Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Na małej, polnej dróżce, wszystko stało się jasne. [M]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
marguerite.
Epidemiolog
Epidemiolog


Dołączył: 05 Mar 2010
Posty: 1221
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Debrzno
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:48, 15 Maj 2010    Temat postu: Na małej, polnej dróżce, wszystko stało się jasne. [M]

Myślałam o napisaniu tego fika od dobrego miesiąca.
Aż pewnego, deszczowego, pochmurnego dnia z braku innego zajęcia usiadłam i napisałam owe "coś" (czyt. dzisiaj).
Mam nadzieję, że się spodoba.

Betował OpenOffice



Zweryfikowane prze marguerite.



Na małej, polnej dróżce, wszystko stało się jasne...



Na opustoszałym korytarzy PPTH słychać było tylko głośny stukot obcasów.

Lisa Cuddy stanęła przed drzwiami gabinetu z dźwięcznym napisem "Gregory House". Otworzyła je z hukiem i weszła do środka. Wnętrze pomieszczenia oświetlała jedynie mała, biurowa lampka. Na fotelu siedział mężczyzna. Jego smutny wyraz twarzy mówił sam za siebie, nie miał ochoty na jakiekolwiek rozmowy. Widać było, że usilnie stara się na czymś skupić, rozgryźć problem pacjenta, który nękał go już od kilku dni. W rękach obracał mały, niepozorny przedmiot, który miał mu w tym pomóc.
- Czego chcesz, zła kobieto? - rzucił w stronę zdezorientowanej tym widokiem administratorki szpitala. - Dzisiaj nic nie zrobiłem.
- Poznajesz? - rzuciła w jego stronę śnieżnobiałą kartką, na której bardzo widocznie odznaczał się zamaszysty podpis.
- Nie - odrzucił kartkę w jej stronę. - A teraz bądź tak miła i zabierz swój wielki tyłek z mojego gabinetu, zasłaniasz mi światło.
- To pismo z sądu - usiadła na niewielkim krzesełku stojącym przed biurkiem. Światło lampki oświetlało teraz tylko ich twarze. Zupełnie odmienne, a jednocześnie tak podobne. Każda z nich zmęczona życiem, przeszła nie jedno. Każda z nich czasami, a nawet bardzo często miała owego życia dość. Odmienne, a jednocześnie każda z nich pragnęła tego samego... Odrobiny zrozumienia i spokoju...
- Niech zgadnę, ten idiota spod siódemki pozwał mnie do sądu za to, że nazwałem go zarozumiałym palantem zwracającym uwagę tylko na pieniądze? - spytał.
- Przykro mi House - nie chciała na niego krzyczeć, sprawić mu bólu. - Będziesz musiał go przeprosić, to ważny polityk...
- Zadzwonię do niego - przerwał jej w pół słowa i wyszedł ze swojego gabinetu, pozostawijąc Cuddy samą...

*****

Następnego dnia, o tej samej porze...

- House! - do wchodzącego do windy człowieka podbiegła kobieta. - Dlaczego mnie unikasz? Zadzwoniłeś do pana Black'a?
- Przykro mi, pomyliła mnie pani z kimś innym - wszedł do windy. Cuddy poszła za nim.
- Unikasz mnie!
- Dziwisz się? - spojrzał na nią. - Nie ja jeden...
- Dzwoniłeś? - posłała mu pytające spojrzenie.
- Czepiasz się... - w tym czasie winda zatrzymała się i House udał się w stronę drzwi wyjściowych PPTH.
- Nie dzwoniłeś! - krzyknęła z tryumfem w głosie, biegnąc za nim, a kilku pacjentów obejrzało się w stronę tej dwójki. Wyszli przed budynek.
- Dzwoniłem...
- Ale?
- Ale miał wyłączony telefon - rzucił i zaczął iść w stronę parkingu. Cuddy pospiesznie złapała go za ramię.
- Nie wymigasz się - stwierdziła, sięgając do torebki po telefon. Chwilę później na parking podjechała taksówka.
- Chcesz mnie porwać!? - krzyknął.

- Witam, popilnuje pan go przez chwilę? - Cuddy zwróciła się do taksówkarza, jednocześnie spoglądając na House'a i posłała mu promienny uśmiech, po czym oddaliła się w stronę kliniki.

*****

- Jeśli każda chwila trwa piętnaście minut, to dlaczego mamy dopiero rok dwa tysiące dziesiąty? - spytał widząc zbliżającą się do samochodu Cuddy. Ona tylko uśmiechnęła się lekko.
Taksówkarz wsiadł do samochodu, House natomiast nie miał zamiaru nigdzie się ruszyć. Złapał Cuddy za rękę i przyciągnął do siebie.
- Co robisz? - krzyknęła.
- Załatwiłem ci 25% zniżki na taksówkę, jeśli odpuścisz mi tydzień w przychodni - uśmiechnął się do zdezorientowanej kobiety.
- Niech będzie, ale co powiedziałeś... - nie skończyła, bo z okna wychyliła się rozradowana twarz starszego mężczyzny.
- Serdecznie pani gratuluję, zasłoniłem już rolety oddzielające tylne siedzenia od przodu, zapraszam młodą parę - krzyknął.
- House, ale... - jęknęła, ale znowu przerwał jej taksówkarz.
- Dokąd na miesiąc miodowy?
House spojrzał wymownie na Cuddy.
- New York.
- Kobieto, to przecież jedenaście godzin drogi stąd! - krzyknął House.
- Zdążysz go przeprosić, nie martw się. Do rana zdążymy dojechać - powiedziała i usiadła na tylnym siedzeniu żółtej taksówki, jak tylko najdalej da się od House'a.
- To nie fair! - krzyknął, gdy samochód ruszył.
- Co znowu?
- Porywasz mnie w środku nocy, każesz tłuc się jedenaście godzin taksówką, żeby przeprosić jakiegoś zarozumiałego gbura...
- Zarozumiałego gbura, który podał cię do sądu... - przerwała jego narzekania.
- I w dodatku twój wielki tyłek zajmuje trzy czwarte siedzenia! - udał, że łka.
Chwilę później rolety oddzielające ich od taksówkarza delikatnie się rozsunęły i ich oczom ponownie pokazała się ucieszona twarz starszego mężczyzny.
- Musi pan bardzo kochać żonę... - stwierdził.
- Bardzo - House się uśmiechnął. - Nawet nie wie pan jak bardzo...
Cuddy nerwowo się zaśmiała i zarumieniła, gdy na oczach taksówkarza House przybliżył się do niej, odpiął trzy górne guziczki jej garsonki i zaczął zachłannie całować jej dekolt.
- Może mały postój? - spytał mężczyzna.
- Byłabym wdzięczna - rzuciła szybko kobieta, i gdy tylko samochód się zatrzymał wysiadła.
- Chłopcy na prawo, dziewczynki na lewo - krzyknął, śmiejący się taksówkarz. Cuddy nie zwracając uwagi na obu mężczyzn udała się posłusznie w lewą stronę i oparła o najbliższe drzewo.

W co Ty się wpakowałaś - pomyślała. - No w co?
Naprawdę chcesz spędzić najbliższe dziesięć i pół godziny w towarzystwie tego idioty?
Naprawdę!?
Chryste! Niech ten człowiek złapie gumę, rozbije samochód, nie wiem...
Nie wytrzymam tyle czasu z House'm...


Rozmyślania przerwał jej dziwny dźwięk. Nie potrafiła go zlokalizować, nie wiedziała skąd dochodzi. Nagle ujrzała mężczyznę rozpinającego spodnie.
- House! - krzyknęła.
- Oj... - udał zawstydzonego.
- Co tu robisz?
- Przepraszam, zawsze miałem problem z rozróżnianiem stron - uśmiechnął się zalotnie. - Ale skoro jesteśmy w ciemnym lesie, ja praktycznie nie mam spodni, to może jakoś to wykorzystamy?
- Jasne, zacznij szydełkować, wtedy przynajmniej sobie zrobisz krzywdę - rzuciła.
Mężczyzna przysunął się do niej, przycisnął ją do drzewa i zanurzył ręce w jej ciemnych lokach.
- Ktoś nas na pewno zobaczy - próbowała go przystopować.
- Popraw mnie, jeśli się mylę, ale czy nie jesteśmy właśnie sami w lesie, a jedyną osobą postronną jest stary taksówkarz, który myśli, że jesteśmy świeżo upieczonym małżeństwem? - zaśmiał się, a ich czoła się złączyły.
- Przestań! - z całej siły go odepchnęła i poszła w stronę samochodu.

*****

Dwie godziny później...

Jeszcze tylko osiem i pół godziny - myślała.
Wytrzymasz... Wytrzymasz...
Tylko na niego nie patrz
- delikatnie obróciła głowę w kierunku siedzącego obok mężczyzny.
Spojrzałaś! Po co?
Cholera, nie dam rady... Jeśli usnę, nie będę musiała na niego patrzeć!
Brawo!!!
I kto tu jest inteligentny? No kto?


*****

Kolejne pół godziny później...

- Czemu milczysz? - Cuddy ze snu wyrwał zachrypnięty głos House'a. Poprzez przymknięte oczy spojrzała na niego... Śmiał się.
- Twoja fryzura przypomina stóg siana, ale i tak mi się podoba* - powiedział, dalej się śmiejąc. Pospiesznie poprawiła włosy, przeglądając się w szybie samochodu.
- Milczę, bo śpię, a raczej spałam, dopóki ktoś, kto jest zbyt genialny, aby zrozumieć, że ludzie w nocy potrzebują trochę snu, mnie nie obudził - stwierdziła, a z jej głosu można było odczytać, że jest naprawdę zmęczona. - Poznajesz to skądś?
- A więc uważasz, że jestem genialny? - jak zwykle wychwycił z jej wypowiedzi coś, aby mógł się z niej ponaigrywać.
- Nie, House. Nie jesteś genialny w żadnym calu swojego ciała... Chociaż... - powiedziała, ale już po chwili zaczęła żałować tego, co dodała na końcu.
- Chociaż co? Jestem supergenialny? - uśmiechnął się.
- Nie - zaprzeczyła.
- Jestem obiektem twoich westchnień?
- Nie.
- Jestem miły? - teraz to Cuddy wybuchła perlistym śmiechem.
- W marzeniach ludzi, których leczysz - odpowiedziała, kiedy udało się jej stłumić kolejny wybuch śmiechu.
- A może jestem przystojny? - spojrzał na nią wyczekująco.
- Tak... - wyrzuciła to z siebie nieświadomie, po czym spłonęła rumieńcem.
- Bingo! Wiedziałem, że na mnie lecisz! - krzyknął, a samochód nieco zwolnił.
- Wcale tego nie powiedziałam! - oburzyła się.
- Czytam między wierszami.
- Pewnie zaraz powiesz, że przez sen prosiłam cię o jakiś szybki numerek na tylnym siedzeniu, co? - próbowała odwrócić jego uwagę.
- W sumie, to mówiłaś wiele fajnych rzeczy... - uśmiechnął się ponownie, a kobieta momentalnie zbladła. - No dobra, żartowałem...

Rolety odsunęły się pierwszy raz od prawie trzech godzin.
- Może chcieliby państwo pojechać na skróty? - spytał mężczyzna patrząc na nich w lusterku. - Szybciej dotarlibyśmy na miejsce.
- Jasne! - zawołał ucieszony House. - Chcę jak najszybciej zedrzeć z niej te łaszki - dodał, a Cuddy spojrzała na niego karcąco i sama zwróciła się do taksówkarza:
- Jaka to droga?
- Mała, między dwoma lasami, dotrzemy na miejsce ponad godzinę szybciej.
- Jest bezpieczna? - kobieta zrobiła się podejrzliwa.
- Oczywiście.
- No to świetnie - wtrącił się House. - Jeszcze tylko siedem godzin i wyjdziecie na wolność - popatrzał w stronę piersi Cuddy.
- Byłby pan tak miły i ponownie zasunął rolety? - odezwała się po chwili kobieta, widząc, że taksówkarz nie kwapi się do tego.
Już po chwili skręcili, tak jak mówił mężczyzna, w małą, polną dróżkę.
Jechali przez długi czas w milczeniu i zupełnych ciemnościach.
Nagle Cuddy poczuła na swojej szyi gorący, przyspieszony oddech House'a. Udała, że nie zwraca na to uwagi...
- Naprawdę nie chcesz zdjąć z siebie choć jednej części swojej garderoby? - spytał.
Cuddy nawet na niego nie patrząc zsunęła ze stóp szpilki.
- Ej! - jęknął. - Ja się tak nie bawię.
Kobieta zaśmiała się cicho.
- Zawiedziony?
- W ogóle nie - powiedział szybko i zabrał jej szpilki na swoją stronę siedzenia.
- Co robisz?
- Zobaczysz później - uśmiechnął się tajemniczo, ani na minimetr nie odsuwając się od niej.

*****

Czterdzieści minut później...

- Trzecia w nocy - powiedział, czując, że taksówka zwalnia.
- Trudno - odpowiedziała niechętnie.
- Dlaczego?
- Bo taksówka właśnie stanęła i jestem w środku jakiegoś lasu z dwoma mężczyznami - powiedziała zgodnie z prawdą.
- Którego bardziej się boisz? - spytał podejrzliwie.
- Ciebie.
- Mnie?
- Przecież mówię.
- A ten staruszek?
- Jest nieszkodliwy.
- Naprawdę tak uważasz? - spojrzał na nią.
- Tak. Zdaje się, że skończyło się paliwo - powiedziała lekko przerażona, widząc, jak mężczyzna gorączkowo stara się złapać zasięg w swojej komórce, jednocześnie zaglądając do bagażnika samochodu.
- Ups... - było to jedyne "słowo", które był teraz w stanie wypowiedzieć. Spojrzał tylko na coraz bardziej bladą kobietę siedzącą obok niego. Wyszli z samochodu. Zbliżył się delikatnie do niej, a Cuddy, nie mogąc odnaleźć się w tej sytuacji po prostu ujęła jego rękę.
House był zadowolony. Był zadowolony z tego, co zrobiła, że zrobiła pierwszy krok. Od zawsze chciał się do niej ponownie zbliżyć, lecz wszystkie próby, co do jednej, kończyły się fiaskiem...
Wiedział, że kobieta nie zrobiła tego świadomie, że było to podyktowane emocjami, które targały nią teraz od środka, i które tak bardzo starała się ukryć. Ścisnął mocniej rękę kobiety, przysunął się do niej i drugą ręką objął ją w talii.
- Co teraz? - spytała ponownie łamiącym się głosem.
House niewiele mogąc zrobić w tej sytuacji, zmienił się z egoistycznego, cynicznego dupka w pełnego uczuć mężczyznę. Tylko na tę jedną chwilę. Chciał, aby mimo zaistniałej sytuacji poczuła się choć trochę bezpiecznie. Zaraz wszystko miało wrócić do "normy"...
- Bardzo państwa przepraszam - zwrócił się do nich taksówkarz. - Nie powinienem tu jechać, to moja wina.
- Co teraz? - powtórzyła Cuddy.
- Jakieś dwa kilometry stąd znajduje się mały motel. Pójdę tam, państwo niech zaczekają w samochodzie - zaproponował.
- Nie ma mowy! - od razu się oburzyła. - Idziemy z panem!
- Nie ma pani butów - przypomniał jej, bo nawet nie zauważyła, że stoi boso na trawie.
- Mam! - powiedziała i wyjęła swoje szpilki z samochodu.
Obaj mężczyźni jednocześnie wybuchnęli śmiechem, a kobieta stała zdezorientowana i wpatrywała się w czymś wyraźnie rozbawioną dwójkę.
- W tym... - House aż krztusił się ze śmiechu. - W tym chcesz iść dwa kilometry polną dróżką?
- Coś nie tak? - zapytała, patrząc na swoich pokaźnych rozmiarów obcasy. - Dam radę.
- Przykro mi, ale będziecie musieli jednak państwo zostać w samochodzie. Postaram się wrócić z pomocą jak najszybciej - powiedział taksówkarz oddalając się od samochodu.

Cuddy dopiero teraz spojrzała swoje dłonie. Jedna z nich całkowicie zniknęła opleciona palcami House'a. Puściła jego rękę i ponownie wsiadła do taksówki.
- To moje - powiedział House patrząc na szpilki Cuddy. - Oddawaj...
Kobieta, nie wiedząc, co ma na celu House, zabierając jej buty, posłusznie mu je oddała, a mężczyzna schował je do bagażnika, przynosząc pustą butelkę.
- Po co ci to? - spytała podejrzliwie, spoglądając na opróżnione naczynie.
- Trzeba sobie jakoś umilić czas, prawda? - uśmiechnął się. - Kręcę butelką, zadaje ci pytanie. Jeśli nie odpowiesz musisz dać mi jakąś część swojej garderoby i na przemian, ty kręcisz butelką, zadajesz pytanie, a jeśli na nie nie odpowiem dostaniesz w zamian moje ciuchy...
- Zdjął byś je i bez pytania - stwierdziła. - Ale niech będzie. I tak jest ciemno, nic nie zobaczysz - zaśmiała się i pomyślała chwilę.
- Teraz już wiem, dlaczego pozbawiłeś mnie moich butów, jedna część garderoby mniej... - westchnęła, spoglądając na bose stopy House'a. - O! - krzyknęła. - To gra będzie fair play?
- Postaram się, ale gwarancji nie daję - obydwoje się zaśmiali. - Ja zaczynam! - powiedział kręcąc butelką.
- Niech będzie.
- Naprawdę uważasz, że jestem przystojny? - spytał.
- Nie.
House patrzał przez chwilę na kobietę.
- Kręcisz - zawołał uradowany. - Ściągaj coś z siebie.
Cuddy wiedząc, że przegrała podała swoją garsonkę House'owi, a on bezczelnie wyciągnął w kieszeni latarkę i poświecił nią na gołe ramiona kobiety i jej pokaźnych rozmiarów dekolt.
- Pięknie... - mruknęła do siebie biorąc butelkę. - Podobam ci się?
- A komu się nie podobasz? - odpowiedział wymownie. - Spójrz na siebie i nigdy więcej nie zadawaj takich pytań! - zabrał butelkę i nią zakręcił. - Myślisz, że gdybym wtedy do ciebie przyszedł, a nie zniknął na dwadzieścia lat, nasze losy potoczyłyby się inaczej?
- Tak. Wiesz dobrze, co wtedy do ciebie czułam. Wiesz, jak bardzo cię chciałam - atmosfera stawała się coraz bardziej napięta, Cuddy zadała kolejne pytanie, nawet nie zwracając uwagi na butelkę. - Co wtedy do mnie czułeś?
House milczał. Bał się powiedzieć, jak bardzo żałował każdego dnia, że ją opuścił. Jak bardzo żałował, że nie postawił dla nich żadnej szansy.
Ściągnął tylko koszulkę i podał ją Cuddy, a ona patrząc na jego nagi tors, czekała, aż mężczyzna się zemści i pozbawi ją bluzki.
- Widzisz dla nas jeszcze jakąś szansę? - spytał, a owe pytanie kompletnie zadziwiło Cuddy.
Ona teraz także milczała. Posłusznie zdjęła jedyną rzecz, która ją osłaniała i podała mężczyźnie.
- Nie wiem... - szepnęła. - Chcesz tego? - spytała.
- Chcę, zawsze tego chciałem - powiedział i zbliżył się do kobiety, której oddech stawał się coraz bardziej nierówny. - Chcę ciebie...
Cuddy delikatnie musnęła jego rozpalone wargi, a już po chwili połączyli się w namiętnym pocałunku, który przekraczał wszystkie, dotychczas postawione przez nich bariery. Każde z nich inny sposób bało się tego, co miało nadejść... Każde z nich chciało w tej chwili czegoś innego...
Ona ciepła, bliskości i przebywania z człowiekiem, którego tak bardzo kochała...
On jej pożądał, ale jednocześnie nie chciał stracić. Za wszelką cenę powstrzymywał się, aby nie wykrzyczeć jej prosto w twarz, jak bardzo ją kocha, jak potrzebuje. Ile lat czekał na tą chwilę, ile lat spędził na myśleniu o tym, co mogło się zdarzyć. Nigdy jednak nie zrobił pierwszego kroku. Swoje uczucia krył pod grubą warstwą cynizmu i arogancji...
Pod osłoną nocy, na małej, polnej dróżce, wszystko stało się jasne. Dowiedzieli się o sobie więcej, niż przez ostatnie dwadzieścia lat.
Dowiedzieli się, jak wielkie miłość łamie bariery, aby wreszcie połączyć ludzi, którzy są dla siebie stworzeni. Lecz kiedy już do tego dojdzie, jaka jest krucha, i jak bardzo trzeba uważać, aby się od ciebie nie odwróciła...

Z ich gorączkowo rzucanych słów, między kolejnymi pocałunkami i zrzucaniem z siebie różnych części garderoby słychać było jedno, nadzwyczaj wyraźne. Wypowiedziane było przez mężczyznę, który stał się teraz szczęśliwy. Doświadczył czegoś, czego nie dane mu było poczuć jeszcze nigdy.
Był kochany, był kochany przez kobietę, którą darzył takim samym uczuciem.
- Jednak na mnie lecisz... - powiedział i zatopił się ponownie w jej jedwabnym ciele.


____________________________________________
* S. Meyer, Saga "Zmierzch".


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez marguerite. dnia Sob 15:16, 15 Maj 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sarusia
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 21 Sty 2009
Posty: 882
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:21, 15 Maj 2010    Temat postu:

No, no. Ładnie.
Jednak dobrze, że padało i miałaś czas to spisać

Taki ciepły, zabawny Huddy fik, w sam raz do poczytania z herbatką. Taki, po jaki chętnie sięgnęłabym znowu.

Moje ulubione:
Cytat:
- Przykro mi, pomyliła mnie pani z kimś innym



Cytat:
Tylko na niego nie patrz - delikatnie obróciła głowę w kierunku siedzącego obok mężczyzny.
Spojrzałaś! Po co?
Cholera, nie dam rady... Jeśli usnę, nie będę musiała na niego patrzeć!
Brawo!!!
I kto tu jest inteligentny? No kto?

Mwhahaha Kojarzy mi się z "Gdzie jest bobas?! Tu jest!" z Epoki, nie wiem dlaczego xD Ale generalnie rozbrajający fragment.

I jeszcze namberłan:
Cytat:
- Naprawdę nie chcesz zdjąć z siebie choć jednej części swojej garderoby? - spytał.
Cuddy nawet na niego nie patrząc zsunęła ze stóp szpilki.

TAK!! Punkt dla Cuddy!

Zauważyłam, że masz problem z pisaniem po myślniku. Raz piszesz z małej, raz z duże, a nie zawsze się to zgadza z tym, jak być powinno. Dość powszechny błąd, sama często go robiłam, aż mi ładnie wytłumaczono o co chodzi.
Pamiętaj, że jeśli po myślinku następuje opis sposobu mówienia, lub odgłosu wydawanego paszczą (), to piszemy z małej litery. Np.:
- House! - krzyknęła Cuddy.
- Podejdż tutaj - poprosił House.
Natomiast jeśli po myślniku jest jakaś czynność albo opis osoby, która mówi, piszemy z dużej i po kropce w wypowiedzi.
- Ładnie dzisiaj wyglądasz. - Kowalski uśmiechnął się przyjaźnie.
- Nie będę z tobą rozmawiać. - Nowak usiadł na krześle i udawał obrażonego.
Tutaj też jest to wyjaśnione, może jaśniej niż przeze mnie

No więc generalnie jestem bardzo na tak, życzę powodzenia i weny
Ściskam,
Sarusia


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
GosiaczeQ_17
Proktolog
Proktolog


Dołączył: 28 Gru 2009
Posty: 3357
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina wiecznej młodości
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:07, 15 Maj 2010    Temat postu:

Fajny ten fick
W niektórych momentach moje hudzinkowe serduszko mocniej zabiło
Pisz więcej
Wena życzę
Pzdr


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 0:34, 16 Maj 2010    Temat postu:

Boski, cudowny, genialny
Super się czytało. Masz świetny styl, taki lekki i przyjemny w odbiorze
Ciekawy pomysł i pięknie zrealizowany. Momentami nieźle się uśmiałam
Jednym słowem piękne Huddy Ci wyszło Takie serialowe.
Pisz jak najczęściej. Ja z pewnością i z chęcią przeczytam wszystko, co napiszesz
Wena


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agnes
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 16 Maj 2010
Posty: 1023
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:31, 16 Maj 2010    Temat postu:

Udany, udany pomysł. Tak jakoś miło się zrobiło

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
daritta
Ginekolog
Ginekolog


Dołączył: 16 Gru 2009
Posty: 2185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Leszno
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:48, 17 Maj 2010    Temat postu:

Oh uwielbiam takie ficki.!
Bardzo miło i lekko się czytało,co bardzo lubię,ale to chyba jak każdy ;d
Oczywiście fajny pomysł i taki czyste,że tak powiem Huddy
W niektórych momentach smiesznie,a ich teksty przeboskie,prawdziwe i serialowe

"- House! - krzyknęła.
- Oj... - udał zawstydzonego.
- Co tu robisz?
- Przepraszam, zawsze miałem problem z rozróżnianiem stron - uśmiechnął się zalotnie. - Ale skoro jesteśmy w ciemnym lesie, ja praktycznie nie mam spodni, to może jakoś to wykorzystamy?'
Tutaj padłam
Ogólnie to wspaniale i pięknie


Pozdrawiam i wena życzę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gorzata
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 3805
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:59, 17 Maj 2010    Temat postu:

świetne!
bardzo mi się podobało!
fajny pomysł, dobrze napisane!
miejscami bardzo śmieszne i dobrze
czekam na kolejne ficki!
Wena!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin