Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Płyną po stawie kaczki, jedna za drugą [M]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Scribo
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 19 Mar 2009
Posty: 175
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:40, 04 Cze 2010    Temat postu: Płyną po stawie kaczki, jedna za drugą [M]

O Bonnie Wilson.
Moja, całkowicie niekanoniczna interpretracja.
Pisane po kawałku od bardzo dawna.
Enjoy.



Zweryfikowane przez autorkę.


"Płyną po stawie kaczki, jedna za drugą"

Kiedy była małą dziewczynką – czubek głowy ledwie wystawał jej zza blatu stołu – największą atrakcję stanowiły dla niej odwiedziny wujka Nigela. Przyjeżdżał zawsze w ostatni weekend miesiąca; specjalnie na tę okazję sprzątała pokój i zakładała najlepszą sukienkę. Wszystko dla wujka – postawnego, brązowookiego mężczyzny po czterdziestce, z drapiącym zarostem, który zawsze drażnił jej policzek, kiedy dostawała buziaka na powitanie i pożegnanie. Za każdym razem siadali w dużym, zielonym fotelu w rogu pokoju – on rozpierał się wygodnie, a ona wskakiwała mu na kolana – a Nigel zadawał jej zagadki.
Była taka dumna z tego, że to właśnie z nią bawił się za każdym razem; z nią, nie z jej siostrami. Z małą, grzeczną, niepozorną dziewczynką.
Potem, następnego dnia, mogła przekazywać łamigłówki dalej, na podwórku. Wszyscy jej znajomi czekali na to czy – i co – przyniesie tym razem. A ona zawsze przynosiła.
Jedna zagadka szczególnie zapadła jej w pamięć – wtedy jeszcze właściwie bez żadnego powodu, po prostu, uczepiła się najdalszych zakamarków pamięci i puścić się nie chciała.
Wujek Nigel odchrząknął, poprawił się w fotelu, a czoło zmarszczyło mu się w namyśle. Szeroki uśmiech wypełzł na jego twarz w chwili, kiedy przypomniał sobie nadającą się, ciekawą łamigłówkę.
– Płyną po stawie kaczki, jedna za drugą. Ile jest kaczek?
Milczała, zastanawiając się nad odpowiedzią. Wiedziała, że pytanie było podchwytliwe. Koniec warkoczyka powędrował do jej ust – zawsze gryzła go, kiedy się stresowała. Traktowała zagadki wujka trochę jak test, który musi zdać za wszelką cenę.
– No, Bonnie, ile jest kaczek? – Wujek patrzył na nią wyczekująco.
– Nie wiem – przyznała w końcu, spuszczając głowę.



Na pierwszy rzut oka o Bonnie można było powiedzieć niewiele. Należała raczej do gatunku szarych myszek, które – pomne zła i okrucieństwa tego świata – trzymały się na uboczu, nie wychylając się zanadto w żadną stronę. Nie wyróżniała jej ani uroda, ani nieprzeciętny intelekt, ani nawet wybitne poczucie humoru. Słowem – przeciętna dziewczynka.
To jej siostry zawsze błyszczały – duże gwiazdy, swoim światłem przysłaniały małe ciało niebieskie unoszące się gdzieś pomiędzy nimi. Nora – metr siedemdziesiąt dwa chodzącej inteligencji, najstarsze dziecko szlachetnego rodu Gordonów – zdobywała pierwsze miejsca na olimpiadach naukowych i, jak sądziła Bonnie, była na najlepszej drodze, by w przyszłości zrównać z ziemią teorie samego Einsteina, ustanawiając w to miejsce własne. Z kolei Tess to oczko w głowie tatusia, ostatnia z córek, urodzona w Boże Narodzenie, sama przypominała Gwiazdę Betlejemską. Jasne loczki, dołeczki w policzkach i błękitne oczy robiły z niej cherubinka – zresztą niebiańską rasę przypominała przede wszystkim głosem. Jej umiejętności wokalnych nie powstydziłby się żaden przedstawiciel chóru anielskiego.
Każdy z pewnością rozumie, że mała, niepozorna Bonnie mogła się gdzieś po drodze zgubić; albo stać się niewidzialną.
Właśnie dlatego tak uwielbiała wujka Nigela – lubił ją taką, jaką była, właśnie ją, a nie żadną z jej sióstr.



Dobrze pamiętała ten wieczór. Siedziały w salonie – wszystkie trzy, co tak rzadko się zdarzało. Najczęściej Nora zamykała się w swoim pokoju, Bonnie na bawiła się na podwórku, a Tess chodziła po domu albo ogródku i wyśpiewywała wysokie nuty.
Teraz jednak – zmuszone przez rodziców do spędzania ze sobą czasu – siedziały przy dużym, okrągłym, bukowym stole, zajadając pierniczki i popijając sokiem ze świeżych pomarańczy.
Najstarsza pociecha państwa Gordonów ułożyła sobie książkę nad talerzem i wbijała wzrok w małe literki; przesuwała wzrok po zadrukowanych stronnicach, ścigając się z upływającym czasem. Tess wdmuchiwała przez słomkę powietrze do kubka i z radością wypatrywała powstających bąbelków. A Bonnie… Bonnie po prostu z uwagą obgryzała pierniczka dookoła, tworząc coraz to nowsze kształty.
W końcu najmłodsza z sióstr przerwała ciszę – najwyraźniej zabawa sokiem nie mogła na długo zająć jej uwagi.
– Wujek Nigel ma podobno szybciej przyjechać.
Bonnie poderwała głowę.
– Bujasz. On nigdy nie przyjeżdża przed weekendem.
– Teraz przyjedzie – upierała się Tess, potrząsając gwałtownie głową.
Siostra spojrzała na nią z powątpiewaniem.
– A po co miałby przyjeżdżać szybciej?
Blondynka uśmiechnęła się, ukazując rząd równych, białych ząbków i nachyliła się, jakby zdradzała jakąś tajemnicę.
– Słyszałam jak tata mówił mamie, że wujek się wyprowadza…
Bonnie zmarszczyła brwi. Nie, wujek nie mógł się wyprowadzać, przecież by jej wcześniej powiedział… Prawda?
– Kłamiesz.
– Nie kłamię! – zaperzyła się malutka. – Idź się taty spytaj!
Uniosła brwi.
– Konflabujesz – oznajmiła z mądrą miną. – Przecież wujek by nie wyjechał bez nas…
Nora podniosła wzrok znad książki, rzucając siostrom zniesmaczone spojrzenie. Nie lubiła, kiedy przerywano jej lekturę.
– Po pierwsze mówi się „konfabulujesz”. A po drugie, to ty naprawdę myślisz, że wujek zabrałby nas ze sobą?
– Oczywiście – odparła z zapałem Bonnie.
Przewróciła oczami.
– Daj spokój, nie bądź naiwna. Chyba nie sądzisz, że na tyle mu zależy na tych waszych zagadkowych popołudniach, co?
– Bo zależy – fuknęła obrażona.
– Aha, oczywiście… – Nora wzruszyła ramionami i przewracając stronę, dodała jakby od niechcenia – bo przecież każdy dorosły facet marzy o tym, żeby całymi dniami bawić się ze zwykłą ośmiolatką.
Tess z zainteresowaniem śledziła wymianę zdań. Oparła brodę na łokciu, który pod nagłym naporem przejechał kawałek po stole, trafiając w… talerz z pierniczkami. Wszystkie ciastka wylądowały na podłodze, przy akompaniamencie dźwięcznego okrzyku dziewczynki.
Nora, wyraźnie poirytowana, odłożyła książkę i ukucnęła żeby pozbierać słodycze.
– Co masz na myśli? – dopytywała się Bonnie, wstając z krzesła.
Starsza siostra syknęła, kiedy odłamek talerza przeciął jej skórę. Wsadziła palec do buzi, żeby wyssać krew z ranki.
– Przecież to jasne – bawił się z tobą, bo brakuje mu własnej córki. Na pewno wiesz, że gdyby nie umarła przy porodzie, to byłaby teraz w twoim wieku – mruknęła przez zęby. – A teraz lepiej mi pomóż z tymi pierniczkami…
Ale Bonnie już jej nie słuchała. Wybiegła z pokoju, mocno trzaskając drzwiami.



– Lista uczniów zakwalifikowanych do nowego programu, oferującego stypendium i studia została wywieszona przed pokojem nauczycielskim – poinformowała ich wychowawczyni, wyraźnie znudzonym głosem.
Po klasie przeszedł szmer głosów. Wszyscy byli zainteresowani, wszyscy się o to starali. Każde z nich chciało wyrwać się z tego miasta, pojechać na studia daleko, do miejsca dającego im jakieś perspektywy na przyszłość.
Kiedy zadzwonił dzwonek, wszyscy natychmiast ruszyli w kierunku pokoju nauczycielskiego. Przy tablicy informacyjnej kłębił się już spory tłum.
Bonnie przepchnęła się, używając siły przekonywania łokci. Spojrzała na listę. Odszukała wzrokiem nazwiska rozpoczynające się na literę „G”. Glen, Glover, Goprey, Goster…
Odetchnęła głębiej. Próbowała zignorować kłujące poczucie zawodu. Miała nadzieję, że raz… chociaż raz… że raz to jej coś się uda. Nora dostała się na listę kilka lat wcześniej. Tess nie potrzebowała tego, bo z jej zdolnościami każda szkoła muzyczna by ją przyjęła. A ona… Dla Bonnie była to jedyna szansa, żeby zacząć wszystko od nowa. Żeby samej poznać i pokazać innym trochę inną siebie. Lepszą, ciekawszą, inną…
Przypomniała sobie inne nazwiska. Victoria Glover… Zdawały razem i Bonnie dałaby sobie rękę uciąć, że była od niej o niebo lepsza. Pamiętała jąkającą się, nie potrafiącą sklecić sensownego zdania dziewczynę.
Ale Victoria była córką sędziego Glovera, darzonego powszechnym szacunkiem. A nuż w córeczce też drzemał jakiś potencjał. Przecież nie można było zaprzepaścić jej szansy na rozwinięcie skrzydeł.
Bonnie zatrzęsła się z oburzenia. Być może, wszystko to działo się jej kosztem.
Potrząsnęła gwałtownie głową, idąc korytarzem na następną lekcję. Mogła tylko zacisnąć zęby i żyć dalej. Nic już nie dało się zmienić.



Bonnie z rozbawieniem patrzyła przez kuchenne okno. Tess skakała wokół swojego pierwszego chłopaka, jak łaknący pieszczot szczeniaczek wokół pana, który raz okazał mu zainteresowanie.
Siostra robiła wszystko, by zdobyć jego uwagę. Chłopak był rok młodszy od Bonnie, więc dla małej Tess stał niemal równo z Bogiem. Udało jej się umówić z popularnym, starszym chłopcem, a to stanowiło nie lada wyczyn w tym mieście.
Nagle Tess zerwała się na równe nogi i czym prędzej wybiegła przez furtkę. Obiekt jej westchnień tymczasem wstał z krzesła i leniwym krokiem podążył do drzwi kuchennych. Wszedłszy do środka, uśmiechnął się do Bonnie, błyskając kompletem równych, białych zębów.
Dziewczyna oderwała od ust szklankę z sokiem pomarańczowym i uśmiechnęła się do niego przyjaźnie.
– Cześć – odezwał się. – Znajdzie się tu u was coś do picia?
Oczarowana spojrzeniem hipnotyzujących, granatowych oczu, Bonnie automatycznie wyciągnęła w jego stronę szklankę z niedopitym sokiem.
Zaśmiał się i chwycił naczynie. Upił kilka łyków.
– Dokąd poszła Tess? – zapytała po chwili milczenia.
– Kupić lody – odparł lakonicznie. – Mówiła, że od dawna miała na nie ochotę. – W tym momencie chłopak sugestywnie uniósł brwi.
Bonnie powstrzymała śmiech.
– Mówisz o mojej siostrze – przypomniała mu.
Wzruszył ramionami, robiąc przy tym niewinną minę.
– Większość sióstr się nie lubi. Nie wiem czemu z wami miałoby być inaczej. Ona wszystko ci zabiera.
Dziewczyna zmarszczyła brwi.
– Co masz na myśli?
– Wszystko. Stare rzeczy, rower, ubrania, uwagę rodziców... – zaczął wyliczać.
– Nie zależy mi na uwadze! – przerwała mu gwałtownie.
Ponownie wzruszył ramionami, przybierając znudzoną minę.
– Na twoim miejscu też chciałbym jej kiedyś coś zabrać – rzucił jeszcze, odstawiając szklankę na blat stołu.
Bonnie przymknęła oczy.
– Jesteś jej chłopakiem, czemu to mówisz? – zapytała po chwili wahania.
Uśmiechnął się krzywo.
– Ona jest jeszcze okropnym dzieciakiem. Jeżeli chce wokół mnie skakać, to czemu nie miałbym dać jej tej przyjemności?
Bonnie aż zatkało z oburzenia.
– No wiesz?!
Zaśmiał się chrapliwie.
– No daj spokój. To z mojej strony wielki gest, nie sądzisz? Każda z jej koleżanek dałaby się pochlastać za jedną randkę ze mną – stwierdził ze zblazowaną miną.
Dziewczyna pokręciła głową.
– Za kogo ty się uważasz, co?
Przekrzywił głowę w bok – ciemna grzywka opadła mu na oczy, pozostawiając je w cieniu. Granatowe tęczówki błysnęły zza zasłony włosów.
– Za demona – odparł śmiertelnie poważnym tonem.
Poczuła chęć parsknięcia śmiechem, dopóki znów nie spojrzała w jego stronę. Stał teraz tuż przy niej. Jego oczy, jak narzędzia hipnotyzera, zdawały się przewiercać ją wewnętrznie, wypalać dziurę w mózgu, poznawać najskrytsze tajemnice.
– Za demona – powtórzył ciszej, pokonując dzielącą ich odległość…



– Bonnie? Jason?!
Zaszokowana Tess stała w kuchennych drzwiach, widząc swoją siostrę w objęciach chłopaka. Czuła jak coś zdradziecko łapie ja za gardło. Nie, to nie była wściekłość, ani zazdrość.
Kiedy oderwali się od siebie, patrząc na nią ze skruchą – Bonnie – i rozbawieniem – Jason – jedynym co poczuła, była bezsilność. Wiążąca wszystko, ręce, nogi, nie pozwalająca oddychać.
Dziewczyna powoli pokręciła głową. Cofnęła się o kilka kroków. Jak…? Czemu…?
Spojrzała w oczy Bonnie – zawsze grzecznej, cichej Bonnie i pierwszy raz w życiu pomyślała, że źle ją oceniła.
Oceniła ją zbyt dobrze. Sądziła, że siostra jest jedyną porządną, honorową osobą jaką zna. Najwyraźniej się pomyliła.
– Ty…
Oczywiście, wiedziała, że kiedy Bonnie jest zła, długo dusi to w sobie, żeby potem wybuchnąć. Ale teraz… To nie było… Właściwie nie wiedziała nawet co to było, do cholery! Czemu miałaby się na niej mścić?!
– Ja…
Oni oboje… Oboje ją zdradzili, zostawili, obdarli z wyobrażeń o świecie, z niewinności.
– Nienawidzę cię! Nienawidzę was obojga!
Wybiegła, trzaskając drzwiami.



Jason wzruszył ramionami i spojrzał na Bonnie z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Dziewczyna stała niepewnie, mocno zaciskając dłonie na krawędzi kuchennego blatu. Jej palce lekko drżały.
– Nie kupiła lodów – zauważył obojętnie.
Bonnie obróciła głowę w jego kierunku, patrząc na niego z niedowierzaniem.
– Tylko tyle masz do powiedzenia?
Uśmiechnął się kpiąco.
– Pewnie, że nie. Chciałem jeszcze dodać, że całujesz lepiej od niej…
– Zamknij się! – warknęła poirytowana. Była pewna, że nieodwracalnie zawiodła swoją siostrę oraz, że za jakieś pół godziny całe miasto będzie o tym plotkować. Zdecydowanie nie miała nastroju do żartów.
Jason rzucił jej zawadiacki uśmiech.
– To ja będę leciał. I wiesz, nie żartowałem. Wpadnij wieczorem, rodziców nie ma. Może być ciekawie.
Wolnym krokiem wyszedł z kuchni, zostawiając Bonnie sam na sam z wyrzutami sumienia.



Jednak jestem tchórzem, pomyślała Bonnie.
Spakowała swoje rzeczy, zabrała oszczędności i wyszła z domu, zostawiając tylko list. Nie mogła się zdobyć na to, żeby spojrzeć siostrze w oczy, więc postanowiła uciec. Po prostu uciec.
A teraz nie miała pomysłu co ze sobą zrobić, dokąd pójść?
I dlatego znalazła się pod jego drzwiami. Wreszcie odetchnęła głębiej i zapukała do drzwi.
Kiedy otworzył, na jego twarzy przez sekundę widniało zaskoczenie.
– Jednak przyszłaś.
Skinęła głową, niezdolna wydusić z siebie słowa.
Uśmiechnął się zawadiacko i wpuścił ją do środka. Zatrzaśnięcie drzwi zabrzmiało jak wystrzał.



Czemu to robię czemu to robię? Co chcę sobie udowodnić? Że mogę, że ni jestem gorsza niż te wszystkie dziewczyny? A może… może po prostu chcę wreszcie dorosnąć? Zostawić za sobą wszelkie resztki dzieciństwa i…
Tak. Chcę.



– Spokojnie – wyszeptał jej prosto w usta. – Wszystko będzie dobrze.
Nie odpowiedziała, niezdolna wydusić z siebie słowa. Poczuła jego zwinne palce rozpinające guziki jej koszuli.
Przeskakiwał po woli cały układ słoneczny by wreszcie dotrzeć tam – do samej, gorącej, najgorętszej gwiazdy.



Stałam się supernową. Płonę. Jestem. Żyję.



Bonnie opierała głowę o chłodną ścianę swojego nowego mieszkania. Kawalerka w wielkim mieście. Teraz jeszcze musiała znaleźć pracę, żeby opłacić czynsz, wodę, gaz…
Ale przecież była dorosła.
Więc czemu czuła się jak małe, zbrukane, zagubione dziecko?
Taka… wypalona…



Zjawił się w jej drzwiach z bukietem czerwonych róż i tym swoim zawadiackim uśmiechem na twarzy. Ile czasu się nie widzieli? Dwa lata? Trzy?
– Jason.
– Bonnie. Pięknie wyglądasz.
Spojrzała na siebie – brudne jeansy, flanelowa koszula, gumowe rękawice na dłoniach.
– Wcale nie.
– Nie – przyznaje ze śmiechem. – Ale i tak jesteś śliczna.
Uniosła brew w niemym pytaniu. Samodzielność, własne mieszkanie i praca nauczyły ją większej śmiałości i pewności siebie.
– Zwłaszcza w tej koszuli.
Spuściła wzrok. Chyba miał rację. Odpięła o guzik za dużo.
Kiedy znowu spojrzała mu w oczy dojrzała w nich ten głód, głód odkrywcy i wiedziała już, że czekała ich podróż po układzie słonecznym, że nie będzie umiała się oprzeć.
Gumowe rękawice upadły na ziemię, zaraz obok róż.



– Jason?
– Hm…?
– Wiesz może co… co się dzieje z moją rodziną?
Uniósł wzrok znad gazet i spojrzał na nią uważnie.
– Wszystko z nimi w porządku.
– A co z…?
– Tess? W porządku, mówię przecież. – Z irytacją przewrócił kolejną stronę w gazecie.
A Bonnie nie pytała już dalej.



Bonnie odebrała telefon Jasona bez chwili wahania, z zamiarem poinformowania dzwoniącego, że ten zostawił u niej komórkę i będzie dostępny pod tym numerem dopiero następnego dnia.
Kiedy jedna nacisnęła zieloną słuchawkę, od razu usłyszała: „Jason? Gdzie ty znowu, do cholery, jesteś?! Może zapomniałeś, ale masz w domu pewne zobowiązania!”. Bonnie szybko jej przerwała: „Przepraszam, ale kim pani właściwie jest?” Przez chwilę panowała cisza, a potem; „Jestem jego żoną. A pani?”
Bonnie nacisnęła czerwoną słuchawkę.



Nigdy więcej nie spotkała już Jasona, ale czasami jeszcze widziała go w swoich snach, z oczami granatowymi jak nocne niebo, na którym płoną gwiazdy. Zdarzały się chwile, kiedy tęskniła za podróżami po układzie słonecznym, za pewnym szaleństwem i za tym, że miała kogoś tylko dla siebie – a przynajmniej tak myślała.



Pierwszy raz spotkała Jamesa w sklepie, w którym pracowała, niedługo po odejściu Jasona. Zrzuciła właśnie z półki połowę artykułów i klnąc pod nosem rzuciła się na ziemię, żeby je wszystkie pozbierać.
Nagle zobaczyła wysokiego mężczyznę o pięknych, czekoladowych oczach, który schylił się, by pomóc jej zebrać zrzucone paczki.
Chyba to ją ujęło – ta bezinteresowna pomoc, ten błysk w oku. I to, że był tak różny od Jasona, chłopca o grantowych oczach. James był mężczyzną.



Kiedy spojrzała na to z perspektywy czasu doszła do wniosku, że James oprócz tego, że różnił się od Jasona, przypominał jej wujka Nigela. Chyba dlatego od razu mu zaufała i zaczęła się z nim spotykać.
Na pierwszą randkę przyniósł jej kwiaty – nie róże. Ej, jak ona pokochała go za te piękne niebieskie tulipany!
Mówił, że są jak ona.
A ona powiedziała, że następnym razem chce dostać coś takiego, jak on.




Dał jej siebie.



Nie było już wszechświata, który mógłby zawirować, nie było już nic tylko oni, tylko oni, tylko oni, tylko oni.
Świadomość, obecność, światło i ciemność, feeria barw i kolorów przesuwających się przed oczami.
Rozbłysk nieprawdopodobnej przyjemności.
Tylko oni.



Bonnie zawsze uważała, że Gregory House jest tym, co zabrało jej Jamesa.
Nawet, kiedy ten mówił sakramentalne „tak, chcę” miała wrażenie, że szukał aprobaty przyjaciela.
Oczywiście, cieszyła się, ze je ukochany – je, jej, jej! – miał kogoś, komu ufał, z kim mógł porozmawiać, ale…
Czuła, że to go niszczy. Że niszczy ich.



Najbardziej bolało przekonanie się, że się myliła. To nie House ich zniszczył. To James.
Był ktoś inny, była jakaś inna, jakaś druga… a może właśnie pierwsza?
Nie ma już ich. Jest tylko ona.
Czarna dziura. Przepalona supernowa.



Bonnie wiedziała, że życie nigdy nie kończy się w ten sposób. Nigdy nie kończy się wraz z odejściem jakiejś osoby i już się nauczyła, że jest sobie w stanie poradzić sama.
Zajęła się pośrednictwem nieruchomości.
Uśmiechała się gorzko myśląc o tym. Pośrednictwo, bycie kimś pomiędzy zawsze wychodziło jej najlepiej.
Pogłaskała Hectora za uszami.
On był z nią.



Nienawidziła House’a. Wiedziała o tym. Czuła to cała sobą po całej zabawie z Hectorem.
Zwłaszcza kiedy pies już do niej wrócił i… cóż, to nie był już jej pies.
Czuła to po tym nerwowym machaniu ogonem, nieufnym spojrzeniu, nienaturalnym spokoju.
Nienawidziła House’a. Nienawidziła Hectora. Nienawidziła.



Wiedziała, że przyjaźń z byłym ukochanym nikomu nie wychodzi na dobre. Ale… Jedna kolacja, jeden raz, a może dwa…
Wiedziała o Amber. Wiedziała o jej śmierci i starała się mu pomóc, tak jak on kiedyś jej, ale nie mogła, nie pozwolił jej i pomyślała sobie, że James jest w pewnym sensie uszkodzony. Że nie potrafi stać się tym, którego trzeba pocieszać, ani tym, który musi podejmować decyzje. On żył, aby być dla innych, by być idealnym.



Bonnie uśmiechnęła się gorzko, kiedy usłyszała wiadomość o ślubie.
James i Sam.
To ładnie brzmi. Ładnie razem wyglądają.
Bonnie zaklęła. Wcale nie ładnie.



Wiadomość o śmierci wujka Nigela przyszła wraz z wezwaniem na odczytanie testamentu. Poszła, z duszą na ramieniu.
Po praz pierwszy od tak wielu lat spotkała swoje siostry i patrząc na nie doszła do wniosku, że tak wiele straciła. Że była wielkim tchórzem.
Ale nie podeszła, żeby z nimi porozmawiać. Siedziała w ciszy na korytarzu do kancelarii adwokackiej, później wysłuchała części testamentu dotyczącej jej i nie odezwała się ani słowem.
Wuj zapisał jej pięć tysięcy dolarów i jedno zdanie. „Całe życie jest zagadką, pamiętaj o tym Bonnie i naucz się jak ją rozwiązać”.
Potem wyszła, nie odzywając się do sióstr, ale czując na plecach ich spojrzenia. Wiedziała, że chciałyby porozmawiać, ale ona nie chciała.



Pojechała zobaczyć jego grób. Musiała to zrobić, musiała sama go pochować.
Jego i Jamesa.
I Hectora.
I Jasona.
I siebie samą.



Rozwiązałam zagadkę wujku. Chyba zawsze znałam rozwiązanie, ale dopiero niedawno uświadomiłam sobie jak ono brzmi.

To trzy kaczki.



Zawsze były trzy kaczki.




KONIEC


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
IloveNelo
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 31 Lip 2009
Posty: 986
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Caer a'Muirehen ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:26, 06 Cze 2010    Temat postu:

Właśnie sobie uświadomiłam, że jesteś chyba jedyną, a na pewno jedną z niewielu osób, które piszą o tak "niepopularnych" postaciach.

Jest to, wydaje mi się, trudne zadanie, bo przecież o takich postaciach wiemy niewiele, trzeba samemu "ukształtować" ich charakter, punkt widzenia. Z drugiej strony to wielkie pole do popisu.

Bardzo podobała mi się historia z wujkiem Nigelem. Wogóle cały pomysł na opisanie przeszłości Bonnie jest ciekawy. Zagadka, która przewija się przez całe opowiadanie...

Naprawdę bardzo mi się podoba, styl oczywiście świetny.

Cieszę się, że znów nam coś tutaj napisałaś. Życzę dużo Wena i czasu na kolejne takie perełki.

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez IloveNelo dnia Nie 20:22, 06 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Czerwono-Zielona
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 736
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: from unbroken virgin realities
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:22, 12 Cze 2010    Temat postu:

Droga Scribo. Gdy zobaczyłam, o kim będzie mowa w fiku, pomyślałam, że ta postać pojawiła się i zniknęła, że nie zajęła mojej uwagi, że nie jest przecież nikim istotnym... Pomyślałam, że ta akurat bohaterka niespecjalnie mnie interesuje. Ale Osoba Autorki kazała mi nie porzucać tego fika zbyt szybko. Tytuł intrygował. Poza tym pomyślałam, że im bardziej niepozorny bohater, tym - paradoksalnie - potem może być już tylko coraz ciekawiej... I nie pomyliłam się.

W zajmujący sposób pokazałaś tak długi okres z życia Bonnie - od wczesnego dzieciństwa po dojrzałość. Pięknie poprowadziłaś nas przez jej historię. Przez to, jak bardzo wszystko, co się nam przydarza, wpływa na nas, na nasze wybory, postawę życiową... W serialu widzieliśmy tylko bardzo niewielki fragment życia Bonnie. I zapewne nie zastanowiliśmy się nad nią dokładniej. Ile moglibyśmy zobaczyć, gdybyśmy częściej potrafili przyjrzeć się szczegółom i spojrzeć głębiej, bo w zabieganiu, znudzeniu, ignorancji, możemy zgubić rzeczy naprawdę ważne. Te najistotniejsze, najciekawsze szczegóły. Ty się tym detalom przyjrzałaś i pokazałaś je nam... To świetne, bo przypuszczam, że większość widzów, tak jak i ja, nie zastanowiła się dłużej nad historią Bonnie. A Ty pięknie ją rozwinęłaś. Podoba mi się to, że pozostali bohaterowie "House'a", jak i sam fragment życia Bonnie związany z akcją serialu, zajmują stosunkowo niewielka część fika, ale jednocześnie tak idealnie wpasowują się w tę opowieść.
Podoba mi się też "wędrująca" przez tekst metafora kosmosu i ciał niebieskich, spinająca tekst w całość, ale również będąca wyrazem pewnej niezmienności bohaterki, tego, że - wbrew pozorom - wciąż tkwi w tym samym miejscu i nie potrafi zrobić tego, o czym od zawsze marzyła - zmienić czegoś w sobie, by wyrwać się z tego "bycia nikim", bo przecież wszystkie kroki, które podejmowała, stanowiły erzac, niedoskonałą namiastkę tego, co chciała robić naprawdę.

Trzy kaczki - zapomniałam o tajemniczym tytule, czytając całość, więc zaskoczyło mnie przyjemnie ich ponowne pojawienie się na koniec i wyjaśnienie nam ich głębszego sensu.
Dla mnie trzy kaczki to trzy siostry. To dzięki temu, że Bonnie była zawsze pomiędzy dwoma siostrami, zawsze była "tą trzecią" - i "musiała" już nią pozostać ... Choć może jednak nie na zawsze? Bo zakończenie jest wg mnie otwarte. Bonnie może wrócić do domu, nie pozwalając, by to "odkrycie" coś w niej zmieniło, ale może być też ono świetnym początkiem zmian... Bo wcześniej Bonnie tkwiła "pomiędzy". Pomiędzy siostrami, mądrzejszymi i "ważniejszymi" koleżankami, siostrą a chłopakiem, chłopakiem, a jego żoną, mężem a jego przyjacielem... I nie umiała się z takiego układu wyrwać, ona podświadomie się w takie układy wpędzała, bo nie umiała już inaczej funkcjonować, to jedyna postawa, jakiej nauczyła się w dzieciństwie. Ale w odpowiedniej chwili pojawił sie ponownie wujek Nigel, przypominając, że inna forma samoświadomości też nie jest jej obca - może być kimś wyjątkowym, ciekawym, godnym uwagi, odnoszącym sukcesy. Czy wskoczy na kolana wujka Nigela i pozwoli sobie na to...?
Pomóc jej w tej decyzji może druga interpretacja trzech kaczek. To też trzy siostry. Ale tym razem są to siostry, które zawsze są obok siebie, jedna za drugą - jak kaczątka płynące „gęsiego”, strzegące się nawzajem, stado, które łączy nierozerwalna więź. Zawsze były one trzy - ze wszystkimi swoimi słabościami i zaletami, ale przecież jakoś nauczyły się ze sobą żyć. Może, by odzyskać wewnętrzną równowagę, Bonnie powinna, chociaż od czasu do czasu, wskakiwać do rodzinnego stawu...? Trzy kaczki, które ten staw połaczył na zawsze, czy tego chcą, czy nie. To właśnie tam razem uczyły się pływać...

To niesamowite, że z tak epizodycznej postaci potrafiłaś "wyciągnąć" (że się tak nieładnie wyrażę) aż tyle.
Gratuluję pomysłu i ciekawego stylu, który potrafi wciągnąć...
Podoba mi się, że w tak krótkich akapitach, potrafisz zawrzeć tak wiele. Obrazy, jakie malujesz, są obszerne i szczegółowe jednocześnie. Poetyckie, i realistyczne.
"Coś" jest w Twoim stylu, zdecydowanie... Trudno powiedzieć co to, ale to coś ciekawego, psychodelicznego i lekkiego jednocześnie...

Wenów dalszych życzę.
I pozdrawiam serdecznie
Czerwono-Zielona


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin