Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Wreszcie tu go dopadłam, skrytego mordercę [1/? NZ, 13+]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:08, 12 Sty 2010    Temat postu: Wreszcie tu go dopadłam, skrytego mordercę [1/? NZ, 13+]




Oto druga część "O, mówi diabeł, Luizjana".
Będzie się trochę działo, będzie kilka nowych postaci oraz zwłoki
I zawodowy zabójca ze skomplikowana osobowością.



Wreszcie tu go dopadłam, skrytego mordercę
Ajschylos "Eumenidy".

Ten facet nie może być prawdziwy! Jest zbyt doskonały, zbyt perfekcyjny! I te wszystkie referencje... co ja najlepszego narobiłam... wpadłam w bagno po uszy. Trzeba było posłuchać plotek...
Myśli w głowie Cuddy kłębiły się niczym chmury burzowe, ale na zewnątrz była wcieleniem chłodu i profesjonalizmu. W duchu podziękowała House’owi (do czego to doszło!!) za lata obcowania z jego charyzmą i nauczenie się skrywania prawdziwych uczuć. Nie zawsze to wychodziło, ale jak na razie, w przypadku Ricka Lamarra, jej nowego szefa laryngologii, zdawało egzamin.
Rick Lamarr wyglądał jak ucieleśnienie marzeń każdej kobiety bez względu na wiek. Ciemne włosy opadające niesfornie na czoło, duże, jasnozielone oczy, klasyczne rysy twarzy... wysoki o sylwetce atlety. Przypominaj jej nieco Hugh Granta z jego najlepszych czasów. No i ten promieniujący, wręcz zwierzęcy, magnetyzm...
A to oznaczało nieprawdopodobne kłopoty z żeńską częścią personelu medycznego. Gdyby nie wysokie kwalifikacje i rozpaczliwa potrzeba zatrudnienia naprawdę dobrego lekarza na stanowisku ordynatora laryngologii, Cuddy nie przyjęłaby go do pracy.
Trzeba było jednak posłuchać tych cichych plotek i poszukać kogoś innego. Teraz mam przerąbane.
Lamarr wydawał się całkowicie nieświadomy uczuć targających osobą Cuddy i ze stoickim spokojem podpisywał papier za papierkiem, od czasu do czasu zerkając na dziekana medycyny, uśmiechając się zalotnie. Ale Cuddy zauważyła, że uśmiech nie sięga jego oczu.
Dla niego to gra... Jest zimny i wyrachowany. Musze mieć na niego oko. Mało mi House’a to jeszcze teraz ten wąż... nie wiedziała dlaczego pociągający, przystojny jak diabli, inteligentny, seksowny lekarz skojarzył się jej z wężem. Postanowiła zaufać swojemu przeczuciu.
Formalności dobiegły końca i Cuddy odetchnęła z ulgą bezgłośnie. Teraz tylko pozostawało oprowadzić nowego lekarza po jego włościach i zapoznać go z personelem, i resztą ordynatorów. Skóra jej ścierpła na plecach, kiedy pomyślała o konfrontacji House’a z Lamarrem. House nie miał pacjenta i prawdopodobnie Wilson przekonał go do pojawienia się na oddziale laryngologii.
Dobra, będzie się tym martwic później.
Obydwoje skierowali sie w kierunku wind rozmawiając o obowiązkach czekających na nowego szefa. Drzwi windy zamykały się już gdy ktoś krzyknął: „zatrzymać windę!”.
Lamarr wykazał się refleksem i nacisnął przycisk stopu. Do windy wpadła zadyszana blondynka, uśmiechając się olśniewająco do dwójki pasażerów.
- Sara! Wróciłaś jak widzę. Akurat zdążysz na dzisiejszy benefit... - Cuddy nadal czuła się niezręcznie w obecności Sary St-John.
- Przyjechałam prosto z lotniska i cieszę się, że cię widzę, Cuddy. W Newark wpadłam na mojego starego znajomego, Marka Graya. – Widząc nierozumiejące spojrzenie dziekana, dodała – tego Marka Graya. Właściciela „Seagull”.
Cuddy zatkało. Mark Gray był miliarderem, jego firma skutecznie konkurowała z „Microsoftem” na rynku. Sara miała naprawdę interesujących znajomych.
- Zaprosiłam go na przyjęcie – kontynuowała spokojnie Sara – mam nadzieję, że nie będzie kłopotu? Uprzedzisz portierów, dobrze? Mark chce podarować sporą sumę na rzecz onkologii. – Żona Graya zmarła trzy lata temu na raka płuc.
- Nie, oczywiście, że nie będzie żadnego kłopotu – wydusiła z siebie oszołomiona Cuddy. – Wszystko załatwię i posadzę go przy waszym stole. Lance też będzie?
- Oczywiście! On i Camilla. Nie przegapi okazji, żeby próbować ograć kogoś w pokera – Sara roześmiała się i wysiadła z windy kiwając głową na pożegnanie.
Lamarr był oszołomiony. Do tej pory nie spotkał kobiety, która by tak kompletnie go zignorowała. Jego ego ucierpiało znacznie, co przyznał w duchu. Kobieta była ładna, szczupła i wysoka, ubrana na sportowo. Ale było w niej... coś. Uśmiech, roześmiane oczy z plamkami złota, miękkie ruchy, które skojarzyły mu się z wodą. Ciekaw był kim była. Nie wyglądała na pielęgniarkę ani nawet na lekarkę, a do Cuddy odnosiła się jak do równej sobie.
- Doktor Cuddy? Kto to był?
- Umm? – Cuddy została wyrwana z zamyślenia – Ach... to była Sara St-John... – w tym momencie winda ćwierknęła cicho, drzwi się rozsunęły i weszli wprost w gromadkę podekscytowanych pielęgniarek, i Lamarr nie dowiedział się niczego więcej.
Nie szkodzi. Był zaproszony na przyjęcie, tam odnajdzie interesującą go kobietę. To może poczekać. Jednym uchem słuchał wyjaśnień Cuddy dotyczących oddziału, wyposażenia, personelu i podobnych głupot. Czekał na poznanie ważniejszych osób. Innych ordynatorów, a zwłaszcza jednego.
Doktor Gregory House.
Ta osoba interesowała go najbardziej. Medyczny geniusz, gbur, sarkastyczny dupek o koszmarnych manierach i niesamowity manipulator. Lamarr uwielbiał gry wszelkiego rodzaju i nie mógł się doczekać konfrontacji z mistrzem gry.
To będzie fascynujące doświadczenie. I uśmiechnął się do siebie rekinim uśmiechem, a Cuddy ścierpła skóra tym razem na całym ciele.


Sara zastała pustą salę konferencyjna i gabinet House’a. Westchnęła rozczarowana i podreptała w stronę ekspresu do kawy. Oczywiście, dzbanek był pusty i nieumyty. Otworzyła szafkę i mruknęła z zadowoleniem. Nareszcie porządna kawa. Zajrzała do paczki wdychając z zadowoleniem zapach kawy, orzechów i cynamonu. Wsypała kawę do filtra, dodała szczyptę soli i kardamonu, i włączyła ekspres czekając niecierpliwie, aż gorący płyn ścieknie do dzbanka. W samolocie podawali wywar ze ścierki a nie kawę, zboczyli z kursu, bo nad Chicago była burza, w związku z czym lot przedłużył się niemiłosiernie. Była zmęczona lataniem pomiędzy Princeton, Luizjaną i LA. A najbardziej była zmęczona walką ze scenarzystami i reżyserem filmu według jej książki.
Neil Gaiman i Chandler mieli rację... pomyślała. Lepiej tłuc kamienie na drodze niż użerać się ze scenarzystami. Jeden głupszy od drugiego...
Rozmyślania Sary zostały przerwane dość gwałtownie przez nieco piskliwy kobiecy głos.
- Co ty tutaj robisz? Kim jesteś? Nikomu nie wolno dotykać ekspresu doktora House’a!
Sara obróciła się i zobaczyła ciemnowłosa kobietę w białym fartuchu z przypiętą plakietką głoszącą: dr Marion Davenport.
Proszę, proszę... House ma nową kaczuszkę i nie raczył nic powiedzieć na ten temat...
- Mhm... czekam na House’a. W międzyczasie robię kawę. Nic nie wiem o tym, że nie wolno robić kawy na oddziale diagnostyki. – Usiłowała być mniej więcej uprzejma, ale coś w doktor Davenport ją rozdrażniło.
- Nie masz plakietki. Powinnaś czekać na niego na dole, w sali dla gości aż cię wezwie. Idź tam albo wezwę ochronę – kobieta była zdenerwowana nie wiadomo dlaczego.
- Jestem prywatnym gościem doktora House’a – wyjaśniła leniwie Sara przeciągając się równocześnie, tak że jej kusy sweterek podjechał do góry ukazując opalony brzuch.
Marion Davenport zatkało na dłuższą chwilę. Jak on śmiał zaprosić do szpitala... do swojego gabinetu dziwkę!! Ciekawe co na to powie Cuddy!! Ta kobieta jest tak bezczelna, jak ona śmie! I on!! Poczuła chęć mordu.
Do Sary dopiero teraz dotarło co zrobiła i o mało nie wybuchnęła śmiechem na widok miny pełnej zgrozy na twarzy młodej lekarki. Wzruszyła ramionami uśmiechając się bezczelnie i nalała sobie kawy do czerwonego kubka. Świętego kubka House’a.
Lekarka wręcz zagulgotała i prawie rzuciła się na Sarę usiłując odebrać jej kubek.
- Jak możesz! To jego kubek! Nie myślałam że on odważy się sprowadzić dziwkę do szpitala!! – syczała jak żmija Marion.
Nie zauważyła, że w progu stanęło trzech mężczyzn, wszyscy z otwartymi ustami wpatrywali się w rozgrywająca się scenę. Sara zręcznie uniknęła ataku lekarki, opadła na krzesło z ulgą i na widok pozostałych kaczuszek i ich min pokręciła niedostrzegalnie głową. Foreman pierwszy odzyskał zimną krew i chrząknął. Marion obróciła się i spojrzała na swoich współpracowników z wściekłością.
- Cześć Saro, widzę, że zrobiłaś kawę. Nareszcie będzie się można napić prawdziwej kawy a nie lury. – Foreman nie patrzył na Davenport. Nie cierpiał jej. Taub i Kutner skinęli głowami w kierunku Sary i również przyssali się do dzbanka.
- A gdzie podziewa się wasz jedyny i ukochany szef?
- Jest na spotkaniu z nowym szefem laryngologi – prychnął Foreman po usłyszeniu wyrażenia ”ukochany szef”.
- Lepiej wezwijcie go... zanim obrazi połowę lekarzy a Cuddy szlag trafi – stwierdziła rzeczowo Sara.
- Wilson go pilnuje – mruknął Kutner, równocześnie wysyłając wiadomość. – Do Wilsona też wysłałem, co sie będzie nudził sam...
- Wy ją znacie? - Wybuchnęła Davenport.
- A bo co? To przestępstwo, czy co? – Kutner z jakiegoś powodu był w bojowym nastroju.
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że jesteś jej klientem!
Trójka mężczyzn wybuchnęła śmiechem na to oświadczenie. Sara uznała, że oni bardzo ale to bardzo nie lubią swojej koleżanki. W gruncie rzeczy nie dziwiła się wcale.
Zarozumiała mała jędza...
- Kto był taki genialny i wyratował mnie z tego nudziarstwa? I kto zaparzył kawę? – House powęszył w powietrzu i spojrzał oskarżycielsko na swoich podwładnych, którzy dość dokładnie zasłaniali siedzącą przy stole Sarę. Wilson, który wszedł do sali przez drzwi z korytarza, od razu ją zauważył i uśmiechnął się radośnie. Natomiast doktor Davenport skrzywiła się z satysfakcją patrząc na Sarę i ciesząc się z nadchodzącego ochrzanu.
House zrobił dwa kroki i zobaczył Sarę. Natychmiast zatrzymał się i wlepił w nią oczy jakby zobaczył widmo. Nie odrywając od niej wzroku odezwał się:
- Wynoście się. Idźcie ratować życie albo coś. Albo jazda do domu, wieczorem jest przyjęcie, to zróbcie się na bóstwa, pamiętajcie, że obowiązuje strój lata dwudzieste, lata trzydzieste! Wilson, sprawdź, czy nikt ci nie umiera...
Onkolog uśmiechnął się lekko i wzruszył ramionami. Pozostali mężczyźni pakowali się gorączkowo nie chcąc, żeby szef zmienił zdanie.
House podszedł do uśmiechającej się Sary i podniósł ją na nogi. Wyjął jej z rak czerwony kubek, mrucząc pod nosem: "nieładnie, nieładnie" i odstawił na stół. Następnie nie zwracając uwagi na pozostałe osoby objął ją i pocałował, i nie był to grzeczny pocałunek. Marion zatkało. Zanim jednak zdołała coś wydukać, House i Sara odsunęli się od siebie bez tchu uśmiechając się głupawo. W końcu House, nadal obejmując Sarę, pociągnął ją niecierpliwie do wyjścia. Głos Marion zastopował go w progu.
- House!! Kim ona jest? Dlaczego sprowadzasz dziwkę do pracy?? Do szpitala? To nawet jak na ciebie jest za dużo!! – Davenport była tak wściekła, że jej głos brzmiał piskliwie.
House obrócił się z morderczym wyrazem twarzy i popatrzył z furią na swoją pracownicę.
- To nie twój pieprzony interes kim ona jest! Ale wyjaśnię raz. To jest Sara St-John. Doktor St-John...
- Właściwie od tygodnia profesor... – wymruczała Sara z uśmieszkiem.
- O? Zgodziłaś się na wykłady? – Zainteresował się House.
- Owszem.
- Okay... tak więc jest to profesor Sara St-Johns dla ciebie. Jest archeologiem i wykłada na Yale. Oprócz tego jest światowej klasy specjalistą od chińskich brązów. – House obrócił się i pociągnął Sarę za sobą. Nie oglądając się, dorzucił:
– I jest moją żoną.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez nefrytowakotka dnia Śro 11:45, 13 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
coolness
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 4481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Krainy Marzeń Sennych, w które i tak nie wierzę
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:20, 12 Sty 2010    Temat postu:

Czuję się jakby przyszła druga gwiazdka w tak krótkim czasie.
Dość niedawno skończyłam czytać pierwszą część, a tu już druga.
Jestem więcej niż szczęśliwa.
Niewątpliwie masz talent.
To opowiadanie wciąga jak diabli. Niemożna się oderwać i chcę się więcej!
Nie wiem jak ty to robisz, ale to się czyta lepiej niż niejedną książkę. Naprawdę.

Weny

ps. Czy mi się wydaje, że w języku polskim używamy jednego wykrzyknika albo trzech, nie dwóch...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13422
Przeczytał: 1 temat

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:12, 12 Sty 2010    Temat postu:



Cytat:
House obrócił się i pociągnął Sarę za sobą. Nie oglądając się, dorzucił:
– I jest moją żoną.


Nareszcie u ciebie House rodzinny, ale zachowuje balls.

Czy tylko mnie nowa kobieca kaczuszka kojarzy się z serialową dean z PPTH?

Lamarr contra House, a pomiędzy nimi kobieta, która nie da sobie w kaszę dmuchać. Obicie nosa a może nawet podcięcie nóg dokonane na Lamarr przez tandem Sara-Greg oczekiwane z utęsknięniem. Równym czekaniu na pojawienie pierwszego (i mam nadzieję nie ostatniego) trupa.

P.S. Jak widać coraz bardziej widzę House'a w roli śledczego kryminalnego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dark Angel
Nocny Marek
Nocny Marek


Dołączył: 10 Paź 2008
Posty: 5291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 69 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:42, 12 Sty 2010    Temat postu:

jakastam napisał:
ps. Czy mi się wydaje, że w języku polskim używamy jednego wykrzyknika albo trzech, nie dwóch...

Bardzo Ci się wydaje. Poza tym takie rzeczy to na PW.

Cieszę się z kontynuacji. Luizjanę dokończyłam niemal jak się ukazała, ale dopiero dziś się zmobilizowałam do komentarza, żeby nie wyglądało głupio

I czekam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kartograf
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 15 Wrz 2009
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Domanowo
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:54, 30 Sty 2010    Temat postu:

Kiedy następna część? Nie daj nam długo czekać

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joasui
Dentysta- Sadysta
Dentysta- Sadysta


Dołączył: 20 Gru 2007
Posty: 2116
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 20 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice 3miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:37, 30 Sty 2010    Temat postu:

Zapowiedź dalszego ciągu rodzi nadzieję, że nie porzucisz tego fika po jednej części, jak sporo pozostałych . Tak czy siak, Twoja wiernia czytelniczka (czyli ja ) czeka na ciąg dalszy.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ginger_42
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 15 Paź 2008
Posty: 84
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z fabryki kredek
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:39, 27 Lut 2010    Temat postu:

Właśnie na to czekałam! Wciąga od samego początku, czyta się jak dobrą powieść...
Czuję, że z Lamarrem będą kłopoty i nie mogę się ich doczekać


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin