Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Kolejna banalna historia o miłości [NZ]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
czarodziejka
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 26 Lis 2009
Posty: 814
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: lubelszczyzna ^^
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 9:11, 07 Lut 2010    Temat postu:

Jej!
Aduśka!
Nie będzie konstruktywnego komentarza. Nawet o tym nie myśl.

To było piękne. Po prostu piękne. Obok definicji piękna powinni zamieścić ten właśnie tekst.
Ukazujesz nam tak wiele emocji, przeżyć wewnętrznych, że ja normalnie jestem w siódmym niebie.
Przez Ciebie wyglądam tak:
Potrafisz wzruszać, wzbudzać w czytelniku emocje, a to nie lada wyczyn.

Podziękuj ode mnie koleżance.

Mam nadzieję na szybki ciąg dalszy.

Zakończenie było cudowne!
To jak wyszła. Ach...

Dużo wena i czasu.
Pozdrawiam cieplutko

PS. A tak na marginesie ro rzuciło mi się w oczka. Nie terz tylko też i nie tą bitwę tylko tę bitwę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez czarodziejka dnia Nie 9:17, 07 Lut 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aduśka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 07 Wrz 2009
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siedlce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:34, 02 Mar 2010    Temat postu:

Tak,tak. Zasłużyłam na potępienie Dawno mnie tu nie było.
Wybaczcie, ale Wen mnie opuścił, gdy miałam czas, a gdy wrócił - zniknął czas. Jednakże powracam z nową częścią i nowymi pomysłami Trochę Was jeszcze pomęcze

Tą część dedykuję:

Sarusi - za betę, ale i za to, że jest taką kochaną osóbką. Za każde słowo i ... poprostu za wszysto. o!

Liskowi Czarodziejce- za to, że jednak tu zaglądają i są na tyle odważne, żeby to 'coś' czytać no i komentować Dziękuję! Za każde słowo

Kikulcowi - mojej Kiki Za ... wszystko! Że jest, że wspiera i darzy taką sympatią.


Szła bardzo szybko, a jej policzki muskały promienie słońca. Choć pogoda wywoływała u innych przechodniów szeroki uśmiech na twarzy, ona sama tonęła w deszczu żalu, smutku i złości na samą siebie, który zalewał ją od środka, dusząc ją. Mijała przechodniów, nie zwracając na nich uwagi. Z rozpiętym płaszczem, lekko rozmazanym makijażem i delikatnie zaczerwienionymi oczami. Nagle zatrzymała się. Podeszła do latarni i przytrzymała się jej. Oparła o nią czoło i myślała. Czego ona się tak właściwie przestraszyła? Przecież tak długo, tak cierpliwie czekała na to wyznanie, a teraz? „Głupia!” - krzyknęła w duchu. Jeśli ona tak zareagowała, skoro się przestraszyła, to co on musi teraz czuć? Ukucnęła i pozwoliła łzom płynąć szybko i swobodnie. Nie przejmowała się dziwnymi spojrzeniami przechodniów. Położyła dłoń na czole, a drugą przytrzymywała się latarni. Czuła się słaba, choć nie wiedziała nawet przez co. Jednym ruchem ręki wytarła łzy, które się już powoli kończyły. Wyjęła z torebki chusteczkę i lusterko. Makijażu już nie było. Były jedynie czarne smugi po tuszu do rzęs na policzkach. Wystarczyło po prostu wytrzeć to, co szpeciło jej szczupłą twarz. Wstała powoli i nabierając dużo powietrza w płuca, odwróciła się na pięcie i zaczęła się kierować w stronę jego mieszkania.
Siedział w miarę wyprostowany. Na tyle, na ile pozwalał mu ból i drgawki, które nim targały. Wpatrywał się w pomarańczowe pudełeczko i zmagał się. Z pokusą wzięcia choć jednej tabletki i z tymi nieznośnymi myślami i wyrzutami sumienia. Po jaką cholerą on to mówił? Otworzył się przed nią, a ona wystraszona uciekła. „Już nigdy, już nigdy więcej” - obiecywał sobie. Schylił głowę, wzniósł pięści na wysokość skroni i zacisnął mocno. Kostki natychmiast zrobiły się białe. Oddychał szybko i nierówno. Toczył walkę z samym sobą. Po raz kolejny. Nie wiedział czy ma jeszcze na to siłę, ale chciał udowodnić światu, że może, że potrafi. Myśl, że ona w niego wierzy dodawała mu jeszcze większej wiary, nadziei i determinacji, która była mu tak potrzebna. Złapał się za udo i odchylił głowę do tyłu. Zagryzł zęby i szybko wziął do ręki pomarańczowe pudełeczko. Opuszkiem palca gładził brzeg nakrętki i myślał intensywnie. Otworzył je szybko i wysypał sobie na dłoń kilka białych tabletek. Położył fiolkę leku obok siebie na kanapie i przyglądał się pastylkom na dłoni. Zacisnął pięść. Starał się być silny, ale nie potrafił. Zapas się kończył, a na rezerwę już nie było miejsca. Gdy tylko pomyślał, że mógłby i to przegrać, ze złością cisnął tabletkami przed siebie. Rozsypały się po stole i dywanie. Oddychał szybko, próbując się uspokoić. Ogarniała go rozpacz i bezsilność. Dlaczego tym razem musiał przegrać? Gdyby tylko obok niego była ona... Musiał znowu wszystko popsuć. Złość nagromadzona w nim wybuchła. W furii gwałtownie strącił wszystko ze stołu. Wszystkie pozostałe fiolki leku, gazety, kilka teczek i pilot z komórką wylądowały na dywanie, robiąc sporo szumu i hałasu. Złapał się za głowę. Nie wiedział już co robić, co myśleć. Ból stawał się coraz intensywniejszy i gorszy do zniesienia, a on miał zwyczajnie wszystkiego dosyć. Łapał się na tym, że myśli "zasnąć i nigdy więcej się już nie obudzić". Walczył z tym, ale ból niweczył wszystkie takie próby. W końcu poddał się. Sięgnął po fiolkę i już miał wziąć lek, gdy drzwi od mieszkania otworzyły się. Szybko schował ją pod poduszkę obok siebie i spojrzał w kierunku drzwi. Wyglądała może okropnie – lekko rozczochrane włosy, podpuchnięte od płaczu oczy i czarne smugi po tuszu, ale dla niego była piękna. Wydawała się być tak niewinna, bezbronna i zagubiona. Urzekła go – po raz kolejny. Stała w progu i przyglądała się mu. Widział w jej oczach smutek, poczucie winy. Oparł się dłońmi o brzeg kanapy i próbował wstać. Za pierwszym razem nie udało się – opadł bezwiednie na miejsce, w którym siedział. Lecz nie poddawał się. Widząc jak kobieta zbliża się do niego zacisnął powieki, zęby i zbierając w sobie resztki sił wstał. Zachwiał się lekko. Upadłby, gdyby nie było na jego ramieniu jej delikatnych dłoni. Spojrzał w jej szarozielone tęczówki. Dostrzegł w nich piękno, bezradność i jakby wołanie ... Tylko o co? Nie mógł się domyślić, choć próbował. Uniósł powoli dłoń i bardzo niepewnie otulił nią jej policzek, po którym właśnie spływała łza.
Stała przed nim wpatrując się w błękit oczu, który tak pokochała. Widząc w nich ból, zwątpienie i jakby wdzięczność, nie wytrzymała i pozwoliła, by łzy wyszły na światło dzienne. Schyliła delikatnie głowę, ale gdy tylko poczuła jego szorstką dłoń na policzku, podniosła wzrok. Bała się, że dostrzeże to, co chciała ukryć – strach. To co ich łączyło to fakt, że nie lubili pokazywać swoich słabości, poddawać się zbyt szybko. Przymknęła powieki. Wszystko co się działo w ostatnich minutach spowodowało u niej głęboki szok, a ona miała wrażenie jakby to był tylko sen. Nagle usłyszała naprawdę cichy szept.
- Zapomnijmy o tym co powiedziałem. Nie powinienem tego mówić. Widzisz, ja ... - Dostrzegła jak spuszcza głowę. Widziała jak opornie mu to idzie.
- Nie, House, ja... Chcę cię przeprosić. Nie powinnam tak reagować. Ja... – zawahała się na chwilę. – Po prostu przestraszyłam się. - Wyjaśniła drżącym głosem – Nie wiem czego, ale... Chyba po prostu nie byłam gotowa na takie wyznania. Widzisz, ja... – zaczęła się miotać. Mówiła szybko, urywanymi słówkami. Dopiero jego ciepłe wargi, które poczuła na swoich ustach zapobiegły temu, co chciała powiedzieć. W pierwszej chwili ogarnęło ją niesamowicie przyjemne ciepło, a wszystko wokół przestało istnieć. Ułożyła dłoń na jego karku i przylgnęła do niego, pogłębiając pocałunek. Stawał się on coraz bardziej namiętny i zachłanny. Oboje wkładali w niego wiele pasji i zaangażowania – dokładnie tak, jakby wszystko zaraz miało się skończyć. Po kilku minutach oderwali się. Ich twarze stykały się jedynie czołami. Dzieliły ich milimetry, tak, że doskonale czuli na sobie swoje przyśpieszone i niespokojne oddechy. Zajrzała w błękit jego oczu. Dostrzegła radość. Dziwny błysk, który rzadko widziała. Położyła dłoń na jego ramieniu, a na niej oparła czoło. Czuła jak drży, czuła jak szybko bije mu serce, jak szybko oddycha. Poczuła jak wziął jej rękę w swoją i delikatnie gładził opuszkami palców. Po chwili, spragniona jego ust, podarowała mu namiętny i soczysty pocałunek. Nie musiała długo czekać. Oddał pocałunek, choć widziała jak słania się na nogach. Walczył. Widziała i czuła to. Czy dla niej? Chyba tak. Uśmiechała się w duchu, bo takiej chwili dawno nie przeżywała. To tak, jakby dotknąć nieba. Prawie, ale zawsze. Gdy tylko oderwał się od jej ust, z jękiem opadł na kanapę. Widziała jego wyczerpanie, krople potu spływające po czole. Oddychał szybko i nierówno, ale do tego się już przyzwyczaiła. Usiadła obok i chwyciła jego dłoń, uśmiechając się.
- Zapomnijmy o tym co powiedziałem, proszę – wyjąkał. Widząc jak otwiera usta, dodał szybko: – Tak będzie lepiej.
- Ale... może ja nie chcę zapomnieć? - spytała, przyglądając mu się badawczo. Każdej zmarszczce, każdemu skrzywieniu i czemuś na wzór uśmiechu. Nie odpowiadał. Zaglądając mu głęboko w oczy dostrzegła bitwę. Spuściła głowę i oparła ją na jego ramieniu. Nie protestował, a na dodatek przyłożył swoją głowę do jej czoła. Przymknęła powieki i uśmiechnęła się. Dla niej to był niemalże wieczór cudów. Bo jak inaczej nazwać to co się działo? Niemal wyznanie miłości, okazanie tak dużego zaufania, to przyzwolenie i czułości. Istna magia, która ją tak intrygowała i sprawiała, że pomimo okoliczności czuła się szczęśliwsza.
- Ale... dlaczego? - Usłyszała, czując niemalże jego oddech, który zdawał się lekko muskać jej ucho. - Przecież... to wszystko komplikuje, psuje. Nie uważasz?
- Nie... Może nie jest za późno na...
- Nie, Cuddy – wychrypiał, przerywając jej.
- Bylibyśmy oryginalną i nienormalną parą. A przecież ty nienawidzisz normalności, prawda? - spytała, chociaż to było bardziej stwierdzenie niż pytanie.
- Nie, Cuddy – powtórzył twardo, brnąc w kłamstwo. Wolał się oszukiwać i żyć tak jak dawniej – samotnie, otoczony nieszczęściem, niż znowu przeżywać zawód – taki, jak po rozstaniu ze Stacy. Chciał spróbować, ale strach paraliżował wszystkie chęci, nadzieje.
- Ale dlaczego? Przecież chciałeś coś zmienić, widzę, że ci zależy – mówiła przekonana o swojej racji.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? - nagle krzyknął. Nienawidził się otwierać, a ona go do tego zmuszała. Czuł się podstawiony pod ścianą, zagoniony w ślepą uliczkę, z której nie ma ucieczki. To było pytanie, które wymagało odpowiedzi. - Dobrze! Powiem ci! Nie chcę znowu przeżywać tego, co czułem po rozstaniu ze Stacy. Nie zniosę kolejnego rozczarowania, kolejnej porażki. Usatysfakcjonowała cię taka odpowiedź? - krzyknął tak głośno, jak tylko mógł. Tak głośno, że aż się wzdrygnęła - Wybacz, ale... - dodał ciszej, ale urwał. Nie wiedział co dalej powiedzieć.
- Boisz się, rozumiem, ale... Greg, ja... - mówiła cicho, niepewnie. - Zależy mi na tobie i na twoim szczęściu. – Nastąpiła chwila ciszy. Oboje nie wiedzieli co powiedzieć. – Przecież często ryzykujesz. Już tyle razy igrałeś ze śmiercią, łamałeś prawo, ryzykowałeś swoją karierę. Dlaczego tym razem nie chcesz zaryzykować? - spytała cicho, chcąc rozwiać swoje wątpliwości.
- Nie wiem. Może tak naprawdę tego się najbardziej boję? Nie śmierci, nie więzienia, potępienia, ale właśnie tego... - urwał. Trudno mu było o tym mówić.
- Chcesz się czegoś napić? - spytała, chcąc jakoś zmienić temat. Widziała jak się męczy. Nie chciała go torturować.
- Nie... Nie wiem... Strasznie mnie mdli – westchnął.
- To normalny objaw odstawienia – powiedziała, patrząc się na niego ciepło. - Przyniosę ci wodę z imbirem i miodem! - powiedziała, podnosząc się z kanapy.
- Taa. To mi na pewno pomoże – odrzekł kpiąco, ale widząc jej minę, skinął głową. Było mu wszystko jedno. Był gotów wypić najgorszą miksturę, żeby te okropne mdłości ustały. Spojrzał na kobietę, która właśnie znikała w kuchni. Zamknął oczy i położył się. Był wykończony. Nawet się nie zorientował, gdy wróciła. Z jedną szklanką wody i filiżanką parującej kawy.
- Proszę – powiedziała cicho, podając mu wodę. Sama położyła swoją filiżanką na ławie i rozejrzała się po salonie. Dopiero teraz zwróciła uwagę na rozsypane tabletki Vicodinu, porozwalane papiery, teczki. Spojrzała na House'a, który wpatrywał się pusto w zieleń parującego naczynia. Westchnęła i zaczęła sprzątać. Ułożyła w kupkę wszelakiego rodzaju papiery, położyła je na blacie ławy, a gdy pozbierała białe tabletki, zaczęła się nimi bawić. Domyślała się co on musiał przeżywać po swoim wyjściu, ale wolała sobie tego dokładniej nie wyobrażać. Pewnym krokiem udała się do łazienki, gdzie wyrzuciła wszystkie tabletki do sedesu.
- Cuddy! - Słysząc jego wołanie, szybko udała się z powrotem.
- Tak?
- Dlaczego to jest takie gorzkie? Chcesz żebym zgorzkniał do reszty? - powiedział z wyczuwalnym wyrzutem.
- Nie martw się. Tobie to nie grozi. - Uśmiechnęła się, próbując zażartować, ale nie udało się. House odstawił szklankę z kwaśną miną.
- Wiem, ale żart ci się nie udał – powiedział oschle.
- Okey. W takim razie dodam jeszcze miodu – powiedziała i speszona zniknęła wraz ze szklanką w kuchni. Postawiła ją na blacie i otwierając górną szafkę, wyjęła słoiczek z miodem. Chwyciła łyżkę i zanurzyła w szkle. Nabrała trochę złocistej mazi i zanurzyła w szklance, mieszając energicznie. Wciąż myślała o tym co jej powiedział kilka minut temu. Miała ochotę poddać się, ale może to jedyne szansa by zawalczyć o miłość i szczęście? Marnowała niemalże każdą, a jeśli udawało jej się zabrnąć dalej – ktoś pieprzył to za nią. A raczej nie ktoś, a Gregory House – tylko on aż tak wtrącał się w jej życie. Z nutką złości na samo wspomnienie przeszłości cisnęła łyżeczką w umywalkę. Usiadła na pobliskim krześle i schowała twarz w dłoniach. Była strasznie zmęczona, skołowana i przytłoczona tym, co się działo. Jak widać, nie była aż tak silna jakby mogło się wydawać.
Po kilku minutach wróciła. Leżał na kanapie, przykładając sobie rękę do czoła. Spojrzała na jego zamknięte oczy. Wyglądał tak jakby spał. Po cichu podeszła do niego i postawiła na ławie szklankę. Uklękła na kolana i usiadła na nogach. Przyglądała się jego twarzy. Mokrej od potu, pomarszczonej od bólu. Dostrzegała każdą zmarszczkę, każdy grymas bólu, który co chwilę przenikał przez jego twarz. Uśmiechnęła się drętwo pod nosem. Miała ochotę dotknąć jego szorstkiego policzka i ucałować, ale nie odważyła się. Bała się, choć nie wiedziała tak naprawdę czego. A może to był wstyd? Miała już wstać i odejść, gdy usłyszała głęboki, przeciągły i chrypliwy jęk. Natychmiast spojrzała na niego. Spoglądał na nią zmrużonymi oczami, z których biło jedynie cierpienie. Gasł nawet ten błękit, który działał na nią jak narkotyk. Poczuła ciarki na plecach. Na sam jego widok rodziła się potężna fala współczucia. Wiedziała, że nienawidził tego, ale co miała na to poradzić?
- Proszę, wypij. Powinno być już dobre – powiedziała cicho, podając mu szklankę. Chwycił ją tak delikatnie, że o mało nie wypuścił szkła z rąk. Nie miał siły w dłoniach. Spojrzał wdzięcznie na kobietę, która wyrozumiałym wzrokiem wpatrywała się w jego sylwetkę i pomagała pić.
- Dziękuję – wychrypiał urywanymi sylabami.
- Mogę ci jeszcze jakoś pomóc? - spytała zatroskana.
- Tak. Przynieś nóż – powiedział całkiem poważnie, ona jednak odebrała to, o dziwo, inaczej.
- To nie jest śmieszne.
- Wiem, bo nie miało takie być. Mówię poważnie. Przynieś mi nóż.
- Ale co ty wygadujesz? - spytała. Kompletnie nie wiedziała co o tym myśleć.
- Nie martw się. Żył sobie nie podetnę – mówił, choć każde słowo przychodziło mu z wielkim trudem. Po chwili dodał: - Chociaż może tak byłoby lepiej, prościej.
- House! - krzyknęła. Natychmiast się skrzywił. Do tego wszystkiego doszedł okropny i oszałamiający ból głowy. – Przepraszam – wyszeptała, zdając sobie sprawę z tego, że zadała mu ból.
- Dobra, już dobra. Może zdechnę z bólu i będzie wszystkim lepiej.
- House – skarciła go spokojnie.
- Taka jest prawda. Wszystkim tylko rujnuję życie. Wilsonowi podobno małżeństwa, Tobie randki, a kaczuszkom i reszcie tych idiotów w kitlach uprzykrzam życie i pracę. Sobie niszczę życie. – Wpatrywał się w sufit i ciskał słowami pełnymi goryczy. - Przyznaj, że Wam wszystkim łatwiej i lepiej byłoby beze mnie.
- Czemu tak nagle wzięło cię na użalanie...
- Nie odpowiedziałaś mi na pytanie! - syknął przez zaciśnięte zęby, przerywając jej.
- House.
- Powiedz!
- Nie. Nie byłoby lepiej bez Ciebie – powiedziała twardo.
- Nie kłam! - krzyknął, a ona się wzdrygnęła. - Do cholery, chociaż ty nie kłam - dodał ciszej, przykładając sobie rękę do czoła. Ból rozwalał mu głowę.
- Nie kłamię.
- Wszyscy kłamią – powiedział.
- Może i tak, ale ja mówię prawdę. Może bywasz irytujący, arogancki i chamski, ale... Wszyscy w szpitalu cię szanują. Jesteś najlepszym lekarzem jakiego znamy. Niemalże geniuszem. Oni to wiedzą i... - Chwilę się zastanowiła. – Dzięki temu znoszą jakoś te wyzwiska i upokorzenia. Uwierz mi, House. Chociaż... - Nie dokończyła, przerwał jej.
- Chcę im unieszczęśliwić życie, bo sam taki jestem. Tylko, że to, że wszyscy są przeciwko mnie, wcale mi nie pomaga, a wręcz przeciwnie - wyszeptał ledwo słyszalnie. Tak jakby to był jego złoty środek. Podzielić się z nią ciężarem wyrzutów sumienia, jednocześnie mieć szansę, że nie usłyszy. - Nie powinienem żyć. Już dawno powinienem egzystować razem z robakami, w śmierdzącej i zgniłej ziemi.
- Przestań – Cuddy powiedziała twardo, podnosząc się z kolan. – Gadasz od rzeczy. Jak masz dalej pleść takie głupoty, to lepiej połóż się spać. - Patrząc na Grega udała się do sypialni, skąd wzięła koc. Gdy wróciła dostrzegła jak wodził za nią wzrokiem.
- Chciałbym, ale nie zasnę – wychrypiał. Widząc jej minę dodał: – Boli mnie.
- Wiem, House, ale musisz być silny. I tak już dużo wytrzymałeś. Zaciśnij zęby i spróbuj zasnąć. – Wzrok jakim na nią patrzył przyprawiał ją o dreszcze. Uśmiechnęła się, przykrywając jego drżącą dłoń swoją. Wyglądał tak bezbronnie, jakby całkiem powierzył się bólowi, ale też jakby mniej. Dotykając jego mokrej dłoni, patrząc na zmęczoną i pokaleczoną bólem twarz, zaglądając w wygasłe, wykończone oczy czuła, jakby podzielała jego los. Tak jakby pomagała mu. Chciała mu pomóc. Chciała przejąć choć cząstkę bólu na siebie. Była zbyt delikatna i zbyt zaangażowana, żeby patrzeć na przyjaciela obojętnie, bez emocji.
- Idź do domu. Nie musisz na to patrzeć – wychrypiał słabo.
- Zostanę. – Uśmiechnęła się, przykrywając go kocem.
- Cuddy! - powiedział stanowczo.
- Zostanę! Nie zostawię cię. Na pewno nie w takim stanie. – Uśmiechnęła się troskliwie i usiadła obok niego. Ponownie złapała go za dłoń.
- Dziękuję – wysapał, zamykając oczy. Ona przez jakiś czas siedziała tuż obok niego i wpatrywała się w jego sylwetkę, dopóki nie poczuła łez napływających do oczu. Nie chciała płakać, nie chciała okazywać mu słabości. Wierzyła, że jeśli zobaczy, że jest silna i zdeterminowana – sam będzie miał tą siłę do walki. Przykryła ich splecione dłonie drugą dłonią, pociągając nosem. Mimo wewnętrznej walki jaka się toczyła, łzy pojawiły się, ale ona uparcie się z nimi zmagała. Puściła jego dłoń i wyszła do sypialni. Usiadła na fotelu i chowając twarz w dłoniach, płakała. Dała całkowity upust emocjom i łzom. To było dla niej za wiele. Widok cierpiącej, bliskiej osoby doprowadzał ją niemalże do szału. Dopiero teraz uzmysłowiła sobie, jak bliski był jej House. Otarła łzy z policzków i przejechała dłońmi po swojej spódnicy. Rozejrzała się po sypialni. Butelka na podłodze, a przy niej rozlany alkohol, obok rozsypane tabletki. Fiolka po leku na szafce, wymiociny na łóżku. W przypływie negatywnych uczuć zaczęła sprzątać. Zawsze tak robiła, gdy miała jakiś problem, gdy byłą czymś przybita, zmartwiona. W głębi duszy miała nadzieję, że zasnął. Wtedy miałaby trochę czasu, żeby ochłonąć, ogarnąć się. Nie miała na nic siły. Wszystko to ją przerastało. Nagle zadzwonił telefon. Szybko udała się do salonu, gdzie zostawiła torebkę. Wyjęła telefon i odbierając połączenie, obserwowała Grega. Sprawiał wrażenie jakby spał.
- Lisa? To ja, Wilson. – W słuchawce usłyszała ich wspólnego przyjaciela.
- Witaj, James – odpowiedziała cicho.
- I co z nim? Jak się czuje? - spytał pełen troski.
- Nie jest dobrze. Okropnie się męczy. Teraz śpi, chyba – powiedziała, spoglądając na mężczyznę - Najgorsze. chyba minęło.
- Trzyma się jakoś?
- Niedawno prosił mnie żebym podała mu morfinę a później zaczął się użalać nad życiem. Prosił o nóż. Nie jest łatwo, ale... kto powiedział, że będzie? - westchnęła zrezygnowana.
- A jak ty się trzymasz? - spytał, choć słyszał, że jest w rozsypce. Przewidywał też co powie.
- Jakoś. Nie wiem co robić - mówiła rozpaczliwie. - Nie mogę patrzeć jak on tak cierpi.
- Lisa. Będzie dobrze tylko... - Wilson próbował ją pocieszać, wspierać, ale chyba mu nie wychodziło. - Bądź z nim i nie zostawiaj go samego. A na pewno teraz śpi?
- Nie wiem. Sama już nie wiem. Wygląda jakby...
- Sprawdź. On jest zdolny do wszystkiego.
- Dobrze, sprawdzę. James! - powiedziała głośniej obawiając się, że zaraz się rozłączy - Dlaczego wyszedłeś tak nagle?
- Ech – westchnął. – Sam nie wiem. Później ci powiem, dobrze? Teraz musisz sprawdzić zapasy House'a.
- Aha. No dobra. Ale gdzie mam szukać?
- Na pewno w kubkach na kawę, butach w szafie i bodajże w szachach. Dalej nie wiem, ale poradzisz sobie.
- Dobra – powiedziała, a po chwili dodała: – James?
- Tak?
- Uda się House'owi? Nam?
- Myślę, że tak. Musimy się tylko trzymać razem. Trzymaj się. Jesteś silna, dasz radę. On też to widzi i ... sądzę, że to mu pomaga. Zadzwonię jeszcze – powiedział ciepło, na co Lisa tylko się uśmiechnęła. Rozłączyła się i schowała komórkę ponownie do torebki. Czuła przypływ siły. Mały, ale zawsze. Uśmiechnęła się od siebie, nabierając dużo powietrza w płuca i usiadła na blacie ławy, cały czas przyglądając się osobie leżącej na kanapie. Po krótkiej chwili wstała i udała się do miejsc, które wskazał jej Wilson. Sprawdzała wszystkie możliwe skrytki – te najbardziej banalne i te, które mogły się wydawać najbardziej skomplikowane, najbardziej tajne. Była zdeterminowana. Wiedziała, że to na niej, w pewnym sensie, spoczywa odpowiedzialność za to, co House zrobi. Zmęczona poszukiwaniami usiadła na fotelu obok Grega. Podciągnęła kolana, objęła je rękami i ułożyła na nich brodę. Choć łzy spływały po jej policzkach rytmicznie, nie przejmowała się. Było jej to już obojętne. Zamknęła oczy próbując choć na chwilę oderwać od tego co się działo, odpocząć. Udało się. Morfeusz zabrał ją do swojej krainy – po cichu, bardzo podstępnie. Nawet się nie spostrzegła, kiedy zasnęła.



Jeśli dobrneliście do końca i nie zasneliście -szacun! -


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
agatka10
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 04 Sty 2010
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sosnowiec
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:55, 02 Mar 2010    Temat postu:

Ejj świetne!

już czekam na cd

wena życzę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:24, 02 Mar 2010    Temat postu:

Aduśka

Cudo
Dzięki Tobie przeżyłam to jeszcze raz i powiem Ci, że gdybym miała wybór: obejrzeć 5x23 albo przeczytać tego fika bez zawahania wybrałabym Twój tekst
Myślę, że to powinno wystarczyć jako koment

A jeśli nie, to dodam, że piszesz wspaniale, z duszą Bardzo głęboko i uczuciowo Mogłabym czytać bez końca

Wena, romantyczna duszyczko

Czekam na więcej
I nie opuszczaj nas więcej na tak długo
A i dziękuję za dedyk


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
daritta
Ginekolog
Ginekolog


Dołączył: 16 Gru 2009
Posty: 2185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Leszno
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:00, 03 Mar 2010    Temat postu:

OMG.!To jest cudne.!

Przeczytałam wszystkie części i juz chce następną.!
W miedzy czasie musialam robic lekcje co doprowadzalo mnie do szału,bo chcialam czytac
Piszesz wspaniale i bardzo miło się czyta
Czekam na więcej


Pozdrawiam i wena życzę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sarusia
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 21 Sty 2009
Posty: 882
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:32, 03 Mar 2010    Temat postu:

Przede wszystkim, dzięki Aduś za dedykację
Druga rzecz, to moje betowanie - wszystkie błędy biorę na siebie!

Ja nie wiem tak po prawdzie jak mam określić Twój styl. Bo on jest specyficzny. Inny. Bardzo oryginalny. I to wszystko w bardzo dobrą stronę, oczywiście.
Powtarzając za Liskiem powiem, że ten tekst ma duszę.

Bardzo dużo bardzo plastycznych opisów. Plus bogate słownictwo. Ja często mam problem jak coś napisać, żeby nie było powtórzeń. A ty masz na każdą rzecz wiele określeń. To świadczy tylko o Twojej wielkiej wyobraźni. Szacun!

I raz jeszcze zacytuję Liska, bo idealnie podsumowała tę część:

lisek napisał:

Dzięki Tobie przeżyłam to jeszcze raz i powiem Ci, że gdybym miała wybór: obejrzeć 5x23 albo przeczytać tego fika bez zawahania wybrałabym Twój tekst



Bardzo jestem ciekawa kolejnej części. Tego, jak to wszystko zakończysz.
Weny ORAZ czasu - niech te dwa zawsze występują w parze!
Ściskam Cię mocno!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aduśka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 07 Wrz 2009
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siedlce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:11, 05 Mar 2010    Temat postu:

Agatka10 - Dziękuuję ślicznie

Lisek - przyznam, że czytałam Twojego komenta z taką miną Dokładnie!


Cytat:
Dzięki Tobie przeżyłam to jeszcze raz i powiem Ci, że gdybym miała wybór: obejrzeć 5x23 albo przeczytać tego fika bez zawahania wybrałabym Twój tekst
Myślę, że to powinno wystarczyć jako koment


Wystarczy! Już wymiękłam. No i ... Nie wiem jak nazwać to uczucie, ale ... Hmm - czułam chyba takie wzruszenie, niedowierzanie i ... szok?
Dziękuję ślicznie! No i ta druga część *pociąga nosem wzruszona i zawstudzona*

Chyba przesadzasz deczko, ale jeśli uważasz, że mój tekst lepszy niż 5x23 To nie pozostaje mi nic innego jak Cię moooocno uściskać, zawstydzić się, zaczerwienić i podziękować Wielki to dla mnie zaszczyt przeczytać takie słowa od Ciebie

Saruś - Kochana Moja! Ja wiem, wiem. Mam inny styl, który czasami mnie irytuje, a czasami przyprawia o wielką radość (z tej mojej inności )
Cieszę się, że to moje coś, ma duszę, bo ... staram się by było jak najlepsze, najciekawsze. Chyba mi się jak narazie udaje Ach, ta moja skromność
I od Ciebie takie piękne słowa Dziękuję
Kopnął mnie zaszczyt, jak to mówią

Chyba mnie deczko przeceniacie. Ale dziękuję Jeszcze przede mną daleka droga do pisania na wysokim poziomie, waszym poziomie, ale praktyka czyni mistrza, prawda? Mam nadzieję, że Pan Wen i Pan Czas będę razem mnie odwiedzać, a jak nie ... To Pana Czas jakoś zorganizuję, a Pana Wena jakoś przyciągnę


P.S Rozważam nawet epilog do tego fika Bo tak jakoś mnie naszedł pomysł.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
czarodziejka
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 26 Lis 2009
Posty: 814
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: lubelszczyzna ^^
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:37, 05 Mar 2010    Temat postu:

Aduśka!

Kolejny raz pokazujesz mi, że potrafisz malować słowami. Wszystko, dosłownie wszystko stanęło mi przed oczyma.
Dziękuję, za moc przepięknych obrazów, niezwykłych wrażeń.
Dziękuję, za dedykację.

Teraz to ona jest silna, to ona wspiera, to ona walczy o tę miłość. Cudownie to oddajesz, ale o tym już chyba wiesz. Jak już wyżej dziewczyny napisały ten tekst ma duszę i to jest wspaniałe.

Przepraszam za spóźnienie, ale jakoś nie ma czasu, a jak już wejdę to i tak nie zdążę skomentować, niestety. Przepraszam, że musiałaś czekać. Mam też nadzieję, iż więcej nas na tak długo nie zostawisz.

Weeena i czasu.

Ściskam,
czarodziejka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sylrich05
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 23 Lis 2009
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Btm
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:53, 05 Mar 2010    Temat postu:

nie zasnęłam i bardzo mi się podoba czekam na cd. ; P

bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo
śliczne. ; )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:35, 07 Kwi 2010    Temat postu:

Aduśka
Jakby to powiedzieć?
Wiem
Pomnóż wyraz "bardzo" użyty przez syrlich przez jakiś 1000 i otrzymasz wynik jak bardzo czekam na kolejną część
Choć świadamość, że to już ostania...
No nic, i tak czekam
I absolutnie nie czuj się zmolestowana
Tak tylko sobie przypominam stare, niedokończone i piękne ficzki
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:39, 13 Cze 2010    Temat postu:

Post pod postem, ale nie widze innego rozwiązania
Aduś, Aduś, coś, gdzieś, kiedyś mówiłaś o wenie
Nie, nie czuj się molestowana Tak, tylko sobie czekam
Buziaki


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aduśka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 07 Wrz 2009
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siedlce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:27, 15 Cze 2010    Temat postu:

Lisku

Ogromnie Cię przepraszam.
Wiem, jak długo i cierpliwie czekasz na to 'coś'.
Czuję się bardzo ... parszywie, okropnie. Nie lubię zawodzić, a właśnie to czynię.

Pamiętam o tym fiku, tylko, że ...
Nie chciałam tego tak 'odbębnić' aby było.
To jest coś, co chciałabym dobrze, ciekawie poprowadzić.

Postaram się jak najszybciej napisać.
Raczej będzie to fik wyciągany z 'Przechowalni', ale obiecuję następną część. To będzie pierwsze coś, co napiszę w najbliższym czasie. Okres nawąłu pracy się kończy, więc będzie czas. Teraz zależy wszystko od Wena, który bywa złośliwy.

Przepraszam Lisku i dziękuję. DZIĘKUJĘ!
Że czekasz, że masz siłę i chęć, aby czekać. Jestem bardzo okropnym fikopisarzem.

Wiem tylko tyle, że nie zasługuję na takich czytelników jak Ty Lisku, ale dziękuję za wszystko



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:00, 15 Cze 2010    Temat postu:

Aduś Teraz mi głupio Nie przepraszaj. Ja nie chciałam nalegać, czy coś Po prostu wiem po sobie, że czasem wen potrzebuje impulsu i to miał być taki impuls. Błagam nic się nie przejmuj napiszesz, kiedy będziesz miała czas, albo gdy wen da o sobie znać Nie czuj się źle, bo ja będę musiała czuć się jeszcze gorzej Nie gadaj głupot piszesz genialnie, wyjątkowo, i ten Twój charakterystyczny styl

Obiecuję Ci uroczyście, że nie pojawi się tu żaden mój post w sensie zanim Ty nie wrzucisz kolejnej części Będę sobie grzecznie czekać, bo wiem, że jest na co

Buziaki


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aduśka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 07 Wrz 2009
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siedlce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:57, 03 Paź 2010    Temat postu:

Panie i Panowie. Chłopcy i Dziewczęta oraz inne niewiasty
Przyszła oto ta chwila, kiedy Aduśka ... wystawia się na ... pośmiewisko/coś pozytywnego (niepotrzebne skreślić)

Mówiąc krótko TA-DA-M!

Przyszłam tutaj, z czymś co pisałam dość dłuższy czas, a na co nie mogłam długo znaleźć Wena :lol : Ale się udało. Przynajmniej chyba

Ale ... Jest, coś piekielnie długiego, ABSOLUTNIE niehałsowego i jeszcze bardziej ... cukierkowego? Nie wiem jak nazwać. Postaram się w dalszych fikach, trzymać kanon! Obiecuję i przepraszam!

Osobiście mam do tego mieszane uczucia, ale liczę na Wasze opinie, krytykę, wskazówki

Z wyjątkową dedykacją dla wiernego czytelnika tego fika czyli LISKA

I tu pozwolę sobie na trochę prywaty. Mogę prawda? A więc ... Lisku! Chciałabym dedykując Ci tą część i każdą następną, z całego serca podziękować, za to, że czekałaś - wiernie i wytrwale. Byłaś taka wyrozumiała dla mnie i mojego Wena. Że nie zabiłaś mnie przy okazji No i że ... wspierałaś, że dawałaś tyle słów otuchy w każdym komentarzu (do tego fika, czy innego mojeg) Z całego serca i jeszcze mocniej Ci dziękuję! To bardzo dla mnie ważne i motywujące! Ave Mistrzu!

Obudził ją nagły krzyk. Otworzyła powoli oczy. W jej tęczówki uderzyło bardzo jasne światło, dlatego też przymrużyła powieki. Słysząc coraz głośniejszy jęk, spuściła nogi na podłogę. Krzywiąc się, rozmasowała ścierpłe łydki, po czym powoli wstała. Podeszła do kanapy, na której leżał House. Usiadła tuż obok niego i złapała drżącą rękę. Spoglądała na jego skrzywioną twarz, po której spływały równomiernie krople potu. W głębi duszy czuła niesamowity smutek i głębokie współczucie. Ścisnęła mocniej dłoń, a wolną dłonią przejechała po jego szorstkim, mokrym policzku. O dziwo miał otwarte oczy, wypełnione niewysłowionym strachem.
- House – powiedziała, a on tylko ze strachem zaczął biegać wzrokiem po mieszkaniu.
- Czego ode mnie chcesz? Wynoś się! - krzyknął – Cuddy, powiedz jej, żeby sobie poszła.
- House, spokojnie! Co się dzieje?! - powiedziała zdezorientowana.
- Wynocha! Zostaw mnie w spokoju! Słyszysz? Wynoś się! - krzyknął, wymachując dłonią. Ignorował ją. Szamotał się, trząsł.
- House! - Lisa chwyciła dłońmi za jego ramiona i delikatnie potrząsnęła. – Co się dzieje?
- Zniknij! - wyjąkał cicho. - Przecież ona nie żyje! - powiedział jakby bezsilnie, patrząc jej w oczy. Podniosł się do pozycji siedzącej i rozglądał się po pokoju. Lisa z zaniepokojeniem, spuściła swoje dłonie i zajrzała w jego oczy. Były pełne strachu. On wydawał się być przerażonym. Ponownie położyła dłoń na ramieniu i delikatnie je pogładziła. Martwiła się. Spojrzała raz jeszcze na jego twarz. Skrzywioną, pokaleczoną strachem.
- Czego ode mnie chcecie? Wynoście się! - krzyczał, szarpał się, po chwili opadł na poduszki.
- House – powiedziała głośniej, próbując go wybudzić z 'tego'. On jedynie szarpał się, jęcząc pod nosem. – House! - mówiła coraz głośniej i głośniej. Chciała mu pomóc, ale nie wiedziała jak. Objęła jego mokrą twarz i pocałowała w spocone czoło. Widziała jego strach, skołowanie w oczach. Widziała jak się męczy, szamota. Dysząc, rozglądał się wokół siebie, kilka razy zatrzymując wzrok na jej zatroskanej twarzy. A ona głaskała go po głowie, a on po kilku minutach, zmęczony położył się, a po chwili zamknął oczy. Siedziała przy nim jeszcze przez jakiś czas, po czym stwierdziła, że usnął. 'Nic dziwnego. Był taki zmordowany ' - pomyślała wstając. Objęła się ramionami i zaczęła spacerować po pokoju. Miała mętlik w głowie. Nie wiedziała, co miała robić, a co najważniejsze, co działo się z House'm. Czyżby właśnie tracił... ' Nie!' - krzyknęła w myślach, zaciskając powieki. Miała tysiąc myśli na minutę i żadnych jasnych odpowiedzi na pytania, które podsuwał jej umysł. Przez chwilę miała ochotę chwycić mazak i wypisać wszystkie objawy diagnosty na ścianie – tak jak on, gdy miał jakieś trudne pytania, a zero odpowiedzi. Multum ciekawości, a żadnych jasności. Potrząsnęła głową. Przecież nie była House'm. Nie mogła być. Usiadła na fotelu i zatopiła twarz w dłoniach. "Co powinnam robić? Muszę mu pomóc, nie mogę go zostawić" – powtarzała w myślach. Wiedziała, że teraz już jest odpowiedzialna za niego. Za jego umysł, zdrowie, życie. I nawet jej to nie przeszkadzało. Po chwili szybko wstała i nerwowo krążyła wokół fotela. Bawiła się swoimi paznokciami, błądziła w chmurze własnych myśli. Tak mijały sekundy, potem minuty, aż wreszcie godziny. Nie liczyła ich, bo nie czuła jak mijają. Dla niej czas się zatrzymał, tak jak dla niego. Zmęczona przysiadła przy nim i chwyciła za ręke. Była taka zimna, chłodna i szorstka. Mimo wszystko uwielbiała jego dotyk. Zawsze na nią działał w jakiś magiczny sposób, ale teraz, gdy byli sami, gdy panowała taka cisza, czuła coś jeszcze. Nie zastanawiała się co, bo po chwili mężczyzna powoli się przebudzał. Otworzył oczy, dając wgląd w swoje niebiańskie oczy i wstał opierając się na łokciach.
-Zniknęła. Wszyscy zniknęli – stwierdził, rozglądając się po pokoju oraz siląc się na delikatny uśmiech.
- Kto? - spytała. Była ciekawa.
- No Amber i ojciec z Kutnerem – powiedział jakby to było oczywistością. Rozglądał się po pokoju, jakby bał się, że wrócą.
- Nikogo tutaj nie było. Byliśmy i jesteśmy sami, House – powiedziała spokojnie, po czym potarła jego ramię. Widziała skołowanie w jego oczach.
- Ale jak to? - spytał – Przecież ona tu była. Mówiła do mnie. Kpiła ze mnie. Ojciec tak samo , a Kutner... – powiedział rozpaczliwie, lecz przerwał. Spuścił przestraszony wzrok. Lisa pokiwała głową na 'nie'. - Czy to znaczy, że – urwał przyglądając się uważnie pani dziekan. – To była halucynacja? - bardziej stwierdził niż zapytał. Po chwili, gdy spojrzał na jej dłoń na swoim ramieniu, spytał ostrożnie i strachliwie: - A może ty też nią jesteś? Może też mi się śnisz? Może ciebie też nie ma? - spytał, pragnąc dostać dowód, że tak nie jest. Chciałby żeby była – prawdziwa, realna. Potrzebował jej jak nigdy dotąd. Czuł to każdą jednostką ciała.
- Ja jestem tu naprawdę. Nie jestem halucynają – powiedziała powoli i wyraźnie, zaglądając w jego oczy. Objęła jego twarz dłońmi, po czym potarła kciukami jego policzki. Uśmiechała się tak uroczo. Czuł jej wsparcie. Chociażby patrząc w jej piękne tęczówki.
- Skąd mam wiedzieć? - spytał cicho. Musiał mieć dowód.
- Czy ty zawsze musisz mieć dowód na coś, co jest... - spytała, ale szybko zrozumiała, że w tej sytuacji, to było racjonalne myślenie. – No dobrze, że skoro go potrzebujesz... - powiedziała cicho, po czym delikatnie przybliżyła swoją twarz do jego, po czym delikatnie musnęła jego wargi, swoimi wargami. Z początku nie reagował, lecz po chwili, gdy dalej smakowała jego usta, położył dłoń na jej talii, po czym oddał pocałunek, kóry nie był namiętny, gorący. Był spokojny, delikatny i czuły. Jakby idealnie dopasowany do zaistnialej sytuacji. Oboje poznawali swoje usta na nowo. Ich smak, ich kształt. Gdy powoli pogłębiali tą czułość, on oderwał się gwałtownie. Ona otworzyła oczy, oddychając niespokojnie i szybko.
- To nie jest dowód. To jest tym bardziej niere... - nie dokończył, gdyż przyłożyła do jego ust palec. Uśmiechnęła się, przykładając dłoń, na jego dłoni, która wciąż spoczywała na jej talii.
- Jestem tu. Naprawdę. Jeśli nie wierzysz, to... - mówiła to, tak ciepło, że i on czuł coś fajnego w środku. Bał się, że to omam. Cholerny, bolesny omam.
- Tak bardzo chciałbym wierzyć. Tak bardzo bym chciał, żebyś tu naprawdę była. - powiedział bardzo cicho, wpatrując się głęboko w oczy.
- Jestem i będę. Jeśli chcesz. Do końca – powiedziała przytulając dłoń do jego szorstkiego policzka. On nie odrywając wzroku od niej, ucałował wnętrze jej ręki. W tej chwili poczuła jak jej oczy wilgotnieją, a jej serce niebezpiecznie przyśpieczyło swoje bicie. - Kocham Cię, Greg – wyszeptała pod wpływem chwili. Nie planowała, nie zamierzała. Przecież nawet się do tego nie przyznała przed samą sobą. Nie wiedziała dlaczego to powiedziała, ale po tym wyznaniu czuła się taka... lekka, radosna, wolna. Uśmiechnęła się.
- Przestań! - krzyknał łapiąc się za skronie – Nie teraz, nie w tej chwili. Nie chcę obudzić się nagle w świecie, w którym jesteś obojętna wobec mnie, w którym... - Zabrakło mu słów – Rozumiesz? Nawet jeśli to jest omam, nie chcę, żeby jutro to wszystko okazało się – mówił chaotycznie.
- Cii – szepnęła. – Połóż się i odpocznij. Jesteś na pewno zmęczony.
- Dopiero co się obudziłem, nie jestem zmęczony. Jestem zaciekawiony swoim życiem, a raczej tym, co się z nim dzieje! - krzyknął. Podniósł się i usiadł na kanapie, obok niej. Siedzieli ramię w ramię. Milczeli, wpatrując się w tylko sobie znany punkt. Między nimi panowała dość niezręczna sytuacja. Ona w pewnym momencie spojrzała na jego zadumaną twarz. Widziała jak głęboko myśli, jak się martwi. Z resztą nie dziwiła się. W swoim i tak już pokręconym życiu napotkał kolejny zakręt, który prędzej czy póżniej i takby nastąpił.
- Co będzie dalej? Co ze mną teraz będzie? - spytał samego siebie, bardzo cicho, na pograniczu rozpaczy.
- Pojedziesz do szpitala. Wilson ma znajomości, napewno przyjmą cię, do jednego z najlepszych szpitali odwykowych – powiedziała spokojnie. Obawiała się jego reakcji, ale on nic nie powiedział. A przynajmniej nie odrazu. Po chwili powiedział:
- Czyli odwyk – Schował twarz w dłoniach, oddychając głęboko.
- Boisz się? - spytała kładąc dłoń na jego ramieniu.
- Nie wiem. Chyba nie, choć nie wiem nawet dlaczego. Chyba powinienem się bać. Przecież to coś całkiem nowego. To zmieni całe moje dotychczasowe życie – powiedział, po czym spojrzał na nią.
- A może zmieni na lepsze? Czasem warto ryzykować – Uśmiechnęła się krzepiąco.
- Taa – powiedział, jakby w to nie wierzył. Bo czy wierzył? Sam tego nie wiedział. Czekała go radykalna zmiana. A on bał się zmian. Było mu dobrze, tak jak jest. Ale czy do końca? Był nieszczęśliwy, był samotny. Oprócz Wilsona, medycyny i tabletek nie miał absolutnie nic. Nie liczył Cuddy, choć sam nie wiedział dlaczego. Poprostu tak czuł i już. Ale czy to go zaspakajało? Ludzi mieli dużo więcej i dzięki temu potrafili żyć. W pełni żyć, a nie tak jak on poprostu marnie egzystować dla samego egzystowania. Czuł się samotny, odrzucony. Czuł się źle. Nabrał dużo powietrza w płuca i powiedział: - Może masz rację. Może faktycznie moje życie potrzebuje zmian – Spojrzał w jej radośniejsze oczy i uśmiechnął się, na tyle ile potrafił. Wciąż czuł ból w nodze. Mniejszy niż poprzednio, ale nie wymagał, żeby zniknął. Przywyknął do niego, nauczył się z nim żyć. Gwałtownie wstał i zaczął kuśtykać po pokoju. Próbował rozchodzić ból, co chwila zerkając na kobietę. Gdy dostrzegł jak ziewa rzekł: - Połóż się. Jesteś wykończona.
- Nie House. Nie chcę spać. I tak nie zasnę. - powiedziała wstając i poprawiając spódnicę – Napiję się kawy. Zrobić ci? - spytała.
- Tak – powiedział nie spuszczając z niej wzroku. Ona zanim poszła do kuchni podeszła do niego i ze zmartwieniem w oczach spytała:
- Bardzo cię boli?
- Tak jak zawsze – powiedział cicho – No może trochę bardziej – Wzniósł lekko kąciki ust, tak jakby na wzór sztywnego uśmiechu. Dokładnie widział to współczucie w jej oczach,choć go tak nie cierpiał. Ale był gotowy to znieść. Ona czyniła cuda. Poprzedniego wieczoru i tego poranka. Przez jakiś czas wpatrywali się w swoje oczy i podziwiali niecodzienne kolory. Piękne i wyjątkowe. Pociągający, głęboki i wręcz niebiański błękit.Tajemnicza,ciepła szarość z zielenią. On nigdy nie potrafił nazwać tego koloru, choć tak często je widział. Teraz wpatrywał się i widział niezwykłe piękno. Tą wyjątkowość, która była tak niecodzienna. Ona wpatrywała się w swój ulubiony 'ocean' i widziała sztorm smutku i rozbicia. Spuściła głowę i powoli zbliżała swoją dłoń do jego chorego uda. Chciała mu pomóc. Tylko pomóc. Gdy od jej celu dzieliło ją kilka centymetrów, poczuła jak na jej nadgarstku zaciska się jego wielka, męska dłoń. Szybko podniosła wzrok i napotkała jego oczy. Patrzył się na nią z takim wyrzutem, jakby żalem. Chyba nie potrafiła tego tak na dobra sprawę nazwać.
- Nie rób tego! - warknął, patrząc się na nią, wrogo. - Nigdy, rozumiesz? Nie masz prawa! Spojrzała na niego wyrozumiale. Nie wiedziała co ma zrobić. Wiedziała, że coś musi, ale co powiedzieć? Zdołała jedynie wyszeptać:
- Pozwól sobie pomóc, proszę – Spojrzała w jego oczy raz jeszcze – Otwórz się, przede mną. Pozwól bym weszła do twojego świata i pomogła ci przez to przejść – szepnęła. Widziała jego walkę z barierą. Spuścił głowę, a po chwili – bardzo niepewnie i powoli – zaczął przybliżać ich ręce do jego chorej nogi. Nagle zatrzymał się. Widziała wątpliwości i strach w jego oczach – Zaufaj mi, proszę – Wyszeptała wciąż patrząc w jego. Po chwili spuściła wzrok i przyglądała się swojej dłoni, otulonej jego dłonią. Nie mogła uwierzyć w to, co się akurat działo. Gdy od uda dzieliła ją naprawdę mała odległość, spojrzała w jego oczy. Coś się w nich rysowało, ale była zbyt słaba, żeby potarfić to właściwie odczytać. Po chwili poczuła na swojej dłoni materiał jego jeansów. A dokładniej ranę pod ubraniem – wklęskłą i szalenie pulsującą i ... Nawet nie potrafiła nazwać tego, co czuła. Spojrzała w jego jakby szkliste oczy i uśmiechnęła się wdzięcznie. Widziała, jakie to było dla niego trudne. Jedną ręką masowała delikatnie ranę, a drugą przytuliła do jego policzka. Kciukiem pocierała jego okolice nad wargami, oraz same usta. Widziała jak uważnie się jej przygląda. Widziała to co miał w oczach – ufność, jakby oddanie. Po kilku minutach stania zrobiła maleńki krok przed siebie i przytuliła go do siebie. Poczuła jak delikatnie oplata jej talię ręką, jak wtula usta w zagłębienie jej szyi. Czuła się taka wyjątkowa, ważna. Uśmiechnęła się ,czując niesamowitą radość. Szczęście? Tego akurat nie wiedziała.
- Naprawdę myślisz, że może mi się udać? Że zacznę w miarę normalnie żyć? Że znów będę tym ... lepszym człowiekiem? - Zadawał pytania z prędkością karabinu maszynowego. Odsunął się od niej, tym samym dorywając jej dłoń od swojej nogi.
- Tak. Myślę, że masz dużą szansę, ale musisz tego naprawdę chcieć.
- Chcę – wyszeptał patrząc jej głęboko w oczy – Nie chcę być już nieszczęśliwy.
- W takim razie ... Myślę, że powinno być dobrze – Uśmiechnęła się ciepło, po czym odwróciła się na pięcie i poszła do kuchni po kawę. On został sam w pokoju. ' Na szczęście sam' pomyślał, rozglądając się po pokoju, w którym przeszedł chyba jedne z najgorszych chwil. Przyglądał się kanapie, na której tak bardzo był żałosny, tak cierpiał i tak błagał o pomoc. Tak bardzo nie był sobą. Przyglądał się miejscom, w których chował Vicodin na czarną godzinę i miejscu, w którym przed chwilą stała jego przyjaciółka. A może już ktoś więcej? W przeciągu chwili poczuł, że może jej zaufać. I zrobił to. Oddał się w jej ręce, jak nikomu innemu. Nawet Wilsonowi. Zrobił kilka ciężkich kroków do przodu i stanął tak, że dostrzegał jej poczywania w kuchni. Krzątała się po niej, szukając filiżanek, łyżeczek być może cukru. Wyglądała cudownie. Patrzył się i czuł dziwną radość, z jej obecności. Mierzył ją wzrokiem od stóp, aż po głowę. Może wyglądała na niewyspaną, bardzo zmęczoną. Była bez makijażu i świeżych ubrań, ale dla niego wyglądała pięknie. Przyłożył dłoń do obolałej nogi i dokuśtykał do kanapy. Usiadł na niej i spłótł dłonie na kolanach. Czuł się dosyć dziwnie, będą w obecności kogoś innego niż ciszy i samotności. Przecież tylko one gościły w tym mieszkaniu tak długo. 'A może to też się zmieni' – podsunęła mu to pytanie podświadomość. Złapał się za skronie. Nagle strasznie rozbolała go głowa. Zacisnął powieki próbując zniweczyć ten ból. Nie pomagało. Po kilku minutach wróciła kobieta. Postawiła dwa kubki na stoliku i usiadła obok niego. Milczeli, pusto wpatrując się w parujące naczynia. Czas się nie liczył.
- Musisz się jeszcze spakować. Wilson da nam znać, kiedy cię przyjmą na oddział – powiedziała, po czym wzięła łyk gorącej kawy. Przyjemna woń kofeiny połaskotała jego nozdrza.
- Yhmm – powiedział smutno. - Potem się tym zajmę.
- Pomogę ci – zadeklarowała się chętnie.
- Nie trzeba. Poradzę sobie – odrzekł oschle. Zaciskał pięści i powieki. - Jestem żałosny – powiedział po chwili do siebie. Bardzo głośno, ze złością. Poczuł jej ręke na swoim ramieniu. Czuł się jeszcze bardziej żałośnie. Odarł się z bariery, z zahamowań, z 'zabezpieczników'. Czuł się podle, choć to akurat nie było wytłumaczalne.
- Wcale nie. Potrzebujesz pomocy – szepnęła. Współczuła mu. Widziała jak się szamota, jak się wstydzi. Nie dziwiła się, w końcu przez tyle lat, otaczał się szczelną barierą. A teraz, tak nagle, tak gwałtownie przyszło mu się z nią rozstać. Gdy odwrócił twarz w jej stronę, poddała się chwilowym pragnieniom. Przytuliła dłoń do jego policzka i pocałowała jego usta. Ponawiała tą czynność. Subtelnie, czuło, delikatnie. Oderwała się. Zauważyła jak lekko się uśmiecha. Z większą dozą śmiałości pocałowała raz jeszcze – mocniej, pewniej, gorącej. Poczuła jak oplata ją w talii. Poczuła ja odwzajemnia pocałunek. Było jej dobrze, bo czuła nagły przypływ dziwnego spokoju i wiary w lepsze jutro. Podczas, gdy on mocniej ją do siebie przytulił, ona pogłębiła pocałunek. Całowali się namiętnie, zmysłowo, ale czule. Było w nim tyle tęsknoty, miłości i pragnienia, że z całą zupełnością można było go odebrać, jak najpiękniejszą pieśń o miłości. Nie musieli mówić o swych uczuciach. Doskonale je czuli. Na swoich ustach, na swoim ciele i w duszy. Nagle oderwali się od siebie. Próbowali uspokoić oddech, nie spuszczając z siebie oczu. Ona się uśmiechała ustami, on oczami. Widziała to. Cieszyła się. Spontanicznie objęła jego policzki dłońmi i mocno pocałowała jego usta. Roześmiała się, z napływu euforii, być może szczęścia. Wtuliła się w niego, a on zaczął delikatnie rozpinać jej bluzkę. W tej chwili zadzwonił telefon.
- Nie odbieraj – szepnął, patrząc w jej oczy.
- Muszę. To Wilson, może ma jakieś informacje – powiedziała, trzymając w dłoni wibrujący telefon. - House! Tu chodzi o ciebie. O twoje życie – powiedziała twardo i stanowczo, widząc jego niezadowoloną minę, po czym odebrała telefon. Wstała z kanapy i wyszła do sypialni. On zyskał czas na przemyślenie i przetworzenie, tego, co się stało zaledwie kilka chwil temu. A miał nad czym myśleć. Musiał się zdecydować. Musiał wiedzieć, czy warto to ciągnąć, dawać jej i sobie nadzieję, dawać szansę na szczęście, ale i na ból. Bał się, po raz kolejny tego poranka. Myślał intensywnie, próbując ignorować, to co podpowiadało mu serce. Serce, które krzyczało "Spróbuj! Daj szasnę sobie na szczęście!" Strachem niweczył to wołanie, tęsknotą za szczęściem je podsycał. Nie zdążył ocknąć się, zanim wróciła. Gdy podniósł głowę dostrzegł, że stoi przed nim i przygląda się uważnie. Przez dłuższą chwilę patrzyli na siebie i nie zrywali tego kontaktu. Oboje nie wiedzieli co robić, co myśleć. Po pewnym czasie ona powiedziała:
- Możesz być przyjęty na oddział, nawet dzisiaj. Kiedy tylko chcesz – Spojrzała na niego ciepło – Wilson wszystko załatwił, omówił. Będziesz miał tam dobrą opiekę – rzekła serdecznie, a on nic nie mówiąc wyciągnął do niej rękę. Gdy ją niepewnie chwyciła pociągnął delikatnie, a ona chcąc nie chcąc usiadła na jego kolanach okrakiem. Ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Doskonale czuła ostatki woni jego perfum pomieszany z zapachem potu, widziała przepełnione strachem i czymś jeszcze, oczy, czuła na sobie jego ciepłe dłonie. Objęła dłońmi jego kark. Nagle House mocno zatopił się w jej ustach. Całował namiętnie i tak ... cudownie. Oddała pocałunek. Zaczęła się walka namiętności, pożądania z wątpliwościami i trudnościami. On otulał dłońmi jej plecy, ona jego policzki. Było im tak dobrze w swoich ramionach. Było im dobrze czując swoje usta na sobie. Wkraczali w stan ekstazy. Po pewnym czasie diagnosta zaczął rozpinać jej bluzkę, a gdy ona już spoczywała na podłodze, Lisa zdjęła mu t-shirt. Machina poszła w ruch. Zaczęli dalej się rozbierać, rozkoszować sobą.
- Dasz nam szansę? - wychrypiała Cuddy, podczas, gdy on całował jej szyję.
- A Ty? - odpowiedział, przerywając pieszczotę. Objęła go mocno ramionami, wtuliła usta w zagłębienie szyi. Było jej tak wspaniale. Czuła się kochana, odprężona, szczęśliwa.

=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-


-Która godzina? - spytała naga kobieta, leżąc na nagim mężczyźnie. Przypuszczała, że jest dość późno, ale jej ciekawość pragnęła większej dokładności.
- Nie wiem. Nie obchodzi mnie to – powiedział cicho, gładząc jej włosy. Czuła się dość ... dziwnie? - Chyba i tak dziś nie zaniesiesz swojego tyłka, do szpitala? - spytał, a ona wiedziała,że jakimś dziwnym trafem, wrócił on – cały, stary House. No, dobra – prawie. Bo to, że gładził czule jej włosy, od czasu do czasu pocałował w skroń, to nie było w jego stylu.
- House – powiedziała całując jego tors i powoli się podnosząc.
- Istotnie, tak się nazywam – powiedział szczerząc ząbki.
- Zbieraj się. Musisz się przyszykować – powiedziała, wstała i zaczęła się powoli ubierać. Mężczyzna podniósł się do pozycji siedzącej i opierając się wygodnie, na oparciu, przyglądał się kobiecie.
- Maaamo! Jeszcze chwilkę – wyjąkał, delektując się widokiem jej długich, zgrabnych nóg. Gdy podniósł wzrok, na wysokość jej twarzy, dostrzegł zdziwienie w oczach.
- Dobrze, się już czujesz? - spytała troskliwie.
- Yhmm. Już tak – powiedział zakłopotany. Spuścił głowę i równie szybko ją podniósł – Dziękuję i przepraszam – wyjąkał.
- Za co? - spytała zaskoczona. Napewno tym 'przepraszam'.
- Dziękuję, za to, że ze mną byłaś, że mnie wspierałaś. A przepraszam? Byłem cholernie żałosny – spuścił głowę. Wstydził się jej. Wstydził się samego siebie. Było mu ciężko. Na duszy, na sercu. Kątem oka dostrzegł, jak energicznie szuka swojej bluzki, a gdy jej nie znajduje, zakłada jego ulubiony t-shirt, leżący nieopodal jego nogi, po czym siada obok niego.
- House. Nie przepraszaj. Nic złego nie – Na chwilę się zatrzymała, nie wiedziała jak to powiedzieć – Zrobiłeś, nic złego nie powiedziałeś – powiedziała pełna czułości, ciepła i wyrozumienia. Położyła dłoń na jego prawym ramieniu i rzekła – To ja ci powinnam podziękować. Otworzyłeś się przede mną. Otworzyłeś bramy, swojego muru. Pozwoliłeś bym poznała twoje wnętrze. Twoje słabsotki, uczucia, wątpliwości. To jest piękne. Bardzo piękne. Dziękuję ci za to – Spojrzał się na nią tak ciepło, takimi szklistymi oczyma. Podniosła dłoń i przytuliła ją do jego policzka. Uśmiechnęła się ciepło, głądząc palcem jego szorstką skórę. Widziała jak on się uśmiecha. To się liczyło bardziej niż niejedny sześciocyfrowy czek dla szpitala od dobroczyńcy. Nagle pocałował czule wnętrze jej dłoni. Przybliżyła twarz i pocałowala go namiętnie. Oddał pocałunek. Znów było tak pięknie, tak magicznie. Po chwili oderwała się od niego.
- Muszę już iść – powiedziała spokojnie.
- Zostań – szepnął, ledwo słyszalnie.
- House, ja .. - Zaczęła niepewnie.
- Proszę – powiedział takim tonem, który skruszył jej pewność. Skrzywiła delikatnie twarz, po czym złapała go za ręke i powiedziała.
- Chętnie bym została, ale ... muszę jeszcze załatwić coś bardzo ważnego w szpitalu. Muszę jeszcze się wykąpać i ..
- U mnie się możesz ...
- I przebrać. Greg, postaram się jak najszybciej to wszystko zrobić. Ty powoli się szykuj. Za góra godzinę, będę spowrotem. Obiecuję – powiedziała, po czym pocałowała go i wstała. Pozbierała resztę swoich ubrań i poszła do łazienki. On został sam. Zatopił twarz w dłoniach. Czuł się dziwnie i jakby na haju, a nie brał przecież Vicodinu. Nie pił nic. Był trzeźwy. Upiła, naćpała go radość, euforia. Dzika, namiętna euforia. Nie wiedział, że ubrana stoi oparta plecami o drzwi łazienki, że jest bliska płaczu szczęścia, że czuje się niesiona przez milion najpiękniejszych motyli. A może wiedział? Po kilku minutach usłyszał jak wychodzi. Wstał powoli i dokuśtykał do niej.
- Dziękuję – powiedział całując ją w czoło.
- I co teraz? - spytała niepewnie.
- Pojadę na odwyk. Wyleczę się, chociaż z prochów. Resztę ... resztę chyba będziesz musiała znieść, jeśli chcesz żebyśmy spróbowali – powiedział. Przyłożyła palec do jego ust. Pocałowała go i wtuliła się Objął ją mocno.
- Idę. Im szybciej wyjde, tym szybciej wrócę. Pa – Pocałowała, go ostatni raz i wyszła. Jeszcze przez krótką chwilę stał w miejscu, wpatrując się w drzwi, za którymi zniknęła Cuddy. Nie mógł uwierzyć, w to co się akurat działo w jego życiu. Choć noga bolała go niemiłosiernie, nie pomyślał nawet by łyknąć proszek.

*chowa manatki, zeszyt z długopisem i idzie w krzaki*

Aaa! Bym zapomniała!
Jeszcze jedna istotna sprawa. Miałam tego fika kończyć wiem
Ale tak pomyślałam. Zrodził się we mnie pomysł na nowego fika i tak pomyślałam. Może nie zaczynać nowego, a dokleić do tego fika? Co o tym sądzicie?
Nowy fik czy kontynuacja?

Dziękuję za uwagę!

e:

Pomyślałam, że jeśli by była kontynuacja fika, to można by zmienić ten tytuł Pomożecie nadać nowy? Bo ja nie mam koncepcji


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aduśka dnia Nie 20:16, 03 Paź 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 9:45, 06 Paź 2010    Temat postu:

Aduśka
Po pierwsze
Po drugie
A po trzecie

Długość idealna
Niehałsowe? Czy ja wiem, ja widziałam tu House'a z ostatniego odcinka piątego sezonu. Widziałam go wyraźniej niż na ekranie, jeśli to możliwe
Cukierkowe? Ja powiedziałabym smutne, bolesne, trudne, prawdziwe, ale dające nadzieję czyli takie jakie lubię najbardziej

Przy tej części napiszę dokładnie to samo, co przy poprzedniej. Jeśli miałabym wybór obejrzeć 5x24 lub przeczytać tą część wybrałabym Twoje opowiadanie I Twoje zakończenie
Nigdy nie zrozumiem w jaki sposób potrafisz tak oddawać emocje. Wygląda jakbyś przelewała je na słowo pisane z niebywałą łatwością, widać, że czujesz to, co piszesz. Widać to w każdym słowie. Czytając przeniosłam się w inny świat. Świat pełen emocji. Czytałam i nic innego w tym momencie się nie liczyło Obawiam się, że przeoczyłabym nawet koniec świata
Masz wielki dar wciągania czytelnika w swój świat Piękny świat malowany wszystkimi możliwymi kolorami
Ból House'a, jej niepewność, czy właściwie robi zostając... ich wewnętrzna walka z własnymi strachami...
Powiem Ci również, że Twoja wersja 5x24 bardziej mi się podoba, moim zdaniem Shore i spółka powinni już wtedy połączyć Huddy.
Fik w stu procentach TWÓJ znaczy widać w nim Twój charakterystyczny styl Emocje pomnożone razy 100 Masz ten sam problem co ja ja nawet jak wiem, że pisze coś "słodkiego" co by w serialu pewnie się nie znalazło, nie potafię sobie odpuścić i tego nie napisać
Twoje fiki nie są typowe. To nie opowieści o wrednym lekarzu, to piękne historie ukazujące wnętrzne wrednego lekarza

Pięknie

Teraz dwie kwestie.
Jeden - dedyk Ty wiesz, że od zawsze i na zawsze masz we mnie oddaną czytelniczkę uwielbiam czytać teksty, których sama nigdy nie potrafiłabym oddać, a Twoje teksty takie właśnie są - magiczne.
Dwa - koniec, czy ciąg dalszy? hmm... Podoba mi się to zakończenie, bo nie daje jednoznacznej odpowiedzi, co dalej, czy House'owi się uda, czy im się uda? Jest nadzieja, oboje tego chcą, ale droga która pozostała im do przejścia jest niewyobrażalnie długa i wyboista. Z drugiej strony jak pomyślę sobie, że mogałabym przeczytać to co teraz próbuję sobie tylko wyobrazić, i fakt, że napisałabyś to TY w tym swoim przepełnionym głębią stylu to jestem na podwójne tak Już widzę jak znów zabierasz nas w ten bajkowy świat, gdzie emocje obrazują nam otaczającą bohaterów rzeczywistość
Koniecznie pisz dalej

Ale ja pokusiłabym się o nowego fika. Zobaczymy, co powiedzą inni Jak mówiłam zakończenie jest idealne. A ciąg dlaszy przecież może być w innym fiku Zawsze możesz dać jakieś odniesienie do twego fika. Ale zrobisz jak uważasz, najważniejsze, żeby pojawił się ciąg dalszy Bardzo bym chciała zobaczyć jak mogłoby wyglądać Huddy spełnione w szóstym sezonie

Wierna, oddana, uwielbiająca... i czekajaca na kolejne teksty fanka, lisek.

Buziaki i wena


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aduśka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 07 Wrz 2009
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siedlce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:24, 12 Paź 2010    Temat postu:

Liisku

Dziękuję. Po prostu.
Krótkie słowo, ale mam nadzieję, że przekażę w nim choć cząstke, tego co czuję.

Przyznam, że mnie ... wzruszyło, to co przeczytałam
Dziekuję! Zdecydowanie mnie zawstydzasz i przeceniasz.
Ale jeśli Ci się podoba, jeśli to wzbudziło w Tobie tyle emocji i wykształtowało takie, a nie inne zdanie ... Ogromnie się cieszę i pójdę ucałować Wena. ;D

Chyba nie wyrażę porządnie mojej wdzięczności i radości

A co do mojego pytania - Może masz rację - zrobię nowy fik.
Co prawda, miałam pisać jeszcze jedną część + epilog do tego, ale ... skoro mówisz, że tak jest dobrze?


Dziękuję! Przeczytać TAKIE słowa od Mistrza, to ... ogromna radość i zaszczyt!

Twoja A.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 6:58, 13 Paź 2010    Temat postu:

Aduś

Po pierwsze nie masz za co dziękować. We mnie, gdzieś głęboko tkwi jakaś taka romatyczna duszyczka, która uwielbia zatracać się w Twoich magicznych tekstach Ja byłam wzruszona czytając, jak zwykle zresztą Tak ucałuj wena Naprawdę się spisał Mam nadzieję, ze już nigdy nie opuści Cię na tak długo.
Ok, nie będę już więcej słodzić, chociaż... wierz mi, mogłabym... i byłoby to uzasadnione Ale jest jeszcze jedna kwestia, a mianowicie...
Czy Ty chcesz, żebym się rzuciła się z mostu!? (Co prawda nie mam w okolicy żadnego, ale jak będzie trzeba to znajdę )Jak możesz pisać, że masz jeszcze jedną część i epilog i mówić, że to koniec?! Tak zakończenie byłoby dla mnie idealne, ale jak pisałam równie mocno chcę ciągu dalszego i zobaczenia Huddy w perspektywie szóstego sezonu Tym bardziej, że mówisz, że jednak będzie nowy fik, myślałam, że w nim będzie ciąg dalszy. A poza tym epilogów pod fikami nigdy za wiele Więc wrzucaj co tam masz i udowodnij gÓpiemu liskowi, że zakończenie może być jeszcze lepsze niż mu sie wydaje

Więc zniecierpliwiony lisek czeka na ostatnią część i epilog

Buziaki

Ps. Ile razy mam mówić, że żaden ze mnie mistrzu a ogromna radość i zaszczyt to móc czytać takie teksty jak Twoje


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aduśka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 07 Wrz 2009
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siedlce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:44, 25 Maj 2011    Temat postu:

Więc tak...Odczego tu zacząć Witam Was po kolejnej długiej przerwie. Tym razem, powodem nieobecności była klasa maturalna, matura. Mam nadzieję,że rozumiecie. Postaram się teraz częściej psiać, wstawiać i Was zadowalać(mam taką nadzieję) ;* Dobra, nie będe pisać jakim to jestem wrednym człowiekiem ("pisarzyną"), bo to już Wiecie

Chciałabym dedykować część i gorąco podziękować Sarusi,Kikulcowi - za betowanie.
No i zadedykować wszystkim, którzy na nią czekali.
Miłego czytania

Część przedostatnia:


Siedział na kanapie i tępo wpatrywał się w drzwi wejściowe. Miał nadzieję, że zaraz przyjdzie. Czuł się z tym dziwnie i chyba źle, ale tak istotnie było. Potrzebował jej. Zwłaszcza po tym, co się wydarzyło. Odliczał minuty, a z każdą, która minęła, nadzieja malała. Spuścił głowę i zacisnął powieki. Ból znowu się nasilił. Oddychał głęboko i niespokojnie. Przed oczami 'postawił' sobie Cuddy. Wiedział, że musi walczyć, bo ma dla kogo. Walka miała sens. Czuł to każdą jednostką swojego ciała. Spojrzał na zegarek i stwierdził, że właśnie mija godzina od kiedy jej nie ma. "Może uciekła? Przestraszyła się?” - myślał. Powoli tracił nadzieję, radość i zapał. Chwycił się za głowę i delikatnie potarł skronie. "No tak! Kto by się na poważnie przejmował nędznym ćpunem. Każdy ma swoje życie, a ty, geniuszu, sądziłeś, że ona naprawdę będzie cię trzymała za rączkę i szeptała czułe słówka. Idiota!” - przeklinał siebie w myślach. Nie wiedział jednak, że dla niej nie był zwykłym, nędznym ćpunem, a kimś więcej. I że gdyby mogła, właśnie by go przytulała i pocieszała. Tak, jak nie lubił.
Nagle poczuł się bardzo samotny. Poczuł się naprawdę źle. Nadchodził kolejny atak i nie wiedział, czy będzie miał siły by go wytrzymać, wygrać z nim. Złapał się za udo i przycisnął delikatnie. Czując napływającą falę paraliżującego bólu, wydał z siebie krzyk – głośny, oddający jego ból. Oparł głowę na oparciu kanapy i zaczął dyszeć. Ponownie zacisnął z całych sił pięści. Jego kostki momentalnie stały się białe, a paznokcie odznaczyły się na skórze. Pragnął, by tu znów była. Wzięła go za rękę, potarła krzepiąco ramie. Potrzebował jej jak nigdy. Choć pewnie nikomu się do tego głośno nie przyznał. To wynikało z jego natury, a może i doświadczenia budowania muru, którym się otoczył. Podniósł głowę i spojrzał na drzwi, jakby skupionym wzrokiem mógł ją przyciągnąć, jakby mógł 'od tak' urzeczywistnić marzenia. Zebrał w sobie siły i spróbował wstać. Za pierwszym i za drugim razem nie udało się – opadł bezwładnie na kanapę, ale nie był z tych, co się tak łatwo poddawali. Wierzył w to. Nabrał powietrza w płuca i się podniósł. Gdy stał na nogach, ciężko wypuścił powietrze. Chwycił się za bolące udo i zrobił niepewny krok przed siebie. I jeszcze jeden, i jeszcze. Czuł jak jego noga pulsuje, niczym rozrywana przez wygłodniałe psy, jak krople zimnego potu spływają po czole a serce łomocze jak oszalałe, pragnące wydostać się na zewnątrz. Nagle poczuł się słabo. Pokój zaczął wirować mu przed oczyma, w gardle zrobiło się sucho i oddech był coraz cięższy. Chwycił się mocno szafki i zaczął łapać wielkie hausty powietrza. Musiał to wytrwać. I wytrwał. Gdy tylko poczuł się lepiej znowu posunął nogę do przodu. Prawą i lewą, i od nowa. Doszedł do ściany i mocno się o nią opierając, dalej podążał. Aż w końcu dotarł do łazienki. Sapiąc ciężko, odkręcił kurek gorącej wody i napełnił nią wannę. Marzył o takiej kąpieli, bo ona zazwyczaj dawała ukojenie. Gdy wszystko było gotowe, powoli się rozebrał, po czym wszedł do wody. Położył się i rozkoszował. Skóra powoli zaczęła go piec. Czuł się jak tani plastik, który topił się w rozżarzonych węglach, ale odpowiadało mu to. Wolał to, niż ból w nodze. Tylko tak mógł sobie na razie urozmaicić życie w tym pieprzonym bólu. Zamknął oczy i położył ręce na obrzeżach wanny. Co chwila przyciskał powieki, syczał i zaciskał mięśnie, bo ból był nieznośny. Niby powinien przywyknąć do tego typu bólu i się oswoić, ale czy można nauczyć się z nim żyć? I to w jakiejkolwiek symbiozie?
Odpowiedź brzmiała "nie", a on to wiedział i czuł w każdej jednostce ciała. Gdy woda zaczynała powoli stygnąć i tracić swą magiczną moc, w mieszkaniu rozległo się pukanie do drzwi. Pełny nadziei i jakby radości, zerwał się jak oparzony. Powoli wstał i wyszedł z wanny. Nałożył szlafrok i na tyle szybko, na ile mógł, poszedł otworzyć drzwi. Gdy zobaczył w progu Wilsona poczuł głębokie, gorzkie rozczarowanie. Miał wrażenie, jakby to było jego najgorsze rozczarowanie w życiu. Takie, które przeżył naprawdę do głębi, całym sobą – wręcz boleśnie. Ze złością oddalił się od drzwi i wszedł w głąb mieszkania. Noga go bolała prawie tak samo jak przedtem. Usiadł więc na kanapie i co chwilę zaciskał rytmicznie pięść, jakby w dłoni miał jakąś gumową piłeczkę.
- Dzięki, że się pofatygowałeś – powiedział cicho. Przemawiał przez niego ból, a House nie chciał go uzewnętrzniać.
- Jak się czujesz? - spytał z troską onkolog. Wszedł w głąb mieszkania, po czym stanął niedaleko przyjaciela. Pilnie go obserwował.
- A jak wyglądam? Kiepsko – odparł krótko House. Miał ochotę na ironię, coś w stylu „Wyśmienicie. Nigdy się tak dobrze nie czułem”, albo „Żyć nie umierać. Jak nowo narodzony”, ale ból przyćmiewał jego umysł. Nie był w stanie rzucić żadnej ciętej riposty. Znów zaczął głęboko oddychać. Jego udo płonęło. Powoli on cały płonął, bo ból promieniował na całe ciało. Zacisnął pięści.
- A gdzie Cuddy? Nie ma jej? - spytał Wilson, rozglądając się po mieszkaniu.
- Nie. Musiała coś załatwić, ale przyjedzie – powiedział powoli. Po chwili dodał ciszej, z nadzieją: – Przyjedzie, tak powiedziała. – Z bólu zaczął się kołysać. Nagle wstał i zaczął nerwowo i nieporadnie chodzić po salonie.
- Spakowałeś się już? - spytał onkolog, chyba tylko po to, żeby zabić ciszę, która bezczelnie wdarła się w pomiędzy przyjaciół.
- Nie. Nie miałem do tego głowy. I sił. I ochoty – diagnosta wymieniał, próbując wrócić 'do siebie'. Podszedł do okna i wyjrzał na ulicę. Nie wiedział dlaczego, ale zrodził się w nim lęk, lęk przed tym, że ona już nie przyjdzie, że przed wyjazdem do szpitala psychiatrycznego jej nie zobaczy. Czuł się jak jeden z tych cholernych ckliwych bobków, z których przecież tak drwił i wyśmiewał się przy każdej możliwej okazji. Gdy usłyszał westchnięcie przyjaciela, odwrócił się.
- House, jak powiedziała, że przyjedzie, to przyjedzie. Przecież zawsze dotrzymuje słowa – powiedział krzepiąco Wilson. Diagnosta zaczął powoli kuśtykać w stronę sypialni. Raz, że zawstydził się i był zły, że Wilson nakrył jego wątpliwości i lęki, a dwa - musiał czymś zająć myśli. Nie mógł wciąż rozmyślać o tym jednym. Owszem, zeszłej nocy cierpiał, jak chyba nigdy, ale też nastąpił przełom w jego życiu, o którym tak podświadomie marzył. Nie wiedział, czy 'to' dla Cuddy było coś ważnego, czy to coś znaczyło, zmieniło, ale… cieszył się samym faktem, bo dla niego było to coś niesamowitego i znaczyło możliwie najwięcej. Gdy przekroczył próg sypialni, nie wiedział co ma robić. To, co mu najpierw przyszło do głowy, to wyjęcie walizki, a więc uczynił to. Potem było trudniej. Zaczął powoli wyrzucać na łóżko przypadkowo napotkane koszule, marynarkę, jeansy i kilka t-shirtów. Zmęczony usiadł na łóżku i masował udo. Z salonu dobiegało go nucenie przec Wilsona jakiejś modnej piosenki. Denerwowało go to, ale nic nie mówił. Nie chciało mu się. Sięgnął ręką po komórkę leżącą na szafce nocnej i sprawdził połączenia. Żadnych nieodebranych, żadnych wiadomości. Zrezygnowany rzucił telefon na łóżko. Czuł się jak smarkacz, niecierpliwiący się.
- House, jesteś gotów? Powoli musimy już wyjeżdżać. Na mieście są korki, a Nolan wymierzył nam konkretną godzinę. Nie możemy się spóżnić. Tak nie wypada – powiedział onkolog, który nagle pojawił się w sypialni.
- W dupie mam, co powiedział ten twój Roland – diagnosta krzyknął, łapiąc się za obolałą głowę.
- Nolan – poprawił go Wilson.
- Idź zaparz sobie herbatki, jeszcze nie jestem… – powiedział ostro diagnosta.
- Okey – przerwał Wilson. Uniósł ręce do góry, po czym odwróciwszy się na pięcie, wyszedł.
Diagnosta zacisnął obie dłonie na bolącym udzie. Odchylił głowę do tyłu i zacisnął powieki i zęby. Był na skraju wytrzymałości. Szybko wstał i odrzucając chęć zadzwonienia do niej, zaczął wrzucać rzeczy do niewielkiej walizki. Robiąc to nie myślał o niczym. Uważał, że tak będzie najbezpieczniej. Miał dosyć samego siebie, bo czuł się tak, jakby wyrzekł się w jednej chwili, wszystkich swoich przekonań, samego siebie i to było cholernie gorzkie uczucie. Gdy z grubsza był spakowany, usiadł na łóżku. Przez chwilę pomyślał o zażyciu Vicodinu, ale udało mu się szybko pozbyć się tych myśli.
- House jesteś już gotowy? - rzucił Wilson, który właśnie wszedł do pokoju. Zastał przyjaciela siedzącego na łóżku, wyglądającego na głęboko zamyślonego i smutnego. Usiadł obok niego i zapytał: - Jak się czujesz? Co się stało?
- Boli mnie, ale to żadna nowość. Nowością jednak jest to, że ja i Cuddy... - Przerwał na chwilę, a na samo wspomnienie uśmiechnął się.
- Powiedz House, co się między wami wydarzyło? - spytał zaciekawiony James. W głębi duszy już zaczął czuć rodzącą się radość i dumę.
- Spaliśmy ze sobą, Jimmy - powiedział diagnosta odwracając twarz w kierunku przyjaciela. - I nie, to nie była halucynacja - dopowiedział widząc minę onkologa.
- Wooow! - Pełen zachwytu Wilson poklepał przyjaciela po ramieniu. - Woow! I jak się z tym czujesz?
- Hmm, nie jest źle. Jest dobrze, tylko... noga mnie boli, a zaraz jadę do psychiatryka. Mam wrażenie, że... To wszystko chyba dzieje się w złym czasie - powiedział House energicznie masując udo. Bił od niego smutek, rozdarcie.
- Każdy czas jest dobry na przyznanie się do miłości, do stworzenia czegoś pięknego - odparł ciepło Wilson.
- Nie wiem. A może ona żałuje? Może dopiero teraz do niej doszło co zrobiliśmy, na co się rzuciła, jakie będą tego konsekwencje i dlatego nie przyjeżdża? Ma wątpliwości, a ja ją rozumiem. Nie jestem dobrym wyborem dla kobiety, która ma dziecko, poukładane i spokojne życie. Tylko wszystko jej spieprzę. Tak jak spieprzyłem swoje życie. Nie wiem czy mam prawo być egoistą i myśląc o swoim szczęściu, niszczyć jej szczęście - rzucił otwarcie z nutką nieśmiałości.
- Myślę, że Lisa chce spróbować, bo ... Kocha cię. Przecież gdybyś nie był dla niej taki ważny nie byłoby jej przy tobie. Nie miała takiego obowiązku, a jednak była, wspierała.
- I to coś znaczy? No powiedz! - niemalże wykrzyczał. - Po prostu nie miała sumienia mnie zostawiać. Matka Teresa z Kalkuty - dodał ciszej, z wyczuwalną ironią.
- Przestań! Dlaczego ty zawsze doszukujesz się u kogoś jakichś fałszywych intencji? To co zrobiła Cuddy dużo znaczy! Kocha cię, a ty idioto zawsze musisz obchodzić ten temat okrężnymi drogami. Rozumiem, że się boisz, że masz duże wątpliwości, ale... daj sobie szansę na szczęście. Daj WAM szansę.
- Boje się, Wilson i tego nic nie zmieni, rozumiesz? Nie zmienię się, a to... Już samo to skreśla wszystko. Wszystko! - House spuścił głowę i utkwił wzrok w swoich butach. Syknął z bólu. Noga wciąż go bolała.
- Już tyle razy ci mówiłem! Może ona nie chce żebyś się zmieniał! Kocha się pomimo czegoś! A to że się boisz? Czego, do cholery? Że będziesz szczęśliwy? Że w końcu coś się zmieni w twoim życiu na lepsze? Czy tego, że jeśli będziesz w końcu szczęśliwy, to stracisz wymówkę dla wszystkich swoich wygłupów, sarkazmu i podłości?
- Boję się, że znowu się nie uda, że na początku będzie pięknie, fajnie, a przy byle pierwszym kłopocie czy sprzeczce nie dam rady i powiem, zrobię coś za dużo, udowadniając Cuddy jej błąd i zamienię jej miłość w nienawiść! - wykrzyczał House. Noga go bardziej rozbolała, jego czoło stało się mokre, cały drżał. Po chwili ciszy dodał spokojniej - Nie chciałbym tego. Poza tym jest jeszcze Rachel. Tu nie chodzi tylko o mnie i o Cuddy. Gdyby w grę wchodziłaby tylko Lisa, wszystko byłoby prostsze! - Przerwał na chwilę, by opanować emocje, co było trudne. Spojrzał na skupionego Wilsona, który w ciszy wysłuchiwał przyjaciela. House nabrał powietrza w płuca i kontynuował - Ona ma dziecko, które zawsze będzie ważniejsze i jeśli je skrzywdzę nigdy mi nie wybaczy. Nie wiem czy potrafię być takim substytutem ojca! Nie nadaje się, Wilson. Nie ja!
- Rozumiem twój lęk, ale... musisz spróbować. Musisz, jesteś to winien Cuddy. Ona jest dorosła i doskonale wie na co się decyduje, co bierze - Na chwilę zamilkł. Po chwili zastanowienia dodał - Tylko, że... House teraz jest chyba za późno na takie rozważania. Coś was połączyło, przyznaliście się, stworzyliście już zalążek związku. Nie ma już odwrotu. Chyba, że chcesz udawać, iż nic się nie stało. Ale wydaje mi się, że ty nie masz ochoty na takie udawanie, widzę, iż chciałbyś pociągnąć to dalej, prawda?
- Może i chciałbym, ale nie widzę większych szans na powodzenie. Czy w takim razie warto w ogóle próbować? A co jeśli jest ten odwrót? To jest może właśnie TA szansa?- pytał zaintrygowany House. Wilson czuł, iż przyjaciel koniecznie chce znaleźć drogę odwrotu. Powiedział więc pewnie i wyraźnie:
- To ty nie możesz z tego odwrotu skorzystać. Bądź mężczyzną, postaw sprawę twardo. Pierwszy krok zrobiłeś, zdecydowałeś się na odwyk. Bardzo dobrze. Teraz musisz zrobić wszystko, by nie było tego, czego się boisz. Musisz pokazać Cuddy, że kocha cię nie bez powodu, że chcesz i jesteś zdolny do kochania, dbania i tak dalej. Nie spieprz tego. A szansę macie. Zawsze jest jakaś szansa.
- A jeśli coś pójdzie nie tak i nigdy nie będzie już tak, jak jest teraz?
- Życie nie ma opcji "Cofnij" "Przewiń". Musisz się przystosować do warunków, które stawia. Coś za coś. Life is brutal. Pamiętasz?
- Ja wszystko spieprzę, dobrze o tym wiesz. Jak było ze Stacy?! Nie chcę powtórki! - Zirytowany House miał dosyć tej gadki. Pełen złości powiedział: - Wiesz, co? Jedźmy już do tego Nolana, bo mi się rzygać chce od tych twoich mądrości. Pomyliłeś specjalizację, ekspercie spraw sercowych i życiowych - Podniósł się z trudem z łóżka i niepewnie stanął na prawą nogę. Wziął laskę i kurtkę do ręki, a następnie zaczął ciężko kuśtykać do salonu. Wilson wziął jego walizkę i udał się za nim. Diagnosta stał na środku pokoju, wpatrując się w kanapę, na której spełniło się jego pragnienie. Ostatni raz obleciał wzrokiem mieszkanie i trzymając się za udo, skierował się ku drzwiom.
- Jedźmy Jimmy - powiedział, intensywnie masując bolące miejsce.
- Jesteś już gotowy? - spytał onkolog, na co diagnosta tylko skinął głową. Jego mina nie wyrażała tego. Wyglądał na kogoś, kto chce na siłę pozbyć się wspomnień, opuścić znaczące coś miejsce - A Cuddy? Nie czekasz? Przecież tak... - dodał zdziwiony, lecz nie dokończył.
- Nie przyjedzie. Mówiłem, przestraszyła się. Może to i lepiej. Może to jest TA szansa? - powiedział i wyszedł z mieszkania. Po chwili odwrócił się i rzucił tryumfalnie przez ramię w stronę onkologa - Zawsze jest jakiś odwrót. - Wilson ciężko wzdychając powoli udał się za nim. Po chwili w pustym lokalu dało się słyszeć zgrzyt zamykanych na klucz drzwi. Mieszkanie znów stało się opuszczone, smutne, nijakie. Nie wiadomo na jak długo.


* Mam nadzieję,że nie zawiodłam. Nie wyszłam z wprawy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aduśka dnia Śro 18:29, 25 Maj 2011, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:31, 26 Maj 2011    Temat postu:

Po prostu nie mogło być lepiej
Aduś wróciła
Co sądzę o tym fiku i Twoim pisaniu chyba już wiesz
Nie potrafię tego wyjaśnić, ale w w tym jak piszesz jest coś tak ujmującego, że zupełnie się w tym zatracam. Z niczym się nie spieszysz, czytelnik ma możliwość chłonięcia całej akcji, wczuwania się w nią. Uwielbiam to u Ciebie. Fajne w Twoich fikach jest też to, że nie próbujesz na siłę oddać serialowego House'a, że potrafisz tak to prowadzić, że mimo iż cała otoczka jest zdecydowanie inna to czytelnik widzi tu House'a. Brawo. Opisy Pięknie potrafisz opisywać uczucia. Jak zwykle jestem pod wrażeniem. Tylko dlaczego ona nie przyszła
Mam nadzieję, że Ty i Twój cudny wen coś z tym zrobicie
Buziaki i wena
Ps. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że znów jesteś


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ilobeyou
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 08 Sty 2011
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:02, 29 Maj 2011    Temat postu:

Przeczytałam fik od początku i ...

Brak mi słów po prostu...

Może wyrażę to w inny sposób! ( To nigdy nie zawodzi ) :



No...chyba wystarczy

Taki talent! TO po prostu niewyobrażalnie bije na głowę wszystko, co kiedykolwiek napisałam, wymyśliłam, wyśniłam itd.

*I'm In Heaven*

Bo mam newsa!!! Nie tylko lisek czeka na nową część!

JEST NAS WIĘCEJ!!!

No, dalej, pisz !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aduśka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 07 Wrz 2009
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siedlce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:22, 29 Maj 2011    Temat postu:

Och, kochane

Nie jestem chyba zbyt dobrą mówczynią w sprawach oddawania swoic zachwytów co do fików, ale także wykazywania wdzięczności za TAKIE komentarze. Ale spróbujmy

Lisku - nieskromnie powiem,że też się cieszę, że wróciłam. Brakowało mi pisania, jak cholera Mówisz,że moje opowiadania są ujmujące itd. Mi się wydaje,że są normalne, a jeśli już to na porządnym poziomie fików na tym forum Ale jeśli uważasz inaczej,to ... cieszy mnie to niezmiernie, aczkolwiek sama nie wiem jak to się dzieje Jeśli chodzi o kanon - wiem,że bardzo ochodzę od niego, ale cieszy mnie też to,że nie jest to źle odbierane. Ba! Jara mnie to,że jednak coś w tym jest hałsowego Nooo Dalej nie wiem, jak dziękować. Miód na serce... palce? Dziękuję Aż tak sie cieszysz? Nie sądziłam,że jestem kimś, na którego jakoś się czeka. Miiło A Cuddy... Zastanawiam się nad rozwojem

Ilobeyou - dzięęęękuję Przyznam, że Twój sposób działa Moje serducho się cieszy. Tak jak ja cała. Cieszę sie,że jest kolejna osoba, która docenia moje wypociny

Ściskam Was mocno! I gorrrrąco całuję
Wyglądam tak:

DZIĘKUJĘ!

PS Na nexta (tego fika i Zaginionej) jednak musicie trochę poczekać, booo .... złośliwy komputer pochłonął WSZYSTKO co napisałam. Kolejną część tego fika, kolejną część Zaginionej + 3 pierwsze części nowych fików. Sic Ale może odzyskam jakoś


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ilobeyou
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 08 Sty 2011
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:27, 29 Maj 2011    Temat postu:

Nie ma za co W końcu to sama prawda

Obyś odzyskała! Jestem zła na Twój komputer ... Mam nadzieję, że coś jednak napiszesz!

Czekam niecierpliwie!!!! ( To mój nowy sposób na okazywanie emocji ;D )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aduśka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 07 Wrz 2009
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siedlce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:47, 07 Gru 2011    Temat postu:

Dobry

Nie będe może już robiła wstępu, bo napewno wyglądałby tak jak wszystkie. Oszczędze tego.

Wachałam się, czy wstawiać. Jak zwykle nie podoba mi się w pełni to co mi wyszło, ale ktoś mnie przekonał Efekt ocenicie Wy.
Bez bety. Mam nadzieję,że nie jest masakrycznie. Wybaczcie



Jechali w milczeniu. House wpatrywał się tępo w mijające widoki za oknem, Wilson starał się skupić na drodze, jednak co chwila rzucał ukradkowe spojrzenia w stronę przejmująco smutnego i przybitego przyjaciela. Z resztą nie dziwił się. Diagnosta wkraczał w okropnie trudny okres w swoim życiu – odkrył miłość osoby, którą zawsze kochał, odrzucił tabletki, bez których nie potrafił żyć. Onkolog nawet nie starał się stawiać siebie w jego sytacji, wyobrażać sobie jej. Nie umiał, to było ponad jego wyobraźnię. Podgłośnił radio, myśląc, że to przywoła przyjaciela do rzeczywistości. Tak się nie stało. House nie zareagował nawet na dźwięki swojej ulubionej piosenki. Z głośników sączyły się słowa ' You can't always get what you want", które drastycznie cięły nadzieję na małe kawałeczki. Nadziei na powodzenie w miłości. Onkolog wierzył w House'a. Sądził, że uda mu się pokonać nałóg. W udany związęk również starał się wierzyć, aczkolwiek to nie było tak proste jak mogło się wydawać. Doskonale znał diagnostę i znakomicie mógł przewidzieć pewne zakręty, problemy w komunikacji. Owszem, Cuddy z House'm, miała swoją dobra relację, która była dziwna dla innych, ale nie wiedział, czy to wystarczy żeby ułożył długotrwały, dobry związek.
House – powiedział. Cisza, która panowała w samochodzie, dosadnie irytowała onkologa. Starał się ją przełamać, jednak diagnosta uparcie milczał: - House! Powiedz coś. Jedziemy już ponad godzinę,a ty odkąd wyjechaliśmy, nie odezwałeś się ani słowem – powiedział zmartwiony. Gdy diagnosta odkręcił głowę w jego stronę i rzucił mu swoje zirytowane spojrzenie, onkolog dodał ciszej: - Martwię się o ciebie.
- Coś – powiedział House, zirytowanym tonem. Chciał zrobić na przekór przyjacielowi, ale wiedział, że to było zbyt słabe jak na jego umięjetności. Ta odzywka była zbyt infantylna, ale nie skupiał na tym większej uwagi. Nie miał siły: - Nie martw się, tato. Poradzę sobie -
Pomasował sobie udo. Postanowił, że choć spróbuje wrócić 'do siebie': - Po prostu potraktuj to jak... Powiedzmy, jak rozpoczęcie nauki w szkole przez twoje 7-letnie dziecko – Zrobił głupią minę i bacznie obserwował Wilsona. Nie wiedział, czy to było, na miarę jego zdolności. Onkolog ku jego zdziwieniu, odpuścił kazanie i tylko się uśmiechnął pod nosem.
- Kiedy usilnie próbujesz skupić się na drodze, robisz idiotycznie zabawną minę, Jimmy – rzucił House. Postanowił bowiem, odegrać swój teatrzyk pt:" Wszystko jest okey. Nie przejmuj się". I choć wiedział,że oddany przyjaciel i tak go 'rozgryzie', chciał spróbować. Już wystarczająco długo był poza swoim murem i to go irytowało. Zwłaszcza po tym, w jak wielkim stylu porzuciła go Cuddy. Niby starał się dopuszczać do siebie myśli, że po prostu 'coś jej wypadło', jednak jego natura dosadnie ściągała go do przekonania się, do teorii 'porzucenia'.
- Jak się czujesz? - spytał James.
- Wręcz doskonale - rzekł teatralnie diagnosta: - Zjedziemy gdzieś? Muszę za potrzebą – skrzywił twarz. Doskonale rozpoznał wyraz twarzy przyjaciela - I nie bój się, nie będe uciekał, nie będe wrzucał twoich kluczyków do studzienki, czy prowokał glin. Będe grzeczny, taaato – House doskonale wiedział jak przekonać onkologa. Gdy przyjaciel zatrzymał się i kiwnął głową, wyszedł z samochodu. Gdy odszedł w głąb lasku chwycił komórkę i już chciał wykręcić numer Cuddy, kiedy w jego głowie pojawiła się – dobrze mu znana – kontrolka. Szybko zaniechał tej czynności. Postanowił nie robić już z siebie większego idioty. Porzuciła go, gdy tylko natrafiła się okazja, a on niesiony tym tropem, nie chciał się narzucać. To godziłoby w jego godność, honor. Załatwił, to co miał załatwić i wrócił do samochodu.
- Dzwoniłeś do Cuddy – powiedział, kiedy zobaczył, jak Wilson nagle chowa komórkę do marynarki.
- Nie,wcale nie – powiedział podenerwowany onkolog.
- Przecież wiem, że dzwoniłeś. Nie umiesz kłamać Jimmy. Przykro mi, tyle lat naszej przyjaźni, a ty się niczego ode mnie nie nauczyłeś. Och, Jimmy – westchnął teatralnie. W środku zaczął czuć lekki żal do przyjaciela. Nie chciał, by działał za jego plecami. Wolał szczerość. Wiedział,że wszyscy kłamią, ale od Wilsona wymagał więcej, spodziewał się więcej.
- Dobra, dzwoniłem – Wilson skapitulował. Wiedział,że wdawanie się w dyskusję z przyjacielem nic nie da, dlatego też wolał sobie oszczędzić narzekań diagnosty.
- I co? - rzucił niby obojętnie.
- Nic, ma wyłączony telefon – House zamilkł, ale onkolog bez trudu odczytał odpowiedź z jego twarzy, oczu. Po chwili ciszy dodał: - Pewnie jej bateria padła. To normalne, siedziała u ciebie kupe czasu.
- Taak, to normalne, że kobieta rzuca mężczyznę już po kilku godzinach związku. Dodajmy mężczyznę, który jej potrzebuje. Bez słowa wyjaśnień,przy pierwszej lepszej okazji – Diagnosta odburknął ironicznie, wciąż tkwiąc wzrokiem gdzieś za oknem.
- House, ona napewno cię nie opuściła. Widocznie...
- Nie pieprz Wilson! Nie możesz być pewny, że ona.. - krzyknął uderzając dłonią w oparcie fotelu.
- A ty możesz być pewny, że cię porzuciła!? - Zdenerwowany Wilson zatrzymał samochód na poboczu – Rozumiem, że się tego boisz, ale ... Okaż trochę zaufania. Ona nie jest taka. Jestem pewien, że coś jej wypadło! Znam ją dobrze, do cholery. Ty z resztą też! Jak możesz wogóle..
- Jimmy, posłuchaj! Masz może rację. Może naprawdę coś ważnego ją zatrzymało– House przerywając mu, powiedział spokojniej. Zaczął myśleć trzeźwo: - Ale jeśli jednak mnie porzuciła, to - Głosno przełknął ślinę, po czym odwrócił twarz w stronę onkologa – Ja ją nawet rozumiem – stwierdził - Owszem, jest mi źle z tego powodu, boli mnie chyba nawet, ale... Ja ją rozumiem. Nie jestem dobrym wyborem dla kobiety z dzieckiem, dla kobiety z taką pozycją i wogóle! - Mówił poważnie i powoli. Ciężko mu to szło. Musiał się w końcu otworzyć przed onkologiem. I choć nigdy nie sprawiało mu problemu opowiadanie mu o swoich wątpliwościach, uczuciach, to w zaistniałej sytuacji czuł się naprawdę niezręcznie i dziwnie: - Wiem, co powiesz – Diagnosta uprzedził onkologa - To irracjonalne, bo przecież mnie kocha. No i zawsze mnie wspierała, pomagała mi, znosiła mnie. Wydaje się akceptować mnie jakim jestem, ale... - Westchnął głęboko – To jest jeszcze dla mnie wszystko takie nowe, dziwne. Musze przywyknąć. Zbyt szybko się to wszystko dzieje.
- Rozumiem House. Rozumiem, że się boisz. I chyba mogę sobie wyobrazić jak się czujesz. Potrzebujesz jej i stąd strach przed odrzuceniem. W końcu zdobyłeś to, o czym długo marzyłeś, a teraz możesz to stracić. Tylko, że House. Ona nie jest taka.
- Wiem Wilson. Tylko po prostu. W jednej chwili otrzymałem w końcu podarunek od tego cholernego losu, a w drugiej chwili go straciłem. – powiedział z rozżaleniem.
- Nie wiem co ci mam powiedzieć. Wiesz, co myślę, co czuję – Wilson odpalił samochód i ruszył w stronę szpitala: - Wszystko się ułoży. Zobaczysz..
- Nie Jimmy. Myślę, że po prostu tak miało być. Wcześniej to ja igrałem z losem, teraz role się odwróciły. To los brzydko bawi się ze mną. Ja jestem człowiekiem przegranym, Cuddy jest na wygranej pozycji. Tak ma być. - Westchnął głęboko. Naszła go dziwna refleksyjna aura.
- House, nigdy nie uwierzę w to, że zacząłeś wierzyć w przeznaczenie. No proszę cię – zaśmiał się onkolog.
- Ach, Jimmy. Boli mnie noga, może to stąd te ... rozważania – House skrzywił twarz, intensywnie pocierając udo. Czuł jak bardzo jest teraz żałosny, a na dodatek ból znacznie się nasiłał, zwłaszcza wtedy kiedy zacząć myśleć nad zaistniałą sytuacją. Lata przeżyte w tej katordze, powinny go zahartować, jednak to co odczuwał, było ponad jego siły.
- Wytrzymaj. Cuddy mówiła, że byłeś dzielny. Dasz radę – odpowiedział ciepło onkolog, chcąc dodać otuchy przyjacielowi.
- Taa – syknął House przez zaciśnięte zęby. To zawsze mu pomagało w pokonywaniu bólu – Możemy o niej już nie mówić?
- Jasne – odpowiedział Wilson.
- Daleko jeszcze do tego szpitala? - burknął niecierpliwie diagnosta.
- Nie, już zaraz będziemy – odpowiedzia Wilson, wystukując palcami na kierownicy rytm piosenki sączącej sie z radia.
- Zaraz, czyli za ile?
- Nie wiem, może z pół godziny? Zdrzemnij się. Może to pomoże.
- Po pierwsze, od kiedy pół godziny to zaraz? A po drugie i tak nie zasnę. Boli mnie jak cholera – Diagnosta zaczął dyszeć i delikatnie drżeć. Zacisnął pięści czekając na falę najgorszego bólu. Niby powoli uczył się znosić takie katorgi, ale w obecnej chwili był chyba za słaby, by się uporać z tym: - Boże, jakiego ty gówna słuchasz! - syknął, po chwili wsłuchania się w muzykę z radia. Wilson tylko się lekko uśmiechnął. Starał się być wyrozumiały dla przyjaciela, który wyglądał jak człowiek na granicy wytrzymania psychicznego i fizycznego. Nagle poczuł wielki żal do losu, który tak krzywdził diagnostę. Rozumiał, że House wiele ma na sumieniu i nie należy do miłych, ciepłych i pokornych, ale to jak los obchodził się z diagnostą wprawiało onkologa w poczucie wielkiego smutku i współczucia. ' Ciekawe, gdzie jest Lisa i co robi?' - zadał sobie to pytanie mimowolnie.
Ona tymczasem podjeżdzała pod dom, w którym House miał mieszkanie. Rozemocjonowana wyszła z samochodu i szybkim krokiem udała się w stronę drzwi. Przejęta, zapomniała zamknąć auto. Jednak nie przejmowała się tym. W tym momencie ważniejsze dla niej było to, żeby zastać House'a w domu, a nie blacha z czterema kółkami za ok. 200 tys $. Szła szybko, energicznie. Gdy stała przy zielonym drzwiach, wzięła głęboki wdech i zapukała cicho. Ponowiła, z takim samym skutkiem. Kiedy to nic nie dawało zaczęła stukać na przemian otwartą dłonią i złożoną. Pukała coraz mocniej i wołała jego nazwisko. W zamian to, w odpowiedzi otrzymywała tylko ciszę. 'Cholera spóźniłam się' – syknęła pod nosem. Cisza nigdy, tak jak w tej chwili nie była tak bardzo jej wroga, nie raniła jej, a teraz kaleczyła jak najostrzejsze działo. Nie mogła sobie darować. Spóźniła się, w tak ważnym momencie dla ich obojga! Po jej policzku spływały gorzkie łzy żalu. Oparła się plecami o drzwi i zamykając twarz w dłoniach, zsunęła się do pozycji kucającej. Po chwili otarła łzy, nabrała powietrza i zaczęła zastanawiać się, czy da się rozwiązać ten problem, a jeśli tak, to jak? Powoli zaczęła bić się z własnym 'ja'. Nie mogła zrozumieć, jak mogła się spóźnić. Wiedziała, jak House na nią liczył. Zawiodła go. I w tym momencie nie wiedziała czy bardziej zawiodła jego, czy siebie samą. Miała ochote wymierzyć sobie siarczysty policzek, walnąć głową w mur, takby zapomnieć o tym co zrobiła. Powoli, z każdą minutą zaczęła nienawidzieć własną osobę. Pociągnęła nosem, otarła łzy i szybko wstała. Postanowiła walczyć, o swój los, ich wspólny los. Rzuciła się biegiem do samochodu. Nerwowo próbowała odpalić silnik, ale ten uparcie nie dał za wygraną. Rozhisteryzowana uderzyła dłońmi o kierownicę. Zaniosła się płaczem. Miała dosyć. Czuła się taka bezsilna, wyczerpana. Wyjęła chusteczki i wytarła twarz. Targały nią dość dziwne emocje, ale w zasadzie nie potrafiła nazwać tego co czuła. Oddychając powoli i głęboko, jeszcze raz przekręciła kluczyk w stacyjce. Zareagował, na co tylko odetchnęła z ulgą. Raz jeszcze zastanowiła się, co powinna robić. Wysilając swoje szare komórki, przypomniała sobie adres szpitala, do którego pojechał House. Rozemocjonowana wcisnęła pedał gazu i z piskiem opon ruszyła przed siebie. W myślach prosiła Boga, by dał im jeszcze jedną szansę, by zdążyła jeszcze przed nimi. Wiedziała, że to niemożliwe, ale to ją nie zniechęcało. W końcu stawka była tak wysoka. Tu chodziło o House'a i ich związek. Była prawie pewna, że dla niego, tego związku już nie było. Dlatego postanowiła walczyć. Łamała wszystkie możliwe przepisy, lekceważyła zakazy. W tym momencie wszystko inne, nie miało znaczenia. Ta przepisowa, odpowiedzialna Cuddy zniknęła, a w jej miejsce stawiła się kobieta zdeterminowana by walczyć o to, co dla niej najważniejsze. 'Muszę zdążyć, żeby nie wiem co' – biła się z myślami. Jechała szybko i nie za ostrożnie. Jedną ręką trzymała kierownicę, drugą szukała komórki. Już wcześniej zauważyła, że ma rozładowany telefon, ale utrzymywała się w niej kszta nadziei, że uda się jej jeszcze go włączyć i wykonać jeden, krótki i jeden z najważniejszych połączeń. Ku jej rozczarowaniu, nie udało jej się. Telefon odmówił włączenia się. Syknęła, dusząc w sobie przekleństwo. Miała wrażenie, że w tym szczególnym dniu, wszystko sprzysięgło się przeciw niej. Najpierw ta wizyta 'góry', potem nagła choroba jedynego neurochirurga, a na koniec kłótnia na pediatrii, która oczywiście nie mogła być zarzegnana, bez udziału jej skromnej osoby. Gdy o tym pomyślała, poziom frustracji był tak wysoki, że była gotowa kopać i gryźć. Nie wykluczała nawet tego, że byłaby zdolna wrócić do szpitala i wylać na 'zbity pysk' tych, którzy ją zatrzymali, albo chociaż elegancko poprzestawiać nosy. Z furią rzuciła komórką, w fotel pasażera. Po chwili, gdy spostrzegła, że zaraz stanie w korku, wydawała z siebie głośny, zwierzęcy wręcz krzyk bezradności i wściekłości, która narastała w niej, w zastraszającym tempie. Spojrzała na zegarek i zaczęła nerwowo stukać palcami o kierownicę. Kiedy tylko mogła, wcisnęła pedał gazu. Nie zamierzała się poddawać. Nawet w przypadku tak beznadziejnym jak ten. Wierzyła, że jej się uda, chociaż była świadoma tego, że z czasem, trudno będzie wygrać.



* Ależ mam iście diabelski pomysł. Ohohoho! *


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:35, 08 Gru 2011    Temat postu:

Dobry
Po pierwsze - taniec radości
Po drugie - uwielbiam
Po trzecie - jak dobrze móc znów Cię czytać

Czytając to, uświadomiłam sobie, jak mi tego brakuje, tych czasów, gdy wchodząc do Huddy było się zasypywanym różnymi fikami, można było przebierać i czytać bez końca. A teraz... trzeba się trochę naczekać, by móc się nacieszyć, ale podobno wyczekane smakuje lepiej i może faktycznie tak jest Bo ten kąsek bardzo mi smakował. Są na forum Mistrzowie opisów, Mistrzowie humoru, Ty jesteś Mistrzem pisania emocji Powtarzam za każdym razem, gdy przeczytam coś Twojego. Jest to tak charakterystyczne, piękne. Nie wiem, jak można tak bawić się emocjami bohaterów i czytelników. Czytając tą część miałam wrażenie, że wszystko widzę nie mówię tu o otoczce, tylko o głębi. Widziałam i mam wrażenie, czułam to wszystko, co oni. Zwłaszcza House. Jak już kiedyś pisałam, lubię gdy ktoś bawi się tą postacią, gdy próbuje i umie z niego wydobyć coś więcej niż mogło by się nam wydawać, że mógłby w sobie skrywać. Ty to potrafisz i to chyba jest jeden z powodów dla których tak dobrze czyta się Twoje fiki. Ta podróż przez psychikę, przez wnętrze bohaterów, wspaniałe opisy, wszystko jest takie klimatyczne i malownicze. Zawsze zazdroszczę Wam, potrafiącym pisać poważnie o poważnych rzeczach, potrafiących wniknąć tak dogłębnie w kreowanego bohatera. Dla mnie to starsznie trudne. Wielki ukłon dla Ciebie, bo robisz to tak, jakby nie spraiwało Ci to żadnej trudności. Szacun

Co do części, strasznie się cieszę, że się pojawiła. Znając Ciebie pewnie nigdy nie byłabyś w pełni zadowolona, by wrzucić, a tak miej świadomość, że przynajmniej jednej, a jestem pewna, że znacznie większej ilości osób, sprawiłaś wielką przyjemność. O tym, w jakim stylu to napisałaś, wspomniałam już powyżej. Jeszcze raz, świetnie bawisz się House'm ( dziwnie brzmi ) ale robisz to super. Ogólnie z wszystkich swoich bohaterów wydobywasz 200% tego co widać, co nie widać i tego o czym sie nam nawet nie śniło. Wciągnęła mnie ta część, tak samo jak poprzednie. Dzięki Tobie wyobrażam sobie nie tylko całą otoczkę, ale jestem w stanie przeniknąć, wczuć się w bohatera. Lubię jak ktoś tak pisze. Czytelnik za wszelką cenę chce się dowiedzieć, jak to się skończy, widzi, co czuje bohater i chce wiedzieć, co zrobi. Podoba mi szczególnie House, bo jak mówiłam, to nim najbardziej sie bawisz i robisz to świetnie. Mam nadzieję, że kiedyś jego świat będzie trochę bardziej... radosny. Przeczytałam wczoraj tego fika od początku i mam wrażenie, że odbyłam podróż, pełną emocji, ciekawą, intrygującą, na tyle, że nie zamierzam wysiadać, jeśli rozumiesz Nie odstrasza mnie nawet ten diabelski pomysł. Kupię wszystko, pod warunkiem, że Cuddy zdąży, że WIlson nie zamęczy House'a, że House nie wypuści już Cuddy z rąk...
No dobra, żartuję Kupię wszystko Twoje, cokolwiek napiszesz
Już nie mogę się doczekać
Uściskaj i ucałuj wena, ja ściskam i całuję Ciebie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ilobeyou
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 08 Sty 2011
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:21, 22 Gru 2011    Temat postu:


Nooo! To ze szczęścia! (Ja przynajmniej nie muszę się udać na odwyk;)
Kocham tę część
Tyle czasu.. Już zapomniałam o polskich fikach.. Zaczytałam się na ff po an(g)ielsku.. Tam to dopiero istny Huddy-Raj

Może zbiorę się do jakiegoś tłumaczonka ..

Ale back do tego forum też jest istnie Rajowy! Tyle fików od czasu mej ostatniej obecności, że aż nie chce się wierzyć!


No i, jak już mówiłam, mówię i będę zawsze mówiła, I Twojego fikaa . I ogólnie Twój styl pisania.. Też tak chcę!

co tu dalej pisać, myślę, że moje emocje w sposób istnie jawny okażę ( ze mnie, ) :




Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin