Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Twierdza [12/NZ]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13421
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:25, 10 Maj 2009    Temat postu:

Bawisz się w analizę psychologiczną House'a, a przy okazji innych postaci serialu.

Ciekawe gdzie cię ona zaprowadzi. Jak blisko tego co obecnie widzimy na ekranie?
Ale czy stan House'a z 5 sezonu da się wytłumaczyć sięgając do jego wcześniejszego zachowania?

Bardzo mnie intryguje, jakiego House'a odkryjesz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:27, 10 Maj 2009    Temat postu:

Och.. mnie tez jest smutno.
Wilson obcy i daleki.
A twierdza rośnie w siłę. Coś weim na ten temat


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ciacho
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 13 Mar 2009
Posty: 968
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Princeton :P
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 7:28, 11 Maj 2009    Temat postu:

Kropko, kolejna wspaniała część.
Ale mi też jest smutno
Jestem bardzo ciekawa do czego dojdziesz pisząc kolejne party.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dark Angel
Nocny Marek
Nocny Marek


Dołączył: 10 Paź 2008
Posty: 5291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 69 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:21, 11 Maj 2009    Temat postu:

A kropka kładzie te swoje cegiełki... z zamysłem: ja stawiam budynek, a Wy mi tu macie tak ryczeć, żeby powstała fosa. Stąd "twierdza"

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 13:25, 16 Maj 2009    Temat postu:

fick jest świetny !!
czekam na kolejną część


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kropka
Litel Wrajter


Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:48, 16 Maj 2009    Temat postu:

Ok. Kolejny part.
Ważny, choć oklepana tematyka (ból, leki, opieka), ale potem coś się zmieni.



4. Morfina

Upał był nie do zniesienia. Lipiec przywitał ich wysoką temperaturą, która podwoiła ilość pacjentów na ER-ce. Duszności, zawały, zasłabnięcia, krwotoki – to tylko fragment szpitalnej rzeczywistości, która sprawiła, że od ponad tygodnia była permanentnie zmęczona i pragnęła przespać ciągiem przynajmniej 8 godzin.

Wieźli w karetce młodego chłopaka z silną niewydolnością nerek. Jeszcze z domu pacjenta dzwoniła do House’a z prośbą o konsultację. O dziwo odebrał po drugim sygnale i nie ignorował jej, jak to miał ostatnio w zwyczaju. Jego zachowanie w stosunku do niej było ca najmniej dwuznaczne. Nie oszczędzał jej i potrafił we wredny sposób podsumować wszystko – bez względu co w danej chwili robiła – aż po zachowania wręcz… przyjacielskie, kiedy wypowiadanym zdaniem, w zwyczajny i szczery sposób pomagał jej podejmować ważne decyzje. Już dawno przestała się zastanawiać nad jego relacją do niej. Ona miała zdecydowanie większy problem, ze swoją relacją do niego.

Czekał na nich oparty o drzwi ER-ki i od razu zajął się chorym. Podała mu stetoskop i przyglądała się jego palcom, które opukiwały newralgiczne miejsca i zaglądały choremu w źrenice.
- Sama szefowa ER-ki w karetce? – usłyszała.
Nie patrzył na nią.
- Braki kadrowe. – Odpowiedziała wymijająco.
Odwinął koc, którym był przykryty pacjent i spojrzał na nią.
- Jak już zbadacie to, co z niego wypłynęło, to dajcie mi znać. Na razie zaaplikuj mu to. – Sięgnął do kieszeni jej fartucha i wyjął bloczek z receptami. Skreślił na nim kilka słów. Za chwile bloczek wylądował na pacjencie.
- Idę zanim ktoś znów spróbuje naciągnąć mnie na oczywistą diagnozę.

Nie zareagowała. Nie było sensu.

Wzięła do ręki bloczek.
Poniżej przepisanego leku napisał receptę i dla niej: „Dyżury w karetce nie sprawią, że problem zniknie”.

Nie. Nie będzie się z nim spierać ilością pacjentów na ostrym dyżurze i brakami.

Po chwili jednak głęboko westchnęła.
Wiedział. Zawsze wiedział.




Było zbyt ciemno. Wytężał wzrok próbując z całej siły dostrzec kontury domu. Już niedaleko. Bliziutko. Czuł na sobie chłód nocy. Przed chwilą przestał padać deszcz, a w oddali jeszcze błyskało. Odchodziła burza, która unieruchomiła go na dłużej w centrum handlowym. Potem okazało się, że odjechał ostatni autobus i wracał pieszo przemykając się co gorszymi dzielnicami miasta do domu. Tylko dlaczego serce tak łopocze? Dlaczego zwalnia krok, dlaczego przystaje...? Przecież czuje się zmęczony i bardzo chciałby już po prostu się położyć... dlaczego z niechęcią myśli o drzwiach wejściowych? Nagle słyszy obok siebie jakieś bełkoczące słowa. Chce zaprotestować i wytłumaczyć się. Przecież była burza… Nie mógł wcześniej wrócić… Dlaczego nagle czuje tak silny ból, że nogi odmawiają posłuszeństwa? Ktoś je związał? Zaciska usta, żeby nie wydobyć z siebie żadnego dźwięku i tłumi cały ból w sobie.


Ból jest nie do zniesienia. Musi zrobić cokolwiek. Wstać, przejść się, wejść do wanny pełnej ciepłej wody czy pociąć się. Najpierw chce wziąć cokolwiek, co uśmierzy ból. Zbiera się w sobie i gwałtownie siada na łóżku. Głowa zaczyna odmawiać posłuszeństwa i czuje, że świat zaczyna wirować wokół niego. Gwałtownie zaciska powieki usiłując wyrównać oddech, a raczej to co z oddechu pozostało. Czuje wzbierającą w środku siebie falę nudności. Ból jest tak silny, że przestaje kontrolować odruchy. Pierwszy jest odruch wymiotny. Pochyla się i traci równowagę. Opada jak kłoda na podłogę i wymiotuje. Jedynie mózg zdołał przetoczyć myśl, że to dobrze, że nie zdążył jeszcze wziąć większej dawki leków. Zaraz potem bezsilność uderza w jego wrażliwe miejsce. Gdyby ktoś był... Chce tylko żeby ktoś podał mu jego leki, bo ledwo się rusza na tej podłodze. To wszystko.
Potem skurcze staja się na tyle szybkie i mocne, że oblewają go kolejne fale gorąca i potu. Kiedy zdaje sobie sprawę, że właśnie zsikał się z bólu, czuje się tak jakby wewnętrzne upokorzenie uderzyło go prosto w twarz.



- Jest źle. – Mówi patrząc na pielęgniarki. – Nic nie pomaga. Na nic nie reaguje, a przecież nie mogę go w kółko dializować.
Jest zmęczona. Całonocny dyżur daje się jej we znaki, ale nie chce zostawić pacjenta, mimo, że pojawiła się jej zmiana.
- House nie odbiera. – Informuje ją Brenda. – Nagrałam się na sekretarkę. Co prawda od dwóch godzin powinien być w pracy, ale nie przekroczył jeszcze progu szpitala.
- Zrób mi ksero – prosi pielęgniarkę podając jej teczkę. – pojadę do niego jeśli nie pojawi się w ciągu najbliższej półgodziny.

Udaje się jej znaleźć wolne miejsce w pobliżu mieszkania House’a. Zarówno motor jak i jego samochód stoją pod domem. To znaczy że House nie wyszedł z domu.
Zielone drzwi jego mieszkania nie wpływają na nią pozytywnie. Nie wie co zastanie za nimi. Zresztą nigdy nie wie czym ją poczęstuje. Co z jej życia podsumuje i czym zaskoczy. Ich spotkania w szpitalu ograniczyła do koniecznych: pacjenci i diagnoza. Nie liczyła tych przelotnych spotkań - na szpitalnych korytarzach, szpitalnej stołówce czy kafeterii…

Była w tym mieszkaniu tylko dwa razy. Po raz pierwszy, gdy odchodziła z pracy z powodu Voglera, a po raz drugi, gdy diagnozowali wymyślony rak mózgu House’a.
Kiedy nie otwiera sięga ręką za framugę drzwi. Ciągle tam jest. Klucz.

Mieszkanie wygląda jakby jego właściciela w samo południe spowijał sen. Zaciągnięte zasłony i cisza. Salon nie przejawiał jakiejkolwiek obecności. Odnotowała leżące na stoliku czasopisma w języku hiszpańskim. Tytuł wskazywał na medyczną lekturę. Zajrzała do kuchni, która też świeciła pustkami. Brudne kubki i kilka talerzy tarasowało zlew.


Wtedy go zobaczyła.
Kiedy wchodziła z korytarza prowadzącego do sypialni w nozdrza uderzyła ją mdła woń wymiocin pomieszanych z zaduchem.
Widok bezbronnego House’a leżącego w swoich własnych oparach najpierw ją zszokował. Pochylając nad nim myślała, że się przyćpał, albo upił, albo jedno i drugie na raz, ale szybko doszło do niej co się naprawdę z nim dzieje, gdy pochyliła się nad nim i zajrzała w źrenice.

Był oszołomiony nie lekami i alkoholem, ale bólem.


Jest skulony i spięty w sobie. Leży tak od jakiegoś czasu i nie chce się ruszyć, bo wydaje się mu że jak tylko zmieni pozycję, ból zaatakuje z ukrycia ze zdwojoną siłą. W takiej pozycji boli, ale mniej. Przyzwyczaił się. Spiął się w sobie i skurczył. Ostatnie trzy tabletki do jakich udało mu się doczołgać nie odniosły skutku. To był ten ból, który narastał od kilku dni. Nie pomagały zwiększone dawki. Przewidział to, ale nie wiedział, że ból uderzy precyzyjniej i szybciej niż myślał.
Jak za mgłą słyszał zgrzyt zamka i kroki, które zbliżały się w jego stronę. Ktoś się pochyla i próbuje zajrzeć mu w oczy.
Nawet nie próbował zastanowić się co w jego mieszkaniu robi Cameron, choć w spowolnionym tempie słyszy że coś do niego mówi.

Nie, nie ruszy się. Nie chce się ruszyć. Możesz mnie tak zostawić?

Nie potrzebował nikogo od tak dawna, że nie umie prosić o pomoc. I gdyby nawet teraz chciał... nie jest w stanie powiedzieć nic. Prośba o pomoc jest zupełnym przyznaniem się do bezbronności odartej ze wszystkiego co uznawał za cenne.
Wie jednak, że nie da rady tak dłużej. Wie, że taki ból może sprawić, że serce nie nadąży za wzrastająca adrenaliną, którą produkował każdy skurcz. Od tak dawna walczy z wzrastającym tętnem próbując uspokoić oddech. Upokorzenie, które objawia się Cameron w zasikanych spodniach sprawia, że godzi się z osobistą porażką. Wyciąga rękę i dotyka jej dłoni zaciśniętą z bólu pięścią.
- Morfina... – szepcze – Proszę... W pudełku …
Kolejny skurcz sprawia, że na jej oczach House robi się mokry. Przez jego ciało przebiega fala uderzeniowa, która doprowadza go do wydobycia koszmarnie zdławionego gdzieś w gardle krzyku, a w niej rozdziera się serce, bo pamięć wyrzuca jej nagle na wierzch ból, który musiał znosić jej mąż, gdy leżał w stanie terminalnym.

Nachyla się żeby usłyszeć co mówi.
- W łazience…

Kiedy pod wpływem morfiny rozluźnia się, przynosi ręcznik zmoczony w ciepłej wodzie i przemywa mu twarz, w której pozostały resztki bólu. Potem znajduje czystą pościel, t-shirt i jakieś zapomniane spodnie od pidżamy. Wyciera resztki bólu z jego ciała i przebiera go. Jest przytomny i na początku próbuje protestować, ale poddaje się jej rękom. Zanurzając się opary działającej morfiny i czując wokół siebie zapach czystej pościeli i suchą pidżamę przez chwilę czuje się przywrócony sobie samemu. Kiedy odpływa zmęczony własnym bólem sam nie wie czy zapada w sen czy będzie to kolejna dawka morfinowego oszołomienia, a on sam będzie się poruszał po krawędzi własnego koszmaru. Zanim odpływa – przeżywa zdecydowanie najlepszą chwilę – ból zamieniał się w gęstą mgłę za którą była tylko ulga.


Wszystko robi machinalnie i czuje się jak manekin. Aplikuje dawkę morfiny, potem myje, przebiera, zmienia pościel i dźwiga House’a na jego własne łóżko. Jeszcze potem nastawia pralkę, sprząta sypialniany i kuchenny bałagan, a na koniec przygotowuje ekspress do kawy, żeby mógł sobie go włączyć jak tylko wstanie.

Manekin w niej pękł, gdy zajrzała ponownie do jego sypialni. Kiedy sprawdza tętno, łzy zaczynają same płynąć. Wydobywane gdzieś z głębi niej przynoszą bieguny uczuć. Przywracają pamięć ostatnich dni Michaela, kiedy morfina przestała działać, a ona robiła przy nim to wszystko, co teraz przy Housie. Drugi biegun łez przynosi jej jakąś dawkę ukojenia. Siada obok na łóżku i próbuje dojść do ładu z sobą.

Kiedy patrzy w łagodniejące rysy twarzy House’a już wie, że nie jest gotowa na ważne i radykalne decyzje w życiu.

Wie też, że morfina wbita w kręgosłup jej byłego szefa na nowo wartościuje jej życie, a widok House'a leżącego bezbronnie na podłodze ukazuje jego nowe oblicze.

Wie też, że kolejny dzień, który się dla niej obudzi nie będzie tym samym jakim był jeszcze wczoraj.

Wyciąga komórkę i wybiera numer Wilsona. Teraz bardziej niż jej, House potrzebuje właśnie jego.

-------------------------


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kropka dnia Nie 11:57, 17 Maj 2009, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cocorito
Internista
Internista


Dołączył: 01 Kwi 2009
Posty: 668
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:22, 16 Maj 2009    Temat postu:

Piękne, wzruszające...
I smutno mi znów, bo tęsknię za tymi chwilami gdy Cameron przychodziła do House'a.

Dobrze, że są takie ficki, a nie jesteśmy jedynie zdani na wymysły scenarzystów...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13421
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:26, 16 Maj 2009    Temat postu:

To już nie jest "Twierdza".

To pierwsza część kolejnego spojlerka. Takie 5x23 w lepszej, naturalniejszej i bardziej Housowej odmianie.

A może to jest alternatywny "House MD"? Powiedzmy taki sprzed wizji z Amber, zaraz po śmierci Kutnera?

Kropkowy przepis na to jak można zachować wszelkie walory serialu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kropka
Litel Wrajter


Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:32, 16 Maj 2009    Temat postu:

eigle napisał:
Kropkowy przepis na to jak można zachować wszelkie walory serialu.


Możę zgłosze kandydature do pisania scenariusza?
Macie ochote ogladac House'a w 6 sezonie w moim wydaniu?

I nie zamierzam nikogo uśmiercać. No... może jakichś pacjentów


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Telepek
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 02 Lis 2008
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z domu...

PostWysłany: Sob 22:49, 16 Maj 2009    Temat postu:

Strasznie wciaga czytanie teog partu przy akompaniamencie "El tango de roxanne" w wykonaniu Jacka Komana.

A co do samego ficku: to jest to jeden z moich najbardziej ulubionych. Jak zwykle: podoba mi sie, jest superowy, bla bla bla powtarzam sie
Ale jak już brakuje komplementow...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Telepek dnia Sob 22:55, 16 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ciacho
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 13 Mar 2009
Posty: 968
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Princeton :P
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 8:19, 17 Maj 2009    Temat postu:

Kolejna wzruszająca część, kropko.
Świetne.
Na inny komentarz mnie nie stać, bo na razie nie jestem w stanie myśleć. Może w kolejnej części.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 8:30, 17 Maj 2009    Temat postu:

Kropko, nie będe sie powtarzać, bo wiesz co myślę o Twoim pisaniu.
Natomiat dziękuje za jedno: za ukazanie, że House cierpi nieprawdopodobny ból i dlatego bierze vicodin. I za jeszcze jedno: pokazanie istoty samego bólu i to że ból może zabić. Większość ludzi tego nie rozumie. Nie rozumie jak bardzo może boleć i jak można przyzwyczaić sie do poziomu bólu, który dla koś innego jest nie do zniesienia...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dark Angel
Nocny Marek
Nocny Marek


Dołączył: 10 Paź 2008
Posty: 5291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 69 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:34, 17 Maj 2009    Temat postu:

kropko, ja z chęcią obejrzałabym House'a "po Twojemu".

I tak zachowuje się osoba, która cierpi, a nie kulejąc łazi sobie w te i we wte i halucynki widzi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pismak
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 17 Maj 2009
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: że znowu!
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:37, 17 Maj 2009    Temat postu:

Kropko, między innymi dla tego opowiadania zarejestrowałam się na forum Świetnie piszesz, absolutnie świetnie Nie jestem Hameronką, zdecydowanie nie jestem Hameronką, ale to jest GENIALNE!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:44, 17 Maj 2009    Temat postu:

Och, kropko,
bardzo bym chciała obejrzeć House'a "po Twojemu", jak to napisała DA.

Następna cześć genialna
Jak zwykle czekam C.D.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:53, 17 Maj 2009    Temat postu:

boska część !
czekam z niecierpliwością na następną część


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Couvert de Neige
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 27 Mar 2008
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:33, 23 Maj 2009    Temat postu:

Końcówka miażdżąca. Łezka mi gdzie tam spłynęła kiedy Cam usiadła na jego łóżku.
Piękne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kropka
Litel Wrajter


Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:43, 23 Maj 2009    Temat postu:

Oddaję wam w ręce kolejną część.



5. Pierwsza konfrontacja

Wilson stał oparty o framugę drzwi i patrzył na śpiącego Grega. Po końskiej dawce podanej przez Cameron, powinien niedługo zacząć się wybudzać.

Patrzył na leżącego na boku House’a. Widział go w różnych sytuacjach, był świadkiem wielu jego zachowań, jedli chińszczyznę na jego kanapie, przekraczali dopuszczalne dawki alkoholu, analizowali siebie nawzajem z każdej strony i robili sobie dowcipy. Czasy radosnej przyjaźni minęły. Pozostał cień wydarzeń, które od ponad roku decydowały o kształcie ich relacji. Westchnął. Pomyślał „relacji”, a to słowo od słowa „przyjaźń” leżało około miliona lat świetlnych od siebie.

Co się z nimi stało?

House zaczął się poruszać. Wilson zdecydował, że musi mu zostawić jego osobistą przestrzeń. Zresztą chciał się mentalnie przygotować do ewentualnej rozmowy. Wyszedł do kuchni i włączył ekspres do kawy. Potrzebuje jej tak samo jak wybudzający się House.

Może powinien wyjść?

Kiedyś wiedział jak się zachować i co mówić. Gdyby ta sytuacja była standardowa, taka jak zawsze, gdyby się naćpał albo upił – wiedziałby jak się zachować i co powiedzieć. Miał na takie sytuacje kilka przemów. Teraz czuł się niepewnie. Ta sytuacja była nowa, mimo że uczestniczył w życiu bolącej nogi House’a od narodzin wyciętego mięśnia. Nie miał na to przemowy – no może oprócz jednej – rehabilitacja, terapia i zmiana leków. Trzy słowa, których House nienawidził z głębi serca, a Wilson nie wiedział dlaczego.

Nagle do jego mózgu dotarła jedna prawda. Nie chodziło o zostawienie House’owi jego osobistej przestrzeni. Uciekł z jego sypialni, bo nie wiedział co ma mu do powiedzenia i chciał odciągnąć moment spotkania z nim.

Może naprawdę powinien wyjść?

Wyciągnął z lodówki jedzenie kupione przez Cameron i wstawił do piekarnika. Pomorfinowy głód na pewno da o sobie znać. Trzeba go zapełnić zapachem kawy i czymś smacznym do jedzenia. Tylko o czym rozmawiać? Co mu powiedzieć?
Spojrzał na plik kartek, które zapomniała zabrać Allie. Gdyby nie miała pacjenta z problemem nerek i nie potrzebowała konsultacji… pewnie nigdy nie konfrontowałby się sam ze sobą.

- Co robisz w mojej kuchni? Nie jesteś Cameron. No chyba, że miałem zwidy…
Słaby głos House’a stawia Wilsona do pionu i wyrywa go z jego toku myślenia. Odwraca się i widzi Grega opierającego się jedną ręką o futrynę, a drugą ściskającą udo.
- Nie miałeś zwidów. Była tu, bo chciała konsultacji w sprawie pacjenta. Zapomniała zabrać to... – wskazuje ręką na plik kserówek leżących na kuchennym blacie. – No i zastała cię…. – podnosi rękę i w rozpoznawalnym geście zakłopotania kładzie ją na szyi. – …na podłodze.
- Ból zwalił mnie na łopatki. Zdarza mi się to czasami. Jak to się stało, że w mojej kuchni znajduję ciebie zamiast niej? Miałem nadzieję na dawkę podnoszącego dobry nastrój seksu. Niestety z tobą to niemożliwe.
Ma zwyczajny House’owy ton głosu, stosuje zwyczajne House’owe żarty i jest sobą. Wilson przestał nim być, kiedy przekroczył dzisiejszego popołudnia próg jego mieszkania. I sam nie wiedział dlaczego.
- Cameron do mnie zadzwoniła…
- I przybiegłeś do mnie od razu?
- Ja…
House przygląda mu się badawczo. Odnajduje w nim wycofującego się Wilsona, który tak naprawdę nie wie dlaczego jest w jego mieszkaniu.
- Możesz już iść. Posługa siostry miłosierdzia zakończona. – rzeczowy ton głosu House’a przystawia go do swojej osobistej ściany.
Wilson czuje nagle, jak wymyka mu się z rąk szklanka przyjaźni z Housem i roztrzaskuje się na drobne kawałki.
A jeszcze dwa dni temu myślał, że ostatni czas dystansu pozwolił mu lepiej go poznać. Może jednak wcale go nie znał?

Nagle w nozdrza uderzył go przyjemnie rozchodzący się z piekarnika zapach. Ryzykuje i próbuje być starym, dobrym Wilsonem.
- Skoro już tu jestem, to może coś zjemy? Mam też kawę.
Starał się przy tym zachować swój własny, wilsonowy ton.
- Chcesz mnie przekupić jedzeniem? – House patrzy na niego badawczo.
- To twoje ulubione – mówi Wilson – plus jest taki, że nie musisz się ubierać. Zresztą za chwilę zapadnie zmierzch.
- Wygrałeś. Dawaj to na stół. - mówi po chwili House i otwiera lodówkę znajdując ją wypełnioną po brzegi jego ulubionym jedzeniem. Jest też jego ulubione piwo.
- Ktoś odgadł moje myśli… - Cmoka z zadowoleniem i wyciąga dwie butelki. - Podzielę się z tobą.
Mówi całkiem zwyczajnie. Jakby dzisiejsza noc i ból nie był jego udziałem i Wilson już wie, że House ze swoim bólem radzi sobie świetnie, natomiast on nie umie sobie z nim radzić kompletnie. Chce tylko temu zaradzić i szuka na niego rozwiązań. To dlatego wciąż powtarza trzy znienawidzone przez House’a słowa: rehabilitacja, terapia, zmiana leków. Pomiędzy kęsami ulubionej potrawy House’a odkrywa mroczną prawdę o sobie samym: tak naprawdę nie chce pomóc jemu, tylko sobie.

Chwyta go nagły ból głowy. Nie jest mocny. Ćmi gdzieś w przepaściach jego lewej skroni. Przygląda się House’owi, który pomiędzy kolejnymi kęsami studiuje skserowaną kartę pacjenta. Od czasu do czasu jego ręka ląduje na zniszczonym udzie masując to co z niego zostało. To łatwy do rozpoznania gest. Oznacza, że mimo dużej dawki morfiny ból nadal istnieje.

- Mam cię kotku! Tu się schowałaś! – słyszy nagle rozpromieniony głos House’a. – Ale Cameron nie będzie zachwycona.
Wstaje od stołu i kuśtyka po domu w poszukiwaniu swojej komórki. Po chwili Wilson słyszy jak rozmawia z Cameron.
- Halo maleńka! Śpisz? Wstawaj! Świat cię potrzebuje!... Tak tak, wiem… jestem paskudnym łajdakiem… Mam pomysł na twojego pacjenta z ledwo dyszącymi nerkami…

Wilson przysłuchuje się rozmawiającemu House’owi, a właściwie tonowi jego głosu. Jest taki sam jak dawniej. Nic się nie zmieniło. Może poza jednym. Nim samym. Przed oczami przewijają mu się ostatnie miesiące. Pełne wypracowanego dystansu i udawanego koleżeństwa.
Skroń zaczyna ćmić coraz bardziej.
Już wie. Greg odgadł go już dawno, a on myślał w swojej naiwności, że to on ma nad nim władzę.

- … nie zapomnij tylko dać znać komu trzeba… Ok. ok. – mruczy do słuchawki. – Dobranoc.
House znów siada przy stole chcąc dokończyć jedzenie. Łapie go lekki skurcz zwiastujący kolejną dawkę bólu. Sięga po stojące nieopodal pomarańczowe pudełko i wysupłuje dwie tabletki. Połyka je pomiędzy kolejnymi kęsami spóźnionego o cały dzień śniadania.

- Greg… - Wilson słyszy swój własny głos. – Ciągle boli?

Pytanie Wilsona zaskakuje go.
- Boli. – Odpowiada po chwili. – Nie bardziej niż zawsze.
- Nawet po morfinie?
- Morfina oszołomiła ból graniczny. Resztę da się znieść. O ile mam zapas leków.
Wilson słyszy, że House wypowiada te zdania bardzo ostrożnie i przygląda mu sie badawczo. – Czekam... – dodaje po chwili.
- Na co? – pyta zdziwiony.
- Na twoją psychoanalizę mojego bólu.
Wilson zamarł. Po raz pierwszy od dawna nie miał nic w głowie, co mógłby określić mianem: mądrze powiedziane.
Głowa odmówiła mu posłuszeństwa. Ból stawał się nieznośny i sprawiał, że poczuł pustkę. Nagle pomyślał, że gdyby głowa bolała go miesiącami z mniejszą lub większą intensywnością, odszedłby od zmysłów. Druga prawda rzuciła mu żółtą kartkę dla jego relacji z Gregiem: w przywracaniu House’a do społeczeństwa zapomniał o bólu, który był jednym z kluczy otwierającym środek Grega House’a.

Nagle roześmiał się histerycznie. Poczuł jak opada z niego cały ciężar schematów myślowych, w które się wpakował.

Wszyscy mówili, że Cameron chciała naprawić House’a. Nie. Ona tylko wierzyła w to, że w głębi tego dupka bije serce. Tak naprawdę naprawić go chciał on sam. Rehabilitacja, terapia, zmiana leków.

Tak. Filozofowie i mędrcy tego świata mieli rację: prawda wyzwala.

Tylko szkoda, że potem wcale nie jest łatwiej.

-----------------------



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kropka dnia Sob 15:29, 30 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ciacho
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 13 Mar 2009
Posty: 968
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Princeton :P
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 8:31, 24 Maj 2009    Temat postu:

Kropko świetna część. Bardzo dobrze opisany ból House'a i analiza Wilsonowych myśli.
Tylko dlaczego poza fikami nie dajesz znaku życia? Odkąd napisałaś o spojlerze w BHKB milczysz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13421
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 9:48, 24 Maj 2009    Temat postu:

Obraz House'a po nocy pełnej bólu.
Jakże wiarygodny!

Cudownie przedstawiony cierpiący Hilson - z Housem potrzebującym przyjaciela i Wilsonem nadal zdystansowanym od czasu śmierci Amber.

I gdzieś tam w tle - Cameron dojrzewająca do podjęcia może najwazniejszej w życiu decyzji oraz Cuddy pożądająca trofeum.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DiamondB*tch
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 1017
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:29, 24 Maj 2009    Temat postu:

Twoje fiki są takie wspaniałe. Ej no wyślij producentą serialu, swoje dzieła, niech zobaczą jak powinien wyglądać House.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dark Angel
Nocny Marek
Nocny Marek


Dołączył: 10 Paź 2008
Posty: 5291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 69 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:05, 24 Maj 2009    Temat postu:

ciacho napisał:
Kropko świetna część. Bardzo dobrze opisany ból House'a i analiza Wilsonowych myśli.
Tylko dlaczego poza fikami nie dajesz znaku życia? Odkąd napisałaś o spojlerze w BHKB milczysz.

Właśnie... Przecież my zawsze mamy o czym porozmawiać, nie muszą to być gorzkie żale nad serialem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:02, 24 Maj 2009    Temat postu:

O super.
Jak zawsze.
Czekam na C.D.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kropka
Litel Wrajter


Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:00, 31 Maj 2009    Temat postu:

Dzień dobry
Oddaję wam w ręce kolejny part historii o ludziach i ich tajemnicach.

6. Blizna

Obserwował budzący się pomarańcz poranka. Nie mógł spać. Twardy sen w jaki wprowadziła go morfina i zmęczenie bólem sprawiło, że po wyjściu Wilsona udało mu się jeszcze przespać kilka godzin. Obudził się koło czwartej i czuł się dziwnie wypoczęty.
Mózg pracował jasno, choć tak naprawdę nie chciał myśleć o tym, co się ostatnio wydarzyło. Pierwszy koszmar, który powrócił po wielu latach, zbagatelizował. Uznał, że go nie było, że to wypadek przy pracy. Przy drugim się wściekł, a trzeci.... Czyżby wyśnił ból, który zbliżał się na kocich łapach, cicho i bezszelestnie, żeby zaatakować szybciej, precyzyjniej i doskonalej? Znał swój ból. Potrafił ocenić jego rozmiar i wagę. TAK – nie bolało go od dawna. TAKI ból odczuwał na początku, gdy zmysły nie przyzwyczaiły się jeszcze do wytrzymania większych dawek bólu.

Zdjął słuchawki z uszu.
Kiedy nie mógł spać przeniósł się na kanapę i zabrał za studiowanie hiszpańskich artykułów na temat prób klinicznych dotyczących chronicznego bólu. Założył słuchawki, by posłuchać ulubionej muzyki. Dźwięki rozchodzące się po całym ciele pozwalały mu lepiej skupić się na tekście i skutecznie odpędzały myśli powracające z uporem maniaka i tłukące go w sam środek czegoś, czego nie chciał nazwać po imieniu. Postanowił to przeczekać.

Przetarł zmęczone czytaniem oczy i wyłączył stojącą nieopodal lampę.

Świtało.
Wraz z pierwszym światłem nadchodzącego dnia poczuł chłód. Przykrywając się kocem wyciągnął się na kanapie i sięgnął ręką w stronę uszkodzonego uda.

Gdzie u licha znalazła jego ulubione spodnie od pidżamy, których szukał od jakiegoś czasu?

Westchnął. Przebierając go zobaczyła jego bliznę.
Nie. To nie była blizna. Bliznę miał na czole. Cienka linia ciągnęła się na długości blisko 3 centymetrów. Pamiątka z dzieciństwa. To co miał na nodze nazywał TYM albo TO. Bezosobowo. Niemniej jednak dewastacja spowodowana wycięciem mięśnia była tak duża, że nie chciał jej pokazywać nikomu. Chyba, że musiał. A to było wieki temu, kiedy jeszcze oglądali ją lekarze i rehabilitanci. I kilka razy Stacy.

Świadomość, że zobaczyła ją Cameron, sprawiła, z chciał odciągnąć spotkanie z nią najdłużej jak mógł. Nie chciał jej spojrzenia pełnego współczucia i litości. Kiedy rozmawiał z nią przez telefon starał się być starym, dobrym Housem. Takim jak dawniej.
Tylko jak teraz można być starym, dobrym House’m skoro ona dzieliła jego tajemnicę wypełnioną widokiem blizny i współuczestniczeniem w bólu.
Podała mu morfinę nie pytając o nic, a potem przywróciła go samemu sobie pakując umytego i przebranego do czystej pościeli.
Jeszcze potem posprzątała świadectwo jego bólu i sprawiła, że kuchnia pachniała kawą i dobrym jedzeniem.
A na koniec sprowadziła Wilsona, który po prostu przyszedł, czego nie robił od tak dawna.

Spojrzał w coraz bardziej rozjaśniające się niebo. Zapowiadał się kolejny upalny, lipcowy dzień. Promienie słońca nieśmiało wsączały się do salonu pomiędzy niedomkniętymi żaluzjami. Dawno nie obserwował wschodu słońca.
Nagle pomyślał, że mógłby zostać na tej kanapie kolejny dzień i nie ruszać się z miejsca.

Tak było cudownie dobrze.

Spojrzał na zegarek. Miał jeszcze co najmniej dwie i pół godziny. Wilson obiecał, że po niego przyjedzie.

W sumie…
Czuł się na tyle dobrze, że nagle poczuł nieodpartą potrzebę przegonienia koni mechanicznych ukrytych pod maską litrowego silnika swojej Hondy. Chciał poczuć wiatr ogarniający sylwetkę i smagający twarz. Na motorze czuł się wolny i przestawał być kaleką. Był znowu TYM House’m. Zaliczającym na nogach każdego ranka kolejne mile. Bieg wyzwalał w nim dawki potrzebnej adrenaliny i uwalniał resztki stresu.
To było bardzo dobre.

Ubrał się w 5 minut.

Potem był tylko wiatr cudownie otulający każdą cząstkę ciała.
Coś mu to ciało mówiło. Czegoś chciało.
Ale zagłuszał je kolejną dawką podkręcanej prędkości.




- Nie wiem co mu jest. – Pełen wątpliwości głos Tauba postawił go do pionu. – Scan jest czysty. Nie ma ani jednego, choćby najmniejszego zgrubienia, nie mówiąc o czymś większym.

Od kilku godzin myślał nad objawami, w których nie pasowało nic. Przygryzł wargi. Żaden z zanotowanych dotąd objawów nie pasował. Wykluczały się nawzajem. Były jak z oddzielnych pudeł z klockami. Po raz pierwszy w życiu pożałował, że pozbył się pierwszej trójki. Ich następcy okazywali się idiotami.
Zawahał się… czy różne pudła z klockami nie mogły być kupione w jednym sklepie?
Jeden sklep – jeden organ.
Najbardziej narażony na atak tego wszystkiego i w konsekwencji rozsiewający zniszczenie i niszczący wszystko po drodze...

Wątroba…

Żarówka, która zapaliła się w jego głowie rozbłysła nagle jasnym światłem.
Uśmiechnął się z zadowoleniem, bo jego mózg pracował jasno i precyzyjnie.
Do gabinetu wszedł Foreman z kolejną partią badań. House wziął plik kartek i studiował je badawczo.
Miał rację.
- Ok. Wrócisz teraz do pana wątroby z długą igłą.
- Biopsja?
- Jak się naprawdę nie pospieszysz, będziesz musiał poszukać sklepu z wątrobami.
- Nie powiesz mi?
- Powinieneś już to wiedzieć.
- Ale… Wątroba? To ostatni organ, który… - zamilkł i zaczął badawczo wpatrywać się w wypełnioną napisami białą tablicę. – Enzymy…
- Naprawdę powinieneś się pospieszyć. – Głos House’a był dziecinnie radosny, a Foreman odniósł nieodparte wrażenie, że jego szef po raz pierwszy od dłuższego czasu uśmiechał się… jakoś tak… inaczej?




Wiedziała, że kiedyś po prostu przyjdzie i powie jej cokolwiek. Nigdy nie zostawiał nie zamkniętych spraw. Zawsze po prostu coś mówił uderzając w sedno problemu. Prawie zawsze miał rację. Prawie zawsze jego słowa najpierw głęboko raniły, potem oczyszczały. Nie wiedziała jak to robił, ale najpierw doprowadzał ją do czystej wściekłości, potem smutku, a na koniec stawiał pod ścianą życia, która rewidowała to wszystko czym żyła i co uznawała za największą wartość.
Wielokrotnie miał rację. Praca z nim sprawiła, że dojrzała i się zmieniła. Ale nie pozbyła się szczególnego rodzaju empatii pozwalającej rozumieć więcej i widzieć więcej w człowieku.

House na podłodze w oparach bólu znów zweryfikował jej myślenie o nim. Kiedyś myślała, że uda mu się jej wyzwolić z niego cząstkę serca, co z kolei sprawiłoby, że stanie się mniej odpychającym.
Nie pozwolił jej na to.
Ale ona dalej z uporem maniaka wierzyła, że w jego czeluściach kryje się jakaś część współczującego i kochającego serca. Tylko nie miała już siły go z niego wyzwalać. Odeszła i zdystansowała się.
Tętniące nie tylko ciętą ripostą serce, odkryła w nim kilkakrotnie. Widziała jak patrzył na Stacy. Żałowała, że nie znała go sprzed wypadku, że nie mogła tego porównać, dotknąć, zobaczyć…
Blizna, którą zobaczyła na jego nodze prawie przyprawiła ją o dreszcze. A przecież widziała gorsze rzeczy. Tylko, że to był House. Nie miała pojęcia, że to wszystko TAK wygląda. A jeśli TAK wygląda, to jaki ból musi nieść ze sobą?

Siedziała na jego łóżku wpatrując się w jego twarz i myślała o tym, że rozumiała wszystkich chorych przechodzących rozmaite fazy mniejszej lub większej dawki bólu, a w przypadku House’a brała olbrzymi margines.
Wiedziała, że boli, że tabletki są konieczne, ale nie wiedziała, że to wszystko TAK wygląda i TAK może boleć.

Myślała, że…

Westchnęła.

… nie, nikt nie jest wolny od schematów myślowych o drugim człowieku.

Ona sama długo walczyła, żeby pozbyć się otoczki „kochającej House’a”. Związek z Chase’m miał jej w tym pomóc.


Nagle poczuła pieczenie rozchodzące się od łopatki aż po kark. Sięgnęła ręką próbując rozmasować bolące miejsce. Wyczuła pod palcami charakterystyczne i znajome zgrubienia.


- Potrzebny ci masaż? – Drgnęła. Otwarta teczka czekająca na ostatni wpis upadła na podłogę.
House.
- Przestraszyłeś mnie. – Burknęła usiłując niezdarnie zebrać leżące na podłodze papiery.
Nic nie odpowiedział. Kiedy na niego spojrzała zobaczyła wpatrujące się w nią niebieskie tęczówki jego oczu. Miał dziwny wzrok i wyraz twarzy.
- Stało się coś? – zapytała zdziwiona jego nietypowym wyrazem twarzy.
- Dzięki… - Zaczął niepewnie. – Za…
Spiął się. Machinalnie potarł ręką czoło.
- Chciałam tylko konsultacji… - zaczęła się tłumaczyć. – I… przyjechałam…
Niezręczna sytuacja, w której się nagle znaleźli doprowadziła ich do dziwnych zachowań.
- Tak, tak. Jasne. Pacjent ma szansę dożyć przeszczepu. – zaczął nerwowo. - Słuchaj…
- Nie musisz się tłumaczyć. – Przerwała mu.
Wypuścił z siebie słup powietrza.
– Dziękuję za całą resztę. Nie musiałaś… - wymamrotał
- Nie musiałam… - Przyznała i uśmiechnęła się.
Spojrzał na nią badawczo. Miała jasny i spokojny wzrok. Myślał, że zacznie go wypytywać, tłumaczyć potrzebę zmiany leków, tłumaczyć się z podania morfiny, współczuć, że powie coś, co… właściwie sam już nie wiedział co miał na myśli. Odwrócił chcąc odejść.
- Greg… - usłyszał jej dziwnie łagodny głos. - Mam nadzieję, że smakowały ci tagliatelle.
Uśmiechnął się.
- Kupiłaś naprawdę dobrą kawę. – odpowiedział.




Ciemno, chłód i wilgoć.
Zrywa się z podłogi i uderza w coś czołem. Słyszy upadające na beton jakiegoś przedmioty. Ból uderzenia oszałamia. Próbuje chwycić się rękami czegokolwiek, by nie stracić równowagi i nie upaść. Po chwili daje za wygraną i opada na zimną podłogę. Czuje spływająca strużkę krwi, która pokonała barierę brwi i zaczęła spływać na powiekę. W głowie nadal huczy echo uderzenia. Dotyka czoła i rozmazuje resztki zastygającej krwi na twarzy.
Oczy powoli przyzwyczajają się do ciemności. Zaczyna rozróżniać kształty. Po omacku doczołguje się do ściany i opiera o nią plecami.
Zgrzyt zamka sprawia, że kuli się w sobie. Mimo chłodu panującego w piwnicy czuje strużkę potu spływającą po plecach.
Trzask włącznika zwiastuje nadchodzącą jasność. Nagle rozbłysłe światło sprawia, że gwałtownie mruży oczy i chowa twarz i głowę w ramionach. Słyszy cięzkie kroki zbliżające sie do niego i kuli się w sobie jeszcze bardziej...



Znów siedzi na łóżku. Ma podciągnięte nogi i schowaną twarz w zagłębieniu ramienia. Drugą rękę zarzucił na głowę w geście obrony.

Wstrzymany oddech sprawia, że musi wziąć większy haust powietrza. Oprzytomniał. Budzik piszczy niemiłosiernie wbijając się w mózg. Ma ochotę rzucić nim o ścianę. Boląca głowa dziwnie promieniuje od czoła. Od blizny, która już dawno zarosła i jest prawie niewidoczna.

Otwiera okno w sypialni i wpuszcza powietrze, które poraża swoją dusznością. Ciężkie chmury krążące za oknem zwiastują nadchodzący deszcz. Stoi chwilę oparty o framugę otwartego okna.
Myślał, że świeże powietrze orzeźwi bolącą głowę. Potrzebuje prysznica i czystych ciuchów.

Kawa tylko nieco poprawia nastrój. Co to jest? Z czym się mierzy?


Nie chciało mu się wychodzić z samochodu. Niech to szlag. Ledwo ruszył spod drzwi domu jak zaczęło padać. Miarowe krople deszczu uderzające w maskę samochodu zapowiadały, że deszcz zawitał na dłużej grając przechodniom na nosie. W dodatku duszne powietrze ściągnęło poranną burzę. Nad miasto nadciągały chmury o barwie najczystszego granatu. Z oddali unosił sie pomruk nadchodzącej nawałnicy. Jeśli się pospieszy, zdąży przed burzą do szpitala. Pewnie zanim dokuśtyka do wejścia z parkingu i tak nieźle zmoknie. Nieważne.


Najpierw wydało mu się że słyszy krzyk. Dopiero po chwili stwierdził, że ktoś krzyczał naprawdę. Podniósł głowę usiłując dostrzec przez padający deszcz miejsce, z którego pochodził. Krzyk powtórzył się i był dziwnie znajomy. Machinalnie ruszył w stronę miejsca, z którego dochodził. Ten głos… nagle zobaczył jakiegoś mężczyznę biegnącego w strugach deszczu po drugiej stronie parkingu. Miał nasunięty na czoło kaptur. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie zakrwawiony rękaw bluzy, który rzucał się w oczy. Żałował, że nie może za nim pobiec i przyprzeć go do muru. Ruszył w głąb parkingu skąd jeszcze przed chwilą rozszedł się czyjś krzyk.


Siedziała oparta o drzwi jakiegoś samochodu. Wybita szyba świadczyła o tym, że nakryła kogoś jak próbował coś z niego ukraść. Pochylił się nad nią. Ściskała ramię. Między jej palcami sączyła się strużka krwi. Coraz większe krople deszczu padały na nich i coraz intensywniej trzepotała powiekami czując, że ogarnia ją znużenie. Wiedziała, że niedługo straci przytomność.
- Pozwól mi to obejrzeć. – Mówił. Syknęła z bólu gdy chwycił ją za podbródek chcąc obejrzeć źrenice. Sięgnął ręką na jej plecy. Poczuł lepką maź pod palcami. Krwawiła.
- Nie, nie… - prosiła. – Nie rusz… To nic.
- Twoja koszulka na plecach jest cała we krwi.
- Po prostu przywołaj kogoś z ER-ki. Poradzą sobie. – mówiła coraz słabiej i starała się skupić jego uwagę na przedramieniu. Wyciągnął telefon z kieszeni.
- Hej! Zapomniałaś? Ja też jestem lekarzem. Brenda? – prawie krzyczał w słuchawkę – Daj pielęgniarzy na parking na C14. Jakiś kretyn zaatakował Cameron i jest ranna. Szybko!!
- House… - wyszeptała.
- Musiałaś się mu wystawić i zgrywać bohaterkę?
- Nie zgrywałam… - odpowiadała coraz słabiej. – Zaatakował mnie… mój samochód stoi tam…
Przestała się z nim szamotać. Poczuła, że traci panowanie nad sobą. Osuwając się na ziemię poczuła szarpnięcie. House rozerwał jej podkoszulkę i oglądał ranę na plecach zadaną przez napastnika.

Przylgnęła policzkiem do mokrego asfaltu. Był nagrzany od słońca, które od początku lipca dawało się im we znaki. Zimny deszcz w połączeniu z nagrzanym asfaltem przyniósł ukojenie jej zmysłom i palącym dziwnie znajomym ogniem plecom. Co za dziwna historia. Wydawało się jej że już zapomniała jak smakuje ogień na plecach.
Nagle wszystko zrobiło się jej obojętne. Padający deszcz zamazał jej kontury. House coś do niej mówił, ale ona myślała o czymś zupełnie innym.

Jej pamięć nagle zawirowała. Przywiodła na myśl zapach świeżo skoszonej trawy, widok białego domku na wzgórzu, w którym mieszkała i szafę z jej ubraniami, w której wisiała jej ulubiona, słoneczna sukienka. Właściwie dom był całkiem zwyczajny i bardzo stary. Wyobrażała sobie tylko, że jest biały jak u Ani z Zielonego Wzgórza. Dużo rzeczy było wyobrażaniem sobie. Najbardziej lubiła to, które towarzyszyło jej każdego wieczoru - tata przychodził do jej pokoju i dawał buziaka na dobranoc. Ale zamiast niego przychodziła mama i analizowała cały dzień. Jak będziesz grzeczna – mówiła - dostaniesz cukierka i będziesz mogła nałożyć ulubioną sukienkę. Jeśli nie była grzeczna – nie odzywała się do niej, a sukienka została wynoszona do szafy mamy.
Powinna być grzeczna. Powinna się dobrze zachowywać. Nie wolno być niegrzeczną. Nie wolno się źle zachowywać. Znów plecy palą żywym ogniem, a świat się rozmazywał...



Odpływała mu w rękach. Czuł jak jej ciało staje się coraz bardziej bezwładne. Pozwolił jej położyć się na asfalcie. Koszulka na plecach była już cała czerwona od krwi. Szarpnął mocno rozrywając koszulkę. Rana zadana nożem była dość głęboka. Zdarł z siebie koszulę i rozerwał ją. Obwiązał krwawiące ramię i próbował zatamować płynącą na plecach krew. Gdzieś w oddali słyszał tupot nóg i głosy pielęgniarzy.

Co jest u licha – myślał – Co to jest?

Pod palcami wyczuł charakterystyczne, jednolite zgrubienia, ułożone równolegle obok siebie. Przetarł dłonią jej plecy.
Znieruchomiał.
Już wiedział dlaczego szamotała się z nim i nie pozwoliła mu tam zajrzeć.

Była tak samo uszkodzona jak on.

--------------------------------------------


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kropka dnia Nie 12:06, 31 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Couvert de Neige
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 27 Mar 2008
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:18, 31 Maj 2009    Temat postu:

Kropko, juz mi brak pomysłów na komentarze.
Sytuacja z Cameron bardzo intrygująca i prawdziwa.
Dlaczego ty nie piszesz scenariuszy... nie było by bezpodstawnych ślubów


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 2 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin