Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Zawsze [M]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Shitzune
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 20 Lut 2010
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:42, 23 Lut 2010    Temat postu: Zawsze [M]

Prosiliście o coś weselszego, ale ja chyba jestem do tego fizycznie niezdolna. Po prostu muszę wplątać jakąś wielką tragedię, bo inaczej się czuję chora. Mam nadzieję, że zniesiecie taką dawkę melodramatyzmu, jaką wam zaserwuję... ^^
Fick zwycięski z Fikatonu #5 na innym hałsowym forum.
Enjoy










1.
Budzi mnie ostry, dźwięczny głos budzika. Wyciągam rękę, chcę dosięgnąć tego narzędzia szatana, gdyby tylko udało się to zrobić bez otwierania oczu…
W jednej chwili czuję, jak znienacka ląduje na mnie ciężkie, ciepłe, ruchliwe ciało. Powietrze przecina mój głuchy jęk. Ciało wije się i sądząc po odgłosach, ono pierwsze dosięgło budzika. Zapada słodka, głęboka cisza, która niestety prawie od razu zostaje przerwana.
- Hahaha! – rozlega się triumfalny okrzyk. Ja tylko jęczę głośniej, próbując zwrócić uwagę na mój ból. – Byłem pierwszy! Wstawaj leniu! – szepcze mi do ucha. – Zanim wyjedziemy na te nasze wakacje… co powiesz na śniadanie do łóżka?
I zanim nawet jestem w stanie się zdziwić, poczuć mile połechtaną, rozpłynąć nad troskliwością mojego mężczyzny, on dodaje:
- Mam ochotę na jajecznicę z bekonem. Tylko się pospiesz, nie mamy aż tyle czasu!


2.
Nie twierdzę, że życie z Gregiem jest proste. Prawdę mówiąc, dla zwykłej kobiety byłoby koszmarem. Wieczne balansowanie na linie nad przepaścią pomiędzy prawdą a żartem. Cały czas muszę być czujna, muszę się domyślać, analizować, wyciągać wnioski, zwracać uwagę na drobne gesty, półsłówka, rozwiązywać jego zagadki i grać w jego gry. Bo przecież sam nic nie powie. Zamknie się w swoim pokoju, zacznie walić laską we wszystkie meble albo zaszyje się w szpitalu i nie wróci do późnych godzin nocnych.
Tak jakbym jeszcze w ogóle spała.
Nie twierdzę też, że życie z Gregiem jest trudne. Dla mnie samej jest ono – paradoksalnie – o wiele prostsze, niż było bez niego. Nie ma już samotnych nocy, samotnej szczoteczki w kubeczku, samotnej pary kapci w przedpokoju, samotnego kubka w zlewie. Bo on jeśli chce, to potrafi, jeśli ma racjonalny powód, który na dodatek jeszcze jakoś poruszy zardzewiałe struny w głęboko ukrytej duszy, to wreszcie pokazuje, na co go stać.
Greg. Nie kubek.
Nie twierdzę, że nagle zrobił się miły. Że nie zdarza mi się przez niego płakać. Że przestał narzekać i gapić się na o wiele młodsze i ładniejsze pielęgniarki. Że nie kłamie, nie oszukuje, nie kręci, nie rani. Robi to wszystko. Może trochę rzadziej, a może po prostu wtedy, kiedy nie patrzę.
Ale na pewno nie przy dzieciach.
Nie twierdzę, że jest idealnym ojcem. Do tego mu wiele brakuje. Czasem zapomina odebrać Rachel ze szkoły, a raczej zwyczajnie mu się nie chce po nią jechać. Pozwala Amy wpychać sobie do nosa różne przedmioty mniejsze od kostki do gry i nazywa ją (Amy, nie kostkę) pieszczotliwie ‘Amyloidozą’. Na śniadanie zamiast kakao nalewa im burbonu. Nie umie zaplatać warkoczyków.
Chociaż nie sądzę, żeby to było aż tak ważne.
Nie twierdzę, że tak nagle stał się wylewny. Przecież to takie nie w jego stylu – podejść i przytulić, pocałować, potrzymać za rękę. On wyraża uczucia na swój własny sposób. Jeśli się go dobrze zna, to potrafi się odczytywać te drobne znaki, spojrzenia, gesty. Kiedy Amy była mała, przyłapałam go nad jej łóżeczkiem. Stał, pochylony, spoglądał w jej uśpioną twarzyczkę i trzymał ją za malusi nadgarstek. Kiedy myśli, że nie patrzę, szepcze jej swoje własne tajemnice.
Na co dzień jednak tylko rzuca piłkę i każe jej aportować.
Nie twierdzę, że nie da sobie z nimi sam rady, więc przestań się na mnie gapić tym wzrokiem skopanego spaniela, do cholery, i uspokój się, Wilson, bo zaraz nie wytrzymam i wyjdę z siebie, zaraz zaczniesz mi mówić tym swoim pieprzonym, rakowym głosem, że powinnam się zastanowić, że to nie jest dobry pomysł, że nic nigdy nie wiadomo, a ja w niego wierzę, zawsze wierzyłam, jedna jedyna…
…i teraz płaczę, a ty nawet jeszcze nie wypowiedziałeś ani jednego słowa i przytulasz mnie z całych sił, i myślisz, że rozumiesz.
Ale nie rozumiesz.


3.
Jeśli jest coś, w czym jestem naprawdę dobra, to jest to zarządzanie.
Zarządzam w moim domu.
Zarządzam w calutkim szpitalu.
Zarządzam w ogromnym pakowaniu.
Ogromne pakowanie to jedyna w swoim rodzaju akcja zorganizowana na pół godziny przed wyjazdem, ponieważ nikt nie pomyślał, żeby zrobić to wcześniej. To znaczy, mnie znów bolała głowa, Rachel surfowała po Internecie, a Amy nawet jeśli na to wpadła, to nie miała nam tego jak przekazać – wciąż nie odnaleźliśmy efektywnej drogi komunikacji z nią. Natomiast mój szacowny współtowarzysz życia bawił się piłeczką.
Właśnie tak. BAWIŁ SIĘ PIŁECZKĄ.
Bawi się piłeczką tylko wtedy, kiedy ma zbyt szybko umierającego pacjenta. A teraz żadnego nie ma, bo żadnego mu nie przydzieliłam, a prędzej meteoryt spadnie z nieba, niż on sobie sam jakiegoś weźmie (leń patentowany, już nawet mu się nie chce szukać po izbie przyjęć, to Cameron musi do niego przychodzić. To znaczy nie Cameron, tylko Chase. Znaczy nie Robert Chase, tylko Allison Chase. Uff.)
Zwyczajnie nie chciało mu się nic robić.
Tak więc mamy pół godziny do odjazdu, a tkwimy w kompletnym chaosie. Pakuję do pojemników artykuły spożywcze, wykrzykując jednocześnie polecenia do Grega i Rachel. Greg wrzeszczy, że jest kaleką i to jest psychiczne molestowanie, tak go wykorzystywać. W tej sytuacji to Rachel musi znosić wszystkie walizki na dół.
Wreszcie prawie wszystko jest już załadowane. W ostatniej chwili przypominamy sobie, że mamy jeszcze drugie dziecko, wobec czego Greg w (udawanej) panice wybiega z samochodu, za nim wybiega Rachel, bo czegoś zapomniała, a ja zostaję i wzdycham ciężko. Po chwili obydwoje wracają. To znaczy obydwoje i pół, bo Greg pod jedną pachą dźwiga Amy, a pod drugą… olbrzymiego kaczora, którego dawno temu podarował mi Wilson!
- House, ty chyba sobie żartujesz! – syczę, otwierając drzwi i wychylając się w jego stronę. – Nie będziemy tego brać ze sobą…!
Rachel marudzi, ale ustępuje i Greg zawraca się. Obserwuję go w lusterku wstecznym. W następnej chwili prawie padam na zawał – House znów pojawia się w drzwiach, ale tylko z samym kaczorem! Robi zaskoczoną minę, rozdziawia szeroko usta i w te pędy wraca do domu. Na powrót pojawia się, tym razem bez kaczora, za to z naszym dzieckiem.
Pięć minut do odjazdu. W sam raz na to, żeby przymocować wrzeszczącą dwulatkę do fotelika.


4.
Przedwczoraj byłam na zakupach.
Przez ostatnie miesiące nieustannie krążyłam między domem i szpitalem, nie pozostawiając sobie czasu na nic innego. Nawet na głupie wyjście do spożywczaka. Dom szpital, dom, szpital, szpital, dom.
Wzięłam ze sobą Cameron, to znaczy Chase, znaczy… Allison, Trzynastkę i moją przyjaciółkę Kate. (Greg był lekko zaskoczony moim doborem znajomych, chyba zapominając, że tyle czasu spędzałam niedawno z jego zespołem. No, a przecież nie będę brać na zakupy Foremana czy Tauba!) Trzynastka okazała się niezawodna w kwestii kolorów.
No, i jako jedyna nie traktowała mnie jak trędowatą.
Wspólnymi siłami rozwiązałyśmy arcytrudny problem – czerwony kostium czy niebieski? – i jak to zwykle bywa w kobiecym gronie, obmówiłyśmy wszystkich znanych nam facetów, po czym wpadłyśmy w manię przebierania. Prawdę mówiąc, to robiłyśmy te obydwie rzeczy naraz. Ja mówiłam o moim użeraniu się z Gregiem, Allison opisywała słodkie aż do mdłości życie z Robertem, Trzynastka zdradzała wszystkie tajemnice z jej związku z Foremanem, a Kate, z zawodu psycholog, zdiagnozowała nas jako trzy chore, nienormalne babsztyle.
I chociaż po tej opinii zgodnie wybuchnęłyśmy śmiechem, myślę, że ten pierwszy epitet mógł przesądzić sprawę. Bo potem zanurzyłam się w jakąś zapomnianą alejkę, przemyszkowałam po wszystkich wieszakach, znalazłam prześliczną bordową spódniczkę i kiedy potajemnie wynurzyłam się z moim trofeum, zobaczyłam między półkami przykucniętą, zapłakaną Allison i pocieszającą ją Trzynastkę z niepewną miną.
Nie widziały mnie.
- Ja tak nie mogę, nie mogę, do cholery – wyrzucała z siebie cicho Allison. – Ona jest taka radosna, pełna życia… a przecież…
Trzynastka nic nie powiedziała. Bo i co mogła powiedzieć? Żeby pocieszać, trzeba dystansu, a Remy Hadley umierała tak samo jak ja, z taką tylko różnicą, że miała trochę więcej czasu, żeby się z tym oswoić.


5.
Przymocowaliśmy wrzeszczącą dwulatkę do fotelika.
Mamy już odjeżdżać, kiedy nagle przypominam sobie.
- Torba!
Greg przez moment patrzy na mnie wilkiem, aż wreszcie na jego twarzy pojawia się oznaka zrozumienia. Donośny jęk z tylnego siedzenia oznacza, że i Rachel pojmuje aluzję.
Torba zostaje zapieczętowana i załadowana (z trudem) na tył.
Torba składa się z dużego, czarnego worka i całej tony zużytych Wyjątkowych Superchłonnych Pieluszek, które cuchną tak obrzydliwie, że nie uznano za stosowne wspominać o tym w reklamie, oraz tak intensywnie, że śmieciarz nieuprzejmie odmówił jej zabrania.
Teraz jest doskonała okazja, żeby się Torby pozbyć.
Ale kiedy się tak wesoło pomyka krajową drogą, a z radia wolno sączy się zmysłowy głos Franka Sinatry, a mój współtowarzysz życia śpiewa razem z nim na cały samochód ku wielkiej uciesze naszych dzieci, wielka radość z możliwości pozbycia się Torby ulatuje w górę i zastępuje ją melancholia. Przekręcam głowę w bok i spoglądam przez okno na umykający krajobraz. Czuję się tak, jakbym ja sama umykała gdzieś daleko.
I chyba umykałam zbyt szybko, bo nagle za nami rozlega się syrena policyjna. Greg klnie i już chce dodać gazu, ale posyłam mu mordercze spojrzenie, po którym potulnie acz niechętnie zatrzymuje samochód na poboczu. Kiedy policjant każe mu wyjść z samochodu i otworzyć bagażnik, Greg nie rzuca nawet jednego złośliwego komentarza. Posłusznie oddaje wszystkie dokumenty.
Myślę sobie: będzie dobrze. I nagle policjant wskazuje ręką na Torbę i pyta podejrzliwie:
- Co jest w środku?
Odwracam się gwałtownie. Rachel również. Nawet Amy obraca główkę do tyłu.
Mój współtowarzysz życia – widzę to, napawa się tą chwilą! – uśmiecha się sardonicznie, nachyla lekko w stronę policjanta, po czym odpowiada:
- Gówno.
Piszczymy z uciechy.


6.
Morze jest ciche i ciepłe, i świeże. Leżę na piasku w nowym, czerwonym kostiumie i wystawiam twarz do słońca. Obok mnie siedzi Greg w spodniach do kolan i razem z Amy i Rachel robi babki z piasku. Unoszę się na łokciach i spoglądam na moją rodzinę. I jest mi tak dobrze.
Poprawiam chusteczkę na głowie i wsłuchuję się w szum morza. Mój współtowarzysz życia na moment przerywa zabawę i siada obok mnie. Razem wpatrujemy się w spienione fale, które galopują z daleka tylko po to, żeby ostatecznie rozbić się w nicość o brzeg. Zaczynam lekko drżeć i przysuwam się bliżej House’a, żeby tylko czuć ciepło jego ciała.
- Posejdon – mruczę cicho, nie odrywając wzroku od morza.
- Gregory – poprawia mnie usłużnie House.
Siedzimy tak razem – i naprawdę jesteśmy razem, i ta chwila jest magiczna, tylko nasza.
Ale wszystko, co dobre, szybko się kończy. Obok nas rozkłada się rodzina, również z małym dzieckiem. Matka natomiast zdecydowanie nie jest mała, wprost przeciwnie, jest niebywale wielka i nosi niebywale mało zakrywające bikini. Greg na jej widok marszczy czoło, ale znów powstrzymuję jego komentarz jednym sugestywnym spojrzeniem.
- Idę zadzwonić po ludzi z Greenpeace, ktoś musi zepchnąć tego walenia do wody – mruczy mi do ucha i odchodzi w stronę toalet. Chichoczę cicho.
Nawiązuję z wielką nieznajomą miłą rozmowę. Beztrosko plotkujemy o dzieciach i przez moment czuję się jak zwyczajna kobieta. Z dumą opowiadam o swojej pracy, z jeszcze większą o współtowarzyszu życia – sławnym diagnoście. Porzucam ponure nastroje ostatnich dni, porzucam melancholie i humory – teraz jestem Lisą Cuddy, pewną siebie, piękną kobietą, która wie, czego chce, i jest dumna z tego, co osiągnęła w życiu. Boże, co za cudownie uczucie!
Greg wraca. Widzę jak drżą mu kąciki ust, już chce coś powiedzieć, ale ubiega go wielka nieznajoma.
- Ładna chusteczka – chwali mnie bez skrępowania. – No tak, straszny upał, powinno się zakrywać głowę.
To trochę tak, jakby strzelił we mnie piorun. Kiwam głową z uśmiechem, ale w gardle rośnie mi wielka gula. Cała tężeję i nieważne już, że nieznajoma nie powiedziała nic takiego uszczypliwego. Wmawiam sobie, że to przez leki, że drażliwość to efekt uboczny, że… cholera, chce mi się płakać i…
- A pani powinna sobie zakryć coś innego – słyszę głos Grega. – DUŻO czegoś innego.
Zrywam się z miejsca i idę przed siebie, nawet nie wiem gdzie, bo łzy wypełniają mi oczy i nic nie widzę. Chłodny wiatr sprawia, że przejmują mnie dreszcze. Chcę uciec, chcę uciec jak najdalej…
Ktoś łapie mnie za rękę.
- Lisa…
- Zostaw mnie, do cholery! – syczę wściekle, nie za głośno, bo przecież ludzie się patrzą. – Nie potrzebuję twojej pomocy!
Tym razem ja ranię, mocno i dotkliwie, odchodzę i idę przed siebie, i ranię, za to wszystko, co przez niego wycierpiałam, za te wszystkie lata, za nieprzespane noce, za uszczypliwe komentarze, za niewybredne plotki, za kłamstwa, za gierki, za przedmiotowe traktowanie, za brak pomocy, za obojętność…
…za to, że przez ostatnie miesiące był ze mną, że znosił moje humory, że woził mnie na chemioterapie, że nigdy mnie nie zdradził, że nigdy nic nie mówił, że rozumiał, że chyba kochał, pomimo wszystko…
W pokoju hotelowym rzucam się na łóżko i czuję cały ciężar mojego życia na sercu. Powoli wdycham lawendowy zapach pościeli i myślę o tym, ile oboje poświęciliśmy, ilu rzeczy się wyrzekliśmy. Przypominam sobie, jak kłamałam dla niego w sądzie, przypominam sobie jego odwyk i wszystko to, co było później, przypominam sobie nas, całych, takich, jakimi jesteśmy. Ściągam chusteczkę. Podchodzę do lustra i patrzę na samą siebie. Patrzę na swoją nagą głowę. Zamykam oczy, ale zmuszam się, żeby znów je otworzyć. Staję twarzą w twarz z samą sobą.


7.
W środku nocy, już pogodzeni, wymykamy się na plażę.
Jest ciemno i pusto. Fale wydają się większe niż za dnia i z jeszcze większym hukiem rozbijają się na brzegu. Czuję chłodny wiatr na twarzy i czuję pocałunki House’a na moim karku. Zamykam oczy i oddycham chwilą.
Jestem tu. I ty jesteś ze mną. I będziesz. Zawsze. Wiem to.
Jutro, pojutrze, za tydzień, za miesiąc, być może stracę wzrok. Stanę się cieniem samej siebie. Nie zostało nam wiele czasu, prawdę mówiąc, zostało nam go rozpaczliwie mało… ale co nas to obchodzi?
Tu nie ma szczęśliwego zakończenia. I nie będzie. Ale będziesz ty, ze mną. Zawsze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
neko.md
Epidemiolog
Epidemiolog


Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 1231
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:43, 23 Lut 2010    Temat postu:

wow. jestem... zszokowana. to jest tak świetny fik... tak pięknie ukazuje Huddy... aż po prostu żałuję, że nie jest to coś dłuższego. lubię bardzo Huddy widziane ze strony Lisy. a ta miniaturka... podobała mi się bardzo, bardzo, bardzo!
pisz więcej takich cudeniek!
Wena


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez neko.md dnia Wto 19:06, 23 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jane
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 15 Sie 2009
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:51, 23 Lut 2010    Temat postu:

Nie wiem, co powiedzieć. Twojej poprzedniej miniaturki nie skomentowałam (a może?) z tego samego powodu. Zabrakło mi słów. I wierz mi, z całych sił chciałabym umieć pisać choćby w połowie tak dobrze, jak Ty.

Czarujesz. Wyciągasz Słowa, które czają się gdzieś i tylko czekają, żeby ich użyć. Obracasz je, używasz, budujesz kolorowe pałace wyobraźni i puszczasz ją w tan po tymże pałacu, prowadząc po sznurku, złotej nitce, dokładnie tak, jak to sobie zaplanujesz.

Czytelnik nie wie, że czyta. On wsiąka w tekst całym sercem, całym sobą. Świat się nie liczy, otwarte okno się nie liczy. Są emocje, zabawne i mniej zabawne momenty, słowem - jest tylko to opowiadanie.

Czuję, jakbym stała z boku i przyglądała się Lisie, która to wszystko opowiada. Na bieżąco. Towarzyszę jej, kiedy się pakuje. Kiedy rozmawia z Wilsonem, tymi prostymi słowami, które mówią jednocześnie tak dużo i tak wiele. Które po prostu są i budują całość, jak małe kostki Lego, z których w końcu powstaje Big Ben czy miniatura mostu Golden Gate.

I kiedy kończę tekst, chcę jeszcze, i wracam do początku, a potem do końca, i nareszcie jest przycisk "Odpowiedz".
Nie umiem się pozbierać. Nie mogę, naprawdę. To jest przepiękne. Nie dziwię się, że wygrałaś konkurs, bo chociaż nie wiem, jakie były inne prace, trudno by mi było pomyśleć o jakimkolwiek innym tekście.

Gratulacje, weny i co tam jeszcze.
Jane


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jane dnia Wto 19:02, 23 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gehnn
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 17 Lis 2009
Posty: 743
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z zamku pięciu Braci
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:25, 23 Lut 2010    Temat postu:

Och.

Zgrywanie znawczyni przy poziomie, który prezentujesz, byłoby najzwyczajniej głupotą. Przy mojej skłonności do rozpisywania się ten post wypada raczej słabo. Niemniej jednak chciałabym napisać. Trochę.

Uważam, że świetnie wychodzi ci wnikanie w postać Cuddy. Osobiście jestem bardzo zrażona do narracji pierwszoosobowej, bo z reguły wiem, że dość słabo to pisarzom wychodzi, a poza tym niezmiennie mi się kojarzy ze zmierzchem. Tobie jednak narracja ta wychodzi świetnie. O technicznej stronie nie wspominam, bo zwyczajnie nie podejrzewam osób tak piszących o błędy ortograficzne czy interpunkcyjne. Wybitnie mi się podoba twój sposób pisania, słodko-gorzki, z nutką smutnego humoru. Świetnie przedstawione postaci, zwłaszcza Cuddy, jak pisałam wyżej.

Zachowałaś realizm postaci, przepiękny styl i takie tam... W sumie nie wiem, po co się produkuję, bo mój komentarz mało da.

Zachwyca mnie zakończenie, zachwyca mnie przebieg, zachwyca mnie rozegranie akcji. Zachwyca mnie to, że mam ochotę coś zrobić House'owi w pierwszej części za to, że jest Housem. Zachwyca mnie pomysł, chociaż przejedzony, to tak ślicznie odświeżony. Zachwyca mnie brak łzawo-mdławego romansidła, końca, hepiendu, zachwyca mnie umiar i zachwyca mnie nicość bijąca z tekstu, jednocześnie mająca w sobie tak wiele. To przygnębienie o przemijalności, które inaczej ukazane prawdopodobnie byłoby nieświeże i tandetne. Zachwycają mnie małe radostki, krótkie chwile humoru w tekście.

Ujmując razem, bardzo nieelokwentnie i podsumowująco: jestem cholernie zachwycona.

Ślę ukłony,
G.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez gehnn dnia Wto 19:32, 23 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gorzata
Narkoman
Narkoman


Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 3805
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:47, 23 Lut 2010    Temat postu:

piękne!
znów smutne, ale i tak mi się podoba!
nie wiem, co mogę więcej powiedzieć...
więc życzę wena i czekam na kolejne ficki!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
GosiaczeQ_17
Proktolog
Proktolog


Dołączył: 28 Gru 2009
Posty: 3357
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina wiecznej młodości
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:30, 23 Lut 2010    Temat postu:

Mówiąc jednym słowem to jest GENIALNE. Po stokroć GENIALNE. Innego słowa nie znajdę.
Całoś tak przemyślana. Świetna kompozycja... I te emocje...
A w dodatku udowodniłaś, że gdy Huddy się spełni nie musi być monotonnie i słodko Kocham Cię za to normalnie
Wstaw koniecznie coś swojego jeszcze


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
daritta
Ginekolog
Ginekolog


Dołączył: 16 Gru 2009
Posty: 2185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Leszno
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:11, 24 Lut 2010    Temat postu:

Płakać mi sie normalnie zachcialo
To jest boskie i takie słodkie
Tak mnie wciagnelo,ze tata od dluzszego czasu wola mnie na kolacje,a ja tylko "No zaraz.!"

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
a_cappella
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 25 Wrz 2009
Posty: 842
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 0:29, 28 Lut 2010    Temat postu:

Z dziesięć razy chyba zaczynałam ten komentarz, a i tak wszystko zostało potraktowane unicestwiającym klawiszem Backspace, bo cokolwiek napisałam, wydawało mi się niewystarczająco opisujące moje odczucia i jakieś takie nie na miejscu.

Naprawdę mnie zatkało.
Tekst wyważony, poruszający i nienaganny pod każdym względem... Cudowny.

Nie napiszę nic dalej, bo się zaplączę.
Chylę pióra i Wena życzę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
HuddyFan
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 325
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 1:32, 28 Lut 2010    Temat postu:

Zazwyczaj gdy czytam nowe twory to patrzę najpierw na komentarze. Sprawdzam czy mam przywiązywać większą wagę do słów czy nie. I widzę komentarz od gehnn. No dziewczyno! skoro ona Ci skomentowała i dodatkowo napisała, że jest cholernie zachwycona, to masz prawo być oficjalnie uznana za kogoś wielkiego.

Twoja miniatura:
Co by Ci tu powiedzieć....
W części 1,2 i 3 było normalnie. (Jeżeli normalnym można opisać te piękne słowa. Może słowo 'wyjątkowe' byłoby lepsze? Pewnie tak.)
W części 4 zdziwiło mnie zachowanie Cam. Wpadłam na pomysł, że może Allison wciąż kocha House'a.
W części 5 się uśmiałam "Gówno" *Wstaje z podłogi*
No i część nr 6 - Czytam i czytam, gruba baba i w ogóle i nagle ten tekst:
Cytat:
- Ładna chusteczka – chwali mnie bez skrępowania. – No tak, straszny upał, powinno się zakrywać głowę.
To trochę tak, jakby strzelił we mnie piorun. Kiwam głową z uśmiechem, ale w gardle rośnie mi wielka gula. Cała tężeję i nieważne już, że nieznajoma nie powiedziała nic takiego uszczypliwego. Wmawiam sobie, że to przez leki, że drażliwość to efekt uboczny, że… cholera, chce mi się płakać i…


... i wtedy zakryłam usta ręką i jęknęłam: Ona ma raka. Autentycznie tak zrobiłam!

Cała ta miniaturka to kopalnia uczuć i nie jestem pewna czy chcę się z niej wydostać. Dzięki. Dziękuję za chwilę zapomnienia

H.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adept_vicodin
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 16 Wrz 2009
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: In My And Joker World Without Our Rules.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:17, 28 Lut 2010    Temat postu:

Tylko jedno słowo wyrazi mój podziw dla tej miniaturki.


PIĘKNIE [!]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin