Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Twierdza [12/NZ]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ciacho
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 13 Mar 2009
Posty: 968
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Princeton :P
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:42, 31 Maj 2009    Temat postu:

Kropko,
jak czytam kolejne party i widzę koniec, to aż mi smutno. xD
Świetne zakończenie i jestem baaardzo ciekawa kolejnej części.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mashe
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 31 Sty 2009
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:33, 31 Maj 2009    Temat postu:

Ojej...
I cóż mam powiedzieć?
Bo brak mi słów. Tak po prostu...
Wzruszające. Porywające. Doskonałe.
Już nie mogę się doczekać kolejnej części.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
cocorito
Internista
Internista


Dołączył: 01 Kwi 2009
Posty: 668
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 1:52, 01 Cze 2009    Temat postu:

ostatnie słowa zostawiły mnie w stanie kompletnego zamurowania...

I nie zasnę, no!
Potrafisz budować napięcie i sprawdzić, by czytelinicy nie mogli się doczekać, co dalej...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kin
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: my wild island
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 12:54, 01 Cze 2009    Temat postu:

Zadaję sobie codziennie pytanie co stało się Cameron, i codziennie czekam aż dasz nam na to odpowiedź
Nie trzymaj nas w niewiedzy za długo!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dark Angel
Nocny Marek
Nocny Marek


Dołączył: 10 Paź 2008
Posty: 5291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 69 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 3:06, 03 Cze 2009    Temat postu:

Chyba zacznę komentować kolejne partie trzema kropkami, bo słów brak.

Albo jedną kropką.

Bo jedna kropka wystarczy, żeby uszczęśliwić czytających.

O, taka -> .



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:12, 03 Cze 2009    Temat postu:

intrygujące i świetne zarazem
czekam na cd


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kropka
Litel Wrajter


Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:01, 13 Cze 2009    Temat postu:

Wen się postarał. Skleciłam to dziś po powrocie z kina. Nie, żeby od razu Terminator dodał mi skrzydeł.
Po prostu musiałam uwolnic mózg od obrazów i dźwięków panoszących się po wyjściu z kina.
Pisanie przywróciło mnie do pionu.

Tę częśc dedykuję wszystkim, którzy ocaleli i mimo wszystko dalej tęsknią za HAMERONKIEM.



7. Odrętwienie


- Przychodnię darowałam ci w tamtym tygodniu. W tym masz na nowo rozpisany grafik. Od godziny powinieneś być w klinice.

Właśnie wrócił z łazienki i wciągał na siebie czystą koszulę. Musiał wziąć prysznic i przebrać się. Krew Cameron miał dosłownie wszędzie, nawet we włosach, w które wsadził ręce, kiedy pielęgniarze zabrali ją w końcu na ER-kę, a on nie mógł pobiec razem z nimi. Kiedy już przywlókł się na oddział, Chase, który pojawił się wiadomo-nie wiadomo skąd, przesłonił sobą wszystko.

Odwrócił się.

Stała oparta o szklane drzwi. Miała zacięty wyraz twarzy i wiedział, że mu nie popuści.
Prawie otwierał usta, by przywitać ją odpowiednim komentarzem, ale ubiegła go.
- Jeśli usłyszę jakiekolwiek słowo sprzeciwu nie wywiniesz się od dodatkowych godzin w klinice do końca tysiąclecia. Zabieraj się do roboty!

Zawsze myślała, że najlepszym dla niej, dla niego i dla szpitala rozwiązaniem jest trzymać go w ryzach żelazną ręką. Miała ku temu potrzebną władzę i środki. Pochlebiało jej, że mogła swobodnie wdać się z nim w słowne utarczki, bo i tak ostatnie słowo należało do niej. Oczywiście jeśli chodziło o szpital. W innych wypadkach rzadko był przegranym.

Popatrzył na nią miętosząc w ustach zatrzymane słowa, a potem wstał i wyminął ją bez słowa.
Zdumienie odbiło się na jej twarzy. Zero jakiegokolwiek komentarza, zero sprzeciwu i zero jakiegokolwiek poruszenia w twarzy.

On zawsze wiedział kto tu rządzi i gdzie jest jego miejsce w szpitalnej hierarchii, ale w głębi serca nie znosił jak po prostu przychodziła i wydawała te swoje rozkazy dysponując nim dla popaprańców i najrozmaitszej maści fobów, którzy znali się najlepiej na leczeniu i tak naprawdę nie potrzebowali lekarza, tylko przychodzili po potwierdzenie swoich wyczytanych w Internecie chorób i lewe zwolnienia.
Gdyby nie to, że nosiła kiecki i głębokie dekolty, powiedziałby, że w takich chwilach zbyt dobrze przypomina mu kogoś, kogo nie chciał pamiętać.

Zanim skierował swoje kroki do kliniki postanowił zajrzeć do Cameron. Chase w dalszym ciągu robił za słońce oddziału i nie odstępował jej ani na krok. Zdążył tylko zauważyć, że w dalszym ciągu spała, a w wazonie, tuż obok łóżka, stały kolorowe kwiaty.

Chciał zaszyć się w najodleglejszym pokoju. Powiedziała, że ma być w klinice. Nie wspomniała nic o pacjentach.

- House? – Głos Chase’a sprawił, że odwrócił się gwałtownie – Dziękuję.
- Zdecydowanie wolałbym, żeby podziękowała mi sama. – Odparł. – Może…
- Nie wyobrażaj sobie, że będzie jakieś ‘może’. – Przerwał mu akcentując ostatnie słowo.
- Może w ich ramach opowiedziałaby mi co nieco na temat blizn na jej plecach. – Dopowiedział przypatrując się badawczo Chase’owi. Od momentu kiedy go dziś zobaczył tańczącego wokół Cameron wiedział, że coś jest nie tak. Zbyt dużo poczucia winy?
Chase spojrzał na niego zaskoczony.
- Blizny? Skąd…?
- Wiesz, wpadła do mnie dziś rano i zaserwowała seks-śniadanie. – Odparł patrząc mu prosto w oczy. – Byliśmy zbyt napaleni i... – Ściszył głos. – …krew się polała.
Zaskoczenie przerodziło się postawę gotową zaatakować znienacka.
- Myślisz, że jesteś dowcipny? – zapytał.
W jego głosie narastała złość.
- Nie. Chciałem tylko zobaczyć jak szybko uda mi się wyprowadzić ciebie z równowagi, no i dowiedzieć się skąd w twojej twarzy wzięło się poczucie winy.
Znów zaskoczenie. House uśmiechnął się. W dalszym ciągu zbyt łatwo przychodziło mu wytrącanie Chase’a z równowagi.
- Nie twój interes. – Wycedził Chase.
- Skoro tak mówisz… Choć może to być jej interes, bo nie wiem jak jej wytłumaczysz skąd się wziąłeś tak szybko w szpitalu skoro dziś masz wolne.
- Przyjechałem jak tylko się dowiedziałem… - próbował się tłumaczyć.
- Czyim samochodem? – Dopytywał się House. – Twój stał na parkingu jak przyjechałem.
Odwrócił się i odszedł. Mógłby przysiąc, że gdyby był dobrym malarzem, umiałby teraz doskonale oddać wyraz jego twarzy.



Wilson wciąż nie mógł znaleźć sobie miejsca. Po ostatniej kolacji zjedzonej wspólnie w kuchni House’a w dalszym ciągu czuł dyskomfort.
Nie wyszło tak jak planował. Choć tak naprawdę nic nie planował, bo nie takiego obrotu sprawy się spodziewał. House znaleziony przez Cam na podłodze własnej sypialni przewartościował mu na nowo myślenie o bólu. W dalszym ciągu nie rozumiał swojego toku myślenia, który pozwalał mu robić skręty z marihuany pacjentom, a skrzętnie wyliczał każdą przekroczoną tabletkę przez Grega.
Kilka razy widział bliznę w udzie przyjaciela, robił mu rezonans i modlił się słowami jakiejś starej i dawno zapomnianej modlitwy, żeby nerwy zaczęły reagować. Tyle lat i nic. Tylko on wiedział jak bardzo chciał, żeby House odzyskał dawną sprawność. Tak naprawdę nie pogodził się z tym co się stało.
Był taki wściekły jak Stacy zdecydowała o operacji ingerując w jego decyzję, ale przynajmniej House żył. Choć z drugiej strony nie miał pewności czy jego organizm nie poradziłby sobie z zawałem.

Westchnął i przeciągnął dłonią po karku. Nagle zaczął go dusić jego własny krawat. Rozluźnił go i zatopił twarz w dłoniach. Zawsze tak robił, gdy czuł się źle i nie wiedział co zrobić.

Drzwi stuknęły i stanął w nich obiekt jego rozmyślań. W zwyczajnej House’owej twarzy rozpoznał błysk, który zwiastował kłopoty. Ucieszył się. Przynajmniej tej wrażliwości nie zgubił.
- Znasz najnowsze szpitalne plotki? Romanse?
Wzruszył ramionami.
- Prowadzisz nową stronę internetową ze szpitalnymi plotkami?
Bardzo się postarał, żeby głos brzmiał normalnie, Wilsonowo.
- Pielęgniarki coś szepczą? – Nie dawał za wygraną.
- Zależy o kim. – Odparł rozpierając się w fotelu. Teatralnie utkwił wzrok w suficie i rozpoczął wyliczankę. – Kelvin z urazówki to raz, Dave z rehabilitacji, to dwa, Marie z chirurgicznego trzy…
- Z chirurgicznego?
Wilson zamilkł. To był ten ton głosu Grega, który sprawiał, że zaczynał patrzeć na niego podejrzliwie. Przymrużył jedno oko.
- Co knujesz?
- Skąd ci przyszło do głowy że coś knuję? – House uśmiechnął się szeroko. – No, chyba, że knuciem nazwiesz wyciągnięcie cię na lunch.
- Ok. Zapłacę. – Wilson poczuł jak kamień spada mu z serca. Pierwsze koty za płoty, choć wiedział, że czeka go konfrontacja. Jeszcze nie dokończył jej z samym sobą. Jak już to zrobi, po prostu pogada z Gregiem. Proste. Tylko dlaczego na samą myśl o tym jeżą mu się najmniejsze włoski na rękach. Nie. Nie jest gotowy.



Był nagi. Skulił się wtulając w ramiona głowę przed strugami zimnej wody padającej na jego ciało. Upokorzenie sięgnęło zenitu. Wyobraził sobie ciepłe promienie słońca Florydy. Byli tam niespełna kilka miesięcy temu. Zachrypiał. W tym samym momencie z ust wydobył mu się kaszel. Do otwartych ust wpadło mnóstwo zimnej wody i zaczął się krztusić. Nagle lodowata woda przestała drażnić jego ciało, a mózg odebrał gdzieś koło ucha na tyle mocny szept, że natychmiast stanął na baczność...


Nieprzytomnie rozejrzał się wokół. Stał wyprostowany jak struna mocno zaciskając pięści. W mózgu w dalszym ciągu coś do niego szeptało ‘baczność!’ Znajome krople potu spływały mu po plecach. Czuł je także na skroniach i czole.
Kiedy poruszył się, poczuł naciskający ból. Dowlókł się do szuflady w biurku i wyciągnął znajome pudełeczko. Bezszelestnie zsunął wieczko i wysupłał cztery tabletki. Nagle zapragnął, aby okryła go niemoc odrętwienia. Zawahał się. Przyjechał samochodem. Po prostu wróci do domu i wstrzeli w siebie dawkę oszołomienia – na tyle skutecznego, żeby przespać noc i na tyle lekkiego, żeby jutro rano móc swobodnie funkcjonować.
Spojrzał na zegarek. Dochodziła 19.00. Przed wyjściem zajrzy do Cameron i poprzekomarza się z nią. W końcu jest jej bohaterem. Nic tak nie sprawiało mu ostatnio satysfakcji jak podnoszenie jej ciśnienia i dokonywanie psychoanaliz na jej życiu uczuciowym.
Tak. To naprawdę zabawne.

Bezszelestnie rozsunął drzwi. Wpatrzony w jej nieruchomą sylwetkę zbliżył się do jej łóżka. Nie spała. Informowały go o tym jej szeroko otwarte oczy. Leżała skulona na prawym na boku z podciągniętą pod brodę kołdrą. Nie poruszyła się. Zerknął na tablicę z wykresem temperatury, wynikami badań krwi i pracy serca oraz zestawem i ilością zaaplikowanych leków. Wszystko wydawało się w idealnej normie, ale w jej zachowaniu było coś dziwnego. Nawet nie drgnęła, gdy wykonywał swoje ruchy. Odwiesił tabliczkę i podszedł bliżej.
- Cameron? – Pytanie zawisło w próżni.
Zręcznym ruchem wyciągnął z kieszeni marynarki wskaźnik i zajrzał jej w oczy. Były puste nawet wtedy, gdy na niego patrzyła.
- Cam czy mnie… - Zawisł gdzieś pomiędzy wypowiadanym pytaniem.
Nie. Nie słyszała go. A może słyszała, tylko gdzieś poza barierą czy granicą, która nie pozwoliła jej dać mu żadnego znaku obecności. Granica, o której przez moment bał się myśleć.



- Trzeba jej zrobić encefalogram. - Foreman wahał się tylko przez chwilę. – Im szybciej, tym lepiej. Musimy sprawdzić co się dzieje z jej mózgiem. Musiała przeżyć jakąś traumę w konfrontacji z napastnikiem.
Foreman był wyraźnie zakłopotany, a House milczał. Zbyt dużo myśli krążyło mu w głowie.
- Nazwałbym to jakimś rodzajem wycofania… - Foreman szukał odpowiedniego słowa.
- Katatonia. – Twardy głos House’a stawiającego diagnozę i wypowiadającego te słowa, postawił Foremana w stan gotowości.
- Za wcześnie o tym rozstrzygać. Wolę to nazywać wycofaniem bądź odrętwieniem. – Odpowiedział. – Chase wie? Miał pojechać do domu po świeże ciuchy i zaraz wrócić.
- Nie… Nie wiem. Nawet nie wiem kiedy się obudziła. Kiedy do niej zajrzałem już była w takim stanie. – Nagle zniecierpliwił się. – Jak chcesz to daj mu znać, choć założę się, że jego samochód nadal stoi na parkingu.





Miętosił w rękach wykres encefalogramu przebiegając po raz milionowy po wyrysowanych falach. Encefalogram ogłaszał ciszę. Co się stało? Może to reakcja na zbyt silne leki uspokajające? Jeszcze w strugach deszczu rozmawiali normalnie. Prosiła, żeby nic nie robić, a potem tylko odpłynęła mu w rękach tracąc przytomność.

To nie był dobry dzień. Jeszcze czuł mrowienie na karku, kiedy pamięć zatoczyła koło i wyrzuciła na wierzch wspomnienie ostatnich godzin. Uśmiechnął się krzywo. Dwa koszmary przeniknęły się nawzajem. Jeden przeżywany w snach, a drugi leżący w zakamarkach wycofanego mózgu Allison.
Cios zadany w plecy musiał dokonać rewolty w jej świecie. Czego doświadczyła, że wycofała się z życia? Że taka przygoda otoczyła ją niewidzialnym murem?
Westchnął.
Nie powinien tego robić. Nie powinien się tak angażować. Lekcja z Foremanem powinna mu to przypomnieć. Tylko dlaczego teraz – mimo tego, że zawsze obiecywał sobie stać daleko od jakichkolwiek emocji – teraz miał to głęboko w dupie?
----------------------------


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kropka dnia Sob 23:31, 13 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 6:54, 14 Cze 2009    Temat postu:

Olala... już pomijam co się dzieje, ale po emocjach to jedziesz równo. No ale przecież jesteś Kropką
Bardzo, bardzo dobra część i naprawdę dająca do myślenia...
Mam nadzieję, że wiadro wody wylane na Wilsona podziała...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kropka
Litel Wrajter


Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:33, 22 Lip 2009    Temat postu:

Tak dawno tu zaglądałam, że prawie zapomniałam o tym fiku

Bardzo długie mi to wyszło. Mam nadzieję, że nie znudzicie się opisem tylko weźmiecie się za bary z tym, z czym mierzy się także House.
Dobrego czytania!

W podziękowaniu nefrytowej za to, że nie musiałam się edytować z kolejnym rozdziałem.

8. Wiadomość

Nic nie ma? Już? Dlaczego?

Dno butelki straszyło swoją pustotą. Położył ją na podłodze i turlał dociskając dłonią. Czubki palców, dłoń, jej krawędź… Dlaczego ciągle jego mózg pracuje trzeźwo? Powinno już mu szumieć w głowie, myśli powinny lekko wirować… Oparł głowę o ścianę.
Nacisnął i popchnął lekko butelkę. Turlała się jednostajnym rytmem dopóki nie zahaczyła o nogę fortepianu. Nie była mu już potrzebna. Jej zawartość nie spełniła swojego zadania. Przez moment chciał wstać i pójść po kolejną, ale nagle w uszach zabrzmiała jedna z ulubionych piosenek. Wcisnął guzik pilota. Muzyka popłynęła głośniej.

Słuchawki to dobre urządzenie. Pozwalają skutecznie zablokować zbyt duży strumień myśli. Nie, nie myśli o Cameron, która odpłynęła w niebyt. Nie myśli o swoich tak realistycznych snach, że od dłuższego czasu pozwala sobie na większe dawki medykamentów, dzięki którym albo zapada się w senne podziemie albo nie śpi wcale.

Tylko czasami podziemie było czarne i puste. Prawie zawsze czaił się w nim duch.



- Daj jej szansę. – Foreman był nieugięty. – Przeżyła traumę po wypadku.
- Potrzebuje opieki specjalisty. – Cuddy była równie nieugięta.
- Minął zaledwie tydzień! – Powiedział na wpół zrezygnowany. - Wiesz dobrze, że jest pod dobrą opieką. Reaguje na leki. Potrzebuje tylko więcej czasu.
- Potrzebuje specjalisty. – Powtórzyła.
- Dobrze wiesz, że ostatnie badania wykluczyły katatonię. To tylko jakieś duże wycofanie. Jest lepiej niż myśleliśmy.
- A może jest gorzej, bo jesteś z nią związany emocjonalnie i nie widzisz problemu?
Nagle Foreman poczuł się bezradny. Rozluźnił krawat i głęboko westchnął. Od co najmniej kwadransa próbował przekonać Cuddy, że nie powinna tak łatwo oddać Cameron w ręce psychiatry.
- Wiesz co się stanie jak wyląduje w tamtym szpitalu? Chcesz ją stracić całkiem? Proszę tylko o kilka dni. O kilka marnych dni.
Widział, że kapitulowała, bo dla niej też nie była to łatwa decyzja.
- Jakie masz pomysły? – zapytała.
- Muszę znaleźć jakiś punkt zaczepienia, żeby skomunikować się z nią. Żeby dała znak co się dzieje. Chase pomoże mi do niej dotrzeć.
Westchnęła i wyciągnęła rękę z teczką.
- Masz czas do końca tygodnia.

Kiedy wyszedł z jej gabinetu poczuł się nagle bardzo zmęczony. Jakby spędził cały dzień dźwigając ciężary na siłowni.
- Ciężkie starcie. – Usłyszał gdzieś obok siebie. Ten głos rozpoznałby wszędzie. Obejrzał się. Przy recepcji stał House sącząc kawę z papierowego kubka. Wyglądał jakby noc nie przysłużyła mu się zbytnio. Niewyspany i wyraźnie wymięty bardziej niż zwykle House nie wyglądał najlepiej.
- Kompromis. Do końca tygodnia. – odpowiedział. – Dobrze się czujesz? Zła noc?
- Pokażesz mi? – Ominął pytanie wskazując na teczkę. – No chyba, że jednym z warunków umowy jest trzymanie mnie na dystans od jej przypadku.
- Myliłeś się, to nie katatonia. - Wyciągnął rękę z teczką w jeg stronę. – Od wczoraj usiłujemy z Chase’m dotrzeć do niej poprzez ważne dla niej symbole czy wydarzenia. Ale na razie bez rezultatu.
- Widocznie potrzebuje silniejszych bodźców. – Odpowiedział przeglądając karty badań.
- Silniejszych? – Zapytał – Miłość to silny bodziec…
– Może Chase nie jest tak silnym, miłosnym bodźcem jak myślisz. – Przerwał mu w pół słowa kładąc akcent na „miłosnym” i spoglądając znacząco na Foremana..
- Niemożliwe. Pzecież jest z nim bardzo związana. No dobra… - wycofał się widząc minę House’a. – Być może. Masz jakiś pomysł?
- Może… - Odpowiedział.
Foreman przyglądał się zmarszczonym brwiom House’a. Ten wyraz twarzy byłego szefa mówił mu, że House intensywnie myśli.
- Potrzebuję kilku godzin. – Zdanie zostało wypowiedziane w tak niewinny sposób, że Foreman roześmiał się.
- Spóźniłeś się. Zrobiliśmy już rewizję z Chasem.
- Chase żyje w oczywistościach i już nie zauważa niuansów. – Odpowiedział spokojnie. – Mógłbym na to rzucić chłodnym okiem. Zadbasz o to, żeby Chase spędził je w szpitalu?
- Nie musisz się bać. – Foreman był wyraźnie rozbawiony – Nie wiesz że oni nie mieszkają razem? Cameron ma swoje mieszkanie.
House podniósł głowę znad kartek.
- Na pewno w łazience wala się żel do włosów Chase’a. Zgaduję, że nie ma tam jego pidżamy.
- Nie bądź zazdrosny. Ona dała mu tylko szufladę. - Widoczny sarkazm w głosie House’a znów ubawił Foremana, który bezceremonialnie poklepał go po ramieniu. – To dla ciebie.
Przed nosem Grega pojawił się pęk kluczy. – Ten z zieloną nakładką jest do drzwi wejściowych, a z niebieską, do mieszkania. Dam ci je pod warunkiem, że jak już poszperasz tu i ówdzie, dostanę od ciebie obszerny raport.
- Mów mi: 007. – Odpowiedział House zabierając klucze. – Gdyby Cuddy o mnie pytała, odpoczywam po męczącej nocy z czarnowłosą Jamajką. Poznałem ją na ostatniej sennej wyprawie.




Nigdy tu wcześniej nie był.
Salon miał tonację siwo-niebieską z delikatną – prawie niewidoczną - domieszką dojrzałej śliwki. Był bardzo stonowany i miał w sobie mnóstwo jakiegoś nieokreślonego ciepła i spokoju.
Usiadł na kanapie i rozejrzał się wokół usiłując przyciągnąć wzrokiem cokolwiek, co odpowie mu na jego wątpliwości.
Na jednej ze ścian zobaczył serię zdjęć. Niepowtarzalny krajobraz - żaglówki, jeziora, lasy, plaże i jakieś postacie. Wśród nich ona. Do jej pleców przytula się jakiś chłopak zanurzając nos w jej szyi. Jest uśmiechnięta. Jedną ręką przytrzymuje policzek chłopaka. Zdjęcie pokazuje ruch - ma zamiar odwrócić głowę i go pocałować.

Lubiła żeglować? Lubi nadal?

Tylu rzeczy o niej nie wie. Nie wie też że lubiła TAKIE książki. Znajduje ciekawą literaturę na kilku półkach. Mieliby o czym rozmawiać.

Nie miała wiele rzeczy, nie miała w mieszkaniu niepotrzebnych bibelotów. Wszystko klasyczne i w dobrym guście. Jego wzrok przyciągnęła niska komoda. Stała na niej wieża stereo, a tuż obok leżały płyty kompaktowe. Sięgnął po pilota i za chwilę rozległy się delikatne dźwięki smooth jazzu.

Znów go zaskoczyła. Mała, nieprzypadkowa kolekcja płyt z muzyką, która – czy tego chciał czy nie - zawsze uderzała go w czułe miejsca.

Pochylił się i otworzył drzwiczki komody, w której znalazł kilka niewielkich pudełek, a w nich - ułożone zdjęcia. Zaczął je przeglądać. Prawie wszystkie na odwrocie miały datę i krótki opis wraz z nazwiskami widocznych na nich osób. Oglądał je dokładnie starając się uchwycić cokolwiek. Przyglądał się nieznajomym twarzom śledząc każdy wyraz twarzy Cam. W sukni ślubnej wyglądała skromnie i pięknie, a jej mąż nie wyglądał na kogoś kto miał za chwilę umrzeć.
Westchnął.

Trzy pudełka krótkiej historii. Tak, to była naprawdę krótka historia życia Cam, która zaczynała się od chwili rozpoczęcia studiów, a kończyła się na zdjęciu sprzed kilku miesięcy.

Ostatnie zdjęcie… Nie widziała, że ktoś je zrobił. Ostatnia świąteczna impreza w szpitalu. Ma lekko pochylony profil zerkając na coś lub kogoś, kto zbliża się do niej. Jest zamyślona i ma taki łagodny wzrok, który jest wyjątkowy i przeznaczony dla kogoś, kto się zbliża. Pewnie Chase. Włosy opadają na jej twarz, ale doskonale widzi przygaszone oczy. Nawet taka jest piękna i szalenie pociągająca. Przesuwa palcem po zarysie policzka.
Kogo tam zobaczyłaś? O czym myślisz?
Nagle przypomniał sobie jak obserwował jej twarz jakiś czas temu na ulicy. To było podobne spojrzenie. Wtedy pomyślał sobie, że ma sekret i uznał to za interesujące.
Nagle zapragnął zobaczyć Cam w wieku dwóch, trzech, czterech lat. Ten brak zdjęć był jak czarna dziura w jej życiorysie.

Westchnął.

Blizny na plecach i dziura w życiorysie pokazały jasno, że Cam pozbyła się pewnego etapu życia, który uznała za zbyteczny lub zbyt bolesny. Dla niego ten etap stał się kluczowy i najbardziej interesujący.

Potem dosłownie i w przenośni przewrócił jej mieszkanie do góry nogami. Prawie wychodził, gdy jego wzrok padł na książki. Nie było ich wiele. Podszedł do półki i przejrzał je wszystkie.

Zagubiony tom jednej z nich znalazł w sypialni. Przewertował kartki. Wypadło jeszcze jedno zdjęcie. Małej dziewczynki z kucykami w słonecznej sukience. Ma wygląd grzecznej dziewczynki, która nie wie co to podrapane kolana, siniaki zdobywane podczas zabaw z innymi dziećmi.

Dlaczego spośród wielu zdjęć zachowała tylko TO?

Potem wraca do szpitala i bawi się w detektywa włamując się do szpitalnego systemu i kopiuje wszystkie informacje dotyczące Cameron. Wykonuje kilkadziesiąt telefonów w rozmaite miejsca i rozmawia z ludźmi ignorując brzęczenie pagera, który zwiastuje kłopoty związane z Cuddy i uparcie szuka jakiegoś punktu zaczepienia, który pokaże mu gdzie są drzwi. Nad kluczem zastanowi się potem.
Nie ma wiele czasu. Ma tylko 5 dni żeby powiedzieć Foremanowi co zrobić, aby przywołać na nowo Cam do życia.

Wilson zdziwił się. Była 21.00 a House wciąż siedział w swoim gabinecie. Ba! Wyglądało na to, że pracował. Rozmawiał z kimś przez telefon i był zakopany w stertę papierów. To było tyle dziwne, że diagnostyka nie miała dziś żadnego pacjenta.

- Jeszcze praca? - zapytał wkładając głowę przez drzwi
- Wolontariat. – Odpowiedział wyjmując długopis z ust. - Nie mam co robić i zbawiam dziś świat.
- Gdzie byłeś? Cuddy cię szukała. – Wilson przekroczył próg gabinetu House’a i podszedł kilka kroków. – Skąd to masz?
- Jak widać skutecznie się schowałem. – odpowiedział. – To? Z domu Cameron. Spędziłem tam dzisiaj urocze przedpołudnie.
- Dlaczego to robisz? – Wilson przyglądał się z uwagą twarzy House’a.
- Żebyś miał więcej powodów do zastanawiania się co ze mną nie tak. Poza tym tajemnice Cameron zawsze mnie kręciły. – Odpowiedział opierając się wygodnie w fotelu.
Teraz on z uwagą przygląda się Wilsonowi, który wydaje się spięty całą sytuacją.
- Szpiegujesz ją? Może wystarczy porozmawiać z Chasem…
- Dlaczego myślisz, że Chase może być wyrocznią Cameron? Dlatego, że ze sobą sypiają?
Powiedział to mocno, zbyt mocno. Nie miało tak zabrzmieć.
- Angażujesz się House. To nie jest dobry pomysł – ton głosu Wilsona uświadomił mu, że niechcący odkrył przed nim milimetr duszy.
- Mam dług do spłacenia – zagrał scenę, którą umiał odgrywać zawsze, niezależnie od sytuacji. Nuta sarkazmu skutecznie uświadamiała rozmówcom jak bardzo miał wszystko gdzieś. Liczyły się fakty i – w tym wypadku – medyczny dług.
- Tak. Dług. – Wilson uśmiechnął się nieznacznie – Ciekawe czy doczekam się dnia w którym po prostu powiesz, że ci po prostu na kimś zależy.
- Myślałem, że tobie powiedziałem to przynajmniej raz. – House spojrzał na Wilsona wzrokiem, który był szalenie zrozumiały.
Wilson wstrzymał oddech. To były niebezpieczne drogi rozmowy. Ta rozmowa nie mogła się skończyć dobrze dla obu z nich.
- House… - zaczął ostrożnie.
- Nie jesteś gotowy na tę rozmowę. – Przerwał mu.
Wilson spojrzał na niego zaskoczony. House wstał z fotela i nieznacznie przybliżył się do… no właśnie. Do kogo? Odpowiedź na to pytanie należała tylko do Wilsona.
- Zobaczyłem to w twoich oczach jak siedziałeś niedawno w mojej kuchni. Masz problem, bo nie wiesz kim dla mnie chcesz być: przyjacielem, kumplem, kolegą z pracy czy tylko znajomym. Wybór należy o ciebie.
Cisza, która nastała po nagle wypowiedzianym zdaniu sprawiła, że Wilson usłyszał szelest strużki potu, która nagle zaczęła płynąć mu po plecach.
Zdecydowanie nie jest gotowy na tę rozmowę.
- Nie jestem. – Odparł. – Nie wiem kiedy będę gotów.
House patrzy badawczo na przyjaciela, który po raz pierwszy od miesięcy jest szczery i prawdziwy.
- Ok. Jimmi. – Mówi nagle miękko. – Ok.
Może gdyby nie byłby House’m poklepałby go po ramieniu i powiedział jeszcze coś… cokolwiek. Ale jest House’m i tylko stoi wpatrując się w niego. Potem patrzy jak Wilson odchodzi rzucając zwykłe „dobranoc”, które dziś nie brzmi tak jak zwykle, a House oddycha z ulgą. Znalazł drzwi Wilsona.

Pora na drzwi Cameron.
Został mu jeszcze jeden kąt do przejrzenia, który znajdował się kilka pięter niżej.
Na ER-ce.
Jej szafka. Włamuje się do niej i dokładnie ogląda wszystko. Zamiera, gdy w jej „babskiej” gazecie odkrywa dwa zdjęcia.

Już wie na kogo się patrzyła. Problem był w tym, że nie patrzyła na nikogo kto podchodziłby do niej. I nie był to Chase.

Przypomniał sobie tę scenę - ulotną jak sekundnik odmierzający czas w jego zegarku.

Wychodził ze szpitala. Nie lubił świątecznych fet. Zobaczył ją z daleka. Wyróżniała się na tle szpitalnej masy. Przytrzymał na niej dłużej wzrok. Kiedy go zobaczyła uśmiechnęła się lekko i po prostu powiedziała: „Wesołych Świąt House”.

Na pierwszym zdjęciu zobaczył swoją twarz. Wpatrywał się w Cameron z mieszanką czegoś nieokreślonego. Drugie też należało do niego. Mógł na nim zobaczyć jak wyglądają jego plecy, płaszcz i laska. Była też na nim ona. Mały jej fragment. Obejrzała się za nim. Zobaczył jej twarz. Miała taki sam wyraz jak on.

Żal. Żal i tęsknota. Żal, tęsknota i szczątki… Nie jest w stanie nazwać tego po imieniu.


Oparł czoło o metalowe drzwi szafki, które chłodzą nagle rozpalone czoło. Te zdjęcia zdecydowanie nie mogą zostać w tej szafce.

Wraca do gabinetu, chowa zdjęcia w przepaściach swoich szuflad i zagłębia się na długą godzinę w fotelu.

Potem wraca do domu i spędza drugą bezsenną noc rozmyślając o zagubionych drzwiach Cameron. Kiedy o poranku wraca do szpitala kieruje swoje kroki na oddział, gdzie leży ona.

Nie śpi. Ma szeroko otwarte oczy. Porusza się na jego widok i nieznacznie uśmiecha.
- Dzień dobry doktor Cameron. Pożeglujemy? – Mówi na powitanie. – Przyniosłem ci coś.

Potem na stoliku stawia butelkę po wypitej przed dwoma wieczorami whisky ze zwiniętą kartką w środku. Stary dobry sposób komunikowania się ludzi z odległych, bezludnych wysp. Ona gdzieś tam jest. Dryfuje wśród swoich wspomnień i przeżyć.

Ma nadzieję, że jest na tyle blisko, że zdoła dobić do brzegu.

----------------------------



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kropka dnia Śro 22:21, 22 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13421
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:07, 22 Lip 2009    Temat postu:

Piękne.

Odkrywanie przeszłości Cam bardzo przypomina sposób dochodzenia prawdy przez House'a.

I subtelnie rozegrana scena między Housem oraz Wilsonem.

Foreman jakiego właściwie nie znam z filmu, ale którego łatwo mogę sobie wyobrazić.

Dojrzałe psychologizowanie zaprezentowałaś Kropko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kin
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: my wild island
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 13:03, 23 Lip 2009    Temat postu:

Wreszcie kolejna część!

No i choroba Cameron... House jak zwykle tajemniczy. Ciekawe, czy ją wyleczy (ja myślę, że mu na to pozwolisz:). I kim właściwie jest tutaj Chase...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sonea
The Dark Lady of Medicine


Dołączył: 01 Mar 2009
Posty: 2103
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szmaragdowa Wyspa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:49, 23 Lip 2009    Temat postu:

Kropko... jak zwykle pięknie.
Rozbrajasz mnie.

Ciekawi mnie przeszłość Cameron.
Czekam na C.D.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jen
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 31 Mar 2008
Posty: 854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:23, 25 Lip 2009    Temat postu:

jak to się stało że usunęło mojego pierwszego poprzedniego posta ?
no cóż, napiszę jeszcze raz...
ogółem te obie części są tak wspaniałe i zawsze targają moimi uczuciami, więc chcę, by było ich więcej i więcej (wiem, to uzależnienie, ale ja nie chcę się z hameronka leczyć !)
to wszystko jest jakimś cudem, te słowa i gesty tu zawarte...
czekam więc na kolejną część kropko


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Couvert de Neige
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 27 Mar 2008
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 9:56, 28 Lip 2009    Temat postu:

Po raz kolejny żałuje, ze takiego ficka nie ujrzy DS >.>
Genialnie napisana część, wspaniałe opisy, subtelne dialogii. Miód na moją duszę. Czekam, czekam na więcej...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 9:30, 29 Lip 2009    Temat postu:

Przeczytałam. Ale na razie... konstruktywnego komentarza. Muszę to sobie przemyśleć bo to porusza coś we mnie.
Oh, tak DS powinien to przeczytać i zobaczyć jak można grac na emocjach nie epatując ekstremalnym nieszczęściem i seksem...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kropka
Litel Wrajter


Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:05, 04 Paź 2009    Temat postu:

TWIERDZA powraca po długim czasie milczenia. Nie obiecuję, że będą pojawiały się szybko nowe części, choć koniec niedaleki.
Zaczynam szkołę i czas już całkiem mi się okroi, ale postaram się was nie zawieść.

Miłego czytania czytacze hameronkowych opowieści
Pozdrawiam was serdecznie.
Dajcie znać, że jesteście


9. Powrót

Zdołała dobić do brzegu. Sam nie wiedział jak i kiedy. Znalazł pustą butelkę obok niej. Siedziała i wpatrywała się pustym wzrokiem w zdjęcie wygładzając je prawą dłonią.
- Jestem taka zmęczona House. – Powiedziała to tak cicho, że wręcz wydało mu się, że coś powiedziała.
Nigdy nie widział w ludzkiej twarzy większego smutku i rezygnacji. Miał wrażenie, że znów zaprowadził ją na krawędź pozostawienia samej siebie i wycofania się. Miał wrażenie, że jeśli nie zareaguje w odpowiednim czasie, ona znów rozpadnie się na najdrobniejsze kawałki.

– Nie wiedziałem, że lubisz żeglować. – Przysiadł obok.
– Lubiłam. Chciałabym lubić znów.– Szepnęła jeszcze ciszej. Jej twarz wciąż wyrażała ten sam smutek i rezygnację.
– Nigdy tego nie robiłem. – Próbował pociągnąć konwersację dalej.
Sprawiała wrażenie mechanicznego robota. Wpatrywała się w czarno białe zdjęcie siebie samej bez ani jednej emocji na twarzy.
– Powinieneś spróbować.
– Dlaczego?
On jest tym idiotą, który je zadał? Co za głupie pytanie.
– Unosisz się. Wokół tafla wody. Poddajesz się sile wiatru. Jesteś w rękach żywiołów. Pozwalasz się nieść w nieznane.
– Nieznane?

Patrzył jak jej drobne dłonie wygładzają zmięte zdjęcie. Dopiero teraz zauważył, że jest bardzo drobna. Dziwne. Dlaczego dopiero teraz?
– Mama go nie lubiła. Wyrzuciła wszystkie do śmietnika. Długo ich szukałam i znalazłam tylko to.
– Pamiętasz co się stało? – Zapytał próbując ominąć jej nagłe zwierzenie.
– Człowiek w kapturze kradł auto. Zranił mnie. W ramię. – Jej głos stawał się coraz silniejszy. – Chcę do domu.

Spojrzała na niego. Zobaczył jej ogromne oczy. Nie były już takie puste jak przed chwilą. Ale smutek i rezygnacja nie opuszczały jej twarzy.
– Chcę do domu. – Powtórzyła.
– Musimy jeszcze cię poobserwować.
– Nic mi nie jest. Dam sobie radę.
– Dlaczego dopiero teraz…? – Jakoś nie mógł znaleźć odpowiedniego słowa na to co się stało. Wróciła? Przebudziła się?
– Zawsze tu byłam. Nie musiałam wracać. – Odpowiedziała.
Zrozumiała o co chciał zapytać. Była bardzo świadoma.
– Zawsze? Wydawało mi się, że twój mózg wylądował na jakiejś ogromnej planecie.
Postanowił nagle zachowywać się jak House.
– Zawsze tu byłam. – Powtórzyła. – Widziałam ciebie, Chase’a, Foremana…
Spojrzała mu prosto w oczy. Znalazła w nich mieszankę wątpliwości.
– Cuddy chciała mnie wysłać do psychiatryka. Chase odwiedzał mnie rzadziej niż ty. No i… – zawahała się – Płakałeś dwa dni temu.
Zaskoczyła go. Bardziej niż propozycją tamtej randki.
– We śnie. – Dodała. – Na tamtym krześle. Wiem jakie słowa powiedziałeś.
Zapewne gdyby przejrzał się w lustrze, zobaczyłby swoje oczy wielkości małych brzoskwiń.

Dwa dni wcześniej.

Pokłócił się z Cuddy o klinikę. Znów. Ale musiał ulec, bo rządziła tu ona. Spędził trzy wykańczające godziny z kilkunastoma pacjentami, z których tylko dwóch tak naprawdę wymagało lekarskiej pomocy.
Jednym z nich była młoda matka z synkiem, który zdradzał początki astmy. Mały był naprawdę świetny, a młoda mama… zawróciłaby niejednemu facetowi w głowie. Należała do rodzaju tych kobiet, które z łatwością łączyły rozsądek z dużą dawką romantyzmu. Miała to gdzieś wypisane na twarzy. Zdradził to jej wzrok, kiedy rozmawiała z nim, a potem z synem. Była jedyną, dla której tego dnia postarał się być milszy. A rezolutny malec wyszedł od niego z największym lizakiem jaki znalazł w recepcji.

Westchnął gdy wyszła. Za chwilę złapał go ogromny skurcz w nodze. Spocił się w kilka sekund. Tamtego popołudnia stojąc pod szpitalnym prysznicem postanowił zrobić wszystko, żeby przestało boleć. Już od dawna o tym myślał. Zapomniał jak wygląda życie bez bólu. Zapomniał jak smakuje zmęczenie porannym biegiem. Zapomniał jak pachnie radość zmęczenia na ringu. O tylu rzeczach musiał zapomnieć...


Wszedł do pokoju. Cameron leżała na boku przyglądając się stojącej butelce. Miał wrażenie, że delikatnie poruszyła się, gdy podszedł bliżej. Nie spuszczała wzroku z butelki. Poza tym nic się nie zmieniło.

Usiadł w fotelu i wyjął kanapkę. Dobrze mu szło przebywanie z ludźmi, którzy nie wymagali wielkiego zaangażowania. Sam nie wiedział dlaczego tak zareagował. Może dlatego, że jakiś czas temu bez słowa wyrwała go z oparów potwornego bólu, a może dlatego, że tak naprawdę nigdy nie było mu obojętne co się z nią stanie?

Nie umiał się zdecydować na żadną z pomyślanych i nie pomyślanych opcji. Ułożył się wygodnie na krześle i położył nogi na skraju łóżka. Czuł niewielki ból w nodze. Zdecydowanie mieszanka, którą wypróbował i nad którą myślał przez ostatnie godziny sprawiła, że odczuwał ból w zmniejszonej dawce.
Spojrzał na Cameron. Znów wydawało mu się, że nieznacznie się poruszyła. Nie mógł się jej nie przyglądać. Miała takie wielkie oczy, które jeszcze niedawno sypały gromady iskier w zależności od tego co jej powiedział lub czego nie powiedział. Kiedy nie wiedział co jej powiedzieć, umiał się tylko jej przyglądać i patrzeć jak zmieniają się rysy jej twarzy pod wpływem rosnących lub wygaszanych emocji.


Udo znów zapulsowało, ale zdecydowanie delikatniej niż zwykle. Wyciągnął rękę i przesunął po nim dłonią. Nienawidził zmasakrowanej faktury fragmentu swego ciała. Pomyślał, że ona zobaczyła jego pokiereszowaną nogę. Jak dobrze, że nie zobaczył jej reakcji. Przez chwilę pomyślał, że nie chciałby się rozczarować jej reakcją.
Brednie.
Przechylił głowę na oparcie krzesła i zamknął oczy. Jest naprawdę większym idiotą niż myśli. Czego od niej chce? Przez ostatnie miesiące skutecznie ją odepchnął. Jakby nie istniała. Jedyne wydarzenie z jej udziałem – to diagnozowanie chłopaka z niewydolnością nerek. Potem potoczyło się samo. Ból. Ona w jego domu. Wilson. Napad. Jej wycofanie. Poznanie kilku tajemnic…

W garażu paliło się wątłe światło. Nie słyszał nic, póki nie poczuł jak krople zimnej wody zaczęły uderzać każdy zakamarek jego ciała. Zanim dotarło do niego co się dzieje zrobił się mokry. Starał się nie krzyczeć. Skulił się w sobie pod naporem strumienia wody. Widział taki gest na filmach. Skulić się i obronić jak największą powierzchnię ciała. Czego on chce? Nie wypił ani kropli. Dlaczego mówi do niego „zachlany”? Prowadził ten cholerny samochód. Gdyby nie piątkowe korki przyjechałby na czas. Co z tego że śmierdział dymem papierosowym. – Ty popaprańcu! – usłyszał przez szum wody. – Wiedziałem, że tak skończysz!
Ciało reagowało z coraz większą bezwładnością. Zziębnięty organizm zaczynał strajkować. Spiął się w sobie. Lodowata woda odbierała mu czucie. Czuł miliony drobnych igieł, które wkłuwały się w ciało. Nie chciał krzyczeć. Jak zwykle chciał być silny. Nie dał rady. Wydał z siebie jęk, który szybko przemienił się w krzyk. Przestań, proszę przestań. Nie mam już siły.
Strumień przestał płynąć. Zrobiło się cicho. Był tak zziębnięty, że nie dał rady rozewrzeć zaciśniętych kurczowo na koszuli pięści. Posprzątaj? Nie widzisz, ze to nie ja zrobiłem bałagan? Błogosławiona cisza. Nie słychać szumu wody. Dlaczego woda jest słona? Płaczę? Nie. Koniec. To był ostatni raz. Jeśli się teraz nie obronię to…


xxx

– Znienawidzę siebie. Właśnie tak powiedziałeś: znienawidzę siebie.

Milczał. Doskonale pamiętał tamten sen-jawę. Rzeczywiście miał łzy w oczach. Kiedy się obudził znów nie mógł złapać powietrza w płuca, a serce waliło mu jak oszalałe. Widział wpatrzone w siebie jej oczy, ale był przekonany, że były puste. Że nic nie widziała. To dlatego nie uciekł wtedy z jej pokoju tylko schował twarz w dłoniach i pozwolił popłynąć najgorszym emocjom. Łzy po prostu same płynęły. Pozwalał im bezgłośnie wydobywać się z jego oczu. Nie umiał ich zatrzymać. Wytaczały się z głębi niego jak wodospad. Były tak samo bezradne jak wtedy, kiedy strumień zimnej wody doprowadził go na skraj osobistego załamania.

– Płakałeś. – Mówiła spokojnie.

Skierował wzrok w stronę podłogi. Zauważył, że fugi wokół kafelek są już nieźle wytarte i pomyślał, że warto by pomyśleć o remoncie.
– Dlaczego mówisz mi o tym dziś?
– Bo wtedy potrzebowałeś tych łez. A ja nie byłam gotowa.
Zawahał się. Miał pytanie w oczach.
– Żeby stawić czoło twoim łzom. - Dodała.
Wzięła butelkę w rękę i przez chwilę ważyła ją w dłoni.
– Wtedy postanowiłam zobaczyć co mi w niej przyniosłeś.
– Zacząłem wtedy trenować boks.
Sam nie wiedział dlaczego jej to powiedział. Wyciągnął dłoń i odebrał butelkę. Zapomniał, że miała tak delikatną skórę. Przypomniał sobie jej delikatną pieszczotę na swojej twarzy, gdy postanowiła sięgnąć po jego usta. Przytrzymał dłużej niż powinien jej dłoń.


– Allie, Allie!
Pospiesznie zabrał swoją dłoń i odwrócił głowę w stronę drzwi.
Chase’a bezceremonialnie wkroczył pomiędzy nich.
– Kochanie! Właśnie się dowiedziałem, że wróciłaś!

Chciał ją przytulić i złapał jej dłonie. Kurczowo zacisnęła pięści na zdjęciu małej dziewczynki i spięła się nie pozwalając na jego gest. Powoli podniosła głowę i popatrzyła na niego wielkimi i smutnymi oczyma.
– A gdzie byłeś wczoraj? – Zapytała zwyczajnie.
– Pojechałem do domu, żeby chwilę odpocząć. – Odpowiedział. – Wiedziałem, że jesteś w dobrych rękach. Wszyscy martwiliśmy się o ciebie. Jak się czujesz? Co się z tobą działo?
– Po prostu bardzo się zmęczyłam. – Odpowiedziała patrząc na odchodzącą sylwetkę House’a. – Musiałam odpocząć.

Spowodowała duże zamieszanie swoim nagłym powrotem. Wszyscy tak nazywali jej aktualny stan. On wolał myśleć o niej inaczej. Foreman i Chase uparli się na dodatkowe testy i badania. Tylko House był dziwnie milczący. Odsunął się. Przestał interesować się jej przypadkiem, ale nie przestał milcząco obserwować jej.

Chase znów stał się jej panem i władcą nie pozwalając na to, by ktokolwiek zbliżył się do niej. Zajął sobą całą jej przestrzeń, ale nie zdołał zatrzymać jej w szpitalu, kiedy po kilku dniach wszystkie badania i testy wyszły na korzyść Cam. Nawet sprowadzony psychiatra nie miał jej nic do zarzucenia.



Stał nieopodal i patrzył jak podpisuje formularze. Ciągle ten sam smutny wyraz twarzy, ale oczy zdecydowanie należały do niej. Przyglądał się jej delikatnemu profilowi, który uwydatniły dodatkowo włosy zebrane w kucyk. Pewnie gdyby zobaczył ją pierwszy raz, pomyślałby że jest piękną kobietą.
Odwróciła się i spojrzała na niego.

Wiem, ze cierpisz – mówiły jej oczy.

Jego oczy milczały. Był jej wdzięczny, że nie przyszła i nie próbowała rozdrapywać jego ran. Wystarczy, że robiły to jego nasilające się koszmary. Czuł ich oddech na plecach wraz z cieniem ojca, który skradał się gdzieś obok i blokował część jego decyzji i zachowań.

Potem spakowała się i pojechała z Chase’m do jego mieszkania. Dopiero po kilku dniach dowiedział się od Foremana, że spakowała swoje rzeczy i wróciła do swojego mieszkania.


Ciągle nosił w kieszeni dwa pudełeczka. Jedno pomarańczowe, którego kształt znał na pamięć i umiał się z nim obchodzić nawet po ciemku. Drugie pudełeczko miało inny korek. Musiał je brać w obie ręce, żeby sobie z nim poradzić, ale jego zawartość zdecydowanie korzystniej wpływała na poziom jego bólu. Dodatkowo sprawiała, że potrzebował zdecydowanie mniejszej dawki snu. Jedno wydawało się być niepokojące: jego koszmary zaczynały przybierać realne kształty.

------------------------


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kropka dnia Nie 22:40, 04 Paź 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eigle
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 01 Lis 2008
Posty: 13421
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:37, 04 Paź 2009    Temat postu:

Nie wiem czy to jest opowieść o Cam (w serialu nie dane nam było tak wyraziste przedstawienie jej postaci), ale z pewnością jest o Housie.

Kolejna porcja niesamowitego wzruszenia. House cierpiący i ludzki. Odarty z sarkazmu, bo przebywający z kimś kto go bez słów rozumie.

Ostatnie zdanie nasunęło niedobre serialowe wspomnienie. Ciekawe jak ty TO rozegrasz ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
SzatuunZiioom_
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 16 Sty 2009
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gorzów (W sercu Poznań)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:39, 05 Paź 2009    Temat postu:

Szczerze mówiąc wcześnije nie czytałem tego fika. Ale wczoraj mnie coś natchło i zacząłem czytać. Za jednym zamachem przeczytałem całość.
Bardzo mi się podoba Twój fik tak samo z resztą jak Paradoks ; ) .
Szkoda, że wcześniej na niego nie wpadłem. ;d . I sam sobie się dziwie ;o .
Naprawdę świetny fik czekam na dalsze części . .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Caellion
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 07 Sty 2009
Posty: 342
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 23:30, 08 Paź 2009    Temat postu:

postanowiłem coś przeczytać, a że lubię twój styl to padło na ten fik^^

hm... teaser jest dość mrocznawy... zaczyna się trochę psychologicznie (coś w stylu filmów Lyncha i Almodovara) ale konstrukcja tego jest niesamowita... niski ukłon tobie i twojej Wenie

cz. 2. ahhh.. już pierwsze pytania są świetne^^ aż chce się pofilozofować.
psychologię postaci i ich analizę masz opracowaną do perfekcji... tak jakbyś była ich psychologiem, albo pozwoliłabyś im samym opowiadać o sobie... a co ciekawe w tej części (nie wiem czy się cieszyć) dość dobrze i mnie opisujesz... (coś z Cam i coś z House'a)

i to chyba tyle na dzisiaj resztę jutro przeczytam^^


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Caellion dnia Czw 23:41, 08 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
marysiaaa
Proktolog
Proktolog


Dołączył: 08 Paź 2009
Posty: 3329
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Radom
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 0:58, 09 Paź 2009    Temat postu:

kropeczko!
w przerwie między polskim a niemieckim... piszesz cudownie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kin
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Maj 2009
Posty: 237
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: my wild island
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:26, 09 Paź 2009    Temat postu:

czekam na dalszą część!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nefrytowakotka
Lara Croft


Dołączył: 02 Sie 2008
Posty: 3196
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 76 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 10:04, 15 Paź 2009    Temat postu:

Mrocznie. Ale z House'm już tak jest.
Cameron jak zwykle jedna wielka tajemnica. Za to doskonale rozumie House'a i dorosła na tyle, że nie pyta. Czeka.
A House jak to House właśnie wpakował sie w kłopoty...
Bardzo jestem ciekawa co wymyśliłaś. Czekam niecierpliwie na cd


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 3:42, 26 Paź 2009    Temat postu:

Cytat:
Właściwie nie trzecia strona medalu, tyko krawędź po której toczy się medal. Obie strony medalu to wizerunek House’a. Obojętnie jaką stroną upadnie – zawsze znajdzie na nim jego twarz.

piękne sformułowanie

Cytat:
Miałem nadzieję na dawkę podnoszącego dobry nastrój seksu. Niestety z tobą to niemożliwe.

no wiesz...
...
parafrazując to, co odpowiedziałam jednemu znajomemu na jego poglądy pt "House-nie-jest-gejem": Skoro House odważył się w celach eksperymentalnych włożyć nóż do kontaktu, to nie sądzę, żeby miał opory przed uprawianiem seksu z kimkolwiek, kto żyje

Cytat:
Tak. Filozofowie i mędrcy tego świata mieli rację: prawda wyzwala.
Tylko szkoda, że potem wcale nie jest łatwiej.

i jeszcze jedno piękne sformułowanie
tylko nie do końca się zgadzam. Jeżeli zaakceptuje się tę prawdę, jaka by ona nie była, to będzie łatwiej. Co innego, jeśli jedynie stwierdza się fakt istnienia owej prawdy, a mimo to stara się go ignorować i postępować tak, jakby się tej prawdy nigdy nie poznało (przyznaję się bez bicia, że to mój wniosek wysnuty po Fiku "One Step..." - chłopakow wystarczyło zaakceptować rzeczywistość i wszystko zaczęło się układać Szkoda, że takie rzeczy są tylko w fikach możliwe )

Cytat:
Zawsze myślała, że najlepszym dla niej, dla niego i dla szpitala rozwiązaniem jest trzymać go w ryzach żelazną ręką. Miała ku temu potrzebną władzę i środki. Pochlebiało jej, że mogła swobodnie wdać się z nim w słowne utarczki, bo i tak ostatnie słowo należało do niej. Oczywiście jeśli chodziło o szpital. W innych wypadkach rzadko był przegranym.

hehe, trafne podsumowanie Cuddy Jedyne, co mnie zastanawia, to to, jakim cudem trafiła na stanowisko Dyrektorki szpitala. (pomijając oczywiste przypuszczenia )


Sny House'a opisane po mistrzowsku. Aż ciarki przechodzą po plecach. Poor, poor House *hugs him*


Poza tym... Hilson w Twoim wykonaniu...
Całkiem nieźle, mogłabym rzec. Przydałoby się takie coś w serialu. Tymczasem dostaliśmy Hilsona na początku 5. sezonu i na końcu. W środku ziejąca pustką dziura, która jedynie jakąś magiczną przemianą zachodzącą w ułamku sekundy może tłumaczyć zmianę zachowania Wilsona pod koniec. Cóż, scenarzyści House'a to idioci, którzy zapominają, że jak już się zaczyna gmerać w świecie wewnętrznym postaci, to powinno się zachować jakiś ciąg przyczynowo-skutkowy, zamiast wrzucać tu i ówdzie kawałki układanki, na dodatek w niewłaściwej kolejności


Mam nadzieję, kropko, że dalej będziesz tak zgrabnie prowadzić swoją historię. Oby na koniec House'owi udało się przełamać i wpuścić do swojej twierdzy dwie najbliższe mu osoby na świecie.
Weny życzę


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pon 23:51, 26 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kejti
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 18 Paź 2009
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Neverland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:48, 26 Paź 2009    Temat postu:

Obaczyłam już jakiś czas temu... Jest to jeden z najbardziej nastrojowych fików, jakie do tej pory przeczytałam (wstawiłabym jakąś japę, ale nie ma takiej, która nadawałaby się po 9'tej części).

Czekam na więcej... proszę... Naprawdę bardzo proszę
Jeszcze nie jęczę, ale jestem bliska, bo zżera mnie ciekawość jak to poprowadzisz...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kejti dnia Pon 22:49, 26 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kropka
Litel Wrajter


Dołączył: 11 Maj 2008
Posty: 3765
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 31 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 0:21, 30 Paź 2009    Temat postu:

Oddaję wam kolejną część historii, która sama mnie prowadzi.
Niech zatem prowadzi i was. Jest tu dużo smutku. Coś się rozpada.
Zanim się na nowo narodzi - jej bohaterowie muszą doświadczyć i zrozumieć wiele rzeczy. Dziś serwuję wam pierwsze próby rozumienia się nawzajem.

Część hilsonkowa dedykowana Richie, której zachciało się tu zajrzeć i napisać komentarz


10. ZBLIŻENIA

Wilson czuł się coraz gorzej. Nie miał siły zebrać się do kupy. Miał wrażenie, że jest „rozłamany”. Jakby jakaś część jego ciągle umierała i ciągnęła za sobą część, która krzyczała, że chce żyć.
Każdego wieczoru wypełniał ten sam rytuał.
Gotowanie. Kolacja. Zmywanie.
Zawsze dla dwojga.
Rozstawiał talerze, kubki, sztućce…
I tęsknił.
Chciał o tym powiedzieć i zostać zrozumianym. Co prawda mówił. Jego terapeuta i grupa wciąż o tym słyszeli. Tylko dlaczego to nie przynosiło ulgi. Dlaczego po tylu miesiącach nie stawało się mglistym wspomnieniem? Dlaczego bolało tak samo jak wtedy, gdy spoglądał w jej umierającą twarz, w trumnę z jej ciałem zanurzającą się w ziemi czy za każdym razem, gdy musiał przestawić jej zdjęcie, gdy wycierał kurze.

House.

Terapeuta przyciskał go, żeby wyszedł naprzeciw swojemu lękowi i porozmawiał z nim. Co miał mu powiedzieć?
Jesteś mordercą? Musiałeś się wtedy upić? Czy może dziękuję ci za to, że stanąłeś na głowie, żeby ją odnaleźć i wziąłeś na siebie ciężar jej leczenia? Że dałeś sobie pogrzebać w głowie, żeby poruszyć wspomnienia?
Nienawidzę cię za zbieg okoliczności, który sprawił, ze jestem pusty?
Przepraszam za to, że jestem dupkiem i nie umiem być wobec ciebie szczery i uczciwy?

Wilson nagle przeraził się sam siebie. Zrozumiał, że balansuje na krawędzi i jak do tej pory nic nie jest w stanie przechylić go na stronę życia.
Kolejna myśl przeraziła go jeszcze bardziej. Umiera. Nie, on już umarł. To co robi jest nędznym ochłapem pozorów życia.

Usiadł ciężko przy stole z dwoma ich ulubionymi nakryciami i schował głowę w ramionach. Zaszlochał. A potem wyciągnął rękę i z całej siły zrzucił naczynia, które rozsypały się po podłodze tłukąc się na najdrobniejsze kawałki.

– House… – Wyszeptał, próbując sam przekonać się do myśli, która nagle powstała w jego głowie.


xxxxx

Coś było nie tak. Wydawało mu się, że brał prysznic i się przebierał. Jakieś mgliste wspomnienie upadającego ręcznika na podłogę przebiegło mu przez głowę. Tymczasem stał w szpitalnej łazience i przyglądał się zarostowi, który był dłuższy niż zwykle, a koszula nosiła znamiona co najmniej trzydniowej eksploatacji. Poczuł się nagle zmęczony jakby trzy ostatnie dni rozciągnęły się co najmniej na tydzień. Przemył twarz. Musiało mu się to przyśnić. Zwłaszcza, że pamiętał iż ostatnie trzy noce spędził w szpitalu. Niemniej jednak musi coś ze sobą zrobić.
Zawlókł siebie i swoją nogę do swojego gabinetu, wyciągnął z torby czyste ubranie i wrócił do łazienki. Jeszcze nigdy krople wody nie podziałały tak odprężająco. Zamknął oczy i poddawał się ich uderzeniom. Szkoda, że Wilson musiał wyjechać. Mógłby po prostu pójść do niego z piwem czy czymkolwiek innym i sprawdzić czy na jego kanapie równie dobrze ogląda się mecze.


xxxxx

Zbyt dobrze znał House’a żeby nie zobaczyć, że coś się dzieje.
Jego przyjaciel stawał się wrakiem. Jego twarz poszarzała, a oczy zrobiły się dziksze. Stał się – o ile mógł tak powiedzieć – cyniczniejszy, paskudniejszy i mroczniejszy. Nie poznawał go.
Chciał coś zrobić, ale nie wiedział co. Nie czuł się upoważniony do tego, by cokolwiek zrobić.
Pieprzony dystans…
Nagle Wilson zrozumiał, że wpadł we własne sidła dystansu zarysowanego w stosunku do House’a.

I był bezradny.

– Chcę z tobą porozmawiać…
Nie uwierzył, że powiedział to na głos. Nie uwierzył, że coś takiego przeszło mu przez gardło. Przecież obiecał sobie dystans i trzymanie House’a na bezpieczniej uwięzi. Żeby nie dać się więcej zranić.

Tymczasem patrząc na zmieniającego się House’a zrozumiał, że za nim tęskni. I bardzo chciałby, żeby było tak jak dawniej. Nawet kosztem speeda fundowanego mu w kawie.

xxxxx


Zobaczył go kątem oka i postanowił udawać, że go nie widzi. Wręcz próbował uniknąć konfrontacji z nim. Szedł w jego stronę i trzymał coś w ręku. Nie mógł zobaczyć co to było, ale dałby sobie ręce uciąć, ze było to jedno z narzędzi psychicznej tresury. Nie. Nie zrobi tego. Nie pozwoli się dalej upokarzać. Coś do niego mówił. Zaciął się. Postanowił go zignorować, ale nie wytrzymał, gdy poczuł zaciskające się palce na swoim ramieniu. Wystrzelił jak piłka do tenisa i w sekundzie znalazł się oko w oko ze znienawidzonym człowiekiem. Jego sierpowy wylądował na twarzy człowieka, który przez gro jego życia był panem i władcą. Czuł jak pod pięścią pęka chrząstka w nosie…

Nagle poczuł jak jakaś niewidzialna siła chwyta go i prawie przygniata do ziemi. Spojrzał przed siebie oszołomiony faktem, że nagle schwyciło go kilka osób. Żelazny ucisk sprawił, że poczuł jak nagle zatrzeszczały mu żebra. Były na granicy połamania. Przestał się szamotać i przyjął kilka ciosów. Jeden z nich trafił go w udo. Prawie stracił przytomność z bólu.

– Co z tobą!! – ktoś krzyczał mu wprost w ucho – Chciałem tylko żebyś się przesunął!! Rozwaliłeś mi nos!! Wyrzućcie go stąd!!

Chciał coś powiedzieć, ale był zbyt oszołomiony sytuacją w której się znalazł. Zewsząd docierały do niego głosy.
Za chwilę ktoś go wywlókł z baru i wyrzucił za drzwi. W ustach poczuł smak krwi, a udo bolało go rozpaczliwie. Leżał przez chwilę zanim nie podjął pierwszej próby zrobienia czegokolwiek ze sobą.

Nic nie rozumiał. Gorączkowo szukał odpowiedzi na pytanie co tu robi, jak się tu znalazł i dlaczego uderzył jakiegoś mężczyznę. Przez mózg przewijał wydarzenia dnia. Był w pracy. Miał jakiegoś pacjenta. Rozmawiał nawet z Cameron. Mimochodem przewinął mu się Wilson. Nie rozumiał dlaczego. Zrozumienie faktu, że nie ma pojęcia jak się znalazł w barze przejęło go grozą. Jego analityczno-lekarski umysł krzyczał coś do niego. Znieruchomiał. Bał się wypowiedzieć to, co było tak oczywiste, aż przerażające.

– House! – Usłyszał obok siebie przerażony głos. – Co się stało?! Kto ci to zrobił??

Głos Wilsona postawił do pionu resztki jego zdrowego rozsądku. Przecież Wilson wyjechał!

– Dlaczego tak na mnie patrzysz? Co się stało?
– Skąd… Skąd się tu wziąłeś…?
– House? Greg? – Głos Wilsona niepokojąco zadrżał. – Przecież byliśmy tu umówieni na piwo! Co się dzieje?
– Nie pojechałeś na pogrzeb matki?
– House? – Wilson przyglądał mu się przerażony – Moja matka żyje i ma się dobrze.


To było jak uderzenie obucha.
Rzeczywiście. Pamięć powróciła z prędkością światła. Tak. Dokładnie pamięta. Cameron wróciła ze zwolnienia. Chciał zamienić z nią kilka zdań, ale jakoś tak… zresztą zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Potem w szpitalu rozpoczął się młyn. Cuddy wcisnęła mu jakiś dziwny przypadek. Kłócił się z nią i Foremanem, co zresztą uznał za normalną rzecz. Potem rzeczywiście umówił się z Wilsonem.
A potem kolejne wspomnienie wstrząsnęło nim. Przecież widział się z ojcem!! Przecież nie mógł się z nim widzieć!! Przecież on nie żyje! Ale rozmawiał z nim!! Nawet go uderzył!

Zamarł
Poczuł jak pośrodku niego rozlewa się ból. Ogromny jak ocean. Poczuł, że się dusi. Że nie ma już powietrza do oddychania, a na płucach zacisnęła się obręcz boleśnie raniąc przy próbie oddechu.
Nie był w stanie zrobić czegokolwiek. Bolało go całe ciało i coś więcej. Coś czego nie umiał nazwać po imieniu. Nie wierzył w istnienie duszy. Zatem ona nie mogła boleć. Ale ból wewnętrzny nagle okazał się silniejszy niż ból fizyczny.

Wilson sprawnym ruchem podciągnął House’a w górę. Chciał go stąd go zabrać. Do domu. Do jego czterech ścian, w których czuł się najlepiej. Do jego twierdzy, która chroniła to, co najcenniejsze w jego przyjacielu.

xxxxx

Patrzyła na umykający za szybą świat. Chase wymógł na niej, że odwiezie ją ze szpitala do domu. Jej samochód stał w warsztacie. Raz w roku robiła kompleksowy przegląd swojego „gracika” jak go pieszczotliwie nazywała. Lubiła go i nie chciał się z nim jeszcze rozstawać, choć stać ją było na kupno czegoś nowszego i lepszego.
– O czym myślisz – Głos Chase’a wyrwał ją z jej rozmyślań.
– O moim samochodzie. – Odpowiedziała zgodnie z prawdą.
Nie chciała ciągnąć tematu. Od dłuższego czasu dawała Chase’owi konkretne znaki rodzącego się w niej dystansu.
– Martwię się o ciebie. – Powiedział do niej, gdy w końcu dotarli na miejsce.
– Radzę sobie. – Odpowiedziała otwierając drzwi samochodu. – Dziękuję. – Dodała, gdy sięgnął po jej torbę chcąc jej pomóc.
– Cam… – zaczął. – Oddalasz się ode mnie.
– Tak. – Powiedziała nagle i spojrzała niezmiennie smutnym od miesiąca wzrokiem. – Właściwie dobrze, że jesteś. Chciałabym, żebyś zabrał ode mnie swoje rzeczy.

Chase otworzył usta ze zdziwienia.

– Zostawiasz mnie po tylu latach bez słowa? Tak po prostu? Zabierz swoje rzeczy?
Ton głosu Chase’a podniósł się nagle niebezpiecznie wysoko.
– Carina zapewne ma wolne miejsce w pokoju, kuchni, łóżku i łazience. W lodówce zapewne też.

Zaskoczyła go.
– Skąd…? – Zatrzymał się w pół zdania.
– Wszyscy to wiedzą. Zbyt długo grasz ze mną w kotka i myszkę. – Odpowiedziała. – Chcesz sam zabrać rzeczy czy mam ci je przywieźć do szpitala
Wyszedł z samochodu. Sam nie wiedział po co za nią idzie. Świadomość, że ona wie, że on zachował się jak dupek sprawiła, że rozlała się w nim gorycz. Nie wiedział czy był zły na nią czy na siebie.
– House, prawda? – Nie omieszkał wcisnąć ironii w, i tak już gęste powietrze.
Spojrzała mu głęboko w oczy. Odwrócił wzrok.
– Nawet jeśli, to jednak byłam uczciwa względem ciebie. Nie szukałam atrakcji na zewnątrz. Uczyłam się ciebie kochać.

Kiedy wyszedł położyła się na podłodze. Dobrze było poczuć drewno podłogi, które chłodziło jej policzek. Zamknęła oczy. Ciągle widziała biały domek, który ani przez chwilę nie wyglądał jak wymarzony domek Ani z Zielonego Wzgórza. Przez chwilę wydało się jej że czuje zapach ledwo rozkwitniętych wiosennych kwiatów. Ściągnęła brwi. Podążał za nią cień, który przesłonił sobą widok wiosennej łąki. Plecy zapiekły nagle. Czuła iskry przeskakujące po każdej kolejnej bliźnie.

Może zawsze tak dobrze rozumiała House’a, bo była tak samo uszkodzona jak on? Tylko jedno ich zawsze dzieliło. Nie umiała pogodzić się z jego wizją człowieka, bo jeśliby to zrobiła, pozwoliłaby umrzeć w sobie duszy. A była to jedyna rzecz, którą postanowiła zachować w całości i obronić za wszelką cenę.

Skuliła się. Zapragnęła nagle zapłakać, ale żadna łza nie była w stanie wydostać się z niej. Po raz drugi stanęła na krawędzi wycofania. Wspomnienia odpływały wraz z nią. Poddawała się im. Znów poczuła się małą dziewczynką, która nie mogła pobrudzić białej sukienki.
Siłą woli otworzyła oczy uświadamiając sobie, że nie ma nikogo, przy kim mogłaby pozwolić sobie na wycofanie i odpoczynek od rozbijającego się w puch jej życia. Nie ma nikogo, komu mogłaby zaufać.

Wtedy, na parkingu, był to House.



xxxxx


Kończył opatrywać ranę na głowie House’a. Jego kumpel miał w domu całą apteczkę. Mógł zaopiekować się rozbitym łukiem brwiowym, ciemniejącym policzkiem i żebrami. Nie wiedział tylko o rozdzierającym bólu uszkodzonej nogi, która przyjęła kilka kopniaków zanim jej nie ukrył.

House był dziwnie milczący. Właściwie był przerażająco milczący. Ani jedno słowo nie padło z jego ust odkąd przywlókł go do domu.

Wilson też milczał zbierając się w sobie na powiedzenie czegokolwiek sensownego.

House nagle wstał i skierował się do kuchni. Wilson zauważył, że właściwie powłóczy za sobą nogą. Zrozumiał, że w bójce noga mogła ucierpieć najbardziej. Postanowił pójść do łazienki i umyć ręce i twarz. Nie wiedział ile czasu tam spędził przypatrując się swojemu własnemu odbiciu i zastanawiając się nad kolejnym ruchem. W głowie układał pierwsze zdania jakiejkolwiek sensownej rozmowy z House’m.

– Nie zachowuj się jak tchórz – postawił do pionu samego siebie.


xxxxx

Zastał go siedzącego na podłodze, z głową opartą na kuchennych drzwiach. Nie było to zwykłe siedzenie i zwykłe oparcie głowy o jakiś przedmiot.

– House…? – Zapytał cicho. – Greg…

Miał zamknięte oczy. Wokół leżały rozsypane tabletki i niedomknięte pudełeczko. Nie znał ich. Pochylił się, by przeczytać napis. Włosy stanęły mu dęba na głowie. Wściekł się. Pochylił się chcąc wykrzyczeć mu w twarz, że jest idiotą. Nie zdążył.

Twarz House’a była jednym wielkim cierpieniem. Rysowały się w niej emocje, które widział po raz pierwszy w życiu na twarzy przyjaciela.

– Ja… – Usłyszał cichy szept. Pochylił się bliżej.
– Co się dzieje? – Wyszeptał z rozlewającą się w środku bezradnością. – Proszę… porozmawiaj ze mną…
– Porozmawiać... z tobą... – House powiedział to tak cicho, że Wilson zrozumiał, że mówienie przynosi mu tylko większy ból. – Jesteś… tego pewien…? Że chcesz… rozmawiać… ze mną...?
Słowa House’a wypowiedziane z ogromnym trudem uderzyły Wilsona w twarz. Nagle zrozumiał, że skazał na samotność nie tylko siebie, ale i wielu ludzi obok siebie, a pośród nich House’a – jedynego człowieka, z którym tak naprawdę pragnął dzielić kawałek swojej duszy i którego jako jedynego nazywał swoim przyjacielem.


Zrobił to tak po prostu.
Ogarnął go ramionami. Czuł jego spięcie. Czuł jego ból, który w niewidzialny sposób znalazł się nagle w samym środku wilsonowego serca. Nie śmiał oddychać i się poruszać. Nie śmiał mówić czegokolwiek, bo nie istniały słowa, które mogłyby wyrazić to wszystko co czuł. Nie chciał uronić ani jednej sekundy z te niezwykłej chwili, kiedy jego przyjaciel odsłonił się w swojej słabości.

House zamarł oszołomiony nagłym gestem Wilsona. Za wszelką cenę próbował powstrzymać wyłaniający się spazm z jego płuc, które nagle stały się malutkie i nie potrafiły współpracować z oddechem. Zadrgały w nim sprzeczne uczucia: chciał uciec na koniec świata, ale ramiona Wilsona nagle okazały się na tyle mocne i dobre, że chciał przedłużyć tę chwilę.

Wilson usłyszał coraz cięższe i chrapliwsze oddechy House’a. Uspokoił i wyrównał swój oddech starając się jednocześnie wyciszyć przyjaciela. Coś mokrego upadło na jego przedramiona. Łzy. Spływały bezgłośnie. Z ust House’a nie wydostał się ani jeden szloch, ani jeden jęk. Nagle Wilson zapragnął wziąć na siebie część bólu, która pozwoliłaby wykrzyczeć się, wypowiedzieć, wyrzucić cały ciężar.

Nie wytrzymał. Zakrztusił się, choć bardzo pragnął, żeby wyciszający oddech Wilsona zadziałał i pozwolił mu pozbierać się do kupy. Wessał powietrze w płuca zanosząc się szlochem. Jeden, jedyny raz.

Wilson poczuł jak ciało House’a zaczyna drżeć.

– Rozpadam się…

Ciche wyznanie padło nagle z ust House’a.
Wilson milczał. Bał się powiedzieć cokolwiek, żeby źle dobranymi słowami nie zniszczyć cienkiej nici porozumienia i budzącego się zaufania, na której wisieli obaj.

– Halucynuję.

Wilson zamarł.

– Straciłem kontrolę.

House znów zadrżał. Wilson zacisnął mocniej ramiona. Chciał mu tak wiele powiedzieć, ale nie istniały słowa, które mogłyby mówić same za siebie.
Mógł tylko trzymać go mocno i nie pozwolić mu rozpaść się do końca.
-------------------------


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kropka dnia Pią 0:30, 30 Paź 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 3 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin