Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Karma [Z]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:20, 13 Maj 2009    Temat postu: Karma [Z]


Zweryfikowane przez elfchick

Tytuł: Karma
Autorka:Julia Bohemian
Tłumacz: elfchick
Zgoda Autorki: Jest
Streszczenie: House i Kutner rozmawiają na temat dobra i zła
Ostrzeżenia: Wulgarny język, nieprzyjemny temat

[link widoczny dla zalogowanych]


House nigdy nie lubił herbaty, przynajmniej nie gorącej, podawanej w pretencjonalnych, porcelanowych filiżankach, które aż proszą by prostować mały palec u ręki, która je trzyma. Kiedy ma ochotę na gorący napój, z reguły pije kawę. W tej kwestii także nie jest zbyt wybredny, szczególnie nie w czasie zimy kiedy sam spacer z parkingu do drzwi szpitala wystarcza by wywołać spazmy w jego nodze. Warta pięćdziesiąt centów kawa z maszyny jest w porządku, ponieważ on pije ją tylko by sie rozgrzać i dla dawki kofeiny, a nie po to by rozkoszować się jej gorzkim posmakiem. Jest po prostu praktyczna.

Kiedy na zewnątrz robi się cieplej a House ma dosyć Coca-Coli, Dr. Peppera, A&W i 7 UP, wtedy nabiera chęci na herbaciany koktajl mleczny. I nie chce go w zamerykanizowanej wersji, którą sprzedaje Starbucks. Chce koktajl przygotowany autentycznie, tak jak to robi indyjska restauracja oddalona o kilka przecznic od szpitala, z mocnej czarnej herbaty z rejonu Assam posłodzonej prawdziwym cukrem palmowym.

Jest dopiero dziesiąta. Członkowie jego zespołu skończyli diagnozę różnicową i rozpierzchli się by wykonać badania i targować się o wiecej ważnych i nie ważnych informacji. Więc House nie ma powodu by myśleć, że ktokolwiek stanie na drodze jego wyprawy po koktajl. Ale ledwie wyszedł ze szpitala, kiedy poczuł czyjąś dłoń na swoich plecach.

- Przepraszam, - wydusza z siebie Kutner. Musiał przebiec całą drogę i ledwie łapie oddech. - Pacjentka...jest w ciąży. Uh...ona...nie wiedziała...

- Czy to twoje dziecko? - Pyta House z rozdrażnieniem, które oznacza 'zabierasz mi cenny czas na herbatę'.

Czoło Kutnera marszczy się na to dziwne pytanie.

- Słucham? Nie...dopiero co ją poznałem. Jak mógłbym...

- Więc dlaczego ci zależy? Pacjentka jest w ciąży...i dokuczają jej halucynacje wzrokowe. To nie zmienia diagnozy różnicowej.

- Pomyślałem, że to może być cukrzyca ciążowa. - Wyjaśnia Kutner.

Odsuwa się by przepuścić kobietę z dwójką dzieci. Jedno z nich to niemowlak w spacerówce, a drugie stoi obok chociaż ma niespełna dwa latka. Zamiast trzymać swoją matkę za rękę, trzyma się spacerówki swoją tłuściutką rączką. Światło jest jeszcze jednak czerwone, więc matka i dzieci czekają.

House uśmiecha się kiedy dociera do niego o co chodzi Kutnerowi. Pewnie sam by na to wpadł gdyby jego głowa nie była zaprzątnięta wyprawą po czaj.

- Co wyjaśniałoby problemy ze wzrokiem...nieźle. Zrób test na poziom glukozy.

- Taub już się tym zajął, - odpowiada Kutner. - Dokąd idziesz?

- Co cię to interesuje?

- Po prostu..ty...- Kutner przerywa niepewny jak skończyć.

House unosi swoją laskę.

- Nie jestem znany z umiłowania do spacerów?

Kutner przewraca oczami.

- Tego nie powiedziałem.

- Nie musiałeś, - odpowiada House odwracając się z powrotem do ulicy. - Za chwilę wrócę.

Przygląda się sygnalizacji świetlnej, czekając na żółte światło. Niecierpi chodzić piechotą. Niecierpi tego jak inni ludzie gapią się na niego kiedy on stara się przejść na drugą stronę ulicy tak szybko jak może mrucząc szybciej kuternogo, szybciej!

W tym właśnie momencie, z nieznanych nikomu poza sobą, dwulatek stojący obok House'a puścił spacerówkę i ruszył w kierunku przejścia.

To tylko odruch. House nigdy nie przykładał uwagi do bezpieczeństwa dzieci, albo w ogóle do dzieci, przynajmniej nie poza medycyną. Ale każdy byłby zaniepokojony widokiem maleńkiego człowieczka wychodzącego na ulicę pełną dużych pojazdów.

Wysuwa laskę i dzięki olbrzymiemu łutowi szczęścia, chociaż on sam prawdopodobnie stwierdziłby, że to refleks spowodowany latami grania w lacrosse, zaczepia ją o szelkę ogrodniczek malucha i ciągnie go do tyłu. Pół sekundy później, ulicą przejeżdża taksówka, której kierowca naciska klakson i pokazuje im palec.

Chłopiec ląduje twardo na krawężniku i natychmiast wybucha płaczem z powodu hałasu i niespodziewanego ataku. Jego matka jest biała jak prześcieradło i najwyraźniej nie doszła jeszcze do siebie po tym co zaszło. Ale światło zmieniło się na zielone a House nie jest w nastroju do jakiejkolwiek rozmowy, która mogłaby zakończyć się pozwem, więc rusza w dalszą drogę.

Kobieta zostaje na w tyle, uspokajając synka, i młodsze dziecko, które także płacze.

Kutner, który był świadkiem całego zdarzenia, biegnie za swoim szefem.

House patrzy na niego z rozdrażnieniem.

- Postanowiłeś iść ze mną? Świetnie.

- Uratowałeś tamtemu dzieciakowi życie, - zauważa Kutner, jakby House sam tego nie wiedział.

House sprawia wrażenie kompletnie nie zaiteresowanego tym co zaszło.

- Taak.

- On mógł zginąć. - Dodaje Kutner.

- Taak.

- Jego matka...gdyby straciła dziecko, wszystko by się zmieniło, dla niej, tego drugiego dziecka, dla jej męża...

- Nie wiesz tego. Tamten samochód mógł go wyminąć...a ona nie miała na palcu obrączki.

- Żartujesz chyba. Przecież byłem przy tym. Miałeś sekundę by zareagować.

- To nic takiego. Świetna koordynacja wrokowo-ruchowa...pozostałość po latach grania w Nintendo.

- Jak możesz być taki nonszalancki? Właśnie zrobiłeś coś wspaniałego.

House krzywi się w obawie, że drugi lekarz użyje słowa 'bohater'. A on nie cierpi tego słowa, głównie dlatego, że jest ono związane z jego ojcem. House nie uważa swego ojca za bohatera, chyba że można nazwać bohaterem człowieka, który czerpie przyjemność ze znęcania się nad mniejszymi i słabszymi od niego.

A pozatym, bohaterowie nie używają lasek, zawyjątkiem bohatera komiksu Daredevil. Ale on nie jest kaleką tylko jest niewidomy, więc się nie liczy. Bohaterowie nie użwają narkotyków by przeżyć dzień i nie upijają się co wieczór. Bohaterowie mają więcej niż jednego przyjaciela i nie muszą płacić kobietom za seks.

House wie, że mógłby uratować z tysiąc osób, ale to nie zmieniłoby tego co ludzie o nim myślą.

- Nie masz chyba zamiaru tego wyolbrzymiać? - Pyta.

-Wyolbrzymiać? - Kutner patrzy na niego z zaskoczeniem. - To, że uratowałeś zupełnie obce dziecko przed zostaniem plamą na asfalcie? Naprawdę cię to nie rusza?

- A powinno? To ten dzieciak powinien być poruszony. Pewinie będzie miał koszmary, o potworach, które trąbią i wyglądają jak przód Forda Crown Victoria.

-------------------------------------------------------------------------------------------

- Nie wiedziałem, że lubisz indyjskie jedzenie. - Mówi Kutner kiedy docierają na miejsce. Kalluri Corner, Kutner przejeżdżał obok tej restauracji wiele razy, ale nigdy w niej nie był. Obaj stają w kolejce za parą staruszków i kilkorgiem studentów z uniwersytetu.

- Powiedziałbym ci, ale wystarczająco dużo ludzi oskarżyło mnie w tym roku o napastowanie.

- Napastowanie...?

- Rozumiem, że to mogło umknąć twojej uwadze, ale gdybyś spojrzał w lustro zauważyłbyś, że jesteś Hindusem.

- Och...- Kiwa głową Kutner, jakby rzeczywiście tego nie zauważył. Nie wyobraża sobie by House był zaniepokojony tym, że ktoś czułby się dotknięty jego słowami. - Ja nigdy tak naprawdę...To znaczy moi przybrani rodzice....

- Nie pomogli ci utrzymać kontaktu z twoją kulturą? Szkoda. Powinieneś pracować w 7-Eleven i wprawiać swoich klientów w zakłopotanie poprzez ustawianie wokół kasy figurek Vishnu starającego się wyregulować swoje czakry.

Kutner chichocze, ponieważ nie jest zaskoczony tym, że House wie o jego kulturze więcej niż on sam. Odkąd skończył pięć lat nie był w restauracji takiej jak ta. Otacza go teraz mnóstwo symboli i obrazów, z którymi on nie czuje żadej więzi.

- Uh..więc co tu zamawiasz?

- Koktail o smaku czaju.

- Jak to smakuje?

House patrzy na niego głupio.

- Jak... czaj.

- Co to jest czaj? - Pyta Kutner i natychmiast czuje się głupio, jakby powinien wiedzieć. Słyszał o tym. Czaj jest teraz niezwykle modny. Ale on nigdy tak naprawdę o tym nie myślał.

Wydaje mu się, że House zauważa jego zakłopotanie, ponieważ zmienia wyraz twarzy i przybiera ton głosu, który zdaje się mówić Kutnerowi 'Jestem cierpliwy tylko dlatego, że chcę żebyś przestał marudzić'.

- To po prostu herbata z mnóstwem przypraw...cynamonem, imbirem, goździkami, anyżkiem...i żeby zrobić z niej koktajl zamiast mleka dodają do niej lodów waniliowych.

Kutner uśmiecha się szeroko. To brzmi smacznie, i nawet jeśli nie jest, on raz spróbuje wszystkiego.

- Fajnie. Ja też jeden zamówię.

House przewraca oczami, prawdopodobnie gdyby powiedział, że ten koktajl jest zrobiony z psiego gówna i obrzynek z ołówków, Kutner zareagowałby tak samo.

Stojący przed nimi ludzie odsuwają się. House podchodzi do lady i, ku zaskoczeniu Kutnera, składa zamówienie na dwa koktajle. Płaci za oba. W drodze powrotnej Kutner głośno siorbie swój koktajl przez słomkę.

House postanawia odwrócić uwagę swego pracownika zanim ten zacznie wyrażać wdzięczność.

- Więc ty naprawdę nie wiesz nic o swojej kulturze? - Pyta.

- Moi biologiczni rodzice byli wyznawcami Hinduizmu. Pamiętam...Diwali...ołtarzyki, małe figurki słoni...

- Ganesh...tak naprawdę to jest to człowiek z głową słonia...urodził się z normalną głową...ale potem miał wypadek, z udziałem boga Shivy i strugarki do drewna.

Kutner ignoruje jego żart.

- Pamiętam mojego ojca modlącego się rano, składającego ofiary, opowiadającego mi różne historie...mówiącego, że każdy z nas jest odpowiedzialny za swoje przeznaczenie.

- Jesteśmy tacy dobrzy jak nasze uczynki, - dodaje House z nutką sarkazmu w głosie. - Jeśli czynimy zło, zostanie nam ono uczynione.

- Tak.

- Karma to bzdura.

- Tak myślisz? - Pyta Kutner. Nie jest obrażony ponieważ nie ma ku temu powodu. Jest po prostu ciekaw dlaczego House tak się czuje.

- Źli ludzie robią dobre rzeczy. Dobrzy ludzie robią złe rzeczy. To nie ma znaczenia.

- Nie wierzę Ci.

- Więc oddaj mi koktajl.

- Nie wierzę, że nie sądzisz, że twoje czyny nie mają znaczenia. Gdyby tak było, pozwoliłbyś żeby tamtego dzieciaka przejechał samochód.

- To był odruch. - Odpowiada House.

- Dobroć jest wyborem, nie odruchem.

House sarka.

- To nie była dobroć...to był instynkt. Wybacz mi, ale wolałem oszczędzić sobie widoku mózgu dwulatka rozbryzganego na ulicy na dwie godziny przed lunchem, szczególnie jeśli podają dzisiaj makaron w sosie marinara.

- Więc, po lunchu to byłoby w porządku? - Kutner jest rozbawiony tą dygresją.

- Dlaczego tak ci zależy?

Kutner powtarza to pytanie, konfrontacyjnym tonem.

- A daczego tobie zależy?

- Nie zależy mi.

- Dlaczego zapłaciłeś za mój koktajl?

- Miałem w portfelu dodatkową dwudziestkę. Gdyby to była piątka, przegapiłbyś okazję.

- Więc... to przypadek.

- Dokładnie.

- Widziałem jak rano brałeś pieniądze z bankomatu.

- Tak, już wtedy wiedziałem, że pobiegniesz za mną. Wziąłem na wszelki wypadek więcej gotówki. Miejmy nadzieję, że nie natkniemy się na sprzedawcę balonów.

- Zawsze zmuszasz Wilsona żeby płacił za twoje jedzenie. Dlaczego zapłaciłeś za mój koktajl?

- Żeby coś udowodnić.

- Co?

- To, że nie jesteśmy zależni od naszych czynów.

- Co ma piernik do wiatraka?

- Źli ludzie robią dobre rzeczy.

To zdanie ma wywiera wstrząs większy od zamierzonego. Kutner nie ukrywa swojego zaskoczenia tym, że człowiek, dla którego pracuje widzi siebie w takim świetle. Jasne, że jest niegrzeczny i ostry, i niezbyt towarzyski. Ale on ratuje życie. To powinno być warte tyle samo co cokolwiek innego.

- Nie sądzisz, że jesteś dobrym człowiekiem?

- Czy ty sądzisz, że jesteś dobrym człowiekiem?

- Ja zapytałem pierwszy, - żartuje Kutner, potem widząc upartą i nachmurzoną minę House'a poddaje się i odpowiada na pytanie. - Tak...Myślę, że jestem. Staram się nie krzywdzić innych. Staram się robić to co słuszne...ale nie mam kontroli nad tym co się stanie.

- Byłby z ciebie kiepski Hindus, - postanawia House. - Do jakiej Varny należeli twoi rodzice?

- Co to jest Varna?

- Kasta...klasa społeczna...jak zarabiali na życie?

- Oni...prowadzili sklep.

- Vaishya...kupcy. Zgineli kiedy miałeś sześć lat, prawda? Gratulacje, urodziłeś się tylko raz.

Kutner jest zmieszany. Myślał, że pomysł odrodzenia był ograniczony do zachodnich religii.

- Powinienem urodzić się dwa razy?

- Upanayam...to ceremonia dla nastolatków z twojej Varny, którzy skończyli siedemnaście lat. W wyższych kastach przeprowadza się ją wcześniej. To...drugie narodziny. Wtedy dostajesz swoją świętą nić, którą potem nosisz na ramieniu jak szarfę z konkursu piękności, i uczą Cię mantry, którą można przetłumaczyć na angielski jako Ojcze Nasz ponieważ wszystkie religie są w zasadzie takie same.

Kutner uśmiecha się krzywo.

- Wiesz o tym zadziwiająco dużo jak na człowieka, który w nic nie wierzy.

House odkasłuje, starając się zamaskować swoją niewygodę wywołaną przez to spostrzeżenie łykiem koktajlu.

- To efekt uboczny posiadania karty bibliotecznej.

- Nie odpowiedziałeś na pytanie.

- Które?

- Czy sądzisz, że jesteś dobrym człowiekiem?

House odwraca wzrok, udając zainteresowanie kobietą ciągniętą chodnikiem przez dwa szkockie terriery.

- Myślenie o czymś nie gwarantuje, że tak jest. Jesteśmy... kim jesteśmy.

- Dzięki Deepak. Nie mógłbyś być bardziej tajemniczy. To proste pytanie.

- Czy ty właśnie nie wyśmiałeś własnego rodaka? On ma dyplom z interny. Jego brat jest dziekanem na Harvardzie.

- Wow...ty naprawdę zrobisz wszystko by uniknąć odpowiedzi na najprostsze pytanie.

- To głupie pytanie.

- Ja nanie odpowiedziałem.

- Bo jesteś głupi.

Kutner wybucha śmiechem. Po raz pierwszy widzi House'a zmieszanego na tyle, że nie potrafi powiedzieć nic mądrego.

- Zatrudniłeś mnie i dwie inne osoby z całego pokoju kandydatów, potym jak poraziłem pacjenta prądem i podpaliłem dwóch kolejnych. Wątpię, że zrobiłeś to dlatego, że jestem głupi.

- Żartujesz? Jesteś lepszy niż Czwarty Lipca.

- Nadal nie odpowiadasz...

House nadal zwleka.

- Dlaczego tak ci zależy?

- Ponieważ...zrobiłeś dzisiaj coś wspaniałego i wmawiasz sobie, że to nie ma znaczenia.

- Powiedziałem ci już...

- Powiedziałeś, że... to nie ma dla ciebie znaczenia. Ale ma znaczenie dla tamtej kobiety, jej dziecka, oraz innych ludzi, których życie zmieniłoby się, gdybyś nie zainterweniował. Twoje czyny mają wpływ na życie innych ludzi. One mają znaczenie. Dlaczego tego nie widzisz?

- Ponieważ... oni zapomną.

- Wątpię, że tamta kobieta kiedykolwiek zapomni. Pewnie będzie opowiadać tę historię swoim wnukom.

- A ja wątpię, że ją znowu zobaczę. Większość pacjentów, którym ratuję życie widzę tylko raz. Więc co za różnica czy oni pamiętają mnie czy nie?

- Ty nie uważasz, że jesteś złym człowiekiem, - myśli głośno Kutner. - Myślisz, że inni ludzie tak o tobie myślą.

- Nie obchodzi mnie co myślą inni...chyba, że mają pistolet, i nawet wtedy...tylko jeśli jest on wymierzony we mnie.

- Więc dlaczego o tym rozmawiamy?

- Ponieważ nie jestem w stanie ci uciec.

- Nie sądzę, że jesteś złym człowiekiem, House.

- Nie martw się, za tydzień będziesz przekonany, że jest inaczej.

- Nigdy tak nie sądziłem. - Dodaje Kutner.

- Ty nie jesteś...taki jak inni.

- Co masz na myśli?

House nareszcie się zatrzymuje ponieważ, dotarli już do szpitala a on nie chce odbyć tej rozmowy w szerszym towarzystwie.

- Twoi rodzice zostali zastrzeleni, na twoich oczach. To był zupełny przypadek, którego w dodatku można było uniknąć. Większość ludzi... byłaby po takim wydarzeniu gorzka, już ngdy nie mogliby nikomu zaufać. Pamiętasz naszego pacjenta, tamtego odludka zatrutego ołowiem? Całe jego życie legło w gruzach z powodu podobnego doświadczenia. Nie mógł nawet wyjść z domu bez bólu. Ale ty wolisz ufać każdemu, ponieważ uważasz, że jeśli myślisz, że ludzie są dobrzy to tak będzie.

- On powiedział, że zawsze taki był, nawet zanim go napadnięto, - przypomina mu Kutner.

- On skłamał. Może i miał od zawsze nerwicę - natręctw. Ale agorafobia pojawiła się u niego później.

- Nawet jeśli tak było...dlaczego zakładasz, że ja zawsze byłem taki jaki jestem teraz?

Na to pytanie House nie ma odpowiedzi, ponieważ naprawdę tego nie wie. Kutner jest młody, na tyle młody, że prawdopodobieństwo tego, że już przeżył coś wielkiego są raczej niewielkie. Oczywiście dzieci, które w wieku sześciu lat widziały śmierć własnych rodziców, i przeżyły by o tym opowiedzieć, nie spotyka się często.

- Wynik testu poziomu glukozy powinien być już gotowy. - Mruczy. Jego koktail jest prawie pusty, a to co zostało jest rzadkie i ciepłe, więc House wyrzuca go do kosza.

---------------------------------------------------------------------------------------------

Następnego dnia rano w holu szpitala, Kutner wsiada do windy z Foremanem.

- Więc nadal spotykasz się z Trzynastką?

Foreman patrzy na niego uważnie, i naciska guzik czwartego piętra.

Kutner wyczuwa niewypowiedziane pytanie.

- Spokojnie, nikomu nie powiem. Myślę, że to słodkie.

- House po prostu bawił się nami, - mówi zmęczonym tonem Foreman, i ignoruje uwagę Foremana na temat swojego związku.

- Nie sądzisz, że naprawdę chciał was zwolnić?

- Nie wiem. Nie obchodzi mnie to.

- Dlaczego myślisz, że on zrobił to dla zabawy? Miał... prawo się zainteresować.

Foreman wzrusza ramionami machając lekko aktówką.

- Dlaczego...że jest dupkiem? On nie miał prawa. On nie ma prawa interesować się tym z kim się spotykam.

Kutner nie zgadza się z nim, ale przejażdżki windą są krótkie. Więc postanawia wrócić do zamierzonego tematu rozmowy.

- A może on... wcale nie jest dupkiem?

- Taak...a kiedy kicham, wypadają mi z nosa studolarówki. Powiedziałem ci, że nie obchodzi mnie to.

- Sądzisz, że House jest dobrym człowiekiem?

Foreman parska, odpowiadając automatycznie.

- Nie.

- Dlaczego nie?

Foreman wysiada z windy, zostawiając w niej Kutnera.

- Zapytaj mnie znowu za dwa lata.

------------------------------------------------------------------

- Cześć, - mówi Chase kiedy Kutner podchodzi do niego w auli chirurgicznej.

- Czy mogę Cię o coś spytać?

- Jasne

- Myślisz, że House jest dobrym człowiekiem?

Chase uśmiecha się.

- Co on zrobił?

- Dlaczego pytasz?

- On musiał zrobić coś dziwnego, inaczej byś nie pytał.

- Masz rację, w pewnym sensie.

Chase głaszcze zarost na swojej brodzie gestem, który natychmiast przypomina Kutnerowi House'a. Zastanawia się czy Chase zauważył jak bardzo jego nieogolona twarz i nowy sposób ubierania przypominają jego byłego szefa.

- Praca dla House'a przypomina oglądanie deszczu meteorów. Na początku jest ciemno. Ale od czasu do czasu... zauważasz coś tak jasnego, że na moment ślepniesz.

- To super, - mówi Kutner, ponieważ tak jest. To zabrzmiało prawie poetycko. - Jak myślisz dlaczego cię zwolnił?

Chase znowu się uśmiecha, tym razem na tyle szeroko by pokazać zęby.

- Chcesz usłyszeć jego wersję, czy moją?

- Twoją.

- Myślę, że to zabrzmi dziwnie. Ale sądzę, że po prostu zaczynaliśmy... się rozumieć. Zaczynaliśmy... zbliżać się do siebie. Myślę, że on woli odpychać innych ludzi od ryzyka, że ich potem straci.

- Myślisz, że on bał się, że ciebie straci?

- Nie...to znaczy... W pewnym sensie. Myślę, że on boi się zmian w swoim otoczeniu przeprowadzonych bez jego zgody. Jeśli przestawisz meble w jego gabinecie on prawie dostaje ataku serca. Forman sam się zwolnił. Myślę, House przypomniał sobie, że praca u niego jest tymczasowa i, że w końcu straci nas wszystkich i będzie zmuszony szukać nowych pracowników. On nie lubi na nic czekać. Więc sam się tym zajął.

- To dlatego Cameron złożyła wymówienie? Czy House zbliżył się także do niej?

- Nie wiem, może. Nie jestem pewien. Myślę, że House wiedział, że jeśli mnie zwolni straci Cameron. Więc oszczędził sobie fatygi ze zwalnianiem jej.

- Więc wracając do mojego pierwszego pytania...- podpowiada Kutner.

- Czy House jest dobrym człowiekiem? - Pyta Chase. - Tak.

-----------------------------------------------------------------------

Kutner znajduje Cameron w izbie przyjęć zszywającą kolano chłopca, który spadł z deskorolki.

- Och...cześć. - Mówi Cameron. Spogląda na niego przez chwilę a potem skupia wzrok z powrotem na szwach.

- Czy mogę Cię o coś spytać?

- Oczywiście.

Kutner czeka przez chwilę, ponieważ nie jest pewien czy ona wyraziła zgodę czy stara się być uprzejma.

- Myślisz, że House jest dobrym człowiekiem?

Cameron marszczy nos i przechyla głowę odpowiadając z wahaniem.

- Ja...nie...jestem...pewna.

- Więc myślisz, że House jest złym człowiekiem?

- Nie sądzę, że ludzie są dobrzy czy źli, - wyjaśnia ona. - Myślę, że ludzie robią różne rzeczy i to one są dobre albo złe. Efekt tego co zrobili jest pozytywny lub negatywny.

- Więc, myślisz, że House robi dobre rzeczy?

- Wydaje mi się, że moja definicja dobra różni się zasadniczo od jego definicji.

- Ale według twojej?

Ona pociąga ostatni raz za hemostat i odcina nici.

- Nie...tak rzadko jak mu się wydaje.

-------------------------------------------------------------------------

Kutner zawisa w drzwiach gabinetu Cuddy.


- Czy mogę Cię o coś spytać?

Cuddy wyciąga formularz skargi z dolnej szuflady biurka i podaje mu go.

- Uh...nie chodzi o to. - Wyjaśnia on. - Ja naprawdę... chcę tylko o coś zapytać.

- W porządku.

On zbliża się ale potem zatrzymuje na środku pokoju.

- Myślisz, że House jest dobrym człowiekiem?

Cuddy wzdycha i podpiera głowę łokciem.

- Co on zrobił?

Kutner wybucha śmiechem z powodu jej reakcji.

- Nic takiego. To znaczy...zrobił coś.

- Czy ja nawet powinnam o tym wiedzieć?

- Uratował życie dziecka.

- Myślałam, że waszą pacjentką była trzydziestoletnia kobieta.

- Nie...nie chodzi o pacjenta. Wczoraj, ten dzieciak wyszedł na ulicę przed szpitalem. Przejechałby go samochód gdyby House go w porę nie odciągnął.

- To...niesamowite.

- Ale on po prostu sobie poszedł, - dodaje Kutner - jakby to nic nie znaczyło.

- Tak, - odpowiada Cuddy. Sam widok zdumienia na twarzy Kutnera sprawia, że jej oczy zachodzą łzami. Szkoda jej, że ona tego nie widziała. - On jest dobrym człowiekiem.

-----------------------------------------------------------------------------------------------

W odróżnieniu od innych gabinetów w szpitalu, drzwi biura Wilsona nie są ze szkła. Więc Kutner puka, liczy do trzech, a potem otwiera je i wtyka głowę do środka.

- Jesteś zajęty?

Wilson siedzi przy swoim biurku, przygotowany do pisania. Przestaje jednak i stuka długopisem o blat.

- Nie, nie jestem. Co się stało?

Kutner opada na krzesło, twarzą w twarz z drugim lekarzem.

- Czy mogę Cię o coś spytać?

Wilson przygląda mu się.

- Co on znowu przeskrobał?

- Dlaczego wszyscy mnie o to pytają?

- Doświadczenie nauczło nas żeby by przygotowanym na najgorsze kiedy ktoś kto pracuje dla House'a używa słów 'czy mogę Cię o coś spytać'.

- Czy to zawsze jest złe?

- Nie...nie zawsze. O co chciałeś spytać?

- Myślisz, że House jest dobrym człowiekiem?

Wilson chichocze.

- Dobrym w sensie...

- Kogoś kto... robi dobre uczynki.

- Myślisz, że ludzi można zdefiniować przez ich uczynki? - Odpowiada Wilson.

Kutner uświadamia sobie coś.

- Rozmawiałeś z nim o tym.

- Tylko jakieś kilkaset razy, - wzdycha Wilson. - On robi coś niezwykłego, udaje, że to nie ma znaczenia, a potem obaj udajemy, że nic się nie stało.

- Myślisz, że on kłamie? - Pyta Kutner.

Wilson rozważa jego pytanie. Kiedyś zaprzeczenie byłoby łatwiejsze.

- Boże...mam taką nadzieję.

-------------------------------------------------------------------------------------

- Nigdy w życiu nie postawię Ci już koktajlu. - Deklaruje House, kiedy Kutner wchodzi tamtego wieczora do jego biura. Inni pracownicy poszli już do domu. Kutner wrócił po swój plecak, który zostawił na sofie. Nie jest pewien o czym mówi House.

- Słucham? - Pyta spokojnie.

- Skończyłeś już swoją sondę na mój temat? - Pyta House.

Kutner orientuje się, że jego szef wie co on robił. Nie jest tego do końca pewien kto, ale jak widać ktoś poskarżył się na niego. Zauważa także iż House nie jest taki onieśmielający jak zawsze. Więc postanawia obrócić wszystko w żart.

- Zostały mi jeszcze pielęgniarki i parkingowi.

House zsuwa się na krześle.

- Dzięki. Teraz wszyscy wiedzą o tamtym dzieciaku.

- Powiedziałem tylko Cuddy.

- Równie dobrze mogłeś wykupić ogłoszenie w New York Timesie. Drugą równie skuteczną opcją byłoby powiadomienie Cameron...albo Chase'a, co z formalnego punktu widzenia jest podobne do powiadomienia Cameron, ale bez cycków.

- Dlaczego nie chcesz, żeby inni o tym wiedzieli?

- Bo nie muszą.

- Zrobiłeś coś niezwykłego, - przypomina mu Kutner.

House przewraca oczami

- Ciągle dzieje się coś niezwykłego. Ciągle ożywiamy zmarłych. Na miłość Boską, dwa razy poraziłem się prądem i dwa razy zostałem postrzelony ale nadal tu jestem. Nie mam zamiaru napisać o tym książki czy, udzielić wywiadu Oprah.

- Jak to było? - Pyta Kutner.

- Co jak było?

- Być postrzelonym.

House otwiera usta, ale nic nie mówi. Ludzie pytali go o to do znudzenia. On mówi im, że od tego mają reality showy w telewizji, albo jeśli naprawdę chcą tego doświadczyć, zawsze mogą kupić broń i sami spróbować. Kutner pyta go z zupełnie innego powodu.

- To było...sam nie wiem.

- Czego nie wiesz?

- Nie pamiętam, - wyjaśnia. Mózg zwykle wymazuje jakiekolwiek wspomnienia traumy tak poważnej, jak jego. A śpiączka w jaką wprowadzono jego organizm, dopilnowała by wspomnienia nie zostały na długo. - To znaczy...pamiętam tamten dzień, wyjście do pracy, ale reszta jest zamazana. Nie pamiętam nawet tego jak wyglądał facet, który do mnie strzelał.

Obaj cichną na minutę. Ale House zauważa rozczarowanie na twarzy Kutnera.

- Postrzelono ich w głowę, prawda?

Kutner patrzy na niego zdziwiony. Nie jest pewien skąd House to wie.

- Czytałem protokół z miejsca zbrodni.- Wyjaśnia House, kiedy Kutner patrzy na niego. - Jeśli był tak dokładny jak myślę...oni zgineli...natychmiast.

Kutner przygryza dolną wargę. Od piętnastu lat nie płakał z tego powodu, i jest przerażony perspektywą, że może się to zmienić. Powinien być wściekły na House'a za to, że przeczytał ten protokół. Ale nie jest. To sprawia, że Kutner czuje jakby House'owi na nim zależało.

- Myślisz, że oni się bali?

Kutner przełyka życząc sobie, żeby tak bardzo nie chciał znać właściwiej odpowiedzi.

- Co mam ci powiedzieć? - Pyta House, po raz pierwszy w życiu chcąc udzielić właściwiej odpowiedzi.

- Prawdę.

House patrzy przez pokój na coś co nie jest twarzą drugiego lekarza.

- Nie...nie długo.

Kutner uśmiecha się, fala smutku przechodzi i zostaje zastąpiona czymś innym. Podchodzi do sofy, podnosi swój plecak i przerzuca go przez ramię.

- Więc...dowiedziałeś się tego czego chciałeś? - Pyta z nadzieją House.

- Tak, - odpowiada Kutner, przystając w drzwiach. Nagle czuje wielką radość. Nie jest pewien dlaczego ani co to znaczy. Ale uśmiecha się tak mocno, że to aż boli.

Wie, że nie może powiedzieć House'owi prawdy, ponieważ gdyby to była prawda, House i tak by w to nie uwierzył.

- Zrobiłeś coś wielkiego, - odpowiada w końcu, - i ja nigdy tego nie zapomnę.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez elfchick dnia Śro 23:25, 13 Maj 2009, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Camelia
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 22 Lut 2009
Posty: 94
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Polska
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 14:44, 14 Maj 2009    Temat postu:

Bardzo mi się podoba. Po 5x24 potrzebowałam takiego Housa. I Kutner... Dzięki.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:49, 15 Maj 2009    Temat postu:

Camelia napisał:
Bardzo mi się podoba. Po 5x24 potrzebowałam takiego Housa.


Ja tez. Dzięki Bogu za Julie Bohemian


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:02, 22 Maj 2009    Temat postu:

Piękne

Szczególnie podobała mi się rozmowa z Chase'm. Ale to już takie moje małe spaczenie
Rozmowa z Wilsonem taka... Wilosnowa, a Cuddy przesłodka

Pozdrawiam
g


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Huddy
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 01 Sie 2008
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Miasto Świętych Pomarańczy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 9:55, 23 Maj 2009    Temat postu:

Och och. Nie czytałam fików od dawna... Ale ten jest boski.

Taki życiowy i kochany. I oczywiście mój najukochańszy Kutner. Momentami jak żywy. Aż widziałam tę hinduską twarz Kala Penna

No i ogólnie przedstawienie postaci też całkiem trafne... Aż mi się błogo zrobiło

Dzięki za tłumaczenie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
elfchick
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 22 Wrz 2006
Posty: 962
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Olsztyn
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:43, 26 Maj 2009    Temat postu:

Dzięki za podziękowania.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pomyluna
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 05 Wrz 2009
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Hogwart
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:32, 05 Wrz 2009    Temat postu:

Super.

Takie życiowe to opowiadanie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
bobi_szmyc
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 05 Wrz 2009
Posty: 421
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:37, 05 Wrz 2009    Temat postu:

Świetne, poruszające opowiadanie. House house'owaty, ale miejscami o dziwo ludzki /np wtedy, gdy kupił Kutnerowi koktail - to do niego zupełnie nie podobne/. Kutner strasznie dociekliwy, powiedziałabym uperdliwy, ale na tym opiera sie to opo.
Podobała mi sie rozmowa z Chase'em.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin