Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fic: Nic nie rób (House M.D. odc. 0x02) [Z]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
unblessed
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 03 Lip 2008
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:31, 11 Sie 2008    Temat postu:

Podoba mi się Twoje opowiadanie, chyba już nawet to pisałam. Najfajniejsza scena to ta związana z osobą doktora Gavioli. Wykreowałaś sobie własną postać, zwyczajną, a jednak ciekawą. Podoba mi się patrzenie poprzez niego na House'a. Przypadek medyczny zaczął mnie coraz bardziej interesować - podziwiam, ja z medycyny jestem ciołek.

W przeciwieństwie do kogoś wyżej kupuje taką wizję początku ich przyjaźni. House nie jest łatwym człowiekiem, żeby go polubić trzeba najpierw go poznać i docenić jego pokręconą osobowość, a na to trzeba czasu. Żeby ten czas sie znalazł, musi być coś, co go przy nim trzymało, a w tym wypadku Stacy jest bardziej prawdopodobna niż wersje niektórych o nieśmiałym Wilsonie, którego od razu omamił oszałamiający Greg. Zwłaszcza, że wiemy o przyjaźni łączącej również tych dwoje.

Ale to, co najbardziej kocham u Ciebie to twój styl pisania.
Cytat:
- Witaj, słońce ty moje! Co dzisiaj u ciebie?
Jednak tego ranka Jim Wilson nie przypominał słońca w żadnym wypadku. Był wyraźnie zmęczony i niewyspany, choć jak zwykle w wyprasowanej koszuli i pod krawatem. Wesołość kolegi poirytowała go na tyle, że nie zdołał sobie przypomnieć, że House przecież od dwóch lat ani razu nie był radosny.
Na przykład taki kwiatek. Albo:
Cytat:
Jak każda baba w związku z facetem z wadami. Metaforycznie.
Metaforycznie "związek", czy metaforycznie "z wadami" Grag chyba optowałby za tą drugą opcją - w końcu on jest taki czarujący ^^ Kocham cię z takie perełki - mała rzecz, a cieszy Do tego dorzuć rozszyfrowywanie Wilsona z tym urlopem, zastanawianie się co House robi o siódmej w szpitalu... Wspaniałe, niewymuszone dialogi. W ogóle piszesz lekko i przyjemnie, czytam opowiadanie, a czuję się jakbym oglądała film. Są i dialogi, i opisy, i to takie które z powodzeniem mogą zastąpić kamerę. Nie mam żadnych problemów z wyobrażeniem sobie tego, co opisujesz. Pięknie.

Coby nie było, że za słodko i nie daje się rozwijać:
Cytat:
- Przychodnia za tobą tęskni – rzekła monotonnie Lisa (...)
Można powtarzać monotonnie, rzec można monotonnym tonem.
Cytat:
Wszedł od razu całą swoją przekrzywioną, długą i szczupłą postacią, i z radosnym okrzykiem:
Trochę zgrzyta to zdanie. Słowa "i z radosnym okrzykiem" sugerują, jakby miała po nich nastąpić dalsza część zdania, a nie wypowiedź postaci. To "wszedł całą postacią" też takie dziwne, choć wiem, co chciałaś osiągnąć przez taki opis Proponuję: "Zjawił się od razu całą swoją przekrzywioną, długą i szczupłą postacią, by wykrzyknąć radośnie: "

To by było na tyle Świetnie piszesz, czekam niecierpliwie co dalej. Weny!
u.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez unblessed dnia Pon 14:34, 11 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:03, 11 Sie 2008    Temat postu:

Sugestie zmian przyjęte do wiadomości, przemyślane i odpowiednio wykorzystane. Dziękuję serdecznie

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Pon 17:54, 11 Sie 2008    Temat postu:

joasui, uwielbiam twoje fiki . No cóż, Wilson jeszcze nie wie, jakie niecne plany co do niego ma House . Mam nadzieję, że jak najszybciej pomoże Jimmy'emu, bo inaczej będzie kiepsko... Wierzę, że jeśli Greg czegoś chce, to to dostanie - więc let's go!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 13:25, 21 Sie 2008    Temat postu:

Dość duży kawałek (w Wordzie od 2/3 strony 15 do końca strony 19 ), z dużą porcją dialogów. Nie wiem, czy wszystko jest jasne itp., w razie pytań walić śmiało.
W razie zachwytów również
I śmiertelnego oburzenia takoż.

----------

Kiedy House wyszedł z biura Cuddy pół godziny później, personel w lobby łatwo się zorientował, że był poważnie wkurzony. Była to jednak wściekłość tzw. „celowana”, więc osoby niemające nic wspólnego z przyczyną gniewu diagnosty mogły czuć się bezpiecznie. Z drugiej strony mało kto znał powód wściekłości już i tak nerwowego lekarza, więc wszyscy woleli uniknąć bliższej styczności z nim. Trzy pielęgniarki, które chciały skorzystać z windy razem z Housem, nagle zdecydowały, że lepiej będzie pójść schodami. Twarz wysokiego lekarza o bogatej mimice wyglądała teraz, jakby należała do anioła zniszczenia.

House jednak nie wiedział, na kogo się wkurzyć. Powinien na Annę Mitchell, ale coś go powstrzymywało i nie była to prośba Cuddy, żeby w miarę możliwości trzymał się od pacjentki z daleka i korzystał z tego materiału, który już istniał. Jej pozew od biedy miał sens, zależy, od której strony spojrzeć. Greg był pewny, że Wilson był niewinny, dziwił się też, czemu sam nie dostał urzędowego listu. Z całą pewnością sprawa z rozwikłania zagadki dziwnej reakcji Anny na lek przerodziła się w ratowanie kariery Wilsona. Właściwie to od początku było ratowanie kariery Wilsona z rąk Scotta Gavioli, tylko zagrożenie zmieniło wymiar.

Scotta Gavioli?
House wypatrzył plecy starszego onkologa na szerokim korytarzu trzeciego piętra szpitala.
- Gaviola! – krzyknął, ale onkolog nie zatrzymał się. – Scott! – huknął House głośniej, na co lekarz już zareagował. Zatrzymał się i zaczekał, aż diagnosta przykuśtykał do niego. – Co jej powiedziałeś? – spytał Greg głosem niskim od ledwo powstrzymywanego gniewu.
- Komu? – zdziwił się Scott.
- Mitchell! Oskarżyła Wilsona o popełnienie błędu!
- Czemu ja miałbym mieć z tym coś wspólnego? – spytał z oburzeniem onkolog.

- Bo ją przejąłeś. I wszyscy wiedzą, że nie jesteś zadowolony, że najmłodszy ordynator w tym szpitalu jest jednocześnie twoim szefem. Ty jesteś pierwszy w kolejce do ewentualnego objęcia oddziału, jeśli Wilson z jakiegoś powodu odpadnie.
- To prawda – przyznał już spokojnie Gaviola. – Nie podoba mi się, że ktoś młodszy ode mnie o osiemnaście lat robi za ważniejszego lekarza. Ale na tej samej zasadzie mogę się krzywić na chamskiego, młodszego o osiem lat nefrologa, że ma opinię najlepszego medyka w tym szpitalu w ogóle – spojrzał wymownie na House’a. – Zapewniam cię, że nie mam nic wspólnego z pozwem wobec Wilsona.

- Potrzebuję czegoś więcej, niż zapewnienia – rzekł House niskim głosem, nieco groźnie.
Gaviola westchnął.
- Myślałem, że Wilson po prostu stchórzył – rzekł cicho. – Ale przekonałem się, że z tą kobietą jest naprawdę coś nie tak. Szukałem jakichś obocznych schorzeń, przez które mogła zareagować anemią, ale nic nie znalazłem. Najchętniej bym ją oddał z powrotem Wilsonowi. House, zapewniam cię, że nie mam najmniejszego zamiaru detronizować swojego szefa. Doktor Cuddy miała powody dla podjęcia tego rodzaju decyzji personalnych i przez tę pacjentkę jestem gotów to w końcu zaakceptować. Jeśli chcesz grzebać przy sprawie Mitchell, proszę cię bardzo, choć nigdy nie było ci potrzebne pozwolenie na wtykanie nosa w nie swoje sprawy – Gaviola uśmiechnął się krótko, nieco smutno.

House patrzył w zielone oczy starszego lekarza i postanowił mu uwierzyć. Znał Scotta jako mimo wszystko rozsądnego faceta ze sporą dawką pokory. Znał też przypadek Anny Mitchell – najwyraźniej na jej koncie znalazło się nazwisko trzeciego lekarza w tym szpitalu, któremu skopała tyłek.
- Nie mów Wilsonowi, że w tym siedzę – rzekł cicho House, już spokojny.
- Nie ma sprawy. To nie będzie trudne, skoro poszedł na urlop. Teraz wybacz, idę na salę wykładową. Powodzenia – Gaviola obdarował go krótkim klepnięciem w ramię i ruszył dalej w swoją stronę.

House obserwował jego plecy jeszcze przez kilka sekund, po czym wszedł do pokoju lekarskiego diagnostyki, okupowanego przez stażystów i wypełnionego zapachem jego brazylijskiej kawy. Greg nie miał nic przeciwko zużywaniu ziaren przez zatrudnionych przez niego młodych lekarzy, skoro były wystawione na widok publiczny. Gdyby chciał zachować je wyłącznie dla siebie, schowałby je w swoim biurze. Gdzieś w jego podświadomości najlepsza kawa na świecie była łapówką za wytrzymywanie czasami nieuzasadnionego i nadmiernego wykorzystywania.

- Co z odpornością? – spytała Carol, wskazując długopisem na tablicę i nowy napis.
- Dostałem rozmaz szpiku – wyjaśnił House, podchodząc do ekspresu. – Znaczący wzrost młodych form komórkowych bez oznak nowotworzenia świadczy o tym, że pacjentka niedawno miała albo zapaść immunologiczną, albo była na immunosupresji. Szpik miał czas się rozruszać, ale nie nadrobił jeszcze wszystkich strat. To wyjaśnia normę ilości białych krwinek przy objawach ostrej infekcji – mówił, nalewając sobie kolejną tego dnia kawę.

- To też sugeruje, że możemy mieć do czynienia z naprawdę ostrą infekcją – odezwał się Miller, który dzięki kawie był w całkiem niezłym stanie, mimo nieprzespanej nocy. – Jeśli choroba zaczęła się rozwijać w czasie zapaści immunologicznej, organizm może nie wyrobić ze spowalnianiem jej progresji.
House skinął głową, zgadzając się z wnioskiem młodego lekarza.
- Być może dlatego Alice w ogóle zachorowała – dodał.
- Pacjentka nic jednak nie wspominała o braniu sterydów lub problemach z odpornością – stwierdziła Carol.

- Może dlatego, że olaliście ją na początku – odparł House, dolewając mleka do swojego czerwonego kubka. – Carol, pogadaj z jej kuzynką, niech zadzwoni do najbliższej rodziny Alice i wyciągnie jak najwięcej informacji o stanie zdrowia pacjentki.
Carol od razu wstała i wyszła.
- Miller, zanim pójdziesz do domu przed powrotem wieczorem... – zaczął House i zaczekał na powstrzymanie westchnięcia przez Jonathana. Taki początek zdania sugerował kolejny nocny dyżur. – Zdobądź pełną kopię historii choroby Anny Mitchell, numer karty 144532.

- W porządku, przekażę pielęgniarce – odparł Miller i wstał.
- Czy ja mówiłem coś o pielęgniarce? – burknął House, patrząc na niego ostro. – Masz osobiście, unikając doktora Wilsona, gdyby pojawił się w szpitalu, zdobyć dla mnie kopię CAŁEJ karty pacjentki, ze wszystkimi wynikami, świstkami, oświadczeniami, zgodami na leczenie, wywiadem i co tylko ktokolwiek tam wcisnął. Sam masz znaleźć ksero i mi to załatwić, rozumiesz? OSOBIŚCIE.
- Rozumiem – mruknął Jonathan ze spuszczoną głową. – Gdzie będzie można doktora znaleźć?
- Na sali wykładowej numer dwa – odparł House, podchodząc do stołu i przyglądając się ogółowi objawów na tablicy.
Miller wyszedł bez słowa, ale za to z kolejnym westchnięciem.

***

House na salę wykładową wszedł razem z kilkoma innymi uczestnikami konferencji onkologicznej, więc nie zwrócił na siebie uwagi, o co zresztą mu chodziło. Usiadł możliwie najbliżej wyjścia, by w razie czego wyjść w miarę dyskretnie. Rozejrzał się po obecnych słuchaczach – nie zauważył znajomej, brązowej czupryny z przedziałkiem, więc uznał, że Wilson rzeczywiście odpuścił sobie wykłady.
Po kilku sekundach na katedrę weszła Cuddy, jak zwykle elegancka i pewna siebie – Greg nie zdołał z drugiego końca sali wypatrzeć wcześniej zauważonego zmęczenia.

- Witam państwa na kolejnym wykładzie w ramach odbywającej się u nas konferencji onkologicznej – zaczęła pani dyrektor. – Niezmiernie miło mi jest powitać naszego gościa specjalnego, Gordona Richardsa, profesora w Klinice Onkologii Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Johna Hopkinsa – rzekła, wskazując na siedzącego przy stole za katedrą, siwiejącego mężczyznę koło sześćdziesiątki, ubranego w szary, elegancki garnitur.
Odpowiedziały jej brawa. House nawet się nie zorientował, kiedy sam dołączył do powitalnego aplauzu.
Mężczyzna w garniturze uniósł się i ukłonił.

- Profesor Richards jest długoletnim pracownikiem i profesorem Hopkinsa, współautorem licznych podręczników akademickich, obecnie szczególnie zaangażowany w badania nad nowymi lekami w onkologii... – mówiła Cuddy, ale House przestał słuchać.
Myślami cofnął się do momentu, kiedy osobiście poznał Richardsa. Miał wtedy dwadzieścia jeden lat, wytarte ciuchy, pomarańczowe trampki (najbardziej zadbany element jego ubioru) i opinię wrzodu na tyłku podczas wakacyjnych praktyk w szpitalu. Wszyscy opiekunowie mieli go dość, bo uwielbiał „wciskać palce między drzwi”. Trzeba go było pilnować jak półtoraroczne dziecko, żeby gdzieś nie wlazł i czegoś nie przestawił bez konsultacji z nikim.

A doktor Richards był „pogromcą wrzodów”, więc w końcu student Greg House wylądował pod jego skrzydłami.
Ostatecznie okazało się, że Greg nie był wrzodem na tyłku, tylko po prostu był zaangażowany, więc nie było czego poskramiać. Chciał „praktykować aktywnie”, co Richards umiejętnie wykorzystał. Z młodą, pełną entuzjazmu duszą Greg robił wszystko, co doktor mu wyznaczał.
Dzisiejszy profesor miał specyficzny stosunek do ludzi – wobec współpracowników potrafił być ostry, oschły, czasami wręcz chamski, nie bawił się w uprzejmości – jak obecnie House. Ale wobec pacjentów zawsze był cierpliwy, ciepły, troskliwy i wyrozumiały, co można było zrozumieć, biorąc pod uwagę, że był onkologiem.

Greg pracował u niego w sumie trzy miesiące – trzy razy po miesiącu wakacyjnych praktyk, na trzech kolejnych latach.
Potem skończył studia i wyleciał z uczelni za ściąganie na egzaminie dyplomowym, więc na tym się skończyła jego współpraca z Richardsem. Widywali się potem na jakichś konferencjach, na które kiedyś nawet House jeździł, ale nie rozmawiali ze sobą. Nie było zwyczajnie okazji i czasu.

Tamte trzy pracowite, ale dobrze spożytkowane miesiące wystarczyły, by Richards dołączył do nielicznego grona lekarzy szanowanych przez House’a. Greg wiedział, że profesor również go lubił i później może nawet śledził przebieg jego kariery – na pewno czytał jego artykuły, co wiedział po jego listownych, merytorycznych komentarzach po prawie każdej publikacji.
House siedział na sali wykładowej i wpatrywał się w twarz mężczyzny na katedrze. Nadal nie słyszał słów – tylko wrażenie, że znowu jest studentem, powoli przemijało.

Do rzeczywistości przywróciło go drżenie wyciszonego pagera w kieszeni. House zerknął na wiadomość – coś się działo z Alice, dzwoniła Carol. Westchnął, w miarę dyskretnie uniósł się i wyszedł.
Prowadzący wykład profesor Gordon Richards zwrócił uwagę na ruch z tyłu sali, ale zobaczył tylko plecy bruneta odzianego w szarą marynarkę i dżinsy, chodzącego o lasce. Uśmiechnął się do siebie w duchu i dalej mówił o nowych perspektywach w leczeniu przewlekłej białaczki limfocytarnej.

***

Carol Dube czekała na niego zaraz za drzwiami sali wykładowej.
- Poważne objawy neurologiczne – rzekła od razu. – Próbowałam pobrać krew na morfologię, ale pacjentka zaczęła na mnie krzyczeć. Nie po angielsku, ale musiało być to coś nieprzyjemnego, bo kiedy jej kuzynka próbowała ją uspokoić, również nie po angielsku, Alice wydarła się na nią, czym doprowadziła ją do łez.
- Dostała coś na uspokojenie? – spytał House, myśląc intensywnie.
- Oczywiście.
- Okej, plan działania na najbliższą godzinę – rzekł House po głębokim wdechu. – Robimy punkcję lędźwiową i rezonans głowy. Dalsze decyzje później.

- Co z posiewem? Do tej pory powinny być wyniki – zdziwiła się Carol, idąc z Housem w stronę dyżurki pielęgniarek.
- Zapomnij o posiewie – burknął House, biorąc słuchawkę telefonu i wybierając numer do zarządcy radiologii.
- Co ma pan na myśli? – zmarszczyła brwi Carol.
- Miller poszedł już do domu? – spytał Greg, ignorując pytanie stażystki.
- Nie, zostanie do wieczora, pójdzie do domu na noc – rzekła Carol.
- To się jeszcze okaże – mruknął House. – House z diagnostyki – rzekł do słuchawki. – Rezerwuję rezonans dla pacjenta w ciężkim stanie z objawami neurologicznymi – wyrecytował jednym tchem. Słuchał odpowiedzi. – Właśnie po to robimy to badanie. Dobra, będziemy za dwadzieścia minut.

***

- Aż się prosi wstrzyknąć jej końską dawkę prednizonu – mruknął Miller dwie godziny później, patrząc na kliszę z rezonansu na przenośnym negatoskopie w pokoju lekarskim diagnostyki.
House, siedzący swoim zwyczajem na blacie stołu, spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Dziewczyna miała zapaść immunologiczną, teraz ma zapalenie mózgu i opon mózgowych z powodu infekcji, a ty chcesz ją naszpikować sterydami?
- Uśpiłoby to reakcję zapalną... – zaczął Jonathan, ale House mu przerwał.
- Taaa, jasne – przewrócił oczami diagnosta. – Tu się leczy choroby, a nie zabija lecząc objawy – warknął.

Jonathan nie miał czasu się zaczerwienić, bo odezwał się znajomy, damski głos.
- Dzwoniłam do laboratorium mikrobiologicznego, ale nikt nie odbiera – powiadomiła Carol, wchodząc do pokoju lekarskiego z wynikami wstępnej analizy płynu mózgowo-rdzeniowego Alice.
- Przecież mówiłem, że z posiewu nic nie będzie. Musimy sobie poradzić bez niego – odparł House, przejmując od niej wydruk.
- Dlaczego? – spytali jednocześnie stażyści.

- Jak wam powiem, że od dzisiejszego rana wszystkie próbki bakteriologiczne idą do labu w Princeton General i dyrektor Cuddy podbiera z budżetu każdego oddziału kilka tysięcy, żeby w ciągu dwóch tygodni w miarę po cichu wymienić cały sprzęt i obsadę naszego labu, wyciągniecie odpowiednie wnioski? – rzekł, patrząc na treść wydruku.
- Ktoś dał ciała? – spytał Miller po sekundzie.

- Poważnego – potwierdził House. – Ponieważ wszyscy udają, że nic nie wiedzą, radzę wam trzymać gęby na kłódkę – rzekł, spojrzał na białą tablicę, na której widniała ponownie wydłużona lista objawów. – Ale mamy nadal patologię i oni się z chęcią zajmą waszą próbką, którą pobierzecie, by się dowiedzieć, czy nasze kochane dziewczę nie cierpi na chorobę weneryczną, jako dodatkiem do zakażenia wirusem HIV.

- Pacjentka nic nie mówiła o wirusie HIV – zaprotestowała Carol.
- O chorobie wenerycznej pewnie tym bardziej, ale po to są badania, prawda? – zasugerował House z uniesieniem brwi. – Skoro nikt słowem nie wspomniał o tym, by Alice była na immunosupresji, trzeba poszukać przyczyny osłabienia układu odpornościowego. HIV widnieje na liście jako jedna z nadal dość wstydliwych możliwości. Przynajmniej w Środkowej Europie.
Carol patrzyła na niego ze sceptycyzmem, który się spotęgował, kiedy House rzucił za swoimi wychodzącymi stażystami:
- I zmieńcie jej antybiotyki na sulfonamidy.

Carol zatrzymała się w drodze do wyjścia.
- To są bakteriostatyki*. Sądzi pan, że jej układ odpornościowy sobie poradzi? – rzekła nieco podniesionym głosem.
- Nie, mam taki kaprys i chcę utrudnić wam zadanie – odparł House. – Czy jesteś w stanie zrobić cokolwiek, o co cię proszę, bez zbędnego marudzenia?
- Po prostu chciałabym wiedzieć...
- A ja tobie nie muszę mówić – przerwał jej House. – Idź, rób to, co do ciebie należy.
Carol wyszła, kiwając głową, dołączyła do czekającego na nią Millera.

- To mi się nie podoba – mruknęła. – Daje bakteriostatyki pacjentce, której układ odpornościowy jest w rozsypce.
- Najwyraźniej ma powód – odparł Jonathan ze wzruszeniem ramion, biorąc z gabinetu zabiegowego zestaw do pobierania próbek.
- Dlaczego go nie ujawni? Rozumiem, gdybyśmy byli tępymi studenciakami na praktykach, ale my już jesteśmy lekarzami! Mamy prawo wiedzieć, co się dzieje.
- Słyszałem od kolegi, który praktykował u niego dwa lata temu, że House ma specyficzne podejście do tej pracy – rzekł Miller, idąc z koleżanką do pokoju pacjentki. – Nie musi mówić niczego nikomu, na diagnozę naprowadzają go różne nieistotne szczegóły, a ludzie dookoła niego są albo po to, żeby mu służyć, albo mu przeszkadzać. Pracujemy u świra, pogódź się z tym.

- Nie mogę się pogodzić z faktem, że być może House próbuje zaszkodzić własnej pacjentce! – oburzyła się Carol, ale przybrała profesjonalny wyraz twarzy, kiedy tylko weszła z Millerem do sali pacjentki.
Chora spała na łóżku, kuzynka Kate siedziała na swoim miejscu, w fotelu pod ścianą. Wyglądała, jakby dopiero przed chwilą otrząsnęła się ze wzburzenia po ataku Alice.
Carol stanęła przed Kate, zasłaniając jej widok na Millera, którego zadaniem było pobranie próbek, w tym tych wstydliwych, od których zresztą zaczął.

- Dzwoniłam do rodziców Alice – rzekła Kate. – Nic nie wiedzieli o jej problemach z odpornością, ale ona nie mieszka z nimi już od kilku tygodni.
Przerwała na chwilę, zerkając na kuzynkę, z której Miller właśnie zaczął upuszczać kolejne kilka mililitrów krwi.
- Co z nią? – spytała Kate.
- Jej stan się pogarsza – rzekła cicho i poważnie Carol. – Czy rodzice pacjentki mówili coś o jej życiu prywatnym? Z kim jest związana...

- Miała kilku partnerów – stwierdziła nieśmiało Kate. – Ale to rozsądna osoba. Ciocia coś mówiła o uldze, jaką poczuli, kiedy się ostatecznie okazało, że Alice nie zaraziła się wirusem HIV...
Zajęty pobieraniem krwi Miller spojrzał na kobiety przy fotelu.
- Co? – rzucił tępo.
- Kilka tygodni temu – pokiwała głową Kate. – Alice dostała wynik trzeciego badania w kierunku wirusa, wyszedł negatywnie.
- Dlaczego się badała? – spytała Carol ze zmarszczonymi brwiami.
- Jakiś wypadek przy pracy. Zakłuła się czy coś... Nie wiem dokładnie.
- No to wirus HIV jako przyczyna zapaści odporności raczej odpada – rzekła cicho Carol, patrząc na kolegę.

------------------
* bakteriostatyki – antybiotyki, które nie zabijają bezpośrednio bakterii, ale powstrzymują ich rozwój, by organizm mógł sobie sam poradzić z usunięciem przyczyny choroby.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Any
Czekoladowy Miś


Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza zakrętu ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:03, 21 Sie 2008    Temat postu:

no i zobaczymy, co będzie dalej z tą dziewczyną... Nie obijaj się, pisz, pisz!
A widok młodego House'a w pomarańczowych trampkach mnie rozwalił... Szkoda, że jego znajomość z tym profesorem się nie poszerzyła - można by powiedzieć, że trafił tu swój na swego...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:40, 21 Sie 2008    Temat postu:

Pomarańczowe trampki, chociaż wiedziałam, że zwrócą na siebie uwagę, nie są u House'a niczym niezwykłym. Greg śmigał w takowych w 2x14. Nie ma to, jak czterdziestokilkulatka ubierać jak nastolatka

Ładnie proszę o komentarze!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eletariel
Elf łotrzyk


Dołączył: 24 Mar 2008
Posty: 1877
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:14, 21 Sie 2008    Temat postu:

No to ja ładnie komentuje:) Ach uwielbiam twoje fiki. czytając je, czuję sie jakbym oglądała kolejny odcinek. I są relacje między pracownikami i ciekawy przypadek medyczny.
Życzę weny i czasu, byś mogła napisać wszystkie odcinki zsezony "0", ponieważ robisz to fantastycznie i bez zarzutów wg mnie:)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eithne
Szalony Filmowiec


Dołączył: 23 Maj 2008
Posty: 4040
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z planu filmowego :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:47, 22 Sie 2008    Temat postu:

I ja ładnie skomentuję... Przeczytałam Twój pierwszy i nadrobiłam drugi odcinek. Genialnie piszesz. Najzwyczajniej, brak słów. Powinni Cię zatrudnić jako scenarzystę House'a. Ogólnie pomysł, żeby pogrzebać w czasach "przed serialem" jest niesamowity.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasinka
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 1859
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a kto to wie?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:08, 22 Sie 2008    Temat postu:

właściwie nie mam czasu ani chęci ostatnio pisać komentarzy ale dla Ciebie joasui wszystko :smt001

Kolejna część świetna, pojawia się postać dawnego nauczyciela House'a, którego od razu polubiłam, choć wcale nie napisałaś o nim bardzo dużo. Jestem jeszcze ciekawsza co wyjdzie z tej ingerencji House'a w przypadek Mitchell, mam nadzieję że jednak coś wykombinuje. I jeszcze ta chyba-Polka^^

Jest naprawdę cudownie, styl pisania jedyny w swym rodzaju, zawsze się nad nim rozpływam.

Proszę, pisz dalej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
unblessed
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 03 Lip 2008
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:11, 23 Sie 2008    Temat postu:

W sumie ciężko jest cokolwiek nowego o tym odcinku powiedzieć - jest w zasadzie takim odcinkiem "przejściowym", przygotowuje pole dla dalszego rozwoju akcji.

A co może powiedzieć nie-nowego? Trzymasz równy, wciąż wysoki poziom. Medycyna na na tyle zaawansowana, że przestałam śledzić, bo i tak nie zrozumiem tych niuansów, czyli dokładnie jak w serialu Chyba największy Twój talent to wprowadzenie nowych postaci - zainteresował mnie zwłaszcza doktor Richards. Po cichu marzy mi się, żeby to on, chociaż trochę nadrabiając brak akceptacji ze strony ojca House'a, powiedział Gregowi, że cieszy się, że wyrósł na tak dobrego lekarza. Studenciki są biedniutkie, ale radzą sobie, jak to u House'a. Gaviola wyszedł na trochę zbyt porządnego, przydałby się jakiś negatywny rys na jego charakterze.

Nie zauważyłam żadnego błędu, co mnie dobiło, bo chciałam by ten komentarz wyszedł trochę dłuższy, a tu nic Czekam na przyspieszenie akcji, bo na razie się dopiero rozwija. Pisz, grafomanko-molestująca, pisz!
u.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:38, 23 Sie 2008    Temat postu:

Ślicznie dziękuję za komentarze . Ich nigdy dość

1. teraz dużo odcinków będzie takich "przejściowych", bo jesteśmy pod koniec drugiego dnia, a rozwiązanie planuję na dzień czwarty
2. fajnie, że Wam się podoba doktor Richards. Staram się, by ze wspominania o nowych postaciach coś wynikało, więc jego uśmiech na widok pleców Grega to nie jest cała jego rola
3. początkowo planowałam zrobić z Gavioli chama i prostaka, ale potem przypomniał mi się doktor Hamar z pierwszego odcinka i zdanie zmieniłam.
4. szczególnie niezrozumiałe kwestie medyczne proszę zgłaszać, jeśli ktoś ma ochotę na jakieś słowo wyjaśnienia, choć nie wiem, czy zdołam zaspokoić ciekawość. Tak samo, jeśli ten nadmiar medycyny zacznie przeszkadzać. Moja wiedza medyczna umożliwia mi już pisanie w taki dość lekarski sposób, ale czasami ciężko mi ocenić, czego Wy macie prawo nie wiedzieć
5. z racji nieuchronnie zbliżającej się poprawki nie gwarantuję regularności pojawiania się kolejnych części. Bez obaw - plan akcji jest, kilka kawałków napisanych na przyszłość też, wena kłuje szpilą od czasu do czasu, więc ciąg dalszy na pewno się kiedyś ukaże.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
karen
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 10 Sie 2008
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: się biorą dzieci?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:28, 26 Sie 2008    Temat postu:

świetne te odcinki! a co do pomarańczowych tramków to sama mam takie joasui, pisz dalej! bo się uzależniłam niczym od prawdziwych odcinków, a do 16 września tylko Twój fic da mi przeżyć pewnie ;p

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:00, 02 Wrz 2008    Temat postu:

Fragment nieco krótszy, kończący drugi dzień.

----------

- Dzień dobry, mówi doktor Gregory House z Oddziału Diagnostycznego w PPTH – rzekł House do słuchawki telefonu w swoim biurze. – Czy byłaby możliwość odbycia szybkiej konsultacji z profesorem Richardsem? Chodzi o pewien lek przeciwnowotworowy... Profesor jest zajęty? Kiedy mógłbym z nim porozmawiać? To tylko kilka minut... Tak, rozumiem, ale może jednak przekazałaby pani... Zadzwonię później.

***

- Pani Blatt, tak. Gregory House z PPTH. Konsultacja z profesorem Richardsem... Chodzi tylko o kilka minut rozmowy… Sprawa jest naprawdę bardzo pilna. Wiem, że profesor bierze udział w badaniach nad lekami i myślałem... Zadzwonić później? Bez obaw, zadzwonię.
Rzucił słuchawką.
- Suka.

***

- Ponownie Gregory House. Diagnostyka w PPTH... Mówiła pani, że tym razem zdołam się umówić... Mówiła pani, że zajęty jest tylko chwilowo... Nic nie poradzę, że wciska pani kiepski kit, dała mi pani nadzieję na tę konsultację, to ma pani teraz za swoje!
Zdziwiony spojrzał na słuchawkę.
- Się dobrali – stwierdził, odkładając ją na swoje miejsce.

***

Dochodziła szósta, House siedział plecami do negatoskopu w swoim biurze, wpatrywał się w wytapetowaną papierami boazerię nad biurkiem, popijał kawę i zaglądał do zwykłej, szarej teczki, zawierającej kopię karty Anny Mitchell.
Świstków było całkiem sporo. Większość pochodzących z czasów, kiedy Mitchell była jego pacjentką, wyszła spod ręki przydzielonej na oddział pielęgniarki. Wszyscy wiedzieli, że House nienawidził babrać się w papierach. Zdecydowanie wolał trzymanie się medycznej strony bycia lekarzem, choć jego status ordynatora oddziału i przez długi czas również jedynego medyka na diagnostyce wymagał też administracyjnych zajęć. Całe szczęście, Lisa Cuddy w ogóle darowała sobie namawianie go na coś więcej, jak wypisy – wiedziała, że na podsumowania roku, budżety i tym podobne nie miała co liczyć, bez względu na ewentualnie zastosowane formy nacisku.

- Doktorze? – od drzwi doszedł go nieśmiały, zmęczony głos Millera.
- Mhm – mruknął House, przerzucając kartki z teczki.
- Wyciągnąłem wszystko, co się dało – rzekł stażysta, wskazując na kopie.
- W porządku – odparł House, nie patrząc na młodego lekarza.
- Wszystko, co było w karcie, zgubione opisy zdjęć... – mówił Miller z rosnącym podenerwowaniem.

- Mówiłem, że w porządku – odparł zdecydowanie House, wbijając swoje niebieskie spojrzenie w poszarzałą ze zmęczenia twarz Jonathana. – Wszystko w porządku, możesz iść do domu.
- Aha – mruknął tępo Miller i odwrócił się, by wyjść.
- Poczytaj trochę na dobranoc, prawdopodobnie jutro będziecie z Dube sami siedzieli w przypadku Alice – rzucił za nim House. Miller tylko kiwnął. – Jeszcze jedno. Dlaczego antybiotyki zmieniono dopiero dwie godziny po moim poleceniu?
Miller zrobił niewinną, zdziwioną minę.

- Nie mam pojęcia. Może pielęgniarka nie miała czasu zrobić tego wcześniej?
- U nas zlecenia są wykonywane w trybie natychmiastowym, a jednak tym razem nikt się nie spieszył – rzekł House, wpatrując się badawczo w pracownika.
- Nie pomogę panu z tym. Powiedzieliśmy pielęgniarkom o zmianie leków zaraz po pobraniu próbek na badania, a to trwało może z pięć minut.
House tym razem tylko skinął w odpowiedzi.
- Do widzenia – mruknął Miller i wyszedł, zanim jego szef czy zmiana okoliczności zmusiłyby go do pozostania kolejną dobę w szpitalu.

House wrócił do czytania akt, ale coraz bardziej irytujący był dla niego nawał informacji, których nie miał siły poukładać sobie w głowie. Kiedy więc do jego biura weszła Carol, zignorował ją i ruszył do pokoju lekarskiego. Potraktowana jak powietrze stażystka zaniemówiła na kilka sekund, w końcu poszła za szefem, ze zdziwieniem odczytując nabazgrany drukowanymi literami na negatoskopie napis „Takl. a an. hemolit.????”

Biała tablica, znajdująca się w tamtych czasach na diagnostyce, była dwustronna, można ją było obrócić na zawiasach o 180 stopni, z czego House właśnie korzystał. Po lewej stronie pustej tablicy wypisał w kolumnie leki podane Annie, według trzymanej w dłoni historii jej choroby, zaś po prawej reakcje pacjentki na owe środki. Carol oczyściła gardło, ale House nadal nie zwracał na nią uwagi. Stażystka postanowiła spróbować przekazać swoje wieści mimo wszystko.

- Nasze laboratorium wykluczyło chorobę weneryczną u Alice na podstawie testów biochemicznych, ale druga próbka poszła też do Princeton General. Obiecali rano dać nam wstępnie znać.
- Mogli sobie obiecać. Obsługują siebie i drugi, gigantyczny szpital kliniczny, więc będę ich podziwiał, jeśli się z tej obietnicy wywiążą – odparł House, nadal pisząc na tablicy. Kolumna rosła, musiał się pochylić przy pisaniu.
- Czekamy na reakcję na antybiotyki, tak? Chociaż nadal nie wiadomo, co jej jest.
- Dokładnie – rzekł House, na dole tablicy dopisując swoje ostatnie hasło:
TAKLIMYCYNA* ---> ANEMIA HEMOLITYCZNA

Wyprostował się, odszedł dwa kroki i spojrzał na swoje dzieło.
- To nie Alice – zauważyła Carol.
- Owszem, to nie ona – potwierdził zwyczajnie House. – Przy okazji, możesz mi powiedzieć, czemu nie oddaliście jej krwi na PCR** w kierunku HIV? – spytał, odwracając się do stażystki. Młoda lekarka nie wyczuła niebezpieczeństwa. Spojrzenie House’a było zupełnie neutralne, takie, do którego zdążyła się już przyzwyczaić.

- Jej kuzynka powiedziała, że według rodziny Alice była badana kilka tygodni temu i wynik był negatywny. Nawet, jeśli zaraziłaby się w czasie między ostatnim badaniem a przyjazdem tutaj, nie doprowadziłoby to do takiej zapaści odporności, a już na pewno nie do rozwoju chorób oportunistycznych***.
- Kuzynka wiedziała, na co pobieracie krew, kiedy wam to powiedziała? – spytał House, patrząc na Carol wciąż tym samym spojrzeniem.
- Nie. Sama zaczęła o tym mówić.
- Ale może jednak zrobisz to, co do ciebie należy i zlecisz PCR na HIV.
- Nie czułam takiej potrzeby...

- To nie było pytanie – przerwał jej House, wciąż tak samo spokojnie i neutralnie. – Idź zlecić badanie PCR na HIV.
- Sądzi pan, że rodzice Alice postanowili wymyśleć, że ich córka była badana w kierunku wirusa, żeby co tym osiągnąć?
- Sądzę, że gdyby na tym oddziale nie wszystko było sprawdzane po raz drugi, a ja bym wierzył bezkrytycznie temu, co mi się mówi, stawialność ostatecznie prawidłowych i potwierdzonych diagnoz na żywych pacjentach wynosiłaby znacznie mniej, niż obecne sto procent. Idź. Zlecić... – zaczął cedzić, ale Carol machnęła ręką i wyszła, zanim skończył.

Odprowadził ją wciąż neutralnym spojrzeniem, po czym odwrócił się do tablicy. Odetchnął głęboko. Uruchomił swoje procesy myślowe.
- Dużo tego – mruknął, odsuwając się kolejny krok. Zmarszczył brwi, bawił się trzymanym w dłoni pisakiem. – Może nawet aż za dużo.
Podszedł do tablicy, wziął zielony mazak i poprowadził długą strzałkę od pierwszej pozycji do trzeciej od końca, co sugerowało możliwość interakcji, czyli niepożądanego działania połączenia dwóch leków. Odsunął się od tablicy, zerknął do kopii karty Mitchell.

- Nie, to nie ma sensu – stwierdził zauważając, że odstęp między podaniem jednego a drugiego leku był za duży na jakieś reakcje. Zmazał zieloną strzałkę. Znów spojrzał do karty.
I nagle to do niego dotarło.
- Rany boskie, ale ze mnie idiota – rzekł do siebie na tyle głośno, że stojąca w drzwiach jego biura Lisa Cuddy uśmiechnęła się do siebie i weszła do pokoju lekarskiego.
- Nie bądź wobec siebie tak surowy – rzekła.
Odwrócił się, przerywając pisanie na tablicy. Uśmiechnął się w sposób, który ostatnio jej się zdecydowanie nie podobał. Uśmiech był skierowany do jej bluzki.

- Jak leci? – spytała, powstrzymując rosnącą wewnątrz niej irytację.
- Nieźle. Jestem na tropie – odparł House, ruchem głowy wskazując na zapisaną tablicę.
- Zdołasz uratować Wilsona? – spytała z uśmiechem. Jeśli House twierdził, że był idiotą, musiało to oznaczać coś pozytywnego dla sprawy.
- To zależy – wzruszył ramionami. – Teorię już mam, potrzebne mi jeszcze dowody.
- Co to za teoria?
- Dowiesz się na przesłuchaniu – rzekł House z zawadiackim uniesieniem brwi.
Cuddy patrzała mu w oczy i widziała aż dziwny, radosny, niemal dziecięcy błysk. Czterdziestodwuletni, mierzący 189 cm wzrostu, chodzący o lasce i łykający narkotyczne środki przeciwbólowe chłopiec właśnie zwęszył okazję do zrobienia komuś psikusa.

***

House próbował skontaktować się z Richardsem jeszcze kilka razy, ale jego sekretarka, pani Blatt, skutecznie mu to uniemożliwiała. Przestał wydzwaniać o ósmej wieczorem, kiedy też zwolnił Carol do domu. Miał zamiar rozpracowywać przez noc swoją teorię, więc uznał, że nie ma sensu trzymać stażystki w szpitalu – w razie problemów z Alice pielęgniarka powiadomiłaby jego. Czekała go noc nad książkami.
O drugiej w nocy na tablicy dotyczącej Anny Mitchell nad prawie wszystkimi strzałkami widniały nazwy dodatkowych leków, które mogły doprowadzić do tak dziwnych reakcji pacjentki. Strzałka prowadząca od taklimycyny do anemii hemolitycznej nadal jednak była opatrzona znakiem zapytania. I do tego był mu potrzebny profesor Richards.

Zadzwonił wtedy jeszcze raz. Pani Blatt była nieprzytomna, więc nie połapała się, że raczył ją obudzić pewien diagnosta**** z PPTH, zwłaszcza, że natręt mówił nieswoim głosem i w dodatku z brytyjskim akcentem. W ten sposób dowiedział się, że profesor Richards w południe dnia obecnego wybiera się na wizytę do Princeton General.
Zadowolony House odłożył słuchawkę i usiadł na swoim żółtym fotelu z podnóżkiem, by w miarę możliwości przespać kilka godzin. Wszystkich czekał jutro ciężki dzień.

---------------

* taklimycyna – taki lek nie istnieje. Nazwa i wszelkie informacje na temat tego leku, które pojawiły się lub mogą jeszcze pojawić, wymyślone zostały przez niżej podpisaną.
** badanie PCR – napisałabym, na czym ono polega, ale sama nie do końca wiem. Może ktoś mądrzejszy się wypowie. Na pewno wymaga próbki w postaci krwi lub śliny, wirówki laboratoryjnej i kilku innych drogich urządzeń. W przypadku HIV (i nie tylko) PCR pozwala na bezpośrednie wykrycie wirusa (tańsze i bardziej pospolite testy wykrywają przeciwciała, czyli substancje, które organizm wytworzył w obronie przed zarazkiem). Wilson w 2x22 przeprowadzał badanie PCR na ślinie Cuddy z jej łyżeczki po randce (wykrywał markery raka, a znalazł podwyższony poziom estrogenu).
*** choroby oportunistyczne – na chłopski rozum (czyli jak ja to pamiętam z zajęć z chorób zakaźnych – zatem może niezbyt dokładnie) są to m.in. ciężkie infekcje, wywoływane przez zarazki, które normalnie danej choroby nie wywołują. Rozwój tych chorób jest kryterium dla rozpoznania AIDS.
I tak gwoli ścisłości: zarażenie wirusem HIV nie równa się AIDS. AIDS jest ostatnim stadium rozwoju infekcji wirusem HIV, co ma miejsce lata po zarażeniu, więc nazw „AIDS” i „zarażenie HIV” nie można stosować zamiennie.
**** diagnosta – piszę to, bo często w fikach spotykam się ze słowem „diagnostyk”. Trzymam się swojej wersji ze względu na pewną analogię z nazwą innej specjalizacji – chorób wewnętrznych. Internista. Diagnosta-internista. Okulista itd. Pasuje?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
bemagda
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 152
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:58, 02 Wrz 2008    Temat postu:

joasui napisał:
natręt mówił nieswoim głosem i w dodatku z brytyjskim akcentem

z chęcią zobaczyłabym to w serialu (posiadanie w grupie Brytyjki tylko pogłębiło moje zafascynowanie owym akcentem)

joasui napisał:

Czterdziestodwuletni, mierzący 189 cm wzrostu, chodzący o lasce i łykający narkotyczne środki przeciwbólowe chłopiec właśnie zwęszył okazję do zrobienia komuś psikusa.


cuuuudowny opis :smt007 uwielbiam wszelkie porównania House'a do małego chłopca, proste i genialne zarazem

wprawdzie mądrzejsza od Ciebie z pewnością nie jestem, ale PCR i inne takie to moje ulubione zagadnienia :smt003 więc:

PCR to bardzo prosta metoda pozwalająca na powielenie łańcuchów DNA. Polega na wielokrotnym podgrzewaniu i oziębianiu próbki. Wygląda to mniej więcej tak:
- ogrzewamy próbkę do temp 95stopni, co powoduje rozdzielenie podwójnej nici DNA
- obniżamy temp do 45-70 st, następuje przyłączenie startera RNA do matrycy DNA
- podwyższamy temp do 75 st, tworzy się kompleks matrycy, startera i polimerazy DNA i rozpoczyna się synteza nici komplementarnej.
Następnie cykl się powtarza, a ilość próbek rośnie w postępie geometrycznym ( po każdym cyklu ich liczba ulega podwojeniu, po ok 30 cyklach otrzymujemy kilka milionów kopii DNA)

dla chętnych [link widoczny dla zalogowanych] :smt002


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:06, 13 Wrz 2008    Temat postu:

bemagda napisał:
joasui napisał:
natręt mówił nieswoim głosem i w dodatku z brytyjskim akcentem

z chęcią zobaczyłabym to w serialu (posiadanie w grupie Brytyjki tylko pogłębiło moje zafascynowanie owym akcentem)

To koleżanka mało uważnie oglądała bodajże 1x06 (Socratic method). House wpewnym momencie w celu zdobycia informacji o pacjentce dzwoni do któregoś z jej lekarzy, udając medyka z Londynu. Oczywiście wtedy to była parodia brytyjskiego akcentu, ale już się w serialu zdarzała


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:44, 14 Wrz 2008    Temat postu:

Aktualnie doszłam do kończa części, w której pozywają Jimmy'ego - ech, te prace z biologii... - ale muszę powiedzieć, że Twój fik to kawał świetnego tekstu. Żywe dialogi, plastyczne opisy i przede wszystkim realistyczne postaci. Geniusz i mistrzostwo szczegółu! Chylę czoła, bowiem odcinek 0x02 wciąga bardziej niż niejeden oryginalny.

Kłaniam i gratuluję.
kat.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:22, 18 Wrz 2008    Temat postu:

Odcinek, choć znowu krótki, dedykowany moim rodzicom, którym się przyznałam do pisania, a którzy umieją używać googli. W porządku, skoro się podoba. Nie przyznawałam się, bo nie wiedziałam, co na ten temat powiecie.
I tylko dlatego.

Dzień 3

Kiedy stażyści stawili się po ósmej w miejscu pracy, dzbanek ekspresu był wypełniony świeżą kawą, zaś całe pomieszczenie, razem z przylegającym biurem chwilowo nieobecnego ordynatora, wypełniał aromat mocnego, pobudzającego płynu. Chociaż młodzi lekarze pracowali tu dopiero od tygodnia, a ich szef już wydawał się być oschły i stroniący od ludzi, ten drobny element w postaci zamiłowania do dobrej kawy czynił go w ich oczach nieco bardziej ludzkim.

Carol i Jonathan w nocy zrobili, co im szef wyznaczył i oboje w rezultacie byli niewyspani. Mimo to szybko ocenili sytuację na tablicy i zauważyli, że nic się nie zmieniło. Tylko faks wypluł im dość ważną informację: po pierwsze, Alice nie cierpiała na zakażenie wirusem HIV (Miller brak rozwiązania zagadki zapaści immunologicznej pacjentki podsumował słowami „Nie wygląda, jakby leciała na sterydach”), poza tym najwyraźniej uprawiała bezpieczny seks, bo Princeton General dostarczyło im również negatywną, choć tylko wstępnie, odpowiedź.

Wkrótce za szklaną szybą pokoju lekarskiego ukazała się przekrzywiona postać House’a, dzierżącego w ręce wydruk z laboratorium. Chociaż spał tylko pięć godzin, to nie zarwana noc przyczyniła się do wyraźnego zmęczenia lekarza: znowu musiał być miły. A to wysysało z niego wszelką energię.

- Jak widać, pasjonująca koncepcja świeżo upieczonej absolwentki uniwersytetu, cierpiącej na HIV i kiłę jednocześnie, została zmiażdżona wynikami badań. Szczęściara – odezwał się House bez żadnych powitań, wchodząc do pokoju lekarskiego. – Ma farta tym bardziej, że antybiotyki, co do których skuteczności ktoś śmiał mieć wątpliwości, zaczęły działać – mówił, kładąc wynik na biurku przy ścianie i idąc do swojego biura po stygnący kubek z kawą. Carol spuściła wzrok w szklany blat stołu. – Morfologia podskoczyła w górę, objawy oponowe natomiast zaczęły słabnąć – mówił w drodze powrotnej. – Pacjentka nadal jest splątana, ale przynajmniej nie wysyła wszystkich do diabła – dodał z uniesieniem brwi, siadając przy stole ze swoim czerwonym kubkiem w ręce.

- Stan ogólnie się poprawia – raczył podsumować Miller.
- Nadal nie wiemy, z czego – dodała sceptycznie Carol.
- Mhm – skinął głową House. – Nie myślcie, że macie więcej czasu na diagnozę tylko dlatego, że dziewczyna zaczęła reagować. Mamy tu pacjentkę nadal w ciężkim stanie, żadnego objawu nie możemy lekceważyć. To, że zareagowała na sulfonamidy, daje wam już jakąś wskazówkę. To antybiotyki o szerokim spektrum, ale leczy się nimi specyficzne choroby. Radziłbym wam pójść tym tropem.

- Nam? – zdziwił się Miller.
House ponownie skinął głową.
- Ja będę zajęty czymś innym. Pacjentka przechodzi w wasze ręce. Pomysły i ich sprawdzanie to wasza działka, do mnie przyłazicie tylko wtedy, jeśli będziecie chcieli coś dziewczynie wyciąć.
Stażyści spojrzeli po sobie.
- Ale... – zaczęła Carol, ale House jej przerwał.
- Jeśli myślisz, że nie podołasz, to spadaj – rzekł ostro, wbijając zimne spojrzenie w jej zielone oczy.

Strach w oczach Carol zaczął gasnąć na rzecz zbierania w sobie pewności siebie. Zostało to spowodowane nie tylko wyzwaniem w spojrzeniu szefa, ale też tym, że coś jej zasugerowało, że House już wiedział, co Alice dolega, zaś całe „przekazanie pacjentki” było testem. Szansą na wykazanie się.
Miller myślał podobnie. Tylko u niego „szansa na wykazanie się” została zastąpiona „szansą na przeżycie”.

***

House miał prawo być zmęczony. Przez prawie półtorej godziny urabiał latynoską laborantkę na przeprowadzenie toksykologii na pięciu resztkowych próbkach krwi Anny Mitchell. Próbki miały kilka dni, ich ilość nie przekraczała jednego mililitra, laborantka nie była robotem, w dodatku nie była też głupia. House po dwóch minutach przestał silić się na uprzejmość, dyskusja przeszła na suche fakty. Ze strony pielęgniarki, że ilość i stan krwi raczej nakazywałby oddać probówki do utylizacji, że działanie na czymś takim jest długotrwałe, że nie wiadomo, czego szukać (tu House wyciągnął kartę przetargową w postaci spisu substancji, jakie miały prawo się pojawić, biorąc pod uwagę godziny i rezultaty podania leków), poza tym, „na cholerę to panu?!”.

House z kolei na swoją obronę miał fakt, że leki przetwarzane są w wątrobie, a enzymy we krwi nawet przez tych kilka dni raczej nie zdołałyby rozłożyć wszystkiego. Jakimś cudem zdołał się powstrzymać przed stwierdzeniem, że „ty i tak nie masz nic innego do roboty”. Poza tym przekonywał, że jego polecenie nie wiąże się z niczym specjalnie kłopotliwym i nielegalnym. Ostatni argument House’a, szczery, bolesny, wypowiedziany po półtorej godzinie kłótni okazał się dla laborantki miażdżący.
House najzwyczajniej w świecie powiedział, że to może uratować karierę Jimmiego Wilsona. Złotego Dziecka Onkologii PPTH.

I lekarza, o którym skrycie marzył cały żeński personel szpitala, o czym Greg ostatecznie przekonał się, patrząc na natychmiastową reakcję rozmówczyni.
Zimne, choć brązowe oczy laborantki natychmiast stopniały, House skrzywił się po wywrzeszczeniu mu do ucha przez nią „dlaczego pan od tego nie zaczął?!”, wyznaczył ostateczny limit czasowy na dziesiątą trzydzieści dnia następnego (opierając się na informacji, że „wstępne rozpoznanie sprawy” Wilsona miało się zacząć o dziesiątej), po czym wyczerpany psychicznie wrócił na swój oddział.

***

Zaczytany w podręczniku onkologii House nie zauważył Wilsona, który przeszedł od windy do swojego biura wzdłuż szklanych ścian pomieszczeń diagnostyki. Smutny i zadumany onkolog aż pozazdrościł beztroskiej egzystencji starszemu koledze i jego pomocnikom, mimo obecnie ogarniającej ich paniki przy studiowaniu literatury pomocniczej. Jim zatrzymał się i spojrzał na tablicę (obecnie ukazującą światu stronę z objawami Alice), pomyślał chwilę nad zawartą na niej treścią i stwierdził, że „to może być wszystko”. Styl pracy House’a przez większość czasu polegał na eliminowaniu ze wszystkiego odpowiedzi bardziej oczywistych. Te trudniejsze zostawały na koniec, najtrudniejsza, najmniej lub, paradoksalnie, najbardziej oczywista zostawała zwycięzcą.

„Czemu ja go nie poprosiłem o pomoc?” – pomyślał Wilson, wyobrażając sobie wysokiego lekarza przy rozwiązywaniu przekazanej mu zagadki. Stałby przy tablicy i myślał, czekał na olśnienie. Coś by robił.
„Nie jak ja” – stwierdził z goryczą Wilson, myśląc o swoim urlopie. Cuddy stwierdziła jednak, że tak będzie lepiej. Że wszystko będzie dobrze. Że w sprawiedliwym świecie wyjdzie z tego cało.
Ale czy świat był sprawiedliwy?

Postanowił zajrzeć do Gavioli i swoich pacjentów przed zejściem na parking podziemny.

***

House w swoim biurze zerknął na zegarek. Dziesiąta trzydzieści. Trzeba się zbierać. Miał profesora onkologii do porwania.

-----------

PS.: Mam wrażenie, że zaczynam pisać w sposób, jaki mi się przy czytaniu nie zawsze podoba. „Widać, że autor się spieszył”.
Z powodu znaczących, odgórnych utrudnień w użytkowaniu komputera i dostępie do internetu, możliwości pisania i wklejania kolejnych części znacząco się zmniejszyły. Ponieważ planowi akcji nic się nie stało, istnieje mdła nadzieja na kontynuację (żeby było zabawniej, zaczęłam na kartkach pisać wstęp do 0x03, mam koncepcję pacjenta i analizowanej, kolejnej zmiany w życiu House’a, czyli wena jest, sprzętu jeno brak), aczkolwiek nie jestem w stanie podać jakiegokolwiek terminu.
Trzymajcie za mnie kciuki, bym to wszystko w ogóle przeżyła.
PS.2: Już wiem, skąd wzięłam motyw z drogą kawą. Dawno nie oglądałam NCIS (agent Gibbs kawowym zboczeńcem )
PS.3: Cenzurująca emotka mnie rozwaliła, niestety nic nie mogę na nią poradzić. Nie sądziłam, że cenzurujemy do tego stopnia


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez joasui dnia Czw 19:29, 18 Wrz 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:30, 20 Wrz 2008    Temat postu:

Świetne! Miller walczący o przeżycie rozbrajający, jego chyba lubię najbardziej z... Kaczątek v. 0.0? XD Laborantka również cudna, patrz, House, ilu ciekawych rzeczy można się dowiedzieć.

Cytat:
Ostatni argument House’a, szczery, bolesny, wypowiedziany po półtorej godzinie kłótni okazał się dla laborantki miażdżący.
House najzwyczajniej w świecie powiedział, że to może uratować karierę Jimmiego Wilsona. Złotego Dziecka Onkologii PPTH.

Mój absolutnie ulubiony fragment. Ha. Kocham fiki, w których House ratuje Wilsona, w jakikolwiek sposób. Jest to zawsze... takie napełniające nadzieją na podobny rozwój wypadków w serialu.

Świetne. Bardzobardzo świetne.
Kat.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
unblessed
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 03 Lip 2008
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:37, 20 Wrz 2008    Temat postu:

Cytat:
PS.: Mam wrażenie, że zaczynam pisać w sposób, jaki mi się przy czytaniu nie zawsze podoba. „Widać, że autor się spieszył”
Kobieeeeto! Ty się nigdzie nie śpieszysz. Ja tu czekam z niecierpliwością na szybszy rozwój akcji, a Ty książkę piszesz Ale to dobrze, jak wielokrotnie mówiłam, trzeba potrafić tak pisać: z ładnymi opisami, ze "światem przedstawionym" naprawdę przedstawionym, z ludzkimi bohaterami. Tylko poratuj mnie i pisz, co dalej! I jakby można tak dyskretnie i cichutko o coś poprosić, to a jakieś małe wplecenie wątku odnośnie House'a - wiesz o co chodzi, hmm? Każdy odcinek (telewizyjny, bo Twój tylko z takim mogę porównać) pokazuje nam jeszcze coś o Housie. Chciałabym bardzo zobaczyć to w tym ficku, bo wiem, że tak potrafisz, a ja takie kawałki uwielbiam.

Sorka, nie chciałam z tego komentarza zrobić koncertu życzeń. W ramach konstruktywności:
Cytat:
Chociaż spał tylko pięć godzin, to nie zarwana noc
"Nie" z przymiotnikami piszemy łącznie, czyli "niezarwana".
Cytat:
Carol spuściła wzrok w szklany blat stołu.
Albo "spuściła na", albo "wbiła w".
Czekam na dalszą część. Uporaj się z tym, co tam masz do roboty i weź sie do tego, co ważne w końcu :>
u.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:17, 21 Wrz 2008    Temat postu:

Właśnie zaczęłam podejrzewać, że moje nadmierne rozpisywanie się prowadzi do spadku ilości komentarzy
Co do niezarwanej nocy, od tego "nie" przy przymiotnikach są wyjątki, jak tutaj. Chodziło mi o to, że zarwana noc nie była powodem jego zmęczenia. Jak zwykle odzywa się mój niekoniecznie intuicyjny sposób wysławiania się . Matula polonistka pewnie by to podkreśliła na czerwono tak czy siak

Dalej będą głupie pomysły stażystów na chorobę Alice, House'a rozmowa z Richardsem i dalsze Grzesiowe knucie
Dostęp do kompa mam przez dwie godziny dziennie. W roku akademickim może będzie łatwiej, ale za to zajęcia mam od ósmej do 17:15/19:30, codziennie. Szczerze powiedziawszy, będę się cieszyć, jeśli uda mi się to dokończyć we w miarę znośnym terminie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
unblessed
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 03 Lip 2008
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 2:06, 22 Wrz 2008    Temat postu:

W sensie: To nie zarwana noc przyczyniła się do jego zmęczenia, a fakt, że musiał być miły, tak?
No chyba, że tak niniejszym akceptuje tłumaczenie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:29, 23 Wrz 2008    Temat postu:

unblessed napisał:
No chyba, że tak niniejszym akceptuje tłumaczenie

No dzięki wielkie!

-----------

- Może jej stan nie jest infekcją samą w sobie? Tylko odpowiedzią na infekcję?
- Coś jak gorączka reumatyczna? – spytał Miller po trzech sekundach trawienia propozycji koleżanki.
- Dokładnie. Tylko bez tego „coś jak”.
Miller pomyślał kolejne trzy sekundy.
- Wiesz, że to nie ma sensu, prawda? – spytał ze sceptycyzmem wypisanym na twarzy.
- Wiem?

- Gorączka reumatyczna rozwija się u dzieci po zakażeniu paciorkowcami. Pacjentka nie jest już dzieckiem i raczej nie ma mowy o anginie* w jej wypadku. Poza tym, słowo „reumatyczny” kojarzy się z dolegliwościami w stawach, a to jeden z nielicznych objawów, których pacjentka NIE prezentuje.
Carol, stojąca pod tablicą, oparła dłonie na biodrach i uniosła brwi. Miller postanowił bronić swoich racji – według niego jego koleżanka takowych nie miała.
- Jak dla mnie to ci się z reumatoidalnym zapaleniem stawów pokiełbasiło** – stwierdził. – Bardziej się trzyma kupy, choć też nie do końca.
Carol nic nie odpowiedziała, nie zmieniła też pozy. Jonathan poczuł się w obowiązku mówić dalej.

- RZS może mieć podłoże autoimmunologiczne, też rozwija się po infekcjach. Problem w tym, że pacjentka układ odpornościowy ma od kilku dni, a jej problemy zaczęły się właśnie od jego braku. Przyjmijmy, że to z powodu brania sterydów, powód nieważny. RZS leczy się między innymi sterydami. Coś się nie trzyma kupy? – spytał tonem, jakby podpowiadał. – Zatem trochę ciężko potraktować prednizonem coś, co wygląda na rozbuchaną po sterydach infekcję.
- Masz lepszy pomysł?

- Gorączki reumatycznej nie można nazwać pomysłem – prychnął Jonathan, którego pewność siebie rosła proporcjonalnie do odległości dzielącej go od House’a. – Musisz wykazać się czymś innym.
Carol przewróciła oczami i dołączyła do kolegi, siedzącego przy stole.
- Co właściwie wynikło z punkcji lędźwiowej? – spytała.
- Atypowe zapalenie opon mózgowych – przeczytał z karty Jonathan.
- Super. Atypia to to, co nam teraz jest najbardziej potrzebne – westchnęła Carol, opierając głowę na dłoni.

***

Zmęczony i zamyślony Wilson zszedł na parking podziemny. Nie widział nic dookoła siebie, więc podskoczył, kiedy gdzieś blisko odezwał się znajomy, męski głos, przesycony złośliwością.
- To się nazywa zostanie na pozycji i bronienie honoru. Jeden pozew i podwijasz ogon.

House siedział na masce drogiego, srebrnego sedana marki Audi, zaparkowanego naprzeciwko Volvo Wilsona i obracał laskę w palcach lewej ręki. Jimmy początkowo nie odpowiedział na bolesną zaczepkę, patrzył tylko na wirujący mu przez oczami kawałek drewna. Dla niego było to nieco hipnotyzujące i nadal fascynujące, jak House sprawnie i zupełnie od niechcenia wyczyniał te swoje sztuczki. Żonglerka piłeczkami, zabawa jo-jo, obracanie laski między palcami – były to częste dla niego wspomagacze procesów myślowych. Diagnosta palce miał bardzo sprawne i umiał to wykorzystać, też na polu zawodowym, nie tylko do zabawy. Tylko nie potrafił przyłożyć komuś w twarz.

Wilson z dużym trudem zmusił się do oprzytomnienia.
- Byłeś kiedyś w mojej sytuacji? Zostałeś oskarżony o błąd w sztuce? – spytał, starając się skupić na twarzy starszego mężczyzny za cieniem wciąż obracanego kawałka czarnego drewna.
- Nie – odparł House, gwałtownie przerywając zabawę laską.
Dla Wilsona to oświadczenie było zaskakujące. Znając styl pracy diagnosty, nietrudno byłoby mu przypisać nieostrożność i działanie na szkodę pacjentów. Z drugiej strony broniła go specyfika jego roli w szpitalu i niewątpliwie duża zdolność przekonywania.
- Przynajmniej nigdy nie dotarłem na salę sądową – dodał House.
- Widzisz, ja jednak jestem mniej przyzwyczajony do obrony swoich ideałów – odparł Wilson, dzwoniąc kluczykami od samochodu.

- Jasne, wszyscy w szpitalu cię kochają i w życiu nie pozwoliliby zrobić tobie krzywdy – prychnął House, ciągle siedząc na masce limuzyny. – Dzięki tobie pacjenci do śmierci cicho liczą na cud. Najwyraźniej znalazłeś się w bardzo podobnej sytuacji – mówił złośliwie i bezlitośnie, doskonale wyczytując narastającą rozpacz i zmęczenie młodszego kolegi. To nic, że siedział tu, bo miał mu pomóc. Pomoc to jedno, znęcanie się nad bezradnymi to drugie. Nie był w stanie przepuścić takiej okazji, zwłaszcza, że późniejsze pojawienie się na przesłuchaniu z dowodami niewinności onkologa byłoby znacznie bardziej zaskakujące.
Zależało mu też na wypłoszeniu stąd Wilsona, zanim na parking zejdzie Richards w drodze do Princeton General.

- Czego chcesz? – młodszy lekarz w końcu stracił cierpliwość. – Co tu w ogóle robisz?
- Czekam na kogoś – odparł House ze wzruszeniem ramion.
- Na mnie, żeby mnie powkurzać przed jutrzejszym przesłuchaniem?
- Czemu nie? – House uśmiechnął się złośliwie. – To bardzo w moim stylu, prawda? Skoro nie mam nic innego do roboty.
- Idź do diabła – warknął Wilson, wsiadając do swojego samochodu, odprowadzany uśmiechem House’a.
Odjechał w momencie, kiedy rozległ się szczęk zamykanych stalowych drzwi na parking i wśród betonu dał się usłyszeć głos profesora Richardsa, idącego do samochodu w towarzystwie swojej dwuosobowej asysty.

- Wyszukaj mi publikacje onkologów z tego szpitala – mówił profesor. – Szkoda, że nie było ich ordynatora. Słyszałem, że to dobry lekarz.
- Kim pan jest i co pan tu robi? – wykrzyknęła czarnoskóra kobieta z notatnikiem na widok wysokiego inwalidy na ich drodze. House rozpoznał głos pani Blatt.
- Pańska sekretarka zasługuje na medal. Broni pana przed konsultacjami niczym lwica – uśmiechnął się House do Richardsa, wciąż siedząc na masce samochodu. Ich samochodu. Profesor nic nie odpowiedział, oddał tylko uśmiech, przyglądając mu się.

- Charles, wezwij ochronę – poleciła ostro sekretarka, zwracając się do asystenta płci męskiej. – Ten człowiek, profesorze, jak się domyślam, wczoraj przez kilka godzin wydzwaniał do mnie, nie dając mi spokoju – wyjaśniła oskarżycielsko.
- Nieładnie straszyć kalekę ochroną jego własnego szpitala – skrzywił się House. – Kalek się nie bije. W tym wypadku nie tylko dlatego, że nie wypada.
- W tym wypadku kaleka może boleśnie oddać – odparł wesoło Richards.
- Kim pan jest? – spytał asystent, który, choć trzymał telefon w dłoni, nie wybrał jeszcze numeru.

- Doktor Gregory House – zaczął dumnie diagnosta, zjeżdżając z maski samochodu i lądując wdzięcznie na wszystkich trzech (w tym drewnianej) nogach. – Specjalista nefrologii i chorób zakaźnych, z uprawnieniami chirurga i patologa***, ordynator Oddziału Medycyny Diagnostycznej w tej przepięknej świątyni pod wezwaniem Hipokratesa – ukłonił się z wdziękiem. – Chciałbym pożyczyć profesora na kilka minut.
Asystent o imieniu Charles, wciąż trzymając w dłoni telefon, spojrzał na profesora, który czujnymi, piwnymi oczami analizował swojego byłego studenta.

- A o co chodzi? – spytał w końcu.
- O lek, który był przedmiotem pańskich badań kilka lat temu – odparł House, czując się nieswojo pod milczącą oceną dawnego mistrza.
Richards wziął głęboki wdech, wypuścił powietrze nosem.
- Sue – zwrócił się do sekretarki. – Przekaż w General, że przyjadę później – polecił.
- Jak później?
- Jeszcze nie wiem. Dam znać w drodze.

Sue spojrzała wrogo na wysokiego mężczyznę, który właśnie wygrał cichą potyczkę o czas profesora. House uśmiechnął się do niej jadowitym grymasem zaciśniętych warg. Asysta Richardsa wsiadła do samochodu, House zszedł im z drogi.
Po kilkunastu sekundach zostali na parkingu we dwóch.
- Wiedziałem, że skądś znam tego nochala – uśmiechnął się Richards.
- Czuję się urażony. Wszystkie laski lecą na moje oczy i wzrost, a profesor mnie poznał po nosie – odparł House, udając nadąsanie.
Zapadła kilkusekundowa cisza, podczas której sześćdziesięciolatek o piwnych oczach ponownie przyglądał się czterdziestodwulatkowi ze stalowym spojrzeniem. Ostatnio rozmawiali dziewiętnaście lat temu. Było o czym myśleć.

- Konsultacje nie są za darmo – rzekł w końcu Richards.
- Wiem – odparł zwyczajnie diagnosta. Wiedział. Ludzie płacili tysiące, by się dobić do profesora. A House już wykombinował, jak wyciągnąć zwrot ewentualnych kosztów z budżetu szpitala.
- Mam ochotę na wczesny lunch. Stawiasz – polecił Richards, kierując się do wyjścia z parkingu.
House nie tego się spodziewał. Idąc za onkologiem nagle poczuł, że chyba znacznie łatwiej byłoby po prostu zapłacić, zamiast narażać się na jakąś ciekawą, alternatywną cenę, podyktowaną przez profesora.
Będzie tego żałował.

---------
* angina – ang. strep; paciorkowcowe zakażenie gardła. Paciorkowce (łac., l.mn.: Streptococci) to takie bakterie .
** gorączka reumatyczna a RZS – no, mi się pokiełbasiło. Pisałam początek tego kawałka na kartkach bez dostępu do wiedzy medycznej, a przy przepisywaniu wyszedł taki klops (po angielsku jedno to rheumatic fever, a drugie rheumatoid arthritis).
*** uprawnienia chirurga i patologa – nie ma to tamto. House musi coś takiego mieć, jeśli włazi na salę operacyjną albo do kostnicy kroić bezbronne, ludzkie, niekoniecznie żywe ciała.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:49, 23 Wrz 2008    Temat postu:

Joasui, ja powiem tylko, że jesteś genialna. Słowo. To jest absolutnie perfekcyjne. Ty sie kurcze, marnujesz:P


"House nie tego się spodziewał. Idąc za onkologiem nagle poczuł, że chyba znacznie łatwiej byłoby po prostu zapłacić, zamiast narażać się na jakąś ciekawą, alternatywną cenę, podyktowaną przez profesora.
Będzie tego żałował."

Oj............... i to bardzo bedzie żałował
Czy bedę bardzo zUa jak powiem że czekam na dalej???
Plissssss?????????


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DisturbiA
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 15 Wrz 2008
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ohohoho i jeszcze dalej xD
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:10, 23 Wrz 2008    Temat postu:

Przeczytałam wszystkie (dotychczasowe) części twojego fika i jestem pod ogromnym wrażeniem XD I nie będę ukrywać, że twoje opowiadanie wciągnęło mnie jak żadne inne Nie wspominając o tym, że jak widzę, że jest nowy odcinek, to coś mi się dzieje xD Ze szczęścia xD I już czuję, że mi się podoba, chociaż nawet nie zaczęłam czytać xD Swoją drogą, to ten profesor Richards zdaje się być sympatyczny xD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:37, 24 Wrz 2008    Temat postu:

Ja lubię tworzyć sympatyczne postaci
Fik ponownie czeka na przypływ weny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 2 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin