Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Dziesięć dni października [T, NZ]
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Przechowalnia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Nalan
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 27 Mar 2008
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Śro 14:31, 22 Paź 2008    Temat postu: Dziesięć dni października [T, NZ]



Link do oryginału:
[link widoczny dla zalogowanych]

Dziękuję Katty, która wykazuje się dużą cierpliwością, pomagając mi

22 Października

Patrząc

Czy kiedykolwiek widziałeś, jak ktoś umiera? Ja tak. Widziałem śmierć wielu ludzi. Mówiłem im, że umrą, siadałem z nimi i czekałem. Widziałem ich śmierć. Siedziałem przy ich łóżkach, trzymałem ich za ręce i patrzyłem jak odchodzą w nicość. Doświadczyłem śmierci więcej razy niż można policzyć na palcach u obydwu rąk. Śmierć nie jest dla mnie niczym nowym. Umieranie też nie.

Nowością jest, że to nie jest ktoś, kogo dopiero poznałem. Człowiek leżący w szpitalnym łóżku, stający się z dnia na dzień coraz bardziej wyniszczonym nie jest kimś, kogo znam dopiero dwa miesiące. To jest ktoś, kogo zdiagnozowałem, ale poznałem go nie ze względu na tę diagnozę. To nie jest obca osoba. Właściwie jest to osoba, którą znam bardzo, bardzo dobrze.

To mój najlepszy przyjaciel.

Rozpoznałem u niego raka trzustki i było to jedno z najgorszych doświadczeń mojego życia. Tu nawet nie chodzi o fakt, że jest on moim najlepszym przyjacielem - chodzi o to, że rak nie jest tak do końca diagnozą. Nie ma dobrego rokowania dla raka trzustki - rokowanie to śmierć, a diagnoza jest jej wyrokiem.

To było trzy tygodnie temu. Już teraz mogę poczuć, jak oddala się ode mnie, coraz dalej i dalej. Jest tutaj, w szpitalu, jedynym, który by go zatrudnił. Leżący, tak słaby i blady, na nierównym, szpitalnym łóżku. To jest nie do uwierzenia, że ktoś tak sarkastyczny i pełen życia mógł zostać sprowadzony do zasadniczo niczego. Czuję, jakbym wchodził w życie kogoś innego, marzę, że może jest to jakiś okropny koszmar z którego w końcu się obudzę. Każdego mijającego dnia zadaję sobie pytanie, dlaczego to musiał być on.

Dlaczego on, dlaczego mój najlepszy przyjaciel? Nie chodzi nawet o to, że jest moim najlepszym przyjacielem. Znaczy się, to jest wystarczająco złe, ale nie jestem tylko jakimś tam onkologiem z jakimś tam przyjacielem u którego rozpoznałem raka trzustki. Zdiagnozowałem światowej sławy diagnostyka, do diabła! Zapomnij o mnie, co z resztą świata? Jak oni mieliby się bez niego obejść?

Zadręczam się tymi pytaniami codziennie. Czasami pytam siebie, czasami jakiejś siły wyższej, która mogłaby się gdzieś tam znajdować. Przypuszczam, że jest to rodzaj odchylenia. Wiesz, myślenie, że nie jestem jedynym tracącym kogoś, nawet jeśli dzielę to doświadczenie z nieokreśloną populacją reszty świata. Nie chcę bawić się we współczucie. Nie chcę być uczuciowym przyjacielem, niezdolnym do poradzenia sobie z życiem, ponieważ mój najlepszy przyjaciel umiera. Nie chcę umrzeć z nim, chociaż część mnie wie, że w którymś momencie będę zmuszony stawić śmierci czoła. Po prostu - nie zajmuję się uprzyjemnianiem ludziom śmierci. Zajmuję się ratowaniem ludzi przed śmiercią. Ale fakt, że nie mogę uratować najlepszego przyjaciela… To mnie dobija.

Samo patrzenie na niego mnie boli. Jego laska, od tak dawna nieużywana, wisi smętnie, przewieszona przez poręcz krzesła. Chyba wszyscy wiemy, że szanse na to, by jeszcze kiedyś jej potrzebował są nikłe, ale żadne z nas nie potrafi zmusić się do jej wyrzucenia. To jak symbol, szansa, że kiedyś znów będzie w stanie jej używać. To nasze światełko nadziei, nawet jeśli jest to tylko żałosny kawałek polerowanego drewna. Czasami przyłapuję go na wpatrywaniu się w laskę i wiem, że zastanawia się nad tym samym, co my. Widzę jego przytępione spojrzenie i wiem, że próbuje zebrać się w sobie, mentalnie zmusić się do wydobrzenia, ale w następnej sekundzie widzę już tylko rezygnację. Wiem, że to czuje.

Wchodzę teraz do jego pokoju. Jest bardzo późno, ale dopiero teraz skończyłem z moim ostatnim… właściwie przedostatnim pacjentem. Ponieważ to on jest moim ostatnim pacjentem - ostatnim, którego widzę w nocy i pierwszym, którego widzę rano. W zeszłym tygodniu tylko dwa razy byłem w swoim mieszkaniu. Często zasypiam na krześle obok jego łóżka, z głową przekrzywioną w nienaturalnej pozycji, ale nie przeszkadza mi to.

W świetle księżyca widać na jego twarzy przejmującą ulgę. Skąpany w bladoniebieskiej poświacie, z twarzą bezbarwną i głęboko zapadniętymi oczyma, wygląda jak duch. Dzisiaj siedzi na łóżku, po raz pierwszy. Nie śpi, co jest zaskakujące, zważywszy na późną godzinę, ale nie narzekam. Uśmiecham się wchodząc i kładę torbę na podłodze obok czegoś, co już dawno zostało uznane za moje krzesło.

- Jak się masz? – pytam.

Zwraca się ku mnie swoją wychudzoną twarz i mruga raz, dwa, trzy razy.

– Jedzenie śmierdzi - mówi po prostu. Jego głos jest trochę słabszy niż bym chciał, ale ciągle można wyczuć coś z jego starej osobowości.

Czuję, jak na mojej twarzy pojawia się słaby uśmiech.

– Zobaczę, czy uda mi się przynieść ci jutro jakąś kawę… i być może jakieś prawdziwe jedzenie, jeżeli twój żołądek poradzi sobie z tym po chemii.

Przewraca oczami.

– Pieprzę chemię, po prostu daj mi to cholerne jedzenie!

Śmieję się, tym razem prawdziwym śmiechem, nie udawanym, nie wymuszonym, który wszedł mi w nawyk. To, co powiedział, nie jest nawet śmieszne, ale jego mocny ton i postawa szokują mnie tak bardzo, że nie mogę się powstrzymać.

Opada z powrotem na poduszki i wpatruje się w sufit. Spoglądam na zegarek; zbliża się jedenasta. Widzę, jak odpływa, kombinacja leków i zmęczenia go pokonuje. Zasypia. Zamyka oczy i oddycha głęboko. Słucham tego i miarowego piszczenia maszyn stojących wokół. Wygląda tak spokojnie, kiedy śpi. Ból, który czuje nie śpiąc wydaje się go wtedy zostawiać i myślę, że - choć raz - rzeczywiście może być szczęśliwy.

Nie wiem, od jak dawna siedzę tu i go obserwuję, ale czuję, że moja głowa zaczyna powoli opadać. Pogodzony z niewygodną pozycją, kręcę się na krześle, chcąc uniknąć jutrzejszej sztywności karku. Chociaż, nie przeszkadza mi to. Każda minuta jest cenna i spędzę z nim tyle czasu, ile będę mógł. Teraz każda sekunda się liczy. Nie mam zamiaru zmarnować żadnej z nich.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nalan dnia Czw 15:22, 23 Paź 2008, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ania
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 04 Sty 2008
Posty: 318
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z daleka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:44, 22 Paź 2008    Temat postu:

OmG

Póki co nie wychodzi z tego Hameronek, ale poczekamy- zobaczymy

Czekam na dalsze części

PS Pierwsza :mgreen:


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 15:50, 22 Paź 2008    Temat postu:

Na razie widzę tu Hilsona, ale czekam na dalsze części.
Mam nadzieję na rozwinięcie się prawdziwego ślicznego hameronka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BuZzZiAcZeK
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 10 Paź 2008
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ze Szpitala
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:34, 22 Paź 2008    Temat postu:

22 października (dziś) mam urodziny. Za to fic dostaje duży plus.

Przez chwilę mnie po prostu zatkało jak przeczytałam ten komentarz. Fic ma plus za to, że BuZzZiAcZeK ma dziś urodziny? Skromność, nie powiem.
Jeszcze jeden taki komentarz znajdę i nawet chwilę się nie zawaham z ostem!/Nisia


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:23, 22 Paź 2008    Temat postu:

To jest piękny fik. Naprawdę. Racja, dużo tu hilsonowej przyjaźni, ale Hameron jest, jak najbardziej. Naprawdę, naprawdę piękny fik. Nastrojowy, sentymentalny. Po prostu... piękny. Autor stworzył niezwykły nastrój, a Tłumaczka odwaliła kawał dobrej roboty oddając go po polsku.

Piękny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nalan
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 27 Mar 2008
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Czw 15:27, 23 Paź 2008    Temat postu:

23 Października

Pytając

Mówi się, że czas leczy rany. Wierzyłam w to, ale teraz nie jestem taka pewna. Nie wiem czy jest tak ponieważ nie było wystarczająco dużo czasu , czy ponieważ moje rany są zbyt głębokie. Nie wiem czy moje rany – raz wyleczone – ponownie się otworzyły, czy też nigdy nie zagoiły za pierwszym razem . Nie wiem. Po prostu nie wiem.

Zaczęłam ostatnio myśleć więcej o czasie. Czas jest rzeczą niezwykłą, która nigdy nie działa na moją korzyść. Nigdy go nie starcza. Zawsze wydaje mi się, że mi się kończy. Próba zatrzymania czasu jest daremna. Czas biegnie; to powszechny fakt. Minuty przechodzą w godziny; co dwadzieścia cztery godziny rozpoczyna się nowy dzień. Nasz świat podzielony jest na pojęcia i twory czasu dla naszej wygody. Postrzegamy świat przez te podziały continuum.

Nikt nie myśli o czasie jeśli nie musi i ja muszę. Kiedy wiesz, że twój czas jest ograniczony, zachowujesz się jak gdyby każda chwila, każda myśl mogłaby być twoją ostatnią. Kiedy wiesz, że czas kogoś innego jest ograniczony, to zmienia ciebie. Myślisz o każdym słowie jakie mówisz do nich i jak wydawało by się, ostanie słowo, jakie mogli by od ciebie usłyszeć. Myślisz o brzmieniu swojego głosu i emocjach jakie przedstawiasz. Nie chcesz, by oni, umierając, myśleli o tobie coś negatywnego, ponieważ te myśli będą cię wiecznie prześladowały. Uwierz mi, ja to wiem.

Wiem, ponieważ nie jest to nie jest mój pierwszy raz z rakiem. Nie wiem, co kryje się w moim wyborze mężczyzn, ale wygląda to jak gdyby rak zawsze ich znajdywał. Zabrał mojego męża po sześciu miesiącach małżeństwa. To mnie zmieniło. Myślałam, że było to najgorsze doświadczenie mojego życia, ale wtedy doświadczyłam tego ponownie - doświadczam tego ponownie i kolejne przeżywanie przeszłości, w czasie gdy próbujesz przetrwać i ułożyć sobie przyszłość, jest niemalże niemożliwe. Czasami zastanawiam się czy niepotrzebnie zostałam skrzywdzona przez świat. Przypuszczam, że w pewnym sensie powinnam się uważać się za szczęśliwca - nie jestem tym umierającym na raka. Ale sądzę, że bycie tą drugą osoba jest gorsze. Bycie po drugiej stronie jest gorsze. Świadomość tego, co wiem, i oglądanie tego, co widzę każdego dnia, sprawia, że to doświadczenie jest jeszcze bardziej przerażające. Wiedza medyczna tylko to pogarsza. To wysysa wszystkie emocje i nadzieję z całego zdarzenia, ponieważ dobrze wiesz, że nie ma nadziei. Chciałabym wiedzieć, że ciągle jest, ale mój analityczny umysł już nie pozwala mi żyć w tej fantazji.

I wtedy pojawia się on. Za każdym razem, kiedy go widzę, nie wiem czy powinnam mu współczuć, czy podnosić na duchu. Nie wiem czy powinno mi go być żal, czy powinnam udawać silną. Niektórzy powiedzieliby, że mogłabym robić obydwie te rzeczy, ale to nie jest rozwiązanie. To nie jest styl pracy House’a. Ciężko jest teraz na niego patrzeć, widzieć spustoszenie jakie wyrządził rak, wiedzieć, że nie ma żadnej nadziei. To mnie powoli dobija.

A jednak przyłapuję się na patrzeniu na niego, gdy zasypia dziś wieczorem. Nie wiem, gdzie jest Wilson; zazwyczaj z nim siedzi, ale dzisiaj go nie ma. Jestem tutaj, ponieważ nie chcę, by zasnął samotnie. Widzi jak wchodzę i wie, że tu jestem. Na początku waham się, niepewna jak blisko mogę podejść, niepewna nastroju czy stanu w jakim mogę go znaleźć, ale on milczy. Nie protestuje. Nie protestuje jak podchodzę powoli i zajmuję krzesło Wilsona.
Milczymy przez chwilę, każde z nas zbyt pogrążone we własnych myślach, by zauważyć cokolwiek innego wokół. Łapię się na wpatrywaniu w widoczne kości jego szyi i ramion. Przeraża mnie, jaki chudy się stał. Ciężko jest pamiętać osobę, która była więcej niż szkieletem. Trudno jest pamiętać przeszłość, kiedy ponura przyszłość maluje się przed tobą. Jestem lekarzem; wiem jak to działa. Wiem, że nie zostało dużo czasu.

Zaskakuje mnie, przełamując ciszę i mówiąc:

- Chciałem dzisiaj umrzeć.

Jego słowa mnie zaskakują.

- Co? – pytam, niepewna czy dobrze usłyszałam.

Obraca się twarzą do mnie.

- Chciałem dzisiaj umrzeć – powtarza powoli.

Otwieram szeroko oczy i wiem, że się na niego gapię. Zszokował mnie. Kontynuuje:

- Po prostu zastanawiałem się… czy jest jakiś cel tego wszystkiego… tego bólu, tego cierpienia… i tak wiemy, że w końcu umrę.

Rani mnie, jak tak mówi. Chcę by mówił dalej, ponieważ chcę wiedzieć, co myśli, ale powoli czuję jak słowa przenikają do mojego wnętrza, zabijając mnie od środka. Chcę by mówił dalej, ponieważ lubię słuchać jego głosu i słuchać jak mówi, gdyż przypomina mi to, że gdzieś w środku ciągle jest tym samym człowiekiem. Wiem, że jest pesymistycznie nastawiony i nie jest osobą szczęśliwą, ogólnie rzecz biorąc. Nie przyjmuje bólu z radością. Akceptuje go i wydaje się być pogodzony ze śmiercią, ale nie wita jej z radością. Widzi to jako ucieczkę.

- Czy… czy zrobisz coś dla mnie? - pyta.

Podnoszę wzrok i zaglądam mu prosto w oczy. Są całkowicie poważne i szczere. Kiwam głową i pytam:

- Co, House?

- Czy… zabierzesz to?

Wbrew sobie, czuję, jak moje oczy napełniają się łzami. Nigdy nie słyszałam, by pytał o coś takiego. Ciężko jest wyobrazić sobie, że ten sam bezduszny człowiek z którym pracowałam, jest teraz słaby, umierający obok mnie. Nie wiem, co powiedzieć. Nie wiem, co ma na myśli. Nie wiem, jak mam to zabrać, czy nawet czym to jest…

- Nie rozumiem…

Kiedy nasze spojrzenia ponownie się spotykają, mogę zobaczyć zdecydowanie malujące się w jego niebieskich oczach. Patrzy dokładnie na mnie i pyta:

- Zabijesz mnie?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
freelance
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 30 Cze 2008
Posty: 168
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z pokoju :P
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:20, 23 Paź 2008    Temat postu:

Nalan napisał:
- Czy… zabierzesz to?
(...)
- Zabijesz mnie?


dlaczego ja wiedziałam, że on to powie?

bardzo wciągnęłam się w to opowiadanie, życzę weny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BuZzZiAcZeK
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 10 Paź 2008
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ze Szpitala
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:36, 23 Paź 2008    Temat postu:

BuZzZiAcZeK napisał:
22 października (dziś) mam urodziny. Za to fic dostaje duży plus.

Przez chwilę mnie po prostu zatkało jak przeczytałam ten komentarz. Fic ma plus za to, że BuZzZiAcZeK ma dziś urodziny? Skromność, nie powiem.
Jeszcze jeden taki komentarz znajdę i nawet chwilę się nie zawaham z ostem!/Nisia


Dodatkowy plus. Fic bardzo mi się podoba i nie dlatego, że ma w sobie datę moich urodzin.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ania
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 04 Sty 2008
Posty: 318
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z daleka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:42, 23 Paź 2008    Temat postu:

no masakra ofkorz w pozytywnym znaczeniu tego słowa

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:29, 23 Paź 2008    Temat postu:

jak oni oboje cierpią :Wilson , Cameron i jescze House . tak dużo smutku

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 17:18, 24 Paź 2008    Temat postu:

Ona tak to przeżywa, że zakochuje się w mężczyznach chorych na raka...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:47, 24 Paź 2008    Temat postu:

Jen, nie. Cameron kocha House'a od dawna... I zrobi dla niego dosłownie wszystko.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nalan
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 27 Mar 2008
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Pią 20:57, 24 Paź 2008    Temat postu:

24 Października

Uwalniając

Łapię się, że znów nie śpię w środku nocy. Teraz wydaje mi się to normą. Pomimo, że spanie na krześle jest niewygodne i kłopotliwe, zdaje się, że jestem w stanie spać tylko gdy jestem w jego pokoju. Moje własne łóżko, miękkie i wygodne, nie daje mi żadnej ulgi. Zamiast spać, wiercę się i kręcę każdej nocy, której z nim nie spędzam.

Odczuwam niekończący się niepokój, kiedy mnie tam nie ma. Leżę tu w łóżku i zaczynam o nim myśleć, i nie mogę przestać. Nie mogę wytrzymać myśli o nim, leżącym w tym szpitalnym łóżku pod cienkim prześcieradłem, gapiącym się na posępny, biały sufit. Jak przygnębiające to jest? Ja przynajmniej mogę spędzić moje niewygodne chwile gdzieś w cieple. On nawet nie może mieć tego małego luksusu.

Tu nie chodzi nawet o fakt, że nie mogę zasnąć; chodzi o to, że nie mogę spać. Kiedy udaje mi się zasnąć na więcej niż dziesięć minut, mam jedynie dziwne sny. Śnię o rzeczach głupich. Śnię o rzeczach śmiesznych i nieistotnych. Ale jakoś te głupie i nieistotne rzeczy zawsze sprowadzają się do jednej - do niego, do House’a. To tak jakby mój umysł nie mógł zostawić go w spokoju. To sprawia, że czuję się winny.

Czuję się winny. Czuję, że powinienem tam być, na wypadek, gdyby coś – cokolwiek – miałoby się zdarzyć. Broń Boże, by się coś zdarzyło. Jeżeli nie Bóg, wtedy ja – zabraniam ci umierać, House, myślę za każdym razem, kiedy go opuszczam. Ochronię go. Zżera mnie przerażenie wizją jego śmierci. To nigdy nie daje mi spokoju.

Boję się zasnąć w nocy, ponieważ obawiam się, że kiedy się obudzę odkryję, że on nie żyje. Boję się go zostawić na więcej niż pięć minut, kiedy jestem w szpitalu, ponieważ obawiam się, że wrócę, a on już nie będzie oddychał. Nie mogę być pewien, że on ciągle żyje, jeśli nie siedzę z nim tam, w każdej sekundzie każdej minuty każdej godziny, oglądając jak jego klatka piersiowa powoli podnosi się i opada i słuchając jego oddechu. Kiedy jestem z nim mogę wyciągnąć mój stetoskop i przyłożyć go do jego klatki i słuchać bicia serca. Będąc z nim mogę ciągle sprawdzać oznaki życiowe. Kiedy go opuszczam, żyję w lęku, że umrze beze mnie.

Jestem za dużym chłopcem, aby powiedzieć mu, że go kocham, ale to nie znaczy, że nie mogę się do tego przyznać samemu sobie. On by mnie po prostu wyśmiał, jeśli spróbowałbym to powiedzieć. To jest jedyna rzecz, której nie rozumie House. Nie rozumie miłości. Albo – być może rozumie, ale nie akceptuje jej. Sądzę, że wolałby żyć bez niej, ponieważ boi się, że mógłby ją stracić. Nazwij mnie naiwnym, ale ja ciągle wierzę w miłość. I kocham go, nie w jakimś romantycznym sensie, ale po bratersku, jak w rodzinie. Jest moim bratem; moim najlepszym przyjacielem.

Czuję jak łzy napływają mi do oczu. To jest to, co przytrafia mi się pod osłoną nocy, w schronieniu, jakim jest moja własna sypialnia. To jest to, co się zdarza, kiedy się załamuję, kiedy wszystko, co duszę w sobie, w końcu wybucha od wewnątrz. To jest to, do czego zostałem doprowadzony – człowieka szlochającego cicho w sypialni, bojącego się wydać dźwięk, aby nie zmącić ciszy wokół.
Po prostu – nie mogę – nie chcę żyć bez niego. Nie mogę sobie wyobrazić, jaki będzie mój dzień, kiedy już go tam nie będzie, by doświadczać go – żyć nim – ze mną. Nie widzę siebie idącego do pracy i spodziewającego się, że tam go nie będzie. Nie mogę sobie wyobrazić świata w którym nikt nie rzuca kamyków w moje okno albo w którym mogę zjeść wszystkie moje frytki. Nie mogę pojąć, jaki ten świat byłby bez niego. Nie mogę w nim żyć. Nie mogę tego zrobić. Po prostu nie mogę!

Teraz łzy pojawiają się szybko, wraz z każdą wypływającą ze mnie myślą. Nie chcę pracować bez niego. Nie chcę jeść lunchu bez niego. Nie chcę diagnozować pacjentów bez niego. Nie chcę widzieć członków jego zespołu bez niego. Wszystkie te małe rzeczy, które robi – te rzeczy, które robi by mnie drażnić lub sprowokować – nie chcę żyć bez nich. Trudno jest sobie wyobrazić , że ktoś mógłby kiedykolwiek uważać jego osobowość za ujmującą, ale ja tak uważam. Nie wiem, co zrobię. Po prostu nie wiem.

Wydaje się, jakby nie było tam nikogo, do kogo mógłbym się zwrócić. Każdy tylko oczekuje ode mnie, że będę w stanie sobie z tym poradzić. Byłem tym silnym przez tak długi czas. Byłem tym, który go zdiagnozował. Byłem tym, który odpowiadał na pytania, potwierdził obawę wszystkich ludzi dookoła. Byłem tym, który powiedział jego zespołowi. Byłem tym, który pocieszał Cameron gdy płakała… to wszystko. Przez to wszystko byłem tym silnym. Byłem tym do którego każdy przychodził; nadal jestem. Nie mogę pozwolić, by zobaczyli w jakim stanie jestem; jeżeli się rozkleję, nie będzie wtedy żadnej nadziei dla innych.

To niewyobrażalny ciężar; wydaje im się, że mogę sobie z tym poradzić, ponieważ doświadczyłem tego już wcześniej. Ale my wszyscy jesteśmy lekarzami; jesteśmy ludźmi. Mamy uczucia. I my wszyscy, na różne sposoby, kochamy go. Wszyscy go stracimy i wszyscy musimy stawić temu czoło. Nie rozumiem, dlaczego muszę być tym, który pomoże im przez to przejść. Czy oni nie widzą, że nie jestem wystarczająco silny?

Płaczę dopóki nie zaczyna brakować mi łez. W końcu uwalniam wszystkie stłumione emocje i kiedy kończę, czuję się wyczerpany. Fizycznie i psychicznie. Przewracam się na drugi bok i wpatruję się w gwiazdy za oknem. W końcu poddaję się snowi. Już nie mogę o czymkolwiek myśleć, już nie mogę się martwić lub czuć winy, lub być przestraszonym. Jestem po prostu zbyt zmęczony. Moją ostatnią myślą, tuż przed tym, jak wpadam w objęcia Morfeusza, jest to, że go kocham.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nalan dnia Pią 21:01, 24 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
annajestem
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 19 Paź 2008
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: kraków dawna stolica polaków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:11, 24 Paź 2008    Temat postu:

gimi mor!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:05, 24 Paź 2008    Temat postu:

biedny Wilosn . piękny oraz zatroskanego czlowieka

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ceone
Tygrysek Bengalski
Tygrysek Bengalski


Dołączył: 12 Cze 2008
Posty: 1766
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:44, 25 Paź 2008    Temat postu:

poor wilson

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 11:58, 25 Paź 2008    Temat postu:

jaki piękny Hilson jest tu opisany... *płacze ze wzruszenia*

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kallien
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 29 Lip 2008
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 7:45, 26 Paź 2008    Temat postu:

Łał. Na ten fik trafiłam, szczerze mówiąc, bo Katty mi o nim powiedziała.
Tekst jest świetny - autorce trzeba czynić honory, a tłumaczce [tłumaczkom] również należą się pochwały.
Podoba mi się tutaj House. I to, o co poprosił Cam jest takie... prawdziwe.

No i niecierpliwością czekam na kolejne części ;>


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ana12
Pulmonolog
Pulmonolog


Dołączył: 15 Sie 2008
Posty: 1168
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ***
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 14:01, 11 Lis 2008    Temat postu:

piękne, wzruszające
mam nadzieję, że przetłumaczysz dalej, bo świetnie ci to wychodzi


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
annniczka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 14 Lip 2008
Posty: 179
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:45, 13 Lis 2008    Temat postu:

jakie wzruszające fajnie opisujesz uczucia, podoba mi się, czekam na cd

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nalan
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 27 Mar 2008
Posty: 27
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Łódź

PostWysłany: Sob 19:05, 04 Kwi 2009    Temat postu:

25 Października

Wierząc

Niewiele się ruszałam w ciągu ostatnich dwóch dni. Siedzę na moim łóżku ze skrzyżowanymi nogami, a koc leży w fałdach na moich ramionach. Nie wróciłam do pracy. Niewiele jadłam, niezdolna do zebrania wystarczająco dużej ilości energii, by wejść do kuchni i wziąć choćby jabłko. Nie pamiętam, bym dzwoniła i brała chorobowe, ale to chyba nie ma tak dużego znaczenia. Nie mogę dłużej myśleć jasno.

Po prostu nie mogę sobie dłużej dać z tym rady. Nie chcę myśleć o Housie ani o kimś innym, ale tak naprawdę to nie mam wyboru. Nadal jestem w szoku. Nie mogę uwierzyć, że poprosił mnie o coś tak okropnego; czy on naprawdę wierzy, że mogłabym mu to zrobić? Nie odpowiedziałam, kiedy zapytał; nie miałam nawet pojęcia, co bym mu powiedziała. Sumienie podpowiada mi „nie”, ale wtedy nie byłam w stanie tego powiedzieć.

Nie mogę tego zrobić; po prostu nie mogę! Zabicie go – to niemożliwe, całkowicie wykluczone. Jestem lekarzem. Ratuję ludzi. Nie pomagam im umierać; chronię ich właśnie przed tym… albo próbuję, w każdym razie. Nie zamierzam pozwolić mu stracić życia w ten sposób. Nie przejmuję się tym jak beznadziejnie on się czuje; nie ma możliwości, że pozwolę mu to zrobić. Nie zabiję go. Odmawiam zrobienia tego. Nigdy tego nie zrobię. Nie obchodzi mnie, jak długo będę musiała go przekonywać. On nie umrze na moich rękach.

Nagle czuje się pokrzepiona tą myślą. Nagle następuje ożywienie. Nagle pojawia się powód by wyjść z łóżka i coś zrobić. Moje postanowienie zostaje przypieczętowane. Zsuwam nogi z łóżka. Jest dopiero po dziesiątej i światło księżyca oświetla podłogę na drodze do łazienki. Szybko zrzucam ubranie i wchodzę pod prysznic. Myję się tak szybko, jak to możliwe, zmywając wszelki brud powstały przez ostatnie dwa dni. Pobudzam umysł; oczyszczam myśli. Jadę do szpitala, by mu dokładnie powiedzieć, co o tym myślę i żadna siła mnie nie powstrzyma.

Parkuję samochód przed szpitalem pół godziny później. Moje włosy są wilgotne; nie miałam czasu ich wysuszyć. Wchodzę do szpitala przez najbliższe otwarte wejście, przez Izbę Przyjęć. Macham identyfikatorem przed oczyma recepcjonistów , a oni tylko kiwają głowami. Przybiegam do jego pokoju i pukam w otwarte drzwi, oznajmiając moją obecność.

Odwraca się i widzę, że jego oczy rozszerzają się nieznacznie, kiedy spostrzega, że to ja. Być może oczekiwał Wilsona, a być może jest po prostu cieszy się, że wróciłam. Kiwa mi głową, co biorę za zaproszenie do wejścia. Podchodzę do nóg łóżka i spoglądam wprost na niego.

- Odpowiedź brzmi nie.

Mruga dwa razy nim śmieje się słabo.

– Dobry Boże – woła. – Zrozumienie tego zajęło ci dość dużo czasu – seks i praca to i tak byłoby zbyt skomplikowane połączenie.

- House! – Wypuszczam powoli powietrze. – Mówię poważnie.

- Ja też.

Zamykam oczy, biorę głęboki oddech, a następnie otwieram je.

– Przepraszam. Nie mogę tego zrobić.

Mlaska językiem.

– Robiłaś to już wcześniej.

Dostrzegam gorycz w jego głosie. Zawiódł się na mnie.

- To nie jest to samo – upieram się, ale on mi przerywa:

- To jest to samo. Weź po prostu strzykawkę, napełni ją i zrób to. To nie jest wcale takie trudne.

- Nie! – Czuję jak łzy zbierające się w moich oczach. Czy nie wie, jak bardzo ranią mnie jego słowa? Czy nie wie, jak bardzo boli mnie patrzenie na niego w ten sposób? Czy nie wie, jak bardzo nie chcę, by umarł?

Czy nie wie, jak bardzo go kocham?

Czuję się bezsilna, tak cholernie bezsilna. Nie wiem, co robić. Nie zniosę tego dłużej. Chcę wybiec z pokoju, ale moje nogi nie chcą oderwać się od podłogi.

- House – szepczę. – House, proszę. Nie mów tak. Błagam. Wiem, że jest ciężko, ale zawsze jest – jest nadzieja.

- Nie pozwoliłabyś nawet psu aż tak cierpieć– śmieje się śmiechem zimnym i pełnym goryczy. – Żyję w bólu, bez przerwy. Nie mogę chodzić. Już nigdy nie wstanę z łóżka. Muszę sikać do zimnej kaczki, którą jakaś pielęgniarka musi dla mnie sprzątać. Moje życie jest niczym. – Teraz już krzyczy, a ja czuję, jak łzy jeszcze szybciej spływają po mi policzkach. – Straciłem prawie całą swoją godność. Nie możesz uszanować tej reszty, która mi pozostała, i pozwolić mi umrzeć?

Łzy płyną obficie. Osuwam się w rozpaczy na ziemię. Szlochy wstrząsają moim ciałem, ale nie mogę przestać. On ma rację, tak wielką rację. Moje daremne słowa pocieszenia wydają się teraz jeszcze bardziej żałosne niż wcześnie. Po prostu nie wiem, co robić. Nie chcę by cierpiał. Nie mogę na to pozwolić. Kocham go zbyt mocno. Ale co robić? Nie wiem! Nie chcę tego robić, ale nie wiem, jaki mam wybór. On tego chce, tak bardzo tego chce, a ja nie wiem co jeszcze mogę zrobić.

- Podejdź do szafki.

Dźwięk jego głosu mną wstrząsa. Jest spokojny, opanowany, prawie chłodny. On wydaję się racjonalny i rozsądny, w przeciwieństwie do mnie. Jestem tak bardzo zagubiona, zdezorientowana. To jest jedyna rzecz, która ma sens. To polecenie, ten rozkaz – podejdź do szafki. To jest coś, co mogę zrobić. Mogę zrobić niewiele więcej, ale to na pewno.

Podchodzę.

- Weź strzykawkę.

Strzykawki leżą w pudełku. Biorę jedną i czuję jej zimny ciężar w dłoni… pod koniuszkami palców wyczuwam gładką powierzchnię…

- Napełnij morfiną.

Na blacie leży dodatkowa ampułka morfiny do podania przez kolejną pielęgniarkę, kiedy obecna dawka przestanie działać. Podchodzę na oślep… Nerwowo poruszam ampułką. Jest gładka, ślizga się między moimi palcami. W końcu udaje mi się ją otworzyć i napełniam strzykawkę. Odwracam się, by na niego spojrzeć.

Jego rękaw jest już podwinięty. Wskazuje na prawą rękę. Nie musi nic mówić. Wiem, co chce, żebym zrobiła. Podchodzę do niego powoli, łzy mnie oślepiają. Mój wzrok jest przyćmiony, ledwie widzę, co robię. Trzęsę się tak bardzo, że trudno mi utrzymać strzykawkę. Nie mogę znaleźć żyły. Ręce trzęsą się tak okropnie, że nie mogę jej znaleźć. Potrząsam głową i próbuję się uspokoić.

- Skup się, Cameron – intonuje.

Jest. Znalazłam.

Biorę wdech i próbuję się uspokoić, ale po prostu nie mogę. Nie mogę pojąć, co czynię. Po prostu muszę to zrobić. Zwykle jestem w stanie usprawiedliwić swoje działanie, ale nie w tym przypadku. Wycofuję tłoczek, gotowa do jego użycia. Zamierzam go użyć, lecz wtedy-

- Cameron! – Ktoś krzyczy. – Co do diabła wyprawiasz?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:29, 04 Kwi 2009    Temat postu:

jak on może ją o to prosić ? on nie rozumie, jak bardzo ją rani ?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:41, 04 Kwi 2009    Temat postu:

Długo zajęło Ci napisanie następnej części...

Fik jest fajny.
Super opisane uczucia Allison i Jamesa.

Mam pytanie...
...dlaczego nie opisujesz uczuc Gregory'ego?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:53, 04 Kwi 2009    Temat postu:

Nie opisuje bo to jest tłumaczenie??
Pytanie kierować do autorki...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:14, 04 Kwi 2009    Temat postu:

a no tak
zapomniałam, że to tłumaczenie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Przechowalnia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin