Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Umbrella's dreams - Zajączek 2010 dla HuddyFan[M]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
coolness
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 4481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Krainy Marzeń Sennych, w które i tak nie wierzę
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:33, 10 Kwi 2010    Temat postu: Umbrella's dreams - Zajączek 2010 dla HuddyFan[M]

KTO: J.
DLA KOGO: HuddyFan
ŻYCZENIE NR 1: fik, House/Cuddy i Rachel jako rodzina, fluff i angst

zweryfikowane przez J.

Angstu są tu jedynie szczątkowe ilości, fluffu już znacznie więcej, a najwięcej... ekhem... dziwactw xD W każdym razie odradzam czytanie tego czegoś ludziom normalnym lub prawie normalnym. Na szczęście ty, HuddyFan, nie należysz do normalnych, chociaż i tak normalniejsza niż ja jesteś ;p w każdym razie to dla Ciebie, miejmy nadzieję, że się spodoba. W każdym razie ostrzegam jeszcze raz: nie, ja nie jestem normalna.
A ogólnie to Wesołych Świąt, spóźnione życzenia, ale co tam ;D


Umbrella’s dreams (czyli komedia absurdalna)

1. Miłość to nienawiść

Promienie słońca o wiosennym poranku wdarły się beztrosko do sypialni dwójki ludzi, zupełnie nie pytając ich o zdanie, czy chcą być właśnie w ten sposób obudzeni. Otóż nie chcieli. Spało im się wyjątkowo dobrze. Wygonienie przybranej córki, którą i tak kochali jak własne dziecko, do koleżanki, kolacja przy świecach (oczywiście potrawy przygotował Wilson, bądź co bądź przyjaciel musi się na coś przydać), oglądanie filmów do nocy (co z tego, że nie były do filmy + 18… czasami dla dobra ludzkości, a raczej takiej jednej kobiety i jej wielkiego tyłka, trzeba się poświęcić i pooglądać najzwyklejsze w świecie komedie romantyczne), a później łóżko... (fakt, że zasnęli dopiero po czwartej nad ranem, to już inna sprawa). Mężczyzna leżał na poduszce, kobieta opierała głowę na jego klatce piersiowej, a on obejmował ją ramieniem. Oboje uśmiechali się przez sen, co było dość niezwykłe w przypadku niebieskookiego osobnika płci męskiej. Typowy przykład sielanki, ale jak niestety wiadomo nic nie może trwać wiecznie…

Mężczyzna otworzył oczy i jęknął. Słońce świeciło zdecydowanie za jasno i do tego bolała go głowa (być może jednak wczoraj przesadzili z tym winem…). Miał ochotę krzyknąć: I ty, Brutusie, przeciwko mnie? Jednakże tego nie zrobił, bynajmniej nie dla tego, że przeszła mu na to ochota, ale z racji tego, że ból głowy był naprawdę nie do zniesienia. Przetarł oczy i ziewnął. Już miał się odwrócić na drugi bok, kiedy jego żona (wciąż nie potrafił się przyzwyczaić do myśli, że popełnił tak karygodny błąd i wszedł w związek małżeński z własną szefową, to naprawdę nie była bezpieczna opcja) także się obudziła.

- House, która godzina? – spytała, nie otwierając oczu. Mimo że małżeństwem byli paru lat, wciąż zwracali się do siebie po nazwisku (oczywiście mężczyzna mówił do niej po starym nazwisku, panieńskim).

- Dziesiąta – mruknął, spoglądając na budzik, stojący na stoliczku nocnym przy łóżku.

- O, nie! – krzyknęła, ściągając z siebie kołdrę i błyskawicznie wstając. Zaraz jednak opadła spowrotem na łóżka. Najwyraźniej i ją dopadł kac. A zdawało się, że pani administrator Princeton Plainsboro Teaching Hospital jest odpowiedzialna… - Jestem już spóźniona! – dokończyła.

- Uspokój się, jest sobota – rzekł niebieskooki mężczyzna. Kiedy spojrzała na niego zdziwiona, powtórzył (tym razem wolno) – Sobota.

- Aha – mruknęła tylko i wstała. Tym razem udało jej się to. Już po chwili skierowała swe kroki w stronę łazienki.

***

- House, przez ciebie przypaliłam bekon! Odsuń się lepiej… - krzyknęła brązowowłosa kobieta, odsuwając dłoń mężczyzny, która w wyniku dziwnego zbiegu okoliczności wylądowała na jej biodrze.

- Ależ mamo… to nie moja wina! Trzeba było uważać… - Słodkie oczka kotka były, jak najbardziej na miejscu. – Czyżbym cię rozkojarzył, Cuddy? – dodał z miną niewiniątka.

Zaczerwieniła się, ku swojemu zdziwieniu. Wkurzyła się. Ten wariat, ten idiota, ten pajac, ten irytujący kretyn, sarkastyczny dupek, a na dodatek jej mąż pozwalał sobie zdecydowanie na zbyt dużo.

- House! – Ton jej głosu sugerował, że jest bardziej niż wściekła.

- Mamo, ja nic nie zrobiłem! – Rozłożył ręce w obronnym geście.

Popatrzyła na niego wściekłym wzrokiem.

***

- Mamo, tato? – Drobnej postury dwunastolatka pchnęła otworzyła drzwi do domu. Chciała właśnie radośnie obwieścić, że wróciła i że bardzo miło spędziła czas w towarzystwie Jane i Emily, kiedy do jej uszu dotarły krzyki, najwyraźniej dobiegające z kuchni.

- House, nie zachowuj się jak dziecko! – Usłyszała.

- Cuddy, nie rób za moją matkę! – Odkrzyknął, najwyraźniej jej ojciec.

- A kto zwraca się do mnie ciągle per: mamo? – syknęła wściekle mama dwunastolatki.

Rachel, bo tak się nazywała dziewczynka, której rodzice aktualnie mieli „ciekawsze” zajęcie niż ucieszeniem się z faktu, że wróciła do domu cała i zdrowa, westchnęła cicho. Takie kłótnie, w zasadzie o nic, zdarzały się w ich domu co najmniej raz dziennie. To było strasznie irytujące dla dwunastolatki. Jej rodzice byli przecież dorosłymi ludźmi, a zachowywali się jak dzieci. Owszem każda kłótnia w końcu kończyła się pogodzeniem, ale jednak później znów zostawała wznowiona, a chwilowe zawieszenie broni nie mogło przetrwać nawet dwudziestu czterech godzin.

- Miłość to też nienawiść – stwierdziła cicho dziewczynka, westchnąwszy cicho.

2. Mam już dość, czyli krucjata przeciwko krzykom

- Wujku, Wilsonie… - Rachel wbiegła do domu swojego wujka. Wiedziała, że musi się śpieszyć. W pewnym momencie jej rodzice przestaną się kłócić i odkryją jej nieobecność. Bądź co bądź miała wrócić przez dwunastą.

I wróciłam, pomyślała.

A potem wybiegłaś z domu i autobusem pojechałaś do wujka, bez uprzedniej zgody rodziców, dodał jakiś cichy głosik w jej głowie.

I pomyśleć, że zazwyczaj była grzecznym dzieckiem… Tym razem miała jednak dość. Codziennie kłótnie rodziców to nie było coś, czego chce słuchać dwunastoletnie dziecko. Poza tym rodzice powinni witać swoją córkę w miły sposób, kiedy wraca do domu, a nie nie zauważać nawet jej powrotu, zajmując się bezsensownym kłóceniem.

- Tak, Rachel? – Jeśli się zdziwił, widząc ją tutaj, nie okazał tego. Bądź co bądź wychowywał ją jego przyjaciel, a co za tym idzie dziewczynka musiała zaskakiwać każdego. – I mówiłem ci… nazywam się James – dodał z uśmiechem.

Wzruszyła ramionami, to od taty przejęła nawyk nazywania wujka po nazwisku.

- Mama i tata znowu się kłócą – powiedziała smutnym głosem.

James westchnął. Znał tę dwójkę od wielu, wielu lat. Do tej pory zastanawiał się, jak do tego doszło, że wzięli ślub i adoptowali razem Rachel. Jego przyjaciel milczał uparcie, kiedy pytał w jakiej sytuacji doszło do oświadczyn, a Cuddy uśmiechała się, nic nie mówiąc. To było niebywale irytujące. Onkolog nawet nie podejrzewał, że oświadczyny były najnormalniejsze we świecie. Bądź co bądź, James nie podejrzewał House’a o normalność. Chociaż z drugiej strony „normalność” to pojęcie względne.

- Wujku, masz pomysł co możemy zrobić? Tak, żeby wreszcie się ostatecznie pogodzili… - spytała dziewczynka.

Mężczyzna skinął głową. Przypomniał sobie o pewnej rzeczy. Podszedł szybkim krokiem do szafy i wyciągnął z niej…

3. Mój sprzymierzeniec – parasolka

… parasolkę.

- Wujku, a co nam pomoże parasolka? – zapytała z głupią miną dwunastolatka. Popatrzyła na przedmiot trzymany przez mężczyznę. Parasolka nie była duża, można by rzec niewielkich rozmiarów. Była całkowicie granatowa. I była stara – to widać było na pierwszy rzut oka.

- Zaufaj mi, wiele. – James uśmiechnął się i pogłaskał parasolkę po rączce do trzymania jej.

Granatowa, stara, a na dodatek zniszczona parasolka zrobiła coś, o co nigdy w życiu nie podejrzewała ją dziewczynka. Ona ożyła! Rozłożyła się, wyrywając się onkologowi z rąk i podlatując do góry, a na niej pojawiły się usta i oczy.

Rachel najwyraźniej musiała mieć bardzo głupią minę, bo Wilson walnął ją w plecy, aby wreszcie uwierzyła w to co widzi.

- Ona nam pomoże, tak? – zapytała po chwili.

- Tak – przytaknął.

- W jaki sposób? – Chciała wiedzieć dziewczynka.

Uśmiechnął się jedynie w odpowiedzi.

4. Zmieniacz czasu, czyli bliźniacze sny parasolki

- Wierzysz w czary? – spytał Wilson.

- Nie – odpowiedziała. Zaśmiała się. Przecież on nie mógł pytać poważnie… Jednakże kiedy zobaczyła jego minę, uświadomiła sobie, że on naprawdę wierzy w nie.

James wskazał ręką na parasolkę.

- W takim razie w jaki sposób ona żyje? – zapytał retorycznie.

Nie odpowiedziała, nie chciała uwierzyć w magię, czasy i… żyjącą parasolkę! To było niedorzeczne! Zamknęła oczy, ale kiedy je otworzyła parasolka wciąż tu była i na dodatek uśmiechała się drwiąco.

- A teraz wierzysz? – Parasolka przemówiła.

Rachel wpatrywała się w nią z buzią szeroko otwartą ze zdumienia. Jeśli wcześniej miała jakiekolwiek wątpliwość, czy to nie jest aby przypadkiem sen, to teraz była już tego pewna.

Niech ja się już obudzę, niech się obudzę, błagała w myślach.

- To nie jest sen. – Parasolka zakwestionowała podejrzenia dwunastolatki.

Rachel spojrzała na Wilsona, jakby prosząc go o ratunek, ale on tylko powiedział:

- Po prostu w to uwierz.

Uszczypnęła się. To nie był sen… Musiała w to uwierzyć, zaakceptować to. Kiedy szok minął (bądź co bądź nie na co dzień widzi się przemawiającą do ciebie parasolkę), Rachel zapytała:

- A więc co teraz robimy?

- Teraz… cofniesz się w czasie – oświadczył stanowczo onkolog i chwycił dziewczynę za rękę. Położył jej dłoń na parasolce i szepnął:

- Już…

***

Cały świat zawirował. Zanim zdążyła zapytać wujka co się dzieje, zniknął jej w oczu. Ze strachu przymknęła oczy, a kiedy je ponownie otworzyła nie znajdowała się już w domu Wilsona, tylko na chodniku.

Rozejrzała się. Niedaleko niej znajdowało się wejście do dość sporych rozmiarów budynku. Rachel uświadomiło sobie, że to jest uniwersytet. Studenci wchodzili do środka i wychodzili.

Nie miała pojęcia dlaczego Wilson ją tu przysłał. Zastanawiała także się skąd jej wujek miał magiczną parasolkę. Kolejną zastanawiającą sprawą było to, że parasolka zniknęła. Przecież wujek dał jej ją do ręki i to za jej sprawą się przeniosła w inne miejsce! A teraz parasolka zniknęła…

Z zamyślenia wyrwał ją znajomy głos:

- Hej, mała, co tu robisz? Nie zgubiłaś się przypadkiem?

Podniosła głowę i napotkała tak dobrze znane niebieskie spojrzenie.

***

- Już? – spytał brązowowłosy mężczyzna, kiedy parasolka pojawiła się znowu przy nim.

Kąciki ust przedmiotu powędrowały do góry.

- Tak – dobiegła go odpowiedź. – Idź spać – dodała po chwili.

Spojrzał na nią zdziwiony.

- Dlaczego? – Chciał wiedzieć.

Mrugnęła do niego.

- Sny, będziesz śnił to co ja… o losach tej małej Rachel…

5. Wiadomość do przyszłości, czyli list runiczny

- Ta… - zaczęła, ale zamilkła. Zganiła się w myślach. On nie wiedział jeszcze, że kiedyś będzie miał żonę i adoptowaną córkę.

Przyjrzała mu się uważnie. Miał brązowe włosy, podobne do tych, które widywała na co dzień i tak samo iskrzące się niebieskie oczy, jak zawsze. Jedyną różnicą między tym House’em, a jej tatą (postanowiła swojego tatę z przeszłości nazywać po nazwisku) było to, że ten House miał dwie sprawne nogi, no i oczywiście był młodszy, ale to było raczej logiczne.

- Dlaczego nie odpowiadasz? – Młody mężczyzna zaczynał się irytować.

- Bo mama mówiła, że niewolno rozmawiać z obcymi – odpowiedziała Rachel, pokazując mu język. To było bezczelne. Wiedziała o tym, ale… zawsze ją kusiło doprowadzenie do szału swojego ojca dziecinnym i bezczelnym zachowaniem. Teraz nie miało to znaczenia, że to była jedynie młodsza kopia House’a. Czasami dwunastolatka zachowywała się jak pięcioletni bachor.

Zmrużył wściekle oczy.

A więc charakter ma taki sam jak tata, pomyślała dziewczynka. Jej ojciec też się irytował, kiedy ktoś bezczelnie odpowiadał na zadane pytania, choć sam był mistrzem bezczelności.

- Twoja mama bardzo mi kogoś przypomina – stwierdził w końcu.

- Oh, doprawdy? Kogo? – Dwunastolatka uśmiechnęła się słodko, jakby naprawdę żywo się tym interesowała. Pewnie by tak było, gdyby nie to, że znała odpowiedź.

- Ah, taką jedną dziewczynę… moją dziewczynę. – Machnął lekceważąco ręką.

- A przedstawisz mi ją? – Rachel bardzo chciała poznać młodszą wersję swojej mamy.

- Niech będzie… - odparł tamten, poczym dodał z kpiarskim uśmieszkiem – A podobno nie można rozmawiać z obcymi…

- Jak się nazywasz? – spytała dwunastolatka, choć odpowiedź znała.

- Greg – odpowiedział.

- No, czyli teraz nie jesteś już obcym – podsumowała dziewczynka.

Przewrócił oczami. Logika małych dzieci czasami bywała zaskakująca.

- A ty?

- Rachel – odpowiedziała.

***

- Cuddy, to jest Rachel, Rachel to jest Cuddy – powiedział Greg.

- House, czy ja ci nie mówiłam, że masz do mnie się zwracać po nazwisku? – spytała brązowowłosa kobieta i spoglądając ciekawie na dwunastolatkę, dodała – Czyżbyś mnie zdradzał?

- Primo: A House, to co miało znaczyć? Secundo: Jesteś aż tak zazdrosna? – Na twarzy mężczyzny pojawił się ironiczny uśmieszek.

Uśmiechnęła się szczerze w odpowiedzi.

Rachel spoglądała to na jedno, to na drugie i zastanawiała się w myślach co ona ma, do licha, tu zrobić.

List runiczny, odezwał się jakiś cichy głosik w jej głowie.

A więc miała wysłać list…

Dziewczynka na chwilę się zamyśliła, a kiedy spowrotem „wróciła” do rzeczywistości, usłyszała kłótnię.

- House, czy ty w ogóle słuchasz co się do ciebie mówi? – Krzyk Cuddy.

- Nie, mamo…

Kobieta zacisnęła usta, walcząc ze złością, którą chwilę później podsyciła kolejna wypowiedź niebieskookiego mężczyzny.

- Nie zaciskaj tak zębów… rodzisz, czy co? – zapytał, uśmiechając się.

- House!

- A ja myślałem, że Bóg. – Zrobił minę zbitego pieska.

- Przecież ty w Boga nie wierzysz… - zauważyła.

- Jednak ty mogłabyś mnie uważać za takowego… - stwierdził.

- Tylko w twoich snach – powiedziała.

- Kochanie, w snach to ja jestem królem i Bogiem w jednym, a ty… pozostawiam ci pole wolne do popisu…

- House!

- Co?

- Nie przy dzieciach. – Wskazała ręką na Rachel.

- Przecież ja nic nie zrobiłem…

- Już ja wiem co ci chodzi po głowie…

- A co? Czytasz mi w myślach?

W pewnym momencie Rachel coś sobie uświadomiła. Oni zachowywali się w zasadzie tak samo, jak w jej czasach. Kłócili się, ale kochali. Najwyraźniej kłótnie były zwykłą czynnością w ich życiu. Doszła do wniosku, że nie musi wysyłać żadnego listu do przyszłości, zwłaszcza runicznego. Było dobrze, dopóki wszystkie kłótnie prowadziły do zgody. Uśmiechnęła się do siebie. Czyżby ta wyprawa miała miejsce tylko po to, aby zrozumiała, że kłótnie leżą w naturze jej rodziców? Najwyraźniej tak. Chwilę później pojawiła się przy niej parasolka, a dwunastolatka przeniosła się spowrotem do swoich czasów.

6. Dom wariatów, czyli absurdalnie szczęśliwa rodzina

Parasolka znowu zniknęła, zostawiając ją samą. Rachel odkryła, że stoi przed swoim domem. Weszła do środka, a słysząc kłótnię swoich rodziców, zapytała ich:

- Wy naprawdę to kochacie?

- Co? – Oboje nie wiedzieli o co chodzi.

- No, kłócić się – sprecyzowała.

Przytaknęli.

- Ale siebie też kochacie?

- Tak – odpowiedzieli równocześnie.

- To dobrze… - westchnęła dziewczynka i spytała – Co powiecie na rodzinny wypad do miasta?

- Jeśli na Monster Tracki to oczywiście, że tak.

- Jeśli na Monster Tracki to nie ma takiej opcji…

Dwunastolatka uśmiechnęła się słysząc dwie różne odpowiedzi, dotyczące Monster Tracków. A przecież ona nie nic o nich nie mówiła…

Zaśmiała się cicho pod nosem. Wbrew temu co sądziła wcześniej, te kłótnie, krzyki i w ogóle wszystko, to było szczęście i to bardzo duże szczęście. Na dodatek nigdy w ich domu nie bywało nudno. Tak, to była absurdalnie szczęśliwa rodzina. Co z tego, że często zachowywali się jak wariaci?

- Idziemy do kina – zarządziła.

***

Kiedy Rachel przyszła do wujka Wilsona, był już wieczór. Dziewczynka miała uśmiech na twarzy – nic dziwnego, była naprawdę szczęśliwa.

- Wujku, a skąd miałeś tę parasolkę? – zapytała.

James spojrzał na nią nic, nie rozumiejąc.

- Jaką parasolkę? – spytał.

Dziewczynka rozejrzała się. Drzwi szafy lekko się uchyliły, a zza nich wyjrzała granatowa parasolka, uśmiechając się.

A więc to nie był sen, wbrew temu co sądzi wujek, pomyślała Rachel.

* Bonus 1, czyli listy

List 1

Droga Autorko największego miszmaszu w moim dotychczasowym życiu,

Mogłabyś mi odpowiedzieć na kilka pytań? Otóż dlaczego Wilson nie pamięta tego, że wysłał mnie w przeszłość za pomocą parasolki? I skąd wujek miał tę parasolkę? I dlaczego ludzie nie wierzą w magię, skoro ona naprawdę istnieje?

Pozdrawiam,
absurdalnie szczęśliwa Rachel House


List 2

Droga Rachel,
Na część pytań nie odpowiem – tajemnica zawodowa. Co do magii… nie przyszło ci do głowy, że to był tylko sen?

Pozdrawiam,
Autorka


List 3

Droga Autorko,

A nie mogłabyś uchylić choć rąbka tajemnicy? Owszem, przyszło, ale uśmiechająca się parasolka, jest mi świadkiem, że to nie był tylko sen…

Pozdrawiam,
ciekawska Rachel


List 4

Droga Rachel,

Niech będzie – spotkajmy się na herbatce, w kawiarence przy PPTH, jutro w południe.

Pozdrawiam,
Autorka


List 5

Ok, będę tam.

RH


** Bonus 2, czyli coś na kształt sprawozdania, a raczej wiadomości do pewnej pani…

Rachel House spotkała się ze mną i odpowiedziałam na jej pytania. Uroczyście przysięgła nie zdradzić żadnej z moich tajemnic zawodowych (Tak, złożyła Przysięgę Wieczystą1). Gratulowała nam jeszcze zbliżającego się ślubu.

Podpisano:
Twoje Słońce,
awanturnicza i nienormalna J.,
zwana Alicją


1Przysięga Wieczysta jest zaczerpnięta z „Harry’ego Pottera”. Osoba, która ją złoży, nie może jej złamać, gdyż wtedy umrze.

The end

PS. Żyje ktoś jeszcze? ;p

PS2. Huffuś (HuddyFan), to także dla Ciebie:


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez coolness dnia Sob 14:11, 10 Kwi 2010, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
HuddyFan
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:33, 10 Kwi 2010    Temat postu:

AAA!
Wiedziałam! Wchodzę, patrzę i jest!
Szkoda, że ja nie miałam Ciebie słonko, ale cóż...

P-I-Ę-K-N-E!!!

Cytat:
Owszem każda kłótnia w końcu kończyła się pogodzeniem, ale jednak później znów zostawała wznowiona, a chwilowe zawieszenie broni nie mogło przetrwać nawet dwudziestu czterech godzin.


Biedna Rachel...

Cytat:
- Wujku, a co nam pomoże parasolka?


Mnie też by się przydała taka parasolka. Nawet nie magiczna!
Wzięłabym ją i zdzieliła tego idiote po łbie, za to, że się za późno zorientował co do niej czuje!

Cytat:
- No, kłócić się – sprecyzowała.

Przytaknęli.

- Ale siebie też kochacie?

- Tak – odpowiedzieli równocześnie.




P.S. Ja żyję ( i wiesz jak się mam do tego zwrotu !) i jestem wniebowzięta. Wiem, te dwie rzeczy wykluczają siebie nawzajem, ale wciąż są prawdą. To był najpiękniejszy prezent jaki dostałam, i jestem dumna, że właśnie dla mnie.
P.S.2. Zastanawiam się, czy jest coś na świecie do czego nie masz talentu? Pisanie, grafika! Niedługo się dowiem,, że grasz w NBA i umiesz grać na gitarze palcami u stóp!
Dzięki

Jesteś najlepszyma zajączkiem na świecie!
Jestem wzruszona
Całuję
Huffuś


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin