Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Wizyta domowa [T]
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Przechowalnia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Huragius
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: oddział zamknięty

PostWysłany: Pon 17:39, 05 Maj 2008    Temat postu: Wizyta domowa [T]

Kategoria: love


Zweryfikowane przez Richie117


Cytat:
Zapowiedź nie będzie krótka, żeby nie było, że nie ostrzegałam/
Opuściłam swój bezpieczny bunkier i zabrałam się za tłumaczenie pewnego dłuuugiego Hilsona.
Fik ma póki co 13 rozdziałów, ale nie jest jeszcze skończony. Osobiście strasznie mnie wciągnął i uważam, że, choć rozkręca się powoli, jest naprawdę świetny. Mam nadzieje, że Wam też się spodoba. Jest, jak to się mówi, na poważnie.
Mam też do Was prośbę, żebyście wytknęli mi, gdzie tłumaczenie jest niezgrabne i napisali, co Wam się podoba, bo chciałabym to przekazać autorce.
Tyle ode mnie, enjoy, a właściwie viel Spaß!


[link widoczny dla zalogowanych]
autorstwa KatzeCheetah




Rozdział I

- House, proszę, powiedz mi, że to nie prawda! Dlaczego w ogóle nic nie mówiłeś?!

Wilson wpatrywał się bezradnie w swojego najlepszego przyjaciela, wściekły, że nie może odgadnąć, co dzieje się w jego głowie…

Wiele już razem przeżyli, byli dla siebie wyrozumiali, ale to… to naprawdę wbiło go w podłogę!

***

Parę godzin wcześniej

Właściwie to był całkiem zwyczajny, żeby nie powiedzieć nudny, dzień.

Jeden z tych mętnych, listopadowych dni, kiedy już rano pytasz sam siebie, dlaczego nie miałbyś zostać w łóżku… kiedy, ledwie przekroczysz próg mieszkania, już tracisz ochotę na cokolwiek, a ponure, pociemniałe niebo wydaje się niemal szydzić z ciebie, wypoczywając w legowisku ze swoich czarnych chmur, podczas gdy ty zmuszony jesteś stawić się do zwykłego, codziennego biegu… tylko po to, by tego samego dnia wieczorem, przy dokładnie tej samej pogodzie wracać do domu, przerażony perspektywą następnego dnia, zanim jeszcze położysz się do łóżka.

A to łóżko znajduje się w hotelu, w którym jesteś teraz stałym gościem…

Takie przynajmniej były odczucia Wilsona, kiedy tamtego ranka opuszczał hotel, by udać się do pracy.
Lubił swoją pracę i nie przeszkadzało mu wczesne wstawanie, ale były takie dni… dni takie jak ten… które nawet on wolałby spędzić pośród własnych czterech ścian – a przynajmniej pośród osobiście wynajętych czterech ścian.
Jakby tego było mało, czuł się w nieokreślony sposób chory. Nie czuł bólu, ani nie miał innych jednoznacznych symptomów, ale jego ciało było osłabione, a jesienny katar dawał mu w kość dużo gorzej niż powinno zwykle przeziębienie.

Więc był już dostatecznie zdenerwowany, a tymczasem dwa antydepresanty i trzy badania raka piersi później drzwi do jego biura otworzyły się z głośnym hukiem, uderzając w ścianę tak, że certyfikat za jego plecami zabrzęczał w swojej szklanej ramie.

- House – powiedział, nie patrząc nawet w jego stronę, bo kogóż innego mogło mu zapowiadać głośne gwizdanie i regularny stukot laski o posadzkę. – Mogę wiedzieć, dlaczego jesteś taki radosny? Spódnica Cuddy jest dziś szczególnie obcisła, czy może udostępnili vicodynę w praktycznych i dużych opakowaniach na stacjach benzynowych?

House pokiwał głową i opadł na krzesło naprzeciwko Wilsona.

- Chciałbym, ale wiesz, są ludzie, którzy potrafią mieć dobry humor tak po prostu, sami z siebie…

Lekko zaskoczony Wilson podniósł wzrok i przyjrzał się House’owi, ale wyraz jego oczu był dokładnie tak drwiący, jak się tego spodziewał.

- Czego chcesz, House? - zapytał, podpierając głowę na dłoniach. – Jeśli przyszedłeś tylko po to, by wygłaszać jakieś przemądrzałe sentencje, to możesz już iść.

- Właściwie nie mam w tym momencie zupełnie nic do roboty, za to jestem głodny, więc pomyślałem…

- … pomyślałeś, że mógłbyś zwinąć mi żarcie, jak zawsze! Masz… - Wilson sięgnął do torby i rzucił mu swój lunch. – Weź to i spływaj, mam robotę.

House obserwował nieufnie ten niezwykły wybuch swojego przyjaciela, w końcu jednak wziął paczkę.

- Właściwie to chciałem cię spytać, czy nie chcesz iść ze mną do kafeterii, ale skoro tak ładnie prosisz.

Odwinął papier z jednej z kanapek i odgryzł olbrzymi kawałek, krusząc na dokumenty Wilsona.

- Na miłość Boską, House!!! Idź i rozpraszaj moje jedzenie po aktach innych ludzi!

House uniósł teatralnie brwi i wciągnął powietrze przez zęby.

- Uuu… coś mi się wydaje, że ktoś ma tu za sobą paskudną noc… - podniósł się i ruszył do drzwi. Kiedy był już na zewnątrz, wetknął jeszcze głowę do gabinetu i dorzucił – A może masz te dni?

Gdyby wzrok Wilsona mógł zabijać, doktor Cuddy musiałaby się w tej chwili zacząć rozglądać za nowym diagnostą…



Kiedy Wilson skończył swój dyżur, czuł się jeszcze bardziej osłabiony i zdołowany. A do tego wszystkiego dręczyły go wyrzuty sumienia, że był tak nieuprzejmy wobec House’a, który nie pojawił się już przez całą resztę dnia. Wilsonowi pozostał w torbie nadmiar jedzenia, którego z całą pewności nie był w stanie sam skonsumować; wziął je ze sobą przygotowany na to, że połowa tak czy siak wpadnie w łapy House’a.

Chciał go przeprosić – wiedząc dobrze, że dostarczy mu tym samym tylko nowego punktu zaczepienia dla jego głupich uwag – niestety, jego zespół powiedział, że House opuścił szpital o piątej a teraz było już po szóstej.

Więc Wilson wsiadł w auto i zamiast do hotelu, skręcił w ulicę, przy której mieszkał House.
Jasne, przeprosiny nie były żadną palącą sprawą, jednak czuł, że kolejny wieczór w ładnym, przytulnym i przerażająco samotnym hotelowym pokoju nie był tym, co mogłoby mu pomóc w jego obecnym stanie psycho-fizycznym.
Zaparkował niedaleko drzwi wejściowych. Zabierał właśnie z siedzenia pasażera dwa wypożyczone filmy, kiedy jego wzrok zatrzymał się na drzwiach.

Zawahał się…

Drzwi otworzyły się właśnie i wyszedł z nich jakiś mężczyzna. To nie był House i Wilson nie widział go nigdy wcześniej.
Zdjęty ciekawością Wilson nie ruszył się z miejsca i obserwował go z samochodu, bezpieczny za ciemną szybą swojego auta.

Gość opuścił mieszkanie sam, po Housie nie było ani śladu.
Był przeciętnego wzrostu, otulony długim, czarnym płaszczem.
Dopiero, kiedy wszedł w krąg światła rzucanego przez pobliską latarnie, Wilson mógł mu się przyjrzeć dokładniej. Był młody, mógł mieć dwadzieścia parę lat, dobrze zbudowany, gęste, brązowe włosy opadały mu na czoło. Przystanął na chodniku i ręką ubraną w skórzaną, czarną rękawiczkę wyjął z kieszeni płaszcza plik banknotu. Przeliczył je i lekkim krokiem ruszył do swojego auta, zaparkowanego dokładnie naprzeciwko drzwi mieszkania House’a.

Kim był ten facet? Wilon był teraz naprawdę zaintrygowany, ale przy najlepszych chęciach nie mógł sobie przypomnieć, by widział go kiedyś przedtem.

Pod nagłym impulsem, rzucił filmy z powrotem na siedzenie pasażera, otworzył drzwi samochodu i wysiadł.

- Hej! – zawołał do stojącego parę metrów od niego mężczyzny, który właśnie miał zamknąć się w aucie, a teraz odwrócił się zaskoczony.

- Dobry wieczór – odpowiedział tamten łagodnym głosem, przyglądając się Wilsonowi, który szybkimi krokami pokonał dzielący ich dystans, tupiąc przy tym głośno na mokrym chodniku. – Mogę ci w czymś pomóc, kochanie? – zapytał z uśmiechem i oparł się niedbale o swoje auto.

Wilson zmarszczył czoło.

- Em, co proszę? Ja… chciałem tylko zapytać, czy dr House jest w domu, bo widziałem, że pan od niego wychodzi i…

Urwał, kiedy chłopak wyciągnął rękę i zaczął się figlarnie bawić końcem jego kurtki.

- Wygląda na to, że dr House ma spore rezerwy. Myślałem, że wystarczająco osłodziłem mu dzisiejszą noc, ale cóż, takiemu cukiereczkowi jak ty pewnie nie będzie potrafił odmówić – roześmiał się głośno, a jego brązowe oczy zaiskrzyły.

- Słucham??!! – Wilson zrobił krok w tył, gapiąc się na niego. – Kim ty w ogóle jesteś?!

Nie rozumiał, co to wszystko w ogóle znaczy… Czy to możliwe, że…?

- Jestem Zack – wymruczał mężczyzna. – Ale za dwieście dolarów mogę być, kim chcesz – puścił do skołowanego Wilsona całusa z otwartej dłoni.

Zszokowany Wilson błądził wzrokiem od drzwi mieszkania House’a do Zacka i powrotem.

- To niemożliwe!

Kiedy wreszcie dotarło do niego znaczenie tego, co przed chwilą usłyszał, Zack wetknął mu do kieszeni jakąś małą karteczkę i wsiadł do auta.

- Gdybyś był zainteresowany, zadzwoń – powiedział, po czym zamknął drzwi i odjechał z piskiem opon.

Wilson patrzył za nim przez kilka chwil, po czym pokiwał ciężko głową i ruszył ku drzwiom House’a.

Zapukał głośno i chaotycznie, zupełnie inaczej niż zwykle…

Kiedy drzwi się otworzyły i stanął w nich zaskoczony i najwyraźniej wyrwany spod prysznica House, Wilson nie bawił się ceregiele.

- House, proszę, powiedz mi, że to nie prawda! Dlaczego w ogóle nic nie mówiłeś?!

Wilson wpatrywał się bezradnie w swojego najlepszego przyjaciela, wściekły, że nie może odgadnąć, co dzieje się w jego głowie…

Wiele już razem przeżyli, byli dla siebie wyrozumiali, ale to… to naprawdę wbiło go w podłogę!

Wyglądało na to, że House nie zamierza mu odpowiedzieć. Zamiast tego odwrócił wzrok i przepuścił powietrze z jednego policzka do drugiego.

Wilson z kolei nie wiedział, co mógłby powiedzieć. Minęło kilka sekund, zanim ponownie się odezwał.

- Wiesz o czym mówię, prawda? Właśnie spotkałem twojego znajomego. Wiedziałem, że na okrągło sprowadzasz sobie do domu dziwki, ale nigdy nie myślałem, że to faceci! – zaczerpnął głośno powietrza. – Cholera, jak…

- Skończyłeś?! – przerwał mu House i zrobił krok w jego stronę. – Więc może mógłbyś się uspokoić, żeby przynajmniej sąsiedzi, którzy mieszkają dalej niż mile stąd, nie mieli okazji się włączyć.

- Ja… - Wilson rozejrzał się z przerażeniem dookoła, dopiero teraz uświadamiając sobie, że krzyczał. Osłupiały, bez słowa wpakował się do mieszkania House’a, a ten zamknął za nim drzwi. Wilson stanął na środku pokoju, przez chwilę mierzyli się wzrokiem.

Wilson potrząsnął głową, odwrócił się i stęknął.

- Cholera, House… nie mógłbyś czegoś powiedzieć?

House podszedł powoli do kanapy i opadł na nią.

- Co chcesz usłyszeć? Przecież dałeś mi właśnie jasno do zrozumienia, że wiesz wszystko. Po co tu w ogóle jesteś?

Wilson był pewien, że się przesłyszał.

- Ja? Po co JA tu jestem? Wiesz, myślałem, że mógłbym odwiedzić mojego najlepszego przyjaciela i obejrzeć z nim parę filmów, bez wpadania po drodze na męską dziwkę, z którą właśnie był w łóżku!

- Do diabła! – House cisnął swoją laskę z głośnym trzaskiem na podłogę. – Nie masz już dosyć? Czemu tak cię to wkurza? Mam ci następnym razem przedstawić listę ludzi, z którymi się przespałem?

Wilson gapił się na niego.

- Nie, ale myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi. Czy nie uznałeś nigdy za potrzebne wspomnieć, tak między głupimi uwagami i kradzeniem mojego jedzenia, że jesteś pedałem?

- Nie jestem!

- Więc jak inaczej nazwiesz sypianie z facetami?

House nie odpowiedział i Wilson westchnął głośno.

- Świetnie, skoro nie chcesz rozmawiać, to ja już pójdę. Pewnie i bez tego jesteś już dosyć wykończony całą tą akcją tutaj…

Przyglądał się House’owi jeszcze przez moment, mając cichą nadzieje, że nie pozwoli mu odejść, jednak on tylko gapił się na przeciwległą ścianę, więc Wilson opuścił mieszkanie, nie zamykają za sobą drzwi…

Dopiero parę minut później House spojrzał smutnym wzrokiem w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Wilson, a gdzie teraz była tylko pozostawiona przez niego mokra plama błota…

Schował twarz w dłoniach i westchnął ciężko…


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Huragius dnia Pon 17:45, 05 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:55, 05 Maj 2008    Temat postu:

o mój wielki Boże, z niemieckiego? *_*
padam na kolana i kłaniam się nisko!

ach, pierwszy akapit... jak ja to doskonale rozumiem!!! nienawidzę takich dni *no, teraz jest dobrze, jestem w odpowiednim nastroju, prawie stoję obok Wilsona, mimo iż do mojego pokoju wpadają promienie zachodzącego słońca*

wydaje mi się dziwne to, że Wilson lubi swoją pracę... jest onkologiem i jego specjalizacja... cóż, nie daje zbyt wiele satysfakcji, prawda?

Gdyby wzrok Wilsona mógł zabijać, doktor Cuddy musiałaby się w tej chwili zacząć rozglądać za nowym diagnostą…

ach *_* cudowne zdanie!

aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!!! House i męska prostytutka? O mój Boże...

mój Boże, to jest niesamowite!
WIĘCEJ!!!!!!!!!!!!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bruno
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 23 Sty 2008
Posty: 568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

PostWysłany: Pon 18:45, 05 Maj 2008    Temat postu:

jeski jakie cudowne

House nie ma WIlsona to się zadowala innymi facetami.... nie wolę jak z Wilsonem baraszkuje

te dni mnie zbiły

dołączam się do błagania evay

więęęęęcej!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Pon 19:15, 05 Maj 2008    Temat postu:

O ja... Czy ten fik jest tłumaczony z niemieckiego? Wielki szacunek, ja bym się nigdy nie podjęła . Całkiem nieźle się zaczyna, ale "troszkę" mnie ta męska dziwka wyprowadziła z równowagi...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kremówka
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 2623
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:32, 05 Maj 2008    Temat postu:

kłaniam się w pas tłumaczowi. ja po niemiecku potrafię się tylko przedstawić, chociaż teoretycznie uczę się już od dwóch lat a co do fika, to jestem miło zaskoczona tym, że nie jest tak jak w większości fików - że Wilson zakochuje się w Housie i oswaja się z tym, że odkrył, że jest homo a dopiero potem podrywa House'a, a tu na odwrót : i fajnie i czekam na jeszcze

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Xsanti
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 18 Mar 2008
Posty: 279
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:38, 05 Maj 2008    Temat postu:

no to zupełnie cos innego niż do tej pory, ciekawe ciekawe. I wielki szacun za tłumaczenie z niemieckiego

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pit Lane :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:53, 05 Maj 2008    Temat postu:

CUDNE!!!!

i z niemieckiego??? ja bym padła na pierwszej linijce .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Pon 19:54, 05 Maj 2008    Temat postu:

A nie, lolok, ja zrozumiałam pierwszą linijkę . I drugą nawet też .

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Huragius
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: oddział zamknięty

PostWysłany: Pon 21:11, 05 Maj 2008    Temat postu:

o wow... ilu ja się komentarzy doczekałam, aż chce się tłumaczyć dalej. Dzięki, ludzie!
I tak, tłumaczenie jest z niemieckiego, ale to nie znaczy, że oryginał gryzie serio.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Huragius
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: oddział zamknięty

PostWysłany: Śro 18:55, 07 Maj 2008    Temat postu:

Cytat:
Tęskniliście?
Mam jutro maturę ze szwabskiego, więc trzymać kciuki xD A tu Wam przetłumaczyłam rozdział, tak w ramach zasady work smart not hard.


Rozdział II


Następnego dnia House i Wilson omijali się wzajemnie szerokim łukiem.

Za każdym razem, gdy drzwi do jego gabinetu otwierały się, Wilson rzucał w ich stronę wyczekujące spojrzenie, mając nadzieje, że stanie w nich znajomy osobnik z laską i w sportowych butach. Zamiast tego jednak były to pielęgniarki i koledzy, którzy szukali u niego porady, czy wręcz woźny, który przyszedł naprawić szwankujące już od paru dni ogrzewanie.

W południe zobaczył go w wejściu do kafeterii na drugim końcu sali; jednak House odwrócił się i wyszedł, kiedy tylko dostrzegł Wilsona, stojącego w kolejce.

Wilson nie był pewny, co powinien zrobić w tej sytuacji. Jeśli było coś, czego nie nawiedził bardziej od bycia skłóconym z kimkolwiek, to były to takie niewyjaśnione sytuacje.
Poprzedniego wieczoru, kiedy opuścił mieszkanie House’a, wsiadł w samochód i jeździł parę godzin bez celu po mieście, zanim w końcu wrócił do hotelu, położył się w łóżku z butelką piwa i chipsami i obejrzał wypożyczone filmy. Obudził się potem w środku nocy, telewizor wciąż był włączony a ekran wyświetlał menu startowe „Casino Royale”.
Jedno spojrzenie na budzik uświadomiło mu, że jest druga nad ranem i że, mimo iż zasnął przypuszczalnie gdzieś koło dziesiątej, czuje się, jakby w ogóle nie zmrużył oka.
Mimo to, kiedy jakiś czas później położył się z powrotem, nie potrafił już zasnąć.
Nie mógł przestać myśleć o Housie… i o Zacku.
Czuł, że ogrania go wściekłość na myśl o tym, że jego najlepszy przyjaciel przez całe lata ukrywał przed nim, że najwyraźniej ma słabość do młodych mężczyzn.
Jednak około piątej rano jego gniew się wypalił i ustąpił miejsca rozczarowaniu.
Postanowił sobie, że zobaczy, jak zachowa się wobec niego House. I jednocześnie stwierdził, że nie ma sensu dłużej leżeć i czekać na sen, który najwyraźniej nie ma zamiaru nadejść. Więc wstał i wcześniej niż zwykle pojechał do szpitala…

- Wilson?

- Słucham?

Wilson ocknął się z zamyślenia i zauważył, że kolejka przed nim przesunęła się już o parę osób.

Cuddy stała obok niego z rękami skrzyżowanymi na piersi ze zniecierpliwienia.

- Przepraszam, co mówiłaś?

Cuddy zmarszczyła czoło i przekrzywiła głowę.

- Pytałam, czy są już wyniki?

- Wyniki? – Wilson zastanawiał się, dlaczego nie ma pojęcia, o czym mówi jego szefowa. – Wyniki czego?

Przesunął się w kolejce, a Cuddy ruszyła za nim.

- No w sprawie małej Annie Sax, przyjętej dzisiaj rano. House się z tobą nie konsultował?

- Eee, nie, nie, przykro mi, nie wiem, o czym mówisz. – odpowiedział Wilson, a jego wzrok wyrażał szczere zaskoczenie.

- Niemożliwe! – upierała się. – Kiedy ostatnio się na niego natknęłam, przypuszczał, że to guz mózgu i poleciałam mu poradzić się onkologa – Cuddy przyglądała mu się z mieszaniną niedowierzania i nieufności.

- Więc… - Wilson spuścił wzrok i wziął sobie tacę. – Może zmienił diagnozę? – „Albo onkologa” dodał w myślach.

Cuddy nadal przyglądała mu się ze zmarszczonym czołem i Wison ucieszył się, że była jego kolej i może uniknąć dalszej konwersacji. Kiedy odwrócił się, trzymając swój obiad w rękach, zobaczył jeszcze, jak Cuddy wychodzi z kafeterii, a lekarze płci męskiej patrzą za nią, szepcząc między sobą.

---

- House, co to ma znaczyć?

Zapytany, który stał właśnie na korytarzu kliniki, czytając wyniki testów zrobionych przez Trzynastkę, odwrócił się i przybrał arogancki wyraz twarzy, kiedy zobaczył, zmierzającą w jego stronę Cuddy.

- Co? To że wszyscy lekarze w tym szpitalu są na ciebie napaleni? Jestem pewien, że to ma coś wspólnego z twoim wyborem garderoby.

- Bez żartów, House, mówię o twoim przypadku. Czy nie powiedziałam ci, żebyś skonsultował się z onkologiem? Nie chcę, by twój zespół sam grzebał w mózgu dziesięcioletniej dziewczynce!

- Tak powiedziałaś, zgadza się, więc dlaczego pytasz? Czy to pierwsze objawy Alzheimera? – Oczy House’a rozszerzyły się w udawanym olśnieniu i aktorzyna zakrył sobie usta dłonią.

Jednak Cuddy nie wydawał się ani trochę rozbawiona, a jej głos był ostrzejszy niż zwykle, kiedy odpowiedziała:

- Właśnie rozmawiałam z Wilsonem, a on nie ma bladego pojęcia, że Annie Sax w ogóle istnieje! Albo to on cierpi na Alzheimera, albo… niech no się zastanowię… znowu zlekceważyłeś moje polecenie! Co jest twoim zdaniem bardziej prawdopodobne?

House uśmiechnął się znacząco, ale drwina zniknęła nagle z jego głosu.

- O ile sobie przypominam, kazałaś mi się po prostu skonsultować z onkologiem, nie wspominałaś, z którym.

Cuddy patrzyła na niego wąsko zmrużonymi oczami; zaczerpnęła głęboko powietrza, zanim odpowiedziała:

- House, nie wiem, jaki rodzaj kłótni małżeńskiej miał miejsce między tobą a Wilsonem, ale ostrzegam cię: nie zapominaj o pacjentce! Dr Wilson jest najlepszym onkologiem w naszym szpitalu. Jak wyjaśnisz rodzicom małej Annie, że umarła, bo nie miałeś ochoty porozmawiać z jednym z lekarzy? – podniosła gwałtownie rękę, kiedy House próbował jej przerwać. – Nie, teraz ty słuchasz. Powiem to tylko raz, rób, co chcesz, ale jeśli cokolwiek w tej sprawie pójdzie nie tak, to będziesz za to osobiście odpowiedzialny, a ja wyciągnę z tego konsekwencję.

Rzuciła mu posępne spojrzenie, po czym odwróciła się i odeszła, a House nie wygłosił żadnego uszczypliwego komentarza, chociaż patrzył za nią ze zjadliwym wyrazem twarzy. Wreszcie ruszył w sobie tylko wiadomym kierunku, głośniej niż zwykle stukając laską o podłogę, zostawiając zupełnie zmieszaną Trzynastkę za sobą na korytarzu.

---


Wilson, po raz enty tego dnia, podniósł wzrok na otwierające się drzwi, a długopis, którym właśnie pisał receptę, wypadł mu z ręki, kiedy zobaczył, kto przyszedł tym razem. Nie powiedział nic, tylko śledził wzrokiem, jak House powoli podchodzi do kanapy i opada na nią.

- Cuddy mnie przysłała – powiedział, gapiąc się na rączkę swojej laski. – Chodzi o…

- … małą Annie Sax – skończył za niego Wilson. – Wiem już. Jak to możliwe, że przychodzisz z tym do mnie?

Upłynęło parę długich sekund, nim House odpowiedział.

- Przecież… jesteś najlepszym onkologiem, jakiego mamy w szpitalu…

Wilson prychnął pogardliwie.

- Już w porządku. Rozumiem, że jesteś tu tylko dlatego, że Cuddy ci kazała. Szczerze mówiąc, dziwie się, że się ugiąłeś, musiała pewnie wymyślić jakąś wyjątkowo paskudną karę, skoro pogodziłeś się z tym, że będziesz musiał przyjść do mnie i…

- Jezu, Wilson – House zmarszczył czoło i potarł skronie. – Mógłbyś to zostawić i skupić się na przypadku?

- To przecież… - Wilson poderwał się gwałtownie ze swojego krzesła, mierząc palcem w kierunku House’a. Jego twarz poczerwieniała. –To ty poszedłeś skonsultować się z innym onkologiem, bo byłeś zbyt wielkim tchórzem, żeby spotkać się ze mną. To co mówisz nie ma najmniejszego sensu. Poza tym, od kiedy w ogóle interesujesz… przejmujesz się tym, co będzie z twoim pacjentem? Od kiedy słuchasz poleceń Cuddy? Wiesz, co myślę, House?

- Nie, ale prawdopodobnie się tym zaraz ze mną podzielisz – wymamrotał.

- Myślę, że potrzebowałeś tylko pretekstu, żeby tu przyjść, bo chciałeś tu przyjść, ale sam z siebie nigdy byś nie przyszedł, bo nie chcesz się przyznać, że chciałeś tu przyjść i ze mną porozmawiać!

- Czy ty słyszysz sam siebie?

- Tak, bardzo dobrze, dzięki! A ty wiesz, że mam rację!

House zacisnął usta i pierwszy raz, odkąd wszedł do pokoju, spojrzał Wilsonowi prosto w oczy.

- Dlaczego miałbym chcieć z tobą porozmawiać? Nie ma o czym rozmawiać. Dałeś mi wczoraj jasno do zrozumienia, co o tym wszystkim sądzisz, a ja nie odczuwam potrzeby, usłyszeć od ciebie raz jeszcze, że uważasz mnie za chorego, zboczonego, nędznego kłamcę.

Wilsonowi opadła szczęka.

- Że co? House, naprawdę sądzisz, że ja tak myślę? Powinieneś przecież lepiej mnie znać! Miałem nadzieję, że wyjaśnisz mi, dlaczego uznałeś, że zamiast mi o tym wszystkim powiedzieć, porozmawiać, lepiej będzie gapić się w ścianę albo… albo zwiewać z kafeterii, kiedy mnie zobaczysz… albo przychodzić tu pod jakimś śmiesznym pretekstem i zachowywać się, jakby nic się nie stało!

House nadal pożerał go wzrokiem.

Wilson westchnął i usiadł z powrotem w swoim fotelu.

- Widzę, że po prostu nie chcesz o tym rozmawiać. Proszę, daj mi te akta i spływaj. To nie wina tej małej, że jesteś upartym dupkiem.

House rzucił okiem na akta, które położył obok siebie na kanapie i odruchowo je podniósł, ale zaraz położył je z powrotem i nie ruszył się z miejsca.

- Rzeczywiście sądzisz, że to odpowiednia pora, żeby o tym rozmawiać? I w ogóle, co chcesz, żebym teraz powiedział? Ty powiedziałeś już wszystko.

- Ostatni raz, House, chcę tylko, żebyś mi wyjaśnił, dlaczego uznałeś za zbędne, powiedzieć mi o tym wszystkim.

Sekundy mijały, a Wilson miał wrażenie, że House przygotowuje sobie odpowiedź; wtedy drzwi otworzyły się i pojawiła się w nich speszona Trzynaskta.

- Eee, chciałam zapytać, czy mamy robić biopsję, czy nie…

House rzucił Wilsonowi spojrzenie z ukosa, po czym wstał, opierając się na swojej lasce.

- Nie trzeba, Wilson przejmuje przypadek.

Rzucił akta na biurko i podążył za Trzynastką do wyjścia.
Kiedy byli już na zewnątrz, Wilson zerwał się i stanął w progu w swojej tradycyjnej pozie z rękoma opartymi na biodrach.

- Mam nadzieję… że kiedyś dokończymy tą rozmowę.

House zatrzymał się w pół kroku i odwrócił do niego.

- Wpadnę po ciebie po fajrancie – wymamrotał i pokuśtykał dalej korytarzem.

Wilson patrzył za nim przez chwilę. W końcu pokręcił głową, przeczesał dłonią włosy i wszedł z powrotem do swojego gabinetu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Huragius dnia Śro 19:01, 07 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bruno
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 23 Sty 2008
Posty: 568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

PostWysłany: Śro 20:00, 07 Maj 2008    Temat postu:

Jea nie mogłam się doczekać kolejnego odcinka
te ich małżeńskie kłótnie ale ja ich kocham


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pit Lane :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 12:59, 08 Maj 2008    Temat postu:

Huragius- bardzo dobre!!!! aż miło się czyta o małżeńskich kłótniach

A to będzie fik z ery??


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Huragius
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: oddział zamknięty

PostWysłany: Czw 15:25, 08 Maj 2008    Temat postu:

Na razie nie jest, ale z ostrzeżeń autorki wynika, że będzie xD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:51, 08 Maj 2008    Temat postu:

hihihi po prostu kocham fiki z Ery ;D
no juz sobie wyobrazam jak czuje sie House...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Huragius
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: oddział zamknięty

PostWysłany: Śro 19:19, 14 Maj 2008    Temat postu:

Cytat:
Może tłumacz nie powinien komentować fika, który tłumaczy, ale cholera, nadziwić się nie mogę po tym rozdziale, jakim hipokrytą i kłamcą potrafi być House.
Chciałam przy okazji zapowiedzieć, że w najbliższym czasie przetłumaczę coś krótkiego i mniej niewinnego, co naaaaprawdę mi się spodobało. Więc oczekujcie




Rozdział III

Wilson czekał na House’a.

Wielu lekarzy opuściło już szpital, robiąc miejsce dla nocnej zmiany. Ciemność za oknem sprawiała, że nie widział w nim nic prócz uderzających od kilku godzin o szybę grubych kropel deszczu. Już nawet sprzątaczka zdążyła zajrzeć do pokoju i przeprosiła cicho po hiszpańsku, kiedy zobaczyła go nadal siedzącego nad aktami.

Po raz niewiadomo który spojrzał na swój zegarek. W pół do ósmej. Wiedział, że House nie może nigdy dokładnie powiedzieć, o której będzie wychodził. Kiedy miał jakiś pilny przypadek, Cuddy pozwalała mu pracować, tak długo, jak chciał.
Jednak normalne dla House’a było również, robić sobie fajrant punktualnie o piątej bez względu na okoliczności…
Ale naturalnie akurat nie dzisiaj...

Wilson z całej siły starał się nie dopuścić do siebie tej natrętnej myśli, że House specjalnie pracuje dłużej, żeby odwlec ich spotkanie. To na pewno nie było tak…
Z drugiej strony… Wilson przejął jego przypadek - cały dzień poświęcił historii choroby Annie Sax i biopsji. Teraz nie pozostało im wszystkim nic innego, jak czekać na wyniki.
Więc gdzie był House?

Dokładnie w momencie, w którym zdecydował, że House nie ma prawa kazać mu czekać na siebie tak długo – w końcu to nie on był tym, który miał się z czegoś tłumaczyć! – dobiegł go ze szpitalnego korytarza bardzo znajomy odgłos regularnego stukotu, a w chwilę później drzwi otworzyły się i House wetknął swoją głowę do środka.

- Puk puk. Lepiej się zbierajmy, słyszałem, że na onkologii nocami coś straszy - House przewrócił teatralnie oczami.

Wilson nie był pewien, czy powinien się cieszyć czy złościć, że House zachowuje się tak jak zawsze. A może powinien się złościć, że cieszy się, że House zachowuje się tak jak zawsze?
Potrząsnął głową.

- Długo dziś pracowałeś - odpowiedział po prostu, mając nadzieje, że brzmi obojętnie.

House zamrugał i wymierzył w niego palcem wskazujący.

- Ależ Wilsonie, nie możemy uzależniać dobra naszych pacjentów od zegarka.

Zacmokał strofująco językiem i Wilson zaczerpnął głośno powietrza.

- Idziemy – zdecydował, biorąc swoją kurtkę z wieszaka.

W milczeniu szli korytarzem, jeden obok drugiego. W milczeniu zjechali windą na dół i wyszli na zewnątrz, gdzie nieprzerwanie padał deszcz.
Wilsonowi przeszkadzała ta cisza, wciąż rzucał House’owi ukradkowe spojrzenia, jednak ten wydawał się całkowicie obojętny, a jego wyraz twarzy był zupełnie neutralny.

- Dokąd idziemy? – zapytał Wilson, otwierając parasol, gdy stanęli pod zadaszonym wejściem do szpitala.

- Oh… zobaczmy – odpowiedział House. – Hawaje, Paryż… a może… moje auto?

Wilson spojrzał nerwowo w jego oczy i westchnął.

- Mógłbyś przestać?

- Co przestać?

Wilson milcząco pokręcił głową.

Po paru sekundach House dodał:

- Do mnie do domu?

Wilson wzruszył ramionami i ruszył do swojego samochodu, podczas gdy House, najwyraźniej przekonany, że parasole są przereklamowane, w niezbyt efektywny sposób próbował dokuśtykać do własnego auta, nie przemakając przy tym do suchej nitki. Oczywiście trzy razy prawie poślizgnął się na jedynej kałuży na całym parkingu.

---

Niedługo potem stali obydwaj w salonie House’a. House rzucił swoje buty w kąt i w ociekającym ubraniu ruszył w stronę sypialni, krzycząc do nietkniętego ulewą Wilsona:

- Zdejmuj buty, zabłociłeś mi wczoraj wieczorem całą podłogę!

Wilson nie zadał sobie trudu, by odpowiedzieć coś złośliwego – zrobił jak mu kazano i powiesił swój płaszcz przy motocyklowej katanie.
Bez zaproszenia opadł na kanapę i czekał, aż House przebierze się w suche ciuchy i wróci do pokoju.

- Piwa? – zapytał, a Wilson przytaknął.

House pokręcił się chwilę po kuchni, po czym wetknął mu w rękę flaszkę i usiadł z własnym piwem w dłoni obok na kanapie.

- Więc? – zaczął Wilson i pociągnął łyk z butelki.

House obrócił swoje piwo parę razy w rękach. Tak jak przy ich pierwszej rozmowie tego dnia, zwyczajna drwina zniknęła nagle z jego twarzy, a oczy przykleiły się do etykietki na butelce. W końcu po przeciągającej się przerwie, zaczerpnął powietrza i powiedział:

- Już ci mówiłem, że nie wiem, co chcesz ode mnie usłyszeć.

Wilson odstawił swoje piwo na stół nieco zbyt gwałtownie, trochę napoju wylało się i rozpłynęło po stole.

- Nic innego, niż dziś rano. Dlaczego nic nie powiedziałeś?

House przepuścił powietrze z jednego policzka do drugiego i zamoczył palec w kałuży piwa, którą Wilson zostawił na stole.

- To moje życie… - powiedział cicho.

Wilson zmarszczył niecierpliwie czoło.

- Tak, dokładnie, House, twoje życie… - zamilkł na chwilę, pochylając się do przodu i opierając czoło na dłoniach. – Zastanawiam się czasem, czy ja mam jakieś znaczenie dla twojego życia.

Jak można się było tego spodziewać, House nie odpowiedział. Zakreślił palcami kółko na blacie stołu, mażąc go piwem.

- To nie ma znaczenia dla naszej przyjaźni – odpowiedział w końcu.

- To jest zupełnie bezsensowny argument, House. Skoro tak sądzisz, to równie bez znaczenia byłoby to, kim są twoi rodzice… tak samo bez znaczenia byłoby, jakiej muzyki słuchasz i co najchętniej oglądasz w TV. Wszystko to byłoby bez znaczenia! A jednak o tym mi opowiadałeś!

House zacisnął swoje dłonie w pięści i spojrzał na Wilsona.

- Dobra, świetnie! Ale nie miałem ochoty ci opowiadać o tym, bo to nikogo nie obchodzi! Nie wszystko obraca się wokół ciebie!

Wilson skrzyżował ręce na piersi.

- Jeśli się wstydzisz…

- Przestań wciąż doszukiwać się jakiegoś drugiego dna, Wilson! Nie powiedziałem ci o tym, to wszystko! Nie, nie bałem się, nie wstydziłem się, nie potrzebuję psychoterapeuty, który pochyli się nad moim „straconym dzieciństwem”, dzięki! Musisz w końcu przestać doszukiwać się w ludziach złamanych osobowości!

Wilson gapił się na niego. W milczeniu potrząsnął głową.

- Tak – ciągnął House. – Ty chcesz widzieć jakieś drugie dno w tym, że ci nie powiedziałem. Coś poza tym, że zwyczajnie ci nie powiedziałem! Ale tu nie ma drugiego dna, Wilson.

Wciąż milcząc, Wilson pociągnął kolejny łyk piwa.

- Od kiedy?

- Co? – zapytał House, wciąż wzburzony i zdezorientowany nagłą zmianą tematu.

- Przecież wiesz… ty… i męskie dziwki…

- Callboys – poprawił go.

- Przepraszam – odpowiedział sarkastycznie Wilson.

- Parę lat…

Wilson zakaszlał cicho.

- Od kiedy Stacy odeszła?

- To nie ma z nią nic wspólnego.

- House, w taki czy inny sposób wszystko miało z nią coś wspólnego…

- To nie ma z nią nic wspólnego!

- Niech ci będzie… więc dlaczego? Za pierwszym razem?

House wzruszył ramionami.

Siedzieli chwilę w ciszy, jeden obok drugiego, wpatrując się w ściany. House sięgnął po swoje piwo i obracał je wolno w rękach. Płyn w środku odbijał żółtawe światło małej lampki, stojącej w pokoju.
House wyjął z torby swoją paczkę vicodyny i popił tabletkę piwem. Wilson obrzucił go zmęczonym spojrzeniem.

- Wiesz, że nie powinno się mieszać leków z alkoholem…

- Nie wiem… - powiedział cicho House.

- Oczywiście, że wiesz, jesteś lekarzem i…

- Nie – przerwał mu House. – Chodzi mi o twoje wcześniejsze pytanie.

Wilson zmarszczył czoło, kiedy zrozumiał, o czym mówi House.

- Oh… kapuję… - przytaknął powoli i spojrzał na sufit. – Słuchaj, House, może masz rację… to mnie nie obchodzi… nie chcę o tym dłużej dyskutować…

Tym razem to House był tym, który zmarszczył czoło.

- Myślałem, że będziesz się na mnie wściekał. Rany, ty sam nie wiesz, czego chcesz…

Wilson wzruszył ramionami.

- Co więcej mogę zrobić? Przyłożyć ci? Jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej, proszę, nie ma sprawy.

House odwrócił się w kierunku Wilsona z poważnym wyrazem twarzy. Mrużąc oczy przechylił głowę na bok i wtedy na jego usta zabłąkał się mały uśmieszek.

- Jakiś ty wspaniałomyślny – odpowiedział. – Ale tylko pod warunkiem, że w bójce będzie mi wolno użyć laski do pomocy.

Wilson przypatrywał mu się jeszcze przez chwilę, po czym odwrócił się i dopił swoje piwo.
Może umknęło to House’owi, ale on z ulgą zauważył, że ta kiepska atmosfera między nimi trochę się poprawiła.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Huragius dnia Śro 19:20, 14 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 10:13, 15 Maj 2008    Temat postu:

Huragius napisał:
Chciałam przy okazji zapowiedzieć, że w najbliższym czasie przetłumaczę coś krótkiego i mniej niewinnego, co naaaaprawdę mi się spodobało. Więc oczekujcie

Napisałaś to, żeby mnie wreszcie sprowokować do komentarza :?: No to masz

Tłumaczenie oczywiście świetne

A fik? Niestandardowy... Chyba tylko raz spotkałam się z fikiem, w którym House korzystał z usług "callboys", ale w tamtym to trwało krótko i w zasadzie Wilson i tak go kochał... A tu się rozwija jakaś skomplikowana fabuła Brawa dla Autorki
I nie mogę się doczekać, aż fik wejdzie w fazę "Ery"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pit Lane :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 13:14, 15 Maj 2008    Temat postu:

Genialne tłumaczenie i fantastyczny fik.

Brakuje troszeczkę ery.
Mam nadzieję że niedługo się pojawi.

Bardzo mi się podoba.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 14:37, 15 Maj 2008    Temat postu:

długo nie było i musiałam sobie przypomnieć o czym był ten fik

teksty House'a są takie jak zawsze *_* uznanie!

naprawdę niesamowite tlumaczenie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Huragius
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: oddział zamknięty

PostWysłany: Czw 18:29, 15 Maj 2008    Temat postu:

cieszę się, że wam się podoba, ale niestety na erę będzie trzeba trochę poczekać - ostrzegałam, że fik powoli się rozkręca xD
Dlatego właśnie w międzyczasie przetłumaczę ten one schot, żebyście nie sądziły, że szwabskie fiki są jakieś niewinne co to to nie xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
reine
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 26 Maj 2008
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:11, 27 Maj 2008    Temat postu:

kiedy kolejny part? xD Bo już dłuuuugo na niego czekam i postanowiłam się upomnieć (:
Uwielbiam :wink:


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Huragius
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: oddział zamknięty

PostWysłany: Śro 11:10, 28 Maj 2008    Temat postu:

ołć
Rozumiem, że tajemniczo-ogólnikowe "niedługo" nie wystarczy? To może... jutro/pojutrze


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marau Apricot
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 235
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:33, 28 Maj 2008    Temat postu:

Byłoby fajnie, jakby jeszcze dzisiaj ale nie pośpieszam, bo wiem, że niemiecki to spory wysiłek Jednakże czekam niecierpliwie

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Huragius
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: oddział zamknięty

PostWysłany: Pon 16:33, 02 Cze 2008    Temat postu:

Cytat:
Teoria mówi: nigdy się nie tłumacz, wrogom – nie ma sensu, przyjaciołom – nie musisz. W praktyce: wolałabym, żebyście wiedziały, dlaczego nie dostałyście obiecanego tłumaczenia. Od środy do soboty miałam nieprzerwane rozmówki wymiotowane z klozetem, więc nie byłam w stanie nawet odpalić kompa. Ale jak to ktoś napisał na bannerze przy fotkach z 3x11: Kocham sedesy, skoro House je kocha.
Na pocieszenie wklejam dzisiaj pierwszą część pewnego obiecanego wcześniej fika.



Rozdział IV

House zastukał trzy razy laską o drzwi Cuddy, kiedy następnego ranka udało mu się utorować sobie drogę do szefowej.
Był w świetnym humorze – no przynajmniej na tyle, na ile można mówić o czymś takim w jego przypadku – i kiedy stanął przed biurkiem Cuddy, jego twarz wyrażała typowe dla niego samozadowolenie.

- Wasza Wysokość wzywała?

Jeśli w jakikolwiek sposób zareagowała na kpinę House’a, to można to było poznać jedynie po małej zmarszczce gniewu na jej czole.

- Słuchaj, House, chcę, żebyś przejął pewien przypadek.

House westchnął i przybrał nadąsany wyraz twarzy.

- Akurat teraz, kiedy już cieszyłem się na dzień spędzony w biurze z moją gitarą w dłoni. Ale oczywiście, twoim zdaniem, powinienem w tej sytuacji zrezygnować z muzyki; już widzę te smutne, zawiedzione miny!

Cuddy rzuciła mu jeszcze jedno lekceważące spojrzenie i wyciągnęła w jego stronę akta pacjenta.
House wypuścił powietrze, wziął akta i otworzył je.
Pobieżnie przeleciał wzrokiem tekst.

- Dwudziestosześcioletni Amerykanin, nagle przewrócił się na ulicy, halucynacje, urojenia, blablabla… I co ja mam niby zrobić? Poślijcie gościa na izbę wytrzeźwień. Nie trzeba być geniuszem, żeby stwierdzić, że Mister Jack Daniels maczał palce w tej sprawie.

- Kiedy go przyjęto, pacjent miał zaledwie 0,2 promila we krwi. Przejmujesz przypadek, House.

House zmarszczył czoło i uderzył nerwowo laską o podłogę.

- Nie mam czasu na debili, wyślij go na oddział zamknięty. Od czego są w końcu ci goście, którzy studiowali psychologię?

- Urojenia nigdy wcześniej mu się nie zdarzały. Przejmujesz przypadek, dotarło do ciebie?

House spojrzał najpierw na akta, a potem na sufit gabinetu, na jego twarzy widać było zamyślenie.
Bez słowa odwrócił się i wyszedł.
Cuddy patrzyła za nim, kręcąc głową. Chyba nigdy nie rozgryzie tego faceta.

---

- Może narkotyki? LSD rozkłada się we krwi najwyżej przez dwanaście godzin, co wyjaśniałoby, czemu nie wykryły tego badania.

House oderwał wzrok od tablicy i rzucił Trzynastce karcące spojrzenie.

- LSD można wykryć nawet trzy dni po zażyciu w moczu. Test dał wynik negatywny. Boże, nigdy nie byłaś w młodości na wycieczce szkolnej, że tego nie wiesz?

Trzynastka nie odpowiedziała, rzuciła House’owi spojrzenie, które znaczyło, że nie wie, czy on mówi poważnie, czy tylko żartuje, po czym skrzyżowała ręce na piersi.

- A może psychoza? – podsunął Taub.

- Niemożliwe. Dotąd nie było objawów, a nikt nie staje się umysłowo chory z dnia na dzień. Dalej, ludzie, potrzebuję użytecznych propozycji! Czy naprawdę wszystko muszę robić sam?

House drapał się czarnym mazakiem po brodzie, gapiąc się na tablice i nie przestając monotonnie wymachiwać swoją laską.

- To może być toczeń… - Kutner podjął niepewną próbę obrócenia wszystkiego w żart, ale House tylko przewrócił oczami.

- Jak to jest, że nikt nigdy nie wpadnie na nic lepszego niż toczeń! – westchnął. – Zróbcie rezonans i sprawdźcie jeszcze raz krew pod kątem toksyn. Trzynastka, złóż mu wizytę domową i poszukaj przede wszystkim jakiś psychotropów. Kto wie, czy facet nas nie okłamał i nie wcina ich z wafelkami.

Trzynastka chciała zaprotestować, ale House jej przeszkodził.

- Po prostu zrób to.

---

Ktoś zapukał do drzwi i Wilson podniósł wzrok.

- Proszę.

Kutner wszedł do środka i odchrząknął.

- Em, doktorze Wilson, potrzebuję pana rady w sprawie pacjenta. Został przyjęty dziś w nocy z urojeniami. Jego rezonans wykazał coś znaczącego, ale nie mogę na pewno powiedzieć, czy to rak. Mógłby pan rzucić na to okiem?

Wilson zamknął akta, do których wprowadzał właśnie uwagi na marginesie.

- Czy pacjent nadal jest na rentgenie?

- Tak.

- W porządku, już idę.

Wilson podniósł się ze swojego fotela i poszedł za Kutnerem na radiologie.

Taub ślęczał przed monitorem i gapił się na powiększony obraz przekroju poprzecznego mózgu pacjenta, hałas powodowany przez maszynę wypełniał całe pomieszczenie.

Kiedy Wilson i Kutner wkroczyli do środka, Taub wstał i zwolnił miejsce dla Wilson, żeby mógł się lepiej przyjrzeć wynikom.

- Proszę spojrzeć tutaj – powiedział Taub i wskazał palcem na ciemniejszą plamę na obrazie.

- Tak, widzę – odpowiedział Wilson, przysuwając sobie krzesło.

Skoncentrował się na prześwietleniu i powiększył je jeszcze trochę.

- Hm – mruknął i potrząsnął głową. – Nie jestem pewien. Biopsja jest zbyt ryzykowna, a bądź co bądź to nie musi być koniecznie guz. Poza tym to wydaje mi się zbyt małe, by mogło rzeczywiście wyrządzać takie szkody i nie leży w tym obszarze mózgu, który odpowiada za prawidłową percepcję, więc jak mogłoby wywołać halucynacje? Nie, jeśli chcecie mojej opinii – musicie poszukać innej przyczyny. To nie byłoby odpowiedzialne, posyłać pacjenta na operacje mózgu tylko na podstawie poszlaki.

Taub i Kutner spojrzeli po sobie i westchnęli ciężko.
Wilson wstał i rzucił spojrzenie w głąb pomieszczeni, gdzie pacjent właśnie wyjeżdżał z wnętrza maszynerii.
Kiedy był już całkiem widoczny, Wilson wstrzymał oddech… Niemożliwe! Przełknął z trudem.
Bez słowa wyjaśnienia dla Kutnera czy Tauba, odwrócił się i szybkim krokiem opuścił pokój.

---

- House!

Zagadnięty, który właśnie zaczytywał się jakimś fachowym czasopismem medycznym, spojrzał znad swoich okularów do czytania na otwierające się drzwi biura i Wilsona stającego przed nim bez tchu.

- Boże, Wilson, co się stało? Będą kręcić Ironmana w Princeton Plainsboro?

- Jego imię, jak on ma na imię?

House zmarszczył czoło.

- Czyje imię? Titelitury?* Voldemorta?

- Twojego pacjenta! – ponaglił go niecierpliwie Wilson, opierając się na biurku House’a.

- A skąd ja mam to wiedzieć, zresztą to zupełnie nieistotne. Czy rzeźnika interesuje imię świni, z której będzie robił salami**? Dlaczego każdy sądzi, że lekarz powinien tak się o wszystkich i każdego z osobna troszczyć?

- Sprawdź, proszę!

- Skoro to cię uszczęśliwi…

House sięgnął do szuflady biurka i wyciągnął akta. Przekartkował je powoli.

- Szybciej, znajdź to!

- Właśnie próbuję, opanuj się, Wilson, to jakiś gwiazdor? Czy twój zaginiony przed laty kuzyn szesnastego stopnia?

Wilson nie odpowiedział, tylko zabębnił nerwowo palcami o blat biurka.

- O jest – powiedział House i wskazał miejsce na aktach. – Nazywa się Zachary Mold. I?

- Wiedziałem, wiedziałem! – Wilson opadł na krzesło przed biurkiem House’a i spojrzał na niego. – House!

- No co? – House wciąż nie łapał, czego Wilson od niego chce. – To nazwisko powinno mi coś mówić?

Wilson odczekał jeszcze moment, zanim zaczerpnął głęboko powietrza i powiedział:

- Zack.

- Zack? Nie znam żadnego… - oczy House’a rozszerzyły się gwałtownie, kiedy dotarło do niego, kim jest jego pacjent.

- Więc wreszcie załapałeś? Wiesz co, House, gdybyś chociaż odrobinę zainteresował się swoimi pacjentami i chociaż raz na jakich czas do nich zajrzał, wtedy nie musiałbym sam ci mówić, kogo leczysz!

House zagłębił się z powrotem w swoje krzesło i wziął małą sofftball ze swojego biurka. Wyraz szoku zniknął z jego twarzy i znów był zupełnie zobojętniały.

- Dlaczego miałbym interesować się, kim jest ten facet. Moja robota to dowiedzieć się, dlaczego na środku ulicy przewidziało mu się, że podąża za nim gość z piłą łańcuchową… wszystko inne to już drugorzędna sprawa.

Wilsonowi opadła szczęka.

- To cię nie interesuje? House, „ten facet”, jak go nazywasz, był jeszcze w tym tygodniu u ciebie w domu!

- I?

- I… no… Myślałem, że to cię zainteresuje.

- Źle myślałeś. Dlaczego miałoby, nie znam go. Wróć, kiedy odkryjesz, że leczę Elvisa… albo księżną Dianę.

Wilson spojrzał na House’a przeciągle i westchnął.

- Czasem pytam sam siebie, jak bardzo obojętny potrafi być człowiek…

House nie odpowiedział, więc Wilson wstał i opuścił markotnie jego biuro, nie patrząc na niego więcej.

Kiedy Wilson wyszedł, House schował twarz w dłoniach i westchnął ciężko.
W końcu wziął akta Zacka, wepchnął je z powrotem do szuflady i zamknął na klucz…

Cytat:

* Titelitury to polski odpowiednik niemieckiego Rumpelstilzchen, postaci z baśni braci Grimm bardzo popularnej w Niemczech, często używanej jako symbol sekretu. Titelitury zaszantażował królową, że odbierze jej dziecko, jeśli ona nie odgadnie jego imienia. Słynne zdanie z tej bajki „wie gut ist, daß niemand weiß, daß ich Rumpelstilzchen heiß!” czyli „Nikt nie zgadnie tej kalambury, że moje imię jest Titelitury!”. To tak dla ciekawskich, i tak wszyscy bardziej kojarzymy Voldemorta. Nie ta era xD
** Tak naprawdę salami robi się z osła. Przynajmniej tradycyjne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:04, 02 Cze 2008    Temat postu:

Nie trzeba być geniuszem, żeby stwierdzić, że Mister Jack Daniels maczał palce w tej sprawie.
rooooootfl, boski tekst ;D

To może być toczeń…


swietny rozdzial, taki bardzo medyczny.
uszanowanie dla autora za napisanie takich fragmentow

hmm House powinien okazac troche wiecej zainteresowania.
mam nadzieje ze nie okaze sie ze Zack jest chory na cos zakaznego...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Huragius
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: oddział zamknięty

PostWysłany: Pon 17:17, 02 Cze 2008    Temat postu:

evey, też lubię tekst z Danielsem, wiadomo - House sądzi wszystkich według własnej miary xD

Właśnie, co do tych fragmentów medycznych:
- dzięki dla Richie za przypomnienie mojej sklerotycznej mózgownicy, co to jest MRT xD
- moja wiedza medyczna jest uboga, więc jeśli ktoś bardziej uświadomiony doszuka się tu niedociągnięć czy nieścisłości: reklamacje do autorki xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Przechowalnia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin