujemy za dedyk

Noo... Wbrew zapowiedzi, rozdział nie był aż taki krótki
Jaaa... Świetnie ci wyszło... Wszystko takie... no nie wiem, jak to opisać... Po prostu świetne
Czytając tę część zaczęłam odrobinę mniej nienawidzić Rose... Chyba uderzyłam się w głowę
Biedny House... Niech on w końcu pójdzie do Cuddy, ona na niego czeka xD Rose do niego nie pasuje, jestem tego w stu procentach pewna
Zastanawiam się, jak to dalej rozegrasz Bo jest bardzo ciekawie I jeszcze dodatkowo wpięłaś wątek kryminalny... Super
Czekam na kolejne części House się musi wziąć za siebie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Endymion
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 04 Lip 2013
Posty: 191
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdzieś z Księżyca..
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:17, 17 Sty 2014    Temat postu:

Noooo, mnie to tak długo nie było... ale to przez mój internet.. Jestem u koleżanki, bo mi internet nie chodzi w poniedziałek przeczytammm
przepraszamm


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:49, 16 Lut 2014    Temat postu:

Hm, tu znów ja (echo, echo, echo)
Pragnę oznajmić, że jest dużo szansa (na razie tylko szansa -,- ), że za parę dni będę miała w końcu dostęp do kompa, więc mogę na całego znów wziąć się za pisanie, już nawet myślałam o tym, aby zrobić chociaż teraz większy zarys kolejnego rozdziału, ale... Sorry, ale zaczynam myśleć, że to już trochę nie ma sensu, jak jest tylko dwóch "czytających"... Znaczy - nie to mam na myśli że dla Endymion (o ile w końcu doczytałaś ) i HelpMe (jeszcze czyta to Lacida... ale nie wiem czy z ciekawości co będzie dalej czy tylko, aby mi pomóc w sprawdzeniu ) nie ma sensu pisać - o nie! Mam na myśli, że nie ma sensu wrzucać tego TUTAJ, na forum, sprawdzać ileś tam razy błędy (plus to, co zbetue Lacida), robić akapity na biało... Równie dobrze mogę dla chętnych wrzucać prywatnie, z całą masą błędów, a mniejszym wysiłkiem, co? I nie mówię tutaj tylko o tym ficku - również o OP (3 wojna miała od początku mało czytelników, więc się przyzwyczaiłam ) Więc nie wiem czy szybkie pisanie i wrzucanie tutaj dalej ma sens (sorry, jestem taka, że lubię pisać dla kogoś, czyli przynajmniej 3 people'ów.. Chyba wiecie o co mi chodzi )
Tak czy siak, na razie zawieszam tego ficka ( o ile nie jest już podświadomie zawieszony ) i OP też. Nie wiem - może jak będę miała więcej czasu i chęci i weny, to wznowię, ale nie wiem czy to ma jeszcze sens. To tyle
Bye


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lacida
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 06 Mar 2012
Posty: 339
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Małopolska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:42, 16 Lut 2014    Temat postu:

Hej!
Nie zawieszaj, na pewno czyta to więcej ludzi: popatrz na wyświetlenia.
Na razie jest mało osób, ale może trochę wróci na forum.
Czekam na coś do betowania i mam parę pomysłów na 3 wojnę.
Do opowiadania:
Ciekawa jestem jak rozwiążesz ten kryminał i myślę, że wiem kim okaże się Rose.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
olaaaa994
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 04 Kwi 2012
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:20, 18 Lut 2014    Temat postu:

Hej pisz dalej.... fajnie by było wiedzieć jaką masz wizję tego wszystkiego na bieżąco śledzę to opowiadanie i cierpliwie czekam na cd ja nie do końca wiem jak będzie z tą Rose....tak więc.....czekam
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:50, 18 Lut 2014    Temat postu:

Lacida
Dzięki Jednak, nawet jeśli nie odzyskam kompa, będzie mi naprawdę ciężko ( a pisania raz w tygodniu w bibliotece, jak ma się dość dużo, za dużo zaczętych ficków i opowiadań to za mało, a na komórce to prędzej palce sobie połamię, zanim napiszę coś z tyloma błędami jak na komputerze).. Tak więc nie wiem jeszcze... Ale miło wiedzieć, że mimo wszystko ktoś to jeszcze czyta
Z wyświetleniami to jest w tym przypadku różnie, bo ostatnio przez przypadek jedna znajoma przyznała się (co nie ma i za Chiny nie chce założyć tutaj konta), że wchodzi na ten temat codziennie... Nie wiem czy to prawda, ale zawsze coś może w tym być
Oo, pomysły to rzecz, której mi teraz najbardziej brakuje w 3 wojnie :c
olaaaa994:
Dzięki Oj, cierpliwe czekanie przyda się, bo nawet jeśli teraz widzę, że piszę dla paru osób więcej niż myślałam, to przez jakiś czas nie bardzo będę miała jak to zrobić Powiem tylko, że jeśli czegoś nie skoncę, to z Rose będzie się w tym ficku dość dużo działo
A teraz zmykam modlić się, aby zlitowała się nade mną siła wyższa i na urodziny mi oddała komputer :c


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:44, 23 Lut 2014    Temat postu:

Akurat od jakiegoś czasu czytuję skandynawskie kryminały, ale tam jak coś mnie zaintryguje to mogę czytać dalej i dalej, a tutaj trzeba czekać Podoba mi się odmienność Twojego pomysłu, coś nowego.
Brawo, ale to już chyba mówiłam
Przyznam, że momentami House wymyka Ci się spod kontroli, nie wiem, czy celowo. Z tym trzeba uważać, bo o ile czasem lubię zobaczyć go w innym świetle o tyle akurat w tak wyrazistej postaci łatwo przesadzić. Nie będę cytować, chyba w drugiej części najbardziej mi się to rzucało w oczy. Im dalej tym lepiej, choć nie ukrywam, że moje Hudzinkowe serducho ma ochotę dokonać zbrodni na pewnej postaci. W ogóle jakoś Rose i House... ich relacja od początku, nie mogę się przekonać, i nie chodzi o to, że cąłym sercem jestem Huddy, jest coś w niej co mi nie pasuje, ale nie wiem, co. Coś mi chyba umyka. Ale dojdę do tego i Wam powiem
Ogólnie fika czyta się tak inaczej niż te które znam, trzeba spojrzeć z nieco innej strony, zupełnie inna fabuła, niż ta z którą mieliśmy doczynienia w serialu, to plus dla czytającego, bo jest coś nowego i trzeba mieć otwarty umysł, że tak powiem, no i dla piszącego to dodatkowe zadanie, by realnie oddać historię i bohaterów w nowym klimacie. To najlepszy dowód na to, że lubisz pisać. I powinnaś to robić, bo widać jak się rozwijasz.
Jeśli pojawi się tu ciąg dalszy na pewno przeczytam.
Pozdrawiam, lis.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Nie 10:48, 23 Lut 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:51, 20 Mar 2014    Temat postu:

Jest nowy rozdział! Jeeej, znów się mam z czego cieszyć jak dziecko A więc jednak to odwieszam, mimo tego, że już kompletnie straciłam nadzieję na powrót pana "K", a dawnej liczby czytelników również się nie spodziewam, ale i tak cieszę się z tego, że zawsze ktoś czytający jest Dobra, dobra, już piszę bez sensu, przejdźmy może dalej:
cd. do olaaaa994 Jeszcze mam coś do odpisania jednak
Co do wizji, to jest trochę, ale raczej bardzo skomplikowana, jeśli kiedykolwiek w ogóle całe to napiszę do końca Bo zakładana jest troszkę długa, jak na moje oko fabuła )
Miło jest się dowiedzieć, że ktoś jeszcze to czyta
olaaaa994 napisał:
ja nie do końca wiem jak będzie z tą Rose

Nikt nie wie Znaczy, poza tworzącymi i betującymi Ale od razu mówię też, że ja tak łatwo i szybko w opowiadaniu ważnych rzeczy nie lubię zdradzać
Lisek:
Zawsze się szczypię, kiedy widzę twój komentarz pod jakimś moim tekstem Zwłaszcza po tak twojej długiej nieobecności (a przynajmniej według mnie to było długo, ja bym tak długo bez horum chyba nie wytrzymała, nawet gdyby nic się nie działo, ale musiałabym wchodzić, przynajmniej raz dziennie ) Dziękuję
Lisek napisał:
choć nie ukrywam, że moje Hudzinkowe serducho ma ochotę dokonać zbrodni na pewnej postaci.

Nie tylko twoje Wszyscy przeciwko mojej biednej Rose Co ona wam zrobiła?
Lisek napisał:
jest coś w niej co mi nie pasuje, ale nie wiem, co. Coś mi chyba umyka. Ale dojdę do tego i Wam powiem

Trzymam za słowo Jestem ciekawa twojej teorii

Ech, od razu jeszcze mówię, tak bardziej do wszystkich, że z związku z tym, że piszę jeszcze więcej ficków na raz, nie tylko z House'a i to do tego różnymi stylami, przez co zauważyłam, że mi się troszkę tutaj realność i klimat burzy/gryzie z jednym, luźnie pisanym opowiadaniem. Tutaj jeszcze tego chyba nie będzie widać, ale jestem w trakcie pisania następnego rozdziału i czasami wydaje mi się, że jest mniej House'owo Tak, więc nie wiem, czy cały fick mi się przypadkiem troszkę zmieni, od razu więc lepiej przepraszam

Rozdział VII

[MMM]Zanim doszła do celu, musiała przecisnąć się przez już odrobinę pobudzonych gości, przy czym o mało co nie została oblana pełnym kieliszkiem wódki, trzymanym przez Stephena. Prychnęła ze złością, jednak nie rzuciła żadnego komentarza, bo właśnie udało jej się dojść do schowanego za laptopem Jacka.
[MMM]On podniósł, dopiero po chwili, na nią swój pytający wzrok.
– Przypomniałaś sobie jednak o mnie? – spytał lekko obrażonym tonem.
– Znowu zaczynasz? – rzuciła, po czym westchnęła ostentacyjnie. – Nie przychodzę na ten cyrk – jest źle, łaskawie się zjawię – jeszcze gorzej?
– Po prostu nie podoba mi się ten koleś…
– No ja myślę!
– Wiesz, że nie TO miałem na myśli – odparł, przewracając oczami.
– Więc co?
– Słuchaj, tak akurat się składa, że miałem okazję dowiedzieć się co nieco o nim – na podstawie pozwów, jego ignorowania reguł i tak dalej.
– No i co z tego?! – odburknęła.
– No i to, że ten tutaj i ten z papierów, i wizyt na komisariacie to zupełnie inny facet!
– A co myślałeś? Że w papierach odwzorują idealnie cały jego charakter, cechy, wady, jego całego?! Poza tym ludzie się zmieniają…
– On twierdzi inaczej.
– Skąd wiesz?
– Bo miałem – niestety – z nim parę razy do czynienia! Poza tym ostatni raz widziałem go około miesiąc temu. To niemożliwe, aby się tak szybko i mocno zmienił!
– Dlaczego mi nic nie mówiłeś, że go znasz? – spytała już lekko obrażonym głosem.
– Nie chciałem, abyś się do niego aż tak zniechęciła….
– Zniechęciła?! Człowieku – ja się wychowałam wśród takich ludzi, przy których obrażanie pacjentów i ćpanie leków przeciwbólowych to prawie nic!
– Nigdy mi o tym nie mówiłaś – stwierdził zdziwionym tonem.
– Nie chwalę się tym za bardzo, zresztą chyba już wiesz dlaczego… No dobra, słuchaj – nie przyszłam tutaj, aby rozmawiać o tym, jaki to on nie jest! Przybyłam w sprawie tego, czego się dzisiaj dowiedziałeś.
– A co można jeszcze o tym powiedzieć? Leah miała ci wszystko przekazać… – rzucił, w końcu podnosząc wzrok znad swojego laptopa.
– Owszem, zrobiła to…
– Więc o co ci teraz chodzi? – spytał, ponownie opuszczając wzrok.
– Jak to o co?! – krzyknęła Rose, z zniecierpliwieniem. – No ludzie, może byśmy w końcu ruszyli tyłki i zajęli się tą sprawą?!
– Nie ma takiej potrzeby…
– Jak to nie ma potrzeby?! – zdenerwowała się już zupełnie. – Jak to nie ma potrzeby?! Ci ludzie, co uciekli są psychiczni, może być dużo ofiar, a wszyscy udają, że nic się nie dzieje, to czemu my też musimy?!
– Wiesz, co mi się wydaje? Tobie się po prostu nudzi – stwierdził Jack, unosząc brwi.
– Może i tak, może i nie, a wiesz co mi się wydaje? Ty po prostu trzęsiesz się przed czymś poważniejszym, stałeś się starym, zgrzybiałym psem, w niczym nie przypominającym mi kumpla z stażu…
– Dobra, chcesz znać prawdę? – nie wytrzymał już blondyn, uderzając rękami o stół. – Otóż, zanim zdążyłem choćby pomyśleć o tej sprawie, podszedł do mnie szef i kazał mi się trzymać od tego z daleka!
– Od kiedy słuchasz szefa? – spytała Rose, sceptycznym tonem.
– Od kiedy wygląda, jakby chciał mnie zabić. Może i ty jesteś bezpieczna, ale ja nie jestem!
– Dobra, nie to nie! Sama się tą sprawą zajmę – odparła Rose, odwracając się, jednak Jack złapał ją nagle kurczowo za rękę.
– Nie rób tego. Proszę – wyszeptał, rzucając jej przerażone spojrzenie.
– Dlaczego? – westchnęła.
– Pamiętam jak zaangażowałaś się duchowo w tę sprawę tych braci, jak mieliśmy staż w Trenton i dali nam szansę. Wiesz jak nasz udział w tym się zakończył?
– Odsunęli nas od tej sprawy – zaczęła, jednak zaraz Jack jej przerwał.
– No właśnie. Mieliśmy ogromne szczęście – nie dość, że trzy miesiące stażu z jednym z najlepszych glin w stanie, to jeszcze trafili nam się tacy przestępcy. Jednak mieli rację, usuwając nas, kiedy sprawy zaszły trochę za daleko – to oni są zawodowcami, a nie my.
– Dopiero wtedy zaczynaliśmy…
– I dalej nie jesteśmy gotowi. Ci przestępcy naprawdę są groźni, zresztą sama wiesz.
– A który przestępca nie jest groźny? – spytała ze zdenerwowaniem.
– Nawet szef się nie zgadza…
– Bo to leń i tchórz! Był zadowolony, że większość spraw działa się nieco dalej od nas. Teraz ma pietra, ponieważ ci przestępy mogą ukrywać się wszędzie i tyle w temacie! Słuchaj, House na mnie czeka, więc idę, może Leah uda mi się namówić…
– Zaczekaj. – Odwróciła się jeszcze w jego kierunku z lekko obrażoną miną. – Obiecaj mi, że nie zajmiesz się tą sprawą.
– A jak nie, to co?!
– A jak nie, to zdradzę twój mały sekret…
– Że co?! – wykrzyknęła z nieukrywaną wściekłością. – Chyba nie mówisz poważnie!
– Zrobię to, zobaczysz.
– Człowieku, nie bez powodu trzymam go, przed wszystkimi, w tajemnicy. Wiesz co się stanie, jak TO wyjdzie na jaw?!
– Więc lepiej odpuścić sobie tę sprawę – odparł Jack, ze zdecydowaniem wypisanym na twarzy.
– Żałuję, że pozwoliłam ci tę tajemnicę odkryć – rzuciła łamiącym się głosem.
– Lepsze to, niż jakbyś się zajęła tą sprawą… A więc obiecujesz?
[MMM]W odpowiedzi rzuciła mu tylko nienawistne spojrzenie i odeszła szybkim krokiem, zaciskając pięści.
[MMM]Wiedziała, że musiało to być strasznie dziecinne ale nie dbała w tamtej chwili o to. Co za cham! A ona brała go za przyjaciela! Nie powinna nikomu pozwolić się TEGO dowiedzieć!
[MMM]Nie robiąc zbytniego zamieszania, wymknęła się niepostrzeżenie z budynku. Miała już dość tego wszystkiego. Wsiadła do swojego czarnego Lexusa i z piskiem opon pojechała do domu.

[MMMMMMMMMM]***

Niecałe dwie godziny później

[MMM]Siedziała na kanapie, pod kocem, z kubkiem herbaty w ręku. Nie pamiętała kiedy ostatni raz miała czas tylko dla siebie – wcześniej tylko praca, praca i praca. Sama jest sobie winna – chciała na początku mieć ciągle coś do roboty. Jednak dzisiaj miała ochotę posiedzieć w tym domu i nic nie robić. W telewizji leciała jakaś tania telenowela. Nareszcie czas tylko dla niej.
[MMM]A może jednak nie? Musiała myśląc to, wszystko zapeszyć, bo niecałą sekundę później, rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Lekko zdziwiona podeszła do drzwi. To nie mógł być ani ten zdrajca – Jack, ani Leah – oboje byli jeszcze na imprezie, a nikt inny albo nie znał jej adresu, albo odwiedzenie Rose, było ostatnią rzeczą, na którą miałby ten ktoś ochotę. Nie zastanawiając się jednak dłużej, otworzyła drzwi.
– Co ty tu robisz? – spytała zdziwiona. – I skąd masz mój adres?
– Ma się swoje sposoby – odparł House i nie pytając o zdanie, wszedł do mieszkania.
– No tak – Leah – mruknęła Rose, lekko uśmiechając się pod nosem. – Jednak nie odpowiedziałeś dalej mi, co tutaj robisz…
– Jak Rose nie przyjdzie do House’a, on przyjdzie do niej…
– Słuchaj, nie mam teraz nastroju na wizyty, sorry – zaczęła, jednak zaraz jej przerwał:
– Właśnie widzę – masz minę, jakbym zarzygał ci pół salonu. – Zaśmiała się lekko, po tej kwestii. – Poza tym, omal mnie nie staranowałaś, wybiegając z tej niby imprezy. Co masz na swoje wytłumaczenie?
– Naprawdę nie mam nastroju… – odpowiedziała oschle.
– Chcesz mi powiedzieć, czy mam dowiedzieć się tego sam? – zapytał, robiąc jedną z dziecinnych min.
–Tak, pijana Leah to świetne źródło informacji – odparła, unosząc brwi. – Ale to na nic, ona o tym nie wie…
– No to twojego kochanka, jak mu tam było? John? Josh? Jesse? Jeremy?
– Jack nie jest moim kochankiem – odpowiedziała Rose znudzonym tonem.
– To może wujkiem? Ojcem, bratem, kuzynem…
– Przyjacielem? – odparła, po czy ostentacyjnie przewróciła oczami.
– To ja też jestem przyjacielem, czy dopiero będę? – spytał House, unosząc brwi.
– Skoro już jesteś taki dociekliwie wkurzający to proszę – nie spałam z nim, ani nawet się nie całowałam!
– Akurat!
– A żebyś wiedział! – odpowiedziała, zakładając ręce.
– Tylko mi nie mów, że ten przygłupi blondyn jest tak przesadnie religijny, że nie chce seksu ani pocałunków przed ślubem!
– Nie, jest gejem – odparła Rose, obserwując z rozbawieniem reakcję House’a. – Już twoje zazdrośnicze wątpliwości zostały rozwiane?
– To przez tego geja?
– Jezu, daj mi już spokój...
– Nawet o tym nie myś… – zaczął House, jednak zanim zdążył dokończyć zdanie, Rose pochyliła się nad nim i złożyła namiętny pocałunek. Po chwili oddał go, jednak zaraz potem odsunął się ostentacyjnie i rzucił przesadnie piskliwym tonem:
– Nie prześpię się z tobą jak będziesz tak całować!
– Wal się – odparła Rose, próbując powtórzyć swoje poprzednie podejście, jednak House odsunął się na kilka kroków i powiedział tym samym tonem:
– Teraz leć do pianina i zagraj mi coś ckliwo-romantycznego, a ja ci ponaciągam barki, bo inaczej z nami koniec!
– Nie mam pianina? – spytała rozbawionym tonem.
– No to mamy problem… Masz dziesięć minut na znalezienie czegoś pianino – podobnego, o północy mam dać znać mojemu kole ratunkowemu, czytaj dziwce, czy ma się jednak łaskawie zjawić… Chyba, że?
– Chyba, że co? – spytała, unosząc brwi.
– Chyba, że przyznasz się w końcu do swojego keyboarda, który trzymasz za telewizorem…
– Włamałeś mi się wcześniej do domu?
– Powiedzmy, że jestem spostrzegawczy – odparł House, po czym ruszył za rudowłosą do salonu. Miał rację – keyboard tam był. Z pewnym ociąganiem wyciągnęła go i postawiła na stojaku.
– Umiesz coś na nim grać, w ogóle? – spytał House, patrząc z powątpiewaniem na kurz, który zgromadził się na urządzeniu.
– Nie, kupiłam go, aby mieć co schować za telewizorem – odparła sarkastycznym tonem.
– Jakbym nie znał niektórych antymuzycznie uzdolnionych bab – odparł, przewracając oczami. – To umiesz coś czy nie?
– Coś tam jeszcze pamiętam – odparła po czym nacisnęła pierwszy klawisz. Już po paru sekundach House rozpoznał ten utwór – było to „I want to know what love is”, wersja muzyczna Marii Carey. Z związku z tym, że nie bardzo wiedział jak ma niby „masować”, poprzestał, na wzięciu z trzech swoich „nie - Vicodinów” i trzymanie swoich rąk na jej ramionach. Po chwili nawet zaczęła śpiewać znane jej bardzo dobrze słowa:

I gotta take a little time
A little time to think things over
I better read between the lines
In case I need it when I'm colder

In my life there's been heartache and pain
I don't know if I can face it again
Can't stop now, I've travelled so far
To change this lonely life

I wanna know what love is
I want you to show me
I wanna feel what love is
I know you can show me


[MMM]House czuł, jak go pochłania go zupełnie ta muzyka, zachrypnięty lekko głos Rose, słowa… Wszystko! Jednak nagle stało się coś dziwnego – zobaczył w swoich myślach, nie wiedząc czemu obraz Cuddy, lecz szybko sięgnął do kieszeni po swoje nowe „cukierki”, po czym zażył dwie z nich, próbując znów wrócić do rzeczywistości. Jest przecież teraz z Rose, nie z Lisą. Ona gra na pianinie, śpiewa tę akurat wpasowującą się w sytuację piosenkę, nie pani administrator. Nie wiedział, czemu akurat pod koniec piosenki zobaczył nikogo innego, tylko jej obraz w myślach. Podświadomość robiła go w konia, czy to jakiś skutek uboczny nowych „cukierków”? Nie miał pojęcia, jednak nie zamierzał teraz tego roztrząsać. Po ostatnich słowach refrenu House w końcu się zdobył na odwagę i pocałował delikatnie Rose. Trwali tak przez krótką chwilę, zanim House odsunął się, prawie tak jak wcześniej i spytał:
– Teraz było dobrze?
– Idealnie – mruknęła, po czym ponownie zatopiła w nim swoje usta.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sarape dnia Pią 0:01, 21 Mar 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:11, 26 Kwi 2014    Temat postu:

Sama nie wierzę w to, co robię... Ani po co - i tak mnie nikt tu już nie kocha Nikt nie czyta, nie dopieszcza weny, mojego samouwielbienia... Łeeeee
Ale postanowiłam sobie, że dokończę chociaż do cz. 1 tego ficka, do końca OP i ten napisany nie - wiem - po - co, ostatni rozdział 3 wojny... albo nie, jednak mam lepszy pomysł (trochę niefajny, ale co tam )
Dobra, koniec już z moimi fochami, bo już prawie nikt tu na Huddy nie wchodzi (mimo, że tak jest - mam powód czy coś... ) Może przejdę do ważniejszych informacji:
1.Nie wiem, czy to nie jest ostatni rozdział z naszą Rose, który publikuje tutaj, ale jest taka możliwość, od razu mówię. Trochę mi szkoda tego - miałam nadzieję, że te parę osób, co jeszcze pół roku tutaj wchodziło, będzie wchodzić tak samo teraz, no ale - no cóż
2.Rozdział nie jest zbetowany, ale postanowiłam, że póki pamiętam i póki horum nie zostało absolutnie wyludnione, to jeszcze go tu wrzucę, od razu mówię, że jak tylko zostanie sprawdzony, to zmienię tą wersję, a na razie musicie się pocieszyć moimi błędami i bełkotem.
3. Nie lubię was, bo nie włazicie, nie piszecie.. I w ogóle nic (Tak, mam zły humor )

Rozdział VIII
[MMM]Obudziły ją jasne promienie słońca, wpadające przez jedyne, duże okno w sypialni. Zmrużyła delikatnie oczy, przez słaby, zimowy, ale dalej rażący blask, jednak nie ruszyła się z łóżka. Leżała z głową w kierunku ściany, owijając swoje rude kosmyki wokół palców. Wróciły do niej wspomnienia z poprzedniego, można by powiedzieć dość gorącego wieczoru, przez co na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Dalej nie mogła uwierzyć w to, co się stało.

[MMM]Po chwili odwróciła się, jednak miejsce obok było puste. Rose przygryzła wargę w zamyśleniu, powoli tracąc dobry humor, jednak zaraz po chwili ujrzała męską, szeroką, niebieską koszulę w kratę, wiszącą na oparciu dfewnianego krzesła.

[MMM]Unosząc w lekkim zdziwieniu brwi wstała, po czym ubrała zostawioną przez niego rzecz. Była parę razy większa, niż jej się wcześniej wydawało - sięgała jej do ud, a rękawy były o wiele za długie.

[MMM]Następnie zeszła do kuchni.Był tam. Znów brał te swoje cholerne tabletki. Jednak ona zdawała się tego nie zauważać; podeszła do niego i pocałowała go namiętnie w usta.

- Jeszcze ci mało po wczoraj? - spytał po chwili House, przerywając pocałunek.

- A jak myślisz? - odparła Rose, rzucając mu zdecydowane spojrzenie, po czym, zatopiwszy znów w nim swoje usta, zawędrowała z nim spowrotem do sypialni.

***

- Naprawdę bardzo mi przykro, ale nie dam rady! Bardzo bym chciał...

- Tak jak cała reszta persnolu, którą również o to prosiłam? - odparła Cuddy nerwowym tonem, po czym szybko skierowała swoje kroki do gabinetu, zostawiając za sobą lekko zmieszanego internistę. Miała już tego dość - wszystko przeciwko niej w jednym czasie! Najpierw były duże zaniedbania w klinice, szpital potrzebował renowacji, na którą oczywiście pieniędzy nie było, rozchorował się jeden z najlepszych chirurgów, samochód jej się zepsuł, a do tego musiała kogoś wskazać, kto ma jechać na jakąś specjalną i najprawdopodobniej długą i nudną konferencję w Singapurze. Wcale się nie zdziwiła, kiedy nagle naraz wszystkim "kandydatom" coś wypadło. Wyglądało na to,że jednak będzie musiała tam sama pojechać. Zawsze lepsze to, niż bezskuteczne próby wysłania tam House'a. Właśnie, jeszcze House i ta jego Rose, z którą już od trzech dni przyłazi do pracy za rączkę, jak jakieś zakochane nastolatki! Nie, żeby miała jej dość tylko dlatego,że ona jest z Gregiem, o nie - aż tak to by się nie zniżyła! Po prostu miała dość jej dziwnych, bardzo denereujących zachowań, jej widoku... Ogólnie wszystkiego związanego z nią!

[MMM]Nagle do jej gabinetu wpadła jedna z( pielęgniarek.

- Był wypadek autobusowy..

- Zaraz przyjdę - przerwała jej Cuddy, jednak nie ruszyła się z miejsca. Dalej nie wiedziała kto ma na tą konferencję pojechać, a samolot jest już jutro! Znalezienie nie zajętego, odpowiedniego lekarza w tak krótkim czasie wręcz graniczyło z cudem! A prosić o to House'a nie miała najmniejszego zamiaru! Problem w tym, że dalej nie miała kogo tam wysłać...

***

[MMM]Rose szła szpitalnym korytarzem, czując dłoń House na swojej tali. Od tamtego, pamiętnego wieczoru spędzali czas prawie tylko ze sobą, nie licząc godzin pracy, które ostatnio znów dane było jej spędzać w szpitalu. Zresztą ciężko było nie zauważyć, że nawet Wilson trzymał się teraz trochę od nich z dystansem. Niezbyt ją to zdziwiła - doskonale wiedziała, że jej nie lubił, a nawet odwzajemniała to uczucie. Zawsze kiedy akurat James rozmawiał z Housem, a wtedy pojawiała się Rose, zostawała obdażona odrobinę niechętnym spojrzeniem, po czym onkolog odchodził bez słowa. Jednak nie dbała o to. Teraz tylko liczyło się dla niej tylko to, że była z Housem. Odczucia i opinie na ten temat innych były nieważne w tamtej chwili dla niej.

- Słuchaj, co ty na to, żebyśmy poszli dzisiaj do kina? Leci akurat film, który bardzo chciałabym zobaczyć...

-Mhm... - odmruknął nieco nieprzytomnie House.

- O, to świetnie, może spotkajmy się pod kinem od razu, jak będziesz miał wolną chwilę?

- Co? - nagle spytał, jakby wybudzony z amoku. - A, kino, słuchaj, umówiłem się już z Wilsonem na niezapomnianą noc!

- Gdzie? - spytała Rose, czując, że dobry humor momentalnie ją opuścił.

- U niego... - zaczął House, jednak zaraz przerwała mu Rozalie, natychmiastowo zmienionym głosem:

- O, to może ja pójdę tam z tobą - zaszczebiotała, robiąc lekko szyderczy uśmieszek. Przecież to świetna okazja, aby zrobić temu Wilsonowi na złość!

- Wilson nie przepada za trójkątami...

- Oj weź, na pewno twój przyjaciel się ucieszy! - rzuciła Rose, z trudem tłumiąc śmiech.v

- Oszaleje z radości - mruknął House sarkastycznym tonem.

- No to nie wiem... Może wybieżemy się w takim razie jutro wszyscy razem do kina?

- Coś ty się uparłaś na tego Wilsona? - W odpowiedzi wzruszyła ramionami.

- Po prostu wiem, że jest twoim prrzyjacielem i uważam, że nie powinieneś zaniedbywać go przez to, że jesteśmy razem - odparła w końcu, jednak dalej nie miała zamiaru dać za wygraną: - No, zgódź się, tak we trójkę, kino, będziemy razem, do tego z( Wilsonem... - nagle urwała, czując jak całe ciało jej sztywnieje. Właśnie w tamtym momencie zauważyła Leah, na drugim końcu korytarza. Miała w ręce beżową teczkę i wpatrywała się w przyjaciółkę z jednoznaczną miną.

- Wybacz, muszę iść - rzuciła nerwowym tonem, po cmoknęła niedbale House'a w policzek. Po chwili już była przy młodej pani policjant.

- O co chodzi? - spytała, mimo, że przeczuwała, co zaraz usłyszy. Leah wzięła głębszy wdech, rzucając na zmianę spojrzenia na teczkę i Rose.

- Mamy problem...
***

- Odsunąć się, strzał! - krzyknęła po raz kolejny, defibrylując pacjenta, ale było już za późno. Wyłączyła urządzenie, po czym niedbale ściągnęła z siebie lekarski fartuch.

- Czas zgonu - 18:04 - mruknęła, wychodząc z pomieszczenia. Miała już tego wszystkiego kompletnie dość - w klinice zrobił się jeszcze większy chaos przez ten cały wypadek; okazało się, że będzie mogła samochód odebrać dopiero po weekendzie, do tego dalej nikogo nie znalazła na tę konferencję, a teraz jeszcze ten pacjent... Nie, to na jeden dzień było już za dużo! Musiała... Musiała gdzieś wyść, przewietrzyć się, uspokoić...

[MMM]Ruszyła szybkim krokiem w stronę krytego parkingu. Zignorowała pielęgniarkę, która pewnie znów miała jakieś złe wieści. Na dzisiaj miała już dość.

[MMM]Po jakiejś chwili znalazła się w końcu na parkingu. W końcu cisza i spokój! Jednak dopiero po chwili przypomniała sobie, że jej samochód był u naprawy. Tak, więc oparła się o jakieś auto, po czym zamknęła oczy, oddychając głęboko.

- Wszystko w porządku? - Nagle do jej uszu doszedł znajomy, należący do osoby stojącej obok, głos. Powoli otworzyła oczy.

- Nic nie jest w porządku, ale miło, że pytasz - odparła, siląc się na spokojny ton.

- Chcesz o tym porozmawiać? - spytał Wilson, po czym oparł się o maskę tego samego auta, obok Cuddy.

- Tu nie ma o czym rozmawiać - w klinice jest kompletny chaos, do jego dzisiaj był wypadek, przez co skomplikowało się jeszcze bardziej, szpital ma za mało funduszy, na chirurgi również jest wieli bałagan, bo jeden z chirurgów się rozchorował, nie będę miała swojego samochodu, aż do poniedziałku, straciłam dzisiaj pacjenta, a na dodatek przez cały dzień nie udało mi się znaleźć osoby, która ma pojechać JUTRO na konferencję. Masz jakieś rozwiązanie na to wszystko?

- Wyślij House'a na konferencję - odparł Wilson po chwili, wpatrując się w swoje buty.

- Dzięki temu będę miała lepszy humor, jak nie będę go widywała z tą kokietką, ale to nie rozwiąże reszty problemów, a wręcz przysporzy mi jeszcze więcej - odpowiedziała Cuddy sceptycznym tonem.

- Właśnie, że nie, zobacz - przecież to głównie przez to, że on ignoruje klinikę, inni też zaczęli traktować to mniej poważnie. Wszyscy nienawidzą tej konferencji - posłuż się nią, jako pretekstem, aby pokazać, że nie wszystko przechodzi mu płazem, ludzie nabiorą więcej wtedy szacunku. Co prawda nie wszystkie, ale rozwiązuje aż dwa, dość ważne problemy. Reszta jakoś sama się ułoży...

- Nie zrobię tego - odparła Cuddy, opuszczając wzrok.

- Dlaczego? - zdziwił się Wilson.

- Po prostu... - zaczęła, jednak nie umiała dokończyć. Co niby miała powiedzieć? Że wyjdzie na zazdrosną, nieszczęśliwie zakochaną kobietę, która idealnie wykorzystała pretekst, do rozdzielenia tej pary?

- Nie martw się, nie tylko ty niezbyt... Powiedzmy, że niezbyt lubisz ich razem - rzucił Wilson, jednak Cuddy milczała. Po chwili więc dodał: - No, ale jeśli dalej się będziesz przy tym upierać, to pragnę zauważyć, że chyba jeszcze mnie nie pytałaś...

- Przecież byłeś już dwa razy tam! - przerwała mu administratorka.

- Wiem, ale w razie "w", możesz na mnie liczy... - zaczął Wilson, jednak urwał, zaciskając wargi i widząc kto właśnie wszedł na parking. Byli to oczywiście House i Rose. Wyglądało na to, że nie wiedzieli, iż ktoś jeszcze przebywał poza nimi na parkingu.
- O co chodzi? - spytał w końcu House.
- Muszę ci coś powiedzieć... - zaczęła Rose, przygryzając paznokieć. Widać było, że musiało to być coś bardzo ważnego, skoro aż tak się denerwowała tym. - Nie wiem, jak to ująć, to dość delikatna sprawa, ale - Tu westchnęła, wykręcając sobie palce. Wiedziała, że zachowuje się dość nieprofesjonalnie, ale to w pewnym sensie przecież miało coś wspólnego również z nią samą! - Wybacz, ale możemy o tym pogadać w bardziej ustronnym miejscu? - spytała w końcu, próbując zyskać na czasie, aby się trochę uspokoić, a przy okazji chociaż częściowo przywrócić się do porządku. Jednak House odpowiedział:
- O tej porze zwykle nikogo tutaj nie ma. Zresztą widzisz tu kogoś?
Dziewczyna rozejrzała się po parkingu parę sekund, po czym w końcu dojrzała Cuddy i Wilsona, opartych o samochód. Przez chwilę patrzyła na tę dwójkę, po czym:
- Leah była w szpitalu, jakaś nagła sprawa. Idź do tego Wilsona, nie czekaj na mnie, bo późno wrócę. Jutro porozmawiamy, ok?
- Od razu mówię, że jak będzie chłopiec, ma się nazywać Oliver, rozumiemy się? - rzucił, po czym cmokając Rose, która po tych słowach uśmiechnęła się delikatnie pod nosem - Idę, bo zespół jeszcze pomyli nerkę pacjenta z wątrobą beze mnie - mruknął House, po czym wyszedł z pomieszczenia. Po jakiejś chwili Rose dołączyła do niego, rzuciwszy po drodze jeszcze jedno spojrzenie Wilsonowi i Cuddy. Nie był to ten częsty, pogardliwy, czy złośliwy uśmieszek. Gdyby oboje bardziej by się przyjrzeli, ujrzeliby stres, desperację i strach w jej oczach. Oznaczało to tylko jedno - duże, może nawet bardzo duże kłopoty.

***

[MMM]House szedł przez hol, zmierzając do drzwi wejściowych. Dzisiaj miał chyba szczęście - nie miał żadnej jednej z tych irytujących konfrontacji z Cuddy, co ostatnio zdażało mu się coraz częściej. Tego dnia jednak nawet jej nie widział, po spotkaniu z Rose postawił w końcu trafną diagnozę... Wszystko wtedy, można powiedzieć, szło idealnie. Za idealnie!

- House! - Usłyszał za sobą znajomy głos.

[MMM]No właśnie!

- House, zatrzymaj się! - Ponownie rozległ się na cały hol głos Cuddy. W końcu diagnosta obrócił się z wolna w jej stronę. Szła szybkim krokiem w jego stronę, starając się wyglądać na opanowaną, ale jego nie udało jej się zmylić - nie umknął mu fakt, że trzęsły jej się ręce. Zanim zdołała dojść do niego, na tych wielkich obcasach, zdążył jeszcze zażyć swoje "cukierki".

- Proszę - rzuciła, przybierając zaciętą minę, podając mu jakieś papiery.

- Co to jest? - mruknął House, nie obrzucając ich nawet spojrzeniem.

- Masz to wypełnić, jutro ci się przydadzą na lotnisku - odparła Cuddy, unosząc brwi.

- Gdzie?

- Jedziesz na konferencję do Singapuru. Samolot masz jutro, o dziesiątej. Nie przyjmuję żadnych wymówek, nie interesuje mnie na co umówiłeś się ze swoją dziewczyną, czy z kimkolwiek innym. Jedziesz i koniec, bez odwołania - powiedziała, po czym z uniesioną głową obróciła się na pięcie i wróciła do swojego gabinetu.

[MMM]House nie ruszył się z miejsca ani na milimetr. Dalej patrzył w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała pani administrator. Po chwili zamrugał parę razy nieprzytomnie, po czym spojrzał na papiery, które trzymał w ręku. Przez chwilę wodził wzrokiem po wydrukowanych słowach, po czym spojrzał tym razem gdzieś w przestrzeń. Dalej nie mógł uwierzyć w to, co się przed chwilą stało. Cuddy w końcu się wzięła w garść, a on nawet ze zdziwnia jej się nie sprzeciwił? Gdyby ktoś mu to jeszcze dzisiaj rano powiedział, wyśmiałby go czy powyzywałby od mitomanów itp. Co ją napadło? Tego nie wiedział. A zresztą! Machnął ręką, po czym wyszedł ze szpitala. Jakoś ciężko mu się o tym teraz myślało. Teraz zastanawiał się tylko, czy naprawdę mam jej posłuchać, czy zrobić tak, jak zawsze.

[MMM]Cuddy zaś zaraz po tym, jak znalazła się za drzwiami swojego gabinetu, odetchnęła z ulgą, opierając się plecami o właśnie zamykane drzwi. Zrobiła to! Mimo tego, co wcześniej mówiła! Sama nie wiedziała co w nią wstąpiło. Widok jego i tej całej Rose na parkingu? Wypowiedź House'a, która sugerowała, że najprawdopodobniej między nimi dwoma doszło do czegoś więcej? Całkiem możliwe...

[MMM]Nagle podskoczyła, słysząc Wilsona, który stanął po drugiej stronie drzwi, chcąc dostać się do gabinetu. Szybko odsunęła się, po czym wpuściła onkologa do środka.

- No... Całkiem nieźle - rzucił z podziwem w głosie.

- Co nieźle?

- No nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodzi! - rzucił Wilson, tym razem robiąc niedowierzającą minę.

- Co w tym takiego wielkiego? - spytała, siadając za biurkiem.

- Jak mówi o tym cały szpital, to coś musiało w tym być - odpowiedział onkolog.

- Cały szpital? - zdziwiła się Cuddy.

- Wszyscy wiedzą, że wcześniej starałaś się, jako jedna z nielicznych, stawiać się jemu, ale wychodziło z tym, jak sama wiesz, różnie. Ostatnio jakoś nawet chyba nie próbowałaś. Teraz, nagle wysłałaś go samego, na najprawdopodobniej najnudniejszą konferencję w historii, a on sam nawet się nie sprzeciwił! Nawet sam jestem zaskoczony, że mnie jednak posłuchałaś...
- Właściwie to nie jestem pewna, czy na pewno dobrze zrobiłam - odparła Cuddy, opuszczając wzrok na swoje dłonie.
- Co ty mówisz? - zdziwił się Wilson.
- Chodzi o to, że... Nie powinnam go tam samego wysyłać - co, jak jednak zmieni zdanie i nie uprzedzając nikogo wcześniej nie pojedzie? Albo zrobi coś w jego stylu i nasz szpital będzie przez to skończony? - skłamała Cuddy. Tak naprawdę to miała wyrzuty sumienia, że tak postąpiła dlatego, że była wściekła na niego, wtedy na parkingu, mimo tego, co wcześniej Wilsonowi powiedziała... Nie, nie umiała teraz o tym myśleć!
[MMM]Wstała od biurka, zarzuciła na siebie płaszcz, po czym wyszła z pomieszczenia, zostawiając w nim zapomnianego, zdezoriantowanego Wilsona, jednak on również, po chwili, opuścił pokój.
***
- Wiesz, że to niekonieczne...
- Nie gadaj głupot! Koszula akurat ci się przyda, a wolę ją sama, tak na wszelki wypadek, wyprasować - przerwała mu Rose, po raz kolejny przejeżdżając żelazkiem po białym materiale.
- Miałem na myśli to, że nie muszę tam jechać... - odparł House, nieco rozdrażnionym tonem.
- A kto niby zrobi to za ciebie? Jedź, przynajmniej raz zrobisz, co ona ci każe - odparła Rose.
- A co z tobą?
- Nie jestem psem ani świnką morską - mnie nie trzeba karmić, czy zmieniać żwirku - odpowiedziała.
- Ale nie chcę ciebie zostawiać - odparł, obejmując dziewczynę w pasie.
- Dasz jakoś radę beze mnie - odpowiedziała z lekkim uśmiechem.
- Chciałaś mi o czymś powiedzieć - zmienił nagle temat House.
- A tam - nic ważnego - odparła Rose, po czym machnęła lewą ręką. - Teraz lepiej się skup na pakowaniu, bo ja za ciebie wszystkiego nie zrobię! - dodała, po czym z szerokim uśmiechem wyłączyła żelazko i złożyła koszulę, kierując się do ICH sypialni.
[MMM]Nagle zadzwonił jej telefon. Szybko, niby od niechcenia, zamknęła za sobą drzwi, po czym odebrała:
- Halo? Co?... Nie, jeszcze nie... No, sprawy się nieco skomplikowały... Nie, no jasne, że tak! Co? A wiesz, jaką ja mam propozycję? Sama o tym zdecyduję, kiedy, co i dlaczego, jasne? Muszę kończyć - szybko wyszeptała, słysząc kroki, zmierzającego House'a do sypialni. Sprawnie wyłączyła i schowała telefon, po czym znów przybrała swój wcześniejszy szeroki, sztuczny uśmiech i entuzjazm. Teoretycznie i zresztą praktycznie nic się przecież nie stało. Na razie.
***
[MMM]Cuddy spędziła pół nocy, nie śpiąc. Przewracała się ciągle z boku na bok. Nie miała pojęcia, co jej tak ciągle ciążyło. Ta głupia konferencja? Przecież to bez sensu!
Jednak coś musiało chyba w tym być, skoro ciągle o tym myślała aż do trzeciej w nocy. A co jeśli tak jak zawsze ją oleje i nie pojedzie? Albo zrobi specjalnie coś tam głupiego, czy dziecinnego? Bądź, czy jak wróci, będzie mścił na najgorsze sposoby? Przecież się jego nie bała! Tylko w takim razie w czym rzecz? Jeszcze tylko jej brakowało wyrzutów sumienia, z tego, że kazała jechać na tę głupią konferencję!
[MMM]W końcu jednak udało jej się zasnąć. Mimo wszystko, wstała dość wcześnie - o wpół do ósmej. Ta nieprzespana noc nakłoniła ją do podjęcia jednej, może nieco niedorzecznej, ale pewnie słusznej decyzji - jedzie zamiast niego. Nie pozwoli, aby będąc gdzieś bardzo daleko, ten cynik splamił honor szpitala!
[MMM]Toteż najszybciej jak się dało ubrała się, spakowała i doprowadziła do ogólnego porządku. Spojrzała na zegarek. Dochodziła dziewiąta. Musiała się pośpieszyć!
[MMM]Szybko wezwała taksówkę, po czym podjechała pod dom House'a. Miała tylko nadzieję, że nie spędził tej nocy u swojej lalunii!
[MMM]Szybko zapłaciła szoferowi, po czym zadzwoniła dwa razy. Nie minęło z półtorej minuty, kiedy drzwi stanęły otworem, a nich ukazała się... Sama Rose w białym, puchatym szlafroku.
- Tak? - spytała zdziwiona, całkiem przytomnym tonem.
- Jest House? - spytała Cuddy nerwowym tonem.
- Nie, właśnie pojechał na lotnisko,na które, z tego, co sobie przypominam to TY kazałaś mu jechać.. - zaczęła Rose, jednak brunetkę nie interesowały jej dalsze słowa. Szybko podbiegła do zaparkowanej na chodniku, żółtek taksówki, po czym zniknęła policjantce z oczu. Jednak przez chwilę jeszcze dziewczyna stała w otwartych drzwiach, mimo mrozu, po czym w końcu wróciła do środka. Jeszcze ani ona, ani House, ani Wilson, ani nawet Cuddy nie wiedzieli, jak bardzo czeka ich skomplikowana, bliska przyszłość.
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ (o ile druga w ogóle powstanie)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Endymion
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 04 Lip 2013
Posty: 191
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdzieś z Księżyca..
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:24, 29 Kwi 2014    Temat postu:

Masz święta racje nikt cie nie kocha tylko hmm jaa
wiesz co, może i jest mało osób, ale cóż. Chyba trzeba zrobić taką jakąś mobilizację ( wiem pisze bez sensu, ale jutro wycieczka !! jaram siię ) Tylko nie mam wogule pomysłu jak populacje polską zachęcić do udzielania się na forach czy cos takiego , no dobra ten rozdział bardzo ciekawie ci wyszedł. wiedz, że czytanie na lekcja jest o wiele bardzie ciekawe niż uważanie co mówi nauczyciel , chociaż pewnie każdy o tym wie.. no dobra, bo się rozpisałam

Powiem tak związek Rose + House = Rouse ?? dziwne.. Ale serio House w niby "poważnym związku" to tak dziwnie brzmi , chociaż po zakończeniu stwierdzam, że z tym niby związkiem to tylko na niby, że to do czegoś zupełnie innego zmierza. wyczuwam teorie spiskowe

Biedna Cuddy taka zabiegana, ale ją tu fajnie pokazałaś taka kobieta ileś tam w jednej, Zresztą tak ja " prawdziwa niby matka polka".

ooo i jeszcze to, że w końcu to tego Singapuru jadą razem :d z tego musi wyniknąć Huddy Bo House wydaje mi się, że nie będzie wierny rudej hehe
czekam:)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 1:54, 04 Maj 2014    Temat postu:

Taa, nikt mnie nie kocha, każdy olewa, wezmę tabletki i pójdę do nie... A nie sorry, jednak jeszcze nie jest aż tak źle Ale czuję się przez wszystkich horumowiczów opuszczona (poza tobą, jedyna, która mnie tutaj nie zostawiła ) Znaczy, nie żebym była tu wcześnej non - stop otaczana tłumem, ale poszło w cholerę 2 z 3 moich najlepszych czytelników! Ja się tak w to nie bawię
Ech, są uczęszczane fora, jak jakiś Miriel (ale tam nie jestem zbyt mile widziane i nasze uczucie jest odwzajemnione ) i teraz na jakimś nowym, książkowym się zapisałam ( gorsze niż to, ale tam przynajmniej ktoś wchodzi ), czyli nie chodzi tu o udzielanie się na forum, ale na forum O HOUSIE House się skończył, sezonowcy i "niesezonowcy" poszli, horum puste, blada
Endymion napisał:
Biedna Cuddy taka zabiegana, ale ją tu fajnie pokazałaś taka kobieta ileś tam w jednej, Zresztą tak ja " prawdziwa niby matka polka".

Odgapiłam z jendego odcinka z sezonu 6, gdzie był cały dzień z Cuddy ^^ Z początku miał być o wiele dłuuuższy, ale was nie ma, mi się zbytnio pisać też nie chce (nie mam dla kogo A dla jednej osoby to se mogę na prywatnie, bo szkoda fatygi i wrzucania tu tak, znów mam zły humor )
Nic nie mówię co będzie... Dobra, powiem, ale to tylko dlatego, że być może nie napiszę tego - będzie taka tam mini niespodzianka, a raczej miała być
Pozdrawiam
sarape, ze złym humorem ( ale ciebie i tak lubię )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Endymion
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 04 Lip 2013
Posty: 191
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdzieś z Księżyca..
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 7:07, 06 Maj 2014    Temat postu:

Powiem tak ja mam kilka blogów, które chętnie czytuje. Nie koniecznie z Housem związane. Wiem- że prawie nikogo nie ma i chyba to mnie tak jakby demobilizuje, żeby coś pisać czy wstawić ( kioka tekstóm mam ) nooo sb teraz na basenie siedze z klasą , bo pan o nas zapomniał :, no to paa i chyba wswię tką mini miniaturkę chyba to drabble .

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
olaaaa994
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 04 Kwi 2012
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 8:27, 06 Maj 2014    Temat postu:

Hej, w sumie nie znam tu nikogo, ale na bieżąco wchodzę, patrzę i czytam wszystko co nowe się pojawi nie przestawaj.... mnie ciekawość zżera o co tu dalej chodzi i co jakiś czas czytam od początku

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Endymion
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 04 Lip 2013
Posty: 191
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdzieś z Księżyca..
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:19, 07 Maj 2014    Temat postu:

npoo widzisz już aż dwie osoby się znalazły ;p może jeszcze ktoś ?? Ktoś chętny <s>

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Olha93
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 28 Paź 2009
Posty: 32
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 9:34, 08 Maj 2014    Temat postu:

olaaaa994 napisał:
Hej, w sumie nie znam tu nikogo, ale na bieżąco wchodzę, patrzę i czytam wszystko co nowe się pojawi nie przestawaj.... mnie ciekawość zżera o co tu dalej chodzi i co jakiś czas czytam od początku

Pozdrawiam


ja mam tak samo
sarape chcemy ciąg dalszy !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Endymion
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 04 Lip 2013
Posty: 191
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdzieś z Księżyca..
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:16, 11 Maj 2014    Temat postu:

Haaha będę teraz liczyć, to coś dla mnie ile osób chce nowy rozdział ;*

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sarape
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Maj 2013
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:16, 26 Cze 2014    Temat postu:

I tak mnie nikt tu już nie kocha I nie czyta... Ale macie - poświęciłam swój cenny czas na nabazgranie tego, nowego, krótkiego rozdziału... Tylko nie wiem dla kogo ;_:

Rozdział IX

– Witamy na pokładzie, panie House. Ma pan miejsce 2A – mruknęła stewardesa, uśmiechając się sztucznie, tak jak do każdego z pasażerów. Diagnosta bez słowa usiadł na wskazanym miejscu, po czym wyciągnął telefon z kieszeni. Na wyświetlaczu, od rana widniała wiadomość od Rose:
"Kiedy będziesz?"
[MMM]Przez chwilę wpatrywał się w ekran, rozmyślając. Z jednej strony nie mógł się już doczekać momentu, w którym w końcu ją zobaczy, a z drugiej to wcale nie miał na to ochoty. Rose wszystko traktowała... Inaczej, niż on. Lubiła się afiszować, specjalnie machać nim przed nosem Cuddy, co go nieco irytowało. Owszem, sam tak robił już wiele razy, ale to nie to samo. Czasem po prostu zastanawiał się czemu wszystko się tak potoczyło z Rose. Czuł, jakby miał jakąś lukę w pamięci, jakby czegoś w tym wszystkim brakowało... Tylko czego?
[MMM]Ostatni pasażerowie wtaczali się na pokład. House wzruszył ramionami, po czym, jakby od niechcenia, napisał parę słów. Przez jakąś chwilę wpatrywał się w ten SMS sceptycznie, po czym, nie zastanawiając się dłużej, wysłał go. Żeby dłużej o tym nie myśleć, sięgnął jeszcze po swoje pudełeczko z "cukierkami". Vicodin już należy do przeszłości – te nowe leki było sto razy lepsze. Nie tylko, w przeciwieństwie do poprzednich leków, uśmierzały ból, to jeszcze nie musiał brać kilku na raz. Jednak, tak jak wszystko powoli się kończyły. Na szczęście, zdążył jeszcze w przeddzień wyjazdu "załatwić" sobie zapas. Nie wiedział, co prawda, co to były w ogóle za leki, ale nie dbał o to. Jedyne, na czym mu zależało, to to, aby uśmierzały ten przeklęty ból!
– Witamy na pokładzie linii Big Sky Airlines. Prosimy o wyłączenie telefonów komórkowych oraz o zapięcie pasów. Życzymy miłej podróży.

[MMMMMMMMMM]***

[MMM]Rose obudził dźwięk odebranej wiadomości. Bez namysłu, ledwo powstrzymując zaspane oczy przed ponownym zamknięciem, sięgnęła po telefon. Wiadomość była od House'a. Było w niej to:
"Właśnie wylatuję. Do zobaczenia za dwanaście godzin. Powiedz Wilsonowi, aby przyszykował Cuddy, bo teraz, mam zamiar się odpłacić za ten idiotyczny wyjazd"
[MMM]Dziewczyna potrzebowała paru minut i chyba z czterech, ponownych odczytań, bowiem nie umiała się skupić, jednak, nawet będąc strasznie zaspaną, zauważyła coś dziwnego w tej wiadomości. Dokładnie to ostatnie zdanie – "przyszykować Cuddy". Przecież administratorka pojechała tam z nim! Widziała ją, nawet przez jakiś moment rozmawiały. Byli tam prawie tydzień – House miał tysiąc okazji się "zrewanżować", za to wkręcenie. Dlaczego tego nie zrobił? Albo przynajmniej tak napisał? Istniała jeszcze możliwość, że miał zamiar zaczekać z tym, do powrotu do szpitala, ale po co? Na oczach Wilsona, zespołu, jej, czy reszty pracowników szpitala? Przecież to nie w jego stylu! Chyba...
[MMM]Od tego rozmyślania, zdążyła się już całkiem rozbudzić. Usiadła na łóżku i popatrzyła w okno. Była w swoim domu – zaraz po wyjeździe House'a tam się przeniosła. Nie czuła się dobrze, będąc sama, w jego mieszkaniu bez niego. Tutaj miała ciszę, lubianą samotność, niezależność, spokój...
[MMM]Nagle zadzwonił telefon, dalej trzymany w jej ręku, przez co omal nie dostała zawału.
– Życie ci nie miłe?! – warknęła, rezygnując z udawania, że niby dopiero co, została wyrwana ze snu.
– Słuchaj, mam sprawę – odparł, ignorując jej "powitanie".
– Domyśliłam się, że nie pomyliłeś numeru na pogotowie, ani nie chciałeś raczej pogadać o pogodzie. Czego chcesz?
– Potrzebuję konsultacji... No wiesz – burza mózgów, co dwie głowy to nie jedna i tak dalej. W nocy było morderstwo...
– Ludzie, za co?! – westchnęła Rose, opadając na łóżko. – Nie wiesz, że mam dzisiaj wolne?! Nie możesz poprosić Leah?!
– Matka jej nagle wylądowała w szpitalu, poza tym od godziny jest nieuchwytna. No weź, Rose, zlituj się nade mną. Ty masz lepszy mózg do takich rzeczy, zwłaszcza o tej porze. Tylko mi pomożesz to przeanalizować, a potem będziesz miała spokój, dobra?
– Jasne, dla ciebie wszystko – mruknęła niezadowolonym tonem, po czym wyłączyła telefon. Spuściła nogi z łóżka, po czym ruszyła smętnym krokiem w stronę łazienki. Jak widać, rozmyślanie o niepokojącej wiadomości od House'a musiało poczekać.

[MMMMMMMMMM]***

[MMM]Wilson pogodnym krokiem wszedł do szpitala. Tego dnia miał powód do radości – za parę godzin mieli wrócić House i Cuddy. Było pewne, że albo się non – stop kłócili, albo w końcu między nimi do czegoś doszło. Może House w końcu przejrzy na oczy, że Rose, to nie jest ta właściwa osoba. Nie cierpiał jej. Zresztą z wzajemnością. Od pierwszego wejrzenia.
[MMM]Jego rozmyślania i nadzieje przerwał widok głównej pielęgniarki, która szamotała się w papierach, w recepcji. Z szerokim uśmiechem podszedł bliżej.
– Coś się stało?
– Lepiej nie mówić – odparła wymijająco, nie podnosząc głowy znad papierów, jednak, jakąś chwilę później, dodała: – Od wyjazdu Cuddy zrobił się straszny bajzel we wszystkich dokumentach, nie wspominając już o tej nierozwiązanej aferze. Dobrze, że już dzisiaj wraca, bo ja nie wiem co robić.
– Pokaż mi te papiery, Trudy – odparł James, podpierając teczkę o recepcję.
– Znasz się na tym? – zdziwiła się pielęgniarka, po raz pierwszy obrzucając onkologa wzrokiem.
– Można tak powiedzieć – odparł, po czym mrugnął z uśmiechem, po czym jego wzrok i uwaga skupiły się na dokumentach, leżących przed nim.

[MMMMMMMMMM]***

[MMM]Rose ruszyła szybkim krokiem w stronę wejścia do szpitala. Według jej przypuszczeń, House z Cuddy powinni już wrócić. Tuż po tym, jak została wyrwana z łóżka przez Jacka, przesiedziała z nim na komisariacie aż do pory lunchu. Sprawa okazała się nieco poważniejsza, niż oboje myśleli. Od razu, jak tylko udało jej się stamtąd uwolnić, wróciła do domu i położyła się spać, z zamiarem odrobienia tego, co nie było jej dane zrobić w trakcie nocy. Przy tym wszystkim, nie było mowy o zastanawianiu się na temat dziwnej wiadomości od House'a.
[MMM]Przechodząc obok recepcji, odniosła wrażenie, jakby za ladą panował kompletny chaos, który ktoś nieumiejętnie próbował ukryć. Jednak nikogo tam nie było. Zdezorientowana policjantka skierowała swoje kroki w stronę gabinetu Cuddy. Tam właśnie znalazła główną pielęgniarkę, wiszącą na telefonie.
– Doktor Cuddy nie ma – odparła, nie odkładając słuchawki od ucha.
– Właśnie widzę – mruknęła, kierując swój wzrok na kolejną stertę papierów, leżącą na biurku. – A nie powinna dzisiaj wrócić?
– A co to panią... A, to pani – odpowiedziała Trudy, w końcu odkładając słuchawkę z zrezygnowaniem. – Nie, jeszcze nie przyjechała. A dzwoniłam do niej chyba z dziesięć razy parę dni temu, aby od razu, jak tylko przyjedzie, się tutaj pojawiła, bo mamy problemy! Tego dupka nawet widziałam, a jej nie! Zresztą, nieważne – nie ma jej dzisiaj, proszę przyjść jutro, znaczy... Wie już pani coś w sprawie tej afery? – dodała nieco ciszej, z nieukrywaną ciekawością.
– Można tak powiedzieć – odparła Rose, a następnie opuściła pomieszczenie. Tym razem ruszyła prosto na górę. Musiała znaleźć House'a i z nim porozmawiać. Być może to tylko zbieg okoliczności i do tego ma paranoję, czy skrzywienie zawodowe, ale musi to sprawdzić. Na wszelki wypadek. Zresztą i tak miała przyjść spotkać się z Housem jeszcze w szpitalu.
[MMM]W końcu udało jej się dojść do sali diagnostycznej, jednak w niej spotkała tylko zespół diagnosty. Nie obrzucając ich nawet spojrzeniem, od razu, choć z bólem serca, ruszyła w stronę gabinetu Wilsona. Otworzyła ostrożnie drzwi. Miała nadzieję, że on tam był, wolałaby jak najmniej razy zbliżać się do tamtego przyjacielskiego gogusia.
[MMM]Jednakże od razu się okazało, że niepotrzebnie się bała – House tam był, co wywołało szeroki uśmiech na jej ustach, po czym podeszła do niego i zarzuciła mu swoje ręce na ramiona delikatnie, a następnie cmoknęła w policzek.
– Tęskniłam – szepnęła, uśmiechając się szeroko. Tak naprawdę wcale nie planowała okazywania sobie czułości z Housem – na pierwszym planie postawiła sobie rozwiązanie tej całej dziwnej zagadki jego SMS-a. Jednakże, skoro już musiała przebywać w jednym pomieszczeniu z Wilsonem, postanowiła zrobić sobie przyjemność nie tylko z powodu bliskości ukochanego, ale również ze zrobienia na złość onkologowi.
– No ja myślę. Już zacząłem się martwić, że o mnie zapomniałaś i będę musiał się znów zadowolić tylko prostytutkami... – zaczął House, jednak nagle, ni stąd, ni z zowąd, przerwał mu Wilson:
– Nie powinnaś być teraz w pracy? – spytał irytującym tonem.
– Nie wiem jak u was, ale u nas dają takie coś, jak urlop, a tak się składa, że go dostałam, więc dzisiaj mój szef, a tym bardziej ty, nie będzie mi mówił, co mam robić – odparła, obrzucając go wściekłym spojrzeniem. Nie cierpiała, kiedy ktoś wcinał się w nie swoje, czyli, mówiąc ściślej – JEJ sprawy.
– Ale mi chodziło o NASZĄ sprawę tej afery w szpitalu – odpowiedział Wilson, jakby czytał jej w myślach – Siedzisz tu już ponad miesiąc, a wiemy o tym tyle samo, co wiedzieliśmy zanim tu przyszłaś....
– Posłuchaj doktorku – wszystko w swoim czasie. Ty swoich pacjentów leczysz długo, albo wcale – ja to robię swoim tempem, jakim się da – warknęła ze złością, czując, że Wilson nie wierzy w jej kłamstwo. Fakt – najpierw chciała załatwić sprawę z Housem, ale potem oddałaby się na całego tej sprawie. Tylko teraz zastopowała, bowiem wolała oznajmić to, co udało jej się już dowiedzieć, jak będzie Cuddy i cała ferajna.
[MMM]House przyglądał się tej całej sytuacji z lekkim rozbawieniem. Oboje tak zaangażowali w tę potyczkę, że kompletnie zapomnieli, że nie są sami w gabinecie. Dzięki temu House mógł bez żadnych świadków wziąć znów swoją nową tabletkę, bez zbędnych, irytujących spojrzeń, skierowanym w jego stronę.
[MMM]Całą tę niezręczną sytuację jednak przerwała Trudy, która również weszła do pomieszczenia.
– Ty – mruknęła, wskazując na House'a. Wydawała się już być naprawdę zdenerwowana. – Powiedz mi, doktor Cuddy użyła chociaż raz telefonu w ciągu tego tygodnia?!
– Tylko, żeby podetrzeć sobie tyłek, a czemu pytasz?
– Mówię poważnie – odparła, wzdychając. – Potrzebujemy jej jak najszybciej w szpitalu...
– Aha, rozumiem, mnie wysłała na konferencję, a sama sobie robi wolne?! – mruknął House, dając nogi na biurko Wilsona. Jednak onkolog po tej kwestii nie był już taki beztroski. Popatrzył na przyjaciela z niepokojem, po czym rzucił:
– Ale... Przecież Cuddy też tam była, czy tak?
– U mnie w gabinecie pod biurkiem? Nie, niestety jeszcze nie. Właśnie czekam z takim samym napięciem, jak wy wszyscy....
– Chodziło mi o konferencję – odparł Wilson przewracając oczami. – Jasne, że nie! – odpowiedział House, jeszcze nie wiedząc, ile to jedno zdanie dla całej obecnej trójki wtedy znaczyło. – Sam musiałam wysłuchiwać tego nudnego wykładu – sami faceci, jeden babochłop. Z Cuddy miałbym przynajmniej na co popatrzeć...
– A–a–ale jak jej z tobą nie było, to gdzie się podziewała? – wymamrotała z trudem Trudy.
– Jesteś pewna, że też miała jechać? – zwrócił się tym razem Wilson do Rose.
– Na sto procent – odparła zirytowanym tonem. – Szukała House'a, można było się domyślić, że miała dwa powody – albo chciała mu powiedzieć, że zmienia zdanie i ma jednak nie jechać, albo postanowiła pojechać z nim. House nie wrócił, więc doszłam do wniosku, że pojechali razem – zaczęła mówić coraz szybciej i coraz bardziej nerwowo. – Ostatnie, co widziałam, to jak wsiadała do taksówki! Tyle, koniec opowieści!
– A więc... – zaczęła powoli pielęgniarka. – Jeżeli jej nie było z Housem, ani w szpitalu, to...
– To musiało coś się stać – odpowiedzieli jednocześnie Wilson i Rose.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sarape dnia Nie 14:34, 13 Lip 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
HelpMe
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 27 Paź 2013
Posty: 224
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:09, 28 Cze 2014    Temat postu:

Jak nie kocha? ;> Jak nie czyta? ;>

Rozdział mega Świetnie piszesz... Mam jedno zastrzeżenie - co ty zrobiłaś Cuddy...?

Rose mnie strasznie denerwuje... Jak House z nią wytrzymuje...? Tragedia...

No nic, idę na dwór... Brzydko jest Pierwszy dzień wakacji i ... Heh...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin