Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Mindy [NZ, 3/5]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Pinky
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 252
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: okolice Częstochowy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:25, 31 Sty 2009    Temat postu: Mindy [NZ, 3/5]


<i>Zweryfikowane przez autorkę</i>

Część 1

Nie mogła już dłużej wytrzymać. Ból był nie do zniesienia. Wstrząsały nią drgawki, pot lał się strumieniami. Siedziała skulona na chodniku i obejmowała kolana rękami. Od czasu do czasu wymiotowała. Ludzie mijali ją w biegu, nie próbowali pomóc. Zresztą, sama była sobie winna. Wzięła „na próbę”. Próba trwa już kilka lat. Nie miała domu, pracy, pieniędzy.
Dopóki posiadała jeszcze jakieś małe zapasy, mogła zachowywać się normalnie i wyłudzać pieniądze od ludzi udając, ze żebrze dla rodzeństwa, które leży chore w domu.
Zrobiła się śpiąca. Położyła się na ziemi i podłożyła ręce pod głowę. Nagle zaczęło się z nią dziać coś dziwnego. Zaczęła cała się trząść, coraz silniej, jakby dostała bardzo mocnych drgawek. Nie umiała nad tym zapanować. Uderzała rękami i nogami o ścianę budynku i płyty chodnikowe, z jej ust wypływała krwawa piana. Jakaś kobieta zaalarmowała policję. Kiedy atak minął, karetka zabrała ją do szpitala.

- Dlaczego mnie odtrącasz? Chcesz, by moje serce umarło?
- Uwierz mi, nie robię tego, by Ci zaszkodzić. Po prostu… Nie mogę tak dłużej.
- Błagam, nie zostawiaj mnie!


Nagle telewizor zgasł. House zamarł w półmroku z paczką chipsów w ręce. Rozejrzał się powoli po pokoju i delikatnie spełzł z krzesła na podłogę. Z trudem wczołgał się pod łóżko pacjenta. Odczekał parę minut po czym zajrzał cicho do paczki. Nagle tuż obok niego pojawiła się Cuddy.
- House, wyłaź!
Nie spodziewał jej się tutaj. – Jak możesz tak straszyć biednego kalekę?
Nie widziała jego twarzy, ale znakomicie wyczuwała sarkazm. - Kaleką to ty niedługo zostaniesz i to kaleką bez środków do życia jeśli natychmiast stąd nie wyjdziesz. – W duchu liczył, ze sobie pójdzie, ale wciąż czekała. Widział jej smukłe nogi tuż przy swojej twarzy.
- House, przysięgam, ze jeśli nie wyjdziesz stamtąd za dziesięć sekund, to nie będę się z tobą dłużej cackać i zawołam ochronę. Oni nie zachowują się zbyt sexownie.
- Nie pochlebiaj sobie. Pomóż mi.
– Wyczołgał się spod łóżka i chwycił ją za rąbek spódnicy.
- House! Puść mnie i wychodź natychmiast! – Odskoczyła do tyłu. Materiał został w reku House’a, a on patrzył się z uwielbieniem na jej czerwone stringi.
- Hej, myślałem, ze dziś będziesz miała figi!
Cuddy wyrwała z jego rąk potarganą spódnicę i owinęła się kocem. – Chcę Cię widzieć za pięć minut w moim gabinecie!
- Aż tyle zajmuje Ci rozebranie się?
– Krzyknął za nią. Chwycił się krawędzi łóżka i jednocześnie opierając całym ciałem na lasce podniósł się na nogi. Czegoś mu jednak brakowało. Schylił się i podniósł zmiętą paczkę chipsów.
- Jestem głodny! Mamoooo, zaczekaj na mnie! – Wyszedł z pokoju z miną nieszczęśliwego dziecka czując na sobie wzrok pielęgniarek. Po drodze złapała go Cameron.
- House, mamy pacjenta.
- Nie obchodzi mnie to. Nie widzisz, ze cierpię?!
– Popatrzył na nią zagniewanym wzrokiem. Podniosła brwi i westchnęła.
- Kobieta, lat 23, drgawki, zwiększona potliwość, wymioty, ból w całym ciele, napady padaczki…
- Zwykła narkomanka, wypuście ją do domu.
- Ale, House…
- Głucha jesteś? To ćpunka, nie warto jej ratować.
- Ty też ćpasz.
- Tak, ale ja to robię legalnie.
– Uśmiechnął się złośliwie i wysupłał z pudełeczka dwie tabletki.
- House! – Cuddy wyglądała jak żywa trąba powietrzna. Połknął tabletki, chwycił Cameron za ramię i pociągnął za sobą pragnąc jak najszybciej uciec od wcielonego zła.
- House, zatrzymaj się, bo wezwę ochronę!
Nie zatrzymując się odwrócił głowę w jej kierunku i zawołał:
- Nie zbliżajcie się do niej! Jest zbyt napalona! Radzę uciekać!
Za rogiem przystanął. Allison otworzyła kartę pacjenta, lecz podniósł rękę.
- Ty naprawdę sądzisz, ze wam pomogę? – Spojrzał na nią takim wzrokiem, jakby kazała mu właśnie zrobić trzy kółka wokół szpitala. Wyminął ją i wszedł do windy.

- Co sądzisz o narkomanach? – Wkroczył bezceremonialnie do gabinetu Wilsona. Na krześle siedziała jakaś pacjentka.
- Doktorze, kto to…
- Proszę się nim nie przejmować. Na trzecim piętrze jest oddział psychiatryczny, musiał się wymknąć któremuś pielęgniarzowi. A tymczasem proszę brać te tabletki i zgłosić się do mnie za miesiąc. To tak na dobry początek.
– Uścisnął jej rękę i wypchnął z pokoju zanim House zdążył zrobić coś gorszego.
- Nie wiedziałem, ze mamy oddział psychiatryczny. – Greg popatrzył na niego z otwartymi ustami.
- Ona tez nie. – Popatrzył na House’ a, który wciąż stał na środku pokoju. Gdyby go nie znał, pomyślałby, ze naprawdę jest szczerze zdziwiony. – Zamknij usta, wyglądasz jak… Nieważne. O co pytałeś?
- Czy Czerwony Kapturek był dziewczynką?
- Co?
- I widzisz jak mnie słuchasz?
– Usiadł na kanapie i udawał obrażonego. Wilson uniósł brwi i spojrzał ponownie w dokumenty.
- Narkomani niszczą sobie życie, ty też.
- Ale ja to robię legalnie! Nie możesz porównywać mnie z jakimś dzieciakiem, który pali trawkę pod nieobecność rodziców.
- Tak, zapomniałem dodać, ze tobie wszystko wolno. Ty masz monopol na ćpanie, tylko jak na razie ograniczyłeś się do jednego rodzaju narkotyków. Inni mogliby pomyśleć, ze marnujesz swój niesamowity dar od Boga!
– Wilson zamknął karty.
- Ty wiesz, że nigdy nie myślałem o tym w ten sposób? Podrzuciłeś mi świetny pomysł! –House usiadł rozmarzony na krześle i sięgnął po kanapkę. James popatrzył na niego spode łba, ale Greg zmarszczył brwi.
- Jasne, nie musisz dziękować, czym chata bogata. Słyszałem, ze masz przypadek. – Podniósł głowę. House wyglądał tak jakby miał do czynienia z kompletnym idiotą.
- Ja?! Nic mi o tym nie wiadomo.
- Tak. Cuddy zapewne zamierzała Ci powiedzieć, ale pod wpływem twojego seksapilu zrobiła striptiz pod łóżkiem.
- Wiesz, przekonywałem ją, że nie ma dziś ochoty, ale zdawała się być głucha na protesty. I cóż, samo wyszło.
– Popatrzył na Jamesa wzrokiem winowajcy. – Jak ja działam na te kobiety…
Dźwięk pagera przerwał im rozmowę. House nawet nie musiał pytać kto pisał. Chwycił laskę i wyszedł z pokoju.
- Tak, do zobaczenia i dzięki za rozmowę. – Wilson westchnął i zatopił się w dokumentach.

- Cuddy cię ściga po całym szpitalu. – Chase dogonił House’a w przychodni.
- Serio?! A ja myślałem, że to sam diabeł depcze mi po piętach.
- Raczej ty jemu.
- Ach przesadzasz… Wiesz jak się rumienię, kiedy ktoś prawi mi komplementy.
– Machnął ręką w jego stronę udając zawstydzenie. – Jeśli naprawdę chcesz być miły to pamiętaj – nie widziałeś mnie. A jeśli piśniesz choć słówkiem, to będziesz cienko śpiewał do końca życia. Czyli jakieś… - Spojrzał na zegarek. –…pięć minut. A teraz zmiataj. Podobno macie przypadek.
- Ale ona…
- Co?! Nie słyszę Cię! Tu jest bardzo głośno!
– Zatkał uszy i wszedł do jednego z gabinetów.
- Co pan tu robi?
Odwrócił się i spojrzał na dziewczynę, która siedziała na łóżku i obejmowała rękami kolana.
-Kto? – Rozejrzał się dokoła jakby kogoś szukał. – Widzisz tu kogoś jeszcze?
- Aha, zapomniałam, ze dzwoniłam do Boga, żeby mnie stąd zabrał. Przepraszam, ze Pana nie poznałam.
– Odwróciła się do niego plecami.
- Nie mów tak. Wystarczy House. – Podszedł bliżej i popatrzył na nią, ale znowu odwróciła się plecami. – Masz zamiar kręcić się tak całe życie?
- Tak, od dziecka lubiłam karuzele.
- Hej, jeśli ni przestaniesz, to wezwę ochronę. A oni nie zachowują się zbyt sexownie.
– Naśladował Cuddy i wyciągnął rękę, by podnieść jej głowę.
- Ty też nie. Nie wyjdę stąd.
- Sam Cię stąd nie wyciągnę. Lepiej nie zmuszaj mnie do przemocy.
- Ty i przemoc?
– Zaśmiała się i zeskoczyła z łóżka przydeptując jego nogę.
- Hej, uważaj, jestem kaleką! – Chwycił się za udo udając oburzenie.
- Tak, chyba życiowym. – Wyrwała mu laskę z ręki. – Chodź, weź ją sobie.
Popatrzył na nią i oparł się o ścianę. Zrobiła to samo, tylko że trzymała w ręce kawałek wypolerowanego drewna.
- Oddaj mi ją.
- Chcę coś w zamian.
- Nie będę powtarzać dwa razy.
- Ja także. A ją połamię raz, a dobrze. Chcę coś w zamian.
- Co?
-Jestem na głodzie. Zapewne to już wiesz. Sama widzę, ze ty też masz problemy z dragami.
– Pomachała mu laską przed oczami, obróciła ją w rękach. – Ładna, mój dziadek miał podobną. Biedaczek… Raz mu zginęła i… Spadł ze schodów. – Popatrzyła na drewno i uśmiechnęła się delikatnie. – Wiem, ze masz przy sobie jakieś tabletki. I nie możesz stąd wyjść, bo szuka Cię cały szpital.
- Mam Vicodin.
- Nóżka dokucza?
– Uśmiechnęła się złośliwie i oparła na lasce. – Lecz tego nikt mi nie wypisze na receptę, a on atwo uzależnia. Nie, nie mam sumienia Cię szantażować. – Popatrzyła niewinnie w sufit. Obserwował ją. Nie mógł w to uwierzyć, ale był pod dużym wrażeniem.
-Dlaczego nie wyjdziesz na ulicę? Jesteś ładna i na pewno ktoś zostanie twoim sponsorem.
- Miałabym być od kogoś zależna? Tak jak ty?
– Podeszła bliżej. – Szkoda, że nie jesteś młodszy. Może i miałbyś jeszcze siłę, by protestować przeciwko światu. – Chciała się odsunąć, ale chwycił za drewnianą laskę. Szarpali się ładnych parę chwil. Dziewczyna w końcu ją puściła i upadła na podłogę.
- Ty… Jak ty się właściwie nazywasz?
- Mindy.
- Lepiej dla Ciebie będzie, jeśli już pójdziesz. I pamiętaj…
– Oparł się na lasce i otworzył jej drzwi. – Nigdzie nie wiedziałaś doktora House’a.
- Jasne. W końcu dzwoniłam po Boga, nie po lekarza.
– Uśmiechnęła się szeroko i wyszła. Usiadł na łóżku i sięgnął do kieszeni.
Była pusta.
- Wredna, mała gnida… - Wstał i wyszedł na korytarz. Mindy leżała na podłodze. Miała atak padaczki. Podszedł do niej i podniósł swój Vicodin.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pinky dnia Pon 11:01, 16 Lut 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kropka
Litel Wrajter


Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:19, 31 Sty 2009    Temat postu:

Szalejesz we wszystkich działach.

Wen musi ci sprzyjać, ale wyczuwam wszędzie pewne podobieństwo zamysłu. Zmieniają się tylko bohaterowie. No, ale może się mylę.

Zobaczymy jak poprowadzisz akcję.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13421
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:07, 31 Sty 2009    Temat postu:

Zaglądnęłam tutaj z powodu twojego Hameronkowego tekstu, który bardzo mi się spodobał.
Potem zaczęłam szukać innych twego autorstwa.
Zachowujesz bardzo charakterystyczny, niemal w każdym tekście identyczny, sposób opisywania postaci.
Nawet tych, które są fikcyjnymi niefilmowymi.
Jak to robisz, że tworzysz swoje fiki, w tak różnych tematycznie działach, tak szybko? Podziwu godny wen lub jakaś mocarna muza cię wspomaga.

Mindy jednak, sama postać, zbyt "mendowata" (pejoratywne bardzo, ale to było pierwsze skojarzenie) postać. Gorsze wydanie Hałsa. Kalka jego, tyle że brunatna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pinky
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 252
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: okolice Częstochowy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:31, 31 Sty 2009    Temat postu:

Nie no, tak jak mówiłam, dopiero zaczęłam pisać fiki. Chcę na razie sprawdzić, która kategoria "pójdzie" mi najlepiej, może mój styl zacznie się rozwijać
A że to dopiero początek, to Wen sprzyja
Mindy... no raczej taki miałam zamysł, choć nie za bardzo mnie samej podoba się ta postać


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pinky
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 252
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: okolice Częstochowy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:27, 01 Lut 2009    Temat postu:

Dziś krócej

Część 2

Siedział na fotelu naprzeciwko jej łóżka. Spała. Blond włosy miała rozrzucone na poduszce. Była ładna. Przyglądał jej się cały czas, a brodę opierał na uchwycie laski. Nagle jej powieki prawie niezauważalnie drgnęły. Podniósł głowę i uśmiechnął się. Ktoś zapukał w szybę – Wilson. House uniósł brwi i wstał.
- Czego chcesz?
- Masz chwilkę?
- Nie mam nawet chwileczki, pogadamy później.
- Ale…
- James! Ja mam PACJENTKĘ!
– zamknął mu drzwi przed nosem. Stał jeszcze przez chwilę odwrócony do niej tyłem stukając laską w podłogę w rytm ulubionej piosenki.
- Jesteś szalona, wiesz? – Stanął z nią twarzą w twarz.
- Nie bardziej niż ty.
- A co chciałaś osiągnąć zabierając mi laskę?
- Myślałam, ze cię rozbawię.
– Przekręciła głowę by na nią nie patrzył.
- Czemu to robisz?
- Czuję się niezręcznie.
- Czego ode mnie chcesz?
- Ja?
– Popatrzyła na niego i zaczęła się uśmiechać. – To ty sobie to wmówiłeś. To dlatego tu siedzisz od kilku godzin. Chcesz się dowiedzieć o co mi chodzi by potem mnie poniżać. – Poprawiła kołdrę na łóżku. – Nie tylko pan ma oczy i nie tylko pan obserwuje. – Przekręciła się na drugi bok.
House zacisnął ręce na lasce i wstał.
- Jak się nazywasz?
- Po co ci to?
- Aha!
– krzyknął zadowolony. – Gdybyś obserwowała wszystko tak dobrze jak ja to wiedziałabyś, ze muszę znać twoje dane.
- Stevenson. I nie mieszkałam w tym mieście.
– Nawet na niego nie spojrzała. Poczuł się zbity z tropu. Zmarszczył czoło i wyszedł. Zaraz za rogiem złapał go Wilson.
- Czego chcesz?
- Twój zespół siedzi od rana w moim gabinecie i marudzi, ze nie dopuszczasz ich do pacjenta.
- Szkoda, ze nie poszli do Cuddy.
- Szkoda?! Raczej szczęście, bo Lisa ma ochotę urwać ci głowę i nadziać na pal.

House przystanął zdziwiony. Wytrzeszczył oczy na Jamesa. – LISA?! Od kiedy jesteście po imieniu? Czy JA o czymś nie wiem?
- Tak, najwyraźniej nie wiesz czemu ta mała uczepiła się ciebie jak rzep psiego ogona.
- Podsłuchiwałeś!
– House był coraz bardziej zdziwiony.
- Greg – Wilson czuł się trochę niezręcznie. – No rusz się. Nie chce widzieć na oczy twojego zespołu do końca życia.
- Mówiłem, ze są mili, co nie? I nie martw się, nikomu nie powiem, że masz rzeżączkę!
– wydarł się na cały głos i uciekł do swojego gabinetu. Nie było ani Cameron, ani kangura, ani Murzyna.
Wychylił głowę na korytarz. – Kto mi ukradł zespół?!
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki trójka lekarzy zjawiła się na korytarzu. Popatrzył na nich ze źle udawanym zdziwieniem. –Wow, szybko! Gdzie się tego nauczyliście?
- Pracowaliśmy przez kilkanaście miesięcy z wcielonym złem. Teraz to pestka.
– Cameron wyminęła go w drzwiach.
- Nikt mi nie mówił, ze pracowaliście dla Cuddy! Czy ja ZNOWU o czymś nie wiem?
- Coś ośmiela się ukrywać przed tobą?
– Foreman podszedł do tablicy, ale House pokręcił głową.
- Nie, za te niegrzeczne uwagi ani ty, ani ona nie dotykacie dziś mazaków. Chase… - Podniósł pisak w jego stronę. – Wiedz, ze robię to z ciężkim sercem.
Chase zaczął wypisywać różne symptomy, lecz House popatrzył na niego jak na wariata.
- Czy ja mówię niewyraźnie? Chase, tobie też zabroniłem dotykania MOICH mazaczków, bo piszesz głupoty! – Zmazał tablicę, a na samej górze napisał:

Mindy Stevens
wredna, mała gnida
złodziejka
ćpunka (nielegalna)
nie mieszka w tym mieście


- Nielegalna? – Cameron zdziwiła się. – Jak ktoś może legalnie brać narkotyki?
- Uwaga!
– House podniósł ręce do góry. – Fanfary!
- No tak, to było głupie pytanie.
- Ja wam chyba wyznaczę limit na te głupie pytania, może zaczniecie czaić o co mi chodzi.
- Po co wypisałeś to wszystko?
– Foreman podszedł bliżej tablicy.
- Źle! Minus jedno pytanie dla Murzyna i dla tej pięknej pani w białym kitlu. Jesteście z Cameron coraz bliżej wygranej!
- My… mamy znaleźć jej dom i… Tak jak zwykle dowiedzieć się coś o pacjencie?

House spojrzał na Chase’a szeroko otwartymi oczami. – Wow, poczułem się jakbym zderzył się z murem. Ale… Zgadłeś! Niestety, nie dostajesz dodatkowego pytania, bo z tym wyskoczyłeś za późno. I widzisz? – Wskazał na Cameron i Foremana i popatrzył smutnym wzrokiem. – Oni teraz będą przez ciebie cierpieć! - Odwrócił się w ich stronę. – Powiem to powoli i wyraźnie, bo ostatnio nie rozumiecie o co mi chodzi. Macie… Znaleźć… Dom… Mindy… Stevens… I… Dowiedzieć… Się… Czegoś… O… Niej… Murzynie, dla Ciebie Zadanie SPECJALNE, rozumiesz? Dowiedz się… Czy… Jej… Dziadek… Naprawdę… Spadł… Ze… Schodów… - Foreman już otworzył usta, by coś powiedzieć, ale House uniósł rękę. – Naprawdę chcesz zmniejszyć swój limit głupich pytań?
- A ja?
– Chase podszedł do niego. – Co ze mną?
- Ty siedź w pokoju Mindy i udawaj kangura bojowego, bo inaczej będzie gotowa ZNOWU wam uciec. Słyszałem, ze jest coś takiego jak walki kangurów…
- Greg podrapał się po skroni. – W każdym razie szkoda, ze mnie to ominie bo będę popijał burbon w domu. Także… Do roboty! – Pokuśtykał na korytarz.

W holu złapała go Cuddy.
- House! Do przychodni!
- Byłem już dziś w przychodni.
- By powyzywać się z pacjentką? W każdym razie nieźle na nią podziałałeś, bo dostała padaczki zaraz za drzwiami.
- Działam na kobiety, nie?
– Mrugnął porozumiewawczo okiem.- To co, wieczorem u mnie?
- Jasne, przyniosę kawę i ciasto.
– Odwróciła się i poszła w stronę windy. Greg pokuśtykał do drzwi. Lisa przystanęła i odwróciła się.
- House! To był sarkazm!
- Dlaczego jesteś z Wilsonem po imieniu?
- Z Jamesem? My…
-Aha! Wiedziałem, ze coś się za tym kryje!
– Uśmiechnął się szyderczo i poszedł w swoją stronę.
- Ale my nie… My nic…
- Już się nie tłumacz!
– Rzucił przez ramię. – Powiedział mi o wszystkim!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13421
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:34, 01 Lut 2009    Temat postu:

Teksty Hałsa jak trzeba. Wredny i sarkastyczny jak zawsze.
Dialog jest atutem twojego pisania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ginger_42
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 15 Paź 2008
Posty: 84
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z fabryki kredek
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:12, 06 Lut 2009    Temat postu:

O tak, dialogi świetnie napisane! Postacie bardzo wiarygodne (takie, jak w serialu). Tylko ta Mindy... Cóż, dla dalszego rozwoju wydarzeń można ją przecierpieć. "James" i "Lisa"? A to co!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pinky
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 252
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: okolice Częstochowy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:17, 07 Lut 2009    Temat postu:

Niestety muszę zaczekać na Wena...

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pinky dnia Sob 20:19, 07 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eletariel
Elf łotrzyk


Dołączył: 24 Mar 2008
Posty: 1877
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:14, 07 Lut 2009    Temat postu:

Całkiem mi się podoba. Szczególnie udane są dialogi. Jak dla mnie za szybki zwrot akcji i za mało opisów. Ale ogólnie to jest super:)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pinky
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 252
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: okolice Częstochowy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 11:05, 16 Lut 2009    Temat postu:

Część 3

Drzwi były otwarte. Nie przypominał sobie jednak, czy zamykał je rano, więc się nie zdziwił. Kiedy wszedł, usłyszał delikatną melodię. Taaak… The Who… Czemu wszyscy myśleli, że on może tego słuchać dzień i noc?!
Powiesił plecak na wieszaku i wszedł dalej. Okna były pozasłaniane, zapalona lampa w rogu dawała lekki półmrok. Odsłonił zasłony wpuszczając popołudniowe światło.
Siedziała w jego ulubionym fotelu ubrana w jego szlafrok, z jego ulubionym kubkiem w ręku.
- Wiem, wiem, jestem szalona.- Wstała zanim zdążył coś powiedzieć i oddała mu pusty kubek. Zrzuciła szlafrok i wyszła. Zatkało go.

- Jak wy do cholery pilnujecie pacjentów?!– Ściskał telefon w ręce i darł się do słuchawki jakby chciał, by rozmówcom popękały bębenki. – Co ta wariatka robi w moim domu?!
- Ale… ona cały czas leży w łóżku…
- Foreman był zdziwiony. – Może znowu masz omamy?
- To nie były halucynacje! Gdzie jest Chase?!
- Chase jest w…
- No właśnie! Powiedz mu, że kiedy go złapię, to wsadzę mu tę drewnianą laskę w dupę aż po same migdałki.


- Co macie?
- Nic.
- Zła odpowiedź. Zapytam jeszcze raz, a wy pomyślcie dobrze nad odpowiedzią. Co dla mnie macie?
- Wychodzi na to, że nic jej nie jest. Zrobiliśmy wszystkie badania od sprawdzenia jej grupy krwi po toksykologię i rezonans.
- A czy któryś z was, geniusze, wpadł na to, by zrobić jej biopsję?
- Ale…
- Kangurze, milcz jak do mnie mówisz. Cameron!
– House wziął w dłoń mazak i zaczął coś pisać na tablicy. – Co o niej wiemy?
- Nic.

House popatrzył na nią z otwartymi ustami. – Przepraszam, bo… CHYBA NIEDOSŁYSZAŁEM! JESTEM GŁUCHY, WIE PANI? – darł się prosto do jej ucha.
- Nic nie znaleźliśmy! –Foreman patrzył na niego jak na wariata. - Ta Mindy… Ona tak jakby nie istniała!
- To może źle szukaliście? Czy ja wszystko muszę robić sam?!
– House zrobił minę cierpiętnika i wyszedł z gabinetu.

Rutynowy przypadek. Prosty przypadek. Wszystko powinno przebiegać bez komplikacji. Mógł go powierzyć zespołowi, ale coś mu na to nie pozwalało. Wszystko było takie niejasne. Po raz pierwszy w życiu nie wiedział, co ma zrobić. Wszystkie badania były normalne. Naprawdę była zdrowa, poza kilkoma napadami epilepsji i uzależnieniem od narkotyków. Dziewczyna była chyba z kosmosu. Nikt nic o niej nie wiedział. Po prostu się pojawiła. Był wściekły, że włamała się do jego domu, ale jednocześnie podziwiał jej przebiegłość i spryt. Analizował ich strasznie krótką znajomość.
Znajomość?
Czy kiedykolwiek użył tego słowa, by określić swoje stosunki z kimkolwiek?
Wstał i pokuśtykał do gabinetu Wilsona. James czytał w nim jak w otwartej księdze, więc od razu wiedział, że coś jest nie tak, choć nie dawał tego po sobie poznać. Nie podnosił wzroku znad papierów tylko czekał, aż Greg weźmie swoją kanapkę, a on będzie mógł wyrazić swoje niezadowolenie. Po chwili milczenia podniósł wzrok. House siedział na kanapie bez ruchu i wpatrywał się w Wilsona.
- Czy to jakaś zabawa? Przegram, jeśli zamrugam pierwszy? – Wilson próbował go rozgryźć, ale przyjaciel tylko spuścił wzrok.
- Nie umiem sobie poradzić z pacjentką. Przybyła znikąd, nic jej nie jest, a jednak ma skądś te cholerne napady. Zrobiliśmy wszystkie badania. I nic.
- Czy ja dobrze słyszę? Tobie na tej pacjentce ZALEŻY?
– Wilson otworzył oczy ze zdziwienia.
- Nie. Po prostu nie mogę jej pomóc.
- Chcesz znaleźć chorobę zanim ona zabiję tą dziewczynę. Tylko dlaczego nie wywołasz w niej jakiegoś ataku albo nie otworzysz jej mózgu lub zrobisz coś innego, ale równie irracjonalnego? Powkurzasz przy tym Cuddy…
- Ooo!
– House uśmiechnął się złowieszczo. – To już nie jesteście po imieniu?
- Ale…
- Nie martw się, wszystko mi powiedziała.
– Mrugnął porozumiewawczo. – Aha, jeszcze jedno. Przegrałeś.
- Yyy…
- Odezwałeś się pierwszy, więc przegrałeś.
– Wstał i pokuśtykał na korytarz zabierając kanapkę z biurka. Wilson podniósł słuchawkę i wybrał numer Cuddy.
- Lisa, był u mnie Greg, potrzebuje mojej pomocy. Nie będę miał dziś czasu. Może jutro, ok?

Wparował do pokoju Mindy bez uprzedzenia.
- Nie udawaj, że śpisz, wredna, mała gnido.
- Nic tym nie wskórasz.
– Otworzyła oczy i popatrzyła na niego spokojnie. – Nie musisz krzyczeć.
- Muszę, bo najwyraźniej nikt nie nauczył cię podstawowych zasad.
- Wiesz co…
- Zasada pierwsza – nie przerywaj starszym.
– House ściągnął kołdrę z łóżka i wziął do ręki igłę do biopsji.
- Co ty…
- Zasada druga – bądź kulturalna i grzeczna, co oznacza, że masz mówić do mnie „Pan”, a nie „Ty”. A teraz odwróć się na bok.
- Nie odwrócę się.
- Zasada trzecia – słuchaj starszych, bo są mądrzejsi od ciebie zwłaszcza lekarze.
- Co ty…
- Co PAN!
- Co pan zamierza zrobić z tą igłą?
- Chcę ją w ciebie wbić. A jeśli nie przestaniesz się ruszać i gadać, to źle ją wbiję i zostaniesz kaleką do końca życia.
- Jak pan?
- Cholera, odwróć się!

Podwinął jej koszulę i posmarował skórę.
- Czy to będzie bolało? – Mindy odwróciła przez ramię głowę i spojrzała na niego.
- Tak. Podwiń nogi. I postaraj się wytrzymać.
– Opuścił oczy i przysunął się bliżej łóżka. Już miał wbijać igłę, kiedy do pokoju weszła Cameron.
- House, czy masz zgodę jej opiekunów?
- Ona umiera!
– Popatrzył na nią wzrokiem zbitego psa.
- Nie umiera i ty dobrze o tym wiesz! House…
- Uważaj…
- Wbił pod skórę igłę. – Nie zbliżaj się, bo jeszcze zrobię jej krzywdę. – Popatrzył na nią, tym razem bardzo poważnie. Cameron zmrużyła oczy.
- Idę po Cuddy. – Odwróciła się na pięcie i wyszła.
- Podwiń nogi, przyciśnij je do klatki piersiowej i nie ruszaj się. – Wbił igłę głębiej. Czuł, jak dziewczyna cała drży. Przyłożył do końca igły małą fiolkę i czekał, aż płyn wypłynie. Potem ją odstawił i wyciągnął igłę. – Możesz się odwrócić.
Do gabinetu weszła Cuddy.
- House, odbieram ci przypadek.
- Nie ma mowy.
- Właśnie zrobiłeś pacjentce badanie bez zgody jej opiekunów!
- Ona jest pełnoletnia! Wyjdź i pozwól mi dokończyć przypadek!
– Wypchnął ją z pokoju, zamknął drzwi i zasunął żaluzje.
- Nie jestem pełnoletnia.
- Zamknij się. Teraz jesteś.
– Przykrył ją kołdrą. – Skąd jesteś?
- Z miasta.
- Wow! Zaskoczyłaś mnie!
– Podszedł bliżej, wyjął małą latarkę i zaczął świecić jej w oczy. – Kim są twoi rodzice?
- Nie mam rodziców. Zginęli w wypadku samochodowym.
- Jasne… Myślisz, że ci uwierzę? Jesteś małą smarkulą, która uciekła z domu, bo miała problem z dragami. Sprzedawałaś swoje wdzięki na ulicy, by zarobić na narkotyki. Myślisz, że nie wiem?
– Odłączył jej kroplówkę i załączył inną.
- Co ty robisz?
- Podłączam ci „magiczny soczek”. Jeśli nie będziesz mówić prawdy, umrzesz.
- Żartujesz sobie, prawda?
- Niby czemu miałbym żartować?
- Jesteś starym, wkurzającym facetem, bez nadziei na przyszłość! Kaleką, który już zawsze będzie sam. Przychodzisz do pustego domu, zamawiasz chińszczyznę i oglądasz zapasy. Nie masz już nic innego. Boisz się ludzi, bo mogliby odkryć, ze tak naprawdę nie jesteś nikim niezwykłym. Poza twoim nałogiem i chorą nogą nic cię nie wyróżnia. Jesteś taki sam jak ja, pielęgniarki na korytarzu czy zwykły pomywacz. Starasz się utrzymać na wierzchu i udowodnić, że masz przywileje, które pozwolą ci kpić ze wszystkiego i wszystkich. Wiesz, że…
- Nagle zamilkła i zaczęła się trząść. House stał nad nią i czekał, aż atak padaczki przejdzie. Kiedy było już po wszystkim, obrócił ją, przycisnął jej nogi do klatki piersiowej i zacieśnił pasami, a potem wbił igłę. Czuł, jak drżała, słyszał jej jęki. Poczekał, aż płyn wycieknie do drugiej fiolki, a potem wyciągnął igłę. Odwiązał pasy, obrócił ją na plecy i wyszedł.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ginger_42
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 15 Paź 2008
Posty: 84
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z fabryki kredek
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 9:51, 03 Mar 2009    Temat postu:

Cóż, próbując rozgryźć House'a Mindy niczego nie udowodniła, ale chyba przestaje mnie denerwować... Szacunek? Nie wiem.
Jimmy spotykający się z Cuddy Zobaczymy, co z tego wyniknie.
I o co chodziło z tą wizytą w mieszkaniu House'a? Halucynacja?

Pinky napisał:

Powiedz mu, że kiedy go złapię, to wsadzę mu tę drewnianą laskę w dupę aż po same migdałki.


Tu padłam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin