Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Sen, który nie nadszedł [NZ/P]
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Przechowalnia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aduśka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 07 Wrz 2009
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siedlce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:19, 20 Gru 2009    Temat postu: Sen, który nie nadszedł [NZ/P]

No i się Aduśka zebrała i coś napisała
Część pisana w przypływie weny, część bez niej. Pewnie będzie to zauważalne, ale cóż

Jeśli jest tutaj, ktoś czeka na kontynuację pierwszego fika, to muszę Go przeprosić. Pomysły mnie nachodzą i perfidnie 'żądają' przelania na klawiaturę Postaram się jak najszybciej napisać nast. część

Tak myślę ... Coś monotematyczne te moje fiki. Wybaczcie, może się ogarnę niedługo

Wyjdzie mi pewnie jakieś 7 stron w wordzie, pisane 10, więc podziele na dwie części, żeby Was nie zakatować Miłego czytania

Zaryzykowałam i pomieszałam fakty z 5 sezonu, z faktami z 6


Zweryfikowane przez Aduśka

Dla tych, którzy to przeczytają


Szedł bardzo szybko w kierunku windy. Odkręcał się co jakiś czas tylko po to, by określić jak daleko za nim pozostaje długonoga brunetka o szalenie pięknych lokach i oczach. Wcisnął guzik i stukając nerwowo laską o podłogę, wymawiał szybkie,dziwaczne modły. Coś w stylu „Sezamie otwórz się”. Jeszcze raz odkręcił się i stwierdził,że chyba ją zgubił. Uśmiechnął się w duchu. Wyprostował się, a po jego wnętrzu rozlał się przyjemny spokój. Wyciągnął z kieszeni marynarki Vicodin i wysypał na dłoń jedną tabletkę. W momencie, gdy ceremonialnie wkładał sobie ją od ust, drzwi windy się otworzyły. Zastygł z dłonią przy ustach. Gdy 'wrota' się rozchyliły dostrzegł ją. Omiótł ją wzrokiem od głowy aż po stopy. Przez jej czarne loki, magiczne oczy,ponętne usta, szczupłe ramiona,piękne piersi, smukłą talię i , seksowny, 'wielki' tyłek i długie nogi. Przełknął głośno tabletkę. Stała oparta dłonią o ścianę. W oczach miała triumfalny błysk. Uśmiechała się tak dumnie. W tym momencie, w tej pozie cholernie go podniecała. Uśmiechnął się drętwo. Obejrzał się za siebie rozmyślając czy wejść, czy zwiać.
-I co House? Nie spodziewałeś się, że mnie tutaj znajdziesz? No co tak stoisz? Chyba się nie boisz wejść tutaj, do mnie? - uśmiechnęła się. Wiedziała, że w tej rundzie wygrała. Winda się właśnie się zamykała, ale nie ruszyła się. Doskonale przewidziała jego ruch. Wsunął laskę pomiędzy drzwi a ścianę, tak, że winda znów się otworzyła. Z podniesioną głową wszedł do windy. Stanął obok niej, ramię w ramię. Dostrzegł kątem oka jak zaśmiewa się dumnie.
-Nie do twarzy ci z Tą wyrysowaną dumą – parsknął od niechcenia.
-A tobie z tym wiecznym pożądaniem w oczach. Myślisz, że tego nie widzę?
-Trudno nie mieć takich myśli, skoro zakładasz taaaaki dekolt i takie spódnice. Że ten twój tyłek się mieści w tych wąskich materiałach – powiedział dość ironicznie i figlarnie – Czemu nie jedziemy?
-Musimy ustalić nowe zasady gry – rzekła, pełna tajemniczości.
-Jakiej znów do cholery, gry? - spytał zdziwiony.
-Naszej gry. Tyle lat ze mną pogrywasz, że pomyślałam, że przyda się jakiś regulamin.
-Taa. A nie może być tak jak kiedyś? Ja się gapie na twoje piersi, komentuje twój tyłek, a Ty udajesz, że nie widzisz.
-Chciałbyś! - uśmiechnęła się ironicznie, w momencie, gdy zadzwonił jej telefon. Stanęła plecami do przycisków, tak by House nie mógł, uruchomić windy i z uśmiechem na ustach rozmawiała. Widziała jak przygląda się jej. Z błękicie jego oczu, skakały różne iskierki, które czasami ją podniecały – Dobrze, już jadę – powiedziała i rozłączyła się.
-No to chyba, nici z naszego sex -regulaminu – uśmiechnął się jak lubiła – z tą swoją ironią i błyskiem w oku, małego dziecka, które dostało upragnioną zabawkę.
-Tym razem Ci się upiekło, ale ... Wrócimy do tego – wymierzyła w niego palcem uśmiechając się. Uruchomiła windę i gdy zjechali na jej poziom, wysiadła. Nie dostrzegła jak House wodzi za nią wzrokiem.
Siedział właśnie w gabinecie diagnostycznym i wysłuchiwał głupich propozycji swoich kaczuszek.
Każde z nich sypało tak banalne diagnozy, że zastanawiał się, czy to naprawdę jego podwładni, czy to Cuddy w akcie zemsty podmieniła zespół.
-Dosyć idioci! - powiedział głośno i twardo – Skupcie się i powiedźcie coś na tyle mądrego bym nie musiał Was wyrzucać- dokuśtykał do okna, za którym pogoda nie dopisywała spacerowi, na który miał dziwną ochotę. Oparł się dłońmi o ścianę i wpatrywał w kropelki szybko spływające po szybie. Czuł dziwny niepokój. Jakby gdzieś podświadomie wiedział, że wydarzy się coś złego. Nie słuchał tego co mówią asystenci. W tej chwili tkwił w swoim świecie, oderwany od rzeczywistości. Wyrwał go dopiero dźwięk telefonu. Wyciągnął go i spojrzał na wyświetlacz. Uśmiechnął się pod nosem, widząc nazwisko swej szefowej.
-Wybacz, ale nie wpadnę na seksik. Właśnie zabijam pacjenta głupotą kaczątek - rzekł smutno.
-House, to nie czas na ... - nagle usłyszał huk po drugiej stronie słuchawki. Rozłączyło ich. Spojrzał pusto na komórkę. Nie reagował na zespół, który próbował dowiedzieć się, co się stało. Chwycił laskę z stolika, poszedł do swojego gabinetu skąd wziął kluczyki, kurtkę i jak najszybciej jak mógł dokuśtykał do gabinetu Wilsona.
-Gdzie jest Cuddy?- spytał bez ogródek.
-Nie wiem?- powiedział śmiesznie James - Czekaj ... Jak ostatnio ją widziałem, to ... - na chwile zawiesił głos, jakby nie był pewien – A tak! Wybiegała ze szpitala, mówiła, że musi jechać do domu. Chyba chodziło o Rachel . Ale co się stało House?- spytał, ale nie otrzymał odpowiedzi. House'a już nie było. Wstał i zwabiony dziwnie zmartwioną miną przyjaciela pobiegł za nim.
-House co się stało? - spytał, gdy już go dogonił.
-Muszę jechać do Cuddy - sapnął szybko kuśtykając.
-Ale po co? House! Masz minę jakby coś się stało - powiedział sapiąc. Może House był kaleką, ale umiał bardzo szybko kuśtykać.
-Właśnie jadę to sprawdzić – rzucił przez ramię.
-Weź mój wóz – wyjął z kieszeni kluczyki.
-Jest za wolny, pojadę motorem.
-Pada deszcz, to niebezpieczne.
-Dzięki tato. Ty zawsze wiesz jak z rzeczy oczywistej zrobić jeszcze bardziej oczywistą – powiedział i wyszedł z PTTH, zostawiając przyjaciela w wielkim zdziwieniu.
House wsiadł na motor i nie zważając na panujące warunki i ograniczenia ruszył bardzo szybko. Łamał wszystkie zakazy, ignorował deszcz tylko po to by jak najszybciej sprawdzić, co się stało u Cuddy. Jedyne co pamiętał to jej zdenerwowany, wręcz spanikowany głos. Pokonując kolejne odcinki zastanawiał się, skąd biorą się te wszystkie emocje, odczucie w nim. Odrzucił chęć analizy samego siebie i skupił się na drodze. Gdy dotarł na miejsce dostrzegł tłum gapiów zgromadzonych przy domu szefowej. Zszedł z motoru i zdjąwszy kask położył go na siedzeniu. Chwycił laskę i podszedł do tłumu. Gdy wepchnął się do pierwszego ' rzędu' dostrzegł tylko gruzy domu Cuddy oraz zniszczony w połowie dom sąsiadujący. Wstrząsnął nim nagły dreszcz strachu i zaciekawienia. Odwrócił się szukając jakiegoś rzetelnego informatora.
-Co się stało? - spytał mężczyznę, który taki właśnie się mu wydawał.
-Podobno był wybuch gazu w tym domu – wskazał na dom sąsiadujący z domem Cuddy. House odetchnął jakby z ulgą.
-Są jakieś ofiary? - spytał niespokojny, gdy w tłumie nie znalazł swej szefowej.
-Kilka osób wyniesiono. Karetki wzięły je do szpitala.
-Była wśród nich taka brunetka z lokami? Około czterdziestu lat. Średniego wzrostu, bardzo szczupła. Wyglądała jak typowa szefowa – wymieniał, próbując zachować opanowanie. Czuł coraz większy strach.
-Nie ... chyba nie – mężczyzna rzucił niepewnie.
-Przypomnij sobie kretynie! To ważne! - krzyknął House tracąc cierpliwość.
-Koleś, spokojnie, ok? - rzucił oburzony, odchodząc.
-Cholera! - diagnosta podirytowany swoim strachem i niewiedzą wycedził przez zęby. Rozejrzał się po tłumie, który go otaczał i zaczął pytać każdego z nich.
-Brunetka w lokach? Była taka jedna. Kobieta ok.. 40 lat tak? Była taka jedna. Miała czarny płaszczyk i wychodziła z tamtego domu z dzieckiem . Chyba trzyletnia dziewczynka – starsza kobieta wskazała na dom Cuddy.
-Tak. To o nią mi chodzi. Wie pani może gdzie ona teraz jest? - spytał House czując jak powoli strach z niego wychodzi.
-Nie wiem. Naprawdę. Chciałabym Panu pomóc, ale ...
-Przepraszam, że się wtrącę, ale słuchałem państwa rozmowy. Chyba wiem, gdzie jest Pana znajoma.
-Mówże ... - powiedział zdenerwowany. Urwał, gdy w człowieku w czapce rozpoznał byłego przyjaciela - Lucas? Co Ty tutaj robisz? - rzucił zdziwiony – Mniejsza z tym. Gdzie jest Cuddy? - powiedział głośniej niż zamierzał.
-House? - chciał spytać,co on tu robi, ale widząc jego minę dodał wskazując na drugi dom - Chyba weszła do tamtego domu ratować kobietą z dzieckiem – powiedział.
-Gdzie mama?- spytała Rachel tuląc się do nogi detektywa.
-Twoja mamusia chyba właśnie ryzykuje swoje życie, dla jakieś nieznajomej, tylko dlatego, bo tatuś idiota jej na to pozwolił. - spojrzał wrogo na Lucasa.
-Nieprawda! Nie chciałem by szła, ale ona się uparła. Mówiłem jej, że to niebezpieczne, ale ... ona mówiła, że musi, że jest lekarzem, to jej obowiązek. Poszła, gdy tylko na chwile odszedłem – Lucas próbował się bronić. Wziął na ręce Rachel i przytulił mocno widząc, że cicho płacze.
-Skończony idiota! - powiedział ironicznie i odwracając się, podszedł do swojego motoru. Zapalił go i widząc nadjeżdżające samochody ustawił tak na ulicy, że powstał mały korek. Zsiadł z motoru i podszedł do pierwszego z nich. Ignorował klaksony i wyzwiska dobiegające z samochodów.
-Potrzebujemy apteczek!
-Zabieraj ten motor idioto! Śpieszymy się! - krzyknął pierwszy kierowca.
-Zabiorę, ale najpierw dawajcie apteczki. Widzisz tamte gruzowiska? Tam są ludzie, którzy wymagają pomocy. Nie patrzcie się tak na mnie – krzyknął, gdy zobaczył ich miny - Jestem lekarzem. Oni mogą umrzeć do cholery! - krzyknął tak by kierowcy usłyszeli. - A tylko dlatego, bo jacyś samolubni idioci nie chcą dać małego pudełeczka z cudotwórczymi środkami! - uśmiechnął się zadowolony widząc, jak niektórzy podają ją przez otwartą szybę.
-Niech Wam ten Wasz Bóg to wynagrodzi – rzuci ironicznie, gdy miał w rękach cztery apteczki. Przestawił motor i szybko kuśtykając rzucił się w kierunku gruzowiska.
-Proszę Pana! Tam nie wolno wchodzić! - rzucił policjant stojący przy taśmach.
-Jestem lekarzem! Być może będzie potrzebna pomoc – rzucił ignorując dalsze próby zatrzymania go.
-Niech pan weźmie to, będziemy w ciągłym kontakcie! - rzucił jeden z policjantów podając swoją krótkofalówkę. House wziął ją i wkładając do kieszeni skórzanej kurtki i oddalił się.
Wchodząc w resztki domu rozglądał się wokoło wołając ją głośno. Widok zniszczonych ścian, resztek pięknego salonu, w którym się znajdował, zniszczone zabawki dziecka i ciało blondynki leżącej przysypanej przez gruzy zdołowały go. Podszedł do dziewczyny i sprawdził tętno – nie żyła. Z bijącym szaleńczo sercem ruszył dalej. Po tak niepewnej i nierównej drodze trudno mu się było poruszać. Rozglądał się uważnie, kontrolując swoje bezpieczeństwo. Bo, na co przyda się martwy lekarz? Gdy się potknął, zaklął cicho pod nosem. Obszedł cały dom, a raczej jego pozostałości, ale nigdzie jej nie zauważył. Chwilę się zatrzymał i rozejrzał się z dziwnym smutkiem wokół siebie.
-0657 zgłoś się – usłyszał w urządzeniu. Wyciągnął je z kieszeni, przycisnął przycisk i potwierdził.
-Znalazł pan ją?
-Nie. Ale znalazłem jedną kobietę. Lat około trzydziestu, blondynka, martwa.
-Niech pan na siebie uważa. Niewykluczone, że pozostałości mogą runąć.
-Już wracam. - powiedział i schował radiofalówkę. Kierował się już w stronę wyjścia, gdy usłyszał cichy płacz dziecka Poszedł za tym głosem i dostrzegł kobietę, leżącą pod gruzowiskiem. Podszedł jeszcze bliżej i dostrzegł ją. Leżała z wtulonym w nią dzieckiem. Nie wiedział, nie rozumiał jak mógł ją przeoczyć.
-Cuddy? - ukucnął przy niej i kładąc apteczki i laskę na ziemię, próbował zdjąć z niej choć trochę resztek gruzu.
-Greg – szepnęła cicho, nie mając siły mówić. - Ratuj dziecko – mówiła coraz ciszej.
-Ale Cuddy!
-Ratuj je proszę. On ma całe życie przed sobą, zasługuje na szansę
-A Ty? - spytał zdziwiony postawą szefowej. „No tak Matka Lisa z New Jersey” zakpił w duchu.
-Mną się nie przejmuj. Już przeżyłam to, co miałam przeżyć – uśmiechnęła się blado i skrzywiła nagle. Każdy ruch sprawiał jej potworny ból. Czuła jak przez mgłę, jak House bierze od niej dziecko. Uśmiechnęła się wdzięcznie. Powieki robiły się coraz cięższe, a ona czuła się coraz bardziej śpiąca.
-Cuddy! Nie zasypiaj! Wyniosę dziecko i wrócę po ciebie – rzucił spanikowany widząc jak usypia.- Cuddy!
-Ra .. tuj dzieecko – wysapała ospała.
-Cuddy! - posadził dziecko na ziemi i próbował ocucić szefową.
-Idź. Proszę cię. - House patrząc na jej zmęczone oczy, zakrwawioną twarz nie wiedział co robić. Spojrzał na płaczące dziecko i na kobietę. Energicznie wstał. Za energicznie, skrzywił się z bólu i jak najszybciej wykuśtykał z budynku.
-Macie tu dziecko. Potrzebne mi będą duże ilości opatrunków i coś czym będę mógł podważyć gruzy.
-Okey. - policjant rozdał rozkazy pozostałym kolegom, a sam wziął dziecko.
-Słyszałem, że potrzebuje pan czegoś do podważenia. U siebie w garażu znalazłem taką metalowy pręt, może być? - powiedział, któryś z gapiów, widocznie sąsiad.
-Tak może – Greg wymusił uśmiech, odbierając od niego przedmiot.
-Co z nią? - spytał Lucas, który dopchał się. House dostrzegł w jego oczach wielki strach i troskę.
- Nie jest dobrze. Jest przysypana przez gruz. Nie wiem, czy przeżyje. - Gdzie jest karetka? Kiedy przyjedzie?- zwrócił się do mężczyzny w mundurze.
-Nie wiadomo. Jakiś wypadek na drodze, a poza tym w tych warunkach nie wiem jak szybko dojadą
-Cholera! - zaklął. - Zamówcie jeszcze jedną. Szybko! - Wiedział, że nie ma czasu na rozważania. Wziął to co przynieśli mu policjanci i ruszył z powrotem. Krzyknął przez ramię – Gdy przyjedzie karetka każcie zawieść chłopca do Princeton-Plainsboro!
Wrócił do kobiety. Rzucił laskę i inne przedmioty niedaleko siebie. Przetarł mokrą twarz od deszczu i spojrzał na Lisę.
-Jak się czujesz? Nic Ci nie jest? Cuddy? - delikatnie poklepał ją po policzkach sprawdzając czy jest przytomna.
-Nic mi nie jest. Jestem tylko trochę poobijana, no i noga – delikatnie się podniosła, ale natychmiast się położyła zmuszona przez ból.
- Nic nie mów. Mów tyle ile musisz – powiedział widząc jak trudno jest jej mówić.
-Co z Rachel? - powiedziała resztkami sił. Czuła jakby była balonem, który ktoś przed chwilą przekłuł, a trzymając za otwór, modulował siłę tracenia powietrza. W jej przypadku sił, życia.
-Jest bezpieczna. O ile można tak powiedzieć, jeśli jest z tym idiotą, który Cię puścił tutaj.- wycedził, nie mogąc znieść myśli, jakiego kretyna wybrała sobie Cuddy na ojca swojego dziecka.
-Przestań. Co Ty robisz? - spytała widząc jak House męczy się z gruzami, które przyciskały jej nogę.
-Nie widać? Próbuje Cię uwolnić. Wiem, że nie wyglądam nawet częściowo jak książę, nie mam białego kucyka, ale mam laskę i motor. No i to metalowe coś – skrzywił twarz w wysiłku. Po kilka próbach udało mu się, zdjąć z nogi szefowej ten ciężar. Jej noga nie wyglądała za dobrze, wiedział jednak, że nie może teraz jej opatrywać. Gdy znowu usiadł przy Lisie dostrzegł jej zamknięte oczy.
-Cuddy? - spytał lekko potrząsając jej ramieniem.- Cuddy! - krzyknął. Sprawdził jej tętno. Żyła. Czuł, że rodzi się w nim panika. Niby prawie codziennie mierzył się ze śmiercią, a gdy ta przyszła do kogoś, nie martwił się. Teraz,kiedy 'dotykała' Cuddy czuł niesamowity strach i niepokój. Pochylił się nad kobietą i otwierając jej powieki, poświecił swoją latareczką, którą akurat miał w marynarce. - Lisa, obudź się! - poklepał ją po policzkach. Zanurzył rękę w kałuży, która powstawała nieopodal i pochlapał jej twarz. Widząc jak powoli się przebudza odetchnął. Czuł się odrobinę spokojniejszy.
-Chce mi się spać – powiedziała szeptem. Czuła jak powieki robią się coraz cięższe,a jego twarz rozmywa się. Widziała strach w jego oczach. Nie chciała zasypiać, choć jej organizm się tak tego domagał. Czy to znaczy, że umierała? Nie chciała umierać. Miała Rachel, Lucasa. Może nie kochała go, ale w pewnym sensie zależało jej na nim. Miała szpital, na który pracowała tyle lat, tyle poświęcała i tyle serca włożyła. Nagle wiele scen zaczęło przelatywać przed oczami. Te wszystkie utarczki i gierki z House'm, zawody na nim. Nieudane starania o dziecko, jego problemy. Na widok uśmiechniętej Rachel, mówiącej niewyraźnie 'mamo', czy niezdarnie stawiającej pierwsze kroki sama się uśmiechnęła. Czuła jak ktoś delikatnie potrząsa jej ramieniem i woła jej imię. Nie miała siły wychodzić z tego stanu. Wszystko ją bolało, a sama czuła się jakby ktoś wyssał z niej wszystkie siły.
-Cuddy! Nie zasypiaj, słyszysz? Nie śpij do cholery! - docierał do niej jego krzyk, który dla niej był tylko szeptem. -House, to ty? - powiedziała resztką sił. Rozmyta twarz, nie zdawała się być znajomą.
-Tak, to ja. Cuddy. Mów do mnie. Nie zasypiaj! - powiedział zdenerwowany, opatrując jej krwawiącą rękę. Starał się zachować opanowanie chciał za wszelką cenę nie pokazywać swojego strachu, który dziwnie nim targał od wewnątrz. Nie umiał tego wytłumaczyć, ale bał się, że zaśnie, nie budząc się nigdy. Musiał ją upilnować, by nie stracić tego, na czym mu jeszcze zależy.
Gdy skończył bandażować rękę rozejrzał się wokół siebie dziwnymi odgłosami.
- 0657 zgłoś się
-Zgłaszam się – powiedział obserwując stan Lisy.
-Wychodźcie, reszta budynku może zaraz runąć. Chłopaki z straży pożarnej czekają, aż Wy wyjdziecie. Z Wami w środku nie mogą rozbierać budynku.
-Zrozumiałem. Co z karetką?
-Niedługo przyjadą. Dam znać jak będą
-Okey – House rozłączył się i rzucił urządzenie niedaleko siebie. - Lisa?
-Greg ... Co teraz będzie? - wyjąkała gromadząc w sobie siły. Czuła jak po twarzy spływają krople potu.
-Nic. Wyjdziesz z tego i dalej będziesz kusić mnie swoim głębokim dekoltem i ganiać do przychodni. - powiedział uśmiechając się sztucznie. Chwycił bandaż i próbował zabandażować jej głowę. Uważał, żeby nie sprawiać jej bólu, ale to było trudne. Syknęła, ale widząc jego minę próbowała być dzielna. W momencie, gdy założył opatrunek poczuła się trochę lepiej.
-Zimno mi – powiedziała słabo. Zdjął kurtkę i nakrył ją – Dziękuję – uśmiechnęła się.
-Możesz ruszać nogami? - gdy zobaczył jej skinienie głową, uspokoił się trochę – Nie zamykaj oczu – powiedział cicho widząc jej twarz. - Opowiedz mi o czymś. Obojętnie o czym. Może być o Lucasie. Możesz nawet mówić jaki jest wspaniały, czuły i piękny, tylko mów do mnie. Albo opowiedz mi o Rachel. Słyszałem, że już mówi?
-Naprawdę chcesz usłyszeć coś o Lucasie? Jest bardzo fajnie – zaczęła opowiadać nie będąc pewna czy powinna. Dziwiło ją to zainteresowanie House jej życiem prywatnym, choć doskonale wiedziała, że nie powinna. W końcu do House. Nie miała siły z nim dyskutować. Kontynuowała opowieść - Jest czuły, opiekuńczy. Jakby spełnienie moich marzeń, ale ... - przełknęła głośno ślinę. Czuła jakby trochę więcej siły, ale wciąż mówienie sprawiało jakąś trudność.- Gdy jestem z nim, blisko nie czuję tego, gdy jestem z tobą- nie widziała skąd się wzięła nagła ochota podzielenia się z nim swoimi uczuciami.- A Rachel? Ma już trzy latka. Pięknie się uśmiecha i jest kochana- uśmiechała się, gdy zaczęła opowiadać o swojej córeczce, a House, który przyglądał się jej z pustym uśmiechem i spojrzeniem, myślał jakim jest idiotą, a jakim farciarzem Lucas. Może gdyby potrafił się zmienić, to on byłby na miejscy detektywa. Wiedział jednak, że nie takiego faceta Cuddy szuka, potrzebuje. Nawet to co powiedziała nie wzbudziło w nim nadziei, że ma jakieś szanse. Gdy słuchał jej opowieści o ulubionych zabawach Rachel i widział błysk w oczach, które jeszcze przed chwilą zdawały się być puste, nijakie - był pewien, że jest szczęśliwa. Wiedział, że nie może tego popsuć, choć w głębi duszy pragnął, by to on był tym, z kim dzieli to szczęście. Jej opowieść przerwał nagły huk. Czując co się może zaraz stać, szepnął do niej „ Nie bój się” i nakrył swoim ciałem, jej ciało. Po chwili nastąpiło to, czego się spodziewał. Reszta dachu oberwała się i spadła niedaleko nich. Odetchnął z ulgą. Podniósł się i spojrzał na kobietę. Miała zamknięte oczy.
-Nie śpię – powiedziała cicho i próbowała się podnieść, w przypływie siły.
-Ne wstawaj na razie – odrzekł widząc jej podkrążone oczy, słabą formę. Rozejrzał się, gruzowisko zasypało mu wyjście. Znajdowali się w pułapce, co nie nastrajało go pozytywnie. Lisa dostrzegła jego zmartwione oczy i chyba nawet zrozumiała o co chodzi.
-Przytulisz mnie? Nie wiem, dlaczego, ale ... boje się – spojrzała na niego swoimi szarozielonymi oczami tak, że poczuł w środku dziwne ukłucie. Wstał i usiadł za nią, a ona podniosła się powoli i wtuliła plecami w jego tors. Oparła głowę o jego ramię i przymknęła powieki. Czując jego bliskość, 'wchodziła' w dziwny stan. Poczuła ja niepewnie przeplata jej talie swoją ręką. Wyczuwała jego skrępowanie i niepewność. Położyła dłoń na jego dłoni i delikatnie zacisnęła.
-Dlaczego drżysz? - usłyszała jego szept – Boli cię coś?
-Tak, ale ... - dostrzegła jak wyjmuje z marynarki opakowanie Vicodinu.
-Weź ją. Poczujesz się lepiej – powiedział dając jej jedną tabletkę.
-A ty? Przecież ..
-Mną się nie przejmuj. Jakoś wytrzymam – powiedział nakrywając ja kurtką, która się zsunęła – Niedługo nas wyciągną i będzie tak jak dawniej. A poza tym. Myślałaś, że bym Ci dał ostatnią tabletkę i tym samym skazywał siebie na cierpienie? - choć był zdolny to zrobić, skłamał jej, by zachować tą maskę aroganta i gbura.
-Nie wiem House czy wytrzymam.- powiedziała. Nie wiedziała jak to się działo, ale znów straciła siły – Jestem taka słaba – westchnęła.
-Wytrzymasz. Zobaczysz. Jesteś bardzo silna i dzielna. Skoro mnie zniosłaś tyle czasu, to i to przeżyjesz – próbował zażartować i rozluźnić tą atmosferę.
-House, dlaczego nam nie wyszło? - spytała jakby w panice, że to ostatnia szansa, by się tego dowiedzieć.
-Nie wiem Cuddy, może po prostu nie nadaję się do takich rzeczy. A poza tym, czemu o to pytasz. Czemu akurat teraz?
-Nie wiem. Jakoś czuję się coraz słabsza. Może nie będę miała już okazji, by się tego dowiedzieć. I spać mi się chce znowu. - przymknęła powieki pchnięta sennością.- Ja umieram?
-Gadasz głupoty. Nie umrzesz. Masz córkę i idiotę, który na Ciebie czeka. Masz przyjaciół! No i diagnostę w szpitalu, który bez Ciebie będzie się nudził. Nie możesz umrzeć.
-House ,pocałuj mnie.
-Co? - szepnął ledwo słyszalnie.
-Pocałuj. Tak ostatni raz, jeden ostatni raz – powiedziała cicho, przesuwając się tak, że widziała jego twarz, na której malowało się zdumienie i ... coś czego nie potrafiła nazwać. Widziała jego niepewność i jakby strach. Chwyciła jego dłoń i mocno zacisnęła. Zobaczyła jak powoli przysuwa swoją twarz do jej twarzy, a po chwili poczuła na swoich wargach, jego wargi. Były takie ciepłe, miękkie. Uśmiechnęła się w duchu. Było jej tak dobrze. Czas jakby stanął w miejscu. Gdy poczuła, że chce się odsunąć, objęła dłonią jego kark i pogłębiła pocałunek. Chyba to dodało mu odwagi, bo oddał go – namiętnie i żarliwie. Oderwał się od niej i spojrzał błyszczącymi się oczami. W jej oczach zobaczył jakby radość. Ale było jeszcze coś. Dostrzegł jakby wygasanie. Czy życie jego Cuddy właśnie gasło? Poczuł jak uścisk jej dłoni, rozluźnia się. W tej chwili jego strach był nie do opisania i nawet nie próbował go kryć.
-Cuddy! - krzyknął biorąc jej twarz w dłoń.
-Greg. Z nikim mi nie było tak dobrze, jak przy Tobie, wiesz? - to były ostatnie słowa jakie wypowiedziała przed utratą przytomności


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aduśka dnia Czw 16:31, 28 Sty 2010, w całości zmieniany 9 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
marysiaaa
Proktolog
Proktolog


Dołączył: 08 Paź 2009
Posty: 3329
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Radom
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:23, 20 Gru 2009    Temat postu:

a) po myślnikach spacja i zaimek osobowy CIĘ/TOBIE/CI itd. piszemy z małej litery
b) ale fabuła jest super jakieś takie katastroficzne i w ogóle, ale bardzo mi się podoba i czekam na part 2


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
czarodziejka
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 26 Lis 2009
Posty: 814
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: lubelszczyzna ^^
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:01, 20 Gru 2009    Temat postu:

rezerwacja!
i czemu nie od razu
ja nie wiem co jest dalej...

Aduśka, ja Cię strasznie przepraszam, że dopiero teraz, ale zwyczajny brak czasu. Może brzmi banalnie, ale to prawda i dotyka wielu z nas.

To jest wspaniałe!
Ja po prostu kocham Twój styl. Taki opisowy, głęboki, oddający tyle uczuć i emocji. Ubóstwiam wszystko w takim stylu. A jak ma jeszcze filozoficzną nutkę to już... Jestem w dziesiątym niebie. Potrafisz pisać i to jeszcze jak. Czytać Twoje dzieła to sama przyjemność. Ten ostatni pocałunek...
A to:
-Greg. Z nikim mi nie było tak dobrze, jak przy Tobie, wiesz? - to były ostatnie słowa jakie wypowiedziała przed utratą przytomności.
Piękne. Tyle oddaje. Jestem oficjalnie przeszczęśliwa i już nie mogę doczekać się kolejnej części. ; )
Dużo ogromnego wena i czasu.
Pozdrawiam cieplutko


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez czarodziejka dnia Wto 21:09, 22 Gru 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
baby
Neurochirurg
Neurochirurg


Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 3013
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z szafy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:04, 20 Gru 2009    Temat postu:

"to takie... tragiczne"

*podbródek niebezpiecznie jej drży, pociąga nosem, po policzku spływa jedna, samotna łza*

smutne, ale za to jakie głębokie.
dało mi to wiele do myślenia, z powodów znanych tylko mi mojemu misiowi i psu.

piękne. czkema na nexta

pozdrawiam,
baby


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mazeltov
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 28 Paź 2009
Posty: 1656
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z poczekalni
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:16, 20 Gru 2009    Temat postu:

poczatek taki Hudzinkowy gierki sciganki i ucieczki Housa i Cuddy
poznije straszny wypadek, uwiezioan Cuddy
ale mimo tej tragedi tak pieknie pokazalas to co jest miedzy nimi w serialu mimo ze nie sa razem jedno troszczy sie o drugie i je kocha najmocniej jak potrafi dodatkowo wyznnie Cuddy takie piekne ale smutne
czekam na kolejna czesc byle szybko i oby byl happy end nawet jesli nie beda razem nie zabijaj Cuddy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 12:52, 21 Gru 2009    Temat postu:

Łał, ale to ciekawe. Dramatyczne, ale super.
I jak dla mnie mogłaś wrzucić od razu całość fajnie napisane, człowiek czyta, czyta i zwyczajnie nie może się oderwać. Nawet gdyby tu było 30 stron i tak z wiekim zapałem doczytałabym do końca. Fajny pomysł i bardzo dobre wykonanie. Ciekawi mnie jak do tego wszystkiego ma się tytuł, bo pewnie to będzie klucz do całej opowieści. Tylko niestety nie wiem jak go odczytywać, bo może oznaczać dwie różne rzeczy, przynajmniej ja go tak odbieram.
Aduśka ponieważ jak pisałaś dzieło już skończone więc proszę nie znęcaj się nad nami zbyt długo, a i życze wena ogromnego na dalsze pisanie.
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
monad
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 04 Paź 2009
Posty: 343
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:28, 21 Gru 2009    Temat postu:

Cudowne, długie a przeczytałam jednym tchem... dramatyczne trochę ale taki był zamiar Strasznie mi się podobało

Dołączam się do innych! Skoro masz już drugą część nie katuj nas za długo i wklej ją szybko !!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aduśka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 07 Wrz 2009
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siedlce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:45, 21 Gru 2009    Temat postu:

Kochane! Zaszła malutka pomyłeczka Nie mam jeszcze skończonego, ale już pewny fragment części 2 mam Koncepcja, pomysł jest , więc dalej to już tylko czas i ochota. To drugie jest, a co z tym pierwszym to zobaczymy. Postaram się szybko dokończyć. Tak by na środę już Wam dać

Dziękuję niezmiernie za komentarze Serce rośnie, a gęba się śmieje jak głupia Ale to z radości, że Wam się podobało

Zwłaszcza, że Wy piszecie świetnie, a niektórzy wręcz genialnie. Pozostaje mi się tylko zawstydzić i podziękować Bardzo mi miło i cieszę się, że tak to zostało odebrane. Bałam się, że nie oddałam tego tragizmu jak chciałam. Ale jeśli Wam się podoba

Na innym forum, gdzie niegdyś pisałam byłam znana jako ' Pani tragiczna', gdyż większość moich opowiadań takowa była, ale powoli od tego odchodzę

I proszę Was! Kopnijcie mnie w głowę, to może mi te pomysły wyskoczą z niej. Wczoraj zasypiając, przypomniała mi się piosenka, a wraz z nią kolejny pomysł na miniaturkę Ogarniam się i kończę, to co zaczęłam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aduśka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 07 Wrz 2009
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siedlce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:50, 01 Sty 2010    Temat postu:

Z góry przepraszam za post pod postem
I przepraszam, że tak późno wklejam.
Nawał pracy przy świętach, rodzina z daleka no i nauka,nauka,nauka. No i wen.

Postanowiłam rozbić to jednak na 3 części. Mam nadzieję, że się nie pogniewacie
Nie wiem, czy gorsze od poprzedniego, czy nijakie, czy ciekawe. Ocenę pozostawiam Wam ;* Miłego czytania

2.

Sprawdził puls. Tętno było miarowe. Chociaż trochę go to pocieszyło. Położył ja na ziemi i wstał z wielkim trudem. Noga mu zdrętwiała, ale po krótkim masażu, wszystko wróciło do normy. Dokuśtykał do miejsca, gdzie jeszcze niedawno było przejście i próbował zdjąć trochę gruzu by móc ją wynieść. Wiedział, że nie może czekać. Jej stan zaczął się pogarszać. Zimno, dawało swoje znaki. Wyjął krótkofalówkę i zgłosił się.
-Kiedy nas stąd wyciągniecie? Kobieta straciła przytomność. Nie jest dobrze. Długo nie wytrzyma bez potrzebnych leków.
-Straż właśnie przyjechała. Zaraz się rozpocznie akcja. Dam znać.
-Okey – powiedział i rozłączył się. Z powrotem usiadł obok kobiety. Przyglądał się jej twarzy. Wyrażała taki spokój. Uśmiechnął się pod nosem. Chwycił jej dłoń i ścisnął. Była taka zimna, ale wciąż delikatna i miękka. Zaczął się zastanawiać co stracił. Czy stracił? A może nigdy tak naprawdę, nie miał szansy na bycie tą ważną, drugą połówką. Nie kwalifikował się. Nie spełniał oczekiwań Cuddy. Ona szukała ciepłego, opiekuńczego, a przede wszystkim odpowiedzialnego faceta. A on? On był arogancki, obojętny, wręcz bezuczuciowy. Jakby zaszczepiony na ludzkie cierpienie czy potrzeby. Był nieodpowiedzialny i łamał zasady. Spojrzał jeszcze raz na jej twarz i sprawdził ponownie puls. Potarł dłonie o siebie, próbując się rozgrzać. Deszcz, który powoli przestawał padać przyczynił się do znacznego ochłodzenia. Gdy poczuł małą iskierkę ciepła, która szybko zagościła w jego wnętrzu, a jeszcze szybciej ulotniła, spojrzał raz jeszcze na jej twarz. Zdjął zakrwawiony bandaż i odrzucił go za siebie. Sprawdził jeszcze raz puls i poobserwował nogę. Westchnąwszy głęboko wziął krótkofalówkę i krzyknął.
-Długo jeszcze? Ona nie będzie czekać w nieskończoność!
-Możemy zacząć, ale wiąże się z tym ryzyko, że ...
-Zaczynajcie. Odkopcie najpierw miejsce, w którym wyszedłem poprzednim razem. Trzeba ją wynieść – mówił chaotycznie rozglądając się po okolicy.
-Ale ...
-Zaczynajcie, co cholery! - krzyknął. Usłyszał ciche 'ok' i rozłączył się – Cuddy! - nachylił się nad nią i spróbował ją ocucić – Trzymaj się. Niedługo stąd Cię wyciągniemy – odwrócił się, gdy usłyszał, jak rozpoczynają się prace.
Gdy dostrzegł, że ma możliwość wyjścia z 'budynku' wstał i sprawdził raz jeszcze stan Lisy. Wziął kurtkę i nałożył na siebie. Schował Vicodin i wsunął ręce pod kolana i pod pachy Cuddy. Nie czekał na pojawienie się sanitariuszy. Z wielkim wysiłkiem i determinacją wziął ją na ręce i mimo bólu w nodze, zaczął powoli kuśtykać w kierunku wyjścia. To co kiedyś wydawałoby się niemożliwe, właśnie dla niego stało się możliwe. I sam nie wiedział, czy dawał radę z powodu tego strachu przed utratą, czy to on się oszukiwał, robił z siebie ofiarę. Pokonał już prawie połowę drogi, gdy nastąpił kryzys. Dość poważny. Zatrzymał się i zacisnął powieki. Czuł jakby ktoś wpijał się pazurami w udo i próbował rozedrzeć je na pól, albo co najmniej na kilka kawałków. Spojrzał na nieprzytomną, potwornie bladą twarz kobiety. Serce jakby lekko mu się ścisnęło, a jemu zrobiło się dziwnie. Nigdy przecież nie czuł takiego czegoś. Zaciskając zęby ruszył dalej. Ignorował rwania w nodze, krzyki strażaków czy hałas upadania resztek gruzów. Szedł dalej, myśląc tylko o tym, by wydostać się z tej pułapki. Uratować ją – szefową, bez której nie ma przyszłości w szpitalu – i pójść się spić, że dał IM szansę. Lucasowi i Cuddy. Może gdyby pozwolił jej umrzeć, nie musiałby ... Czuł, że jeszcze chwila tych myśli, a wyjdzie poza swój mur, że zgubi to zakłamanie, którym żył tyle czasu.
Stawiał kolejne kroki niezwykle powoli i uważnie. Tego wymagała 'ich trasa' – nierówna, chwiejna, być może zgubna. W pewnym momencie ignorancja House'a odnalazła swoje skutki. Krzyki strażaków, ostrzeżenia, które Greg miał za nic zaślepiony własnym celem, mogły uchronić przed niepotrzebnym ryzykiem, jakim było uderzenie w głowę przez jakiś niewielkie element domu. Nie zważywszy na uraz, szedł w zaparte dalej. Gdy był już nieopodal wyjścia, ocenił bezpieczeństwo miejsca i położył kobietę na ziemi, by trochę odpocząć. Lekko zdyszany, łapiąc powietrze ukucnął przy Cuddy i sprawdził jej stan. Tętno było słabsze niż wcześniej, ale nie niosło wielkiego niebezpieczeństwa. Jednakże to nie uspakajało House'a. Odchylił jej powieki i poświecił latareczką, po czym rozejrzał się dookoła oceniając stan robót. Wyjął krótkofalówkę i spytał o karetkę. Dowiedziawszy się o jej, rychłym przyjeździe schował urządzenie i nabierając sporo powietrza w płuca znów dźwignął kobietę na ręce. Ruszył dalej. Wychodząc z resztek budynku, poczuł jakby ulgę. Czuł się jakby wyszedł z pudełka, z bombą o opóźnionym zapłonie. Rozglądał się po tłumie, który z jakby ze strachem i napięciem wpatrywał się w jego osobę. Z ich spojrzeń bił również podziw i wdzięczność u jednej z par. Spoglądając na Lucasa, Rachel uśmiechnął się delikatnie. Gdy oddalił się na bezpieczną odległość od ruin, położył Lisę na ziemi.
-Jaki jest jej stan? - spytał jeden z policjantów.
-Na razie trudno jest mi to ocenić. Tętno jest słabsze, oddech z tego co widzę też. No i traci krew. Nie obędzie się bez szybkiej pomocy medycznej. Specjalnej pomocy, dlatego mam nadzieję, że karetka będzie niedługo.
-A Panu nic nie jest?
-Mi nic. Proszę spojrzeć na nią. Wtedy te pytania troski będą uzasadnione – spojrzał ironicznie na mężczyznę.
-Krwawi pan – drugi policjant stwierdził spoglądając na ranę nad brwią.
-Nic mi nie będzie – powiedział obserwując stan kobiety. Mimo że czuł się spokojniejszy, strach nie minął całkowicie. Patrząc jak Lisa coraz słabiej oddycha, widząc spojrzenie Lucasa, Rachel czuł się odpowiedzialny za życie tej osoby. Matki, kochanki i szefowej. A może kogoś jeszcze? Wstał i pomasował obolałe udo, dostrzegł jak Lucas szarpie się z policjantem stojącym przy taśmie, a po chwili idzie w jego stronę.
-Co z nią? - spytał pełnym strachu głosem.
-Na razie trudno jest mi to ocenić, ale dobrze nie jest.
-Boże. To moja wina – zasłonił usta dłonią. House wyczytał z jego oczu niebywały strach, miłość i żal.
-W zasadzie nie. Zawsze była uparta jak osioł. Jak sobie coś postanowiła to trudno jest ją od czegoś odwieść. Nie patrz się tak na mnie. Sam to przetestowałem. - powiedział oschle. Miał już rzucił kolejną trafną uwagę, gdy przerwał mu jeden z policjantów.
-Przestała oddychać! - rzucił głośno. House szybko ukucnął obok niej i sprawdził puls. Ledwo co wyczuwalny. Przystąpił do masażu serca.
-Gdzie ta karetka do jasnej cholery! - krzyknął zdenerwowany. Powtarzał czynności reanimacyjne już od kilku minut, a one nie dawały większego skutku. Uciskał klatkę piersiową na tak mocno jak się dało, dawał jej tyle powietrza, ile tylko potrafił. A ona nie chciała 'ruszyć'.
-No dalej, słonko! Dasz radę – Lucas ukucnął przy niej i złapał mocno za rękę. House na chwilę przerwał i spoglądał na jego pełne miłości i nadziei oczy. Wrócił do walki wciąż myśląc o tym stracił. - Liska, dasz radę. Jesteś silna, dasz radę – mówił wręcz rozpaczliwie. House z zaciśniętymi zębami i determinacją walczył. I nie miał już tylko na myśli swoje dobro. Myślał też o tym małym tworze, zwanym pospolicie dzieckiem i tym większym, którego nazywał idiotą. Nagle rozległ się wyk syren karetki. Zaraz potem do trójki podbiegli sanitariusze z noszami. House wstał i najszybciej jak potrafił wszedł do auta szukając potrzebnych urządzeń. Gdy je znalazł wrócił z nimi do Cuddy. Przepchnął się przez sanitariuszy i groźnym wzrokiem 'załatwił' sobie pierwszeństwo. Ukucnąwszy rozchylił jej płaszcz i podwinął bluzkę. W tym czasie młodzi ratownicy intubowali kobietę. Przyłożył defibrylator do jej klatki piersiowej i wcisnął guzik, mając nadzieję, że tchnie w nią życie. Nieskutecznie. Greg przetarł czoło dłonią i powrócił do poprzedniej czynności.
-To na nic – powiedział twardo jeden z sanitariuszy. House spojrzał na niego wrogo i z kpiną. Choć sam powoli tracił nadzieję – walczył. Zdawało mu się, że jako jedyny wierzy w kobietę. Choć nie był tchórzem, nie odważył się wymówić swoich 'modłów' na głos. Bo w myślach prosił ją, by się nie poddawała. Odstawił na chwilę urządzenie i wpatrywał w jej twarz. Bladą, z czerwoną smugą po lewej stronie. Zacisnął pięści na rączkach plastiku. Nie lubił, gdy jego pacjenci umierają. Kto by lubił? Tym bardziej chciał walczyć o nią. Przyłożył urządzenie do ciała.
-Ona nie żyje. Nic Pan nie poradzi – powiedział twardo i oschle drugi chłopak.
-Ostatni raz – skinęli zgodnie głową. Greg po raz ostatni przycisnął guzik. Po raz ostatni próbował tchnąć życie w ciało tej pięknej kobiety. Odłożył swoją 'różdżkę' i położył dłonie na biodrze. Spojrzał na Lucasa. Jego twarz wyrażała niesamowity ból, szok. Wstał przytrzymując chorą nogę i zrobił pół kroku w tył. Wpatrywał się w kobietę, leżącą naprzeciw niego. Czuł .... pustkę. Przyglądał się jej, a przed oczami zaczęły skakać mu obrazy. Ganianki, utarczki słowne, figlarne żarty. Zaczął żałować, że nie powiedział tego, co zamierzał powiedzieć, że nie pocałował choć miał ochotę. Wciąż widział jej uśmiech, jej piękne oczy. Wrócił na chwilę myślami, do tego co wydarzyło się kilka minut temu. Jej słowa, jej wyraz twarzy. Zrobił jeszcze krok do tyłu. Patrzył jak sanitariusze robią coś przy niej. Miał już odchodzić, gdy usłyszał pełen niedowierzania głos.
-Boże! Ona żyje. Oddycha! - otrzeźwił się trochę i podszedł do kobiety. Ukucnął przy niej i wziął twarz w swoje dłonie.
-Lisa! - powiedział głośno. Poklepywał delikatnie po policzkach, wpatrując w jej twarz z nadzieję.
-Gdzie ja jestem? Co się stało? - powiedziała bardzo słabym głosem, delikatnie podnosząc powieki. Zdążyła się uśmiechnąć do niego, zanim ponownie straciła przytomność. House rozejrzał się dookoła, nie dostrzegł Lucasa. Ignorując ten fakt złapał ją za rękę i wraz z nią wszedł do karetki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mazeltov
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 28 Paź 2009
Posty: 1656
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z poczekalni
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:26, 01 Sty 2010    Temat postu:

piekne, cudowne, biskie
jak on o nia walczyl, to bylo cudowne opis jego uczuc niesamowity pokazuja wspaniala milosc, pasje i bezinteresownosc

tylko dlaczego zawsze musi dojsc do jakis strasznych wydarzen zeby ludzie zrozumieli ze sie kochaja i tylko bedac razem moga byc i sa szczesliwi ??

czekam na cd


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:24, 02 Sty 2010    Temat postu:

Jest!!! Kolejna część Bardzo lubię Cię czytać Masz fajny styl, a historia wciąga Już nie mogę się doczekać co dalej
Wena


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aduśka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 07 Wrz 2009
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siedlce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:40, 03 Sty 2010    Temat postu:

Tak sobie dziś pomyślałam ...
A gdybym zakończyła jakoś mój pierwszy fik (jakoś pomysł na niego, mnie opuścił ) i ten przedłużyła na kilka części, rozwinęła?
Chcielibyście/chciałybyscie?



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aduśka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 07 Wrz 2009
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siedlce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:44, 16 Sty 2010    Temat postu:

A niech mnie! Znów pod post pod postem! Czuję się normalnie takim trollem ;D

Ale do rzeczy. Mam dla Was 3 część

Proszę Dla Czarodziejki za tyle miłych, pięknych słów , które do mnie skierowała i dla Liska za to, że wogóle odważyła się otwierać ten temat i czytać to coś

Siedział przy biurku i wpatrywał się w okno. Od tamtego dnia minął już niecały tydzień,a on nadal nie mógł się skupić na swojej pracy. Martwił się, choć to do niego nie było podobne. Starał się o tym nie myśleć, nie dopuszczać do świadomości. By 'zabić' nieproszone uczucia, wziął dodatkowe przypadki. Chciał zachować pozory. Zawalił się pracą i prawie nie wychodził z gabinetu. Było mu to stanowczo na ręke. Jednakże niezawsze to przynosiło zamierzone skutki. Był przemęczony, słaby i łapał się na wspominaniu tamtych chwil w gruzowisku. Choć walczył z tym, to było silniejsze od niego. Podparł głowę na dłoni,a drugą położył bezwiednie na oparciu fotela. Miał kilka problemów na głowie. Między innymi zastępczy, czyli nowy administrator, rozmowa z Wilsonem no i Cuddy. Zdawał sobie sprawę, że z tą ostatnią osobą będzie najtrudniej. Wiedział bowiem, że nie obędzie się bez pytań z obowiązkową szczerością. Bo co miał jej powiedzieć? Miał udawać? Udawanie czegoś przed światem dopracował niemal to do perfekcji. Zawsze robił dobrą minę do złej gry, a wszyscy na około nabierali się. Wyciągnął pomarańczową fiolkę i wyjął kilka białych tabletek szybko je połykając. Od tamtego dnia ból w nodze znacznie się zaostrzył. Nie dziwiło go to. Ciężar jakim obciążył chorą nogę, nie mógł przynieść niczego dobrego. Przyłożył dłoń do rany i zacisnął powieki. Potarł udo delikatnie wypuszczając nagromadzone powietrze. Coraz częściej żałował, że wtedy nie poczekał na sanitariuszy.
- House – usłyszał za plecami głos przyjaciela. „Zaczyna się” pomyślał. - Możemy pogadać?
- Tak. A o czym? - spytał, udając, że nie wie.
- O Cuddy i o tym co się tam wydarzyło – Wilson podszedł do jego biurka i wpatrywał się z wyraźnym wyczekiwaniem.
- Nie chcę o tym gadać – wstał i chwycił laskę. Szykował się do wyjścia, gdy usłyszał ostry ton.
- Milczy Cuddy, Ty też! Od tzgodnia mnie zbywacie byle czym. Co tam się do cholery wydarzyło?! - powiedział głośniej dość zirytowany.
- Naprawdę musisz wszystko wiedzieć? Skoro nie chcemy o tym gadać, to ...
- Jesteśmy przyjaciółmi! Widzę, że coś Was dręczy. Ty zawalasz się pracą, ona jest dziwnie zadumana. Widzę, że coś się dzieje – wyrzucał z siebie słowa niczym z karabinu maszynowego. Było w tym tyle troski, że House zaczął się zastanawiać, czy faktycznie by z nim o tym porozmawiać.
- Nie teraz. Później Ci o tym opowiem. Na razie sam muszę to poukładać. Widzisz – na chwile urwał szukając odpowiedniego słowa – to nie jest takie proste – spojrzał na przyjaciela, mając nadzieję, że znajdzie u niego zrozumienie.
- Dobrze. Rozumiem, ale ... martwię się – cofnął się. Miał już wychodzić, gdy dodał niepewnie – Wydaje mi się, że ona też by chciała z Tobą porozmawiać. Zajrzyj do niej – wyszedł nie czekając na reakcję House'a. Choć nie wiedział o co chodziło, przypuszczał, że to co się wydarzyło rodzi wiele emocji.
Leżała w sali, tępo wpatrując się w biały sufit, wykorzystywując chwilę samotności. Odkąd trafiła do szpitala Lucas prawie nie odstąpywał od jej łóżka. Była mu wdzięczna, bo perspektywa samotnego przeżywania bólu czy tej bezradności przerażała ją. Od prawie tygodnia leżała tak zwanym plackiem. Ze względu na nogę lekarze nie pozwolili jej, nawet wstawać do łazienki. Dzięki Lucasowi – jego ciepłemu głosowi, spojrzeniu – odrywała się od tego co ją przytłaczało. Choć miała małe luki z tamtego dnia, chyba te najznaczniejsze momenty zakodowały się świetnie. Często rozmyślała o tamtych chwilach. Czy tylko jej się zdaje, czy niemalże wyznała miłość House'owi? Przymknęła powieki, próbując pokonać te myśli. Nie chciała tego przyjąć do świadomości, bo strach przed tym faktem był ogromny. To oznaczało, że to poukładane życie, na które tyle pracowała może rozsypać się jak zamek z piasku. A może House nie potraktuje tego poważnie? Miała taką nadzieję, ale zdawała sobie sprawę, że zmiana, która zaszła w nim, może prowadzić do czegoś zupełnie innego. Wiedziała, że muszą o tym porozmawiać, muszą to wyjaśnić.
- Hej Słonko – Lucas wsunął się do sali, na tyle cicho, że nie dostrzegła go – Liska? - usiadł obok niej uśmiechając się szeroko.
- Lucas – rzekła ciepło, uśmiechając się promiennie. Cieszyła się, że jest. Otaczał ją takim wsparciem i troską, że wszelkie wątpliwości przyćmiewała radość z bycia z nim.
-Jak się czujesz? - chwycił ją za rękę i przyłożył do policzka.
- Ech – westchnęła – Bywało lepiej, ale ... Już nie narzekam. Jest dobrze – uśmiechnęła się – Kiedy będę mogła wstać? Normalnie fuknkcjonować, pracować? Nie wytrzymam dłuzej w tym łóżku, w tej bezczynności – mówiła tonem zniecierpliwionego dziecka, na co detektyw szeroko się uśmiechnął.
- Według lekarzy powinnaś jeszcze kilka dni poleżeć. Wytrzymaj, proszę. A jak noga? Mniej boli? - chwycił jej kosmyk włosów opadający na czoło i z czułością włożył za ucho.
- Przeżyje. Jak Rachel? - spytała o swój promyk słońca, o którym często myślała.
- Tęskni. Ciągle pyta o Ciebie. Kiedy wrócisz, jak się czujesz i w ogóle. Ale jest grzeczna. Cierpliwie czeka.
-Przyprowadzisz ją kiedyś? Starsznie się za nią stęskniłam.
- Oczywiście. Jeśli tylko chcesz – pocałował jej dłoń i patrzył z błyskiem w oku, który tak lubiła. Zaciśnęła palce na jego dłoni i podarowała jeden z najpiekniejszych uśmiechów.
- Lucas? Co się dzieje? - spytała widząc jego nagły smutek. Wplotła palce w jego czuprynę i przejechała do góry.
-Wiesz ... Bardzo się balem, że już nigdy nie zobaczę Twojego uśmiechu, nie poczuję Twojej dłoni, czy ...
- Ale to już było. Minęło. Nie ma do czego wracać. Skończyło się dobrze, tylko to się teraz liczy – powiedziała trochę ostrzej.
- Wiem, ale ... Jak pomyślę, że gdyby nie House to – mówił nerwowo. W jego głosie odzwierdziedlał się strach i ulga - Tyle mu zawdzięczamy. A co by było, gdyby Cie nie wyniósł na czas z budynku? Gdyby nie walczył, przestał walczyć, gdyby zrezygnował? Nie chce nawet o tym myśleć – wolną dłonią złapał się za czoło. Zacisnął powieki czując wciąż emocje podobne, do tych sprzed tygodnia.
- Lucas. Spokojnie. Jestem tutaj. I będę – powiedziała ciepło. To co powiedział dało jej do myślenia – To House wyniósł mnie spod gruzów? Nic nie pamiętam – po dłuzszej chwili nieświadomie szepnęła w zamyśleniu.
-Tak. Wydawałoby się, że z jego nogą to niemożliwe, ale jednak. Udało mu się. Przyszło mu z trudem, ale ... Poświęcenie nie poszło na marne – pełny podescytowania i wdzięczności zaczął opowiadać jej to co się wydarzyło po opuszczeniu prze nich gruzowiska, a czego ona nie pamiętała. Uśmiechała się, w duchu czując dziwne ciepło. Widząc radość Lucasa ją samą rozpierało szczęście – Kocham Cię, Liska – uśmiechnął się. Ona go odwzajemniła.
Całej tej scence przyglądał się zza szyby House. Widząc ich roześmiane, radosne twarze, błysk w oczach i niewątpliwe szczęście poczuł, że musi się odsunąć. Żyć swoim życiem. Dawnym życiem. W samotności i cierpieniu. Choć zawsze był egoistą, czuł, że tej miłości nie może popsuć. Już tyle razy rujnował jej szczęście. Chciał to naprawić, a teraz nadarzyła się do tego okazja. Stał oparty ramieniem o ścianę i ignorował otaczający go szpitalny zgiełk. Wyprostował się i postukał kilka razy laską o podłogę. Zacisnął wargi i miał już odejść, gdy złapał go Wilson.
- Rozmawiałeś z nią? - spytał cicho.
- Nie – odpowiedział. Odwrócił głowę w kierunku pary. Za jego wzrokiem, podążył Wilson. Obaj wpatrywali się w roześmiane twarze. Oboje czując jakby smutek – Będzie lepiej jak do tej rozmowy nie dojdzie – Gregory rzucił oschle i skierował się do odejścia. Rzucił tylko jeszcze – I daruj sobie kazania, rady i tym podobne swoje gadki. Tak będzie najlepiej dla wszystkich – Odszedł. A Wilson został, by jeszcze chwile poprzyglądać się szczęściu swojej przyjaciółki. Czuł się rozdarty. Nie wiedział czy wyżej postawić lepsze życie Grega czy szczęście Lisy. Uśmiechnął się widząc jej szczery uśmiech. Zawołany przez pielęgniarkę odszedł.
Podążał korytarzami wyrzucając sobie swoją słabość. „Basta!” krzyknął w duchu. Nie rozumiał czemu tak to wszystko przeżywa. Uratował jej życie. Wypełnił swój obowiązek. Jako lekarza i egoisty. Bo, gdyby umarła, ktoby dawał mu tyle szans? Kto by lekceważył jego cięty język? Darowałby niecodzienne sposoby leczenia, odważne, ryzykowne wręcz zabiegi? Gdy zobaczył ICH razem stwierdził, że chyba właśnie teraz musi z pogadać z Wilsonem. Skierował się do jego gabinetu. Bez pardonu wszedł i rzucił do progu.
-Jestem gotowy do spowiedzi – dostrzegł pacjentkę siedzącą naprzeciw onkologa. Wyjątkowo wycofał się zamykając za sobą drzwi. Stanął za nimi i zaczął się zastanawiać czy powinien o tym z kimkolwiek rozmawiać. Zwłaszcza z tym panem psychoanalitykiem. Wycofał się i zaczął iśc do swojego gabinetu. Trochę okrężną drogą – tak by zaczepić okolice, gdzie leży Cuddy – niby przypadkowo.
Tymczasem ona znów została sama. Wysłała Lucasa do domu widząc jego zmęczenie, a poza tym ... chciała pobyć trochę sama. To co usłyszała od detektywa wzbudziło w niej wiele refleksji. Czyżby rzeczywiście House – cynik i drań – poświęcał się dla niej? Trudno było jej w to uwierzyć, aczkolwiek ... Czuła radość z tego powodu. Uśmiechnęła się nieznacznie. Nie próbowała się dopatrywać szczególnych znaczeń tego czynu, ale podświadomie czuła jakby był w tym ukryty sens. Obiecała sobie, że żadne czyny House'a nie zniszczą jej związku, a teraz oszukiwała się, że nawet to co zrobił nie ma dla niej znaczenia. Podniosła się trochę i skrzywiła twarz. Odczuwała ból w nodze, głowa jej pękała, a nie mogła dostawać większej dawki leku przeciwbólowego. Zaczęła tęsknić za pracą. Odwróciła głowę by spojrzeć na korytarz, gdzie zawsze panował miły, szpitalny zgiełk. Nagle dostrzegła mężczyznę. Stał daleko od wejścia, przy ściane, ale zauważyła go. Ich spojrzenia zetknęły się. Wpatrywali się przez kilka chwil. Twardo. Ona z emocjami, on bez. A może tylko jej się tak wydawało? Uśmiechnęła się, a on szybko odwrócił się i odszedł. Zastanawiało ją, dlaczego. Dlaczego ucieka? To czego się bała powoli nabierało realności. Chociaż z drugiej strony nie powinno jej to dziwić. Zawsze uciekał od szczerości, poważnych rozmów. A taka, którą chciała z nim przeprowadzić należała do takich.
W momencie, gdy odwróciła głowę i spojrzała dokładnie w jego stronę, a ich spojrzenia spotkały się, zrobiło mu się dziwnie ciepło. Stał tam od kilku minut i obserwował ją z lekkim, nieświadomym uśmiechem, a dopiero jej wzrok skierowany ku niemu spowodował, że poczuł się obco wobec samego siebie. Pozwolił by ich spojrzenia choć na chwilę się nasycały sobą, po czym odwrócił się i pełen wstydu kuśtykał w kierunku swojego gabinetu. Mocnym pchnięciem otworzył szklane drzwi i skierował się do swojego ulubionego, żółtego fotela. Rzucił laskę obok i usiadł na nim.
Tymczasem w białej sali kobieta wbrew zaleceniom lekarza próbowała wstać z łóżka. Miała dosyć tej białej pościeli, twardego materaca i bezczynności w jednej pozycji. Spuściła zdrową nogą na podłogę, za pomocą rąk zdjęła tą w gipsie. Przymknęła powieki czując przypływ słabości. Zaczęła oddychać głęboko wierząc, że to pozwoli nabrać jej sił. Oparła się dłońmi o krawędź łóżka i rozejrzała się po sali w poszukiwaniu kuli. Miała już podnieść się, gdy drzwi rozsunęły się a w pomieszczeniu zjawił się James Wilson.
-Cześć James. Miło Cię widzieć – uśmiechnęła się.
-Cześć. Co ty wyprawiasz? Nie wolno Ci jeszcze wstawać! - powiedział pełen troski. Podszedł do niej szybko i przytrzymując za łokieć usadowił na łóżku.
-James! - wyrzuciła pełna zwątpienia i zrezygnowania – Ja zaraz oszaleję w tym łóżku. I ty chcesz mnie ...
-Lisa! To dla Twojego dobra. Zaufaj lekarzom – spojrzał na nią ciepło. Dostał tylko uśmiech. DO jego uszu dobiegło głębokie westchnięcie
-Dobrze. Poddaje się – usiadła głębiej, a Wilson pomógł położył chorą nogę na wyciągu – Nie pytaj się jak się czuję – dodałą szybko wyczuwając jakie pytanie zaraz padnie. Chyba trafiła, bo przyjaciel uśmiechnął się zabawnie – I nie pytaj o tamten dzień.
-Co tam się wydarzyło, że oboje milczycie jak zaklęci – powiedział zrezygnowanie. Czuł się dosyć dziwnie w tym układzie. Tak jakby tylko on żył w niewiedzy. Tak jakby nie był ich przyjacielem. Opadł delikatnie na fotel stojący przy jej łóżku. Całkiem niedawno to ona przesiadywała na nim, czuwając przy House'ie. Teraz zamiast House'a siedzi on.
- James ... Nie gniewaj się na nas. Zrozum. To co się wydarzyło ...
- Nie jest takie proste – dokończył za nią – Wiem. House to powtarza za każdym razem, gdy go o to pytam. Widzę jak się męczycie z tym. Chciałbym Wam jakoś pomóc, a nie wiedząc nic, nie mogę tego uczynić. Spróbujcie też mnie zrozumieć.
- Wydarzyło się coś, co może popsuć mój związek z Lucasem. O ile House potraktuje to bardzo poważnie. Coś co uczyni, że House będzie czuł, że ma nade mną władzę – zatrzymała się. W tej chwili zastanawiała się czy nie lepiej powiedzieć całej prawdy. Może wtedy byłoby jej lżej? - Poprosiłam Go o pocałunek. Powiedziałam coś, co może zaprzeczyć mojej miłości do Lucasa – wyrzucała z siebie bardzo szybko, jakby chciała mieć już to za sobą. Na koniec dodała rozpaczliwie - Bardzo mi z tym źle .To to co się wydarzyło. Więcej nie pamiętam – Wilosn milczał nie wiedział co powiedzieć – Boję się przyszłości. Wiem, że muszę o tym porozmawiać z House'm. Nie wiem czy bardziej się boję rozmowy z nim czy z Lucasem.
- Będzie dobrze – przykrył jej dłoń swoją dłonią i uśmiechnął się ciepło.
- Wiesz James. Lucas wspomniał, że to House wyniósł mnie spod gruzów. Zastanawia mnie jedno. Co by zrobił, gdyby na moim miejscu był ktoś inny. Też by narażał siebie? Poświęcał się tak? Przecież z jego nogą to niemalże niemożliwe żeby ...
- Masz rację. House jest lekarzem, drzemie w nim potrzeba ratowania, ale ... Zauważmy, że jest dość specyficznym lekarzem. Nie wiem co Ci mam odpowiedzieć. Wescthnął pełen bezradności.
- I to mnie nurtuje. Może faktycznie się zmienił? Inaczej mnie traktuje niż wcześniej. Tamtego dnia, w tym miejscu ... Nie pamiętam dokładnie, ale ... Zchowywał się jakby naprawdę mu zależało – zamilkła. Myślami powróciła do tamtego dnia, tamtych chwil zupełnie odcinając się od rzeczywistości. Stała się nieobecna. Wilsonowi było to na rekę, bo nie wiedział co ma powiedzieć. W głębi duszy cieszył się, że przyjaciel pokazuje jakieś oznaki człowieczeństwa , ale z drugiej widząc przyjaciółkę tak zagubioną czuł dziwny dyskomfort. Nagle zadzwonił jego pager. Wyjął go i z wielką ulgą przeczytał wiadomość.
- Idź. Potrzebują Cię – uśmiechnęła się wyrwana z 'swojego świata'.
- A ty? - spytał z wyraźną troską.
- Ja sobie poradzę. Mam kilka spraw do obmyślenia – uśmiechnęła się.
- Sprawdzę co ode mnie chcą i potem do ciebie zajrzę, dobrze? - rzekł wstając i kierując się do wyjścia. Cieszył się, że poznał choć cząstkę tamtych chwil. A może najbardziej znaczącą cząstkę?
- Dobrze. No idź już i nie patrz się tak na mnie – roześmiała się widząc jego zatroskaną i jakby zakłopotaną minę – Dziękuję! - krzyknęła, gdy był już przy drzwiach.
- Nie ma za co. Jakby co, to wiesz jak mnie łapać - uśmiechnął się i zniknął za drzwiami z głową pełną myśli.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Aduśka dnia Sob 22:50, 16 Sty 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
baby
Neurochirurg
Neurochirurg


Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 3013
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z szafy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:48, 16 Sty 2010    Temat postu:

pjerfsza!

ale w sensie, że co?!

ona NIC nie pamięta?!
ale, ale...

no nic, przypomnieli jej ;d

podobało mi się, ale of kors liczę na więcej

kocham,
baby


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez baby dnia Sob 22:59, 16 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 9:50, 17 Sty 2010    Temat postu:

Lisek to już niecierpliwie tu zaglądał od jakiegoś czasu Jak już mówiłam bardzo lubie czytać Twoje teksty, bo są długie i można się w nich zaczytać czytaj, że są ciekawe i intrygujące i dobrze napisane
Kurcze takie to głębokie, te ich rozterki, wcześniej była adrenalina, czy uda im się wyjść z tego cało, ale myślę, że teraz będzie równie trudno
Aż mnie coś w środku ściskało jak czytałam fragment z Lucasem i Lisą czy do niej nic nie dociera I to właśnie lubię w Twoim fiku, potrafisz wzbudzać emocje, biednego House'a stojącego na korytarzu to aż chciałam przytulić Lucasa przy łóżku Cuddy zabić A Cuddy uświadomić to i owo Powiem Ci szczerze, że nie mam pojęcia czego się spodziewać, boję się, bo znając tę dwójkę wszystko może się zdażyć Mam nadzieję, że któreś w końcu się przełamie

WENA wielkiego Ci życzę na kolejną świetną część
I z całego serducha dziękuję za dedykację


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
baby
Neurochirurg
Neurochirurg


Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 3013
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z szafy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:53, 20 Sty 2010    Temat postu:

Aduś, żyjesz?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
czarodziejka
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 26 Lis 2009
Posty: 814
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: lubelszczyzna ^^
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:01, 20 Sty 2010    Temat postu:

rezerwuje! ;D

Przepraszam, że dopiero teraz, ale ja jestem taka zdolna, że rozwaliłam klawiaturę.

Nie wiem, jakim cudem nie skomentowałam ostatniej części. Chyba po prostu znów zabrakło mi słów, które w pełni oddawałyby mój zachwyt, bo tworzysz przepięknie. Czystą przyjmnością jest czytać takie teksty. Zaciągnęłaś mnie całą do świata, który wykreowałaś. Po "tej" stronie nie zostało nic, aż do momentu zakończenia i przywrócenia do rzeczywistości.
A tam było tak fajnie.
Jestem, jak najbardziej za, jeśli chodzi o powiększenie tego fika.

Dziękuję, za niezasłużonego dedyka.
Mam nadzieję, iż jeszcz nie raz i nie dwa przeczytam coś twojego.

Pozdawiam cieplutko
Wena i ogromnie dużo czasu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez czarodziejka dnia Pią 14:57, 22 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mazeltov
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 28 Paź 2009
Posty: 1656
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z poczekalni
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 11:01, 21 Sty 2010    Temat postu:

jestem, przepraszam za spoznienie ale czasu brak

na poczatku mam pytanie, czy tylko ja odczuwam chec walenia glowa o blat biurka, albo zrobienia sobie procy i strzelania w glowe Cuddles z nadzieja ze sie jej trybiki tam porzadnie poustawiaja ale coz zrobic tak juz jest z Huddy jeden krok do przodu, dwa w tyl

calosc bardzo mi sie podoba no dobra nie calosc, Lucas mi sie nie podoba ani troszke ona tam mogla zginac a ten nedzny detektyw czekal na cud z nieba ale reszta cudo, rycerski House jest Cool

czekam na cd z jednej strony chciala bym juz pzeczytac happy zakonczenie ale z drugiej strony nie chodzi o to zeby zlapac kroliczka ale zeby go gonic


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ot_taka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 08 Gru 2009
Posty: 259
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: stamtąd
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 12:35, 21 Sty 2010    Temat postu:

mazeltov napisał:


na poczatku mam pytanie, czy tylko ja odczuwam chec walenia glowa o blat biurka, albo zrobienia sobie procy i strzelania w glowe Cuddles z nadzieja ze sie jej trybiki tam porzadnie poustawiaja


Oj nie tylko ty

Aduśka, dużo Wena życzę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aduśka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 07 Wrz 2009
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siedlce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:28, 22 Sty 2010    Temat postu:

Dziewczyny! Kochane Wy!

Dziękuję z całego serduszka za moc tak ciepłych,pięknych słów

Pozwólcie, że nie będę pisać do każdej z Was, tylko podziękuję grupowo

Wasze słowa - piękne słowa - dają mi wiele radości. Nawet nie wiecie jakiej radości i satysfakcji. Ogromnie się cieszę, że to co piszę podoba się, a Wy chcecie mnie 'czytac'.


Notabene zaczynają mi się niedługo ferie. Postanowienie: więcej pisania Nie wiem czy wytrwam w tym postanowieniu, bo wiecie .. Wen Ale postaram się dużo pisać. A może jeszcze mnie będziecie wyganiać

Jeszcze raz wielkie dzięki


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
czarodziejka
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 26 Lis 2009
Posty: 814
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: lubelszczyzna ^^
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:19, 22 Sty 2010    Temat postu:

Taak! Aduśka będzie więcej pisać! Może nadąże z czytaniem.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aduśka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 07 Wrz 2009
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siedlce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:51, 27 Sty 2010    Temat postu:

No i stało się. Napisałam 4 część. Zanim wkleję, przeproszę Was za jakość. To chyba najsłabsza część, ale .... No może Wy to oceńcie. Bo Wy tutaj sie liczycie To dla Was w końcu piszę

Odkryłam w komputerze początek nowej opowieści Ale go wkleje, jak już to skończę może

Myślałam, też o zmianie tytułu, bo ... ten chyba nie jest taki adekwatny. Pomożecie?

Proszę




Po wyjściu od pacjenta udał się do gabinetu przyjaciela, gdy tam wszedł, dostrzegł go leżącego na fotelu ze słuchawkami na uszach. Podszedł do biurka i usiadł na krześle.
- Czego chcesz? - usłyszał niedługo potem. Głos Grega był pełny zniecierpliwienia.
- Tego co zawsze. Pogadać – odparł.
- Jeśli przyszedłeś tutaj z nastepną porcją swoich kazań to lepiej, żebyś wyszedł. Nie mam humoru.
- Chciałeś ze mna gadać jeszcze kilkanaście minut temu. Coś się zmieniło?
- Tak – powiedział pewnie. Po chwili zrezygnował i powiedział – Chociaż. Dobra. Co chcesz wiedzieć? - Wilson dostrzegł nutę ironii w tym pytaniu, ale kontynuował.
- Co się wtedy stało – widząc minę House'a odrazy zaczął się się bronić – Wiem, że nie chcesz mówić, ale ... widzę jak oboje się z tym męczycie. Chciałbym wam pomóc. Nie wiem jak, bo nie wiem co się stało.
- Byłeś u Cuddy – House bardziej stwierdził niż spytał – Czyli wszystko już wiesz. Więc po co mnie pytasz? - spojrzał z wyrzutem.
- Skąd wiesz? Zresztą nieważne. House ... Chciałbym poznać twoją wersję.
- Po co? Przecież ty wszystko wiesz! - powiedział głośniej niż zamierzał.
- House. Powiedz mi. To co ci powiedziała Cuddy. Wtedy pod gruzami. Miało to dla ciebie jakieś znaczenie? - spytał niepewnie, mając świadomość, że wchodzi na kruchy grunt.
- Nie wiem Jimmy. Sam nie wiem – wstał i dokuśtykał do okna. Oparł się dwiema dłońmi o laskę i zawiesił wzrok na jasnobłękitnym niebie.
- A co dokładnie ci powiedziała? - nastała między nimi cisza. Dośc krępująca cisza.
- Nieważne
- Ważne! House – podszedł do niego i stanął z nim ramię w ramię.
- Stwierdziła, że przy nikim nie czuła się tak dobrze jak przy mnie. Potem poprosiła, żebym ją przytulił i pocałował. Tyle – wyrzucił jednym tchem.
- Tyle? Przecież to – Wilson zamilkł. To co usłyszał od przyajciela wprowadziło go w stan głębokiego szoku.Nie sądził, że padły aż tak poważne słowa. - Powinienieś o tym z nią porozmawiać. Nie możecie tego przemilczeć – powiedział cicho.
- Wiem – powiedział twardo House – Ale nie wiem jak. Cholera – wycedził pełen wątpliwości i jakby strachu.
- Powiedz prawdę. Powiedz co czujesz – próbował jak najdeliktaniej wystosować radę.
- Co mam jej powiedzieć? No co?! Że od tamtego dnia o niczym innym nie myślę? Że nie wiem co się ze mną dzieje? Że boję wybierać pomiędzy swoim a jej szczęściem? No co mam jej powiedzieć? Że chyba mi na niej zależy? No powiedz jak jesteś taki mądry! - krzyczał patrząc prosto w orzechowe oczy Wilsona – Ona jest szczęśliwa! Beze mnie. Tak będzie lepiej.
- Wiem, że to trudne, ale ... myślę, że kiedy sobie wyjaśnicie wszystko to będzie choć odrobinę łatwiej.
- Co Ty możesz wiedzieć?! Miałeś trzy żony i z żadną nie umiałeś się porozumieć. I ty mi prawisz kazania? - House nie wytrzymał. Cały stres wyładował na przyjacielu choć tego nie chciał.
- Chcę wam pomóc
- Daj sobie spokój. To jest sprawa między mną a Cuddy. Nie wtrącaj się. Nie pomagasz! - syknął odchodząc. Miał już wychodzić, gdy w drzwiach gabinetu pojawił się mały chłopczyk. Ten, którego uratowała Cuddy.
- Co Ty tutaj robisz? Nie powinienieś być teraz w łóżku? Albo w swojej krainie zabaw i radości? - powiedział patrząc wprost w oczy chłopca. Ten nic nie odpowiedział. Tylko wpatrywał się w diagnostę smutnymi oczami.Wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać – Tylko mi się tutaj nie rozpłacz. Nie znoszę małych, ciągających nosem gówniarzy.
- Chciałbym ...
- Koncert życzeń jest piętro niżej. Spadaj
- Mógłbym posiedzieć z panem? - House zamilkł. Nie sądził, że po tym jak potraktował dzieciaka ten będzie chciał jeszcze tutaj być.
- Jeśli musisz. Siadaj – wskazał na fotel stojący przyz biurku. Gdy rozejrzał się dostrzegł, że Wilsona już nie ma. Usiadł po drugiej stronie biurka i wygrzebał z plecaka dwa lizaki. Jednego rzucił chłocowi, drugiego wpakował sobie do ust.
- To pan mnie wyniósł stamtąd? - spytał cicho chłopczyk.
- Tak. Ale wszelkie podziękowania czy skargi kieruj do Boga, który odebrał ci matkę, albo do tej kobiety, która cię uratowała – powiedział w przypływie irytacji. Mało, że przyjaciel go zdenerwował swoimi pytaniami, to jeszcze ten dzieciak. Jakby miał mało kłopotów na głowie.
- Zaprowadzi mnie pan do tej pani? - spytał z nadzieją w głosie.
- Idź do tych pań w białych fartuchach. One z przyjemnością wskażą Ci drogę – obserwował chłopaka spod oka – Jak masz na imię?
- Rob. A pan?
- Greg House. Mów mi jak chcesz. Greg, House, Panie dupku. Jak Ci się tylko podoba – wstał i podszedł do okna.
- Dlaczego pan jest taki smutny? Też pan stracił kogoś tam? - spytał bez ogórek malec.
- Nie jestem smutny. Chociaż ... Ty jesteś jeszcze młody i nie wiesz, ale .. - chwilę się zawahał czy powinien to mówić - Życie jest smutne
- Wiem – dostrzegając zdziwioną minę diagnosty, chłopczyk wyjaśnił - Zostałem całkiem sam. Nikt nie mnie odwiedza. Nudzi mi się.
- Nie masz taty? Babci? Dziadka? Siostry, brata?
- Tata odszedł od nas, jak byłem malutki. Nie wiem, gdzie jest, ani co się z nim dzieje. Dziadkowie nie żyją, a rodzeństwa nie mam. - wyjaśnił. Po chwili dodał cicho - Trafię do domu dziecka? - Greg dostrzegł panikę w oczach.
- Najprawdopodobniej – odparł od niechcenia.
- Nie chcę. Kiedyś poszedłem tam z mamą. Dzieci były tam takie smutne, nijakie i w ogóle.
- A kto by chciał. Uwierz mi. Tamte paso ... - urwał, ale szybko się poprawił – Dzieci też by wolały mieć swoich prywatnych przełożonych – zatrzymał się. - Rodziców – wyjaśnił chłopcu, choć nie musiał – Chociaż czasami lepiej nie mieć rodziców – dodał szeptem, tak by chłopak nie usłyszał. Nie udało się.
- Czemu tak pan mówi? Fajnie mieć rodziców. Bez nich ..
- Uwierz mi. Czasami lepiej nie mieć. Skończmy ten temat okey? - rzucił wrogo.
- Pójdziemy do tej pani? - spytał ponownie malec.
- A możemy później? - chwycił laskę i wstał.
- Co się stało panu w nogę? - spytał zaciekawiony chłopiec.
- Długa historia, której i tak nie pojmiesz – powiedział skupiając wzrok na tym co się działo w gabinecie diagnostycznym.
- Czemu mnie pan traktuje jak małe dziecko. Ja mam już 7 lat.
- Może dlatego, że nie wyglądasz – wycedził z brakiem zainteresowania.
- Powie mi pan?
- Jesteś upierdliwy. Jeszcze chwila a zadzwonie po opiekię społeczną – rzucił zirytowany do granic wytrzymałośc.A może takby pójść z nim do Cuddy? Byłby to idealny pretekst by ją zobaczyć, bez konieczności rozmowy. Chociaż przez dłuższą chwilę był przekonany o słuszności swojego pomysłu, po jakimś czasie zrezygnował. Ze swoich rozmyślań wyrwał go chłopczyk, który ciągał go za rękaw marynarki. - Odczep się, mały – rzucił patrząc wrogo na Roba.
- Przepraszam – wyjąkał cicho, pełen strachu. House dalej wpatrywał się w szkliste już oczy chłopca, które zaraz po tym wypełniły się łzami. Diagnosta wescthnął głęboko, a po chwili poczuł jak drobne ciało wtula się w jego nogę. Uniósł rękę nie wiedząc co uczynić. Po chwili namysłu, niepewnie położył dłoń na ramieniu Roba. Ten objął go, szlochając cicho. House zagryzł zęby, przewracając oczami. Czuł głębokie zażenowanie, a nie lubił takich chwil. To było jedno z uczuć, którego szczerze nie cierpiał.
- No już. Spokojnie – syknął najcieplej jak potrafił. Stanowisko Pana Złego w tej chwili go nie zadowalało.
- Przepraszam – wyjąkał Ron czując emocje House'a.
- Przestań. Chociaż mnie nie przepraszaj. Nie masz za co. Chodźmy – położył rękę na ramieniu chłopca i skierował się do wyjścia. Kątem oka dostrzegł jak buzia chłopca rozpromieniła się. W duchu poczuł iskierkę jakby ulgi. Zacisnął dłoń na uchwycie laski i ciężko się na niej opierając szedł. W pewnym momencie drogi zatrzymał się i wyciągnął Vicodin. Chciał nie brać przy chłopcu – ta myśl, go przestarszyła – ale ból był tak nieznośny i natrętny, że dał za wygraną.
- Co to jest? -spytał ciekawski chłopak, kiedy Greg połykał kilka tabletek naraz.
- Cukierki dla obolałych dorosłych. Tobie tego nie dam. Żebyś nie wiem jak prosił – schował do kieszeni i ruszył dalej.
- Boli pana noga? - mały zadarł głowe do góry chcąc spojrzeć prosto w oczy dorosłemu.
- Skąd ta myśl?
- Bo pan tak dziwnie chodzi.
- Mam laskę. Inaczej się nie da chodzić.
- No tak, ale ... Widze, że pana boli – stwierdził.
- Więc po co pytasz?
- Jak to jest chodzić o lasce?
- Wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła? Jeśli mama Cię uczyła o Bogu, niebie, piekle itepe to ...
- Przepraszam – House na odpowiedź chłopca jedynie przewrócił oczami. To było już ponad jego cierpliwość. Rob spuścił głowę. Z wielkim wahaniem wsunął dłoń w dłoń diagnosty. Bał się przyglądać jego reakcji, ale czuł ogromną potrzebę trzymania kogoś za rękę. Nie widział zażenowania, niepewności House'a, bo ten rozgladał się wokół, tak by uciec od wzroku malca i zobaczyć reakcję pozostałych pracowników PPTH. Może zobaczą w nim, kogoś innego aniżeli tylko gbura, złośliwego drania bez kszty uczuć. Z biegiem czasu, z każdym krokiem coraz bardziej zbliżali się do celu – do sali Cuddy. House w głębi duszy miał nadzieję, że nie będzie tam Lucasa. Na odpowiedź nie musiał czekać długo. Wyłaniając się zza zakrętu doskonale widział jej salę. Była pusta. Mrużąc uważnie oczy potrafił dostrzec jej sylwetkę, a gdy podeszli jeszcze bliżej zauważył jej zamyślenie i smutek. Zrobił jeszcze kilka kroków. Noga bolała bardzo mocno, on mocniej zacisnął dłoń, na dłoni chłopca. Zatrzymał się.
- Dlaczego nie idziemy? - spytał chłopczyk unosząc głowę do góry. Tym razem ich spojrzenia zetknęły się. House nie odpowiedział. Bo co miał odpowiedzieć? Spojrzał się raz jeszcze na Roba i uśmiechnął na tyle delikatnie, jak tylko było go stać. Podeszli trochę żwawiej do drzwi. House tylko na chwilę wyjął dłoń z objęć chłopca. Tylko po to by rozsunąć drzwi. Zaraz potem znów złapał chłopca za rękę. Wszedł do środka. Ona od razu odkręciła głowę w ich stronę. Przez chwilę widział w jej oczach smutek, pustkę. Gdy spojrzała na niego, miała taki delikatny błyk w oczach. Chyba niekontrolowanie uśmiechnęła się. Ucieszyła się na jego widok, ale on tego nie mógł wiedzieć. Bo skąd? Wpatrywali się w siebie przez kilka chwil. Tym razem dłużej i pewniej. Oboje z czymś dziwnym w oczach. Oboje czując coś dziwnego. Jakby radość przebywania obok siebie? Nie wiedzieli tego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
baby
Neurochirurg
Neurochirurg


Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 3013
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z szafy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:56, 27 Sty 2010    Temat postu:

pjerfsza!

Rob!
on jest taki slodki!

znalazłam chyba jedna literówke w slowie błysk - było błyk

poza ty, jest bardzo dobrze.

kocham,
baby


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez baby dnia Śro 21:03, 27 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mazeltov
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 28 Paź 2009
Posty: 1656
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z poczekalni
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:40, 27 Sty 2010    Temat postu:

to jest cudowne, boskie
postac malego samotnego Roba jest taka slodka, biedaczek jest taki zagubiony, a ty dodatkowo pokazalas cos co na pierwszy rzut oka jest nawet nie dostrzegalne w serialu, mianowicie ze duza czesc postaci filmowych mimo ze uwaza Housa za dupka tak naprawde zdaje sobie sprawe z tego ze on taki naprawde nie jest i wlasnie czesto kiedy bohaterowie maja jakis problem, kiedy cierpia, zwracaja sie do Housa i o dziwo czasami House mimo ze nie mowi ze bedzie dobrze umi bardziej podniesc na duchu niz ktos inny

czekam an kolejna czesc, czyta sie to cudownie i przepraszam za moj dziwaczny komentarz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
agatka10
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 04 Sty 2010
Posty: 127
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sosnowiec
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 14:26, 28 Sty 2010    Temat postu:

niech oni w końcu się dogadają

pozdrawiam i wena życzę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Przechowalnia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin