Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Cela [1/?]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Przechowalnia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
NiEtYkAlNa
Dermatolog
Dermatolog


Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 1519
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Houseland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 13:35, 06 Maj 2010    Temat postu: Cela [1/?]

Kategoria: love

Zweryfikowane przez -Nitkę-

Notatka jest na dole, bo inaczej wyskakuje błąd :C Enjoy!

Rozdział 1.

Doktor James Wilson spędzał późne popołudnie w pokoju hotelowym, podjadając chipsy o smaku szpinaku i radując się z wolnego czasu. Urlop był tym, czego potrzebował. Szefowała dała mu dwa długie tygodnie wakacji. James zrobił rezerwację na domek nad jeziorem, oddalony od Princeton o jakieś sto dwadzieścia mil. Jego dobry znajomy zakupił tę posiadłość kilka lat temu. Wyposażył ją w patio do grillowania, mały kort do tenisa. Wokół było mnóstwo miejsca do wędkowania, a gdyby Wilson chciał, mógłby wypłynąć łódką na jezioro. Znalazły się tam również hamaki oraz wygodne leżaki na tarasie.

James leżał rozciągnięty na łóżku i bawił się myślą o swoim jutrzejszym wyjeździe. Nikt w szpitalu nie wiedział, dokąd wybiera się Wilson. James nie uległ nawet szantażom House'a i nie zdradził ani jednej informacji na temat miejsca, które był gotów nazwać rajem. Wolny od zgiełku miasta, napawający się radością z wyjazdu i skarbami natury, z których będzie korzystał, wierzył, że zdoła również zagłuszyć sumienie i zapomnieć na ten czas o swoich umierających pacjentach. Ale w jego umyśle wciąż krążył pogłos słów House'a: "Twoi umierający pacjenci, zarówno te małe, łyse dzieci jak i starcy, robiący w pieluchę są jak słodkie, biedne szczeniaczki, które złapane przez hycla i skazane na marny los, próbują ratować się na wszelkie sposoby. Tylko że dla nich nie ma ratunku. A ty, wspaniałomyślny Boy Wonder Oncologist nadal walczysz z wielkimi, złymi guzami i myślisz, że twoja peleryna i lśniący kostium je po prostu wystraszą."

To było obrzydliwe, House taki był. Wilson znał go od wielu lat i doskonale wiedział, że diagnosta potrafi być wrzodem na tyłku - jednocześnie bardzo przejmującym się losem Jamesa. Stosunek do pacjentów od zawsze miał taki sam. Uważał, że leczy nie ludzi, ale choroby. To go wyróżniało spośród innych lekarzy. Nie wdawał się w zażyłe stosunki z chorymi. Nie spoufalał się, chyba że miał w tym określony cel. Coś, co pomagało mu rozwiązać przypadek bądź zagadkę.

James Wilson zdawał sobie sprawę, że jego przyjaciel to arogancki, podstępny i bezkompromisowy mizantrop. A jednak House był geniuszem. Onkolog zrzucał usposobienie Grega na karb kalectwa, które pogorszyło sprawność fizyczną House'a i zabrało mu to, co kochał. Jednak los ofiarował mu wspaniały umysł i tego House trzymał się kurczowo, jakby ostatniej nadziei na przeżycie w tym okrutnym dla niego świecie.

Doktor Wilson prawie odpływał w objęcia morfeusza, gdy do jego uszu dotarł dźwięk telefonu, stojącego na hotelowej komodzie. Wilson westchnął, nie otwierając oczu odczekał kilka sekund. Miał nadzieję, że telefon po prostu przestanie dzwonić. Oficjalnie miał już wakacje, tego wieczoru musiał się jedynie spakować i wziąć kąpiel. Cieszyła go taka perspektywa.

Jednak wysoki ton dzwonka nadal drażnił jego wrażliwy słuch. James odrzucił ciemnobrązowy koc z wizerunkiem jakiegoś pluszaka i powoli podniósł się z łóżka, zrzucającym przy tym opakowanie wraz z okruchami chipsów na dywan.

- A niech to! Będę musiał poodkurzać - sapnął, machając ręką.

James Wilson lubił mieć porządek w mieszkaniu, nawet jeśli w tym czasie swoim domem nazywał pokój w hotelu. Room service oczywiście mu nie wystarczał, lekarz zawsze poprawiał to, co jego zdaniem źle zrobiła pokojówka. Mimo że mieszkał w hotelu o wysokim standardzie, nadal znajdywał coś, co mógłby uczynić lepszym. To wszystko natomiast miało się nijak do jego życia osobistego. Jego związki rozpadały się, miał również problemy z izolowaniem przyjaźni z House'em od swoich małżeństw. O rozpad dwóch z trzech związków oskarżał właśnie jego. Ale James tylko wiele mówił, tak naprawdę świadom był swoich błędów. Greg próbował mu tylko pomóc, wytłumaczyć, że nie może być sługą i człowiekiem, któremu można wszystko wmówić. Oczywiście House pragnął zachować rezerwę dla siebie - on i tylko on mógł w ten sposób traktować Wilsona. Okazując mu jednocześnie nieograniczoną przyjaźń i pomoc w jego chorym, House'owym mniemaniu.

Mężczyzna podszedł do telefonu i podniósł wreszcie słuchawkę.

- Słucham? - Kończył połykać chipsy, które po drodze wepchnął sobie do ust. - Tak, to ja. Zgadza się - odpowiedział, przeglądając się w lustrze wiszącym nad komodą.

Wilson nie skupiał się na słowach osoby telefonującej do niego, ponieważ był niemal pewien, że mężczyzna za chwilę zacznie reklamować jakiś produkt i zaprosi go na spotkanie w celach promocyjnych tegoż przedmiotu. Jednak James Wilson był na tyle dobrodusznym i wspaniałomyślnym człowiekiem, że nie śmiał posłać owej osoby do diabła. Postanowił więc wysłuchać w spokoju oferty, a później zapewnić mężczyznę, że jeśli tylko znajdzie czas, to przybędzie na spotkanie promujące liczne zalety, polecanego przez niego towaru. Jednak nic takiego się nie wydarzyło. Człowiek po drugiej stronie linii nie zaproponował onkologowi bawełnianych poduszek, wypychanych kaczym pierzem, elektrycznych koców na jesień, czy też zastawy obiadowej najlepszej jakości.

Męski głos rzekł jedynie: - Proszę o niezwłoczne stawienie się na komisariacie policji w Princeton, jeśli jest pan pełnomocnikiem medycznym i przyjacielem doktora House’a - Wilson zamarł. - Doktorze Wilson… - James nie chciał tam iść.

Ostatnie, czego pragnął, to spotkanie z House’em tuż przed wyjazdem. A miał wielką nadzieję, że jego przyjaciel nie zmąci tym razem jego spokoju. Onkolog był pewien, że pozwolenie na zamknięcie się w areszcie było celowym zabiegiem, jego zdaniem House po prostu wszystko zaplanował.

- Pewnie aresztowano go za rozbicie szyby w jakimś drogim samochodzie - westchnął.

Irytowała go sytuacja, w której postawił go House. To było takie niezręczne. Nie mógł nie pojechać. Ale zastanowił się nad inną kwestią.

- Zaraz… Dlaczego rozmawiamy o jego pełnomocniku medycznym? Czy coś mu jest? Jest chory, a może ranny? - Myśli Wilsona zaczynały pędzić jak galopujące na oślep konie.

Zrobiło mu się gorąco. Czekał na odpowiedź, której być może nie zechciałby usłyszeć.

- Proszę pana, doktor Gregory House niedługo usłyszy zarzut zabójstwa policjanta z premedytacją i okrucieństwem. Policja gromadzi dowody przeciwko niemu i kompletuje liczne poszlaki. Ma pan szansę zobaczyć się z przyjacielem, dodatkowo ocenić stan jego zdrowia. Nasza psycholog uważa, że powinien pan przyjechać.

- Ro… rozumiem, zaraz będę - wyszeptał mężczyzna, patrząc przed siebie, ale nie widząc zupełnie niczego.

Onkolog tkwił w miejscu ze słuchawką w dłoni przez dobrych kilka chwil. Policjant już dawno przerwał połączenie, ale Wilson zdawał się czekać na kolejny telefon - tym razem od House’a, który zapewni go, że był to jego kolejny głupi żart, a do jego domu dzwonił gość od pizzy, który dostał kilka dolarów napiwku.

Fala ciszy i gorącego powietrza przebiegła po pokoju. Lekarz ocknął się, i śmiejąc się histerycznie, zaczął zbierać ubrania z podłogi. Nie wierzył, że House mógłby kogoś zabić. Po prostu. Był podły, ale nie do tego stopnia, żeby skrzywdzić człowieka. On ratował życie, do cholery!

Twarz onkologa zatonęła w przerażeniu, gdy dotarł do komisariatu i ujrzał czekającego na niego policjanta. Rozglądał się po korytarzu, jakby myślał, że House będzie czekał na niego, siedząc na krześle i popijając kawę. Diagnosta był w celi. Ciemnej, małej, ale siedział w niej sam. Zabójców trzymano w tak zwanych izolatkach. A jeśli człowiek posądzony był o zamordowanie funkcjonariusza policji, wewnątrz celi budził podziw, a poza nią musiał znosić tortury i mękę. Inni policjanci mścili się na tych ludziach za odebranie życia koledze po fachu. Robili to w sposób nie rzucający się w oczy, rzecz jasna. Jakieś świństwa pływające w jedzeniu, żarty, podburzanie współwięźniów z celi, ale najgorsze było bicie.

House zdążył przekonać się o tym ostatnim. Zanim przywieziono go na miejsce, kilku funkcjonariuszy dało mu porządny wycisk. Nie interesowało ich to, że mężczyzna jest kaleką, że ma uszkodzoną nogę i praktycznie ciężko mu będzie się obronić. Ich gumowe pałki nie miały litości, ciosy trafiające niemal w każdy centymetr jego ciała, przeszywały je na wskroś. Starsze, opatrzone rany otwierały się ponownie, a on miał ochotę po prostu krzyczeć. Ale nie mógł, bo zaschło mu w gardle. Łzy cisnęły mu się do oczu, gdy policyjna pałka dosięgła jego prawego uda. Zacisnął powieki i zęby tak mocno, jak tylko był w stanie, czekał aż przestaną. Nie zamierzał już nigdy więcej błagać o litość.

Wilson po cichu zbliżył się do celi i zobaczył prawie wszystko, czego House mu jeszcze nie powiedział. Miał na sobie granatowy, porozciągany podkoszulek z nadrukiem na klatce piersiowej. W niektórych miejscach jego materiał był naddarty. James widział przygarbioną sylwetkę przyjaciela. Jego ręce znaczyły olbrzymie sińce, a twarz wyglądała, jakby przeszło przez nią tornado. James musiałby podejść jeszcze bliżej, żeby móc policzyć wszystkie zadrapania wokół ust, oczu i na policzkach House'a, nie wyłączając powierzchni czoła. Ale już z tej odległości widział, że jego lewy oczodół jest spuchnięty i fioletowy jak śliwka, a łuk brwiowy prowizorycznie zszyty. Miał ochotę wrzasnąć, że zaskarży tych podłych ludzi, którzy mu to zrobili, ale zauważył coś, czego nie mógł się spodziewać.

W pomieszczeniu panował półmrok, ale wewnątrz razem z House’em na pryczy siedziała młoda kobieta. Trzymała w dłoni kartkę, pytała go o coś szeptem. Onkolog odczuł, że jego skóra zaczyna błyszczeć od potu, a serce tłoczy krew do mózgu w coraz szybszym tempie. Stał i obserwował przyjaciela. House coś opowiadał, mówił dosyć powoli i chyba nieskładnie - tak się Wilsonowi wydawało. Jego głos wydawał się być spokojny, lekarz wyglądał na wyciszonego. James przypuszczał, że to sprawka środków uspokajających, ponieważ był niemal pewien, że tych przeciwbólowych House nie otrzymał.

- A więc nadal go boli jak diabli, a on jest cicho i siedzi prawie nieruchomo, bo otępili go jakimiś pigułkami - miał ochotę wrzasnąć, ale mruknął tylko pod nosem te słowa.

Zacisnął dłonie w pięści i opuścił wzrok. Zamyślił się. Jednak po chwili dotarło do niego, że nieopodal wywiązała się jakaś szamotanina i w celi nie jest już tak spokojnie i cicho, jak przed momentem.

- Odejdź ode mnie! Przecież powiedziałem już wszystko, co chciałaś! - diagnosta próbował krzyczeć, ale wyglądało to raczej na odpieranie ataku na jego osobę i błagane o święty spokój.

- Doktorze, niech się pan uspokoi, przecież tylko zapytałam… - Ponownie podstawiła mu kartkę pod nos.

Chyba którąś z kolei, ponieważ kilka podobnych spadło bezwolnie na podłogę, gdy House zaczął odpychać od siebie kobietę i kulić się na pryczy w samym kącie.

Po chwili do celi wszedł strażnik i ustawił House’a na miejscu. Zrobił to tak, jakby przesuwał mebel w swoim gabinecie. Podszedł do niego i bez słowa pociągnął go w swoją stronę, stawiając lekarza do pionu.

- Aaał! - Mężczyzna poczuł pieczenie w okolicach ramienia i wściekły ból, szalejący po jego pulsującym udzie, gdy postawił obie nogi na posadce.

- Panie władzo, proszę go puścić. Doktor nie jest agresywny, on się broni, jest przerażony! - huknęła na policjanta młoda kobieta.

Wilsonowi zrobiło się cieplej na sercu, gdy zauważył, że funkcjonariusz zostawił House i pozwolił mu z powrotem usiąść na pryczy.

- Doktorze, zaraz do pana przyjdzie pański przyjaciel, proszę tu zaczekać. - Zanim kobieta odezwała się do House’a, odczekała aż nawiąże z nim kontakt wzrokowy.

Mówiła dosyć powoli i wyraźnie, to go widocznie uspokoiło, ponieważ skinął głową i utkwił wzrok w podłodze.

Pani psycholog Emma Sanders - bo tak przedstawiła się Wilsonowi osoba, którą miał sposobność oglądać w celi razem z jego przyjacielem - poprosiła Jamesa na stronę.

- Doktorze Wilson… - Spojrzała na mężczyznę, ale zaraz potem rozejrzała się nerwowo po korytarzu. - Mam pewne obawy, że pan House…

- Tak, wiem o tym. Widziałem, w jakim jest stanie. Przydałoby się, żeby opatrzył go lekarz. Dokładnie. - Wilson położył nacisk na ostatnie słowo. - Chyba taka pomoc mu się należy? - zapytał z przekąsem.

Był zły na cały świat, że właśnie coś tak nieprzyjemnego i okrutnego zarazem przydarza się jego najlepszemu przyjacielowi, a on jeszcze nie wie, czy w jakikolwiek sposób będzie mu w stanie pomóc. Ostatnią osobą, na której James Wilson powinien wyładować gniew, jest Emma Sanders - młoda psycholog, która bardzo starała się dowiedzieć, co złego i w jaki sposób przydarzyło się biednemu człowiekowi. Ale nie ominął jej ten zaszczyt. Onkolog po prostu zaczął mówić coraz głośniej i szybciej, zadając wszelkie niewygodne pytania, na które ona nie znała jeszcze odpowiedzi. Zdecydowała, że nie dokończy teraz zdania, które przerwał jej Wilson.

Była spokojna jak leniwy wodospad, jej gęste, ciemne loki odbijały się od ramion w miarowym tempie, gdy stąpała równym krokiem wzdłuż korytarza i z powrotem. Jej dłonie drażniły czoło i policzki, gdy zastanawiała się w jaki sposób przekazać Wilsonowi to, czego dotychczas się dowiedziała i to, czego sama się domyśla. Czerwony żakiet opadł na krzesło, kobieta nie przestawała krążyć wokół sylwetki Jamesa, a on wciąż mówił i mówił. Machał rękoma, demonstrując jaki jest w tej chwili wściekły i rozhisteryzowany. W rzeczywistości był przerażony i bezradny.

- Niech pan zamilknie, doktorze! - powiedziała dosyć głośno, aczkolwiek spokojnie. - Powiem panu, co wiem. Następnie pójdzie pan do przyjaciela i, nie wypytując o szczegóły ostatnich wydarzeń, obejrzy go pan i opatrzy jego rany. Jeśli będzie potrzeba, doktor House zostanie przewieziony do szpitala na badania - mówiła, składając dłonie jak do modlitwy. - Ale niech pan uważa - ostrzegła go. - Nie może pan popełnić błędu. Niech pan nie wykonuje gwałtownych ruchów i czeka, aż pański przyjaciel wyda zgodę na przyjrzenie się jego obrażeniom - usiadła na krześle i westchnęła.

Wilson skinął głową na znak, że zadba o to, żeby nie przeoczyć żadnej z tych rzeczy. Usiadł obok Emmy i patrzył na nią swoimi czekoladowymi oczami z zainteresowaniem i pewną ciekawością.

- Czego pani się dowiedziała? - zapytał beznamiętnie.

Był niemal pewien, że House niczego jej nie powiedział i będzie snuła wnioski przez dobrych kilka minut, a potem stwierdzi, że nie mogła zrobić nic więcej, ponieważ pacjent nie współpracuje. Tak więc czekał. Kobieta usiadła wygodniej i spojrzała Wilsonowi prosto w oczy.

- Uważam, że pański kolega może być niewinny. Gdy został przywieziony na komisariat, powtarzał bez przerwy, że to nie on. Że nie miał powodu, ale nagle wzdrygnął się i zamilkł. Myślę, że doktor House czegoś się boi - skwitowała, wyprostowując tułów.

- Słucham? House nigdy się nie boi. Dla niego bicie to nie jest sposób na… - Wilson się zamyślił. - Zaraz, jak nazywał się ten policjant, o którego zabicie posądzono mojego przyjaciela i jak to właściwie się stało? - zapytał.

- Nie wolno mi mówić o okolicznościach, w jakich to się zdarzyło, ponieważ jestem psychologiem policyjnym. Ale nazwisko ofiary brzmi Tritter.

James wstrzymał oddech i posiwiał w jednej sekundzie. Nie wiedział, gdzie ma się podziać i co będzie dalej. Przecież Tritter dobrze znał House’a, a w dodatku bardzo się nie lubili. Nie wierzył jednak, że Greg mógł go zabić z premedytacją. Wilson zastanawiał się nad obroną konieczną, ale to również do House’a nie pasowało. Uderzyłby go, z pewnością. Ale jeśli to było zabójstwo, to musiałby zadać sobie o wiele więcej trudu niż zdzielenie gościa po twarzy.

- Co się stało? Czy mówi panu cokolwiek to nazwisko? - Kobieta była wyraźnie zainteresowana tym, co ujrzała w oczach Wilsona.

Była to mieszanka niepewności z olbrzymią wiedzą na poruszony przez nią temat. Onkolog zawahał się przez chwilę.

- Ja… Nie wiem, ile mogę powiedzieć. Um, żeby… nie zaszkodzić House’owi. Już raz miał kłopoty przez tego Trittera - jęknął niepewnie mężczyzna.

- Spokojnie. - Psycholog pogłaskała go po ramieniu. - Jestem tu po to, żeby pomóc pańskiemu przyjacielowi, zbieram materiały dowodowe na proces. Ja również wydam opinie o doktorze, dlatego muszę do niego dotrzeć i skłonić go, żeby opowiedział, co wydarzyło się wczorajszego wieczoru. A pan może pomóc, doktor House nie wygląda na mordercę, również nie zachowuje się w sposób typowy dla człowieka, który zabił kogoś z premedytacją. - Te słowa sprawiły, że zaufał kobiecie i postanowił opowiedzieć o historii z Tritterem.

- Jakiś czas temu do kliniki w naszym szpitalu przyszedł policjant. House nie jest z natury miłym człowiekiem, ale nie krzywdzi ludzi - zapewnił Wilson. - Domagał się, żeby House zrobił jakieś wymazy i badania, które jego zdaniem były zbędne. House jest świetnym lekarzem, rzadko kiedy się myli, jest szefem Departamentu Diagnostyki w PPTH.

- Chyba słyszałam nieco o tej sprawie na posterunku - Emma zastanawiała się nad czymś, wyglądała jakby przywoływała wspomnienia. - Tak, kilka policjantek rozmawiało w przerwie o tym, że jakiś lekarz zaszedł Tritterowi za skórę… On… - Kobieta wyraźnie chciała, żeby to Wilson dokończył za nią zdanie.

- Włożył mu termometr do odbytu… Nawet nie wiem, czy to był termometr, czy może szpatułka! To było idiotyczne, ale takie rzeczy są podobne do House’a, a nie planowane zabójstwo, do diabła! - James ukrył twarz w dłoniach.

Emma próbowała ukryć uśmiech. Rzeczywiście, diagnosta wyglądał na kogoś o silnym temperamencie, nawet mimo jego teraźniejszego przerażenia, ale był to raczej typ psotnika niż zamachowca.

- Co było potem? - zapytała.

- Później Tritter go śledził, przeszukał jego mieszkanie, znalazł zapas Vicodinu, całkiem duży zapas. - Wilson wytrzeszczył oczy i pokazał dłońmi coś na kształt kuli o sporej pojemności. - Podpis na części recept był mojego autorstwa, część…

- Podrobił? - zapytała bez wahania.

Wilson skinął głową. Czuł się, jakby sprzedawał ponownie swojego przyjaciela za marną przysługę. Ale wierzył, że ta kobieta zrobi wszystko, co w jej mocy, żeby pomóc. Widział, że ona naprawdę tego chce.

- On cierpi na chroniczny ból, zażywając leki jest w stanie pracować. A praca jest dla niego bardzo istotna, bez niej nie funkcjonowałby. Tritter oskarżył go o to, że sprzedaje prochy na ulicy albo w szpitalu. Żaden ze światków nie zeznał tego w sądzie, ponieważ to było i jest pomówienie! - Wilson czuł, że mówi coraz głośniej, a jego brwi są coraz bliżej siebie.

- Doktorze, ja nie oceniam pana House’a za to, co było kiedyś. Muszę tylko wiedzieć, jakie relacje łączyły go z zabitym.

- On się nad nim znęcał psychicznie, kazał siebie przepraszać, a kiedy House to w końcu zrobił, powiedział coś takiego: przyjmuję, ale już nie odpuszczę.

- Rozumiem. - Pokiwała głową. - Powiem panu w tajemnicy, ale bardzo pana proszę… - James natychmiast jej przerwał.

- Oczywiście. Zachowam to dla siebie. - Jego wygląd i zachowanie sprawiały, że kobiety prawie natychmiast obdarzały go zaufaniem.

Był jak grzeczny uczeń, istny anioł. Dobrze wychowany, zawsze pomocny, miły i przystojny, wygadany - zupełne przeciwieństwo House’a. No może poza jednym, James Wilson zawsze uważał, że jego przyjaciel jest przystojnym mężczyzną i rozumiał zainteresowanie kobiet jego osobą. Jednak one były nim zachwycone, dopóki się nie odezwał. Później uciekały w popłochu. Poza tym House doskonale wiedział, jak należy postępować. Zasady dobrego zachowania wpoiła mu matka. Przy niej był niczym dobry duch. Również wtedy, kiedy chciał nim być, ale zawsze brakowało mu ogłady, nawet ona o tym wiedziała.

- Doszły mnie słuchy, że detektyw Tritter był dosyć ostrym człowiekiem i okrutnym policjantem. Podobno nie szanował współpracowników i był zawzięty na ludzi - powiedziała.

James odetchnął z ulgą.

- Czy ktoś to może potwierdzić? To znaczy, zeznać w sądzie? - zapytał zniecierpliwiony.

- Niestety nie, ta kobieta się boi, ale pracuję nad tym - westchnęła. - Proszę być dobrej myśli. - Emma uśmiechnęła się ciepło.

Onkolog wiele razy w życiu słyszał to pocieszające zdanie. Tak dużo mówiło, a jednocześnie było puste i wypowiadane bezmyślnie. On sam tysiące razy kierował je do swoich pacjentów.

- Proszę iść do doktora - dodała kobieta.

Wilson wstał i bez słowa ruszył w kierunku celi House’a.

- Doktorze Wilson! - zawołała jeszcze Sanders.

Wilson podszedł do niej.

- To jest obrazek, na który doktor House zareagował tak, jak pan miał okazję zobaczyć - szepnęła, podając mężczyźnie kartkę.

James otworzył szeroko usta i ze zdziwienia podrapał się po brodzie.

- Przecież obrazek przedstawia dwóch lekarzy. - Zauważył.

- Ja myślę, że doktor House widział na nim raczej dwóch mężczyzn. - Spojrzała na Wilsona przeciągle i popchnęła go delikatnie w kierunku celi diagnosty.

Wilson czuł się, jakby niespodziewanie dostał w twarz jakimś ciężkim i twardym przedmiotem. Nie rozumiał wiele z tej plątani słów, która trafiła do jego umysłu. Nadal nie wierzył, że nie jest to głupi żart House’a.

cdn.
_____________
Ostrzeżenie: N/C, Violence. Zawiera wątek kryminalny.
Strong f-ship, planuję slash. Zainspirowane dwoma tekstami.
Dla Izoch i Artis, bo upomniały się o mnie w huddy. Dzięki


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez NiEtYkAlNa dnia Sob 12:39, 29 Maj 2010, w całości zmieniany 11 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
milea
Ginekolog
Ginekolog


Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 2104
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: The Mighty Boosh
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:54, 06 Maj 2010    Temat postu:

Cytat:
W po mieszczeniu


Tutaj mi się błąd w oczy rzucił

Świetny pomysł, czytałam kiedyś coś podobnego, ale niestety fik nie został dokończony.

*milea zaciera łapki na myśl o CSI House*

Wena i czasu!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Izoch
Okulista
Okulista


Dołączył: 08 Sty 2010
Posty: 2248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sammyland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:35, 06 Maj 2010    Temat postu:

Atris też Cię męczyła?
Dziękuję

Cytat:
Szefowała dała mu dwa długie tygodnie wakacji.

Po pierwsze: "ła" zbędne się trafiło xD
Po drugie: O mamo, jaka ona łaskawa!

Cytat:
podjadając chipsy o smaku szpinaku

Są takie chipsy? Też chcę!

Cytat:
Miał nadzieję, że telefon po prostu przestanie dzwonić.

Siłą umysłu zmuszam telefon, by umilkł!

Cytat:
Proszę o niezwłoczne stawienie się na komisariacie policji w Princeton, jeśli jest pan pełnomocnikiem medycznym i przyjacielem doktora House’a

Wilson ma niezłą frajdę, House nie pozwoli mu się nudzić

Cytat:
Łzy cisnęły mu się do oczu, gdy policyjna pałka dosięgła jego prawego uda.

Co oni robią, przepraszam? To podchodzi pod cośtam, można i ich zamknąć, na pewno! Ratujmy House'a

Cytat:
James Wilson zawsze uważał, że jego przyjaciel jest przystojnym mężczyzną

Dobrze myślisz, Wilson *_*

Chyba nici z Wilsonowego urlopu ;D
No i męczysz House'a, niedobra! Chociaż, fajnie czytać o cierpiącym Housie.
Jestem strasznie ciekawa, jak to dalej się potoczy; tego, czemu House tak reagował na rysunek; tego, czy masz zamiar wyciągnąć go z celi kiedyś ;D i, co się z tym wiąże, czy Tritter naprawdę nie żyje, czy to jakiś jego numer. Serio, nie zdziwiłabym się, gdyby chciał znowu pokazać, czego to on nie może.

Pozdrawiam, czasu i weny. Spotkamy się jeszcze w Huddy, jakby co ;D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
anna lee.
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 08 Sie 2009
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza ekranu.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:54, 07 Maj 2010    Temat postu:

jak zobaczyłam "urlop" to trochę sie przestraszyłam... że będzie spokojnie. ale obiecałaś angsta więc doczytałam do końca i...

proszę, proszę! dokładnie tak jak lubię.

mam nadzieję, że na kolejną część nie będę musiała zbyt długo czekać bo umieram z ciekawości co będzie dalej...

biedny House... tak mi się go żal zrobiło...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
NiEtYkAlNa
Dermatolog
Dermatolog


Dołączył: 27 Paź 2009
Posty: 1519
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Houseland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:37, 18 Maj 2010    Temat postu:

milea

błąd poprawiony^^

Cytat:
Świetny pomysł, czytałam kiedyś coś podobnego, ale niestety fik nie został dokończony.

Ja czytałam podobny, ale nie zakończył się Hilsonem

dziękuję

Izoch

Cytat:
Atris też Cię męczyła?

coś napomknęła
Cytat:
Po drugie: O mamo, jaka ona łaskawa!


Cytat:
Są takie chipsy? Też chcę!


Cytat:
Co oni robią, przepraszam? To podchodzi pod cośtam, można i ich zamknąć, na pewno!

To nie będzie takie proste... raczej.
Cytat:
Chyba nici z Wilsonowego urlopu ;D

Oj chyba tak^^
Cytat:
Spotkamy się jeszcze w Huddy, jakby co ;D

brr. Groźnie zabrzmiało

dziękuję bardzo

anna lee.

Cytat:
mam nadzieję, że na kolejną część nie będę musiała zbyt długo czekać bo umieram z ciekawości co będzie dalej...

*Nitka udaje się pisać kolejną część*

dzięki


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mazeltov
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 28 Paź 2009
Posty: 1656
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z poczekalni
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 1:39, 28 Maj 2010    Temat postu:

mazel sie melduje, troszke pozno, bo mam strasznego lenia ale najwyzsza pora ponadrabiac zaleglosci.

Zaczelas bardzo spokojnie i ja rowniez mialam wrazenie, ze bedzie fluffl, a tu prosze.
Podoba mi sie, to jak przedstawilas chlopcow i relacje miedzy nimi. Ktos zupelnie nie znajacy tego fandomu, nie mial by zadnego problemu z ich wyobrazeniem sobie. Chipsy szpinakowe mnie przesladuja , a tak na powaznie, to widze, ze postawilas na detale. Nie wiem czy to moja chora wyobraznia, ale zwrocilam uwage na ta dokladnosc, na poczatku Jimmi je chipsy, kiedy wstaje chispy spadaja na dywan, a kiedy odbiera telefon, to jest akurat w trakcie ich polykania, wiec tak jak mowie chipsy mnie przesladuja

Kolejny fragment, kiedy Jimmi dowiaduje sie, ze House jest oskarzony o morderstwo i ze musi do niego jechac, tez przez moment myslalam, ze to jakis dowcip Housa. Nastepnie scena rozmowy Housa z Sanders, i opis tego w jakim jest stanie, idealnie oddaje opis tego jak policjanci traktuja wiezniow, ktorzy w jakis sposob napadli na ich kolegow.


Cytat:
House zdążył przekonać się o tym ostatnim. Zanim przywieziono go na miejsce, kilku funkcjonariuszy dało mu porządny wycisk. Nie interesowało ich to, że mężczyzna jest kaleką, że ma uszkodzoną nogę i praktycznie ciężko mu będzie się obronić. Ich gumowe pałki nie miały litości, ciosy trafiające niemal w każdy centymetr jego ciała, przeszywały je na wskroś. Starsze, opatrzone rany otwierały się ponownie, a on miał ochotę po prostu krzyczeć. Ale nie mógł, bo zaschło mu w gardle. Łzy cisnęły mu się do oczu, gdy policyjna pałka dosięgła jego prawego uda. Zacisnął powieki i zęby tak mocno, jak tylko był w stanie, czekał aż przestaną. Nie zamierzał już nigdy więcej błagać o litość.

Jestem w szoku, House taki przestraszony, bezbronny, cierpiacy
Pani psycholog na poczatku wydawala mi sie falszywa i mialam wrazenie, ze chce tylko wyciagnac informacje od Wilsona, choc patrzac na calosc, chyba odnislam mylne pierwsze wrazenie, a przynajmniej taka mam nadzieje.
Kiedy na samym poczatku czytalam, ze Housa oskarzono o morderstwo policjanta odrazu pomyslalam o Tritterze, co mnie tylko zastanawia, to kim jest ta kobieta, ktora ma informacje o jego brutalnosci i zawzietosci i dlaczego boi sie je ujawnic
Koncowka, tak samo jak rady Sanders na temat tego jak Wilosn ma sie zachowac, kiedy juz pojdzie do Housa, to chyba najwazniejsze elementy. Rysunek, ktorego przestraszyl sie House, a raczej to co przedstwia i jak psycholog to widzi sa dosc sugestywne. Wiem jakie teksty cie inspirowaly do napisania tego fika i musze sie przyznac, ze juz sie boje, ale tez umieram z ciekawosci jak to rozegrasz, bo wybralas sobie bardzo trudny temat o czym sie mam nadzieje wkrotce przekonamy.

Cytat:
*Nitka udaje się pisać kolejną część*

Nitka zgubilas sie, moze ci GPS'a kupic

Bardzo ladnie napisane, czyta sie plynnie i przyjemnie, a uczucia bohaterow tudziez Wilosna, udalo ci sie oddac idealnie. Oczywiscie twoja sadystyczna natura, musiala zakonczyc w najciekawszym momencie, zobaczysz pojdziesz za to do piekla, mowie to jako zdeklarowana ateistka
Reasumujac, ja chce ciag dalszy, i zebym mial sie do ciebie przejechac, a wiem gdzie mieszkasz *zlowieszczy smiech* to wydusze z ciebie kolejna czesc.

pozdrawiam mazel


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Czerwono-Zielona
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 02 Kwi 2009
Posty: 736
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: from unbroken virgin realities
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 13:19, 14 Cze 2010    Temat postu:

Hej! Ja też przeczytałam!

Znów mamy przykład Twojego genialnego daru do opowiadania historii... I te szczegóły... Chipsy szpinakowe - perełka! Strasznie chciałabym spróbować...
Biedna Nitka... Człowiek się męczy, pisze takie długie opowiadanie, a my tu tylko o tych chipsach
Przepraszam, jakoś tak wen mnie opuścił, wczoraj się trochę wyeksploatował... W każdym razie chciałam Ci powiedzieć, że jest jeszcze jedna osoba, która czeka niecierpliwie na ciąg dalszy... Bo urwanie historii w takim momencie i pozostawienie czytelnika bez wyjaśnienia jest wysoce niehumanitarne!

Ach, muszę napisać o Housie... Matko, co on zrobił?! Co jemu zrobili?! Ale Ty wiesz, że ja lubię się nad Housem znęcać, więc mi się bardzo Twój pomysł podoba!
Chociaż... Mocno to opisałaś... Fragmentu zacytowanego przez Mazel nie byłam w stanie przeczytać... Czytałam co drugie słowo... Ty piszesz tak plastycznie, że to każde uderzenie odczuwa się na własnym ciele... Brrr.

Ale oczywiście uwielbiam szczegółowość Twoich opisów! To przyglądanie się rzeczywistości i bohaterom...

Czekam i pozdrawiam
Czerwono-Zielona


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Czerwono-Zielona dnia Pon 13:22, 14 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agnes
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 16 Maj 2010
Posty: 1023
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:52, 15 Cze 2010    Temat postu:

Nitka, no! Kradniesz wszystkie dobre pomysły *foch*.

Nie no, teraz na serio. Nie wiem, gdzie znalazłaś takiego Wena, ale może on ma brata, co?

Wilson i jego szpinakowe chipsy - ómieram. Już po ogórkowych laysach o mało nie zwymiotowałam, a te... Blee. No i to zdjęcie, co na nim było, hę? Już nie mogę się doczekać odpowiedzi. No i nie poznaję House'a. Taki biedny, milczący. Ale i tak nieproszący o pomoc. Jak zwykle. Sprawa z Tritterem - boski wątek. Czekam na rozwinięcie akcji. No i co oni mu zrobili?! Potwory! Skoro Tritter był takim tyranem, to dlaczego, do cholery, tak go "bronili"?! Czekam na następną część, Nitko.

Wena.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Przechowalnia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin