Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Smak jabłek o zachodzie słońca [M]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
coolness
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 4481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Krainy Marzeń Sennych, w które i tak nie wierzę
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:27, 24 Sie 2012    Temat postu: Smak jabłek o zachodzie słońca [M]


zweryfikowane przez ness.

Tak więc znowu tu wracam. I znowu przynoszę angst.
To miało być w planach angstowe AU, ale z happym endem. Długo jednak łamałam sobie głowę, czy nie wyrzucić dwóch ostatnich scen - bo być może psują efekt, koncepcje - i nie zastąpić ich kilkoma innymi zdaniami, ale w końcu zostawiam to tak jak jest. Miał być angst z happy endem. Więc jest.

Lisku, dedykuję Ci tę miniaturkę, mając nadzieję, że jeszcze tu czasami zaglądasz i, że spodoba Ci się to choć trochę.



Smak jabłek o zachodzie słońca


Lisa Cuddy, lat trzydzieści, budzi się oddychając ciężko i wie, że już dzisiaj nie zaśnie. Zegar na szafce nocnej wskazuje czwartą trzydzieści i jutro rano nawet makijaż nie zamaskuje podkrążonych oczu.

Lisa oddycha ciężko, wciąż mając sen przed oczami.

We śnie Lisa jest starsza i jest szefową szpitala, a Greg jest prawdopodobnie najbardziej irytującą osobą jaką Lisa zna, uśmiecha się rzadziej i utyka, ale jest. Czasami, zazwyczaj, się kłócą, ale zawsze pod koniec dnia jest dobrze i godzą się. Czasami dla siebie, czasami dla Rachel.

Lisa często śni o życiu, którego nie będzie miała.

Lisa powstrzymuje łzy tylko dzięki Rachel, która wskakuje na łóżko, merdając wesoło ogonem i liże Lisę po twarzy.

*

Są dni, kiedy Lisa myśli o rezygnacji. Ma trzydzieści lat i jest asystentką bogatego dupka z wielkiej korporacji, który od pięciu lat próbuje dobrać się jej do majtek. Praca asystentki to głównie dużo chodzenia na wysokich obcasach, jeszcze więcej użerania się z chamskimi idiotami pokroju jej szefa i zbyt długie godziny pracy.

Są momenty, kiedy Lisa myśli o rzuceniu tego wszystkiego – jej siostra proponowała jej nawet więcej niż kilkakrotnie razy pokój w mieszkaniu w innym mieście – ale Lisa nie może wyjechać, nie może odejść; nie teraz, nie kiedy on tu jest.

— Więc ty i ja… kolacja o siódmej. Podjadę po ciebie powiedzmy… o szóstej trzydzieści. — Głos szefa wyrywa ją z zamyślenia.

Kępicki je jabłko – Nie mógłby lubić innego owocu? zastanawia się Lisa – i przygląda się jej z zarozumiałym i lubieżnym uśmieszkiem zarazem. Uśmieszkiem, którego Lisa tak nie lubi.

Lisa odwraca się od niego i zaczyna pisać coś na komputerze, starając się go ignorować.

— Nie mam czasu — odpowiada. To nie kłamstwo, ale nawet gdyby miała czas, nie zgodziłaby się.

— Lisa, nie bądź taka. To francuska restauracja — kusi ją Kępicki, bo kiedyś nierozważnie przyznała, że lubi francuskie dania. — Będziesz mogła wyjść dziś wcześniej i się przyszykować. Tylko ubierz coś seksownego.

I z tym, biorąc kolejny kęs jabłka, Kępicki odchodzi.

Lisa tylko ciężko wzdycha i ignoruje pełne współczucia spojrzenia współpracowników.

Kilka młodszych asystentek patrzy na nią z zazdrością, rzucając jej wrogie spojrzenia, jakby pójście do łóżka z szefem było wszystkim o czym marzą, jakby myślały, że to zagwarantuje im awans. Lisa decyduje się także je zignorować.

Na tę kolację jak i tysiące innych i tak nie pójdzie.

Później w nocy Lisa śni o jesieni i parku niedaleko akademika. O egzaminach, które miały być następnego dnia i o książkach do studiowania, które leżały pod murkiem nieotwarte. O kolorowych liściach, które zaczynały spadać i o jabłoni tuż za murem z której podkradali jabłka. O pocałunkach o zachodzie słońca i o śmiechu, który nawet teraz, dziesięć lat później, wciąż rozbrzmiewa jej w głowie.

Czasami Lisa śni o przeszłości, ale to tylko wspomnienia, nic więcej. Wspomnienia, które z czasem stają się bardziej wyblakłe, rozmazane, aż w końcu zanikają całkowicie.

W takie dni Lisa budzi się ze łzami na policzkach, bojąc się, że nadejdzie dzień, kiedy nie będzie pamiętać tych najszczęśliwszych chwil spędzonych razem.

*

Prawie całe wieczory i weekendy Lisa spędza w szpitalu, trzymając go za rękę i mówiąc do niego, choć on zapewne nawet nie wie, że ona tu jest.

Niektórzy wierzą, że ludzie w śpiączce słyszą, kiedy się do nich mówi, ale Lisa nie jest do tego przekonana. Dziesięć lat temu wierzyła w to, jak i w wiele innych rzeczy, wierzyła nawet w cuda, ale z roku na rok jej wiara malała aż w końcu stała się tylko zamglonym wspomnieniem.

— Lisa Cuddy? — słyszy Lisa w niedzielę wieczorem, kiedy siedzi przy łóżku szpitalnym Grega – Grega, który jest podłączony do miliona rurek i urządzeń monitorujących jego oznaki witalne; Grega, który wygląda tak spokojnie pogrążony w głębokim śnie z którego nie chce, nie może, się wybudzić; Grega, który choć minęło już dziesięć lat, wciąż wygląda całkiem młodo – i wpatruje się tępo w jego twarz, bo zabrakło jej już słów.

Kiedy się odwraca widzi całkiem przystojnego szatyna w jej wieku, może trochę młodszego. Mężczyzna ma na sobie lekarski fartuch i trzyma w ręku teczkę, zapewne z danymi jakiś pacjentów.

— Tak? — pyta nawet jeśli w obecnej chwili nie ma ochoty na żadne rozmowy z kimkolwiek o czymkolwiek.

— Nazywam się James Wilson, jest nowym szefem wydziału. Jak pani zapewne wie David Jones przenosi praktykę do Nowego Jorku.

Lisa przytakuje. Doktor Wilson ma ładny uśmiech, szczere oczy i wygląda na kompetentnego, ale Lisa wolałaby pewnie, żeby Doktor Jones został, bo nowi lekarze bywają strasznie irytujący, zadają zbyt wiele pytań i wymagają zbyt wiele odpowiedzi – Lisa doskonale to pamięta, już przechodziła przez to pięć i osiem lat temu – a Lisa chce tylko, żeby zostawili ją i Grega w spokoju.

Doktor Wilson odsuwa krzesło i siada koło niej. Przez chwilę milczy i spogląda w ciszy na Grega, i Lisa już wie, że James Wilson nie jest taki jak inny lekarze.

W końcu Doktor Wilson wzdycha i mówi:

— Wiesz, że są niewielkie szanse na to, że się obudzi?

Pyta ją prosto z mostu, szczerze, bez owijania w bawełnę, bez dawania fałszywej nadziei i Lisa to docenia.

— Wiem — odpowiada, bo w głębi duszy, nawet jeśli nie chce w to wierzyć, wie, że to prawda. — Znam fakty, studiowałam medycynę — kończy. I minęło już dziesięć lat, tego nie dodaje.

— I nie jesteś lekarką? — James Wilson pyta, jakby naprawdę zależało mu na poznaniu odpowiedzi, więc Lisa stara się uśmiechnąć – nie do końca jej to wychodzi – i odpowiada, choć to ciężkie, bardzo ciężkie; to te wspomnienia, których wolałaby nie mieć.

Kiedy późnym wieczorem Lisa wraca do mieszkania – do mieszkania, które mieli dzielić razem – i kładzie się do łóżka, Rachel od razu wskakuje na nią. Lisa przytula Rachel i trzyma ją ciasno, kurczowo, ale Rachel nie wyrywa się, najwyraźniej doskonale wiedząc, czego jej pani potrzeba w tej właśnie chwili.

Tej nocy Lisa śni o późnej jesieni przechodzącej w zimę, deszczu, śliskiej powierzchni na murku i o jabłku, które nigdy nie zostało zerwane. I o upadku, który trwał dłużej niż tysiąc lat, choć w rzeczywistości wydarzył się w zaledwie kilka sekund.

Lisa budzi się z krzykiem i spędza resztę nocy, wpatrując się przez okno w bezgwiezdne niebo.

*

Raz na miesiąc, czasami trochę rzadziej Blythe House przyjeżdża do Princeton by odwiedzić syna. Kiedyś, dziesięć lat temu, bywała tu znacznie częściej, teraz od ostatniej wizyty minęły już prawie cztery miesiące.

Blythe zwykle tłumaczy się słabym zdrowiem, które nie pozwala jej już tak dużo podróżować jak kiedyś, ale Lisa wie, że to zmęczenie, wielkie zmęczenie przez zbyt wielki ciężar na ramionach, który każda z nich dźwiga osobno. To boli, cholernie boli i są dni, kiedy to przytłacza Lisę tak bardzo, że dusi się, nie może oddychać, ale i tak dzień w dzień przychodzi do szpitala, do niego.

— Odłącz go — mówi Blythe podczas każdej swojej wizyty od kilku lat. — To będzie skrócenie jego cierpienia.

Twojego, naszego cierpienia, myśli Lisa, ale na głos tego nie mówi.

— Może się jeszcze obudzi, trzeba mieć nadzieję — odpowiada, choć sama straciła ją już dawno.

Lisa wie, co się zaraz wydarzy – Blythe zacznie się denerwować, a później w końcu krzyczeć. W takich chwilach Lisa tęskni za Doktorem Johnsonem, który pracował w Princeton jeszcze przed Davidem Jonesem, bo tylko on jeden umiał uspokoić wściekłą Blythe. Lisa może mieć tylko nadzieję, że James Wilson też posiada tę umiejętność.

— Nigdy cię nie lubiłam — rzuca wściekle Blythe House i zaczyna przeklinać na Lisę, jakby była ona najgorszą rzeczą, która przytrafiła się Gregowi.

Lisa wzdycha. To wszystko jest wystarczająco ciężkie nawet bez konieczności użerania się ze zdenerwowaną Blythe.

Kątem oka Lisa dostrzega Doktora Wilsona rozmawiającego z pacjentem trzy pokoje dalej. Blythe naprawdę musi mieć donośny głos, bo chwilę później James Wilson zaczyna kierować się w ich kierunku.

— Wszystko w porządku, pani House? — pyta Doktor Wilson, kładąc dłoń na ramieniu Blythe. – Proszę usiądź. Wiem, że musi być pani ciężko, ale…

Więcej Lisa nie słyszy. Wychodzi z pokoju napić się wody.

Z kubkiem wody w ręce opiera się o ścianę szpitalnego korytarza, zamyka oczy i oddycha ciężko. To nie tak że nie rozumie Blythe – wręcz przeciwnie, rozumie; nie mieć kontroli nad życiem własnego dziecka musi boleć – ale w tej chwili Lisa nie ma nawet siły współczuć jej albo wściekać się na nią. Blythe mogła mieć lepsze kontakty z Gregiem i być jego pierwszym kontaktem w razie wypadku. Zamiast tego Greg ma w papierach od dwunastu lat Lisę, swoją prawie-żonę.

Kiedy Lisa wraca do pokoju Grega, Blythe już tam nie ma. Zamiast tego Lisa zastaje tam Doktora Wilsona, siedzącego przy łóżku Grega i patrzącego na niego w zamyślenia.

Musi wciąż wyglądać na trochę roztrzęsioną, bo Doktor Wilson pyta:

— Wszystko w porządku?

Lisa przytakuje z wymuszonym uśmiechem na twarzy, ale chyba oboje wiedzą, że to kłamstwo, bo James Wilson mówi:

— Chodź, postawię ci lunch. — James Wilson spogląda na zegarek. — Późny lunch. Szpitalna stołówka nie oferuje zbyt dobrego jedzenia, ale to zawsze lepsze niż nic.

— Nie umawiam się — odpowiada Lisa mechanicznie, bo większość facetów chce tylko jednego i nie potrafi zrozumieć bycia wiernym osobie pogrążonej we śnie od dziesięciu lat.

— Spokojnie, to nie randka. — Wilson śmieje się. — Jesteś miłą osobą, ale najwyraźniej jesteś zajęta, a ja mam chłopaka. Po prostu wydaje mi się, że przyda ci się teraz towarzystwo.

Lisa w końcu się zgadza.

Tego dnia ma szczęśliwsze sny. Nawet jeśli są to sny o życiu, którego nie ma.

We śnie Greg gra jej na fortepianie jakąś melancholijną, ale nie smutną melodię, a później rzuca ją na kanapę – pięć metrów od fortepianu – śmiejąc się. Całuje ją i rozbiera starannie, rzecz po rzeczy, patrząc na nią jakby cały świat oprócz niej przestał istnieć.

— Musimy być cicho — mówi Lisa-ze-snu, bo Rachel śpi w pokoju obok.

— Rachel ma mocny sen — stwierdza Greg, całując ją w szyję i rozpraszając jej uwagę.

— Lepiej miej taką nadzieję.

— Następnym razem zostanie u twojej siostry albo u mojej mamy.

— Zdecydowanie — zgadza się Lisa i pozwala się całować, jakby świat się kończył.

Następnego dnia w szpitalu Greg ma uśmieszek na twarzy, który Wilson, onkolog i psycholog – to drugie nieoficjalnie – interpretuje jako następny krok w związku. Lisa mówi mu, że takich kroków to oni podjęli już setki.

Są sny z których człowiek nie chce się budzić, a to jest jeden z nich.

Lisa budzi się – to pierwsza przespana noc od bardzo dawna – i żałuje, że budzić zadzwonił zbyt wcześnie. Wolałaby zostać w tym śnie na zawsze i być Lisą-ze-snu, być szczęśliwa.

*

Gdzieś pomiędzy wizytami Blythe Doktor James Wilson staje się po prostu Jamesem, a Lisa zaczyna uśmiechać się trochę częściej.

— Umawiasz się z kimś? — pyta ją siostra, kiedy przyjeżdża z wizytą, znów chcąc namówić Lisę do wyprowadzki z Princeton. Znów odjedzie z niczym.

Lisa tylko przewraca oczami, bo jej siostra nigdy nie miała talentu do odgadywania powodu czyjegoś zadowolenia bądź smutku.

— Nie, dobrze, wiesz, że jestem w związku — uparcie twierdzi Lisa. Tym razem to jej siostra przewraca oczami i próbuje coś powiedzieć, ale Lisa nie daje jej dość do słowa.

Są dni, kiedy wciąż śni o upadku, którego nie potrafiła zatrzymać. Wtedy smutnieje i popada w melancholię, i James wraz ze swoim chłopakiem, Mike’em – którego Lisa poznała podczas któregoś z lunchów, które powoli stają się już tradycją – są prawdopodobnie jedynymi, którym choć trochę wychodzi rozśmieszenie jej.

Czasami zabierają ją do kina, czasami do teatru – i Lisa śmieje się, że ją przygarnęli i teraz niańczą – a raz James zabiera ją zobaczyć monster trucki, które tak Greg zawsze kochał.

Gdzieś po drodze Lisa zaczyna mówić. Mówi Jamesowi o przytłaczającej samotności, o tym, że czasami naprawdę ma dość i o koszmarnej tęsknocie, która nigdy się nie kończy. Mówi mu też o snach. O córce, która nosi imię jej psa. O samym Jamesie, który jest w jej snach onkologiem i najlepszym przyjacielem Grega. O Gregu, który jest tak inny, a jednak podobny do jej Grega.

Lisa nawet sobie nie zdawała sprawy wcześniej jak dobrze jest czasem to wszystko wyrzucić z siebie.

James słucha, nie przerywa, tylko słucha, i pozwala jej się wypłakać na swoim ramieniu, a później pociesza ją, ale prawdziwie, bez dawania jej fałszywej nadziei. I mówi, że był czas, kiedy chciał zostać onkologiem.

— Może jesteś jasnowidzem — dodaje, próbując ją rozśmieszyć choć trochę.

To akurat odnosi odwrotny skutek.

— Chciałabym — odpowiada Lisa wpatrzona w dal. Chciałaby być Lisą-ze-snu, która ma szczęśliwą, choć lekko pokręconą, rodzinę.

James obejmuje ją ramieniem, a Lisa opiera głowę na jego ramieniu. Przez chwilę siedzą w ciszy, głowa Lisy wciąż na ramieniu Jamesa, i to wystarcza. Lisa uśmiecha się lekko.

— Wszystko będzie dobrze — mówi później James trochę bardziej optymistycznie niż zwykle i jest pierwszą osobą, której Lisa od dłuższego czasu wierzy.

*

Mijają tygodnie, a później i miesiące, Lisa jest szczęśliwsza, ale wciąż każdego dnia przychodzi do szpitala. Teraz ma więcej do opowiadania Gregowi, nawet jeśli nie wierzy, że on to słyszy.

Gdzieś po drodze odnajduje trochę więcej nadziei i teraz większość wieczorów spędza przesiadując w pokoju z Grega, trzymając go za rękę, a drugą przekładając strony kolejnych podręczników, bo w końcu pod wpływem Jamesa zdecydowała się ruszyć dalej, rzucić pracę u Kępickiego i wrócić na studia.

— Gdyby wiedział, byłby z ciebie dumny — mówi jej pewnego razu James, który czasami, kiedy inni pacjenci mu na to pozwolą, dotrzymuje jej towarzystwa w pokoju Grega.

James nigdy go nie poznał – zna tylko śpiącego Grega, nie tego czasami radosnego, czasami zbyt zamyślonego studenta medycyny, który czasami bywał trochę zbyt bardzo sarkastyczny i cyniczny – ale może ma rację; Lisa chce wierzyć że ma rację.

*

Jest już późno i Lisa podsypia z głową na podręczniku, kiedy świat – dosłownie – staje na głowie.

— Lisa? – słyszy głos, którego nie potrafiłaby zapomnieć nawet za tysiąc lat.

Wciąż śpiąca i nie do końca rozbudzona, przeciera oczy, bo to nie może być prawda, nie może, minęło przecież ponad dziesięć lat. Jak? Co? W jaki sposób? A więc cuda jednak czasami się zdarzają? myśli Lisa, ale koniec końców to nieważne; na pytania przyjdzie czas później.

Ważny jest tylko Greg i życie, które stoi przed nimi otworem.

— Może jednak będziecie mieć swoją Rachel — mówi później James, badając Grega, który spogląda na nich bardziej niż zdezorientowany.

— Rachel?

Lisa tylko kiwa przecząco głową, coś w wtedy w niej pęka i Lisa wybucha niepochamowanym śmiechem. A później płacze i śmieje się na przemian, i świat mógłby skończyć się właśnie teraz, ale to nie ważne, to się nie liczy. Liczy się tylko Greg, lata, które będą mieli i smak jabłek o zachodzie słońca.

The End


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez coolness dnia Pią 22:28, 24 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zuu
Internista
Internista


Dołączył: 02 Sty 2010
Posty: 657
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:01, 02 Wrz 2012    Temat postu:

Ani jednego komentarza?! To zbrodnia!
Miniaturka jest prześlicznie napisana, utrzymana w bardzo wzruszającym nastroju (tak swoja drogą - dzięki za to zakończenie, niektórzy mogą się czepiać ale są tacy jak ja, którzy zawsze wierzą, że jednak wszystko się u ułoży )
Brawa także za dobrze wpleciony dowcip i poczucie humoru. Od drobnych uśmiechów gdy Rachel okazuje się być psem, po dzikie parsknięcia przy fragmencie "— Spokojnie, to nie randka. — Wilson śmieje się. — Jesteś miłą osobą, ale najwyraźniej jesteś zajęta, a ja mam chłopaka. "

Pozdrawiam i dziękuję


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LissLady
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 30 Sty 2011
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: R-sko
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 13:50, 03 Wrz 2012    Temat postu:

Co tu dużo mówić, bardzo mi się podoba
Dawno mnie tu nie było, weszłam zaciekawiona i proszę! Dużo się dzieje, dużo.
Podoba mi się pisanie w trzeciej osobie
Pięknie to wszystko zgrałaś.
Kurcze, aż mnie natchnęłaś, kończę mój fick!
Buziaki!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:05, 02 Gru 2012    Temat postu:

Coolness powinnam pewnie zacząć w stylu "kope lat" lub raczej "całe wieki" albo zwyczajnie "przepraszam, że tak długo" ale od dawna wpadam tu bardzo rzadko i na bardzo krótko. Przeczytałam to cudeńko jakiś czas temu, ale nie udało mi się skomentować, chociaż mogę powiedzieć dokładnie to co mówiłam ci już wiele razy, o tym jak i co tworzysz. Fick bardzo mi się spodobał, dopieszczony i trudny, czytałam dwukrotnie, teraz nawet po raz trzeci i za każdym razem widzę więcej, dostrzegam coś nowego. Brawo, jak zwykle i tym tekstem potwierdzasz, że potrafisz pisać nietuzinkowo i intrugująco.

Ściskam mocno i życzę weny na kolejne teksty,
lis.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
blackzone
Internista
Internista


Dołączył: 17 Mar 2011
Posty: 668
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:20, 27 Sty 2013    Temat postu:

O rajuśku! Jak mnie tu dawno nie było! o.o Pozdrosy dla wszystkich
Podobało mi się! To tak jednym zdaniem Dawno coś czytałam, a to było zarazem wzruszające, jak i zabawne! Brawa


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
*Madziula*
Pulmonolog
Pulmonolog


Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Nie 17:47, 08 Wrz 2013    Temat postu:

Super! Wzruszyłam się do łez Tak sobie ostatnio nawiedziłam forum i podczytuje co smaczniejsze kawałki

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lacida
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 06 Mar 2012
Posty: 339
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Małopolska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:34, 09 Wrz 2013    Temat postu:

Coolness wróciła!!!
Chyba Cię z rok nie było.
Miniaturka super, ale Wilson ma chłopaka (nie House'a)?
Huddy fajne, nietypowe, inne, ale to dobrze.
PS Do Coolness: Będziesz jeszcze, zwłaszcza w "Innych fikach"?
PS 2 Do osób, które zamierzają dokończyć fiki w dziale inne, ale nic nie napisały od roku, proszę o PW [do mnie], bo to wyląduje w poczekalni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin