Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

No more M&M's

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kremówka
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 2623
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:14, 14 Lis 2008    Temat postu: No more M&M's

No more M&M’s

Fk, który wysłałam na konkurs fikowy #02 i otrzymałam 2 miejsce (wciąż nie bardzo mogę w to uwierzyć...)
Wklejam tu, bo może ktoś chciałby skomentować albo coś...

Aha, i wszystkim głosującym na mnie raz jeszcze dziękuję


zweryfikowane przez Kremówkę



Cały budynek szkoły wypełnił radosny odgłos dzwonka. Sześcioletni Lawrence Sharma, jak zwykle, wybiegł przed szkołę pierwszy. Nie spieszył się do domu, po prostu, jak zwykle, wolał wracać sam, a nie jak inni chłopcy, z kolegami z klasy. Właściwie, w klasie nie miał kolegów. Od samego początku roku wszyscy chłopcy śmiali się z niego. Bawił ich jego dziwny sposób mówienia, jego inny kolor skóry, sposób ubierania się jego mamy i to, co zwykle dawała mu na drugie śniadanie. I przezywali go. Raz powiedział o tym pani wychowawczyni, ale wtedy zaczęli być jeszcze bardziej niemili.
Szybko zbiegł po kilku schodach, potykając się o rozwiązaną sznurówkę tenisówki. Nie miał jednak czasu na wiązanie jej, z resztą, nie szło mu to jeszcze najlepiej. Kiedy reszta klasy wybiegła z radosnym krzykiem przed budynek szkoły, Lawrence był już za rogiem, poza zasięgiem wzroku niemiłych kolegów.
Przechodząc obok apteki, jak zwykle przejrzał się w lustrze wiszącym na wystawie. Jak zwykle, musiał stanąć na palcach, żeby móc zobaczyć w lustrze coś więcej niż tylko czubek głowy. Mama mówiła, że za pół roku urośnie tak bardzo, że już nie będzie musiał stawać na palcach, ale jakoś jej w to nie wierzył. Tak samo mówiła, kiedy po raz pierwszy szli tą ulicą do szkoły, a od tego czasu wcale nie urósł.
Jak zwykle, sięgnął do kieszeni i wydobył z niej małe pudełeczko. Niewprawnym ruchem zrobił sobie niekształtną, czerwoną kropkę mniej-więcej na środku czoła, po czym zamknął pudełko i włożył je spowrotem do kieszeni połatanych spodni. Mama, jak zwykle przed wyjściem robiła mu na czole tikę. A Lawrence, jak zwykle w drodze do szkoły zmazywał ją kantem rękawa. Koledzy nie daliby mu spokoju, gdyby zobaczyliby go w szkole z tą czerwoną kropką na czole. Mama byłaby bardzo zła, że ją zmazał, więc w drodze do domu musiał namalować ją powrotem. Jak zwykle.
Mama mówiła, że powinien być dumny z tego, że jest hindusem, tak jak ona i tata, ale Lawrence nie do końca rozumiał, na czym to polega.
Jak zwykle, minął salon fryzjerski, w którym, pod dziwnymi maszynami siedziały stare panie. Lawrence podejrzewał, że te maszyny służą do wysysania mózgów przez kosmitów, ale kiedy powiedział o tym mamie, śmiała się z niego, więc nie powiedział o tym nikomu więcej.
Jak zwykle potknął się o wystający krawężnik obok myjni samochodowej. I jak zwykle pomachał miłej kelnerce, która jak zwykle o tej porze czyściła stoliki przed restauracją.

Sklep państwa Sharma, był największym sklepem ze słodyczami na przedmieściu. Wszystkie dzieci lubiły tu przychodzić z rodzicami, a kiedy skończyło im się już kieszonkowe, przynajmniej stać przy szybie wystawowej, i cieszyć oczy widokiem najprzeróżniejszych rodzajów słodkości. Lawrence’owi wydawało się, że chłopcy z klasy zazdroszczą mu, że jego rodzice mają tak wspaniały sklep i dlatego go nie lubią. Bardzo lubił pomagać rodzicom w sklepie. Przyklejał metki na towary, układał tabliczki czekolady na półkach, ważył cukierki, a raz tata pozwolił mu nawet obsłużyć klienta. Praca w sklepie była fajna. Lawrence marzył, żeby kiedyś w przyszłości mieć własny sklep ze słodyczami. Nie był tylko pewien, czy mógłby pracować w sklepie, jeśli byłby do tego alpinistą, lekarzem od niebezpiecznych chorób i agentem FBI.
Dzwonki zawieszone pod sufitem wydały przyjemny dźwięk, kiedy otworzył drzwi. Zaraz potem dały się słyszeć kroki taty na zapleczu i skrzypienie otwieranych drzwi. Tata stanął za ladą i uśmiechnął się do Lawrence’a.
-Szybko dziś wróciłeś. To dobrze, przywieźli właśnie nową partię truskawkowej czekolady, pomożesz w metkowaniu.
Lawrence uśmiechnął się do taty, ściągnął z pleców ciężki plecak i rzucił go pod ścianę. Praca w sklepie była fajna. Po chwili drzwi znów zaskrzypiały i tata wrócił na zaplecze, żeby odebrać resztę towaru.
Lada w sklepie był tak wysoka, że Lawrence musiał stawać na taborecie, żeby do niej dosięgnąć. Pod ladą, w kącie, Lawrence miał swoje specjalne stanowisko – poduszkę do siedzenia i mały stołeczek. Tam zawsze siedział, przyklejając metki albo licząc cukierki, słuchając głosów kolejnych klientów i zgadując, kto właśnie wszedł do sklepu. Czasem mama pozwalała mu zjeść złamaną tabliczkę czekolady, albo batonik. Pomaganie rodzicom, było naprawdę bardzo fajne.
Lawrence siadał właśnie na swojej poduszce, kiedy z zaplecza wyszła mama, z dużym, tekturowym pudłem w ręce. Mama była piękna. Wyglądała jak księżniczka. Nigdy nie nosiła swetrów ani jeansów jak inne mamy, ani nawet kostiumu jak pani wychowawczyni. Ubierała się jak królewna. Zawsze miała piękną sukienkę, zrobioną z takiej wielkiej, wielkiej chusty. Lawrence pomagał czasem rozwieszać mamie pranie i dlatego wiedział, że ta chusta była taka długa, jak cały jego pokój. Inni chłopcy śmiali się z mamy, ale Lawrence’owi bardzo podobał się jej stój. Jego żona też będzie kiedyś nosiła takie sukienki.
Mama przyniosła czekoladę do metkowania i małe kwadraciki, na których pisała cyferki. Lawrence wiedział, że to były ceny. Tata mówił, że te naklejki mówią klientom ile pieniędzy mają zapłacić. Usiedli sobie razem, mama pisała ceny, a Lawrence naklejał naklejki na kolejne tabliczki.
- Jak był dzisiaj w szkole?
- Nawet fajnie… Tylko pani nakrzyczała na mnie znowu…
-Odpowiedział Lawrence markotnym tonem.
- Co się stało? - Zmartwiła się mama.
- Przeciąłem żabę…
- Co?
- No na pół… Ale przypadkiem… Chyba będę musiał pracować w FBI, bo nie zostanę lekarzem…
- Jak to się stało?
- Mieliśmy na przyrodzie przekroić żabie skórę, żeby zobaczyć serce… Ale moja żaba była jakaś cienka. I przecięła się na pół…

Mama uśmiechnęła się do Lawrence’a i pogłaskała go po rozczochranej, ciemnej czuprynie.
-Nie martw się. Przypadki się zdarzają, nawet najlepszym lekarzom. Porozmawiam z panią, nie będzie się złościć.
- Na pewno?
-Na pewno, Kochanie… Pójdę na zaplecze, po nowy długopis. Chcesz się czegoś napić?
- A jest lemoniada?
- Sprawdzę. Naklej te wszystkie , a potem możesz zacząć układać tabliczki na trzeciej półce. Obok czekolady z rodzynkami.

Skrzypiące drzwi na zaplecze znów wydały nieprzyjemny odgłos, kiedy otworzyła jej mama. Przepuściła w przejściu tatę, niosącego kolejną partię towaru i zniknęła na zapleczu.
Lawrence naklejał powoli ceny, pilnując, żeby każda naklejka znajdowała się równo w rogu opakowania. Jego skupienie rozproszyło wejście do sklepu jakiegoś klienta. Poruszone kantem drzwi dzwonki, zadźwięczały jakoś fałszywie. Pewnie po prostu zaplątały się sznureczki.
Lawrence nie rozpoznał głosu klienta, proszącego o zwarzenie 250 gramów M&M’sów, więc powrotem zajął się naklejaniem ceny na czekoladę. Klient powiedział chyba coś niemiłego do taty, bo ten odpowiedział mu coś bardzo głośno. Nagle, Lawrence usłyszał krzyk klienta, bardzo głośny huk, odgłos rozbijanego szkła i krzyk taty. Mama szybko wybiegła z zaplecza. Rozległ się znów ten straszny huk i mama upadła na podłogę. Klient chyba zabrał pieniądze z kasy, bo Lawrence usłyszał charakterystyczny dźwięk otwierania się szufladki z pieniędzmi. Bał się poruszyć, dopóki nie usłyszał dzwonków przy drzwiach, oznajmiających, że ktokolwiek był w sklepie, właśnie z niego wyszedł. Nastała straszna cisza. Lawrence powoli wstał spod lady. Na podłodze leżała mama. Miała otwarte oczy, przerażoną minę i się nie ruszała. Na czole miała wielką, czerwoną kropkę. Wyglądała jak straszna, nierówno narysowana tika. Spod głowy mamy wypływała krew, która zlepiała jej włosy, brudziła kolorowe sari i rozlewała się po podłodze. Tata leżał na drugim końcu sklepu, ale Lawrence widział tylko jego rękę, brudną od krwi, leżącą wśród odłamków szkła, pochodzących z rozbitego słoja z cukierkami. Na podłodze, porozrzucane, niektóre w kałuży krwi, leżały kolorowe drażetki M&M’sów. Lawrence stał i patrzył. Nie mógł nic powiedzieć, po prostu stał i patrzył na mamę i tatę. I na porozrzucane M&M’sy.
Po jakimś czasie, do sklepu wpadli panowie policjanci. Jeden z nich podszedł do Lawrence’a, coś mówił, ale Lawrence nic nie odpowiedział. Policjant wziął go na ręce, zakrył mu oczy dłonią i wyniósł ze sklepu. Lawrence nie rozumiał, po co zakrył mu oczy. Przecież i tak wszystko już widział.

Kilka miesięcy później, jego rodzice przestali śnić mu się każdej nocy. Przestał się bać odgłosu skrzypiących drzwi.
Kilka lat później zaopiekowali się nim nowi rodzice - państwo Kutner. Byli bardzo mili i Lawrencce’owi było z nimi dobrze. Nadal czasem płakał, kiedy chodzili na cmentarz, ale z czasem zrozumiał, że po prostu tak miało być. Był znów szczęśliwym dzieckiem, skończył szkołę, później studia, w końcu, tak jak marzył, został lekarzem, od niebezpiecznych chorób.

Ale już nigdy w życiu nie zjadł ani jednej czekoladowej drażetki M&M'sów w kolorowej polewie…


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kremówka dnia Pią 15:29, 14 Lis 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PannaN
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 13 Sie 2008
Posty: 795
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Katowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:18, 14 Lis 2008    Temat postu:

Zakochałam się w tym fiku. Nie dość, ze oryginalny, to wzięłas na tapetę...trudny temat? No bo jeśli chodzi o takie sytuacje, to nie zawsze każdy chce się babrac w pisaniu fików związanych z jakimś punktem kulminacyjnym w życiu danego bohatera. A ty wyszłaś z tego cało i co ciekawe, świetnie Ci to wyszło.

Brawa za oryginalnosc i talent.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Betta
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 16 Sie 2008
Posty: 1014
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z nienacka...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:43, 14 Lis 2008    Temat postu:

Mnie też bardzo spodobał się ten fik, ale jest strasznie smutny. Od razu mi szkoda małego Kutnera. Najbardziej przeraża mnie moment, gdy opisujesz "tikę" na czole jego mamy... Brr...
Ale to jest zaleta, nie każdy fik musi być śmieszny, wesoły i romantyczny. Bardzo fajnie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kallien
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 29 Lip 2008
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:24, 14 Lis 2008    Temat postu:

Świetny, przemyślany fik. Przedstawienie sytuacji, wybór nietypowego tematu - naprawdę bardzobardzo dobre. Jestem po wrażeniem (:

Mignęła mi literówka. [A co to było, to już na pw, bo się na horum nie toleruje publicznego wytykania błędów.]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evi
Messi Oosom Łajf
Messi Oosom Łajf


Dołączył: 05 Lip 2008
Posty: 8577
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: skądinąd
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:55, 14 Lis 2008    Temat postu:

kremówko!
przede wszystkim gratuluję pomysłu. do końca trzymający w napięciu fik. a i wykonanie świetne! bardzo mi się podoba.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kama
She-Devil


Dołączył: 17 Mar 2008
Posty: 2194
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:10, 15 Lis 2008    Temat postu:

Fantastyczny fik.
Świetny opis sytuacji z perspektywy dziecka. Te wszystkie: "Mama mówiła" i różne dziecięce próby tłumaczenia świata... To podobało mi się najbardziej, bo zadanie trudne, a perfekcyjnie wykonane.
Historia też bardzo interesująca. Smutna, ale bez popadania w nadmierny sentymentalizm.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
annniczka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 14 Lip 2008
Posty: 179
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:33, 15 Lis 2008    Temat postu:

fajnie to opisałaś, naprawdę świetne

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasinka
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 1859
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a kto to wie?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:57, 15 Lis 2008    Temat postu:

Głosowałam na ten fik! Jest przepiękny! Znakomicie opisane wydarzenia, a i temat dobrany perfekcyjnie. Znakomita narracja, jeszcze lepszy sam pomysł. Super. Powalająco. Niesamowicie. Ślicznie!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Klio
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 07 Sie 2008
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z daleka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 13:31, 28 Lis 2008    Temat postu:

po prostu muah

jak czekoladowy mms chociaż osobiście wole orzechowe


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Muniashek
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a stąd <-
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:52, 28 Lis 2008    Temat postu:

Ojej... To jest takie smutne. Chociaż zastanawia mnie fakt, kim był zabójca, skoro tak diabelnie dobrze strzelał (zrozumiałam, że matka Kutnera wbiegła po chwili, a ten ją od razu w głowę, jeszcze w dodatku w miejsce, gdzie się bindi robi... Już w ogóle). Oczywiście, że się nie czepiam Jak można czepiać się czegoś takiego
Głupi koledzy, naprawdę głupi koledzy. Jak można nie lubić Hindusa? To jest dla mnie niewyobrażalne
Czekolada! Mniami
Lubię to. To będzie jeden z fików, które mi zapadną w pamięci
PS Oryginalny pomysł. Super ^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:54, 01 Kwi 2009    Temat postu:

Cytat:
Praca w sklepie była fajna. Lawrence marzył, żeby kiedyś w przyszłości mieć własny sklep ze słodyczami. Nie był tylko pewien, czy mógłby pracować w sklepie, jeśli byłby do tego alpinistą, lekarzem od niebezpiecznych chorób i agentem FBI.

Słodkie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Repika
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 03 Kwi 2009
Posty: 154
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Nibylandii
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:44, 08 Kwi 2009    Temat postu:

Mało się w innych dzieje.
Bardzo długo zabierałam się do skomentowania tego fika. I wreszcie, kiedy mam nieco więcej czasu, komentuję.
To tak po pierwsze na prawdę bardzo Ci gratuluję tego drugiego miejsca i, chociaż nie wiem jaka była konkurencja, myślę że się należy.

Zastanawiałam się przez pewien czas czy i jeżeli tak to w jaki sposób opowiadanie zahaczy o serial i zaskoczyłaś mnie, myślałam, że coś stanie się Lawrence'owi i będzie diagnozowany przez House'a. Zaskoczyłaś mnie w dobrym tego słowa znaczeniu.
Nie wiem czy inni też mieli takie wrażenie, ale czytając Twoją pracę miałam w głowie obrazki i czułam się trochę jakbym oglądała film. Kiedy opisywałaś mamę widziałam ją ciemnowłosą, w długiej hinduskiej sukience, z czerwoną kropką na czole i piękną, tak jak ją opisywałaś. Chyba ją opisywałaś.
Podoba mi się, że życie Lawrenca'a opisałaś po przez drogę do szkoły. To takie zwyczajne, że zmazuje sobie kropkę z czoła, żeby koledzy się z niego nie śmiali. To takie zwyczajne, że sześciolatki wyśmiewają się z inności chłopca, chociaż to akurat zachowanie pasuje mi do trochę starszych dzieci, powiedzmy ośmiolatków, ale ta różnica w wieku może być tylko jakimś moim wyobrażeniem. Matka uczy synka niezależności, dumy i to też jest w życiu takie całkiem oczywiste.
Jak pisałaś o pracy w sklepie, to na myśl przychodził mi Mikołajek, zabrakło tylko "no bo co, kurcze blade no!" i Lawrenc jest taki dziecinny i uroczy i znowu, widziałam małego, opalonego chłopca i z za wielkim tornistrem na plecach jeszcze tak po dziecięcemu trzymającego ramiączka (tak to cię nazywa? Nie mogę przypomnieć sobie słowa) od tornistra.
I jeszcze opis śmierci, bez bezsensownego udziwniania którego strasznie nie lubię. Bez zbędnych słów. Słowa ładne są kiedy jest ich nie wiele, natomiast kiedy pojawiają się w nadmiarze to są tak stłoczone, że trudno jest zauważyć i widzi się tylko tłok, możliwe że teraz tłoczę słowa.
Cytat:
Ale już nigdy w życiu nie zjadł ani jednej czekoladowej drażetki M&M'sów w kolorowej polewie…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin