Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Guilty - Zajączek 2010 dla neko.md [M]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Zuu
Internista
Internista


Dołączył: 02 Sty 2010
Posty: 657
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:40, 10 Kwi 2010    Temat postu: Guilty - Zajączek 2010 dla neko.md [M]

Z okazji Świąt Wielkanocy, życzę dużo szczęścia, radości i miłości w życiu. W ramach urzeczywistnienia moich życzeń prezentuję fluffowo-angstowy fanfik, pisany specjalnie dla neko.md

Mam nadzieję, że nie zawiodę Twoich oczekiwań.

Co do samego opowiadania, jest to opowieść o Cuddy i House’ie przeniesiona w inne realia i wiele lat wstecz. Inspirowana twórczością Agathy Christie i Artura Conan Doyle’a.

Betowane przez Klarense [ Przy czym Beta została fanatyczną fanką cz.1 ]. Beta z góry przeprasza z drobne błędy, których nie wyłapie z tekstu.



Guilty

Cz. 1

Był chłodny, deszczowy wieczór. Słabo oświetloną ulicą szła kobieta w prostej, bordowej sukni sięgającej kostek. Jej ciemne loki przyozdabiał niewielki kapelusz z woalką. Niepewnie rozejrzała się dookoła, jakby chciała się upewnić, że nikt jej nie śledzi. Kilka minut później znikła w kamieniczce pod adresem Baker Street 221B.
Ową kamienicę zamieszkiwało dwóch przyjaciół. Jeden rozwodnik - człowiek sympatyczny, budzący zaufanie, o nienagannych manierach. Drugi kawaler - typ bezpośredni, odważny. Można wręcz powiedzieć, że był zupełnym przeciwieństwem swojego współlokatora. Choć większości może się wydać, że ludzie o tak różnych sposobach postrzegania świata nie powinni w ogóle ze sobą rozmawiać, to jednak James Wilson i Gregory House już od wielu lat pozostawali wiernymi przyjaciółmi. Współpracowali również ze sobą na płaszczyźnie zawodowej.
- Musisz wziąć w końcu jakąś sprawę, House. Jak tak dalej pójdzie, to nie będzie nas stać nawet na czynsz.
- Ach, mon ami. Nie będę brać pierwszych lepszych spraw tylko ze względów finansowych. Muszę szanować swój geniusz. – Uśmiechnął się ironicznie i nalał sobie pół szklanki kosztownego burbonu.
James westchnął cicho i wyjrzał przez okno na prawie pustą, nowojorską ulicę.
- Chyba idzie nasz nowy zarobek. Wygląda na kogoś z bogatej rodziny, a sądząc z jej wyrazu twarzy sprawa nie będzie zbyt wesoła.
- Więc mówisz, że tym razem kobieta... – House zamyślił się na chwilę. - Ładna chociaż? – zapytał nie wstając z fotela.
- Sam oceń – stwierdził Wilson i ruszając w kierunku drzwi.
Na progu stała, mniej więcej, czterdziestoletnia kobieta.
- Dobrzy wieczór. Czy pan Gregory House?
- Nie, niestety. Przyjaciel przyjmie panią w salonie. – Cofnął się ustępując jej miejsca w niewielkim holu. Wziął od niej płaszcz i zaprosił do mieszkania. Niepewnym krokiem ruszyła w głąb pomieszczenia.
Salonik w którym się znalazła również był niewielki, urządzony ładnie, lecz oszczędnie. Mrok rozświetlał jedynie ogień z kominka. Dopiero po chwili spostrzegła przyglądające się jej błękitne spojrzenie.
- Proszę usiąść – wskazał kobiecie fotel naprzeciwko.
- Dziękuję – odparła lekko drżącym głosem i usiadła tuż przy kominku. Zdziwiła się, że w odróżnieniu od pierwszego mężczyzny, nie wstał nawet aby przywitać kobietę, lecz po chwili zauważyła opartą o brzeg fotela laskę oraz niewielką fiolkę na stoliku. Rzeczywiście, kalectwo mogło tłumaczyć oszczędne ruchy i specyficzny smutek w jego oczach.
- O czym ty myślisz? – skarciła w myślach samą siebie. – Twoje dalsze życie zależy od dokonań zupełnie obcego faceta, a ty pakujesz się mu do domu i gapisz się bezczelnie na to co prawdopodobnie wolałby ukryć przed całym światem. Idiotka.
Zamiast tego powiedziała:
- Wiele słyszałam o pana osiągnięciach, a jedna znajoma powiedziała...
- Darujmy sobie takie wstępy. – Przerwał jej sucho. – W jakiej konkretnie sprawie chce mnie pani prosić o pomoc?
- Ja... Właściwie nie wiem od czego zacząć...
- Najlepiej od początku. – Odparł przyglądając się bursztynowemu płynowi na dnie szklanki.
Kobieta spojrzała na drugiego mężczyznę.
- To mój współpracownik. Proszę nie zwracać na niego uwagi – poprosił, jakby czytał w jej myślach.
- W takim razie dobrze. Pewnie słyszał pan o zabójstwie tego fotografa.
- Lucas Douglas. Lat czterdzieści trzy. Znaleziony w pracowni przez sekretarkę. Zginą w skutek postrzału w klatkę piersiową. Podejrzani najbliżsi współpracownicy. Wszyscy jednak mają żelazne alibi. Śledztwo trwa.
- Och... Dużo pan wie o tej spawie.
- Powiedzmy raczej, że umiem czytać między wierszami. A wracając do sprawy, myślę, że nie chce pani abym odnalazł zabójcę.
- Ciągle mnie pan zaskakuje. Tak... Ma pan rację. Domyślam się kto jest mordercą.
- Domyśla się pani?
- No dobrze, wiem kto jest zabójcą.
- Jednak z powodów, których pani nie zamierza ujawniać, nie powie mi pani kto to. Mam rację?
- Owszem. Widzę, że się rozumiemy.
- Jednak na czym ma polegać moja rola w całej sprawie?
Kobieta zastanowiła się przez chwilę, wzięła głęboki wdech i powiedziała:
- Niedługo policja znajdzie listy świadczące o mojej znajomości z Lucasem. W ostatnim nie wyraziłam się o nim zbyt pochlebnie i muszę przyznać, że myślałam nawet o ostatecznym zerwaniu znajomości. Mogę jednak panu przysiąc, że to nie ja go zabiłam. Pana zadaniem byłoby znalezienie dla mnie niepodważalnych dowodów mojej niewinności.
W pokoju zległa cisza. Dla James’a lekko krępująca, dla niej pełna niepokoju, dla niego przesycona pomysłami.
- Dobrze, zastanowię się nad tą sprawą i jeżeli nie jest pani tak głupia, by kłamać prywatnemu detektywowi i rzeczywiście jest pani niewinna, to obiecuję, że znajdę dowody.
- Ale House, wiesz, że to może być czasem niewykonalne – wtrącił się Wilson.
- Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych, mon ami. – Uśmiechnął się pewny siebie i przeszedł do omawiania szczegółów.
Tej nocy długo rozmyślał nad tajemniczą postacią, jaką niewątpliwie była Lisa Cuddy.

Cz. 2

Hastings: Nie będziesz korzystał z łazienki przez najbliższe pół godziny?
Poirot: Sprawdzę w kalendarzu.... Nie, nie będę.
Hastings: W takim razie wiesz, gdzie mnie szukać.
(Agatha Christie „Gniazdo os”)



Nastał ranek, jakże inny od wczorajszego wieczora. Wczesnowiosenne słońce przebijało się przez okno i oświetlało niewielki stół w kuchni. Wybitny detektyw oraz jego przyjaciel jedli właśnie śniadanie i rozmawiali o nowej sprawie.
- Co myślisz o morderstwie Douglasa? – zapytał James.
- Myślę, że miało miejsce – odpowiedział wymijająco House.
- Proszę cię, nie kombinuj. To naprawdę intrygujące.
- Na pewno... – mruknął nieobecnym tonem.
- To zagadka, pozornie prosta, a kryjąca drugie dno.
- Niby zwykła, a jednak inna...
- Można powiedzieć piękna...
- Piękna... I ten biust. – Greg uśmiechnął się na samo wspomnienie.
- House! O czym ty do cholery bredzisz?
- O Lisie Cuddy. A ty?
- Ja miałem na myśli morderstwo! A tobie oczywiście tylko jedno w głowie.
- Nie tylko to... – mruknął pod nosem House.
- Co powiedziałeś?
- Lepiej żebyś nie wiedział.
- Może rzeczywiście... – mówiąc to Wilson podniósł się z krzesła, aby przynieść dzbanek kawy. – To co dziś robimy? Idziemy na miejsce morderstwa czy porozmawiamy z policją?
- Ani to, ani to – odparł krótko House.
- Jak to... – zdziwił się James. – Przecież powiedziałeś, że bierzesz sprawę.
- I owszem. Ale to z czym do mnie przyszła, już rozwiązałem.
Wilson zakrztusił się kawą i zapytał z niedowierzaniem:
- Przez sen znalazłeś dowody? Jakie?
Gregory House podał przyjacielowi elegancką wizytówkę klientki.
- Przeczytaj adres.
- Longtongue* Street 5C. I co z tego?
- Byliśmy tam w zeszłym roku. Pamiętasz? Niewielka ulica na przedmieściach. Domki upchane jeden przy drugim. Niskie płoty i wyjątkowo wścibscy sąsiedzi. Jeżeli naprawdę jest niewinna, ktoś powinien ją widzieć w dniu zabójstwa.
- Naprawdę nie wiem, czy kiedykolwiek zrozumiem jak to jest, że ty masz ciągle rację.
- Ja zawsze mam rację, i to mnie czasem przeraża.**
Detektyw wziął laskę i z lekkim trudem wstał od stołu. Podszedł do komody, na której leżała zeszłotygodniowa gazeta.
- W takim razie co zamierzasz dziś robić?
- Dziś... – powiedział House, teatralnie akcentując każde słowo. – Dziś odkryjemy prawdziwego mordercę!
James Wilson zobaczył na twarzy współlokatora już dawno nie widziany, blask.


* - dosłownie ,,długi język”
** - słowa Herkulesa Poirota

Cz. 3

Gregory House podszedł do regału stojącego w kącie salonu. Przez chwilę szukał czegoś, lecz już po chwili wyprostował się i uśmiechnął trzymając w dłoniach duże i płaskie pudełko.
- W jaki sposób zamierzasz podejść do tej sprawy? – zapytał szczerze zaciekawiony James.
- Jak zwykle – westchnął House. – Garść faktów i szare komórki. Te dwie rzeczy są jedyną drogą do sukcesu.
- Przyznasz jednak, że czasem dowody, zdarzenia i znajomości lepiej jest poznać bardziej empirycznie.
- Być może – odparł jakby w przestrzeń i wyjął z pudełka delikatną i czarną jak smoła winylową płytę. – Przedstaw fakty – poprosił.
James Wilson zrobił minę, która miała niewątpliwie wyrażać profesjonalizm. Wyjął mały, szary notatnik i zaczął przedstawiać zdobyte informacje na temat klientki i jej sprawy.
Podczas gdy mówił, płyta delikatnie puknęła o gramofon. Najpierw chrzęst, trzask, a zaraz potem pokój wypełniły łagodne dźwięki muzyki. Greg, wciąż wsłuchując się w idealną harmonię dźwięków analizował każde zdanie wypowiedziane przez przyjaciela. Gdy James skończył, detektyw nie odezwał się ani słowem. Potrzebował czasu do namysłu.

Is it a sin, is it a crime
loving you dear like i do
if it's a crime, then, i'm guilty
guilty of loving you


- James – odezwał się nagle, przerywając milczenie. – Co myślisz o Lisie Cuddy?
- Co o niej myślę? – powtórzył pytanie zaskoczony. – To ładna kobieta, z dobrej rodziny, bogata. Po rozmowie z nią można stwierdzić, że nawet nieźle wykształcona.
- Nie pytam cię co o niej wiesz, tylko co o niej myślisz.
Chwilę potrwało zanim doszedł do niego całkowity przekaz pytania przyjaciela.
- Cóż … To inteligentna kobieta. Ma gust i trzeba przyznać, że jest niebrzydka. – Zawiesił na chwilę głos. – Ale chyba jej nie podejrzewasz o morderstwo?
- Nie myślałem o tym – odpowiedział szczerze House. – Oczywiście nie możemy jej wykluczyć. Ona ma charakter, jest silna i dąży do celu bez względu na przeciwności losu.
- House.
- Tak?
- Czy ty się aby nie zakochałeś?

maybe i'm wrong dreaming of you
dreaming the lonely night thru
if it's a crime, then, i'm guilty
guilty of dreaming of you


House nie odpowiedział i szybko przestawił rozmowę na bezpieczniejszy tor. Poprosił przyjaciela by on sam przemyślał sprawę i po pewnym czasie przedstawił mu swój plan tego co działo się w pracowni fotograficznej Douglasa.
Sam natomiast próbował odpowiedzieć sobie na pytanie postawione przez przyjaciela. Pytanie proste, nie wymagające filozoficznych wycieczek. Pytanie o jego uczucia do tej kobiety.
Wyobraził sobie scenę z poprzedniego dnia. Tą w której widzi ją po raz pierwszy, jak delikatnym, lecz pewnym siebie krokiem weszła do ich domu. Jej duże, kocie oczy, wspaniała figura, błyszczące, brązowe włosy. Na samą myśl poczuł dreszcz emocji. Czy to była miłość?
W przeszłości Gregory House kochał wiele kobiet, ale żadnej aż tak bardzo, nie aż tak mocno.
Zanim zatracił się w tym uczuciu, doszła do głosu jego druga, bardziej praktyczna połowa. Zastanowił się przez chwilę. Może to jednak nie miłość? Nigdy nie wierzył w stałe uczucia od pierwszego wejrzenia. Poza tym znał ją dopiero parę godzin. Oczywiście słowo „znał” było w tej sytuacji sporym nadużyciem. Wiedział tylko to, co sama mu opowiedziała.

what can i do?
what can i say?
after i've taken the blame
you say, "you're through
you'll go your way"

but i'll always feel just the same
maybe, i'm right, maybe i'm wrong
loving you dear like i do
if it's a crime, then, i'm guilty
guilty of loving you
(Guilty, Yann Tiersen)


Z zamyślenia wyrwał go głos Wilsona.
- Nie wiem, House. Naprawdę nie mam pomysłu. Bez rewizji, przepytywania świadków, jestem kompletnie bezradny. Poza tym to ty jesteś od kombinowania i to tobie płacą. Proszę cię, zróbmy coś wreszcie.
- Dobrze – odpowiedział Greg – chcesz poszukiwań to będziesz je miał. Jedziemy na Main Street.

Zaledwie dwadzieścia minut później dwóch elegancko ubranych mężczyzn włamywało się do salonu fotograficznego zamordowanego Lucasa Douglasa.

Cz. 4

Gregory House postanowił porzucić zbędne rozmyślania i rzucić się w wir pracy.
Zamek cicho trzasnął i obaj panowie weszli do środka. To co zobaczyli nie było już przytulną pracownią, lecz swego rodzaju poligonem doświadczalnym. W pokoju panowała całkowita cisza, a po całej powierzchni plątały się papierki, kwity, zdjęcia i negatywy. Szuflady i szafki były pootwierane jakby ktoś szukał w nich czegoś niezwykle intensywnie.
- Pięknie. – Stwierdził Greg, widząc wspaniałe pobojowisko.
- W takim razie czego szukamy? – zapytał cicho Wilson.
Możliwe, że to atmosfera tego pomieszczenia sprawiła, że zaczęli rozmawiać szeptem.
- Jak to czego? Tego, czego nie znalazł zabójca.
- Skąd wiesz, że nie znalazł? – zaciekawił się James przeszukując wąską szufladkę.
- Bo nie musiałby mordować. I my byśmy się w ogóle tu nie znaleźli.
- Mógł zamordować, a potem na spokojnie przeszukać, tak jak my teraz.
-Taki jesteś dokładny a nie zauważasz podstawowych faktów. – Stwierdził z nutą zniecierpliwienia w głosie House. – Jutro minie tydzień od popełnienia zbrodni. Dom był zapieczętowany i dokładnie strzeżony przez pięć dni, czyli do dziś. Nasz poszukiwany, jeżeli chciał odzyskać coś od tego fotografa, musiałby przyjść tutaj w tej chwili lub kilka minut przed nami.
Gdy tylko zrobił przerwę by wziąć oddech i podniósł wzrok, pożałował swoich słów.
W drzwiach, prowadzących w głąb pracowni, stał dobrze zbudowany mężczyzna. Metalowa lufa trzymana przez niego w dłoni nie świadczyła najlepiej o jego zamiarach.
- Nie ruszać się! – wrzasnął ochrypłym głosem. – Ręce na głowę i pod ścianę!
Greg, który nie śpieszył się jeszcze na tamten świat, posłusznie wykonał polecenie. Kątem oka spojrzał na Wilsona, którego mężczyzna musiał nie zauważyć. Postanowił nie wspominać o niedopatrzeniu tajemniczego gościa, w zamian rozpoczął wyrafinowaną dyskusję.
- Przymknij się! – wrzasnął mężczyzna, prawie urywając ostatnie słowo, gdyż w jego kark uderzył niewielki, lecz ciężki posążek.
Indywiduum osunęło się ciężko na ziemię pozostawiając Jamesa Wilsona z figurką w ręce i mocno zdegustowaną miną.
-Dzięki – rzucił krótko House. W głębi duszy był naprawdę pod wrażeniem opanowania i szybkości podejmowania decyzji przez przyjaciela.
-Polecam się na przyszłość. – Wilson zaśmiał się .
Zgodnie uznali, że najwyższy czas wezwać policję. Jednak dla Gregory'ego Housa nie był to koniec zagadki. Miał mordercę, miał dowody niewinności klientki. Jako, że ofiara była fotografem, łatwo można się domyślić, że mordercy chodził o jakieś niewygodne zdjęcia. Klasyczny przykład doprowadzonej do ostateczności ofiary szantażu.
Coś jednak nie pozwalało odznaczyć mu tej sprawy jako zakończonej. A może nie „coś” a „ktoś”? Na wewnętrznej stronie jego powiek pojawiła się piękna brunetka. Co Ona miała wspólnego z całą tą sprawą?

Cz. 5

Pozostawiając Wilsona samego z nieprzytomnym mężczyzną, wyszedł na ulicę. Nie miał czasu na składanie wyjaśnień na policji. Wrócił do domu z zamiarem uporządkowania w głowie całej tej sprawy. Piękna kobieta, która nieodwracalnie zakłóciła jego sposób patrzenia na świat, zupełnie nie pasowała do całej sprawy. Szantaż, morderstwo... Czemu się tym interesowała?
Alibi? Za słaby powód. Ona chciała raczej podzielić się całą sprawą z kimś obcym. Opowiedzieć. Mieć wsparcie. Czy tak było?
Odpowiedź znalazł niespotykanie szybko. Znajdywała się ona w podłużnej białej kopercie, zostawionej pod jego drzwiami. Wszedł do mieszkania i szybko otworzył list.

Sz. P. Gregory House,
Naprawdę nie mam się do kogo zwrócić, dlatego pozwoli Pan, że to właśnie Panu opowiem całą moją historię związaną z tym morderstwem. Będę pisać bez obaw, gdyż w trosce o swoje bezpieczeństwo wyjeżdżam dziś z kraju porannym pociągiem.
Moja historia może wydawać się Panu dość chaotyczna, dlatego, jak Pan radził podczas naszego spotkania, zacznę od samego początku.
Gdy byłam jeszcze bardzo młoda, poznałam Toma Jonsa. Był miłym i sympatycznym młodzieńcem, więc rok później pobraliśmy się. Na początku byliśmy przykładnym małżeństwem, z czasem jednak Tom zaczął się zmieniać. Po tych wielu latach jakie razem spędziliśmy, zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. On zawsze chciał zostać politykiem i być może odniósłby sukces gdyby na drodze nie staną mu Lucas Douglas. Jako fotograf, wyciągnął jakieś stare zdjęcia których upublicznienie równałoby się końcowi kariery mojego męża. Jak już wspomniałam, Tom bardzo się zmienił. Stał się gwałtowny, porywczy, agresywny. Nie chciał płacić, więc zabił.
Chciałabym, aby Pan dowiódł tego przekazał dowody policji. Przepraszam, że od początku nie byłam z Panem całkiem szczera, lecz musi pan zrozumieć mój strach. Gdyby mąż się o Panu dowiedział, prawdopodobnie nie mogłabym teraz pisać tego listu.
Życzę powodzenia,
Lisa Cuddy-Jones

PS. Stosowną opłatę przelałam już na Pana konto.


Greg nie mógł uwierzyć, że nie domyślił się tego wcześniej. Nareszcie zrozumiał wszystko. Obsesyjna chęć zachowania władzy przez Toma Jonsa, idiotyczne prawo rozwodowe nie pozwalające Lisie uwolnić się od chorego psychicznie męża, kompromitujące zdjęcia, szantaż. Zrozumiał wszystko, jednak czy rozwiązanie nie przyszło zbyt późno?


KONIEC


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Zuu dnia Pon 20:27, 12 Kwi 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Klarense
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 17 Lut 2010
Posty: 64
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:14, 10 Kwi 2010    Temat postu:

Ty już wiesz Zuu, co myślę o tym fiku, ale i tak powtórzę - genialnie wplotłaś ten klimacik Poirot'a i Holmes'a Wilsona i Housa To mon ami...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
neko.md
Epidemiolog
Epidemiolog


Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 1231
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:05, 10 Kwi 2010    Temat postu:

bardzo ładne, dziękuję

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
a_cappella
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 25 Wrz 2009
Posty: 842
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:27, 11 Kwi 2010    Temat postu:

Och. Nie mogę nie skomentować, skoro zobaczyłam we wstępie, że inspirowane twórczością Agathy Christie! ^^

Cytat:
Ową kamienicę zamieszkiwało dwoje przyjaciół. Jeden rozwodnik - człowiek sympatyczny, budzący zaufanie, o nienagannych manierach. Drugi kawaler - typ bezpośredni, odważny.

Skoro to było dwóch facetów, to raczej dwóch przyjaciół, nie dwoje.

Cytat:
- Ach, mon ami. Nie będę brać pierwszych lepszych spraw tylko ze względów finansowych. Muszę szanować swój geniusz.

Jakoś ciężko mi sobie wyobrazić House'a z wąsikiem a'la Poirot i w lakierkach, aczkolwiek sam pomysł obsadzenia go w tej roli bardzo mi się podoba. Mon ami, haha.

Cytat:
- W takim razie dobrze. Pewnie słyszał pan o zabójstwie tego fotografa.
- Lucas Douglas. Lat czterdzieści trzy.

Aaa! Tak! Lucas nie żyje! Jestem brutalna, wiem, ale... jak miło!

Cytat:
Hastings: Nie będziesz korzystał z łazienki przez najbliższe pół godziny?
Poirot: Sprawdzę w kalendarzu.... Nie, nie będę.
Hastings: W takim razie wiesz, gdzie mnie szukać.

Haaastings! Zawsze go lubiłam. I chociaż Poirotem znudziłam się na jakiś czas i zostałam fanką panny Marple, to Hastings zawsze wydawał mi się fajny. xD

Cytat:
James Wilson zrobił minę, która miała niewątpliwie wyrażać profesjonalizm.

Hahaha! Jak to miała niewątpliwie wyrażać? Czy ktoś wątpi, że Jimmy jest profesjonalistą?

Cytat:
(→ to zdanie z policją jest niepotrzebne, źle brzmi i jest ciut bez sensu).

Czy to jest może dopisek od bety, który zapomniałaś wykasować?
Fak, to zdanie jest dziwne, a poza tym lepiej brzmiałaby jakaś wstawka o np. Scotland Yardzie, skoro już ma być odpowiedni klimat.

Ogólnie podobało mi się, dobrze oddałaś atmosferę, przypadek nie był zbyt skomplikowany, ale trudno, żebyś tworzyła jakieś nadzwyczaj poplątane intrygi, skoro Agacie Christie zajmuje to średnio 200 stron powieści. No i właściwie ta miłość od pierwszego wejrzenia wydała mi się odrobinę naciągana, ale niech tam. xD

Co do strony technicznej - było kilka literówek, gdzieniegdzie zabrakło przecinków i spacji przy myślnikach przy zapisie dialogów, ale całość ogólnie na plus.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez a_cappella dnia Nie 15:29, 11 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zuu
Internista
Internista


Dołączył: 02 Sty 2010
Posty: 657
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:34, 12 Kwi 2010    Temat postu:

Dziękuję za komentarze
Staram się poprawiać błędy na bieżąco.
Z tym nawiasem to wpadka, przepraszam ...

PS. Wiem, intryg nie potrafie ciągnąć
PS2. Również nie lubie Lucasa D. i dałam temu wyraz w fiku "Monitoring"

Podsumowywując:
Najważniejsze, że się głównemu zainteresowanemu podobało.
Jeszcze raz, dziękuje wszystkim


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin