Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Piekielnie dobry lekarz [Z]
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ziemniaczarka
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: polska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:01, 14 Sie 2009    Temat postu: Piekielnie dobry lekarz [Z]

<i>Zweryfikowane przez ziemniaczarka</i>
Sama nie wiem czemu, ale wymyślam takie oto zwariowane historyjki Może kogoś rozbawi tak jak mnie


Piekielnie dobry lekarz



Najlepszy diagnosta w New Jersey, a kto wie może i w całym kraju, spał sobie w najlepsze we własnym gabinecie, na służbowej wysłużonej kanapie, z twarzą przykrytą podręcznikiem „Immunologia dla zaawansowanych”. Śniła mu się wyjątkowo zakrapiana impreza sylwestrowa, bo wciąż słychać było wyskakujące z hukiem korki od szampana.
Gregory House nie mógł tylko zrozumieć, dlaczego jego ręka trzymająca wypełniony złocistym, musującym płynem kieliszek tak dziwnie podryguje…
- Możesz już przestać mnie szarpać. Obudziłem się, jakbyś nie zauważył – mruknął na wpół przytomny House w stronę swojego przyjaciela, Jamesa Wilsona.
- Boże, człowieku… - zaczął Wilson nerwowo mrużąc oczy i puszczając rękaw marynarki najlepszego przyjaciela – Szarpię cię od pięciu minut!
- No to Boże, czy człowieku? Zdecyduj się, bo mnie tam w zasadzie wszystko jedno jak się do mnie zwracasz – pokręcił głową diagnosta zastanawiając się, co tak wyprowadziło z równowagi na ogół spokojnego onkologa.
- Jesteś idiotą! – odgryzł się natychmiast James, jakby robił to już wcześniej milion razy. Co akurat było mocno zbliżone do prawdy. – Do tego najwyraźniej głuchym. Nie słyszałeś strzałów?
- Co? – zdziwił się mało inteligentnie House. – Przecież to były tylko korki od szampana… - dodał niejasno, myśląc że czegoś tu nie rozumie.
- Aha, a więc głuchota jednak odpada. Ale za to zostaje idiotyzm do kwadratu. Pozwól, że cię oświecę, śpiąca kulawa królewno. W szpitalu jest jakiś szaleniec z bronią. Na razie podziurawił tylko dwie ściany i sufit, ale lada chwila może zmienić obiekt snajperskich zainteresowań, bo wziął zakładniczkę – James spojrzał na zaskoczonego Grega House’a i znacząco pokiwał głową.
- Tylko mi nie mów, że nasza dzielna szefowa wlazła prosto w łapy jakiegoś maniaka, żeby nam wszystkim udowodnić, jak wspaniale sobie radzi w każdych negocjacjach – powiedział diagnosta wznosząc oczy ku niebu.
- Zwłaszcza w takich negocjacjach, w których główny argument robi w mózgu dziurę wielkości tunelu kolejowego – podsumował z niesmakiem Wilson. – Pewnie jak zawsze Cuddy będzie świetna.
- Co za kliniczny przypadek idiotyzmu! – krzyknął House tonem wyjątkowo diagnostycznym. – Ona nie ma za grosz instynktu samozachowawczego.
- Może i kiedyś miała. Ale potem poznała ciebie – onkolog jak zawsze trafił w dziesiątkę.
„Nieźle jak na zniewieściałego pseudopsychologa” – pomyślał przelotnie Greg House, nie czując jednak przesadnych wyrzutów sumienia. Może dlatego, że nie miał czegoś takiego jak sumienie. Ale ostatnie słowo i tak musiało należeć do diagnosty, nie na darmo nazywano go geniuszem:
- A może nasza super Cuddy jest przekonana, że uchyli się przed kulą jak w „Matriksie”? – Gregory udał, że na serio rozważa taką hipotezę. - Cóż, w obcisłym lateksowym wdzianku mogłoby się jej udać. Ale zwykła koronkowa bluzka z monstrualnym dekoltem? – House wdzięcznie pokręcił głową z miną pełną niesmaku. – Nie ma szans.
- Idziesz, czy będziesz pisał antologię filmu SF? – spytał kwaśno Wilson. – W razie gdybyś nie zauważył, jesteśmy facetami – podkreślił ostatnie słowo i spojrzał znacząco na głównego diagnostę. – Powinniśmy coś zrobić.
Greg House perfekcyjnie odegrał scenkę totalnego zdziwienia (zastanawiając się, dlaczego właściwie nie został aktorem, skoro był aż tak piekielnie dobry) i powiedział tonem odkrywcy:
- Aaa, to dlatego lepiej mi się sika na stojąco! No, to wszystko jasne. Dziękuję, doktorze Einstein! - Tylko że tobie, Jimmy, najwyraźniej wacek wyrósł przez pomyłkę, więc może przestaniesz mi mydlić oczy i pójdziesz znaleźć Foremana – zaproponował główny diagnosta ironicznym tonem.
Wilson udał oburzenie. W głębi ducha jednak przyznał rację przyjacielowi. Z całą pewnością nie chciał się znaleźć na linii ognia. Ani dziś, ani żadnego innego dnia.

Foremana nie trzeba było daleko szukać. Tkwił przyczajony za najbliższym rogiem jak rasowy zwiadowca. Gregory House swoim nieomylnym okiem dostrzegł dwie nietypowe rzeczy: wielki kłąb nylonowej żyłki i strzykawkę z przezroczystym płynem wystające z kieszeni kitla neurologa.
Nie miał jednak czasu skomentować dziwnego ekwipunku swojego podwładnego, bo Foreman na widok szefa przewrócił oczami i kiwnął w kierunku znajdującego się za nim korytarza.
- Chwila! – ostrzegawczo rzucił w jego stronę House. Usłyszał dziwny hałas i podszedł wyjrzeć na zewnątrz przez wielkie szpitalne okno. – SWAT. – powiedział z namysłem na widok biegających z karabinami umundurowanych ludzi w kuloodpornych kamizelkach. – Eryku, masz tam jakichś znajomych? Musisz mieć, w końcu ktoś cię przecież złapał i przymknął. Szef zespołu diagnostów z zadowoleniem zauważył, że czarnoskóry lekarz lekko się wściekł, więc ciągnął dalej:
- No, bądź dobrym murzynem i użyj swojego sprytu. Idź tam i zmuś tych palantów, żeby poczekali, aż wyciągnę Cuddy z łap terrorysty. Nie mam zamiaru sprzątać jej na szufelkę. Biorąc pod uwagę wielkość tyłka denatki, zajęłoby mi to z tydzień. Tylko pamiętaj: nie kradnij naszym stróżom prawa zegarków. Bardzo tego nie lubią.
Greg House uśmiechnął się na widok morderczego spojrzenia, jakie rzucił mu Foreman. Pewne rzeczy nigdy mu się nie znudzą. Odczekał, aż neurolog zbliży się do drzwi i dodał w kierunku oddalających się szerokich pleców podwładnego:
- Aha i niech sobie wybijają szyby na innym oddziale, nie na moim. Powiedz tym SWAT-kom na wszelki wypadek, że najkrótsza droga do porywacza jest przez ortopedię.
House był z siebie zadowolony: wkurzył Foremana, co nieczęsto mu się udawało, no i ten Jenkins, ordynator z ortopedii - ostatnio mocno mu się naraził, wygrywając z nim w pokera w oszukańczy sposób. „Niech ma za swoje” – pomyślał Greg i uśmiechnął się przewrotnie.

Podchodząc do oszklonych drzwi, za którymi znajdował się porywacz terroryzujący bronią Cuddy, Gregory House nie spodziewał się dwóch rzeczy. Po pierwsze, że jego najwidoczniej przerażona szefowa wygląda cudownie nawet z lufą wciśniętą w ucho i krwawiącą opuchniętą wargą. „Cudownie?! – pomyślał ze zgrozą - Jeeez, naprawdę jestem idiotą, skoro ślinię się na widok takiej cholernie głupiej baby!” Ale drugie zjawisko było jeszcze dziwniejsze: niewysoki ciemnowłosy terrorysta z magnum kaliber 45, który trzymał w trzęsącej się ręce, wyglądał po prostu żałośnie i prawdę mówiąc, był przerażony jeszcze bardziej od swojej zakładniczki.
„Robi się naprawdę ciekawie” – pomyślał House. I zdecydował, że najwyższy czas odegrać swoją rolę. Rzecz jasna, główną.

Na widok kulejącego nieogolonego mężczyzny w niebieskiej koszuli i grafitowej marynarce terrorysta przestał zwracać uwagę na Cuddy. Rozbieganymi ze strachu oczami obserwował jak drzwi się otwierają, a nieznajomy o przenikliwym spojrzeniu wchodzi do pokoju jakby nigdy nic, podpierając się czarną laską ozdobioną piekielnymi płomieniami.
- Cześć, jestem doktor House – odezwał się przybysz takim tonem, jakby znajdował się na średnio zajmującym przyjęciu z darmowymi drinkami. Zlustrował trzymającego broń trzęsącego się mężczyznę swoimi bystrymi oczami, uniósł brwi ze zdumieniem na widok kilku drobiazgów - różowej nitki na wyświechtanych spodniach bandyty i paru długich jasnych włosów na jego koszuli, a także małego białego pluszowego kotka leżącego pod krzesłem, na które nikt poza nim zapewne nie zwróciłby uwagi i zapytał spokojnie:
- Robisz to z jakiegoś konkretnego powodu, czy dla przyjemności?
Niebieskooki lekarz wiedział, że zgodnie ze swoim zamiarem zupełnie zbił z tropu uzbrojonego przeciwnika. Ale i wnerwił, bo facet nagle stanął za Cuddy i zacisnął ramię na jej szyi odcinając dopływ powietrza, a jednocześnie skierował lufę pistoletu w stronę nieproszonego gościa.
- A więc z jakiegoś bardzo ważnego powodu – tonem lekkiej konwersacji dorzucił genialny diagnosta rozglądając się nieznacznie po pokoju (w lufę czterdziestki piątki ani na Cuddy wolał nie patrzeć) i wciągając głęboko powietrze nosem. „Tequila” – skonstatował w myślach z przekonaniem, jakiego mógłby mu pozazdrościć alkoholik z 25-letnim stażem. Mimo wielu ekstrawagancji szefowa kliniki raczej nie używała tequili w charakterze perfum, chociaż może to i szkoda, została więc tylko druga możliwość. „Ciekawe. Gdybym miał strzelać (haha, genialnie pomyślane), powiedziałbym, że to Meksykanin”. Nagle zainteresowanie House’a wzbudziły lekko uchylone drzwi do następnego, mniejszego pokoiku, zazwyczaj używanego jako izolatka. Nie zwracając już uwagi na woniejącego tequilą porywacza Gregory House zaczął się przesuwać w stronę uchylonych drzwi.
- Nie ruszaj się! Stój, bo cię zabiję! – krzyknął bandyta nieludzkim głosem nie zwracając uwagi na wyrywającą się kobietę, którą wciąż dusił.
- Albo raczej JĄ zabijesz – powiedział diagnosta odwracając się i patrząc prosto w rozbiegane oczy człowieka, który celował do niego z pistoletu. – Twoją córkę. A właśnie – kontynuował słowną rozgrywkę House obserwując nagle pobladłą twarz porywacza – Czy wiesz, że zaraz udusisz najlepszą lekarkę specjalizującą się w pediatrii w tym całym szpitalu? – spytał niewinnie. Nie żeby mu specjalnie zależało, ale uznał, że warto jednak zachować Cuddy przy życiu. Czasami zdarzało się, że była naprawdę zabawna.
Bandyta rozluźnił uścisk i szeroko otwartymi oczami patrzył na tego niesamowitego lekarza, który nie nosił nawet fartucha, nie bał się ani jego, ani morderczej czterdziestki piątki i najwyraźniej czytał w ludzkich myślach. Skąd by inaczej wiedział o jego córeczce?
Upajając się łatwym zwycięstwem genialny diagnosta zwrócił się do niedoszłego dusiciela z propozycją nie do odrzucenia:
- Zrobimy tak: skoro już sterroryzowałeś cały szpital i o mały włos nie udusiłeś jego dyrektorki, bo masz chore dziecko, obejrzę tę małą, pobiorę krew i materiał do badań. Ty wypuścisz kobietę, a ona pójdzie do laboratorium i dopilnuje, żebyśmy mieli wyniki najszybciej jak się da.
- Nie! – krzyknął mężczyzna i ścisnął ramię Cuddy tak mocno, że jęknęła z bólu. Najwyraźniej nie zamierzał wypuścić zakładniczki zbyt łatwo.
- Nie? – powtórzył House, a jego przeraźliwie niebieskie oczy zabłysły, jakby tylko na to czekał. – Dobra, to poczekajmy aż mała umrze i zróbmy sekcję zwłok. Wtedy już na pewno się dowiemy, co jej było. Dla lepszego efektu dodał, płynnie przechodząc na hiszpański i wciąż hipnotyzując bandytę wzrokiem:
- Jesteś idiotą, amigo. Dopóki nie puścisz kobiety – MOJEJ kobiety, raczej nie będę w nastroju, żeby ci pomóc. Rozumiesz? – House obserwował swojego przeciwnika tak, jakby jego głowa była całkowicie przezroczysta. Widział trybiki obracające się i zazębiające w odpowiednich miejscach, tak żeby w końcu ich właściciel mógł dojść do jakiegoś sensownego wniosku:
- Si, senior – powiedział cicho Meksykanin. Madre di Dios, chyba już wiedział, kim jest ten dziwny facet. Powinien się od razu domyślić, gdy tylko zobaczył tę jego piekielną laskę. Teraz wreszcie rozumiał, czemu nieznajomy nie bał się kuli i miał śmierć za nic. Czemu przemówił do niego w ojczystym języku, chociaż nigdy wcześniej się nie widzieli. I skąd wiedział o chorym dziecku. Zrezygnowany schował broń do kieszeni, podniósł rękę i przeżegnał się nieznacznym gestem, po czym usiadł na stojącym w kącie krześle.

Cuddy obserwująca całą scenę jakby zza grubej zasłony (może to chwilowe niedotlenienie mózgu, albo wpływ adrenaliny), wreszcie opanowała dreszcze i otępienie na tyle, żeby się odezwać.
- House, ty beznadziejny idioto – wychrypiała usiłując skupić wzrok na twarzy podwładnego. – Po co tu wlazłeś…
- Pewnie chciałaś powiedzieć, że świetnie sobie radziłaś beze mnie? – wszedł jej w słowo diagnosta głosem ociekającym wręcz politowaniem. – A może właśnie ci przeszkodziłem w znokautowaniu dusiciela jednym celnym ciosem karate?
- Nie, chciałam powiedzieć, że jego córka ma ebolę – jęknęła Cuddy i oparła się o ścianę. Nogi miała dziwnie miękkie.
Jej najbardziej wkurzający podwładny spojrzał na swoją szefową beznamiętnie, po czym odezwał się nonszalancko przeciągając słowa:
- Nigdy nie sądziłem, że nadejdzie dzień, kiedy będę się cieszył z tego, że jesteś tak marną lekarką.
Cuddy tylko prychnęła.
- Nie masz pojęcia o eboli! – House podniósł głos, jak na szanowanego specjalistę od egzotycznych chorób zakaźnych przystało. – Gdyby to był wirus Ebola, pani doktor kategorii B, a może nawet i C – dogryzł swojej szefowej – dziewczynka już by nie żyła, a jej ojciec nie zawracałby nam głowy machając przed nosem jakimś zardzewiałym magnum!
I zwracając się do pochylonego na krześle Meksykanina szef oddziału diagnostycznego zapytał:
- Od kiedy dziecko choruje?
- Od tygodnia – odparł cicho czarnowłosy mężczyzna. – Chodziłem z nią po szpitalach, ale nie jestem ubezpieczony, nigdzie nie chcieli nam pomóc…
- Jesteś wdowcem? – kontynuował wywiad House spoglądając na jasny ślad po zdjętej niedawno obrączce na palcu swojego rozmówcy.
- Tak – odpowiedział wyraźnie zaskoczony mężczyzna i znów ukradkiem się przeżegnał. House uśmiechnął się diabolicznie. Rola piekielnego doktora bardzo mu przypadła do gustu. Nie musiał się zbytnio wysilać, co bardzo odpowiadało jego leniwej naturze.
- Kto opiekuje się małą, kiedy jesteś w pracy? – pytał dalej lekarz, badając siedzącego przed nim mężczyznę swoim przenikliwym wzrokiem.
- Córka mojej… sąsiadki. Ma 16 lat. – odpowiedział Meksykanin z zająknięciem.
Gregory House z zadowoleniem pokiwał głową. Kawałki układanki powoli ustawiały się na właściwych miejscach.
- No to pora w końcu zobaczyć ten „bardzo ważny powód” – podsumował diagnosta wskazując na drzwi izolatki. Oparł się na swojej czarnej lasce i przeszedł do pokoju obok mając za sobą ojca dziecka i oczywiście Cuddy. „Zawsze tam, gdzie jest jakieś cierpiące dziecko” – pomyślał z lekkim rozdrażnieniem pod adresem swojej szefowej.
Około pięcioletnia dziewczynka leżąca bez ruchu na szpitalnym łóżku była bardzo drobna. Miała zapadnięte policzki, szczuplutkie ramiona i chudziutkie rączki zaciśnięte na lalce Barbie, którą tuliła do siebie, jakby to była jej ostatnia deska ratunku. Diagnosta ledwie zwrócił uwagę na krew sączącą się z nosa i ust małej. Zainteresowały go natomiast jasne, długie włosy dziewczynki. Lekarz zerknął na leżący obok na krześle dziecinny sweterek w odcieniu różu z cekinowym motylkiem na przedzie i czapeczkę z serduszkiem, w którym ozdobnymi literami wyhaftowany był napis „Barbie”. Świat pięcioletnich dziewczynek był jak dla niego dziwnie obcym miejscem.
Ojciec małej nagle złapał House’a za ramię mamrocząc po hiszpańsku:
- Ratuj ją, dam ci wszystko co mam, tylko ją ocal. Została mi tylko moja córka. Nie odbieraj mi jej. Błagam!
Lekarz zerknął na Meksykanina spod oka. „No proszę, czyżby właśnie zaoferował mi swoją duszę w zamian za życie córki? Czy to nie piękny gest?” – pomyślał Greg z przekąsem. Rola demonicznego doktora, za którego uznał go zabobonny ojciec chorej dziewczynki, była spełnieniem aktorskich marzeń House’a, musiał więc odpowiednio zareagować:
- A na co mi twoja dusza? – spytał też po hiszpańsku diagnosta, zadowolony jak nigdy wcześniej, że Cuddy nie zna ani słowa w tym języku. - Ja szukam wyzwań, ciekawych osobowości. Twoja duszyczka jest jak flaki z olejem – zemdliłaby mnie. Chyba że… - zawiesił głos, czekając aż jego ofiara podejmie wyzwanie.
- Że co? – spytał niepewnie czarnowłosy mężczyzna.
- Chyba że jesteś naprawdę zły… Może gdybyś był pedofilem i sypiał ze swoją pięcioletnią córką, powodując krwotoki w jej ciele... To mogłoby być ciekawe – powiedział House udając, że niesłychanie go interesuje ta hipoteza.
Meksykanin wyglądał, jakby cała krew odpłynęła mu nagle z twarzy. Podniósł zaciśniętą pięść i błyskawicznym ruchem przywalił lekarzowi w brzuch. Cuddy krzyknęła i podbiegła w stronę zgiętego wpół podwładnego, zastanawiając się, co takiego ten idiota mógł powiedzieć ojcu dziewczynki.
- A jednak nie – uśmiechnął się Gregory House łapiąc powietrze i prostując się powoli. – Ale coś ci powiem, amigo. Pomogę twojej córce, bo szykuje się całkiem niezła zabawa.

- Co jej jest? – spytała Cuddy swojego najlepszego diagnostę przyciszonym głosem, gdy oboje skończyli badanie małej pacjentki.
- A jak sądzisz? – warknął House, bo najbardziej na świecie nienawidził głupich pytań, a to, które właśnie usłyszał, w tym momencie było jednym z najgłupszych.
- Nie mam pojęcia – przyznała szefowa szpitala klinicznego i spojrzała na diagnostę z niemą prośbą w oczach.
- No to zamiast tak stać i nie mieć pojęcia, pobierz dziecku krew do badań! – zarządził Gregory House. Zawsze się denerwował, gdy czuł na sobie jakąkolwiek presję.
- Dlaczego ja? – zaprotestowała słabo Cuddy.
Diagnosta roześmiał się ochryple:
- Bo ja się brzydzę chorych, zapomniałaś? Zwłaszcza dziewczynek.
Patrzył jak kobieta delikatnie wbija strzykawkę i napełnia ją krwią dziecka. Mała nadal leżała nieruchomo, wciąż trzymając swoją lalkę. „Dziewczynka i lalka…” – myślał House, z jakiegoś powodu uznając, że to bardzo ważna wskazówka. „Nie wiem tylko dlaczego lalka jest ważna” – zastanawiał się diagnosta daremnie wyczekując czegoś w rodzaju objawienia. Póki co, postanowił pozbyć się choć na chwilę Cuddy, której proszące spojrzenie wytrącało go z równowagi. Wysłał ją więc z próbką krwi do laboratorium.

Pani dziekan medycyny zrobiła co do niej należało. Pogoniła ekipę z laboratorium i uzyskała wyniki badań w ekspresowym jak na tych leni tempie.
- Mogłaś mi chociaż przynieść kanapkę! – oskarżycielskim tonem powitał ją House znacząco masując sobie żołądek.
Cuddy uśmiechnęła się przepraszająco, rezygnując z uszczypliwego komentarza. Naprawdę chciała pomóc tej biednej, ślicznej jak anioł dziewczynce, a najlepsze co mogła dla niej zrobić, to było ignorowanie zaczepek diagnosty.
- Miałeś rację, geniuszu – powiedziała Lisa Cuddy, chcąc pogłaskać ego swojego najbardziej zarozumiałego podwładnego. – To nie jest ebola.
Gregory spojrzał podejrzliwie na szefową. Rzadko się zdarzało, żeby na niego nie wrzeszczała, ale bycie miłą dla niego zdarzało się jej jeszcze rzadziej.
- Powiedź mi coś, czego nie wiem, kobieto! – warknął, bo nie miał zamiaru dać się złapać Cuddy na słodkie słówka. Dla geniusza, którym bez wątpienia był, wszystko było jasne, udawała, bo zależało jej na życiu dziewczynki. Tak jakby to mogło mieć jakikolwiek wpływ na tempo ustalania diagnozy! „Co za wredna manipulatorka! Wydaje się jej, że jak pociągnie za jakiś sznurek, to podam jej rozwiązanie?!” – denerwował się House w myślach.
- Poważne niedobory składników odżywczych i witamin, w tym prawie całkowity brak witamin K i D. Niedobór elektrolitów. – wyrecytowała brunetka spoglądając niebieskozielonymi oczami na swojego diagnostę i zastanawiając się, co takiego znowu źle zrobiła. Nie miała już do niego siły. – A za parę minut będziemy tu mieli cały oddział SWAT – dodała, choć wiedziała, że dla House’a nie ma to w tej chwili żadnego znaczenia.
- To widzę gołym okiem! Mała wygląda jak skóra i kości – rzucił diagnosta. – Głodzisz córkę? – spytał bezczelnie ojca dziewczynki, nie przejmując się zgorszoną miną szefowej.
- Nie! – krzyknął zrozpaczony ojciec i uderzył się w pierś.
- Tak, tak, rozumiem, oszczędź mi tego ckliwego bełkotu – zniecierpliwionym głosem powiedział diagnosta, prześladowany wciąż widokiem: lalka – dziewczynka. Ale nadal nie był ani o cal bliżej rozwiązania zagadki.


Cuddy nie przesadzała. Oddział SWAT rzeczywiście szykował się do akcji. Foreman był przekonujący, ale tylko do jakiegoś momentu. Teraz, patrząc na kapitana formacji, neurolog widział jak na dłoni, że nie powstrzyma go dłużej. Ale nie zamierzał się jeszcze poddać, bo znał kogoś, kto mógłby… Postanowił wykorzystać swoją wiedzę na temat sposobu myślenia mundurowych i spróbować jeszcze jednej sztuczki:
- Skoro obserwatorzy mówią, że panuje cisza, nie warto ryzykować siłowego rozwiązania. Przecież gdyby to rzeczywiście był terrorysta, dawno by pozabijał oboje zakładników – powiedział Foreman spokojnie, zwracając się do dowódcy SWAT. – Poza tym, niech pan pamięta – ten lekarz, o którym panu mówiłem, mój szef, jest wyjątkową osobą. „Nawet nie wiesz jak bardzo” – dodał w myślach.
Dowódca oddziału uniósł brwi w lekceważącym grymasie:
- Zakochał się pan w nim? Mam nadzieję, że chociaż z wzajemnością – powiedział z ironią.
Foreman skrzywił się i odparował:
- Ciekawe, czy będzie panu tak wesoło, kiedy rozpęta się afera na skalę całego kraju. Bo tak właśnie będzie, jeśli House’owi spadnie chociażby włos z głowy.
- Niby dlaczego? – mruknął kapitan Black bawiąc się w skupieniu paskiem od kabury.
- Ten facet jest geniuszem medycyny. Ratuje ludzi, na których inni lekarze postawili już krzyżyk. A wie pan, jakich ludzi? Na przykład senatorów kongresu, gwiazdy branży muzycznej, najsłynniejszych sportowców czy światowej sławy modelki. Nie ma sensu dalej wymieniać, jest pan zbyt bystry, by tego nie zrozumieć – zakończył neurolog pewny, że ryba chwyciła haczyk.
„Diabli nadali” – pomyślał Black ponuro. „Jakbym miał mało problemów”.
- A ta kobieta? O nią się pan jakoś nie martwi, a podobno jest szefową całego tego waszego szpitala – dogryzł czarnoskóremu lekarzowi, aby zyskać na czasie.
- Takich kobiet można znaleźć na pęczki – oznajmił Foreman poważnie. - Ale House – jest tylko jeden. „I całe szczęście” – pomyślał neurolog filozoficznie, kontynuując rozmowę:
- Proponuję, żeby pan sam tam poszedł i porozmawiał z doktorem Housem. Podejmie pan decyzję na podstawie oceny sytuacji. To zbyt poważna sprawa, żeby posyłać kogoś mniej doświadczonego – zakończył zgrabnie Foreman, sam się sobie dziwiąc jak łatwo mu idzie manipulowanie.
- Szkoda, że nie jest pan taki głupi, na jakiego wygląda – podsumował ciężko Black, zasuwając zamek kamizelki z kewlaru. – Wrócę za jakiś kwadrans.


House, wywołany na korytarz za pomocą pagera przez Foremana, z twarzą zasłoniętą maseczką chirurgiczną i w lateksowych rękawiczkach, zmierzył wzrokiem równie wysokiego jak on sam, ale lepiej zbudowanego mężczyznę w pełnym umundurowaniu bojowym.
Dla Blacka było to trochę dziwne doświadczenie: na ogół ludzie na widok broni i naszywek SWAT stawali się raczej pokorni i lekko wystraszeni. Zupełnie jakby każdy z nich miał coś na sumieniu. Ale ten szczupły kulejący facet o przeszywających oczach – nie. Co więcej, lekarz gapił się na niego bezczelnie i zamiast na przykład błagać o pomoc, najwyraźniej się uśmiechał, choć pod chirurgiczną maską nie było tego widać.
- Jestem kapitan Black – powiedział w końcu antyterrorysta, decydując się przerwać niezręczną ciszę.
House parsknął śmiechem:
- Szkoda, że nie jest pan czarny! Rozbawiony diagnosta zerknął przy okazji na rękaw koszuli kapitana. „Syrop klonowy?” – pomyślał na widok paru złocistych gęstych plamek.
- Świetny dowcip – skomentował niewzruszony Black. – Na poziomie sześciolatka.
- Dzięki – machnął ręką Greg House i dodał: - Od razu poczułem się młodziej.
Antyterrorysta zdecydował się przejść do natarcia:
- Skoro już sobie żartujemy, to proszę mi opowiedzieć, jaka jest sytuacja, albo za dwie minuty mój oddział zajmie ten oddział.
House zdecydował się na drobne ustępstwo. W końcu i tak miał zamiar wygrać całą bitwę:
- Facet, który tu wtargnął, ma chorą córeczkę. Od tygodnia mała cierpi z powodu krwotoków. Odsyłali go z każdej przychodni, bo nie mają ubezpieczenia. Dlatego przyszedł tutaj, po pomoc.
- I sterroryzował szpital biorąc zakładników – dorzucił Black stukając paznokciem o kaburę przytroczoną do pasa. – Doktorze House, bądźmy ze sobą szczerzy – kapitan zaapelował do lepszej strony natury diagnosty. Niestety, nie wiedział, że w przypadku House’a było to zupełnie bezcelowe. - Ma pan tu cały arsenał leków. Nawet jeśli ten zdesperowany ojciec grozi panu i pana szefowej bronią, możecie go uśpić – jeden zastrzyk i po wszystkim. My zajmiemy się resztą.
Niebieskie oczy diagnosty stały się śmiertelnie poważne:
- Nie mogę uśpić tego człowieka, kapitanie. Jest mi potrzebny jako źródło informacji o chorym dziecku. Dziewczynka jest nieprzytomna.
„Tego już za wiele” – pomyślał Black czując, że diabli wzięli jego opanowanie. Nie będzie trzymał całego oddziału antyterrorystów pod tym cholernym szpitalem przez jednego szurniętego lekarza! Nawet jeśli ten medyczny geniusz zdążył wyleczyć pół kongresu i cztery drużyny futbolowe!
- Wypyta pan sobie troskliwego tatusia w areszcie – oznajmił zimno kapitan, czując że w środku coś mu się gotuje. - Wchodzimy!
Ku zdumieniu Blacka doktor House nagle nachylił się ku niemu i dotykając bojowej kamizelki zapytał z chłopięcą ciekawością:
- Czy to jest z kewlaru?
- Co? – zapytał zdezorientowany dowódca, patrząc na zaciekawionego lekarza i zastanawiając się, kto tu właściwie zwariował.
House nieznacznym ruchem ręki wyciągnął koniec papierowej koperty wetkniętej w boczną kieszeń munduru kapitana, spojrzał na znaczek w kształcie klonowego liścia i adres wypisany ładnymi, równymi literami, po czym wepchnął kopertę głębiej i powiedział znacząco:
- Zawsze chciałem mieć kuloodporną kamizelkę.
„No nie!” – pomyślał Black tracąc resztki cierpliwości i krzyknął:
- Nie oddam panu mojej kamizelki!
- Jak to? – zapytał lekarz z wyrzutem. – Przecież jestem zakładnikiem! Jak pan będzie mógł żyć, kiedy posiekają mnie kule, tylko dlatego że nie chciał mi pan dać kewlarowej kamizelki?
- Jakoś sobie poradzę – oznajmił antyterrorysta, próbując się opanować. – A wracając do sedna, podjąłem decyzję: zaraz wydam rozkaz wkroczenia na teren szpitala.
- Nie sądzę – spokojnie powiedział Gregory House, dając przeciwnikowi do zrozumienia, że pora na kontratak. – Jak pan myśli, kapitanie, dlaczego to noszę? – spytał lekarz postukując palcem odzianym w lateks w maseczkę, którą miał na twarzy.
Black nie mógł się powstrzymać, choć wiedział, że przynajmniej dwóch ludzi prawdopodobnie słuchało i oglądało transmisję jego rozmowy z Housem przekazywaną przez standardowy zestaw elektroniczny na wyposażeniu każdego z członków oddziałów SWAT:
- Bo ma pan paskudną i niewyparzoną gębę? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
- To przede wszystkim – uśmiechnął się House. – Ale jest jeszcze jeden drobiazg: podejrzewamy, tzn. moja szefowa podejrzewa, że dziewczynka ma gorączkę krwotoczną. Słyszał pan może o wirusie Ebola?
Nagła zmiana wyrazu twarzy dowódcy świadczyła według diagnosty, że słyszał – i to niejedno.
- Myślę, że to całkiem wystarczający powód – kontynuował bezlitośnie House. – Dopóki nie ustalimy diagnozy i nie otrzymamy testów wirusologicznych, nikt nie powinien się tu zbliżać. Chyba że ma akurat ochotę umrzeć w męczarniach. Wtedy – zapraszam.
„To było piekielnie dobre” – pomyślał z dumą geniusz zła, patrząc na zdruzgotanego kapitana. Ale nie zamierzał jeszcze odpuszczać. „Żeby wygrać bitwę, nie wystarczy zwyciężyć w jednym starciu, trzeba jeszcze zmiażdżyć przeciwnika” – ukuł sobie na poczekaniu zgrabne powiedzonko i zadał następny cios:
- A tak między nami, miłośnikami kewlarowych kamizelek, powiem panu w zaufaniu coś jeszcze – z Kanady też można przywieźć całą masę naprawdę paskudnych chorób.
Kapitan Black zdrętwiał i rozdziawił usta, po czym nagłym ruchem zdarł z głowy urządzenie komunikacyjne przerywając transmisję.
- Czemu pan wspomniał akurat o Kanadzie, doktorze? – powiedział nieswoim głosem.
- Ma pan rodzinę w Kanadzie? – zapytał niewinnie House, doskonale znając odpowiedź.
- Taak. Moja córka jest na wakacjach u wujostwa… - odparł z wahaniem dowódca.
- Jakie ma objawy? – diagnosta postanowił iść za ciosem. Widząc dziwne spojrzenie Blacka, dodał tonem wyjaśnienia:
- Niechęć do lekarzy, rozdrażnienie, a także zdenerwowanie na dźwięk słów „chore dziecko” – gdybym to pana miał zdiagnozować, kapitanie, powiedziałbym, że ktoś z najbliższej rodziny nie czuje się najlepiej.
Kapitan Black potrząsnął głową w akcie desperacji i odpowiedział z wyraźnym wysiłkiem:
- Skarży się na bóle w podbrzuszu, ma wymioty, zawroty głowy i brak apetytu…
- Ile ma lat? – spytał House.
- Osiemnaście – odparł dowódca.
Gregory House nie był durniem. Dlatego uznał, że są lepsze sposoby popełnienia samobójstwa, niż uświadomienie dowódcy elitarnego oddziału SWAT, że zostanie dziadkiem małego Kanadyjczyka lub Kanadyjki. Gdyby osobiście miał wybierać, wolałby raczej odejść z tego świata, powiedzmy, uprawiając seks ze swoją szefową na motorze podczas jazdy.
Ta sugestywna scenka tak mocno opanowała wyobraźnię diagnosty, że dopiero po chwili zdołał się ogarnąć na tyle, żeby powiedzieć słabym głosem:
- Może pan przywieźć córkę, gdy to wszystko się skończy. Zrobię jej badania. Podejrzewam jakiegoś pasożyta, ale 7-miesięczna terapia powinna się z nim uporać.




Dwaj zastępcy kapitana Blacka, operator systemu komunikacyjnego oraz przyczajony za ich plecami Foreman doskonale się bawili słuchając rozmowy swojego dowódcy z tym piekielnym lekarzem.
- Zapędził naszego bossa w kozi róg – chichotał jeden z zastępców.
- Boże, w życiu się tak nie uśmiałem. Muszę to nagrać na płytkę zanim Black wróci – oznajmił technik kolegom trzymając się za brzuch.
- Szkoda tylko, że nie słyszeliśmy co było dalej – poskarżył się drugi z antyterrorystów. – Dlaczego kapitan zdjął komunikator? Nie lubi Kanady?
- Cholera wie – oznajmił beztrosko technik. – Ale chciałbym wiedzieć, co mu powiedział ten doktor.
„Ja też” – pomyślał rozbawiony Foreman. I zaczął się zastanawiać, czym przekupić swojego szefa, żeby opowiedział mu zakończenie tej rozmowy.



Spławiwszy wreszcie pokonanego dowódcę antyterrorystów, Gregory House wpadł ze zwykłym sobie impetem do pokoju małej pacjentki, zdzierając maskę oraz rękawiczki.
Cuddy siedząca obok łóżka i gładząca dziewczynkę po włosach spojrzała na swojego nieprzewidywalnego pracownika pytająco:
- Przestraszył się kanadyjskich pasożytów – machnął lekceważąco ręką diagnosta. – Mamy go na jakiś czas z głowy.
Lekarka uznała, że lepiej nie pytać. Wbrew temu, czego uczono ją na studiach medycznych, szaleństwo mogło być jednak zaraźliwe. Przez cały czas nieobecności House’a jego szefowa rozmyślała o tym, co takiego ten geniusz musiał powiedzieć Meksykaninowi, że zdołał go sobie całkowicie podporządkować. Żałowała, że nigdy nie uczyła się hiszpańskiego.
„Mogłabym po prostu go spytać” – powiedział z wahaniem cichy głosik w głowie Cuddy.
„Ale wydaje mi się, że miał jakiś powód, żeby mówić w języku, którego nie rozumiem”.
„Czy ty aby nie popadasz w lekką paranoję? – spytał z przyganą drugi głosik. „Dlaczego wszystko co robi House, bierzesz do siebie?”
Lisa zastanowiła się: „Właściwie, racja. Niby czemu? Facet wygląda na Meksykanina, więc Greg rozmawiał z nim po hiszpańsku. To logiczne! Przecież nie gadałby z nim po chińsku!”
Rozsądna, odpowiedzialna pani dziekan nagle zdała sobie sprawę, że słyszy jakieś głosy we własnej głowie, a co gorsza, że wróciła do punktu wyjścia, nadal nie mając pojęcia, co ten piekielny poliglota powiedział ojcu dziewczynki. I to wszystko było – jak zwykle – winą House’a.

Gregory House na swoje szczęście nie miał żadnych głosów w głowie. I tak pracownicy znajdującego się piętro wyżej oddziału psychiatrycznego zbyt często powtarzali słowo „cyklofrenia” na jego widok. Starał się po prostu skupić na chorobie dziewczynki.
- Chodź tu, Cuddy! – mruknął diagnosta, nie patrząc na szefową, a kiedy podeszła, chwycił pasmo jej kędzierzawych włosów i zaczął nawijać je na swój palec.
- No co? – zapytał obronnym tonem, widząc dziwne spojrzenie swojej szefowej. – Kiedy myślę, muszę czymś zająć ręce!
- Aaa, więc powinnam podziękować Bogu, że zająłeś ręce moimi włosami, a nie… czymś innym – powiedziała Lisa i zatkała sobie usta ręką, myśląc spłoszona: „O, do diabła!”.
- Cuddy, w pokoju jest małe dziecko, opanuj się! – zganił ją zgorszony House i dodał: - Czymś innym zajmę się wieczorem, u ciebie w domu, gdy już skończymy jeść… - genialny diagnosta nagle urwał w pół słowa i spojrzał badawczo na dziewczynkę z lalką w rękach.
- Toksykologia. Natychmiast. – powiedział surowym tonem zwracając się do swojej szefowej. - Dzwoń do laboratorium, niech szukają wszystkich składników środków odchudzających.
- Co? – zaprotestowała lekarka zaskoczona nagłym rozwojem sytuacji. – Kto byłby takim kretynem, żeby podać pięciolatce środki odchudzające?!
- Czy ty w ogóle myślisz? – zdenerwował się House. – Wiem, że nie wtedy, kiedy ja jestem w tym samym pomieszczeniu, bo bym zauważył. Ale tak w ogóle? Popatrz na dziewczynkę i na lalkę – widzisz jakieś podobieństwa?
Cuddy spojrzała posłusznie we wskazanym kierunku.
- Noo, jasne długie włosy. Ładna buzia…
Zniecierpliwiony diagnosta wpadł jej w słowo:
- Wychudzenie! Chodziło mi o to. Wiem, że dla ciebie to obce słowo, w końcu twój tyłek jest jego totalnym zaprzeczeniem – zauważył zgryźliwie. – Ktoś spostrzegł, że dziewczynka bardzo lubi tą koszmarną, nieproporcjonalnie anorektyczną lalkę Barbie, a nawet trochę ją przypomina i wmówił małej, że powinna się jeszcze bardziej upodobnić do lalki. Jak? – proste: brać środki odchudzające.
- Kto? – wykrztusiła zszokowana lekarka, w ułamku sekundy zdając sobie sprawę, że diagnosta ma najprawdopodobniej rację – wskazywały na to wszystkie objawy.
Lekarz podszedł do Meksykanina z miną mówiącą bardzo wyraźnie „teraz nic mnie już nie powstrzyma”:
- Jesteś wdowcem – rzucił – więc z kim uprawiasz seks?
- House, nie przesadzasz przypadkiem? – spytała słabo Lisa Cuddy.
- Przesadzam? – powtórzył diagnosta z niebezpiecznym błyskiem w oku. – Ja nawet nie mam ogródka!
Administratorka pożałowała, że w ogóle się odezwała. „Coś w niego dzisiaj wstąpiło” – pomyślała i obiecała sobie w duchu, że nie pozwoli się wyprowadzić z równowagi.
Inna sprawa, że obiecywała to sobie niemal każdego dnia – jak dotąd bez skutku.
Geniusz dedukcji nie miał zamiaru czekać na odpowiedź ojca dziewczynki:
- Czekaj, niech pomyślę – powiedział natchnionym głosem. – Szesnastoletnie dziewczyny o ile mi wiadomo, mają lepsze rzeczy do roboty niż niańczenie dzieci sąsiadów. Ale ty przecież nie jesteś pedofilem, więc może z jej mamą? Seksowna sąsiadka? – zakończył swoje rozważania wpatrując się bez zmrużenia oka w skulonego mężczyznę.
Mina ojca dziewczynki mówiła sama za siebie.
- Na twoim miejscu – powiedział House brutalnie do Meksykanina – nie sypiałbym z babą, która chciała ukatrupić ci dziecko. Uznała pewnie, że ty możesz się jej przydać – w wiadomym celu, ale dziewczynka? Po co jeszcze jedna gęba do wyżywienia? Wykorzystała własną córkę, żeby wmusić dziecku środki odchudzające i czekała tylko, aż toksyny załatwią sprawę raz na zawsze.
Mężczyzna ukrył twarz w dłoniach, ramiona mu się trzęsły.
- Podtruwany tabletkami na odchudzanie dla dorosłych dziecięcy organizm zareagował wyniszczeniem, awitaminozą i krwotokami – ciągnął diagnosta, nie czując żadnej satysfakcji z rozwiązania zagadki. Wolałby po prostu, żeby to nigdy się nie zdarzyło. „Chyba za dużo przebywam w towarzystwie Cuddy” – pomyślał niejasno House spoglądając na leżącą nieruchomo dziewczynkę.
Meksykanin najwyraźniej zdołał się już opanować, bo powiedział przez zaciśnięte zęby:
- Zabiję ją!
Gregory House nie spodziewał się po nim niczego innego:
- Akurat! Siedząc w więzieniu za atak terrorystyczny na szpital, porwanie, no i oczywiście, gdzie ja mam głowę, usiłowanie zabójstwa – tu diagnosta kiwnął w stronę swojej szefowej, pokazując palcem ślady na jej szyi i spuchniętą wargę – będziesz mógł bardzo dużo zrobić! Na przykład tablic rejestracyjnych! A twoje dziecko po wyleczeniu trafi prosto do przemiłego sierocińca.
Meksykanin był przestraszony jak diabli. „No jasne – skomentował na swój własny użytek House – teraz dopiero to do niego dotarło. Był tak zajęty chorym dzieckiem, że nie pomyślał o konsekwencjach. Cholerny idiota!”
- Ale ja nie chciałem nikogo skrzywdzić! – wyskamlał ojciec dziewczynki patrząc błagalnie to na Cuddy, to na tego piekielnego lekarza.
- A dlaczego ona ma spuchniętą wargę? – oskarżycielskim tonem wypalił diagnosta wskazując znowu opuchniętą wargę swojej szefowej. – Bo walnąłeś kobietę w twarz!
Greg House nie wiedział, dlaczego się aż tak tym przejął. Sam w końcu już parę razy miał ochotę złoić skórę swojej wrednej szefowej.
- Hm – mruknęła Lisa Cuddy z zażenowaniem. – To akurat moja wina. Po prostu szarpnęłam głowę w niewłaściwym momencie i uderzyłam się o jego podbródek.
Niewysoki Meksykanin pokiwał gorliwie głową i na dowód zademonstrował spory siniak w okolicy podbródka.
House zamknął oczy i sięgnął ręką do kieszeni po fiolkę Vicodinu. Gdy natykał się na głupotę w najczystszej postaci, zawsze wolał nie przyglądać się jej za bardzo.
- Ale duszenia się nie wyprzesz – oznajmił diagnosta po chwili, patrząc znów na ojca dziewczynki, gdy tylko przełknął znajomą tabletkę. – Sam widziałem.
- Eee tam, zdawało ci się – odezwała się nagle lekkim tonem Cuddy, która najwidoczniej postanowiła działać, kiedy tylko usłyszała o sierocińcu. Administratorka uśmiechnęła się bezczelnie do swojego podwładnego i oznajmiła patrząc mu prosto w oczy:
- Przecież to ty tak mnie ścisnąłeś za szyję! Już nie pamiętasz? Po prostu tak bardzo ucieszyłeś się na mój widok! Mogę to zeznać nawet pod przysięgą.
- Dzięki! – wyszeptał z ulgą przygnębiony ojciec małej pacjentki.
Szef zespołu diagnostycznego nie powiedział nic, bo najwyraźniej w świecie właśnie mu odjęło mowę. Ale jak się okazało, nie na długo:
- Nawet jeśli to ja cię tak „uściskałem” – powiedział z namysłem do swojej przebiegłej szefowej – co z resztą?
- Z porwaniem? – spytała spokojnie Cuddy. – Nie było żadnego porwania. Przyszłam tu sama i z własnej woli, bo chciałam pomóc dziecku. Znasz moje dobre serce.
Greg House w tej właśnie chwili nie wytrzymał i po prostu parsknął śmiechem. W odpowiedzi na oburzone spojrzenie szefowej odparł tonem wyjaśnienia: - Dla wszystkich, tylko nie dla mnie.
Administratorce zrobiło się trochę głupio. Może rzeczywiście coś w tym było? Ale zdecydowała, że na razie są ważniejsze sprawy do załatwienia:
- Żadnego ataku terrorystycznego też nie było – oznajmiła obu mężczyznom znajdującym się w pokoju. - Ojciec po prostu chciał ratować córkę – każdy sędzia to zrozumie, zwłaszcza jeśli doktor House, zeznając w charakterze świadka, stwierdzi u niego genetyczną skłonność do chorób serca lub udarów mózgu.
- Dobry pomysł – podchwycił diagnosta. – Czyli nasz znajomy Meksykanin posiedzi w areszcie góra parę dni? A na rozprawie zostanie uniewinniony? – upewnił się spoglądając na szefową z czymś w rodzaju szacunku.
- Oczywiście – oświadczyła Lisa Cuddy z granitową pewnością w głosie. – Mam paru znajomych dziennikarzy, nic wielkiego – „New York Times”, „Washington Post” – ale powinno wystarczyć. Media uwielbiają zrozpaczonych ojców walczących o życie córek ze złym systemem.
Gregory House spojrzał na swoją szefową z dziwną mieszaniną rozbawienia, zachwytu i zazdrości:
- Rozumiem – stwierdził. – Chciałbym się jeszcze tylko dowiedzieć: gdybym to ja miał trafić do sierocińca, co byłabyś skłonna dla mnie zrobić?
- Bardzo dużo! – westchnęła Cuddy, dając do zrozumienia swojemu wyjątkowemu podwładnemu, że jest mu wdzięczna za rolę, jaką odegrał w całej sprawie.
House’a zatkało.
- Zatrzymamy dziewczynkę w szpitalu na oddziale pediatrycznym, pod moją osobistą opieką, aż ją pan odbierze – administratorka zapewniła ojca pacjentki unikając starannie wzroku obu mężczyzn. Jeden powód znała: nigdy nie mogła patrzeć na łzy w oczach dorosłego faceta. A nad drugim - wolała się jednak nie zastanawiać.


Gdy niedoszłego terrorystę, zakutego w kajdanki przez członków grupy SWAT, zapakowano do furgonetki i wywieziono na komisariat, a dziewczynce podano w końcu odpowiednie leki, Gregory House i jego szefowa mogli wreszcie zamienić parę słów w zaciszu dyrektorskiego gabinetu.
Jak przystało na bohatera dnia, geniusz diagnostyki rozwalił się na kanapie i wyzywająco popatrywał na stojącą przed nim kobietę.
- Musimy ustalić parę drobiazgów, zanim pojedziemy złożyć zeznania na komisariat – oznajmił z miną świadczącą jednoznacznie, że właśnie szykuje kolejną diabelską niespodziankę.
- Na przykład jakich? – spytała Cuddy udając, że poza podwładnego nie robi na niej żadnego wrażenia, choć włożyła rękę do kieszeni fartucha obronnym gestem. „Co to?” – pomyślała zaskoczona, macając podłużny, niewielki metalowy przedmiot z jakimiś przyciskami. „I skąd to się wzięło w mojej kieszeni?” Lekarka przypomniała sobie, że zanim weszła do pokoju okupowanego przez terrorystę, rozmawiała tylko z jedną osobą. Wilson musiał jej wsunąć to urządzenie w kieszeń fartucha, kiedy się odwróciła. „Kochany Jimmi” – rozczuliła się Lisa, domyślając się, do czego służy metalowe pudełeczko. „To chyba włączony dyktafon…” James Wilson chciał, żeby w razie czego jego przyjaciółka, znajdując się w ekstremalnie niebezpiecznej sytuacji, dysponowała jakimś dowodem, czy też miała zabezpieczenie w postaci nagrania. Genialne!
- Na przykład takich – powiedział z piekielną satysfakcją Greg House – że ślady na twojej szyi powstały podczas dzikiego seksu, który uprawialiśmy w moim gabinecie, powiedzmy – trzy godziny temu. Nie zgadzam się na bycie idiotą i zeznanie pod przysięgą, że uściskałem cię z radości. Seks – to co innego. Usprawiedliwia każde krzywoprzysięstwo.
Mina Cuddy momentalnie zrzedła. No tak, nie powinna była się łudzić, że House pozwoli jej zbyt długo cieszyć się zdobytą przewagą. Szanowana pani dziekan medycyny, piastująca odpowiedzialne stanowisko dyrektorki szpitala wyobraziła sobie reakcję sędziów, ławy przysięgłych, świadków i publiczności, składającej się głównie z pracowników jej kliniki, na perwersyjne oświadczenie głównego diagnosty, zeznającego pod przysięgą.
„Katastrofa!” – pomyślała Cuddy, tracąc całą pewność siebie. Musiała za wszelką cenę znaleźć kartę przetargową i spróbować zażegnać kryzysową sytuację, dlatego powiedziała szybciutko:
- Zaczekaj tutaj, Greg, muszę iść do toalety, zaraz wracam! – i nie czekając na jego odpowiedź wyszła z gabinetu, kierując się w stronę sanitariatów.
„Tylko bądź tam, Jose, proszę!” – Lisa Cuddy błagała w myślach starego salowego, zatrudnionego na pół etatu, podchodząc do składziku, w którym zazwyczaj staruszek przesiadywał.
- O, pani dyrektor! Już zabieram się do pracy! – wyjąkał drobny, pomarszczony starzec, chowając pospiesznie do kieszeni niedojedzoną kanapkę.
- Nie, nie, Jose! – przerwała mu najwidoczniej bardzo zdenerwowana szefowa. – Nie o to chodzi, potrzebuję, żebyś mi coś przetłumaczył z hiszpańskiego, dobrze?
Zbaraniały salowy kiwnął głową. Administratorka wyjęła z kieszeni dyktafon, obejrzała go w taki sposób, jakby widziała urządzenie po raz pierwszy w życiu, co według jej pracownika było dziwne i zaczęła szukać odpowiedniego fragmentu przyciskając jakieś guziczki.
W końcu jej się udało, bo podetknęła metalowe pudełeczko staremu pod nos z miną pełną oczekiwania.
- O! – zdziwił się ponownie staruszek po wysłuchaniu krótkiego kawałka nagrania. – To głos doktora Ho…
- Tak, wiem, Jose! Powiedz mi tylko, co on mówił? – przerwała mu szybko dyrektorka.
Stary Jose spojrzał przeciągle na swoją szefową i rzekł:
- Powiedział: „Jesteś idiotą, amigo. Dopóki nie puścisz kobiety – MOJEJ kobiety, raczej nie będę w nastroju, żeby ci pomóc. Rozumiesz?”
Cuddy zrozumiała. I zaniemówiła. „Mojej kobiety” – pomyślała spłoszona i jednocześnie trochę z siebie dumna, że udało się jej tego dowiedzieć. Podziękowała pospiesznie i nieco chaotycznie staruszkowi, prosząc go, żeby nikomu o tym nie mówił, po czym jak najszybciej wróciła do swojego gabinetu, myśląc gorączkowo po drodze: „Czy to możliwe, że House naprawdę uważa mnie za SWOJĄ kobietę?”

Tymczasem sprawca piekielnego zamieszania w duszy Lisy Cuddy siedział nadal na kanapie walcząc z narastającym zniecierpliwieniem:
- Ile czasu można sikać, do diabła! Chyba że moja szefowa ma zapalenie pęcherza, co by wiele wyjaśniało. W takim razie chętnie służę pomocą jako doświadczony nefrolog…
Nagle Cuddy pojawiła się z powrotem, wyraźnie z czegoś zadowolona, co z kolei nie wróżyło zbyt dobrze naczelnemu diagnoście.
Jakby dla podkreślenia zdobytej przewagi, administratorka usiadła z rozmachem obok House’a i spytała z uśmieszkiem pokazując mu niewielki, mieszczący się w dłoni metalowy przedmiot:
- Wiesz, co to jest?
Gregory House zamarł. Nie do wiary! Dyktafon? Czy ta diabelska baba naprawdę nagrała wszystko? Ich dialogi, całą tę pokręconą sytuację z meksykańskim terrorystą? Spojrzał ostrożnie na rozpromienioną twarz szefowej. No tak, oczywiście. „Houston - mamy problem!” – pomyślał diagnosta i spojrzał na sufit, jakby się spodziewał, że znajdzie tam jakieś rozwiązanie. Ale znalazł jedynie zakurzony żyrandol.
Administratorka przełknęła ślinę i powiedziała uroczyście:
- Masz prawo pogrążyć karierę i reputację wrednej szefowej, której jak widać nienawidzisz, zeznając przed sądem, że ślady duszenia powstały na skutek uprawiania seksu. Z tobą. Ale ja, jako TWOJA kobieta, mam z kolei prawo prosić, żebyś zeznał coś innego, nie niszcząc mi przy okazji życia.
W głowie House’a zapanował kompletny zamęt. Powoli próbował połączyć fakty: dyktafon, nagłe wyjście do toalety (ktoś z personelu musiał jej przetłumaczyć hiszpański tekst) i to niezwykłe oświadczenie…
- Tym bardziej, MÓJ genialny mężczyzno – ciągnęła Cuddy całkowicie panując nad sytuacją – że dysponuję kilkoma naprawdę mocnymi argumentami za pokojowym rozwiązaniem konfliktu.
- Na przykład…? – zapytał House zupełnie nieswoim głosem.
- To elementarnie proste: zapomnij o kłamstwie na temat seksu ze mną, a w zamian oferuję ci prawdziwy seks ze mną, na przykład dziś wieczorem, w dowolnie wybranym pokoju. Wybór należy do ciebie – dodała niskim głosem brunetka, bawiąc się jednym ze swoich loków.


- To nie fair! – po raz chyba setny powiedział House tonem rozkapryszonego dziecka, kiedy siedząc na przednim fotelu samochodu Cuddy jechał wraz ze swoją szefową w kierunku komisariatu.
- Wiem! – pokręciła głową Lisa Cuddy. – Ale to ty zacząłeś!
- Jesteś złą i wredną babą! – oświadczył rozżalony diagnosta.
- I kto to mówi? – spytała spokojnie brunetka skupiając się na prowadzeniu samochodu. – Diaboliczny doktor House?
- Dobrze wiesz, że dając mi taki wybór, nie dałaś mi żadnego – warknął Greg.
- Iii tam, demonizujesz – zbagatelizowała go szefowa. – Przecież dałam ci jakiś wybór: między sypialnią, salonem i kuchnią. Już się zdecydowałeś? – spytała.
- Jest jeszcze łazienka – przypomniał jej House jakby nieco mniej obrażonym tonem.
- Jak sobie życzysz – zgodziła się spokojnie administratorka, zaśmiewając się w duchu ze swojego wyjątkowo upartego pasażera. „Skoro ma mu to poprawić nastrój…” – pomyślała czule pod adresem niebieskookiego diagnosty i zaczęła w myślach robić przegląd swoich szuflad z bielizną. Zdecydowanie dzisiejszy wieczór wymagał wyjątkowej oprawy.


Kapitan Black stał właśnie przy dystrybutorze z kawą i ponuro rozmyślał o czekającej go nazajutrz podróży do Kanady, kiedy zobaczył swojego kolegę, detektywa Jamesa Tajta, wychodzącego z pokoju przesłuchań. Kierowany ludzkim współczuciem wrzucił kolejną monetę do maszyny, odczekał aż automat nalał kawę do plastikowego naczynia i wyciągnął rękę z kubkiem aromatycznego napoju w stronę zbliżającego się detektywa.
- Dzięki! – powiedział Tajt z wdzięcznością i upił duży łyk.
- Co tam - zapytał Black. – Ciężkie przesłuchanie?
- Boże, nie masz pojęcia jak! – poskarżył się kolega. – Dostałem sprawę tego twojego terrorysty.
Kapitan zrobił minę wyrażającą zaskoczenie, co niezupełnie było zgodne z prawdą. Poświęcił prawie godzinę, przekonując komendanta, żeby powierzył tę sprawę komuś innemu, wymawiając się chorobą córki i koniecznością wyjazdu, byle tylko nie musieć znowu rozmawiać z niejakim doktorem Housem.
Tajt najwidoczniej był u kresu wytrzymałości, chociaż śledztwo dopiero się zaczęło.
- Chłopie – powiedział z lekkim obłędem w oczach. – Tych dwoje lekarzy wmawia mi, że nie było żadnego napadu, żadnego porwania i w ogóle nic nie było! W dodatku pismaki już się musiały skądś dowiedzieć o całej sprawie, bo wydzwaniają jak opętani – i to nie byle skąd, tylko z „New York Timesa” i „Washington Post”. Komendant kazał mi obchodzić się z nimi jak z jajkiem! Swoją drogą, nie mogę zrozumieć, skąd oni się tak szybko o tym dowiedzieli? Nie mieści mi się w głowie…
„Za to ja mogę” – pomyślał Black i poczuł niemiły skurcz w żołądku. „Postawiłbym ostatnie sto dolców na pewnego piekielnie bystrego doktorka”.
Zamiast tego kapitan przywołał na twarz minę pełną współczucia i zapytał przygnębionego detektywa:
- To co zrobisz?
- A co mam zrobić? – odpowiedział bezradnie Tajt. – Ich zeznania przynajmniej w dużej części są kompletną bzdurą, ale się pokrywają. Mogę zatrzymać podejrzanego w areszcie do rozprawy, która odbędzie się za cztery dni, ale i tak podejrzewam, że ława przysięgłych go puści. Do tego mam na karku prasę. No i… tego… - zająknął się detektyw – właściwie nie powinienem się denerwować, bo ten lekarz, no wiesz, ten, o którym mówią, że jest geniuszem i leczy kongresmenów, muzyków, a nawet sportowców…
- Taak, wiem – powiedział Black wzdychając mimochodem ze zrozumieniem.
- No więc on właśnie mi powiedział, że na podstawie mojej budowy czaszki i układu naczyniowego, mam genetyczne skłonności do udaru mózgu – dodał Tajt z niewyraźną miną.
Kapitan Black poczuł nagle, że podróż do Kanady to naprawdę świetny pomysł. Właściwie może mógłby tam zostać? Przynajmniej na trochę, a może nawet wziąć zaległy urlop… „W Kanadzie w końcu też są jacyś lekarze” – pomyślał z ulgą i zdecydował, że zaraz zawiadomi brata o swoim przyjeździe na dłużej.

Wracając z komisariatu po złożeniu zeznań Lisa Cuddy nie mogła sobie odmówić komentarza na temat genialnej manipulacji w wykonaniu Grega House’a na osobie detektywa policji:
- Jedno muszę ci przyznać, ten udar mózgu był po prostu świetny – uśmiechnęła się pod nosem przypominając sobie minę Tajta.
- To ty mi podsunęłaś ten pomysł – odmruknął House, sadowiąc się wygodniej na siedzeniu pasażera. – Żadna moja zasługa. A skoro już mowa o genialnych pomysłach – zrewanżował się diagnosta – telefon do znajomych dziennikarzy też był całkiem, całkiem.
- Dziękuję – powiedziała z miłym zaskoczeniem Lisa Cuddy. Nie spodziewała się, że kiedykolwiek usłyszy od piekielnie zgryźliwego House’a jakąkolwiek pochwałę.
Administratorka odstawiła diagnostę na szpitalny parking, tuż obok zaparkowanego motoru. Kiedy wysiadł, wychyliła głowę przez otwarte okno i powiedziała z uśmiechem:
- Do zobaczenia wieczorem! Tylko nie jedź za szybko, kiedy będziesz się do mnie spieszył!
House spojrzał na nią spode łba:
- Postaram się pobić rekord prędkości.
I nie zwracając uwagi na wybuch śmiechu Cuddy, wsiadł na swój motor, po czym odjechał.


Gregory House siedział na kanapie i uparcie ignorował wskazówki stojącego na telewizorze zegarka już od dwóch godzin. Patrząc niewidzącym wzrokiem na całodobową prognozę pogody migającą na ekranie, zastanawiał się, co teraz robi jego Nemezis w postaci seksownej szefowej szpitala.
Niestety, wygłodniała wyobraźnia podsuwała diagnoście same jednoznaczne w swej wymowie scenki: a to Lisę Cuddy namydloną obficie pianą pod prysznicem, lub też wybierającą bieliznę z najniżej umieszczonej szuflady. House z rezygnacją zwiesił głowę i zaczął się wyzywać w myśli od najgorszych palantów: „Przestań o niej myśleć, idioto! Przecież ta kobieta to wcielone zło i chodzące klimakterium! A teraz czeka tam na mnie jak… jakaś modliszka!” Może i dzisiaj Cuddy miała trochę lepszy humor, może nawet zachowywała się bardziej przystępnie niż zwykle, co można było przypisać skutkom afery z meksykańskim terrorystą, ale diagnosta był święcie przekonany, że najdalej jutro wszystko wróci do normy, a jego szefowa pierwsze co zrobi, gdy tylko go zobaczy, to poniży go jak zwykle przy wszystkich, wrzeszcząc coś o przychodni i o łamaniu szpitalnego regulaminu.
Prawda była taka, że Lisa Cuddy miała dobre serce dla każdego, oprócz niego – Gregory’ego House’a. Oczywiście, on nie potrzebował żadnego dobrego serca, kompletna bzdura, ale z drugiej strony – czy to nie dziwne?
„No dobra” – pomyślał Greg zerkając po raz setny na zegarek. „Załóżmy, że jednak do niej pojadę. Może Cuddy po prostu sobie ze mnie zażartowała z tą propozycją seksualną. Tak – to jest najbardziej prawdopodobne. Po tym, co mi wcześniej powiedziała, o całej tej swojej, pożal się Boże, karierze i reputacji, i tak bym zeznał to, co chciała. Przeklęta manipulatorka musiała sobie z tego doskonale zdawać sprawę”.
Nagle House dokonał pewnego odkrycia: „To jasne! Mogę się założyć, że Cuddy specjalnie złożyła mi tę niemoralną propozycję, zupełnie nie w swoim stylu. Liczyła po prostu na to, że się wycofam. A teraz ma pewnie ze mnie niezły ubaw, bo myśli, że się jej przestraszyłem!”
- Niedoczekanie twoje, kobieto! – oznajmił zimno Greg House w stronę Bogu ducha winnego zegarka, po czym zebrał się z kanapy i tak jak stał, wyszedł z domu trzaskając drzwiami.


Perfekcyjna w każdym calu Lisa Cuddy, tytan pracy i wulkan kobiecej energii, w ciągu dwóch godzin zrobiła więcej niż niektórzy mężczyźni przez całe życie. Posprzątała mieszkanie, zmyła naczynia i wstawiła do piekarnika gotowe danie: jagnięcinę z warzywami w sosie kurkowym. W międzyczasie niezmordowana brunetka zdążyła również się wykąpać, ułożyć włosy oraz ubrać się w brązowy top, którego jedyną ozdobą były cienkie, wyszywane cekinami ramiączka, i jasnozieloną szyfonową spódnicę do kolan. Zanim przystąpiła do najbardziej skomplikowanej czynności, czyli nakładania tuszu do rzęs, co bezwzględnie wymagało otwarcia ust i pozostawania przez chwilę w tej nieeleganckiej pozycji, pomyślała, że dobrze byłoby posłuchać muzyki. Podeszła więc do cyfrowego odtwarzacza i włączyła trochę może dziwną, ale zdecydowanie pasującą do jej aktualnego nastroju piosenkę z wymownym tytułem: „Love is Blindness”.

Greg House popędził do domu swojej szefowej na motorze, łamiąc po drodze z całkowitą premedytacją przynajmniej sześć przepisów ruchu drogowego, dotyczących nadmiernej prędkości. Na złość całemu światu zdołał też zaparkować motocykl na jakimś ozdobnym krzaczku rosnącym w pobliżu chodnika prowadzącego do budynku. Niestety, w żadnym stopniu nie poprawiło to jego piekielnie złego humoru.
Drzwi do domu Cuddy były otwarte, House wszedł więc do środka bez pukania i pierwsze, co zauważył, to była ona – cholerna kusicielka, ustawiająca na stoliku przed kanapą mrożoną herbatę w dzbanku, dwie szklanki i talerzyk z jakimiś ciastkami. W dodatku ta bezczelna baba uśmiechnęła się jeszcze do niego zapraszająco, co oczywiście jeszcze bardziej rozdrażniło pochmurnego jak chmura gradowa diagnostę.
- O, widzę, że zadbałaś o odpowiednią atmosferę – powiedział drwiącym tonem podchodząc do stolika i pakując sobie do ust dwa ciastka na raz. – To marsz pogrzebowy? – skomentował kończący się właśnie utwór.
Cuddy, zupełnie jakby była sejsmografem nastawionym na wychwytywanie wahań nastroju swojego nieprzewidywalnego podwładnego, natychmiast wyczuła, że nie jest dobrze. Aby zyskać na czasie, usiadła więc na kanapie milcząc i udając, że musi się napić herbaty.
Z głośników popłynął następny utwór – „One” zespołu U2.
- Będzie ci łatwiej, jeśli będziesz miał na kogo zrzucić winę? - usłyszał nagle Gregory House melodyjne, niezwykłe pytanie zadane przez wokalistę. Rozdrażniony diagnosta odruchowo spojrzał na zamyśloną szefową i odpowiedział w myślach ze złością: „Żebyś wiedział!”.
- Tylko jednego potrzeba ci nocą – zaśpiewał sugestywnym głosem Bono, a House wyjątkowo musiał się z nim zgodzić: „Seksu” – pomyślał. – Miłości – natychmiast poprawił diagnostę wokalista U2 – którą powinieneś się dzielić. Jeśli przestaniesz o nią dbać, bądź pewien, że ona cię opuści. „Przecież dbam!” – obruszył się House, zerkając kątem oka na siedzącą obok kobietę i nie do końca rozumiejąc, co właściwie ten zarozumiały, wszystkowiedzący Irlandczyk miał na myśli, a także dlaczego on sam, Gregory House, prowadzi w myślach najdziwniejszą rozmowę w swoim życiu – z nagranym głosem lidera zespołu rockowego, śpiewającego popularną balladę.
„Czy ja go czymś rozczarowałam?” – powtórzyła bezwiednie w myślach Lisa Cuddy właśnie usłyszane słowa piosenki, zastanawiając się nad nagłą zmianą nastroju siedzącego obok mężczyzny. – Sprawiłaś, że poczuł niesmak w ustach? – podsunął jej Bono.
Zachowujesz się, jakby nic się nie stało i znów mnie od siebie odpychasz – zaśpiewał wokalista, zupełnie jakby teraz zwracał się do House’a w imieniu Lisy. „To prawda” – pomyślała smutno Cuddy. „Ten idiota tak właśnie się teraz zachowuje, jakby chciał mnie kolejny raz odepchnąć”.
Ale Bono zaśpiewał: - No cóż, za późno! Dziś w nocy…, a brunetka pochłonięta tą niezwykłą „rozmową” dopowiedziała sobie w myślach: „…Nie pozwolę ci odejść, House”.
- Jesteśmy jednością, choć nie jesteśmy tacy sami – podpowiedział każdemu z nich z osobna wokalista.
„Dla niego wszystko jest tak cholernie proste!” – pomyślał wściekle diagnosta pod adresem Irlandczyka. „Prawdziwy szczęściarz!”
- Powinniśmy się o siebie troszczyć – zaśpiewał głosem płynącym prosto z serca Bono. Greg House poczuł nagle, że coś go lekko zabolało w środku.
„Przecież my to robimy – zdała sobie sprawę Cuddy – troszczymy się o siebie, tyle że nie jawnie, tylko tak, jakbyśmy się tego wstydzili… I nie chcemy, żeby ktoś się przypadkiem domyślił”
- Czy przyszedłeś tu po przebaczenie, czy chcesz zadać następny cios? – usłyszał właśnie House kolejne trafne pytanie. „To niemożliwe – pomyślał diagnosta z lekkim przerażeniem – jakim cudem ta piekielna piosenka jest taka… aktualna?!”
- Może chcesz się pobawić w Jezusa czyimś kosztem? – ze smutkiem zapytał Bono, a Lisa Cuddy pomyślała, że równie dobrze House mógłby ją spytać o to samo. Może faktycznie jej problem polegał na tym, że tak bardzo chciała coś w nim uleczyć? Z przyzwyczajenia zerknęła na niesprawną nogę siedzącego obok podwładnego, ale w głębi duszy wiedziała, że chodziło jej o coś więcej niż powierzchowne rany. A może on po prostu miał swoją dumę i chciał tylko być mężczyzną, a nie odgrywać narzuconą mu rolę Łazarza?
- Ale czy prosiłam o zbyt wiele? – znów podszepnął jej przenikający na wskroś głos wokalisty. - Bo nie dostałam w zamian nic… „Oprócz miliona seksistowskich obelg i złośliwych komentarzy” – dokończyła Lisa, choć poczuła, że mija się trochę z prawdą.
Bono znów z żalem zauważył, że chociaż są jednością, nie są tacy sami.
„To w zasadzie wszystko tłumaczy” – uśmiechnęła się w duchu zasłuchana kobieta.
- Mówisz: miłość jest świątynią. Mówisz, że miłość to najwyższe prawo… Prosiłaś mnie, żebym do niej wszedł, ale potem sprawiłaś, że czołgałem się na kolanach – poskarżył się nagle wokalista. House natychmiast odwołał w myślach wszystkie niepochlebne słowa na temat Irlandczyka. „Genialny facet – o to mi właśnie chodzi. Wejdę do tej niby świątyni, a Cuddy i tak prędzej czy później zepchnie mnie do parteru i rzuci na kolana!”
- Masz jedno życie – przypomniał jednak Bono upartemu diagnoście, jakby w odpowiedzi na jego wątpliwości i obawy. – Zrób z nim to, co powinieneś.
Greg House przymknął oczy i zaczął się zastanawiać nad tym, co powinien zrobić, czując ku swojemu zdumieniu, że dzięki tej piosence opada z niego powoli napięcie. „Właściwie, czemu nie? Robiłem już głupsze rzeczy” – stwierdził wsłuchując się w tekst melodii.
- Jedna miłość, jedna krew, jedno życie – śpiewał swoim niesamowitym głosem wokalista starając się przekonać tych dwoje i wszystkich innych ludzi na świecie, że łączy ich więcej, niż chcą dostrzec.
- Powinniśmy dbać o siebie nawzajem, jesteśmy jak siostry, jak bracia – przekonywał Bono używając zwykłych słów do przekazania najgłębszych treści: „W rzeczywistości wszystko jest tak proste, tylko ludzie niepotrzebnie komplikują sobie życie” – pomyślała Cuddy. „Przecież House rozmawiając z tym meksykańskim terrorystą, mógł równie dobrze powiedzieć, że jestem jego siostrą. Ale tego nie zrobił. Czemu? Bo najwyraźniej w sytuacji zagrożenia łatwiej jest mówić z przekonaniem prawdę niż przekonująco kłamać. Kiedy Greg powiedział o mnie: „moja kobieta”, dokładnie to miał na myśli.”
- Jesteśmy jednym – powtórzył uparcie wokalista, a Cuddy wreszcie się z nim zgodziła.
- Jedyna – usłyszał House i pomyślał, że więcej się dowiedział o sobie słuchając tej piosenki niż przez ostatnie dwadzieścia lat. Jego szefowa była jedyną kobietą zdolną go tak bez reszty intrygować.
- Zrób to! – zakończył utwór Bono, wplatając to ciche przesłanie pomiędzy gitarowe akordy. Dwoje słuchaczy pomyślało to samo: „Taki właśnie mam zamiar”.

- Co za głupia piosenka – burknął House uparcie patrząc przed siebie, żeby przypadkiem siedząca obok kobieta nie wyczytała zbyt wiele z jego twarzy.
- Idiotyczna – zgodziła się z nim Cuddy wiedząc, że tego utworu i towarzyszących mu emocji nie zapomni z pewnością do końca życia.
- To co, jesteś gotowa? – spytał diagnosta, gdy tylko zdołał się trochę opanować.
- Na co? – na wszelki wypadek zapytała Lisa.
Gregory House spojrzał na swoją szefową jak na idiotkę:
- Żeby iść do łóżka – odrzekł, jakby stwierdzał jakąś oczywistość.
- A, to! Jasne – odpowiedziała po prostu brunetka i poszła w kierunku sypialni.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ziemniaczarka dnia Pon 23:23, 24 Sie 2009, w całości zmieniany 18 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:38, 14 Sie 2009    Temat postu: Re: Piekielnie dobry lekarz [+18]

ziemniaczarka napisał:


Pozwól, że cię oświecę, śpiąca kulawa królewno.



Kocham ten fragment Całość wspaniała po prostu genialne


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lisa_Cuddy
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 03 Sty 2009
Posty: 149
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:54, 14 Sie 2009    Temat postu:

Uuu to co lubię czyli fik z "tym czymś"
Czekam na cd!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martusia14
Internista
Internista


Dołączył: 08 Paź 2008
Posty: 693
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:00, 14 Sie 2009    Temat postu:

Cytat:
- Co? – zdziwił się mało inteligentnie House. – Przecież to były tylko korki od szampana… - dodał niejasno, myśląc że czegoś tu nie rozumie.
- Aha, a więc głuchota jednak odpada. Ale za to zostaje idiotyzm do kwadratu. Pozwól, że cię oświecę, śpiąca kulawa królewno.


Padłam
ziemniaczarka świetny pomysł.
Czekam na next part


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jeanne
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 29 Mar 2008
Posty: 6080
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:41, 14 Sie 2009    Temat postu:

Ziemniaczarka od jakiegoś już czasu nie czytałam tak dobrego fika na forum. Ma wszystko,co powinien mieć. Humor, ciekawą, oryginalną fabułę, wątek medyczny i Formana!
Oby tak dalej! Czekam na ciąg dalszy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez jeanne dnia Pią 23:44, 14 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 6:23, 15 Sie 2009    Temat postu:

W stu procentach zgadzam się z Jeanne. Fik the best. Widać, że masz wielkiego talenciocha.
Czekam na cd


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ziemniaczarka
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: polska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 9:30, 15 Sie 2009    Temat postu:

Dzięki kawałek ciągu dalszego jest już na papierze, muszę go tylko wrzucić na kompa w wolnej chwili, więc wieczorkiem, albo najpóźniej jutro powinien już się pojawić.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ley
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 24 Cze 2009
Posty: 4088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Huddyland.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 9:56, 15 Sie 2009    Temat postu:

To jest najlepszy fik jaki czytałam!
Ale ty tak wiem,że świetnie piszesz.
Już raz się przekonałam
Wszystko idealnie.
House jest sobą, Cuddy jest sobą, wszystko jest na swoim miejscu

Cytat:
- Aha, a więc głuchota jednak odpada. Ale za to zostaje idiotyzm do kwadratu. Pozwól, że cię oświecę, śpiąca kulawa królewno.

Świetne

Cytat:
- Zakochał się pan w nim? Mam nadzieję, że chociaż z wzajemnością – powiedział z ironią.

Padłam!

Czekam z niecierpliwością na kolejną część


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
House_addict
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 4168
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Toruń
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:51, 15 Sie 2009    Temat postu:

Fik jest genialny.
A w dodatku mamy tu House'owy humor z najwyższej półki.
House to House, a Wilson to jak zwykle dziewica. Cuddy w sumie też Ci wyszła niezła. No ale Foreman- prawdziwa perełka.

Gratuluję Wena, posmyraj go tam gdzie lubi

H_a


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ziemniaczarka
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: polska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:47, 15 Sie 2009    Temat postu:

Miło, że się komuś podoba. Dorzuciłam następny fragment, tak się chyba będzie lepiej czytać, jak cały tekst będzie tworzył jedną całość. Pozdrowionka - ziemniaczarka

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasiek
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 10 Sie 2008
Posty: 7864
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Ikerowej rękawicy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:00, 15 Sie 2009    Temat postu:

dialogi genialne. Całość ma to coś co sprawia, że się dobrze czyta. Po prostu czekam na wiecej

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:32, 15 Sie 2009    Temat postu:

SUPER, EXTRA I BRAK MI SŁÓW

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jeanne
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 29 Mar 2008
Posty: 6080
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:38, 15 Sie 2009    Temat postu:

Cytat:

- Może pan przywieźć córkę, gdy to wszystko się skończy. Zrobię jej badania. Podejrzewam jakiegoś pasożyta, ale 7-miesięczna terapia powinna się z nim uporać.

Mam łzy w oczach i brzuch mnie boli, przez Ciebie! Ze śmiechu! To jest tak boskie, że aż nie wiem jak to wyraźić słowami
Czekam na cd!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sleeplessy
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 24 Lip 2009
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 10:07, 16 Sie 2009    Temat postu:

Jestem zachwycona, oczarowana i wszystko inne. Konsultowałaś to ze scenarzystami, czy oni z Tobą konsultują dialogi do serialu. Bo właśnie dialogi są najlepsze (kim jestem, żeby narzekać na bolące ze śmiechu mięśnie?) Opisy również. Najbardziej podoba mi się pomysł House'a w iście diabelskiej roli.
Piekielnie dobre. Czekam z niecierpliwością na kolejną część. Pogłaskaj swojego Wena bo odwala naprawdę niezłą robotę.
Kłaniam się, i razem z moimi mięśniami bijemy pokłony.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ziemniaczarka
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: polska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:50, 16 Sie 2009    Temat postu:

Proszę bardzo, załadowałam kolejną część. I naprawdę serdecznie dziękuję za komentarze. Jak dotąd miałam bardzo marne zdanie na temat swoich zdolności pisarskich - serio. Dzięki Wam nabrałam troszkę wiary, że może coś jeszcze ze mnie będzie . Miłego czytania.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:10, 16 Sie 2009    Temat postu:

Super Nie będę szukać cytatów bo by mi to trochę zajęło ale dialogi i głosy w głowie Cuddy są świetne Całość jest świetna teraz tylko pozostaje czekać na to jak Cuddy podziękuje House’owi

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:36, 16 Sie 2009    Temat postu:

No nie mam słów super
Myśli Cuddy
Całość
Licze, że to jeszcze nie koniec tej historii i czekam na ciąg dalszy rozmowy House - Cuddy, bo dialogi wychodzą ci boskie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sarusia
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 21 Sty 2009
Posty: 882
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:46, 16 Sie 2009    Temat postu:

Jak miło wrócić z wakacji i przeczytać coś tak zabawnego, wciągającego i dobrze napisanego!

Świetnie oddane postacie, dowcipne dialogi. Dodatkowo strasznie mnie zaintrygowałaś przypadkiem medycznym, a to nawet w serialu się nieczęsto zdarza! Ogromny plus dla Ciebie za fachowość w prowadzeniu sprawy medycznej.

Na minus tylko brak przecinków.

Pozdrawiam, życzę Wena, czekam na CD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ziemniaczarka
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: polska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:49, 16 Sie 2009    Temat postu:

No cóż, jestem zdziwiona nieco, bo o medycynie nie mam bladego pojęcia :-) Fajnie, że udało mi się to jakoś sklecić do kupy.
Dodałam kolejny fragment i uprzedzam, że osoby poniżej osiemnastego roku życia po dodaniu kolejnych raczej nie powinny ich czytać


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:00, 16 Sie 2009    Temat postu:

Jeżeli to już jest koniec to bardzo piękny Fik wspaniały Pewnie jeszcze nie raz go przeczytam pozdrawiam

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ala
Tooth Fairy


Dołączył: 12 Maj 2009
Posty: 350
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wonderland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:09, 16 Sie 2009    Temat postu:

Ale rewelacyjna część. Ach, ta przebiegła, seksowna i diabelska Cuddy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martusia14
Internista
Internista


Dołączył: 08 Paź 2008
Posty: 693
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:25, 16 Sie 2009    Temat postu:

Genialny fik i genialne dialogi
Jak czytałam rozmowę House'a i Cuddy to popłakałam się,aż ze śmiechu
Mam nadzieję tylko,że to nie koniec.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ziemniaczarka
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 29 Lip 2009
Posty: 65
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: polska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:54, 16 Sie 2009    Temat postu:

Do końca jeszcze zdecydowanie daleko :-). Dodałam właśnie scenkę z naszymi ulubieńcami w drodze na komisariat.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OLA336
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 3408
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:00, 16 Sie 2009    Temat postu: Re: Piekielnie dobry lekarz [+18] [NZ]

ziemniaczarka napisał:

- I kto to mówi? – spytała spokojnie brunetka skupiając się na prowadzeniu samochodu. – Diaboliczny doktor House?



Trafne określenie House'a Moje serce skacze z radości na wiadomość, że to nie koniec


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ley
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 24 Cze 2009
Posty: 4088
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Huddyland.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:31, 16 Sie 2009    Temat postu:

Mrauu!

Będzie się dziś działo w sypialni/kuchni/salonie/łazience

Świetnie napisane, jak zwykle!
Czekam na następną część


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 1 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin