Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Zostań [T, Z]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Aku
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 09 Lut 2008
Posty: 971
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 22:35, 11 Mar 2008    Temat postu:

Nie, za względu na grafikę ;p
Już się pytałem ;p


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Seraf
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 15 Lut 2008
Posty: 389
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Marsa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 22:37, 11 Mar 2008    Temat postu:

W takim razie powoli znikam bo jakos widomosc by narenika mnie rozstroila hehe

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aku
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 09 Lut 2008
Posty: 971
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 22:41, 11 Mar 2008    Temat postu:

ej, zostały Ci 2 pytania
"Kiedy będzie"
"Dlaczego tak późno"
;p


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Śro 6:54, 12 Mar 2008    Temat postu:

Tłumczenie bardzo mi się podoba (chociaż ciężko przestawić się na myślenie "ja"), fik (mimo, że Hameronowaty) całkiem nieźle wymyślony . Nie wiem, dlaczego autorka tak często upija House'a, ale co tam...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narenika
Forumowy Vicodin
Forumowy Vicodin


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 105 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Śro 7:03, 12 Mar 2008    Temat postu:

Może woli go pijanego, niż naćpanego? albo uważa, że on sam siebie woli tak postrzegać. Zastanawiało mnie, dlaczego w całym fiku niemal nie ma Vicodinu, po czym doszłam do wniosku, że House opowiadający sam historię mógłby uznać to za nieistotne. W moim fiku Vicodin by się znalazł, ale nie będę podważać roboty autorki, bo mi się podoba.
Wracam do tłumaczenia 3 rozdziału


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Seraf
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 15 Lut 2008
Posty: 389
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Marsa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 14:13, 12 Mar 2008    Temat postu:

czekam na tłumaczonko a tmyczasem moze 3 serie ogladne ponownie..

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narenika
Forumowy Vicodin
Forumowy Vicodin


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 105 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Śro 17:29, 12 Mar 2008    Temat postu:

Staram się, staram, ale zawieszam się nad niektórymi zdaniami, próbując złapać ich sens. Za trudnego fika sobie wybrałam

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Seraf
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 15 Lut 2008
Posty: 389
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Marsa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 17:35, 12 Mar 2008    Temat postu:

czyli jestes ambitna skoro wziełaś trudnego fika... respect...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aku
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 09 Lut 2008
Posty: 971
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:56, 12 Mar 2008    Temat postu:

Seraf, gdzie kluczowe pytanie, które okaże się zbawienne itd
"Kiedy będzie dostępny fic"
tak ciężko spytać
a tak przy okazji
Kiedy będzie dostępny fic

Co do zdań, masz łatwiej, ja muszę wymyślać fabułę ;p


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Seraf
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 15 Lut 2008
Posty: 389
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Marsa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 20:28, 12 Mar 2008    Temat postu:

fik bedzie dzisiaj w wersji demo a pelna wersja chyba jutro...zalezy jak bardzo bedzie sie starala narenika nad jego boskością...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aku
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 09 Lut 2008
Posty: 971
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:31, 12 Mar 2008    Temat postu:

nie, to zależy czy Narenika zrobi kolejne 8 icon ;p

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narenika
Forumowy Vicodin
Forumowy Vicodin


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 105 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Śro 21:25, 12 Mar 2008    Temat postu:

Od tłumacza: odczuwam głęboką satysfakcję, że w tym Hameronkowym stricte fiku znalazło się miejsce również dla Cuddy i wcale nie jest to miejsce w trumnie

Zostań

III.

Gdzieś pomiędzy miesiącem trzecim a dziesiątym nareszcie nauczyliście się rozmawiać o tym, co się między wami dzieje, bez poczucia, że wyglądacie i zachowujecie się jak skrępowane nastolatki. Gdzieś w jedenastym miesiącu wprowadziła się.

Nie było żadnych wielkich przemówień, deklaracji, czy obietnic, że już na zawsze. Kończyła się jej umowa wynajmu, a obydwoje mieliście już dość pakowania jednodniowych toreb. Wydawało się to łatwą decyzją i nie było nawet o czym dyskutować. Po prostu wspomniała, że musi podpisać nową umowę, a ty odparłeś, że to głupie, na co ona powiedziała, że przecież musi gdzieś mieszkać, więc odparłeś, że masz wolny pokój. Rozmawianie za pomocą ciszy pomiędzy słowami było jednym z talentów, którym się obdarzaliście i byłeś z tego zadowolony, bo chociaż potrafiłeś powiedzieć, że jej pragniesz/potrzebujesz/kochasz ją, to nadal nie lubiłeś tego robić, jeżeli nie musiałeś.

Odkomenderowałeś Wilsona, Masona i Westa do pomocy w przewożeniu jej rzeczy do twojego mieszkania. Oddała organizacji charytatywnej meble ze swojego salonu, poza kilkoma półkami na książki i fotelem, który pasował do twojej sypialni, a meble z jej sypialni trafiły do wolnego pokoju. Wypełniały go pudła pełne rzeczy, o których chciałeś zapomnieć, ale nigdy jakoś nie miałeś energii, żeby się ich pozbyć. Przynajmniej tak mówiłeś, że nie masz energii. Być może nie miałeś do tego serca. Kije golfowe stały w kącie, a były jeszcze trzy pudła rękawic bokserskich, butów do biegania i szortów, które były tylko kilka centymetrów za krótkie.

Cameron nigdy nie zaglądała do tych pudeł – nie myszkowała w tym pokoju – ale teraz nalegała, żeby chociaż je przejrzeć, przekonać się, czy coś można oddać.

Twarz ci stężała, gdy otwierała pierwsze pudło. Oczekiwałeś jakichś zatroskanych spojrzeń, połączonych z wyrazami współczucia. A potem zdziwiłeś się, jak bardzo jej nie doceniałeś, kiedy szybko posortowała rzeczy na przydatne i zdekompletowane bez jednego słowa politowania.

Zadała kilka pytań dotyczących biegania, przecież sama również biegała, ale to były prawdziwe pytania dotyczące treningów, dystansów i maratonów, bez prób wśliźnięcia się pod twoją skorupę, to już udało jej się jakiś czas temu, nie musiała się już wślizgiwać. Uśmiechała się szeroko pytając, czy zdarzyło ci się kogoś znokautować, a ty wyszczerzyłeś się odpowiadając, że owszem zdarzyło. Zdecydowaliście się zawiesić twoje stare rękawice na ścianie w gabinecie.

Pod dwóch dniach pakowania, tachania mebli i dźwigania pudeł, było po wszystkim. Właściwie to nic nie tachałeś ani nie dźwigałeś, ale rościłeś sobie prawo do odgrywania wykończonego i pokładałeś się na ławce rezerwowych, gdy twoi pracownicy, przyjaciel i kochanka łazili po salonie wcinając pizzę i popijając piwo. Kochałeś się tej nocy, a rano wkurwiałeś, że jej kosmetyki pożarły ci łazienkę, no a po tygodniu było już tak, jakby była tu od zawsze.

Trzy miesiące później to ona odebrała telefon o śmierci twojego ojca.

Wszedłeś do mieszkania i od razu wiedziałeś, że coś było nie tak. Miała tą minę, tą której nienawidziłeś oglądać, i wyciągnęła butelkę szkockiej z barku, i postawiła ją na stoliku razem ze szklanką. Nie zdarzyło ci się upić od tamtej nocy po ogłoszeniu szpitalowi co was łączy.

„Co się stało?” zapytałeś, przechodząc od razu do rzeczy.

„Dzwoniła twoja matka,” odparła, a ty usiadłeś i nalałeś sobie drinka. Postawiła tylko jedną szklankę.

Nie mówiłeś rodzicom, że się z kimś spotykasz, a już szlag by to trafił na pewno nie mówiłeś im, że z kimś mieszkasz. Wiedzieli o Stacy, bo wtedy jeszcze matka naciskała na wspólną Gwiazdkę, ale uciąłeś ostatecznie te praktyki po okaleczeniu nogi. Dawało się to znieść, kiedy jeszcze mogłeś z ojcem podyskutować o sporcie i poprzechwalać się, że przebiegasz milę w minutę – czego on nigdy nie dokonał. Nie mogłeś wytrzymać jego gapienia się na ciebie, albo co gorsza na twoją laskę, a potem wybuchania komunałami o wdzięczności za samo bycie żywym.

A teraz, skoro matka rozmawiała z Cameron, to kot wylazł z worka. Wykrzywiłeś się na myśl, że teraz na pewno będą nalegać na wizytę. Rodzice polubili Cameron podczas tamtego jedynego spotkania. Super. Mogłeś liczyć na miłe i gładkie 'niepotrzebnie tak długo zwlekaliście z zostaniem parą.'

„Cudownie,” powiedziałeś sięgając po szklankę. „Kiedy możemy się ich spodziewać?”

Cameron usiadła przy tobie i oparła ci dłoń na kolanie. To był czuły, bezpośredni gest, a raczej rzadko trafiały wam się takie, poza sypialnią.

„Co?” zapytałeś, ostrzej niż zamierzałeś, bo nie sprawiała wrażenia, jakby miała zacząć mówić.

“Greg…”

I wtedy właśnie dowiedziałeś się, że twój ojciec zmarł.

To był taki moment, w którym powinieneś zalać się łzami i przylgnąć do Cameron szukając pomocy, opłakując fakt, że już nigdy nie dostaniesz szansy, żeby wszystko naprawić. Jednak życie to nie film, nawet kiedy on już był martwy, nadal pamiętałeś, jak go nienawidziłeś, nawet jeśli nie mogłeś sobie przypomnieć w tamtym momencie wszystkich ku temu powodów. Nie zauważyłeś, że połknąłeś resztę drinka i zaskoczony wpatrywałeś się, jak Cameron napełnia ci szklankę ponownie.

Pozwoliłeś jej. A potem nawet nie tknąłeś. Dała ci ciche pozwolenie, żebyś się kompletnie zeszmacił, ale to by niczego nie naprawiło, a i tak nawet nie wiedziałeś, co próbowałbyś naprawiać. Twój ojciec nie żył. Ojciec, którego i tak nie chciałeś nigdy więcej oglądać.

To powinno być tak, że skoro kogoś nienawidziłeś, powinien był żyć, żebyś mógł go dalej nienawidzić. Nienawidzenie zmarłego wydawało się bezsensowne i żałosne.

„Kiedy pogrzeb?” zapytałeś.

Mógłbyś powiedzieć, że twój brak emocji zaszokował Cameron, choć nie powinien. Wiedziała, co do niego czułeś, nawet jeżeli nie znała szczegółów. Najwyraźniej rysa jej idealizmu nadal była głęboka. Odchrząknęła i widziałeś, jak bliska jest łez, nawet jeśli ty nie byłeś.

„Najbliższa sobota. Nowy Jork,” powiedziała i zawahała się, zanim dodała, „Chcesz...”

„Taa,” odparłeś, wiedziałeś, że pytała czy chcesz, żeby pojechała z tobą.

Nie było dla ciebie jasne, dlaczego chciałeś ją zabrać na pogrzeb kogoś, kogo miałeś gdzieś, ale może chodziło o to, że nieszczęścia chodzą parami, a twoja matka i tak chciałaby ją poznać. Nie potrzebowałeś jej wsparcia; pragnąłeś towarzystwa. Miałeś rozległą praktykę w samousprawiedliwianiu się.

To ona powiedziała Cuddy, że potrzebny jest wam wolny piątek. Wiedziałeś, że już to zrobiła, kiedy zobaczyłeś Cuddy wchodzącą do twojego gabinetu, wystrojoną i perfekcyjną, jak zawsze, w głęboko wyciętym kostiumie, ale z malującym się na twarzy współczuciem, jakie widziałeś raptem może kilkukrotnie w ciągu minionych lat. Zapytała, czy czegoś potrzebujesz, a ty odparłeś, że miesiąca bez przyjmowania w przychodni na dobry na początek. Twój sarkazm prawdopodobnie ją zaskoczył. Zupełnie jak Cameron, oczekiwała, że będziesz odgrywał smutnego i osieroconego. Przynajmniej szybko się pozbierała, przyznałeś jej za to plusa. Gniewnie potrząsnęła włosami i odparła, żebyś nie przeciągał struny. Wychodząc dodała zdawkowo, że znajdzie kogoś na zastępstwo za ciebie na cały tydzień.

Podróż do północnego Nowego Yorku była długa i Cameron zaoferowała kierowanie na zmianę, ale nie zgodziłeś się, mimo że po dwóch godzinach jazdy udo zaczęło rwać. Było już niemal ciemno, gdy dotarliście do domu twoich rodziców, ale matka musiała was wyglądać, bo stanęła w drzwiach, gdy byliście jeszcze w połowie ścieżki.

Powitała Cameron z otwartymi ramionami, dokładnie tak, jak oczekiwałeś. Złapałeś się na myśli, czy on zrobiłby to samo, ale przypomniałeś sobie, że ni diabła nie obchodziło cię, co by robił albo nie. Tak czy owak to było bezsensowne pytanie. Oczywiście pokochałby Cameron. Łatwo ją było kochać. Pewnie urządziłby jej przesłuchanie, dlaczego zachciało jej się być z takim zgorzkniałym, złośliwym sukinsynem.

Zatrzymaliście się w hotelu, mimo nalegań matki, że w domu było mnóstwo pokoi. Kiedy skończyłeś osiemnastkę, przyrzekłeś sobie, że nigdy więcej nie zatrzymasz się pod jego dachem, a martwy czy nie, to był nadal jego dom. Wszędzie były jego ślady, od oprawionych medali nad kominkiem po półki pełne książek militarnych.

Pogrzeby zawsze wydawały ci się bezsensowne. Gromada ludzi płaczących i wspominających kogoś, kto już nie żył i w żadnym wypadku nie mógł usłyszeć ich gorliwych słów. Wiedziałeś, że powinny być pocieszeniem dla żyjących, cierpiących przyjaciół i krewnych, ale pogrążanie się w żalu nie wydawało ci się najzdrowszym sposobem radzenia sobie z cierpieniem. Postarałeś się starannie nie dostrzec ironii w tym, że sam spędziłeś godziny, dni, tygodnie, pogrążając się w żalu po stracie nogi. Nigdy nie wyprawiłeś stypy, więc to nie mogło się liczyć.

Matka siedziała obok ciebie, płacząc cicho podczas czegoś, co w założeniu było chwytającą za serce mową pożegnalną, w wykonaniu twojego wuja. Cameron siedziała przy twoim drugim boku i pociągała nosem co jakiś czas. Nie byłeś zdecydowany, zrobić czy nie zrobić jej piekła, że opłakuje kogoś, kogo nawet nie znała. Nie raz przyłapywałeś ja na tym, że potrafi uronić łzę nawet podczas wzruszających reklam na Hallmarku, więc jej zachowanie nie było jakimś zaskoczeniem.

Po pogrzebie wszyscy zgromadzili się w domu i musiałeś znosić krewnych i przyjaciół ojca podchodzących do ciebie i powtarzających, jak im przykro z powodu twojej straty. Przez wzgląd na matkę zmusiłeś się do cywilizowanego zachowania. Po godzinie tego festiwalu łkań próbowałeś ukryć się w łazience, ale Cameron cię znalazła.

„Mnóstwo ludzi,” powiedziała, zamykając za sobą drzwi.

Trzymała wsuwkę do włosów, co wyjaśniało, jak otworzyła zamek. Zastanowiłeś się, czy nie warto jej wysyłać na włamania do domów pacjentów.

„Był lubianym facetem,” powiedziałeś ociekając sarkazmem.

Siedziałeś na klapie od sedesu, więc usadowiła się na brzegu wanny i zaczęła się w ciebie wpatrywać.

„Jeżeli czekasz na to, że się rozpłaczę, będziesz musiała sobie długo poczekać.”

„Nie.”

„To co?”

„Tylko patrzę. Masz oczy swojej matki.”

To była prawda. Ludzie często to mówili, żeby chwilę później dodać, że wszystko pozostałe miałeś po ojcu. Spodziewałeś się podobnego stwierdzenia od Cameron, ale nie nastąpiło.

Zamiast tego powiedziała ci, że ludzie zaczęli się rozchodzić, a twoja matka cię szukała.

„Wiem, że go nie lubiłeś,” powiedziała wstając i kładąc dłoń na klamce. „Nawet myślę, że rozumiem dlaczego... przynajmniej troszkę. Ale uważam, że on cię prawdopodobnie kochał. Nie wiem, czy to cokolwiek zmienia. Myślę, że możesz dalej go nienawidzić i jednocześnie czuć smutek, że nie masz już ojca.” Wykonała swoje godne patentu połowiczne wzruszenie ramionami i wyszła ostrożnie, zamykając za sobą drzwi.

Oczekiwałeś napadu współczucia i sentymentalizmu, ale nie spodziewałeś się, że obierze to formę zaledwie kilku krótkich zdań. Gdyby zdarzyło się to kilka miesięcy wcześniej, byłbyś zakłopotany, jak łatwo cię rozszyfrowała. Spędziłeś jeszcze kilka minut gapiąc się na kafelki i stukając laską w postument umywalki, zanim wróciłeś do salonu, żeby znaleźć matkę.

Plan obejmował powrót do Princeton jeszcze tej samej nocy, ale matka miała siłę perswazji, z którą nawet ty nie mogłeś się mierzyć. Spędziliście kolejną noc w hotelu, a potem cały ranek pomagałeś jej przejść przez to wszystko, pozwalając jej gadać do woli, wcale nie słuchając. Cameron znalazła sobie zajęcie w postaci zwiedzania pobliskiego centrum handlowego i chociaż zdawałeś sobie sprawę, że starała się dać wam trochę czasu dla siebie, to byłeś na nią absurdalnie wściekły za to opuszczenie cię. Wróciła, kiedy mieliście wychodzić na lunch, po którym planowaliście powrót do Princeton. Nad frytkami w pobliskim Reubensie traktowałeś ją jak powietrze.

Matka rozpłakała się, gdy odjeżdżaliście. Przytuliła ciebie i przytuliła Cameron, i przytuliła cię znowu. Starałeś się nie zesztywnieć za bardzo w jej objęciach, ale spontaniczne przytulanie nigdy nie przychodziło ci z łatwością. Wymusiła na tobie obietnicę, że zadzwonisz do niej i tym razem faktycznie zamierzałeś jej dotrzymać.

Było już późno, gdy dotarliście do waszego mieszkania; za późno na kolację, czy cokolwiek innego poza łóżkiem. Utrzymywałeś milczącą rutynę w stosunku do Cameron, bo byłeś uparty i nie miałeś ochoty rozmawiać. Możliwe, że częściowo dlatego, że nadal potrzebowałeś jakiegokolwiek pretekstu, żeby się pozłościć. Matka podarowała ci piłkę bejsbolową, którą twój ojciec złapał podczas meczu Metsów, gdy miałeś sześć lat. Trzymanie jej wywoływało wspomnienie, że nie zawsze go nienawidziłeś. Przy pierwszej okazji wepchnąłeś ją do szuflady, głęboko za skarpetki.

Cameron powinna była jakoś skomentować tę ciszę; że nie powinieneś był zamykać się przed nią; że nie miałeś żadnego powodu, żeby się na nią wściekać; że nie godziła się na traktowanie jej, jak śmiecia. Zamiast tego wypakowała swoją torbę, ubrała koszulkę na ramiączkach i bawełniane spodenki, umyła zęby, opłukała twarz i wskoczyła do łóżka. Popatrzyłeś na nią chwilę, zanim wyszedłeś i usiadłeś do fortepianu.

Kiedy przykuśtykałeś z powrotem do sypialni, nie wiedziałeś, czy już zasnęła, czy nie. Nie starałeś się grać jakoś specjalnie cicho. Leżała zwinięta w kłębek na swojej połowie, a lekka bryza od otwartego okna puszyła jej włosy. Zdjąłeś ubranie razem ze swoimi mieszanymi uczuciami. Jej obecność uczyniła pogrzeb znośnym. Położyłeś się do łóżka i wbiłeś wzrok w sufit, aż w końcu obróciła się do ciebie, tak jak oczekiwałeś.

„Dobrze być w domu,” powiedziała.

Pokiwałeś głową i przesunąłeś się, żeby ją mocno pocałować w usta. Gwałtownie zaczerpnęła powietrza, ale to był jedyny sygnał zdziwienia z jej strony. Kiedy się odsunąłeś, wpatrywała się w ciebie tak, jak to robiła w łazience twoich rodziców. Zrozumiała i byłeś zadowolony, że była obok.

„Dobranoc.”

„Dobranoc,” powtórzyła, a ty zamknąłeś oczy, wiedziałeś, że gdy się obudzisz rano, ją pierwszą zobaczysz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aku
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 09 Lut 2008
Posty: 971
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 21:41, 12 Mar 2008    Temat postu:

1. Pierwsze zdanie, taa wyczułem aluzję :wink:
2. "pomiędzy miesiącem trzecim a dziesiątym" niewielka odległość ;p
3. tekst o łazience niezły, cóż to za odwaga, dajmy fic od 18+ ;p
4. ciekawe, czy House dostosował się do rannego wstawania ;p

5. samousprawiedliwianiu

samousprawiedliwieniu
samo usprawiedliwianiu

takie formy daje firefox

jest jeszcze poprzechwalać wg FF powinno być oddzielnie

Fic świetny i od razu pytanie
następna część jutro o 23 czy pojutrze o 21? ;p


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narenika
Forumowy Vicodin
Forumowy Vicodin


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 105 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Śro 21:46, 12 Mar 2008    Temat postu:

Pozwoliłam sobie nie zgodzić się ze słownikiem w temacie tych dwóch słów, bo jestem uparta i lubię język niemiecki, w nim mozna wszystko w tasiemce łączyć i jest dobrze

Co do łazienki mogłam to złagodzić, ale nie chciałam, bo szczerze mówiąc, jakich słów mógłby użyć House odkrywając rano w łazience tony damskich kosmetyków? I też się zastanawiałam, co tak łatwo mu poszło przystosowanie się do nowej porannej sytuacji, ale może Cam zamykała drzwi, zanim włączyła suszarkę?

edit: a następna część raczej w piątek, niż jutro. Czasami muszę popracować, a po ostatnim obijaniu się zdecydowanie muszę popracować, bo mnie zaległości przysypują..


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Narenika dnia Śro 21:47, 12 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aku
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 09 Lut 2008
Posty: 971
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 21:50, 12 Mar 2008    Temat postu:

w niemieckim można dużo ;p

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Seraf
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 15 Lut 2008
Posty: 389
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Marsa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 0:10, 13 Mar 2008    Temat postu:

Niezły fik zaczyna coraz bardziej wkraczac w najgłębsze zakatki umysłu house'a...naprawde dobre House w kazdym kolejnym fiku staje sie dojzalszy i barzdiej ludzki, podoba mi sie ze Cam tez go wspiera...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Czw 12:41, 13 Mar 2008    Temat postu:

Tekst o łazience wymiata - wreszcie coś "House'owego" się znalazło . Mieszane uczucia mam do tego fika, ale autorka pisze całkiem nieźle .

Narenika, wyczuwam ironię - nie czytałam jeszcze żadnego fika z martwą Cameron .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narenika
Forumowy Vicodin
Forumowy Vicodin


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 105 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Czw 13:00, 13 Mar 2008    Temat postu:

Em, nie bierz tego do siebie, to tylko przypadek, że proponowałaś Dwukwiatowi uśmiercenie Cam

Dla mnie ten fik jest próbą analizy, jaka powinna być, jak powinna się zachowywać kobieta, która mogłaby uszczęśliwić House'a. To naprawdę dobry kawałek prozy i dlatego sporo czasu zajmuje mi tłumaczenie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aku
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 09 Lut 2008
Posty: 971
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 14:12, 13 Mar 2008    Temat postu:

ale to ja zacząłem w Cuddy w trumnie ;p
Huddy można pogrzebać żywcem


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Czw 15:15, 13 Mar 2008    Temat postu:

[quote="Narenika"]Em, nie bierz tego do siebie, to tylko przypadek, że proponowałaś Dwukwiatowi uśmiercenie Cam

To była tylko taka luźna propozycja - szczególnie, że to ona pisze tego fika, ten o Hameronie tłumaczysz, więc "niestety" nie masz wpływu na to, kto zginie .

Aku napisał:
Huddy można pogrzebać żywcem


Hamerona można do worka wsadzić i w rzece utopić .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bruno
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 23 Sty 2008
Posty: 568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

PostWysłany: Czw 15:22, 13 Mar 2008    Temat postu:

Choć to nie Huddy ani Hilson coraz bardziej mi się podoba
cudowne


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narenika
Forumowy Vicodin
Forumowy Vicodin


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 105 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Czw 15:36, 13 Mar 2008    Temat postu:

Em, potrzymam cię trochę w napięciu Wybrałam, czy nie wybrałam fika, w którym ktoś (Cuddy) ginie..?

Bruno, a następny odcinek jest jeszcze piękniejszy. Chciałabym go opublikować już dziś, ale długi jest i pełen translatorskich zgryzot. Za to zaprzyjaźniłam się ze słownikiem amerykańskiego slangu, odkrywając rozległość znaczeń np. słowa baggy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narenika
Forumowy Vicodin
Forumowy Vicodin


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 105 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Pią 0:03, 14 Mar 2008    Temat postu:

Doszłam do wniosku, że IV rozdział można spokojnie podzielić na dwie części, co też niniejszym czynię, publikując to, co już zdążyłam przetłumaczyć. Niedoróbki jak zwykle można wytykać, poprawię w stosownej chwili. Dodam tylko, że kocham, kooochaaaam ten rozdział, szczególnie ze względu na Wilsona

Zostań

IV. A

Minął rok i miesiąc,kiedy po powrocie do domu znalazłeś w skrzynce zaproszenie na czwarty ślub Wilsona. Miałeś świadomość, że to nastąpi. Przy okazji któregoś wieczoru z chińszczyzną Wilson nawet pokazał Cameron projekt zaproszenia. Wykazałeś wyrachowany brak zainteresowania.

Oczywiście wszystkie szczegóły związku rozgrywały się na twoich oczach, bo tym razem Wilson żenił się z lekarką z pediatrii. Nie miałeś pojęcia co on sobie do diabła myślał angażując się i przechodząc do konkretów w takim tempie, ale to był jego zwykły modus operandi, więc nie mogłeś czuć się zaskoczony. Przyszedł do ciebie kilka razy po poradę, ale najlepsze na co było cię stać to trochę rozsądku. Nie chciałeś mu uświadamiać, że twoim zdaniem szykował sobie kolejny rozwód. A jednocześnie przeklinałeś wpływ Cameron na ciebie, bo zaczynałeś nabierać przekonania, że to czwarte podejście może być nareszcie udane.

Wilson potrzebował ponad czterdziestu lat, żeby nareszcie wyrosnąć z potrzebowania ludzi potrzebujących i wybrać kobietę. która podzielała jego empatię, inteligencję i humanitaryzm. Nie nienawidziłeś jej szczególnie, więc to już był plus, a ona nie miała nic przeciwko jego pracy do późna, zbytniemu przywiązywaniu się do pacjentów i upodobaniu do spędzania niektórych niedziel na koczowaniu na twojej kanapie i oglądaniu futbolu. Nieźle dogadywała się też z Cameron, co doprowadziło do wciągnięcia cię w „podwójne randki”, chociaż obiecywałeś sobie, że nigdy nie będziesz takim sztywniakiem, żeby w czymś takim uczestniczyć. Szczęście w nieszczęściu, że cała wasza czwórka wolała jazzowe kluby i pokazy monster truck, od teatru czy baletu.

Nie fatygował cię prośbami o zostanie jego drużbą, wiedział, że i tak byś mu odmówił, ale chociaż nie zamierzałeś tego mówić tego na głos, cieszyłeś się jego szczęściem.

W tym okresie czasami przyglądałeś się Cameron i zastanawiałeś się, czy myślała więcej, niż mówiła. Nie miała ani zaręczynowego pierścionka, ani perspektywy ślubu. Już prawie trzy lata byliście razem bez wyraźnych zobowiązań, poza faktem, że zamieszkaliście razem i jeszcze nie wylecieliście w powietrze. Czekałeś, aż zapyta cię, dokąd według ciebie prowadził wasz związek.

Nigdy nie zapytała.

Kupiła nową sukienkę na ślub i prześladowała cię, żebyś kupił nowy, grafitowy garnitur. Ponieważ tak rzadko prześladowała cię za cokolwiek (twoją upierdliwość, negatywne nastawienie, częstotliwość łykania Vicodinu), uznałeś to za niewielkie ustępstwo na rzecz uszczęśliwienia jej. Garnitur leżał świetnie, a kiedy nadszedł dzień ślubu, wyciągnąłeś z szafy swoją fantazyjną, nabijaną srebrem laskę. Krzyknąłeś do Cameron z salonu, że się spóźnicie, jeżeli się nie pospieszy. Niespecjalnie przejmowałeś się punktualnością, ale śluby cię rozstrajały i chciałeś sobie powrzeszczeć.

Kiedy weszła do salonu, poczułeś się równie ogłuszony, jak tamtego wieczoru z turniejem pokera, sprzed lat. Przywykłeś tak bardzo do jej codziennego widoku w ubraniach roboczych, kostiumach, obcisłych dżinsach i luźnych piżamach, że całkowicie zapomniałeś, jak pięknie potrafi wyglądać. Liczyłeś na to, że twoje szczerzenie się nie będzie zbyt oczywiste w czasie ślubu, ale nic nie mogłeś poradzić na to, że wyglądała sto razy lepiej od panny młodej.

Jej suknia była uszyta z czegoś miękkiego i powiewnego, stosowna na plenerową uroczystość. Była w kolorze przygaszonej zieleni, ale nie tego koszmarnego odcienia, który twoja matka preferowała na zasłonach i poduszkach. Na pewno ta zieleń posiadała jakąś swoją modną nazwę, jakieś selerowe, czy szałwiowe marzenie, ale tobie przywodziła na myśl zapach wiosny. Uśmiechnęła się do ciebie, tym swoim skromnym, nieśmiałym uśmieszkiem, który doprowadzał cię do szaleństwa.

„Dobrze wyglądam?” zapytała, jakby nie wiedziała.

„Ujdzie,” odpowiedziałeś.

Samozadowolenie zalało jej twarz. Ach, ten uśmiech szczęścia był zachwycający.

„Wnosząc z twojej opadniętej szczęki, to chyba lepiej niż 'ujdzie',” zauważyła.

„Taa, taa. Pośpiesz się, albo się spóźnimy.”

„Jakbyś się tym przejmował,” odparowała, bo cholernie dobrze cię znała, no bo jak po ponad trzech latach mogła cię nie znać.

Wyciągnęła z szafy zwiewny szal i oznajmiła, że jest gotowa. Przytrzymałeś jej drzwi, żeby móc się dobrze przyjrzeć i tyłowi sukienki, i małemu, zgrabnemu tyłeczkowi.

„Przestań się gapić na mój tyłek,” powiedziała, rzucając ci przez ramię kolejny szeroki uśmiech.

Równie szeroki uśmiech powolutku wpełzał na twoją twarz, gdy obchodziłeś samochód dookoła i wsiadałeś do środka. Wilson zwykł mawiać, że ty i Cameron przekomarzaliście się jak stare małżeństwo. Takie chwile sprawiały, że przyznawałeś mu rację. Skoro już zachowywaliście się, jak stare małżeństwo, to może Cameron naprawdę nie zależało na oficjalnym tego potwierdzeniu. Ta myśl przyniosła ci ulgę.

To był mały ślub, na mniej niż pięćdziesiąt osób, a odbywał się na dworze, pod prostym baldachimem ozdobionym kwiatami i bluszczem. Rabin powiedział kilka wzruszających słów poza ceremoniałem, a ciebie zadziwiło, że Cameron nie zaczęła pociągać nosem, gdy Wilson i Pani Wilsonowa Czwarta składali swoje przysięgi. Jedzenie było smaczne i nie było żadnej orkiestry, ani dj-a, więc nie musiałeś się martwić, że Cameron spróbuje wyciągnąć cię na parkiet. Nie sądziłeś, żeby w ogóle usiłowała, ale strzeżonego...

Bawiłeś się naprawdę nieźle, jak na wesele pełne ludzi, których nie znałeś i nie nie chciałeś poznać. Sara – Pani Wilsonowa Czwarta – prawie nie drgnęła, gdy wznosiłeś toast, wyrażający nadzieję, że tym razem jest to coś trwałego. Nie znała cię zbyt długo, ale jednak wystarczająco długo, żeby właśnie czegoś takiego się spodziewać. Zauważyłeś, że Cameron nawet nie próbowała przepraszać za twoje zachowanie. Przewróciła tylko oczami i uśmiechnęła się wyrozumiale. Skończyło się tak, że to ona musiała was odwieźć, ale wytrzeźwiałeś wystarczająco, żeby zmusić ją do krzyczenia z rozkoszy, gdy zdarłeś już z niej tą zieloną sukienkę. Cały wieczór o tym marzyłeś, a kiedy nareszcie opadłeś obok niej, wyczerpany, zbolały i zaspokojony, uśmiechałeś się naprawdę szeroko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Pią 6:46, 14 Mar 2008    Temat postu:

Fajne tłumaczenie, Narenika. Dalej nie podoba mi się to, że fik jest Hameronowaty, ale "perspektywa" House'a nieźle wymyślona. Coś czarno widzę koniec tego fika [znaczy się, domyślam końca], ale postaram się wytrwać .

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narenika
Forumowy Vicodin
Forumowy Vicodin


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 105 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Pią 6:57, 14 Mar 2008    Temat postu:

Wytrwaj, wytrwaj, bo pytanie nie brzmi "co", tylko "jak"
Mam dylemat, machnąć drabbla, który mi się przyśnił, czy dalej tłumaczyć heh


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 2 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin