Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Chodzący po krawędzi [9/u]
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:31, 10 Paź 2008    Temat postu: Chodzący po krawędzi [9/u]




Oto druga część Gry w szachy. Mam nadzieję, że się spodoba...


Chodzący po krawędzi.



House siedział w swoim gabinecie całkowicie pogrążony w opasłym medycznym tomisku. Szukał ostatecznego potwierdzenia swojej diagnozy. Nieprzytomny i nieobecny. Uśmiechnął się tryumfalnie: to było to! Z samozadowolenia wyrwało go wesołe: cześć! Podniósł wzrok i w drzwiach zobaczył Beth. Była ślicznie opalona i o, dziwo ubrana w letnią, krótką sukienkę.Uśmiechała się nieco złośliwie. Poderwał się.
- Wróciłaś wreszcie! Kiedy? – zapytał podchodząc do niej.
- Przed chwilą. Wilson odebrał mnie z lotniska.
Beth poleciała załatwić swoje sprawy i jej nieobecność niespodziewanie przedłużyła się do ponad miesiąca. Przyjrzał się jej uważnie.
- Nie wyglądasz już jak śmierć na chorągwi – stwierdził.
Komplement w stylu House’a.
- Też za tobą tęskniłam – odgryzła się sarkastycznie.
Do gabinetu wpadły kaczuszki.
- Beth! – Foreman, ten poważny i stateczny Foreman, porwał ją w objęcia całując i okręcając w koło. Taub tylko ją uściskał, za to Kuttner zdobył się na pocałunek ale natychmiast schował się za plecami Foremana. Trzynastka uściskała ją mocno mrucząc:
- Może o n wreszcie przestanie się nad nami a ż tak znęcać!
- Hej, ludzie mamy pacjenta! – wydarł się House.
- Pacjent ma się dobrze. Reaguje na leczenie, nie krzycz. – skontrował Foreman.
- Aha! Wreszcie wpadliście co mu jest! – stwierdził bezczelnie diagnosta, jakby sam nie uzyskał potwierdzenia pięć minut temu.
Zbliżającą się kłótnię przerwało wejście Cuddy.
- Jesteś nareszcie. Ślub jest pojutrze. Czy ty masz w ogóle jakąś sukienkę?
- No mam... na sobie... a co? – spytała niepewnie Beth.
- Nie taka kieckę! Na ślub! Widzę, że nie. Doktor Hadley.. eeee.. Trzynastko a Ty?
- Właściwie...
- Wy jesteście okropne! Cameron też coś marudzi. House zabieram je na zakupy. Natychmiast. – Cuddy stukając wyjątkowo niskimi obcasami wyszła z gabinetu. Obie kobiety podążyły za nią ale po chwili obróciły się z identycznymi minami pod tytułem: „help me master!”
Mężczyźni wybuchnęli śmiechem.
Po paru godzinach wykończona Beth wróciła z zakupów, dźwigając kilka toreb.
- Ona jest nie do zdarcia – marudziła. – Jest w ciąży a wykończyła nas po dwóch godzinach... Możemy jechać do domu? Zaczynam padać na nos, różnica czasu mnie wykończy. Jesteś samochodem?
- Tak, możesz jechać ze mną no i zmieszczą się zakupy – stwierdził mierząc wzrokiem liczne torby i torebki. Wziął od niej kilka toreb bo wyglądało, że nie da sobie rady ze wszystkimi.
Zjechali do lobby i byli już przy wyjściu, kiedy Beth, zajęta do tej pory torbami, stanęła pociągając go za rękaw koszuli.
- O co tym razem jest zakład? – spytała.
- Nie wiem o czym mówisz – wlepił w nią swoje wielkie i niewinne (w tej chwili!) niebieskie oczy.
- Przestań robić oczy kota ze Shreka! Jak jesteś taki nice and cute mam dreszcze. Więc? - Ponowiła pytanie.
- Nie wiem o czym mówisz – odparł niewinnie.
- Tiaaaa... nie wiesz. Jest ładna pogoda, noga nie boli aż tak bardzo, ale jesteś samochodem a nie tym czerwonym potworem. I sępy się zleciały. – Popatrzyła na niego, potem na okno i powiedziała – Kupiłeś nowy samochód.
House uśmiechnął się z zadowoleniem. Oto wraz z Wilsonem wygrali naprawdę kupę kasy. Wilson który zdematerializował się obok nich przed chwilą gwizdnął jak ulicznik i oznajmił głośno:
- Zgadła, że ma nowy samochód!
Rozległy się śmiechy, gwizdy i brawa. Nieco skrzywiony Chase, który przegrał, podszedł do obu lekarzy i wypłacił wygraną. Na pocieszenie miał minę Cuddy, która także przegrała.
- Właściwie to ja powinnam dostać jakiś przyzwoity procent od tej wygranej – stwierdziła Beth. Pieniądze błyskawicznie zniknęły w kieszeniach.
- Sknery – skwitowała Beth.
W sieni House pociągnął Beth do swojego mieszkania.
- Czemu do ciebie? I gdzie mnie tak ciągniesz? – marudziła odkładając torby.
- Chyba wiesz, gdzie cię ciągnę?? – zdziwił się diagnosta. Nie było cię w końcu miesiąc, a prostytutki ostatnimi czasy nie wystarczają mi. Muszę nadrobić. – Przyciągnął ja do siebie i wszystkie spójne myśli uleciały z głowy Beth. Zarzuciła mu ręce na szyję...
- [cenzored ]

House leżał wygodnie w jacuzzi, woda była rozkosznie ciepła a “bąbelki” wspaniale masowały jego udo. Beth leżała opierając się na jego piersi i najwyraźniej drzemała. Upił łyk whisky, myśląc, że w tej chwili nic mu więcej nie potrzeba. Rozkoszne lenistwo przerwał telefon. Na wyświetlaczu widniało „wredna szefowa”. Tylko westchnął.
- Tak – powiedział zrezygnowany.
- House, zapytaj Beth czy nie ma jakiś nie swoich rzeczy – Cuddy była zdenerwowana.
- Powiedz Lisie, że mam buty Trzynastki, szal Cameron oraz ohydną żółtą bluzkę, niewiadomego pochodzenia - powiedziała złośliwie Beth
- Wcale nie jest ohydna i jest moja! – krzyknął głos Cuddy w słuchawce.
- Jest ohydna i ma za duży dekolt. House będzie szczęśliwy jak cię w niej zobaczy.
- House, zaraz przyjedzie po te rzeczy Wilson. I przywiezie to co jest Beth. – Wyłączyła się.
Diagnosta zaklął i zaczął wychodzić z wanny. Wytarł się i na nagie ciało wciągnął jeansy i podkoszulek.
- No no no... masz zamiar podrywać Wilsona? – zapytała dwuznacznie blondynka. Popatrzył na nią wściekle i wyszedł z łazienki.
Beth dostała ataku śmiechu w wannie. Postanowiła wyjść i jeszcze trochę podenerwować diagnostę. Kończyła się ubierać w dres, kiedy usłyszała dzwonek. Weszła do salonu. Niezbyt szczęśliwy Wilson tłumaczył się przed Housem. Ale Beth już nic nie słyszała. Oczy wlepiła w kominek.
- Kupiłeś daisho? – W jej głosie słychać było zdumienie.
- Daisho?
- Miecze - wyjaśniła krótko, nie odrywając wzroku od kominka.
- Wiem co to jest daisho, ale skąd ty to wiesz?
- Pamiętam ze szkoły – zbyła. – Mogę? – w jej słowach usłyszał muzykę i prośbę.
- Jasne.
Beth wzięła do ręki katanę i zaczęła ją oglądać, nie wyjmując jeszcze miecza z futerału. Przyjaciele popatrzyli po sobie i usiedli na kanapie sięgając po przyniesione przez Wilsona piwo. Na twarzy blondynki malował się autentyczny zachwyt. Powolutku wyjęła ostrze, odłożyła pochwę na kominek. Nie dotykając głowni oglądała ją uważnie, obróciła ostrze w dół i zerknęła na lewą stronę. Wydawała się być zdumiona.
- Ten miecz jest bardzo stary i perfekcyjny. Świetnie wyważony. – ujęła w obie dłonie rękojeść uniosła nieco łokcie a ostrze skierowała ku górze. – Pchnięcie i pociągnięcie... - Zrobiła zamach mieczem wspinając się na palcach, obróciła się, płynnie zmieniła położenie ostrza i uderzyła od dołu do góry wyprowadzając ostre cięcie. Znowu płynny obrót i powrót do postawy wyjściowej. - Tego typu miecze przecinają stal bez uszkodzenia głowni. Słynny mistrz Masamune używał metody soshu, żeby wykuć taki miecz. Polega ona na skuwaniu siedmiu kawałków żelaza o różnej twardości w jedną całość. Akai-tsuchi... – wyszeptała.
- Co takiego? Zapytał skołowany Wilson.
- Ostrze burzy – przetłumaczył House. – Każdy z wielkich mieczy nosił swoja nazwę.
- Tak. A gdyby to był ten miecz, wart byłby majątek. – Odwróciła się ostrożnie musnęła ostrzem wewnętrzną stronę swojego ramienia aż ukazało się kilka kropel krwi. Wytarła głownię i ramię a potem schowała miecz i odłożyła na miejsce.
- Dlaczego to zrobiłaś?
- Ponieważ miecza nie wyjmuje się od tak. Miecz musi posmakować krwi, po to został stworzony – wyjaśniła.
- Jak uważasz ile byłby wart Akai-tsuchi? - Zapytał House.
- Bo ja wiem? Na rynku kolekcjonerskim od dawna szuka się takich starych mieczy. Cena startuje od miliona w górę.
- Dolarów??? - Zapytał niedowierzająco Wilson.
- A czego, czeskich koron? – Beth się wyzłośliwiła. I ziewnęła rozdzierająco. – Idę spać. Zmiana czasu mnie zabija. Tu masz rzeczy dla Cuddy. – postawiła torby przed Wilsonem. Zabrała swoje rzeczy i zniknęła.
Wilson siedział w milczeniu wpatrując się w miecze.
- Najśmieszniejsze, że to j e s t ten miecz. – Oświadczenie House’a zrobiło równie wielkie wrażenie jakby diagnosta zamienił się w ziejącego ogniem smoka.
- Jak to??
- Normalnie. Miecz jest podpisany. I nie jest to fałszywka. Sprawdziłem. Od Japończyków dostałbym każda sumę jaką bym zażądał. Od prywatnych kolekcjonerów... kto wie. I pomyśleć, że mój ojciec nawet nie wiedział co dostał w prezencie...



Teaser śpi









Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez nefrytowakotka dnia Śro 15:33, 05 Lis 2008, w całości zmieniany 8 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jarii007
Kardiochirurg
Kardiochirurg


Dołączył: 30 Wrz 2008
Posty: 2951
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:57, 10 Paź 2008    Temat postu:

Boskie

Cytat:
Obie kobiety podążyły za nią ale po chwili obróciły się z identycznymi minami pod tytułem: „help me master!”
Mężczyźni wybuchnęli śmiechem.


*leży pod biurkiem i skręca się ze śmiechu *

Cytat:
House uśmiechnął się z zadowoleniem. Oto wraz z Wilsonem wygrali naprawdę kupę kasy. Wilson który zdematerializował się obok nich przed chwilą gwizdnął jak ulicznik i oznajmił głośno:
- Zgadła, że ma nowy samochód!
Rozległy się śmiechy, gwizdy i brawa. Nieco skrzywiony Chase, który przegrał, podszedł do obu lekarzy i wypłacił wygraną. Na pocieszenie miał minę Cuddy, która także przegrała.


Hahaha Świetnee Leże i kwiczę
Haha biedna Cuddy i Chase

Cytat:
- Wcale nie jest ohydna i jest moja! – krzyknął głos Cuddy w słuchawce.


Ojććć

Cytat:
- Najśmieszniejsze, że to j e s t ten miecz. – Oświadczenie House’a zrobiło równie wielkie wrażenie jakby diagnosta zamienił się w ziejącego ogniem smoka.


Hah Ale fanie napisane / powiedziane
Podoba mi się


Jarii chce dalej
Najlepiej zaraz

Czekam na cd


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:56, 13 Paź 2008    Temat postu:

Bardzo wszystkich przepraszam za brak dalszego ciągu. Niestety komputer padł i dopiero teraz został postawiony na nogi. Ale nadal nie mam dostępu do plików gdzie weny troche napisały Jak tylko odzyskam sprawny komputer... będzie następna część.
Wen odzyskał wena teraz ja musze odzyskać kompa


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ceone
Tygrysek Bengalski
Tygrysek Bengalski


Dołączył: 12 Cze 2008
Posty: 1766
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 13:16, 13 Paź 2008    Temat postu:

Cytat:
Teaser śpi

jesteś zła !!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:16, 13 Paź 2008    Temat postu:

Ja jestem bardzo zua
Odzyskane po strasznych walkach. Za błędy przepraszam, komp nie chodzi jeszcze tak jak powinien.
Zapraszam.

Interludium # 1

- Tobie nie przeszkadza,że Beth tyle wie i ciągle z czymś wyskakuje? - zapytał zaciekawiony Wilson.
- A powinno przeszkadzać? Spytał zdziwiony przyjaciel. - Jimmy, na litość, mogę być tylko zadowolony... chyba nie uważasz, że byłbym z kobietą która nie ma żadnych tajemnic ani zainteresowań – uśmiechnął się diabełkowato. - Zazwyczaj oczekuje niecierpliwie z czym znowu wyskoczy Beth. Ona... ma pamięć ejdjetyczną. Ale bardzo wiele rzeczy ją po prostu nie interesuje i tyle. Ale potrafi zaskoczyć.
- Czasami mam wrażenie, że jest gorsza od ciebie – mruknął Wilson. - Ale tylko czasami – przyznał uczciwie.
************************************************************************************

Sobota, dzień ślubu Cuddy okazał się wyjątkowo piękny i pogodny, po piątkowym deszczu nie było śladu, nawet głębokie kałuże powysychały. Drzewa płonęły jesienną czerwienią a powietrze pachniało dymem z ognisk. House wstał w wyjątkowo dobrym humorze. Noga bolała średnio, kac po wieczorze kawalerskim, zakończonym zresztą w jego mieszkaniu, był niewielki. Po niego i po Beth miał podjechać Wilson i znając go będzie dużo wcześniej.
Obowiązkowy pracuś].
Ubrał się uśmiechając się pod nosem, bardzo ciekaw reakcji przyjaciół. Golić się nie miał zamiary nawet na ślub Cuddy. Postanowił pójść na górę i pogonić Beth, w końcu musiał mieć jakąś rozrywkę. Niestety, blondynka była już gotowa i kiedy otworzyła drzwi okazało się, że ma na sobie zwodniczo prostą sukienkę w kolorze lodowej mięty. I wygląda w niej bardzo ładnie.
- Wyglądasz jak miętowy żelek – skomentował krótko House.
- Dzięki za komplement. Cóż... - obejrzała lekarza i powiedziała – Ujrzeć House'a w garniturze i krawacie... Bezcenne. - Diagnosta miał na sobie czarny, elegancki garnitur, białą (wyprasowaną!) koszulę i ciemnoszary krawat. Wyglądał... no cóż... wyglądał oszałamiająco. On nie powinien zdejmować garnituru, panienki w kolejce by stały... pomyślała rozbawiona Beth.
- Idziemy? - Spytała. Zrzuciła kota ze swojego szala, zabrała torebkę i skierowała się do wyjścia.
Wilson, na widok ich obojga wychodzących z bramy gwizdnął pod nosem. House w garniturze, o rany... No i Beth. Westchnął cicho, ciągle nieco żałując. Siadajcie z tyłu. Jedziemy jeszcze po Cameron – zakomenderował.
- Dlaczego ty odbierasz Cameron? - zapytał House.
- Bo jej to obiecałem. - Masz jeszcze jakieś pytania? - zapytał wojowniczo Wilson.
- Ja? nie, skąd – House miał kamienną twarz. Kątem oka dostrzegł, że Beth leciutko i wszechwiedząco się uśmiecha. Takie buty...

Ławki przygotowane dla gości okazały się być solidne, drewniane i wygodne, co House przywitał z radością. Nie cierpiał wszelkich plastikowych, koszmarnie niewygodnych, składanych krzesełek. Siedział pomiędzy Beth a Wilsonem, i przyglądał się Cuddy ubranej w piękną długą suknię. Suknia miała naprawdę duży dekolt. Zaświeciły mu się oczy i w tym samym momencie poczuł łokieć Beth wbity w jego żebra.
- Auć – wyrwało mu się.
- Nawet o tym nie myśl! - wysyczała Beth. - Bo cię przykuję do ławki i zaknebluję. - Otworzyła torebkę i wyjęła parę ślicznych, błyszczących kajdanek i zakołysała nimi złowieszczo na palcu.
- Ale mamo... - zaczął diagnosta.
- Nic z tego. - ucięła krótko.
Zawsze zostawały jeszcze toasty...
Tym razem łokieć wbity w żebra należał do Wilsona.
- Zapomnij o toastach. Nie jesteś przewidziany!
Na widok miny House'a, siedząca obok onkologa Cameron, zacisnęła usta w wąską kreskę a Wilson dostał ataku dyskretnego kaszlu. Beth objęła się ramionami i zgięła w pół. Tak naprawdę, House nie był pozbawiony swojego prywatnego gestapo i potrafił się powstrzymać. Po prostu ciekaw był reakcji przyjaciół, no i musiał mieć jakąś nagrodę za ten cholerny krawat. Zapatrzył się na Cuddy i Watsona składających przysięgę małżeńską. Lisa wyglądała naprawdę przepięknie i wręcz promieniała. Watson jak to Watson, wyglądał jak zawsze ale u niego pokerowa twarz to była norma. Tylko oczy wpatrzone w brunetkę, zdradzały jego uczucia. House mimowolnie ścisnął mały przedmiot schowany w jego kieszeni. Jestem idiotą...
Po części oficjalnej diagnosta urwał się swojej żandarmerii i schował w bufecie. Miał świetny widok na całe wesele. Zauważył Katy, Seana i małą Abi składających życzenia, w tańcu mignęła mu Trzynastka w pięknej, asymetrycznej, czerwonej sukni. Obok niego pojawił się uśmiechnięty Watson.
- Żonę porwali mi do tańca, więc postanowiłem sobie to wynagrodzić – wyjaśnił widząc pytający wzrok House'a. - Beth tańczy z Kutnerem i bardzo dobrze im idzie – rzucił obserwując reakcję diagnosty. Poza lekkim zaciśnięciem dłoni na lasce nic nie zauważył... ale dobre i to.
- Przepraszam, ale muszę iść i zamordować Kuttnera – oznajmił House i zniknął w tłumie.
Dyrektor jedynie się roześmiał widząc jak szybko House się porusza. Jesteś zazdrosny...
Wesele nabierało tempa a goście świetnie się bawili mimo solidnej obstawy agentów FBI. Zdyszana Beth opadła na ławkę obok House'a i popatrzyła na niego. Patrzył na tłum weselnych gości nieodgadnionym wzrokiem. Przytuliła się do niego i poczuła jak zesztywniał. Natychmiast się odsunęła.
- Nie! Nie odsuwaj mnie! - chciał powiedzieć: nie odsuwaj się ode mnie, ale wyszło inaczej. - Nie odsuwaj mnie – powtórzył. Myślałem o czymś... że jestem idiotą – wyznał nieporadnie.
- I dlatego zesztywniałeś? - Oczy Beth były bardzo nieufne.
- Tak.
Wiedziała, że nic więcej nie usłyszy od niego. Znowu zamknął się w swojej skorupie. Poczuła że obejmuje ją ramieniem i przytula, mrucząc do ucha:
- Nie osuwaj mnie, proszę.
Jak na House'a, wyznanie stulecia.


Interludium #2


Wilson siedział u Beth popijając piwo. House miał wrócić ze szpitala, ale najwyraźniej coś go zatrzymało. Przyglądał się blondynce pijącej swojego drinka.
- Nie masz czasem żalu do niego? - zapytał niespodziewanie.
- O co? O brak deklaracji? Nie. Małżeństwo to przereklamowana sprawa. Wiem, bo próbowałam – roześmiała się.
- Byłaś mężatką? - zdziwił się Wilson.
- A co w tym dziwnego? Uważasz ze tyle lat biegałam bez przydziału? - ewidentnie drażniła się z nim. - Kiedyś byłam całkiem ładna. - Pokazała głową na kominek teraz zastawiony licznymi zdjęciami.
Wilson podniósł się i zaczął oglądać zdjęcia: ładna brunetka stojąca po kolana w górskim strumieniu, dwie, miłe starsze panie w kawiarni, młoda, śliczna dziewczyna w ślubnej sukni, a potem ta sama dziewczyna trzymająca niemowlę na rękach, duże zdjęcie kilkunastu osób opisanych przez dymki nad ich głowami, wśród nich Beth w letniej sukience. Podniósł głowę i zobaczył że na ścianie wiszą dwa zdjęcie. Czarno białe przedstawiało młodą dziewczynę o ciemnych włosach, zwiniętych w miękki kok, twarz miała odwróconą lekko w bok, tak że widział czarne brwi wygięte jak skrzydła kruka i zadarty leciutko nos. Była bardzo ładna. W rękach trzymała różę. Obok było nieco niepokojące zdjęcie samej Beth. Stała na tle czarnej ściany, ubrana w czarną, krótka spódnicę, czarny top i czarny żakiet. Jedynymi jasnymi plamami były nogi, twarz i ręce kobiety. W rekach trzymała jasnoczerwona różę. Popatrzył na oba zdjęcia i zdumiony zapytał:
- To ty jesteś na tym czarno białym?
- Tak. Mam tam osiemnaście lat.
Obrócił się do niej zdumiony.
- Nie wyglądasz na tyle.
- Komplement? - zapytała drwiąco.
- Raczej tak. Beth... House się zmienił... ale ja go znam. Jak ty sobie z nim radzisz? - Zapytał.
- Jimmi... przecież go znasz. On zatacza się od jednej katastrofy do drugiej niczym pijak. Krawędź jest bardzo blisko, a on ciągle chodzi po tej krawędzi, niezmiernie rzadko oddalając się od niej. Ty zawsze przybiegałeś i łapałeś go za kołnierz w ostatniej chwili. Żeby nie wpadł do przepaści. Ja robię coś innego: ja po prostu idę pomiędzy nim a krawędzią. Jestem tą barierą. Nie wiem jak długo na to pozwoli. Ale póki co...
Wilson pokiwał tylko głową.
********************************************************************



Teaser:

- Jestem gotowy, możemy iść zanim Cuddy wyśle oddział konnicy - Powiedział House nie odwracając się od zalanego deszczem okna.
- Greg. - usłyszał ciche słowo mimo szumu deszczu. Obrócił się powoli.
- Gotowy? Wilson znosi jajko, bo Cam już poszła. O, nie jesteś sam... - słowa ucichły.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ceone
Tygrysek Bengalski
Tygrysek Bengalski


Dołączył: 12 Cze 2008
Posty: 1766
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 23:44, 13 Paź 2008    Temat postu:

*_____________________* uwielbiam fiki z Beth.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:50, 15 Paź 2008    Temat postu:

Następna część.
Jestem bardzo niezadowolona z niej, ale jakoś nie potrafię inaczej tego rozwiązać.



House stał w swoim gabinecie i wpatrywał się w szybę, po której spływały strugi deszczu. Krople tworzyły dziwne, zakręcone ścieżki niemal jak w matriksie. Był równocześnie wściekły i rozbawiony. Zastanawiał się, co napadło Cuddy, żeby właśnie teraz organizować bal dobroczynny i spraszać wszelkiej maści sponsorów. Co prawda, za kilka miesięcy Lisa zostanie trochę uziemniona po urodzeniu dziecka a szpital jak zawsze potrzebował pieniędzy. Bal powodował konieczność założenia przez niego smokingu i muszki, ale nie miał wyjścia, był jedną z głównych małp w tym cyrku... to znaczy jedną z głównych atrakcji Lisy. Pocieszeniem było to, że jak zwykle przy tej okazji organizowano turniej pokera. Uśmiechnął się do siebie. Miał nadzieję, że w tym roku wygra. Dobrze, że Beth nie chce grać... pomyślał rozbawiony. Beth grała w pokera całkowicie nieobliczalnie. Potrafiła wywalić dobre karty i czekać na coś innego. Albo trzymać same blotki. Z miną rasowej, głupiej idiotki i roztargnionym wzrokiem wprowadzała wszystkich w błąd. A do tego czasem karty jej szły jakby na zamówienie... tak było w ostatni pokerowy czwartek, kiedy Beth wykończyła partnerów House'a, a diagnoście rozkosz sprawiły bolesne wrzaski przegranych. Usłyszał ciche szczęknięcie drzwi wejściowych i nie odwracając się powiedział:
- Jestem gotowy, możemy iść zanim Cuddy wyśle oddział konnicy - powiedział House nie odwracając się od zalanego deszczem okna.
- Greg - usłyszał ciche słowo mimo szumu ulewy. Obrócił się powoli. Przed nim stała Stacy, ubrana w elegancką, wieczorową suknię. Nadal milczał wpatrując się w nią nieruchomym wzrokiem.
- Gotowy? Wilson znosi jajko, bo Cam już poszła. O, nie jesteś sam... - słowa ucichły. W progu stanęła Beth, ubrana w swoją sukienkę Holly Golightly.
Stacy obróciła się i zmierzyła blondynkę wzrokiem. Na jej ustach pojawił się niewielki uśmieszek wyższości.
- Idziecie wreszcie, Lisa nas zamorduje! - głos Wilsona przerwał ciszę. - O, Stacy... - powiedział niepewnie onkolog. Obrzucił spojrzeniem niemą scenę w gabinecie i wziął stanowczo Beth za ramię. - To my idziemy. Poczekamy na sali i będziemy świecić oczami za ciebie, House – rzucił w przestrzeń Wilson i odszedł wraz z Beth szybkim krokiem.
House nadal milczał przyglądając się Stacy. Piękna jak zawsze. I trująca jak zawsze. Po co tu jesteś? Ale chyba już nie chcę wiedzieć...
- Przepraszam, ale Wilson znowu podrywa Beth, muszę temu zaradzić – rzucił żartobliwie do Stacy, wyminął ją i zaraz za drzwiami gabinetu wydarł się:
- Nie poczekacie na kalekę? W jego głosie brzmiało autentyczne oburzenie. Ruszył kuśtykając w ślad za przyjacielem i Beth. Stojąca po środku gabinetu Stacy przyglądała się temu ze zdumieniem i złością. Nawet nie chciał wiedzieć po co tu jestem...
Na salę Beth weszła w towarzystwie House'a oraz Wilsona i oczywiście cała trójka natychmiast ściągnęła na siebie całą uwagę. House w smokingu i muszce robił oszałamiające wrażenie a krótka sukienka Beth przyciągała oczy panów. Na Wilsona gapiły się maślane oczka pań. Wilsonowi i diagnoście zainteresowanie nie przeszkadzało, natomiast Beth była wściekła. Wymamrotała coś o cyrku i małpach i pociągnęła przyjaciół w stronę bufetu. Na szczęście natychmiast pojawiły się kaczuszki, Chase a po chwili dołączył do nich Watson i Cameron. Niemniej, uwaga zgromadzonych i tak się na nich skupiała. Zwłaszcza na „klonach” i Beth.
Cuddy pełniła rolę gospodyni jak zawsze z wdziękiem i nienagannie, choć ciąża dawała się już jej nieco we znaki. No i te pytania: jak się czujesz, ślicznie wyglądasz, jakie imię... ech. Nagle wpadła na wysokiego blondyna.
- Tom! - zawołała uradowana. - Cieszę się że przyszedłeś. Dawno cię nie widziałam. - Była autentycznie ucieszona, ponieważ bardzo lubiła Toma Langa, jednego z jej najlepszych sponsorów. I do tego bez kaprysów, co było naprawdę wielka ulgą...
Lang uśmiechnął się do niej wesoło i uściskał.
- Pięknie wyglądasz, Liso. Ciąża ci służy.
- Pozory – mruknęła Cuddy. - Komu się tak intensywnie przyglądasz? - Zapytała autentycznie zaciekawiona.
Lang speszył się wyraźnie.
- Ja... nikomu. Tak po prostu...
- Cześć, Tom – rzuciła przechodząca obok Beth.
Lang odprowadził ją stęsknionym wzrokiem i od razu popatrzył na Cuddy zmieszany.
- Znasz Beth? - zdziwiła się Lisa.
- Tak, jeździ u mnie w stadninie... a właściwie trenuje tam mojego konia. - wyjaśnił.
Taaaa... a ty jesteś zainteresowany a ona nie. Oj Tom, nie masz szczęścia. Szkoda...
- Liso, który to twój mąż? - zapytał Tom.
- Ten wysoki z laską... - i urwała. „klony” stały obok siebie, obaj w smokingach i z laską. - To znaczy mój mąż trzyma laskę w lewej ręce. Ten drugi, który ma laskę w prawej to doktor House. - wybrnęła Cuddy.
- A więc to jest House... - mruknął Lang przyglądając się mężczyźnie. Jakby na zawołanie House podniósł wzrok i spojrzał na Toma. Lang miał wrażenie, że przenikliwe spojrzenie błękitnych oczu przenicowało go na wylot. A więc to ty ukradłeś jej serce...
Przyjęcie rozkręcało się z wolna, House przystanął przy schowanym w kącie pianinie popijając wolno drinka i szukając wzrokiem Beth. I tam dopadła go Stacy.
- Muszę z tobą porozmawiać – powiedziała stanowczo.
- O czym? - spytał bez zainteresowania. Po ośmiu latach czar Stacy przestał wreszcie działać.
- Odchodzę od Marka.
- No i? A co ja mam do tego? - był autentycznie zdziwiony.
- Miałam nadzieję... że możemy spróbować jeszcze raz – wyjaśniła drżącym głosem Stacy.
Popatrzył na nią dziwnie.
- Chyba zwariowałaś – stwierdził krótko i odszedł kulejąc mocniej niż zwykle.
- I co? Dostałaś po łapach, prawda? - głos należał do jej męża. - Nie jestem taki głupi jak ci się wydaje – wysyczał. - Myślałaś, że przybiegniesz do niego a on znowu ci ulegnie. Zapomniałaś, że ma kogoś. A ty jesteś jego przeszłością i to niezbyt chlubną. Tak, ja jestem także twoja przeszłością. - Odszedł, utykając lekko. Stacy stała z ustami zaciśniętymi w wąską linijkę. To wcale nie koniec, jestem lepsza...
Tymczasem na parkiecie trwał konkurs taneczny, grano coraz to nowe utwory a ucieszone towarzystwo nagradzało brawami tańczące pary.
- House, chodź szybko, musisz to zobaczyć – podekscytowana Cuddy ciągnęła lekarza za rękę. Stanęli na brzegu parkietu. Z głośników popłynęła sławna, ale stara lambada. No tego to wiele osób nie zatańczy... pomyślał House. I rzeczywiście na parkiet wyszły tylko trzy pary: Brenda, przełożona pielęgniarek z jakimś młodym facetem, Kuttner z Trzynastką i Foreman z Beth. Beth?
Bardzo szybko okazało się, że para Foreman/Beth jest absolutnie bezkonkurencyjna. Tańczyli tak jakby byli jednością. Zdyszany Wilson wraz z Cam zatrzymali się obok diagnosty. Onkolog gwizdnął z podziwu.
- Są bardzo, ale to bardzo dobrzy – powiedział Wilson. Cameron, która kiedyś uczyła się tańca pokiwała potwierdzająco głową. Beth znowu wyciągnęła tajemnicę ze swojego tobołka... pomyślał Wilson obserwując House'a. Kiedy ty wreszcie zmądrzejesz?
Taniec zakończył się i pary zeszły z parkietu żegnane burzliwymi oklaskami. Głośniki ogłosiły początek turnieju pokera. House wyraźnie się ożywił i wraz z Wilsonem skierowali się w kierunku karcianych stolików.
- Czego chciała Stacy? - zapytał Wilson z ciekawością.
- Wrócić do mnie, bo zostawia Marka – odparł House.
Wilsona zatkało na długi moment.
- Ty mówisz na poważnie? Żartujesz, prawda? - zapytał skołowany Wilson.
- Nie, tym razem nie. Mówię poważnie. Dasz już spokój? - House wyraźnie miał dość tematu Stacy.
- Co jej powiedziałeś? - nie dawał za wygraną przyjaciel.
- Że zwariowała – odpowiedział krótko diagnosta. Zostawił Wilsona na środku sali i podszedł do jednego z karcianych stolików. Na początku grano w turach, zwycięzca przechodził do następnej tury, by na końcu wyłonić finałowa grupę zawodników. Cuddy tym razem zrezygnowała z gry, za to grał Watson. Turniej zapowiadał się wyjątkowo ekscytująco. Beth stanęła z boku, za plecami House'a i obserwowała rozgrywkę. Diagnosta rozrabiał na całego, wygłupiał się, żartował i denerwował graczy. I obserwował uważnie reakcje. Wygrał bardzo szybko kończąc turę kolorem w kierach. Blondynka uśmiechnęła się pod nosem widząc wściekłość przegranych, którzy popełnili błąd i wzięli lekarza za beztroskiego idiotę. House bez żadnego problemu przechodził do następnych etapów. Najwyraźniej karta tego wieczoru mu szła. Do ostatniego etapu dostał się House, Wilson, Lang, Watson, Chappel (jeden ze sponsorów Cuddy) i nowy pracownik księgowości Adams, co było ogromnym zaskoczeniem. Beth przywlokła sobie krzesło i usiadła za House'm, zakładając nogę na nogę, co spowodowało spore zainteresowanie. Diagnosta uśmiechnął się pod nosem. Umiała odwracać uwagę. Od samego początku rozgrywka była bardzo zażarta. Licytowano szybko i wysoko. House nagle ucichł, przestał żartować i skupił się na tym co działo się na stole. Zmrużył oczy. Coś mu nie pasowało, ale mógł dociec co. Karty schodziły nie tak jak powinny. Niespodziewanie odpadł Chappel, a po nim Wilson. Rozdawał Adams, a House był coraz bardziej przekonany, że coś jest bardzo ale to bardzo nie tak. Dostał bardzo dobre karty, ale postanowił być ostrożny. Szóstym zmysłem wyczuł, że Beth porusza się niespokojnie a potem wstaje i odchodzi. Rzucił okiem na Watsona. Dyrektor jak zwykle miał pokerową twarz ale napięcie ramion i całego ciała świadczyły, że także mu się coś nie podoba. Ktoś oszukiwał. Ta rozgrywka zakończyła się niespodziewanym zwycięstwem Adamsa. Jednakże reszta graczy pozostała w grze. Kolej w rozdawaniu kart przyszła na Watsona. Rozdawał wprawnie i szybko. Licytacja ruszyła z kopyta. Adams podbił stawkę, pozostali gracze dorzucili swoje żetony. House miał 7,8,9,10, 3 w kierach i czekał na ewentualne dojście waleta, żeby mieć strita. Drobny ruch wykonany przez jednego z graczy zaalarmował House'a. Wyciągnął błyskawicznie dłoń łapiąc Adamsa za rękę. Nie zdziwił się zbytnio że zrobił to równocześnie z Watsonem. W końcu dyrektor FBI nie był idiotą. Natomiast zdziwił się, bo jeszcze ktoś interweniował wyciągając kartę z rękawa Adamsa. Beth.
- Olala... ktoś tu oszukuje – stwierdziła. - Ładnie to tak?
- Trzeba być kretynem, żeby oszukiwać grając razem z dyrektorem FBI przy jednym stoliku – stwierdził House.
- Ona mi podrzuciła kartę! - wrzasnął Adams zrywając się od stolika. W sali było idealnie cicho, toteż huk upadającego krzesła zabrzmiał nienaturalnie głośno.
- Jasne – stwierdziła drwiąco Beth. - I pewnie to ja grałam spod palca, co?
-Ty suko – krzyknął Adams i zamachnął się do uderzenia. Lang poderwał się ale i tak nie zdążył. Beth złapała Adamsa za rękę i wykręciła brutalnie za plecami pchając nadgarstek w górę pleców Adamsa a następnie podbiła mu nogi i mężczyzna upadł z ciężko na ziemię.
- Partacz - wycedziła blondynka – nawet babie porządnie nie umie dać po mordzie.
Rozległy się nieco histeryczne śmiechy. Do Adamsa podeszło dwóch agentów z ochrony Watsona. Beth uśmiechnęła się promiennie i wsuwając ręce pod ramiona Wilsona i House'a zapytała niewinnie:
- Idziemy się upić?

Interludium # 3

- Czy możesz mi wyjaśnić na co ty czekasz? - zapytał mocno poirytowany Wilson.
House nie odpowiedział, tylko oparł rękę o szybę a na niej położył głowę.
- House, słyszysz co mówię?
- Jasne. Tylko co mam odpowiedzieć? - mruknął diagnosta.
- Masz mi powiedzieć co dalej zamierzasz z Beth.
- A muszę coś zamierzać? Nie może być jak jest? - rozzłościł się nagle.
- Może. Tego chcesz?
- Nie wiem. Nie potrafię powiedzieć jej co czuję. Jestem w tym beznadziejny. - Znowu zamilkł.
- Przynajmniej wiesz o tym – dogryzł mu Wilson. Gorzej niż z dzieckiem, zbuntowanym i niechętnym. Stoi w kącie i się dąsa...
- Jimmi... ja widzę jak ona na mnie patrzy, gdy myśli, że ja nie widzę. Widzę pożądanie i uczucie w jej oczach. I wiem, że o n a chce m n i e. To jest bardzo dziwne uczucie. Po Stacy... po niej, ja nie potrafię zaufać. - Znowu umilkł.
Wilson przezornie się nie odzywał, bo rozmawianie z Housem o uczuciach to było... no wręcz niemożliwe. A teraz rąbek pokręconej duszy House'a wychodził na wierzch.
- I tak, boję się, że kiedyś nie wytrzyma jak Stacy i mnie zostawi. Po prostu... ja nie wierzę, że mnie można... pokochać. - Wyznał bardzo cicho. - Ja nie zasługuję na nic dobrego. Jestem kaleką, narkomanem i dupkiem – zakończył kulawo.
Do Wilsona wreszcie dotarło co usłyszał. Przeraził się. Nigdy nie przypuszczał, że przyjaciel w ten sposób myśli o sobie. Westchnął wiedząc, że tłumaczenie nic nie da.
- Jesteś przede wszystkim idiotą. Prędzej UFO wyląduje, niż Beth zostawi ciebie. Tylko nie wiem co ona musi zrobić żebyś się o tym przekonał. Choć tak naprawdę to t y powinieneś j ą przekonać, że coś czujesz. Rozumiesz?
- Yeah...
*********************************************************************


Teaser:
- Myliłam się. Powinnam jęczeć i płakać. On jest inteligentny i szalony jak Marcowy Zając. Idę szukać specjalisty – Beth poderwała się na równe nogi i wyszła trzaskając drzwiami.
- Jakiego specjalisty? Od wariatów? – krzykną za nią Foreman.
- Nie! Od podsłuchu! – dobiegła ich odpowiedź.
- Co do cholery ma wspólnego wariat i podsłuch? – zapytał sfrustrowany Foreman.
- Ma – odparł krótko Watson i również wyszedł.
W sali zapadła głęboka cisza. Cuddy wzruszyła ramionami.
- Zaraz się dowiemy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez nefrytowakotka dnia Czw 8:30, 16 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BuTtErfly...?.!
Gastroenterolog
Gastroenterolog


Dołączył: 29 Wrz 2008
Posty: 1718
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:07, 16 Paź 2008    Temat postu:

Zagapiłam sie i prawie bym nie dostrzegła 2 cześć fica!!!!!
Ale już się odnalazłam I mam do powiedzenia jedno:
Pisz i nie przestawaj!

To dwa ale co z tego XD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ceone
Tygrysek Bengalski
Tygrysek Bengalski


Dołączył: 12 Cze 2008
Posty: 1766
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:45, 17 Paź 2008    Temat postu:

łał, coraz ciekawiej.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bereśka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 13 Wrz 2008
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:03, 17 Paź 2008    Temat postu:

No robi się coraz ciekawiej Bardzo mi się podoba

Czekam ze zniecierpliwieniem na kolejną część

Pozdrawiam i weny życzę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:11, 17 Paź 2008    Temat postu:

Oto najnowsza część. Musiałam podzielić, bo mi się rozrasta z szybkością światła
Dalsze części jak przeżyję wesele jutro Wen dostał przypływu swojego wena



House dotarł do domu około drugiej w nocy. Był tak zmęczony, że nawet nie wiedział jak wszedł po schodach i dotarł do łóżka. Nie zachowywał się cicho, bo Beth i tak nie spała. Podziwiał jej umiejętność natychmiastowego budzenia się i bycia od razu trzeźwą. A sen miała tak czujny, że budził ją kot wskakujący na łóżko, tego już jej nie zazdrościł. Ona natomiast nabijała się, że diagnostę można wynieść razem z łóżkiem i postawić w deszczu a i tak się nie obudzi. I rzeczywiście, Beth nie spała. Przytulił się do niej bez słowa, na rozmowę też nie miał sił. Usnął w sekundzie. Prawie natychmiast jak mu się wydawało zadzwoniła jego komórka. Budzik wskazywał 4.30.
- House.
Natychmiast rozbudził się po wysłuchaniu pierwszych zdań. Fala strachu i zdenerwowania podpłynęła mu do gardła.
- Będę za 20 minut – rzucił tylko i poszedł do łazienki.
Beth wstała i poszła do kuchni wstawić kawę, wiedząc, że wypije kilka łyków z przyjemnością. Zastanawiała się co się stało. Nie słyszała słów, ale głos w słuchawce był bardzo zdenerwowany. House pojawił się w kuchni kompletnie ubrany i przyjął ofiarowany kubek z kawą z wdzięcznością, ale widać było że myśli nad czymś bardzo intensywnie. Znowu zadzwoniła komórka.
- Już wychodzę – powiedział.
Odstawił kubek i ruszył ku drzwiom. Zatrzymał się nagle po środku pokoju a następnie zawrócił i pocałował Beth mocno, a potem zniknął bez słowa.
Beth stała z otwartymi ustami z kubkiem w ręku. Poczuła niepokój. To było takie niehausowe... Wiedząc, że już nie uśnie, poszła nalać wody do wanny. Niepokój narastał, ale ten znajomy niepokój i strach. Miała nadzieję, że nie będzie to t e n z tych dni, gdzie wspomnienia brały górę i znowu słyszała huk otwieranych drzwi, czuła jak kule szarpią jej ciało, a ona osuwa się bezsilnie na podłogę. Fantomowy ból prześladował ją do dzisiaj.
W takie dni kuliła się zwinięta w kłębek wtulając twarz w ciepłą sierść kota i łykając łzy. Fil cierpliwie lizał ją po ręce, czekając, aż jego pani przejdzie atak paniki. Nie, dzisiaj nic z tego, nie wolno mi. Obiecałam Katy... i Abi. Zrobimy te zakupy i załatwimy wszystko. Ciepła woda dawała ukojenie i Beth drzemała w wannie spokojnie.
Katy przyjechała o ósmej i zastała przyjaciółkę czekająca na nią przed bramą, nie zwracającą uwagi na padający śnieg. Nadal zamyślona wsiadła do auta a Katy skierowała się do centrum handlowego. W pewnym momencie Beth potrząsnęła głową i powiedziała:
- Katy, podjedź pod szpital.
- Po co? - zdziwiła się przyjaciółka posłusznie skręcając w podanym kierunku.
- House zachował się dzisiaj dziwnie. Nie podoba mi się to.
- Co zrobił?
- Pocałował mnie na dowidzenia – powiedziała Beth. Widząc pełen niezrozumienia wzrok Katy, wyjaśniła - on tego nie robi nigdy. Uważa to za totalną bzdurę. Całuje wtedy kiedy chce. To wyglądało jak pocałunek na pożegnanie...
Przeczucia nie zawiodły Beth. Przed szpitalem kłębił się tłum złożony z telewizji, dziennikarzy, policji, pacjentów, pielęgniarek. Wyglądało to na ewakuacje szpitala. Blondynka przyjrzała się temu wszystkiemu zmrużonymi oczami i wyciągnęła telefon.
- Ian, co się dzieje?
- Gdzie jesteś? - zabrzmiał zdenerwowany głos Watsona.
- Pod szpitalem.
- Jak się dowiedziałaś?
- Nic nie wiem. Przyjechałam bo poczułam że coś jest nie tak.
- ER zajęli... porywacze. W nocy. Przywieźli ze sobą chorego mężczyznę i zażądali zdiagnozowania go i chcieli House'a. Gorzej, bo na ER była też Cameron. Tak więc mają House'a, Cameron, dwanaście cywilnych osób, jednego stażystę i trzy pielęgniarki. Nie wiemy ilu ich jest, nic nie wiemy. Tyle że jest to poważne, bo tyle zdołał przekazać House.
- Cudownie. Kiedy będziesz? - Za godzinę. Za dwadzieścia minut będzie facet ode mnie. Pozbierany. Nazywa się Alan Starsky. Z nim gadaj.
- I dobrze, bo tu jest burdel na czterech kółkach. - skwitowała Beth. Wyłączyła komórkę, Katy wszystko słyszała i teraz blada wpatrywała się w przyjaciółkę. A Beth pogrzebała w torbie, wyjęła szpitalnego badzia i przypięła go do kurtki. Pocałowała Katy i pobiegła w stronę wejścia do szpitala. W lobby wypatrzyła Kuttnera.
- Co się dzieje?
Widać było, że Kuttner odczuł gigantyczna ulgę na jej widok.
- House jest na ER. Robimy badania, reszta zespołu jest na górze. Mamy kontakt telefoniczny. Nic na razie nie możemy ustalić. House chce pewne leki ale ten stary idiota musi mieć podpis Cuddy. A do niej nie chce mnie wpuścić policja. Wilson jest w laboratorium.
- Ok. Idziemy do Cuddy. - Złapała Kuttnera za rękę i pociągnęła go w kierunku gabinetu dyrektorki, nie zwracając uwagi na nic. Zatrzymała się przed dwoma policjantami.
- Muszę tam wejść – stwierdziła spokojnie.
- Nikt nie może wchodzić do gabinetu dyrektorki, trwa tam ważna narada – oznajmił napuszony glina.
Beth trafił szlag w przeciągu sekundy.
- Guzik mnie obchodzi co tam się dzieje. Po pierwsze House potrzebuje leki a my potrzebujemy podpis Cuddy. Po drugie jestem siostrą Lisy, ona jest w ósmym miesiącu ciąży i jeśli coś się jej stanie wypruję ci flaki i zrobię z nich serpentyny na choinkę – oświadczyła śmiertelnie spokojnym głosem. - I jeśli się nie odsuniesz wejdę tam razem z tobą i drzwiami za tobą.
Glina poczerwieniał, ale nie zdążył nic powiedzieć bo młodszy kolega odciągnął go na bok, szepcząc mu coś do ucha i zerkając przy tym na Beth. Blondynka wykorzystała to i bezlitośnie ciągnąć za sobą Kuttnera wpadła z hukiem do gabinetu. Nie zwracając uwagi na liczne męskie towarzystwo popatrzyła na Cuddy, która wyglądała bardzo źle.
- Zamknijcie się wszyscy – wrzasnęła. Odepchnęła faceta blokującego jej dostęp do Lisy, tak mocno, aż wylądował na podłodze.
- Kuttner, zostaw papiery i znajdź ginekologa, natychmiast! - Lekarza wymiotło z gabinetu.
- Lisa, chodź położysz się. Nie chcesz chyba stracić dziecka? No chodź, kanapa jest blisko... - Podprowadziła Cuddy do kanapy i usadowiła ją wygodnie. Z szafki wyciągnęła poduszki i koc i po chwili administratorka leżała wyciągnięta wygodnie na kanapie. - Było wejście smoka czas na małe przedstawienie – mrugnęła okiem, na co Cuddy odpowiedziała słabym uśmiechem.
- Pochowaliście rozumy, zanim tu weszliście? A może nikt nie zauważył, że ona jest w ciąży? Jeśli jej się coś stanie.. albo dziecku jej mąż was obłupi ze skóry. Żywcem.
- Jej mąż? - zapytał gruby facet w wymiętym garniturze.
- Tak. Jej mąż, dyrektor FBI, Ian Watson.
Zapadła cisza.
- Kto rządzi tym burdelem? - zapytała prawie uprzejmie.
- Ja. Kapitan Blight.
- Tytuł kapitana sobie kupiłeś? Bo chyba nie dostałeś go za zasługi i doświadczenie?
- Jak śmiesz? Kim ty do cholery jesteś? Kto ją tu wpuścił? Wynoś się stąd! Jeszcze popamiętasz mnie! - Blight pienił się z wściekłości. Zerwał się na nogi i przyskoczył do Beth jakby chciał ją uderzyć.
- Nie radzę – wycedziła blondynka – ostatni co tego próbował gryzie ziemię – jej słowa brzmiały śmiertelnie poważnie.
- Dość tego! - głos obcego mężczyzny stojącego w drzwiach podziałał niczym wiadro zimnej wody na kapitana. - Nazywam się Starski, jestem z FBI i przejmuje tu dowodzenie. Beth, pozwolisz?
- Oczywiście – blondynka zgięła się w głębokim drwiącym ukłonie. Cuddy nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.
Do gabinetu wpadł Kuttner i nieznajomy lekarz, który skierował się w stronę Lisy.
- Proszę o natychmiastowe opuszczenie tego pomieszczenia. Muszę ją zbadać. Już, wynocha! - lekarz nie patyczkował się wcale.
Mężczyźni zniknęli momentalnie.
- Lisa podpisz to – Beth wcisnęła papiery do ręki administratorki a następnie przekazała je Kuttnerowi, który pognał w stronę apteki. A ona sama także wyszła z gabinetu. Za drzwiami czekał na nią uśmiechnięty Starski.
- Niezłe przedstawienie – pochwalił. - Zapędziłem policję do roboty – uśmiechnął się złośliwie. - Przynajmniej będzie jakiś pożytek z nich.
Z gabinetu Cuddy wyszedł ginekolog.
- Nic jej nie będzie, dostanie kroplówkę, ale musi poleżeć i się nie denerwować. Pilnujcie ją, bo naprawdę może zrobić się niebezpiecznie.
Beth zerknęła do gabinetu Cuddy i zwróciła się do Starskie'go:
- Daj mi kajdanki.
- Co? - zgłupiał Alan.
- Kajdanki. No daj. - Zabrała je z ręki agenta chowając je do kieszeni. I weszła do gabinetu, w którym grzmiała niezła afera, ponieważ Lisa postanowiła wstać, czemu przeciwstawiała się pielęgniarka.
- Cuddy, albo się położysz i będziesz grzeczna albo ja zrobię się niemiła – zagroziła Beth.
- Ja nie mogę leżeć! Szpital musi być ewakuowany, trzeba wszystkiego dopilnować no i House...
- Ok, widzę, że nie chcesz po dobroci. - Beth wyciągnęła kajdanki i sprawnie przykuła prawa rękę Lisy do oparcia kanapy. Pokazała jej kluczyk, który zaczepiła na swojej bransoletce. - To zostanie tutaj do czasu przyjazdu Iana.
Pielęgniarka i Alan wybuchnęli śmiechem na widok miny Cuddy. Do sali wrócił ginekolog z kroplówką, przyjrzał się kajdankom i pokiwał z aprobata głową.
- No, to mam pewność, że będziesz grzeczna – skomentował.
- Ale ja tak nie mogę! Muszę wiedzieć co się dzieje! - Beth, do cholery!
- Ok, coś zrobimy. Alan, czy wasz punkt dowodzenia jest już na miejscu?
Starsky skinął głową.
- W takim razie niech twoi spece podłączą tutaj numer na który dzwoni House, i zrobią tak, żeby wszystko było słyszalne u was. Przeniesie się kaczuszki tutaj, będą mieli wygodniej. Potrzebujemy dużego stołu i krzeseł, wywalcie tę kanapkę i będzie dość miejsca. I jeszcze duży ekspres do kawy! Resztę przyniesie team. Lisa, pasuje ci takie rozwiązanie?
- Oczywiście! I ok, będę grzeczna – gorliwie powiedziała Cuddy.
- Być może, kajdanki na razie zostają – zadecydowała Beth. - Alan, załatw to szybko, ja pójdę na górę i uprzedzę kaczuszki.
Cuddy ze zrezygnowaną miną szarpnęła za kajdanki i opadła na poduszki.

- Co ty tutaj robisz? - powitał Beth Foreman.
- Gdyby mi płacili za każdy taki tekst miałabym utrzymanie do końca życia – odparła blondynka. - Organizujemy przeniesienie was na dół do Cuddy, będzie łatwiej, FBI podłączy wszystko odpowiednio. Zabierzcie co potrzebujecie i zaraz wynosimy się stąd.
- Poczekaj, zaraz ma zadzwonić House – wtrącił Taub.
- Ok, i tak czekamy, aż Alan wszystko załatwi.
Rozległ się dźwięk telefonu. Wszyscy podskoczyli nerwowo. Beth wskazała na siebie ręką i pokręciła przecząco głową.
- Foreman.
- Jak wyniki? - głos House'a był zmęczony i napięty.
- Wilson jest jeszcze w laboratorium... nie poczekaj... właśnie idzie. - odpowiedział Foreman.
- Mam wyniki... Beth co ty tutaj ro... - onkolog urwał na widok wściekłej miny Beth i reszty.
- Jade. Mogłem się tego spodziewać, prawda? - Diagnosta był wyjątkowo spokojny.
- Nie mogłam sprawić ci zawodu – rzuciła lekko blondynka.
- Wilson, wyniki.
- Nie ma raka. Wszystkie wyniki są w porządku – odparł zdeprymowany nieco onkolog.
- Ludzie! Przestańcie siedzieć na tyłkach i podziwiać wasze dyplomy lekarskie!! Diagnozy! - wydarł się House.
- Nic nie wiemy, House, sam wiesz! Błądzimy we mgle! - Foreman był wściekły i sfrustrowany całą sytuacją.
- House... pobierz jeszcze raz krew i zrób biopsję wątroby. Nie podobają mi się wyniki krwi. - wtrącił się Wilson.
- Podejrzewasz leukemię? - House był zaskoczony.
- Nie wiem. Muszę jeszcze raz zbadać krew... ale świeżą.
- Ok, zgłoszę się, jak będę miał próbki. - House wyłączył się.
- Beth... przepraszam... - Wilson był pełen poczucia winy.
- Nie szkodzi i tak by to wyszło. Ok, ruchy ludzie, zbieramy się, zanim znowu zadzwoni musimy być na dole! - blondynka zaczęła poganiać lekarzy. - Bierzcie co potrzebujecie i wynosimy się stąd. - Sama poszła do gabinetu diagnosty i zabrała z niego piłkę. Przeprowadzka poszła błyskawicznie i po chwili w gabinecie Cuddy zrobiło się ciasno. Na środku stał duży stół, naprzeciwko zapisana objawami tablica, zespół usadowił się na krzesłach, nie komentując kajdanek na ręku Lisy. Popatrzyli tylko na Beth znacząco. Przy biurku usiadł czarodziej z FBI zajmujący się połączeniami. Do zespołu dołączył Alan Starski. Beth siedziała obok Wilsona i wyglądała na zmartwioną. Wilson także.
- Beth, on nie był sobą – mruknął cicho onkolog.
- Wiem. Coś tam jest cholernie nie tak. I wiem, że martwisz się o Cameron. Przecież wiesz, że House zrobi wszystko, żeby ją wyciągnąć stamtąd.
- Tak... ale on jest zmartwiony. Mamy problem. - Wilson naprawdę się martwił. Cameron była w ciąży i siedziała w samym środku afery.
Telefon zadzwonił krótko.
- Foreman.
- Chciałbym rozmawiać z Beth. - odezwał się obcy głos w telefonie.
Zebrani spojrzeli na siebie zaskoczeni.
- Kim jesteś? - Foreman miał na tyle tupetu, żeby zapytać.
- Nazywam się Jussuf. I jak na razie ja tu dyktuję warunki. A teraz chciałbym pogadać z Beth.
- Słucham. - Beth była wyjątkowo lakoniczna.
- Ach... masz miły głos. I jesteś kobietą House'a. Jak rozumiem, jesteś bardzo piękna, prawda? - głos wyrażał zaciekawienie.
- Skąd to przypuszczenie? Nie, nie jestem ładna. - Po twarzy Beth przemknął dziwny cień.
- Dziwne. Wydawało mi się, że ktoś taki jak House, wybierze sobie piękną kobietę. Widocznie masz inne zalety...
- Czemu pytasz o to mnie, a nie House'a? - głos Beth był chłodny i... obojętny.
- Bo wolę rozmawiać z tobą - Jussuf wydawał się być rozbawiony.
- Cóż, nie odwdzięczę ci się tym samym. Czego chcesz ode mnie? - Beth zaczynała być zła mimo, że jej głos tego nie zdradzał.
- Chcę poznać ciebie.
- A po co? - była zdziwiona.
- Bo interesujesz mnie. Poczytałem o tobie. Zabiłaś dwoje ludzi. Zawodowego mordercę. Zaimponowałaś mi.
- Imponuje ci ilość zabitych osób, czy też kto zginął? - zainteresowała się Beth.
- I to i to.
- No cóż, tak naprawdę było ich więcej.. ale nie chcę psuć sobie reputacji grzecznej dziewczynki -zadrwiła.
- Jesteś naprawdę interesująca. Myślałem, że będziesz pytać o swojego kochanka, a ty dyskutujesz ze mną o zabijaniu.
- Myślałeś, że będę szlochać i jęczeć? - zdziwiła się Beth.
- Tak.
- Obudź się, to nie jest hollywoodzki film! To jest prawdziwe życie. - Beth była wyraźnie zdegustowana.
- W prawdziwym życiu, kobiety krzyczą i płaczą w takich sytuacjach. - Jussuf był przekonany o swojej racji.
- Czy Cameron mdleje? A pielęgniarki?
- Tak. Zaczynam zmieniać zdanie. Jesteś niebezpieczna Beth. Podobasz mi się. - Połączenie zostało przerwane.
Beth zaczęła przeklinać w kilku językach. Kuttner starannie zanotował w pamięci kilka co barwniejszych określeń. I w tym momencie pojawił się wreszcie Watson. Przywitał się z żoną, obejrzał ciekawie kajdanki i spojrzał na Beth.
- Jestem niewinna! Sama się prosiła! - rzuciła Watsonowi kluczyk.
- Ok - referować co się dzieje polecił ostro Watson.
Beth wyłączyła się natychmiast. Martwiła się. Coś było w głosie House'a, co ją zaniepokoiło. Niepokój. Zmartwienie. I... ból. Szlag.. nie ma vicodinu? Bez niego nie jest w stanie działać normalnie... Wstała i zaczęła przeszukiwać kieszenie spodni. Wyciągnęła drobne, marszcząc brwi.
- Czego szukasz? - zapytał Wilson szeptem.
- Kasy na żarcie. Jestem głodna.
- Jesteś głodna w takim momencie???
- A co ma jedno do drugiego? - zdenerwowała się Beth. I wyszła z gabinetu.
- Wilson, ona wie co robi. Na głodnego źle działasz i myślisz - głos Watsona był nieco rozbawiony. - A wygląda na to, że czeka ją bardzo ciężki dzień. I że to ona i House, będą rozgrywającymi, nie my. Owszem, zaraz przyjdzie nasz psycholog, David Ladd, ale on tylko będzie podpowiadał. Tak więc trzymajcie kciuki za Beth i House'a. Mamy naprawdę niebezpiecznego przeciwnika. My nic nie wiemy, on natomiast wie bardzo dużo.
Zapadła grobowa cisza.
Beth i House. Niebezpieczna mieszanka.
Kurwa, ślicznie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez nefrytowakotka dnia Sob 8:04, 18 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ceone
Tygrysek Bengalski
Tygrysek Bengalski


Dołączył: 12 Cze 2008
Posty: 1766
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:25, 17 Paź 2008    Temat postu:

Cytat:
Kurwa, ślicznie.

w odniesieniu do fika ;pp


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bereśka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 13 Wrz 2008
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:22, 18 Paź 2008    Temat postu:

cudowne po prostu genialne już nie mogę doczekać się następnej części więc szybciutko ją wklejaj

Pozdrawiam i weny życzę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BuTtErfly...?.!
Gastroenterolog
Gastroenterolog


Dołączył: 29 Wrz 2008
Posty: 1718
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:45, 18 Paź 2008    Temat postu:

Jesteś genialne nie mam pytań!!!!
'
Najlepszy fic jaki czytała


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:53, 19 Paź 2008    Temat postu:

Następna część.



House był bardzo zmęczony. Był uwięziony szóstą godzinę i nadal stał w miejscu jeśli chodzi o pacjenta. I do tego nie miał vicodinu. Na samym początku, podczas starannej rewizji, zabrano mu lek, a dowódca porywaczy stwierdził, że to on będzie kontrolował zażywanie pigułek przez lekarza. Tak więc House zaciął się, stwierdziwszy, że prędzej zabije go ból, niż on poprosi o vicodin. Przywódca o imieniu Jussuf unikał go jak diabeł święconej wody, reszta terrorystów nie odzywała się w ogóle. Pilnowali tylko jego i Cameron patrząc na ręce, jakby wiedzieli, co lekarze robią. Idiotyzm. House natychmiast zorientował się, że Jusuff marzy o tym by pacjent nie przeżył. On był tylko zastępcą... chory był prawdziwym szefem. Niemniej, obojętne, czy House wyleczy pacjenta czy też nie, Jusuff nie miał zamiaru pozostawiać kogokolwiek przy życiu. I to był problem. Innym problemem było to, że przywódca wiedział bardzo dużo na temat House'a. Odrobił lekcję, sukinsyn jeden...
Jak na razie pacjent był stabilny i spał. Diagnosta czekał na wyniki badań krwi i biopsji wątroby. Wyciągnął się na łóżku stającym tuż obok jego pacjenta i przymknął oczy mając nadzieję, że potworny ból nogi choć trochę zelżeje. I natychmiast zapadł w sen. Znalazł się w mieszkaniu Beth. Ale było jakieś... inne. Wydawało się, że stoi w śnieżnej, prawie nie widocznej mgle, która wyprała wszystko z koloru, pozostawiając jedynie czerń i szarość. Nikogo nie było, ani Beth ani kota. Chodził po pustych pomieszczeniach zastanawiając się gdzie jest gospodyni. Ale o dziwo, słyszał muzykę, nieznaną ale piękną. I głos mężczyzny czytającego... tak, to była „Wojna światów”. A mężczyzną- narratorem był Richard Burton. Stał i słuchał ślicznego kobiecego głosu, gdy nagle rozległ się wystrzał i inny mężczyzna zawołał: „To Beth! Ona nie żyje!”* Obudził się zlany potem, z sercem w gardle. To było tak realistyczne a zarazem nierzeczywiste. Rzut oka na zegarek powiedział mu, że spał jakieś dziesięć minut. Podniósł się z wysiłkiem złapał za laskę i pokuśtykał do Cameron. Lekarka wyglądała okropnie, blada jak śmierć, z sińcami pod oczami.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Ok, dobrze.
- Jasne. Dwutygodniowy zombie wygląda lepiej niż ty.
- Cichą rozmowę przerwał dzwonek telefonu.
House.
- Pobierz jeszcze raz krew. Najlepiej dwie próbki. - Wilson był zdenerwowany. - Krew jest za gęsta, nie nadaje się do badań.
House zdziwił się, ale posłusznie potwierdził.
- Brown, pobierz dwie próbki krwi – polecił stażyście. Mając w ręku fiolki podszedł do Jussufa. Postanowił postawić wszystko na jedna kartę.
- Muszę podać te próbki i chce żeby to doktor Cameron je zabrała. I chcę żebyś ja wypuścił.
- Dlaczego mam to zrobić? - zimne oczy terrorysty wpatrywały się w House'a.
- Ponieważ ona jest już trzydzieści godzin na nogach i jest za bardzo zmęczona, żeby dobrze pracować. Dwa, ona przyjmowała pacjenta, pierwsza go badała, więc może lepiej przybliżyć objawy mojemu zespołowi, niż przez rozmowę telefoniczną. To bardzo pomoże w diagnozie. - W duchu zacisnął kciuki na szczęście, wiedząc, że właśnie postawił dowódcę pod ścianą, czterej porywacze stali obok wyraźnie zainteresowani rozmową.
- Dobrze, zgadzam się. Jeśli to ma pomóc... - Jussuf uśmiechnął się okrutnie, a House zaczął się zastanawiać, co on znowu ma w zanadrzu. Musiał to przemyśleć, ale ból nogi dawał się strasznie we znaki. Potem.
- Cameron, wychodzisz. Daj próbki Wilsonowi i wszystko opowiedz. - Popatrzył na nią ostrzegawczo. - Pospiesz się.
- Ok – Alison doskonale zrozumiała wzrok diagnosty. Co nie przeszkodziło jej mieć wyrzutów sumienia. Ale House złapał ja za rękę i ciągnął w stronę wyjścia.
- Idź. Zanim... - nie skończył. Pocałował ją lekko a potem patrzył jak pokonuje nagle strasznie długi korytarz, i znika za drzwiami. Wolna. Wilson nie przeżyłby, gdyby się jej coś stało... pomyślał.
Złapał za telefon.
- Macie próbki?
- Tak. Zaraz zaczynamy badanie. - Taub wyraźnie poczuł nieco ulgi.
- Muszę zrobić rezonans. Bez tego nie ruszymy. - stwierdził House. - Kro tam u was rządzi?
- Alan Starski, FBI. - Nowy głos.
- Ok, panie FBI. Do rezonansu prowadzi od ER korytarz, z trzema bocznymi odgałęzieniami. Można je zamknąć od waszej strony. Zróbcie to.
- Tylko bez żadnych pułapek, zostawiania prezentów i tym podobne – wtrącił się nowy głos. Jusuff. - Chyba się rozumiemy? Jak już zabezpieczycie drzwi moi ludzie sprawdzą wszystko i zabezpieczymy się po swojemu. Żadnych niespodzianek... mam tu dwanaście sztuk do odstrzału. Pojęliście to?
- Tak, rozumiemy, wszystko będzie jak chcecie. Damy znać. - Starsky wyłączył się.
Cameron, siedząca obok Cuddy na kanapie wzdrygnęła się.
- On jest okrutny i bezwzględny. - Powtórzyła to, co zdołał jej powiedzieć House oraz jego przypuszczenia na temat wypuszczenia żywych zakładników.
- Aha. I ten cały Jussuf zabrał House'wi vicodin...
Beth siedziała w milczeniu z nieodgadnioną miną.

House zabrał pacjenta X na rezonans. Zrobił podwójne badanie, zatrzymując jeden komplet zdjęć dla siebie a drugi miał zamiar podesłać Foremanowi. Według niego rezonans nic nie wykazał... ale może neurolog coś wychwyci. Po drodze obejrzał zabezpieczenia zastosowane przez terrorystów i zrobiło mu się zimno. Nie do przejścia. Jak na ER... chyba mamy pecha. Włożył zdjęcia do negatoskopu i zaczął uważnie oglądać. Połączył się z Foremanem. Niestety, neurolog też uważał, że wszystko jest w porządku. House nadal był w punkcie wyjścia. I nawet nie miał siły wrzeszczeć na kaczuszki, bo przecież nic nie wiedzieli. Nie mieli wywiadu, nie wiedzieli, gdzie pacjent X przebywał, co robił, co jadł. Cholera, nie jestem wróżką! Usiadł ciężko przed ścianą na której Cameron schludnie wypisała objawy i diagnozy. Zapatrzył się na ścianę, bawiąc się laską.

- I jak się czuje doktor Cameron? - zapytał zadowolony z siebie Jussuf. - Mam nadzieję, że dobrze?
- Owszem, wszystko w porządku – tym razem odpowiedzi udzielał Starsky. Zespół dyskutował cicho nad wynikami rezonansu.
- Czy mogę porozmawiać z Beth?
- Nie ma jej tutaj w tej chwili – Starsky był nad wyraz lakoniczny.
- A gdzie jest? - chłodno zapytał dowódca terrorystów.
- Wyszła na chwilę. Niedługo wróci.
- Poczekam. Czy doktor Foreman znalazł coś na rezonansie? - Jussuf wydawał się autentycznie zaciekawiony.
- Nie, jak na razie nie. Ale nadal badają zdjęcia. Jest już Beth – dodał Starsky.
- Czego chcesz? - Beth nie wysilała się na uprzejmość. Usiadła i postawiła kubek z herbatą na stole.
- O, nie masz humoru. Gdzie byłaś?
- Na obiedzie.
W telefonie zapadła cisza.
- Poszłaś na obiad? - terrorysta był zdumiony.
- Owszem. To coś dziwnego? Byłam głodna. - blondynka upiła łyk herbaty.
- Co pijesz?
- Herbata sencha sakura z miodem. Co to jest, teleturniej dwadzieścia pytań? - rozzłościła się Beth.
- Nie, jestem ciekaw. Dziwię się, że nie pijesz kawy...
- Masz na myśli kawę po arabsku? Taką jak się pije na suku w Kairze?
- Byłaś w Egipcie?? - Jusuff był zdumiony. - Podobało ci się?
- Nie. Nie lubię, jak do mnie strzelają.
Olalalala... zrozum tam walczy się o wolność...
- I dlatego strzelacie do Polaków? - przerwała Beth. A co takiego zrobili wam Polacy? Bo jakoś mam takie wrażenie, że raczej Polacy zrobili dla Egiptu dość sporo. Uprzejmie ci przypominam o Faras, o profesorze Michałowskim i Abu Simbel i świątyni Hatszepsut.
- Ty nic nie rozumiesz! Chodzi o wolność! Co ty wiesz na temat tego, że nie masz tożsamości narodowej! - wydarł się Yussuf.
- T y chcesz z Polką dyskutować na temat wolności??? Gdzie przez sto lat mojego kraju nie było, bo został rozparcelowany pomiędzy inne kraje? A potem przez lata był satelitą Rosji?? Pieprz się Yussuf!!!! - wyłączyła telefon. - On nie jest Arabem – stwierdziła. Ladd pokiwał twierdząco głową.
Ściemnia. Pierwsze potknięcie. Plus dla nas. - psycholog był zadowolony.
Telefon zadzwonił znowu.
- Przeszła ci złość? Tak naprawdę będę miał dla ciebie propozycję. Poznam cię lepiej, Jade... - wyłączył się.
Beth położyła głowę na stole i milczała nie zwracając uwagi na powstałe zamieszanie.
- Myliłam się. Powinnam jęczeć i płakać. On jest inteligentny i szalony jak Marcowy Zając. Idę szukać specjalisty – Beth poderwała się na równe nogi i wyszła trzaskając drzwiami.
- Jakiego specjalisty? Od wariatów? – krzykną za nią Foreman.
- Nie! Od podsłuchu! – dobiegła ich odpowiedź.
- Co do cholery ma wspólnego wariat i podsłuch? – zapytał sfrustrowany Foreman.
- Ma – odparł krótko Watson i również wyszedł.
W sali zapadła głęboka cisza. Cuddy wzruszyła ramionami.
- Zaraz się dowiemy.



* [link widoczny dla zalogowanych]


Teaser trzeźwieje po weselu


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BuTtErfly...?.!
Gastroenterolog
Gastroenterolog


Dołączył: 29 Wrz 2008
Posty: 1718
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:21, 19 Paź 2008    Temat postu:

no no no
strasznie wciąga już sie nie mogę doczekać następnej czesci


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ceone
Tygrysek Bengalski
Tygrysek Bengalski


Dołączył: 12 Cze 2008
Posty: 1766
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 14:18, 21 Paź 2008    Temat postu:

Beth jest ideałem ;p

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:41, 21 Paź 2008    Temat postu:

Następna część.
UWAGA!
Interludium jest bardzo, ale to bardzo niegrzeczne i od 18 lat:P



Beth zdematerializowała się niespodziewanie w środku punktu dowodzenia FBI, wywołując spore zamieszanie. Oczywiście, „co tu robisz” jak weszłaś” to był standard. Blondynka westchnęła, przeczekała nawał pytań wywracając oczami z niecierpliwości. W końcu jeden z mężczyzn uciszył resztę.
- Beth, tak? Nasz spec od podsłuchu jest w drugim pomieszczeniu. Adam! - zawołał.
W progu pojawił się nieprawdopodobnie potargany mężczyzna, czyszczący pedantycznie okulary.
- Tak?
- To jest Beth. Ma do ciebie sprawę.
- Ok – rzucił ciekawe spojrzenie na blondynkę i kiwnięciem dłoni zaprosił do siebie. - Czym mogę służyć?
- Potrzebuję pluskwy, czy jak to tam się zwie. Ale specjalnej. Nie może być przyczepiona na ubraniu. I muszę słyszeć odpowiedzi...
- Ok – przerwał okularnik. - Wiem dokładnie o co ci chodzi. - My mamy słyszeć co się dzieje w pomieszczeniu a nosiciel słyszeć odpowiedzi. Mam coś takiego. - Sięgnął po małe pudełko leżące na regale. Otworzył je. W środku znajdowały się cztery kulki wielkości ziarnka grochu. - To maleństwo wkładam dość głęboko w ucho. Jest niewykrywalne. Aktywizuję je tym – pokazał niewielki aparacik – i zaczyna działać w obie strony. Nie ma sprzężeń z innymi nośnikami ani telefonem – uprzedził pytania. - Jest bardzo czułe i wyłapuje rozmowy prowadzone nawet szeptem. Cacko prawda?
- Tak. - Beth patrzyła zafascynowana na małą kulkę. Podniosła wzrok i popatrzyła na Watsona stojącego w drzwiach. I wzruszyła ramionami z rezygnacją.
- Komu chcesz to założyć? - zainteresował się Adam.
Blondynka westchnęła tylko.
Kiedy Beth w towarzystwie Watsona wróciła do gabinetu Cuddy, trwała tam gorączkowa dyskusja.
- Skąd wiesz, że Jussuf nie jest Arabem? - zaatakował Taub.
- Bo Faras należy do Sudanu. - Brzmiała odpowiedź. Ladd stłumił śmiech widząc miny kaczątek. Zaczynał czuć przed Beth. Nie była psychologiem, ale musiała być naprawdę dobra jako policjant. Potrafiła prowadzić rozgrywkę perfekcyjnie.
Telefon.
- Stęskniony kochaś – skomentował Kuttner i zarobił kopniecie w kostkę od Foremana.
- Beth?
- Czego? - cierpliwość blondynki się właśnie kończyła.
- Powiedziałaś, że nie jesteś piękna... a jednak masz wielbicieli...
- Ja? A to ci nowina... chyba, że masz na myśli House'a... ale on ma zboczony gust.
- Nie. Nie wiem, co musi zrobić kobieta, żeby dostać konia wartego kilkadziesiąt tysięcy dolarów. - Jussuf był wyraźnie zadowolony z siebie.
Oczy Beth zwęziły się gwałtownie a ona sama nachyliła się nad telefonem.
- A tak po prawdzie to Lisek jest wart kilkaset tysięcy dolarów. Dokładnie to dwieście. - Stwierdziła spokojnie. - Chłopczyk odrobił lekcję niedokładnie – słychać było w jej głosie wyraźną drwinę.
- Ja mam informację, że jest wart dziewięćdziesiąt pięć tysięcy... czyżby... - urwał gwałtownie a w tle słychać było piski aparatury i głos House'a wołającego coś. Połączenie przerwano.
- Mam cię, skurwysynu! - wysyczała Beth. - Watson, o tym, że Lisek ma być mój wiedzą cztery osoby: ja, Lang, stajenny Steve i prawnik Langa. Cena jest podana w darowiźnie. Jusuff miał dostęp do tego dokumentu. Ciekawe, skąd wiedział, że jeżdżę akurat u Langa? Ta informacja nigdzie nie wypłynęła...
- Sprawdzimy to. - Watson zniknął.
- Beth, po cholerę ci był specjalista od podsłuchu? - Foreman usiłował zaspokoić ciekawość.
- Naprawdę nie wiesz? - Blondynka była autentycznie zdziwiona. - Przecież to proste...
- Ok, ok, nie jestem taki bystry! - Prawie wrzasnął Foreman.
- Nikt z was się nie domyśla jaką propozycję ma dla mnie Jussuf? - zapytała.
Ciszę przerwała Cuddy:
- Nie, tylko nie to...
- Beth, przecież to niemożliwe... - tym razem Kuttner zorientował się później niż zwykle.
- Ależ tak. Wypuści zakładników w zamian za mnie. Albo za Wilsona... ale raczej będzie chciał mnie. Choć obie opcje są równie prawdopodobne. - Popatrzyła na Wilsona, który wzruszył ramionami, domyślał się tego od jakiegoś czasu.
Tym razem cisza trwała długo. Przerwał ją dopiero telefon od House'a.
- Pacjent przeszedł zapaść. Jest ustabilizowany i o dziwo przytomny ale... rozmawiać z nami nie chce. Wyślę następne próbki krwi, nie podoba mi się spadek czerwonych ciałek...
Beth nie słuchała reszty rozmowy, coś ją męczyło. Stanęła pośrodku lobby obserwując grupę policjantów. Zauważyła, że przygląda się jej wysoki blondyn w cywilu. Widziała wyraźną niechęć w jego oczach. Nie znam go... interesujące.
- Przyglądasz się Tritterowi? - spytał Watson stając obok niej.
- Tritterowi? To jest on?
- Tak.
- Ian, masz może kogoś w policji, tutaj, wiesz takiego informatora? Mam kilka pytań, ważnych.
- Mam. Idź do gabinetu House'a, przyślę go tam.
Beth ruszyła w stronę windy a Watson wyjął komórkę. Nawet nie czekała długo, młody policjant ubrany w cywilne ubranie pojawił się bardzo szybko.
- Jak Tritter zareagował na to, że przegrał rozgrywkę z House'm – zapytała bez wstępu.
- Źle. On ma na jego punkcie obsesję. Zbiera wszystko co się da na jego temat, grzebie w necie... ty też go interesujesz. Widziałem kiedyś u niego w komputerze artykuły na twój temat. I o Wilsonie. Nienawidzi House'a strasznie. Ma poparcie Blighta... więc jest jak na razie bezkarny. Nic nie znalazł, ale nie dał spokoju to wiem na pewno.
- Dzięki. To mi wystarczy... muszę wracać. - Pożegnała policjanta machnięciem ręki i pognała na dół po schodach.
W gabinecie czekał już na nią telefon od Jussufa.
- Beth, mam dla ciebie propozycję... - terrorysta był naprawdę uprzejmy.
- Tak, wiem. I dobrze, zgadzam się. - Beth nie chciało się udawać idiotki.
- Imponujące. W takim razie spotkamy się za dziesięć minut.
- O niczym innym nie marzę, bodajbyś zdechł w bólach – wymruczała pod nosem. - Foreman, masz vicodin?
- Tak – neurolog podał jej fiolkę.
- Ok, przepraszam na moment.
- Gdzie ona poszła? - zapytała zdezorientowana Trzynastka.
- Wróci zaraz. Zresztą... No cóż. Ja bym nie był taki spokojny jak ona włażąc prosto w paszczę lwa – skomentował Taub.
- A kto mówi, że ja jestem spokojna? - zapytała ze zdziwieniem Beth stojąc w progu. - No cóż, trzymajcie za nas wszystkich kciuki. Odrobina szczęścia jest bardzo pożądana. - Odwróciła się na pięcie i poszła z Watsonem w kierunku zablokowanego korytarza prowadzącego na ER. Na końcu otwarło się przejście i zobaczyli, że wychodzą pierwsi zakładnicy.
- Czas na mnie. I proszę nie krzyczcie mi do ucha. Postaram się przekazać to, co zauważę. Sprawdź Trittera, to może być nasz tajemniczy don Pedro. Aha, wydaje mi się, że House zaczyna się domyślać, co jest pacjentowi X. I jest bardzo z tego powodu zaniepokojony. - Popatrzyła na Watsona i uśmiechnęła się leciutko. I już jej nie było. Szła długim korytarzem w stronę ER, a Watson zgarniał przerażonych zakładników i przekazywał ich dalej. Przejście na końcu korytarza zostało zamknięte.
Zaraz po wejściu na ER, do Beth podskoczyło dwóch porywaczy dokonując szybkiej i bardzo dokładnej rewizji. Zniosła to ze stoickim spokojem, choć miała ochotę na zupełnie inną reakcję. Zauważyła House'a stojącego nieruchomo obok łóżka pacjenta i pilnowanego przez następnych dwóch porywaczy. Miał nieodgadniona minę, ale oczy płonęły mu z furii. Chyba mam kłopoty... ale kłopoty to moja specjalność. Czarny humor nie opuszczał Beth nigdy.
Przed nią pojawił się dość wysoki, smagły mężczyzna. Czarne włosy... ale jasne, szare oczy. Interesujące.
- Witaj Beth – powiedział cicho Jussuf.
Kiwnęła tylko głową. Nie miała ochoty na uprzejmości. Szef porywaczy przyglądał się jej z ciekawością przez dłuższą chwilę.
- Napatrzyłeś się już? - zapytała w końcu zniecierpliwiona.
- Tak. Możesz iść przywitać się z doktorkiem.
- Dzięki, łaskawco – mruknęła drwiąco i skierowała się w stronę House'a.
- Jesteś idiotką – wycedził diagnosta.
- Też cię kocham – odgryzła się. - To jest dobra wymiana: dwanaście osób za jedną wybrakowaną, nie uważasz?
- Musiałbym znowu powiedzieć, że jesteś idiotką, ale nie będę nudny. Natomiast mam ochotę cię zamordować – wyglądało, że mówi całkiem poważnie.
- Nie odbieraj tej przyjemności naszemu uroczemu gospodarzowi...
Usta House'a drgnęły lekko i przez chwilę lekarz zastanawiał się czy ma się roześmiać czy też naprawdę udusić Beth. Westchnął.
- Jak noga?
Boli. Nasz czuły gospodarz zabrał mi vicodin, a ja go nie poproszę...
- Coś się zaradzi. - Beth odeszła od lekarza i skierowała się w kierunku Jussufa.
- Muszę iść do toalety. Moja nerka nie pracuje dobrze. - Uprzedziła pytania.
- Ok. Pilnuj ją – polecił jednemu z porywaczy.
Blondynka weszła weszła do toalety w towarzystwie mężczyzny.
- Masz zamiar patrzeć jak sikam? Albo może podejrzewasz, że przesączę się przez kanalizację i ucieknę? - zapytała złośliwie.
Porywacz popatrzył na nią ponuro i wyszedł z pomieszczenia.
- Co za ulga. Watson, słyszysz mnie? - zapytała wchodząc do kabiny.
- Głośno i wyraźnie.
- Czas na raport. Porywaczy jest ośmiu. Uzbrojeni w AK-47, uzi i M-10. Broń krótka do wyboru do koloru, czterdziestki piątki, glocki. Mają też karabin .50. Nie wiem po co im to bydle jest potrzebne. Teraz najważniejsze: każde okno, drzwi, otwór, łącznie z wentylatorami jest zabezpieczony albo granatami albo ładunkiem. Nie ma mowy o ataku bo wszystko wyleci w powietrze. Jest tu tego tyle, że zamienimy się w krwawy deszcz a po PPTH zostanie głęboka i gustowna dziura w ziemi. Uff.. wreszcie... bleh... jestem walnięta jednak – wymruczała zdegustowana. - To było nie do was. Muszę wyjść, bo zaczną coś podejrzewać.
Watson usłyszał spuszczanie wody, kroki szum suszarki a potem trzask drzwi. Wiadomości od Beth były złe. Były kurwa... nawet bardzo złe.
Po wyjściu z łazienki, Beth podeszła do House'a i wcisnęła mu do ręki buteleczkę z vicodinem. Lekarz z trudem opanował drgnięcie i szybko schował lekarstwo.
- Jak to przeniosłaś? - Zapytał szeptem. - Przecież cię przeszukali?
- Przestań. Nie udawaj naiwnego dwunastolatka...
Cuddy zaczęła się dziko śmiać.
- Ona jest straszna – wykrztusiła.
Mężczyźni popatrzyli po sobie... i nagle zrozumieli.

Interludium # 4

Zaufanie... co to w ogóle jest? Przekonanie, że osoba obdarzona zaufaniem nie zawiedzie, nie zdradzi, nie będzie działać na nasza niekorzyść? To wszystko... a może jeszcze coś? Taka krucha rzecz i jak łatwo to zaufanie stracić. Lub odebrać. Ale czy da się żyć bez zaufania? House miał wrażenie, że mulderowskie „trust no one” nie jest takie głupie. Sam zaufał Stacy. Długo to trwało ale jednak zaufał. W końcowym rozrachunku zapłacił za to zaufanie niewymierna cenę. Za jego plecami podjęła decyzję. Złą decyzję, nieuzasadnioną medycznie. Nieuzasadnioną niczym. Był w śpiączce chemicznej, nie czuł bólu, nie umierał, nie miał zapaści... nic. Po prostu spał i czekał czy jego organizm da sobie radę. Istniała taka szansa. Organizm ludzki to naprawdę cudowny mechanizm i wiele potrafi jeśli da mu się szansę. A jemu odebrano szansę. Zadecydowano za niego. Nie poczekano tych nieszczęsnych trzech dni. Dlaczego? Przecież można było poczekać. A potem Stacy odeszła. Uciekła. Ok, nie był aniołkiem... I wróciła po pięciu latach. Chciał ją nadal, chciał jej ufać. A ona znowu złamała to zaufanie, kiedy przywiózł więźnia do szpitala. A potem obserwował jak de facto robi Markowi to samo co jemu kiedyś: ucieka od problemu. Co z tego, że w jego ramiona? Jasne, sam nie był bez winy, testował ją, poszedł z nią do łóżka... a potem powiedział: nie. Ponieważ zrozumiał, że ona znowu zawiedzie.
Nie ufał już nikomu.
Nieprawda.
Wilson.
On miał jego zaufanie. Zawsze. Nawet podczas tych piekielnych miesięcy po śmierci Amber. Nawet wtedy, kiedy myślał, że przyjaźń się skończyła.
A potem w jego świat wtargnęła beztrosko Beth, przewracając wszystko do góry nogami. Czy ufa Beth? Nie. Tak. Nie. Cholera.
Nagle przypomniało mu się coś. Poczuł na nadgarstkach dotyk śliskiego, chłodnego jedwabiu, a na oczach ciężar tkaniny owiniętej wokół jego głowy. Był całkowicie bezbronny i pozbawiony kontroli a kontrolę zawsze musiał mieć. Kontrola znaczyła w jego życiu więcej niż ciekawość. Tymczasem zgodził się na pozbawienie go jej.
Palce Beth tańczyły po jego ciele, dotykając, pieszcząc i gładząc jego ciało. Nie wiedział co stanie się za moment, gdzie go dotknie i jak. Oczekiwanie było torturą, ale jakże przyjemną. W ślad za palcami podążały usta i język. Tak samo nie przewidywalne jak palce. Ale niosły dużo większą przyjemność... Beth, najwyraźniej celowo, omijała tę część ciała, która najbardziej domagała się pieszczoty i pocałunku. Poczuł jak całuje go w kącik ust, nie pozwalając na nic więcej a potem składa delikatne, trzepotliwe pocałunki wzdłuż jego klatki piersiowej a następnie rysuje językiem skomplikowane wzory na skórze jego brzucha. House zacisnął palce na jedwabiu i nie mogąc powstrzymać jęku. W nagrodę otrzymał maleńki pocałunek w usta. Był tak spięty, że czuł jak jego ciało wygina się w łuk. Język Beth szalał teraz po wewnętrznej stronie jego uda i przesuwał się ciągle w górę. Palce musnęły leciutko jego nabrzmiały członek a on sam złapał spazmatycznie oddech. Język Beth wysuwał się i chował smakując jego ciało, jak języczek węża. Oddech House'a przyspieszył, fale przyjemności zalewały jego ciało przychodząc i odchodząc, a wtedy Beth przesunęła językiem od nasady członka aż po sam czubek. House poczuł że stoi na krawędzi... tylko tym razem się nie bał. Usta Betth objęły delikatnie jego członek a język podrażnił czubek... Jego ciało wygięło się spazmatycznie do góry i House krzyknął głośno z rozkoszy spadając z krawędzi prosto w przepaść spełnienia i ukojenia. I nie był tam sam.
Jeśli zaufałem jej w ten sposób ufam i w inny... pokręcone to ale tak jest.
Czas na zaufanie totalne. Bo od tego zależy nasze i innych życie.
„Widziałem dziś człowieka co nie chciał iść na śmierć” przypomniał mu się cytat.
Ja nim mam być.
Pięknie, kurwa, no po prostu pięknie.
Jeden wystraszony stażysta, trzy pielęgniarki, które podziwiał za spokój i opanowanie w tej sytuacji, jeden kaleka i jedna mocno zwariowana kobieta. I zero broni. A przeciw nim ośmiu uzbrojonych po zęby porywaczy.
Czas pokazać, że kaleki lekarz zna brudne sztuczki...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BuTtErfly...?.!
Gastroenterolog
Gastroenterolog


Dołączył: 29 Wrz 2008
Posty: 1718
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:48, 21 Paź 2008    Temat postu:

Jeszcze leże i sie zwijam
ostatnie zdanie jest genialne XD
Masakra powalasz tym fikiem, jak weszłam na forum to byłam trochę rozzłoszczona i przygnębiona ale tfuj fik jest jak terapia nie mogę przestać sie śmiać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ceone
Tygrysek Bengalski
Tygrysek Bengalski


Dołączył: 12 Cze 2008
Posty: 1766
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:35, 21 Paź 2008    Temat postu:

łą hot +18
no i tester by się przydął bo nei wytrzymamy ;d


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
*Madziula*
Pulmonolog
Pulmonolog


Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Sob 14:55, 25 Paź 2008    Temat postu:

super dokończyłam czytać Grę w Szachy (2 ost. rozdziały) i przeczytałam wszystko to co tu napisałaś... o jaaa uwielbiam takie maratony Chcę dalej
-prześliczny ślub Cuddy ^^
- Beth skuwająca Cuddy kajdankami
- i teraz Beth & House oko w oko z bestią
po prostu super


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:24, 26 Paź 2008    Temat postu:

Butterfly, Ceone i Madziula dziękuje za komentarze Wen kazał serdecznie podziękować
A oto pierwsza część starcia Jussuf contra diabelska dwójka


Bardzo często nie doceniano House'a. Był przecież kaleką chodzącym o lasce. Zapominano, że laska może służyć jako broń we wprawnych rękach, a takie diagnosta posiadał no i przecież był lekarzem. Wiedział gdzie i z jaką siłą ma uderzyć. Niestety, tym razem potrzebował czegoś więcej niż laski. Na ER nie było tego czego potrzebował i szybko musiał wymyślić albo jak posłużyć się tym, co ma lub szukać innego. No cóż, sprawdźmy co trzyma Beth w zanadrzu... pomyślał.
Beth stała przed ścianą, która posłużyła House'wi jako tablica. Nie myślała o objawach, ale o znalezieniu wyjścia z beznadziejnej sytuacji. Czuła na sobie przez cały czas wzrok Jussufa. Cholera, nawet nie mam jak porozmawiać z House'm. Jak na zawołanie lekarz pojawił się obok niej i zaczął zmazywać część napisów.
- Masz może jakieś ukryte atuty? - spytał. - Potrzebuję jakoś dać im znać...
- Mów, a będziesz wysłuchany – stwierdziła pompatycznie Beth.
House zastygł na chwilę z gąbką w ręku.
- A ty ich słyszysz? - upewnił się.
- Jasne. - Satysfakcja brzmiała w jej głosie. - Gadają bez sensu... ale ich słyszę. Mów.
- Trzeba sprawdzić ściankę pomiędzy toaletą a resztą szpitala. Odcięto tę część jakieś trzy lata temu i powinna to być zwykła gipsowa ściana. Zapytajcie Cuddy – diagnosta mówił cicho ze względu na widownię. - Spróbujcie wyciąć dziurę, tak żeby przepchnąć broń.
- Jeden ma być mały – wtrącił głos Beth.
- Dlaczego? - zainteresował się Starsky.
- Bo nie mam cycków jak Pamela Anderson. Gdzieś muszę to schować... Nie. Dajcie pistolety z kaburami przypinanymi do łydki. Niech żyją szerokie spodnie.
- Ok, potrzebuję 14 strzykawek. W sześciu z nich ma być coś obojętnego, witaminy cokolwiek. W ośmiu środek paraliżujący, ale działający z opóźnieniem około trzech minut... Foreman wymyśl coś.
Beth kiwa głową w stronę House'a w niemym potwierdzeniu.
- Tylko oznaczcie je jakoś! I powiadomcie mnie. Za jakąś chwilę zamówię leki, krew i proszę nie pytajcie dlaczego i po co. Ponadto wyślę krew do badania, krew oznaczona czerwoną kropka ma mieć symptomy białaczki. Ewakuujcie wszystkich. Niech nikt nie zostaje w szpitalu. Jeśli to wyleci w powietrze, to będzie gorzej niż przy WTC. Czekajcie na mój ruch... teraz kupujemy wam czas na wszystko.
- Beth, co możemy jeszcze zrobić, aby coś dowiedzieć się o pacjencie X? - pyta House.
- Dwie rzeczy: obejrzeć ubranie i obejrzeć jego ciało dokładnie.
- Ok, zaczynamy od szmat. Joana! Gdzie są ubrania pacjenta? - woła głośno House.
- Tutaj, doktorze. - Joana przynosi spore pudełko i stawia je na szafce.
- Dzięki.
Beth ogląda buty pacjenta ze skupieniem, przechylając jeden z butów, a z niego wysypuje się drobny i połyskliwy piasek. Rozciera pasek pomiędzy palcami i syczy z bólu.
- Zobacz – mówi do House'a. - Ten piasek jest dziwny. Ma coś domieszane.
Diagnosta bada starannie piasek i stwierdza:
- To są cząstki muszli wymieszane z piaskiem. Nie z normalnej plaży... raczej z miejsca gdzie przypływ nagarnia a potem miażdży muszle... niech poszukają.
- Hm... a co to jest? - Z rowka podeszwy blondynka wyciąga kawałek czegoś, co wygląda nieco jak owoc. - Gdzieś już to widziałam... ale nie tutaj. - Myśli intensywnie. - Wiem! To jest kawałek owocu platanu – stwierdza podekscytowana. - Widziałam tego setki we Francji. Ian, szukaj domu z platanami, blisko plaży. I blisko Langa.
- Beth – przywołuje ją House.
Trzyma w rekach kombinezon pacjenta i ogląda w skupieniu szeroką, ciężką metalową sprzączkę. Przysuwa do niej zegarek. Beth łapie gwałtownie oddech.
- To podejrzewałeś? Ty wiesz jakie to ma implikacje? O jezu... głupio pytam... Zamknijcie się, bo nie słyszę własnych myśli. - Reaguje gwałtownie na krzyki i pytania brzmiące w jej uchu.
- Czego szukacie? – pojawia się obok nich wyraźnie zaniepokojony Jussuf.
- Wskazówek, co jest twojemu szefowi – odpowiada spokojnie House.
- Ok, szukaj. Beth... chcę z tobą porozmawiać. Chodź. - Zabiera blondynkę i odchodzą w drugi, odległy kąt ER.
- Beth, uważaj. On zaczyna być zdesperowany. - Ostrzega Ladd.
- O czym tak konferowaliście? - atakuje porywacz.
- O tym jak uratować tyłek twojemu szefowi.
- Nie jesteś lekarzem!
- Ale mam rozum – kontruje Beth.
Jussuf odwraca się i przygląda się diagnoście, który przy pomocy stażysty bada pacjenta.
- Jaki on jest? - pyta. - W łóżku. - Precyzuje.
- Czy naprawdę oczekujesz, że odpowiem na to pytanie??
- Jasne. Czemu nie? W ogólnym rozrachunku może ci to pomóc.
- Ciekawe w czym? To jest moja prywatna sprawa.
- Nie rozumiesz? Teraz nie masz już prywatnych spraw. - Jussuf jest zimny i pewny siebie.
- No cóż. Jest mężczyzną, który nie potrzebuje w łóżku tych wszystkich atrybutów jak broń, władza, przemoc, żeby wymusić na kobiecie posłuszeństwo- Beth mówi to całkiem spokojnie i przeciąga się prowokująco. Wie, że doprowadza do furii porywacza, ale musi zaryzykować. Jest za wcześnie na podjęcie działania przez House'a.
Jussuf przyskakuje do niej i łapie ją za bluzkę pod szyją, potrząsając z całej siły.
- Mogę cie mieć tutaj i teraz i ten twój ...mężczyzna nic nie zrobi – wypluwa z siebie słowa.
- Chcesz mnie zgwałcić? Tak mało jesteś pewny siebie? I tak mało masz władzy, że gwałt ci to ma wynagrodzić?
Jussuf widzi, że kobieta przygląda mu się jak jakiemuś wyjątkowo obrzydliwemu okazowi robaka przypiętemu na szpilce do stołu. Puszcza ją gwałtownie.
- Żałuję, że wymieniłem zakładników na ciebie. Wilson byłby lepszy. Choć mniej interesujący. - Mówi chłodno. - Masz swój czuły punkt. I ja wiem co to jest.
- Mój czuły punkt jest bezpieczny w Szwecji. - stwierdza lekko Beth. - Reszta... cóż, życie jest jakie jest. - Omija osłupiałego porywacza i idzie do House'a.
- O boże... ona mnie wykończy – jęczy Ladd. Odpowiada mu milczenie. - Wilson, czy wiedziałeś, że Beth ściąga na siebie uwagę, żeby ciebie chronić? - pyta po chwili Ladd.
Onkolog wpatruje się w Ladda ze zdumieniem.
- Nie, skądże... jak to odciągnąć?
- Jussufa ktoś dobrze poinstruował. Jesteś przyjacielem House'a, więc jesteś środkiem nacisku na niego. Wiedziałeś, że porywacz może zażądać takiej wymiany, tylko wtrąciła się w to Beth. Zagrała wysoko i odciągnęła uwagę od ciebie. Ciekawe...
Wilson myśli przez chwilę.
- Uważasz, że ceni swoją osobę niżej niż mnie jeśli chodzi o House'a? - Pyta wreszcie.
- Dokładnie – odpowiada Ladd.
- To jakiś absurd – protestuje lekarz.
- Witaj w moim świecie - odpowiada Ladd.
Beth czuje nagły zawrót głowy i potyka się, zwracając tym samym uwagę House'a na siebie.
- Co ci jest? - pyta zaniepokojony.
- Chyba zaszkodził mi stołówkowy obiad..., niedobrze mi jak cholera. Idę do toalety. Mam nadzieję, że ten psychol będzie się trzymał z dala...
- O czym rozmawialiście? - House jest zaniepokojony. Doszło do spięcia, porywacz jest wściekły i przestaje działać rozsądnie. - To dobrze, przecież tego chciałeś – szepce mu głos w głowie.
- Nie chcesz wiedzieć. - Masz czego chciałeś – i Beth chwiejnym krokiem wędruje do ubikacji. Ma już potwierdzenie dostarczenia broni, więc biegiem dopada ostatnią kabinę, łapie oba pistolety i szurnięciem przesuwa je po podłodze do drugiej kabiny. Widzi, że wycinanie otworu idzie sprawnie ...pewnie używają lasera...
Wchodzi do drugiej kabiny, błyskawicznie mocuje swoją broń a drugą chowa za muszlą. Nachyla się nad sedesem czując mdłości. W sama porę, bo słyszy za sobą nienawistny głos.
- Co robisz?
- Rzygam. Chcesz mi potrzymać głowę – pyta pomiędzy atakami torsji.
- Jesteś w ciąży???
- Nie. Mój żołądek nie toleruje szpitalnego żarcia. A teraz pozwolisz, że wyrzygam wnętrzności w samotności?
Jussuf się wycofuje z kabiny ale nie opuszcza toalety. Żeby go szlag... Beth staje powoli na nogi i człapie do umywalki. Zimna woda otrzeźwia ją nieco, ale nadal kreci się jej w głowie. Pochyla się mocno nad umywalką a sweterek podjeżdża mocno w górę pleców. Na gołej skórze czuje palce porywacza przesuwające się wzdłuż paskudnej blizny pozostałej po usunięciu nerki.
- Zabieraj łapy – rozkazuje Beth i o dziwo Jussuf cofa rękę. Oboje patrzą sobie w oczy via lustro.
Z przodu też masz blizny – to raczej stwierdzenie niż pytanie.
- Owszem.
- Nieźle cię poharatali. Ja też mam blizny, ale nie tyle. Pokaż.
- Nie. - Małe słówko wibruje w powietrzu.
- Dlaczego nie? Ja się nie wstydzę...
- Jesteś facetem. A ja jestem kobietą i mamy inne priorytety. - Omija porywacza i wychodzi z łazienki z Jussufem depczącym jej po pietach. Na widok twarzy porywacza House łapie powietrze. Czas się skończył. Tak więc rozstawiamy pionki na szachownicy. Teraz mój ruch. Czarna królowa i czarny król są gotowi.




Teaser myśli nad dalszym ciągiem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BuTtErfly...?.!
Gastroenterolog
Gastroenterolog


Dołączył: 29 Wrz 2008
Posty: 1718
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:47, 26 Paź 2008    Temat postu:

jejku.... nie mogę!!
to wciąga, dlaczego te części są takie krótkie i tak rzadko???
mogłabym to czytać bez przerwy, a to dużo bo ja nienawidzę czytać (boje sie literek XD) nie no uwielbiam Beth.... i twój fic


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 8:44, 27 Paź 2008    Temat postu:

Są rzadko bo mój wen jest koszmarny... ostatnio poszedł na grzyby i się struł
A postać Beth... no cóż, ja też ja lubię zwłaszcza że ma odpowiednik w rzeczywistości
Pisze się następna część, ale kiedy będzie nie wiem, bo przyjeżdżają do mnie goście...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BuTtErfly...?.!
Gastroenterolog
Gastroenterolog


Dołączył: 29 Wrz 2008
Posty: 1718
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:29, 27 Paź 2008    Temat postu:

To trzeba wyruszyć na poszukiwania wena
A goście no cóż... może pomogą ci pisać
Czekam niecierpliwie *nie poganiam żeby nie było*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin