Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fic: Znajda [czyli Koci Fik by dzio...] [u]
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
dzio
Moderator


Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 628
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pią 23:50, 11 Lip 2008    Temat postu: Fic: Znajda [czyli Koci Fik by dzio...] [u]

Napadło mnie i nie chciało puścić. Będzie się pisało równolegle z "Długim Weekendem", więc prawdopodobnie nie będę wrzucała nowego rozdziału co drugi dzień, ale postaram się pospieszyć, bo mnie wena męczy. O ile nic mnie nagle nie napadnie (a może), całość powinna mieć 4 części.

Proszę nie strzelać.


Zweryfikowane przez autorkę

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Ktoś dobierał się do jego drzwi.

To był długi tydzień. Zwolniony wczoraj pacjent pobił wszelkie rekordy upierdliwości. Ilość testów, jakie trzeba było na nim przeprowadzić, wystarczyłaby do zdiagnozowania całego pułku standardowych, chorych idiotów. Nowe symptomy pojawiały się szybciej, niż pryszcze na uzależnionym od czekolady piętnastolatku. A jakby tego było mało, jego serce zatrzymało się cztery razy w ciągu pięciu dni i sześć razy trzeba było podłączać go do respiratora. House podejrzewał, że ten dupek spędził od poniedziałku więcej czasu w stanie śmierci klinicznej, niż on śpiąc we własnym łóżku.

Teraz była sobota wieczorem, irytujący kretyn opuścił szpital wyleczony i mógł irytować kogoś innego, a House leżał rozwalony na swojej kanapie, nadrabiając zaległości we wszystkich swoich ulubionych serialach. Jego Vicodin stał na stoliku, obok pudełka z najlepszym w Princeton chili na wynos i dwóch pustych butelek po Grolschu. House pracował nad butelką numer trzy i był zdania, że tak właśnie wygląda doskonały wieczór. Wtedy usłyszał drapanie.

Najpierw myślał, że to telewizor. Stare pudło pamiętało lepsze dni, więc było jak najbardziej prawdopodobne, że zacznie wydawać z siebie podejrzane odgłosy w samym środku dramatycznego finału ostatniego sezonu ”General Hospital”. Irytujące, owszem – ale możliwe. House wyłączył dźwięk. Nie pomogło.

Jego następnymi podejrzanymi byli sąsiedzi piętro wyżej – młode, bezdzietne małżeństwo, które albo obsesyjnie przemeblowywało mieszkanie co kilka dni o nieprzyzwoitych godzinach, albo po prostu lubiło uprawiać hałaśliwy seks na wszystkich meblach, jakie tylko posiadali. Najczęściej to oni byli odpowiedzialni za głośne łomoty, budzące go w środku nocy.

House usiadł prosto i wstrzymał oddech, nasłuchując. Nie, to nie to. Dźwięk dochodził ewidentnie od strony drzwi. Co pozostawiało tylko jedno wytłumaczenie.

- Nie mam zamiaru się podnosić. Sam się wpuść, Wilson! - wrzasnął House. Skrobanie zniknęło i coś za drzwiami zapiszczało cienko.

- Wilson?

- Mui!

- Co do cholery?... – zdziwiony House podrapał się po głowie. Przez moment rozważał zignorowanie dziwnego zjawiska, ale ostatecznie ciekawość wygrała.

House zwlókł się z kanapy i pokuśtykał do drzwi. Obiecał sobie, że jeżeli zastanie za nimi głupio uśmiechniętego Wilsona, zdzieli go laską w potylicę.

House otworzył drzwi i prawie się przewrócił, kiedy brązowe, kudłate i kompletnie przemoczone coś smyrgnęło między jego nogami do środka. House złapał równowagę, rozejrzał się dla pewności po korytarzu i, nie znajdując tam niczego i nikogo interesującego, zamknął drzwi i odwrócił się.

Obok kanapy siedział kot. Niezbyt duży, brązowy kot z wielkimi, przestraszonymi oczami, drżący z zimna i zostawiający mokrą plamę na jego dywanie.

- Miau? – powiedział kot.

House popatrzył na niego i lekko przekrzywił głowę. – Kolego, wydaje mi się, że dostałeś zły adres.

- Miau.

- Poważnie. Miła starsza pani mieszka na drugim piętrze. Ja jestem wrednym dupkiem, który nie znosi nieproszonych gości. A już zwłaszcza przemoczonych na wylot nieproszonych gości, którzy wyglądają jak utopione szczury i wpadają w momencie, kiedy Siostra Mary zdejmuje bluzkę.

Kot zrobił obrażoną minę i zaczął wylizywać prawą łapę.

House usiadł na ławce koło fortepianu i przyglądał się kotu, zajętemu toaletą.

- No i co ja mam teraz z tobą zrobić? – zapytał kota po chwili zastanowienia.

- Miau.

- No tak, to jest jedna możliwość.

- Miau?...

- Nie no, bez przesady, aż takim dupkiem nie jestem. Jest listopad i leje jak z cebra, nie wywalę cię za drzwi.

- Mrau...

- Nie ciesz się tak, futrzany idioto, nie powiedziałem, że możesz zostać.

Kot przestał wylizywać do sucha swój ogon i spojrzał House’owi prosto w oczy.

- Ta starsza pani jest naprawdę bardzo miła.

- Miau! – powiedział kot kategorycznie.

House przejrzał w myślach listę ludzi, których mógłby obdarować przemoczonym kotem.

- No to może Cameron? – zaproponował. - Ona jest aż za miła. I ma skłonność do przygarniania każdej znajdy, na jaką trafi. Nawet mnie próbowała przygarnąć.

- Miau!

- Chase? Mógłbyś się bawić jego włosami.

- Miau!

- Cuddy? Nie, cholera. Cuddy ma alergię na koty... Wilson?

- Mui! – znowu to cienkie piszczenie, zamiast zwyczajnego miauczenia.

- Hm? Chcesz mieszkać z Wilsonem?

- Mui!

- Cóż, dobry wybór, Jimmy to porządny facet, zaraz do niego zadzwonimy... Cholera! – jęknął House, przypominając sobie coś istotnego. – Nic z tego, kocie.

- Miau?

- Wilson...

- Mui!

- ...jest na konferencji w Nowym Yorku. Przez cały tydzień.

Lista się skończyła. House próbował przekonać samego siebie, że powinien mieć kota w głębokim poważaniu i wystawić go za drzwi, niezależnie od pogody, ale jakoś mu się nie udało. Znęcanie się nad podwładnymi, przełożonymi, pacjentami, ich rodzinami i niewinnymi przechodniami to jedno. Wyrzucanie wystraszonych zwierzaków na marznący, listopadowy deszcz to drugie.

House westchnął zrezygnowany. – No dobra, możesz zostać.

Kot uśmiechnął się pokazując wszystkie zęby, jak tylko koty potrafią, przeciągnął się i podbiegł do House’a, ocierając mu się o nogi.

- Mrau...

- Nie ma za co. I jak tylko coś wymyślę, znikasz stąd.

Kot popatrzył na niego, jakby chciał powiedzieć, że mu nie wierzy.

House schylił się i podrapał go za uchem. Kot zamruczał głośno. – Chyba powinienem dać ci jakieś imię, co?

- Miau.

- Chryste, gdyby Wilson...

- Mui!

- ...mnie teraz zobaczył, nigdy by mi nie dał spokoju.

House wstał i poszedł do kuchni, z tymczasowo bezimiennym kotem plączącym się między jego nogami. W lodówce znalazł światło, stary ser, musztardę i resztki wczorajszej kolacji, które planował zjeść jutro na śniadanie. Kot popatrzył na niego błagalnie.

- Pewnie nie lubisz musztardy, co? – spytał, otwierając słoik i podstawiając kotu pod nos do powąchania.

Kot cofnął się i otrzepał obie łapy z obrzydzeniem – Miau!

- Wilson...

- Mui!

- ...też nie lubi.

House popatrzył z żalem na miskę z sałatką z tuńczyka. – No dobra, masz, - powiedział, nakładając trochę na talerzyk.

Wrócił do salonu, z biegnącym za nim z radośnie mruczącym kotem, i postawił miskę na podłodze koło kanapy. Usiadł ostrożnie i sięgnął po piwo.

Sałatka zniknęła w błyskawicznym tempie i po chwili kot dołączył do niego na kanapie.

- Wiesz, Wilson...

- Mui!

- ...zawsze siedzi w tym miejscu.

Kot wyciągnął się na skórzanych poduszkach i House, skupiając się z powrotem na telewizorze, zaczął odruchowo drapać go za uszami.

- To jak będzie z tym imieniem? – spytał po chwili kota, mruczącego z zadowoleniem. – Jakieś pomysły?

- Mui.

House spojrzał na niego. – Na pewno?

- Miau.

- No dobra, czemu nie. Niech będzie „Wilson”.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

:smt003 Ciąg dalszy wkrótce.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez dzio dnia Nie 19:13, 13 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eletariel
Elf łotrzyk


Dołączył: 24 Mar 2008
Posty: 1877
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 0:15, 12 Lip 2008    Temat postu:

Urocze^^ House i kociak. szczeólnie urzekł mnie dialog z kiał ze strony futrzaka. Ale mem małe zastrzeżenie:
Miau? – powiedział kot.
Koty (podobnie jak reszta zwierząt) nie moze mówić. Może wydawać z siebie dźwieki, miałczeć, mruczeć etc.
Wiem, wiem, czepiam się

Ale szczerze- podobało mi się. Szczególnie imię kota i sposób, w jaki diagnosta je wymyslił Chciałabym zobaczyć minę pierwotnego posiadacza tego mienia, jak się o tym dowie :smt003


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nisia
Killer Queen


Dołączył: 16 Maj 2008
Posty: 11641
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 97 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 0:18, 12 Lip 2008    Temat postu:

heheh podoba mi się!
koci odpowiednik Wilsona, tego jeszcze nie grali

czekam na dalej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nisia
Killer Queen


Dołączył: 16 Maj 2008
Posty: 11641
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 97 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 0:20, 12 Lip 2008    Temat postu:

eletariel napisał:
Urocze^^ House i kociak. szczeólnie urzekł mnie dialog z kiał ze strony futrzaka. Ale mem małe zastrzeżenie:
Miau? – powiedział kot.
Koty (podobnie jak reszta zwierząt) nie moze mówić. Może wydawać z siebie dźwieki, miałczeć, mruczeć etc.
Wiem, wiem, czepiam się

Ale szczerze- podobało mi się. Szczególnie imię kota i sposób, w jaki diagnosta je wymyslił Chciałabym zobaczyć minę pierwotnego posiadacza tego mienia, jak się o tym dowie :smt003

po 1- wydaje mi się, że zwrot "powiedział" został użyty tu celowo, a nie z powodu nieznajomości zasad
po 2- jak już się czepiamy- kot dostał imię Wilson- ale Wilson nie ma na imię Wilson więc nie pierwszego posiadacza tego imienia

pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nisia dnia Sob 0:20, 12 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
dzio
Moderator


Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 628
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Sob 0:29, 12 Lip 2008    Temat postu:

Dziękuję bardzo.

Ale, jakkolwiek oderwana od rzeczywistości się wam mogę wydawać, ja naprawdę wiem, że koty nie mówią. Nawet w Wigilię, a co dopiero w połowie listopada. Serio serio.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 8:49, 12 Lip 2008    Temat postu:

No śliiiiczne
Nie wiem tylko, czemu nagle zaczęłam się bać o Wilsona w tym Nowym Jorku...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dżuczek
Wieczny Rezydent


Dołączył: 22 Wrz 2007
Posty: 862
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stąd

PostWysłany: Sob 8:53, 12 Lip 2008    Temat postu:

MIAU! :smt003 Bardzo mi się podoba :-) Rozmowa z kotem, negocjacje House'a :smt005

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eletariel
Elf łotrzyk


Dołączył: 24 Mar 2008
Posty: 1877
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:01, 12 Lip 2008    Temat postu:

Nisia napisał:

po 2- jak już się czepiamy- kot dostał imię Wilson- ale Wilson nie ma na imię Wilson więc nie pierwszego posiadacza tego imienia

pozdrawiam


Dlatego określiłam: posiadacz "mienia"

A z tym mówieniem, może się przyczepiłam, ale czasem spotykam u ludzi (nawet u siebie) drobne "skróty myślowe" własnie w tym stylu. Ale skoro to było celowe, no to mój błąd


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jeanne
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 29 Mar 2008
Posty: 6080
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:02, 12 Lip 2008    Temat postu:

- Nie mam zamiaru się podnosić. Sam się wpuść, Wilson! - wrzasnął House. Skrobanie zniknęło i coś za drzwiami zapiszczało cienko.

- Wilson?

- Mui!

Piękne xD

- Miau.

- No tak, to jest jedna możliwość.

- Miau?...

- Nie no, bez przesady, aż takim dupkiem nie jestem. Jest listopad i leje jak z cebra, nie wywalę cię za drzwi.

- Mrau...
- Nie ciesz się tak, futrzany idioto, nie powiedziałem, że możesz zostać.

Ja nie mogę :smt005 Wiedziałam, że House jest wszechstronny, ale że potrafi rozmawiać z kotami nie wiedziałam. :smt003
Pisz dalej, bo bardzo mi się podoba :smt001


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasinka
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 1859
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a kto to wie?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:20, 12 Lip 2008    Temat postu:

Rozmowa z kotem świetna! Ten kot jest strasznie intelligentny. Może trafił swój na swego? :smt002

joasui napisał:
Nie wiem tylko, czemu nagle zaczęłam się bać o Wilsona w tym Nowym Jorku...

Właśnie... też to mam.

Czy ten fik będzie typem... bajeczki na dobranoc? Bo jeśli tak, to powiedziałabym, że jest tu wiele rzeczy wskazujących na działalność jakichś wyższych sił... :smt005
Zaczynając od
- Wilson?
- Mui!
Przy otwieraniu drzwi. A po chwili okazuję się że to "mui" w języku tego kota oznacza coś w stylu "tak"

Dobra, wiem jestem fanatyczką spiskowej teorii dziejów i niedawno oglądałam X-Files, wybaczcie. :smt016

Ale trzeba przyznać, że ten kot jest naprawdę bardzo mądry.

Dzio ja wiedziałam, że Koci Fik w Twoim wydaniu będzie bosssski! Strasznie fajne :smt003


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
shina
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 06 Kwi 2008
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z przed monitora:)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:43, 12 Lip 2008    Temat postu:

świetne gdy czytałam mój kotek(Tosia) wskoczył mi na kolana...
Ja i Tosia czekamy na dalszy ciąg


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marau Apricot
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 235
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:51, 12 Lip 2008    Temat postu:

Uwielbiam tego typu fiki. Przyjemne, sympatyczne, aż człowiekowi się cieplej na sercu robi (:
Strasznie podoba mi się znajda Wilson. Nie mogłam powstrzymać śmiechu, gdy wyobraziłam sobie krzyk House'a: "Wilson! Nie drap mi zasłon!"
Jestem ciekawa, jak na nowego lokatora zareaguje Wilson po powrocie z NY (:


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:40, 12 Lip 2008    Temat postu:

Marau Apricot napisał:
Nie mogłam powstrzymać śmiechu, gdy wyobraziłam sobie krzyk House'a: "Wilson! Nie drap mi zasłon!"

Od kiedy House'a obchodzi wygląd jego zasłon?
Razem z resztą czytaczy czekam niecierpliwie na więcej!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Sob 12:48, 12 Lip 2008    Temat postu:

Już to sobie wyobrażam. Wilson wraca do New Jersey, wchodzi do mieszkania House'a i słyszy coś w tym stylu :
- Na co masz ochotę, Wilson? Co powiesz na kanapkę z tuńczykiem i mleko? Wiloson, przestań mnie łaskotać!

W tej chwili zdałam sobie sprawę, że Wilson pomyślałby tylko o jednym : House do reszty zwariował.


A fik bardzo mi się podoba, nie mogę się doczekać reszty .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:02, 12 Lip 2008    Temat postu:

wiem, że miało być wczoraj, ale... eh... szkoda gadać

Ktoś dobierał się do jego drzwi
:smt077
chociaż wiem, że chodzi o kota

Najczęściej to oni byli odpowiedzialni za głośne łomoty, budzące go w środku nocy
ah... gdzie te fiki, kiedy to ON budził swoich sąsiadów...

Nie mam zamiaru się podnosić. Sam się wpuść, Wilson!
:smt007
aaaaaaaaa... "sam się wpuść" świetne hasło

Obiecał sobie, że jeżeli zastanie za nimi głupio uśmiechniętego Wilsona, zdzieli go laską w potylicę.
(a potem zwiąże i zrobi go swoim seksualnym niewolnikiem :smt003 )

brązowe, kudłate i kompletnie przemoczone coś
:smt007 *_* :smt001
chociaż nie mogę sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek widziałam brązowego kota

A już zwłaszcza przemoczonych na wylot nieproszonych gości, którzy wyglądają jak utopione szczury i wpadają w momencie, kiedy Siostra Mary zdejmuje bluzkę.
chyba, że to przemoczony, nieproszony Wilson

[House gadający z kotem]
sweet :smt007
faktycznie, dobrze, że kot będzie się nazywał Wilson :smt003 tak się świetnie rozumieją...
i cała ta rozmowa była cuuudowna :smt007

Chase? Mógłbyś się bawić jego włosami.
:smt005
(chociaż kiedy House wspomina o włosach Chase'a, to aż się cała spinam... Chause jest bleee :smt002 )

Chcesz mieszkać z Wilsonem?
kto by nie chciał... :smt003

jest na konferencji w Nowym Yorku. Przez cały tydzień.
no jak on mógł o tym zapomnieć???
(właściwie, to powinien jednak do niego zadzwonić... ich rozmowy telefoniczne bywają taaaakie ekscytujące :smt005 )

Chryste, gdyby Wilson...
- ...mnie teraz zobaczył, nigdy by mi nie dał spokoju.

oj tak... :smt077 :smt005

resztki wczorajszej kolacji, które planował zjeść jutro na śniadanie
właśnie sobie przypomniałam, że nie jadłam nic konwencjonalnego od wczorajszego śniadania

No dobra, czemu nie. Niech będzie „Wilson”.
taaaaaaaaaaaaaak :smt003 :smt007
- po pierwsze, skoro mają ze sobą tyle wspólnego, to jedyna rozsądna decyzja
- po drugie, jeśli House nawet pod nieobecność Wilsona, ciągle o nim mówi (co jest słodkie :smt007 ), to wreszcie będzie mógł pogadać do żywego Wilsona (nawet jeśli to tylko kot) :smt002
- po trzecie... istnieje możliwość, że wreszcie WILSON znajdzie się w łóżku House'a :smt077

***************************************
nie dość, że wyszło krócej, niż bym chciała, to to jest chyba ostatni mój koment przed wyjazdem (muszę, po prostu MUSZĘ, skończyć OS... Bo jak mi się nie uda... :smt089 )

dzio - wspaniały Hilsonowy fik, bez Wilsona :smt003 Nie sądziłam, że to możliwe - ale jednak :smt003

będzie mnie gryzł mól ciekawości... jak ja to przeżyję???

***************************************

i dołączam się do pytań - czy Wilsony się spotkają??? :smt005


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
dzio
Moderator


Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 628
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Sob 13:58, 12 Lip 2008    Temat postu:

Dziękuję ślicznie za wszystkie komentarze. Cieszę się, że się Wam podoba.
Ale na pytania nie odpowiadam, a spekulacji nie potwierdzam, bo to jest fik z niespodzianką na koniec. Musicie poczekać. Ale osoby, które przewidzą, co się stanie, dostaną po ostatnim rozdziale wirtualne ciasteczko i dedykację pod następnym fikiem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
dzio
Moderator


Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 628
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Sob 20:01, 12 Lip 2008    Temat postu:

"Znajdy" część druga. Enjoy.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

„General Hospital” się skończył i House przełączył telewizor na nagrany w środę zlot Monster Trucków w Seattle. TiVo to jednak wspaniały wynalazek...

Po pół godziny poczuł, że zaczyna przysypiać i niechętnie zaczął zbierać się z kanapy, budząc przy tym zwiniętego w kłębek na jego kolanach Wilsona.

- Hej, nie patrz tak na mnie, nie mam zamiaru siedzieć tu całą noc.

Kot spojrzał na niego z wyrzutem. – Tak, jasne. Tobie będzie cieplutko i wygodnie, a ja rano nie będę mógł ruszyć prawą nogą. Idę do sypialni.

House wstał i ziewnął głośno. Wilson przeciągnął się, wyginając grzbiet w sposób, który powinien być anatomiczną niemożliwością i ruszył za nim.

- A ty gdzie się wybierasz?

Kot przekrzywił głowę i spojrzał w stronę sypialni.

- O nie, bez przesady. Zasada numer jeden – nie możesz spać w moim łóżku, jeżeli nie jesteś długonogą dwudziestolatką bez zahamowań.

- Miau?

- Poza tym, gdyby ktoś się dowiedział, że pozwoliłem kotu spać na mojej poduszce, moja reputacja ległaby w gruzach. Jeszcze by sobie ktoś pomyślał, że jestem miły i mam dobre serce. I co wtedy?

- Miau?

- Cameron by się znowu we mnie zakochała.

- Miau?

- Nie ma mowy, masz pojęcie, jak trudno się jej było pozbyć za pierwszym razem?

- Wilson...

- Mui!

- ...by stwierdził, że zamieniam się w starą pannę i kupiłby mi zestaw do szydełkowania na urodziny.

Kot otarł się o jego nogi i popatrzył do góry z błagalną miną. House prawie się uśmiechnął, ale w porę zdążył się opanować. Co ten zwierzak z nim robił?

- No dobra. Jeden raz! – zaznaczył groźnym tonem. Na mruczącym Wilsonie nie zrobiło to najmniejszego wrażenia. House podejrzewał, że będzie musiał przygotować sobie nową listę argumentów na jutrzejszy wieczór.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

House na oślep wymacał budzik na nocnym stoliku i wdusił przycisk wyłączający alarm. Przez chwilę leżał zakopany w pościeli, czekając aż jego mózg obudzi się do końca. I aż jego prawa noga zacznie namolnie dopominać się porannej dawki Vicodinu.

Po kilku minutach jego mózg przestał przypominać kłębek waty, ale noga zachowywała się zadziwiająco grzecznie. Co, biorąc pod uwagę, że spędził ostatni tydzień przeciążając ją bez litości, nie powinno mieć miejsca. Po prawie sześciu dniach (i nocach) takiego traktowania spodziewał się skurczy, pulsującego bólu naciągniętych ścięgien i wrażenia, że ktoś oblał jego udo benzyną i podpalił. Zamiast tego czuł tylko lekki dyskomfort i przyjemne ciepło.

- Co do cholery?... – mruknął House, otwierając oczy.

Na kocu, przytulony do jego prawego uda, leżał zwinięty w kłębek Wilson. House przez chwilę patrzył na kota z niedowierzaniem, po czym usiadł i podrapał go za uchem. Kot obudził się i mrugnął kilka razy zaspanymi oczami.

House pokręcił głową. - Wiesz co? Może jednak jest z ciebie jakiś pożytek, Wilson.

- Mui!

Wilson otarł się o jego rękę i zaczął mruczeć.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

House wstał z łóżka, poszedł do łazienki (Wilson siedział na skraju umywalki i zainteresowaniem obserwował, jak House myje zęby), po czym zrobił sobie kubek pachnącej kawy i podzielił się z Wilsonem resztką sałatki z tuńczyka. Planował spędzić resztę swojego zasłużonego wolnego dnia leżąc w piżamie na kanapie i skacząc po kanałach, ale wyglądało na to, że będzie jednak musiał się ruszyć z domu. On nie miał nic przeciwko zamawianiu pizzy, ale nie sądził, żeby pepperoni i oliwki wyszły kotu na zdrowie.

Minęło południe i Wilson, rozwalony obok niego na kanapie, zaczął rzucać znaczące spojrzenia w kierunku kuchni.

House westchnął ciężko. – Gdyby nie to, że kompres z kota najwyraźniej mi pomaga, byłbyś skazany na resztki pizzy. I ewentualnie musztardę, - powiedział, podnosząc się.

- Mrau.

- Nie ma za co. I tak musiałbym skoczyć po piwo. I nie wyobrażaj sobie, że będę codziennie naokoło ciebie skakał. Koty podobno są niezależne i samodzielne, - rzucił przez ramię, wchodząc do sypialni.

Zanim zdążył się do końca ubrać (Wilson siedział na podłodze obok łóżka i bawił się sznurowadłami jego Conversów), w salonie zadzwonił telefon. Kot przerwał zabawę i spojrzał na House’a.

- Nie ma mowy, nie odbieram.

- Miau!

- Nie, to na pewno nie jest nic ważnego. Albo Wilson...

- Mui!

- ...obudził się w swoim hotelowym łóżku z cudzą żoną i panikuje... – kot rzucił mu obrażone spojrzenie, - ...albo Cuddy chce, żebym przyjechał do szpitala i uratował jakiegoś idiotę.

- Miau!

- Wilson...

- Mui!

- ...da sobie radę, w końcu ma doświadczenie. A idiotę może uratować ktoś inny. To jest w końcu szpital, pełno lekarzy się tam kręci.

Automatyczna sekretarka pisnęła trzy razy i z salonu dobiegł głos Cuddy. – House, odbierz telefon!

- Nie ma mowy, - mruknął do siebie House, przekopując szufladę w poszukiwaniu skarpetek.

- House! Wiem, że tam jesteś!

- No i?

- Potrzebujemy cię w szpitalu. Mamy pacjenta...

- Niesamowite! Pacjenta? W szpitalu?

- ...nudności, halucynacje, drżenie mięśni, zaburzenia wzroku i słuchu, wysypka...

- Najadł się grzybków albo innego świństwa!

- ...idealnie czysty raport toksykologiczny.

House przerwał sznurowanie butów i spojrzał na telefon.

- House?

Na jego twarzy pojawił się lekki uśmieszek. House wpatrywał się w telefon i czekał. Znał Cuddy, a Cuddy znała jego – wiedział, co jego szefowa powie za chwilę. Nie musiał czekać długo.

- Dam ci tydzień wolnego od kliniki, - westchnęła ciężko Cuddy.

Jeszcze chwilkę...

- Dwa tygodnie! Nie przeginaj, więcej nie wytargujesz!

Bingo!

House przeszedł do salonu i podniósł słuchawkę. – Będę za pół godziny, - rzucił i rozłączył się.

- Miau!

House przerwał przeglądanie w myślach listy możliwych wyjaśnień nowego przypadku i zaskoczony spojrzał na Wilsona, siedzącego w drzwiach sypialni. Zupełnie zapomniał o kocie!

- Hm. I co teraz?

- Miau?

- Nie ma mowy, nie mam nic do jedzenia, ani nawet kuwety. Nasikałbyś mi na buty, albo coś w tym stylu.

- Miau!

- Jakoś ci nie wierzę. Poza tym, mieszkanie jest w takim stanie, że jakbyś tu został sam, to pewnie byś przegryzł jakiś kabel i bym cię znalazł usmażonego pod fotelem.

House przetarł oczy dłonią i podjął decyzję. Podniósł z podłogi swój plecak i skinął głową w stronę kota. – Wskakuj. Wygląda na to, że jedziemy na małą wycieczkę.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Po przyjechaniu do szpitala, House szybko ruszył w stronę swojego gabinetu. Kaczuszek na szczęście nie było w pokoju konferencyjnym. House zamknął drzwi, zasłonił rolety i wypuścił lekko rozdygotanego Wilsona z plecaka. Kot najwyraźniej nie przepadał za wariackimi przejażdżkami na motocyklu.

- Ok, parę nowych zasad, - powiedział House, siadając na fotelu i patrząc się z powagą na kota. – Po pierwsze, nie wychodzisz z tego pokoju. Po drugie, żadnego hałasowania. Po trzecie, jeżeli podrapiesz mój fotel, zjesz kwiatka albo nasikasz na dywan, na obiad będzie musztarda.

- Miau.

- Cieszę się, że się rozumiemy. Masz, - powiedział House, stawiając pod stołem miskę i napełniając ją kocią karmą, którą kupił po drodze do szpitala. – Wrócę za kilka godzin, zachowuj się.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Pięć godzin później zmęczony House wysiadł z windy na trzecim piętrze. Diagnoza poszła im w miarę szybko i jego Kaczuszki zajęte były podawaniem pacjentowi odpowiednich leków i monitorowaniem go. Zabieram kota i do domu... pomyślał House, powoli idąc w stronę Diagnostyki.

Drzwi do jego gabinetu były otwarte.

House prawie wbiegł do środka i szybko rozejrzał się po wszystkich kątach pokoju. Ani śladu kota.

- Fantastycznie, - mruknął do siebie, ostrożnie przyklękając i zaglądając pod stół.

- House, nasze leki działają, pacjent... Co ty robisz? – urwał w pół zdania Foreman, który właśnie pojawił się w drzwiach.

- Szukam Wilsona, - warknął House spod stołu.

- Pod stołem?

Za plecami Foremana pojawiła się Cameron i spojrzała zdziwiona na swojego szefa, który właśnie odsuwał od ściany półkę z książkami.

- Czego szukasz?

House warknął coś niezrozumiałego i zajrzał pod fotel.

- Wilsona, - odpowiedział Cameron lekko zaniepokojony Foreman.

- W twoim gabinecie? Pod fotelem?

- Miałem taką nadzieję, - odparł House, prostując się. – Ale jakiś kretyn zostawił drzwi otwarte i WIlson najwyraźniej zwiał.

Foreman i Cameron wymienili zaskoczone spojrzenia.

- House, Wilson jest w Nowym Yorku, na konferencji, - powiedziała delikatnym tonem Cameron.

- Nie ten Wilson!

- To ich jest dwóch?

- Tak! Jeden pewnie podrywa jakąś panią onkolog w hotelowym barze na Manhattanie. Drugi błąka się po szpitalu, bo ktoś szperał po moim gabinecie i go wypuścił!

- Nie szperałam, tylko przyniosłam twoją pocztę! – oburzyła się Cameron. – I nie ma żadnego drugiego Wilsona, odbiło ci?

House zignorował ją i ruszył w stronę drzwi.

- Gdzie idziesz? – zapytał Foreman.

- Jak to gdzie? Znaleźć Wilsona, zanim ktoś go przez przypadek zatrzaśnie w kostnicy albo znajdzie i wywali za drzwi!

Foreman i Cameron popatrzyli na siebie bezradnie i ruszyli za Housem.

- Wilson!

- House, dobrze się czujesz?

- Zamknij się, bo go nie usłyszę. Wilson!

- House...

- Wilson! – ryknął House na całe gardło. Przechodząca obok pielęgniarka podskoczyła nerwowo.

House zatrzymał się nagle na środku korytarza i biegnący za nim Foreman prawie na niego wpadł.

- Słyszałeś to? – spytał House.

- Co?

- Takie piszczenie, tam, - powiedział House, wskazując w stronę Onkologii.

- Piszczenie?

- Wilson!

Zza drzwi gabinetu dobiegło stłumione „Mui!”. Cameron uniosła brew i otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale House przepchnął się między nią i Foremanem, ruszając z powrotem w stronę gabinetu. Dwoje lekarzy podążyło za nim i przyglądało się z niepokojem, jak ich najwyraźniej obłąkany szef wychodzi na zalany deszczem balkon, przeskakuje przez niski murek i wchodzi do gabinetu swojego najlepszego przyjaciela.

- House, Wilson jest w Nowym Yorku, nie ma go...

- Tu jesteś! – dobiegło z gabinetu. Cameron i Foreman zajrzeli do środka i zamarli. House, postrach Princeton, trzymał w ramionach niedużego, brązowego kota i głaskał go po głowie.

- Co ja mówiłem o wychodzeniu z mojego gabinetu?

- Miau.

- Tak, jasne. Widzę, jak ci przykro. I jak ty tu wlazłeś?

- Miau.

- Masz kota? – wydusił z siebie w końcu Foreman. Cameron patrzyła na House’a z otwartymi ustami.

- Miau! – powiedział kot.

- Zdajesz sobie sprawę, że to tylko przypadkowa zbieżność nazwisk, prawda? – spytał House kota.

- Miau.

- Twoja jest kanapa w moim salonie, ten gabinet należy do tego drugiego Wilsona.

- Mui!

- Twój... twój kot ma na imię Wilson?

House przepchnął się między dwójką swoich pracowników z powrotem na balkon, kompletnie ignorując ich zdumione miny.

- Nie dostaniesz tuńczyka, - powiedział kategorycznie. – I koniec z wycieczkami do pracy. Niedobry Wilson.

- Mui!

House zapakował kota do plecaka i wyszedł, zostawiając za sobą parę kompletnie osłupiałych lekarzy.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez dzio dnia Sob 20:20, 12 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:10, 12 Lip 2008    Temat postu:

Prywata: dzio, masz kota?

No po prostu kocham Twojego fika


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jeanne
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 29 Mar 2008
Posty: 6080
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:13, 12 Lip 2008    Temat postu:

House podejrzewał, że będzie musiał przygotować sobie nową listę argumentów na jutrzejszy wieczór.
House negocjuje z kotem? :smt005 Tego to nawet ja nie potrafię xD
Na kocu, przytulony do jego prawego uda, leżał zwinięty w kłębek Wilson.
Potwierdzam xD Na ból, kot najlepszy :smt003
- Szukam Wilsona, - warknął House spod stołu.

- Pod stołem?

Za plecami Foremana pojawiła się Cameron i spojrzała zdziwiona na swojego szefa, który właśnie odsuwał od ściany półkę z książkami.

Od tego fragmentu wymiękłam xD Śmiałam się jak nawiedzona :smt005 A końcowa rozmowa Housa z Wilsonem, spowodowała, że mój kot obrażony uciekł z kolan, a ja dusiłam się ze śmiechu :smt003
Czekam na dalej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marau Apricot
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 235
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:16, 12 Lip 2008    Temat postu:

Kiedy zaczynałam czytać drugą część, uśmiechałam się do ekranu i klawiatury. Już po pierwszych paru zdaniach wiedziałam, że część będzie świetna. I nie pomyliłam się!
Chciałabym przytoczyć wiele świetnych zdań, jednak ograniczę się do mojej ulubionej perełki:

Cytat:
"- Szukam Wilsona, - warknął House spod stołu.

- Pod stołem? "


Wtedy do pokoju wpadła moja mama, pytając, z czego się tak śmieję. Kiedy przeczytałam jej tą część do końca, stwierdziła, że od teraz będzie czytać tego fika razem ze mną (:
Naprawdę miłe zakończenie dnia (:


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
dzio
Moderator


Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 628
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Sob 20:25, 12 Lip 2008    Temat postu:

Wow, to się nazywa szybka reakcja. Dzięki wielkie za miłe słowa.

joasui - miałam kota, teraz niestety nie mam takiej możliwości (mieszkanie studenckie...).

jeanne - nie strasz kota, koty należy wielbić, a nie straszyć.

apricotka - pozdrów mamę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
dzio
Moderator


Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 628
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 3:44, 13 Lip 2008    Temat postu:

Część trzecia, przedostatnia.

Tym razem jest niestety trochę na smutno i trochę na poważnie. Przykro mi, ale bez tego nie da rady. Powrót głupawki obiecuję w ostatnim rozdziale. :smt002

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Po szalonym i wyczerpującym tygodniu odrobina spokoju była dokładnie tym, czego House potrzebował. Niedzielę spędził na kanapie z Wilsonem, jedząc chińszczyznę na przemian z masłem orzechowym, sącząc dobrą whisky, oglądając w telewizji wszystko, co popadnie i komentując na głos co głupsze kawałki programu. Wilson głównie mruczał.

W poniedziałek rano House odbył z Wilsonem poważną rozmowę o zasadach, które obowiązują pod jego dachem i, kiedy uznał, że do kota dotarło wszystko, co dotrzeć powinno, poszedł do pracy. Na miejscu okazało się, że Kaczuszki nie miały dla niego żadnej nowej sprawy. House doszedł do słusznego wniosku, że jeżeli Cuddy go nie znajdzie, nie będzie mogła obdarować go sprawą kolejnego dzieciaka ze skręconą kostką, który ma szczęście być synem bogatego sponsora. W związku z tym spędził większą część dnia unikając jej jak zarazy i wyglądając na niezwykle zapracowanego, kiedy tylko znalazł się w polu widzenia jakiejś pielęgniarki.

Jakimś cudem ukrywanie się zadziałało. Cuddy albo leżała w swoim gabinecie, przywalona toną papierów wymagających jej podpisu, albo traciła wyczucie na stare lata.

House postanowił nie zaglądać darowanemu koniowi w zęby i kiedy tylko jego trzy godziny w klinice (spędzone w pustym pokoju zabiegowym w towarzystwie kilku skrajnie idiotycznych brukowców i GameBoya) dobiegły końca, opuścił teren szpitala w rekordowym tempie.

- I jak, żadnych katastrof? Nudziłeś się beze mnie? - spytał House Wilsona, podnosząc go z podłogi.

Kot w odpowiedzi prychnął cicho i otarł się pyszczkiem o jego brodę. House zaśmiał się i odstawił Wilsona na podłogę.

- Chodź, zobaczymy co nam zostało do jedzenia.

- Miau!

Powinienem sobie sprawić kota lata temu, pomyślał House i tak tym siebie zaskoczył, że prawie potknął się o podekscytowanego Wilsona. Jeszcze bardziej zdziwiła go jego własna reakcja – zamiast zwyczajowo wściec się na przyczynę swojego prawie-upadku, własną niezdarność i, na wszelki wypadek, resztę świata, House schylił się, żeby sprawdzić, czy z kotem wszystko w porządku.

Tym razem, kiedy Wilson spojrzał na niego i mruknął cicho, House nawet nie próbował ukryć uśmiechu.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Po trzech leniwych dniach przyszła środa – dla odmiany absolutnie koszmarna. W nocy nad Princeton nadciągnęła kolejna porcja niskich, sinych chmur, i noga House’a przypomniała mu, które z nich dwojga tu rządzi.

Kocia grzałka i zażyty tuż przed snem Vicodin zupełnie nie pomogły. House obudził się o piątej rano z wrażeniem, że jego udo za moment eksploduje. Jęknął cicho i nie otwierając oczu sięgnął po tabletki, jak zawsze czekające na nocnym stoliku. Grzechot Vicodinu obudził Wilsona.

- Miau?

House połknął dwie tabletki i odważył się uchylić jedno oko. Wilson siedział na poduszce, najwyżej dwadzieścia centymetrów od jego twarzy, i wpatrywał się w niego uważnie.

- Nikt ci nie mówił, że to niegrzecznie się gapić? Kaleki nie widziałeś? – wymamrotał House przez zaciśnięte zęby. Nawet podwójna dawka Vicodinu potrzebowała paru minut, żeby zacząć działać.

- Miau?

House skrzywił się. – Poza tym czuję, co jadłeś na kolację. Ugh. Spadaj, Wilson...

- Mui!

Kot, jak to koty mają w zwyczaju, nie posłuchał. Zamiast tego przeniósł się pół metra dalej i zaczął obwąchiwać pomarańczową buteleczkę, zamkniętą w ciasno zaciśniętej dłoni House’a. Po chwili otrzepał się z obrzydzeniem, prychnął i zaczął trącać rękę House’a łapą, jakby próbował wytrącić z niej leki.

- O Chryste, nie mów mi, że ty też będziesz mi o to zawracał głowę! – jęknął House. – Jeden Święty Wilson...

- Mui!

- ...wystarczy, daj sobie spokój.

Kot oczywiście zupełnie go zignorował i dalej próbował pokazać, jak bardzo nie podobają mu się ulubione zabawki House’a.

- Proszę, - powiedział House cicho i kot zamarł, z uniesioną w powietrze łapką. – To boli. To naprawdę cholernie boli, cały czas. A czasami jeszcze bardziej, jak dzisiaj.

Wilson miauknął cichutko i wrócił na swoje normalne miejsce. Ułożył się tam, jak zwykle przytulony do nogi House’a i spojrzał najpierw na niego, a późnej na plastikową fiolkę w jego dłoni.

House zaśmiał się cicho. – Dzięki. Naprawdę bym chciał, żeby to wystarczyło, żebym mógł wyrzucić te pieprzone piguły, zanim mnie w końcu zabiją. Nie mogę, ale i tak dzięki, - powiedział i schylił się, żeby pogłaskać kota. Mięśnie pod miękkim futerkiem były napięte i lekko drżały.

- Hej, nie martw się o mnie, co? To tylko zły dzień, - powiedział House, głosem tak łagodnym, że pewnie nikt, kto go znał, by w to nie uwierzył. – Poza tym, martwienie się to nie twoja robota, Wilson.

- Mui, - pisnął cicho kot, dalej wpatrując się prosto w oczy House’a.

House uśmiechnął się i na próbę lekko zgiął prawe kolano. Noga dalej bolała koszmarnie, ale Vicodin ewidentnie zaczynał działać. Po kolejnych kilku minutach House odważył się wstać z łóżka.

- Chodź. Śniadanie, kawa, a potem zagram ci coś na fortepianie, - powiedział House do kota i powoli, z jedną ręką zaciśniętą na lasce a drugą sunącą po ścianie, ruszył do salonu.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Podwójna dawka Vicodinu i blues dla odwrócenia uwagi wystarczyły na następne trzy godziny. W okolicach ósmej rano House poczuł, jak rozdrażnione paskudną pogodą mięśnie zaczynają skręcać się i napinać w nieuchronnie nadchodzącym skurczu. Zdążył przenieść się na kanapę i zwinąć się w kłębek, zanim ból uderzył z pełną siłą.

- O Chryste, - jęknął, kurczowo zaciskając dłonie na prawym udzie.

- Miau?...

House otworzył oczy. Na podłodze obok kanapy siedział Wilson, wyraźnie przestraszony, z szeroko otwartymi oczami.

- Nie bój się, głupi kocie, - wymamrotał House. – To minie. Wszystko będzie dobrze. – Drżącymi rękami wyciągnął z kieszeni Vicodin i połknął na sucho kolejną tabletkę. – To minie.

Wilson wskoczył na kanapę i zwinął się w kłębek przy piersi House’a, mieszając swoje głębokie mruczenie z jego zbyt szybko bijącym sercem i urywanym oddechem. Po kilkunastu minutach leki, wyczerpanie i wtulony w niego ciepły kłębek zrobiły swoje – House usnął.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Trzy godziny później obudził ich obu dzwonek telefonu. Skurcz minął, ale jego noga dalej pulsowała bólem. House jęknął i spojrzał na stojący na kominku zegar. Jedenasta. Od godziny powinien być w klinice, co prawdopodobnie oznaczało, że po drugiej stronie słuchawki czekała na niego bardzo poirytowana pani Dziekan, gotowa wlepić mu dodatkowy dyżur, jeżeli nie zjawi się w pracy do południa.

Włączyła się automatyczna sekretarka i po krótkim sygnale House usłyszał znajomy głos.

- House! Gdzie ty jesteś? – warknęła z głośnika Cuddy. – Słowo daję, jeżeli nie odbierzesz, zawieszę cię na tydzień! A przez następny tydzień nie wypuszczę cię z kliniki!

House zacisnął zęby i z wysiłkiem zwlókł się z kanapy. Jego udo wysyłało wściekłe błyskawice bólu wzdłuż jego kręgosłupa i prosto do jego mózgu za każdym razem, kiedy próbował się oprzeć na prawej nodze, więc dotarł do telefonu niezdarnie podskakując na lewej.

- Cuddy...

- O, proszę. Szanowny pan raczył odebrać. Co się z tobą dzieje?

- Cuddy, nie dam rady dzisiaj przyjechać, - powiedział House. – Moja noga...

- Jasne, - przerwała mu poirytowana szefowa. – Twoja noga. Następnym razem, jak będziesz leczył kaca, wymyśl jakąś dobrą bajeczkę i zadzwoń zanim zacznie się twoja zmiana. A dzisiejszą odpracujesz w piątek. Masz szczęście, że twój zespół nie ma nowego pacjenta, - powiedziała i rozłączyła się.

House odłożył słuchawkę i westchnął ciężko.

- Miau, - powiedział Wilson z kanapy.

- Tak, wiem, - odparł House, opierając się ciężko o ścianę. – Życie prawie zawsze jest niesprawiedliwe i do dupy. Nic nie poradzisz, kocie.

Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Wreszcie House połknął kolejną tabletkę i krzywiąc się ruszył w stronę półki mieszczącej jego kolekcję filmów.

- W środy Wilson...

- Mui.

- ...przychodzi na stare filmy i piwo. Lubisz Hitchcocka?

- Miau!

- Tak myślałem.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

*na wszelki wypadek idzie się schować*
:smt002


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Nie 5:59, 13 Lip 2008    Temat postu:

Kocham tego kota. I teraz mam dylemat, czy jak będę mieć swojego, to nazwać go Lestat czy Wilson? dio, twój fik jest absolutnie fenomenalny, śmiałam się jak głupia przy drugiej części, trzecia trochę poważniejsza, ale jednak :

- O Chryste, nie mów mi, że ty też będziesz mi o to zawracał głowę! – jęknął House. – Jeden Święty Wilson...
- Mui!
- ...wystarczy, daj sobie spokój.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marau Apricot
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 235
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 8:51, 13 Lip 2008    Temat postu:

Wilson to chodzący ideał. Chyba jeszcze nie było w serialu osoby (bądź zwierzęcia) która byłaby tak wyrozumiała dla House'a. Opisy tego, jak bardzo House cierpi są strasznie realistyczne i strasznie poruszające.

Strrasznie jestem ciekawa, jak to się wszystko skończy. Podejrzewam, jak to się skończy, jednak zachowam to dla siebie (;


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasinka
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 1859
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a kto to wie?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:47, 13 Lip 2008    Temat postu:

Mam lekkie zaległości w tym fiku.

On jest świetny! A ten kot.... choć ogólnie nie przepadam za zwierzętami to chyba właśnie koty lubię najbardziej:D A po tym fiku jeszcze bardziej!

Część druga boska! Tak samo trzecia! Ten kot jest boski! I wogóle autorka tego fika jest boska! Już się nie mogę doczekać następnej części, szkoda, że ostatniej...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin