Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Śmierć nas nie rozdzieli [1/?]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Przechowalnia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Harriet
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 24 Gru 2008
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:50, 26 Gru 2008    Temat postu: Śmierć nas nie rozdzieli [1/?]

Kategoria: friendship

Zweryfikowane przez Harriet

Cytat:
I tak nadszedł czas, żeby zaprezentować mój twór. Pisane pod wpływem dzisiejszej bezsennej nocy Rzecz dzieje się najpóźniej w trzecim sezonie - zdecydowałam się na stary zespół House. Mam nadzieję, że wam się spodoba Planuję najwyżej trzy części - do końca tego roku powinnam dać radę


Forman wszedł pewnym krokiem do gabinetu House trzymając w ręce teczkę. Jego szef siedział właśnie na swoim obrotowym krześle, grzebiąc w szufladach czegoś, co kiedyś można było nazwać biurkiem. Blat przypominał małe wysypisko śmieci - papierki po cukierkach i tona makulatury przekładana najróżniejszymi drobiazgami tworzyły widok, który każdego ekologa przyprawiłby o zawal serca. Sterty nieuzupełnionych kart pacjetow były teraz porozrzucane na całej długości gabinetu. House nie zwrócił uwagi na Formana. Z cichym pomrukiem wściekłości House mocno pociągnął za cos, co z pewnością przeszkadzało mu w dalszej eksploracji. Mocno trzasnęło i z wdziękiem wypompowanego balonika gumowy kurczak opadł prosto pod stopy zdegustowanego Formana.

- Masz paskudny gust, House - powiedział podnosząc wzrok na pracodawcę, który wyglądał na bardziej zaciekawionego zabawka niż Formanem.
Nie przejmując się humorami House, Forman podszedł do niego na odległość, na jaka pozwalały karty rozwalone na podłodze. Wyciągnął teczkę w stronę House.

- Rezonans magnetyczny głowy. Nijaka Carmen Elektra. Stwierdziłem, ze osobiście ci to przyniosę.
House natychmiast porwał kartę z rak zdziwionego Formana. Przez chwile trzymał ja w dłoniach, po czym przeniósł wzrok na neurologa.

- Forman moja strefa prywatności w ostatnich minutach mocno się zawęziła. - nie widząc reakcji House dodał - Winny ma kolor czarny.

Forman rzucił mu spojrzenie mówiące "jesteś dupkiem" i opuścił gabinet. Zdążył usłyszeć jeszcze glos House:

- Zawołaj Cameron! Potrzebny mi biały murzyn do posprzątania tego bałaganu!

Kiedy drzwi się zatrzasnęły, House otworzył teczkę. Wyciągnął zdjęcie i zamrugał oczami.
Rak mózgu.
Nie operacyjny.
Stal chwile w milczeniu. Wyciągnął rękę po laskę oparta przy ścianie i powoli pokuśtykał w stronę drzwi od balkonu.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

House z gracja kaleki przeskoczył barierkę dzielącą jego balkon i gabinet Wilsona. Przez szybę widział swojego najlepszego przyjaciela, który z perfekcyjnym opanowaniem tłumaczył cos kobiecie siedzącej na przeciwko niego. Ciałem szczuplej blondynki co chwile wstrząsał spazmatyczny szloch. Spojrzał na Wilsona. Onkolog nie bal się okazywania emocji. Jego czekoladowe oczy mimo całego jego opanowania były przepełnione szczerym bólem i współczuciem.

House uśmiechną się pod nosem. Jego Jimmy to rasowy idiota. Czemu najwrażliwsi ludzie wybierają najbardziej depresyjna dziedzinę medycyny, jaka niewątpliwie jest onkologia?

House nie miał czasu sie nad tym zastanawiać. Gdyby on okazywał tyle emocji co Wilson, a pacjenci by zdrowieli - to nie byłaby już medycyna, to był by cud.
Spojrzał na swoja laskę. Obrócił ja w rękach. Podszedł bliżej szyby i z zapałem zaczął w nią stukać. Mało subtelne, ale za to denerwujące.

Wilson spojrzał przelotnie na House i wrócił do rozmowy. W oczach House zamigotało zdziwienie, które natychmiast ustąpiło rozdrażnieniu.

House wrócił do gabinetu. Na takie okazje zawsze miał przygotowane pudełko awaryjnych kamyków. Zbyt małe żeby zbić szybę, ale wystarczające by ja nieodwracalnie porysować. Pedantyczna natura Wilsona na pewno zareaguje na myśl o rysach na jego idealnym gabinecie.

House zrobił zamach i kamyczek poleciał prosto w okno zajętego onkologa. Wilson ani drgnął. House zacisnął wargi. Wziął cala garść kamyków i z całej siły cisnął je w okno swojego najlepszego przyjaciela.

Wilson przerwał rozmowę. Wstał i podszedł do okna, przy którym stal zadowolony z siebie House.

Parę szybkich ruchów i Wilson zasunął żaluzje, odgradzając się od Gregorego House, jego najlepszego przyjaciela i najbardziej denerwującego człowieka jakiego znal.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

House stał zdezorientowany wpatrując się w zasłonięte okno Wilsona. Podniósł dumnie głowę i majestatycznym krokiem wrócił do swojego gabinetu. Cameron właśnie układała karty pacjentów w sposób alfabetyczny. Na widok szefa wstała z podłogi. Podała mu teczkę.

- Carmen Elektra – powiedziała, po czym dodała – Nie chcę się wtrącać w kolejny twój przekręć, ale Caddy prędzej czy później się o tym dowie.

House zrobił zranioną minę.
- Wątpisz w moją bezinteresowność? Przecież uwielbiam pomagać bezbronnym duszyczkom!

Cameron spojrzała na niego sceptycznie.
- Duszyczkom z dużym biustem – dodała za House – Poza tym nie udałoby ci się przyprowadzić tutaj znanej aktorki bez zwrócenia niczyjej uwagi.

- Konsultacje domowe to jest to, co lubię najbardziej. Mój kieszonkowy rezonans zbadał ją bardzo dokładnie.

Dziewczyna zarumieniła się. Szybkim krokiem podeszła do krzesła, na którym leżał mały kwadratowy przedmiot. Cameron wzięła go do ręki i odwróciła się w stronę House.

- A to znalazłam w twoim biurku. Dokładniej między ścianą a biurkiem. Nie sądziłam, że jesteś sentymentalny.

House wyrwał jej przedmiot z ręki i z odległości trzech metrów oddał strzał go kosza. Zadudniło głucho.
- Śmieci powinny leżeć tam gdzie ich miejsce. A ty okruszku co tu jeszcze robisz?

Cameron natychmiast zostawiła wszystkie karty i opuściła gabinet. House zaczekał, aż młoda lekarka wystarczająco się oddali i podszedł do kosza na śmieci. Dwa razy oglądną się na wszystkie strony, zanim wyjął przedmiot z kosza. Uśmiechną się lekko. Wyciągną zdjęcie z małej kwadratowej ramki. Smutno przyjrzał się fotografii. Westchnął, złożył ją na pół i umieścił w tylniej kieszeni jeansów. Ponownie spojrzał na ramkę, tym razem z obrzydzeniem. Czerwona z króliczkiem w każdym rogu. Diagnosta skrzywił się, chwycił ramkę w dwa palce i na powrót umieścił ją w koszu.

Skierował się w stronę drzwi z zamiarem odwiedzenia swojego najlepszego przyjaciela.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

House z impetem otworzył drzwi do gabinetu Wilsona. Onkolog spojrzał na niego z rezygnacją. Blondynka siedząca naprzeciwko Wilsona ze zdziwienia przestała szlochać. Patrzyła na House dużymi, załzawionymi oczyma, w których malowała się bezgraniczna rozpacz.

- Doktorze Wilson jest mi pan potrzebny. To pilne! – powiedział House dramatycznym głosem.

- Tak House, to rak – powiedział z irytacją Wilson – Jestem teraz zajęty, przyjdź później – dodał z naciskiem.

Kobieta wstała i cicho powiedziała:
- Panie doktorze, to ja lepiej już pójdę – zamilkła na chwilę. House przyjrzał się jej uważnie. Młoda, ładna, zgrabna i do tego zagubiona. Całkowicie w typie Wilsona – Dziękuję za poświęcony mi czas. Wiele to dla mnie znaczy.

Wilson wstał i odprowadził dziewczynę do wyjścia.
- Proszę się nie martwić. Poradzimy sobie – uśmiechnął się kojąco onkolog.

Dziewczyna uśmiechnęła się z wdzięcznością. Wilson zamknął za nią drzwi i zwrócił się w stronę House.
- House, czy ty naprawdę nie widzisz, gdy jestem zajęty i nie mogę robić za twoją niańkę? – odezwał się z irytacją Wilson. Ręką przeczesał swoje brązowe włosy.

- Poświęcasz zbyt dużo czasu przyjemnościom, Wilson. A to nie była twoja pacjentka. Za to mam dla ciebie coś, co na pewno jest rakiem a nie płaczliwą galaretą – House wyciągnął zdjęcie czaszki w stronę Wilsona.

Wilson usiadł za biurkiem, jednocześnie kładąc zdjęcie na blat.
- Skąd wiedziałeś, że Annie nie jest pacjentką? – spytał Wilson, zastanawiając się, w którym momencie rozmowy popełnił kluczowy błąd. Nigdy nie udawało mu się nic ukryć przed wnikliwym diagnostą. House położył się na wznak na kanapie przyjaciela. Laskę położył na podłodze tuż pod ręką, na wszelki wypadek.

- Powiedziałeś, że jesteś zajęty a nie, że masz pacjentkę i jesteś zajęty. Zapewne leczysz jakiegoś jej krewnego, o którym – sądząc po jej reakcji – nie długo będzie można mówić w czasie przeszłym – House patrzył w sufit.
Wilson westchnął przeciągle i spojrzał na rezonans, który dał mu House. Zmarszczył brwi.

- Nowotwór mózgu w drugim stadium. Nie operacyjny, umiejscowiony w płacie czołowym. Sądząc po wielkości, bez natychmiastowego rozpoczęcia leczenia, twojemu pacjentowi pozostało w najlepszym wypadku pół roku życia.

House milczał. Dalej wpatrywał się leniwie w sufit. Wyciągnął z kieszeni opakowanie vicodinu i wysypał na rękę trzy tabletki. Wilson ze zrezygnowaniem przyglądał się przyjacielowi. Wiedział, że House nigdy nie odstawi prochów, więc nawet nic na ten temat nie mówił. Wyciągnął kartkę i długopis i zwrócił się do House:

- Podaj mi nazwisko tego pacjenta, a jeszcze dziś będzie go można umieścić na oddziale.

House natychmiast usiadł na kanapie. Spojrzał uważne na swojego przyjaciela.
- Powiedz kłamczuszku, co kryjesz w serduszku? – widząc zdziwiona minę onkologa dodał – Kłamiesz, Wilson. Ile czasu naprawdę pozostało mojemu pacjentowi?

Wilson potarł kark ręką. Znowu dał się przyłapać na kłamstwie. I to drugi raz pod rząd. Zazwyczaj zaokrąglał czas, jaki pozostał pacjentowi – dawał tym samym więcej nadziei. Tyle, że House nie chciał nadziei. On chciał prawdy. Wilson westchną i zaczął cicho mówić:

- Najwyżej trzy miesiące. Za najpóźniej miesiąc twój pacjent utraci wzrok, ponieważ guz będzie coraz silniej naciskał nerw wzrokowy. Po dwóch miesiącach nie będzie już w stanie się poruszać. Każdy nawet najmniejszy ruch będzie mu sprawiał ból. Będzie potrzebował ciągłych końskich dawek morfiny. Będzie cieniem człowieka. Po trzech miesiącach nawet morfina nie będzie już pomagać – jeszcze raz westchnął i dodał ciszej - Umrze bezgłośnie krzycząc z bólu.
Wilson oparł głowę na ręce. Nie lubił mówić szczerej bolesnej prawdy. W onkologii to nie pomagało ani pacjentom, ani lekarzom. Każdy chciał pocieszenia, nadziei. Każdy chciał kłamstwa.

- Mój pacjent nie pójdzie na oddział – House wstał i zaczął kierować się w stronę drzwi. Wilson otworzył ze zdziwienia usta. Nie pójdzie na oddział? Każdy szedł na oddział. Każdy chciał żyć.

Wilson zauważył teczkę House pacjenta. House był już przy drzwiach, kiedy Wilson podniósł teczkę do góry i odczytał nazwisko.
Carmen Elektra.
Nie.

House wyszedł, zanim Wilson cokolwiek powiedział. Onkolog stał na środku swojego idealnego gabinetu. Oddychał głęboko. Ręce mu się trzęsły, usta drżały. Jęknął przeciągle i żałośnie. Łzy popłynęły z czekoladowych oczu i skapywały wolno na białą elegancką koszule. Nie wiedział co zrobić, co myśleć, ani jak teraz postąpić. Wiedział jedno. Znał Gregorego House wystarczająco długo by orientować się, kiedy ten kłamie.
A House kłamał.
Wilson ukrył twarz w dłoniach pochlipując lekko.
House umierał.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 1:34, 27 Gru 2008    Temat postu:

oh no, not again!!!

(chociaż mogłam się tego spodziewać, sądząc po tytule... Ale jakoś zawsze mam nadzieję, że Autor/Autorka nadała tytuł zawierający słowo na "ś" z czystej przewrotności...)

a zatem są małe szanse, że w najbliższym czasie doczytam Twoje opowiadanie do końca, bo niecierpię dead fików
Ale żałuję tego, bo spodziewam się kolejnych rewelacyjnych pomysłów w stylu gumowego kurczaka (co takie coś robiło w biurku House'a? ) lub pudełka kamyków służących do wykurzenia Wilsona z jego gabinetu ( )

...
bosh... ostatni akapit mnie zabił... nawet sobie nie wyobrażam, jak musiał czuć się Wilson, kiedy zdał sobie sprawę, że z taką dokładnością opisał House'owi, jaki straszny koniec go czeka...
poor Jimmy
(tym bardziej poor, że jak znam House'a, będzie teraz odmawiał wszelkim próbom pomocy ze strony swojego przyjaciela )



*********

no, skoro się wypłakałam, to kilka słów od strony technicznej (póki Katty się nie zjawiła )
dobrze się czytało - House wyszedł bardzo House'owo (szczególnie to ukrywanie się pod pseudonimem C. Elektry ), a Wilson jak zwykle był słodki Dialogi wypadły bardzo autentycznie

mam tylko dwie uwagi:
1) Nie odmieniasz nazwiska House'a
2) tekst jest wprost usiany literówkami w stylu "a" zamiast "ą" itp
jeśli to poprawisz, będzie super

weny życzę


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Sob 1:35, 27 Gru 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
madziax
Fasolka


Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 3188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: puszka Pandory
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:46, 27 Gru 2008    Temat postu:

o Dżizas... czemu umiera ? czemu, się pytam? mam nadzieje że w następnych częściach to wyjaśnisz.. ?

fajnie napisane, fajne opisy, jestem na tak.
ale... zauważam brak polskich znaków, oj nie lubię.
i jeszcze kilka innych literówek (Caddy)



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gadabout
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 26 Wrz 2008
Posty: 72
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:29, 14 Sty 2009    Temat postu:

będzie ciąg dalszy? lubię (nie wiem czemu) fiki o umieraniu a ten jeszcze jest super napisany no i jest Carmen
powodzenia


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:50, 14 Sty 2009    Temat postu:

wow, jakie sobie nadał imię

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:56, 14 Sty 2009    Temat postu:

Nie przeczytałam całości. Zanim to zrobię - a zrobię na pewno, choćby ze względu na śmierć w tytule i Carmen Electrę w tekście - bardzo, BARDZO proszę o poprawienie wszystkich rażących błędów merytorycznych:
- to jest Foreman, nie Forman
- Cuddy, nie Caddy
- nazwisko "House" się odmienia, a u Ciebie ciągle jest jedna forma.

...
Przeczytałam. Masa, powtarzam, MASA literówek. Proponuję przejrzeć tekst jeszcze raz i wyłapać wszystkie błędy. Oprócz tego... House umiera, znowu. Mhm. Może będzie nawet przyjemnie. Zobaczymy. Za to depressed!crying!Wilsona nigdy za mało.

Kat.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Katty B. dnia Sob 16:29, 17 Sty 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Przechowalnia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin