Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Me against the world [10/10+epilog][NZ]
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
HuddyFan
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 0:19, 18 Lut 2010    Temat postu: Me against the world [10/10+epilog][NZ]

I tak oto, robaczki Wy moje przyszłam z nowym fikiem. Wiem, że muszę go skończyć przed zakończeniem feri, bo inaczej klapa.
Kiedyś zauważyłam gdzieś na Horum pytanie: Kogo byś chciała zagrać w House'ie? Oto moja odpowiedź. Właśnie tą dziewczynę i dokładnie tak chciałabym aby potoczyła się akcja w sezonie
Dedykuję pierwszą część kochanej Czarodziejce i nikomu innemu. Bo ona mnie lubi, a ja ją (Bez skojarzeń )



<i>Zweryfikowane przez HuddyFan</i>

I - <i>Tam świeci słońce, a tu ktoś umiera...</i>

New Jersey było dziś nadzwyczaj ruchliwe. Ludzie byli wciąż zabiegani, zajęci swoimi sprawami wręcz nie mając czasu na zaczerpnięcie pełnego oddechu. Jednak jednym z miejsc które zazwyczaj gościło wiele osób, ziało pustkami. Tak, tak, mówimy tu o Princeton-Plainsboro. Ale czemu tu się dziwić, był środek czerwca, i nikt nie przychodził z katarem czy przeziębieniem co piętnaście minut jak w zimie. Może właśnie dlatego połowa lekarzy woli cieplejsze pory roku? Nie wnikajmy w szczegóły. Miałam w końcu coś opowiedzieć, tak? Moja historia zaczyna się właśnie w małym mieście New Jersey, a kończy… sami się potem przekonacie, ale żeby nie przedłużać. To był siedemnasty czerwca, kiedy żółta taksówka zatrzymała się przed wejściem do szpitala. Z pojazdu wyszedł dobrze zbudowany, czterdziesto-dwu letni mężczyzna. Miał białą koszulkę, spodnie i sandały na nogach. Ten kto go nie znał, prawdopodobnie uznałby, że jest to całkiem ciekawy, cieszący się zdrowiem typ człowieka. Naszą uwagę jednak musimy zwrócić na kogoś innego, a tak dokładniej na główną bohaterkę mojej opowieści. Po paru sekundach wpatrywania się w budynek, Joseph, bo tak miał na imię mężczyzna, usunął się na bok wypuszczając z samochodu czternastoletnią dziewczynę. Jej uroda była nieprzeciętna. Nie, nie powiem, że była piękna, ale coś w wyrazie jej twarzy sprawiało, że mógłbyś jej oddać najdroższe ci rzeczy. Od pierwszego spojrzenia w jej orzechowe oczy mógłbyś powiedzieć, że jest warta każdych pieniędzy. Taka była prawda, Elizabeth Cohen była nastolatką niezwykle prawdomówną, godną zaufania. Jej ojciec miał rację mówiąc, że to rodzinne. Eliza odziedziczyła to wszystko po swojej matce, która obecnie pracowała w Strasburgu nad nowym projektem firmy. Rodzice dziewczyny rozwiedli się, gdy miała pięć lat. Została z tatą, bo jak zgodnie przyznali, Laura miała zbyt dużo pracy by zajmować się dzieckiem. I tak mijały lata, a Elizabeth wyrastała na piękną, inteligentną osobę. Utrzymywała bardzo dobry kontakt z obojgiem rodziców i nigdy niczego jej nie brakowało. Choć Laura i Joseph nie byli małżeństwem od dziewięciu lat, wciąż spędzali święta i inne okazje do spotkania się razem. Nigdy tak naprawdę nie przestali się o siebie troszczyć i przejmować. Szansy na normalne życie nie dały im kilometry, które dzieliły ich prawie każdy dzień w roku. Elizabeth wciągnęła w nozdrza świeże powietrze. ‘To nie to samo, co zadymiony Nowy Jork’ pomyślała. Spojrzała na swojego ojca, który mrużył oczy od słońca.
- Jak się czujesz? – zapytała z troską w głosie i położyła dłoń na jego ramieniu. Gdy Laura odeszła, to ona przejęła rolę matki nad nim. Tak to już było w ich rodzinie, zawsze kobiety musiały niańczyć swoich mężczyzn.
- Bardzo dobrze. – zapewnił Joseph. – Wciąż nie wierzę, że namówiłaś mnie na przyjazd tutaj. – Pokręcił głową z niedowierzaniem.
- To w końcu uwierz. – uśmiechnęła się i odwróciła się do taksówkarza obierając torbę i wręczając mu pieniądze. Taksówka po chwili odjechała zostawiając ich przed budynkiem.
Joseph jeszcze raz spojrzał na gmach szpitala.
- Twoja ciotka nas zabije. – powiedział. Eliza spojrzała na niego i prychnęła.
- Moja matka chrzestna mnie uwielbia więc przestań trząść portkami i chodź. – odpowiedziała w jedną rękę łapiąc torbę, a w drugą dłoń taty i ruszyła do środka. Miła atmosfera, prawda? Rzadko się kłócili. Obydwoje uważają, że więcej zdziałają współpracując niż kłócąc się i to właśnie sprawia, że są tak zgranym zespołem pomimo niepełnej rodziny. Weszli do lobby i rozejrzeli się wokoło. Nic się nie zmieniło od ich poprzedniego przyjazdu. Właściwie to jej przyjazdu, bo mężczyzna był tu po raz pierwszy. Dla niego wszystko było nowe, świeże, a dla niej to był kolejny szpital jak każdy tyle że z inną załogą. A załoga tutaj była niezwykle bliska jej sercu.
- Tam. – wskazała szklane drzwi po prawej i wróciła na zewnątrz po zapomnianą walizkę. Joseph rozejrzał się jeszcze raz i ruszył niepewnie do recepcji. Pchnął drzwi, a jego wzrok od razu przykuło nazwisko na następnych drzwiach. ‘Lisa Cuddy. Dziekan medycyny’. Mężczyzna uśmiechnął się i trochę pewniej ruszył do owych drzwi. Przez szybę zobaczył pochyloną na biurkiem Lisę. Zapisywała coś co mówił rozmówca na drugim końcu linii telefonicznej. Zastanowił się czy wejść teraz czy zaczekać aż skończy. Wybrał to drugie sądząc, że trochę niezręcznie byłoby mu wtargnąć bez uprzedzenia i swoją osobą nakazać skończenie rozmowy. Szybciej niż sądził kobieta odłożyła słuchawkę i dopisała coś na kartkę. Joseph pociągnął żywo za klamkę i wszedł do środka.
- Dzień za dniem, a ty stajesz się bardziej piękniejsza – stwierdził i obdarzył ją ciepłym uśmiechem. Brunetka nie mogła uwierzyć własnym oczom. Poderwała się z fotela i podbiegła do mężczyzny, przytulając go mocno.
- Joseph! – Oderwała się i przyjrzała się jeszcze raz. – Co ty tu robisz?
- Przechodziłem obok i pomyślałem, ze wpadnę. – zażartował.
- Jesteś sam? – zapytała z oczekiwaniem w głosie. Mężczyzna westchnął ostentacyjnie.
- A ty tylko o Elizabeth. Ja ci nie wystarczam? – zapytał cierpko. Na policzkach Lisy pojawił się lekki rumieniec.
- No już, nie zawstydzaj się tak. Eliza wró… - nie dokończył, bo drzwi otworzyły się z łoskotem, a w progu stanęła wyżej wymieniona nastolatka z jedną torbą w ręce, a drugą przed nogami. Ciężko dysząc postawiła walizkę na ziemi i odetchnęła z ulgą.
- Nie wierzę, że wziąłeś najstarszą torbę jaką mieliśmy?! Przecież te ucha nie wytrzymałyby nawet ciężaru torby cukru. – powiedziała z wyrzutem i posłała ojcu mordercze spojrzenie. – Jak będziemy wracać, ty to pchasz! – wskazała na niego palcem i położyła dłoń na brzuchu. Jej wzrok padł na rozanieloną administratorkę.
- No cóż, spodziewałam się jakiegoś powitania w stylu uścisku lub chociaż całusa, ale jak widać nie mam na co liczyć. – powiedziała, a na jej buzi znów pojawił się znany dobrze wszystkim uśmiech. Cuddy podeszła do niej i przytuliła niemniej mocno jak przed chwilą Josepha. Tyle czasu nie widziała swojej chrześnicy, że ledwo pamiętała jak wygląda. Kochała ją najmocniej na świecie. W końcu była córką jej siostry, pierwszym dzieckiem w rodzinie. Lisa w pewnym stopniu czuła się za nią odpowiedzialna. Sekundy mijały, a Lisa nie wypuszczała Elizy z ramion. Dziewczyna uśmiechnęła się szerzej.
- Serio ciociu, możesz już puścić, bo tata będzie zazdrosny. – powiedziała, i zerknęła na mężczyznę, który kręcił głową z niedowierzaniem. Dziekanka w końcu odsunęła chrześnicę na odległość paru centymetrów i trzymając ją za ramiona spojrzała w jej oczy.
- Jak ty wyrosłaś! Gdzie się podziała tam mała Liza która plątała mi się między nogami? - zapytała ze wzruszeniem.
- Ja już swoje zrobiłam. Teraz kolej Rachel. – uśmiechnęła się i zobaczyła poszerzający się uśmiech na samo wspomnienie imienia dziewczynki.
- Dobrze cię widzieć, ciociu. Taką szczęśliwą. – powiedziała i założyła kosmyk włosów za jej ucho. – W końcu. Lisa przyciągnęła ją do siebie jeszcze raz.
- Ciebie też, Liza. – szepnęła i pocałowała w głowę. Przypomniało jej się, jak siedziała z Elizabeth przed kominkiem w każde święta i wiązała jej warkoczyki. Co prawda, dziewczynka powinna spędzać ten czas z mamą, bo widziała ją tak mało razy w roku, ale ona chodziła wcześnie spać tak jak reszta rodziny, a ona i Liza zostawały do późna i rozmawiały, śmiały się i żartowały. Tak właśnie poznały się na tyle, żeby wiedzieć, kiedy coś je nurtuje, boli lub cieszy bez mówienia o tym na głos. Po prostu nauczyły się wyczytywać to z gestów, zachowania lub oczu. Wiedziały kiedy powinny milczeć, a kiedy powiedzieć coś co podniesie na duchu. Dzieliła je bardzo duża różnica wieku, Lisa przecież była prawie trzydzieści lat starsza, ale rozmawiały ze sobą jakby obydwie miały po osiemnaście lat. Niebyło tematu którego nie mogłyby poruszyć. Joseph często żartował, że we dwie podbiłyby świat. Czasami, Elizabeth miała wrażenie, że ma lepszy kontakt z ciocią niż z własną matką. Tylko czasami. W tym samym czasie ciszę przerwało kaszlnięcie mężczyzny. Dziewczyny najzwyczajniej zapomniały o jego obecności. Lisa odsunęła się od Elizabeth i poprawiając włosy wskazała miejsce na kanapie. Sama usiadła za biurkiem i opierając głowę na dłoni spojrzała na nich.
- Więc, dowiem się w końcu co was do mnie sprowadza? – zapytała.
- Tata jest chory. – powiedziała Elizabeth. Uśmiech Lisy natychmiast znikł z twarzy wypuszczając na wierzch zmartwienie. Joseph widząc nagłą zmianę nastroju szwagierki westchnął zmęczony.
- Wcale nie jestem ch…
- Jesteś! – wcięła się w pół zdania Eliza i spojrzała z wyrzutem na ojca. Nie mogła uwierzyć, jak można być tak upartym. Wmawiać sobie, że jest się zdrowym tylko po to aby nie zmartwić nikogo bliskiego.
- To coś poważnego? – zapytała Cuddy.
- Nie wiemy. Byliśmy u wielu specjalistów, ale żaden nie wie co się dzieje. – wytłumaczyła Eliza i sięgnęła po cukierka leżącego na stoliku. Cuddy spojrzała ukradkiem na jej ojca i zobaczyła w jego oczach smutek. Coś było nie w porządku.
- Mówiłaś, że masz wspaniałego diagnostę więc jesteśmy. – uśmiechnęła się i wsadziła czerwoną słodycz do ust.
- Tak, mój senny koszmar. – stęknęła na samą myśl o tym niedojrzałym emocjonalnie człowieku. Znów zerknęła na Josepha, jakby upewniając się czy uczucie które zobaczyła w jego oczach było tylko złudzeniem. Niestety, myliła się. Strach czaił się w jego niebieskich tęczówkach kilogramami.
- Liza, pamiętasz Wilsona? – zapytała po chwili Lisa.
- Jakbym mogła zapomnieć. To był jeden z twoich najlepszych chłopaków. – zażartowała, przypominając sobie jak Cuddy przyjechała kiedyś na Święto Dziękczynienia z James’em, bo chciała sprawić żeby babcia tzn. jej mama miała pewność, że ma jakiekolwiek życie prywatne. Oczywiście Eliza od razu wyczuła kłamstwo, ale miała całkiem dobrą zabawę oglądając tych dwojga, usilnie próbujących udać zgraną parę.
- Przestań! To była konieczność! – powiedziała Lisa próbując przybrać groźny ton.
- No to idę odwiedzić wujaszka! Gdzie jest? – zapytała wstając.
- Pierwsze piętro, pierwsze drzwi po lewej od razu przy windzie. – uśmiechnęła się i patrzyła jak Elizabeth znika jej z oczu. Gdy zupełnie zniknęła z pola widzenia jej wzrok padł na przygaszonego Josepha. Cuddy wstała i podeszła do niego siadając obok.
- Co jest grane? – zapytała wprost, wiedząc, że coś ukrywa.
- Ona ma rację jestem chory. Byliśmy u wielu specjalistów i już pierwszy z nich postawił diagnozę. Nie powiedziałem jej, bo sam nie chciałem uwierzyć. Sądziłem, że lekarz się pomylił, że popełnił jakiś kolosalny błąd. Tylko że następny lekarz powiedział to samo, następny też, i następny. Nie powiedziałem jej, bo nie miałem odwagi. – nabrał powietrza w płuca jakby zmęczył się dłuższą wypowiedzią. Lisa spojrzała ze zmartwieniem na mężczyznę.
- Co się dzieje Joseph? – zapytała zdeterminowana. Spojrzał na nią z lękiem i westchnął.
- Elizabeth to bardzo inteligenta dziewczyna. Wiedziałem, ze prędzej czy później trafimy tutaj, do Princeton. Musiałem zaczekać, aż trafimy gdzieś, gdzie moja dziewczynka znajdzie oparcie. Jestem poważnie chory. – powiedział i sięgnął do torby. Z jej zewnętrznej kieszeni wyjął plik kartek złączonych zszywką i wręczył go Cuddy. Z czasem, gdy przesuwała wzrokiem po wynikach jej oczy zaczynały coraz bardziej piec. Powoli, bardzo powoli po jej policzku spłynęła łza. Przeniosła wzrok na Josepha. Jedno pytanie wisiało w powietrzu: Co teraz?

C.d.n

Ma być c.d.n. czy nie, bo mam małe wątpliwości?


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez HuddyFan dnia Nie 22:46, 25 Lip 2010, w całości zmieniany 10 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mazeltov
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 28 Paź 2009
Posty: 1656
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z poczekalni
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 0:48, 18 Lut 2010    Temat postu:

o nie ty nie masz watpliwosci ty jestes sadystka ktora mysli ze po takim wstepie moze nie kontynuowac robaczki chca wiecej
tego jeszcze nie bylo
ciekawe jak to sie dalej potoczy jaki ta dziewczyna ma zwiazek z Huddy
intrygujace to jedyne slowo ktore mi przychodzi na mysl, i mimo ze czesc jest dosc dluga to pozostaje dalej tajemnicza bo nie ma zadnych sladow ze tak powiem co sie wydarzy
swietne opisy, dodatkowo podoba mi sie narracja
*zaciera raczki* na mysl o kolejnej czesci


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
czarodziejka
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 26 Lis 2009
Posty: 814
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: lubelszczyzna ^^
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 8:53, 18 Lut 2010    Temat postu:

rezerwacja!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
GosiaczeQ_17
Proktolog
Proktolog


Dołączył: 28 Gru 2009
Posty: 3357
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina wiecznej młodości
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 13:23, 18 Lut 2010    Temat postu:

Fajnie się zapowiada Czyli Joseph umiera, a dziewczyną zajmie się Cuddy Albo House wyleczy Josph'a. Nie no dobra nie będę zgadywała, bo dużo możliwości jest...
Ale kim jest narratorka? To mnie chyba najbardziej ciekawi To musi być ktoś wszechwiedzący Ale poczekamy zobaczymy
Czekam na cd


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
roksi.
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 286
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BD.

PostWysłany: Czw 13:39, 18 Lut 2010    Temat postu:

To było świetne. Nie czytałam jeszcze czegoś w podobnym stylu. Bardzo mi się podobało. Te opisy, dobór słow wszystko było idealne. Mi te bodoba się narracja. Tak mnie tym wciągnęłaś. To jest takie nieprzewidywalne.

Robaczki są zachwycone

Czekam na ciąg dalszy i wena życzę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
HuddyFan
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:11, 18 Lut 2010    Temat postu:

Mam nadzieję, że się nie pogniewacie jak podziękuję Wam wszystkim naraz, bo nie mam czasu. Więc: DZIĘKUJĘ
Od razu wklejam drugą część, bo słowa płyną ze mnie jak woda z nieszczelnego kranu.


II - <i>Bardzo (nie)dobry pomysł.</i>

W gabinecie rozległ się dźwięk pukania. James podniósł głowę z nad dokumentów i spojrzał w kierunku dochodzącego odgłosu.
- Proszę. – powiedział i z zaciekawieniem przyglądał się, jak drzwi powoli się otwierają, a w progu staje znajoma postać.
- James Wilson. – uśmiechnęła się dziewczyna i weszła do pokoju. Mężczyzna wstał i spojrzał na nastolatkę stojącą tuż przed nim. Był pewien, że już kiedyś ją widział, tylko nie mógł sobie przypomnieć gdzie i kiedy. Brunetka momentalnie zauważyła, że onkolog jej nie poznaje. Skrzyżowała ręce na piersiach i przekrzywiła lekko dolną wargę w prawą stronę. W tym momencie James zobaczył to uderzające podobieństwo pomiędzy nią, a jego szefową. Żółta żaróweczka zapaliła się w jego głowie.
- Elizabeth! – powiedział i okrążył biurko, aby się przywitać. Eliza uśmiechnęła się i odwzajemniła uścisk. Lekarz odsunął się od niej i popatrzył na jej twarz.
- Ale się zmieniłaś! – stwierdził
- Zmienił się tylko wygląd. – uśmiechnęła się i usiadła na wskazanym przez przyjaciela miejscu.
- Co cię do nas sprowadza? – zapytał miło Wilson.
- Mój tata jest chory. – powiedziała beznamiętnie dziewczyna. James spojrzał na nią nie rozumiejącym wzrokiem.
- Joseph? – próbował sobie przypomnieć imię mężczyzny.
- Tak. – przytaknęła Elizabeth i rozejrzała się po gabinecie. Jej uwagę przykuł duże okno prowadzące na balkon. Nastolatka wstała i podeszła do szyby podziwiając piękny park za oknem. Onkolog zerknął na nią. Nie przejmowała się za bardzo chorobą ojca, więc musiało to być coś niegroźnego. Na usta mężczyzny wpełzł szczery uśmiech. Ta dziewczyna samą obecnością podnosiła człowieka na duchu. Elizabeth odwróciła się do onkologa.
- No, dość o mnie. Co u ciebie? Jak tam twój związek z moją ciocią? – zapytała zupełnie poważnie. Uśmiech onkologa momentalnie zniknął, a na jego miejscu pojawiło się zakłopotanie. Eliza zaśmiała się pod nosem.
- No dobra, dobra. Od przekroczenia progu domu w Ohio wiedziałam, że nie jesteś jej chłopakiem. – uśmiechnęła się, gdy zobaczyła jak mężczyzna odetchnął z ulgą. Brunetka podeszła do kanapy i usadowiła się wygodnie. W pierwszej chwili James’owi do głowy wpadła postać diagnosty, który siadał identycznie.
- Jak mnie znalazłaś? – zapytał, splatając ręce na biurku.
- Lisa mi powiedziała gdzie cię znaleźć więc jestem. Poza tym, nudzi mi się. – westchnęła i odchyliła głowę do tyłu.
- Jest coś co mogę dla ciebie zrobić? – znów zapytał, co rozśmieszyło Elizabeth. Zawsze wszystkim pomagał. Był jak Matka Teresa tyle, że w ciele mężczyzny. Nagle w głowie zawitał jej pewien pomysł. Już od dawna chciała go poznać, bo z opowieści matki chrzestnej wydawał jej się bardzo… uniwersalnym typem człowieka. Dziewczyna wyprostowała się na kanapie, a na jej buzi gościł zadziorny uśmiech. Przez pierwsze sekundy Wilson był gotów wskoczyć pod biurko w obawie przed pomysłem przyjaciółki. W takich chwilach jak ta, żałował, że miał taki charakter. Musiał wszystkim służyć dobrą radą i pomocą, bo to leżało już w jego naturze. Był zawsze bezsilny wobec próśb innych, zwłaszcza jeżeli chodziło o oczko w głowie jego własnej szefowej. Choć nawet jeżeli w żaden sposób Elizabeth nie byłaby związana z Lisą, to nie miałby szans jej odmówić. Wystarczył jej jeden uśmiech.
- Przedstawisz mnie mu? – zapytała z nadzieją. Z początku Wilson nie za bardzo wiedział o kogo jej chodzi. Z czasem zaczął pojmować, że nie chodzi jej jednak o byle kogo. Na jego twarzy pojawiło się przerażenie.
- Nie sądzę, aby to był dobry pomysł, Elizabeth. – powiedział. W tym samym czasie dziewczyna już stała przy drzwiach.
- A ja sądzę, że świetny. – stwierdziła i wyszła na korytarz. Onkolog poderwał się z krzesła i ruszył za nią szybkim krokiem. Osobiście wolałby koniec świata. Pamiętał jak kiedyś Lisa opowiadała mu o Elizie, jak prosiła go, że jeżeli kiedykolwiek dziewczyna odwiedzi szpital, on nie może dopuścić aby go spotkała. I za chwilę miał złamać obietnicę. Właściwie to już ją złamał, bo zobaczył, że jakimś cudem nastolatka znalazła gabinet diagnosty i weszła do niego szybkim krokiem. Wilson spojrzał na zegarek. Była za piętnaście dziesiąta, więc miał jeszcze piętnaście minut na uniknięcie własnej zagłady. Elizabeth weszła do dużego pokoju, i popatrzyła w kierunku trójki przyjaciół. Wszyscy jakby na rozkaz umilkli, gdy dziewczyna znalazła się w pomieszczeniu. Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Wszystkich ich znała z opowiadań cioci.
- Wreszcie mogę was poznać. Słyszałam o was tyle dobrego, że prawie jesteście święci. – zażartowała i założyła włosy za ucho. W pokoju nastała cisza, która dla nich z pewnością była niezręczna, ale dla niej nie był to żaden problem. Nagle do pokoju wtargnął Wilson.
- Elizabeth, uważam, że to bardzo zły pomysł. – powiedział. Brunetka nawet nie obdarzyła go spojrzeniem, bo wpatrywała się w grupę lekarzy z zauroczeniem.
- Jestem Elizabeth, a ty to z pewnością Remy. – Dziewczyna wyciągnęła rękę złączając ją w ciepłym uścisku z dłonią Trzynastki. Na twarzy kobiety pojawił się lekki uśmiech. Już lubiła tą dziewczynę, kimkolwiek była. Elizabeth zwróciła się do reszty obecnych osób.
- Ty pewnie jesteś Eric, a ty Robert. – podeszła do dwóch mężczyzn stojących przy aneksie kuchennym i przywitała się posyłając im najpiękniejszy uśmiech. Obydwoje od razu go odwzajemnili. Brakowało Taub’a, ale to się nadrobi. Dziewczyna bezwstydnie podeszła do krzesła i odsunęła je po chwili na nim siadając. Wybrała miejsce na końcu stołu, bo z tego punktu widziała wszystkich bardzo dobrze. Po jej lewej stronie siedziała kobieta, która uśmiechała się lekko. Cztery pary oczu były skierowane na nią, ale tylko w jednych Eliza widziała przerażenie, a dokładniej w Wilsona. W oczach innych widziała zaciekawienie. Patrzyli na nią, jakby była jakimś nowym zwierzęciem w zoo.
- No nie patrzcie się tak, bo będę miała kompleksy. – udała urażoną. Foreman przeniósł wzrok na przestraszonego onkologa.
- Wilson, kto to jest? – zapytał..
- To… - westchnął James i przetarł czoło ręką. – To jest chrześnica naszej szefowej. Wszystkie oczy znów padły na nią, a Elizabeth poruszyła zabawnie brwiami górę i w dół świetnie się bawiąc. Kątem oka, onkolog dostrzegł otwierające się skrzydła windy z której wyszedł diagnosta.
- O Boże… - szepnął Wilson i przełknął ślinę. Powinien się już zastanawiać, jak będzie umierał, powoli w męczarniach czy szybko i bezboleśnie. Pomimo dobrego serca szefowej, na pewno będzie go torturowała. House wszedł do gabinetu rzucając krótkie ‘cześć wszystkim’ i udając się do drugiego gabinetu. Elizabeth od razu poznała, że to on. Przez ułamek sekundy zobaczyła jego niebieskie oczy o których jej ciocia bezustannie wspominała. Mężczyzna zatrzymał się w połowie drogi. Coś było nie tak, i z pewnością nie była to nieobecność jednego z lekarzy. Greg odwrócił się powoli i na końcu stołu, na krześle ujrzał nastolatkę nieprawdopodobnie podobną do Cuddy.
- Co to jest? – zapytał wskazując laską dziewczynę.
- Twój senny koszmar. – uśmiechnęła się złośliwie Elizabeth.
- Ja już mam swój koszmar. Siedzi na dole i bawi się, że ma szpital. – powiedział kąśliwie i zniknął w swoim gabinecie, aby po chwili wrócić z powrotem. Zastanawiał się kim jest ta istota siedząca za szklanym stołem. Jedno było pewne. Była spokrewniona z Wielkim Tyłkiem, bo niemożliwym byłoby, gdyby były sobie obce, a zarazem tak podobne. Sekundę później wszyscy usłyszeli znajomy stukot obcasów. Wilson zacisnął powieki jakby chcąc się obudzić, ale nic to nie dało. Po chwili w gabinecie znalazła się Cuddy, trzymając w jednej ręce niebieski folder, a w drugiej złożony na pół plik kartek.
- Wilson, szukałam cię. – powiedziała i gdy zobaczyła przerażoną minę onkologa zmarszczyła brwi. Chwilę później pokręciła głową chcąc wyrzucić z głowy głupie przeczucie, że przyjaciel czegoś się boi i przeniosła wzrok na diagnostę.
- Nowy przypadek. – powiedziała i odwróciła się aby rzucić folder na stół. W tym momencie oczy ujrzały jej chrześnicę. Wszystkie mięśnie w jej ciele napięły się ze złości.
- Elizabeth. – powiedziała Cuddy.
- Ciociu. – uśmiechnęła się. Diagnosta słysząc owy zwrot uniósł laskę do góry.
- Victoria! – powiedział głośno. Wiedział, że są spokrewnione. Okrzyk przykuł spojrzenie wszystkich oprócz administratorki, która resztkami sił powstrzymywała się od krzyku.
- Wilson! – wycedziła przez zęby. Odwróciła się żeby na niego nawrzeszczeć, ale zobaczyła tylko wprawione w ruch drzwi.
- Wilson! Masz przerąbane! – krzyknęła i już chciała wyjść, gdy odwróciła się i spojrzała groźnie na diagnostę.
- Zrób jej coś, – wskazała na Elizabeth palcem poczym skierowała go w jego stronę – a urwę ci łeb w kolanach! – syknęła i zniknęła za drzwiami zmierzając do gabinetu nieszczęsnego onkologa. Zaciekawiony wzrok diagnosty padł na brunetkę która jakby nigdy nic, grała na gameboy’u. JEGO gameboy’u!
- Hej! To moje! – powiedział i wyrwał jej zabawkę z ręki.
- Spokojnie Voldemorcie! – westchnęła. Ciocia miała rację, był jak dziecko.
- Zniszczyłaś mi poziom! Wiesz jak się męczyłem żeby tu dojść?! – zapytał i z wyrzutem spojrzał na rozbawioną dziewczynę. – Widzę, że ciebie to śmieszy?
- Jesteś cienki! Ja jestem na sześćdziesiątym drugim levelu, a grę dostałam przed przyjazdem tutaj. – uśmiechnęła się złośliwie.
- Niektórzy nie mają tak dużo czasu, tak jak ty, bo muszą pracować! – powiedział. Trzynastka parsknęła ze śmiechu. Widząc groźne spojrzenie szefa momentalnie ucichła. Elizabeth wstała i ruszyła do drzwi. Gdy mijała House’a położyła dłoń na jego ramieniu i westchnęła.
- Albo nie mają takiego talentu, jak ja. – Puściła do niego perskie oko i wyszła zostawiając wszystkich w osłupieniu. Foreman usiadł na miejscu poprzednio zajętym przez Elizabeth i pokręcił głową z uśmiechem.
- Wychodzisz z wprawy przyjacielu. – zwrócił się do House’a podsumowując całe zajście. Diagnosta spojrzał na powoli zatrzymujące się drzwi. Nie wiedział czemu i kiedy, ale ta dziewczyna wzbudziła w nim zainteresowanie. Musiał przyznać, że była szalenie intrygująca. Zupełnie jak jej ciotka, którą znał od dwudziestu lat, a wciąż nie mógł rozgryźć jej toku myślenia.

C.d.n


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
baby
Neurochirurg
Neurochirurg


Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 3013
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z szafy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:25, 18 Lut 2010    Temat postu:

słoneczko, przepraszam, że dopiero teraz ale nawalili nam nauki i nie sposób się ze wszystkim wyrobić (prawdopodobnie zawalę jutro fizykę, ale to się wytnie )

Musiał przyznać, że była szalenie intrygująca. Zupełnie jak jej ciotka, którą znał od dwudziestu lat, a wciąż nie mógł rozgryźć jej toku myślenia.

o taak. bardzo intrygująca

- Elizabeth. – powiedziała Cuddy.
- Ciociu. – uśmiechnęła się. Diagnosta słysząc owy zwrot uniósł laskę do góry.
- Victoria! – powiedział głośno. Wiedział, że są spokrewnione. Okrzyk przykuł spojrzenie wszystkich oprócz administratorki, która resztkami sił powstrzymywała się od krzyku.
- Wilson! – wycedziła przez zęby. Odwróciła się żeby na niego nawrzeszczeć, ale zobaczyła tylko wprawione w ruch drzwi.
- Wilson! Masz przerąbane! – krzyknęła i już chciała wyjść, gdy odwróciła się i spojrzała groźnie na diagnostę.
- Zrób jej coś, – wskazała na Elizabeth palcem poczym skierowała go w jego stronę – a urwę ci łeb w kolanach! – syknęła i zniknęła za drzwiami zmierzając do gabinetu nieszczęsnego onkologa. Zaciekawiony wzrok diagnosty padł na brunetkę która jakby nigdy nic, grała na gameboy’u. JEGO gameboy’u!
- Hej! To moje! – powiedział i wyrwał jej zabawkę z ręki.
- Spokojnie Voldemorcie! – westchnęła. Ciocia miała rację, był jak dziecko.
- Zniszczyłaś mi poziom! Wiesz jak się męczyłem żeby tu dojść?! – zapytał i z wyrzutem spojrzał na rozbawioną dziewczynę. – Widzę, że ciebie to śmieszy?
- Jesteś cienki! Ja jestem na sześćdziesiątym drugim levelu, a grę dostałam przed przyjazdem tutaj. – uśmiechnęła się złośliwie.


to mnie rozwaliło

z mojego niezbyt składnego można wywnioskować, że bardzo, ale to bardzo mi się podoba

kocham,
baby

o, patrzcie, pjerfsza byłam, udało mi się


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez baby dnia Czw 19:26, 18 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gorzata
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 3805
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:33, 18 Lut 2010    Temat postu:

nie zdążyłam skomentować pierwszej części rano i wchodzę teraz, a tu niespodzianka!
to jest świetne!
I rozmowa House'a z Elizabeth genialna!
Czekam na ciąg dalszy!
Wena!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
coolness
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 4481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Krainy Marzeń Sennych, w które i tak nie wierzę
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:07, 18 Lut 2010    Temat postu:

Słońce, ty moje (tak, dobrze słyszałaś, słońce, tak się od dzisiaj zwracam do Ciebie kochana), niemalże odkąd wstawiłaś tu swoje pierwsze fanficki Huddy, mówiłam, że będą z Ciebie eee... ludzie, a w zasadzie pisarze

Talent i potencjał miałaś od samego początku, wraz z czasem przyszedł wyrobiony styl. Masz wiele pomysłów i nie marnujesz tego. Dzięki eee... House'owi (ateistką jestem ).

Lubię Twoje teksty, wręcz bardzo lubię. Czytając je, nie zważam nawet na błędy i choć parę mi mignęło, nie przeszkadzały mi one.

Lubię Elizabeth, w sumie od początku.

Życzę Ci, słońce moje, Weny.
Pozdrawiam,
oddana jakastam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Suiko
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 30 Sty 2010
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:39, 18 Lut 2010    Temat postu:

O bosz! Świetne *.*
Ja kcem następną część


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kejli
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:11, 18 Lut 2010    Temat postu:

Porwałaś się na trudne zadanie. Stworzyć nową postać od podstaw, stworzyć nastolatkę to niezwykle trudne zadanie. Łatwo przedobrzyć i zrobić z niej Mary-Sue albo w drugą stronę, emo-nastolatkę.

Styl masz fajny, nie męczący, lekko się czyta. Bardzo lubię inne twoje opowiadania. Ale tu, Elizabeth mnie po prostu drażni. Przypomina mi te wszystkie blogaskowe dziewczynki, które zawsze są takie fajnie, lubiane przez wszystkich. A czternastolatka to jeszcze przecież dziecko jest. I raczej nikt nie będzie jej nazywał niebywale inteligentną pięknością (a jeśli tak, to odsyłam do wcześniej użytego terminu Mary-Sue). Nie obraziłabym się, gdybyś dodała jej odrobiny realizmu (czytaj: wad). I gdyby następną ich gierkę słowną wygrał House.

House bawi się w swoje gierki od trzydziestu lat z hakiem i wątpię, by jakaś nastolatka, niezależnie od tego jak bardzo byłaby dojrzała, czy wredna, umiała go ograć. House ma za dużo doświadczenia, by dać się pokonać jakiejś małolacie. I coraz częściej mam wrażenie, że pisarki robią z House'a takie ciepłe kluchy. Chociaż to może być wpływ 6 sezonu.

Cytat:
Już od dawna chciała go poznać, bo z opowieści matki chrzestnej wydawał jej się bardzo… uniwersalnym typem człowieka.

Bardzo hmm... ciekawe określenie House'a

A tak poza tematem, to piękny masz avatar. Do Rachel mam obojętny stosunek, ale ten obrazek jest naprawdę słodki.
Weny życzę i pozdrawiam.
K.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
GosiaczeQ_17
Proktolog
Proktolog


Dołączył: 28 Gru 2009
Posty: 3357
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina wiecznej młodości
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 8:25, 20 Lut 2010    Temat postu:

"- Twój senny koszmar. – uśmiechnęła się złośliwie Elizabeth.
- Ja już mam swój koszmar. Siedzi na dole i bawi się, że ma szpital. "
Świetne

Super ta część była... robi się ciekawie... Już nie mogłam się doczekać kiedy Elizabeth pozna House'a.
Tylko Cuddy taka nieswoja Albo swoja...? hmm.... Może ja nie umiałam sobie tylko wyobrazić jej ganiającej za Wilsonem z zamiarem ubicia?
Albo może użyłaby innego słownictwa?
Nie wiem... coś mi tu nie zapasiło Ale ogólnie caaaaaaaały fick na wieeeeeelkiego plusa
Czekam na cd


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
agatka10
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 04 Sty 2010
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sosnowiec
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:01, 20 Lut 2010    Temat postu:

House ty to się lepiej nie interesuj Elizabeth!! Ty się za

Cuddy weź

ślicznie, naprawde mi się podoba
pozdrawiam i wena życzę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mazeltov
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 28 Paź 2009
Posty: 1656
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z poczekalni
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:50, 20 Lut 2010    Temat postu:

A wiec od czego by tu zaczac ze mi sie bardzo podoba
Elisabeth jest swietna i moze troszke przypomina Cuddy tylko ze House zna slabe punkty Cuddy a na ta mloda "copie" Cuddy nie ma zadnych hakow wiec ona moze sobie z nim pogrywac oczywiscie nie jest mozliwoscia zeby w ostatecznej rozgrywce wygrala no bo House to przeciez stary manipulant

Wilson bojacy sie gniewu Cuddy przeurocze

Kaczuszki wkoncu maja ubaw ogladajac jak jakas nastolatka dreczy ich szefa
No i grozby Cuddy to to co uwielbiam a House olewajacy te grozby to cos co kocham
Jestem ciekawa dokad zmierza ta cala historia mam nadzieje ze juz niedlugo sie dowiemy

calosc boska


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ley
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 24 Cze 2009
Posty: 4088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Huddyland.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:28, 20 Lut 2010    Temat postu:

*pada na kolana, błagając o przebaczenie*
Przepraszam, że dopiero teraz komentuje, a przecież fik tak bardzo, bardzo mi się podoba!
Wspaniały pomysł, po prostu biję Allahy, czy jak to się zwie.


Elizabeth jest świetna! Czy ona... Ona to, normalnie połączenie Cuddy&House, choć Lisa też ma cięty język.

Coś czuję, że ona namiesza w relacjach diagnosty i administratorki.
Już się nie mogę doczekać!
Więc życzę ci, heem... Wena podobno masz, to życzę niezbędnych słów do napisania dzieła!

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
neko.md
Epidemiolog
Epidemiolog


Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 1231
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:38, 20 Lut 2010    Temat postu:

cudowne!

wiem, wiem, rozpisałam się, ale tylko tak umiem skomentować!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
HuddyFan
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 22:28, 21 Lut 2010    Temat postu:

No to następna część. Ale najpierw podziękowania i dedykacje

Och Baby Tylko Ty mnie umiesz tak rozweselić. Tylko w twoim wypadku, komentarz dwu czy piętnasto słowny sprawia, że szczerze się jak głupia. Dziękuję

Cóż mogę powiedzieć Gorzatko. Chyba tylko dziękuję

Bardzo dobry pomysł, Jakastam. Powinniśmy mówić: Dzięki House'owi, bo jak się mówi Dzięki Bogu to jest grzech
Wiesz, że Cię uwilebiam, <i>słońce</i> Ty moje
Lubisz Elizę. Cieszę się, bo nawet sobie nie wyobrażasz jak trudno było mi ją stworzyć. Jesteś kochana, dziękuję

Suiko oto następna część. Trochę niżej dzięki

Ach... Kejli masz rację. Stworzenie Elizy było nie lada wyzwaniem i muszę powiedzieć, ze jestm zadowolona z efektów. Wygrywanie z House'em? Każdy jednorazowo może sobie pozwolić, poza tym jeszcze nikt (nawet ja) nie zna Lizy na tyle, aby powiedzieć, że nie ma wad. Pożyjemy, zobaczymy, a tym czasem dziękuję za komentarz. Postaram się nie zepsuć mojej Elizabeth. Co do avatar'a. Ja też nie mam do Rachel sentymentu, ale na tym zdjęciu wyszła wyjątkowo słodko. Dzięki jeszcze raz

GosiaczekQ_17 no może masz i rację co do Cuddless, ale nie zawsze wychodzi tak jakbyśmy chcieli. Obiecuję poprawę, a teraz dziękuję za komentarz

Agatko10 Też uważam, że House powinien się zając Lisą. W końcu która Huddzina by nie chciała Cieszę się, że się podoba. Dzięki

Nie wiem co napisać, Mazeltov. Dziękuję nie wystarczy aby opisać to co czuję jak czytam takie komentarze. Moje serduch się rozpływa. Dzięki Dla takich osób jak Ty wciąż robie to co robie.

*Podnosi Ley z kolan*
"Biję Allahy" Ten zwrot jest moim ukochanym. Będę go od dzisiaj użwyać. Namiesza to mało powiedziane. Ona je zmiksuje
Znalazłam w końcu słowa i napisałam. Dzięki

Neko Tylko ty umiesz się tak rozpisać Dzięki, żuczku
****
Teraz deykacje.
Dedykuję część Czarodziejce, Mazeltov, Ley, Baby i Kejli za to, że dzięki ich komentarzom, jakie by one nie były, staje się lepsza.

Dedykuję go też mojemu <i>słońcu</i>, a mianowicie Jakastam, która lubi zagadki, i za to, że ma wspaniałą osobowość. I przeklinam każdego idiotę, który ma szansę na taki skarb jak Ona, a nic nie widzi.

P.S. Przepraszam za długość. Tak jakoś wyszło.


III - <i>Tajemnicą otulone jest każde życie...</i>

- Niestety. – szepnął Wilson, wpatrując się intensywnie w podświetlone zdjęcie płuc. Lisa jeszcze bardzie posmutniała i ściągnęła zdjęcie, aby schować je do karty.
- Ile? – zapytała wychodząc. Chciała usłyszeć jakąś liczbę składającą się co najmniej z dwóch zer. James popatrzył na nią przygaszony.
- Około dwóch tygodni. – westchnął. Cuddy z wielką gulą w gardle zamknęła drzwi za sobą. Palce zaciśnięte na niebieskim folderze pobladły od kurczowego ściskania. Przymknęła oczy aby nie pozwolić łzom na wydostanie się. Gdy już pierwsze emocje opadły, podniosła powieki i przeniosła wzrok na mężczyznę siedzącego na krześle pod ścianą. Wyglądał na człowieka bardzo sympatycznego i miłego, cieszącego się z życia. Brunetka podeszła do niego i usiadła na krześle obok, patrząc na ścianę przed siebie.
- Ile? – zadał to samo pytanie Joseph. W jego głosie krył się smutek. Lisa znów popatrzyła na niego i spotykając jego wzrok poczuła jak oczy znów pieką ją od łez.
- Dwa tygodnie – szepnęła. Usta mężczyzny uformowały lekki uśmiech. Myślał, że krócej. Złapał Lisę za rękę i delikatnie ją ścisnął.
- Każdy kiedyś umiera. – powiedział i szybko zabrał rękę, zasłaniając usta by powstrzymać kaszel, lecz zamiast się polepszać, kaszel zaczął narastać, a Joseph dławić. Na jego dłoni pojawiła się krew. Cuddy poderwała się z krzesła i krzyknęła głośno do pielęgniarek.

***

Joseph leżał w sali z dużymi oknami. Czuł się dobrze, chciał wyjść z łóżka, ale gdy tylko próbował wstać pielęgniarka mająca dyżur na recepcji patrzyła na niego groźnie. Nie mógł nic zrobić, więc leżał i zastanawiał się gdzie jest jego córka. Natomiast w drugim końcu placówki szpitala, a dokładniej w szpitalnym parku, na huśtawkach dla dzieci z oddziału onkologicznego huśtała się Elizabeth. Lekki wiatr rozwiewał jej włosy, ukrywając jej twarz niczym największą tajemnicę. Wspominała swoje dzieciństwo, najlepsze chwile. Gdy tak przypominała sobie te najlepsze z najlepszych, zauważyła, że dziwnym zbiegiem okoliczności wszystkie te najpiękniejsze momenty w jej życiu były w jakiś sposób związane z Lisą Cuddy. Przypomniała sobie jak pojechała pięć lat temu na obóz narciarski. Jej rodzice nigdy by się na to nie zgodzili, ale jakimś sposobem Lisa ich przekonała. Przypomniała sobie jak trzy lata temu zapisała się na kurs francuskiego, bo wraz z matką chrzestną uważały, że to piękny język. Dzięki temu językowi, dzięki cioci, Elizabeth mogła realizować swoje marzenia. Przypomniał jej się też najpiękniejszy dzień w jej życiu, kiedy to kobieta wręczyła jej bilet na koncert Celine Dion w Toronto. Nie ważne było dla Cuddy, że kosztował fortunę, ważne było to, że chciała ją uszczęśliwić. Może Eliza właśnie dlatego tak bardzo ją kochała. Za to, że ciocia zawsze wiedziała czego dziewczynka pragnęła, do czego dążyła, i za wszelką cenę chciała jej to ułatwić. Elizabeth zatrzymała huśtawkę i zamknęła oczy rozkoszując się słońcem. Nagle poczuła jak szkielet huśtawki drży pod czyimś ciężarem. Uchyliła prawą powiekę aby ujrzeć siedzącego obok diagnostę.
- Co pan tu robi? To plac dla dzieci. – powiedziała z przekąsem dziewczyna, mając za złe lekarzowi, że jej przeszkadza.
- Żaden pan! Jak już chcesz się do mnie zwracać z wyższością to możesz mówić Boże – powiedział i popatrzył na Elizabeth. Miała głowę odchyloną lekko do tyłu, a oczy przymknięte. Teraz podobieństwo pomiędzy nią, a jej ciotką było jeszcze bardziej uderzające. Oczy diagnosty skierowały się na przedmiot wciśnięty do kieszeni jej spodni. Po kształcie i wystającej białej słuchawce, mężczyzna wywnioskował, że jest to jakiś sprzęt muzyczny jak iPod czy MP3. House pociągnął za słuchawkę wyciągając, jak się okazało iPod’a. Eliza czując jak sprzęt wydostaje się z jej kieszeni otworzyła natychmiast oczy i rzuciła oburzone spojrzenie diagnoście.
- Ty się bawiłaś moim gameboy’em. – powiedział i wrócił do przeglądania utworów. Liza wywinęła oczami, i uznając, że dalsza wymiana zdań nie będzie miała najmniejszego sensu, wróciła do wygrzewania twarzy na słońcu. Jakieś trzy sekundy później diagnosta wciąż penetrując zawartość odtwarzacza westchnął znużony.
- Jak można mieć tyle pamięci na karcie, a piosenki tylko jednej autorki?! Przecież ona nie śpiewa tylko wyje! – powiedział wciąż wpatrując się w ekran iPod’a.
- Po pierwsze, ona ma imię! – syknęła oburzona i wyrwała diagnoście zabawkę z ręki chowając ją szczelnie w kieszeni. – po drugie, nie wyje tylko śpiewa, a po trzecie to rzecz gustu. Ty kochasz The Who, a ja Celine Dion. Mężczyzna przyglądał się wkurzonej nastolatce z zaciekawieniem.
- Skąd wiesz, że lubię The Who? – zapytał z uśmiechem.
- Ciocia mi mówiła. – powiedziała wciąż jeszcze trochę zgorszona Eliza i oparła się o łańcuch huśtawki.
- Kim jest dla ciebie Cuddless? – znów zapytał.
- Matką chrzestną. – odpowiedziała i wpatrywała się w lekarza ze spokojem. Wiedziała, że teraz padnie to pytanie na które z pewnością chciałby znać odpowiedź.
- Co jeszcze o mnie mówiła? Wiesz, muszę wiedzieć żeby to potem na niej wykorzystać. – wyjaśnił. W tym czasie Elizabeth wpadła na pewien pomysł.
- Ja zadam tobie jedno pytanie, a ty musisz na nie odpowiedzieć. Wtedy się dowiesz jakie ciekawe rzeczy mówiła o tobie Lis… to znaczy ciocia. – uśmiechnęła się i przekrzywiła głowę chcąc uchronić się przed natarczywym słońcem.
- Umowa stoi. – powiedział, a między nim nastała krótka cisza, którą przerwał House. – No co z tym pytaniem? Eliza zaśmiała się cicho.
- Nie mówiłam, że teraz ci je zadam. Nie znam cię na tyle, żeby muc zapytać cię o coś konkretnego. – stwierdziła. Oczy diagnosty śmiesznie zabłysły.
- Idzie burza. – powiedział, i po chwili dodał. – Z piorunami. Dziewczyna spojrzała na bezchmurne niebo. Nic nie wskazywało na to, żeby padało, a co dopiero grzmiało.
- Na niebie nie ma ani je… - nie dokończyła, bo diagnosta wskazał coś laską. Elizabeth spojrzała we wskazaną stronę i ujrzała swoją ciocię, która wyglądała jakby za chwilę miała kogoś rozszarpać. Tak, porównanie jej do burzy było trafne. Kobieta stanęła metr od nich i oparła rękę na biodrze.
- House! Gdzie masz swój pager? – zapytała.
- Pies mi zjadł. – wytłumaczył. Administratorka spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Ty nie masz psa. – powiedziała.
- Nie mam? – udał zszokowanie. – To ta prostytutka musiała być wyjątkowo brzydka.
Diagnosta usłyszał śmiech Elizabeth, co było dla niego czymś nowym. Rzucał żartami przez całe życie, ale zazwyczaj nikt się nie śmiał, bo udawał, że dowcipy go urażały lub było nietaktowne. A teraz, ta istota obok szczerze się uśmiechała.
- House, wracaj do szpitala. Twój pacjent miał atak. - powiedziała Lisa zmęczonym głosem. Diagnosta wstał i mijając huśtawkę bez słowa odszedł parę kroków.
- House! – jęknęła Cuddy. – Do szpitala! – powiedziała i wskazała placówkę za sobą. Mężczyzna westchnął ostentacyjnie i zawrócił patrząc na kobietę. Choć słońce świeciło i odbijało się w jej oczach, on zauważył, że brak im jakiegoś blasku. Była smutna. Gdy ją mijał, nachylił się i zapytał o coś, co dla Elizabeth było niezrozumiałe. Lisa odwróciła głowę i spojrzała diagnoście w oczy. Nie odpowiedziała, po prostu patrzyła na niego jakby chciała żeby ją zrozumiał bez słów. Po chwili House odszedł do szpitala, a Elizabeth wiedziała, że zrozumiał. Ta cała scena, była dla nastolatki magiczna. Tych dwoje ludzi stało centymetry od siebie, milczeli, a wyglądało jakby prowadzili ze sobą burzliwą konwersację. Wszystkie te emocje, nie wypowiedziane uczucia, były dla Elizabeth czymś nowym, nieznanym. Uznała nawet, że gdyby na szpital spadł meteoryt to nie zwróciłoby ich uwagi. Coś między nim było, coś o czym ciocia jej nie powiedziała, albo wciąż jest. I tak, nasz droga Elizabeth zaczęła pojmować, że tych dwojga łączy coś niezwykłego. Uczucie którego nie umiem wam opisać. Miłości przecież nie da się opisać. Miłości? Jeszcze parę godzin w tym szpitalu, a Eliza na pewno dowie się, że tą dwójkę łączy niewidzialna nić. Ale wróćmy na ziemię. Opowiadam w końcu historię Elizy. Teraz dziewczyna wstała z huśtawki i podeszła do cioci.
- Kim on dla ciebie jest? – zapytała wprost. Ta cecha nie owijania w bawełnę bardzo często jej pomagała, ale była też utrapieniem.
- Wrzodem na tyłku. – stwierdziła kobieta i westchnęła zamykając oczy, bo w tym momencie stwierdzenie 'oczy są zwierciadłem duszy' było dla niej niebezpieczne. Gdy je otworzyła, Elizabeth była już kawałek za nią, zmierzając do szpitala. Lisa obrzuciła ostatnim spojrzeniem tańczącą na wietrze huśtawkę i ruszyła za dziewczyną.

***

- Możesz mi to wytłumaczyć? – zapytała z wyrzutem, i popatrzyła na ojca żądając wyjaśnienia.
- Też nie wiem. Zakrztusiłem się na korytarzu, a oni wpakowali mnie w ten przygłupią kieckę i kazali leżeć. – próbował się bronić Joseph. Córka uniosła brew do góry. Wiedziała, że mężczyzna naciąga fakty.
- Jak było naprawdę? – zapytała. Joseph westchnął. Mógł się domyślić, że jej nie oszuka.
- No… kaszlałem krwią, ale to nic takiego. - oczy Elizabeth zrobiły się duże jak pięciozłotówki.
- Nic takiego?! No tak, przecież każdy człowiek kaszle krwią. – wypowiedź Elizy była przesiąknięta ironią.
- Tłumaczę twojej ciotce od godziny, że nic mi nie jest, a ona nawet nie chce słyszeć o tym żebym mógł stąd wyjść. – powiedział oburzony.
- No i z pewnością ma racje! – odpowiedziała Elizabeth.
- Właśnie. – powiedziała z uśmiechem Cuddy, która weszła do pomieszczenia. Spojrzała na chrześnicę opierającą się o parapet. Nie była zła, po prostu martwiła się o ojca w inny sposób niż każdy. Ona musiała na niego nakrzyczeć, a on dobrze ją znał i nie miał jej tego za złe. Przeniosła swój wzrok na mężczyznę na łóżku. Był bardzo blady, ale wyglądał lepiej niż podczas ataku. Lisa już wiedziała, że spędzi w tym łóżku resztę życia. Każdy by pewnie pomyślał ‘O matko! Tyle lat w łóżku?’. Ale on nie będzie żył nawet rok, pół czy miesiąc. Jak dobrze pójdzie, to uda mu się przeżyć dwa tygodnie.
- Ile jeszcze mam tak leżeć? – jęknął Joseph. Elizabeth odeszła od okna i mijając łóżko stanęła.
- Jak będzie trzeba, to do śmierci. – powiedziała stanowczo i przechodząc obok cioci wyszła z pokoju, nawet nie zdając sobie sprawy z powagi tych słów. Lisa uśmiechnęła się blado.
- Ona ma rację. Nie wyjdziesz ze szpitala. – wyszeptała i podeszła do łóżka.
- Lisa, mam do ciebie prośbę – powiedział mężczyzna i złapał ją za dłoń.
- Słucham.
- Nie chcę aby Liza wiedziała, że jestem chory. Nie chcę psuć jej życia przez dwa tygodnie, chcę ją do końca widzieć uśmiechniętą, nieświadomą. Niech nikt jej nie mówi, zgoda? – zapytał. Cuddy ścisnęła dłoń szwagra w niemym upewnieniu, że zrobi wszystko co w jej mocy aby dotrzymać słowa.
- Jeszcze jedno. Niech po mojej śmierci Elizabeth pozna prawdę. – powiedział. Cuddy spojrzała na niego z niedowierzaniem. Nie, nie mógł tego od niej oczekiwać. Wyrwała rękę z uścisku.
- Nie. – powiedziała stanowczo.
- Lisa – zaczął delikatnie. – Ona nie będzie miała nikogo po mojej śmierci.
- A co z Laurą? – zapytała.
- Dobrze wiesz, że Laura nigdy nie będzie dobra w roli matki. Dogaduje się z Liz, ale nie tak jak ty. Dałaś Laurze największy skarb, a ona tego nie wykorzystała.
- Elizabeth wierzy, że Laura jest jej matką i tak jest dla niej lepiej. – powiedziała i podeszła do okna.
- Nie sądzisz, że było by jej łatwiej, gdyby znała prawdę. Jesteś jej ukochaną ciocią. – powiedział Joseph. Po policzku Lisy spłynęła łza.
- Ona na to zasługuje. – próbował ją przekonać.
- Ale to córka Laury. – wyszeptała.
- Obydwoje wiemy jaka jest prawda, i nic jej nie zmieni. Wiem, że tego chcesz. – powiedział.
- To zniszczy jej życie. – Cuddy ścisnęła powieki jakby chcąc wycisnąć ostatni łzy, poczym wytarła policzek ręką.
- A może da jej szanse na nowe, lepsze? – zapytał. Kobieta spojrzała na niego. W jego oczach ujrzała błaganie. Bardzo chciał żeby Elizabeth wiedziała, ale ona nie umiała jej tego powiedzieć. Za długo leczyła samą siebie z ran, aby muc teraz zranić jedną z najdroższych jej osób.
- Obiecaj mi. – powiedział.
- Nie, nie mogę ci tego obiecać, ale spróbuję. – uśmiechnęła się blado i pociągnęła nosem. – A teraz wybacz, obowiązki wzywają. – dodała i poprawiając grafitową garsonkę wyszła z pokoju. Po przekroczeniu progu drzwi znów była administratorką. Nie Lisą Cuddy, rodziną pacjenta, a dziekanką medycyny zajmującą się szpitalem. Założywszy sztuczny uśmiech na twarz ruszyła korytarzem szpitala, zmierzając do gabinetu. Życie było za trudne, zwłaszcza gdy musiała nosić na swoich barkach tajemnicę której nie znał nikt oprócz jej rodziny.

C.d.n.

Jeszcze raz sorry, że takie dłuuugie.
Wiem, jestem nienormalna, ale to się wytnie, jak powiedziała Baby


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez HuddyFan dnia Nie 23:00, 21 Lut 2010, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ley
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 24 Cze 2009
Posty: 4088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Huddyland.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:43, 21 Lut 2010    Temat postu:

Za długie? Oszalałaś?!
Ja bym mogła to czytać i czytać bez końca!
cud, miód i fistaszki.

Uwielbiam Lizę, widzi to samo co my, czego nie widzi House z Cuddy pomiędzy nimi!
Chemię! No i być może miłość.

Tekst z prostytutką był wyczepisty. Dzisiaj się jeszcze tak nie uśmiałam.
No i jak już mówiłam cudowna 'relacja' House&Cuddy.

Koniec naprawdę smutny, aż łezka mi się w oku zakręciła! Jestem ciekawa z tym sekretem rodziny. Zaczynam się domyślać o co chodzi, ale nie jestem pewna.

UWAGA! *po raz drugi pada na kolana*
tak, tak będę 'biła Allahy'

Dziękuję, dziękuję!
Za dedykację, za ten wspaniały pomysł, za cudowną część, za to, że Wen jest tak owocny i za to, że znalazłaś słowa, które tak idealnie dopasowałaś!
Od dziś jestem twoją WIELGAŚNĄ fanką!

Czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam i
Ley


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ley dnia Pon 15:47, 22 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ala
Tooth Fairy


Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 350
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wonderland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:04, 21 Lut 2010    Temat postu:

Coś innego:) Podoba mi się relacja House-mała Cuddy. Czekam na więcej:)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
GosiaczeQ_17
Proktolog
Proktolog


Dołączył: 28 Gru 2009
Posty: 3357
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina wiecznej młodości
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:04, 21 Lut 2010    Temat postu:

O ja cię kręcę Uwielbiam tajemnice
Ta jest intrygująca Ciekawe co będzie jak się House dowie
Wiem, że jestem samo zło ale chciałabym żeby ten Joseph już umarł powiedział co miał powiedzieć i see you nara


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mazeltov
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 28 Paź 2009
Posty: 1656
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z poczekalni
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 0:31, 22 Lut 2010    Temat postu:

OMG to bylo swietne, niesamowite, wspaniale, cudowne, tajemnicze, zabawne, itd. zreszta sama wiesz
Dziekuje ze dedyk choc nie zasluzenie bo jak pod czyms takim napisze komentarz to zawsze uwazam ze powinnam dostac czyms w leb ze takie marne wypociny zamieszczam pod takimi perelkami
I teraz moj szosty zmysl albo dociekliwosc Housa mowia mi ze sa dwa wyjscia
nie bede nic pisala bo po co psuc innym zabawe ale jesli dobrze mysle zastanawiam sie ktore wyjscie jest lepsze jesli wymyslilas to czego ja sie domyslam to to bedzie mistrzostwo jesli chodzi o tajemnice i zagadki i jestem pewna ze tego jeszcze nigdzie nie bylo

jesli chodzi o styl to co tu duzo mowic wonderful
tajemniczosc i pomyslowosc amazing
oddanie postaci brilliant

kurde nie wiem co napisac bo uwazam ze zadne slowa nie oddadza tego jak mi sie podoba

czekam na cd mam nadzieje ze jak najszybciej bo to jest wciagajace


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mazeltov dnia Pon 0:35, 22 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
piłeczka Haus'a
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pomorskie
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:00, 22 Lut 2010    Temat postu:

Istnieje jakaś tajemnica. . Ale jestem za głupia aby domyśleć się jaka. . Ale chyba mroczna. Coś mi nie gra ...
. Ona jest tak samo śmiała jak Haus . . Zaraz, zaraz.
W moim ''mózgu'' zapaliła się lampka z napisem '' rozwiązanie'' Nie napisze jaka, bo może okazać się, że miałam rację. . A nie chcę psuć zabawy w zgadywanie, jaka była to tajemnica. .Więc , bo zmusiłaś mnie do tz.''myślenia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
roksi.
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 286
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BD.

PostWysłany: Pon 16:13, 22 Lut 2010    Temat postu:

Jedyne co teraz wyduszę to
To było świetne, wspaniałe, boskie... nie znajde odpowiedniego przymiotnika. Cała te sytuacja, emocje, słowa których urzyłaś to było piękne.

Mężczyzna westchnął ostentacyjnie i zawrócił patrząc na kobietę. Choć słońce świeciło i odbijało się w jej oczach, on zauważył, że brak im jakiegoś blasku. Była smutna. Gdy ją mijał, nachylił się i zapytał o coś, co dla Elizabeth było niezrozumiałe. Lisa odwróciła głowę i spojrzała diagnoście w oczy. Nie odpowiedziała, po prostu patrzyła na niego jakby chciała żeby ją zrozumiał bez słów. Po chwili House odszedł do szpitala, a Elizabeth wiedziała, że zrozumiał.

Ten fragment był wybitnie wspaniały

- Nie chcę aby Liza wiedziała, że jestem chory. Nie chcę psuć jej życia przez dwa tygodnie, chcę ją do końca widzieć uśmiechniętą, nieświadomą. Niech nikt jej nie mówi, zgoda? – zapytał. Cuddy ścisnęła dłoń szwagra w niemym upewnieniu, że zrobi wszystko co w jej mocy aby dotrzymać słowa.
- Jeszcze jedno. Niech po mojej śmierci Elizabeth pozna prawdę. – powiedział. Cuddy spojrzała na niego z niedowierzaniem. Nie, nie mógł tego od niej oczekiwać. Wyrwała rękę z uścisku.
- Nie. – powiedziała stanowczo.
- Lisa – zaczął delikatnie. – Ona nie będzie miała nikogo po mojej śmierci.
- A co z Laurą? – zapytała.
- Dobrze wiesz, że Laura nigdy nie będzie dobra w roli matki. Dogaduje się z Liz, ale nie tak jak ty. Dałaś Laurze największy skarb, a ona tego nie wykorzystała.
- Elizabeth wierzy, że Laura jest jej matką i tak jest dla niej lepiej. – powiedziała i podeszła do okna.
- Nie sądzisz, że było by jej łatwiej, gdyby znała prawdę. Jesteś jej ukochaną ciocią. – powiedział Joseph. Po policzku Lisy spłynęła łza.
- Ona na to zasługuje. – próbował ją przekonać.
- Ale to córka Laury. – wyszeptała.
- Obydwoje wiemy jaka jest prawda, i nic jej nie zmieni. Wiem, że tego chcesz. – powiedział.
- To zniszczy jej życie. – Cuddy ścisnęła powieki jakby chcąc wycisnąć ostatni łzy, poczym wytarła policzek ręką.
- A może da jej szanse na nowe, lepsze? – zapytał. Kobieta spojrzała na niego. W jego oczach ujrzała błaganie. Bardzo chciał żeby Elizabeth wiedziała, ale ona nie umiała jej tego powiedzieć. Za długo leczyła samą siebie z ran, aby muc teraz zranić jedną z najdroższych jej osób.
- Obiecaj mi. – powiedział.
- Nie, nie mogę ci tego obiecać, ale spróbuję. – uśmiechnęła się blado i pociągnęła nosem. – A teraz wybacz, obowiązki wzywają. – dodała i poprawiając grafitową garsonkę wyszła z pokoju. Po przekroczeniu progu drzwi znów była administratorką. Nie Lisą Cuddy, rodziną pacjenta, a dziekanką medycyny zajmującą się szpitalem. Założywszy sztuczny uśmiech na twarz ruszyła korytarzem szpitala, zmierzając do gabinetu. Życie było za trudne, zwłaszcza gdy musiała nosić na swoich barkach tajemnicę której nie znał nikt oprócz jej rodziny.


Tutaj umarłam. Nigdy bym się nie spodziewała takiego rozwoju akcji. To było fenomenalne.

Mi długość nie przeszkadzała, czytałam to jednym tchem. To jest cudo. ! Jesteś wspaniałą pisarką mistrzynio.
Zniecierpliwością czekam na dalszy ciąg i bardzooo dużo weny życzę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:35, 22 Lut 2010    Temat postu:

Huddyfan
Pięknie, bardzo fajny fik Ciekawy pomysł i bardzo dobre wykonanie Ale u Ciebie to normalka Masz talent
Postaci są bardzo ładnie zarysowane i w ogóle wszystko jest cud, miód
Tylko mi nie mów, że to... i że na dodatek... I nigdy, bym się czegoś takiego nie spodziewała no chyba, że się mylę

Podziwiam i czekam na więcej
A długość dla mnie idealna
Wena


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gorzata
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 3805
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:53, 22 Lut 2010    Temat postu:

czemu taka krótka część?
na serio chciałabym dłuższe!
bo to jest piękne, genialne, cudowne!
ale jeśli tą tajemnicą jest to, co myślę to... jak zaczęłam czytać te wszystkie Huddy ficki miałam podobny pomysł, ale z niego zrezygnowałam. Jak ze wszystkich innych na razie zresztą
czekam na następną część!
Wena!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
Strona 1 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin