Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Śmierć - dość dołująca perspektywa [M]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:04, 27 Maj 2010    Temat postu: Śmierć - dość dołująca perspektywa [M]




No cóż, coś z zupełnie innej beczki. Pisałam to od północy do drugiej w nocy i nie wiem dlaczego, ale wyszedł taki cukierkowy dramat, jeśli dramat może taki być Jak tak teraz to czytam to House jest taki mało House'owaty, ale taki miał być. Nie umiem wcisnąć w tę historię niewyrażającego uczuć drania. Nie pasuje mi tu, więć wyszło troszeczkę cukierkowo. Przynajmniej jak dla mnie.



Śmierć… hm… przyznam, dość dołująca perspektywa.

Śmierć pana X stojącego z tobą na przystanku? – A co to, do jasnej cholery było? Dlaczego umarł właśnie przy mnie? Szlag! Szkoda mi tego człowieka, ale mówi się trudno i żyje się dalej.

Śmierć otaczających cię ludzi? – Och, tak mi przykro. Szkoda mi tego człowieka, ale mówi się trudno i żyje się dalej.

Śmierć twoich bliskich? – O nie, to straszne! To nie może być prawda! On/ona nie mógł/mogła umrzeć! Szkoda mi tego człowieka, ale mówi się trudno i żyje się dalej.

Moja śmierć? – Dlaczego akurat moja, do cholery? Szkoda mi siebie, ale mówię trudno i umieram. Ale jeszcze nie teraz.

Zawsze bałem się samotnej śmierci. Nie bólu, nie łez, nie cierpienia, nie upokorzenia, lecz samotności. Bałem się, że nie będzie obok mnie kogoś, kto chwyci mnie za rękę, pogłaszcze po policzku, poda szklankę wody, opowie o swoim beznadziejnie spędzonym dniu, zapewni o swojej miłości. Obawiałem się, że umrę nie zaznawszy prawdziwego szczęścia: nie poczuję smaku łez radości, nie zobaczę kobiety ubranej w biel ślubnej sukni, nie obejrzę w niczyich ramionach debilnej telenoweli, nie pokłócę się z nikim o łazienkę, nie zobaczę przenikliwego spojrzenia własnego dziecka ani nie poczuję się nigdzie jak w domu. Nie usłyszę najsłodszego zdania świata: Kocham cię, tatusiu.

Teraz już się tego nie boję. Mam to wszystko. Dzisiaj nie umiem wskazać konkretnego momentu, w którym to dostałem. Po prostu, pewnego dnia przestało mi wystarczać samo patrzenie na Lisę Cuddy. Długo myślałem i postanowiłem jej o tym powiedzieć. Wtedy wydawało mi się to szaleństwem, dziś wiem, że była to jedna z niewielu rzeczy, których nie żałuję.

Kiedy wiesz, że umierasz uświadamiasz sobie jak wielu rzeczy żałujesz. Tego, jak postępowałeś lub jak nie postępowałeś. Tego, jaki byłeś lub jaki nie byłeś. Tego, co zrobiłeś lub tego, czego nie zrobiłeś. Ja żałuję wielu rzeczy. Mogłem być lepszym lekarzem, lepszym człowiekiem, lepszym przyjacielem, lepszym szefem, lepszym ojcem, lepszym mężem.

Gdy dowiedziałem się, że umieram próbowałem odtrącić wszystkich od siebie. Największa z głupot wypełniających moje życie, przepełnione najróżniejszymi głupotami. Wiedziałem, że potrzebowałem pomocy, ale nie chciałem o nią prosić. Nienawidzę litości! Nikt mnie nie zostawił. Nawet na chwilę. Nawet na jedno krótkie westchnienie. Zawsze ktoś wzdychał razem ze mną. Zresztą tak jest do tej pory. Nie są przy mnie z litości. To moi przyjaciele. Oczywiście im o tym nie powiem. Może później…

Jest kilka rzeczy, ludzi lub miejsc, których będzie mi brakowało po śmierci. Człowiek się przyzwyczaja. Och, i to jak szybko. Kiedyś wyśmiewałem ten pogląd. Dziś wiem, że jest prawdziwy.

Medycyna? – Tak, będzie mi jej brakowało. Już brakuje. Leżę na szpitalnym łóżku, wśród białej pościeli podłączony do różnorodnych rureczek i kabelków. Wyobrażam sobie, co bym zrobił, gdyby mój pacjent był w takim stanie, w jakim ja jestem. Tyle badań, tyle wyników, tyle pytań bez odpowiedzi. Nieodgadnione przez nikogo zagadki. Tak, będzie mi brakować medycyny.

Rose? – Mój promyczek słońca w pochmurny dzień. Wiem, brzmi to bardzo nie po mojemu, ale tak jest. Mógłbym oddać całego siebie za jej jeden uśmiech. Jak ona się śmieje! Nie wiem, jak to opisać, jakby wokół was rozdzwoniły się malutkie dzwoneczki. Te jej czarne włosy Lisy i moje błękitne oczy. Kiedyś będzie najpiękniejszą kobietą w tym mieście. Szkoda, że tego nie zobaczę. Będę tęsknił za jej śmiechem i porannym: kocham cię, tatusiu.

Mój zespół? – Tak, pewnie też. Widzę, że się martwią. Rzucam w ich stronę głupkowate uwagi, żeby rozładować atmosferę. Nieraz się uśmiechają. Częściej widzę jednak smutek w ich oczach. Mam nadzieję, że kiedy umrę ten smutek zniknie. Wierzę, że uda im się zbudować nowy świat. Na fundamentach, które z trudem dla nich ustawiłem.

Wilson? – Ba, na pewno! Kto nie tęskniłby za tym zgredem? Wiem, że nie zasługuję na takiego przyjaciela jak on. Nigdy na niego nie zasługiwałem. Nie wiem, czy na świecie żyje ktoś, kto na niego zasługuje. Mimo to był ze mną, dla mnie. I zostanie do końca, czyli już niezbyt długo.

Lisa Cuddy? – Moja żona. Przyznam, że mimo kilku lat małżeństwa nadal brzmi to dość abstrakcyjnie. Nie powiem, że jest wspaniała, że się nie kłócimy. Żremy się non stop, o wszystko. Jest wredna i ironiczna. Wiecznie wszystko mi przekłada. Nie pozwala mi wybierać wieczornego filmu. W mojej szufladzie walają się jej kosmetyki. Nie pozwala mi uczyć Rose dwuznacznych piosenek. Fatalnie gotuje i co więcej każe nam to jeść. Jest wiecznie zajęta. Nie lubi Monster Tracków, ani General Hospital. Kocham ją. Nie chciałbym być z nikim innym.

Kiedy umierasz zdajesz sobie sprawę jak wiele masz. Masz dom, który sam sobie kupiłeś, rodzinę, którą kochasz, przyjaciół, którzy cię szanują, pracę, którą lubisz. Masz tak wiele i wszystko to musisz oddać. Oddajesz, bo to nie jest już twoje. Teraz umarłeś. Dom, rodzina, praca, przyjaciele będą należeć do kogoś innego. Spytasz: Do kogo? Nie wiem, o tym zdecyduje los.

Pewnie myślisz, że jestem nadzwyczaj pogodzony ze śmiercią. Masz racje. Teraz jest mi już wszystko jedno. Na początku było inaczej. Nie chciałem umierać. Bardzo doskwierała mi myśl o agonii moich marzeń. Poczuliście kiedyś na własnej skórze, jak mało znaczycie dla świata? W czasie, gdy moja dusz krzykiem błagała o litość wszystko wokół toczyło się stałym, spokojny rytmem. Ludzie się śmiali, brali śluby, chrzcili dzieci, jedli rodzinne obiady, a ja umierałem! Oto, jak mało znaczy tragedia jednostki. Nikt o niej nawet nie wie.

Moje życie wtedy? Życie…ha!... raczej wegetacja prowadząca do jednego określonego celu, do śmierci, która nastąpi za kilka dni, tygodni, miesięcy. To nie było istotne. Chociaż nie, to niebyło życiem, to niebyło nawet wegetacją, to było niczym. Żyłem niczego z siebie nie dając i niczego od innych nie oczekując. Po prostu, od jednego uderzenia serca do drugiego. Uderzenie, śmierć, narodzenie. Uderzenie, śmierć, narodzenie. Moje krótkie życia.

Teraz jest już dobrze. Jest lepiej. Wiem, nadal umieram, nadal leżę na szpitalnym łóżku, nadal nie ma możliwości, żebym jeszcze, choć na chwilę wrócił do domu, żebym zagrał na fortepianie, usłyszał bulgot gotującej się wody, pogwizdywania Lisy w łazience. Leżę na tym łóżku i na nim umrę, ale jestem szczęśliwy.

Obok mnie, wtulona w moje prawe ramię śpi Rose. Zasnęła, gdy opowiadałem jej bajkę o złym lekarzu wariacie, który jednak odnalazł szczęście. Obserwuję ją i bawię się jej czarnymi loczkami. Przed zaśnięciem spojrzała na mnie swoimi dużymi, błękitnymi oczkami i powiedziała, że jestem najlepszym tatą na świecie.

Nie czuję się zbyt dobrze. Właściwie to czuję się fatalnie. Ciężko mi się oddycha, często kaszlę krwią. Wiem, co to oznacza, wszyscy wiedzą, nikt o tym nie mówi. Wiem, że umrę jeszcze tej nocy. Z jednej strony cieszę się, że nie będę się musiał dużej męczyć, z drugiej nie chcę zostawiać ich wszystkich samych. Tego jednak nie uniknę. Proszę, żeby do mnie przyszli.

Pierwsza wchodzi Lisa. Prawie siłą wypchnąłem ją na stołówkę, żeby coś zjadła. Ja zająłem się Rose. Chce ją ode mnie wziąć, ale obejmuję córeczkę w bardzo zaborczy sposób, więc rezygnuje. Siada obok, całuję wnętrze mojej dłoni i patrzy na moją twarz tak, jakby uczyła się jej na pamięć. Tak jakby od tego, czy zapamięta ułożenie zmarszczek na moim czole zależało życie milionów ludzi. Uśmiecham się do niej blado. Stara się odwzajemnić ten gest, ale jej nie wychodzi.

Do pokoju wchodzi mój zespół i Wilson. Wszyscy wyglądają na przybitych. Założę się, że Trzynastka płakała. To jest jednak bez różnicy. Nie ma to teraz znaczenia. Patrzę na nich i proszę, żeby zostali na zawsze takimi idiotami, jakimi są. Zaznaczam, że rzadko spotykałem w swoim życiu ludzi tak mądrych i wspaniałych jak oni. Tak, naprawdę to powiedziałem! Nie wiem, jak przeszło mi to przez gardło. Mówię im, żeby spadali. Nie chcę się przy nich rozryczeć. Resztkami sił ratuję ostatki mojej reputacji. Ściskają mnie na pożegnanie i zapewniają, że będą tęsknić, bo tak naprawdę nie jestem taki straszny, jaki chciałbym być. Wychodzą, choć wiem, że nie chcą tego robić. Wiem, że zasłużyli na to, żeby zostać. Wilsonowi nie mówię wiele. Co mam mu powiedzieć? Jak? Mówię tylko: dziękuję. Tak szczere i czyste jak nigdy dotąd. Zasłużył na to. Proszę, żeby wyszedł, bo chcę pogadać z Lisą. Wiem, że go tym zraniłem. Uściskał mnie jednak mocno i wyszedł.

Patrzę na Lise przez dłuższy czas. Ma zapuchnięte od płaczu oczy, potargane włosy, poplamione jagodami ubranie. Nie potrafiłbym inaczej zdefiniować piękna, niż słowem: ona. Zapewniam ją o swojej miłości, mimo że prawie nigdy tego nie mówiłem. Wyrażałem to w gestach. Teraz nie miałem siły na gesty. Poprosiłem, żeby się położyła obok Rose, tak żebyśmy leżeli wszyscy razem. Spełnia moją zachciankę i wtula się w prawy bok naszego pięknego dziecka. Proszę, żeby mnie pocałowała po raz ostatni. Tak też czyni. Nigdy nie zostałem obdarowany smutniejszym pocałunkiem. Czułem smak jej słonych łez. Leżeliśmy chwilę patrząc sobie w oczy. Pomiędzy nami spała Rose. Istota nieświadoma, że obok niej rozgrywa się tragedia jej życia. Pogładziłem ją po policzku i poprosiłem Lise, aby poszła po resztę moich przyjaciół. Tę zachciankę spełniła najmniej chętnie i to dopiero po zapewnieniu, że poczekam na nią ze śmiercią. Prawie biegiem wyszła z pokoju, łamiąc po drodze lewy obcas. Chyba nawet tego nie zauważyła.

Czułem się coraz gorzej. Dawno nie czułem się dobrze, ale teraz było fatalnie. Weszli do środka w grobowej ciszy. Zażartowałem, że mogą mówić, bo jeszcze żyję. Uśmiechnęli się blado, jakby przez łzy, ale nic nie powiedzieli. Nalegałem, żeby opowiedzieli mi o swoi nowym przypadku. Zrobili to. Słuchałem z uwagą. Udzieliłem im ostatniej lekcji medycyny, proponując chorobę i pierwszy raz tłumacząc, dlaczego wybrałem właśnie ją.

Nie mam siły dłużej żyć. Oczy same mi się zamykają. Przez chwilę walczę za snem, ale się poddaję. Ta wojna od początku była przegrana. Mówię: do zobaczenia, byle nie za szybko i zasypiam. Nie umieram w bólach. Nafaszerowali mnie blisko litrami morfiny. Czuję się tak, jakbym zasnął. Ostatnim, co widzę jej para szaro zielonych oczu należących do kobiety mojego życia i krótka scena, w której pierwszy raz po narodzeniu Rose widzę błękit jej spojrzenia. Dwie najpiękniejsze pary oczu w moim życiu.


Pozdrawiam
Szpilka


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Szpilka dnia Nie 13:29, 30 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
a_cappella
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 25 Wrz 2009
Posty: 842
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:35, 27 Maj 2010    Temat postu:

Jej. KLEPIĘ.

Obiecuję Ci komentarz, co prawda nie wiem, kiedy się pojawi, bo mam wrażenie, że ostatnio moje doby są krótsze co najmniej o jedną trzecią, ale pojawi się na pewno! Postaram się, żebyś nie musiała czekać za długo.

Edit:
Okej. Jestem i mam zamiar sklecić coś w miarę logicznego.

Jak już Gehenn zauważyła pod poprzednim Twoim fickiem, napisanie tekstu z narracją pierwszoosobową w taki sposób, żeby nie wyszło zbyt patetycznie, zbyt śmiesznie czy po prostu bez sensu, wcale nie jest łatwe. Tobie się udało. Znowu.
Że cukierkowo? Może momentami rzeczywiście, ale, jak już pisała Sarusia, nie znamy House'a umierającego i możemy tylko snuć domysły, co mógłby czuć czy myśleć. Poza tym sądzę, że gdzieniegdzie dzięki humorowi, a gdzieniegdzie smutnej ironii zachowałaś równowagę całego tekstu.

Cytat:
Nikt mnie nie zostawił. Nawet na chwilę. Nawet na jedno krótkie westchnienie. Zawsze ktoś wzdychał razem ze mną. Zresztą tak jest do tej pory. Nie są przy mnie z litości. To moi przyjaciele. Oczywiście im o tym nie powiem. Może później…

Cały House. Chociaż widać, że się zmienił (albo po prostu sam przed sobą może przyznać się do niektórych rzeczy), to nadal mówienie o uczuciach jest dla niego trudne. I chociaż pogodził się z tym, co go czeka, to... Może później? Problem w tym, że może nie być już żadnego później...

Cytat:
Lisa Cuddy? – Moja żona. Przyznam, że mimo kilku lat małżeństwa nadal brzmi to dość abstrakcyjnie. Nie powiem, że jest wspaniała, że się nie kłócimy. Żremy się non stop, o wszystko. Jest wredna i ironiczna. Wiecznie wszystko mi przekłada. Nie pozwala mi wybierać wieczornego filmu. W mojej szufladzie walają się jej kosmetyki. Nie pozwala mi uczyć Rose dwuznacznych piosenek. Fatalnie gotuje i co więcej każe nam to jeść. Jest wiecznie zajęta. Nie lubi Monster Tracków, ani General Hospital. Kocham ją. Nie chciałbym być z nikim innym.

Musiałam (musiałam!) zacytować cały akapit. Jest piękny. A dwa ostatnie zdania stanowią idealne dopełnienie. Ach, pokazałaś takie cudne Huddy! Żadnego słodzenia, żadnych ścieżek usłanych różami ani patrzenia przez różowe okulary, a i tak wiadomo, że to miłość. I wiadomo, jaka.

Cytat:
W czasie, gdy moja dusz krzykiem błagała o litość wszystko wokół toczyło się stałym, spokojny rytmem. Ludzie się śmiali, brali śluby, chrzcili dzieci, jedli rodzinne obiady, a ja umierałem! Oto, jak mało znaczy tragedia jednostki. Nikt o niej nawet nie wie.

...
To smutne. Tak smutne, że aż boli, ale to prawda, bo świat jest tak skonstruowany, że w większości przypadków liczy się dobro ogółu, nie jednostki. Czasem jednak zdarza się, że jedna jednostka dostrzeże tragedię drugiej. I razem nie są już tak słabe.

Ujęłaś mnie swoim tekstem, tyle powiem. Z pewnością zapamiętam go na długo. Chciałam napisać na koniec coś mądrego, ale wszystkie mądre odpowiedzi trafił szlag. Jeśli chodzi o stronę techniczną, to pogubiłaś trochę przecinków, ale w tej sutuacji całkowicie Ci wybaczam.

Z utęsknieniem czekam, aż napiszesz coś jeszcze!
Pozdrawiam gorąco.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez a_cappella dnia Sob 12:37, 29 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
GosiaczeQ_17
Proktolog
Proktolog


Dołączył: 28 Gru 2009
Posty: 3357
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina wiecznej młodości
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:36, 27 Maj 2010    Temat postu:

WOW
Uwielbiam jak czytanie czegoś dostarcza tak wiele emocji... to było... brakuje mi słów po prostu... Jesteś mistrzynią wiesz? I jak to HOuse niehouse'owy? Jak najbardziej house'owy... Tobie wychodzi chyba najlepiej ten House... I jesio pierwszoosobowa narracja... Nie wiem jak to robisz ale rób dalej i nigdy nie kończ
Pzdr


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sylrich05
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 23 Lis 2009
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Btm
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:43, 27 Maj 2010    Temat postu:

CUDO...
To na chwilę teraźniejszą. Muszę trochę ochłonąć.

Do końca przeczytałam płacząc. Tego nie da się opisać. Nie wiem jak ty to robisz, ale to jest piękne. House opowiadający o swojej śmierci, o tym ile znaczy dla niego Lisa, Wilson i wgl całe życie coś cudownego. Nie wiem jak opisać to co teraz czuję. Jesteś moją Mistrzynią. Pisz dalej. I oby pojawiło się wkrótce coś nowego. ; )

WENA, wena, WENA.
Duzo. ; )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sherry76
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 26 Paź 2009
Posty: 54
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z domu
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:48, 27 Maj 2010    Temat postu:

Mój komentarz składny nie będzie. Powiem tylko, że ten tekst poruszył mnie do głębi, czytając go miałam łzy w oczach i niemal widziałam wszystkie te sceny na własne oczy. Cały tekst jest genialny, bardzo, ale to bardzo mi się podoba (chociaż zdecydowanie wolę fluffy - na angstach zbyt łatwo się wzruszam). Biorąc pod uwagę, że to Twoje drugie dzieło, gratuluję talentu, niewątpliwie go masz

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sherry76 dnia Czw 16:48, 27 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sarusia
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 21 Sty 2009
Posty: 882
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:02, 27 Maj 2010    Temat postu:

Wow. Śmierć pojawiała się w fickach milion razy, a jeszcze nigdy nie była tak dobitna.

Ale po kolei (przynajmniej w miarę).

Strasznie się cieszę, że pokazałaś nam jak wszechstronna jesteś. Czekam jeszcze na coś w innej narracji od Ciebie (nie to, że ta mi się nie podoba - jest genialna - ale coby udowodnić, że potrafisz napisać wszystko. Bo z pewnością tak jest).

Tytuł. Perełka.
Słowo "dość" nadaje mu tak niesamowity wydźwięk, że zakochałam się od razu.

House. Mało House'owy mówisz? Niekoniecznie. W niektórych momentach może było słodko, ale:
a) zrekompensowała to ironia i sarkazm w innych wypowiedziach;
b) nie znamy House'a umierającego. Nie wiemy jak by się zachował. Może właśnie tak? Może właśnie ten bodziec uaktywniłby jego ludzkie odruchy?

Treść. Momentami przejmująca, momentami dowcipna, wciągająca i mimo powagi - lekka w odbiorze. Kłaniam się z podziwem.

I jest jeszcze kilka zdań, które mnie całkowicie rozbroiły. Teraz, na szybko, ich nie znajdę, ale przy kolejnym czytaniu sobie wynotuję.

Podsumowując: jestem zachwycona. Znowu.

Pozdrawiam, ściskam, kłaniam się raz jeszcze.
Sarusia


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sarusia dnia Sob 13:14, 29 Maj 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
daritta
Ginekolog
Ginekolog


Dołączył: 16 Gru 2009
Posty: 2185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Leszno
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:46, 28 Maj 2010    Temat postu:

Rezerwacja ;d

Edit: OMG.!
I co ja mam teraz napisac.?
Napiszę,że wspaniale piszesz,kocham twoje ficki i tą twoją narrację pierwszoosobowa
Oczywiście też mi zaczęły lecieć łzy ,jak to czytałam ;d
House jest bardzo house'owy,więc tu głupot nie gadaj
Ogólnie to wspaniale,geniastycznie,bosko i przepięknie
Czekam na kolejne ficki


Pozdrawiam i wena życzę


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez daritta dnia Sob 11:57, 29 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gehnn
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 17 Lis 2009
Posty: 743
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z zamku pięciu Braci
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:19, 30 Maj 2010    Temat postu: Re: Śmierć - dość dołująca perspektywa [M]

Szpilka napisał:
wystarczaj

wystarczać
Szpilka napisał:
Lise

Lisę
Cytat:
Żremy się non stop, o wszystko. Jest wredna i ironiczna. Wiecznie wszystko mi przekłada. Nie pozwala mi wybierać wieczornego filmu. W mojej szufladzie walają się jej kosmetyki. Nie pozwala mi uczyć Rose dwuznacznych piosenek. Fatalnie gotuje i co więcej każe nam to jeść. Jest wiecznie zajęta. Nie lubi Monster Tracków, ani General Hospital. Kocham ją. Nie chciałbym być z nikim innym.

Moja angstowa dusza w tej chwili warczy, ale cóż ja mogę. To jest tak bardzo urocze ^^

Tak jak napisała Sarusia, House nie był aż tak mało House'owy. Poza tym przedstawiasz w fiku jego wewnętrzne przeżycia, a nie to, jakim świat go widzi z zewnątrz, więc może się nieco różnić od obrazu, który obserwujemy w serialu. Sarkazm, ironia i czarny humor były, odnoszenie się do innych w sposób niezbyt pasujący do sytuacji również, więc czego od umierającego House'a chcieć więcej? Bardzo ładnie piszesz w narracji pierwszoosobowej. Niektóre momenty były jak dla mnie nieco zbyt słodkawe, ale to już ja, która zawsze musi się poczepiać. Sam pomysł mi się również podoba. Są fiki po i przed śmiercią różnych bohaterów, nie ma niczego 'podczas'. Strasznie lubię, jak się do fików o innych paringach wplata Hilsona, który, chcąc nie chcąc, jest po trosze esencją House'a, więc wypowiedź Grega o Wilsonie, jakoby nikt na świecie na niego nie zasługiwał, mnie rozbroiła. Ostatnią czynnością, jaką wykonał House w swoim życiu, było zdiagnozowanie choroby - piękne. Początek również bardzo mi przypadł do gustu. Bardzo fajne wprowadzenie.

Ogółem, jak dla mnie, bardzo, bardzo dobrze ^^
Pozdrawiam,
G.

e: Oczywiście, że jak zwykle zapomniałam. Tytuł jest cudny.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez gehnn dnia Nie 10:21, 30 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szpilka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 255
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:44, 30 Maj 2010    Temat postu:

No, zebrałam się wreszcie, żeby podziękować za te wszystkie cudowne komentarze

a_cappella Cieszę się ogromnie, że Ci się podobało. A co do akapitu o Cuddy - to mój ulubiony Dzięki za tak długi komentarz

GosiaczeQ_17 Nie, nie wiem, że jestem mistrzynią. Oświeciłaś mnie. Cieszę się, że podoba Ci się mój House i moja narracja pierwszoosobowa. Szczerze, ja też nie wiem, jak to robię, ale zapewniam, że kończyć nie zamierzam

sylrich05 Boże, jeszcze zostanę jakimś guru Nie nadaję się ani na mistrza, ani na przewodnika duchowego. Przykro mi, że doprowadziłam Cię do łez, ale moja czysto człowiecza, egoistyczna dusza cieszy się, że osiągnęła cel i sprawiła, że tekst wywołuje jakieś emocje Wiem, jestem okropna. I znowu tyle tego wena. Dzięki śliczne

sherry76 Następny płaczący czytelnik, a ja mam mieszane uczucia. Ja też łatwo się wzruszam, gdy coś czytam. Dziękuję

Sarusia O jeju! Kidy ja pisałam coś w innej narracji Chyba we wrześniu po raz ostatni i niedawno rozpaczałam zauważając w tym czymś potencjal do narracji pierwsoosobowej. Czyli ile to już czasu? 8 miesięcy??? Nie wiem, czy pamiętam jak to się w ogóle pisze, ale zobaczę. Może się uda. Choć zaznaczam, że na razie jestem zauroczona pisaniem w pierwszej osobie i jak siebie znam szybko mi to nie minie - jeśli w ogóle A mnie nie podobał się ten tytuł Pół godziny siedziałam i myślałam nad tytułem i stwierdziłam, że wezmę pierwsze zdanie tekstu, a że było dlugaśne, więc je okroiłam. Znowu się udało. Głupi zawsze ma szczęście

daritta I znowu ktoś płacze przeze mnie Cieszę się, że się Tobie podobało. Dzieki za wena i miłe słowa

gehnn Poprawiłam błędy, choć nie wiem skąd one tam były, bo czytałam ten tekst kilkanaście razy Czepiaj się czepiaj, bo nikt inny tego nie robi. Ktoś musi zająć się czarną robotą Już nie pisałam tego wcześniej, żeby się nie powtarzać, ale jak pisałam House wydał mi się ok, jak czytałam pierwszy raz to też ok, a potem pomyślałam, że nie jest ok, bo coś mi w nim nie pasuje, ale to może moja nadwrażliwość. Cieszę się, że podoba Ci się ten nieszczęsny tytuł. Dzieki za miłe słowa, bo innych się nie dopatrzyłam

Pozdrawiam i dziękuję raz jeszcze
Szpilka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin