Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Zostań [T, Z]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ofwca
Internista
Internista


Dołączył: 15 Lut 2008
Posty: 667
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a stąd

PostWysłany: Pią 9:39, 14 Mar 2008    Temat postu:

ehh co prawda moje Huddzinkowe serce płacze ale i tak dałam się ponieść tej historii. ;)Jest piękna, subtelna i urocza, a sposób narracji jest baardzo wciągający. Narenika gratulacje dla Ciebie ,mój profesor od literatury staropolskiej zawsze powtarza, że tłumaczenie to tworzenie tekstu od nowa i w przetłumaczonym tekście w równym stopniu zawarty jest autor jak i tłumacz, ten fic jest naprawdę śliczny

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narenika
Forumowy Vicodin
Forumowy Vicodin


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 105 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Pią 10:16, 14 Mar 2008    Temat postu:

Dziękuję ofwca, zarumieniłam się doceniając komplement
Podobno tłumaczenie jest jak żona - albo wierna, albo piękna. Moje tłumaczenie ma być w założeniu, jak Cameron - i piękne, i wierne


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Pią 15:12, 14 Mar 2008    Temat postu:

Narenika, żaden problem - machnij drabble'a i tłumacz dalej .

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narenika
Forumowy Vicodin
Forumowy Vicodin


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 105 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Pią 20:50, 14 Mar 2008    Temat postu:

Zostań

IV. B

Zaproszenie na ślub cię nie zaskoczyło, ale ciąża Sary już tak.

Ogłosili ją pół roku po ślubie, przy kolacji u was, Cameron wstała, żeby oboje uściskać, a ty tylko siedziałeś. Potem Cameron poszła do kuchni po sok jabłkowy, żeby wznieść toast za nowe dziecko. Tylko to mogło udawać szampana, skoro ty nadal wolałeś szkocką, a Cameron piła tylko te swoje kolorowe, dziewczęce drinki.

Sara była w wieku Cameron, mniej więcej, także ciąża nie była czymś wykraczającym poza dozę prawdopodobieństwa, ale jakoś nigdy nie postrzegałeś Wilsona, jako ojcowskiego gatunku. Szczerze mówiąc, ciągle jeszcze przyzwyczajałeś się do widoku Wilsona uszczęśliwionego i nie puszczającego oczek do pielęgniarek. Piłeś sok jabłkowy i marzyłeś, żeby to była szkocka.

Cameron bardzo ekscytowała się dzieckiem. Kupowały z Sarą malutkie ubranka i malutkie buciki, i cokolwiek tam pieprzonego małego mogło być jeszcze dziecku potrzebne. Znowu zrobiłeś się nerwowy. Dotąd nie rzuciła nawet najmniejszej aluzji dotyczącej małżeństwa, mimo ślubu Wilsona, ale byłeś pewien, że tym razem zacznie naciskać. Była jeszcze dość młoda, żeby myśleć o własnym dziecku, a kiedy dobrze się nad tym zastanowiłeś, zaszokowało cię, że jeszcze cię nie uziemiła, celem wyegzekwowania żądań dotyczących związku. Nie miałeś najmniejszego pomysłu, jak się zachować, gdyby wykonała taki ruch.

I tak minął miesiąc, potem kolejny, a ona nadal nie mówiła na ten temat ani słowa, ty również milczałeś, a życie biegło sobie utartym torem, w komfortowym towarzystwie, z napadami sarkazmu, gdy dopadał cię nastrój. Zacząłeś zapominać, że kiedykolwiek się martwiłeś.

Kiedy powiedziała ci, że być może jest w ciąży, wszystkie wcześniejsze obawy wróciły z siłą tsunami.

To był piątkowy wieczór, oglądałeś rozgrywki bejsbola w telewizji, kiedy weszła do pokoju. Wyglądała, jak śmierć na chorągwi. Już prawie od tygodnia miała jakieś kłopoty żołądkowe, ale nie przejmowałeś się tym zbytnio. Szczerze mówiąc zmusiłeś się, żeby o tym nie myśleć. Jeżeli pozwalałbyś sobie na strach, że ją stracisz, za każdym razem, gdy złapała katar, nie byłbyś w stanie zasnąć.

Wpatrywała się w telewizor, gdy siadała obok ciebie i uznałeś, że zamierzała po prostu obejrzeć mecz, ale wtedy podwinęła nogę pod siebie i odwróciła się w twoim kierunku. To była pierwsza wskazówka, że nieuchronnie zbliżała się rozmowa.

„Mecz zaraz się zacznie,” powiedziałeś jej, co było skróconą wersją zdania „Mecz zaraz się zacznie, więc mów szybko.”

Kiedy jej dłoń wylądowała na twoim kolanie, poczułeś w żołądku kamień. Spojrzałeś na nią, wyglądała, jakby w jej żołądku siedział drugi. Pstryknąłeś przycisk wyciszenia na pilocie od telewizora.

„Co?”

„Greg...” rozpoczęła, a ty już wiedziałeś, że cokolwiek będzie dalej, nie będą to dobre wieści. „Chyba jestem w ciąży.”

Wbiłeś w nią wzrok. Bez mrugnięcia okiem. Bez słowa. Bez żadnego ruchu.

“Greg?”

„Bierzesz pigułki.”

Nie tylko brała pigułki ograniczające liczbę okresów do czterech w roku, miała wręcz obsesję na tle brania ich dokładnie o tej samej porze każdego dnia. Nie życzyłeś sobie być jednym procentem nieskuteczności.

„Wiem, ale czuję się źle, cały czas jestem zmęczona, a ta niestrawność nie mija i przybrałam kilogram w ciągu ostatniego tygodnia.”

„No i co? Za dużo pracujesz, ciągle coś się dzieje, a trochę więcej ciała ci nie zaszkodzi.”

Głęboko nabrała powietrza, zanim powiedziała, „Właśnie zrobiłam domowy test ciążowy, ale wynik nie jest jednoznaczny. Jutro zbadam krew.”

Nie byłeś pewien, co za idiota odpowiedział twoimi ustami, „Zaplanowałaś to?”

„Co?” odskoczyła od ciebie, a jej oczy rozszerzyły się z szoku i zdezorientowania.

„Proste pytanie,” naciskałeś dalej, bo język był szybszy niż hamulec bezpieczeństwa w twojej głowie.

„Jak mogłeś coś takiego powiedzieć? Jak mogłeś nawet tak pomyśleć? Nie! Nie, nic nie zaplanowałam!”

„Wilson się ożenił. Teraz Sara jest w ciąży. Chcesz mi powiedzieć, że nie jesteś zazdrosna? Że nie chciałabyś się z nią zamienić? Obserwować, jak mała piłka wypycha twój płaski brzuch?” To było już zbyt okrutne, ale nie potrafiłeś inaczej. Byłeś w szoku, a wypaczanie prawdy należało do twojego wyposażenia standardowego.

„Nie, nie chcę! Nie chcę dziecka równie mocno, jak ty. Byłam idealnie szczęśliwa z tym, co miałam. Jeżeli nie potrafisz tego zaakceptować, to ty masz problem.” Podniosła się i stanęła przed tobą. Zapomniałeś już, jak potrafiła się wściekać. Nie mieliście prawdziwej kłótni już od ponad roku.

Twój umysł nareszcie zmienił bieg i podniosłeś rękę w uspokajającym geście.

„Przepraszam,” powiedziałeś, ponieważ tak należało powiedzieć.

Obróciła się i spojrzała na ciebie, jak na zdrajcę. Zapragnąłeś wstać, złapać ją i powiedzieć jeszcze raz, szczerze, ale tego nie zrobiłeś. Siedziałeś tylko patrząc na nią.

„Nie jest ci przykro,” powiedziała. „Ale mnie jest.”

Nie zdziwiłoby cię, gdyby wykopała cię z domu, ale może nadal uważała to miejsce za bardziej twoje niż jej, albo po prostu gwałtownie musiała zmienić otoczenie. Spakowała torbę podręczną i wyszła, nie mówiąc nic poza informacją, że zatrzyma się u Wilsonów. Ostatnią twoją myślą, zanim zamknęła drzwi, była nadzieja, że nie powie Wilsonom o dziecku.

Następny dzień minął na unikaniu. Gdy ty byłeś w gabinecie, ona była w laboratorium. Gdy byłeś w laboratorium, ona była w przychodni. Chciałeś się poskarżyć Wilsonowi na tą dziecinadę, ale wbił w ciebie mordercze spojrzenie, gdy spotkałeś go w kawiarni. Najwyraźniej trzymał stronę Cameron, chociaż nie wydawało ci się, żeby dowiedział się od niej o prawdziwym powodzie kłótni. Gdyby wiedział wszystko, zamiast morderczego wzroku, przeszedłby do rękoczynów. Zbliżające się ojcostwo wyzwalało w nim jeszcze więcej empatii niż zwykle.

Wskazówki minęły piątą, a ty nadal siedziałeś w gabinecie. W taki dzień bez pacjentów zwykle wyciągnąłbyś Cameron ze szpitala o czwartej. Tym razem nie było powodu, żeby się śpieszyć do domu.

O piątej trzydzieści dostałeś od niej wiadomość na pejdżer, że czeka na ciebie w pokoju, w przychodni. Dotarłeś do niej w dwie minuty. Kartka papieru powiewała jej w dłoni, gdy otworzyła ci drzwi. Wszedłeś do środka.

„Poprosiłam pielęgniarkę o pobranie krwi i dałam ją do zbadania w laboratorium, nie podając nazwiska,” powiedziała. „Jeszcze na to nie spojrzałam.”

Po czym wręczyła ci wyniki, najwyraźniej chciała, żebyś poczuł się jeszcze bardziej nieswojo. Miałeś mnóstwo czasu na przemyślenia, całą noc, skoro sen jakoś umknął ci z rozkładu, ale dalej nie rozumiałeś swoich uczuć. Wiedziałeś tylko, że zachowałeś się wobec niej jak dupek. Spojrzałeś jej w oczy z nadzieją, że zobaczy w twoich cień przeprosin. Lekko skinęła głową i zgadłeś, że to mały krok w kierunku przebaczenia. Opuściłeś wzrok na kartkę i przeleciałeś w dół przez linijki informacji do tej jedynej, która była ważna.

„Nie jesteś w ciąży,” powiedziałeś i wtedy ku swojemu zaskoczeniu poczułeś, że ściska cię w dołku. Nie chciałeś dziecka, ale postawiony przed faktem, że nie będziesz go miał, poczułeś nagły smutek.

Najwyraźniej Cameron czuła to samo, bo dostrzegłeś, jak jej maska stoicyzmu powoli rozpadła się, a z piersi wyrwał się stłumiony szloch. Szybko przykryła dłonią usta, a drugą próbowała wytrzeć łzy. Chociaż raz twój instynkt nie włączył sarkazmu, ani obojętności. Rzuciłeś się naprzód i chwyciłeś ją w ramiona. Twoja laska zamierzała zostawić siniaka na jej plecach, ale nie sądziłeś, by miała ci to za złe.

Zaskoczyłeś samego siebie ponownie, gdy zaproponowałeś jej, że może, może moglibyście postarać się świadomie. Jeżeli naprawdę tego chciała. Nie byłeś całkowicie przeciwny. Ale potrząsnęła głową. Powiedziała, że oboje pracujecie zbyt intensywnie, a ona już kiedyś poroniła (nie miałeś o tym pojęcia i chciałeś dowiedzieć się więcej, ale lepiej było nie pytać, skoro już i tak płakała) i nie poradziłaby sobie z tym po raz drugi. Zresztą być nie całkiem przeciwnym posiadaniu dziecka to nie to samo, co chcieć go, a ona nie zamierzała wciskać cię w jakiś schemat. Płakała z powodu marzenia, które umarło dawno temu, a nie z powodu rzeczywistości. Nie byłeś pewien, czy jej uwierzyłeś, ale lepiej było nie naciskać. Przez te lata nauczyłeś się kilku rzeczy, nawet jeśli zwykle nie stosowałeś ich w praktyce.

Kiedy przestała płakać, powiedziałeś jej, żeby wróciła do domu. Przeprosiłeś za to, co powiedziałeś poprzedniego wieczoru i zrobiłeś to szczerze. Przyznałeś, że byłeś dupkiem, i że bałeś się, że mogła potrzebować więcej, niż byłeś w stanie dać. Dlatego mówiłeś to wszystko. To było największe przyznanie się do winy, jakie wygłosiłeś w swoim życiu.

„Następnym razem mógłbyś spróbować zapytać mnie, co sądzę,” odpowiedziała z głową ciągle schowaną w twoich ramionach.

„To nie bardzo w moim stylu,” odparłeś i miałeś wrażenie, że przewróciła przy tym oczami.

Po drodze do domu kupiłeś jedzenie na wynos w jej ulubionej restauracji, a potem urządziliście sobie piknik na dywanie w salonie, przed telewizorem. Nawet zgodziłeś się obejrzeć jej ulubiony, stary, czarno-biały film z Bette Davis. Niemniej jednak nie obiecywałeś, że nie będziesz się nabijał, ale ona śmiała się z twoich złośliwości, więc uznałeś, że wszystko było w porządku. Była trochę cichsza niż zwykle, a kiedy poszliście do łóżka, zwinęła się tylko w kłębek, bez tradycyjnego cmoknięcia cię w policzek, od którego zawsze oganiałeś się z okrzykiem „Dziewczyńska zaraza!”.

Przeturlałeś się i wyciągnąłeś rękę na jej połowę łóżka, prosto na jej biodro. Napiąłeś palcami miękką bawełnę jej nocnej koszulki, koncentrując się na cieple wyczuwanym dłonią.

„Allison,” powiedziałeś, chociaż rzadko używałeś jej imienia poza momentami namiętności. Zaczekałeś, żeby upewnić się, że słucha. „Przepraszam,” szepnąłeś jej.

„Powiedziałeś to już po południu,” odpowiedziała.

„Nie za to,” poprawiłeś ją. „Przepraszam za wszystko inne.” Za tamto stracone dziecko, za dziecko, którego być może nigdy nie będzie miała, za wszystkie marzenia, które na jej oczach rozpływały się w nicość.

Odetchnęła głęboko i na pewno uroniła przy tym kilka łez. Kiedy obróciła się do ciebie, jej oczy były jasne.

„Dziękuję,” powiedziała, „ale wczoraj wieczorem i dziś popołudniu mówiłam poważnie. Jestem szczęśliwa teraz. Jestem szczęśliwa z tobą. Z naszym życiem.”

Przeniosłeś dłoń z jej biodra na policzek, a kiedy ją całowałeś, liczyłeś, że zrozumie, że czułeś to samo, tylko mówienie nigdy nie było twoją mocną stroną.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Pią 21:10, 14 Mar 2008    Temat postu:

bez tradycyjnego cmoknięcia cię w policzek, od którego zawsze oganiałeś się z okrzykiem „Dziewczyńska zaraza!”.

Niezłe . Tłumaczenie jak zwykle bardzo fajne, a ponieważ nie jestem zorientowana - czy to koniec fika?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aku
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 09 Lut 2008
Posty: 971
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 22:58, 14 Mar 2008    Temat postu:

nie, jest V część
gdzieś to pisze na forum XD

ogólnie czekamy na V (a?)
tutaj zadaję standardowe pytanie ;p
Kiedy ...?

Niestety coś mi Firefox szwankuje ;p


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narenika
Forumowy Vicodin
Forumowy Vicodin


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 105 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Pią 23:05, 14 Mar 2008    Temat postu:

Został mi do przetłumaczenia ostatni, piąty rozdział. Fik ma co prawda ciąg dalszy, ale nie będę go już tłumaczyć. Nie wiem, kiedy zdołam przetłumaczyć część piątą, Aku. Być może do niedzieli. Narazie możesz za to skomentować rozwój sytuacji w tej powieści-rzece

I czekam, aż ktoś tak jak ja ucieszy się ze ślubu i dziecka Wilsona! Wizja ustatkowanego Wilsona baaardzo mi się podoba


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Seraf
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 15 Lut 2008
Posty: 389
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Marsa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 23:10, 14 Mar 2008    Temat postu:

narenika nie spiesz się..ja jescze nie przeczytalem IV a hehe...chyba za dużo mam zajęć na głowie...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aku
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 09 Lut 2008
Posty: 971
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 13:32, 15 Mar 2008    Temat postu:

Seraf, następnym razem wypisz w podpisie wszystkie Hudzinki ;p

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dwukwiat
Forumowy Vicodin
Forumowy Vicodin


Dołączył: 02 Lut 2008
Posty: 1379
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tychy (tyskie ponad wszystkie!)

PostWysłany: Sob 17:54, 15 Mar 2008    Temat postu:

Przeczytałam wsio! Wzruszylam sie... To jest takie subtelne, przesaczone emocjami... i jeszcze ta nietypowa narracja... Pieknie sobie to mozna wyobrazic

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bruno
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 23 Sty 2008
Posty: 568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

PostWysłany: Sob 18:06, 15 Mar 2008    Temat postu:

Cudowne
ta narracja takiego fajnego charakterku dodaje

by the way dwukwiat genialny avek


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dwukwiat
Forumowy Vicodin
Forumowy Vicodin


Dołączył: 02 Lut 2008
Posty: 1379
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tychy (tyskie ponad wszystkie!)

PostWysłany: Sob 18:25, 15 Mar 2008    Temat postu:

A dzienkowac, niezastpiony rollerek cudotworca zrobila go

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gosiak
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 24 Lut 2008
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 22:18, 15 Mar 2008    Temat postu:

Oj... świetne to jest ! Narracja - powtarzam inne osoby - godna podziwu. Coś co naprawdę wciąga. I kurcze nawet zdołam sobie wyobrazić takiego House'a naprawdę Jeśli tak miałby wyglądać jego związek z Cam - byłoby interesująco i tak inaczej...bo przecież do końca nie zmieniłby się
Ah.... nie mogę się doczekać części V


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narenika
Forumowy Vicodin
Forumowy Vicodin


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 105 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Sob 22:31, 15 Mar 2008    Temat postu:

Bardzo się cieszę, że fik spodobał się Wam, tak jak mnie
V część się tłumaczy, ale powoli. Weekendowe studia są świetną rozrywką, ale zajmują sporo czasu


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Seraf
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 15 Lut 2008
Posty: 389
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Marsa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 9:21, 16 Mar 2008    Temat postu:

No narenika coraz lepsze te fiki...i coraz ciekawsze...House staje się coraz bardziej ludzki...ślub Wilsona niezly pomysł...dziecko to już wogole świetny pomysł...czekam na więcej

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pit Lane :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:35, 16 Mar 2008    Temat postu:

fajny wciągający .... czekam na ciąg dalszy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narenika
Forumowy Vicodin
Forumowy Vicodin


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 105 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Śro 18:14, 19 Mar 2008    Temat postu:

Zostań

V.

Rebecca Louise Wilson urodziła się w samym środku dnia, w samym środku tygodnia, w samym środku lata. Jej pierwsze imię było tradycyjnie żydowskie, drugie otrzymała po ulubionej babci Sary, a to również wpisywało się w żydowską tradycję. Dla Wilsona, odnowiona wiara w małżeństwo szła pod rękę z odnowioną wiarą w Boga. Nie było dla ciebie jasne, czy nareszcie dostrzegł jakiś sens we wszystkich wcześniejszych porażkach, czy też poczuł, że swoje szczęście zawdzięczał sile wyższej. Osobiście nadal trwałeś w zadeklarowanym agnostycyzmie, mimo że po cichu doceniałeś domatorski żywot.

Obstawiłeś swój typ zaledwie tydzień wcześniej, ale i tak zgarnąłeś całą szpitalną pulę. Cameron koniecznie chciała wiedzieć, jakim cudem odgadłeś właściwą datę, szczególnie, że dziecko urodziło się prawie dwa tygodnie przed terminem. Wyjaśniłeś, że zauważyłeś zmianę w sposobie poruszania się Sary podczas waszej poczwórnej, tradycyjnej, cotygodniowej kolacji, co pozwoliło ci stwierdzić, że dziecko się obniżyło i ustawiło. Uśmiechnęła się zdumiona i dumna z kolejnego z twoich niezwykłych talentów, ale jednocześnie przewróciła oczami. Obstawiała następny czwartek.

Tydzień później Wilson wrócił do pracy bardziej zmęczony niż kiedykolwiek. A jednocześnie bardziej niż kiedykolwiek szczęśliwy. Cieszył cię ten widok, ale nie mogłeś powstrzymać się przed poinformowaniem go, że śmierdział ulewanym mlekiem i wyglądał jak śmieć. Cameron usłyszała to i strzeliła cię w ramię, zanim zapytała Wilsona o samopoczucie Sary. Nie potrafiłeś sobie przypomnieć, kiedy to publiczny dotyk stał się akceptowalny, nawet jeżeli przybierał formę wyłącznie żartobliwych uderzeń.

Zawsze twierdziłeś, że nie radziłeś sobie z dziećmi, ale jakoś nikt nie chciał w to uwierzyć i razem z Cameron nagminnie zaczęliście pełnić rolę nianiek Rebeki. Mała Wilsonetka była wystarczająco śliczna i o wiele za młoda, by odpowiadać, więc zupełnie ci nie przeszkadzała. Sprawiała wrażenie całkiem z ciebie zadowolonej, a jej ciepłe ciałko przyjemnie wpasowywało się w krzywiznę twojego ramienia. Cameron wrobiłeś w zmienianie pieluszek.

Przy drugim niańczeniu nareszcie zapytałeś ją o poronienie.

Zaskoczyło ją twoje pytanie. Nie należeliście do gatunku par, które rozsiadając się wygodnie recytowały swoje osobiste historie. Kiedy okoliczności tego wymagały, dzieliliście się jakimś fragmentem swojej przeszłości, ale to wszystko. Jej rodzice nie żyli, ale wiedziałeś tylko, że jej matka miała zawał serca. Wiedziała, że ojciec kupił ci pierwszy motor, gdy skończyłeś szesnaście lat, ale nie wiedziała, że odebrał ci go, gdy wybrałeś hokeja zamiast futbolu.

Nie odpowiedziała na pytanie przez cały wieczór, ale kiedy położyliście się do łózka i wyłączyliście światło, zaczęła mówić. Oczekiwałeś opowieści o zajściu w ciążę tuż przed nawrotem choroby męża, a potem poronieniu tuż po jego śmierci, ale nie tak brzmiała jej historia. Zamiast tego opowiedziała o półrocznej żałobie po jego śmierci, o stresie wywołanym nauką w koledżu i zdawaniem na studia medyczne, i o wszystkich tych ludziach wokół, którzy mieli przed sobą całe szczęśliwe życie, gdy ona czuła się, jakby jej życie pogrzebano wraz z mężem. Wyszła się upić.

Wyszła się upić, bo potrzebowała zapomnienia, bo nie chciała już dłużej myśleć, a kiedy obudziła się naga w łóżku starosty roku, ledwo zdążyła do łazienki, zanim zwymiotowała. Ustalili, że nigdy o tym nie wspomną, a kiedy odkryła, że wpadła, nie powiedziała mu ani słowa. Przygniatało ją poczucie winy, przecież dobre kobiety nie sypiały z kim popadnie pół roku po pogrzebie męża. Racjonalnie rozumiała, że żal i poczucie winy nie spowodowały poronienia, ale słyszałeś w jej głosie, że ta logika nie zawsze wygrywała, gdy uwalniały się emocje.

Przez cały czas, gdy mówiła, tylko wpatrywała się w sufit i coś ci podpowiedziało, że nie chciała twojego dotyku, ze strachu przed załamaniem. Nie było żadnych łez, ale kiedy skończyła opowiadać, przesunęła się na twoją stronę i przytuliła, czego zwykle nie robiła, jeśli się nie kochaliście. Przesunąłeś ramię, by ją objąć, a kiedy poprosiła, żebyś więcej nie wspominał jej dziecka, obiecałeś jej to. Zastanawiałeś się, czy kiedykolwiek wcześniej zdarzyło ci się zobaczyć ją tak bezbronną.

Przez następnych kilka dni Cameron była cichsza niż zwykle, ale w czasie weekendu stała się znowu sobą i mogłeś pozbyć się wreszcie tego cienia poczucia winy, które ci towarzyszyło. Spotkaliście się z Wilsonami na późnym, niedzielnym śniadaniu, a Cameron trzymała i bawiła się z Rebeką tak samo, jak zawsze.

Dni następowały po sobie z niemal monotonną regularnością. Podobało ci się to. Pacjenci w szpitalu rzucali wyzwanie twoim umiejętnościom diagnostycznym, a Cameron rzucała ci wyzwanie w domu. Nie uważałeś się za kogoś, kto mógłby faktycznie z kimś osiąść na stałe, ale potem przypomniałeś sobie, że naprawdę czerpałeś przyjemność z lat spędzonych ze Stacy, pomijając kłótnie, czy całą sprawę poharatanej nogi. Czasami zastanawiałeś się, czy potrafiłaby znaleźć swoją miarę szczęścia z tobą.

Zwykle takie myśli nachodziły cię, gdy grałeś na fortepianie, a Cameron krzątała się po mieszkaniu. Tworzyliście wtedy idealny obrazek normalnej pary, pomijając fakt, że w żadnym stopniu nie byliście normalni. Zaraz po takich myślach dopadało cię głębokie poczucie wdzięczności wobec przeznaczenia, losu, Boga, czy jakiejkolwiek niewidzialnej siły, która dobrała was w parę. Gdy w ten sposób zagoniłeś się w ślepy róg, wstawałeś od fortepianu i ciągnąłeś Cameron do łóżka, tylko dlatego, że mogłeś.

Lato już niemal ustąpiło pola jesieni, gdy Cuddy pojawiła się w twoim gabinecie z teczką nowego pacjenta i żądaniem.

„Wiesz, że zaproponowałam Cameron posadę Shaw'a na Immunologii?” zapytała z ręką opartą na biodrze.

„Ano. Powiedziała mi.”

„To pewnie wiesz też, że mi odmówiła?”

„Mieszkamy razem,” przypomniałeś jej z uśmieszkiem. „Czasami nawet rozmawiamy.”

Wypuściła powietrze z frustracją. „Tak, jestem w pełni świadoma waszego współmieszkania,” powiedziała. „To ja musiałam powstrzymywać zarząd przed wybuchem, gdy się dowiedzieli.”

Wyszczerzyłeś się, wspominając te kilka niesamowitych dni, gdy chodziła delikatnie podkurwiona, próbując przekonać zarząd, że ty i Cameron naprawdę dobrze razem pracowaliście i nadal zamierzaliście zachowywać się profesjonalnie.

„Pozwolę sobie zgadywać, że mała wycieczka w przeszłość nie jest prawdziwym powodem poruszania tego tematu,” powiedziałeś jej, otrząsając się z zadumy.

„Nie, właściwie nie. Liczyłam, że przekonasz ją, żeby wzięła posadę.”

„A niby czemu miałbym to zrobić? Lubię mieć ją pod ręką. Jest podporą zespołu, chyba nie zaprzeczysz?”

„Oczywiście, że nie, ale jednocześnie nie jest tu niezbędna.”

Musiała zauważyć, jak się zjeżyłeś, zacisnąwszy dłoń na lasce, bo szybko kontynuowała.

„Masz już dwóch innych lekarzy i łatwo znajdziesz następnego. Kiedy ja będę musiała znaleźć na miejsce Shaw'a kogoś spoza szpitala, będzie to trwało miesiącami, a potem kolejne miesiące miną mu na wdrażaniu się do naszej szpitalnej rutyny.”

„Nie chcę innego lekarza. Ona odpowiada mi w zupełności, a jej w zupełności odpowiada bycie tutaj.”

Cuddy wpatrywała się w ciebie, aż poczułeś ból w żołądku, bo wiedziałeś, że zamierzała powiedzieć coś, czego wcale nie chciałeś usłyszeć.

„Ona się tu marnuje, House. Mogłaby zostać ordynatorem Immunologii w ciągu dziesięciu lat, ale jeżeli zostanie na tym oddziale, zawsze będzie tylko jednym z twoich pomagierów. Zdawałam sobie sprawę, że nienawidzisz zmian, ale nie wiedziałam, że ona ma to samo. Jeżeli nie wypchniesz jej z gniazda, nigdy nie nauczy się latać samodzielnie.”

Rozzłościła cię. „Czy to jakiś epizod-specjalny?” zapytałeś kąśliwie. „Bo ta kwiecista mowa brzmi identycznie, jak dialogi na kanale Romantica.”

„Mówię poważnie, House.”

I w tym momencie naprawdę jej nienawidziłeś, bo chociaż mówiłeś co innego, to wiedziałeś, że miała rację. Cameron była świetnym lekarzem. Zasługiwała na więcej, niż drugie skrzypce w najmniejszym oddziale w szpitalu, nawet jeżeli ten oddzialik miał najwyższy wskaźnik wyleczeń. Cuddy wyszła, ale jej słowa wisiały w powietrzu. Wyładowałeś frustrację waląc z całej siły w ścianę swoją przerośniętą piłką tenisową.

Cameron przyszła pół godziny później, żeby przekazać ci, że wasz pacjent reagował na leczenie. Rzuciła okiem na twoją minę i zapytała, co się stało. Nie znosiłeś, gdy rozgryzała się z taką łatwością. Oczywiście nie bardzo dało się ukryć twój świeżo schrzaniony nastrój.

„Uważam, że powinnaś wziąć tą posadę piętro wyżej.”

„Słucham? Rozmawialiśmy o tym w zeszłym tygodniu i zgodziliśmy się, że powinnam zostać tutaj,” zdziwiła się Cameron, marszcząc brwi, jak zawsze, gdy była zmieszana.

„Taa, cóż, to była chyba zbyt pochopna decyzja.”

Starałeś się, by zabrzmiało to niedbale, ale bez powodzenia i skończyło się na tym, że opowiedziałeś jej o wizycie Cuddy. Zmartwiła się, bo myślała, że wszystko już było ustalone. Cuddy miała rację, Cameron nienawidziła zmian równie mocno jak ty; może nawet bardziej. Nie podobało jej się również, że Cuddy właziła wam na głowę, błysk w oku zapowiadał, że Cuddy w najbliższym czasie mogła oczekiwać wizyty bardzo wkurzonej Cameron. Wydawało się, że ignorowała wszystko, co mówiłeś, kiedy przemierzała podłogę mrucząc pod nosem powody, dla których powinna zostać. Kiedy powiedziałeś, że nie powinna odrzucać kariery tylko dla zachowania bezpieczeństwa i komfortu, błyskawice sypiące się z jej oczu skierowały się w twoją stronę.

Na szczęście, byłeś na to przygotowany i szybko dodałeś, że była zbyt dobrym lekarzem, żeby ograniczyć się do pracy tylko dla ciebie, i że inni lekarze mogliby się od niej wiele nauczyć. Zatrzymała się przed tobą i spojrzała na ciebie bez słowa, a wściekłość zastąpiła duma. Uświadomiłeś sobie, że jeszcze nigdy za jednym zamachem nie powiedziałeś jej tylu pochwał. Oświadczyła, że musi porozmawiać z Cuddy, po czym delikatnie pogłaskała cię po ramieniu i szybko wyszła z gabinetu. Godzinę później, gdy wróciła, powiedziała ci, że zaakceptowała nową posadę. Ostrzegłeś ją, żeby awans nie uderzył jej przypadkiem do głowy i wysłałeś, żeby zajrzała do pacjenta oraz odkryła, gdzie zaszyli się West i Mason.

Cameron przeniosła się dwa tygodnie później i w szpitalu akceptowała zmianę lepiej od ciebie.

Płynnie dopasowała się do rytmu na Immunologii, wzmacniając wcześniej już nawiązane relacje zawodowe i ciesząc się z innej atmosfery pracy. Radzenie sobie z całym piętrem pacjentów było zdecydowaną odmianą, w stosunku do tradycyjnego, jednego pacjenta tygodniowo na twoim oddziale.

Nie mogłeś się przyzwyczaić, że nie siedziała już przy swoim biurku. Podczas sesji stawiania hipotez, odruchowo spoglądałeś na miejsce, które zwykle zajmowała. Zachowywałeś się jeszcze bardziej oschle i sarkastycznie. Przeczołgałeś piętnastu kandydatów, zanim nareszcie znalazłeś kogoś na jej miejsce.

W domu role się odwracały, to ona była uszczypliwa i podminowana. Byliście przyzwyczajeni do droczenia się całymi dniami i rozładowywania w ten sposób stresu. Teraz jednak musiała wrócić do bycia miłą przez cały długi dzień i kiedy przy kolacji rzucałeś niegroźnymi złośliwostkami, odbijała piłeczkę z prawdziwą irytacją. Wielka kłótnia wybuchła miesiąc później i zawierała wszystko, od tupania nogami, poprzez krzyki, aż po trzaskanie drzwiami. Na koniec wypadłeś jak burza i zabunkrowałeś się w najbliższym barze.

Znalazła cię dwie godziny później i przysiadła do ciebie.

Nadal niańczyłeś drugiego drinka.

„Przyszłaś, żeby jeszcze pokrzyczeć?” zapytałeś jadowitym tonem.

„Nie,” odpowiedziała i dała znak barmanowi, żeby nalał jej obrzydliwie słodkiego drinka.

„To co tu robisz?”

„Rozmawiam.”

„To rozmawiaj.”

„To rodzaj gry dla dwóch osób. Twój udział jest niezbędny,” powiedziała. Podano jej drinka i zamoczyła w nim usta.

„Zachowywałaś się, jak straszna zdzira,” powiedziałeś jej. Chyba nie najlepiej rozpocząłeś konwersację.

Ku twojemu zdziwieniu odparła „Wiem.”

Za takie wyznanie coś jej się od ciebie również należało.

„Chyba nie powinienem krytykować twoich wyczynów kulinarnych,” powiedziałeś, chociaż nadal ciężko było uwierzyć, żeby jedna uwaga, wypowiedziana w kiepskim momencie, wywołała kłótnię rozmiarów wojny trojańskiej.

„Dokuczałeś. Ja przesadziłam z reakcją,” powiedziała, wpatrując się w różową toń swojego drinka.

„Ostatnio często ci się to zdarza. Chodzi o mnie, czy o pracę?” liczyłeś na konkretną odpowiedź.

„Żadne z wymienionych. To tylko ja. Przywykłam, że wszystko toczy się w ustalony sposób, a teraz trochę zajmuje mi dopasowanie się do zmian.” Przez chwilę bawiła się słomką. „Może zmiana w pracy wzbudziła we mnie obawę, że wszystko inne też może się zmienić,” przyznała.

„A chcesz, żeby się zmieniło?” zapytałeś, obserwując ją uważnie, w poszukiwaniu jakichkolwiek sygnałów. Jeżeli planowała odejść, nie chciałeś dowiedzieć się ostatni.

„Nie chcę,” odparła, a słowa zabrzmiały mocno i stanowczo.

Kiwnąłeś głową i połknąłeś resztkę drinka. Paląca ścieżka, którą zostawił po drodze do żołądka, przyniosła ci ulgę.

„Dobrze,” powiedziałeś, ściszając nieco głos, bo wielkie deklaracje nie były w twoim stylu.

Wzięła jeszcze tylko kilka łyków drinka i odstawiła go.

„Gotowy, żeby wrócić do domu?” zapytała, a ty rzuciłeś na blat wystarczającą kwotę, żeby pokryć rachunek i sięgnąłeś po laskę zwisającą z baru.

„Taa, gotowy,” odparłeś.

Włożyła dłoń w twoją, gdy wychodziliście. Nie robiła tego nigdy wcześniej. To było całkiem przyjemne.

Potem, ku twojej uldze, wszystko się ułożyło, chociaż patrzyłeś na nią nieco inaczej. Może dlatego, że nie widywałeś jej już tak często w pracy, ale za to doceniałeś ją bardziej, zarówno w szpitalu, jak i w domu. Częściej szukałeś pretekstów, żeby kraść kawę z jej oddziału i porywać ją na lunch. Kiedy mogłeś wezwać ją na konsultację, przypadek sprawiał ci większą satysfakcję. Nadal byłeś wrednym sukinsynem przez większość czasu, ale w domu przekomarzanki stawały się sympatyczniejsze. To, że umiała natychmiast odbić każdą twoją złośliwą piłeczkę, zwiększało frajdę ze słownych potyczek.

Kompletnie już zapomniałeś, dlaczego zawsze powtarzałeś, że związek z nią nie miał prawa się udać. Wilson uwielbiał ci to wypominać. W ramach zemsty kradłeś mu z portfela pieniądze na lunch.

Kiedy noce zrobiły się chłodniejsze, kolacja i telewizja przed kominkiem weszły wam w nawyk. Zamawialiście chińszczyznę, a pudełka spokojnie walały się po stoliku, gdy wy przytulaliście się i oglądaliście telewizję. Burczałeś tylko pod nosem, gdy program wieczoru miał wybitnie kobiecy charakter. Zwykle koncentrowałeś się bardziej na Cameron, niż na telewizji, gdy leciał któryś z jej ulubionych programów. Lubiłeś obserwować jej twarz, otwartą i bezbronną, daleką od szpitalnej maski profesjonalizmu. Uczyłeś się na pamięć delikatnych piegów na grzbiecie jej nosa i malutkich zmarszczek w kącikach jej oczu. Były widoczne tylko wtedy, gdy się uśmiechała. Kochałeś jej uśmiech. Kochałeś ją, chociaż tak rzadko to mówiłeś.

Gdy siedziała przytulona z twojej prawej strony, ciepło jej uda rozgrzewało twoją bliznę. Poprzedniej zimy zasugerowałeś konieczność obniżenia wydatków na ogrzewanie i używałeś tego pretekstu, gdy chciałeś poczuć jej bliskość. Żadne z was nie przejmowało się już wynajdowaniem pretekstów, chociaż nadal poza sypialnią byliście dalecy od ostentacyjności. Drobne gesty liczyły się bardziej.

Podniosłeś się odrobinę, żeby sięgnąć do kieszeni. Uznała pewnie, że sięgałeś po pigułki, bo nie oderwała wzroku od ekranu. Kiedy wziąłeś jej dłoń i położyłeś ją na swojej nodze, uśmiechnęła się tylko i splotła palce z twoimi.

Nigdy nie planowałeś, że będzie ci potrzebna. Nawet jej nie chciałeś. Potem, gdy już ją miałeś, zawsze wystarczało ci to, co było, byłeś zadowolony, że wszystko układało się w łatwo przewidywalny sposób. Nigdy nie łudziłeś się, że to, co was łączyło, było w jakimkolwiek sensie miłością na wieki. Nadal w to nie wierzyłeś, ale kiedy wsunąłeś jej na palec pierścionek, wydawało się to najbardziej naturalną rzeczą pod słońcem. Obserwowałeś, jak skrzył się w świetle ognia i czekałeś na jej reakcję.

Wtedy w końcu spojrzała na ciebie, z uchylonymi ustami, z milionem pytań w oczach. Użyłeś tego samego słowa, które powiedziałeś, by zatrzymać ją, wieki temu. Tylko jednego słowa. Tylko to potrafiłeś wymyślić i to zawierało wszystko, czego od niej pragnąłeś.

„Nie miałam zamiaru nigdzie iść,” wyszeptała. Wyglądała, jakby to wszystko wydawało jej się snem.

„Traktuj to, jako zabezpieczenie,” powiedziałeś, głaszcząc ją kciukiem po wierzchu dłoni.

„Zostanę,” obiecała i zobaczyłeś, jak łzy zebrały się w kącikach jej oczu, i jak sięgnęła drugą dłonią, żeby je otrzeć.

„Dobrze,” odparłeś, ignorując fakt, że twój głos nie brzmiał tak mocno, jak zwykle.

Jej ramiona powędrowały, by opleść twoją szyję i pocałowała cię głęboko, dokładnie, z miłością, a ty poddałeś się jej i nie zważając na ból w udzie pociągnąłeś ją na kolana. Kiedy pocałunek się skończył, wyszeptała, że cię kocha, a ty chociaż raz odpowiedziałeś echem. Przymknęła oczy, wtuliła ci głowę pod brodę, a ty zastanawiałeś się, co powie Wilson, gdy zapytasz go, czy zostanie twoim drużbą.

To była ostatnia część tej serii. Fik ma swój sequell, ale nie mam narazie w planach tłumaczenia go.
Zainteresowanych odsyłam do [link widoczny dla zalogowanych].
Autorka właśnie opublikowała finałowy rozdział i sama lecę go przeczytać


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ofwca
Internista
Internista


Dołączył: 15 Lut 2008
Posty: 667
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a stąd

PostWysłany: Śro 18:32, 19 Mar 2008    Temat postu:

rozmarzyłam się... piękne, świetne napisane i ta narracja jakby z perspektywy paru lat, wszystko ty jest takie w pewien sposób magiczne otulone senną mgiełka jakby to były piękne wspomnienia, do których wraca się po latach.... teraz trudno mi będzie wrócić do rzeczywistości

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gosiak
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 24 Lut 2008
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:30, 19 Mar 2008    Temat postu:

łiiiiiiiiiii! oj świetne po prostu ! Rozmarzyłam się na całego , że tak to ujmę. Nic dodać nic ująć - do wypowiedzi mojej poprzedniczki.
Po prostu brakuje mi słów! Cudne !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Śro 19:39, 19 Mar 2008    Temat postu:

"chodziła delikatnie podkurwiona" - Narenika, kocham cię za to tłumaczenie .

Za całość należą się brawa dla tłumaczki, mnie by się nie chciało tyle tłumaczyć - ale rozumiem, zamierzałaś nas dokształcić w kwestii Hameronu .

Nawet-nawet ten fik. Ale jakoś nie lubię szczęśliwych zakończeń. Takie moje zakrzywienie osobowości .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kasiat88
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 10 Gru 2007
Posty: 128
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Śro 19:46, 19 Mar 2008    Temat postu:

A ja uwielbiam szczęśliwe zakończenia
Fic jest fantastyczny, a tłumaczenie jeszcze lepsze! Nawet Hameron mi nie przeszkadzał. Może się jednak skusisz na tłumaczenie dalszych części?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Narenika
Forumowy Vicodin
Forumowy Vicodin


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 6167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 105 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Śro 19:49, 19 Mar 2008    Temat postu:

Z każdym kolejnym odcinkiem wyluzowywałam się coraz bardziej
Cały urok tego fika polega właśnie na tym, że jest długi, sięga daleko w przyszłość i pięknie analizuje proces dojrzewania Grega do poważnych decyzji. Jestem pod urokiem stylu Enchanted April, chociaż nie wszystkie jej fiki są równie spójne i konsekwentnie realizowane.
Właśnie obśmiałam się jak norka nad finałem sequella
Nie wiem, czy kogokolwiek "dokształciłam", chciałam po prostu przekazać wam piękną historię

Następnym razem spróbuję znaleźć coś mrocznego.. Przetłumaczyłabym to, co kmyhair podlinkowałam, ale w całości musiałoby wylądować na chomiku


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Śro 20:08, 19 Mar 2008    Temat postu:

Narenika, nie ma się co oszukiwać - do chomika [pewnie gosi] i tak każdy może wejść - nawet nie trzeba kliknąć "tak, mam 18 lat" .

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
dyla
Torakochirurg
Torakochirurg


Dołączył: 21 Mar 2008
Posty: 2854
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z boiska.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:11, 21 Mar 2008    Temat postu:

Kapitalne. Po prostu respect dla tej osoby ,która to wymyśliła i oczywiście dla Nareniki. Świetnie napisane.. i to Hameronek. ;D Więcej takich. ;>

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Couvert de Neige
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 27 Mar 2008
Posty: 956
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ...
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:17, 30 Mar 2008    Temat postu:

Cudowne po prostu cudowne. Brak mi słów *_*

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hameron Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 3 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin