Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

The way to get happy. [AU/futurefic Z]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ilobeyou
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 08 Sty 2011
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:01, 01 Maj 2011    Temat postu: The way to get happy. [AU/futurefic Z]

Mój pierwszy fik. Nudziło mi się, więc postanowiłam posklejać myśli dotyczące zerwania Huddy i przedstawić je Wam. Jeżeli się nie spodoba, nie będę dalej pisać...





Część I

Rzuciła go. Tak po prostu. Nie ma innego, bardziej trafnego określenia. Co czuła? Była zła, że ją oszukał, ale przecież ostrzegał. A ona mu obiecywała, że będzie dobrze. I dokąd ją to zaprowadziło? Zepsuła związek z najważniejszym mężczyzną w swoim życiu. Straciła ich szansę na szczęście. Teraz już nic się nie utrzyma w porządku.
Poczuł się zraniony. Dlaczego ona mu to zrobiła? Zapewniała o wspólnej przyszłości. Mieli być już zawsze razem. Dobrze im tak było. Ale oboje musieli to spieprzyć. Odrzucić taką szansę. Co oni, do cholery myśleli? I, jakby tego było mało, zaprzepaścili okazję na dalszą przyjaźń.
Postanowiła pójść na spacer. Musiała ochłonąć, poukładać sobie wszystko. Nie. Co ona w ogóle myśli? Poukładać? Przecież już tego nie odzyska.
Ona była dla niego jak gwiazda na niebie. Wolał leżeć na ziemi, niż próbować do niej dotrzeć, mając niewielką szansę, że mu się uda.* Ale co go skłoniło do podjęcia się prawie niemożliwej próby?
Musi się z tym przejść. Może wpadnie po drodze do jakiegoś baru. Bo co innego pozwoli mu zapomnieć na chwilę, jak nie alkohol?
Poszła do parku. Tylko tam mogła spokojnie przemyśleć sprawę. Było już po północy, więc miejsce dawno opustoszało. Usiadła na ławce i zanurzyła się we własnych myślach.
Szedł przed siebie. Minął przydrożne bary i postanowił przejść się dalej, może do parku? Potwierdził swoją myśl idąc ścieżkami wśród drzew. Usiadł na ławce. Zauważył jakąś osobę siedzącą niedaleko, na ławce. Postanowił zapomnieć o swoich problemach i podszedł do, jak się okazało, mężczyzny.
- Hej, co tam? - powiedział, jak gdyby nigdy nic, do obcego faceta.
- Hej. Pan tak zawsze podchodzi do nieznajomych? - zapytał mężczyzna, z lekkim przekąsem w głosie.
- A co, nie można?
- Niech pan robi, co chce. Mnie to już wszystko jedno. Mam dosyć kobiet, więc w sumie dlaczego nie porozmawiać z nieznajomym, który nie jest kobietą? - powiedział, z obojętnością w głosie.
- Jakim cudem dostałeś się do mojego mózgu? A już myślałem, że nikt mnie nie rozumie.
I wszystko byłoby normalnie, gdyby nie to, że rozmowie przysłuchiwała się pewna brunetka, która rozpoznała ton głosu jednego z mężczyzn, Gregory'ego House'a.
- Skoro już mamy jakiś wspólny temat, to może mówmy sobie po imieniu? - zaproponował House.
- Dobrze, Mike. Mike Nidel. - powiedział i podał rękę rozmówcy.
- Greg. Gregory House. To co się stało?
- Aaa...Długa historia. Naprawdę chcesz słuchać?
- Jeżeli nie liczy ponad dwadzieścia lat, to z przyjemnością.
- OK. Nie pytam. Więc, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem Kate, uświadomiłem sobie, że to jest ta. Oboje razem pracujemy. - skąd ja to znam? - pomyślał House. - Razem, to znaczy w szkole. Ona jest pedagogiem, a ja uczę angielskiego. Zawsze fajnie nam się rozmawiało.
- Ale kłótnie też były? Wiesz, pytam, bo twoja sytuacja jest bardzo bliska mojej. - powiedział zafascynowany już opowieścią kolegi.
- Były. Właściwie to dosyć dużo. Zwykle powodowane jej wyglądem. Co ja mogę poradzić, że jest taka seksowna. Te kształty i w ogóle. Jestem tylko facetem...
- Skoro już mówisz, to powiedz chociaż, jak wygląda. - przerwał Greg.
- Achh, Kate** jest niezwykle urokliwa. Ma coś koło czterdziestki. Brązowe oczy, które mówią po prostu wszystko. Ciemne blond włosy i uśmiech, za który oddałbym nawet śniadanie.
- Hej, Mike, czy ty masz może zaginionego brata bliźniaka? - powiedział wciągnięty w całą historię House.
-A co, twoja historia jest podobna? - zapytał.
- Podobna, to niezbyt odpowiednie słowo. Powiedziałbym : prawie-identyczna.
- Już chcę to usłyszeć. Ale, przejdźmy do sedna sprawy, a wtedy ty mi poopowiadasz, OK?
-OK.
- Tak więc, spotykaliśmy się, było miło, aż w końcu coś zaczęło się między nami źle układać - tak przynajmniej stwierdziła Kate. Uznała, że uczucie, które się między nami zrodziło, nie przetrwa długo, bo nie umiem się zaangażować...No i zerwała ze mną.
- Przynajmniej, powiedziała ci, co jest nie tak i zrobiła to wystarczająco wcześnie. Muszę ci opowiadać swoją historię?
- Greg, chyba nie sądzisz, że po moich miłosnych wywodach, puszczę ci to płazem?
- Eeee...No dobra. Miejmy to już za sobą. Nazywa się Cuddy. Dla mnie Cuddles, a formalnie Lisa(ale to dziwnie brzmi...łeee)Cuddy. - teraz brunetka zaczęła się uważniej przysłuchiwać. Fakt, że jej historia Mike'a też wydała się podobna do ich...Ale teraz chciała się dowiedzieć, co House myślał o ich związku. - Nie jest tak stara jak ta twoja Kate. Ma coś koło trzydzieści dziewięć lat.
- Faktycznie, rok to bardzo duuuża różnica. - powiedział ze śmiechem.
- Nie czepiaj się, nigdy nie lubiłem matmy. Noo...To na czym ja tu skończyłem? Aaa...Jest stosunkowo młoda, za to ma piękne kształty, a ten tyłek...Założę się, że nigdy takiego na oczy nie widziałeś. On bije wszelkie rekordy.
- Dobra, dobra. Mów dalej.
- Tak więc, Cuddles i ja pracujemy razem w szpitalu, tutaj, w Princeton. Ona jest dyrektorką, zresztą niezwykle seksowna z niej administratorka, a ja słynnym diagnostą. Jak pewnie się domyślasz, nie sposób nie komentować jej ogromnego tyłka, chociaż całokształt też jest niczego sobie. Ma ciemne loki, niezwykle pociągające zresztą...Zielono-szare oczy...W ciągu dnia wydają się bardziej zielone, nocą sprawiają wrażenie szarych, ale najczęściej są po prostu zielono-szare.
- Wow! House zwracał uwagę na moje oczy! Co ja najlepszego narobiłam?! - myślała Cuddy, a raczej krzyczała na siebie w myślach.
- A dalej...Zwykle nosi wydekoltowane bluzki, i choć nie chce się przyznać, to robi to ze względu na mnie. Jej strój mówi : jestem, poukładaną administratorką, ale także i kobietą. Właściwie to drugie wręcz wykrzykuje. Aaaa...zapomniałem wspomnieć, że jestem ćpunem...To przez nogę, jak pewnie zauważyłeś. Taki los zgotowała mi była narzeczona, a Cuddy, zgodnie z jej życzeniem, wykonała operację, która miała mi uratować życie...Nigdy nie wybaczę Stacy tego, co mi zrobiła.
- Hej, ale sam przyznałeś, że to...Lisa zrobiła ci tę operację. - słusznie zauważył Mike.
- Cuddy wybaczyłbym wszystko. Poza tym, ona tylko wykonywała swoją robotę. No i jestem uzależniony od Vicodinu. Byłem na odwyku, przestałem brać przez ponad rok, ale kiedy Cuddy miała mieć operację i mogła nawet umrzeć, nie byłem w stanie znieść myśli, że jedyna kobieta, z którą mogłem spędzić życie, może odejść, musiałem zjeść Vicodin, żeby przy niej być. Ona się dowiedziała i mnie rzuciła. Ot, taka sobie historia kaleki-ćpuna i seksownej administratorki.
- Wooow. Moja historia to pikuś w porównaniu do twojej. Przykro mi, stary.
- Dzięki...Ale każda strata ukochanej kobiety boli tak samo. Na pewno tęsknisz za nią tak samo, jak ja za Lisą.
- Masz rację. Heej, ty pierwszy raz, nie licząc przedstawienia jej, nazwałeś ją Lisą.
- Czepiasz się.
- Wcale nie. I widzę, że żałujesz tego, co zrobiłeś.
Tę rozmowę przerwał im krzyk.
- Mike! Mike, przepraszam! Nie powinnam była. - kobieta, jak słusznie domyślił się House, rzekoma Kate, rzuciła się Mike'owi na szyję.
- Kate! Tęskniłem za tobą.
- Jak zwykle happy-end. - skwitował House.
- O, muszę ci przedstawić Gregory'ego House'a. Dzięki niemu zdałem sobie sprawę, jak bardzo jesteś mi potrzebna.
-Gregory? House, tak? - Greg kiwnął głową. - Zabawne, bo ja, kiedy tu szłam, spotkałam taką brunetkę, czekaj Louise....nie, Lisa. No i ona mi opowiedziała, jaki błąd zrobiła, że rzuciła najważniejszego mężczyznę w swoim życiu. Była nieźle zapłakana...



PIERWSZEJ CZĘŚCI NADSZEDŁ KONIEC.


*Cytat, nieco zmodyfikowany, Jonathana Carrolla
**Jennifer Aniston obsadziłam w roli Kate, a Mike to Vince Vaughn(grali razem w ''Sztuka zrywania'', a później także się spotykali; )
____________________________________________
Mam cichą nadzieję, że nie przyprawiło Was to o ...Proszę tylko o powiadomienie, czy pisać dalej.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ilobeyou dnia Sob 16:29, 22 Paź 2011, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
justykacz
Groke's smile
Groke's smile


Dołączył: 16 Mar 2008
Posty: 1856
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 47 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:26, 01 Maj 2011    Temat postu:

Coś mi zgrzyta interpunkcja i sposób prowadzenia dialogów (gdzie kropka, a gdzie przecinek), ale to jeszcze Ci wybaczę, bo sama robię tego typu błędy. Wiem, że trudno jest pisać zachowując poprawność formy. Inaczej kiedy czyta się czyiś tekst. Polecam Ci Betę, jako krytyka obiektywnego.

Pomysł zgrzyta... House zwierzający się obcemu facetowi w parku i Cuddles podsłuchująca w krzakach?

Jak na debiut nie jest źle, czytałam gorsze rzeczy. Moim zdaniem musisz doszlifować sposób prowadzenia narracji, wyważyć ilość opisów i dialogów, postarać się upłynnić tekst.

Pisz dalej, trenuj

PS pod ramką powinien być tekst o weryfikacji wiekowej.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez justykacz dnia Nie 22:27, 01 Maj 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malinowa_Rozkosz
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 28 Sty 2011
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 9:41, 02 Maj 2011    Temat postu:

Ogólnie tekst przyjemnie mi się czytało. House zwierzający się obcemu kolesiowi, to trochę dziwne, ale bardzo oryginalne i mnie się spodobało! Na razie czekam na dalszą część.
Życzę weny i pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ilobeyou
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 08 Sty 2011
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:36, 02 Maj 2011    Temat postu:

Dzięki za komentarze. Też z początku uważałam, że to dziwne, ale zmieniłam trochę zdanie myśląc o kolejnej części...So, let's start!


Część II (Jest krótka, ale za niedługi czas wstawię kolejną.)

- Czekaj, jesteś pewna, że to była ona? - zapytał zdziwiony House.
- Na to wygląda. - powiedziała Kate, którą szczerze mówiąc nie wiele obchodziło to, co House do niej teraz mówił, ponieważ była zbyt przejęta myśleniem o Mike'u.
- Hmm...To trochę niewiarygodne, przecież to ona ze mną zerwała...Czekaj, gdzie ty ją spotkałaś? Mówiła coś jeszcze?
- Eeee...Szła przed chwilą tą ścieżką, nie wykluczone, że słyszała waszą rozmowę. Wspominała coś o tym, że zwierzałeś się jakiemuś obcemu mężczyźnie, a jej nigdy nie powiedziałeś o tym, jak ważna dla ciebie była.
- Wiecie co, to ja spadam. Coś mi mówi, że szykuje się poważna rozmowa. Może nawet na miarę jej wielkiego tyłka? - House w głębi duszy cieszył się tym, że Cuddy zrobiła to pod wpływem chwili. Może da się to jeszcze uratować?
- OK. To cześć. - odpowiedzieli niemal równocześnie.
House ruszył przed siebie tak szybko, jak pozwalała mu chora noga. Po chwili zobaczył ją. Siedziała na ławce. Twarz miała ukrytą w dłoniach. Podszedł bliżej i usiadł obok niej.
- Cześć. Mogę wiedzieć, dlaczego płaczesz? - zapytał.
- House...Greg...słyszałam twoją rozmowę. Dlaczego mi nie powiedziałeś?
- Nie powiedziałem czego? - droczył się, jakby nie wiedział o co jej chodzi.
- Tego, że dla ciebie to było coś więcej. I...że się zaangażowałeś. Że zależało ci na mnie... - mówiła z przerwami.
- Myślałem, że wiedziałaś. Kto jak kto, ale ty mnie znasz bardzo długo. Ja też myślałem, że cię znam. Dlaczego właściwie ze mną zerwałaś? Przecież mówiłem, że to nie będzie związek jak z bajki. Wiedziałaś, że nie wytrzymam długo bez Vicodinu, a jednak zgodziłaś się na ten związek.
-Miałam nadzieję, House...
W tej chwili wszystko się skończyło. Greg obudził się w łóżku obok niej.
- To był tylko sen... - pomyślał.
Jednak po chwili zdał sobie sprawę z tego, że to wcale nie ona leżała obok niego w łóżku. Zrozumiał też, że zerwanie z Cuddy było prawdziwe. Przecież nie zrobiłby jej tego...Nie zdradziłby jej z prostytutką...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malinowa_Rozkosz
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 28 Sty 2011
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:50, 02 Maj 2011    Temat postu:

Rzeczywiście trochę za krótkie, więc mam nadzieję, że niebawem zobaczymy kolejną część. Szkoda, że to był tylko sen... ;x
I w ogóle przez ciebie cały czas sobie nucę ' The hallelujah c'mon get happy '


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ilobeyou
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 08 Sty 2011
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:57, 02 Maj 2011    Temat postu:

Część III

Miłość niesie ze sobą wielkie szczęście, o wiele większe od bólu, który przynosi tęsknota.


Wygonił prostytutkę ze swojego mieszkania. Poczuł dziwne uczucie budząc się w łóżku bez Cuddy. Brakowało mu jej. Nie mógł tak dłużej żyć. Nie mógł żyć bez niej. Postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Pojechał do niej. Pojechał do jedynej kobiety, na której mu tak naprawdę zależało. To Ona była jego zrozumieniem. Dzięki Lisie Cuddy przestał już żyć w niedostępnym dla innych świecie (czytaj:Houseland). Stawał się coraz bardziej otwarty na nią. Na miłość.

http://www.youtube.com/watch?v=cgqOSCgc8xc&feature=relmfu*

Drogę do jej domu pokonał bardzo szybko. Nie zdawał sobie z tego sprawy.
Podszedł do drzwi. Kilka razy uderzył o nie laską, jak to zwykł robić.
Nikt nie otwierał. Wszedł do środka. W domu nadal panowała cisza.

[...] chociaż droga każdego człowieka jest inna, zawsze istnieje pewien punkt, w którym wszystkie się zbiegają.
Po chwili z mroku wyłonił się Wilson.
- House, co ty tutaj robisz? - powiedział ze zdziwieniem.
- A ty? - odpowiedział diagnosta.
- Cuddy była załamana po tym, jak z tobą zerwała. Nie była w stanie zająć się Rachel, więc poprosiła mnie o pomoc. Dzwoniłem do ciebie, ale nie odbierałeś.
- Ale teraz jestem, więc możesz już iść. Gdzie ona jest?
- Śpi w salonie. Nieźle się wczoraj upiła. Cały czas mówiła, że nie ma po co żyć, że szkoda jej Rachel. Miałem wrażenie, że gdybym przyjechał później, jeszcze by popełniła samobójstwo. Ciekawe, dlaczego się tak zachowywała? Przecież...to ona z tobą zerwała, co nie?
- Przecież nie ja.
- Ale...Co ty chcesz właściwie zrobić, House?
- Jak to, co? Świat chyba stanął na głowie, skoro nawet ty mnie nie rozumiesz. Muszę to wyjaśnić. Nie dam jej tak łatwo odejść. Nigdy.
- House, czy to ty? Nie poznaję cię. Czy to...troska, tęsknota?
- Weź już przestań Wilson...Lepiej idź do domu oglądać te swoje telenowele.
- Nic z tego. Muszę to zobaczyć. To może być lepsze od 4254 odcinka ''Los Amantes''**! - powiedział uradowany Wilson .
- Wiesz co, Wilson...Może zacznij pisać własne telenowele? - powiedział ironicznie House.
- Hmm...To mogłoby być ciekawe...Pierwszy odcinek : ''No se olvide"***.Bohaterzy: H...Huan i C...Clarisa. Dzięki, House!!!Już lecę pisać! - wybiegł(Bo jak to nazwać? Pogalopował w stronę zachodzącego słońca?) tak szybko, jak tylko mógł, pochłonięty wizją wymyślonej telenoweli. Jego szczęście dosięgnęło granic możliwości.
- Powodzenia! - powiedział jeszcze bardziej ironicznie House. Bynajmniej już mógł załatwić tą sprawę z Cuddy...
Poszedł do salonu. Leżała na kanapie owinięta kocem. Sprawiała wrażenie zmartwionej, zaniepokojonej. Chyba miała zły sen. Po chwili zaczęła cicho szeptać:
- Nie teraz, House...Greg, nie zostawiaj mnie...Przepraszam...Ja...To nie było zaplanowane...House!!! - majaczyła coraz głośniej.
Podszedł do niej i potrząsnął ją lekko za ramię. Otworzyła oczy. Zobaczył w nich zdziwienie. Może...nostalgię?
- Cuddles...Już dobrze. Jestem tu. - objął ją z całej swojej siły.
- House...Wróciłeś...Ale...Dlaczego?... - jąkała się.
- Zgadnij, kochanie. - powiedział. Cieszył się, że z nią jest. Tu i teraz. I nic innego się nie liczyło. - Bo jesteś dla mnie najważniejsza. Nie przeżyję bez ciebie dnia.
Lisa wtuliła się w jego ramiona. House powiedział jej coś naprawdę szczerego. Wyznał jej swoje uczucia. Wiedziała, że mówił prawdę. To akurat potrafiła stwierdzić...
Jak to możliwe, że on wrócił? Czyżby potrafił czytać jej w myślach? A do tego jeszcze musi mu powiedzieć coś, co może zmienić ich życie na zawsze...
- Przepraszam...Ja...Muszę ci coś powiedzieć... - zaczęła niepewnie.


*Wiem, że ta piosenka może trochę nie pasuje. Ale ja mam takie odczucia w związku z tym fikiem. Są trochę mieszane...
**Znaczy: Zakochani. Wymyśliłam to; )
***Znaczy: Nie odchodź. To już nie ja wymyśliłam, tylko Wilson...; )


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ilobeyou dnia Pon 20:00, 02 Maj 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ilobeyou
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 08 Sty 2011
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:46, 02 Maj 2011    Temat postu:

Malinowa_Rozkosz napisał:

I w ogóle przez ciebie cały czas sobie nucę ' The hallelujah c'mon get happy '



Get ready for the judgement day...

http://www.youtube.com/watch?v=h2xoO_tU7HI

To jest to...

Szkoda tylko, że ten odcinek źle mi się kojarzy...

Zerwanie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ilobeyou
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 08 Sty 2011
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 23:27, 02 Maj 2011    Temat postu:

Część IV


- Wiem, że to, co ci teraz powiem może ci się nie spodobać, ale proszę, nie zostawiaj mnie. Nie teraz.
- Cuddy, co ty właściwie chcesz mi powiedzieć?
- Ja...Ja...Po prostu...Jestem w ciąży. Z tobą... - powiedziała, urywając co chwilę słowa.
- Hej...Czy ty żartujesz? - odparł zdziwiony. Jak to się mogło stać? Przecież ona nie mogła zajść w ciążę. Tyle próbowała...
- Wiedziałam, że tak to odbierzesz... - wyznała ze smutkiem. - Ale to jest prawda. Spotykaliśmy się ponad pół roku, a ja jestem w piątym tygodniu...Dziecko na pewno jest twoje.
- Cuddy...Wiesz, że to ryzykowne, jak na twój wiek?
- A ty znowu o jednym. Nie musisz mi cały czas wypominać wieku.
- Nie o to mi chodzi. Ciąża może ci zaszkodzić...To niebezpieczne.
- Przecież nie zabiję dziecka! - powiedziała, lekko już zdenerwowana.
- Nie mówię ci, żebyś to zrobiła. W końcu to twoje dziecko. Nasze dziecko. - z powrotem otulił ją ramieniem. - Nie zostawię cię. Jesteś mi bardzo potrzebna. Zresztą po tym, co powiedział mi Wilson, mogę spokojnie stwierdzić, że ty też mnie potrzebujesz... - pocałował ją delikatnie.
- Właśnie, gdzie jest Wilson?
- Odkrywa umiejętności pisarskie. Pisze telenowelę opartą na naszej historii. Tylko tak mogłem go spławić... - powiedział o mało nie pękając ze śmiechu.
- WOW! Wolę tego nie czytać.
- Wiesz, właściwie, to mogłoby być ciekawe...
- Nawet o tym nie myśl.
- Hmmm...
Nastała cisza. Jakoś żadne z nich nie mogło się zebrać na powiedzenie czegokolwiek. Po dłuższej chwili odezwała się Cuddy:
- Przepraszam, House...Nie chciałam, żeby to tak wyglądało. Nie chcę, żebyś był ze mną tylko ze względu na dziecko. Zrozumiem, jeżeli będziesz chciał odejść. Tylko proszę, nie dziś...
- Ani dzisiaj, ani jutro. Czy z twoim słuchem wszystko w porządku? - powiedział z nutą sarkazmu w głosie.
- Wrócił stary House... - uśmiechnęła się.
- I kto tu jest nieczuły. Przed chwilą miałaś problem, że ja ci wypominam wiek, a jak co do czego, to ty nic lepsza nie jesteś! - powiedział z miną zbitego psa. Tak, dla takich chwil żył.
- Uczę się od mistrza. - powiedziała dumnie.
- OK. Przestań już. Czy ja się rumienię? - powiedział, udając zawstydzenie.
- W zasadzie, to...
- OK. Nie odpowiadaj.
Znowu nastała chwila ciszy.
- Dziękuję. - powiedziała po chwili.
- Za co? - zapytał nie ukrywając zdziwienia.
- Za to, że jesteś. Wiem, że to nie jest dla ciebie łatwe. Niedługo zostaniemy rodzicami...
- Może odłóżmy ten temat na później...? Powiedzmy, tak do końca matury naszych dzieci...
- Czy ty powiedziałeś NASZYCH ? DZIECI ?
- Zawsze się przyczepiasz. Lepiej zrobiłabyś coś sensownego...Bo wiesz, że ten cały czas można lepiej spożytkować...
- Ten znowu o jednym.
- Jestem tylko facetem. Nic na to nie poradzisz. I wiem, że chociaż bardzo byś się starała, to twoje myśli nie są choć odrobinę mniej grzeszne...
- Skończmy temat, co? Chodź, przysuń się. - zrobił to, co mu poleciła.
Leżeli tak teraz na kanapie w jej salonie. Owinięci kocem. Po niedługim czasie zasnęli, aby po chwili znów się obudzić.
- Cuddy? - zapytał, jak gdyby nigdy nic.
- Co?
- Jak nazwiemy nasze dziecko? Tylko proszę cię, nie Wilson, bo zwariuję.
- Może Greg Junior? - powiedziała z przekąsem.
- Wiesz co, może lepiej zaczekajmy z tym do czasu, kiedy dowiemy się jaka jest płeć dziecka...
- Wreszcie mówisz coś sensownego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malinowa_Rozkosz
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 28 Sty 2011
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 9:41, 03 Maj 2011    Temat postu:

Są mini błędy, ale to nic. Może napisz do kogoś bardziej zaawansowanego w pisaniu ficków, aby napisał co o tym myśli?
Temat ciąży oklepany, ale to pikuś. Rozwiń to ciekawie i będzie okej.
Życzę weny i powodzenia!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aśka171
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 13:42, 03 Maj 2011    Temat postu:

Podoba mi się i mam nadzieję, że wymyślisz coś, co trochę zawróci w tej 'sielance'
Wena!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ilobeyou
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 08 Sty 2011
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:49, 03 Maj 2011    Temat postu:

Część IV

Przegadali całą noc. No, może z nielicznymi przerwami. Leżeli na kanapie i na niej też się obudzili, niemal o tej samej porze. Pierwsza obudziła się Lisa. Cały czas trwała w uścisku Grega i, musiała przyznać, że bardzo jej tego brakowało. Postanowiła nie wstawać, tylko poczekać, aż on się obudzi. Nie trwało to długo.
- Dzień dobry, Cuddles. - powiedział lekko zaspanym głosem.
- Cześć, House. - odpowiedziała, po czym Greg pocałował ją długo i namiętnie.
- Mmm...Mogłabym tak zawsze... - wyznała rozmarzonym tonem. To był jeden z tych poranków, kiedy nie chce ci się nigdzie ruszać.
- Nie pochlebiaj mi aż tak...Zawsze wiedziałem, że na mnie lecisz. Aż za bardzo. - powiedział tonem zwycięzcy.
- Taaa...A ty niby nie? - droczyła się.
Tak mniej więcej wyglądały ich rozmowy tego ranka. Cuddy poszła do Rachel, żeby ją nakarmić i przewinąć. House w tym czasie siedział z tryumfalnym wyrazem na twarzy.
- Greg, musimy jechać po zakupy. Mam już prawie pustą lodówkę. Chyba będziemy musieli podrzucić Rachel Wilsonowi... - powiedziała, przerywając mu myślenie.
- OK. Chociaż niespecjalnie mi się to podoba...Nigdy tego nie lubiłem.
- Ostatecznie to ty możesz zostać z Rachel, a ja pojadę sama.
- Zapomnij! Żeby ci wszyscy faceci gapili się na ciebie?! Nie ma mowy. - jego głos przybrał ton zazdrośnika.
- A może ty po prostu nie chcesz zostać z Rachel? - Lisa powiedziała to z przekąsem.
- OK. OK. Zostańmy przy pierwszej wersji.
Pojechali do centrum miasta, zrobili zakupy, po czym udali się na krótki spacer. Greg objął ją w talii.
- Nie tęskniłabyś za tym? - powiedział po chwili.
- Za czym? - droczyła się.
- Za tym. - pocałował ją. I wszystko byłoby normalnie, gdyby nie...
- Greg? - przerwano im.
- Mama. - powiedział niezbyt entuzjastycznie.
- Nie tęskniłeś za mną? No, pokaż się. - Blythe House uściskała syna.
- Ty musisz być Lisa Cuddy. - uśmiechając się podała rękę Cuddy.
- Mama Grega, Blythe House.
- Miło mi panią poznać. - odwzajemniła uśmiech.
- Ale czego ty tu właściwie chcesz, mamo?
- Po śmierci twojego ojca zdecydowałam, że muszę coś zrobić ze swoim życiem. Postanowiłam odwiedzić jedynego syna. Czy coś w tym złego? W końcu zostało mi niewiele czasu.
- Mamo, on nie był...nie był moim ojcem. Wiem to. - powiedział House.
- Skąd ty...? A w sumie to może i lepiej. Może mogłabym do ciebie wpaść?
- Wiesz co, aktualnie to ja jestem u Cuddy...
- Nie ma sprawy, House. Twoja mama może teraz jechać z nami. Tylko musimy odebrać Rachel. - Lisa zdobyła sympatię Blythe już po pięciu minutach od poznania. - To musi być TA. - pomyślała mama House'a.
- Rachel to twoja córka, tak? - zapytała.
- Tak, adoptowałam ją cztery lata temu. Bardzo lubi Grega. - położyła dłoń na jego torsie.
- No wiecie...Bo jakby mnie tu nie lubić? - powiedział House z udawaną skromnością.
- Tak, tak, Greg. Czyż on nie jest uroczy? - sympatyzowała Blythe.
- Oczywiście. - odwzajemniała Cuddy.
- Widzę, że mój Greg dobrze trafił.
- No cóż...Chyba nie będę zaprzeczać?
- To może już pojedziemy, co? - przerwał rozmowę House. - Pokonwersujecie sobie w domu.
- Jasne, Greg. - powiedziały niemal jednocześnie.
- Czy ja mam dwie matki? Nieźle. - skomentował House.
Pojechali do domu Lisy. Atmosfera była całkiem przyjazna. Cuddy i Blythe od razu nawiązały nić porozumienia. Kto jak kto, ale House chyba nie pomylił się ze swoim stwierdzeniem. Obie troszczyły się o niego tak bardzo. Może nawet aż nadto...
Pojechali do Wilsona i odebrali Rachel. Mamie House'a dziewczynka od razu się spodobała. Zresztą i nawzajem.
- To o czym chciałaś rozmawiać, mamo? - nie wytrzymał House, gdy tylko weszli do domu.
- Może usiądźmy. Słuchaj Greg, ja wiem kto jest twoim biologicznym ojcem. Dzisiaj do niego pojechałam. To był drugi powód mojej wizyty tutaj. - powiedziała spokojnie Blythe.
- Ty...Ale...Dlaczego mi właściwie o tym nie powiedziałaś? - House był trochę zszokowany.
- Nie miałam pewności...Ale twój ojciec został wdowcem dziesięć lat temu. I jest coś jeszcze, o czym powinieneś wiedzieć... - zaczęła niepewnie Blythe.
- Mów, mamo. Jak prawda, to do końca. - powiedział House. Do ich rozmowy dołączyła Lisa. Usiadła na kanapie obok House'a.
- Słuchaj, Greg. I ty, Liso, też...To w jakiś sposób wpłynie na wasze życie. - House coraz bardziej się denerwował. - Kiedy się urodziłeś...Nie byłeś jedynakiem...Miałeś...Miałeś bliźniaczkę. Nie była ona do końca zdrowa...Wystąpiły komplikacje. Mała miała problemy z sercem...Powiedziałam Johnowi, że nie żyje...Tak naprawdę, oddałam ją Patrickowi, twojemu prawdziwemu ojcu. Ona żyje. Wiedziała o tobie już od dawna.
- Co?! Dlaczego dopiero teraz mi mówisz?! Nie dziwię się, że John był dla mnie taki surowy. Myślał, że odebrałem życie jego córce! - House był oburzony.
- Spokojnie, House. - Lisa była w nie mniejszym szoku. Złapała go za rękę.
- Ja...Chyba pójdę do Rachel...Zostawię was na chwilę samych... - powiedziała Blythe.
- Jak ona mogła mi to zrobić?! - House przutulił się do Lisy. Tylko ona go nie oszukiwała. Zawsze mógł znaleźć w niej oparcie.
- Nie martw się, House. Przejdziemy to razem. - było jej go żal. Nie wiedziała, co ona by zrobiła na jego miejscu. To musi być dla niego szok...
- Dzięki, że jesteś... - Greg był wdzięczny losowi.
- Zawsze będę. Kocham cię. - pocałowała go lekko.
- I ja ciebie też... - odwzajemnił pocałunek.
- Wiesz...Myślę, że powinieneś spróbować wybaczyć matce. Ona rozstała się ze swoją córką... - Lisa w pewien sposób rozumiała Blythe.
- Spróbuję. Dla niej jestem do tego zdolny. Ale nigdy...Nigdy nie wybaczę Johnowi...On traktował mnie inaczej...Gorzej...
- Będzie dobrze. - cieszyła się, że mogli przetrwać to razem. To na pewno wzmocni ich relacje. Tę chwilę przerwała im Blythe.
- Przepraszam, Liso...Mała jest chyba głodna... - powiedziała.
- Już idę...Teraz to wy porozmawiajcie na osobności. - jeszcze raz przytuliła House'a, po czym zostawiła ich samych.
- Przepraszam, synku...Tak mi przykro...
- To nie twoja wina...Nie całkiem...Ja też cię przepraszam...Nigdy nie byłem dobrym synem...
- Nieprawda, Greg. Zawsze byłeś, zawsze będziesz dobrym synem. Jesteś idealny taki, jaki jesteś. - House przytulił matkę. Brakowało mu tego. Tych szczerych rozmów z JEGO mamą.
- To...Kiedy ją poznam? I jego? - zapytał po chwili.
- To zależy tylko od ciebie. Możesz się z nią spotkać nawet jutro, bo Patrick musiał wyjechać...Wróci za dwa dni.
- OK.
Blythe została na noc u House'a i Cuddy.
Jutro mają przed sobą ciężki dzień...



I co? Może być taki obrót sytuacji??


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aśka171
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:28, 03 Maj 2011    Temat postu:

Mi się podoba
Mam dla ciebie radę, żebyś poprosiła betę o pomoc Do moich opowiadań także wkradają się błędy i dobrze by było je eliminować.

Jestem ciekawa jakie będzie to ich spotkanie Tylko mogłabyś dawać więcej opisów


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malinowa_Rozkosz
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 28 Sty 2011
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:32, 03 Maj 2011    Temat postu:

Jest ciekawie
Kurczę, nie wiem co napisać, bo znów nie mam weny do komentarzy.
Po prostu podoba mi się, jest ciekawie, życzę wena i pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ilobeyou
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 08 Sty 2011
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:33, 14 Maj 2011    Temat postu:

Część V

House i Cuddy leżeli w łóżku.
- Jeez. Strasznie nie chce mi się wstawać... - powiedział, jak pewnie wszyscy się domyślają, House.
- Czy tobie kiedykolwiek chce się wstawać? - odpowiedziała Cuddy, przeciągając się i opierając na ramieniu House'a.
- Cuddles, rozczarowujesz mnie. Jak to, nie pamiętasz, że wstałem, RAZ, żeby cię wystraszyć? Musiałem nastawić budzik o całe PIĘĆ MINUT wcześniej, niż ty miałaś.
- Przepraszam. Powinnam pamiętać. Przecież to ty jesteś bardziej skłonny do poświęceń ode mnie. - powiedziała sarkastycznie.
House uwielbiał te ''łóżkowe kłótnie”. Kto jak kto, ale to właśnie Cuddy umiała się prowadzić z nim gierki na poziomie, które zawsze kończyły się na...
- Cieszę się, że cię mam. - powiedział, jakby to było zupełnie normalne w jego wydaniu.
- Miło słyszeć. Też cię kocham. - odpowiedziała i przytuliła się do niego z zamiarem pocałunku.
- Whooaa...Czekaj...Czy ja powiedziałem, że cię kocham? - House zawsze wyłapywał najmniejsze ''wpadki''.
- Tak to zrozumiałam. Greg, znam cię. Ale jeśli nie...To nie. - odwróciła się z zamiarem wstania z łóżka.
- Heeej. Nie myśl, że mi teraz uciekniesz. Przecież wiesz...Wiesz, co czuję. - rzucił House, nie chciał jej wypuścić.
- Udowodnij. - posłała mu uwodzicielski uśmiech.
- A proszę cię bardzo. - rzucił się na nią i zaczął całować.
No, czyli tak wyglądał ich poranek.
Chwilę później, no, może trochę więcej niż chwilę, zeszli obejmując się do jadalni.
Przy stole z przygotowanym właśnie śniadaniem, pijąc kawę, siedziała Blythe. Na kolanach miała Rachel.
- Dzień dobry! - powiedziała matka House'a, posyłając uśmiech parze. - Cóż za przemiły poranek, nieprawdaż?
- Dzień dobry. - powiedzieli razem House i Cuddy. - Zgadza się. Bardzo ładny dziś dzień. Rachel się obudziła? Nic nie słyszeliśmy... - powiedziała Cuddy.
- Tak, mała obudziła się jakąś godzinę temu. Ubrałam ją i nakarmiłam.
- Widocznie byliśmy zbyt zajęci udowadnianiem... - rzucił House, Cuddy lekko się zarumieniła, a Blythe puściła do niej pawie oczko.
Chwilę później, po śniadaniu...
- Co byście powiedzieli, gdybym wyjechała wcześniej do miasta odwiedzić Lucy? To znaczy, twoją siostrę, Greg. Muszę z nią jeszcze porozmawiać.
- W porządku...To, może pójdziemy na spacer z Rach? - odparł House.
- Świetny pomysł. - przytaknęła mu Lisa.
- To do zobaczenia. - powiedziała Blythe, szykując się do wyjścia.
- Tak.
Blythe wyszła. House i Cuddy też zamierzali. Przedtem jednak postanowili chwilę ''polenić'' się w salonie. House wziął małą Cuddy na kolana, a tę większą objął ramieniem.
Nagle usłyszeli dzwonek do drzwi. House wstał równo z Cuddy, więc poszli otworzyć razem, podczas gdy w drzwiach zobaczyli nikogo innego jak...Lucasa! Tak, to z pewnością był on. I nie był sam. Obok niego stała zielonooka blondynka.
- Umm...Cześć Lucas. - wydusiła Cuddy.
- Taa. Cześć. - powtórzył za nią House. Wtedy w drzwiach pojawiła się także Rachel, przytulając się do House'a.
- Cześć wam. Wiedziałem, że nie zastanę cię samej, Liso. Pozwólcie, że wam przedstawię Maggie. Bierzemy ślub. Chcieliśmy zaprosić ciebie i House'a.
Lisa nie wiedziała, co powiedzieć. Tak więc odparła:
- Proszę, wejdźcie. Napijecie się czegoś? - jak zwykle uprzejmie powiedziała. Właściwie to była pewna, że Lucas sobie kogoś znajdzie. I cieszyła się, że to nie ona jest jego wybranką. Była szczęśliwa z House'em.
Co on sobie myśli? Zapraszać byłą na ślub? Coś tu jest nie tak. Albo po prostu zżerała go ciekawość, czy Cuddy wybrała mnie i cały czas jesteśmy razem. Tak. Raczej stawiam na to drugie. - myślał House.
Lucas usiadł na kanapie obok narzeczonej. Cuddy poszła do kuchni zaparzyć kawę. W ślad za nią podążył House.
- Nie tęsknisz za tym pacanem? - zapytał prosto z mostu.
- Co ty...Kocham ciebie i tylko ciebie. Zapomniałeś o naszym poranku? - Cuddy była pewna tego co mówiła. House także wyczuł spokój i pewność w jej głosie. Objął ją i przytulił.
- Chcę, żebyś wiedziała, że jesteś dla mnie ważna. I zawsze byłaś. Właściwie to już od kiedy po raz pierwszy zobaczyłem cię w tych obcisłych dżinsach. Taaak. To były czasy.
- House... - powiedziała z nutką irytacji w głosie, jednak po chwili przytuliła się do niego mocniej. On odwzajemnił uścisk i pocałował ją. W tej chwili do kuchni wszedł Lucas.
- Hej gołąbeczki! Macie już tą kawę? - zapytał, jak gdyby nigdy nic, przerywając parze pocałunek. Cuddy się zarumieniła. - W porządku. Nie martwcie się naszą obecnością, wypijemy tylko kawę i spadamy.
- Eeee...Już gotowa. Kawa. - powiedziała Lisa.
Usiedli w salonie na kanapie na przeciwko Lucasa i Maggie.
- Tak właściwie, to jak wy się poznaliście? - zapytała Maggie.
- Hmmm...To długa historia. - powiedziała Cuddy, podczas gdy House objął ją i przygarnął do siebie. - Byliśmy na tej samej uczelni. House minął mnie i rzucił do mnie coś w stylu: '' Wooow! A myślałem, że Titanica już nie ma". Nie byłam tym zbyt zadowolona, powiedziałam: ''Ty też? Nigdy nie wierzyłam, że wszystko jest możliwe." ,ale właściwie to sprawiał wrażenie całkiem miłego gościa. Przedstawił się, ja mu odpowiedziałam. Wieczorem umówiliśmy się na spacer.
- Potem pierwszy pocałunek, pierwszy raz...no i dalej trochę małych komplikacji, aż znaleźliśmy się tutaj.
- No, mniej więcej. - powiedziała Cuddy. - A co z wami?
- U nas to było przypadkowe spotkanie na ulicy. Maggie się potknęła, ja jej pomogłem...Coś w stylu ''miłość od pierwszego spojrzenia". - powiedział Lucas.
- Taa. - rzucił House. - A! Jeszcze nie wiecie...Cuddy i ja będziemy mieli dzieciaka. Nieźle, co?
- Jesteś w ciąży? Gratulacje. - powiedzieli mniej więcej w tym samym czasie Lucas i Maggie.
- Dzięki.
Dalsza rozmowa zbytnio się nie kleiła, dlatego po chwili Lucas i Maggie opuścili dom Cuddy. Niestety było już za późno na spacer, więc posiedzieli jeszcze chwilę w salonie.
- Wow. To było dziwne. - powiedziała Lisa.
- Mnie to mówisz? A już myślałem, że najdziwniejszą rzeczą na świecie jest to, że Wilson jeszcze nie znalazł sobie kolejnej żony. A tak na serio, to ciekawe co Lucasowi strzeliło w ten łeb, żeby tu przychodzić i jeszcze zapraszać cię na ślub...!
- On nie zaprosił mnie, tylko nas!
- No...Zamierzasz iść?
- Nie wiem. Może byłoby ciekawie.
- Taa...Pomizdrzylibyśmy się przed Lucasem...Wiesz co, możemy iść! - W tym momencie House był z siebie dumny. Przecież najlepsze, co może teraz zrobić, to powkurzać BYŁEGO Lisy. Tym bardziej, że ona nie ma nic przeciwko. Życie jest piękne!
Jakiś czas później, kiedy Rachel już śpi, a House i Cuddy leżą na kanapie wtuleni w siebie...
- House... - powiedziała Lisa.
- Tak?
- A co byś powiedział na to, żebyśmy gdzieś wyjechali? - powiedziała potulnie.
- My, to znaczy ja, ty i Rachel? - zapytał. Jeżeli mieli już gdzieś wyjechać, to wolałby być sam na sam z Cuddy, ale jeżeli to byłby dla niej problem, to nie pozostaje mu nic do chcenia.
- Właściwie, to Rachel mogłaby zostać z twoją mamą. Świetnie się dogadują.
- No to jedziemy! Ale właściwie gdzie? - zapytał House.
- Pamiętasz naszą rozmowę o wyjeździe do Mont-Saint Michel?
- Trudno byłoby o tym zapomnieć. Chociaż właściwie, to trudniej byłoby zapomnieć o pozie, w jakiej się wtedy znajdowałaś. - House udał rozmarzony wyraz twarzy.
- House! - Właściwie, to Cuddy cieszyła się, że House nie zapomniał ich wspólnych chwil...
- Tak wiem. - odparł.
- Ale co wiesz? - zapytała.
- Wiem, że chwilę potem to wykrzykiwałaś. Właściwie to brzmiało nawet podobnie...
- A ty tylko o jednym. - Cuddy wcale to nie zdziwiło.
- Powiedz, że ani razu nie tęskniłaś za tym, kiedy mnie rzuciłaś.
- Czepiasz się...
- Czyli tak!
- No, OK. Tęskniłam za tym. Nawet bardzo. Za twoim dotykiem, za tym spojrzeniem, za twoim otwarciem w stosunku do mnie. I mam nadzieję, że tak już pozostanie.
- Też bym tego chciał...
- Naprawdę?
- No tak. I w tym momencie chciałbym liczyć na telepatię.
- Chyba mogę ci w tym pomóc. - pocałowała go.
I w tym momencie ktoś znowu zapukał do drzwi.
- Nie. Nie! Nie! Nie! - House był zły. Kiedy już mogli zająć się sobą, ktoś zawsze im przerywał. Jeszcze raz namiętniej pocałował Cuddy.
- To pewnie mama. - powiedział z dezaprobatą House.
- Taak. To ja otworzę.
- Nie, chodźmy razem. Teraz się mnie tak łatwo nie pozbędziesz...
- OK.
Kiedy otworzyli drzwi, zobaczyli nie tylko mamę House'a, ale też osobę łudząco do niej podobną.
- Przepraszam, że nie uprzedziłam was, ale Lucy bardzo chciała wreszcie zobaczyć swojego brata.
- Cześć... - powiedziała.
- Helloł. Jestem Greg. To moja dziewczyna, Cuddy. - wskazał na Lisę.
- Lucy Willen. - przedstawiła się.
- Lisa Cuddy, miło mi cię poznać. - uśmiechnęła się.
- Ciebie też.
- To...może wejdziemy do salonu? - zaproponowała Lisa.
- Wyjęłaś mi to z ust. - powiedział House. - Dosłownie. - powiedział już szeptem do Cuddy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ilobeyou dnia Pon 20:17, 16 Maj 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malinowa_Rozkosz
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 28 Sty 2011
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:19, 15 Maj 2011    Temat postu:

Część ciekawa. Fajnie, że Lucasa wmieszałaś, zawsze byłam ciekawa co robi po rozstaniu z Cuddy. Ciekawe jak dalej potoczą się ich losy, jak będzie na ślubie itd. Czekam na nową część, jednak...
Robisz jeszcze błędy ( jak każdy ), ale może znajdź sobie betę?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ilobeyou
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 08 Sty 2011
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:03, 15 Maj 2011    Temat postu:

Miło, że się podoba; )
Może jeszcze dziś zabiorę się do pisania kolejnej części.

PS. Jakby ktoś czytający miał jakieś uwagi ( błędy stylistyczne,interpunkcja, ortografia ) lub cokolwiek innego ( np. co teraz mogłoby się dziać ), to można pisać na pw. Po prostu poszukuję bety lub kogoś do współpracy - zawsze przyda się ktoś, kto zerknie na to innym okiem niż autor; )


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ilobeyou dnia Nie 14:04, 15 Maj 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malinowa_Rozkosz
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 28 Sty 2011
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:21, 15 Maj 2011    Temat postu:

Z tobą nie ma kontaktu, napisałam i na gg i na pw, żadnych odpowiedzi.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LissLady
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 30 Sty 2011
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: R-sko
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:52, 10 Lip 2011    Temat postu:

Kobieto, przeczytałam wszystko naraz
Czytam, czytam, patrzę... A TAM NIE MA KOLEJNEJ CZĘŚCI!
Proszę, proszę, napisz dalej
Mi tak się to podoba!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ilobeyou
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 08 Sty 2011
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 13:30, 11 Lip 2011    Temat postu:

Okaay.
Wyskrobałam kolejną część, niezbyt długą, prawdopodobnie przedostatnią.
To tak:
LissLady - wielkie dzięki! Nie wiedziałam, czy ktokolwiek w ogóle czeka na nową część, a tu proszę! Jeszcze raz, thank u !
Wiem, że robię błędy, dlatego proszę o przymknięcie oka na tzw. literówki oraz interpunkcję... To jest mój pierwszy fik, tak więc muszę jeszcze ćwiczyć, ponieważ przywykłam do czytania angielskich fików... I trochę zapomina mi się o poprawności w pisaniu...
Bo tutaj wszystkie fiki już przeczytałam
Here we go!


Część VI

Kiedy weszli do salonu, Cuddy poleciła im usiąść na kanapie. Sama poszła do kuchni przygotować herbatę. House został sam na sam z matką i siostrą.
- To... Nie chciałbym zakłócać tej jakże nastrojowej ciszy, ale chyba wypadałoby w końcu o czymś porozmawiać... ? - dlaczego to on zawsze musiał brać sprawy w swoje ręce?
- Masz rację. Choć nie za bardzo wiem, o czym by tu rozmawiać. Chyba nie mamy zbyt dużo czasu do rozmawianiu o życiu każdego z nas, prawda? - zapytała Lucy.
- Co racja, to racja.
- To może pójdę pobawić się z Rachel? - bardziej oznajmiła niż zaproponowała Blythe.
- Jak długo jesteś z Cuddy... ee... Lisą, tak? - Lucy dopiero ją poznała. Niełatwo zapamiętać nowe osoby.
- Teraz dowiodłaś, że jesteś ze mną spokrewniona. Cuddy, to znaczy Lisa, którą ja nazywam Cuddy, ale wszyscy inni mówią do niej Lisa, no, może poza Wilsonem - powiedział, niezbyt zrozumiale, House.
- Chyba rozumiem - uśmiechnęła się Lucy.
W tym momencie weszła Cuddy, niosąc herbatę i ciastka.
- Coś mnie ominęło?
- Tak jakby. Właściwie, to opowiadałem Lucy teorię wypowiadania twojego imienia. Tak więc, wszem i wobec zostało przyjęte: Cuddy - ogłosił niemal ceremonialnie.
- Jak miło - powiedziała Cuddy, sadowiąc się obok House'a, naprzeciwko Lucy. W tym momencie do pokoju weszła Blythe.
- To może opowiedz coś o sobie, Lucy? Mogę mówić Lou? Tak jakoś wygodniej... - zaproponował House.
- Jasne. Tata mnie tak nazywa. Więzy krwi nie kłamią, co nie? Hmm...Od czego by tu zacząć? Może od lat, podczas których podjęłam decyzję o tym, co będę robić w przyszłości? - zapytała.
- Brzmi nieźle. - wtrąciła Cuddy.
- Ok. To zaczynam. Przedstawienie musi trwać. Od dziecka lubiłam zwierzęta. Kiedyś znalazłam poranionego psa i zaniosłam go do weterynarza. To właśnie wtedy zafascynowała mnie weterynaria. No i tak się złożyło, że wybrałam ten zawód. Moje dalsze losy nie należały do najlepszych. Nie wiem, czy powinnam od razu tak o nich szczerze wyznawać...W końcu wszyscy kłamią, no nie?
- Lou, jeżeli to to, o czym myślę, to mów. - powiedział House.
Lou westchnęła.
- To było tak. Kiedyś przyszła do mnie pewna dziewczyna, Remy. Miała ciężko chorego kota. Była z nim bardzo zżyta...
- 13? - przerwali jej równocześnie House i Cuddy.
- Słucham? - zapytała Lucy.
- Jak ona miała na nazwisko? - zapytała Cuddy.
- Remi Hadley. A co? Znacie ją? - Lou najwyraźniej nie była zaskoczona tym faktem, ale mogła się dowiedzieć, jak ona teraz żyje. Remy!
- Eee...Tak. Pracuje w moim szpitalu. Jest w zespole House'a. - wyrwała się Cuddy.
Lucy najwyraźniej się zdziwiła.
- Woow. Robi się coraz ciekawiej. Opowiadaj, co nasza 13 robiła w przeszłości? - odparł zafascynowany House.
- Nie wiem, czy powinnam się was o to pytać. Ale...czy ona się z kimś spotyka? - zapytała.
- Czy ty... - House i Cuddy spojrzeli na siebie znacząco.
- Nie, nie, nie. Po prostu byłam ciekawa. - House odetchnął z ulgą.
Pochłonięci rozmową nawet nie zauważyli, kiedy Blythe wraz z Rachel opuściły dom.
---------------------------------------------------------------------
- Rachel, lubisz Grega? - zapytała Blythe.
- Taak, lubiem Housa! - odpowiedziała entuzjastycznie dziewczynka.
- Pewnie często się z tobą bawi, huh? - ciągnęła dalej Blythe.
- Taak! House jest najlepsiejszym wujkiem na świecie!
- Ja jestem jego mamą. - powiedziała Blythe.
- Cyli, ciocia-babcia? - zapytała Rachel.
- Tak, Rachel. - pogłaskała ją po głowie.
- A...House będzie moim tatom?
- To zależy od twojej mamusi. - powiedziała, a Rachel najwidoczniej się zasmuciła. - Ale myślę, że jest to możliwe. Bo widzisz, twoja mama bardzo lubi mojego syna. Może nie okazuje tego w należyty sposób, ale tak jest. Jestem pewna, że już niedługo będziesz miała dwoje rodziców. - w tym momencie Rachel uśmiechnęła się.
- To super, ciociu-babciu! - mała przytuliła się do Blythe.

-----------------------------------------------------------------------

- Umm...Może ponowię pytanie, długo się spotykacie? - zapytała Lucy.
- Właściwie to kilka dni, nie licząc pół roku sprzed zerwania. - odpowiedziała Cuddy. Jak ona się cieszyła, że jest z Housem. Nie wyobrażała sobie teraz, że mogłaby siedzieć tu, sama w domu, bez niego... Rachel bardzo się do niego przywiązała. Te uczucia są takie mylące... Raz go nienawidzi, a chwilę później dałaby wszystko, żeby móc się do niego przytulić, poczuć jego dotyk, zapach...
Widząc zdezorientowaną minę Lucy, House postanowił sprecyzować:
- Byliśmy już razem, skończyło się, ale nie mogliśmy bez siebie wytrzymać... Więc jesteśmy. Tu i teraz. - Cuddy przytuliła się do House'a.
- Cóż za romantyczna historia. Chyba się wzruszyłam... Muszę was na chwilę przeprosić, gdzie jest toaleta? - powiedziała Lucy.
- Na końcu korytarza.
Kiedy Lucy wyszła, Cuddy przylgnęła do ust House'a. To było silniejsze od niej. Mając kogoś tak blisko, a jednocześnie tak daleko...Nie ma innego wyjścia.
- Hej...Ty niewyżyta kobieto! Myślałem, że twoje myśli są odrobinę bardziej przyzwoite od moich... - House osiągnął pełnię satysfakcji. Kobieta jego życia rzuca się na niego dokładnie wtedy, kiedy powinna. Co za wyczucie.
- Co ja na to poradzę? Nie moja wina... Jeśli chcesz, mogę przestać - powiedziała zalotnie.
- Nie waż się. Może wyrwiemy się do mojego mieszkania? - zaproponował.
- Ale... Co powiemy Lucy? - Lisa nie wiedziała, co myśleć.
- Jeżeli faktycznie jest ze mną spokrewniona, zrozumie. Może zostawimy jej kartkę? I tak pewnie ma nas dosyć... - powiedział House.
- Dobrze... Chodźmy już. Myślisz, że Blythe poradzi sobie z Rachel?
- Nie zamartwiaj się tak. Czy moja mama wydaje ci się choć odrobinę nieodpowiedzialna? To jest pytanie retoryczne. Nie odpowiadaj, tylko chodź. - napisał pospiesznie kartkę, po czym oboje, niemal nie odrywając się od siebie, wyjechali z domu Cuddy do domu House'a.
I wszystko byłoby normalnie, gdyby nie pewna osoba, która właśnie przybyła do mieszkania House'a. A była to...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LissLady
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 30 Sty 2011
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: R-sko
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:33, 11 Lip 2011    Temat postu:

Kurcze, kurcze, kurcze, kurcze!
Świetnie, że napisałaś Ale czemu przerwałaś w takim momencie?!
Huddy w tym opowiadaniu mnie rozwala. I w tym momencie wiem, że narażę się wielu fanom House'a, ale takie Huddy bym chciała.
Co tu dużo mowić, pisz szybciutko kolejną część I prostestuję przeciwko temu, żeby to miała być ostatnia!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ilobeyou
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 08 Sty 2011
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:28, 22 Paź 2011    Temat postu:

Po megaaaa długiej przerwie, wróciłam z ostatnią częścią. Nie wyszła tak, jak chciałam, w ogóle miałam nadzieję na dłuższego fika, ale tak na mnie wpłynęło odejście Cuddy...


- Co ty tu robisz, Dominica? - House był wyraźnie zdziwiony.
- Greg, pomóż mi, proszę. - kobieta podeszła do House'a. Cuddy szczęka opadła do ziemi. Jak on mógł jej to zrobić? Mówił, że to już koniec, definitywnie, chociaż nie wyjaśnił jej całej tej sprawy...
- House... - powiedziała w końcu.
- Eee... Czekajcie, ja się w tym gubię. Czego ty ode mnie chcesz? - zapytał. Nie miał teraz ochoty na wysłuchiwanie jej zwierzeń...
- Ja...jestem w ciąży - powiedziała Dominica.
- House, czy ty...!? - Cuddy była zła. Odwróciła się i uciekła. Tym razem przesadził.
- Hej, Cuddy, czekaj! - krzyknął House.
- I co żeś narobiła?! - nawrzeszczał na Dominicę.
- Ja tylko...bo on mnie zostawił...nie miałam dokąd pójść...Chwila, ty jesteś z Lisą Cuddy? Z twoją szefową? Przecież...ona dawała ci zgodę na ślub ze mną...Co ja narobiłam! - dziewczyna zrozumiała, o co chodzi.
- Tak, jestem z nią. To...właściwie z nią powinienem był być już wtedy, kiedy cię poznałem, ale ona ze mną zerwała, tyle że to była moja wina, więc wziąłem sprawy w swoje ręce i się zeszliśmy, a teraz to już nie wiem, co jest grane...
- Leć za nią!
- Gdyby to było takie proste, ona już pewnie odjechała...
W tej chwili zadzwonił telefon. House zerknął na wyświetlacz komórki.
- To Cuddy. - Powiedział do Dominici.
- To odbierz! A ja już lepiej pójdę. - Mówiąc to, skierowała się do schodów, a chwilę później już jej nie było.
House odebrał telefon.
- Halo? - zapytał. Nie wiedział, co się właściwie teraz stanie. Może ochłonęła, postanowiła go przeprosić. Albo...chce z nim skończyć raz na zawsze. Tysiące myśli przychodziły mu do głowy w jednej chwili.
- House... Och, Greg. Miałam wypadek... Proszę cię, przyjedź. To jest kilka przecznic od twojego domu...
- Że co, przepraszam bardzo?! Cuddy, ty idiotko! Nie dość, że nie dałaś mi wyjaśnić, to jeszcze się wpakowałaś... Będę w przeciągu kilku minut. Nigdzie się nie ruszaj... Mój błąd. OK. Zaraz będę. - Słowa mu się tak plątały, że sam już nie wiedział, co mówi. Musiał jak najszybciej się do niej dostać. Tu chodzi o jej życie.
- Pospiesz się... - rozłączyła się.
House zszedł po schodach najszybciej, jak mógł. Nie wierzył, że to się mogło stać. To była jego wina. Nie można tego inaczej określić. To on zaczął tę całą sprawę z Dominiką, gdyby nie to, Cuddy pewnie tkwiłaby teraz w jego objęciach...

'Cause I'm losing everyone
But i know i can't lose you
And maybe my time will come
But i know i can't lose you'


Wsiadł na motor i w ciągu kilku minut dotarł do miejsca wypadku. Nie wyglądało tak źle. No właśnie, nie wyglądało... Podbiegł do samochodu, z którym zderzyła się Cuddy.
- Cuddy. Coś ty narobiła... - spojrzał na nią. Rękę trzymała na zakrwawionej szyi.
- Dzięki Bogu, Greg. Uszkodziła mi się tętnica. Pomóż mi - Powiedziała, wskazując na swoje uwięzione w siedzeniu ciało.
House objął ją. Jezu, jak on tego pragnął! Jednak nie miał czasu na rozklejanie się. Cuddy, gdyby tylko mogła, zawiesiłaby ręce na jego szyi, ale musiała uciskać tętnicę. House wziął ją w ramiona i wyniósł z płonącego samochodu. Dosłownie po kilku chwilach samochód wysadziło w powietrze. House rzucił się z Cuddy w ramionach.
- Boże... - powiedziała. - Dziękuję, House. Boże, dziękuję... - mówiła.
- Muszę cię zabrać do szpitala, kochanie - Powiedział. Nigdy się tak do niej nie zwracał, ale teraz... Ona mogła zginąć. Co on by bez niej zrobił?!
- A... ale co z nią? Z tą dziewczyną... Dlaczego, House? - mówiła.
- To nie jest moje dziecko, głuptasie! Ja z nią nawet nie spałem. Ten ślub, to wszystko było po to, żebyś zrozumiała, że popełniłaś błąd, kiedy mnie wtedy rzuciłaś. Ale ja już o tym zapomniałem, bo dla mnie najważniejsza jesteś tylko ty. Kiedy się zeszliśmy, stwierdziłem, że liczy się tu i teraz, z tobą.
- Ja głupia... Przepraszam. Nie wiem, jak mogłam cię o to posądzać. Ale... ale wszystko wskazywało na jedno.
- Chodźmy Cuddles, robisz się ciężka - wsadził ją do taksówki, która właśnie przejeżdzała. Usiadł przy niej.
Kiedy już dojeżdżali do PPTH, Cuddy zaczęła czuć przewlekły ból w krzyżu.
- Ho... Housee. Ja... Chyba tracę dziecko... - wyszeptała mu przez łzy.
Tego się właśnie spodziewał, ale nie chciał dopuszczać takich myśli. Gdyby straciła to dziecko... Nie, nie mógł o tym myśleć.
- Nawet tak nie mów! Słyszysz?! Nie mam ci niczego za złe, też bym tak zareagował na twoim miejscu, ale słuchaj, nie możesz go stracić! NIE MOŻESZ! - krzyczał.
Wtedy wniósł ją do szpitala, posadził na wózku inwalidzkim i oddał pod opiekę lekarzom, nadal bacznie przy niej czuwając.
- Przepraszam... - powiedziała Cuddy. Lisa Cuddy poroniła.
- House... Nie chciałam. Ja... Przepraszam - jąkała się Cuddy. House objął ją i mocno przytulił. Trwali w takim uścisku aż do rana. House całą noc szeptał jej, że ją kocha, że to nie jej wina.
Cuddy czuła się wyczerpana. Nie mogła się pogodzić ze stratą dziecka. Jednak gdyby nie to, House nie byłby tu teraz z nią. Przynajmniej jego odzyskała. Kiedy się obudziła, nadal była wtulona w jego ramiona. Nie chciała się z nich uwalniać.
- Lisa... Kochanie... Tak mi przykro. Nie chciałem. To wszystko moja wina - powiedział House.
- To nieprawda. Ale nie chcę cały czas o tym myśleć. Proszę, bądź ze mną. Nie zostawiaj mnie.
- Nigdy.

FIN.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin