Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Nasz Fic 5 :)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Hilda
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 12 Cze 2008
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z miłości
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:45, 17 Lip 2008    Temat postu:

House wszedł do gabinetu Wilsona i od razu czapną pół jego śniadania leżącego na stole. Jimmy pokręcił głową ale nic nie powiedział. Nie chciał zaczynać kolejnego przekomarzania na temat jedzenia zwłaszcza, że miał bardzo ważne pytanie.
- House mam dla ciebie zaproszenie. - powiedział Wilson wyciągając rękę w której trzymał różowawy kartonik.
Greg patrzył przez chwilę podejrzliwie.
- Ja i Amber pobieramy się.
- Może kup sobie szczeniaczka. Mniej nabrudzi, a przyjemność w obu przypadkach taka sama.
Wilson nic nie mówił, a House myślał przez chwilę.
- Kiedy pies ci się znudzi możesz go spuścić w klozecie z Cutthroat Bitch nie będzie tak łatwo.
Wilson nabrał powietrza w płuca. Chyba sie wkurzył - pomyślał House.


Trzasnęły drzwi.Został sam. Podniósł z biurka różowy karnecik. Ostrożnie otworzył i cedził każde wykaligrafowane tam słowo. "Po co mu ten cały cholerny ślub..." pomyślał House


Wtedy do jego gabinetu wpadła Cameron.
- A ty tu czego ? - spytał widząc przed sobą blondynkę.

- Chciałam zaprosić cię na ślub - powiedziała i śmiało włożyła mu w dłoń zaproszenie.
- Ty też? W sumie Chase bardziej przypomina szczeniaczka niż Dwulicowa Ździra, ale ze spuszczeniem w kiblu też nie najlepiej...
- House, nie biorę ślubu z Chasem. Tylko z tobą - powiedziała z maniackim uśmiechem.

- Oszalałaś? - zaprotestował, czując nagłe osłabienie.
- Mwahahaha nabrałam cię! - zaśmiała się demonicznie. - Wychodzę za mąż za Foremana, a Chase udzieli nam ślubu. Chcę, żebyś był moim świadkiem, chyba nie odmówisz?

- to Chase ma takie mozliwości? nie przypominam sobie żeby kończył kurs na pastora? - uśmiechnął się krzywo
- to nie pierwszy kurs o którym nie wiesz.. - i opowiedziała mu jak to 6 mies wcześniej postanowili razem...


Zapisać się na forum.Nagle House ocknął się w gabinecie Wilsona. "Żeby mi się czekoladowy kangur i cała reszta śniła! Staczam się" mruknął wstając. Różowy kartonik wciąż leżał w tym samym miejscu.

Nie pije więcej w pracy... No może nie tak dużo... Musiałem po wyjściu Wilsona zasnąć...
- No nareszcie się obudziłeś
- Cuddy? Co robisz w gabinecie Wilsona? To jakiś kolejny sen?
- To zależy...
- Od czego
- Co chcesz robić w tym "śnie"

House drapał się chwilę po głowie myśląc intensywnie coś w stylu: Co się u diabła dzieje?!!!
-Gdybym Cię nie znał pomyślałbym, że składasz mi jakąś propozycję... - podjął wreszcie ostrożnie temat.- Nie zrozum mnie źle...Eee...Bardzo mi to pochlebia, ale... - plątał się w zeznaniach
-Och, przestań sie wygłupiać! - Cuddy obruszyła się pomysłem House'a - przecież żartowałam.
-No wiesz?! - House odetchnął z ulgą, ale nie pozwolił, aby ona to zauważyła. Zamiast tego wrócił do swego zwykłego niby-lekceważącego tonu - Żartować na taki temat?! Toż to barbarzyństwo! - uśmiechał się szeroko, ciekaw czy Cuddy podejmie grę...słowną.

- Uwierz mi że nie większe niż wgapianie się w mój dekolt- miał wrażenie że mu się udało. Nie spodziewał się jednak tego co miało za chwilę nastąpić...


Nagle do gabinetu weszła wysoka brunetka, której House w ogóle nie znał.
- Kim ona... - zaczął, lecz Cuddy mu przerwała.
- Ta dziewczyna uważa się za twoją córkę. - stwierdziła Lisa. "Jak to ? Z kim ?" - zastanawiał się diagnosta przyglądając się tej młodej osobie. "Kim mogłaby być jej matka ?"

- Mamo nie mów o mnie per 'ta dziewczyna'!
- Przepraszam
- Błagam powiedzcie, że ja nadal śnię...


- Mówiłam Ci że tak będzie! Ale nie koniecznie chciałaś go poznać!
- Mam na niego ciągle patrzeć z daleka i słuchać opowieści?! - House siedział z otworzoną buzią.
Nie miał wątpliwości że to jego córka gdy patrzył na te neonowo niebieskie oczy.
- Gdzieś ty ją uchowała w szafie?!- zapytał zirytowanym głosem. Cuddy popatrzyła na niego i spuściła głowę. Co miała powiedzieć "Sorry Greg zapomniałam ci powiedzieć"? Przed nimi stała przecież konsekwencja ich jednej nocy z przed prawie 20lat. Dokładnie przed osiemnastu lat dziewięciu miesięcy i piętnastu dni.


- Przecież i tak byś jej nie chciał. - odpowiedziała w końcu.
- A może zdradzisz mi chociaż imię naszej córki ? - spytał jeszcze nie myśląc o poprzedniej odpowiedzi.
- To jest Kate. - przedstawiła córkę robiąc przy tym komiczną minę i śmiesznie wskazując dłońmi, jak jakaś asystentka magika, gdy ten pokazuje sztuczkę.

- Bardzo ładnie... - uśmiechał się niepewnie House, nie za bardzo wiedząc co właściwie powinien powiedzieć. - Sam nie wymyśliłbym lepszego imienia dla swojej córki, doprawdy... Jednakowoż mam na to całkiem dobre usprawiedliwienie... Mianowicie nie wiedziałem o jej istnieniu, a to jak sądzę całkiem dobre wytłumaczenie na wszystkie pozostałe aspekty związane z byciem rodzicem... ojcem... konkretnie w moim przypadku...z których nie mogłem się wywiązywać...
Mówiąc to przerzucał wzrok z jednej damy na drugą na oślep szukając swojej laski, która na złość nie chciała się znaleźć! Kiedy wreszcie chwycił ten znajomy kawałek drewna, wstał powoli. Bardzo powoli...
- Skoro już mamy jasność co do powodów mojej nieobecności w życiu tej...tej...- rozpaczliwie szukał właściwego określenia dla swojej bądź co bądź córki, ale jakoś nic mądrego nie przychodziło mu w tej chwili do głowy, więc dokończył w najprostszy sposób - Kate... Pozwolisz Cuddy, że zniknę na kolejny moment naszego szczęśliwego, rodzinnego życia i zrobię to co zwykle robię, gdy dowiaduję się o istnieniu ...mojego potomstwa. - House wzdrygnął się, gdy dotarło do niego znaczenie tego słowa. Był już przy drzwiach po ominięciu szerokim łukiem Kate, gdy ciągle lekko podenerwowana Cuddy zapytała?
- Co właściwie zamierzasz teraz zrobić?
- Zwymiotować. - Odpalił szczerze House i ruszył w kierunku męskiej toalety. Tego azylu, tej bezpiecznej bazy, tego jedynego miejsca na świecie, do którego normalnie kobiety nie mają prawa wstępu.


- Kate, wracaj do szkoły. - powiedziała pół rozkazem, pół troskliwie Cuddy.
- Już ? Jeszcze nie poznałam się dokładnie z moim ojcem.
- On nie chce się z tobą poznawać. - powiedziała ostro, lecz widząc smutek na twarzy córki zmieniła swoją wypowiedź : - Po prostu on nie jest jeszcze gotowy na dokładne poznanie się z tobą. Dajmy mu trochę czasu. - Kate uśmiechnęła się, a w oczach miała nadzieję... tą nadzieję, której Cuddy nie powinna jej właśnie dawać. Dziewczyna poszła do szkoły, a jej matka do swojego gabinetu. Tymczasem w męskiej toalecie...

...House po kilkukrotnym przepłukaniu twarzy lodowatą wodą, siedział na podłodze w pozycji kwiatu lotosu i powtarzał głośno:
- Jestem oazą spokoju...oazą...spokoju...To łatwe....oaza...spokój....Od razu lepiej...Jestem wyluzowanym kwiatem na tafli jeziora...Spokój...oa..- medytację przerwało wtargnięcie Chase'a.
- O...przepraszam - zmieszał się z początku, po czym zagadnął znienacka:
- Idę z Kate na kolację, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko - uśmiechnął się cieplutko do zdębiałego House'a.
- Jestem oazą spokoju, ale bez przesady! - odparował House wstając raptownie. - Gdzie jest Cuddy?!


*krótki przeskoczek*
- Lisa ?! Jak ty dbasz o nasze dziecko ?
- O co ci chodzi House ?
- Wiesz z kim ona umawia się na randkę ?
- Tak. Z Robertem. A co ? Przeszkadza ci coś w tym ?
- Jesteś szalona. - mruknął i odwrócił się od niej, lecz ona jeszcze z nim nie skończyła...

House ruszył w stronę drzwi, ale Cuddy dotarła tam pierwsza. Szybkim ruchem przekręciła zamek i oparła się drzwi, uniemożliwiając House'owi wyjście z łazienki.
- Mam laskę i nie zawaham się jej użyć, - warknął House, mocniej zaciskając dłonie na smukłym kawałku drewna.
- A ja mogę wpisać cię na permanentny dyżur w klinice na najbliższe dwa miesiące, - odparowała Cuddy ze słodkim uśmiechem.
House burknął coś pod nosem, ale cofnął się o krok i oparł ciężko o laskę.
- Nie wypuszczę cię stąd, dopóki mnie nie wysłuchasz i nie dotrze do ciebie to, co mam do powiedzenia.
House przewrócił oczami. - Cudownie. Umrzemy ze starości w cholernej łazience.
- Zamknij się, House. Wiesz dlaczego Kate umówiła się z Chase'm?
- Bo chce się dowiedzieć, jakiego używa szamponu?
Cuddy zamknęła oczy i policzyła do dziesięciu żeby się nieco uspokoić.
- Nie, - warknęła. - Bo przewidziała, że jej ojciec-idiota nie zechce poświęcić jej pięciu minut swojego bezcennego czasu, a chciałaby się czegoś o nim dowiedzieć, - powiedziała, po czym odwróciła się na pięcie i zostawiła lekko osłupiałego House'a samego w łazience.


Wyszedł zaraz za nią z łazienki i krzyknął :
- Nie musiała się umawiać z Chase'm, mogła spotkać się z Cameron. - ale Cuddy udała, że tego nie usłyszała i poszła do swojego gabinetu. Tymczasem House ruszył do swoich kaczątek.

Drzwi do Departamentu Diagnostyki otwarły się z takim impetem, że zadrżały wszystkie szyby w gabinecie. Wściekły House rozejrzał się po pokoju. Foreman przy stole z kubkiem parującej kawy i mocno ubawioną miną, Cameron na oparciu fotela, pocieszająca Chase'a... Młody Australijczyk wyglądał jak skazaniec na trzy minuty przed egzekucją.
- Cameron, zostaw wombata w spokoju. Foreman, przestań się idiotycznie uśmiechać. Wombat, do mojego gabinetu, - warknął House.
- Ale ja tylko... - bąknął pod nosem pobladły Chase.
- Natychmiast!


Chase wstał i podążył za House. Drzwi zamkneły się, więc Foreman i Cameron mogli tylko patrzeć przez szybe jak ich szef wścieka się na pracownika. A w gabinecie...

...House przechadzał się nerwowo w tę i z powrotem. Chase usiadł na wszelki wypadek, to znaczy w razie, gdyby jego trzęsące się ze strachu kolana ugięły się pod nim. Postanowił choć sprawiać wrażenie, że dzielnie się trzyma. Przecież Foreman i Cameron nie spuszczali go z oczu.
- Po pierwsze: Od jak dawna wiesz, że Kate jest moją córką? - zaczął nagle House, zatrzymując się i wbijając swój stalowy wzrok w Chase'a. - Skąd w ogóle wiesz, że mam córkę? Cholera! - Wściekł się zdając sobie sprawę z komiczności sytuacji w jakiej postawiła go Cuddy. Chase otwierał już usta, żeby odpowiedzieć, ale House zapytał niespodziewanie:
- Kto jeszcze wie? - czekał w pełni napięcia na odpowiedź.
- Mam zawęzić odpowiedź do twoich najbliższych współpracowników ...? - wypalił niewiele myśląc Chase i natychmiast pożałował, bo House ryknął na niego:
- Możesz zawęzić do naszego Układu Słonecznego tylko się streszczaj!
- Wszyscy... to znaczy w tym szpitalu... chyba... Od prawie roku...- padła szybka, cichutka odpowiedź. Po czym nastąpiła mrożąca krew w żyłach cisza.
Świetnie. Fantastycznie. House pojął wreszcie te drwiące uśmieszki pielęgniarek i ukradkowe spojrzenia podwładnych. Zaraz to z Cuddy załatwi, zaraz jej...
- Więc mogę zabrać Kate na tę kolację? - zaskoczony House odwrócił się do Chase'a i patrzył na niego jakby ten zwariował.
- Nie, wyliniały dingo, nie możesz! - warknął House zbliżając się do swojej ofiary i podnosząc w górę laskę - I jeśli jeszcze...
- Dlaczego? - Chase miał wyraz twarzy zawiedzionego chłopczyka, któremu obiecano przejażdżkę motocyklem a posadzono na kucyku. - Chciałem się z nią umówić od kiedy przestała się spotykać z Foremanem. Przyznasz chyba, że jestem lepszym...
- Co?!!! - House potrzebował chwili zanim sens słów Chase'a dotarł do jego mózgu i zapalił kontrolkę pod nazwą: "Niepohamowana furia", i ryknął aż zadrżały okna i inne szklane przedmioty w promieniu kilkunastu (opowiadano później, że nawet kilkudziesięciu) metrów.
- Foreman umawiał się z moją córką?!!!
- Czas na ciebie Foreman - strwożona Cameron szepnęła do przerażonego Foremana, który w tej chwili pośpiesznie opuszczał gabinet diagnostyczny, potykając się o własne nogi i potrącając ludzi na korytarzu. Słyszał za plecami House'a wrzeszczącego na całe gardło:
- Zabiję go!!! Zabiję tego... - i tu padały słowa, których przytoczyć się nie da i nie wolno. Przed usłyszeniem których, matki w całym szpitalu chroniły swoje dzieci zatykając im uszy...Które odbijały się echem i powodowały gęsią skórkę nawet u najtwardszych ludzi akurat tutaj zebranych (a trzeba nadmienić, że w tym momencie badania kontrolne przechodziła właśnie cała miejscowa drużyna futbolowa)... Foreman miał zatem dość dobrą motywację, aby szybko przebierać nogami.
Cameron i Chase próbowali jeszcze nieudolnie zatrzymać House'a, dając tym samym czas Foremanowi na znalezienie bezpiecznej kryjówki.
- Mam nadzieję, że nie wpadnie na pomysł, aby czekać na windę. - martwił się uśmiechnięty Chase.
- Albo wpaść do szatni po swoje rzeczy. - dodała równie rozbawiona Cameron.
- Taa, w trumnie na pewno mu się bardzo przydadzą - Chase parsknął śmiechem.


Wtedy wyszedł House.
- Gdzie on jest ?! - warknął na stojącą dwójkę.
- Nie wiem. - odpowiedział Chase.
- Zamknij się ! Cameron ? - teraz świdrował ją wzrokiem.
- Ja również nie wiem. - powiedziała, ale gdyby była małym to by się zapewne popłakała.
- Cameron, przecież ty nie potrafisz kłamać... - mówił słodziutko, bo chciał ją skusić do wydania kryjówki Erica.


- Przeciesz nie zrobie mu nic złego powiedz mi...- Mówił coraz cieplejszym głosem jak do małej dziewczynki. Spojrzała mu we oczy i już chciała mu powiedzieć ale odezwał się jej wewnętrzny głos " On tobą manipuluje!". Wyprostowała się i odważnie powiedziała
- Nawet gdybym wiedziała to i tak bym Ci nie powiedziała - Odwróciła się i wyszła


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:31, 17 Lip 2008    Temat postu:

House wszedł do gabinetu Wilsona i od razu czapną pół jego śniadania leżącego na stole. Jimmy pokręcił głową ale nic nie powiedział. Nie chciał zaczynać kolejnego przekomarzania na temat jedzenia zwłaszcza, że miał bardzo ważne pytanie.
- House mam dla ciebie zaproszenie. - powiedział Wilson wyciągając rękę w której trzymał różowawy kartonik.
Greg patrzył przez chwilę podejrzliwie.
- Ja i Amber pobieramy się.
- Może kup sobie szczeniaczka. Mniej nabrudzi, a przyjemność w obu przypadkach taka sama.
Wilson nic nie mówił, a House myślał przez chwilę.
- Kiedy pies ci się znudzi możesz go spuścić w klozecie z Cutthroat Bitch nie będzie tak łatwo.
Wilson nabrał powietrza w płuca. Chyba sie wkurzył - pomyślał House.


Trzasnęły drzwi.Został sam. Podniósł z biurka różowy karnecik. Ostrożnie otworzył i cedził każde wykaligrafowane tam słowo. "Po co mu ten cały cholerny ślub..." pomyślał House


Wtedy do jego gabinetu wpadła Cameron.
- A ty tu czego ? - spytał widząc przed sobą blondynkę.

- Chciałam zaprosić cię na ślub - powiedziała i śmiało włożyła mu w dłoń zaproszenie.
- Ty też? W sumie Chase bardziej przypomina szczeniaczka niż Dwulicowa Ździra, ale ze spuszczeniem w kiblu też nie najlepiej...
- House, nie biorę ślubu z Chasem. Tylko z tobą - powiedziała z maniackim uśmiechem.

- Oszalałaś? - zaprotestował, czując nagłe osłabienie.
- Mwahahaha nabrałam cię! - zaśmiała się demonicznie. - Wychodzę za mąż za Foremana, a Chase udzieli nam ślubu. Chcę, żebyś był moim świadkiem, chyba nie odmówisz?

- to Chase ma takie mozliwości? nie przypominam sobie żeby kończył kurs na pastora? - uśmiechnął się krzywo
- to nie pierwszy kurs o którym nie wiesz.. - i opowiedziała mu jak to 6 mies wcześniej postanowili razem...


Zapisać się na forum.Nagle House ocknął się w gabinecie Wilsona. "Żeby mi się czekoladowy kangur i cała reszta śniła! Staczam się" mruknął wstając. Różowy kartonik wciąż leżał w tym samym miejscu.

Nie pije więcej w pracy... No może nie tak dużo... Musiałem po wyjściu Wilsona zasnąć...
- No nareszcie się obudziłeś
- Cuddy? Co robisz w gabinecie Wilsona? To jakiś kolejny sen?
- To zależy...
- Od czego
- Co chcesz robić w tym "śnie"

House drapał się chwilę po głowie myśląc intensywnie coś w stylu: Co się u diabła dzieje?!!!
-Gdybym Cię nie znał pomyślałbym, że składasz mi jakąś propozycję... - podjął wreszcie ostrożnie temat.- Nie zrozum mnie źle...Eee...Bardzo mi to pochlebia, ale... - plątał się w zeznaniach
-Och, przestań sie wygłupiać! - Cuddy obruszyła się pomysłem House'a - przecież żartowałam.
-No wiesz?! - House odetchnął z ulgą, ale nie pozwolił, aby ona to zauważyła. Zamiast tego wrócił do swego zwykłego niby-lekceważącego tonu - Żartować na taki temat?! Toż to barbarzyństwo! - uśmiechał się szeroko, ciekaw czy Cuddy podejmie grę...słowną.

- Uwierz mi że nie większe niż wgapianie się w mój dekolt- miał wrażenie że mu się udało. Nie spodziewał się jednak tego co miało za chwilę nastąpić...


Nagle do gabinetu weszła wysoka brunetka, której House w ogóle nie znał.
- Kim ona... - zaczął, lecz Cuddy mu przerwała.
- Ta dziewczyna uważa się za twoją córkę. - stwierdziła Lisa. "Jak to ? Z kim ?" - zastanawiał się diagnosta przyglądając się tej młodej osobie. "Kim mogłaby być jej matka ?"

- Mamo nie mów o mnie per 'ta dziewczyna'!
- Przepraszam
- Błagam powiedzcie, że ja nadal śnię...


- Mówiłam Ci że tak będzie! Ale nie koniecznie chciałaś go poznać!
- Mam na niego ciągle patrzeć z daleka i słuchać opowieści?! - House siedział z otworzoną buzią.
Nie miał wątpliwości że to jego córka gdy patrzył na te neonowo niebieskie oczy.
- Gdzieś ty ją uchowała w szafie?!- zapytał zirytowanym głosem. Cuddy popatrzyła na niego i spuściła głowę. Co miała powiedzieć "Sorry Greg zapomniałam ci powiedzieć"? Przed nimi stała przecież konsekwencja ich jednej nocy z przed prawie 20lat. Dokładnie przed osiemnastu lat dziewięciu miesięcy i piętnastu dni.


- Przecież i tak byś jej nie chciał. - odpowiedziała w końcu.
- A może zdradzisz mi chociaż imię naszej córki ? - spytał jeszcze nie myśląc o poprzedniej odpowiedzi.
- To jest Kate. - przedstawiła córkę robiąc przy tym komiczną minę i śmiesznie wskazując dłońmi, jak jakaś asystentka magika, gdy ten pokazuje sztuczkę.

- Bardzo ładnie... - uśmiechał się niepewnie House, nie za bardzo wiedząc co właściwie powinien powiedzieć. - Sam nie wymyśliłbym lepszego imienia dla swojej córki, doprawdy... Jednakowoż mam na to całkiem dobre usprawiedliwienie... Mianowicie nie wiedziałem o jej istnieniu, a to jak sądzę całkiem dobre wytłumaczenie na wszystkie pozostałe aspekty związane z byciem rodzicem... ojcem... konkretnie w moim przypadku...z których nie mogłem się wywiązywać...
Mówiąc to przerzucał wzrok z jednej damy na drugą na oślep szukając swojej laski, która na złość nie chciała się znaleźć! Kiedy wreszcie chwycił ten znajomy kawałek drewna, wstał powoli. Bardzo powoli...
- Skoro już mamy jasność co do powodów mojej nieobecności w życiu tej...tej...- rozpaczliwie szukał właściwego określenia dla swojej bądź co bądź córki, ale jakoś nic mądrego nie przychodziło mu w tej chwili do głowy, więc dokończył w najprostszy sposób - Kate... Pozwolisz Cuddy, że zniknę na kolejny moment naszego szczęśliwego, rodzinnego życia i zrobię to co zwykle robię, gdy dowiaduję się o istnieniu ...mojego potomstwa. - House wzdrygnął się, gdy dotarło do niego znaczenie tego słowa. Był już przy drzwiach po ominięciu szerokim łukiem Kate, gdy ciągle lekko podenerwowana Cuddy zapytała?
- Co właściwie zamierzasz teraz zrobić?
- Zwymiotować. - Odpalił szczerze House i ruszył w kierunku męskiej toalety. Tego azylu, tej bezpiecznej bazy, tego jedynego miejsca na świecie, do którego normalnie kobiety nie mają prawa wstępu.


- Kate, wracaj do szkoły. - powiedziała pół rozkazem, pół troskliwie Cuddy.
- Już ? Jeszcze nie poznałam się dokładnie z moim ojcem.
- On nie chce się z tobą poznawać. - powiedziała ostro, lecz widząc smutek na twarzy córki zmieniła swoją wypowiedź : - Po prostu on nie jest jeszcze gotowy na dokładne poznanie się z tobą. Dajmy mu trochę czasu. - Kate uśmiechnęła się, a w oczach miała nadzieję... tą nadzieję, której Cuddy nie powinna jej właśnie dawać. Dziewczyna poszła do szkoły, a jej matka do swojego gabinetu. Tymczasem w męskiej toalecie...

...House po kilkukrotnym przepłukaniu twarzy lodowatą wodą, siedział na podłodze w pozycji kwiatu lotosu i powtarzał głośno:
- Jestem oazą spokoju...oazą...spokoju...To łatwe....oaza...spokój....Od razu lepiej...Jestem wyluzowanym kwiatem na tafli jeziora...Spokój...oa..- medytację przerwało wtargnięcie Chase'a.
- O...przepraszam - zmieszał się z początku, po czym zagadnął znienacka:
- Idę z Kate na kolację, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko - uśmiechnął się cieplutko do zdębiałego House'a.
- Jestem oazą spokoju, ale bez przesady! - odparował House wstając raptownie. - Gdzie jest Cuddy?!


*krótki przeskoczek*
- Lisa ?! Jak ty dbasz o nasze dziecko ?
- O co ci chodzi House ?
- Wiesz z kim ona umawia się na randkę ?
- Tak. Z Robertem. A co ? Przeszkadza ci coś w tym ?
- Jesteś szalona. - mruknął i odwrócił się od niej, lecz ona jeszcze z nim nie skończyła...

House ruszył w stronę drzwi, ale Cuddy dotarła tam pierwsza. Szybkim ruchem przekręciła zamek i oparła się drzwi, uniemożliwiając House'owi wyjście z łazienki.
- Mam laskę i nie zawaham się jej użyć, - warknął House, mocniej zaciskając dłonie na smukłym kawałku drewna.
- A ja mogę wpisać cię na permanentny dyżur w klinice na najbliższe dwa miesiące, - odparowała Cuddy ze słodkim uśmiechem.
House burknął coś pod nosem, ale cofnął się o krok i oparł ciężko o laskę.
- Nie wypuszczę cię stąd, dopóki mnie nie wysłuchasz i nie dotrze do ciebie to, co mam do powiedzenia.
House przewrócił oczami. - Cudownie. Umrzemy ze starości w cholernej łazience.
- Zamknij się, House. Wiesz dlaczego Kate umówiła się z Chase'm?
- Bo chce się dowiedzieć, jakiego używa szamponu?
Cuddy zamknęła oczy i policzyła do dziesięciu żeby się nieco uspokoić.
- Nie, - warknęła. - Bo przewidziała, że jej ojciec-idiota nie zechce poświęcić jej pięciu minut swojego bezcennego czasu, a chciałaby się czegoś o nim dowiedzieć, - powiedziała, po czym odwróciła się na pięcie i zostawiła lekko osłupiałego House'a samego w łazience.


Wyszedł zaraz za nią z łazienki i krzyknął :
- Nie musiała się umawiać z Chase'm, mogła spotkać się z Cameron. - ale Cuddy udała, że tego nie usłyszała i poszła do swojego gabinetu. Tymczasem House ruszył do swoich kaczątek.

Drzwi do Departamentu Diagnostyki otwarły się z takim impetem, że zadrżały wszystkie szyby w gabinecie. Wściekły House rozejrzał się po pokoju. Foreman przy stole z kubkiem parującej kawy i mocno ubawioną miną, Cameron na oparciu fotela, pocieszająca Chase'a... Młody Australijczyk wyglądał jak skazaniec na trzy minuty przed egzekucją.
- Cameron, zostaw wombata w spokoju. Foreman, przestań się idiotycznie uśmiechać. Wombat, do mojego gabinetu, - warknął House.
- Ale ja tylko... - bąknął pod nosem pobladły Chase.
- Natychmiast!


Chase wstał i podążył za House. Drzwi zamkneły się, więc Foreman i Cameron mogli tylko patrzeć przez szybe jak ich szef wścieka się na pracownika. A w gabinecie...

...House przechadzał się nerwowo w tę i z powrotem. Chase usiadł na wszelki wypadek, to znaczy w razie, gdyby jego trzęsące się ze strachu kolana ugięły się pod nim. Postanowił choć sprawiać wrażenie, że dzielnie się trzyma. Przecież Foreman i Cameron nie spuszczali go z oczu.
- Po pierwsze: Od jak dawna wiesz, że Kate jest moją córką? - zaczął nagle House, zatrzymując się i wbijając swój stalowy wzrok w Chase'a. - Skąd w ogóle wiesz, że mam córkę? Cholera! - Wściekł się zdając sobie sprawę z komiczności sytuacji w jakiej postawiła go Cuddy. Chase otwierał już usta, żeby odpowiedzieć, ale House zapytał niespodziewanie:
- Kto jeszcze wie? - czekał w pełni napięcia na odpowiedź.
- Mam zawęzić odpowiedź do twoich najbliższych współpracowników ...? - wypalił niewiele myśląc Chase i natychmiast pożałował, bo House ryknął na niego:
- Możesz zawęzić do naszego Układu Słonecznego tylko się streszczaj!
- Wszyscy... to znaczy w tym szpitalu... chyba... Od prawie roku...- padła szybka, cichutka odpowiedź. Po czym nastąpiła mrożąca krew w żyłach cisza.
Świetnie. Fantastycznie. House pojął wreszcie te drwiące uśmieszki pielęgniarek i ukradkowe spojrzenia podwładnych. Zaraz to z Cuddy załatwi, zaraz jej...
- Więc mogę zabrać Kate na tę kolację? - zaskoczony House odwrócił się do Chase'a i patrzył na niego jakby ten zwariował.
- Nie, wyliniały dingo, nie możesz! - warknął House zbliżając się do swojej ofiary i podnosząc w górę laskę - I jeśli jeszcze...
- Dlaczego? - Chase miał wyraz twarzy zawiedzionego chłopczyka, któremu obiecano przejażdżkę motocyklem a posadzono na kucyku. - Chciałem się z nią umówić od kiedy przestała się spotykać z Foremanem. Przyznasz chyba, że jestem lepszym...
- Co?!!! - House potrzebował chwili zanim sens słów Chase'a dotarł do jego mózgu i zapalił kontrolkę pod nazwą: "Niepohamowana furia", i ryknął aż zadrżały okna i inne szklane przedmioty w promieniu kilkunastu (opowiadano później, że nawet kilkudziesięciu) metrów.
- Foreman umawiał się z moją córką?!!!
- Czas na ciebie Foreman - strwożona Cameron szepnęła do przerażonego Foremana, który w tej chwili pośpiesznie opuszczał gabinet diagnostyczny, potykając się o własne nogi i potrącając ludzi na korytarzu. Słyszał za plecami House'a wrzeszczącego na całe gardło:
- Zabiję go!!! Zabiję tego... - i tu padały słowa, których przytoczyć się nie da i nie wolno. Przed usłyszeniem których, matki w całym szpitalu chroniły swoje dzieci zatykając im uszy...Które odbijały się echem i powodowały gęsią skórkę nawet u najtwardszych ludzi akurat tutaj zebranych (a trzeba nadmienić, że w tym momencie badania kontrolne przechodziła właśnie cała miejscowa drużyna futbolowa)... Foreman miał zatem dość dobrą motywację, aby szybko przebierać nogami.
Cameron i Chase próbowali jeszcze nieudolnie zatrzymać House'a, dając tym samym czas Foremanowi na znalezienie bezpiecznej kryjówki.
- Mam nadzieję, że nie wpadnie na pomysł, aby czekać na windę. - martwił się uśmiechnięty Chase.
- Albo wpaść do szatni po swoje rzeczy. - dodała równie rozbawiona Cameron.
- Taa, w trumnie na pewno mu się bardzo przydadzą - Chase parsknął śmiechem.


Wtedy wyszedł House.
- Gdzie on jest ?! - warknął na stojącą dwójkę.
- Nie wiem. - odpowiedział Chase.
- Zamknij się ! Cameron ? - teraz świdrował ją wzrokiem.
- Ja również nie wiem. - powiedziała, ale gdyby była małym to by się zapewne popłakała.
- Cameron, przecież ty nie potrafisz kłamać... - mówił słodziutko, bo chciał ją skusić do wydania kryjówki Erica.


- Przeciesz nie zrobie mu nic złego powiedz mi...- Mówił coraz cieplejszym głosem jak do małej dziewczynki. Spojrzała mu we oczy i już chciała mu powiedzieć ale odezwał się jej wewnętrzny głos " On tobą manipuluje!". Wyprostowała się i odważnie powiedziała
- Nawet gdybym wiedziała to i tak bym Ci nie powiedziała - Odwróciła się i wyszła


House się już totalnie rozwścieczył.
- Chase ! Gadaj gdzie on jest ! Jak nie powiesz, to nie pozwolę ci się umówić z moją córką !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hilda
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 12 Cze 2008
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z miłości
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:34, 17 Lip 2008    Temat postu:

House wszedł do gabinetu Wilsona i od razu czapną pół jego śniadania leżącego na stole. Jimmy pokręcił głową ale nic nie powiedział. Nie chciał zaczynać kolejnego przekomarzania na temat jedzenia zwłaszcza, że miał bardzo ważne pytanie.
- House mam dla ciebie zaproszenie. - powiedział Wilson wyciągając rękę w której trzymał różowawy kartonik.
Greg patrzył przez chwilę podejrzliwie.
- Ja i Amber pobieramy się.
- Może kup sobie szczeniaczka. Mniej nabrudzi, a przyjemność w obu przypadkach taka sama.
Wilson nic nie mówił, a House myślał przez chwilę.
- Kiedy pies ci się znudzi możesz go spuścić w klozecie z Cutthroat Bitch nie będzie tak łatwo.
Wilson nabrał powietrza w płuca. Chyba sie wkurzył - pomyślał House.


Trzasnęły drzwi.Został sam. Podniósł z biurka różowy karnecik. Ostrożnie otworzył i cedził każde wykaligrafowane tam słowo. "Po co mu ten cały cholerny ślub..." pomyślał House


Wtedy do jego gabinetu wpadła Cameron.
- A ty tu czego ? - spytał widząc przed sobą blondynkę.

- Chciałam zaprosić cię na ślub - powiedziała i śmiało włożyła mu w dłoń zaproszenie.
- Ty też? W sumie Chase bardziej przypomina szczeniaczka niż Dwulicowa Ździra, ale ze spuszczeniem w kiblu też nie najlepiej...
- House, nie biorę ślubu z Chasem. Tylko z tobą - powiedziała z maniackim uśmiechem.

- Oszalałaś? - zaprotestował, czując nagłe osłabienie.
- Mwahahaha nabrałam cię! - zaśmiała się demonicznie. - Wychodzę za mąż za Foremana, a Chase udzieli nam ślubu. Chcę, żebyś był moim świadkiem, chyba nie odmówisz?

- to Chase ma takie mozliwości? nie przypominam sobie żeby kończył kurs na pastora? - uśmiechnął się krzywo
- to nie pierwszy kurs o którym nie wiesz.. - i opowiedziała mu jak to 6 mies wcześniej postanowili razem...


Zapisać się na forum.Nagle House ocknął się w gabinecie Wilsona. "Żeby mi się czekoladowy kangur i cała reszta śniła! Staczam się" mruknął wstając. Różowy kartonik wciąż leżał w tym samym miejscu.

Nie pije więcej w pracy... No może nie tak dużo... Musiałem po wyjściu Wilsona zasnąć...
- No nareszcie się obudziłeś
- Cuddy? Co robisz w gabinecie Wilsona? To jakiś kolejny sen?
- To zależy...
- Od czego
- Co chcesz robić w tym "śnie"

House drapał się chwilę po głowie myśląc intensywnie coś w stylu: Co się u diabła dzieje?!!!
-Gdybym Cię nie znał pomyślałbym, że składasz mi jakąś propozycję... - podjął wreszcie ostrożnie temat.- Nie zrozum mnie źle...Eee...Bardzo mi to pochlebia, ale... - plątał się w zeznaniach
-Och, przestań sie wygłupiać! - Cuddy obruszyła się pomysłem House'a - przecież żartowałam.
-No wiesz?! - House odetchnął z ulgą, ale nie pozwolił, aby ona to zauważyła. Zamiast tego wrócił do swego zwykłego niby-lekceważącego tonu - Żartować na taki temat?! Toż to barbarzyństwo! - uśmiechał się szeroko, ciekaw czy Cuddy podejmie grę...słowną.

- Uwierz mi że nie większe niż wgapianie się w mój dekolt- miał wrażenie że mu się udało. Nie spodziewał się jednak tego co miało za chwilę nastąpić...


Nagle do gabinetu weszła wysoka brunetka, której House w ogóle nie znał.
- Kim ona... - zaczął, lecz Cuddy mu przerwała.
- Ta dziewczyna uważa się za twoją córkę. - stwierdziła Lisa. "Jak to ? Z kim ?" - zastanawiał się diagnosta przyglądając się tej młodej osobie. "Kim mogłaby być jej matka ?"

- Mamo nie mów o mnie per 'ta dziewczyna'!
- Przepraszam
- Błagam powiedzcie, że ja nadal śnię...


- Mówiłam Ci że tak będzie! Ale nie koniecznie chciałaś go poznać!
- Mam na niego ciągle patrzeć z daleka i słuchać opowieści?! - House siedział z otworzoną buzią.
Nie miał wątpliwości że to jego córka gdy patrzył na te neonowo niebieskie oczy.
- Gdzieś ty ją uchowała w szafie?!- zapytał zirytowanym głosem. Cuddy popatrzyła na niego i spuściła głowę. Co miała powiedzieć "Sorry Greg zapomniałam ci powiedzieć"? Przed nimi stała przecież konsekwencja ich jednej nocy z przed prawie 20lat. Dokładnie przed osiemnastu lat dziewięciu miesięcy i piętnastu dni.


- Przecież i tak byś jej nie chciał. - odpowiedziała w końcu.
- A może zdradzisz mi chociaż imię naszej córki ? - spytał jeszcze nie myśląc o poprzedniej odpowiedzi.
- To jest Kate. - przedstawiła córkę robiąc przy tym komiczną minę i śmiesznie wskazując dłońmi, jak jakaś asystentka magika, gdy ten pokazuje sztuczkę.

- Bardzo ładnie... - uśmiechał się niepewnie House, nie za bardzo wiedząc co właściwie powinien powiedzieć. - Sam nie wymyśliłbym lepszego imienia dla swojej córki, doprawdy... Jednakowoż mam na to całkiem dobre usprawiedliwienie... Mianowicie nie wiedziałem o jej istnieniu, a to jak sądzę całkiem dobre wytłumaczenie na wszystkie pozostałe aspekty związane z byciem rodzicem... ojcem... konkretnie w moim przypadku...z których nie mogłem się wywiązywać...
Mówiąc to przerzucał wzrok z jednej damy na drugą na oślep szukając swojej laski, która na złość nie chciała się znaleźć! Kiedy wreszcie chwycił ten znajomy kawałek drewna, wstał powoli. Bardzo powoli...
- Skoro już mamy jasność co do powodów mojej nieobecności w życiu tej...tej...- rozpaczliwie szukał właściwego określenia dla swojej bądź co bądź córki, ale jakoś nic mądrego nie przychodziło mu w tej chwili do głowy, więc dokończył w najprostszy sposób - Kate... Pozwolisz Cuddy, że zniknę na kolejny moment naszego szczęśliwego, rodzinnego życia i zrobię to co zwykle robię, gdy dowiaduję się o istnieniu ...mojego potomstwa. - House wzdrygnął się, gdy dotarło do niego znaczenie tego słowa. Był już przy drzwiach po ominięciu szerokim łukiem Kate, gdy ciągle lekko podenerwowana Cuddy zapytała?
- Co właściwie zamierzasz teraz zrobić?
- Zwymiotować. - Odpalił szczerze House i ruszył w kierunku męskiej toalety. Tego azylu, tej bezpiecznej bazy, tego jedynego miejsca na świecie, do którego normalnie kobiety nie mają prawa wstępu.


- Kate, wracaj do szkoły. - powiedziała pół rozkazem, pół troskliwie Cuddy.
- Już ? Jeszcze nie poznałam się dokładnie z moim ojcem.
- On nie chce się z tobą poznawać. - powiedziała ostro, lecz widząc smutek na twarzy córki zmieniła swoją wypowiedź : - Po prostu on nie jest jeszcze gotowy na dokładne poznanie się z tobą. Dajmy mu trochę czasu. - Kate uśmiechnęła się, a w oczach miała nadzieję... tą nadzieję, której Cuddy nie powinna jej właśnie dawać. Dziewczyna poszła do szkoły, a jej matka do swojego gabinetu. Tymczasem w męskiej toalecie...

...House po kilkukrotnym przepłukaniu twarzy lodowatą wodą, siedział na podłodze w pozycji kwiatu lotosu i powtarzał głośno:
- Jestem oazą spokoju...oazą...spokoju...To łatwe....oaza...spokój....Od razu lepiej...Jestem wyluzowanym kwiatem na tafli jeziora...Spokój...oa..- medytację przerwało wtargnięcie Chase'a.
- O...przepraszam - zmieszał się z początku, po czym zagadnął znienacka:
- Idę z Kate na kolację, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko - uśmiechnął się cieplutko do zdębiałego House'a.
- Jestem oazą spokoju, ale bez przesady! - odparował House wstając raptownie. - Gdzie jest Cuddy?!


*krótki przeskoczek*
- Lisa ?! Jak ty dbasz o nasze dziecko ?
- O co ci chodzi House ?
- Wiesz z kim ona umawia się na randkę ?
- Tak. Z Robertem. A co ? Przeszkadza ci coś w tym ?
- Jesteś szalona. - mruknął i odwrócił się od niej, lecz ona jeszcze z nim nie skończyła...

House ruszył w stronę drzwi, ale Cuddy dotarła tam pierwsza. Szybkim ruchem przekręciła zamek i oparła się drzwi, uniemożliwiając House'owi wyjście z łazienki.
- Mam laskę i nie zawaham się jej użyć, - warknął House, mocniej zaciskając dłonie na smukłym kawałku drewna.
- A ja mogę wpisać cię na permanentny dyżur w klinice na najbliższe dwa miesiące, - odparowała Cuddy ze słodkim uśmiechem.
House burknął coś pod nosem, ale cofnął się o krok i oparł ciężko o laskę.
- Nie wypuszczę cię stąd, dopóki mnie nie wysłuchasz i nie dotrze do ciebie to, co mam do powiedzenia.
House przewrócił oczami. - Cudownie. Umrzemy ze starości w cholernej łazience.
- Zamknij się, House. Wiesz dlaczego Kate umówiła się z Chase'm?
- Bo chce się dowiedzieć, jakiego używa szamponu?
Cuddy zamknęła oczy i policzyła do dziesięciu żeby się nieco uspokoić.
- Nie, - warknęła. - Bo przewidziała, że jej ojciec-idiota nie zechce poświęcić jej pięciu minut swojego bezcennego czasu, a chciałaby się czegoś o nim dowiedzieć, - powiedziała, po czym odwróciła się na pięcie i zostawiła lekko osłupiałego House'a samego w łazience.


Wyszedł zaraz za nią z łazienki i krzyknął :
- Nie musiała się umawiać z Chase'm, mogła spotkać się z Cameron. - ale Cuddy udała, że tego nie usłyszała i poszła do swojego gabinetu. Tymczasem House ruszył do swoich kaczątek.

Drzwi do Departamentu Diagnostyki otwarły się z takim impetem, że zadrżały wszystkie szyby w gabinecie. Wściekły House rozejrzał się po pokoju. Foreman przy stole z kubkiem parującej kawy i mocno ubawioną miną, Cameron na oparciu fotela, pocieszająca Chase'a... Młody Australijczyk wyglądał jak skazaniec na trzy minuty przed egzekucją.
- Cameron, zostaw wombata w spokoju. Foreman, przestań się idiotycznie uśmiechać. Wombat, do mojego gabinetu, - warknął House.
- Ale ja tylko... - bąknął pod nosem pobladły Chase.
- Natychmiast!


Chase wstał i podążył za House. Drzwi zamkneły się, więc Foreman i Cameron mogli tylko patrzeć przez szybe jak ich szef wścieka się na pracownika. A w gabinecie...

...House przechadzał się nerwowo w tę i z powrotem. Chase usiadł na wszelki wypadek, to znaczy w razie, gdyby jego trzęsące się ze strachu kolana ugięły się pod nim. Postanowił choć sprawiać wrażenie, że dzielnie się trzyma. Przecież Foreman i Cameron nie spuszczali go z oczu.
- Po pierwsze: Od jak dawna wiesz, że Kate jest moją córką? - zaczął nagle House, zatrzymując się i wbijając swój stalowy wzrok w Chase'a. - Skąd w ogóle wiesz, że mam córkę? Cholera! - Wściekł się zdając sobie sprawę z komiczności sytuacji w jakiej postawiła go Cuddy. Chase otwierał już usta, żeby odpowiedzieć, ale House zapytał niespodziewanie:
- Kto jeszcze wie? - czekał w pełni napięcia na odpowiedź.
- Mam zawęzić odpowiedź do twoich najbliższych współpracowników ...? - wypalił niewiele myśląc Chase i natychmiast pożałował, bo House ryknął na niego:
- Możesz zawęzić do naszego Układu Słonecznego tylko się streszczaj!
- Wszyscy... to znaczy w tym szpitalu... chyba... Od prawie roku...- padła szybka, cichutka odpowiedź. Po czym nastąpiła mrożąca krew w żyłach cisza.
Świetnie. Fantastycznie. House pojął wreszcie te drwiące uśmieszki pielęgniarek i ukradkowe spojrzenia podwładnych. Zaraz to z Cuddy załatwi, zaraz jej...
- Więc mogę zabrać Kate na tę kolację? - zaskoczony House odwrócił się do Chase'a i patrzył na niego jakby ten zwariował.
- Nie, wyliniały dingo, nie możesz! - warknął House zbliżając się do swojej ofiary i podnosząc w górę laskę - I jeśli jeszcze...
- Dlaczego? - Chase miał wyraz twarzy zawiedzionego chłopczyka, któremu obiecano przejażdżkę motocyklem a posadzono na kucyku. - Chciałem się z nią umówić od kiedy przestała się spotykać z Foremanem. Przyznasz chyba, że jestem lepszym...
- Co?!!! - House potrzebował chwili zanim sens słów Chase'a dotarł do jego mózgu i zapalił kontrolkę pod nazwą: "Niepohamowana furia", i ryknął aż zadrżały okna i inne szklane przedmioty w promieniu kilkunastu (opowiadano później, że nawet kilkudziesięciu) metrów.
- Foreman umawiał się z moją córką?!!!
- Czas na ciebie Foreman - strwożona Cameron szepnęła do przerażonego Foremana, który w tej chwili pośpiesznie opuszczał gabinet diagnostyczny, potykając się o własne nogi i potrącając ludzi na korytarzu. Słyszał za plecami House'a wrzeszczącego na całe gardło:
- Zabiję go!!! Zabiję tego... - i tu padały słowa, których przytoczyć się nie da i nie wolno. Przed usłyszeniem których, matki w całym szpitalu chroniły swoje dzieci zatykając im uszy...Które odbijały się echem i powodowały gęsią skórkę nawet u najtwardszych ludzi akurat tutaj zebranych (a trzeba nadmienić, że w tym momencie badania kontrolne przechodziła właśnie cała miejscowa drużyna futbolowa)... Foreman miał zatem dość dobrą motywację, aby szybko przebierać nogami.
Cameron i Chase próbowali jeszcze nieudolnie zatrzymać House'a, dając tym samym czas Foremanowi na znalezienie bezpiecznej kryjówki.
- Mam nadzieję, że nie wpadnie na pomysł, aby czekać na windę. - martwił się uśmiechnięty Chase.
- Albo wpaść do szatni po swoje rzeczy. - dodała równie rozbawiona Cameron.
- Taa, w trumnie na pewno mu się bardzo przydadzą - Chase parsknął śmiechem.


Wtedy wyszedł House.
- Gdzie on jest ?! - warknął na stojącą dwójkę.
- Nie wiem. - odpowiedział Chase.
- Zamknij się ! Cameron ? - teraz świdrował ją wzrokiem.
- Ja również nie wiem. - powiedziała, ale gdyby była małym to by się zapewne popłakała.
- Cameron, przecież ty nie potrafisz kłamać... - mówił słodziutko, bo chciał ją skusić do wydania kryjówki Erica.


- Przeciesz nie zrobie mu nic złego powiedz mi...- Mówił coraz cieplejszym głosem jak do małej dziewczynki. Spojrzała mu we oczy i już chciała mu powiedzieć ale odezwał się jej wewnętrzny głos " On tobą manipuluje!". Wyprostowała się i odważnie powiedziała
- Nawet gdybym wiedziała to i tak bym Ci nie powiedziała - Odwróciła się i wyszła


House się już totalnie rozwścieczył.
- Chase ! Gadaj gdzie on jest ! Jak nie powiesz, to nie pozwolę ci się umówić z moją córką !


W głowie Chase'a toczyła się zacięta bitwa myśli. " No przeciesz on nic mu nie zrobi a ty będziesz mógł się z nią umówić", " Foreman jest twoim kumplem chyba mu tego nie zrobisz?!".
- Przez rok nawet nie wiedziałeś że masz córkę, a teraz chcesz rządzić jej życiem? Może pozwolisz że to ona sama zdecyduje! - Także obrócił się na pięcie i w drzwiach usłyszał:
- Zwalniam Ciebie i całą resztę też! Możesz im przekazać- Wrzasnął House i pokuśtykał do gabinetu Wilsona


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dżuczek
Wieczny Rezydent


Dołączył: 22 Wrz 2007
Posty: 862
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stąd

PostWysłany: Śro 21:49, 11 Lut 2009    Temat postu:

House wszedł do gabinetu Wilsona i od razu czapnął pół jego śniadania leżącego na stole. Jimmy pokręcił głową ale nic nie powiedział. Nie chciał zaczynać kolejnego przekomarzania na temat jedzenia zwłaszcza, że miał bardzo ważne pytanie.
- House mam dla ciebie zaproszenie. - powiedział Wilson wyciągając rękę w której trzymał różowawy kartonik.
Greg patrzył przez chwilę podejrzliwie.
- Ja i Amber pobieramy się.
- Może kup sobie szczeniaczka. Mniej nabrudzi, a przyjemność w obu przypadkach taka sama.
Wilson nic nie mówił, a House myślał przez chwilę.
- Kiedy pies ci się znudzi możesz go spuścić w klozecie z Cutthroat Bitch nie będzie tak łatwo.
Wilson nabrał powietrza w płuca. Chyba sie wkurzył - pomyślał House.


Trzasnęły drzwi.Został sam. Podniósł z biurka różowy karnecik. Ostrożnie otworzył i cedził każde wykaligrafowane tam słowo. "Po co mu ten cały cholerny ślub..." pomyślał House


Wtedy do jego gabinetu wpadła Cameron.
- A ty tu czego ? - spytał widząc przed sobą blondynkę.

- Chciałam zaprosić cię na ślub - powiedziała i śmiało włożyła mu w dłoń zaproszenie.
- Ty też? W sumie Chase bardziej przypomina szczeniaczka niż Dwulicowa Ździra, ale ze spuszczeniem w kiblu też nie najlepiej...
- House, nie biorę ślubu z Chasem. Tylko z tobą - powiedziała z maniackim uśmiechem.

- Oszalałaś? - zaprotestował, czując nagłe osłabienie.
- Mwahahaha nabrałam cię! - zaśmiała się demonicznie. - Wychodzę za mąż za Foremana, a Chase udzieli nam ślubu. Chcę, żebyś był moim świadkiem, chyba nie odmówisz?

- to Chase ma takie możliwości? nie przypominam sobie żeby kończył kurs na pastora? - uśmiechnął się krzywo
- to nie pierwszy kurs o którym nie wiesz.. - i opowiedziała mu jak to 6 mies wcześniej postanowili razem...


Zapisać się na forum.Nagle House ocknął się w gabinecie Wilsona. "Żeby mi się czekoladowy kangur i cała reszta śniła! Staczam się" mruknął wstając. Różowy kartonik wciąż leżał w tym samym miejscu.

Nie pije więcej w pracy... No może nie tak dużo... Musiałem po wyjściu Wilsona zasnąć...
- No nareszcie się obudziłeś
- Cuddy? Co robisz w gabinecie Wilsona? To jakiś kolejny sen?
- To zależy...
- Od czego
- Co chcesz robić w tym "śnie"

House drapał się chwilę po głowie myśląc intensywnie coś w stylu: Co się u diabła dzieje?!!!
-Gdybym Cię nie znał pomyślałbym, że składasz mi jakąś propozycję... - podjął wreszcie ostrożnie temat.- Nie zrozum mnie źle...Eee...Bardzo mi to pochlebia, ale... - plątał się w zeznaniach
-Och, przestań sie wygłupiać! - Cuddy obruszyła się pomysłem House'a - przecież żartowałam.
-No wiesz?! - House odetchnął z ulgą, ale nie pozwolił, aby ona to zauważyła. Zamiast tego wrócił do swego zwykłego niby-lekceważącego tonu - Żartować na taki temat?! Toż to barbarzyństwo! - uśmiechał się szeroko, ciekaw czy Cuddy podejmie grę...słowną.

- Uwierz mi że nie większe niż wgapianie się w mój dekolt- miał wrażenie że mu się udało. Nie spodziewał się jednak tego co miało za chwilę nastąpić...


Nagle do gabinetu weszła wysoka brunetka, której House w ogóle nie znał.
- Kim ona... - zaczął, lecz Cuddy mu przerwała.
- Ta dziewczyna uważa się za twoją córkę. - stwierdziła Lisa. "Jak to ? Z kim ?" - zastanawiał się diagnosta przyglądając się tej młodej osobie. "Kim mogłaby być jej matka ?"

- Mamo nie mów o mnie per 'ta dziewczyna'!
- Przepraszam
- Błagam powiedzcie, że ja nadal śnię...


- Mówiłam Ci że tak będzie! Ale nie koniecznie chciałaś go poznać!
- Mam na niego ciągle patrzeć z daleka i słuchać opowieści?! - House siedział z otworzoną buzią.
Nie miał wątpliwości że to jego córka gdy patrzył na te neonowo niebieskie oczy.
- Gdzieś ty ją uchowała w szafie?!- zapytał zirytowanym głosem. Cuddy popatrzyła na niego i spuściła głowę. Co miała powiedzieć "Sorry Greg zapomniałam ci powiedzieć"? Przed nimi stała przecież konsekwencja ich jednej nocy z przed prawie 20lat. Dokładnie przed osiemnastu lat dziewięciu miesięcy i piętnastu dni.


- Przecież i tak byś jej nie chciał. - odpowiedziała w końcu.
- A może zdradzisz mi chociaż imię naszej córki ? - spytał jeszcze nie myśląc o poprzedniej odpowiedzi.
- To jest Kate. - przedstawiła córkę robiąc przy tym komiczną minę i śmiesznie wskazując dłońmi, jak jakaś asystentka magika, gdy ten pokazuje sztuczkę.

- Bardzo ładnie... - uśmiechał się niepewnie House, nie za bardzo wiedząc co właściwie powinien powiedzieć. - Sam nie wymyśliłbym lepszego imienia dla swojej córki, doprawdy... Jednakowoż mam na to całkiem dobre usprawiedliwienie... Mianowicie nie wiedziałem o jej istnieniu, a to jak sądzę całkiem dobre wytłumaczenie na wszystkie pozostałe aspekty związane z byciem rodzicem... ojcem... konkretnie w moim przypadku...z których nie mogłem się wywiązywać...
Mówiąc to przerzucał wzrok z jednej damy na drugą na oślep szukając swojej laski, która na złość nie chciała się znaleźć! Kiedy wreszcie chwycił ten znajomy kawałek drewna, wstał powoli. Bardzo powoli...
- Skoro już mamy jasność co do powodów mojej nieobecności w życiu tej...tej...- rozpaczliwie szukał właściwego określenia dla swojej bądź co bądź córki, ale jakoś nic mądrego nie przychodziło mu w tej chwili do głowy, więc dokończył w najprostszy sposób - Kate... Pozwolisz Cuddy, że zniknę na kolejny moment naszego szczęśliwego, rodzinnego życia i zrobię to co zwykle robię, gdy dowiaduję się o istnieniu ...mojego potomstwa. - House wzdrygnął się, gdy dotarło do niego znaczenie tego słowa. Był już przy drzwiach po ominięciu szerokim łukiem Kate, gdy ciągle lekko podenerwowana Cuddy zapytała?
- Co właściwie zamierzasz teraz zrobić?
- Zwymiotować. - Odpalił szczerze House i ruszył w kierunku męskiej toalety. Tego azylu, tej bezpiecznej bazy, tego jedynego miejsca na świecie, do którego normalnie kobiety nie mają prawa wstępu.


- Kate, wracaj do szkoły. - powiedziała pół rozkazem, pół troskliwie Cuddy.
- Już ? Jeszcze nie poznałam się dokładnie z moim ojcem.
- On nie chce się z tobą poznawać. - powiedziała ostro, lecz widząc smutek na twarzy córki zmieniła swoją wypowiedź : - Po prostu on nie jest jeszcze gotowy na dokładne poznanie się z tobą. Dajmy mu trochę czasu. - Kate uśmiechnęła się, a w oczach miała nadzieję... tą nadzieję, której Cuddy nie powinna jej właśnie dawać. Dziewczyna poszła do szkoły, a jej matka do swojego gabinetu. Tymczasem w męskiej toalecie...

...House po kilkukrotnym przepłukaniu twarzy lodowatą wodą, siedział na podłodze w pozycji kwiatu lotosu i powtarzał głośno:
- Jestem oazą spokoju...oazą...spokoju...To łatwe....oaza...spokój....Od razu lepiej...Jestem wyluzowanym kwiatem na tafli jeziora...Spokój...oa..- medytację przerwało wtargnięcie Chase'a.
- O...przepraszam - zmieszał się z początku, po czym zagadnął znienacka:
- Idę z Kate na kolację, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko - uśmiechnął się cieplutko do zdębiałego House'a.
- Jestem oazą spokoju, ale bez przesady! - odparował House wstając raptownie. - Gdzie jest Cuddy?!


*krótki przeskoczek*
- Lisa ?! Jak ty dbasz o nasze dziecko ?
- O co ci chodzi House ?
- Wiesz z kim ona umawia się na randkę ?
- Tak. Z Robertem. A co ? Przeszkadza ci coś w tym ?
- Jesteś szalona. - mruknął i odwrócił się od niej, lecz ona jeszcze z nim nie skończyła...

House ruszył w stronę drzwi, ale Cuddy dotarła tam pierwsza. Szybkim ruchem przekręciła zamek i oparła się drzwi, uniemożliwiając House'owi wyjście z łazienki.
- Mam laskę i nie zawaham się jej użyć, - warknął House, mocniej zaciskając dłonie na smukłym kawałku drewna.
- A ja mogę wpisać cię na permanentny dyżur w klinice na najbliższe dwa miesiące, - odparowała Cuddy ze słodkim uśmiechem.
House burknął coś pod nosem, ale cofnął się o krok i oparł ciężko o laskę.
- Nie wypuszczę cię stąd, dopóki mnie nie wysłuchasz i nie dotrze do ciebie to, co mam do powiedzenia.
House przewrócił oczami. - Cudownie. Umrzemy ze starości w cholernej łazience.
- Zamknij się, House. Wiesz dlaczego Kate umówiła się z Chase'm?
- Bo chce się dowiedzieć, jakiego używa szamponu?
Cuddy zamknęła oczy i policzyła do dziesięciu żeby się nieco uspokoić.
- Nie, - warknęła. - Bo przewidziała, że jej ojciec-idiota nie zechce poświęcić jej pięciu minut swojego bezcennego czasu, a chciałaby się czegoś o nim dowiedzieć, - powiedziała, po czym odwróciła się na pięcie i zostawiła lekko osłupiałego House'a samego w łazience.


Wyszedł zaraz za nią z łazienki i krzyknął :
- Nie musiała się umawiać z Chase'm, mogła spotkać się z Cameron. - ale Cuddy udała, że tego nie usłyszała i poszła do swojego gabinetu. Tymczasem House ruszył do swoich kaczątek.

Drzwi do Departamentu Diagnostyki otwarły się z takim impetem, że zadrżały wszystkie szyby w gabinecie. Wściekły House rozejrzał się po pokoju. Foreman przy stole z kubkiem parującej kawy i mocno ubawioną miną, Cameron na oparciu fotela, pocieszająca Chase'a... Młody Australijczyk wyglądał jak skazaniec na trzy minuty przed egzekucją.
- Cameron, zostaw wombata w spokoju. Foreman, przestań się idiotycznie uśmiechać. Wombat, do mojego gabinetu, - warknął House.
- Ale ja tylko... - bąknął pod nosem pobladły Chase.
- Natychmiast!


Chase wstał i podążył za House. Drzwi zamknęły się, więc Foreman i Cameron mogli tylko patrzeć przez szybę jak ich szef wścieka się na pracownika. A w gabinecie...

...House przechadzał się nerwowo w tę i z powrotem. Chase usiadł na wszelki wypadek, to znaczy w razie, gdyby jego trzęsące się ze strachu kolana ugięły się pod nim. Postanowił choć sprawiać wrażenie, że dzielnie się trzyma. Przecież Foreman i Cameron nie spuszczali go z oczu.
- Po pierwsze: Od jak dawna wiesz, że Kate jest moją córką? - zaczął nagle House, zatrzymując się i wbijając swój stalowy wzrok w Chase'a. - Skąd w ogóle wiesz, że mam córkę? Cholera! - Wściekł się zdając sobie sprawę z komiczności sytuacji w jakiej postawiła go Cuddy. Chase otwierał już usta, żeby odpowiedzieć, ale House zapytał niespodziewanie:
- Kto jeszcze wie? - czekał w pełni napięcia na odpowiedź.
- Mam zawęzić odpowiedź do twoich najbliższych współpracowników ...? - wypalił niewiele myśląc Chase i natychmiast pożałował, bo House ryknął na niego:
- Możesz zawęzić do naszego Układu Słonecznego tylko się streszczaj!
- Wszyscy... to znaczy w tym szpitalu... chyba... Od prawie roku...- padła szybka, cichutka odpowiedź. Po czym nastąpiła mrożąca krew w żyłach cisza.
Świetnie. Fantastycznie. House pojął wreszcie te drwiące uśmieszki pielęgniarek i ukradkowe spojrzenia podwładnych. Zaraz to z Cuddy załatwi, zaraz jej...
- Więc mogę zabrać Kate na tę kolację? - zaskoczony House odwrócił się do Chase'a i patrzył na niego jakby ten zwariował.
- Nie, wyliniały dingo, nie możesz! - warknął House zbliżając się do swojej ofiary i podnosząc w górę laskę - I jeśli jeszcze...
- Dlaczego? - Chase miał wyraz twarzy zawiedzionego chłopczyka, któremu obiecano przejażdżkę motocyklem a posadzono na kucyku. - Chciałem się z nią umówić od kiedy przestała się spotykać z Foremanem. Przyznasz chyba, że jestem lepszym...
- Co?!!! - House potrzebował chwili zanim sens słów Chase'a dotarł do jego mózgu i zapalił kontrolkę pod nazwą: "Niepohamowana furia", i ryknął aż zadrżały okna i inne szklane przedmioty w promieniu kilkunastu (opowiadano później, że nawet kilkudziesięciu) metrów.
- Foreman umawiał się z moją córką?!!!
- Czas na ciebie Foreman - strwożona Cameron szepnęła do przerażonego Foremana, który w tej chwili pośpiesznie opuszczał gabinet diagnostyczny, potykając się o własne nogi i potrącając ludzi na korytarzu. Słyszał za plecami House'a wrzeszczącego na całe gardło:
- Zabiję go!!! Zabiję tego... - i tu padały słowa, których przytoczyć się nie da i nie wolno. Przed usłyszeniem których, matki w całym szpitalu chroniły swoje dzieci zatykając im uszy...Które odbijały się echem i powodowały gęsią skórkę nawet u najtwardszych ludzi akurat tutaj zebranych (a trzeba nadmienić, że w tym momencie badania kontrolne przechodziła właśnie cała miejscowa drużyna futbolowa)... Foreman miał zatem dość dobrą motywację, aby szybko przebierać nogami.
Cameron i Chase próbowali jeszcze nieudolnie zatrzymać House'a, dając tym samym czas Foremanowi na znalezienie bezpiecznej kryjówki.
- Mam nadzieję, że nie wpadnie na pomysł, aby czekać na windę. - martwił się uśmiechnięty Chase.
- Albo wpaść do szatni po swoje rzeczy. - dodała równie rozbawiona Cameron.
- Taa, w trumnie na pewno mu się bardzo przydadzą - Chase parsknął śmiechem.


Wtedy wyszedł House.
- Gdzie on jest ?! - warknął na stojącą dwójkę.
- Nie wiem. - odpowiedział Chase.
- Zamknij się ! Cameron ? - teraz świdrował ją wzrokiem.
- Ja również nie wiem. - powiedziała, ale gdyby była małym to by się zapewne popłakała.
- Cameron, przecież ty nie potrafisz kłamać... - mówił słodziutko, bo chciał ją skusić do wydania kryjówki Erica.


- Przecież nie zrobię mu nic złego powiedz mi...- Mówił coraz cieplejszym głosem jak do małej dziewczynki. Spojrzała mu we oczy i już chciała mu powiedzieć ale odezwał się jej wewnętrzny głos " On tobą manipuluje!". Wyprostowała się i odważnie powiedziała
- Nawet gdybym wiedziała to i tak bym Ci nie powiedziała - Odwróciła się i wyszła


House się już totalnie rozwścieczył.
- Chase ! Gadaj gdzie on jest ! Jak nie powiesz, to nie pozwolę ci się umówić z moją córką !


W głowie Chase'a toczyła się zacięta bitwa myśli. " No przecież on nic mu nie zrobi a ty będziesz mógł się z nią umówić", " Foreman jest twoim kumplem chyba mu tego nie zrobisz?!".
- Przez rok nawet nie wiedziałeś że masz córkę, a teraz chcesz rządzić jej życiem? Może pozwolisz że to ona sama zdecyduje! - Także obrócił się na pięcie i w drzwiach usłyszał:
- Zwalniam Ciebie i całą resztę też! Możesz im przekazać- Wrzasnął House i pokuśtykał do gabinetu Wilsona...

Chase po raz kolejny wykonał szybki rachunek w myślach: "Foreman, Cameron i ja...Jeśli mu teraz powiem może zwolni tylko Cameron i ...zabije Foremana... Hmm... Mogę z tym żyć". Wzruszył ramionami strzepując ostatnie pyłki-pozostałości swojego sumienia i zawołał:
- House! - Diagnosta zdążył już chwycić klamkę do gabinetu Wilsona, ale odwrócił się powoli ukazując swój szatański uśmiech.
- House... - Chase podbiegł truchtem - Foreman prawdopodobnie ukrywa się w przychodni.
- Prawdopodobnie? - niebieskie oczy House'a błyszczały chęcią mordu.
- Eee...Nie wiem na pewno, tak szybko uciekł i w ogóle... - Chase próbował wybrnąć z tej sytuacji - Klinika to ostatnie miejsce, w którym chciałbyś szukać...nie?
House bez słowa odwrócił się i poszedł do windy, wściekle naciskając guzik dopóki drzwi się nie otworzyły.
Chase uśmiechnął się do siebie sądząc, że uratował swoją posadę. Ale dla pewności...
- Foreman - rzucił do słuchawki swojej komórki - House szuka cię na podziemnym parkingu. Możesz przeczekać jakiś czas w przychodni. Nie ma sprawy, na razie.
Zadowolony z kolejnego świetnego posunięcia postanowił znaleźć Cameron. Przecież powinna się dowiedzieć, że właśnie została zwolniona...

- czas skończyć tę historię, nieprawdaż? Zatem zapraszam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin