Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Nasz Fic 5 :)
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
cuddy rulz
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 17 Lut 2008
Posty: 287
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: idziesz? Dokąd zmierzasz?

PostWysłany: Pią 18:35, 04 Kwi 2008    Temat postu: Nasz Fic 5 :)

Nie wiem czy jest zapotrzebowanie ale coś mi przeszło na myśl dlatego chciałabym poznać wasze pomysły. Sama nie mam dość odwagi żeby wrzucić mojego fika.


House wszedł do gabinetu Wilsona i od razu czapną pół jego śniadania leżącego na stole. Jimmy pokręcił głową ale nic nie powiedział. Nie chciał zaczynać kolejnego przekomarzania na temat jedzienia zwłaszcza, że miał bardzo ważne pytanie.
- House mam dla ciebie zaproszenie. - powiedział Wilson wyciągając rękę w której trzymał różowawy kartonik.
Greg patrzył przez chwilę podejrzliwie.
- Ja i Amber pobieramy się.
- Może kup sobie szczeniaczka. Mniej nabrudzi, a przyjemność w obu przypadkach taka sama.
Wilson nic nie mówił, a House myślał przez chwilę.
- Kiedy pies ci się znudzi możesz go spuścić w klozecie z Cutthroat Bitch nie będzie tak łatwo.
Wilson nabrał powietrza w płuca. Chyba sie wkurzył - pomyślał House.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez cuddy rulz dnia Pią 18:41, 04 Kwi 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Couvert de Neige
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 27 Mar 2008
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:12, 05 Kwi 2008    Temat postu:

wspomoge cię



House wszedł do gabinetu Wilsona i od razu czapną pół jego śniadania leżącego na stole. Jimmy pokręcił głową ale nic nie powiedział. Nie chciał zaczynać kolejnego przekomarzania na temat jedzenia zwłaszcza, że miał bardzo ważne pytanie.
- House mam dla ciebie zaproszenie. - powiedział Wilson wyciągając rękę w której trzymał różowawy kartonik.
Greg patrzył przez chwilę podejrzliwie.
- Ja i Amber pobieramy się.
- Może kup sobie szczeniaczka. Mniej nabrudzi, a przyjemność w obu przypadkach taka sama.
Wilson nic nie mówił, a House myślał przez chwilę.
- Kiedy pies ci się znudzi możesz go spuścić w klozecie z Cutthroat Bitch nie będzie tak łatwo.
Wilson nabrał powietrza w płuca. Chyba sie wkurzył - pomyślał House.


Trzasnęły drzwi.Został sam. Podniósł z biurka różowy karnecik. Ostrożnie otworzył i cedził każde wykaligrafowane tam słowo. "Po co mu ten cały cholerny ślub..." pomyślał House


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:29, 23 Cze 2008    Temat postu:

House wszedł do gabinetu Wilsona i od razu czapną pół jego śniadania leżącego na stole. Jimmy pokręcił głową ale nic nie powiedział. Nie chciał zaczynać kolejnego przekomarzania na temat jedzenia zwłaszcza, że miał bardzo ważne pytanie.
- House mam dla ciebie zaproszenie. - powiedział Wilson wyciągając rękę w której trzymał różowawy kartonik.
Greg patrzył przez chwilę podejrzliwie.
- Ja i Amber pobieramy się.
- Może kup sobie szczeniaczka. Mniej nabrudzi, a przyjemność w obu przypadkach taka sama.
Wilson nic nie mówił, a House myślał przez chwilę.
- Kiedy pies ci się znudzi możesz go spuścić w klozecie z Cutthroat Bitch nie będzie tak łatwo.
Wilson nabrał powietrza w płuca. Chyba sie wkurzył - pomyślał House.


Trzasnęły drzwi.Został sam. Podniósł z biurka różowy karnecik. Ostrożnie otworzył i cedził każde wykaligrafowane tam słowo. "Po co mu ten cały cholerny ślub..." pomyślał House


Wtedy do jego gabinetu wpadła Cameron.
- A ty tu czego ? - spytał widząc przed sobą blondynkę.


[i]Przepraszam, jeśli popsułam zabawę.[/color]

hehe, nie popsułaś zabawy, bo zakończyła się już dawno - 5 kwietnia/becia18


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Wto 9:55, 24 Cze 2008    Temat postu:

House wszedł do gabinetu Wilsona i od razu czapną pół jego śniadania leżącego na stole. Jimmy pokręcił głową ale nic nie powiedział. Nie chciał zaczynać kolejnego przekomarzania na temat jedzenia zwłaszcza, że miał bardzo ważne pytanie.
- House mam dla ciebie zaproszenie. - powiedział Wilson wyciągając rękę w której trzymał różowawy kartonik.
Greg patrzył przez chwilę podejrzliwie.
- Ja i Amber pobieramy się.
- Może kup sobie szczeniaczka. Mniej nabrudzi, a przyjemność w obu przypadkach taka sama.
Wilson nic nie mówił, a House myślał przez chwilę.
- Kiedy pies ci się znudzi możesz go spuścić w klozecie z Cutthroat Bitch nie będzie tak łatwo.
Wilson nabrał powietrza w płuca. Chyba sie wkurzył - pomyślał House.


Trzasnęły drzwi.Został sam. Podniósł z biurka różowy karnecik. Ostrożnie otworzył i cedził każde wykaligrafowane tam słowo. "Po co mu ten cały cholerny ślub..." pomyślał House


Wtedy do jego gabinetu wpadła Cameron.
- A ty tu czego ? - spytał widząc przed sobą blondynkę.

- Chciałam zaprosić cię na ślub - powiedziała i śmiało włożyła mu w dłoń zaproszenie.
- Ty też? W sumie Chase bardziej przypomina szczeniaczka niż Dwulicowa Ździra, ale ze spuszczeniem w kiblu też nie najlepiej...
- House, nie biorę ślubu z Chasem. Tylko z tobą - powiedziała z maniackim uśmiechem.


A, co tam. Ja też się pobawię .


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em. dnia Wto 9:56, 24 Cze 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narenika
Forumowy Vicodin
Forumowy Vicodin


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 105 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Wto 9:59, 24 Cze 2008    Temat postu:

House wszedł do gabinetu Wilsona i od razu czapną pół jego śniadania leżącego na stole. Jimmy pokręcił głową ale nic nie powiedział. Nie chciał zaczynać kolejnego przekomarzania na temat jedzenia zwłaszcza, że miał bardzo ważne pytanie.
- House mam dla ciebie zaproszenie. - powiedział Wilson wyciągając rękę w której trzymał różowawy kartonik.
Greg patrzył przez chwilę podejrzliwie.
- Ja i Amber pobieramy się.
- Może kup sobie szczeniaczka. Mniej nabrudzi, a przyjemność w obu przypadkach taka sama.
Wilson nic nie mówił, a House myślał przez chwilę.
- Kiedy pies ci się znudzi możesz go spuścić w klozecie z Cutthroat Bitch nie będzie tak łatwo.
Wilson nabrał powietrza w płuca. Chyba sie wkurzył - pomyślał House.


Trzasnęły drzwi.Został sam. Podniósł z biurka różowy karnecik. Ostrożnie otworzył i cedził każde wykaligrafowane tam słowo. "Po co mu ten cały cholerny ślub..." pomyślał House


Wtedy do jego gabinetu wpadła Cameron.
- A ty tu czego ? - spytał widząc przed sobą blondynkę.

- Chciałam zaprosić cię na ślub - powiedziała i śmiało włożyła mu w dłoń zaproszenie.
- Ty też? W sumie Chase bardziej przypomina szczeniaczka niż Dwulicowa Ździra, ale ze spuszczeniem w kiblu też nie najlepiej...
- House, nie biorę ślubu z Chasem. Tylko z tobą - powiedziała z maniackim uśmiechem.

- Oszalałaś? - zaprotestował, czując nagłe osłabienie.
- Mwahahaha nabrałam cię! - zaśmiała się demonicznie. - Wychodzę za mąż za Foremana, a Chase udzieli nam ślubu. Chcę, żebyś był moim świadkiem, chyba nie odmówisz?

sasasa byłam pierwsza :smt077 nie robić mi idiotki z Cam, bo się będę mścić na Cuddy :smt077


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Narenika dnia Wto 10:00, 24 Cze 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
*Madziula*
Pulmonolog
Pulmonolog


Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Wto 9:59, 24 Cze 2008    Temat postu:

House wszedł do gabinetu Wilsona i od razu czapną pół jego śniadania leżącego na stole. Jimmy pokręcił głową ale nic nie powiedział. Nie chciał zaczynać kolejnego przekomarzania na temat jedzenia zwłaszcza, że miał bardzo ważne pytanie.
- House mam dla ciebie zaproszenie. - powiedział Wilson wyciągając rękę w której trzymał różowawy kartonik.
Greg patrzył przez chwilę podejrzliwie.
- Ja i Amber pobieramy się.
- Może kup sobie szczeniaczka. Mniej nabrudzi, a przyjemność w obu przypadkach taka sama.
Wilson nic nie mówił, a House myślał przez chwilę.
- Kiedy pies ci się znudzi możesz go spuścić w klozecie z Cutthroat Bitch nie będzie tak łatwo.
Wilson nabrał powietrza w płuca. Chyba sie wkurzył - pomyślał House.


Trzasnęły drzwi.Został sam. Podniósł z biurka różowy karnecik. Ostrożnie otworzył i cedził każde wykaligrafowane tam słowo. "Po co mu ten cały cholerny ślub..." pomyślał House


Wtedy do jego gabinetu wpadła Cameron.
- A ty tu czego ? - spytał widząc przed sobą blondynkę.

- Chciałam zaprosić cię na ślub - powiedziała i śmiało włożyła mu w dłoń zaproszenie.
- Ty też? W sumie Chase bardziej przypomina szczeniaczka niż Dwulicowa Ździra, ale ze spuszczeniem w kiblu też nie najlepiej...
- House, nie biorę ślubu z Chasem. Tylko z tobą - powiedziała z maniackim uśmiechem


- Co piłaś? Skąd to wzięłaś? I gdzie jest reszta... a może wypiłaś już wszystko?
- Ja mówię serio...
- Prędzej wziąłbym ślub z Cuddy
- Doprawdy - zapytała Cuddy wchodząc do gabinetu
- Zmówiłyście się? To jakiś podstęp? CSI was nasłało? A może to sprawka czekoladowego kangura....


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
szekla
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 14 Cze 2008
Posty: 67
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 10:21, 24 Cze 2008    Temat postu:

House wszedł do gabinetu Wilsona i od razu czapną pół jego śniadania leżącego na stole. Jimmy pokręcił głową ale nic nie powiedział. Nie chciał zaczynać kolejnego przekomarzania na temat jedzenia zwłaszcza, że miał bardzo ważne pytanie.
- House mam dla ciebie zaproszenie. - powiedział Wilson wyciągając rękę w której trzymał różowawy kartonik.
Greg patrzył przez chwilę podejrzliwie.
- Ja i Amber pobieramy się.
- Może kup sobie szczeniaczka. Mniej nabrudzi, a przyjemność w obu przypadkach taka sama.
Wilson nic nie mówił, a House myślał przez chwilę.
- Kiedy pies ci się znudzi możesz go spuścić w klozecie z Cutthroat Bitch nie będzie tak łatwo.
Wilson nabrał powietrza w płuca. Chyba sie wkurzył - pomyślał House.


Trzasnęły drzwi.Został sam. Podniósł z biurka różowy karnecik. Ostrożnie otworzył i cedził każde wykaligrafowane tam słowo. "Po co mu ten cały cholerny ślub..." pomyślał House


Wtedy do jego gabinetu wpadła Cameron.
- A ty tu czego ? - spytał widząc przed sobą blondynkę.

- Chciałam zaprosić cię na ślub - powiedziała i śmiało włożyła mu w dłoń zaproszenie.
- Ty też? W sumie Chase bardziej przypomina szczeniaczka niż Dwulicowa Ździra, ale ze spuszczeniem w kiblu też nie najlepiej...
- House, nie biorę ślubu z Chasem. Tylko z tobą - powiedziała z maniackim uśmiechem.

- Oszalałaś? - zaprotestował, czując nagłe osłabienie.
- Mwahahaha nabrałam cię! - zaśmiała się demonicznie. - Wychodzę za mąż za Foremana, a Chase udzieli nam ślubu. Chcę, żebyś był moim świadkiem, chyba nie odmówisz?

- to Chase ma takie mozliwości? nie przypominam sobie żeby kończył kurs na pastora? - uśmiechnął się krzywo
- to nie pierwszy kurs o którym nie wiesz.. - i opowiedziała mu jak to 6 mies wcześniej postanowili razem...

mogę też się pobawić?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hilda
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 12 Cze 2008
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z miłości
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:55, 24 Cze 2008    Temat postu:

House wszedł do gabinetu Wilsona i od razu czapną pół jego śniadania leżącego na stole. Jimmy pokręcił głową ale nic nie powiedział. Nie chciał zaczynać kolejnego przekomarzania na temat jedzenia zwłaszcza, że miał bardzo ważne pytanie.
- House mam dla ciebie zaproszenie. - powiedział Wilson wyciągając rękę w której trzymał różowawy kartonik.
Greg patrzył przez chwilę podejrzliwie.
- Ja i Amber pobieramy się.
- Może kup sobie szczeniaczka. Mniej nabrudzi, a przyjemność w obu przypadkach taka sama.
Wilson nic nie mówił, a House myślał przez chwilę.
- Kiedy pies ci się znudzi możesz go spuścić w klozecie z Cutthroat Bitch nie będzie tak łatwo.
Wilson nabrał powietrza w płuca. Chyba sie wkurzył - pomyślał House.


Trzasnęły drzwi.Został sam. Podniósł z biurka różowy karnecik. Ostrożnie otworzył i cedził każde wykaligrafowane tam słowo. "Po co mu ten cały cholerny ślub..." pomyślał House


Wtedy do jego gabinetu wpadła Cameron.
- A ty tu czego ? - spytał widząc przed sobą blondynkę.

- Chciałam zaprosić cię na ślub - powiedziała i śmiało włożyła mu w dłoń zaproszenie.
- Ty też? W sumie Chase bardziej przypomina szczeniaczka niż Dwulicowa Ździra, ale ze spuszczeniem w kiblu też nie najlepiej...
- House, nie biorę ślubu z Chasem. Tylko z tobą - powiedziała z maniackim uśmiechem.

- Oszalałaś? - zaprotestował, czując nagłe osłabienie.
- Mwahahaha nabrałam cię! - zaśmiała się demonicznie. - Wychodzę za mąż za Foremana, a Chase udzieli nam ślubu. Chcę, żebyś był moim świadkiem, chyba nie odmówisz?

- to Chase ma takie mozliwości? nie przypominam sobie żeby kończył kurs na pastora? - uśmiechnął się krzywo
- to nie pierwszy kurs o którym nie wiesz.. - i opowiedziała mu jak to 6 mies wcześniej postanowili razem...


Zapisać się na forum.Nagle House ocknął się w gabinecie Wilsona. "Żeby mi się czekoladowy kangur i cała reszta śniła! Staczam się" mruknął wstając. Różowy kartonik wciąż leżał w tym samym miejscu.





Mogę się pobawić? Oj... Chyba już trochę zepsułam xD


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Hilda dnia Wto 10:57, 24 Cze 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
*Madziula*
Pulmonolog
Pulmonolog


Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Wto 11:09, 24 Cze 2008    Temat postu:

House wszedł do gabinetu Wilsona i od razu czapną pół jego śniadania leżącego na stole. Jimmy pokręcił głową ale nic nie powiedział. Nie chciał zaczynać kolejnego przekomarzania na temat jedzenia zwłaszcza, że miał bardzo ważne pytanie.
- House mam dla ciebie zaproszenie. - powiedział Wilson wyciągając rękę w której trzymał różowawy kartonik.
Greg patrzył przez chwilę podejrzliwie.
- Ja i Amber pobieramy się.
- Może kup sobie szczeniaczka. Mniej nabrudzi, a przyjemność w obu przypadkach taka sama.
Wilson nic nie mówił, a House myślał przez chwilę.
- Kiedy pies ci się znudzi możesz go spuścić w klozecie z Cutthroat Bitch nie będzie tak łatwo.
Wilson nabrał powietrza w płuca. Chyba sie wkurzył - pomyślał House.


Trzasnęły drzwi.Został sam. Podniósł z biurka różowy karnecik. Ostrożnie otworzył i cedził każde wykaligrafowane tam słowo. "Po co mu ten cały cholerny ślub..." pomyślał House


Wtedy do jego gabinetu wpadła Cameron.
- A ty tu czego ? - spytał widząc przed sobą blondynkę.

- Chciałam zaprosić cię na ślub - powiedziała i śmiało włożyła mu w dłoń zaproszenie.
- Ty też? W sumie Chase bardziej przypomina szczeniaczka niż Dwulicowa Ździra, ale ze spuszczeniem w kiblu też nie najlepiej...
- House, nie biorę ślubu z Chasem. Tylko z tobą - powiedziała z maniackim uśmiechem.

- Oszalałaś? - zaprotestował, czując nagłe osłabienie.
- Mwahahaha nabrałam cię! - zaśmiała się demonicznie. - Wychodzę za mąż za Foremana, a Chase udzieli nam ślubu. Chcę, żebyś był moim świadkiem, chyba nie odmówisz?

- to Chase ma takie mozliwości? nie przypominam sobie żeby kończył kurs na pastora? - uśmiechnął się krzywo
- to nie pierwszy kurs o którym nie wiesz.. - i opowiedziała mu jak to 6 mies wcześniej postanowili razem...


Zapisać się na forum.Nagle House ocknął się w gabinecie Wilsona. "Żeby mi się czekoladowy kangur i cała reszta śniła! Staczam się" mruknął wstając. Różowy kartonik wciąż leżał w tym samym miejscu.

Nie pije więcej w pracy... No może nie tak dużo... Musiałem po wyjściu Wilsona zasnąć...
- No nareszcie się obudziłeś
- Cuddy? Co robisz w gabinecie Wilsona? To jakiś kolejny sen?
- To zależy...
- Od czego
- Co chcesz robić w tym "śnie"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dżuczek
Wieczny Rezydent


Dołączył: 22 Wrz 2007
Posty: 862
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stąd

PostWysłany: Wto 12:26, 24 Cze 2008    Temat postu:

House wszedł do gabinetu Wilsona i od razu czapną pół jego śniadania leżącego na stole. Jimmy pokręcił głową ale nic nie powiedział. Nie chciał zaczynać kolejnego przekomarzania na temat jedzenia zwłaszcza, że miał bardzo ważne pytanie.
- House mam dla ciebie zaproszenie. - powiedział Wilson wyciągając rękę w której trzymał różowawy kartonik.
Greg patrzył przez chwilę podejrzliwie.
- Ja i Amber pobieramy się.
- Może kup sobie szczeniaczka. Mniej nabrudzi, a przyjemność w obu przypadkach taka sama.
Wilson nic nie mówił, a House myślał przez chwilę.
- Kiedy pies ci się znudzi możesz go spuścić w klozecie z Cutthroat Bitch nie będzie tak łatwo.
Wilson nabrał powietrza w płuca. Chyba sie wkurzył - pomyślał House.


Trzasnęły drzwi.Został sam. Podniósł z biurka różowy karnecik. Ostrożnie otworzył i cedził każde wykaligrafowane tam słowo. "Po co mu ten cały cholerny ślub..." pomyślał House


Wtedy do jego gabinetu wpadła Cameron.
- A ty tu czego ? - spytał widząc przed sobą blondynkę.

- Chciałam zaprosić cię na ślub - powiedziała i śmiało włożyła mu w dłoń zaproszenie.
- Ty też? W sumie Chase bardziej przypomina szczeniaczka niż Dwulicowa Ździra, ale ze spuszczeniem w kiblu też nie najlepiej...
- House, nie biorę ślubu z Chasem. Tylko z tobą - powiedziała z maniackim uśmiechem.

- Oszalałaś? - zaprotestował, czując nagłe osłabienie.
- Mwahahaha nabrałam cię! - zaśmiała się demonicznie. - Wychodzę za mąż za Foremana, a Chase udzieli nam ślubu. Chcę, żebyś był moim świadkiem, chyba nie odmówisz?

- to Chase ma takie mozliwości? nie przypominam sobie żeby kończył kurs na pastora? - uśmiechnął się krzywo
- to nie pierwszy kurs o którym nie wiesz.. - i opowiedziała mu jak to 6 mies wcześniej postanowili razem...


Zapisać się na forum.Nagle House ocknął się w gabinecie Wilsona. "Żeby mi się czekoladowy kangur i cała reszta śniła! Staczam się" mruknął wstając. Różowy kartonik wciąż leżał w tym samym miejscu.

Nie pije więcej w pracy... No może nie tak dużo... Musiałem po wyjściu Wilsona zasnąć...
- No nareszcie się obudziłeś
- Cuddy? Co robisz w gabinecie Wilsona? To jakiś kolejny sen?
- To zależy...
- Od czego
- Co chcesz robić w tym "śnie"

House drapał się chwilę po głowie myśląc intensywnie coś w stylu: Co się u diabła dzieje?!!!
-Gdybym Cię nie znał pomyślałbym, że składasz mi jakąś propozycję... - podjął wreszcie ostrożnie temat.- Nie zrozum mnie źle...Eee...Bardzo mi to pochlebia, ale... - plątał się w zeznaniach
-Och, przestań sie wygłupiać! - Cuddy obruszyła się pomysłem House'a - przecież żartowałam.
-No wiesz?! - House odetchnął z ulgą, ale nie pozwolił, aby ona to zauważyła. Zamiast tego wrócił do swego zwykłego niby-lekceważącego tonu - Żartować na taki temat?! Toż to barbarzyństwo! - uśmiechał się szeroko, ciekaw czy Cuddy podejmie grę...słowną.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hilda
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 12 Cze 2008
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z miłości
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:03, 24 Cze 2008    Temat postu:

House wszedł do gabinetu Wilsona i od razu czapną pół jego śniadania leżącego na stole. Jimmy pokręcił głową ale nic nie powiedział. Nie chciał zaczynać kolejnego przekomarzania na temat jedzenia zwłaszcza, że miał bardzo ważne pytanie.
- House mam dla ciebie zaproszenie. - powiedział Wilson wyciągając rękę w której trzymał różowawy kartonik.
Greg patrzył przez chwilę podejrzliwie.
- Ja i Amber pobieramy się.
- Może kup sobie szczeniaczka. Mniej nabrudzi, a przyjemność w obu przypadkach taka sama.
Wilson nic nie mówił, a House myślał przez chwilę.
- Kiedy pies ci się znudzi możesz go spuścić w klozecie z Cutthroat Bitch nie będzie tak łatwo.
Wilson nabrał powietrza w płuca. Chyba sie wkurzył - pomyślał House.


Trzasnęły drzwi.Został sam. Podniósł z biurka różowy karnecik. Ostrożnie otworzył i cedził każde wykaligrafowane tam słowo. "Po co mu ten cały cholerny ślub..." pomyślał House


Wtedy do jego gabinetu wpadła Cameron.
- A ty tu czego ? - spytał widząc przed sobą blondynkę.

- Chciałam zaprosić cię na ślub - powiedziała i śmiało włożyła mu w dłoń zaproszenie.
- Ty też? W sumie Chase bardziej przypomina szczeniaczka niż Dwulicowa Ździra, ale ze spuszczeniem w kiblu też nie najlepiej...
- House, nie biorę ślubu z Chasem. Tylko z tobą - powiedziała z maniackim uśmiechem.

- Oszalałaś? - zaprotestował, czując nagłe osłabienie.
- Mwahahaha nabrałam cię! - zaśmiała się demonicznie. - Wychodzę za mąż za Foremana, a Chase udzieli nam ślubu. Chcę, żebyś był moim świadkiem, chyba nie odmówisz?

- to Chase ma takie mozliwości? nie przypominam sobie żeby kończył kurs na pastora? - uśmiechnął się krzywo
- to nie pierwszy kurs o którym nie wiesz.. - i opowiedziała mu jak to 6 mies wcześniej postanowili razem...


Zapisać się na forum.Nagle House ocknął się w gabinecie Wilsona. "Żeby mi się czekoladowy kangur i cała reszta śniła! Staczam się" mruknął wstając. Różowy kartonik wciąż leżał w tym samym miejscu.

Nie pije więcej w pracy... No może nie tak dużo... Musiałem po wyjściu Wilsona zasnąć...
- No nareszcie się obudziłeś
- Cuddy? Co robisz w gabinecie Wilsona? To jakiś kolejny sen?
- To zależy...
- Od czego
- Co chcesz robić w tym "śnie"

House drapał się chwilę po głowie myśląc intensywnie coś w stylu: Co się u diabła dzieje?!!!
-Gdybym Cię nie znał pomyślałbym, że składasz mi jakąś propozycję... - podjął wreszcie ostrożnie temat.- Nie zrozum mnie źle...Eee...Bardzo mi to pochlebia, ale... - plątał się w zeznaniach
-Och, przestań sie wygłupiać! - Cuddy obruszyła się pomysłem House'a - przecież żartowałam.
-No wiesz?! - House odetchnął z ulgą, ale nie pozwolił, aby ona to zauważyła. Zamiast tego wrócił do swego zwykłego niby-lekceważącego tonu - Żartować na taki temat?! Toż to barbarzyństwo! - uśmiechał się szeroko, ciekaw czy Cuddy podejmie grę...słowną.

- Uwierz mi że nie większe niż wgapianie się w mój dekolt- miał wrażenie że mu się udało. Nie spodziewał się jednak tego co miało za chwilę nastąpić...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:44, 25 Cze 2008    Temat postu:

House wszedł do gabinetu Wilsona i od razu czapną pół jego śniadania leżącego na stole. Jimmy pokręcił głową ale nic nie powiedział. Nie chciał zaczynać kolejnego przekomarzania na temat jedzenia zwłaszcza, że miał bardzo ważne pytanie.
- House mam dla ciebie zaproszenie. - powiedział Wilson wyciągając rękę w której trzymał różowawy kartonik.
Greg patrzył przez chwilę podejrzliwie.
- Ja i Amber pobieramy się.
- Może kup sobie szczeniaczka. Mniej nabrudzi, a przyjemność w obu przypadkach taka sama.
Wilson nic nie mówił, a House myślał przez chwilę.
- Kiedy pies ci się znudzi możesz go spuścić w klozecie z Cutthroat Bitch nie będzie tak łatwo.
Wilson nabrał powietrza w płuca. Chyba sie wkurzył - pomyślał House.


Trzasnęły drzwi.Został sam. Podniósł z biurka różowy karnecik. Ostrożnie otworzył i cedził każde wykaligrafowane tam słowo. "Po co mu ten cały cholerny ślub..." pomyślał House


Wtedy do jego gabinetu wpadła Cameron.
- A ty tu czego ? - spytał widząc przed sobą blondynkę.

- Chciałam zaprosić cię na ślub - powiedziała i śmiało włożyła mu w dłoń zaproszenie.
- Ty też? W sumie Chase bardziej przypomina szczeniaczka niż Dwulicowa Ździra, ale ze spuszczeniem w kiblu też nie najlepiej...
- House, nie biorę ślubu z Chasem. Tylko z tobą - powiedziała z maniackim uśmiechem.

- Oszalałaś? - zaprotestował, czując nagłe osłabienie.
- Mwahahaha nabrałam cię! - zaśmiała się demonicznie. - Wychodzę za mąż za Foremana, a Chase udzieli nam ślubu. Chcę, żebyś był moim świadkiem, chyba nie odmówisz?

- to Chase ma takie mozliwości? nie przypominam sobie żeby kończył kurs na pastora? - uśmiechnął się krzywo
- to nie pierwszy kurs o którym nie wiesz.. - i opowiedziała mu jak to 6 mies wcześniej postanowili razem...


Zapisać się na forum.Nagle House ocknął się w gabinecie Wilsona. "Żeby mi się czekoladowy kangur i cała reszta śniła! Staczam się" mruknął wstając. Różowy kartonik wciąż leżał w tym samym miejscu.

Nie pije więcej w pracy... No może nie tak dużo... Musiałem po wyjściu Wilsona zasnąć...
- No nareszcie się obudziłeś
- Cuddy? Co robisz w gabinecie Wilsona? To jakiś kolejny sen?
- To zależy...
- Od czego
- Co chcesz robić w tym "śnie"

House drapał się chwilę po głowie myśląc intensywnie coś w stylu: Co się u diabła dzieje?!!!
-Gdybym Cię nie znał pomyślałbym, że składasz mi jakąś propozycję... - podjął wreszcie ostrożnie temat.- Nie zrozum mnie źle...Eee...Bardzo mi to pochlebia, ale... - plątał się w zeznaniach
-Och, przestań sie wygłupiać! - Cuddy obruszyła się pomysłem House'a - przecież żartowałam.
-No wiesz?! - House odetchnął z ulgą, ale nie pozwolił, aby ona to zauważyła. Zamiast tego wrócił do swego zwykłego niby-lekceważącego tonu - Żartować na taki temat?! Toż to barbarzyństwo! - uśmiechał się szeroko, ciekaw czy Cuddy podejmie grę...słowną.

- Uwierz mi że nie większe niż wgapianie się w mój dekolt- miał wrażenie że mu się udało. Nie spodziewał się jednak tego co miało za chwilę nastąpić...


Nagle do gabinetu weszła wysoka brunetka, której House w ogóle nie znał.
- Kim ona... - zaczął, lecz Cuddy mu przerwała.
- Ta dziewczyna uważa się za twoją córkę. - stwierdziła Lisa. "Jak to ? Z kim ?" - zastanawiał się diagnosta przyglądając się tej młodej osobie. "Kim mogłaby być jej matka ?"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
*Madziula*
Pulmonolog
Pulmonolog


Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Śro 18:47, 25 Cze 2008    Temat postu:

House wszedł do gabinetu Wilsona i od razu czapną pół jego śniadania leżącego na stole. Jimmy pokręcił głową ale nic nie powiedział. Nie chciał zaczynać kolejnego przekomarzania na temat jedzenia zwłaszcza, że miał bardzo ważne pytanie.
- House mam dla ciebie zaproszenie. - powiedział Wilson wyciągając rękę w której trzymał różowawy kartonik.
Greg patrzył przez chwilę podejrzliwie.
- Ja i Amber pobieramy się.
- Może kup sobie szczeniaczka. Mniej nabrudzi, a przyjemność w obu przypadkach taka sama.
Wilson nic nie mówił, a House myślał przez chwilę.
- Kiedy pies ci się znudzi możesz go spuścić w klozecie z Cutthroat Bitch nie będzie tak łatwo.
Wilson nabrał powietrza w płuca. Chyba sie wkurzył - pomyślał House.


Trzasnęły drzwi.Został sam. Podniósł z biurka różowy karnecik. Ostrożnie otworzył i cedził każde wykaligrafowane tam słowo. "Po co mu ten cały cholerny ślub..." pomyślał House


Wtedy do jego gabinetu wpadła Cameron.
- A ty tu czego ? - spytał widząc przed sobą blondynkę.

- Chciałam zaprosić cię na ślub - powiedziała i śmiało włożyła mu w dłoń zaproszenie.
- Ty też? W sumie Chase bardziej przypomina szczeniaczka niż Dwulicowa Ździra, ale ze spuszczeniem w kiblu też nie najlepiej...
- House, nie biorę ślubu z Chasem. Tylko z tobą - powiedziała z maniackim uśmiechem.

- Oszalałaś? - zaprotestował, czując nagłe osłabienie.
- Mwahahaha nabrałam cię! - zaśmiała się demonicznie. - Wychodzę za mąż za Foremana, a Chase udzieli nam ślubu. Chcę, żebyś był moim świadkiem, chyba nie odmówisz?

- to Chase ma takie mozliwości? nie przypominam sobie żeby kończył kurs na pastora? - uśmiechnął się krzywo
- to nie pierwszy kurs o którym nie wiesz.. - i opowiedziała mu jak to 6 mies wcześniej postanowili razem...


Zapisać się na forum.Nagle House ocknął się w gabinecie Wilsona. "Żeby mi się czekoladowy kangur i cała reszta śniła! Staczam się" mruknął wstając. Różowy kartonik wciąż leżał w tym samym miejscu.

Nie pije więcej w pracy... No może nie tak dużo... Musiałem po wyjściu Wilsona zasnąć...
- No nareszcie się obudziłeś
- Cuddy? Co robisz w gabinecie Wilsona? To jakiś kolejny sen?
- To zależy...
- Od czego
- Co chcesz robić w tym "śnie"

House drapał się chwilę po głowie myśląc intensywnie coś w stylu: Co się u diabła dzieje?!!!
-Gdybym Cię nie znał pomyślałbym, że składasz mi jakąś propozycję... - podjął wreszcie ostrożnie temat.- Nie zrozum mnie źle...Eee...Bardzo mi to pochlebia, ale... - plątał się w zeznaniach
-Och, przestań sie wygłupiać! - Cuddy obruszyła się pomysłem House'a - przecież żartowałam.
-No wiesz?! - House odetchnął z ulgą, ale nie pozwolił, aby ona to zauważyła. Zamiast tego wrócił do swego zwykłego niby-lekceważącego tonu - Żartować na taki temat?! Toż to barbarzyństwo! - uśmiechał się szeroko, ciekaw czy Cuddy podejmie grę...słowną.

- Uwierz mi że nie większe niż wgapianie się w mój dekolt- miał wrażenie że mu się udało. Nie spodziewał się jednak tego co miało za chwilę nastąpić...


Nagle do gabinetu weszła wysoka brunetka, której House w ogóle nie znał.
- Kim ona... - zaczął, lecz Cuddy mu przerwała.
- Ta dziewczyna uważa się za twoją córkę. - stwierdziła Lisa. "Jak to ? Z kim ?" - zastanawiał się diagnosta przyglądając się tej młodej osobie. "Kim mogłaby być jej matka ?"

- Mamo nie mów o mnie per 'ta dziewczyna'!
- Przepraszam
- Błagam powiedzcie, że ja nadal śnię...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hilda
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 12 Cze 2008
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z miłości
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:05, 27 Cze 2008    Temat postu:

House wszedł do gabinetu Wilsona i od razu czapną pół jego śniadania leżącego na stole. Jimmy pokręcił głową ale nic nie powiedział. Nie chciał zaczynać kolejnego przekomarzania na temat jedzenia zwłaszcza, że miał bardzo ważne pytanie.
- House mam dla ciebie zaproszenie. - powiedział Wilson wyciągając rękę w której trzymał różowawy kartonik.
Greg patrzył przez chwilę podejrzliwie.
- Ja i Amber pobieramy się.
- Może kup sobie szczeniaczka. Mniej nabrudzi, a przyjemność w obu ślub - powiedziała i śmiało włożyła mu w dłoń zaproszenie.
- Ty też? W sumie Chase bardziej przypomina szczeniaczka niż Dwulicowa Ździra, ale ze spuszczeniem w kiblu też nie najlepiej...
- House, nie biorę ślubu z Chasem. Tylko z tobą - powiedziała z maniackim uśmiechem.

- Oszalałaś? - zaprotestował, czując nagłe osłabienie.
- Mwahahaha nabrałam cię! - zaśmiała się demonicznie. - Wychodzę za mąż za Foremana, a Chase udzieli nam ślubu. Chcę, żebyś był moim świadkiem, chyba nie odmówisz?

- to Chase ma takie mozliwości? nie przypominam sobie żeby kończył kurs na pastora? - uśmiechnął się krzywo
- to nie pierwszy kurs o którym nie wiesz.. - i opowiedziała mu jak to 6 mies wcześniej postanowili razem...


Zapisać się na forum.Nagle House ocknął się w gabinecie Wilsona. "Żeby mi się czekoladowy kangur i cała reszta śniła! Staczam się" mruknął wstając. Różowy kartonik wciąż leżał w tym samym miejscu.

Nie pije więcej w pracy... No może nie tak dużo... Musiałem po wyjściu Wilsona zasnąć...
- No nareszcie się obudziłeś
- Cuddy? Co robisz w gabinecie Wilsona? To jakiś kolejny sen?
- To zależy...
- Od czego
- Co chcesz robić w tym "śnie"

House drapał się chwilę po głowie myśląc intensywnie coś w stylu: Co się u diabła dzieje?!!!
-Gdybym Cię nie znał pomyślałbym, że składasz mi jakąś propozycję... - podjął wreszcie ostrożnie temat.- Nie zrozum mnie źle...Eee...Bardzo mi to pochlebia, ale... - plątał się w zeznaniach
-Och, przestań sie wygłupiać! - Cuddy obruszyła się pomysłem House'a - przecież żartowałam.
-No wiesz?! - House odetchnął z ulgą, ale nie pozwolił, aby ona to zauważyła. Zamiast tego wrócił do swego zwykłego niby-lekceważącego tonu - Żartować na taki temat?! Toż to barbarzyństwo! - uśmiechał się szeroko, ciekaw czy Cuddy podejmie grę...słowną.

- Uwierz mi że nie większe niż wgapianie się w mój dekolt- miał wrażenie że mu się udało. Nie spodziewał się jednak tego co miało za chwilę nastąpić...


Nagle do gabinetu weszła wysoka brunetka, której House w ogóle nie znał.
- Kim ona... - zaczął, lecz Cuddy mu przerwała.
- Ta dziewczyna uważa się za twoją córkę. - stwierdziła Lisa. "Jak to ? Z kim ?" - zastanawiał się diagnosta przyglądając się tej młodej osobie. "Kim mogłaby być jej matka ?"

- Mamo nie mów o mnie per 'ta dziewczyna'!
- Przepraszam
- Błagam powiedzcie, że ja nadal śnię...


- Mówiłam Ci że tak będzie! Ale nie koniecznie chciałaś go poznać!
- Mam na niego ciągle patrzeć z daleka i słuchać opowieści?! - House siedział z otworzoną buzią.
Nie miał wątpliwości że to jego córka gdy patrzył na te neonowo niebieskie oczy.
- Gdzieś ty ją uchowała w szafie?!- zapytał zirytowanym głosem. Cuddy popatrzyła na niego i spuściła głowę. Co miała powiedzieć "Sorry Greg zapomniałam ci powiedzieć"? Przed nimi stała przecież konsekwencja ich jednej nocy z przed prawie 20lat. Dokładnie przed osiemnastu lat dziewięciu miesięcy i piętnastu dni.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Hilda dnia Pią 19:05, 27 Cze 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 10:55, 28 Cze 2008    Temat postu:

House wszedł do gabinetu Wilsona i od razu czapną pół jego śniadania leżącego na stole. Jimmy pokręcił głową ale nic nie powiedział. Nie chciał zaczynać kolejnego przekomarzania na temat jedzenia zwłaszcza, że miał bardzo ważne pytanie.
- House mam dla ciebie zaproszenie. - powiedział Wilson wyciągając rękę w której trzymał różowawy kartonik.
Greg patrzył przez chwilę podejrzliwie.
- Ja i Amber pobieramy się.
- Może kup sobie szczeniaczka. Mniej nabrudzi, a przyjemność w obu ślub - powiedziała i śmiało włożyła mu w dłoń zaproszenie.
- Ty też? W sumie Chase bardziej przypomina szczeniaczka niż Dwulicowa Ździra, ale ze spuszczeniem w kiblu też nie najlepiej...
- House, nie biorę ślubu z Chasem. Tylko z tobą - powiedziała z maniackim uśmiechem.

- Oszalałaś? - zaprotestował, czując nagłe osłabienie.
- Mwahahaha nabrałam cię! - zaśmiała się demonicznie. - Wychodzę za mąż za Foremana, a Chase udzieli nam ślubu. Chcę, żebyś był moim świadkiem, chyba nie odmówisz?

- to Chase ma takie mozliwości? nie przypominam sobie żeby kończył kurs na pastora? - uśmiechnął się krzywo
- to nie pierwszy kurs o którym nie wiesz.. - i opowiedziała mu jak to 6 mies wcześniej postanowili razem...


Zapisać się na forum.Nagle House ocknął się w gabinecie Wilsona. "Żeby mi się czekoladowy kangur i cała reszta śniła! Staczam się" mruknął wstając. Różowy kartonik wciąż leżał w tym samym miejscu.

Nie pije więcej w pracy... No może nie tak dużo... Musiałem po wyjściu Wilsona zasnąć...
- No nareszcie się obudziłeś
- Cuddy? Co robisz w gabinecie Wilsona? To jakiś kolejny sen?
- To zależy...
- Od czego
- Co chcesz robić w tym "śnie"

House drapał się chwilę po głowie myśląc intensywnie coś w stylu: Co się u diabła dzieje?!!!
-Gdybym Cię nie znał pomyślałbym, że składasz mi jakąś propozycję... - podjął wreszcie ostrożnie temat.- Nie zrozum mnie źle...Eee...Bardzo mi to pochlebia, ale... - plątał się w zeznaniach
-Och, przestań sie wygłupiać! - Cuddy obruszyła się pomysłem House'a - przecież żartowałam.
-No wiesz?! - House odetchnął z ulgą, ale nie pozwolił, aby ona to zauważyła. Zamiast tego wrócił do swego zwykłego niby-lekceważącego tonu - Żartować na taki temat?! Toż to barbarzyństwo! - uśmiechał się szeroko, ciekaw czy Cuddy podejmie grę...słowną.

- Uwierz mi że nie większe niż wgapianie się w mój dekolt- miał wrażenie że mu się udało. Nie spodziewał się jednak tego co miało za chwilę nastąpić...


Nagle do gabinetu weszła wysoka brunetka, której House w ogóle nie znał.
- Kim ona... - zaczął, lecz Cuddy mu przerwała.
- Ta dziewczyna uważa się za twoją córkę. - stwierdziła Lisa. "Jak to ? Z kim ?" - zastanawiał się diagnosta przyglądając się tej młodej osobie. "Kim mogłaby być jej matka ?"

- Mamo nie mów o mnie per 'ta dziewczyna'!
- Przepraszam
- Błagam powiedzcie, że ja nadal śnię...


- Mówiłam Ci że tak będzie! Ale nie koniecznie chciałaś go poznać!
- Mam na niego ciągle patrzeć z daleka i słuchać opowieści?! - House siedział z otworzoną buzią.
Nie miał wątpliwości że to jego córka gdy patrzył na te neonowo niebieskie oczy.
- Gdzieś ty ją uchowała w szafie?!- zapytał zirytowanym głosem. Cuddy popatrzyła na niego i spuściła głowę. Co miała powiedzieć "Sorry Greg zapomniałam ci powiedzieć"? Przed nimi stała przecież konsekwencja ich jednej nocy z przed prawie 20lat. Dokładnie przed osiemnastu lat dziewięciu miesięcy i piętnastu dni.


- Przecież i tak byś jej nie chciał. - odpowiedziała w końcu.
- A może zdradzisz mi chociaż imię naszej córki ? - spytał jeszcze nie myśląc o poprzedniej odpowiedzi.
- To jest Kate. - przedstawiła córkę robiąc przy tym komiczną minę i śmiesznie wskazując dłońmi, jak jakaś asystentka magika, gdy ten pokazuje sztuczkę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dżuczek
Wieczny Rezydent


Dołączył: 22 Wrz 2007
Posty: 862
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stąd

PostWysłany: Sob 19:05, 28 Cze 2008    Temat postu:

House wszedł do gabinetu Wilsona i od razu czapną pół jego śniadania leżącego na stole. Jimmy pokręcił głową ale nic nie powiedział. Nie chciał zaczynać kolejnego przekomarzania na temat jedzenia zwłaszcza, że miał bardzo ważne pytanie.
- House mam dla ciebie zaproszenie. - powiedział Wilson wyciągając rękę w której trzymał różowawy kartonik.
Greg patrzył przez chwilę podejrzliwie.
- Ja i Amber pobieramy się.
- Może kup sobie szczeniaczka. Mniej nabrudzi, a przyjemność w obu ślub - powiedziała i śmiało włożyła mu w dłoń zaproszenie.
- Ty też? W sumie Chase bardziej przypomina szczeniaczka niż Dwulicowa Ździra, ale ze spuszczeniem w kiblu też nie najlepiej...
- House, nie biorę ślubu z Chasem. Tylko z tobą - powiedziała z maniackim uśmiechem.

- Oszalałaś? - zaprotestował, czując nagłe osłabienie.
- Mwahahaha nabrałam cię! - zaśmiała się demonicznie. - Wychodzę za mąż za Foremana, a Chase udzieli nam ślubu. Chcę, żebyś był moim świadkiem, chyba nie odmówisz?

- to Chase ma takie mozliwości? nie przypominam sobie żeby kończył kurs na pastora? - uśmiechnął się krzywo
- to nie pierwszy kurs o którym nie wiesz.. - i opowiedziała mu jak to 6 mies wcześniej postanowili razem...


Zapisać się na forum.Nagle House ocknął się w gabinecie Wilsona. "Żeby mi się czekoladowy kangur i cała reszta śniła! Staczam się" mruknął wstając. Różowy kartonik wciąż leżał w tym samym miejscu.

Nie pije więcej w pracy... No może nie tak dużo... Musiałem po wyjściu Wilsona zasnąć...
- No nareszcie się obudziłeś
- Cuddy? Co robisz w gabinecie Wilsona? To jakiś kolejny sen?
- To zależy...
- Od czego
- Co chcesz robić w tym "śnie"

House drapał się chwilę po głowie myśląc intensywnie coś w stylu: Co się u diabła dzieje?!!!
-Gdybym Cię nie znał pomyślałbym, że składasz mi jakąś propozycję... - podjął wreszcie ostrożnie temat.- Nie zrozum mnie źle...Eee...Bardzo mi to pochlebia, ale... - plątał się w zeznaniach
-Och, przestań sie wygłupiać! - Cuddy obruszyła się pomysłem House'a - przecież żartowałam.
-No wiesz?! - House odetchnął z ulgą, ale nie pozwolił, aby ona to zauważyła. Zamiast tego wrócił do swego zwykłego niby-lekceważącego tonu - Żartować na taki temat?! Toż to barbarzyństwo! - uśmiechał się szeroko, ciekaw czy Cuddy podejmie grę...słowną.

- Uwierz mi że nie większe niż wgapianie się w mój dekolt- miał wrażenie że mu się udało. Nie spodziewał się jednak tego co miało za chwilę nastąpić...


Nagle do gabinetu weszła wysoka brunetka, której House w ogóle nie znał.
- Kim ona... - zaczął, lecz Cuddy mu przerwała.
- Ta dziewczyna uważa się za twoją córkę. - stwierdziła Lisa. "Jak to ? Z kim ?" - zastanawiał się diagnosta przyglądając się tej młodej osobie. "Kim mogłaby być jej matka ?"

- Mamo nie mów o mnie per 'ta dziewczyna'!
- Przepraszam
- Błagam powiedzcie, że ja nadal śnię...


- Mówiłam Ci że tak będzie! Ale nie koniecznie chciałaś go poznać!
- Mam na niego ciągle patrzeć z daleka i słuchać opowieści?! - House siedział z otworzoną buzią.
Nie miał wątpliwości że to jego córka gdy patrzył na te neonowo niebieskie oczy.
- Gdzieś ty ją uchowała w szafie?!- zapytał zirytowanym głosem. Cuddy popatrzyła na niego i spuściła głowę. Co miała powiedzieć "Sorry Greg zapomniałam ci powiedzieć"? Przed nimi stała przecież konsekwencja ich jednej nocy z przed prawie 20lat. Dokładnie przed osiemnastu lat dziewięciu miesięcy i piętnastu dni.


- Przecież i tak byś jej nie chciał. - odpowiedziała w końcu.
- A może zdradzisz mi chociaż imię naszej córki ? - spytał jeszcze nie myśląc o poprzedniej odpowiedzi.
- To jest Kate. - przedstawiła córkę robiąc przy tym komiczną minę i śmiesznie wskazując dłońmi, jak jakaś asystentka magika, gdy ten pokazuje sztuczkę.

- Bardzo ładnie... - uśmiechał się niepewnie House, nie za bardzo wiedząc co właściwie powinien powiedzieć. - Sam nie wymyśliłbym lepszego imienia dla swojej córki, doprawdy... Jednakowoż mam na to całkiem dobre usprawiedliwienie... Mianowicie nie wiedziałem o jej istnieniu, a to jak sądzę całkiem dobre wytłumaczenie na wszystkie pozostałe aspekty związane z byciem rodzicem... ojcem... konkretnie w moim przypadku...z których nie mogłem się wywiązywać...
Mówiąc to przerzucał wzrok z jednej damy na drugą na oślep szukając swojej laski, która na złość nie chciała się znaleźć! Kiedy wreszcie chwycił ten znajomy kawałek drewna, wstał powoli. Bardzo powoli...
- Skoro już mamy jasność co do powodów mojej nieobecności w życiu tej...tej...- rozpaczliwie szukał właściwego określenia dla swojej bądź co bądź córki, ale jakoś nic mądrego nie przychodziło mu w tej chwili do głowy, więc dokończył w najprostszy sposób - Kate... Pozwolisz Cuddy, że zniknę na kolejny moment naszego szczęśliwego, rodzinnego życia i zrobię to co zwykle robię, gdy dowiaduję się o istnieniu ...mojego potomstwa. - House wzdrygnął się, gdy dotarło do niego znaczenie tego słowa. Był już przy drzwiach po ominięciu szerokim łukiem Kate, gdy ciągle lekko podenerwowana Cuddy zapytała?
- Co właściwie zamierzasz teraz zrobić?
- Zwymiotować. - Odpalił szczerze House i ruszył w kierunku męskiej toalety. Tego azylu, tej bezpiecznej bazy, tego jedynego miejsca na świecie, do którego normalnie kobiety nie mają prawa wstępu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 12:08, 29 Cze 2008    Temat postu:

House wszedł do gabinetu Wilsona i od razu czapną pół jego śniadania leżącego na stole. Jimmy pokręcił głową ale nic nie powiedział. Nie chciał zaczynać kolejnego przekomarzania na temat jedzenia zwłaszcza, że miał bardzo ważne pytanie.
- House mam dla ciebie zaproszenie. - powiedział Wilson wyciągając rękę w której trzymał różowawy kartonik.
Greg patrzył przez chwilę podejrzliwie.
- Ja i Amber pobieramy się.
- Może kup sobie szczeniaczka. Mniej nabrudzi, a przyjemność w obu ślub - powiedziała i śmiało włożyła mu w dłoń zaproszenie.
- Ty też? W sumie Chase bardziej przypomina szczeniaczka niż Dwulicowa Ździra, ale ze spuszczeniem w kiblu też nie najlepiej...
- House, nie biorę ślubu z Chasem. Tylko z tobą - powiedziała z maniackim uśmiechem.

- Oszalałaś? - zaprotestował, czując nagłe osłabienie.
- Mwahahaha nabrałam cię! - zaśmiała się demonicznie. - Wychodzę za mąż za Foremana, a Chase udzieli nam ślubu. Chcę, żebyś był moim świadkiem, chyba nie odmówisz?

- to Chase ma takie mozliwości? nie przypominam sobie żeby kończył kurs na pastora? - uśmiechnął się krzywo
- to nie pierwszy kurs o którym nie wiesz.. - i opowiedziała mu jak to 6 mies wcześniej postanowili razem...


Zapisać się na forum.Nagle House ocknął się w gabinecie Wilsona. "Żeby mi się czekoladowy kangur i cała reszta śniła! Staczam się" mruknął wstając. Różowy kartonik wciąż leżał w tym samym miejscu.

Nie pije więcej w pracy... No może nie tak dużo... Musiałem po wyjściu Wilsona zasnąć...
- No nareszcie się obudziłeś
- Cuddy? Co robisz w gabinecie Wilsona? To jakiś kolejny sen?
- To zależy...
- Od czego
- Co chcesz robić w tym "śnie"

House drapał się chwilę po głowie myśląc intensywnie coś w stylu: Co się u diabła dzieje?!!!
-Gdybym Cię nie znał pomyślałbym, że składasz mi jakąś propozycję... - podjął wreszcie ostrożnie temat.- Nie zrozum mnie źle...Eee...Bardzo mi to pochlebia, ale... - plątał się w zeznaniach
-Och, przestań sie wygłupiać! - Cuddy obruszyła się pomysłem House'a - przecież żartowałam.
-No wiesz?! - House odetchnął z ulgą, ale nie pozwolił, aby ona to zauważyła. Zamiast tego wrócił do swego zwykłego niby-lekceważącego tonu - Żartować na taki temat?! Toż to barbarzyństwo! - uśmiechał się szeroko, ciekaw czy Cuddy podejmie grę...słowną.

- Uwierz mi że nie większe niż wgapianie się w mój dekolt- miał wrażenie że mu się udało. Nie spodziewał się jednak tego co miało za chwilę nastąpić...


Nagle do gabinetu weszła wysoka brunetka, której House w ogóle nie znał.
- Kim ona... - zaczął, lecz Cuddy mu przerwała.
- Ta dziewczyna uważa się za twoją córkę. - stwierdziła Lisa. "Jak to ? Z kim ?" - zastanawiał się diagnosta przyglądając się tej młodej osobie. "Kim mogłaby być jej matka ?"

- Mamo nie mów o mnie per 'ta dziewczyna'!
- Przepraszam
- Błagam powiedzcie, że ja nadal śnię...


- Mówiłam Ci że tak będzie! Ale nie koniecznie chciałaś go poznać!
- Mam na niego ciągle patrzeć z daleka i słuchać opowieści?! - House siedział z otworzoną buzią.
Nie miał wątpliwości że to jego córka gdy patrzył na te neonowo niebieskie oczy.
- Gdzieś ty ją uchowała w szafie?!- zapytał zirytowanym głosem. Cuddy popatrzyła na niego i spuściła głowę. Co miała powiedzieć "Sorry Greg zapomniałam ci powiedzieć"? Przed nimi stała przecież konsekwencja ich jednej nocy z przed prawie 20lat. Dokładnie przed osiemnastu lat dziewięciu miesięcy i piętnastu dni.


- Przecież i tak byś jej nie chciał. - odpowiedziała w końcu.
- A może zdradzisz mi chociaż imię naszej córki ? - spytał jeszcze nie myśląc o poprzedniej odpowiedzi.
- To jest Kate. - przedstawiła córkę robiąc przy tym komiczną minę i śmiesznie wskazując dłońmi, jak jakaś asystentka magika, gdy ten pokazuje sztuczkę.

- Bardzo ładnie... - uśmiechał się niepewnie House, nie za bardzo wiedząc co właściwie powinien powiedzieć. - Sam nie wymyśliłbym lepszego imienia dla swojej córki, doprawdy... Jednakowoż mam na to całkiem dobre usprawiedliwienie... Mianowicie nie wiedziałem o jej istnieniu, a to jak sądzę całkiem dobre wytłumaczenie na wszystkie pozostałe aspekty związane z byciem rodzicem... ojcem... konkretnie w moim przypadku...z których nie mogłem się wywiązywać...
Mówiąc to przerzucał wzrok z jednej damy na drugą na oślep szukając swojej laski, która na złość nie chciała się znaleźć! Kiedy wreszcie chwycił ten znajomy kawałek drewna, wstał powoli. Bardzo powoli...
- Skoro już mamy jasność co do powodów mojej nieobecności w życiu tej...tej...- rozpaczliwie szukał właściwego określenia dla swojej bądź co bądź córki, ale jakoś nic mądrego nie przychodziło mu w tej chwili do głowy, więc dokończył w najprostszy sposób - Kate... Pozwolisz Cuddy, że zniknę na kolejny moment naszego szczęśliwego, rodzinnego życia i zrobię to co zwykle robię, gdy dowiaduję się o istnieniu ...mojego potomstwa. - House wzdrygnął się, gdy dotarło do niego znaczenie tego słowa. Był już przy drzwiach po ominięciu szerokim łukiem Kate, gdy ciągle lekko podenerwowana Cuddy zapytała?
- Co właściwie zamierzasz teraz zrobić?
- Zwymiotować. - Odpalił szczerze House i ruszył w kierunku męskiej toalety. Tego azylu, tej bezpiecznej bazy, tego jedynego miejsca na świecie, do którego normalnie kobiety nie mają prawa wstępu.


- Kate, wracaj do szkoły. - powiedziała pół rozkazem, pół troskliwie Cuddy.
- Już ? Jeszcze nie poznałam się dokładnie z moim ojcem.
- On nie chce się z tobą poznawać. - powiedziała ostro, lecz widząc smutek na twarzy córki zmieniła swoją wypowiedź : - Po prostu on nie jest jeszcze gotowy na dokładne poznanie się z tobą. Dajmy mu trochę czasu. - Kate uśmiechnęła się, a w oczach miała nadzieję... tą nadzieję, której Cuddy nie powinna jej właśnie dawać. Dziewczyna poszła do szkoły, a jej matka do swojego gabinetu. Tymczasem w męskiej toalecie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dżuczek
Wieczny Rezydent


Dołączył: 22 Wrz 2007
Posty: 862
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stąd

PostWysłany: Śro 10:50, 02 Lip 2008    Temat postu:

House wszedł do gabinetu Wilsona i od razu czapną pół jego śniadania leżącego na stole. Jimmy pokręcił głową ale nic nie powiedział. Nie chciał zaczynać kolejnego przekomarzania na temat jedzenia zwłaszcza, że miał bardzo ważne pytanie.
- House mam dla ciebie zaproszenie. - powiedział Wilson wyciągając rękę w której trzymał różowawy kartonik.
Greg patrzył przez chwilę podejrzliwie.
- Ja i Amber pobieramy się.
- Może kup sobie szczeniaczka. Mniej nabrudzi, a przyjemność w obu przypadkach taka sama.
Wilson nic nie mówił, a House myślał przez chwilę.
- Kiedy pies ci się znudzi możesz go spuścić w klozecie z Cutthroat Bitch nie będzie tak łatwo.
Wilson nabrał powietrza w płuca. Chyba sie wkurzył - pomyślał House.


Trzasnęły drzwi.Został sam. Podniósł z biurka różowy karnecik. Ostrożnie otworzył i cedził każde wykaligrafowane tam słowo. "Po co mu ten cały cholerny ślub..." pomyślał House


Wtedy do jego gabinetu wpadła Cameron.
- A ty tu czego ? - spytał widząc przed sobą blondynkę.

- Chciałam zaprosić cię na ślub - powiedziała i śmiało włożyła mu w dłoń zaproszenie.
- Ty też? W sumie Chase bardziej przypomina szczeniaczka niż Dwulicowa Ździra, ale ze spuszczeniem w kiblu też nie najlepiej...
- House, nie biorę ślubu z Chasem. Tylko z tobą - powiedziała z maniackim uśmiechem.

- Oszalałaś? - zaprotestował, czując nagłe osłabienie.
- Mwahahaha nabrałam cię! - zaśmiała się demonicznie. - Wychodzę za mąż za Foremana, a Chase udzieli nam ślubu. Chcę, żebyś był moim świadkiem, chyba nie odmówisz?

- to Chase ma takie mozliwości? nie przypominam sobie żeby kończył kurs na pastora? - uśmiechnął się krzywo
- to nie pierwszy kurs o którym nie wiesz.. - i opowiedziała mu jak to 6 mies wcześniej postanowili razem...


Zapisać się na forum.Nagle House ocknął się w gabinecie Wilsona. "Żeby mi się czekoladowy kangur i cała reszta śniła! Staczam się" mruknął wstając. Różowy kartonik wciąż leżał w tym samym miejscu.

Nie pije więcej w pracy... No może nie tak dużo... Musiałem po wyjściu Wilsona zasnąć...
- No nareszcie się obudziłeś
- Cuddy? Co robisz w gabinecie Wilsona? To jakiś kolejny sen?
- To zależy...
- Od czego
- Co chcesz robić w tym "śnie"

House drapał się chwilę po głowie myśląc intensywnie coś w stylu: Co się u diabła dzieje?!!!
-Gdybym Cię nie znał pomyślałbym, że składasz mi jakąś propozycję... - podjął wreszcie ostrożnie temat.- Nie zrozum mnie źle...Eee...Bardzo mi to pochlebia, ale... - plątał się w zeznaniach
-Och, przestań sie wygłupiać! - Cuddy obruszyła się pomysłem House'a - przecież żartowałam.
-No wiesz?! - House odetchnął z ulgą, ale nie pozwolił, aby ona to zauważyła. Zamiast tego wrócił do swego zwykłego niby-lekceważącego tonu - Żartować na taki temat?! Toż to barbarzyństwo! - uśmiechał się szeroko, ciekaw czy Cuddy podejmie grę...słowną.

- Uwierz mi że nie większe niż wgapianie się w mój dekolt- miał wrażenie że mu się udało. Nie spodziewał się jednak tego co miało za chwilę nastąpić...


Nagle do gabinetu weszła wysoka brunetka, której House w ogóle nie znał.
- Kim ona... - zaczął, lecz Cuddy mu przerwała.
- Ta dziewczyna uważa się za twoją córkę. - stwierdziła Lisa. "Jak to ? Z kim ?" - zastanawiał się diagnosta przyglądając się tej młodej osobie. "Kim mogłaby być jej matka ?"

- Mamo nie mów o mnie per 'ta dziewczyna'!
- Przepraszam
- Błagam powiedzcie, że ja nadal śnię...


- Mówiłam Ci że tak będzie! Ale nie koniecznie chciałaś go poznać!
- Mam na niego ciągle patrzeć z daleka i słuchać opowieści?! - House siedział z otworzoną buzią.
Nie miał wątpliwości że to jego córka gdy patrzył na te neonowo niebieskie oczy.
- Gdzieś ty ją uchowała w szafie?!- zapytał zirytowanym głosem. Cuddy popatrzyła na niego i spuściła głowę. Co miała powiedzieć "Sorry Greg zapomniałam ci powiedzieć"? Przed nimi stała przecież konsekwencja ich jednej nocy z przed prawie 20lat. Dokładnie przed osiemnastu lat dziewięciu miesięcy i piętnastu dni.


- Przecież i tak byś jej nie chciał. - odpowiedziała w końcu.
- A może zdradzisz mi chociaż imię naszej córki ? - spytał jeszcze nie myśląc o poprzedniej odpowiedzi.
- To jest Kate. - przedstawiła córkę robiąc przy tym komiczną minę i śmiesznie wskazując dłońmi, jak jakaś asystentka magika, gdy ten pokazuje sztuczkę.

- Bardzo ładnie... - uśmiechał się niepewnie House, nie za bardzo wiedząc co właściwie powinien powiedzieć. - Sam nie wymyśliłbym lepszego imienia dla swojej córki, doprawdy... Jednakowoż mam na to całkiem dobre usprawiedliwienie... Mianowicie nie wiedziałem o jej istnieniu, a to jak sądzę całkiem dobre wytłumaczenie na wszystkie pozostałe aspekty związane z byciem rodzicem... ojcem... konkretnie w moim przypadku...z których nie mogłem się wywiązywać...
Mówiąc to przerzucał wzrok z jednej damy na drugą na oślep szukając swojej laski, która na złość nie chciała się znaleźć! Kiedy wreszcie chwycił ten znajomy kawałek drewna, wstał powoli. Bardzo powoli...
- Skoro już mamy jasność co do powodów mojej nieobecności w życiu tej...tej...- rozpaczliwie szukał właściwego określenia dla swojej bądź co bądź córki, ale jakoś nic mądrego nie przychodziło mu w tej chwili do głowy, więc dokończył w najprostszy sposób - Kate... Pozwolisz Cuddy, że zniknę na kolejny moment naszego szczęśliwego, rodzinnego życia i zrobię to co zwykle robię, gdy dowiaduję się o istnieniu ...mojego potomstwa. - House wzdrygnął się, gdy dotarło do niego znaczenie tego słowa. Był już przy drzwiach po ominięciu szerokim łukiem Kate, gdy ciągle lekko podenerwowana Cuddy zapytała?
- Co właściwie zamierzasz teraz zrobić?
- Zwymiotować. - Odpalił szczerze House i ruszył w kierunku męskiej toalety. Tego azylu, tej bezpiecznej bazy, tego jedynego miejsca na świecie, do którego normalnie kobiety nie mają prawa wstępu.


- Kate, wracaj do szkoły. - powiedziała pół rozkazem, pół troskliwie Cuddy.
- Już ? Jeszcze nie poznałam się dokładnie z moim ojcem.
- On nie chce się z tobą poznawać. - powiedziała ostro, lecz widząc smutek na twarzy córki zmieniła swoją wypowiedź : - Po prostu on nie jest jeszcze gotowy na dokładne poznanie się z tobą. Dajmy mu trochę czasu. - Kate uśmiechnęła się, a w oczach miała nadzieję... tą nadzieję, której Cuddy nie powinna jej właśnie dawać. Dziewczyna poszła do szkoły, a jej matka do swojego gabinetu. Tymczasem w męskiej toalecie...

...House po kilkukrotnym przepłukaniu twarzy lodowatą wodą, siedział na podłodze w pozycji kwiatu lotosu i powtarzał głośno:
- Jestem oazą spokoju...oazą...spokoju...To łatwe....oaza...spokój....Od razu lepiej...Jestem wyluzowanym kwiatem na tafli jeziora...Spokój...oa..- medytację przerwało wtargnięcie Chase'a.
- O...przepraszam - zmieszał się z początku, po czym zagadnął znienacka:
- Idę z Kate na kolację, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko - uśmiechnął się cieplutko do zdębiałego House'a.
- Jestem oazą spokoju, ale bez przesady! - odparował House wstając raptownie. - Gdzie jest Cuddy?!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dżuczek dnia Śro 11:56, 02 Lip 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:39, 02 Lip 2008    Temat postu:

House wszedł do gabinetu Wilsona i od razu czapną pół jego śniadania leżącego na stole. Jimmy pokręcił głową ale nic nie powiedział. Nie chciał zaczynać kolejnego przekomarzania na temat jedzenia zwłaszcza, że miał bardzo ważne pytanie.
- House mam dla ciebie zaproszenie. - powiedział Wilson wyciągając rękę w której trzymał różowawy kartonik.
Greg patrzył przez chwilę podejrzliwie.
- Ja i Amber pobieramy się.
- Może kup sobie szczeniaczka. Mniej nabrudzi, a przyjemność w obu przypadkach taka sama.
Wilson nic nie mówił, a House myślał przez chwilę.
- Kiedy pies ci się znudzi możesz go spuścić w klozecie z Cutthroat Bitch nie będzie tak łatwo.
Wilson nabrał powietrza w płuca. Chyba sie wkurzył - pomyślał House.


Trzasnęły drzwi.Został sam. Podniósł z biurka różowy karnecik. Ostrożnie otworzył i cedził każde wykaligrafowane tam słowo. "Po co mu ten cały cholerny ślub..." pomyślał House


Wtedy do jego gabinetu wpadła Cameron.
- A ty tu czego ? - spytał widząc przed sobą blondynkę.

- Chciałam zaprosić cię na ślub - powiedziała i śmiało włożyła mu w dłoń zaproszenie.
- Ty też? W sumie Chase bardziej przypomina szczeniaczka niż Dwulicowa Ździra, ale ze spuszczeniem w kiblu też nie najlepiej...
- House, nie biorę ślubu z Chasem. Tylko z tobą - powiedziała z maniackim uśmiechem.

- Oszalałaś? - zaprotestował, czując nagłe osłabienie.
- Mwahahaha nabrałam cię! - zaśmiała się demonicznie. - Wychodzę za mąż za Foremana, a Chase udzieli nam ślubu. Chcę, żebyś był moim świadkiem, chyba nie odmówisz?

- to Chase ma takie mozliwości? nie przypominam sobie żeby kończył kurs na pastora? - uśmiechnął się krzywo
- to nie pierwszy kurs o którym nie wiesz.. - i opowiedziała mu jak to 6 mies wcześniej postanowili razem...


Zapisać się na forum.Nagle House ocknął się w gabinecie Wilsona. "Żeby mi się czekoladowy kangur i cała reszta śniła! Staczam się" mruknął wstając. Różowy kartonik wciąż leżał w tym samym miejscu.

Nie pije więcej w pracy... No może nie tak dużo... Musiałem po wyjściu Wilsona zasnąć...
- No nareszcie się obudziłeś
- Cuddy? Co robisz w gabinecie Wilsona? To jakiś kolejny sen?
- To zależy...
- Od czego
- Co chcesz robić w tym "śnie"

House drapał się chwilę po głowie myśląc intensywnie coś w stylu: Co się u diabła dzieje?!!!
-Gdybym Cię nie znał pomyślałbym, że składasz mi jakąś propozycję... - podjął wreszcie ostrożnie temat.- Nie zrozum mnie źle...Eee...Bardzo mi to pochlebia, ale... - plątał się w zeznaniach
-Och, przestań sie wygłupiać! - Cuddy obruszyła się pomysłem House'a - przecież żartowałam.
-No wiesz?! - House odetchnął z ulgą, ale nie pozwolił, aby ona to zauważyła. Zamiast tego wrócił do swego zwykłego niby-lekceważącego tonu - Żartować na taki temat?! Toż to barbarzyństwo! - uśmiechał się szeroko, ciekaw czy Cuddy podejmie grę...słowną.

- Uwierz mi że nie większe niż wgapianie się w mój dekolt- miał wrażenie że mu się udało. Nie spodziewał się jednak tego co miało za chwilę nastąpić...


Nagle do gabinetu weszła wysoka brunetka, której House w ogóle nie znał.
- Kim ona... - zaczął, lecz Cuddy mu przerwała.
- Ta dziewczyna uważa się za twoją córkę. - stwierdziła Lisa. "Jak to ? Z kim ?" - zastanawiał się diagnosta przyglądając się tej młodej osobie. "Kim mogłaby być jej matka ?"

- Mamo nie mów o mnie per 'ta dziewczyna'!
- Przepraszam
- Błagam powiedzcie, że ja nadal śnię...


- Mówiłam Ci że tak będzie! Ale nie koniecznie chciałaś go poznać!
- Mam na niego ciągle patrzeć z daleka i słuchać opowieści?! - House siedział z otworzoną buzią.
Nie miał wątpliwości że to jego córka gdy patrzył na te neonowo niebieskie oczy.
- Gdzieś ty ją uchowała w szafie?!- zapytał zirytowanym głosem. Cuddy popatrzyła na niego i spuściła głowę. Co miała powiedzieć "Sorry Greg zapomniałam ci powiedzieć"? Przed nimi stała przecież konsekwencja ich jednej nocy z przed prawie 20lat. Dokładnie przed osiemnastu lat dziewięciu miesięcy i piętnastu dni.


- Przecież i tak byś jej nie chciał. - odpowiedziała w końcu.
- A może zdradzisz mi chociaż imię naszej córki ? - spytał jeszcze nie myśląc o poprzedniej odpowiedzi.
- To jest Kate. - przedstawiła córkę robiąc przy tym komiczną minę i śmiesznie wskazując dłońmi, jak jakaś asystentka magika, gdy ten pokazuje sztuczkę.

- Bardzo ładnie... - uśmiechał się niepewnie House, nie za bardzo wiedząc co właściwie powinien powiedzieć. - Sam nie wymyśliłbym lepszego imienia dla swojej córki, doprawdy... Jednakowoż mam na to całkiem dobre usprawiedliwienie... Mianowicie nie wiedziałem o jej istnieniu, a to jak sądzę całkiem dobre wytłumaczenie na wszystkie pozostałe aspekty związane z byciem rodzicem... ojcem... konkretnie w moim przypadku...z których nie mogłem się wywiązywać...
Mówiąc to przerzucał wzrok z jednej damy na drugą na oślep szukając swojej laski, która na złość nie chciała się znaleźć! Kiedy wreszcie chwycił ten znajomy kawałek drewna, wstał powoli. Bardzo powoli...
- Skoro już mamy jasność co do powodów mojej nieobecności w życiu tej...tej...- rozpaczliwie szukał właściwego określenia dla swojej bądź co bądź córki, ale jakoś nic mądrego nie przychodziło mu w tej chwili do głowy, więc dokończył w najprostszy sposób - Kate... Pozwolisz Cuddy, że zniknę na kolejny moment naszego szczęśliwego, rodzinnego życia i zrobię to co zwykle robię, gdy dowiaduję się o istnieniu ...mojego potomstwa. - House wzdrygnął się, gdy dotarło do niego znaczenie tego słowa. Był już przy drzwiach po ominięciu szerokim łukiem Kate, gdy ciągle lekko podenerwowana Cuddy zapytała?
- Co właściwie zamierzasz teraz zrobić?
- Zwymiotować. - Odpalił szczerze House i ruszył w kierunku męskiej toalety. Tego azylu, tej bezpiecznej bazy, tego jedynego miejsca na świecie, do którego normalnie kobiety nie mają prawa wstępu.


- Kate, wracaj do szkoły. - powiedziała pół rozkazem, pół troskliwie Cuddy.
- Już ? Jeszcze nie poznałam się dokładnie z moim ojcem.
- On nie chce się z tobą poznawać. - powiedziała ostro, lecz widząc smutek na twarzy córki zmieniła swoją wypowiedź : - Po prostu on nie jest jeszcze gotowy na dokładne poznanie się z tobą. Dajmy mu trochę czasu. - Kate uśmiechnęła się, a w oczach miała nadzieję... tą nadzieję, której Cuddy nie powinna jej właśnie dawać. Dziewczyna poszła do szkoły, a jej matka do swojego gabinetu. Tymczasem w męskiej toalecie...

...House po kilkukrotnym przepłukaniu twarzy lodowatą wodą, siedział na podłodze w pozycji kwiatu lotosu i powtarzał głośno:
- Jestem oazą spokoju...oazą...spokoju...To łatwe....oaza...spokój....Od razu lepiej...Jestem wyluzowanym kwiatem na tafli jeziora...Spokój...oa..- medytację przerwało wtargnięcie Chase'a.
- O...przepraszam - zmieszał się z początku, po czym zagadnął znienacka:
- Idę z Kate na kolację, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko - uśmiechnął się cieplutko do zdębiałego House'a.
- Jestem oazą spokoju, ale bez przesady! - odparował House wstając raptownie. - Gdzie jest Cuddy?!


*krótki przeskoczek*
- Lisa ?! Jak ty dbasz o nasze dziecko ?
- O co ci chodzi House ?
- Wiesz z kim ona umawia się na randkę ?
- Tak. Z Robertem. A co ? Przeszkadza ci coś w tym ?
- Jesteś szalona. - mruknął i odwrócił się od niej, lecz ona jeszcze z nim nie skończyła...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
dzio
Moderator


Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 628
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 2:25, 06 Lip 2008    Temat postu:

House wszedł do gabinetu Wilsona i od razu czapną pół jego śniadania leżącego na stole. Jimmy pokręcił głową ale nic nie powiedział. Nie chciał zaczynać kolejnego przekomarzania na temat jedzenia zwłaszcza, że miał bardzo ważne pytanie.
- House mam dla ciebie zaproszenie. - powiedział Wilson wyciągając rękę w której trzymał różowawy kartonik.
Greg patrzył przez chwilę podejrzliwie.
- Ja i Amber pobieramy się.
- Może kup sobie szczeniaczka. Mniej nabrudzi, a przyjemność w obu przypadkach taka sama.
Wilson nic nie mówił, a House myślał przez chwilę.
- Kiedy pies ci się znudzi możesz go spuścić w klozecie z Cutthroat Bitch nie będzie tak łatwo.
Wilson nabrał powietrza w płuca. Chyba sie wkurzył - pomyślał House.


Trzasnęły drzwi.Został sam. Podniósł z biurka różowy karnecik. Ostrożnie otworzył i cedził każde wykaligrafowane tam słowo. "Po co mu ten cały cholerny ślub..." pomyślał House


Wtedy do jego gabinetu wpadła Cameron.
- A ty tu czego ? - spytał widząc przed sobą blondynkę.

- Chciałam zaprosić cię na ślub - powiedziała i śmiało włożyła mu w dłoń zaproszenie.
- Ty też? W sumie Chase bardziej przypomina szczeniaczka niż Dwulicowa Ździra, ale ze spuszczeniem w kiblu też nie najlepiej...
- House, nie biorę ślubu z Chasem. Tylko z tobą - powiedziała z maniackim uśmiechem.

- Oszalałaś? - zaprotestował, czując nagłe osłabienie.
- Mwahahaha nabrałam cię! - zaśmiała się demonicznie. - Wychodzę za mąż za Foremana, a Chase udzieli nam ślubu. Chcę, żebyś był moim świadkiem, chyba nie odmówisz?

- to Chase ma takie mozliwości? nie przypominam sobie żeby kończył kurs na pastora? - uśmiechnął się krzywo
- to nie pierwszy kurs o którym nie wiesz.. - i opowiedziała mu jak to 6 mies wcześniej postanowili razem...


Zapisać się na forum.Nagle House ocknął się w gabinecie Wilsona. "Żeby mi się czekoladowy kangur i cała reszta śniła! Staczam się" mruknął wstając. Różowy kartonik wciąż leżał w tym samym miejscu.

Nie pije więcej w pracy... No może nie tak dużo... Musiałem po wyjściu Wilsona zasnąć...
- No nareszcie się obudziłeś
- Cuddy? Co robisz w gabinecie Wilsona? To jakiś kolejny sen?
- To zależy...
- Od czego
- Co chcesz robić w tym "śnie"

House drapał się chwilę po głowie myśląc intensywnie coś w stylu: Co się u diabła dzieje?!!!
-Gdybym Cię nie znał pomyślałbym, że składasz mi jakąś propozycję... - podjął wreszcie ostrożnie temat.- Nie zrozum mnie źle...Eee...Bardzo mi to pochlebia, ale... - plątał się w zeznaniach
-Och, przestań sie wygłupiać! - Cuddy obruszyła się pomysłem House'a - przecież żartowałam.
-No wiesz?! - House odetchnął z ulgą, ale nie pozwolił, aby ona to zauważyła. Zamiast tego wrócił do swego zwykłego niby-lekceważącego tonu - Żartować na taki temat?! Toż to barbarzyństwo! - uśmiechał się szeroko, ciekaw czy Cuddy podejmie grę...słowną.

- Uwierz mi że nie większe niż wgapianie się w mój dekolt- miał wrażenie że mu się udało. Nie spodziewał się jednak tego co miało za chwilę nastąpić...


Nagle do gabinetu weszła wysoka brunetka, której House w ogóle nie znał.
- Kim ona... - zaczął, lecz Cuddy mu przerwała.
- Ta dziewczyna uważa się za twoją córkę. - stwierdziła Lisa. "Jak to ? Z kim ?" - zastanawiał się diagnosta przyglądając się tej młodej osobie. "Kim mogłaby być jej matka ?"

- Mamo nie mów o mnie per 'ta dziewczyna'!
- Przepraszam
- Błagam powiedzcie, że ja nadal śnię...


- Mówiłam Ci że tak będzie! Ale nie koniecznie chciałaś go poznać!
- Mam na niego ciągle patrzeć z daleka i słuchać opowieści?! - House siedział z otworzoną buzią.
Nie miał wątpliwości że to jego córka gdy patrzył na te neonowo niebieskie oczy.
- Gdzieś ty ją uchowała w szafie?!- zapytał zirytowanym głosem. Cuddy popatrzyła na niego i spuściła głowę. Co miała powiedzieć "Sorry Greg zapomniałam ci powiedzieć"? Przed nimi stała przecież konsekwencja ich jednej nocy z przed prawie 20lat. Dokładnie przed osiemnastu lat dziewięciu miesięcy i piętnastu dni.


- Przecież i tak byś jej nie chciał. - odpowiedziała w końcu.
- A może zdradzisz mi chociaż imię naszej córki ? - spytał jeszcze nie myśląc o poprzedniej odpowiedzi.
- To jest Kate. - przedstawiła córkę robiąc przy tym komiczną minę i śmiesznie wskazując dłońmi, jak jakaś asystentka magika, gdy ten pokazuje sztuczkę.

- Bardzo ładnie... - uśmiechał się niepewnie House, nie za bardzo wiedząc co właściwie powinien powiedzieć. - Sam nie wymyśliłbym lepszego imienia dla swojej córki, doprawdy... Jednakowoż mam na to całkiem dobre usprawiedliwienie... Mianowicie nie wiedziałem o jej istnieniu, a to jak sądzę całkiem dobre wytłumaczenie na wszystkie pozostałe aspekty związane z byciem rodzicem... ojcem... konkretnie w moim przypadku...z których nie mogłem się wywiązywać...
Mówiąc to przerzucał wzrok z jednej damy na drugą na oślep szukając swojej laski, która na złość nie chciała się znaleźć! Kiedy wreszcie chwycił ten znajomy kawałek drewna, wstał powoli. Bardzo powoli...
- Skoro już mamy jasność co do powodów mojej nieobecności w życiu tej...tej...- rozpaczliwie szukał właściwego określenia dla swojej bądź co bądź córki, ale jakoś nic mądrego nie przychodziło mu w tej chwili do głowy, więc dokończył w najprostszy sposób - Kate... Pozwolisz Cuddy, że zniknę na kolejny moment naszego szczęśliwego, rodzinnego życia i zrobię to co zwykle robię, gdy dowiaduję się o istnieniu ...mojego potomstwa. - House wzdrygnął się, gdy dotarło do niego znaczenie tego słowa. Był już przy drzwiach po ominięciu szerokim łukiem Kate, gdy ciągle lekko podenerwowana Cuddy zapytała?
- Co właściwie zamierzasz teraz zrobić?
- Zwymiotować. - Odpalił szczerze House i ruszył w kierunku męskiej toalety. Tego azylu, tej bezpiecznej bazy, tego jedynego miejsca na świecie, do którego normalnie kobiety nie mają prawa wstępu.


- Kate, wracaj do szkoły. - powiedziała pół rozkazem, pół troskliwie Cuddy.
- Już ? Jeszcze nie poznałam się dokładnie z moim ojcem.
- On nie chce się z tobą poznawać. - powiedziała ostro, lecz widząc smutek na twarzy córki zmieniła swoją wypowiedź : - Po prostu on nie jest jeszcze gotowy na dokładne poznanie się z tobą. Dajmy mu trochę czasu. - Kate uśmiechnęła się, a w oczach miała nadzieję... tą nadzieję, której Cuddy nie powinna jej właśnie dawać. Dziewczyna poszła do szkoły, a jej matka do swojego gabinetu. Tymczasem w męskiej toalecie...

...House po kilkukrotnym przepłukaniu twarzy lodowatą wodą, siedział na podłodze w pozycji kwiatu lotosu i powtarzał głośno:
- Jestem oazą spokoju...oazą...spokoju...To łatwe....oaza...spokój....Od razu lepiej...Jestem wyluzowanym kwiatem na tafli jeziora...Spokój...oa..- medytację przerwało wtargnięcie Chase'a.
- O...przepraszam - zmieszał się z początku, po czym zagadnął znienacka:
- Idę z Kate na kolację, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko - uśmiechnął się cieplutko do zdębiałego House'a.
- Jestem oazą spokoju, ale bez przesady! - odparował House wstając raptownie. - Gdzie jest Cuddy?!


*krótki przeskoczek*
- Lisa ?! Jak ty dbasz o nasze dziecko ?
- O co ci chodzi House ?
- Wiesz z kim ona umawia się na randkę ?
- Tak. Z Robertem. A co ? Przeszkadza ci coś w tym ?
- Jesteś szalona. - mruknął i odwrócił się od niej, lecz ona jeszcze z nim nie skończyła...

House ruszył w stronę drzwi, ale Cuddy dotarła tam pierwsza. Szybkim ruchem przekręciła zamek i oparła się drzwi, uniemożliwiając House'owi wyjście z łazienki.
- Mam laskę i nie zawaham się jej użyć, - warknął House, mocniej zaciskając dłonie na smukłym kawałku drewna.
- A ja mogę wpisać cię na permanentny dyżur w klinice na najbliższe dwa miesiące, - odparowała Cuddy ze słodkim uśmiechem.
House burknął coś pod nosem, ale cofnął się o krok i oparł ciężko o laskę.
- Nie wypuszczę cię stąd, dopóki mnie nie wysłuchasz i nie dotrze do ciebie to, co mam do powiedzenia.
House przewrócił oczami. - Cudownie. Umrzemy ze starości w cholernej łazience.
- Zamknij się, House. Wiesz dlaczego Kate umówiła się z Chase'm?
- Bo chce się dowiedzieć, jakiego używa szamponu?
Cuddy zamknęła oczy i policzyła do dziesięciu żeby się nieco uspokoić.
- Nie, - warknęła. - Bo przewidziała, że jej ojciec-idiota nie zechce poświęcić jej pięciu minut swojego bezcennego czasu, a chciałaby się czegoś o nim dowiedzieć, - powiedziała, po czym odwróciła się na pięcie i zostawiła lekko osłupiałego House'a samego w łazience.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 17:52, 06 Lip 2008    Temat postu:

House wszedł do gabinetu Wilsona i od razu czapną pół jego śniadania leżącego na stole. Jimmy pokręcił głową ale nic nie powiedział. Nie chciał zaczynać kolejnego przekomarzania na temat jedzenia zwłaszcza, że miał bardzo ważne pytanie.
- House mam dla ciebie zaproszenie. - powiedział Wilson wyciągając rękę w której trzymał różowawy kartonik.
Greg patrzył przez chwilę podejrzliwie.
- Ja i Amber pobieramy się.
- Może kup sobie szczeniaczka. Mniej nabrudzi, a przyjemność w obu przypadkach taka sama.
Wilson nic nie mówił, a House myślał przez chwilę.
- Kiedy pies ci się znudzi możesz go spuścić w klozecie z Cutthroat Bitch nie będzie tak łatwo.
Wilson nabrał powietrza w płuca. Chyba sie wkurzył - pomyślał House.


Trzasnęły drzwi.Został sam. Podniósł z biurka różowy karnecik. Ostrożnie otworzył i cedził każde wykaligrafowane tam słowo. "Po co mu ten cały cholerny ślub..." pomyślał House


Wtedy do jego gabinetu wpadła Cameron.
- A ty tu czego ? - spytał widząc przed sobą blondynkę.

- Chciałam zaprosić cię na ślub - powiedziała i śmiało włożyła mu w dłoń zaproszenie.
- Ty też? W sumie Chase bardziej przypomina szczeniaczka niż Dwulicowa Ździra, ale ze spuszczeniem w kiblu też nie najlepiej...
- House, nie biorę ślubu z Chasem. Tylko z tobą - powiedziała z maniackim uśmiechem.

- Oszalałaś? - zaprotestował, czując nagłe osłabienie.
- Mwahahaha nabrałam cię! - zaśmiała się demonicznie. - Wychodzę za mąż za Foremana, a Chase udzieli nam ślubu. Chcę, żebyś był moim świadkiem, chyba nie odmówisz?

- to Chase ma takie mozliwości? nie przypominam sobie żeby kończył kurs na pastora? - uśmiechnął się krzywo
- to nie pierwszy kurs o którym nie wiesz.. - i opowiedziała mu jak to 6 mies wcześniej postanowili razem...


Zapisać się na forum.Nagle House ocknął się w gabinecie Wilsona. "Żeby mi się czekoladowy kangur i cała reszta śniła! Staczam się" mruknął wstając. Różowy kartonik wciąż leżał w tym samym miejscu.

Nie pije więcej w pracy... No może nie tak dużo... Musiałem po wyjściu Wilsona zasnąć...
- No nareszcie się obudziłeś
- Cuddy? Co robisz w gabinecie Wilsona? To jakiś kolejny sen?
- To zależy...
- Od czego
- Co chcesz robić w tym "śnie"

House drapał się chwilę po głowie myśląc intensywnie coś w stylu: Co się u diabła dzieje?!!!
-Gdybym Cię nie znał pomyślałbym, że składasz mi jakąś propozycję... - podjął wreszcie ostrożnie temat.- Nie zrozum mnie źle...Eee...Bardzo mi to pochlebia, ale... - plątał się w zeznaniach
-Och, przestań sie wygłupiać! - Cuddy obruszyła się pomysłem House'a - przecież żartowałam.
-No wiesz?! - House odetchnął z ulgą, ale nie pozwolił, aby ona to zauważyła. Zamiast tego wrócił do swego zwykłego niby-lekceważącego tonu - Żartować na taki temat?! Toż to barbarzyństwo! - uśmiechał się szeroko, ciekaw czy Cuddy podejmie grę...słowną.

- Uwierz mi że nie większe niż wgapianie się w mój dekolt- miał wrażenie że mu się udało. Nie spodziewał się jednak tego co miało za chwilę nastąpić...


Nagle do gabinetu weszła wysoka brunetka, której House w ogóle nie znał.
- Kim ona... - zaczął, lecz Cuddy mu przerwała.
- Ta dziewczyna uważa się za twoją córkę. - stwierdziła Lisa. "Jak to ? Z kim ?" - zastanawiał się diagnosta przyglądając się tej młodej osobie. "Kim mogłaby być jej matka ?"

- Mamo nie mów o mnie per 'ta dziewczyna'!
- Przepraszam
- Błagam powiedzcie, że ja nadal śnię...


- Mówiłam Ci że tak będzie! Ale nie koniecznie chciałaś go poznać!
- Mam na niego ciągle patrzeć z daleka i słuchać opowieści?! - House siedział z otworzoną buzią.
Nie miał wątpliwości że to jego córka gdy patrzył na te neonowo niebieskie oczy.
- Gdzieś ty ją uchowała w szafie?!- zapytał zirytowanym głosem. Cuddy popatrzyła na niego i spuściła głowę. Co miała powiedzieć "Sorry Greg zapomniałam ci powiedzieć"? Przed nimi stała przecież konsekwencja ich jednej nocy z przed prawie 20lat. Dokładnie przed osiemnastu lat dziewięciu miesięcy i piętnastu dni.


- Przecież i tak byś jej nie chciał. - odpowiedziała w końcu.
- A może zdradzisz mi chociaż imię naszej córki ? - spytał jeszcze nie myśląc o poprzedniej odpowiedzi.
- To jest Kate. - przedstawiła córkę robiąc przy tym komiczną minę i śmiesznie wskazując dłońmi, jak jakaś asystentka magika, gdy ten pokazuje sztuczkę.

- Bardzo ładnie... - uśmiechał się niepewnie House, nie za bardzo wiedząc co właściwie powinien powiedzieć. - Sam nie wymyśliłbym lepszego imienia dla swojej córki, doprawdy... Jednakowoż mam na to całkiem dobre usprawiedliwienie... Mianowicie nie wiedziałem o jej istnieniu, a to jak sądzę całkiem dobre wytłumaczenie na wszystkie pozostałe aspekty związane z byciem rodzicem... ojcem... konkretnie w moim przypadku...z których nie mogłem się wywiązywać...
Mówiąc to przerzucał wzrok z jednej damy na drugą na oślep szukając swojej laski, która na złość nie chciała się znaleźć! Kiedy wreszcie chwycił ten znajomy kawałek drewna, wstał powoli. Bardzo powoli...
- Skoro już mamy jasność co do powodów mojej nieobecności w życiu tej...tej...- rozpaczliwie szukał właściwego określenia dla swojej bądź co bądź córki, ale jakoś nic mądrego nie przychodziło mu w tej chwili do głowy, więc dokończył w najprostszy sposób - Kate... Pozwolisz Cuddy, że zniknę na kolejny moment naszego szczęśliwego, rodzinnego życia i zrobię to co zwykle robię, gdy dowiaduję się o istnieniu ...mojego potomstwa. - House wzdrygnął się, gdy dotarło do niego znaczenie tego słowa. Był już przy drzwiach po ominięciu szerokim łukiem Kate, gdy ciągle lekko podenerwowana Cuddy zapytała?
- Co właściwie zamierzasz teraz zrobić?
- Zwymiotować. - Odpalił szczerze House i ruszył w kierunku męskiej toalety. Tego azylu, tej bezpiecznej bazy, tego jedynego miejsca na świecie, do którego normalnie kobiety nie mają prawa wstępu.


- Kate, wracaj do szkoły. - powiedziała pół rozkazem, pół troskliwie Cuddy.
- Już ? Jeszcze nie poznałam się dokładnie z moim ojcem.
- On nie chce się z tobą poznawać. - powiedziała ostro, lecz widząc smutek na twarzy córki zmieniła swoją wypowiedź : - Po prostu on nie jest jeszcze gotowy na dokładne poznanie się z tobą. Dajmy mu trochę czasu. - Kate uśmiechnęła się, a w oczach miała nadzieję... tą nadzieję, której Cuddy nie powinna jej właśnie dawać. Dziewczyna poszła do szkoły, a jej matka do swojego gabinetu. Tymczasem w męskiej toalecie...

...House po kilkukrotnym przepłukaniu twarzy lodowatą wodą, siedział na podłodze w pozycji kwiatu lotosu i powtarzał głośno:
- Jestem oazą spokoju...oazą...spokoju...To łatwe....oaza...spokój....Od razu lepiej...Jestem wyluzowanym kwiatem na tafli jeziora...Spokój...oa..- medytację przerwało wtargnięcie Chase'a.
- O...przepraszam - zmieszał się z początku, po czym zagadnął znienacka:
- Idę z Kate na kolację, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko - uśmiechnął się cieplutko do zdębiałego House'a.
- Jestem oazą spokoju, ale bez przesady! - odparował House wstając raptownie. - Gdzie jest Cuddy?!


*krótki przeskoczek*
- Lisa ?! Jak ty dbasz o nasze dziecko ?
- O co ci chodzi House ?
- Wiesz z kim ona umawia się na randkę ?
- Tak. Z Robertem. A co ? Przeszkadza ci coś w tym ?
- Jesteś szalona. - mruknął i odwrócił się od niej, lecz ona jeszcze z nim nie skończyła...

House ruszył w stronę drzwi, ale Cuddy dotarła tam pierwsza. Szybkim ruchem przekręciła zamek i oparła się drzwi, uniemożliwiając House'owi wyjście z łazienki.
- Mam laskę i nie zawaham się jej użyć, - warknął House, mocniej zaciskając dłonie na smukłym kawałku drewna.
- A ja mogę wpisać cię na permanentny dyżur w klinice na najbliższe dwa miesiące, - odparowała Cuddy ze słodkim uśmiechem.
House burknął coś pod nosem, ale cofnął się o krok i oparł ciężko o laskę.
- Nie wypuszczę cię stąd, dopóki mnie nie wysłuchasz i nie dotrze do ciebie to, co mam do powiedzenia.
House przewrócił oczami. - Cudownie. Umrzemy ze starości w cholernej łazience.
- Zamknij się, House. Wiesz dlaczego Kate umówiła się z Chase'm?
- Bo chce się dowiedzieć, jakiego używa szamponu?
Cuddy zamknęła oczy i policzyła do dziesięciu żeby się nieco uspokoić.
- Nie, - warknęła. - Bo przewidziała, że jej ojciec-idiota nie zechce poświęcić jej pięciu minut swojego bezcennego czasu, a chciałaby się czegoś o nim dowiedzieć, - powiedziała, po czym odwróciła się na pięcie i zostawiła lekko osłupiałego House'a samego w łazience.


Wyszedł zaraz za nią z łazienki i krzyknął :
- Nie musiała się umawiać z Chase'm, mogła spotkać się z Cameron. - ale Cuddy udała, że tego nie usłyszała i poszła do swojego gabinetu. Tymczasem House ruszył do swoich kaczątek.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
dzio
Moderator


Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 628
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 18:32, 06 Lip 2008    Temat postu:

House wszedł do gabinetu Wilsona i od razu czapną pół jego śniadania leżącego na stole. Jimmy pokręcił głową ale nic nie powiedział. Nie chciał zaczynać kolejnego przekomarzania na temat jedzenia zwłaszcza, że miał bardzo ważne pytanie.
- House mam dla ciebie zaproszenie. - powiedział Wilson wyciągając rękę w której trzymał różowawy kartonik.
Greg patrzył przez chwilę podejrzliwie.
- Ja i Amber pobieramy się.
- Może kup sobie szczeniaczka. Mniej nabrudzi, a przyjemność w obu przypadkach taka sama.
Wilson nic nie mówił, a House myślał przez chwilę.
- Kiedy pies ci się znudzi możesz go spuścić w klozecie z Cutthroat Bitch nie będzie tak łatwo.
Wilson nabrał powietrza w płuca. Chyba sie wkurzył - pomyślał House.


Trzasnęły drzwi.Został sam. Podniósł z biurka różowy karnecik. Ostrożnie otworzył i cedził każde wykaligrafowane tam słowo. "Po co mu ten cały cholerny ślub..." pomyślał House


Wtedy do jego gabinetu wpadła Cameron.
- A ty tu czego ? - spytał widząc przed sobą blondynkę.

- Chciałam zaprosić cię na ślub - powiedziała i śmiało włożyła mu w dłoń zaproszenie.
- Ty też? W sumie Chase bardziej przypomina szczeniaczka niż Dwulicowa Ździra, ale ze spuszczeniem w kiblu też nie najlepiej...
- House, nie biorę ślubu z Chasem. Tylko z tobą - powiedziała z maniackim uśmiechem.

- Oszalałaś? - zaprotestował, czując nagłe osłabienie.
- Mwahahaha nabrałam cię! - zaśmiała się demonicznie. - Wychodzę za mąż za Foremana, a Chase udzieli nam ślubu. Chcę, żebyś był moim świadkiem, chyba nie odmówisz?

- to Chase ma takie mozliwości? nie przypominam sobie żeby kończył kurs na pastora? - uśmiechnął się krzywo
- to nie pierwszy kurs o którym nie wiesz.. - i opowiedziała mu jak to 6 mies wcześniej postanowili razem...


Zapisać się na forum.Nagle House ocknął się w gabinecie Wilsona. "Żeby mi się czekoladowy kangur i cała reszta śniła! Staczam się" mruknął wstając. Różowy kartonik wciąż leżał w tym samym miejscu.

Nie pije więcej w pracy... No może nie tak dużo... Musiałem po wyjściu Wilsona zasnąć...
- No nareszcie się obudziłeś
- Cuddy? Co robisz w gabinecie Wilsona? To jakiś kolejny sen?
- To zależy...
- Od czego
- Co chcesz robić w tym "śnie"

House drapał się chwilę po głowie myśląc intensywnie coś w stylu: Co się u diabła dzieje?!!!
-Gdybym Cię nie znał pomyślałbym, że składasz mi jakąś propozycję... - podjął wreszcie ostrożnie temat.- Nie zrozum mnie źle...Eee...Bardzo mi to pochlebia, ale... - plątał się w zeznaniach
-Och, przestań sie wygłupiać! - Cuddy obruszyła się pomysłem House'a - przecież żartowałam.
-No wiesz?! - House odetchnął z ulgą, ale nie pozwolił, aby ona to zauważyła. Zamiast tego wrócił do swego zwykłego niby-lekceważącego tonu - Żartować na taki temat?! Toż to barbarzyństwo! - uśmiechał się szeroko, ciekaw czy Cuddy podejmie grę...słowną.

- Uwierz mi że nie większe niż wgapianie się w mój dekolt- miał wrażenie że mu się udało. Nie spodziewał się jednak tego co miało za chwilę nastąpić...


Nagle do gabinetu weszła wysoka brunetka, której House w ogóle nie znał.
- Kim ona... - zaczął, lecz Cuddy mu przerwała.
- Ta dziewczyna uważa się za twoją córkę. - stwierdziła Lisa. "Jak to ? Z kim ?" - zastanawiał się diagnosta przyglądając się tej młodej osobie. "Kim mogłaby być jej matka ?"

- Mamo nie mów o mnie per 'ta dziewczyna'!
- Przepraszam
- Błagam powiedzcie, że ja nadal śnię...


- Mówiłam Ci że tak będzie! Ale nie koniecznie chciałaś go poznać!
- Mam na niego ciągle patrzeć z daleka i słuchać opowieści?! - House siedział z otworzoną buzią.
Nie miał wątpliwości że to jego córka gdy patrzył na te neonowo niebieskie oczy.
- Gdzieś ty ją uchowała w szafie?!- zapytał zirytowanym głosem. Cuddy popatrzyła na niego i spuściła głowę. Co miała powiedzieć "Sorry Greg zapomniałam ci powiedzieć"? Przed nimi stała przecież konsekwencja ich jednej nocy z przed prawie 20lat. Dokładnie przed osiemnastu lat dziewięciu miesięcy i piętnastu dni.


- Przecież i tak byś jej nie chciał. - odpowiedziała w końcu.
- A może zdradzisz mi chociaż imię naszej córki ? - spytał jeszcze nie myśląc o poprzedniej odpowiedzi.
- To jest Kate. - przedstawiła córkę robiąc przy tym komiczną minę i śmiesznie wskazując dłońmi, jak jakaś asystentka magika, gdy ten pokazuje sztuczkę.

- Bardzo ładnie... - uśmiechał się niepewnie House, nie za bardzo wiedząc co właściwie powinien powiedzieć. - Sam nie wymyśliłbym lepszego imienia dla swojej córki, doprawdy... Jednakowoż mam na to całkiem dobre usprawiedliwienie... Mianowicie nie wiedziałem o jej istnieniu, a to jak sądzę całkiem dobre wytłumaczenie na wszystkie pozostałe aspekty związane z byciem rodzicem... ojcem... konkretnie w moim przypadku...z których nie mogłem się wywiązywać...
Mówiąc to przerzucał wzrok z jednej damy na drugą na oślep szukając swojej laski, która na złość nie chciała się znaleźć! Kiedy wreszcie chwycił ten znajomy kawałek drewna, wstał powoli. Bardzo powoli...
- Skoro już mamy jasność co do powodów mojej nieobecności w życiu tej...tej...- rozpaczliwie szukał właściwego określenia dla swojej bądź co bądź córki, ale jakoś nic mądrego nie przychodziło mu w tej chwili do głowy, więc dokończył w najprostszy sposób - Kate... Pozwolisz Cuddy, że zniknę na kolejny moment naszego szczęśliwego, rodzinnego życia i zrobię to co zwykle robię, gdy dowiaduję się o istnieniu ...mojego potomstwa. - House wzdrygnął się, gdy dotarło do niego znaczenie tego słowa. Był już przy drzwiach po ominięciu szerokim łukiem Kate, gdy ciągle lekko podenerwowana Cuddy zapytała?
- Co właściwie zamierzasz teraz zrobić?
- Zwymiotować. - Odpalił szczerze House i ruszył w kierunku męskiej toalety. Tego azylu, tej bezpiecznej bazy, tego jedynego miejsca na świecie, do którego normalnie kobiety nie mają prawa wstępu.


- Kate, wracaj do szkoły. - powiedziała pół rozkazem, pół troskliwie Cuddy.
- Już ? Jeszcze nie poznałam się dokładnie z moim ojcem.
- On nie chce się z tobą poznawać. - powiedziała ostro, lecz widząc smutek na twarzy córki zmieniła swoją wypowiedź : - Po prostu on nie jest jeszcze gotowy na dokładne poznanie się z tobą. Dajmy mu trochę czasu. - Kate uśmiechnęła się, a w oczach miała nadzieję... tą nadzieję, której Cuddy nie powinna jej właśnie dawać. Dziewczyna poszła do szkoły, a jej matka do swojego gabinetu. Tymczasem w męskiej toalecie...

...House po kilkukrotnym przepłukaniu twarzy lodowatą wodą, siedział na podłodze w pozycji kwiatu lotosu i powtarzał głośno:
- Jestem oazą spokoju...oazą...spokoju...To łatwe....oaza...spokój....Od razu lepiej...Jestem wyluzowanym kwiatem na tafli jeziora...Spokój...oa..- medytację przerwało wtargnięcie Chase'a.
- O...przepraszam - zmieszał się z początku, po czym zagadnął znienacka:
- Idę z Kate na kolację, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko - uśmiechnął się cieplutko do zdębiałego House'a.
- Jestem oazą spokoju, ale bez przesady! - odparował House wstając raptownie. - Gdzie jest Cuddy?!


*krótki przeskoczek*
- Lisa ?! Jak ty dbasz o nasze dziecko ?
- O co ci chodzi House ?
- Wiesz z kim ona umawia się na randkę ?
- Tak. Z Robertem. A co ? Przeszkadza ci coś w tym ?
- Jesteś szalona. - mruknął i odwrócił się od niej, lecz ona jeszcze z nim nie skończyła...

House ruszył w stronę drzwi, ale Cuddy dotarła tam pierwsza. Szybkim ruchem przekręciła zamek i oparła się drzwi, uniemożliwiając House'owi wyjście z łazienki.
- Mam laskę i nie zawaham się jej użyć, - warknął House, mocniej zaciskając dłonie na smukłym kawałku drewna.
- A ja mogę wpisać cię na permanentny dyżur w klinice na najbliższe dwa miesiące, - odparowała Cuddy ze słodkim uśmiechem.
House burknął coś pod nosem, ale cofnął się o krok i oparł ciężko o laskę.
- Nie wypuszczę cię stąd, dopóki mnie nie wysłuchasz i nie dotrze do ciebie to, co mam do powiedzenia.
House przewrócił oczami. - Cudownie. Umrzemy ze starości w cholernej łazience.
- Zamknij się, House. Wiesz dlaczego Kate umówiła się z Chase'm?
- Bo chce się dowiedzieć, jakiego używa szamponu?
Cuddy zamknęła oczy i policzyła do dziesięciu żeby się nieco uspokoić.
- Nie, - warknęła. - Bo przewidziała, że jej ojciec-idiota nie zechce poświęcić jej pięciu minut swojego bezcennego czasu, a chciałaby się czegoś o nim dowiedzieć, - powiedziała, po czym odwróciła się na pięcie i zostawiła lekko osłupiałego House'a samego w łazience.


Wyszedł zaraz za nią z łazienki i krzyknął :
- Nie musiała się umawiać z Chase'm, mogła spotkać się z Cameron. - ale Cuddy udała, że tego nie usłyszała i poszła do swojego gabinetu. Tymczasem House ruszył do swoich kaczątek.

Drzwi do Departamentu Diagnostyki otwarły się z takim impetem, że zadrżały wszystkie szyby w gabinecie. Wściekły House rozejrzał się po pokoju. Foreman przy stole z kubkiem parującej kawy i mocno ubawioną miną, Cameron na oparciu fotela, pocieszająca Chase'a... Młody Australijczyk wyglądał jak skazaniec na trzy minuty przed egzekucją.
- Cameron, zostaw wombata w spokoju. Foreman, przestań się idiotycznie uśmiechać. Wombat, do mojego gabinetu, - warknął House.
- Ale ja tylko... - bąknął pod nosem pobladły Chase.
- Natychmiast!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hilda
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 12 Cze 2008
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z miłości
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 9:08, 14 Lip 2008    Temat postu:

House wszedł do gabinetu Wilsona i od razu czapną pół jego śniadania leżącego na stole. Jimmy pokręcił głową ale nic nie powiedział. Nie chciał zaczynać kolejnego przekomarzania na temat jedzenia zwłaszcza, że miał bardzo ważne pytanie.
- House mam dla ciebie zaproszenie. - powiedział Wilson wyciągając rękę w której trzymał różowawy kartonik.
Greg patrzył przez chwilę podejrzliwie.
- Ja i Amber pobieramy się.
- Może kup sobie szczeniaczka. Mniej nabrudzi, a przyjemność w obu przypadkach taka sama.
Wilson nic nie mówił, a House myślał przez chwilę.
- Kiedy pies ci się znudzi możesz go spuścić w klozecie z Cutthroat Bitch nie będzie tak łatwo.
Wilson nabrał powietrza w płuca. Chyba sie wkurzył - pomyślał House.


Trzasnęły drzwi.Został sam. Podniósł z biurka różowy karnecik. Ostrożnie otworzył i cedził każde wykaligrafowane tam słowo. "Po co mu ten cały cholerny ślub..." pomyślał House


Wtedy do jego gabinetu wpadła Cameron.
- A ty tu czego ? - spytał widząc przed sobą blondynkę.

- Chciałam zaprosić cię na ślub - powiedziała i śmiało włożyła mu w dłoń zaproszenie.
- Ty też? W sumie Chase bardziej przypomina szczeniaczka niż Dwulicowa Ździra, ale ze spuszczeniem w kiblu też nie najlepiej...
- House, nie biorę ślubu z Chasem. Tylko z tobą - powiedziała z maniackim uśmiechem.

- Oszalałaś? - zaprotestował, czując nagłe osłabienie.
- Mwahahaha nabrałam cię! - zaśmiała się demonicznie. - Wychodzę za mąż za Foremana, a Chase udzieli nam ślubu. Chcę, żebyś był moim świadkiem, chyba nie odmówisz?

- to Chase ma takie mozliwości? nie przypominam sobie żeby kończył kurs na pastora? - uśmiechnął się krzywo
- to nie pierwszy kurs o którym nie wiesz.. - i opowiedziała mu jak to 6 mies wcześniej postanowili razem...


Zapisać się na forum.Nagle House ocknął się w gabinecie Wilsona. "Żeby mi się czekoladowy kangur i cała reszta śniła! Staczam się" mruknął wstając. Różowy kartonik wciąż leżał w tym samym miejscu.

Nie pije więcej w pracy... No może nie tak dużo... Musiałem po wyjściu Wilsona zasnąć...
- No nareszcie się obudziłeś
- Cuddy? Co robisz w gabinecie Wilsona? To jakiś kolejny sen?
- To zależy...
- Od czego
- Co chcesz robić w tym "śnie"

House drapał się chwilę po głowie myśląc intensywnie coś w stylu: Co się u diabła dzieje?!!!
-Gdybym Cię nie znał pomyślałbym, że składasz mi jakąś propozycję... - podjął wreszcie ostrożnie temat.- Nie zrozum mnie źle...Eee...Bardzo mi to pochlebia, ale... - plątał się w zeznaniach
-Och, przestań sie wygłupiać! - Cuddy obruszyła się pomysłem House'a - przecież żartowałam.
-No wiesz?! - House odetchnął z ulgą, ale nie pozwolił, aby ona to zauważyła. Zamiast tego wrócił do swego zwykłego niby-lekceważącego tonu - Żartować na taki temat?! Toż to barbarzyństwo! - uśmiechał się szeroko, ciekaw czy Cuddy podejmie grę...słowną.

- Uwierz mi że nie większe niż wgapianie się w mój dekolt- miał wrażenie że mu się udało. Nie spodziewał się jednak tego co miało za chwilę nastąpić...


Nagle do gabinetu weszła wysoka brunetka, której House w ogóle nie znał.
- Kim ona... - zaczął, lecz Cuddy mu przerwała.
- Ta dziewczyna uważa się za twoją córkę. - stwierdziła Lisa. "Jak to ? Z kim ?" - zastanawiał się diagnosta przyglądając się tej młodej osobie. "Kim mogłaby być jej matka ?"

- Mamo nie mów o mnie per 'ta dziewczyna'!
- Przepraszam
- Błagam powiedzcie, że ja nadal śnię...


- Mówiłam Ci że tak będzie! Ale nie koniecznie chciałaś go poznać!
- Mam na niego ciągle patrzeć z daleka i słuchać opowieści?! - House siedział z otworzoną buzią.
Nie miał wątpliwości że to jego córka gdy patrzył na te neonowo niebieskie oczy.
- Gdzieś ty ją uchowała w szafie?!- zapytał zirytowanym głosem. Cuddy popatrzyła na niego i spuściła głowę. Co miała powiedzieć "Sorry Greg zapomniałam ci powiedzieć"? Przed nimi stała przecież konsekwencja ich jednej nocy z przed prawie 20lat. Dokładnie przed osiemnastu lat dziewięciu miesięcy i piętnastu dni.


- Przecież i tak byś jej nie chciał. - odpowiedziała w końcu.
- A może zdradzisz mi chociaż imię naszej córki ? - spytał jeszcze nie myśląc o poprzedniej odpowiedzi.
- To jest Kate. - przedstawiła córkę robiąc przy tym komiczną minę i śmiesznie wskazując dłońmi, jak jakaś asystentka magika, gdy ten pokazuje sztuczkę.

- Bardzo ładnie... - uśmiechał się niepewnie House, nie za bardzo wiedząc co właściwie powinien powiedzieć. - Sam nie wymyśliłbym lepszego imienia dla swojej córki, doprawdy... Jednakowoż mam na to całkiem dobre usprawiedliwienie... Mianowicie nie wiedziałem o jej istnieniu, a to jak sądzę całkiem dobre wytłumaczenie na wszystkie pozostałe aspekty związane z byciem rodzicem... ojcem... konkretnie w moim przypadku...z których nie mogłem się wywiązywać...
Mówiąc to przerzucał wzrok z jednej damy na drugą na oślep szukając swojej laski, która na złość nie chciała się znaleźć! Kiedy wreszcie chwycił ten znajomy kawałek drewna, wstał powoli. Bardzo powoli...
- Skoro już mamy jasność co do powodów mojej nieobecności w życiu tej...tej...- rozpaczliwie szukał właściwego określenia dla swojej bądź co bądź córki, ale jakoś nic mądrego nie przychodziło mu w tej chwili do głowy, więc dokończył w najprostszy sposób - Kate... Pozwolisz Cuddy, że zniknę na kolejny moment naszego szczęśliwego, rodzinnego życia i zrobię to co zwykle robię, gdy dowiaduję się o istnieniu ...mojego potomstwa. - House wzdrygnął się, gdy dotarło do niego znaczenie tego słowa. Był już przy drzwiach po ominięciu szerokim łukiem Kate, gdy ciągle lekko podenerwowana Cuddy zapytała?
- Co właściwie zamierzasz teraz zrobić?
- Zwymiotować. - Odpalił szczerze House i ruszył w kierunku męskiej toalety. Tego azylu, tej bezpiecznej bazy, tego jedynego miejsca na świecie, do którego normalnie kobiety nie mają prawa wstępu.


- Kate, wracaj do szkoły. - powiedziała pół rozkazem, pół troskliwie Cuddy.
- Już ? Jeszcze nie poznałam się dokładnie z moim ojcem.
- On nie chce się z tobą poznawać. - powiedziała ostro, lecz widząc smutek na twarzy córki zmieniła swoją wypowiedź : - Po prostu on nie jest jeszcze gotowy na dokładne poznanie się z tobą. Dajmy mu trochę czasu. - Kate uśmiechnęła się, a w oczach miała nadzieję... tą nadzieję, której Cuddy nie powinna jej właśnie dawać. Dziewczyna poszła do szkoły, a jej matka do swojego gabinetu. Tymczasem w męskiej toalecie...

...House po kilkukrotnym przepłukaniu twarzy lodowatą wodą, siedział na podłodze w pozycji kwiatu lotosu i powtarzał głośno:
- Jestem oazą spokoju...oazą...spokoju...To łatwe....oaza...spokój....Od razu lepiej...Jestem wyluzowanym kwiatem na tafli jeziora...Spokój...oa..- medytację przerwało wtargnięcie Chase'a.
- O...przepraszam - zmieszał się z początku, po czym zagadnął znienacka:
- Idę z Kate na kolację, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko - uśmiechnął się cieplutko do zdębiałego House'a.
- Jestem oazą spokoju, ale bez przesady! - odparował House wstając raptownie. - Gdzie jest Cuddy?!


*krótki przeskoczek*
- Lisa ?! Jak ty dbasz o nasze dziecko ?
- O co ci chodzi House ?
- Wiesz z kim ona umawia się na randkę ?
- Tak. Z Robertem. A co ? Przeszkadza ci coś w tym ?
- Jesteś szalona. - mruknął i odwrócił się od niej, lecz ona jeszcze z nim nie skończyła...

House ruszył w stronę drzwi, ale Cuddy dotarła tam pierwsza. Szybkim ruchem przekręciła zamek i oparła się drzwi, uniemożliwiając House'owi wyjście z łazienki.
- Mam laskę i nie zawaham się jej użyć, - warknął House, mocniej zaciskając dłonie na smukłym kawałku drewna.
- A ja mogę wpisać cię na permanentny dyżur w klinice na najbliższe dwa miesiące, - odparowała Cuddy ze słodkim uśmiechem.
House burknął coś pod nosem, ale cofnął się o krok i oparł ciężko o laskę.
- Nie wypuszczę cię stąd, dopóki mnie nie wysłuchasz i nie dotrze do ciebie to, co mam do powiedzenia.
House przewrócił oczami. - Cudownie. Umrzemy ze starości w cholernej łazience.
- Zamknij się, House. Wiesz dlaczego Kate umówiła się z Chase'm?
- Bo chce się dowiedzieć, jakiego używa szamponu?
Cuddy zamknęła oczy i policzyła do dziesięciu żeby się nieco uspokoić.
- Nie, - warknęła. - Bo przewidziała, że jej ojciec-idiota nie zechce poświęcić jej pięciu minut swojego bezcennego czasu, a chciałaby się czegoś o nim dowiedzieć, - powiedziała, po czym odwróciła się na pięcie i zostawiła lekko osłupiałego House'a samego w łazience.


Wyszedł zaraz za nią z łazienki i krzyknął :
- Nie musiała się umawiać z Chase'm, mogła spotkać się z Cameron. - ale Cuddy udała, że tego nie usłyszała i poszła do swojego gabinetu. Tymczasem House ruszył do swoich kaczątek.

Drzwi do Departamentu Diagnostyki otwarły się z takim impetem, że zadrżały wszystkie szyby w gabinecie. Wściekły House rozejrzał się po pokoju. Foreman przy stole z kubkiem parującej kawy i mocno ubawioną miną, Cameron na oparciu fotela, pocieszająca Chase'a... Młody Australijczyk wyglądał jak skazaniec na trzy minuty przed egzekucją.
- Cameron, zostaw wombata w spokoju. Foreman, przestań się idiotycznie uśmiechać. Wombat, do mojego gabinetu, - warknął House.
- Ale ja tylko... - bąknął pod nosem pobladły Chase.
- Natychmiast!



Chase wstał i podążył za House. Drzwi zamkneły się, więc Foreman i Cameron mogli tylko patrzeć przez szybe jak ich szef wścieka się na pracownika. A w gabinecie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dżuczek
Wieczny Rezydent


Dołączył: 22 Wrz 2007
Posty: 862
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stąd

PostWysłany: Śro 14:30, 16 Lip 2008    Temat postu:

House wszedł do gabinetu Wilsona i od razu czapną pół jego śniadania leżącego na stole. Jimmy pokręcił głową ale nic nie powiedział. Nie chciał zaczynać kolejnego przekomarzania na temat jedzenia zwłaszcza, że miał bardzo ważne pytanie.
- House mam dla ciebie zaproszenie. - powiedział Wilson wyciągając rękę w której trzymał różowawy kartonik.
Greg patrzył przez chwilę podejrzliwie.
- Ja i Amber pobieramy się.
- Może kup sobie szczeniaczka. Mniej nabrudzi, a przyjemność w obu przypadkach taka sama.
Wilson nic nie mówił, a House myślał przez chwilę.
- Kiedy pies ci się znudzi możesz go spuścić w klozecie z Cutthroat Bitch nie będzie tak łatwo.
Wilson nabrał powietrza w płuca. Chyba sie wkurzył - pomyślał House.


Trzasnęły drzwi.Został sam. Podniósł z biurka różowy karnecik. Ostrożnie otworzył i cedził każde wykaligrafowane tam słowo. "Po co mu ten cały cholerny ślub..." pomyślał House


Wtedy do jego gabinetu wpadła Cameron.
- A ty tu czego ? - spytał widząc przed sobą blondynkę.

- Chciałam zaprosić cię na ślub - powiedziała i śmiało włożyła mu w dłoń zaproszenie.
- Ty też? W sumie Chase bardziej przypomina szczeniaczka niż Dwulicowa Ździra, ale ze spuszczeniem w kiblu też nie najlepiej...
- House, nie biorę ślubu z Chasem. Tylko z tobą - powiedziała z maniackim uśmiechem.

- Oszalałaś? - zaprotestował, czując nagłe osłabienie.
- Mwahahaha nabrałam cię! - zaśmiała się demonicznie. - Wychodzę za mąż za Foremana, a Chase udzieli nam ślubu. Chcę, żebyś był moim świadkiem, chyba nie odmówisz?

- to Chase ma takie mozliwości? nie przypominam sobie żeby kończył kurs na pastora? - uśmiechnął się krzywo
- to nie pierwszy kurs o którym nie wiesz.. - i opowiedziała mu jak to 6 mies wcześniej postanowili razem...


Zapisać się na forum.Nagle House ocknął się w gabinecie Wilsona. "Żeby mi się czekoladowy kangur i cała reszta śniła! Staczam się" mruknął wstając. Różowy kartonik wciąż leżał w tym samym miejscu.

Nie pije więcej w pracy... No może nie tak dużo... Musiałem po wyjściu Wilsona zasnąć...
- No nareszcie się obudziłeś
- Cuddy? Co robisz w gabinecie Wilsona? To jakiś kolejny sen?
- To zależy...
- Od czego
- Co chcesz robić w tym "śnie"

House drapał się chwilę po głowie myśląc intensywnie coś w stylu: Co się u diabła dzieje?!!!
-Gdybym Cię nie znał pomyślałbym, że składasz mi jakąś propozycję... - podjął wreszcie ostrożnie temat.- Nie zrozum mnie źle...Eee...Bardzo mi to pochlebia, ale... - plątał się w zeznaniach
-Och, przestań sie wygłupiać! - Cuddy obruszyła się pomysłem House'a - przecież żartowałam.
-No wiesz?! - House odetchnął z ulgą, ale nie pozwolił, aby ona to zauważyła. Zamiast tego wrócił do swego zwykłego niby-lekceważącego tonu - Żartować na taki temat?! Toż to barbarzyństwo! - uśmiechał się szeroko, ciekaw czy Cuddy podejmie grę...słowną.

- Uwierz mi że nie większe niż wgapianie się w mój dekolt- miał wrażenie że mu się udało. Nie spodziewał się jednak tego co miało za chwilę nastąpić...


Nagle do gabinetu weszła wysoka brunetka, której House w ogóle nie znał.
- Kim ona... - zaczął, lecz Cuddy mu przerwała.
- Ta dziewczyna uważa się za twoją córkę. - stwierdziła Lisa. "Jak to ? Z kim ?" - zastanawiał się diagnosta przyglądając się tej młodej osobie. "Kim mogłaby być jej matka ?"

- Mamo nie mów o mnie per 'ta dziewczyna'!
- Przepraszam
- Błagam powiedzcie, że ja nadal śnię...


- Mówiłam Ci że tak będzie! Ale nie koniecznie chciałaś go poznać!
- Mam na niego ciągle patrzeć z daleka i słuchać opowieści?! - House siedział z otworzoną buzią.
Nie miał wątpliwości że to jego córka gdy patrzył na te neonowo niebieskie oczy.
- Gdzieś ty ją uchowała w szafie?!- zapytał zirytowanym głosem. Cuddy popatrzyła na niego i spuściła głowę. Co miała powiedzieć "Sorry Greg zapomniałam ci powiedzieć"? Przed nimi stała przecież konsekwencja ich jednej nocy z przed prawie 20lat. Dokładnie przed osiemnastu lat dziewięciu miesięcy i piętnastu dni.


- Przecież i tak byś jej nie chciał. - odpowiedziała w końcu.
- A może zdradzisz mi chociaż imię naszej córki ? - spytał jeszcze nie myśląc o poprzedniej odpowiedzi.
- To jest Kate. - przedstawiła córkę robiąc przy tym komiczną minę i śmiesznie wskazując dłońmi, jak jakaś asystentka magika, gdy ten pokazuje sztuczkę.

- Bardzo ładnie... - uśmiechał się niepewnie House, nie za bardzo wiedząc co właściwie powinien powiedzieć. - Sam nie wymyśliłbym lepszego imienia dla swojej córki, doprawdy... Jednakowoż mam na to całkiem dobre usprawiedliwienie... Mianowicie nie wiedziałem o jej istnieniu, a to jak sądzę całkiem dobre wytłumaczenie na wszystkie pozostałe aspekty związane z byciem rodzicem... ojcem... konkretnie w moim przypadku...z których nie mogłem się wywiązywać...
Mówiąc to przerzucał wzrok z jednej damy na drugą na oślep szukając swojej laski, która na złość nie chciała się znaleźć! Kiedy wreszcie chwycił ten znajomy kawałek drewna, wstał powoli. Bardzo powoli...
- Skoro już mamy jasność co do powodów mojej nieobecności w życiu tej...tej...- rozpaczliwie szukał właściwego określenia dla swojej bądź co bądź córki, ale jakoś nic mądrego nie przychodziło mu w tej chwili do głowy, więc dokończył w najprostszy sposób - Kate... Pozwolisz Cuddy, że zniknę na kolejny moment naszego szczęśliwego, rodzinnego życia i zrobię to co zwykle robię, gdy dowiaduję się o istnieniu ...mojego potomstwa. - House wzdrygnął się, gdy dotarło do niego znaczenie tego słowa. Był już przy drzwiach po ominięciu szerokim łukiem Kate, gdy ciągle lekko podenerwowana Cuddy zapytała?
- Co właściwie zamierzasz teraz zrobić?
- Zwymiotować. - Odpalił szczerze House i ruszył w kierunku męskiej toalety. Tego azylu, tej bezpiecznej bazy, tego jedynego miejsca na świecie, do którego normalnie kobiety nie mają prawa wstępu.


- Kate, wracaj do szkoły. - powiedziała pół rozkazem, pół troskliwie Cuddy.
- Już ? Jeszcze nie poznałam się dokładnie z moim ojcem.
- On nie chce się z tobą poznawać. - powiedziała ostro, lecz widząc smutek na twarzy córki zmieniła swoją wypowiedź : - Po prostu on nie jest jeszcze gotowy na dokładne poznanie się z tobą. Dajmy mu trochę czasu. - Kate uśmiechnęła się, a w oczach miała nadzieję... tą nadzieję, której Cuddy nie powinna jej właśnie dawać. Dziewczyna poszła do szkoły, a jej matka do swojego gabinetu. Tymczasem w męskiej toalecie...

...House po kilkukrotnym przepłukaniu twarzy lodowatą wodą, siedział na podłodze w pozycji kwiatu lotosu i powtarzał głośno:
- Jestem oazą spokoju...oazą...spokoju...To łatwe....oaza...spokój....Od razu lepiej...Jestem wyluzowanym kwiatem na tafli jeziora...Spokój...oa..- medytację przerwało wtargnięcie Chase'a.
- O...przepraszam - zmieszał się z początku, po czym zagadnął znienacka:
- Idę z Kate na kolację, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko - uśmiechnął się cieplutko do zdębiałego House'a.
- Jestem oazą spokoju, ale bez przesady! - odparował House wstając raptownie. - Gdzie jest Cuddy?!


*krótki przeskoczek*
- Lisa ?! Jak ty dbasz o nasze dziecko ?
- O co ci chodzi House ?
- Wiesz z kim ona umawia się na randkę ?
- Tak. Z Robertem. A co ? Przeszkadza ci coś w tym ?
- Jesteś szalona. - mruknął i odwrócił się od niej, lecz ona jeszcze z nim nie skończyła...

House ruszył w stronę drzwi, ale Cuddy dotarła tam pierwsza. Szybkim ruchem przekręciła zamek i oparła się drzwi, uniemożliwiając House'owi wyjście z łazienki.
- Mam laskę i nie zawaham się jej użyć, - warknął House, mocniej zaciskając dłonie na smukłym kawałku drewna.
- A ja mogę wpisać cię na permanentny dyżur w klinice na najbliższe dwa miesiące, - odparowała Cuddy ze słodkim uśmiechem.
House burknął coś pod nosem, ale cofnął się o krok i oparł ciężko o laskę.
- Nie wypuszczę cię stąd, dopóki mnie nie wysłuchasz i nie dotrze do ciebie to, co mam do powiedzenia.
House przewrócił oczami. - Cudownie. Umrzemy ze starości w cholernej łazience.
- Zamknij się, House. Wiesz dlaczego Kate umówiła się z Chase'm?
- Bo chce się dowiedzieć, jakiego używa szamponu?
Cuddy zamknęła oczy i policzyła do dziesięciu żeby się nieco uspokoić.
- Nie, - warknęła. - Bo przewidziała, że jej ojciec-idiota nie zechce poświęcić jej pięciu minut swojego bezcennego czasu, a chciałaby się czegoś o nim dowiedzieć, - powiedziała, po czym odwróciła się na pięcie i zostawiła lekko osłupiałego House'a samego w łazience.


Wyszedł zaraz za nią z łazienki i krzyknął :
- Nie musiała się umawiać z Chase'm, mogła spotkać się z Cameron. - ale Cuddy udała, że tego nie usłyszała i poszła do swojego gabinetu. Tymczasem House ruszył do swoich kaczątek.

Drzwi do Departamentu Diagnostyki otwarły się z takim impetem, że zadrżały wszystkie szyby w gabinecie. Wściekły House rozejrzał się po pokoju. Foreman przy stole z kubkiem parującej kawy i mocno ubawioną miną, Cameron na oparciu fotela, pocieszająca Chase'a... Młody Australijczyk wyglądał jak skazaniec na trzy minuty przed egzekucją.
- Cameron, zostaw wombata w spokoju. Foreman, przestań się idiotycznie uśmiechać. Wombat, do mojego gabinetu, - warknął House.
- Ale ja tylko... - bąknął pod nosem pobladły Chase.
- Natychmiast!


Chase wstał i podążył za House. Drzwi zamkneły się, więc Foreman i Cameron mogli tylko patrzeć przez szybe jak ich szef wścieka się na pracownika. A w gabinecie...

...House przechadzał się nerwowo w tę i z powrotem. Chase usiadł na wszelki wypadek, to znaczy w razie, gdyby jego trzęsące się ze strachu kolana ugięły się pod nim. Postanowił choć sprawiać wrażenie, że dzielnie się trzyma. Przecież Foreman i Cameron nie spuszczali go z oczu.
- Po pierwsze: Od jak dawna wiesz, że Kate jest moją córką? - zaczął nagle House, zatrzymując się i wbijając swój stalowy wzrok w Chase'a. - Skąd w ogóle wiesz, że mam córkę? Cholera! - Wściekł się zdając sobie sprawę z komiczności sytuacji w jakiej postawiła go Cuddy. Chase otwierał już usta, żeby odpowiedzieć, ale House zapytał niespodziewanie:
- Kto jeszcze wie? - czekał w pełni napięcia na odpowiedź.
- Mam zawęzić odpowiedź do twoich najbliższych współpracowników ...? - wypalił niewiele myśląc Chase i natychmiast pożałował, bo House ryknął na niego:
- Możesz zawęzić do naszego Układu Słonecznego tylko się streszczaj!
- Wszyscy... to znaczy w tym szpitalu... chyba... Od prawie roku...- padła szybka, cichutka odpowiedź. Po czym nastąpiła mrożąca krew w żyłach cisza.
Świetnie. Fantastycznie. House pojął wreszcie te drwiące uśmieszki pielęgniarek i ukradkowe spojrzenia podwładnych. Zaraz to z Cuddy załatwi, zaraz jej...
- Więc mogę zabrać Kate na tę kolację? - zaskoczony House odwrócił się do Chase'a i patrzył na niego jakby ten zwariował.
- Nie, wyliniały dingo, nie możesz! - warknął House zbliżając się do swojej ofiary i podnosząc w górę laskę - I jeśli jeszcze...
- Dlaczego? - Chase miał wyraz twarzy zawiedzionego chłopczyka, któremu obiecano przejażdżkę motocyklem a posadzono na kucyku. - Chciałem się z nią umówić od kiedy przestała się spotykać z Foremanem. Przyznasz chyba, że jestem lepszym...
- Co?!!! - House potrzebował chwili zanim sens słów Chase'a dotarł do jego mózgu i zapalił kontrolkę pod nazwą: "Niepohamowana furia", i ryknął aż zadrżały okna i inne szklane przedmioty w promieniu kilkunastu (opowiadano później, że nawet kilkudziesięciu) metrów.
- Foreman umawiał się z moją córką?!!!
- Czas na ciebie Foreman - strwożona Cameron szepnęła do przerażonego Foremana, który w tej chwili pośpiesznie opuszczał gabinet diagnostyczny, potykając się o własne nogi i potrącając ludzi na korytarzu. Słyszał za plecami House'a wrzeszczącego na całe gardło:
- Zabiję go!!! Zabiję tego... - i tu padały słowa, których przytoczyć się nie da i nie wolno. Przed usłyszeniem których, matki w całym szpitalu chroniły swoje dzieci zatykając im uszy...Które odbijały się echem i powodowały gęsią skórkę nawet u najtwardszych ludzi akurat tutaj zebranych (a trzeba nadmienić, że w tym momencie badania kontrolne przechodziła właśnie cała miejscowa drużyna futbolowa)... Foreman miał zatem dość dobrą motywację, aby szybko przebierać nogami.
Cameron i Chase próbowali jeszcze nieudolnie zatrzymać House'a, dając tym samym czas Foremanowi na znalezienie bezpiecznej kryjówki.
- Mam nadzieję, że nie wpadnie na pomysł, aby czekać na windę. - martwił się uśmiechnięty Chase.
- Albo wpaść do szatni po swoje rzeczy. - dodała równie rozbawiona Cameron.
- Taa, w trumnie na pewno mu się bardzo przydadzą - Chase parsknął śmiechem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dżuczek dnia Śro 14:33, 16 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:04, 16 Lip 2008    Temat postu:

House wszedł do gabinetu Wilsona i od razu czapną pół jego śniadania leżącego na stole. Jimmy pokręcił głową ale nic nie powiedział. Nie chciał zaczynać kolejnego przekomarzania na temat jedzenia zwłaszcza, że miał bardzo ważne pytanie.
- House mam dla ciebie zaproszenie. - powiedział Wilson wyciągając rękę w której trzymał różowawy kartonik.
Greg patrzył przez chwilę podejrzliwie.
- Ja i Amber pobieramy się.
- Może kup sobie szczeniaczka. Mniej nabrudzi, a przyjemność w obu przypadkach taka sama.
Wilson nic nie mówił, a House myślał przez chwilę.
- Kiedy pies ci się znudzi możesz go spuścić w klozecie z Cutthroat Bitch nie będzie tak łatwo.
Wilson nabrał powietrza w płuca. Chyba sie wkurzył - pomyślał House.


Trzasnęły drzwi.Został sam. Podniósł z biurka różowy karnecik. Ostrożnie otworzył i cedził każde wykaligrafowane tam słowo. "Po co mu ten cały cholerny ślub..." pomyślał House


Wtedy do jego gabinetu wpadła Cameron.
- A ty tu czego ? - spytał widząc przed sobą blondynkę.

- Chciałam zaprosić cię na ślub - powiedziała i śmiało włożyła mu w dłoń zaproszenie.
- Ty też? W sumie Chase bardziej przypomina szczeniaczka niż Dwulicowa Ździra, ale ze spuszczeniem w kiblu też nie najlepiej...
- House, nie biorę ślubu z Chasem. Tylko z tobą - powiedziała z maniackim uśmiechem.

- Oszalałaś? - zaprotestował, czując nagłe osłabienie.
- Mwahahaha nabrałam cię! - zaśmiała się demonicznie. - Wychodzę za mąż za Foremana, a Chase udzieli nam ślubu. Chcę, żebyś był moim świadkiem, chyba nie odmówisz?

- to Chase ma takie mozliwości? nie przypominam sobie żeby kończył kurs na pastora? - uśmiechnął się krzywo
- to nie pierwszy kurs o którym nie wiesz.. - i opowiedziała mu jak to 6 mies wcześniej postanowili razem...


Zapisać się na forum.Nagle House ocknął się w gabinecie Wilsona. "Żeby mi się czekoladowy kangur i cała reszta śniła! Staczam się" mruknął wstając. Różowy kartonik wciąż leżał w tym samym miejscu.

Nie pije więcej w pracy... No może nie tak dużo... Musiałem po wyjściu Wilsona zasnąć...
- No nareszcie się obudziłeś
- Cuddy? Co robisz w gabinecie Wilsona? To jakiś kolejny sen?
- To zależy...
- Od czego
- Co chcesz robić w tym "śnie"

House drapał się chwilę po głowie myśląc intensywnie coś w stylu: Co się u diabła dzieje?!!!
-Gdybym Cię nie znał pomyślałbym, że składasz mi jakąś propozycję... - podjął wreszcie ostrożnie temat.- Nie zrozum mnie źle...Eee...Bardzo mi to pochlebia, ale... - plątał się w zeznaniach
-Och, przestań sie wygłupiać! - Cuddy obruszyła się pomysłem House'a - przecież żartowałam.
-No wiesz?! - House odetchnął z ulgą, ale nie pozwolił, aby ona to zauważyła. Zamiast tego wrócił do swego zwykłego niby-lekceważącego tonu - Żartować na taki temat?! Toż to barbarzyństwo! - uśmiechał się szeroko, ciekaw czy Cuddy podejmie grę...słowną.

- Uwierz mi że nie większe niż wgapianie się w mój dekolt- miał wrażenie że mu się udało. Nie spodziewał się jednak tego co miało za chwilę nastąpić...


Nagle do gabinetu weszła wysoka brunetka, której House w ogóle nie znał.
- Kim ona... - zaczął, lecz Cuddy mu przerwała.
- Ta dziewczyna uważa się za twoją córkę. - stwierdziła Lisa. "Jak to ? Z kim ?" - zastanawiał się diagnosta przyglądając się tej młodej osobie. "Kim mogłaby być jej matka ?"

- Mamo nie mów o mnie per 'ta dziewczyna'!
- Przepraszam
- Błagam powiedzcie, że ja nadal śnię...


- Mówiłam Ci że tak będzie! Ale nie koniecznie chciałaś go poznać!
- Mam na niego ciągle patrzeć z daleka i słuchać opowieści?! - House siedział z otworzoną buzią.
Nie miał wątpliwości że to jego córka gdy patrzył na te neonowo niebieskie oczy.
- Gdzieś ty ją uchowała w szafie?!- zapytał zirytowanym głosem. Cuddy popatrzyła na niego i spuściła głowę. Co miała powiedzieć "Sorry Greg zapomniałam ci powiedzieć"? Przed nimi stała przecież konsekwencja ich jednej nocy z przed prawie 20lat. Dokładnie przed osiemnastu lat dziewięciu miesięcy i piętnastu dni.


- Przecież i tak byś jej nie chciał. - odpowiedziała w końcu.
- A może zdradzisz mi chociaż imię naszej córki ? - spytał jeszcze nie myśląc o poprzedniej odpowiedzi.
- To jest Kate. - przedstawiła córkę robiąc przy tym komiczną minę i śmiesznie wskazując dłońmi, jak jakaś asystentka magika, gdy ten pokazuje sztuczkę.

- Bardzo ładnie... - uśmiechał się niepewnie House, nie za bardzo wiedząc co właściwie powinien powiedzieć. - Sam nie wymyśliłbym lepszego imienia dla swojej córki, doprawdy... Jednakowoż mam na to całkiem dobre usprawiedliwienie... Mianowicie nie wiedziałem o jej istnieniu, a to jak sądzę całkiem dobre wytłumaczenie na wszystkie pozostałe aspekty związane z byciem rodzicem... ojcem... konkretnie w moim przypadku...z których nie mogłem się wywiązywać...
Mówiąc to przerzucał wzrok z jednej damy na drugą na oślep szukając swojej laski, która na złość nie chciała się znaleźć! Kiedy wreszcie chwycił ten znajomy kawałek drewna, wstał powoli. Bardzo powoli...
- Skoro już mamy jasność co do powodów mojej nieobecności w życiu tej...tej...- rozpaczliwie szukał właściwego określenia dla swojej bądź co bądź córki, ale jakoś nic mądrego nie przychodziło mu w tej chwili do głowy, więc dokończył w najprostszy sposób - Kate... Pozwolisz Cuddy, że zniknę na kolejny moment naszego szczęśliwego, rodzinnego życia i zrobię to co zwykle robię, gdy dowiaduję się o istnieniu ...mojego potomstwa. - House wzdrygnął się, gdy dotarło do niego znaczenie tego słowa. Był już przy drzwiach po ominięciu szerokim łukiem Kate, gdy ciągle lekko podenerwowana Cuddy zapytała?
- Co właściwie zamierzasz teraz zrobić?
- Zwymiotować. - Odpalił szczerze House i ruszył w kierunku męskiej toalety. Tego azylu, tej bezpiecznej bazy, tego jedynego miejsca na świecie, do którego normalnie kobiety nie mają prawa wstępu.


- Kate, wracaj do szkoły. - powiedziała pół rozkazem, pół troskliwie Cuddy.
- Już ? Jeszcze nie poznałam się dokładnie z moim ojcem.
- On nie chce się z tobą poznawać. - powiedziała ostro, lecz widząc smutek na twarzy córki zmieniła swoją wypowiedź : - Po prostu on nie jest jeszcze gotowy na dokładne poznanie się z tobą. Dajmy mu trochę czasu. - Kate uśmiechnęła się, a w oczach miała nadzieję... tą nadzieję, której Cuddy nie powinna jej właśnie dawać. Dziewczyna poszła do szkoły, a jej matka do swojego gabinetu. Tymczasem w męskiej toalecie...

...House po kilkukrotnym przepłukaniu twarzy lodowatą wodą, siedział na podłodze w pozycji kwiatu lotosu i powtarzał głośno:
- Jestem oazą spokoju...oazą...spokoju...To łatwe....oaza...spokój....Od razu lepiej...Jestem wyluzowanym kwiatem na tafli jeziora...Spokój...oa..- medytację przerwało wtargnięcie Chase'a.
- O...przepraszam - zmieszał się z początku, po czym zagadnął znienacka:
- Idę z Kate na kolację, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko - uśmiechnął się cieplutko do zdębiałego House'a.
- Jestem oazą spokoju, ale bez przesady! - odparował House wstając raptownie. - Gdzie jest Cuddy?!


*krótki przeskoczek*
- Lisa ?! Jak ty dbasz o nasze dziecko ?
- O co ci chodzi House ?
- Wiesz z kim ona umawia się na randkę ?
- Tak. Z Robertem. A co ? Przeszkadza ci coś w tym ?
- Jesteś szalona. - mruknął i odwrócił się od niej, lecz ona jeszcze z nim nie skończyła...

House ruszył w stronę drzwi, ale Cuddy dotarła tam pierwsza. Szybkim ruchem przekręciła zamek i oparła się drzwi, uniemożliwiając House'owi wyjście z łazienki.
- Mam laskę i nie zawaham się jej użyć, - warknął House, mocniej zaciskając dłonie na smukłym kawałku drewna.
- A ja mogę wpisać cię na permanentny dyżur w klinice na najbliższe dwa miesiące, - odparowała Cuddy ze słodkim uśmiechem.
House burknął coś pod nosem, ale cofnął się o krok i oparł ciężko o laskę.
- Nie wypuszczę cię stąd, dopóki mnie nie wysłuchasz i nie dotrze do ciebie to, co mam do powiedzenia.
House przewrócił oczami. - Cudownie. Umrzemy ze starości w cholernej łazience.
- Zamknij się, House. Wiesz dlaczego Kate umówiła się z Chase'm?
- Bo chce się dowiedzieć, jakiego używa szamponu?
Cuddy zamknęła oczy i policzyła do dziesięciu żeby się nieco uspokoić.
- Nie, - warknęła. - Bo przewidziała, że jej ojciec-idiota nie zechce poświęcić jej pięciu minut swojego bezcennego czasu, a chciałaby się czegoś o nim dowiedzieć, - powiedziała, po czym odwróciła się na pięcie i zostawiła lekko osłupiałego House'a samego w łazience.


Wyszedł zaraz za nią z łazienki i krzyknął :
- Nie musiała się umawiać z Chase'm, mogła spotkać się z Cameron. - ale Cuddy udała, że tego nie usłyszała i poszła do swojego gabinetu. Tymczasem House ruszył do swoich kaczątek.

Drzwi do Departamentu Diagnostyki otwarły się z takim impetem, że zadrżały wszystkie szyby w gabinecie. Wściekły House rozejrzał się po pokoju. Foreman przy stole z kubkiem parującej kawy i mocno ubawioną miną, Cameron na oparciu fotela, pocieszająca Chase'a... Młody Australijczyk wyglądał jak skazaniec na trzy minuty przed egzekucją.
- Cameron, zostaw wombata w spokoju. Foreman, przestań się idiotycznie uśmiechać. Wombat, do mojego gabinetu, - warknął House.
- Ale ja tylko... - bąknął pod nosem pobladły Chase.
- Natychmiast!


Chase wstał i podążył za House. Drzwi zamkneły się, więc Foreman i Cameron mogli tylko patrzeć przez szybe jak ich szef wścieka się na pracownika. A w gabinecie...

...House przechadzał się nerwowo w tę i z powrotem. Chase usiadł na wszelki wypadek, to znaczy w razie, gdyby jego trzęsące się ze strachu kolana ugięły się pod nim. Postanowił choć sprawiać wrażenie, że dzielnie się trzyma. Przecież Foreman i Cameron nie spuszczali go z oczu.
- Po pierwsze: Od jak dawna wiesz, że Kate jest moją córką? - zaczął nagle House, zatrzymując się i wbijając swój stalowy wzrok w Chase'a. - Skąd w ogóle wiesz, że mam córkę? Cholera! - Wściekł się zdając sobie sprawę z komiczności sytuacji w jakiej postawiła go Cuddy. Chase otwierał już usta, żeby odpowiedzieć, ale House zapytał niespodziewanie:
- Kto jeszcze wie? - czekał w pełni napięcia na odpowiedź.
- Mam zawęzić odpowiedź do twoich najbliższych współpracowników ...? - wypalił niewiele myśląc Chase i natychmiast pożałował, bo House ryknął na niego:
- Możesz zawęzić do naszego Układu Słonecznego tylko się streszczaj!
- Wszyscy... to znaczy w tym szpitalu... chyba... Od prawie roku...- padła szybka, cichutka odpowiedź. Po czym nastąpiła mrożąca krew w żyłach cisza.
Świetnie. Fantastycznie. House pojął wreszcie te drwiące uśmieszki pielęgniarek i ukradkowe spojrzenia podwładnych. Zaraz to z Cuddy załatwi, zaraz jej...
- Więc mogę zabrać Kate na tę kolację? - zaskoczony House odwrócił się do Chase'a i patrzył na niego jakby ten zwariował.
- Nie, wyliniały dingo, nie możesz! - warknął House zbliżając się do swojej ofiary i podnosząc w górę laskę - I jeśli jeszcze...
- Dlaczego? - Chase miał wyraz twarzy zawiedzionego chłopczyka, któremu obiecano przejażdżkę motocyklem a posadzono na kucyku. - Chciałem się z nią umówić od kiedy przestała się spotykać z Foremanem. Przyznasz chyba, że jestem lepszym...
- Co?!!! - House potrzebował chwili zanim sens słów Chase'a dotarł do jego mózgu i zapalił kontrolkę pod nazwą: "Niepohamowana furia", i ryknął aż zadrżały okna i inne szklane przedmioty w promieniu kilkunastu (opowiadano później, że nawet kilkudziesięciu) metrów.
- Foreman umawiał się z moją córką?!!!
- Czas na ciebie Foreman - strwożona Cameron szepnęła do przerażonego Foremana, który w tej chwili pośpiesznie opuszczał gabinet diagnostyczny, potykając się o własne nogi i potrącając ludzi na korytarzu. Słyszał za plecami House'a wrzeszczącego na całe gardło:
- Zabiję go!!! Zabiję tego... - i tu padały słowa, których przytoczyć się nie da i nie wolno. Przed usłyszeniem których, matki w całym szpitalu chroniły swoje dzieci zatykając im uszy...Które odbijały się echem i powodowały gęsią skórkę nawet u najtwardszych ludzi akurat tutaj zebranych (a trzeba nadmienić, że w tym momencie badania kontrolne przechodziła właśnie cała miejscowa drużyna futbolowa)... Foreman miał zatem dość dobrą motywację, aby szybko przebierać nogami.
Cameron i Chase próbowali jeszcze nieudolnie zatrzymać House'a, dając tym samym czas Foremanowi na znalezienie bezpiecznej kryjówki.
- Mam nadzieję, że nie wpadnie na pomysł, aby czekać na windę. - martwił się uśmiechnięty Chase.
- Albo wpaść do szatni po swoje rzeczy. - dodała równie rozbawiona Cameron.
- Taa, w trumnie na pewno mu się bardzo przydadzą - Chase parsknął śmiechem.


Wtedy wyszedł House.
- Gdzie on jest ?! - warknął na stojącą dwójkę.
- Nie wiem. - odpowiedział Chase.
- Zamknij się ! Cameron ? - teraz świdrował ją wzrokiem.
- Ja również nie wiem. - powiedziała, ale gdyby była małym to by się zapewne popłakała.
- Cameron, przecież ty nie potrafisz kłamać... - mówił słodziutko, bo chciał ją skusić do wydania kryjówki Erica.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin