Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Nawiedzony dwór [Z] [6/6]
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Agnes
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 16 Maj 2010
Posty: 1023
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 6:21, 07 Cze 2010    Temat postu: Nawiedzony dwór [Z] [6/6]

Historia wymyślona dość dawno, jednak dopiero teraz łaskawie odwiedził mnie Pan Wen. Akcja toczy się jakieś dwadzieścia lat po wybuchu PPTH. W niektórych częściach fika będzie występować moje urojone Chaseteen. Ale ogólnie akcja jest typowo Huddzinowa, czyli taka, jaką Agnes lubi najbardziej.

[link widoczny dla zalogowanych]
Zweryfikowane przez Agnes



Rozdział I

Ponury gmach domu przy Baker’s Street 17 jak co wieczór straszył swoim raczej prymitywnym wyglądem. Od pewnego czasu jednak wszystko się zmieniało. Nawet nazwa ulicy została zmieniona, akurat w momencie, kiedy, o ironio!, zamknięto ostatnią w okolicy piekarnię.

Od wielu lat krążyły pogłoski o tym, że w olbrzymim domu straszy. Wielu mówiło, że wybudowano go na gruzach szpitala, lecz nikt nie wiedział, jakim cudem olbrzymi szpital znikł z powierzchni ziemi. Warto też dodać, że ów szpital nosił nazwę Princeton Plainsboro Teaching Hospital.

Po wielu latach rodzina Adamsów zdecydowała się na zakup strasznego dworu, jak to dom nazywali ich nowy, życzliwi sąsiedzi. Oczywiście Martha Adams, strachliwa i wierząca w zabobony pani domu osobiście przestudiowała jego historię, kartka po kartce. Okazało się, że szpital nieoczekiwanie wybuchł z powodu gazu, który niepostrzeżenie ulotnił się… cóż do dziś nie dowiedziano się skąd. Taka odpowiedź jak najbardziej wystarczyła pani Adams, tak więc pewnego poniedziałkowego wieczoru cała jej rodzina wprowadziła się do „rezydencji swojego życia”, jak to zgryźliwie nazwała ich nowy dom najstarsza córka Adamsów, niezmiernie inteligentna Betty. Druga z ich pociech, czternastoletnia Jasmine, która inteligencją dorównywała średnio rozgarniętemu spanielowi, spojrzała na siostrę ze złością.

- Głupia jesteś – oznajmiła dumnie, uśmiechając się głupkowato.

Betty tylko wywróciła oczami.

Gdy następnego ranka dwie córki i mąż Marthy udali się do szkoły i pracy, ona sama postanowiła nieco uporządkować swój nowy dom. Wspinała się akurat po schodach, gdy drogę zagrodziło jej coś.

Tym czymś był w rzeczywistości półprzezroczysty mężczyzna, delikatnie świecący na srebrno. Minę miał raczej niezachęcającą. Opierał się na lasce, policzki i brodę pokrywał kilkudniowy zarost, jednak tym, co najbardziej przykuło uwagę przerażonej Marthy, były jego oczy. Przenikliwe, uderzająco niebieskie oczy, teraz delikatnie zmrużone.

Kobieta nie miała zamiaru dłużej czekać. Wzięła głęboki wdech i wydała z siebie długi, piskliwy krzyk. Po chwili zbiegła ze schodów, nie przestają wrzeszczeć.

- Inni reagowali łagodniej – stwierdził z namysłem duch Gregory’ego House’a, odwracając się i kuśtykając ku salonowi.

Rzucił niechętnie spojrzenie na barek. Najgorszą wadą bycia duchem była według niego niemożliwość spożywania burbonu. Odwrócił się więc i stanął twarzą w twarz ze swoją największą i posiadającą największy tyłek zmorą – Lisą Cuddy.

- Czego chcesz, kobieto? – westchnął.
- Ani mi się waż straszyć tych ludzi – oznajmiła, mrużąc gniewnie oczy.
- Racja – zgodził się, kiwając głową. – Z pewnością jeśli nie będę ich straszył, to nie zobaczą, jak kilka pielęgniarek niesie leki do osiemnastki, a pijany Wilson biega nago po korytarzu.
- To był tylko jeden wyskok, poza tym nie był pijany i nie biegał nago – przypomniała mu.
- Fakt. Miał zielone bokserki w kaczuszki.
- Bo wszystkie inne mu ukradłeś.
- To byłem ja? – udał zdumienie. – A myślałam, że ten pacjent z piątki.
- Tak, to byłeś ty – powiedziała Cuddy. – A co do piątki, to mógłbyś go wreszcie zdiagnozować.
- Po co? Jest martwy!
- Wiem, ale w końcu i tak jest na tym świecie. Ty również, co nie zwalnia cię z obowiązków lekarza – rzekła z diabelskim uśmieszkiem. – I pośpiesz się z tą diagnozą. Dwadzieścia lat to jednak przesada.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Agnes dnia Pon 13:42, 28 Cze 2010, w całości zmieniany 8 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
InvisibleCone
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2010
Posty: 216
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:06, 07 Cze 2010    Temat postu:

Hmm... ciekawy pomysł.
Z takim fikiem się chyba jeszcze nie spotkałam Nawiedzony dom i duchy naszych bohaterów. Naprawdę oryginalnie.

Cytat:
Kobieta nie miała zamiaru dłużej czekać. Wzięła głęboki wdech i wydała z siebie długi, piskliwy krzyk. Po chwili zbiegła ze schodów, nie przestają wrzeszczeć.

- Inni reagowali łagodniej – stwierdził z namysłem duch Gregory’ego House’a, odwracając się i kuśtykając ku salonowi.


Cytat:
- To był tylko jeden wyskok, poza tym nie był pijany i biegał nago – przypomniała mu.
- Fakt. Miał zielone bokserki w kaczuszki.
- Bo wszystkie inne mu ukradłeś.


Te fragmenty mnie rozwaliły

Aha, a w tym jednym fragmencie powinno być chyba tak (przynajmniej tak mi się wydaje ):
To był tylko jeden wyskok, poza tym nie był pijany i nie biegał nago – przypomniała mu.

Ogólnie podobało mi się i mam nadzieje że będą dalsze części.
Weny życzę


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez InvisibleCone dnia Pon 14:22, 07 Cze 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
marguerite.
Epidemiolog
Epidemiolog


Dołączył: 05 Mar 2010
Posty: 1221
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Debrzno
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:35, 07 Cze 2010    Temat postu:

Klepię, czytam i komentuję, bo zapowiada się naprawdę ciekawie...

edit
Bardzo, bardzo, bardzo mi się podoba
Bardzo ciekawy i oryginalny pomysł. Myślę, że świetnie to rozwiniesz.
Piszesz praktycznie bezbłędnie, a mnie to cieszy.

Cytat:
Kobieta nie miała zamiaru dłużej czekać. Wzięła głęboki wdech i wydała z siebie długi, piskliwy krzyk. Po chwili zbiegła ze schodów, nie przestają wrzeszczeć.

- Inni reagowali łagodniej – stwierdził z namysłem duch Gregory’ego House’a, odwracając się i kuśtykając ku salonowi.


Cytat:
- Czego chcesz, kobieto? – westchnął.
- Ani mi się waż straszyć tych ludzi – oznajmiła, mrużąc gniewnie oczy.
- Racja – zgodził się, kiwając głową. – Z pewnością jeśli będę ich straszył, to nie zobaczą, jak kilka pielęgniarek niesie leki do osiemnastki, a pijany Wilson biega nago po korytarzu.
- To był tylko jeden wyskok, poza tym nie był pijany i nie biegał nago – przypomniała mu.
- Fakt. Miał zielone bokserki w kaczuszki.
- Bo wszystkie inne mu ukradłeś.
- To byłem ja? – udał zdumienie. – A myślałam, że ten pacjent z piątki.
- Tak, to byłeś ty – powiedziała Cuddy. – A co do piątki, to mógłbyś go wreszcie zdiagnozować.
- Po co? Jest martwy!
- Wiem, ale w końcu i tak jest na tym świecie. Ty również, co nie zwalnia cię z obowiązków lekarza – rzekła z diabelskim uśmieszkiem. – I pośpiesz się z tą diagnozą. Dwadzieścia lat to jednak przesada.


Nawet w "pozaziemskim" życiu będzie go zaganiać do pracy
No i Wilson...

Nie pozostaje mi nic, tylko czekać na kolejną część i życzyć dużo Wena i czasu na pisanie.
marg.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez marguerite. dnia Pon 15:51, 07 Cze 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:35, 07 Cze 2010    Temat postu:

Interesujący, nowatorski i bardzo oryginalny pomysł.

House nawet jako duch sobie nie odpuści i dalej straszy ludzi To tak bardzo w jego stylu. No i w dalszym ciągu kłóci się z Cuddy.

Wilson biegający prawie nago, odziany jedynie w zielone bokserki w kaczuszki Wyobrażam sobie przerażenie ludzi, którzy zobaczyli TAKIEGO ducha.

Cytat:
- A co do piątki, to mógłbyś go wreszcie zdiagnozować.
- Po co? Jest martwy!
- Wiem, ale w końcu i tak jest na tym świecie. Ty również, co nie zwalnia cię z obowiązków lekarza – rzekła z diabelskim uśmieszkiem. – I pośpiesz się z tą diagnozą. Dwadzieścia lat to jednak przesada.


Okropnie podoba mi się ten dialog. Jest taki zabawny. House nawet bedąc martwym olewa pracę, a Cuddy dalej się z nim o to kłóci. Bądź co bądź House ma trochę racji. Po co ma go diagnozować, skoro i tak nie żyją?

Pozdrawiam i czekam na kolejną część.
Szpilka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agnes
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 16 Maj 2010
Posty: 1023
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 14:37, 08 Cze 2010    Temat postu:

Widać Wen mnie lubi. Rozdział drugi napisany dość szybko, błędy sprawdzałam kilka razy, lecz jeśli jakieś się wkradły, co nie wątpię, to przepraszam.



Rozdział II


Ludzie uważają, że są nieszczęśliwi przez jakiś wybryk losu, głupi wypadek. Nic bardziej mylnego. To nie wydarzenia czepiają się ludzi, tylko ludzie wydarzeń. Nie żyją przyszłością ani teraźniejszością, tylko smutnym wspomnieniem przeszłości, tym, które gości w ich głowach przed zaśnięciem, które nie pozwala im normalnie oddychać. Bo są takie wydarzenia, prawda? Takie, o których człowiek przypomina sobie przez całe życie. Wyrzuca je za siebie wiele razy, lecz nigdy nie potrafi pozbyć się ich do końca. To coś jak śmierć ukochanej osoby czy dowiedzenie się o śmiertelnej chorobie. Albo po prostu świadomość, że osoba znacząca w naszym życiu więcej, niż ktokolwiek inny już nigdy na nas nie spojrzy, nie usłyszy naszego cichego szeptu, przepełnionego miłością.

Lisa Cuddy, choć może raczej jej duch, przygryzł wargi. Tak się złożyło, że jej córka wynajęła mieszkanie dokładnie naprzeciwko Baker’s Street 17. Przypadek? Być może. Jednak dzięki temu kobieta miała doskonały widok na swoją córkę, na swoją ukochaną Rachel. Z jednej strony była szczęśliwa, lecz z drugiej czuła, jakby ostrze zatrutego sztyletu wbijało jej się w duszę, przekręcając bezlitośnie. Do oczu Lisy napłynęły srebrne łzy, spływające strugami po półprzezroczystych policzkach. Otarła je wierzchem dłoni, kręcąc delikatnie głową. Rozejrzała się po pokoju. Kiedyś był jej gabinetem, teraz czymś w rodzaju składziku na wszelkie bezużyteczne przedmioty. Cały jej szpital stał się muzeum popiołów, dawnych wspomnieniem o innych czasach. Lepszych czasach. Dziś jedynie echo pukało do zamkniętych drzwi, a w jej uszach rozbrzmiewał śmiech, jakiego tak wiele było w szpitalu. Szczerze powiedziawszy, wolałaby w ogóle nie istnieć, niż musieć żyć na tym świecie jako duch.



***


James Wilson spojrzał na swojego przyjaciela z mieszaniną irytacji i szacunku. Fakt, trzeba mieć nieźle… Eee… Jak to nazwał Chase? Ach, tak, popierdolone we łbie, żeby przez dziurkę od klucza podglądać, co robi Betty Adams ze swoim chłopakiem. A fakt faktem, że robiła całkiem sporo rzeczy, o których jej rodzice z pewnością nie chcieliby się dowiedzieć. I jedno było pewne – tych rzeczy nie nauczyła się z podręcznika do biologii. Co najwyższej z książki o Kamasutrze.

House mrugnął do niego porozumiewawczo i uniósł się o parę cali w powietrze. Już szykował się do bezapelacyjnego wtargnięcia do pokoju, gdy z piwnicy dobiegł go krzyk. Kobiety, gwoli ścisłości. Spojrzał ze zdumieniem na Wilsona, który tylko wzruszył ramionami. Obaj w tym samym momencie wsiąkli w podłogę, by po chwili pojawić się we wspomnianej wcześniej części domu.

Martha Adams wstała pośrodku piwnicy z olbrzymią siekierą w ręku i obłąkanym wyrazem twarzy. Machała siekierą na prawo i lewo, rozglądając się we wszystkie strony. W pewnym momencie ryknęła dziko i zawyła:

- Wiem, że tu jesteś! Pokaż się!

Znikąd pojawił się duch Foremana, wyraźnie zniecierpliwiony. Westchnął cicho, by po chwili wrzasnąć. Już nie cicho, tak dla jasności. Stało się tak dlatego, że siekiera przeleciała prosto przez jego krocze, rzucona przez rozhisteryzowaną kobietę. Przedmiot wbił się w ścianę za nimi, wydając przy tym głuche łupnięcie.

- Od dziś będę na ciebie wołał „Pustostan”, okey? – zapytał House, uśmiechając się szyderczo i patrząc prosto w miejsce, przez które dopiero co przeleciała siekiera.

W tym momencie dosłownie rozpłynął się w powietrzu, co dla ducha było równoznaczne ze staniem się niewidzialnym.



***



Są dwa rodzaje rzeczywistości, prawda? Do wyboru, do koloru, można by rzecz. I w sumie jeśli tak powiemy, to nikt nie zarzuci nam głupoty. Jedna z nich, ta pierwsza, jest szara. Pełna obowiązków i natręctw, posiadająca ograniczoną ilość uśmiechów i szczęśliwych chwil. W tej rzeczywistości nie można się zagubić, każdy zna swoje miejsce, ma z góry określony plan. Nazwijmy ją rzeczywistością sensowną. Druga natomiast ma w sobie wszystkie odcienie tęczy. Wiadomo, żeby powstała tęcza potrzebne jest słońce i deszcz, uśmiech i łza. Tu nie ma dla ludzi miejsc, o każdy oddech i samodzielny krok należy walczyć. Ta rzeczywistość posiada nazwę rzeczywistości szczęśliwej.

Jeśli o nią chodzi, to zawsze wybierała rzeczywistość szczęśliwą. Nie obchodziło jej to, że może nie być szczęśliwa. Ona nawet w głębinach oceanu potrafiłaby dostrzec samotną wyspę, na której może się skryć. W końcu była Lisą Cuddy. No właśnie. Była.

Odwróciła się, by odejść. Los jednak miał wobec niej inne plany, w wyniku czego wpadła prosto na Gregory’ego House’a.

Poniosła na niego oczy, iskrzące się delikatnie. Gdyby ktoś przypadkowy miał opisać jej oczy, bez wątpienia odparłby „wulkan na ocenie”, cokolwiek miałoby to znaczyć. Cóż, tak się składa, że dla większości ludzi metafory i przenośnie są bez znaczenia. Problem w tym, że House’e nie był większością ludzi. Nie był nawet człowiekiem, co w pewnym stopniu ułatwiało sprawę. Doskonale rozumiał, co ma na myśli owy przypadkowy przechodzień. Sam wiedział, że ten niepozorny wygląd kobiety nie świadczy o tym, że jest spokojna i potulna. Wprost przeciwnie, miała swoje zdanie, cięty język i niesamowitą zdolność dowiedzenia swoich racji.

- Tak? – zapytała niewinnie.
- Jedna z wariatek zamieszkujących ten dom właśnie rzuciła w Foremana siekierą. Uznałem, że powinnaś wiedzieć – dodał, widząc jej zdumione spojrzenie.
- Niemożliwe – jęknęła, kręcąc głową.
- A jednak – przybrał ton godny pogrzebu wyjątkowo bliskiej mu osoby. – Biedny Eric, od dziś nikt już nie zwróci uwagi na jego… koliberka.
- Przecież siekiera tylko przez niego przeleciała – mruknęła Cuddy.
- Tak? – House nagle zrobił przerażoną minę. – Więc on zawsze miał takiego...?
- House – warknęła Lisa, prostując się.

Mężczyzna zerknął ukradkiem na dekolt.

– Ponoć oczy nie mogą kłamać – stwierdził, gapiąc się na wspomnianą już część ciała. – Ale to kłamstwo. Tak naprawdę tylko biust powie ci prawdę o kobiecie. Twój mówi, a raczej wrzeszczy: „Weź mnie!”.
- Idź pogadać z Foremanem – warknęła. – Nie może od tak sobie straszyć ludzi!
- Całkowicie się z tobą zgadzam. Ten zaszczyt przypada tylko mnie.
- Czy to choć raz nie możesz wziąć czegoś na poważnie? – zapytała płaczliwym tonem.
- Mogę. Ale co by to dało? Przestałbym być upartym gnojkiem, może nawet ktoś by mnie polubił. Tylko że too, że ludzie cię lubią, niczego nie zmienia. Tak samo umierasz, masz takie same problemy. Masz nawet wrogów, choć nie tak wiele niż inni. A ludzie potrzebują wrogów. Kogoś, kto powie im prawdę, kto podłoży kłodę pod nogi, aby mogli się podnieść.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
InvisibleCone
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2010
Posty: 216
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:15, 08 Cze 2010    Temat postu:

Nie wiem co oznacza ,,klepię" (mógłby mi ktoś napisać) ,ale mogę sobie klepnąć
Sensownie skomentuję wieczorem

EDIT:

Może na początek - bardzo fajny początek fika.
To było coś czego było mi trzeba.
Fajny, lekki, nietypowy fik
Ta część w moim odczuciu jest dużo lepsza od poprzedniej.

Cytat:
Znikąd pojawił się duch Foremana, wyraźnie zniecierpliwiony. Westchnął cicho, by po chwili wrzasnąć. Już nie cicho, tak dla jasności. Stało się tak dlatego, że siekiera przeleciała prosto przez jego krocze, rzucona przez rozhisteryzowaną kobietę. Przedmiot wbił się w ścianę za nimi, wydając przy tym głuche łupnięcie.
- Od dziś będę na ciebie wołał „Pustostan”, okey? – zapytał House, uśmiechając się szyderczo i patrząc prosto w miejsce, przez które dopiero co przeleciała siekiera.


Cytat:
- Idź pogadać z Foremanem – warknęła. – Nie może od tak sobie straszyć ludzi!
- Całkowicie się z tobą zgadzam. Ten zaszczyt przypada tylko mnie.


Cytat:
– Ponoć oczy nie mogą kłamać – stwierdził, gapiąc się na wspomnianą już część ciała. – Ale to kłamstwo. Tak naprawdę tylko biust powie ci prawdę o kobiecie. Twój mówi, a raczej wrzeszczy: „Weź mnie!”.


Te fragmenty mi się spodobały

Z niecierpliwością czekam na kolejną część Weny!


marguerite. Dziękuję bardzo za wyjaśnienie


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez InvisibleCone dnia Wto 18:29, 08 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
marguerite.
Epidemiolog
Epidemiolog


Dołączył: 05 Mar 2010
Posty: 1221
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Debrzno
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:34, 08 Cze 2010    Temat postu:

InvisibleCone, kiedy "klepiesz", zajmujesz sobie miejsce na swój komentarz, kiedy nie masz czasu go napisać w tej chwili. Potem edytujesz post i piszesz dalej to, co uważasz.
Jest jedno ale... Od czasu "zaklepania" komentarza masz równiutko 24 godziny, żeby go edytować, później zostanie usunięty... Ot, taka nowa zasada

A co do kolejnej części...
Nie myślałam, że nową dodasz tak szybko Bardzo się ucieszyłam, kiedy z [1/?] zrobiło się [2/?]...

Bardzo podoba mi się, kiedy wplatasz do tekstu takie słowa od autora. Pięknie Ci to wychodzi...
Najbardziej z nich w tej części spodobało mi się to:
Cytat:
Ludzie uważają, że są nieszczęśliwi przez jakiś wybryk losu, głupi wypadek. Nic bardziej mylnego. To nie wydarzenia czepiają się ludzi, tylko ludzie wydarzeń. Nie żyją przyszłością ani teraźniejszością, tylko smutnym wspomnieniem przeszłości, tym, które gości w ich głowach przed zaśnięciem, które nie pozwala im normalnie oddychać. Bo są takie wydarzenia, prawda? Takie, o których człowiek przypomina sobie przez całe życie. Wyrzuca je za siebie wiele razy, lecz nigdy nie potrafi pozbyć się ich do końca.

Ślicznie. Czysta prawda...

Cytat:
- Idź pogadać z Foremanem – warknęła. – Nie może od tak sobie straszyć ludzi!
- Całkowicie się z tobą zgadzam. Ten zaszczyt przypada tylko mnie.

No tak
House nawet jako duch nie może być normalny

Pozostaje mi życzyć Wena.
marg.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gorzata
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 3805
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:53, 08 Cze 2010    Temat postu:

to jest genialne!
bardzo oryginalny pomysł, można by powiedzieć, że nawet dziwny, ale w dobrym znaczeniu tego słowa
bardzo mi się podoba!
jestem ciekawa, jak to rozwiniesz!
House jako duch jest świetny!
czekam na kolejną część!
Wena!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ot_taka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 08 Gru 2009
Posty: 259
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: stamtąd
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 8:32, 09 Cze 2010    Temat postu:

Oryginalne i świetnie napisane, gratuluję

Cytat:
- Fakt. Miał zielone bokserki w kaczuszki.
- Bo wszystkie inne mu ukradłeś.
- To byłem ja? – udał zdumienie. – A myślałam, że ten pacjent z piątki.
- Tak, to byłeś ty – powiedziała Cuddy. – A co do piątki, to mógłbyś go wreszcie zdiagnozować.
- Po co? Jest martwy!
- Wiem, ale w końcu i tak jest na tym świecie. Ty również, co nie zwalnia cię z obowiązków lekarza – rzekła z diabelskim uśmieszkiem. – I pośpiesz się z tą diagnozą. Dwadzieścia lat to jednak przesada.


Duch, nie duch - grunt to pozostać sobą Cały House Dwadzieścia lat diagnozy, choroba, jeden z najdłuższych przypadków Dobrze że to nie sprawa życia lub śmierci

Cytat:
Znikąd pojawił się duch Foremana, wyraźnie zniecierpliwiony. Westchnął cicho, by po chwili wrzasnąć. Już nie cicho, tak dla jasności. Stało się tak dlatego, że siekiera przeleciała prosto przez jego krocze, rzucona przez rozhisteryzowaną kobietę. Przedmiot wbił się w ścianę za nimi, wydając przy tym głuche łupnięcie.

- Od dziś będę na ciebie wołał „Pustostan”, okey? – zapytał House, uśmiechając się szyderczo i patrząc prosto w miejsce, przez które dopiero co przeleciała siekiera.

Padłam.... Eric Pustostan Foreman....


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ot_taka dnia Śro 8:33, 09 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
daritta
Ginekolog
Ginekolog


Dołączył: 16 Gru 2009
Posty: 2185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Leszno
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:44, 09 Cze 2010    Temat postu:

Bardzo oryginalny i fajny pomysł
Foreman jako Pustostan
Świetne.! ;d
Ogólnem to mi się podoba i czekam na kolejną część


Pozdrawiam i wena życzę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agnes
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 16 Maj 2010
Posty: 1023
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:07, 10 Cze 2010    Temat postu:

InvisibleCone - heh, chyba się rumienię
A tak ogólnie, to też dopiero po komentarzu marg dowiedziałam się, co znaczy klepię

marguerite - mój Wen szaleje. Całkowicie nie daje mi przestać myśleć o tej historii. Bójcie się, trzecia część w drodze


Gorzata - ha! Dziwni ludzie piszą dziwne historie. Nawiasem mówiąc, przypomniał mi się napis na koszulce mojej przyjaciółki. "Dziwaki latają razem". Na początku przeczytałam "Dziwaki" bez "a", ale... to już inna historia.

ot_taka - dokładnie! Bycie duchem nie przeszkadza Houseowi, nic a nic. Dzięki za gratulacje. Przyjmuję z burakiem i bananem na twarzy *ściska ot_taką*

daritta - dziękuję za Wena, ale błagam, on już mnie wykończy! Co chwilę wrzeszczy mi do ucha: "Huddy, Huddy!"

Ogólnie dziękuję za wszystkie komentarze


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
GosiaczeQ_17
Proktolog
Proktolog


Dołączył: 28 Gru 2009
Posty: 3357
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina wiecznej młodości
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:50, 10 Cze 2010    Temat postu:

O fajny pomysł Takiego czegoś jesio nie czytałam
Czekam na kolejne części, licząc, że akcja się jakoś rozwinie
Pzdr


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agnes
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 16 Maj 2010
Posty: 1023
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:33, 12 Cze 2010    Temat postu:

Zmuszona przez nadgorliwego Wena Agnes, dodaje trzeci rozdział. Krótki, bo krótki, ale ja inaczej nie potrafię. Miłego czytania!



Rozdział III




W ziarnku piasku ujrzeć świat cały
Całe niebo - w kwiatku koniczyny,
Nieskończoność zmieścić w dłoni małej
Wieczność poznać w ciągu godziny


Widziałeś ten balon? Taki duży, czerwony. Ulatujący nad drzewami, nad tym małym miasteczkiem, pełnym szczęśliwych rodzin. Zmierzający prostu ku słońcu, sunący po bezkresie nieba. Pewnie domyślasz się, co się z nim stało. Jak jakiś mały człowieczek, roześmiany brzdąc, nieostrożnie puścił go i na zawsze pożegnał. I masz rację. Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że na środku ulicy stoi zapłakane dziecko, patrzące na ukochany balonik, który nieodwracalnie straciło. Dla dorosłego to nic takiego. Kupi dziecku nowy balon i po krzyku. Ale dla dziecka to prawdziwa katastrofa. Nowy balonik nie będzie tym samym. Podobnie jest z marzeniami. Tracimy je, i mimo że zastępujemy nowymi, to i tak nie umiemy o nich zapomnieć. Wiemy, że wiatr porwał je i uniósł w powietrze, tak jak dziecięcy balonik. Dlatego ludzie pilnują swoich marzeń. Trzymają je w zaciśniętych dłoniach, niczym dziecko ściska w maleńkiej piąstce balonikową wstążeczkę. Taką ładną, zieloną. I ludzie to rozumieją. A już najbardziej dzieci i ci, którzy przez chwilę roztargnienia stracili baloniki. I marzenia.

Puk, puk. Czy to pukanie do drzwi? Nie, to cisza powoli przedostaje się do jej umysłu.

Na początku była światłość. Chyba. W sumie to nie było nic, ale ona, Lisa Cuddy, musi twierdzić, że było. Na przekór światu. A właściwie na przekór pępkowi świata. Temu o niebieskich oczach, oczywiście jeżeli przyjmiemy, że pępek może mieć oczy. Ale skoro może, to z radością nadamy mu imię. Gregory House. I tak oto pępek świata, noszący wdzięcznie imię „Gregg”, wejdzie do maleńkiego pokoiku na poddaszu, w którym aktualnie przebywa Lisa.

- Dlaczego Cameron siedzi w salonie i próbuje przekonać Marthę Adams, że twoje nagłe pojawianie się i znikanie jest nieszkodliwe? – zapytała natychmiast Cuddy, mrużąc groźnie oczy.
- Znasz ją. – House machnął lekceważąco ręką. – Nie może usiedzieć w miejscu, nie pomagając jednocześnie komuś potrzebującego.
- Ty nie jesteś potrzebujący, tylko leniwy – zauważyła Lisa.
- Zwał jak zwał.

Wyszedł na korytarz. Lisa tych miast pośpieszyła za nim, marszcząc brwi. Obok nich przeszedł wyraźnie zaniepokojony Chase, co jakiś czas zerkając do tyłu. Za nim spieszyła Martha Adams, z kadzidłem w jednej ręce i wodą święconą w drugiej.

- To wariatka – jęknęła Cuddy.
- Poznałaś to po tym, że goni nas po całym domu? – zapytał ze zdumieniem House.

Posłała mu groźne spojrzenie.

Od przeszło trzydziestu lat była jego przyjaciółką. Przez pierwszy trzy czuła do niego nawet coś więcej. Potem przestała, potem znowu zaczęła, a potem znowu przestała. I tak w kółko. Jej życie wyglądało jak jakieś dziwaczne hula-hop, pomalowane w neonowe napisy „House- Lucas- House”. Bo tak było, czyż nie? Dziwaczne uczucie, jakim darzyła Gregga zostało zastąpione przez miłość, jaką odczuwała do pana detektywa. Ale po wybuchu PPTH jej ukochany nawet nie pomyślał, że duch Lisy Cuddy może go obserwować, w wyniku czego u jej boku znowu pojawił się House. Ten chamski, ironicznie i genialny House.



***



- Ładna bluzka – stwierdził House, patrząc na dekolt Cuddy. – Wyglądasz w niej, jakby twojego alfonsa maltretowała żona.
- Też cię kocham – powiedziała, uśmiechając się do niego szeroko.
- Wiesz, że Martha Adams właśnie goni Wilsona po całym domu? Trzyma w ręku strzelbę – dodał złowieszczym szeptem.
- Chryste – jęknęła Cuddy.

Po chwili do pokoju wpadł James, momentalnie ukrywając się za House’m. Cuddy westchnęła i wyszła na korytarz, bez wątpienia próbując uspokoić panią Adams.

- Nie uważasz, że powinieneś coś zrobić? – zapytał nagle Wilson.
- Tak, masz rację – przyznał House. – Bieganie za nią to doskonały sposób na zobaczenie tyłka wielkości Titanica.
- Nie o to mi chodzi – żachnął się Jim. – Jesteście duchami od dwudziestu lat! Nie uważasz, że to wystarczająco dużo czasu, abyś wreszcie zrobił pierwszy krok? Abyś był… szczęśliwy.
- Szczęście to iluzja – stwierdził Gregory. – Ludzie wmawiają sobie, że mają pseudo – rodziny, pseudo – miłości, pseudo – prace, aby zamienić to wszystko na pseudo – szczęście. Nie mają odwagi przyznać, że to ich szczęście nie istnieje. Nie mają odwagi go stworzyć.
- Fakt. Ale ani ty, ani Cuddy nie jesteście ludźmi. – James uśmiechnął się przebiegle.
- Więc tym bardziej nie możemy być szczęśliwi. Razem – dodał z naciskiem.
- Jaka jest przeszkoda? – zapytał nagle Wilson.
- Taka, że jesteśmy martwi. A teraz idź uspokoić naszą szaloną lokatorkę.

House rozpłynął się w powietrzu.



***


Pokój pogrążony był w półmroku. Jedyne miejsce w domu, które nie zostało wykorzystane do ustawienia w nim tandetnych ozdóbek. Może to po prostu niechęć Adamsów do ciasnych klitek, a może po prostu wredna, nieprzyjemna aura, dająca się wyczuć w miejscu, gdzie kiedyś stał gabinet House’a? Fakt jednak faktem, że żaden z mieszkańców tego domu nie miał ochoty przebywać w pokoju dłużej, niż to było konieczne. Aż do teraz.

Jasmine Adams weszła do pomieszczenia, unosząc dumnie podbródek. Co jak co, ale ona nie da sobą pomiatać. Zwłaszcza, gdy jej siostra twierdzi, że jest o wiele inteli… coś tam, od niej. Bo w końcu czy to, że Betty ma zawsze piątki i szóstki o czymś świadczy? Nie? No właśnie. Jasmine przynajmniej była ładna. Wyglądała jak typowa blondynka z reklamy pił łańcuchowych Stihl, i tak też się czuła.

Usiadła na jednym z przewróconych do góry nogami pudeł. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że jest jej jakoś dziwnie zimno, jakby zanurzyła się w basenie z średnio ciepłą wodą. Odwróciła się i wzięła głęboki wdech, z wrażenia zapominając nawet o strachu. Siedziała w duchu. Dosłownie.

- Zwykle pozwalam siąść kobietom na moich kolanach dopiero po drugiej randce, ale co tam – stwierdził House, uśmiechając się szeroko.

Jasmine krzyknęła i niemal wyleciała z pokoju. Po chwili na jej miejscu pojawiła się Trzynastka, uśmiechając się złośliwie.

- Nie możesz dać sobie spokoju ze straszeniem ludzi, prawda? – westchnęła z udawanym współczuciem.
- Nie możesz dać sobie spokoju z ukrywaniem romansu z Chase’m, prawda?
- Nie mam z nim romansu! – obruszyła się.
- Dźwięki dochodzące z sypialni na drugim piętrze świadczą przeciw tobie.

Pokręciła głową i uniosła się o parę centymetrów w powietrze.

- Miłych marzeń, House – dodała, zanim zniknęła w suficie.



***



Korytarz na pierwszym piętrze domu przy Baker’s Street 17 został niemalże zaatakowany przez duchy. Innymi słowy przed schodami zgromadził się spory tłum duchów, patrzący na Marthę Adams z widocznym rozbawieniem. A trzeba dodać, że pani domu leżała jak długa pod schodami, nieprzytomna i wyraźnie zmęczona.

- Jak można potknąć się o chodnik, przejechać przez dwie kondygnacje schodów, uderzyć głową w ścianę, wywarzyć drzwi, omal nie zabić się swoją własną strzelbą, wylecieć przez okno, odbić się od ciężarówki, wpaść do domu przez wybite okno, zjechać ze schodów, przewrócić się i zemdleć? – zapytał Wilson.
- Zła karma – odparł beznamiętnie House.

Kobieta zaczęła się budzić, co wszyscy odebrali jako swoisty sygnał, by znikać. Jedynie Foreman i Taub zostali, próbując wytłumaczyć jej, co się stało. Ona jednak nie chciała ich słuchać. Dlaczego? Cóż, jeśli dowodem na to było postrzelenie kilkunastokrotnie każdego z nich, to właśnie dlatego.

- Trzeba coś z nią zrobić – zadecydowała Cuddy.
- W którejś z szafek jej męża powinien być cyjanek – powiedział House, zmierzając w tamtym kierunku.
- Nie o to mi chodziło – mruknęła Lisa. – Po prostu trzeba jej wytłumaczyć…
- To będzie dość trudne, zważając na to, że za każdym razem, gdy nas zobaczy, próbuje nas zamordować – przerwał jej Gregg.
- Racja. Dlatego zrobisz to właśnie ty.
- Ale mamooooo...[/b]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
daritta
Ginekolog
Ginekolog


Dołączył: 16 Gru 2009
Posty: 2185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Leszno
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:26, 12 Cze 2010    Temat postu:

Pfiersza.!

Ale rezerwuję na razie

Edit: Świetne.!
Bardzo mi się podoba ;d
I jest z takim fajnym poczuciem humoru
Przy tych 2 fragmentach padłam ;d
Cytat:
- Zwykle pozwalam siąść kobietom na moich kolanach dopiero po drugiej randce, ale co tam – stwierdził House, uśmiechając się szeroko.


Cytat:
- Jak można potknąć się o chodnik, przejechać przez dwie kondygnacje schodów, uderzyć głową w ścianę, wywarzyć drzwi, omal nie zabić się swoją własną strzelbą, wylecieć przez okno, odbić się od ciężarówki, wpaść do domu przez wybite okno, zjechać ze schodów, przewrócić się i zemdleć? – zapytał Wilson.
- Zła karma – odparł beznamiętnie House.


I ta rekacja House'a
Czekam na kolejną część


Pozdrawiam i wena życzę


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez daritta dnia Nie 11:29, 13 Cze 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gorzata
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 3805
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:21, 12 Cze 2010    Temat postu:

ja też sobie zaklepię

e: genialne!
padłam kilka razy
bardzo mi się podobało!
świetnie piszesz!
czekam na więcej!
Wena!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Gorzata dnia Nie 16:01, 13 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
InvisibleCone
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2010
Posty: 216
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:31, 12 Cze 2010    Temat postu:

I ja też klepię Przeczytam i skomentuję wieczorem

EDIT:

Bardzo mi się podobało. Kolejna udana część.

Cytat:
- Zwykle pozwalam siąść kobietom na moich kolanach dopiero po drugiej randce, ale co tam – stwierdził House, uśmiechając się szeroko.

Ten tekst zwalił mnie z nóg.
House nawet będąc duchem nie stracił ani grama swojej osobowości

Cytat:
Jak można potknąć się o chodnik, przejechać przez dwie kondygnacje schodów, uderzyć głową w ścianę, wywarzyć drzwi, omal nie zabić się swoją własną strzelbą, wylecieć przez okno, odbić się od ciężarówki, wpaść do domu przez wybite okno, zjechać ze schodów, przewrócić się i zemdleć? – zapytał Wilson.



Już nie mogę się doczekać następnej części. Jestem bardzo ciekawa jak będzie wyglądała ta rozmowa.
Pozdrawiam i dużo weny życzę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez InvisibleCone dnia Nie 10:03, 13 Cze 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
GosiaczeQ_17
Proktolog
Proktolog


Dołączył: 28 Gru 2009
Posty: 3357
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina wiecznej młodości
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:05, 12 Cze 2010    Temat postu:

hehe nieźle... takie z humorem trochę
Nie ukrywam, że już chciałabym przeczytać jak to HOuse rozegra
Pzdr i czekam na cd


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:04, 12 Cze 2010    Temat postu:

Dlaczego ja nie skomentowałam poprzedniej części? Pewnie skleroza

W każdym bądź razie obie części bardzo mi się podobały. Fajny tekst o balonie na początku trzeciego rozdziału.

Cytat:
Zwykle pozwalam siąść kobietom na moich kolanach dopiero po drugiej randce, ale co tam


Usłyszeć taki tekst od ducha, siedzącego w jednym z twoich pokoi... Zapewne niezapomniane przeżycie. Szczególnie jeśli duchem jest House

Już nie mogę się odczekać rozmowy House'a.

Ogólnie, w dalszym ciągu podoba mi się pomysł, a i wykonanie jest niczego sobie

Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy
Szpilka

P.S. Aha, mam nadzieję, że ten Twój wen Cię nie zostawi za szybko. Trzymaj go mocno


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Szpilka dnia Sob 19:09, 12 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agnes
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 16 Maj 2010
Posty: 1023
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:23, 12 Cze 2010    Temat postu:

Trzymam Szpilko, trzymam! *robi maślana oczka do Wena i rzuca się na niego, ściskając mocno*

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Agnes dnia Sob 19:23, 12 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
marguerite.
Epidemiolog
Epidemiolog


Dołączył: 05 Mar 2010
Posty: 1221
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Debrzno
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:22, 14 Cze 2010    Temat postu:

Łaaa!
Ale fajnie, że jest nowa część.
I równie fantastyczna jak dwie pozostałe!
Jak Ty to robisz, co? Że piszesz tak ładnie i tak szybko dodajesz nowe części?

Oczywiście jest przepięknie, ale tego chyba już nie trzeba Ci powtarzać, co nie?
Następnym razem nie powiem, że było świetnie, bo jeszcze popadniesz nam w samozachwyt i napiszesz coś niefajnego...

Cytat:
- Jak można potknąć się o chodnik, przejechać przez dwie kondygnacje schodów, uderzyć głową w ścianę, wywarzyć drzwi, omal nie zabić się swoją własną strzelbą, wylecieć przez okno, odbić się od ciężarówki, wpaść do domu przez wybite okno, zjechać ze schodów, przewrócić się i zemdleć? – zapytał Wilson.
- Zła karma – odparł beznamiętnie House.

:lo:
Biedna pani Adams....

Czekam na c.d. i życzę dużego, śmiesznego i kudłatego (po co ten kudłaty to nie wiem ) Wena!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agnes
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 16 Maj 2010
Posty: 1023
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:30, 15 Cze 2010    Temat postu:

Wen Agnes szaleje . Naprawdę, od dłuższego czasu tylko piszę i piszę. Wiem, dziś trochę przyśpieszyłam, ale miałam natchnienie na coś takiego i już. Miłego czytania.



Rozdział IV

Stał. Eee… Albo nie. Wisiał kilka centymetrów nad podłogą, mrużąc groźnie oczy. Niespecjalnie podobała mu się sytuacja, w jakiej się znajdował. No dobra, poprawka – była cholernie niehouse’owa. Bo od kiedy to on, Gregory House, rozmawia ze schizofreniczkami? No bez przesady. I jeszcze coś – Cuddy. Dlaczego jej posłuchał? Cóż, pewnie z tego samego powodu, dla którego podczas swojego ludzkiego życia chodził do przychodni i leczył czterech pacjentów miesięcznie. Innymi słowy, przez wzgląd na jej mega wielki administratorski tyłek i biust, o wcale nie gorszych rozmiarach. House pokręcił z powątpiewaniem głową. Niby jak ma wytłumaczyć tej chorej psychicznie kobiecie, że duchy są nieszkodliwe? Już miał wyjść z pokoju i oświadczyć Cuddy, że nie ma nawet najmniejszego zamiaru spełniać jej chorych zachcianek, gdy się rozmyślił. Po co właściwie ma przyznawać się Cuddy, że nie umie poradzić sobie z Marthą Adams? Przecież ma do dyspozycji tyle innych możliwości. Cameron, która zawsze chętnie pomaga innym. Chase’a, na którego przecież od zawsze leciały i lecieć będą starsze babki. Trzynastkę, która zna się na babskich sztuczkach. Foremana, wściekłego z powodu tej nieszczęsnej siekiery. Tauba, od dłuższego czasu gapiącego się na tyłek niejakiej Betty Adams. No i Wilsona, który prędzej prześpi się z pielęgniarzem niż skłóci ze sobą House’a i Cuddy. Tak, wykorzystanie któregoś z nich jest lepszym pomysłem od przyznania się Lisie do błędu.

- Chase! – wrzasnął.

Znikąd pojawił się przed nim chirurg, patrząc na Gregga podejrzliwie.

- Nie zajmę się tą wariatką – wyrzucił, po czym zniknął.
- Jeden – zero dla niego – mruknął z wyraźną niechęcią House.

Podobnie było też z Cameron, która z jakiegoś powodu zamknęła się na strychu, z Trzynastką, wielce obrażoną na House’a za rozsiewanie plotek o jej „związku” z Chase’m, z Foremanem, który nie miał zamiaru zbliżać się do tej „chorej kobiety”, jak to ją nazwał, i z Taubem, o wiele bardziej zainteresowanym Betty niż jej przygłupią matką. Tak więc Gregory’emu pozostała tylko jedna nadzieja – Wilson.

- Musisz mi pomóc – oświadczył, wchodząc do sypialni państwa Adams.
- Znowu zgubiłeś swojego misia? – zapytał niechętnie Wilson, podnosząc się z łóżka. – Sprawdź pod łóżkiem.

House zgromił go spojrzeniem.

- Martha Adams – rzucił niby od niechcenia. – Cuddy kazała mi wytłumaczyć tej kobiecie, żeby przestała nas wypędzać z tego domu.
- Niech zgadnę – westchnął Wilson. – Zaraz powiesz, że z powodu tsunami, jakie nawiedziło Amerykę Środkową nie możesz z nią porozmawiać, ponieważ zmiany atmosferyczne na Archipelagu Malajskim wywołują u ciebie straszliwą migrenę, która powoli przenosi się na struny głosowe, przez co nie możesz mówić i… coś tam. Nie będę z nią rozmawiał, House. Ty to zacząłeś i ty skończ.
- A ponoć przyjaciół poznaje się w gównie – westchnął House.
- W biedzie – poprawił go odruchowo Wilson.

Diagnosta tylko machnął ręką.



***


Zawsze mógł ją poznać. W każdym z miejsc, o każdej porze. Znalazłby ją wszędzie, bo przecież nie był takiej drugiej, jak ona. W tej swojej obcisłej spódnicy i dwudziestocentymetrowych obcasach. Licząca dobre chwile i zbierająca sny.

House pokręcił głową, otrząsając się z dziwnego transu. Dlaczego on myśli o Cuddy w ten sposób? Powód jest jeden. Wilson. Tak, zdecydowania zbyt często rozmawia z nim o uczuciach. Bo przecież Cuddy jest dla niego tylko byłą szefową, wraz z którą uwięziony jest na granicy światów. Jest seksowna, dowcipna, doskonała do wojen na słowa, ale to wszystko. Nie była kimś, kogo mógłby… pokochać. Bo on już kochał, prawda? Wiedział, co znaczy czuć motylki w brzuchu na widok drugiej osoby. Ale zrezygnował z miłości. Wyrzucił ją daleko za siebie, wykreślając przeklęte słowo na „,m” z osobistego notatnika. Nie miał ochoty po raz kolejny kłócić się z tym, co ludzie nazywają przeznaczeniem. To przecież głupota, czyż nie? Najprawdziwsza, okrutna głupota, na jaką nie mógł sobie pozwolić. Ziewnął szeroko. Od godziny czaił się pod drzwiami pokoju, w którym zamknęła się Martha Adams. A warto dodać, że było dobrze po północy. Co prawda duchy nie śpią, ale nie czepiajmy się szczegółów. W każdym razie Gregg zaczynał się nudzić. Jaka szkoda, że duchy nie mogą grać w gameboy’a! Tak, a Cuddy widocznie ani się śni ruszyć swojego wielkiego tyłka z pokoju, w którym się zamknęła. Ok, a więc ogólnie rzecz biorąc stał na tym pustym korytarzu sam, a jego najbliższa przyszłość składała się z rozmowy ze schizofreniczką. Fakt, takiego obrotu sprawy się nie spodziewał. Czasami uważał wręcz, że przed każdą rozmową z Cuddy należało podpisać umowę o jej wpływie na zdrowie. I znów pomińmy to, że duchy nie robią niektórych rzeczy. W tym przypadku nie chorują.

- Myślałam, w końcu z nią porozmawiasz – rozległ się za nim pełen wyrzutu głos.

Odwrócił się i ze zdumieniem ujrzał stojącą przed sobą Cuddy. Jej zielone oczy błyszczały czujnie, a na usta powoli wpełzał uśmiech.

- Myślenie zostaw profesjonalistom – rzucił krótko, robiąc lekko obrażoną minę.
- Pomóc ci? – zapytała z widocznym wahaniem.
- To jakaś nowa filozofia życiowa? – Uniósł pytająco brwi.
- Powiedzmy – mruknęła, uśmiechając się do niego. – Po prostu stwierdziłam, że gdybyś sam to rozegrał, byłoby z tego więcej szkody niż pożytku.

Pokręcił z niedowierzaniem głową. A więc czekała go noc w towarzystwie Lisy. No i oczywiście tej całej Adams, ale ona się nie liczy, w końcu ma mózg wielkości odchodów Tomcia Palucha. Więc jego sytuacja nie była jednak tak zła, jak to sobie wyobrażał jeszcze kilka minut temu.

- Uśmiechnij się – warknęła. – Chyba wolisz, żebym ci pomogła, prawda?
- Jeśli przez pomoc rozumiesz zdjęcie tej obcisłej bluzki, to owszem.

Przeszedł przez drzwi do pokoju, pozwalając, by przez jego głowę przeleciał olbrzymi nóż. Martha zeskoczyła z łóżka i zmierzyła go przerażonym spojrzeniem.

- Mów mi Kacper – mruknął do kobiety, gdy ta rzuciła w niego stojącą nieopodal lampką nocną.
- Pani Adams – zaczęła uprzejmie Cuddy. – Nazywam się Lisa Cuddy, a to jest Gregory House. Chodzi głównie o to, że jesteśmy duchami, a pani widocznie tego nie akceptuje. Chcielibyśmy prosić…
- Ta niezwykle urocza posiadaczka stanika rozmiaru Z chce powiedzieć, żebyś się od nas odwaliła – wpadł jej w słowo House.

Jedyną odpowiedzią na jego słowa była większa ilość przedmiotów, jakimi cisnęła w nich pani Adams.

- Kaput – rzucił z miną zbitego szczeniaka, gdy wraz z Cuddy zniknęli w pokoju.

Odpowiedziało mu oburzone spojrzenie.

- Jak możesz być taki… - szukała odpowiedniego słowa.
- Jaki? – przerwał jej ironicznie.

Zrobił krok do przodu dokładne w tym samym momencie, w którym Cuddy podeszła do niego. Byli teraz tak blisko, że niemal stykali się nosami. Mógł policzyć wesołe ogniki w jej oczach, wszystkie kosmyki włosów, opadające na blade czoło. Widział jej wściekłą minę tak dokładnie, jakby przyglądał się obrazowi. Jej oddech przyśpieszył, a usta rozchyliły się nieznacznie, gdy podniosła nieco głowę. House niemal bezwiednie przysunął się bliżej, widząc, jak kobieta mruży jasnozielone oczy. Nie wiedział, kiedy to się stało, gdy ich usta złączyły się w jedno, a języki zawirowały w szalonym tańcu pożądania. Wiedział tylko, że obejmuje Lisę Cuddy mocno, jakby nie chcąc dać jej odejść. Przejechał językiem po jej dolnej wardze, sprawiając jednocześnie, że z gardła Lisy wydobył się cichy jęk, jakby od dawna marzyła o tej chwili. Trwali tak, nie wiedząc, czy to jawa, czy sen. Zawieszeni na granicy śmierci, a jednocześnie bardziej świadomi swoich uczuć i swojego ciała, niż gdy byli ludźmi. House objął ją mocniej, przesuwając rękę z talii ku jej włosom. Zanurzył w nich dłoń, pragnąc być jeszcze bliżej… I tak, jak to się zaczęła, tak się skończyło. Cuddy odsunęła się, patrząc na niego z dziwnym błyskiem w oczach. Otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, jednak w ostatniej chwili zrezygnowała. Pokręciła tylko głową i rozpłynęła się w powietrzu, zostawiając go samego.

Gdy się obudzisz, zostaw mnie samego, ale z dowodem, że to nie był sen.


***



Konfucjusz twierdził, że są trzy rodzaje przyjaźni, które korzyść przynoszą: przyjaźń z człowiekiem prostolinijnym, ze szczerym i z takim, który wiele wie. Skoro tak, to jego przyjaźń z pewnością nie przynosiła zysków. Wprost przeciwnie, czasami nawet potrafiła cholernie ranić. Na przykład po śmierci Amber. House nie był prostolinijny, do szczerości również wiele mu brakowało. Co do tego, że wiele wiedział… Owszem, był mądry, nawet genialny jednak nie rozróżniał najprostszych rzeczy. Nie potrafił zrozumieć, że ludzie potrzebują miłości i rodziny, a kłamstwa na niewiele się zdają. A James, jak to James, próbował mu to wytłumaczyć, jednak najzwyczajniej w świecie nie potrafił. Zabawne, jak to działają ludzkie emocje. Ciągnie nas do drani, odsuwamy od siebie kogoś, kto chce nam pomóc. Potrzebujemy pocieszenia i ściskamy rękę drugiej osoby, nie rozumiejąc jej postępowania. Okłamujemy samych siebie, byleby tylko nie przyznać się do porażki. Doprawdy, żałosną istotą jest człowiek, zagubiony w świecie barier i zatartych ścieżek, jakimi podąża dobro.

- Wilson…

Odwrócił się i ze zdumieniem dostrzegł stojącą za nim Cuddy. Głowę miała opuszczoną, a zwykle dumna postawa dziś była dziwnie oklapła.

Lisa westchnęła cicho, nie wiedząc jak zaczął. Czy tego chciała? Nie była pewna. Już raz jej serce zostało złamane, z trudem posklejała je z powrotem. Czy mogła więc zaryzykować po raz kolejny? Przecież przysięgła sobie, że nie będzie próbować wierzyć w miłość, gdy ta nie istniała. Czy on mógł stać się wyjątkiem? Chyba tak. Ba!, na pewno. W końcu gdzieś, w głębi jej duszy ta miłość trwała od zawsze. Musieli po prostu znaleźć sposób, aby trwać w tym razem. Zawsze było inaczej. Żyła, zachowując wygodny dystans. Aż do teraz. Mówiła sobie, że jest szczęśliwa w ukrywanej samotności. Bo żaden z jej ukochanych nie był wart ryzyka. On jest jedynym wyjątkiem.

- Musimy porozmawiać – oznajmiła, podnosząc głowę. – Chodzi o House’a.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
marguerite.
Epidemiolog
Epidemiolog


Dołączył: 05 Mar 2010
Posty: 1221
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Debrzno
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:25, 15 Cze 2010    Temat postu:

Łojej!
Znowu ?? Nie, żebym miała coś przeciwko, broń Boże, ale nie mogę wyjść z podziwu, jak dajesz radę tak szybko pisać kolejne części!

I do tego takie świetne!!!
Śliczne!
Wreszcie to, na co czekałam. Doszło do Huddy No, może niezupełnie jeszcze Huddy, ale jesteśmy, a raczej Cuddy i House są na dobrej drodze
Jak zwykle wszystko świetnie opisałaś. Uczucia, emocje...

Cytat:
Okłamujemy samych siebie, byleby tylko nie przyznać się do porażki. Doprawdy, żałosną istotą jest człowiek, zagubiony w świecie barier i zatartych ścieżek, jakimi podąża dobro.

To takie... Prawdziwe?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
InvisibleCone
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2010
Posty: 216
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:33, 15 Cze 2010    Temat postu:

Już następna część? Nie spodziewałam się jej tak szybko.

Bardzo fajny rozdział.
Scena pocałunku duchów Cuddy i Housa stanęła mi przed oczami (dosłownie).
Już to pisałam, ale napiszę jeszcze raz, że to bardzo oryginalny pomysł.

A no i jeszcze cytat:
Cytat:
Zabawne, jak to działają ludzkie emocje. Ciągnie nas do drani, odsuwamy od siebie kogoś, kto chce nam pomóc. Potrzebujemy pocieszenia i ściskamy rękę drugiej osoby, nie rozumiejąc jej postępowania. Okłamujemy samych siebie, byleby tylko nie przyznać się do porażki. Doprawdy, żałosną istotą jest człowiek, zagubiony w świecie barier i zatartych ścieżek, jakimi podąża dobro.


Cudowny fragment Pozwolisz, że skopiuję sobie go na komputer ??

Czekam na kolejną część. Weny życzę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez InvisibleCone dnia Wto 19:02, 15 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:55, 15 Cze 2010    Temat postu:

Ach, niech ten Twój wen szaleje Ja tam się nie wypowiadam odnośnie szybkości pisania, bo jak usiądę rano, to wyłączam Worda tak gdzieś po drugie(oczywiście w nocy). Wiem, to uzależnienie, ale ja to lubię. Wiem, wszyscy uzależnieni tak mówią Nie muszę mówić, co robiłam przez ostatnie dwie godziny? Tak, wiesz? Ale mi dzisiaj odbija(z resztą, nie tylko dzisiaj)

No ok, porzuciłam Worda, aby napisać komentarz. Choć składny nie będzie, staram się jak mogę.

Jak zawsze mi się podobało

Cytat:
Mów mi Kacper


Ha, ha, ha, w tym momencie parsknęłam śmiechem. To takie... house'owe

Cytat:
Zabawne, jak to działają ludzkie emocje. Ciągnie nas do drani, odsuwamy od siebie kogoś, kto chce nam pomóc. Potrzebujemy pocieszenia i ściskamy rękę drugiej osoby, nie rozumiejąc jej postępowania. Okłamujemy samych siebie, byleby tylko nie przyznać się do porażki. Doprawdy, żałosną istotą jest człowiek, zagubiony w świecie barier i zatartych ścieżek, jakimi podąża dobro.


Podoba mi się ten fragment. Chyba marguerite. ma rację. Jest taki prawdziwy. Bardzo ładny

Czekam na ciąg dalszy.

Pozdrawiam ślicznie i życzę wena.
Szpilka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agnes
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 16 Maj 2010
Posty: 1023
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:45, 15 Cze 2010    Temat postu:

marg - ojej, dziękuję. Taak, jak ja się na coś uwezmę, to nie ma zmiłuj. W między czasie napisałam jeszcze jedną miniaturkę, którą też pewnie niebawem wstawię na forum. House i Cuddy na dobrej drodze. Zgadłaś, wiesz?

InvisibleCone - zawsze ten ton zaskoczenia I jasne, możesz kopiować. Jestem zaszczycona

Szpilka - mam to samo Ostatnio zaspałam do szkoły (no dobra, obudziłam się przed siódmą lekcją), bo nieco (tiaa) się zapisałam. I dziękuję za bardzo pozytywny komentarz.


No i przez was mój Wen znowu zaczyna skakać... Chyba zacznę pisać kolejną część


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin