Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Świąteczne cuda [Z*]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Alcusia
Alice in Downeyland


Dołączył: 18 Kwi 2011
Posty: 2838
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 30 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:44, 04 Maj 2011    Temat postu: Świąteczne cuda [Z*]

Witam powracam z nowym fikiem. Wiem, że może niezbyt na czasie ale mimo to, mam nadzieję, że się spodoba.
Póki co, w planach +16. Ale jak się potoczy, zobaczymy



Było już dobrze po 19. Administratorka szpitala Princeton Plainsboro powinna być w domu od przeszło dwóch godzin. Siedziała tymczasem nadal za swoim biurkiem w długopisem w jednej i kalkulatorem w drugiej dłoni. Przed Bożym Narodzeniem zawsze miała dużo pracy związanej ze świątecznymi premiami dla pracowników Nie lubiła papierkowej roboty, ale właściwie nigdzie jej się nie spieszyło. W domu czekało na nią tylko puste, zimne łóżko. Zmarszczyła czoło i zaczęła liczyć to samo drugi raz. Coś jej się nie zgadzało.
- Proszę! – odpowiedziała automatycznie, gdy usłyszała ciche stukanie. – Wilson? Co ty tu jeszcze robisz? – spytała, zerkając na niego znad stosu papierów. Miał już na sobie płaszcz, a w dłoni skórzaną teczkę, szykował się już zatem do wyjścia.
- Jutro jadę z Sam w góry – powiedział powoli. – Wracamy dopiero po Nowym Roku.
- Wiem, w końcu sama podpisałam twój wniosek o urlop.
- A ty, jakie masz plany?
- Zamówię chińszczyznę i zjem ją, popijając piwem przed telewizorem – odpowiedziała, pochylając się znowu nad dokumentami. – Wilson, jestem Żydówką. Nie obchodzę Bożego Narodzenia.
- Chciałem cię o coś prosić… – zaczął nieśmiało, całkowicie ignorując jej wcześniejszą wypowiedź. – Widzisz, czułbym się lepiej, gdybym wiedział, że on nie będzie sam w święta.
- Chcesz, żebym zaprosiła House’a do siebie? – zapytała, patrząc mu w oczy. –Nie wiem, czy to ma sens?
- On też lubi chińszczyznę. I piwo – odparł Wilson z błagalnym spojrzeniem.
- I jest ateistą – wtrąciła szybko. Zastanowiła się przez chwilę. Pomijając fakt, że od czasu studiów kochała go całym sercem, musiała przyznać, że ostatnio nawet go lubiła. W ciągu minionego tygodnia wykonał bez jej zgody tylko jeden, niebezpieczny zabieg, odpracował ponad połowę obowiązkowych godzin w przychodni i tylko dwa razy zabarykadował się w pokoju zabiegowym z przenośnym telewizorem. Uświadomiła sobie, że nawet nie uraczył ją soczystą docinką na temat jej dekoltu. Jak na House’a, to był bardzo spokojny tydzień.
- W porządku – odpowiedziała wreszcie. – Zapytam go, ale na pewno też uzna, że to bez sensu, skoro oboje nie obchodzimy świąt.
- Nawet jeśli nie zgodzi się od razu, postaraj się go namówić. On naprawdę potrzebuje towarzystwa.
- Pojadę do niego, jak tylko z tym skończę. Czyli najwcześniej za jakieś dwa dni – rzekła kwaśno.
- Dzięki Cuddy. Że się nim zajmiesz. Mam nadzieję, że nie da ci za bardzo w kość – powiedział Wilson, przeczesując palcami włosy. – W takim razie… Wesołych Świąt – dodał, wychodząc.
- Dzięki. Dam sobie z nim radę. Baw się dobrze z Sam – powiedziała z uśmiechem i wróciła do pracy.
Nie minęło dziesięć minut od chwili, kiedy Wilson zamknął drzwi. Uniosła głowę i wpatrzyła się w niezidentyfikowany punkt naprzeciw siebie. Po chwili odłożyła długopis, kalkulator i zgarnęła wszystkie dokumenty w zgrabny stosik. Ułożyła go równo na biurku, porwała z kanapy swoją teczkę i narzuciła płaszcz na ramiona. Przy drzwiach omiotła jeszcze spojrzeniem całe pomieszczenie. Przekręciła klucz i wyszła na parking.
Grudzień był w tym roku wyjątkowo mroźny. Zadrżała z zimna i przyspieszyła kroku. Wsiadła do samochodu i niedbale rzuciła teczkę na siedzenie pasażera. Uruchomiła silnik i pocierając zziębnięte ręce włączyła ogrzewanie. Pozwoliła, by temperatura wewnątrz auta podniosła się nieznacznie, po czym powoli ruszyła przed siebie.


Kiedy ustawiła samochód równolegle do krawężnika pod jego domem, jej ciałem zawładnął niepokój. Widziała jasne odbicie światła telewizora w szybie. Była pewna, że jest w domu. Nie wiedziała, dlaczego tu przyjechała. Dlaczego ma zamiar zaprosić go do siebie na święta, których przecież oboje nie uznają. Uśmiechnęła się krzywo. Wiedziała. Jej rozum przestrzegał ją, by trzymała się od niego z daleka, by nie mógł jej skrzywdzić. Serce pragnęło każdego kontaktu z nim, chociaż chwilki w jego towarzystwie. Nadchodzące dni były ku temu idealną okazją, a jej samotne serce tłukło się teraz głośno o żebra, domagając się spełnienia jego pragnień. Powoli wysiadła i stukając cicho obcasami, podeszła pod jego drzwi. Nie słyszała nic, prócz przytłumionego głosu telewizyjnego prezentera, który zachwalał właśnie w reklamie nowy płyn do płukania. Wzięła głęboki oddech i zastukała trzy razy. Otworzył jej po chwili. I znowu to samo. Była zła, że jego spojrzenie tak na nią działa. Odbierało jej całą pewność siebie. Całą samokontrolę. Kiedy on tak na nią patrzył, miała ochotę rzucić się w jego ramiona. Wpić się w jego usta. Wpleść palce w jego włosy. Patrzył na nią ze zdziwieniem, ale i dziwnym błyskiem w oku. Na jego ustach błąkał się lekki uśmiech. Jakby wiedział, że przyjdzie. Jakby tylko na nią czekał…
- Chcesz spędzić ze mną święta? – wypaliła bez słowa powitania.
- Właściwie to chciałem zamówić sobie dziwkę w stroju śnieżynki. Ale skoro proponujesz wspólne święta, to wystarczy, jak kupię sam strój. Dla ciebie – odparł, omiatając całą jej sylwetkę wzrokiem.
- House, pytam serio – zmarszczyła brwi i splotła ręce na piersiach, starając się zignorować jego oczy, które wpatrywały się teraz w jej dekolt, osłonięty płaszczem.
- Wiem, że twoja pamięć czasem płata ci figle, ale pozwolę sobie przypomnieć ci, że jestem ateistą. Znasz definicję tego słowa, czy podać ci encyklopedię? – spytał z ironicznym uśmiechem. – Ty natomiast, jesteś Żydówką. To chyba nie ma sensu, skoro oboje nie obchodzimy świąt?
Uśmiechnęła się pod nosem uświadamiając sobie, że powiedział dokładnie to samo, co ona w rozmowie z Wilsonem zaledwie kilkadziesiąt minut temu. Zerknęła na niego. Zostawiając otwarte drzwi i ją, zmarzniętą w progu, rozsiadł się na kanapie. Wytarte jeansy, zmięty podkoszulek, zmierzwione włosy, kilkudniowy zarost. Cały House. Cholernie seksowny.
- Wilson cię nasłał? – zapytał cicho, przystawiając butelkę z piwem do ust.
- Tak – odpowiedziała szczerze. Nie było sensu kłamać. Zresztą, on i tak nigdy by nie uwierzył, że przyszła tu z własnej woli.
- Powiedz mu, że dam sobie radę. Dziwki świetnie się sprawdzają w roli niańki. Zwłaszcza taka jedna. Candy! Nie uwierzysz, co…
- House! – przerwała mu szybko. – Nie mam zamiaru słuchać o twoich dziwkarskich podbojach. Przyjdziesz jutro na kolację, czy nie?
- Dzięki, ale nie. Mam własne plany – powiedział wesoło, wpatrując się w telewizor.
- W porządku – rzekła Cuddy i odwróciła się, gotowa do wyjścia. – O piątej u mnie. Przynieś piwo – powiedziała zamykając drzwi. Uśmiechnęła się lekko i szybkim krokiem wróciła do samochodu. Gdy odjeżdżała spod jego domu, zauważyła nieznaczny ruch firanki. Uśmiechnęła się do siebie jeszcze szerzej i była przekonana, że Gregory House zje z nią jutro chińszczyznę, popijając ją nieprzyzwoitą ilością piwa.

P.S. Oczywiście bardzo proszę o wyłapywanie wszelkich błędów


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Alcusia dnia Pon 9:22, 09 Maj 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alcusia
Alice in Downeyland


Dołączył: 18 Kwi 2011
Posty: 2838
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 30 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:06, 06 Maj 2011    Temat postu:

Chyba jednak nikt się nie zainteresował jutro wrzucę następną część, może bardziej się spodoba

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:18, 06 Maj 2011    Temat postu:

Oj, wcisnęłaś się przedemnie jakbyś dała mi jeszcze z pięć minut, to byś wiedziała, że jednak ktoś się zainteresował Teraz trudniej o komenty, z sentmentem wspominam dawne czasy, gdy na pół strony tekstu przypadało drugie pół komentarzy. Nie ważne, czy pozytywne, czy zwracające uwagę, pisarzowi potrzebne są oba.
Mnie się podoba Ogólnie to moje klimaty, najbardziej lubię czytać fluff choć nie wiem co tu planujesz, znaczy kupię wszystko, jeśli będzie w tym Huddy
Lubię takie fiki, bo wiem, że takich scen i wydarzeń w stylu Huddy świąt nie będzie w serialu, tym ciekawiej mi się czyta.
Zatem dużo wena, zapowiada się ciekawie, mam nadzieję, że House przyjdzie i nie przesadzą z piwem chociaż... pijana Cuddy + pijany House = ? no dobra, ja mam kilka pomysłów
To czekam do jutra


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
soffi
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 14 Sty 2011
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:22, 06 Maj 2011    Temat postu:

Ja jestem zainteresowana, tylko posiadająca za mało czasu na wrzucanie komentarzy.
Czekam na dalszą część.
A pomysł, co z tego, że do świąt trochę dużo czasu? Ja tam kocham każde huddy, a klimaty świąteczne to już w ogóle - cud miód!

wena


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
noway_
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 05 Lut 2011
Posty: 269
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:26, 06 Maj 2011    Temat postu:

16 + Super !
Zawsze się zastanawiam, czym różnią się one od 18 + .
Powiem, że ciekawie się zaczyna. Rozmowy- Wilson & Cuddy, House & Cuddy są bardzo naturalne, nie widać, że męczą się konwersacją , to bardzo dobrze . Mam nadzieję, że poprowadzisz to śmiało i podczas czytania będę szczerzyć się, jak głupia .
Weny


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alcusia
Alice in Downeyland


Dołączył: 18 Kwi 2011
Posty: 2838
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 30 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:58, 07 Maj 2011    Temat postu:

A oto i obiecana kolejna część mam nadzieję, że nie zawiodłam niczyich oczekiwań enjoy!

Siedziała na kanapie z kieliszkiem wina w dłoni. Piąta. To nic, on zawsze się spóźnia. Dwadzieścia po piątej. Nadal go nie ma. Za kwadrans szósta. Pewnie już tu jedzie. Dziesięć po szóstej. Ciche stukanie. To było to. Zerwała się sprzed telewizora i starając się przybrać najobojętniejszą minę na świecie, otworzyła drzwi. Zachłysnęła się jego zapachem. Stał w jej drzwiach. Jedną ręką opierał się o futrynę, w drugiej ściskał niewielki pakunek. We włosach miał kilka płatków śniegu, a jego oczy błyszczały z podekscytowania. Wepchnął jej prezent do rąk i nie czekając na zaproszenie, prześlizgnął się obok niej, wchodząc do przedpokoju.
- Będziesz tak stała, czy zamkniesz drzwi i dasz mi jeść? – zapytał, pochylając się nad jej prawym uchem. Ciarki przebiegły przez całe jej ciało, kiedy niemal poczuła dotyk jego ust na swojej skórze. Lekko pchnęła drzwi, a te zamknęły się z cichym kliknięciem. Miała wciąż lekko rozdziawione usta, kiedy bez słowa minęła go i ruszyła do kuchni. Słyszała, jak podążył za nią.
- Zjemy w salonie? – spytała, starając się na niego nie patrzeć. Wyglądał zbyt seksownie, a ona była zbyt spragniona męskiego dotyku. Stop. Nie męskiego. Jego dotyku.
- Może w sypialni? – mruknął cicho, zbliżając się do niej. Złośliwy sukinsyn. Dobrze wiedział, jaki ma na nią wpływ. Specjalnie się z nią droczył. Celowo uwodził zmysłowym głosem, męskimi perfumami i nienagannym ubiorem. Jej serce galopowało jak szalone, ale postanowiła, że jego urok, jego szatański urok, nie sprawi, że straci nad sobą kontrolę.
- Marzenia – odparła z obojętną miną. – Miałeś przynieść piwo – powiedziała, patrząc na niego z wyrzutem.
- Ach, tak. Momencik – odparł z czarującym uśmiechem, który zamienił jej nogi w dwie trzęsące się galarety. Odwrócił się i pokuśtykał do drzwi. Otworzył je i wychylił się za futrynę. Po chwili wrócił, dźwigając z trudem całą skrzynką butelek ze złocistym napojem. – Myślisz, że wystarczy? – spytał, patrząc na nią z tym samym uśmiechem, od którego ledwo mogła ustać.
- Jasne – odrzekła słabo. – Szklanki są w tamtej szafce.
- Daj spokój, szefowo! Dziś walimy z gwinta! – odparł, wyjmując dwie butelki. – Idę do salonu, przynieś jedzenie i otwieracz – dodał przez ramię. Kiedy opuścił kuchnię, Cuddy oparła dłonie na chłodnym blacie i z całych sił próbowała się skoncentrować. Powietrze, przesycone jego zapachem, drażniło jej zmysły. Czuła, jak zelektryzowane, pulsuje wokół niej. Była pewna, że odpalając zapałkę, wysadziłaby z hukiem całe pomieszczenie. Przymknęła oczy i zaczęła liczyć własne oddechy, próbując się uspokoić.
- Długo mam czekać? – na dźwięk jego głosu przy szesnastym oddechu aż zadrżała. Otworzyła oczy. Stał naprzeciw niej, z dłońmi splecionymi na piersi. Plecami opierał się o ścianę. Nawet nie usłyszała, kiedy wszedł, ale sądząc po jego minie, musiał ją obserwować już jakiś czas. – Coś się stało? – spytał powoli.
- Po prostu mam migrenę – skłamała gładko, spuszczając oczy zawstydzona, że zastał ją w takim stanie.
- A, no to w porządku – odparł. – Bo już myślałem, że to pewien sławny i bardzo, bardzo przystojny diagnosta tak rozprasza twoją uwagę – dodał, pocierając brodę. Cuddy poczuła ciarki wzdłuż kręgosłupa. Nie miała pojęcia, co się z nią działo. Nikt tak nigdy na nią nie działał. Żaden mężczyzna nie doprowadzał ją do takiego stanu samą swoją obecnością.
- Wracaj do salonu, zaraz dojdę – powiedziała, zanim zdążyła ugryźć się w język.
- W takim razie nie przeszkadzam. Chyba, że potrzebujesz pomocy? – House uśmiechnął się złośliwie i bardzo, bardzo lubieżnie. Spuściła wzrok, czując, że jej policzki oblewają się szkarłatnym rumieńcem. Otworzyła szufladę i bez słowa podała mu otwieracz, uważając, żeby nie musnął swoją dłonią jej skóry. Wiedziała, że wystarczył jeden jego niewinny dotyk, by zniknęła cała jej samokontrola.
- Wrzucę jedzenie do mikrofalówki, pewnie już wystygło – powiedziała szybko.
- W takim razie czekam w salonie – mruknął i wyszedł. Oddychając głęboko, Cuddy włożyła kupioną wcześniej chińszczyznę do kuchenki i ustawiła odpowiednią temperaturę i czas. Obserwowała kręcące się jedzenie przez szybkę, próbując ponownie skoncentrować się na swoim oddechu. Lisa, opanuj się! To tylko House, najbardziej cyniczny i arogancki dupek, jakiego znasz. Co może cię w nim pociągać? Ten przeszywający wzrok, którym na ciebie patrzy z takim pożądaniem? Te męskie ramiona, w których mógłby cię trzymać całą wieczność? Zmysłowe usta, które mogłyby cię pieścić dziś w nocy? Pojedynczy dźwięk, obwieszczający zakończenie pracy mikrofalówki wyrwał ją z zamyślenia. Zdała sobie sprawę, że oddycha spazmatycznie, bo fantazje w jej głowie rozkręcały się właśnie na całego. Pospiesznie wyjęła jedzenie i skupiona poszła do salonu. Zauważyła, że rozsiadł się na jej kanapie dokładnie w taki sposób, w jaki siedział wczoraj, kiedy do niego przyszła. Czuł się, jak u siebie. Spodobało jej się to. Pomyślała, że Greg House idealnie pasuje do jej skórzanej sofy. Westchnęła cicho, a on uraczył ją krótkim i przelotnym spojrzeniem.
- Wreszcie! Umieram z głodu – jęknął, robiąc jej miejsce. Usiadła koło niego niepewnie i postawiła jedzenie na niskim stoliku przed nimi. House z zapałem wziął swoją porcję i wpatrując się w telewizor zaczął jeść z taką łapczywością, jakby głodował cały dzień. Cuddy zaśmiała się cicho i poszła w jego ślady.
- Odpakowałaś prezent? – zapytał nagle.
- Jeszcze nie – odparła cicho. – Ja też coś dla ciebie mam, nie martw się – westchnęła ciężko, widząc jego usta wygięte w podkówkę. Gdy oboje dokończyli swój świąteczny posiłek, Cuddy podeszła do szafki i wyciągnęła z niej elegancko zapakowane pudełko. Stanęła przed nim i wręczyła je House’owi, a on odwdzięczył się jej uśmiechem, za który była gotowa zapraszać go co tydzień. Z niesmakiem splotła ręce na piersi i obserwowała, jak rozrywa na strzępy drogi papier, w który tak długo starała się schludnie owinąć prezent.
- Mam nadzieję, że jest wodoszczelny – mruknął, wydobywając z pudełka zegarek. Przyłożył go do swojego nadgarstka, chcąc zobaczyć, jak się prezentuje. Cuddy uśmiechnęła się. Pasował do niego idealnie. House zerwał się i przeszedł obok niej, delikatnie ocierając się o jej ramię. Zadrżała od tego przypadkowego dotyku i przymknęła oczy. Po chwili wrócił z kuchni z jej prezentem. Znowu się o nią otarł. Była pewna, że tym razem specjalnie.
- Masz – powiedział, podając jej pakunek. Cuddy drżącymi rękami rozwinęła srebrny papier. Ujrzała przepiękną, koronkową bieliznę. Markową. Poczuła, jak pąsowieje. Znowu. Czy on miał zamiar ją dziś w tym zobaczyć?
- Skąd wiedziałeś, jaki mam rozmiar? – spytała z lekko otwartymi ustami.
- Podkradłem kiedyś twój stanik. I majtki. – powiedział w pełni rozluźniony i usiadł na kanapie.
- Podkradłeś? Ale jak? – dopytywała zaskoczona.
- Kiedyś z Foremanem włamaliśmy się do twojego domu, stare dzieje. Wielkie mi rzeczy – machnął ręką teatralnie, widząc jej wybałuszone oczy. Cuddy ścisnęła usta w wąską linię. A więc znała już miejsce pobytu swojego różowego stanika i koronkowych stringów, w poszukiwaniu których przekopała swoją sypialnię wzdłuż i wszerz. Że też się wcześniej nie domyśliła, że to jego sprawka!
- Jesteś niemożliwy! – syknęła, patrząc mu w oczy. Uśmiechał się. Łagodnie. Niewinnie. Jak mogła się na niego gniewać? Westchnęła głęboko. – Dziękuję.
- Ależ nie ma za co, szefowo. Jako oddany pracownik muszę dbać o twój nienaganny ubiór – powiedział, mierząc ją wzrokiem.
- Podoba ci się zegarek? – spytała łagodnie.
- Jasne. Musiałaś się nieźle wykosztować.
- Obetnę ci pensję – powiedziała z uśmiechem i usiadła obok niego.
- Nie przymierzysz? – zapytał zawiedziony, wskazując na jej nową bieliznę. – Ja swój prezent przymierzę. I nawet pozwolę ci się w nim oglądnąć – powiedział wesoło, zakładając zegarek. – No i jak wyglądam? – spytał, podstawiając jej lewe przedramię pod nos. Cuddy zaśmiała się histerycznie. Co on sobie wyobrażał, próbując namówić szefową, by paradowała przed nim w samej bieliźnie?
- Chyba zwariowałeś – skwitowała krótko.
- Ale maaaamooooo! – jęknął. – Byłem grzeczny w tym roku! – dodał i przysunął się bliżej. Niebezpiecznie blisko. Czuła bijące od niego ciepło.
- House! Skończyliśmy ten temat! – ucięła. Sięgnęła po swoje piwo i pociągnęła z butelki duży łyk. Natychmiast zrobiło jej się jeszcze cieplej.
- Twoje zdrowie, Cuddy – rzekł, delikatnie stukając o jej butelkę swoją.
- Twoje zdrowie, House – odparła miękko. Uśmiechnął się do niej. Spuściła oczy i przytknęła butelkę do ust. Tego dnia uśmiechał się do niej nienaturalnie często. Zamyśliła się. Zastanawiała się, czy tylko się z nią droczy, czy zwyczajnie jest szczęśliwy, siedząc z nią przed telewizorem i beztrosko rozmawiając. Była mu wdzięczna, że przyszedł. Że w ten dzień wybrał ją. Chciała zatrzymać go przy sobie tak długo, jak było to możliwe.
- Co oglądamy? – rzucił wesoło.
- Jesteś gościem. Oddaję ci władzę. Nad pilotem – dodała szybko, widząc jego zaciekawione oczy. Zaśmiał się cicho i zaczął przestawiać kanały. Wpatrywała się w niego, wyobrażając sobie, że właśnie tak mógłby się zachowywać jej mężczyzna. Że właśnie tak mógłby wyglądać. Że to mógł być on. Wiele razy tworzyła w swoim umyśle wizje, w których ona i House byli parą. Całkiem udaną parą. Duży dom z białymi ścianami, zielony, krótko przystrzyżony trawnik, szeroki podjazd. I basen, koniecznie. W ogródku biegają wesoło ich dzieci. Piękne i niebieskookie. Rzucają piłkę psu, który szczeka radośnie i posłusznie aportuje zabawkę. Ona stoi na niskim schodku przed drzwiami wejściowymi. On ją obejmuje. Całuje jej włosy. Śmieje się jej do ucha. Jest szczęśliwy. Ona jest szczęśliwa. Nie musi się martwić, że ją zawiedzie. Jest pewna jego miłości. Wie, że będzie przy niej, niezależnie…
- Niezłe, co? – powiedział, wyrywając Cuddy z zamyślenia. Zdała sobie sprawę, że od jakiegoś czasu siedzi bez ruchu z rozdziawionymi ustami i bezmyślnie wpatruje się w telewizor. House widać uznał jej dziwne zachowanie, jako przejaw bezgranicznego zainteresowania programem motoryzacyjnym, na który przypadkowo natrafił.
- Rewelacja – odparła z przesadzonym entuzjazmem. Zauważyła, jak zmarszczył brwi. Coś mu się nie zgadzało. Czym prędzej sięgnęła po piwo i wypiła je duszkiem, opróżniając butelkę.
- Szybko ci idzie – zaśmiał się i wstał. Po chwili przyniósł do salonu kolejne cztery piwa. – W takim tempie to i skrzynka nie wystarczy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pinky
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 252
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: okolice Częstochowy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:46, 07 Maj 2011    Temat postu:

Ahahahahaha Wcale mi nie przeszkadza, że dzieje się to w święta. Idealnie pasuje mi ten klimat w tym opowiadaniu. A twój House... pociągający, męski, podniecający, zapierający dech w piersiach. Czułam się jak Cuddy kiedy wyobrażałam go sobie takiego jak go opisałaś. Piszesz lekko, choć popełniasz niekiedy dziwne błędy stylistyczne. Dobre dialogi, akcja nie wlecze się, bohaterowie kanoniczni. Takich opowiadań mi trzeba! Pozdrawiam i błagam o kolejną część

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pinky dnia Sob 22:49, 07 Maj 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alcusia
Alice in Downeyland


Dołączył: 18 Kwi 2011
Posty: 2838
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 30 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:04, 08 Maj 2011    Temat postu:

Pinky napisał:
Piszesz lekko, choć popełniasz niekiedy dziwne błędy stylistyczne.


Jakbyś mogła wyłuszczyć konkretne błędy, byłabym wdzięczna dzięki za wszystkie miłe słowa, kolejna część jest dopracowywana i myślę, że pojawi się tu jeszcze dziś


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cave
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 1411
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:21, 08 Maj 2011    Temat postu:

Uwielbiam fiki , które są tak lekkie i przede wszystkim mają prawdopodobną fabułę. Twoje postaci : House, Cuddy i Wilson są idealnie odtworzone nie mogę doczekać się co będzie dalej

miała być dziś kolejna część.. a nie ma


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alcusia
Alice in Downeyland


Dołączył: 18 Kwi 2011
Posty: 2838
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 30 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 9:18, 09 Maj 2011    Temat postu:

Przepraszam za opóźnienie, trochę pobalowałam wczoraj ale dzisiaj, tuż przed wyjściem na uczelnię macie ostatnią część. Enjoy!


Siedzieli razem na kanapie ramię w ramię. Jak dwoje najlepszych kumpli. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz czuła się przy nim taka beztroska i swobodna. Było jej dobrze, tak po prostu. Mężczyzna jej życia był na wyciągnięcie ręki. Czy mogła chcieć czegoś więcej? Jego śmiech co chwilę rozlewał się po pomieszczeniu, pieszcząc jej uszy. Szczery, prawdziwy śmiech. Nie złośliwy, cyniczny uśmieszek, jaki oglądała codziennie. Śmiech. Szczęśliwego człowieka. Drgnęła, gdy jego prawa ręka spoczęła na oparciu sofy tuż za nią. Przebiegły ją rozkoszne ciarki. Pomyślała, że House zachowuje się nieśmiało, jak dzieciak na pierwszym spotkaniu z dziewczyną. Jego dłoń znalazła się na wysokości jej głowy i poczuła, jak delikatnie bawi się jej włosami. Nie dała po sobie poznać, jak wielką przyjemność sprawia jej tą niewinną pieszczotą. Nakręcał jej kosmyki na swoje palce, po czym lekko odsuwał dłoń i obserwował, jak opadają, łagodnie falując. Zerknęła na niego ukradkiem. Nie mogła uwierzyć, że może siedzieć taki rozluźniony i opanowany, kiedy w niej gotuje się krew. Widać uznał swoje działania za całkiem naturalny gest. Z każdym jego ruchem jej serce przyspieszało. Pozwoliła swoim myślom krążyć swobodnie, skupiła się za to na oddechu, bo stawał się niebezpiecznie coraz głośniejszy i coraz bardziej spazmatyczny. Uśmiechnęła się do siebie, kiedy zdała sobie sprawę, że kiedyś była już w niemal identycznej sytuacji. Z tym samym mężczyzną tyle, że w innym miejscu. Z lubością przypominała sobie wyblakłe już nieco sceny, kiedy na studiach mieli się ku sobie. Pamiętała, jak bardzo była szczęśliwa, mając go u swego boku. Miała w pamięci te wszystkie drobne gesty, czułe słowa, zmysłowe pocałunki… Jej pierwsza prawdziwa miłość, która nigdy się nie skończyła. Ba, nigdy nawet nie osłabła. Kochała go wciąż swoją młodzieńczą miłością, przyprawioną teraz o nutkę dojrzałości.
- Pamiętasz studia? – zapytała cicho. – Kiedy razem się uczyliśmy, w taki sam sposób bawiłeś się moimi włosami – powiedziała, patrząc mu w oczy. Odchrząknął.
- Jasne, że pamiętam. Musiałem cię jakoś motywować do nauki, beze mnie kiepsko ci szło – odparł z uśmiechem. – Mam przestać? – spytał po chwili.
- Nie! – zaprotestowała trochę zbyt głośno. Na jego twarzy od razu pojawił się ten specyficzny uśmieszek. Wiedział, jak na nią działa. Wiedział to i najwyraźniej miał zamiar z tego korzystać. – Chciałabym tam wrócić, chociaż na jeden dzień – zamyśliła się. Wtedy wszystko było proste. Wtedy go poznała. Wtedy pokochała całym sercem. Bez wzajemności.
- Bez wątpienia mogę powiedzieć, że to był najlepszy okres w moim życiu – rzekł. Zaskoczył ją tym. Patrząc mu w oczy, nie kryła zdziwienia. Na jego twarzy pojawiło się dziwne skupienie, jakby intensywnie próbował sobie coś przypomnieć. Pogrywał sobie z nią, czy rzeczywiście dobrze wspominał studia? I czas, który spędził z nią?
- Naprawdę? – spytała z nutą powątpiewania w głosie.
- Byłem piękny i młody. Miałem sprawną nogę, a moim jedynym problemem było to, czy na imprezie nie zabraknie piwa. Żyć, nie umierać – powiedział wesoło. Nadzieja, która tliła się w niej nieśmiało, natychmiast zgasła. Miał tysiące powodów, by miło wspominać studenckie lata. Dlaczego pomyślała, że mogłaby być jednym z nich? – No i wtedy miałem ciebie – dodał, poważniejąc, a ona poczuła, jak zapada się w kanapę. Powiedział to specjalnie, widząc zawód na jej twarzy? Zerknęła na niego spod peleryny ciemnych loków i natychmiast tego pożałowała. Jego błękitne oczy wręcz płonęły, prześwietlając ją na wylot. Dojrzała w nich tęsknotę i ból. Dużo bólu. Nigdy nie widziała u niego takich emocji. Jednej z nich nie mogła rozszyfrować. Czy to mogła być… Nie, na pewno nie. Coś jej się pomieszało.
- To było tak dawno temu… – powiedziała, chcąc przerwać ciszę.
- To wcale nie znaczy, że przestałem cię pragnąć – odparł cicho, a jej zakręciło się w głowie. Podciągnęła prawą nogę pod brodę i objęła ją rękami. Oparła stopę na brzegu sofy, nerwowo ruszając palcami. Szumiało jej w uszach. Zdawało jej się, że wyobraźnia płata jej figle. Nigdy by się nie spodziewała, że z jego ust popłyną takie słowa. Słowa, które wbiją się głęboko w jej umysł. Słowa, których nigdy nie zapomni. Słowa, które sprawią, że na jej ciele pojawi się gęsia skórka.
- Nie wygłupiaj się, House – powiedziała z bladym uśmiechem. – Nasz związek na studiach nie był dla ciebie niczym znaczącym – dodała, nie patrząc na niego. Poczuła, że jego ręka zamarła w jej włosach.
- Naprawdę tak uważasz? Ciekaw jestem, czy kiedykolwiek dałem ci powód, byś tak myślała – powiedział, krzywiąc się. Zabolały go jej słowa. Wyczuła to w tonie jego głosu. Przestraszyła się tego. Wiedziała, jak łatwo go zranić. Pod maską aroganckiego cynika, krył się wrażliwy mężczyzna z całą paletą złożonych uczuć. Może i nie umiał mówić o nich wprost, ale one gdzieś tam w nim tkwiły. Nie chciała, by przez nią cierpiał.
- Więc dlaczego tak łatwo się poddałeś? Gdyby ci zależało… – zaczęła, ale uciszył ją jednym gestem.
- Nie chcę o tym rozmawiać, Cuddy – powiedział szorstko, głosem nieznoszącym sprzeciwu. – Nie będę robił kroku w tył, roztrząsając to, co było między nami w przeszłości – ciągnął. – Nie wyszło nam, trudno. Nie mam zamiaru dociekać, czyja to wina. Chociaż, jak to mówią, wina leży zawsze po dwóch stronach. Kobiety i jej matki.
- Chyba masz rację – powiedziała smutno, ignorując jego żart. Ich rozstanie nie należało do najprzyjemniejszych. On zwyczajnie wyjechał. A ona po prostu mu na to pozwoliła. Wbrew sobie i swoim uczuciom. Pragnęła wtedy dla niego jak najlepiej i wiedziała, że nie będzie z nią prawdziwie szczęśliwy. Miał wielkie plany, ambitne marzenia… Nie chciała mu stawać na drodze. Usunęła się w cień, by po kilku latach los znów skrzyżował ich ścieżki. Nigdy nie zapomniałaby dnia, w którym przyszedł do niej z prośbą o pracę. Już wtedy był znanym, młodym diagnostą. Jak mogła go nie przyjąć? Dla jej szpitala to było coś. Nie przejmowała się tym, że będzie musiała co dzień na niego patrzeć. Znosić jego towarzystwo. Kochać go potajemnie, kiedy on był tuż obok. Istne tortury. A z drugiej strony, cóż było przyjemniejszego, od ich słownych potyczek? Był jej motywacją, by co rano wstawać z łóżka. Często łapała się na tym, że wychodzi do pracy tylko dla niego. By znów go zobaczyć. By znów się z nim pokłócić. By znów spojrzeć w te cudowne oczy, które kochała z całych sił. – Co było, to było.
- Chcę się skupić na przyszłości, Cuddy – szepnął, a jego ręka wznowiła pieszczoty. Zadrżała. Jego bliskość była nie do zniesienia. Przyjrzała mu się uważnie. Znała go na tyle dobrze, by zobaczyć każdą subtelną zmianę w jego zachowaniu. Nie siedział już taki spokojny, jak wcześniej. Skulił się odrobinę, jakby uleciała z niego co najmniej połowa pewności siebie. Ścisnął usta w cienką linię, a na jego czole pojawiły się głębokie zmarszczki. Wpatrywał się w nią zawzięcie i wyczuła, że zbiera się w sobie, by coś jej powiedzieć. Bała się tego. Podświadomie wiedziała, że dzisiejszy dzień zmieni ich relacje na zawsze. Nie wiedziała tylko, w którą stronę. W tę złą, czy w tę dobrą.
- House… – zaczęła, ale urwała na widok jego oczu. Hipnotyzowały ją. Przyciągały. Zniewalały.
- Zawsze uważałem cię za niezbyt rozgarniętą, ale całkiem spostrzegawczą kobietę. Dlaczego od tylu lat nie widzisz tego, co jest tuż przed twoim nosem? – prawie krzyknął. Miała wrażenie, że chciał nią potrząsnąć. Skuliła się nieco, patrząc na niego ze strachem. Musiał to dostrzec, bo westchnął i ukrył twarz w dłoniach.
- Co ty chcesz mi powiedzieć? – zapytała cicho, czując, że jej serce niebezpiecznie przyspiesza. Zaśmiał się krótko.
- Jak mówiłem, niezbyt rozgarnięta. Naprawdę nie dostrzegasz moich uczuć względem ciebie? – spytał spokojniej. – Od przeszło dwudziestu lat kocham się w tobie jak wariat! Boże, tylko totalna idiotka byłaby taka ślepa – dodał, teatralnie załamując ręce. – Myliłaś się. Nasz związek na studiach był jedyną rzeczą, jaka kiedykolwiek miała dla mnie znaczenie. Nigdy nie chciałem cię stracić. Jestem dupkiem, wiem… Ale wiem też, że mnie kochałaś. A teraz powinienem zasadzić ci porządnego kopa w ten administratorski tyłek, że wtedy dałaś mi odejść – powiedział, patrząc w jej oczy. Cuddy siedziała bez ruchu, a jej ciało zdawało się być bezwładne. Zależało mu wtedy. Zależy mu teraz. Naprawdę była taka ślepa, że zmarnowała przeszło dwadzieścia lat, które mogli spędzić razem, będąc szczęśliwi? Nie miała pojęcia, jak długo wpatruje się bezmyślnie w błękit jego tęczówek. Nie mogła uwierzyć w to, co właśnie się dzieje. Otwierał się przed nią. Postanowiła zapisać to w swoim kalendarzu przy pierwszej możliwej okazji. Zdawało jej się, że trafiła do alternatywnego świata, gdzie dzieci nie głodują, komputery się nie zawieszają, a Gregory House wprost mówi o swoich uczuciach. Zapragnęła go dotknąć, by upewnić się, że nie jest wytworem jej wyobraźni, że jest prawdziwy i nie zniknie. Ostrożnie położyła głowę na jego przedramieniu, które nadal spoczywało na oparciu kanapy. Westchnęła cicho. Był najprawdziwszy na świecie. Wdychała teraz zapach jego skóry, który mącił jej w głowie. Sprawiał, że płonęła, zapominała o obowiązkach, rodzinie, a wszystko, co do tej pory miało dla mniej jakiekolwiek znaczenie, ukryło się w zakamarkach jej umysłu. Bo w samym jego centrum panoszył się on, nie zostawiając ani trochę wolnej przestrzeni na cokolwiek innego. Kilka kosmyków opadło na jej twarz.
- Nigdy nie chciałam, żebyś odszedł – szepnęła po długiej chwili milczenia. House wolną ręką delikatnie wetknął jej niesforne loki za ucho. Musnął przy tym lekko jej policzek, który natychmiast się zaróżowił. Wyraźnie zachęcony jej mimowolną reakcją, przeciągnął palcami wzdłuż jej żuchwy, a ona wyobrażała sobie teraz zacięty wyraz jego twarzy. Pożądanie, jakie rodzi się w jego oczach, kiedy jej dotyka. Zacisnęła powieki mocniej. Gdyby teraz na niego spojrzała, nie byłoby dla niego ratunku. Przyciągnęłaby go do siebie i szczelnie oplotła kończynami. Żeby już nie odszedł, żeby jej się nie wymsknął. Nie pozwoliłaby na to drugi raz. Wciąż głaskał ją po twarzy, a ona niemal czuła przeskakujące między nimi iskry. Jej oddech przyspieszył i była pewna, że nie umknie to jego uwadze. Miała ochotę krzyknąć, gdy niespodziewanie odjął rękę od jej policzka. Niepewnie otworzyła oczy i spojrzała na niego z wyrzutem. Od jego dotyku wciąż czuła cudownie rozkoszne mrowienie w skórze.
- Myślisz, że mogłabyś wytrzymać z takim popieprzonym dupkiem, jak ja? – zapytał z lekkim uśmiechem. Odpowiedziała tym samym. Przed oczami stanęły jej ich wszystkie wspólne chwile. W tym momencie nie była w stanie przypomnieć sobie ani jednego dnia, kiedy doprowadził ją do płaczu. Wiedziała, że było ich wiele, jednak jej umysł podsuwał tylko te najsmaczniejsze kąski z ich przeszłości. Te, w których zaśmiewała się z nim do rozpuku. Te, kiedy był przy niej, gdy go potrzebowała. Te, kiedy ją całował, dotykał i sprawiał, że czuła się najpiękniejsza na świecie. Nie chciała już zastanawiać się, jak to by było znów być jego kobietą. Chciała to przeżyć jeszcze raz. W tej chwili była tego bardziej pewna, niż własnego imienia.
- Kocham cię, ty popieprzony dupku – powiedziała, wzruszając ramionami. – Widać jestem równie popieprzona, jak ty – poczuła, że jej serce pompuje krew coraz szybciej. Powiedziała mu to, po tylu latach. Była z siebie dumna i czuła się, jakby wygrała mistrzostwa świata. A jego pocałunek byłby dla niej teraz najlepszą nagrodą.
- Bardziej – odrzekł z uśmiechem. Delikatnie wyciągnął rękę spod jej głowy i ujął jej twarz w dłonie. W jego pewnym uścisku poczuła się, jak porcelanowa lalka, delikatna, krucha i podatna na stłuczenia. Patrzył na nią, jakby samym spojrzeniem chciał jej przekazać wszystko, czego nie był w stanie powiedzieć. Widziała głód w jego oczach. Był głodny jej bliskości. Niemym błaganiem prosiła go, by wreszcie ją pocałował, by mogła z całą mocą przypomnieć sobie, jak smakują jego usta. Zrozumiał prośbę, którą miała w oczach. Prawą rękę przeniósł na jej talię i przybliżył się tak, że ich ciała niemal się stykały. Czuła i słyszała jego świszczący oddech i dudniące serce. Nie chciała czekać ani minuty dłużej. Chciała go mieć tylko dla siebie, schować gdzieś przed światem, by nikt jej go nie zabrał. Pokonała łapczywie ostatnie dzielące ich centymetry i spragniona przylgnęła do jego warg. Nie było w tym ani krzty delikatności. Zero romantyzmu. Wygłodniały, namiętny pocałunek dwojga kochanków. Z pełną mocą wróciły do niej wspomnienia studenckich czasów. Jego smak nie zmienił się ani trochę, był wciąż tak samo męski, cudownie zmysłowy i niesamowicie podniecający. Z zachłannością przypominała sobie miękkość jego ust, zwinność języka i dotyk nieogolonych policzków. House tłumił jej zmysły, zniewalał umysł i ciało. Zarzuciła drobne ręce na jego szyję i przyciągnęła go jeszcze mocniej. Nie stawiał oporu. Objął ją ciaśniej i błądził rękami po jej plecach i szyi. Szumiało jej w uszach, a wszystkie wewnętrzne organy zdawały się fikać radosne koziołki. Poczuła wręcz fizyczny ból, kiedy zbyt wcześnie przerwał pocałunek i straciła kontakt z jego ustami. Przytulił ją mocno i oparł brodę o jej prawy bark, wtulając się w jej włosy. Czuła na rozpalonej skórze jego przyspieszony oddech. Chłonęła każdy detal tej chwili, chcąc ją zapamiętać na zawsze, jak najdokładniej.
- Tęskniłem – szepnął wprost do jej ucha. Zaśmiała się cicho. To było to. Prawdziwy świąteczny cud.


***


- House?
- Czego chcesz, Wilson?
- Udało się? No powiedz, rozmawialiście ze sobą?
- O tak. Przegadaliśmy caaaaałą noc.
- Czyli jest dobrze?
- Nawet lepiej.
- Powinieneś mi podziękować.
- A ty powinieneś teraz powiedzieć „a nie mówiłem”. Zapomniałeś swojej kwestii?
- Niech będzie. A nie mówiłem?
- Muszę kończyć. Ona chyba znowu chce rozmawiać.
- House, ale…

Zatrzasnął klapkę swojego telefonu. Obiecał sobie, że mu podziękuje. Nie od razu. Kiedyś. Spojrzał na kobietę, która leżała naga w blasku porannego słońca i wtulona w jego pierś, gładziła go wymownie po udzie.
- O czym to chciałaś porozmawiać? – zapytał cicho i swoimi ustami zatkał jej usta, nie czekając na odpowiedź.

P.S. Zastanawiam się, czy nie napisać tu jeszcze tego samego fiku, ale wyłącznie z perspektywy House'a więc na razie [Z*]. Oczywiście wyłapywanie błędów mile widziane


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cave
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 1411
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:51, 09 Maj 2011    Temat postu:

Cuuuuuudooo!! Nareszcie doczekałam się kolejnej części i jestem naprawę zachwycona. Nic przesadzonego,nie za mało..idealnie
Pomysł z fikiem z perspektywy House'a bardzo dobry ! popieram


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alcusia
Alice in Downeyland


Dołączył: 18 Kwi 2011
Posty: 2838
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 30 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:21, 09 Maj 2011    Temat postu:

Cave napisał:
Cuuuuuudooo!! Nareszcie doczekałam się kolejnej części i jestem naprawę zachwycona. Nic przesadzonego,nie za mało..idealnie
Pomysł z fikiem z perspektywy House'a bardzo dobry ! popieram

Bardzo dziękuję, cieszę się, że się podobało jak mnie wena napadnie, to i z perspektywy House'a powstanie pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pinky
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 252
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: okolice Częstochowy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:31, 09 Maj 2011    Temat postu:

Podniecenie aż unosi się w powietrzu
Świetna część pod względem stylistycznym, ortograficznym, interpunkcyjnym i - last but not least - tematycznym. Ładne zakończenie, sycące ^^ Nie przeciągałaś wszystkiego przez co fik straciłby na wartości. Podoba mi się, jest zgrabny, wesoły i miło się go czyta. Oby więcej takich Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alcusia
Alice in Downeyland


Dołączył: 18 Kwi 2011
Posty: 2838
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 30 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:52, 09 Maj 2011    Temat postu:

Pinky napisał:
Świetna część pod względem stylistycznym, ortograficznym, interpunkcyjnym i - last but not least - tematycznym.

z Twoich ust takie słowa - jestem zaszczycona dziękuję


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin