Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Bomba z samozapłonem [NZ, 5/?]
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Przechowalnia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Eithne
Szalony Filmowiec


Dołączył: 23 Maj 2008
Posty: 4040
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 19 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z planu filmowego :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:59, 06 Lut 2009    Temat postu:

No, no, no....
Zaintrygowałaś mnie fickiem... Uwielbiam historie z serii "20 lat później" z potomkami bohaterów na pierwszym planie... Mam nadzieję, że Michael da o sobie zać nie raz i zaskoczy wszystkich dookoła
Będę śledzić opowiadanko, nie ma co!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 12:36, 07 Lut 2009    Temat postu:

m90 napisał:
Ale on nie postanowił być taki jak ojciec ;].
Cytat:
- Oszalałaś mamo? Co to za sztuka być świetnym lekarzem i nazywać się House?! Nigdy! Rozumiesz? Nigdy! Chcę budować reputację swoją własną, ciężką pracą!


Chodziło mi o to, że on idzie na tą samą uczelnię, co ojciec i chce być tak samo lekarzem, jak Greg.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
m90
Łyżka Lifepaka
Łyżka Lifepaka


Dołączył: 23 Lip 2008
Posty: 1855
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zakamarki opolszczyzny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:58, 23 Mar 2009    Temat postu:

Ja chyba z każdą kolejną notką odbiegam od pierwowzoru hamerona, gdzie mamy omawiać miłość House'a i Cameron. Ale cóż, wena nie sługa.
_______

Miła nauczycielka nauczania początkowego uśmiechała się szeroko do klasy. Była nowa, chciała przypodobać się dzieciakom i szczerzyła zęby w ich stronę, żeby myśleli, że to taki pojednawczy gest. Dzieciaki jednak nie bardzo rozumiały, co pojednawczego może być w suszeniu zębów, one tak nie robiły. Albo się uśmiechały, albo śmiały tak, że pryskała ślina, ale zębów nie suszyły. Jednak młodziutka dziewczyna zaraz po szkole, nieco zbyt ambitna, myślała, że tak trzeba. Uśmiechać się i mówić jak do bandy idiotów. Dzieci nie cierpiały w szczególności tego paplania. „O jej, ależ wy jesteście wspaniali, moje smerfy kochane!”. Odmóżdżyć się można było przy takim traktowaniu. Przecież oni mieli po siedem lat! To już tak dużo!
Drobniutka blondyneczka postanowiła, że na pierwszy ogień weźmie najłatwiejszy temat: rodzice. Siedmiolatki uwielbiały gadać o swoich rodzicach, to jeszcze ten etap kiedy rodzicieli się podziwia, a nie bluzga na nich i trzaska drzwiami kiedy zakazują wyjścia w sobotę wieczorem na imprezę. Dlaczego by więc nie zacząć od tego jak to mamusie ulepszają świat dzieci? Mamusie się udały, poszło gładko. Doszli do wspólnego wniosku, że bez mamuś świat byłby straszny i wszyscy się zgodzili, że trzeba je kochać nad życie. Kruszynka zetknęła się z prawdziwym problemem jak na następnej lekcji przeszli do tatusiów.
Lekcja zaczęła się całkowicie normalnie, w miłej i swobodnej atmosferze, pani zapisała temat na tablicy i zapytała dzieci kim jest tatuś.
- Billy, powiedz nam, jak wygląda twój tata? – Krępy chłopaczek zerwał się z krzesełka i natychmiast podjął się opowiadania.
- Jest duży i taki silny! Taki silny, że uniósłby ze sto słoni! I ma czarne włosy. Mama mówi, że też takie będę miał… - chłopczyk rozkręcił się w najlepsze, ale nasza Kruszynka uznała, że inni też powinni mieć możliwość wypowiedzi.
- Michael, a co ty nam powiesz o swoim tatusiu?
Wysoki chłopiec z burzą brązowych włosów, które dawno nie widziały fryzjera, w przeciwieństwie do swojego kolegi wstawał powoli, ociągając się. Kiedy już wyprostowany spojrzał na nauczycielkę, ta przeraziła się jego chłodnym obliczem.
- O moim… tatusiu? – spytał niepewnie, jakby chcąc przedłużyć czas do momentu, kiedy będzie musiał powiedzieć coś konkretnego.
- No… tak. Co z nim robisz? W co się bawicie? – odparła lekko speszona Kruszyna. Michael przygryzł dolną wargę, ale cały czas starał się nie spuszczać wzroku z nauczycielki. Miął róg bluzki w chudych paluszkach.
- Ja… Ja z moim tatą… My… My się nie bawimy.
Wypowiedź Mickey’a wprawiła nauczycielkę w osłupienie. Przeraziła się, że chłopak zaraz wyzna przed klasą, że jest bity, albo co gorsza, molestowany. Kompletnie nie wiedziała co ma robić. Wyrwało jej się przez przypadek idiotyczne: „Jak to?”, za co karciła się w duchu.
- No… Bo ja nie wiem co się robi z tatusiem. Ja nigdy nie bawiłem się z moim tatusiem, mój tatuś nie nosił mnie na barana, tak jak tatuś Callie.
Przerażona Kruszyna stała przed tym pewnym siebie chłopcem i szukała na jego twarzy oznak przemocy, ale niczego się nie dopatrzyła, poza kompletnym niezrozumieniem. Kilkuminutową ciszę przerwał, któryś z dzieciaków. Wstał i krzyknął triumfalnie:
- Bo Michael pewnie nie ma tatusia!
Znowu zapadła cisza, teraz wszystkie oczy skupione było na stojącej sobie swobodnie postaci, która nie kwapiła się do wyjaśnień.
- Jak to jest nie mieć taty? – odezwał się nagle Billy. – Nie wyobrażam sobie, żebym miał nigdy nie grać z tatą w piłkę. Zawsze to robimy, w niedzielę, po obiedzie.


***

Kiedy Allison przypomniała sobie buzię swojego syna podczas opowiadania tej historii poczuła ukłucie żalu. Powinna była przygotować jakoś Michaela do takich sytuacji. Przecież każda nauczycielka zawsze zaczynała temat rodziców i kiedyś musiało to wypłynąć na światło dzienne. Swoją drogą, wyobraziła sobie też Grega stojącego na bramce i ich synka, próbującego strzelić gola. Roześmiała się do własnych myśli. Może gdyby Greg był szczęśliwy, jego ból byłby inny? Nie taki… straszny. Może mógłby zagrać z synem w nogę, choćby na pozycji bramkarza? Szybko zganiła się za takie myśli. Zbytnie wybieganie w marzenia było bolesne.

***

Michael wybrnął z trudnej sytuacji. Nauczycielka wytłumaczyła im, że tak czasami się zdarza i grzeczne dzieci nie wypytywały chłopca, jak to jest nie mieć taty.
Ale wtedy ludzie dowiedzieli się, że Mickey Cameron, to jest t e n chłopak. Syn t e g o człowieka. I nagle ludzie zaczęli patrzeć na chłopca inaczej. Już nie był bystrym dzieckiem, które nie ma ojca, teraz został dzieckiem geniusza, które od małego musiało pokazywać, że genetyka to nie mit. Wszyscy zaczęli od niego wymagać, by znał odpowiedzi na każde pytanie i miał najlepsze stopnie i oczywiście, został lekarzem. Nie ważne, że miał siedem lat i nic nie rozumiał, to mały, wielki człowiek, który kiedyś będzie wielkim diagnostom. Tak uroili sobie ludzie, a Michael zagubiony w tym świecie wielkich wymagań robił swoje.


***

- O czym myślisz? – usłyszał delikatny głos tuż nad swoim uchem. Otrząsnął się gwałtownie. Znowu odpłynął we wspomnienia.
- Tak sobie myślałem… - odparł. Zupełnie naga brunetka, z niewielkim biustem i bez urody miss świata usiadła przed nim, na łóżku, które powinno służyć jednemu człowiekowi, a nie dwóm.
- Wiesz Mickey, kiedy jestem pewna, że seks z tobą był dobry? – spytała, uśmiechając się w ten charakterystyczny sposób, który tak uwielbiał.
- Hm? – mruknął tylko i poprawił poduszkę, która zaczęła uwierać go w plecy.
- Kiedy jest po wszystkim, to albo kładziesz się obok i o czymś intensywnie myślisz, albo wstajesz i idziesz na balkon zapalić. Seks jest dobry, jeśli zaczynasz myśleć. – Michael zaśmiał się głośno. W życiu by na to nie wpadł, to o czym mówiła Sara robił całkowicie mechanicznie, nie zwracał na to uwagi.
- Co oznacza, że dzisiaj było dobrze? – spytał śmiejąc się jeszcze. Chwycił ją za nadgarstek i przyciągnął gwałtownie do siebie. Miał jej twarzy o milimetry od swojej.
- Nawet genialnie, bym powiedziała… - mruknęła niczym rozjuszona kocica. – Tylko powiedz mi Michael, o czym ty tak właściwie myślisz?
Wcale nie miał ochoty jej mówić, co było przedmiotem jego ciągłych rozważań, ale to jakoś samo z niego wypłynęło, jakby bez udziału świadomości.
- Chyba rzucę medycynę.
Sara podniosła się do pionu i spojrzała na swojego ukochanego jak na pacjenta domu wariatów. Michael uśmiechnął się kpiąco na widok jej miny. Ona z kolei nienawidziła jego kpiny, o ile mogła słuchać tych okropnych ironii i niemiłych słów, skierowanych w jej stronę, o tyle każdy objaw kpiny wywoływał w niej odruchy wymiotne.
- Oszalałeś?! – krzyknęła. Miała nie podnosić głosu, zganiła się w myślach. Krzyk na Mike’a kompletnie nie działał, wręcz przeciwnie.
- Nie nadaję się do tego. Po za tym matka dziwnie się zachowuje. Ciągle powtarza, że mam być wspaniały i cudowny. Mam tego serdecznie dość. Odkąd skończyłem siedem lat, wszyscy mi powtarzali, że będę kimś wielkim, że mam się uczyć, ile można?!
Michael także zaczął krzyczeć. Wstał z łóżka i chwycił kołdrę, na której siedziała Sara, zrzucając ją brutalnie. Owinął się kołdrą w pasie, nikt go teraz nie będzie oglądał. Sara podniosła się bez słowa i usiadła na łóżku. Zebrała z podłogi szlafrok i włożyła go. Patrzyła coraz bardziej przerażona na swojego chłopaka, nie mogąc wydusić słowa.
- „Mickey musisz być najlepszy!”, „Mickey, z ciebie to będą ludzie!”, Mickey to, Mickey sramto. Będę artystą! Nie żadnym zasranym lekarzem! Chcę grać! Jeździć w trasy koncertowe z dobrym zespołem i być podziwiany za WŁASNY talent, a nie coś, co zostało mi wmówione przez ludzi, którzy nigdy nie widzieli mojego ojca na oczy! – Chłopak usiadł na podłodze. Oparł głowę na dłoniach i starał się oddychać głęboko, żeby znowu nie wybuchnąć.
- Kochanie, to już trzeci rok… Szkoda by było zaprzepaścić te trzy lata… Moi rodzice by mnie chyba zabili za coś… - Sara próbowała go udobruchać, ale słysząc jej słowa, przerwał jej w pół zdania i znowu krzyknął.
- Co ty wiesz o życiu?! Miałaś wspaniałą rodzinę, cudowne dzieciństwo! Kochającą mamusię, która gotowała obiadki i tatusia, który skleił ci domek dla lalek! Do tego zrobili ci siostrzyczkę, którą opiekowałaś się i kochasz nad życie! Idealne życie, jak z obrazka! – Sara instynktownie zaczęła przesuwać się do ściany i szczelniej otulała szlafrokiem, jakby to miało uchronić ją od wybuchu złości chłopaka. – A ja?! Wiesz jak wyglądało moje życie?! Matka wybuchająca płaczem, na każdą moją próbę wyduszenia z niej czegoś o ojcu! Na dodatek, pół życia spędzone w szpitalu na dyżurce pielęgniarek, myślisz, że ja miałem ciepłe obiadki we wspaniałej atmosferze?! Jadłem na szpitalnej stołówce, albo w szkolnej kafeterii! Matka przychodziła do domu wieczorem zjechana, nie czując nóg, próbowała przeczytać mi bajkę na dobranoc, albo wracała rano i szła spać. Po czym budziła się po południu i starała się coś ugotować. Kochałem kiedy miała nocki. Mogła poświęcić mi cztery godziny dziennie, a nie jedną, tak jak wtedy, kiedy szła na dzień. – Michael mówił coraz spokojniej. Gwałtowna złość cichła powoli. Sara siedziała nada przerażona, ale w końcu odważyła się coś powiedzieć.
- Uważasz ją za złą matkę? – spytała. Kolejny wybuch już i tak nic by nie zmienił, a bardzo chciała to usłyszeć, bo przecież tak lubiła Allison.
- Nie. Robiła wszystko co mogła, ale jeden rodzić choćby nie wiem jak chciał, nigdy się nie rozdwoi. Za to ją najbardziej kocham, za to, że prawie się rozdwoiła.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 23:19, 23 Mar 2009    Temat postu:

fajna część

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13421
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 23:27, 23 Mar 2009    Temat postu:

Auć,
zabolało.
To że House'a nie ma i jego syn z tego powodu tak cierpi.

To fik o Cam, trochę nieobecnej tu, ale to ona jest ważna w tej opowieści.
Szkoda mi jej bardzo.

"Zupełnie naga brunetka, z niewielkim biustem i bez urody miss świata usiadła przed nim, na łóżku, które powinno służyć jednemu człowiekowi, a nie dwóm" - dobry tekst.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:37, 24 Mar 2009    Temat postu:

no fajnie
tylko szkoda, że nie ma House'a


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BuTtErfly...?.!
Gastroenterolog
Gastroenterolog


Dołączył: 29 Wrz 2008
Posty: 1718
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:46, 24 Mar 2009    Temat postu:

Za to ją najbardziej kocham, za to, że prawie się rozdwoiła. <-- Ómarłam....
pięknie opisałaś uczucia i tą sytuacje...
!brak słów!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Amii
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 21 Kwi 2009
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:14, 23 Kwi 2009    Temat postu:

Sliczny fik. Piękny, taki... intrygujący . Będą dalsze części? Jeżeli tak to czekam z niecierpliwością

Zupełnie naga brunetka, z niewielkim biustem i bez urody miss świata usiadła przed nim, na łóżku, które powinno służyć jednemu człowiekowi, a nie dwóm.

Piękne ;D. To mój ukochany tekst . Ech... czekam na więcej
Pozdrawiam [/b]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Amii dnia Czw 17:16, 23 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:59, 24 Kwi 2009    Temat postu:

biedny Michael, cierpi bez ojca
a część jest świetna, uczuciowa bardzo, proszę o szybciutkiego cedeczka


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
m90
Łyżka Lifepaka
Łyżka Lifepaka


Dołączył: 23 Lip 2008
Posty: 1855
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zakamarki opolszczyzny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:33, 20 Sie 2009    Temat postu:

Nie mogę w to uwierzyć, ale naprawdę wróciłam do pisania tego ficka.
Niesamowite jest tak sobie wrócić ;].

_________________

Micheal powinien załatwić sobie wakacyjną praktykę, powinien, ale nie miał najmniejszej ochoty. Wpadło mu do głowy, żeby odrobić tę praktykę w szpitalu, gdzie pracowała matka, wiedział dobrze, że tam właśnie był t e n oddział diagnostyki, mógłby go zobaczyć na własne oczy. Kiedy był mały, matka nigdy nie pozwalała mu się oddalać, wiedziała, że by tam poszedł. Z początku, czuł się przestraszony i nie miał zamiaru nigdzie chodzić, ale potem, kiedy miał już te dziesięć lat, dosięgał do przycisku w windzie, mógłby się wybrać gdzie chciał, ale wszechobecne pielęgniarki na ER miały przykazane pilnować Mickey’a jak oka w głowie, czyli zawracać go natychmiast, jeśli tylko za bardzo się oddalił. Wszystkie wiedziały czyim jest synem i rozumiały, że matka nie życzy sobie by syn poszedł właśnie t a m, dlatego przystawały na jej prośbę. W końcu i tak zrezygnował, postanowił, że nie będzie sprzeciwiał się woli rodzicielki i kiedyś, gdy będzie mógł sam decydować o swoim życiu, pójdzie tam. Gregory House nie był bowiem niezastąpiony i diagnostyka trwała dalej, początkowo przeżyła szok, załamanie i poszła w dół, ale czas leczy każdą ranę, oddział stanął na nogi i był taki jak dawniej, a jednocześnie jakiś inny – bez House’a.
- Właściwie… Czemu nie? – powiedział do siebie, leżąc w pustym i ciemnym pokoju w rodzinnym domu. Właśnie podjął decyzję, wakacyjną praktykę zaliczy w Princeton Plainsboro. Było to czystym wariactwem, ale warto czasem zrobić coś wbrew sobie. Nadal pozostał mu z dzieciństwa pęd do wiedzy, takiej specyficznej wiedzy, bo tej która traktowała o jego ojcu.

Nieliczną liczbę wspomnień, która tkwiła w jego pamięci traktował jak najwyższą świętość, a kiedy odkrył istnienie Internetu, chciał wyciągnąć z niego jak najwięcej. Tylko, powstał problem, wszędzie można było natknąć się na te same informacje „nietuzinkowa osobowość”, „geniusz medycyny”, „nieobliczalny diagnosta”, „lekarz nie pozostawiający nierozwiązanego przypadku”. Na to ostatnie określenie trafił niedawno. Jakiś miesiąc temu, przypadła rocznica jego śmierci i przypadkiem trafił na wspomnienie o Gregory’m. Autorstwa niejakiego doktora Roberta Chase’a. Chłonął to co ten człowiek napisał, jakby to była życiodajna wiedza. Dzięki temu tekstowi poznał swojego ojca lepiej niż przez ostatnie dwadzieścia parę lat wyciągania z matki strzępków informacji. Tekst był opatrzony zdjęciem, takim które można było spotkać wszędzie, standardowe można powiedzieć. To które Michael miał na półce było inne, House był na nim młodszy niż na tym internetowym, mógł mieć jakieś trzydzieści lat i znaczyła je ogromna różnica, uśmiechał się na nim. Natomiast z komputera łypała na niego nieprzyjemna twarz faceta dobiegającego pięćdziesiątki, który wyglądał na totalnego gbura, ale w głębi serca Micheal wierzył, że ojciec był dobrym człowiekiem, chciał by tak było.
Przypomniało mu się, jak to się stało, że to zdjęcie w ogóle trafiło w jego ręce.

Pięcioletni chłopczyk, ubrany w jadowicie zieloną koszulkę siedział na podłodze salonu i układał coś pracowicie z klocków. Obiektywny obserwator, patrząc na tę konstrukcję mógłby stwierdzić jedynie, że to jakiś chaos bez ładu i składu, ale dla Micheala była to budowla o wielkim znaczeniu, to miał być jego wymarzony dom, w którym zamieszka, kiedy urośnie.
- Cześć, Mickey. - Chłopiec usłyszał jakiś miły, męski głos. Nigdy wcześniej nie słyszał tego głosu, kiedy rozejrzał się w poszukiwaniu źródła, dostrzegł mężczyznę, niezbyt chudego, blondyna o bardzo miłej twarzy. Uśmiechał się tak ładnie, Micheal nie znał tego pana, ale miał ochotę usiąść mu na kolana.
- Dzień dobry – odpowiedział grzecznie, tak jak uczyła go mama. Mężczyzna podszedł do niego i ukląkł obok.
- Co budujesz? – spytał wyraźnie zainteresowany. Ta ciekawość w jego głosie była zupełnie szczera, Mickey to wyczuł, dzieci znają się na takich rzeczach, wiedzą kiedy ktoś pyta tylko po to, żeby nie stać głupio bez słowa, a kiedy ktoś naprawdę chce wiedzieć.
- Dom, tutaj będę mieszkał jak będę duży. Ale zabiorę też mamusię, nie chcę żeby została sama – odpowiedział, przyglądając się temu dziwnemu panu, który podniósł się nagle i usiadł na sofie, tuż za plecami chłopca. – Kim pan jest? – spytał Mickey, wstając z podłogi. Mężczyzna oparł głowę na rękach, które z kolei znalazły oparcie na jego udach.
- Przyjacielem twojej mamusi i tatusia. Chciałem odwiedzić mamusię, ale spotkałem ją na klatce schodowej, szła właśnie do sklepu, co pewnie wiesz. Poprosiła, żebym wszedł i poczekał.
Micheal polubił tego pana, był taki szczery i zafascynowany nim. Nikt nigdy nie był nim zafascynowany, dlatego tym bardziej chciał poznać tego pana.
- Ma pan imię? - Mężczyzna roześmiał się, miał taki miły śmiech, poczochrał chłopcu włosy, spojrzał w jego niebieskie oczy, swoją brązową parą gałek ocznych i wziął go na kolana. Miał na to ochotę od momentu, w którym go zobaczył, a chłopczyk to podzielał, dlatego usadowił się wygodnie i przyglądał się dalej mężczyźnie.
- No to ma pan to imię?
- Oczywiście, mam na imię James.
- A ja Michael, ale mama mówi na mnie Mickey i pan też tak może. Pan jest miły.

Szczerość dziecka była rozbrajająca. James miał z kolei ochotę na przytulenie tego cudownego chłopca. Patrzył taki zaciekawiony tymi swoimi oczami, jakby chciał wypatrzyć wszystko co się da w jednej chwili. Boże, jak ten mały przypominał mu jego ojca!
Jakby na zawołanie, Micheal zapytał o niego.
- Znał pan mojego tatę, bo powiedział pan, że był jego przyjacielem, prawda?
- Prawda, znałem.
- A powie mi pan coś o nim? - James zamarł na chwilę zbity z tropu, chłopiec zadał to pytanie w taki specyficzny sposób, a potem patrzył takim wzrokiem, jakby był jego ostatnią nadzieją, jedyną osobą, która jest jeszcze na tym świecie i może mu w końcu coś powiedzieć.
- A co byś chciał wiedzieć?
- Wszystko – odparł natychmiast Mickey, ton jego głosu zdradzał: „nie wiem nic, błagam, powiedz mi wszystko co wiesz!”.
- A mamusia ci nigdy nic nie opowiadała?
- Nie, mamusia mówi, że nie potrafi i potem idzie do kuchni i udaje, że nie płacze, ale ja wiem, że ona płacze. A ja bym chciał wiedzieć jaki był mój tatuś, jak on wyglądał proszę pana? - Mężczyzna był przerażony tym co właśnie usłyszał. On nic nie wie o Gregu! Nie potrafił zrozumieć postawy Allison, ale z drugiej strony… Minęło dopiero pięć lat, coś takiego może boleć długi czas.
- Twój tata, był bardzo wysoki, miał ciemne, ciągle nieuczesane włosy – zaczął opowiadać, obrazując gestami to co mówił. – Zawsze miał na twarzy zarost – powiedział, przykładając dłonie do policzków. – I takie same oczy jak ty. Identyczne.
- A jestem do niego podobny? - James zatrzymał się na chwilę przy tym pytaniu. Micheal nie był podobny do House’a, miał delikatność Cameron, a nie ostre i charakterystyczne rysy ojca. Jedynie oczy. Tak, oczy miał po ojcu.
- Przypominasz mi go bardzo – odpowiedział wymijająco. Wiedział, że chłopiec chce to usłyszeć, a po części była to prawda, bo przypominał, ale nie z wyglądu.
- A jaki był tata? Był dobry?
- Dobry?
- No, taki jak mama. Dobry. I miły. - Uśmiechnął się na te słowa, House i Cameron to ogień i woda, całkowicie odmienne osobowości, jak wytłumaczyć dziecku, że jego ojciec to zgryźliwy cynik?
- Ratował ludzi i kochał to robić, to było najważniejsze w jego życiu, więc tak – był dobry.

Wiedział, że takie słowa uradują dziecko, ale z drugiej strony, House nie był zły, on był tylko samotny.
- A pan też ratuje ludzi?
- Tak. Również jestem lekarzem, tak jak twoja mama. Tylko, że ja wyjechałem, rok po tym… jak się urodziłeś. – Chciał powiedzieć „…jak umarł twój tata”, ale tak brzmiało to znacznie ciekawiej.
- Czy tata mnie kochał? - Jamesa zmroziło ponownie. House co prawda zdążył zobaczyć swojego syna, tuż po jego narodzinach, ale nawet nie zdołał go dotknąć. Stał przy łóżeczku na sali szpitalnej i gapił się w noworodka, jakby był niezidentyfikowanym obiektem latającym. Wilson widział jak ukradkiem, Gregory wyciągnął do niego rękę, którą natychmiast cofnął. Potem wyszedł z sali i już nigdy do niej nie wrócił. Nigdy.
Wpadło mu do głowy, że najlepszym wyjściem będzie powiedzenie małemu, że ojciec nie zdążył go poznać, ale spryciarz go ubiegł.
- Mama mówiła, że mnie widział.

I co teraz? Pozostawało mu skłamać, w sumie nie wiedział, co jego przyjaciel czuł do syna, nie miał pojęcia jak to nazwać. Czy patrzenie bez przerwy przez dziesięć minut i wyciągnięcie ręki to miłość? Chociaż, w tej nieśmiałości jaka kierowała jego ręką, mogło być to wielkie uczucie, chociaż odrobina. House nie był potworem, musiał coś czuć. A każdy normalny i sprawny umysłowo człowiek czuł naturalną miłość do własnego dziecka.
- Tak, kochał cię bardzo, ale nie potrafił tego okazać tak jak należy – powiedział w końcu, bo Mickey marszczył już czółko, nie rozumiejąc dlaczego ten miły pan milczy.
- Co to znaczy, że nie potrafił tego okazać?
- Dowiesz się kiedyś i wtedy to zrozumiesz.

Gdy skończył to kolejne wymijające zdanie, otworzyły się drzwi wejściowe i weszła Allison. Przytulił chłopca i postawił na podłodze.
- A teraz muszę porozmawiać z twoją mamusią – powiedział i wstał z sofy. Wyszedł z salonu, zamknął za sobą drzwi i poszedł do kuchni, gdzie Allison rozładowywała torbę z zakupami.
- Dlaczego on nie ma nawet zdjęcia ojca?! – zapytał z wyrzutem James. Kobieta zaskoczona upuściła keczup w plastikowej butelce, który otworzył się i wylał na płytki podłogowe. Rzuciła się na ścierkę i bez słowa zaczęła ścierać czerwoną maź.
- Ja nie mam nawet jego zdjęcia – odparła beznamiętnym tonem.
- Będę tutaj za miesiąc, przywiozę ci zdjęcie. Mam tylko z czasów studenckich i ewentualnie z początków kariery, ale wystarczy.


Po tym wydarzeniu, rzeczywiście Wilson przyjechał znowu i przywiózł zdjęcie, oprawione w ramkę i zapakowane w ładny papier, wręczył Allison po kryjomu, przywitał się z malcem, pobawił chwilę, pogadał jeszcze z matką i pojechał, a potem Allison podarowała Michaelowi paczuszkę.
Dorosły już Michael, starając się przebić wzrokiem ciemność, spojrzał na szafkę, na której stała ramka. Przypomniało mu się jeszcze jak potem pokazał matce to wspomnienie i spytał kim był ten człowiek, który to napisał.
Jej odpowiedź go zaskoczyła, matka zaczerwieniła się ze złości i tonem, jakiego nigdy u niej nie słyszał odpowiedziała: „Nigdy nie pytaj o tego człowieka”.
Spełnił jej prośbę, głównie ze względu na reakcję, ale był już człowiekiem dorosłym, który potrafił dowiedzieć się tego czego chciał. Już następnego dnia dowiedział się, iż niejaki Robert Chase to były mąż jego matki. Internet wie wszystko, a doktor Chase, to znany w Australii chirurg, więc jeśli się chce, wszystkiego można się dowiedzieć. Michael siedział wtedy oniemiały przed ekranem komputera i nie mógł nic z tego zrozumieć, zawsze myślał, że Allison Cameron była żoną jego ojca, a nie jakiegoś chirurga z Australii. Wtedy właśnie wpadła mu do głowy myśl o praktyce w Princeton, mógłby w końcu odkryć karty swojej historii, którą tak usilnie zaciemniała mu własna matka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13421
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 8:16, 21 Sie 2009    Temat postu:

O, żesz!

Zgrabnie bardzo zapętliłaś sytuację z przeszłości. W dodatku fantastycznie nawiązałaś do obecnych realiów serialowych.

Cam współczuję. Nieszczęśliwa od zawsze.

Bardzo jestem ciekawa co i w jaki sposób Michael zrobi po rozszyfrowaniu tajemnicy swojej mamy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kropka
Litel Wrajter


Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 11:28, 21 Sie 2009    Temat postu:

A mnie zaczyna baaaardzo interesować cała tajemnica Cam.
Dlaczego tak się zachowuje?

Czyżby Chase nabroił tak, że to przez niego zginął House a artykuł miał być formą żalu za grzechy?
Wieszczę wielką intrygę i manipulacje.

m90 - korzystaj z wolnego czasu i pisz, pisz... co?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 11:50, 21 Sie 2009    Temat postu:

ja również sądziłam, że Cam będzie w tym ficku wiecznie sama... o_O

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:34, 21 Sie 2009    Temat postu:

Kropka napisał:
Czyżby Chase nabroił tak, że to przez niego zginął House a artykuł miał być formą żalu za grzechy?
Wieszczę wielką intrygę i manipulacje.


Wszytko jest możliwe. Może tak, może nie.

Część jest piękna. To wspomnienie z Wilsonem...
*rozpływa się*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kin
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: my wild island
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:08, 21 Sie 2009    Temat postu:

Co ta Cameron porobiła, hm... pisz szybko!
Fajnie że wróciłaś


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
m90
Łyżka Lifepaka
Łyżka Lifepaka


Dołączył: 23 Lip 2008
Posty: 1855
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zakamarki opolszczyzny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:35, 09 Paź 2009    Temat postu:

Syn słynnego diagnosty nie zrezygnował z medycyny, wręcz przeciwnie, zapalił się do niej i to dokładnie w momencie, w którym odkrył tożsamość doktora Chase’a. Letnie praktyki zbliżały się wielkimi krokami, a on skrupulatnie się do nich przygotowywał. Zaczął od przeszukiwania Internetu, gdyż to była najlepsza kopalnia wiedzy. Powoli okrywał tę historię, której nie chciała przekazać mu matka.
Michael Cameron był szują, który potrafił posunąć się o krok za daleko, często przekraczał granice dobrego smaku. Wykorzystał tę umiejętność by wydobyć informacje, zaczynające historię, którą chciał poznać. Włamał się do komputera matki, przejrzał wszystkie znajdujące się tam pliki, nic nie znalazł, dopóki nie przypomniał sobie, że jego matka posługiwała się komputerami w dość zaawansowanym stopniu i potrafiła ukrywać pliki.
Znalazł cały folder, z którego dowiedział się, co było przedmiotem twórczości jego matki. Wiedział, że Allison pisywała czasami opowiadania, widział jak pisała coś zawzięcie i zapominała zrzucić plik na pasek zadań, kiedy Michael przechodził obok. Jednak miał żelazne zasady wobec prywatności matki, które złamał, tłumacząc sobie to tym, że ona też nie grała wobec niego fair. Grunt to dobre wytłumaczenie.
W odkrytym folderze było kilka plików tekstowych, parę opowiadań, w których znalazł odniesienia do samego siebie, do Allison, do swojego ojca. Ale było coś jeszcze. Coś co pozwoliło mu poznać, jak to się stało, że Gregory House przyjął do swojego zespołu Allison Cameron.


Młodziutka lekareczka, nikomu nie znana, stojąca u progu wielkich marzeń i wspaniałej kariery, jaką chciałaby zrobić.
Przyszła do Princeton Plainsboro kompletnie sparaliżowana. Wiedziała niewiele na temat mężczyzny, który miał zadecydować o jej przyjęciu do tej pracy. Jednak wystarczająco na tyle, by zacząć się bać.
Weszła do przeszklonego gabinetu, tak jak wskazała jej dyrektorka szpitala, do której poszła w pierwszej kolejności. Nikogo jednak nie było w tym pomieszczeniu, ale dojrzała kątem oka mężczyznę w sali obok, oddzielonej szklaną ścianą. Puste szafki na książki wyglądały jakby dopiero zostały tam ustawione, biała tablica nigdy jeszcze nie była zapisana, blat stołu błyszczał w słońcu, które wpadało przez okna, w których inny mężczyzna montował właśnie rolety. Natomiast ten, który interesował młodą lekarkę nalewał sobie kawę do czerwonego kubka.
Nagle odwrócił się i spojrzenia obojgu skrzyżowały się dosłownie na ułamek sekundy, gdyż oboje jednocześnie odwrócili wzrok, zawstydzeni tym bezpośrednim spojrzeniem.
Mężczyzna ruszył w jej stronę, zauważyła, że chodzi o lasce. Starała się nie patrzeć na niego, ale specyficzna uroda przyciągała wzrok.
- Dzień dobry – powiedziała, kiedy przeszedł przez drzwi. Przytaknął nieznacznie w odpowiedzi i skierował się do małego, zastawionego teczkami biurka. Jednym ruchem dłoni zrzucił na podłogę cały ich stos i w tym miejscu postawił kubek.
- Jedenaście na dziesięć z tych CV napisali idioci – odezwał się, sadowiąc się na obrotowym fotelu. Wyglądał bardzo poważnie, jakby chciał ją zmiażdżyć wzrokiem, mimo wszystko nie potrafiła przestać mu się przyglądać. – Pani… - zawahał się na chwilę, mrużąc oczy. – Doktor Cameron?
- Zgadza się – odpowiedziała przestraszonym tonem.
- Za dużo wagi przywiązuje pani do tego co słyszy wokół – powiedział. Cameron patrzyła niezrozumiale. – Trochę więcej własnej inwencji, a wtedy przestanie pani patrzeć na mnie jak na potwora.
Allison pojęła do czego ten porażający swoją osobą facet aluzjował. Zrobiło jej się głupio, ale starała się nie spuszczać z niego wzroku.
Doktor Gregory House siedział przez chwilę w zupełnym milczeniu, sięgnął po biało-czerwoną piłkę, leżącą na biurku, ale w połowie drogi jaką odbyła jego dłoń, rozmyślił się.
- Co by pani powiedziała na to, gdybym panią przyjął, doktor Cameron?
Kobieta nie wiedziała co odpowiedzieć, żeby była to prawidłowa odpowiedź, wszystko co mówiła w jego obecności musiała kilkukrotnie analizować, bojąc się, że zrobi z siebie błazna.
- Powiedziałabym, że dobrze pan robi, doktorze House – odparła w końcu, pewna siebie, bez żadnej nutki zawahania, patrząc mu prosto w oczy.
- Skoro tak, to możemy uznać, że nawet wredny doktor House może czasem zrobić dobry uczynek. Przy okazji dowiem się jak to jest, zrobić coś dobrego.


W tekście padło słowo „zespół”, które jednoznacznie wskazywało na to, że z Housem pracowało więcej osób, tak więc kolejnym punktem śledztwa było poznanie tożsamości reszty pracowników. W tym celu wystarczyło spytać G oogle’a, by po paru minutach mieć przed sobą kartkę z pięcioma nazwiskami, z których tylko dwa mu coś mówiły.
Nazwisko matki, a zarazem jego własne i jej męża, Roberta Chase’a. G oogle nie wiedział jednak nic na temat prywatne życia pracowników Princeton.
Sądził tak, dopóki nie natrafił na informację stricte prywatną.
Jego ojciec spędził trzy miesiące w szpitalu psychiatrycznym Mafield. Stracił na dłuższy czas licencję, by wrócić do zawodu i rok później umrzeć, pięć miesięcy przed narodzinami swojego syna.
Pojawiły się kolejne niewiadome, kolejne pytania, Michael nic już z tego nie rozumiał. Dlaczego ojciec był w psychiatryku? Dlaczego w ogóle był jego ojcem, skoro mężem jej matki był niejaki Chase? Dlaczego Chase i Cameron odeszli z zespołu House’a? No i kim była Amber Volakis, której nazwisko przewinęło się tylko jeden jedyny raz.
Spisywał na bieżąco każde pytanie, które należało rozwiązać w między czasie błądząc w odmętach sieci. Łaził po nic nie znaczących stronach, to znowu trafiał na fragmenty biografii ojca, aż w końcu trafił coś, co go niebywale zainteresowało.
W czasach, kiedy w Princeton pracowała jego matka, dyrektorką tego szpitala była niejaka doktor Cuddy, teraz na emeryturze, kiedy sprawy administracyjne już nie leżały w jej obowiązkach, praktykowała medycynę w rejonowej przychodni.
Michael znalazł godziny, w których dyżurowała i dopisał je do specjalnego notesu.
W sumie… dawno nie był u żadnego lekarza.


_______
Spacja w guglu celowa, żeby nie robił się obrazek.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez m90 dnia Pią 18:38, 09 Paź 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13421
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:53, 09 Paź 2009    Temat postu:

Ha, bardzo zręcznie wykorzystałaś najnowszą serię, nawet spojlery.

Michael niczym tatuś!

Allison biedna. Z Housem niełatwo, z jego synem jeszcze trudniej.

Cuddy w rejonowej przychodni! Dla mnie niezły ubaw.
Jeszcze większy, przyszła wizyta Michaela u lekarki w przychodni.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
SzatuunZiioom_
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 16 Sty 2009
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gorzów (W sercu Poznań)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:36, 09 Paź 2009    Temat postu:

Świetna część.
Michael niczym House z charakteru . .
Czekam na jego wizyte u Cuddy . ;p .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BuTtErfly...?.!
Gastroenterolog
Gastroenterolog


Dołączył: 29 Wrz 2008
Posty: 1718
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:28, 19 Cze 2010    Temat postu:

długo idzie do tego lekarza

jestem zaciekawiona... co będzie dalej...?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Przechowalnia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin