Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Dowód przyjaźni [Z]
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:17, 10 Wrz 2008    Temat postu: Dowód przyjaźni [Z]

Kategoria: friendship


Zweryfikowane przez Autorkę.

A/N
Witam wszystkich! Przedstawiam Państwu kolejną dłuższą produkcję prosto z mojego studia. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Od razu zaznaczam, że przeskakujemy trochę z perspektywą. Pierwszy i ostatni akapit, zarówno prologu jak i epilogu z PoV Cate M., cała reszta natomiast PoV House'a. Pisało się... Inaczej. Dziwnie. Wilson bardziej mi leży. XD Niemniej jednak, zapraszam!

P.S. Ten fik zawiera o wiele więcej działań diagnostycznych, niż pozostałe dziełka. Korzystałam z Encyklopedii Medycyny i ze stron internetowych, nie jestem lekarzem, zaznaczam! Akcję proszę sobie umieścić w piątym sezonie - już po strachu pt. "I'm resigning", ale zanim chłopcy wrócą do stanu prawie pierwotnego.

OSTRZEŻENIE: Hilson f-ship, dużo medycyny, lekkie spojlery 5 sezonu

Dowód przyjaźni

There's a light at each end of this tunnel,
You shout 'cause you're just as far in as you'll ever be out
And these mistakes you've made, you'll just make them again
If you only try turning around.
(Anna Nalick - Just Breathe)


PROLOG. Plany i manipulacje.

James Wilson otworzył drzwi i powolnym krokiem wszedł do gabinetu, wszystko z nieodpartą gracją i urokiem skazanego na śmierć.
- Dzień dobry – powitała go ciepło Cate, machinalnie wskazując mu ręką miejsce. Ciężko jej było pozbyć się starych nawyków – przy każdej wizycie sadowiła onkologa w skórzanym fotelu naprzeciwko swojego biurka, mimo iż mężczyzna doskonale wiedział, gdzie powinien usiąść.
- Dzień dobry – odparł Wilson nieco ponuro. Cate spojrzała na niego z zainteresowaniem – był nienaturalnie, niemalże chorobliwie blady i miał cienie pod oczyma. Wyglądał, jakby w ogóle nie spał, co najmniej kilka nocy z rzędu. Cate westchnęła. Należało zacząć od jakiegoś neutralnego tematu.
- Ciężki tydzień? – spytała, okraszając swoją wypowiedź odpowiednią dozą wyselekcjonowanego optymizmu #5, „Optymizm dla Człowieka Będącego Emocjonalną Bombą Zegarową”. Wilson skrzywił się nieznacznie, co jednak nie uszło uwadze psychiatry.
- Można to tak ująć – odparł lakonicznie. Cate uniosła niedowierzająco brwi i mężczyzna westchnął z rezygnacją. – W porządku. Tydzień był okropny. Cały czas mam wrażenie, że zaraz zemdleję – Nic dziwnego, przemknęło Cate przez myśl, wyglądasz jak chodząca Śmierć. – a większość swojego czasu po pracy spędzam na próbach zgubienia tego cholernego prywatnego detektywa.
- Skończyłeś już się pakować? – skonfrontowała go Cate. Wiedziała, że po ich ostatnim spotkaniu Wilson zabrał ze szpitala wszystkie swoje rzeczy, ale miała szczerą nadzieję, że mężczyzna zdecyduje się jednak zostać. Potrzebował zamknąć pewne sprawy tutaj, w Princeton, dopiero później mógłby myśleć o przeprowadzce.
- Skończyłem już się rozpakowywać.
- Zostajesz?
- Tak.
- Rozmawiałeś już z House’m?
Wilson przełknął ciężko ślinę i pokręcił przecząco głową.
- Ja… nie.
Cate zmrużyła podejrzliwie oczy. Zdecydowanie nie była to cała prawda, ale jeśli Wilson nie chciał jej tego powiedzieć, to uszanuje jego decyzję i nie będzie naciskać. Sam jej to powie, we właściwym momencie. A jak nie, to na Pielęgniarskie Kółeczko Plotkarskie zawsze można było liczyć.
- Czemu?
- Jestem już zmęczony – odparł Wilson, rzeczywiście brzmiąc na zmęczonego. – Zmęczony wiecznym zbieraniem kawałków, wiecznym czekaniem, a przede wszystkim wiecznym zamartwianiem się, czy on przypadkiem się dzisiaj nie wykończy.
- Na tym chyba polega przyjaźń.
- Wiem – westchnął onkolog. – Ale ja i tak jestem zmęczony. – Potarł dłonią twarz. – Choć raz chciałbym mieć pewność, że on naprawdę docenia fakt, że zawsze tu jestem.
- To, co House zrobił do tej pory nie wystarczy? – spytała Cate, a Wilson wzdrygnął się mimowolnie. Prawie trzy miesiące później, a mężczyzna wciąż nie umiał lub nie chciał wracać do tamtych wydarzeń. Czemu, Cate mogła tylko zgadywać.
- Nie – odparł Wilson, a w jego czekoladowych oczach Cate ujrzała błysk pewności. Boże, on naprawdę tak uważa.

***

Była godzina 14:38, a Gregory House grał na gitarze. W zasadzie, grał na niej już od ładnych trzech godzin. Wcześniej natomiast umilał sobie czas grając przez Internet w kierki, a jeszcze wcześniej zdołał ułożyć pasjansa. Krótko mówiąc, Gregory House nudził się. I to nudził się śmiertelnie.
- Nie masz pacjenta?
House podniósł głowę i spojrzał na stojącego w drzwiach gabinetu Wilsona. Młodszy lekarz miał na sobie swój zwyczajowy kitel i przeokropny krawat, który dostał od House’a na ostatnie urodziny (podarowany w nadziei, że zmusi on Wilsona do zaprzestania ich noszenia – niestety, onkolog nie załapał aluzji). Wyglądał absolutnie i przerażająco normalnie, zupełnie jakby był to kolejny dzień pracy. Kolejny z wielu, kolejny przed następnymi. O których House wiedział, że nie nadejdą.
- Ludzie coś przestali zapadać na dziwne i trudne do zdiagnozowania choroby – odparł diagnostyk z żalem w głosie, odstawiając gitarę. Odwrócił się i spojrzał na onkologa. – A ty nie powinieneś przypadkiem odprawiać swojego bagażu przed wyjazdem gdzieś-tam?
Wilson wyraźnie się zmieszał i zaczął pocierać ręką kark.
- Właściwie – zaczął w końcu, po serii zniecierpliwionych chrząknięć House’a – to zostaję. – Diagnostyk uniósł brwi. – Zostaję w Princeton. Nie wyjeżdżam.
House pokiwał głową.
- Fajnie – powiedział, ponownie biorąc do ręki gitarę. Wilson spojrzał na niego lekko zaskoczony.
- I… tyle?
House westchnął. Miał wielką ochotę wyć z radości, że jego przyjaciel zostaje, a on sam dostał – znowu – kolejną szansę na wyprostowanie pewnych rzeczy. Przez moment miał ochotę powiedzieć Wilsonowi, jak bardzo się z tego powodu cieszy, ale niezwykle wredna część jego osobowości kazała powiedzieć mu coś zupełnie innego:
- Doszedłem do wniosku, że twój wyjazd nigdy mnie nie obchodził.
Wilson skrzywił się nieznacznie, ale nie odpowiedział. Nie kłócił się, nie próbował wyperswadować. Chyba sądził, że mu się należało. W sumie, należało.
- W takim razie… Do zobaczenia. - Onkolog odwrócił się na pięcie i poszedł w stronę drzwi. Zatrzymał się jeszcze z ręką na klamce i rzucił przez ramię: - Kupiłem sobie roślinkę.
To powiedziawszy, otworzył drzwi i wyszedł. Przez ułamek sekundy House rozważał wyjście za nim na korytarz, ale szybko z tego niedorzecznego pomysłu zrezygnował. To byłoby zbyt sentymentalne i ckliwe. Diagnostyk wziął więc gitarę i ponownie zaczął grać. Tym razem psalmy. Tak dla odmiany.

***

Wieczorem Cate rozłożyła się na kanapie z paczką popcornu. W planach miała oglądanie jakiejś durnej komedii romantycznej i marzenie o prawdziwej miłości i Księciu w Lśniącej Zbroi, którego nie miała jeszcze okazji spotkać. Realizację planów na najbliższą przyszłość przerwał niestety natrętny dźwięk dzwoniącego telefonu. Cate westchnęła i odstawiła miskę z prażoną kukurydzą na podłogę, podniosła się i sięgnęła po słuchawkę, niemal spadając przy tym z kanapy.
- Cate Milton, słucham.
- Cześć, Catie.
Brwi Cate podjechały do góry.
- Cześć, Lisa – powiedziała z nutą zaskoczenia w głosie. Było już późno, czego Cuddy mogła chcieć? – Coś się stało?
- Wilson był dziś u ciebie, prawda? – Cate potwierdziła. – Rozmawialiście o Housie?
- Nie powinnam ci tego mówić – odparła psychiatra, układając się wygodnie na kanapie i przerzucając nogi przez oparcie. – Tajemnica lekarska, może coś ci się obiło o uszy.
Cuddy westchnęła.
- House i Wilson to moi najlepsi lekarze, którzy od ponad piętnastu lat tworzą duet. Jeśli teraz przestaną ze sobą trzymać, to jak niby wyobrażasz sobie ich zawodową współpracę? James może jeszcze przełknąłby dumę, ale House…
- Jest House’m i odmówiłby dalszego pracowania na jednym piętrze – dokończyła Cate, kiwając po swojej stronie głową. Może nie znała diagnostyka bardzo dobrze, ale nie wydawał jej się trudny do rozszyfrowania. Nie tak trudny w porównaniu z Wilsonem.
- Byłabym szczęśliwa, gdyby poszło tylko o piętro – mruknęła Cuddy. – Zaczęłoby się od zmiany biur, później przeszlibyśmy do harmonogramów i skończyłoby się tym, że kogoś musiałabym zwolnić. – Kobieta westchnęła ciężko. – Więc proszę, choć raz daruj sobie klauzule i powiedz mi, jaki jest ich problem?
- Wilson potrzebuje dowodu na to, że House potrzebuje jego i że docenia fakt, że on tam zawsze jest.
Cuddy milczała przez dłuższa chwilę.
- Czy według niego to, co House zrobił jest niewystarczające?
- Lisie, Wilson tak tego nie widzi. Dla niego wszystkie czyny House’a dowodzą jego przywiązania do posiadania przyjaciela…
- Ale… – spróbowała wtrącić Cuddy, ale Cate jej przerwała:
- Pozwól mi dokończyć. – Cuddy zamilkła. – Dowodzą przywiązania do posiadania przyjaciela. Jakiegoś przyjaciela, a nie konkretnie Wilsona. James po prostu chce mieć pewność, że to na nim House’owi zależy.
- Pokręcona logika.
- Żadna logika. I kiedyś to zrozumie. Ale to nie będzie teraz.
- Czyli co? – spytała w końcu Cuddy. Cate potarła dłonią czoło, chcąc zebrać myśli. Była pewna, że ta rozmowa nie podniosła Cuddy na duchu i nie dawała wielkich nadziei. Ale Lisa bardzo przejmowała się losem swoich chłopców – Cate uważała, że poświęca temu zdecydowanie za dużo wolnego czasu – i miała prawo znać cały obraz sytuacji. Jakkolwiek czarny by on nie był.
- Wilson potrzebuje dowodu przyjaźni i jeśli go nie dostanie, może być z nimi kiepsko.
- To jest szpital, a nie fabryka samochodów!
- Wiem. Ale mam przeczucie, że House wkrótce dostanie swoją szansę na wykazanie się.
- Cate?
- ... Tak?
- Pieprzysz.
Cate uśmiechnęła się, oczami wyobraźni widząc zdegustowaną minę Cuddy.
- Chciałabyś.
Z drugiej strony dobiegł ją cichy chichot administratorki.
- Dobranoc, Cate – powiedziała Cuddy.
- Dobranoc, Lisa – odparła psychiatra, odkładając słuchawkę. Przeciągnęła się i sięgnęła po stojącą na podłodze miskę, po czym włączyła telewizor i zaczęła skakać po kanałach, szukając czegoś wielce optymistycznego. Miała wielką ochotę na prawdziwy, hollywoodzki happy end. Tym bardziej, że z doświadczenia wiedziała, że prawdziwe dramaty przyjacielsko-miłosne rzadko takowym się kończyły.

CDN


Teaser:
- Mamy coś? - spytał z nadzieją House, wchodząc do gabinetu. Kutner pokręcił przecząco głową. House jęknął. - Oddałbym wszystko za jakiś ciekawy przypadek.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Katty B. dnia Wto 21:29, 03 Lut 2009, w całości zmieniany 11 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
marengo
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 28 Lip 2008
Posty: 777
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 22:00, 10 Wrz 2008    Temat postu:

Bardzo, bardzo mi się podoba. Już pierwsze zdanie jest świetne xD.

Nic dziwnego, przemknęło Cate przez myśl, wyglądasz jak chodząca Śmierć.
No, jak się House nie postara, będziemy mieli crossover z Pratchettem xD.

I krawat. Jest jakiś wyznacznik stopnia przeokropieństwa krawatów? Jeśli tak, to Wilson o nim nie wie, bo jemu te przeokropne krawaty najwyraźniej się podobają xD. Po prostu trzeba mu to powiedzieć wprost, bo aluzje są zbyt subtelne xD.

House... och, szkoda, że przynajmniej raz nie mógłby powiedzieć, co mu leży na sercu, no, ale wtedy nie byłby House'em, tylko kimś, kogo podstawiono na jego miejsce xD.

Lubię Cate. Cieszę się, że się pokazała i nie zamarzła na tym biegunie .

I naprawdę cieszę się, że produkcja już jest, bo czekaaałam xD.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Any
Czekoladowy Miś


Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza zakrętu ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 6:28, 11 Wrz 2008    Temat postu:

Katty coś wrzuciła, jupii Lecę czytać.

Po 5 minutach.

Pięknie, pięknie, pięknie!
Cytat:
Wyglądał, jakby w ogóle nie spał, co najmniej kilka nocy z rzędu.

Poor Wilson... :smt056

Cytat:
przeokropny krawat, który dostał od House’a na ostatnie urodziny (podarowany w nadziei, że zmusi on Wilsona do zaprzestania ich noszenia – niestety, onkolog nie załapał aluzji)

Na pewno pojął, tylko zgrywa idiotę ;P
A House mógłby mu pomóc w uświadomieniu sobie, że ten krawat jest beznadziejny...

Cytat:
Miał wielką ochotę wyć z radości, że jego przyjaciel zostaje, że on sam dostał – znowu – kolejną szansę na wyprostowanie pewnych rzeczy. Przez moment miał ochotę powiedzieć Wilsonowi, jak bardzo się z tego powodu cieszy, ale bardzo wredna część jego osobowości kazała powiedzieć mu coś zupełnie innego

No ty idioto, House, weź mu to powiedz!
Ale nie, ty zawsze musisz się wykręcić jakąś obraźliwą uwagą! :smt012

Cytat:
Diagnostyk wziął więc gitarę i ponownie zaczął grać. Tym razem psalmy

Co jak co, ale House grający psalmy to dla mnie widok, którego nie umiem sobie wyobrazić...

Cytat:
- Cate?
- ... Tak?
- Pieprzysz.

:smt003

Bardzo ładnie, Katty
Już się nie mogę doczekać kolejnej części.

pozdrawiam, any


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasinka
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 1859
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a kto to wie?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:01, 11 Wrz 2008    Temat postu:

Ależ mnie tu dawno nie było. Najwyższy czas nadrobić zaległości.

Diagnostyk wziął więc gitarę i ponownie zaczął grać. Tym razem psalmy. Tak dla odmiany.
Jak się gra psalmy na gitarze? Tego jeszcze nie słyszałam...

Chciałam jeszcze dodać że bardzo, bardzo lubię Cate i cieszę się, że się pojawiła. A to Catie i Lisie to przez Twój Syndrom Przedszkolanki, prawda? :smt003

I oczywiście Katty, Twój talent pisarski jak zwykle powalił mnie na kolana.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:21, 11 Wrz 2008    Temat postu:

Moja Siostra umie grać psalmy na gitarze elektrycznej. XD A wmoim liceum na apelach zamiast nagranego podkładu hymn państwowy również jest zapodawany na elektryku. Taka tradycja.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
vicodin_addict
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 06 Sie 2008
Posty: 4562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: I share my world with no one else.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:16, 12 Wrz 2008    Temat postu:

Cytat:
- Wiem – westchnął onkolog. – Ale ja i tak jestem zmęczony. – Potarł dłonią twarz. – Choć raz chciałbym mieć pewność, że on naprawdę docenia fakt, że zawsze tu jestem.


Ehś, Jimmy, Jimmy ... ale on docenia. Napewno doceniam. Ma tylko problemy z .... odpowiednim wyrażeniem tego

Cytat:
Młodszy lekarz miał na sobie swój zwyczajowy kitel i przeokropny krawat, który dostał od House’a na ostatnie urodziny (podarowany w nadziei, że zmusi on Wilsona do zaprzestania ich noszenia – niestety, onkolog nie załapał aluzji).


Wilson i te jego przeokropne krawaty ... a może on po prostu chciał być mił i pokazać House'owi, że nosi prezent od niego? xD

Cytat:
House westchnął. Miał wielką ochotę wyć z radości, że jego przyjaciel zostaje, że on sam dostał – znowu – kolejną szansę na wyprostowanie pewnych rzeczy. Przez moment miał ochotę powiedzieć Wilsonowi, jak bardzo się z tego powodu cieszy, ale bardzo wredna część jego osobowości kazała powiedzieć mu coś zupełnie innego:
- Doszedłem do wniosku, że twój wyjazd nigdy mnie nie obchodził.


House. dojasnejcholery. Czy nie mógłbyś chociaż raz przynajmniej spróbować być miły. Czy zawsze musisz wyskoczyć z komentarzem ociekającym sarkazmem/ironią/chamstwem? ;<


Jak zwykle cudowny fik. C U D O W N Y! BArdzo przyjemnie się czyta, wciaga niemiłosiernie. I tylko powoduje, że ma się ochotę na ciąg dalszy. Me loves!

A na koniec:

Cytat:
- Kupiłem sobie roślinkę.


Nie wiem, czemu, ale dostałam niekontrolowanego chichotu. xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ceone
Tygrysek Bengalski
Tygrysek Bengalski


Dołączył: 12 Cze 2008
Posty: 1766
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:37, 13 Wrz 2008    Temat postu:

Cytat:
- Kupiłem sobie roślinkę.

*leży i kwiczy*

nie podoba mi się postępowanie Housa !!!! Już w tej chwili przeprosić Wilsona !!! :<


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:13, 15 Wrz 2008    Temat postu:

A/N
Nadal nie moje, żałuję. Przyznam szczerze, że ciężko pisało się tę część. Mam nadzieję, że z resztą pójdzie już lepiej.

Zapraszam!

ROZDZIAŁ I. Na mocy prawa ogłaszam, że…

House zsiadł z motoru i spokojnym krokiem poszedł w stronę szpitala. Następnie tym samym tempem przeszedł całe lobby, dotarł do windy i przemieścił się na swoje piętro. Był spóźniony ponad półtorej godziny – oczywiście w stosunku do godzin, w jakich zazwyczaj zjawiał się w szpitalu – ale nikt nie zwrócił mu jeszcze uwagi, a Cuddy nie siedziała mu na głowie. Co mogło znaczyć tylko jedno i nie było to dobre dla diagnostyka.
- Mamy coś? - spytał z nadzieją House, wchodząc do gabinetu. Kutner pokręcił przecząco głową. House jęknął. - Oddałbym wszystko za jakiś ciekawy przypadek.
Foreman prychnął.
- Ale go nie mamy – potwierdził oczywiste. House uniósł brwi. Coś w głosie neurologa mówiło mu, że jeszcze nie skończył mówić. Gdzieś czaiło się widmo potwornego „więc”.
- Więc…? – spytał House z najuprzejmiejszym oczekiwaniem, na jakie było go stać.
- Cuddy wysyła nas do kliniki – poinformował drużynę Foreman. – Nas wszystkich, House – dodał z naciskiem. Diagnostyk wywrócił oczami.
- A administratorska wtyka dobrze wykonuje swoją robotę i nas o tym informuje, brawo, Ericu – zakpił. Foreman pokręcił głową i wskazał diagnostykowi drzwi.
- Cuddy powiedziała, że wlepi ci dodatkowe osiem godzin w klinice, jeśli nie znajdzie cię tam do dwunastej – oświadczył. House spojrzał na zegarek. Cholera. Było za pięć. Miał nędzne pięć minut wolności, nim drzwi demonicznego przybytku się zamkną i będzie zmuszony tam siedzieć do szesnastej (bądź do pory lunchu, jeśli uda mu się sprawnie wymknąć).
- Więc powodzenia życzę. – Diagnostyk zasalutował podwładnym i opuścił gabinet. Wydawało mu się, że dostrzegł, jak kącik ust Foremana dziwnie drga, jakby Murzyn powstrzymywał wybuch śmiechu. Przez chwilę zaczął rozważać możliwość, że neurolog tę groźbę wyssał z palca, ale szybko doszedł do wniosku, że do kliniki jednak zejść powinien. Tak na wszelki wypadek.

***

House wziął od Brendy kartę i wszedł do pokoju numer trzy. Na kozetce siedział młody blondyn, z bluzą przerzuconą przez jedno ramię. Kłócił się z drugim młodzieńcem, na oko niewiele młodszym od siebie.
- Gdybyś nie był takim cholernym egoistą, nic by się nie stało! – krzyczał brunet, krążąc po pokoju.
- Kocham cię? – powiedział blondyn z naiwną nadzieją w głosie. Brunet przystanął i posłał chłopakowi pełne politowania spojrzenie. – Bardzo cię kocham?
- Idiota – mruknął brunet, brzmiąc na nieco udobruchanego. House postanowił wreszcie przerwać tę niezwykle rozdzierającą scenę.
- Czy ja przypadkiem nie przeszkadzam? – spytał głośno, ściągając na siebie uwagę chłopaków.
- Dzień dobry, doktorze – powiedział brunet. Blondyn wymruczał powitanie pod nosem. House usadowił się na krześle i otworzył kartę.
- Rana kłuta – przeczytał, po czym spojrzał na blondyna. Chłopak zdjął bluzę z ramienia i House aż uniósł brwi ze zdziwieniem. Dzieciak miał wbity w ramię widelec. – Interesujące…
- Mieliśmy małą sprzeczkę – pospieszył z wyjaśnieniami brunet. – Mój przyjaciel – złowrogie spojrzenie w stronę blondyna – jest idiotą i trochę mnie poniosło.
- Bo przemoc fizyczna zawsze jest rozwiązaniem – mruknął House. Ku jego zdziwieniu, chłopcy zaczęli się śmiać.
- Nie jest – odparł pogodnie blondyn – ale pomaga. Dzięki niej udało nam się wyjaśnić parę spraw w drodze do szpitala.
- Fascynujące. – House podszedł do chłopaka i zaczął delikatnie wyciągać widelec. Brunet złapał blondyna za rękę. – I zapewne doszliście do bardzo konstruktywnych wniosków, kiedy tu czekaliście.
- Pewnie. – Blondyn wyszczerzył zęby, udając, że go wcale nie boli. – Teraz przynajmniej wie, że bardzo bardzo go kocham
Brunet westchnął, ale nie puścił ręki. Blondyn wyszczerzył się jeszcze bardziej. House prychnął.
- Gotowe – oświadczył, zakładając opatrunek na ramię chłopaka. – A teraz, z łaski swojej, wynieście się ze szpitala. Następnym razem rozwiązujcie życiowe problemy inaczej, bo zapewniam, że skończycie na drugim piętrze, razem z Jezusem i trzema Elvisami. – Chłopcy spojrzeli na niego głupio. – Psychiatria – wyjaśnił House z kpiną w głosie. Blondyn (Boże, przemknęło House’owi przez myśl, tak się da?) zaprezentował cały garnitur zębów jak z reklamy pasty wybielającej, a brunet odwzajemnił uśmiech nieco bardziej nieśmiało. Żaden z nich nie przejął się uwagą lekarza; blondyn z powrotem założył bluzę i, trzymając przyjaciela za rękę, wyszedł z gabinetu. House przeczekał jeszcze siedem minut do przerwy na lunch, po czym podążył śladem chłopaków, z twardym postanowieniem, że do kliniku więcej tego dnia nie wróci.

***

- Czy bycie idiotą może być związane z guzem mózgu? – spytał House, wchodząc do gabinetu Wilsona i siadając na kanapie. Wilson nawet nie zareagował na jego wejście; siedział w fotelu, wpatrując się intensywnie w butelkę wody mineralnej. (Niegazowanej, zauważył House z niesmakiem.) Kiedy Wilson nie odpowiedział na jego pytanie przez następne trzy minuty, diagnostyk wstał i podszedł do biurka młodszego mężczyzny.
- Houston to Jimmy’ego Wilsona, odbiór. – House pstryknął palcami przed nosem onkologa. Mężczyzna mrugnął i pokręcił ze zdezorientowaniem głową. – Pytałem, czy bycie idiotą może być związane z guzem mózgu – powtórzył pytanie House, gdy Wilson zdawał się już być przytomny.
- Możliwe – odparł szybko Wilson, spoglądając na House’a, po czym przeniósł wzrok z powrotem na butelkę. – Nie – dodał po chwili, marszcząc brwi i biorąc butelkę do ręki. – Nie wiem – westchnął ostatecznie, próbując butelkę odkręcić. House przyglądał się jego wysiłkom – mimo szczerych chęci butelka pozostawała zakręcona, a Wilson robił się coraz bardziej czerwony ze złości.
- Kurwa! – zaklął ostatecznie i puścił butelkę, która przewróciła się i sturlała na podłogę. Mężczyzna ukrył twarz w dłoniach. House rzucił mu badawcze spojrzenie, po czym z trudem podniósł butelkę z ziemi, postawił na biurku onkologa i z łatwością odkręcił.
- Masz – powiedział cicho, kładąc nakrętkę obok butelki. Wilson podniósł głowę i popatrzył na niego dziwnie zaszklonymi oczami.
- Dzięki.
House patrzył, jak drżącą ręką bierze butelkę i nalewa trochę wody do kubka. Diagnostyk zmarszczył brwi.
- Muszę iść – rzucił, odwracając się plecami do Wilsona i podchodząc do drzwi. Otworzył je i wyszedł na korytarz. Idąc do swojego gabinetu wysłał podwładnym prostą wiadomość: sprawa.

***

- Mamy sprawę? – Kutner pierwszy wszedł do gabinetu diagnostycznego. Za nim nadciągnęli Foreman i Taub, Trzynastka zamykała ten osobliwy pochód.
- Być może – odparł lakonicznie House, nie przerywając pisania po tablicy. Gdy skończył, odłożył marker i odsunął się, by wszyscy mogli zobaczyć, co napisał. – Czego objawem są bladość i ogólne osłabienie?
- Tysiąca i jednej rzeczy – prychnął Foreman.
- Zredukuj swoją listę o te tysiąc rzeczy – poradził ze sztuczną uprzejmością House – bo potrzebna mi tylko jedna.
- Foreman ma rację – powiedziała Trzynastka, odrywając wzrok od tablicy. – Praktycznie każda choroba się od tego zaczyna.
House zmarszczył brwi. Postukał się palcem po brodzie i podszedł ponownie do tablicy, gdzie wziął marker i zaczął dopisywać.
- Dorzućmy do tego jeszcze objawy neurologiczne - mruknął bardziej do siebie. Odłożył marker i zwrócił się do pracowników: - Co nam to daje? – Kaczątka spojrzały po sobie. House wywrócił oczami. – Może być głupie, może być pospolite.
- Anemia – powiedziała natychmiast Trzynastka. – Niedobór witaminy B12 może dawać takie objawy.
House kiwnął głową.
- Jak potwierdzimy?
- Zamierzasz badać pacjenta? – zdziwił się Foreman w tym samym momencie, w którym Taub wypalił:
- Test Schillinga.
House uśmiechnął się półgębkiem.
- Doskonale – powiedział. – Podzielmy się pracą. Ja pójdę nakłonić pacjenta do badania, a wy wrócicie do kliniki.
- Ale… – zaczął Kutner, ale House mu przerwał:
- Do kliniki, bo wielki, zły Foreman pobiegnie naskarżyć mamusi, że się nie słuchacie.
Czwórka lekarzy wyszła z gabinetu z naburmuszonymi minami i skierowała się do kliniki. Wkrótce House również wyszedł. Musiał coś załatwić, a do tego potrzebne mu było błogosławieństwo wyższej instancji.

***

Jak podejrzewał, znalazł ją w kafeterii. Siedziała przy niewielkim stoliku, stukała palcem wskazującym w kubek z kawą i rozmawiała ze swoją najnowszą, odmrożoną już bratnią (w zasadzie siostrzaną) duszą, Cate Milton.
- Doktor Cuddy – powiedział głośno, stając przy ich stoliku. Obydwie kobiety podskoczyły, przerażone nagłym pojawieniem się gościa.
- House – powiedziała Cuddy, zezując na swoją zalaną kawą spódnicę. – Uroczo, że wpadłeś.
- Doktor Cuddy – powtórzył House, również spoglądając na plamę. – Ta wielka, brązowa plama na pani spódnicy idealnie komponuje się z głębią bordowości dekoltu pani bluzki.
Cate parsknęła śmiechem. Zarówno House, jak i Cuddy rzucili jej karcące spojrzenia, co wywołało jeszcze większy uśmiech u psychiatry.
- Czego chcesz, House?
House postukał laską w nogę stolika.
- Musisz zmusić Wilsona do zrobienia badania.
W oczach Cuddy pojawił się błysk zaniepokojenia.
- Co się stało? – spytała szybko.
Diagnostyk skrzywił się lekko.
- Myślę, że ma anemię – odparł. – Chcę zrobić badania i zacząć leczenie.
Obok niego Cate uniosła brwi i sugestywnie spojrzała na Cuddy. Mężczyzna nie mógł pozbyć się wrażenia, że to o nim rozmawiały, nim bezczelnie im przerwał.
- Sam nie zgadza się na badanie? – dopytywała się administratorka, brzmiąc nieco pewniej. House westchnął teatralnie.
- Nie wiem, nie pytałem – odparł. – Ale zapewne powiedziałby, że to kiepski żart i się nie zgodził, przez co musiałbym i tak przyjść do ciebie. Przychodząc tu od razu zaoszczędziłem sobie piętnastu minut chodzenia.
- Przyjechałbyś windą – wytknęła Cuddy. House wzruszył ramionami. - Nie mogę go do niczego zmusić – kontynuowała administratorka z wyraźnym żalem w głosie. – Mógłby to zrobić jego pełnomocnik medyczny, ale do tego Wilson z kolei musiałby zostać uznany za niezdolnego do podejmowania racjonalnych decyzji.
House zmarszczył brwi, ale już po chwili na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Właściwie… To dałoby się załatwić.

***

Sędzina w skupieniu wysłuchała płomiennego przemówienia House’a, w którym mężczyzna z wprawą i ze szczegółami opowiadał o objawach, które wystąpiły u jego pacjenta oraz o braku jakiejkolwiek współpracy z chorym.
- Czy ja dobrze rozumiem – zaczęła, gdy House wreszcie usiadł – że pana pacjent w ciągu zaledwie trzech miesięcy doprowadził się z całkiem zdrowego do ciężko chorego?
- Tak – powiedział House w tym samym momencie, w którym Wilson mruknął o wiele cichsze „nie”. Cuddy musiała mu chyba nadepnąć na nogę, bo dalsze protesty onkologa utonęły w bolesnym jęknięciu.
- I doszedł pan do wniosku, że nie jest w interesie pacjenta, by sam zarządzał swoim leczeniem? – drążyła dalej sędzina. House wstał i podszedł do jej biurka. Nachylił się i mruknął konspiracyjnym szeptem, jakby w obawie, że Wilson usłyszy (co w sumie i tak by nic nie dało, Cuddy obiecała, że nie dopuści do sprzeciwu):
- Wysoki Sądzie, naprawdę nie uważam, by mój pacjent był w stanie sam podejmować decyzje.
- Czy jest pan wpisany na jego karcie ubezpieczeniowej jako pełnomocnik medyczny?
- Tak - potwierdził pewnym głosem House. Wyprostował się, odwrócił i spojrzał dokładnie na Wilsona, który skulił się w sobie. – Tak – powtórzył głośniej. – Jestem.
Sędzina pokiwała głową z aprobatą.
- Dobrze. Doktorze House – zaczęła na uroczystą nutę – zgodnie z prawem stanu New Jersey od tego momentu przejmuje pan pełną prawną odpowiedzialność za zdrowie pana Jamesa Wilsona. – Wskazała podbródkiem na onkologa. – Mam nadzieję, że wie pan, co pan robi.
House wyszczerzył zęby w nieco drapieżnym uśmiechu.
- Proszę się nie martwić. Wiem.

CDN


Trailer:
- Wilson! – ryknął House. – Zrobiłem obiad!
- Nie! – dobiegł go głos onkologa. – Nie chcę
znowu odgrzewanej pizzy z piątku!
House westchnął. Wziął talerz do ręki i ruszył w kierunki sypialni, z niecnym planem sforsowania drzwi i zmuszenia Wilsona do jedzenia. Dowolnym sposobem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Katty B. dnia Sob 15:54, 01 Lis 2008, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 14:10, 16 Wrz 2008    Temat postu:

okej... skoro obijam się na innych frontach, to wypadałoby zacząć komentować coś na bierząco... :smt002

Prolog

- Skończyłem już się rozpakowywać.
- Zostajesz?
- Tak.

powinnam skakać z radości, ale jestem tak wykończona oczekiwaniem na 5. sezon + czytaniem mnóstwa fików pre-5. sezon, że jedyna reakcja to westchnienie ulgi..
ciekawe, w którym epie nastąpi ta radosna chwila?... :smt090

Jestem już zmęczony – odparł Wilson, rzeczywiście brzmiąc na zmęczonego. – Zmęczony wiecznym zbieraniem kawałków, wiecznym czekaniem, a przede wszystkim zamartwianiem się, czy on przypadkiem się dzisiaj nie wykończy.
poor Jimmy Ale kto by nie był zmęczony przy House'ie...

Choć raz chciałbym mieć pewność, że on naprawdę docenia fakt, że zawsze tu jestem.
House powinien mu skrobnąć liścik w stylu "Stałości" :smt003
A Wilson powinien już naumieć się czytać między wierszami zachowań House'a - wtedy wiedziałby, że House nie może bez niego żyć

przeokropny krawat, który dostał od House’a na ostatnie urodziny (podarowany w nadziei, że zmusi on Wilsona do zaprzestania ich noszenia – niestety, onkolog nie załapał aluzji)
:smt043
nie ma takiej siły, która przekonałaby Wilsona do nienoszenia krawatów - i dobrze, bo krawaty i pocket protector to znaki rozpoznawcze Wilsona :smt003

O których House wiedział, że nie nadejdą.
to on W OGÓLE nic nie wiedział??? :smt104 mam nadzieję, że detektyw nie dostanie premii :smt016

- Fajnie – powiedział, ponownie biorąc do ręki gitarę. Wilson spojrzał na niego lekko zaskoczony.
- I… tyle?

a czego się spodziewałeś, Wilson, kretynie? trakrujesz House'a jak przypadkowego przechodnia, więc House pewnie myśli, że pod tym względem nic się nie zmieni... I z czego ma się cieszyć?! :smt012

Miał wielką ochotę wyć z radości, że jego przyjaciel zostaje, że on sam dostał – znowu – kolejną szansę na wyprostowanie pewnych rzeczy. Przez moment miał ochotę powiedzieć Wilsonowi, jak bardzo się z tego powodu cieszy, ale bardzo wredna część jego osobowości kazała powiedzieć mu coś zupełnie innego:
- Doszedłem do wniosku, że twój wyjazd nigdy mnie nie obchodził.

nie wyobrażam sobie, żeby House mógł czuć coś innego :smt041 (a zapał, by cokolwiek wyprostować, ulotni się w chwili, kiedy wszystko samo jakoś się ułoży :smt016 )
heh... czy wredna część osobowości House'a nie może się czasem po prostu zamknąć? :smt009 tylko że wtedy House nie byłby Housem :smt003

Chyba sądził, że mu się należało. W sumie, należało.
wreszcie jakieś właściwe wnioski...
Wilson, powinieneś tłuc głową o ścianę i prosić House'a o wybaczenie :smt003

- Kupiłem sobie roślinkę.
jak dla mnie zabrzmiało to jak "Miałeś rację, przepraszam.", ale pewnie jestem przeczulona :smt003

Przez ułamek sekundy House rozważał wyjście za nim na korytarz, ale szybko z tego niedorzecznego pomysłu zrezygnował. To było zbyt sentymentalne i ckliwe.
znów ta wredna strona... :smt009
a mogłoby być tak miło => :smt002

House i Wilson to moi najlepsi lekarze, którzy od ponad piętnastu lat tworzą duet.
od czasu do czasu mnie to intryguje - szczególnie biorąc pod uwagę, jak niewielu pacjentów House'a ma raka... A w pozostałych momentach po prostu cieszę się, że ich biura są drzwi w drzwi i że mają wspólny balkon :smt007

Zaczęłoby się od zmiany biur, później przeszlibyśmy do harmonogramów i skończyłoby się tym, że kogoś musiałabym zwolnić.
Cuddy, nie znasz House'a - on nie odsunąłby się od Wilsona choćby po to, żeby mieć go na oku i czekać na swoją szansę...

Wilson potrzebuje dowodu na to, że House potrzebuje jego i że docenia fakt, że on tam zawsze jest.
ale jakiego? takiego namacalnego?? może nerki???
przecież to czuć na kilometr, że House nie może egzystować bez Wilsona.. wszyscy to czują, tylko nie główny zainteresowany :smt009

Dowodzą przywiązania do posiadania przyjaciela. Jakiegoś przyjaciela, a nie konkretnie Wilsona. James po prostu chce mieć pewność, że to na nim House’owi zależy.
biorąc pod uwagę fakt, że przyjaciele nie spadają z nieba, a szczególnie House nie może liczyć na to, że będzie miał jakiegoś innego przyjaciela poza Wilsonem... James zachowuje się jak kretyn :smt016

* Po przeczytaniu Teasera zaczynam już coś podejrzewać... :smt077 (tylko czy w tym przypadku sprawdzi się zasada Brzytwy Okhama???)

***
marengo napisał:
No, jak się House nie postara, będziemy mieli crossover z Pratchettem xD.

I krawat. Jest jakiś wyznacznik stopnia przeokropieństwa krawatów? Jeśli tak, to Wilson o nim nie wie, bo jemu te przeokropne krawaty najwyraźniej się podobają xD. Po prostu trzeba mu to powiedzieć wprost, bo aluzje są zbyt subtelne xD.

:smt005 tak dawno czytałam Pratchetta, że prawie zapomniałam, jak uwielbiam jego Śmierć... Ale Wilsona w takiej roli nie widzę i wolę nie oglądać :smt016
Hm... ja najczęściej nie rozumiem nagonki na krawaty Wilsona... (może dlatego, że nie znam się na modzie). I tak trzeba się cieszyć, że Wilson nie nosi krawatów z Królikiem Bugsem, żeby poprawić humor swoim małoletnim pacjentom :smt003

***

Rozdział I

Przez chwilę zaczął rozważać możliwość, że neurolog tę groźbę wyssał z palca, ale szybko doszedł do wniosku, że do kliniki jednak zejść powinien. Tak na wszelki wypadek.
i pewnie zabrał ze sobą GameBoy'a, czasopisma i inne umilacze czasu na okres ukrywania się w gabinecie :smt003

[para w klinice]
no po prostu nie mogłam odpędzić się od wspomnień wszystkich erowych fików, których miejscem akcji była klinika... :smt050 (no i ficzek, w którym Wilson trafił tam jako pacjent, bo House... coś zgubił :smt043 )
Kat, gdyby to pisał ktoś inny, to bym pomyślała, że ta dwójka obudzi w House'ie jakieś długo skrywane uczucia... :smt002

siedział w fotelu, wpatrując się intensywnie w butelkę wody mineralnej. (Niegazowanej, zauważył House z niesmakiem.)
:smt005
sorki, przypomniał mi się program "Ręce, które leczą"... :smt042

– Nie wiem – westchnął ostatecznie, próbując butelkę odkręcić. House przyglądał się jego wysiłkom – mimo szczerych chęci butelka pozostawała zakręcona, a Wilson robił się coraz bardziej czerwony ze złości.
:smt104 ja też miewam czasem kłopoty z butelkami, ale Wilson??? oj, coś jest nie tak... :smt090

Kurwa! – zaklął ostatecznie i puścił butelkę, która przewróciła się i sturlała na podłogę. Mężczyzna ukrył twarz w dłoniach.
coś jest zdecydowanie bardzo nie tak... Wilson nie przeklina bez powodu... (w zasadzie chyba w ogóle nie przeklina... :smt002 )

House rzucił mu badawcze spojrzenie, po czym z trudem podniósł butelkę z ziemi, postawił na biurku onkologa i z łatwością odkręcił.
jak w 3x02 tylko na odwrót :smt003
ale Wilson nie jest widocznie w nastroju, żeby wmawiać House'owi, że poluzował zakrętkę... :smt009

Idąc do swojego gabinetu, wysłał podwładnym prostą wiadomość: sprawa.
Aaaaaaaaa... *cieszy się jak dziecko*
A więc miałam rację, miałam rację, hurrra!!! *śmieje się na głos, ale cicho, bo jest już po północy*
Katty, ale nie zmienisz nagle koncepcji i nie uśmiercisz Wilsona z przyzwyczajenia, co??? :smt002

- Myślę, że ma anemię
a ja mam złe przeczucia, że to nie jest takie proste... *zaciera łapki mimo wszystko*

Ale zapewne powiedziałby, że to kiepski żart i się nie zgodził, przez co musiałbym i tak przyjść do ciebie. Przychodząc tu od razu zaoszczędziłem sobie piętnastu minut chodzenia.
tiaaa... House i jego lenistwo... skrywane pod maską oszczędności czasu i jego prawej nogi :smt003

Właściwie… To dałoby się załatwić.
jak? znów dosypie mu czegoś do kawy? :smt005

o braku jakiejkolwiek współpracy z chorym.
ciekawe czy wspomniał, że brak współpracy wynika z faktu niezakomunikowania choremu, że powinien współpracować? :smt016

- Tak – powiedział House w tym samym momencie, w którym Wilson mruknął o wiele cichsze „nie”.
to Wilson też tam jest??? House chyba naprawdę mu czegoś dosypał, że Wilson dał się tam zaciągnąć :smt003

Cuddy obiecała, że nie dopuści do sprzeciwu
a motywem Cuddy jest ratowanie przyjaźni, bo normalnie nie ustąpiłaby House'owi :smt016

spojrzał dokładnie na Wilsona, który skulił się w sobie.
pewnie Wilson zobaczył siebie samego i roli królika doświadczalnego Grega House'a aka szalonego naukowca :smt077

House wyszczerzył zęby w nieco drapieżnym uśmiechu.
- Proszę się nie martwić. Wiem.

omg... :smt077
poor Wilson - teraz pożałuje, że zachciało mu się dowodów

**
Katty, wreszcie mogę subiektywnie i obiektywnie powiedzieć, że fik jest wspaniały :smt040 Trochę przeraziła mnie deklaracja o zawartości medycyny w fiku, ale skoro ma to być w wydaniu Hilsonowym, to nie mam nic przeciwko :smt077
Wilson w sypialni House'a??? :smt007
WIĘCEJ, SZYBCIEJ, DŁUŻEJ!!!
*czeka, tupiąc niecierpliwie*

(czytałam ficzka, w którym Wilson zmusił House'a do jedzenia inicjując budyniową bitwę z erowym finałem :smt007 - sama napisałaś, że sposób ma być dowolny :smt003)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Wto 14:16, 16 Wrz 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:55, 16 Wrz 2008    Temat postu:

Richie117 napisał:

Choć raz chciałbym mieć pewność, że on naprawdę docenia fakt, że zawsze tu jestem.
House powinien mu skrobnąć liścik w stylu "Stałości" :smt003

Taak, bo to byłoby takie normalne i wcale nie sprawiło, że Wilson wysłałby go na psychiatrię. XD

Richie117 napisał:
A Wilson powinien już naumieć się czytać między wierszami zachowań House'a - wtedy wiedziałby, że House nie może bez niego żyć <img src="http://i247.photobucket.com/albums/gg156/kasiat88/emotki/housewilson.gif">

Eeej, Jimmy jest rozbity i nie myśli logicznie, co ładnie wytknęła Cate. XD Nie oczekuj od niego za dużo. XD

Richie117 napisał:
O których House wiedział, że nie nadejdą.
to on W OGÓLE nic nie wiedział??? :smt104 mam nadzieję, że detektyw nie dostanie premii :smt016

Detektyw nie jest tu winny, Cate była pierwszą osobą, której Wilson powiedział o swojej decyzji - siłą rzeczy, Lucas nie był w stanie dowiedzieć się o tym podczas ośmiu i pół minuty, które dzielą gabinet Cate od gabinetu House'a. XD

Richie117 napisał:
- Fajnie – powiedział, ponownie biorąc do ręki gitarę. Wilson spojrzał na niego lekko zaskoczony.
- I… tyle?

a czego się spodziewałeś, Wilson, kretynie? trakrujesz House'a jak przypadkowego przechodnia, więc House pewnie myśli, że pod tym względem nic się nie zmieni... I z czego ma się cieszyć?! :smt012

Jimmy chyba oczekiwał, że House przyjmie tę wiadmość z zapałem równym próbom przekonania go, by został.

Richie117 napisał:
Chyba sądził, że mu się należało. W sumie, należało.
wreszcie jakieś właściwe wnioski...

Richie... XD

Richie117 napisał:
- Kupiłem sobie roślinkę.
jak dla mnie zabrzmiało to jak "Miałeś rację, przepraszam.", ale pewnie jestem przeczulona :smt003

Nie jesteś przeczulona! O to chodziło! Wilson też nie umie przepraszać i przyznawać racji, w szczególności, jeśli chodzi o House'a i życie prywatne Jimmy'ego.

Richie117 napisał:
House i Wilson to moi najlepsi lekarze, którzy od ponad piętnastu lat tworzą duet.
od czasu do czasu mnie to intryguje - szczególnie biorąc pod uwagę, jak niewielu pacjentów House'a ma raka... A w pozostałych momentach po prostu cieszę się, że ich biura są drzwi w drzwi i że mają wspólny balkon :smt007

No właśnie. Ale wszyscy - Lisa szczegolnie - wiedzą, że House i Wilson się przyjaźnią, że House chodzi do Wilsona w poszukiwaniu objawienia na temat jakiejś diagnozy. XD

Richie117 napisał:
Wilson potrzebuje dowodu na to, że House potrzebuje jego i że docenia fakt, że on tam zawsze jest.
ale jakiego? takiego namacalnego?? może nerki???

Rozwaliłaś mnie tą nerką. XD

Richie117 napisał:
[para w klinice]
no po prostu nie mogłam odpędzić się od wspomnień wszystkich erowych fików, których miejscem akcji była klinika... :smt050 (no i ficzek, w którym Wilson trafił tam jako pacjent, bo House... coś zgubił :smt043 )
Kat, gdyby to pisał ktoś inny, to bym pomyślała, że ta dwójka obudzi w House'ie jakieś długo skrywane uczucia... :smt002

Owszem, obudziła. Zwątpienie w dzisiejszą młodzież. XD Chlopcy w klinice mieli w sumie rozmawiać dłużej i o czymś innym, bliższym sytuacji House/Wilson, ale doszłam do wniosku, że nie wszystko musi być prosto z mostu. XD Interpretujcie zamierzenia złej autorki. XD

Richie117 napisał:
siedział w fotelu, wpatrując się intensywnie w butelkę wody mineralnej. (Niegazowanej, zauważył House z niesmakiem.)
:smt005
sorki, przypomniał mi się program "Ręce, które leczą"... :smt042

Sorri, chyba nie zrozumiałam... Co? XD

Richie117 napisał:
Idąc do swojego gabinetu, wysłał podwładnym prostą wiadomość: sprawa.
Aaaaaaaaa... *cieszy się jak dziecko*
A więc miałam rację, miałam rację, hurrra!!! *śmieje się na głos, ale cicho, bo jest już po północy*
Katty, ale nie zmienisz nagle koncepcji i nie uśmiercisz Wilsona z przyzwyczajenia, co??? :smt002

Wypraszam sobie, jeszcze NIGDY nie uśmierciłam Wilsona! XD (Pomijając "Dzień Azraela", ale to crack.) Więc jeśli już, to z żadnego przyzwyczajenia.

Richie117 napisał:
Właściwie… To dałoby się załatwić.
jak? znów dosypie mu czegoś do kawy? :smt005

To byłoby zbyt przewidywalne...

Richie117 napisał:
- Tak – powiedział House w tym samym momencie, w którym Wilson mruknął o wiele cichsze „nie”.
to Wilson też tam jest??? House chyba naprawdę mu czegoś dosypał, że Wilson dał się tam zaciągnąć :smt003

Cuddy Wilsona przyciągnęła. Sędzina musiała zobaczyć ów obiekt badań, a fakt, że Wilson blady jak Śmierć działa na korzyść House'a i Wielkich Manipulatorek w osobach Cuddy i Cate.

Richie117 napisał:
House wyszczerzył zęby w nieco drapieżnym uśmiechu.
- Proszę się nie martwić. Wiem.

omg... :smt077
poor Wilson - teraz pożałuje, że zachciało mu się dowodów <img src="http://i247.photobucket.com/albums/gg156/kasiat88/emotki/housewilson.gif">

Myślałam, że powiesz coś innego przy tym "drapieżnym uśmiechu"... ^^

Richie117 napisał:
Trochę przeraziła mnie deklaracja o zawartości medycyny w fiku, ale skoro ma to być w wydaniu Hilsonowym, to nie mam nic przeciwko :smt077
Wilson w sypialni House'a??? :smt007
WIĘCEJ, SZYBCIEJ, DŁUŻEJ!!!
*czeka, tupiąc niecierpliwie*

Być może wieczorem będzie. XD Więcej medycyny niż w poprzednich fikach, bo tutaj ważne jest diagnozowanie pacjenta. Khem, khem. XD

Richie117 napisał:
(czytałam ficzka, w którym Wilson zmusił House'a do jedzenia inicjując budyniową bitwę z erowym finałem :smt007 - sama napisałaś, że sposób ma być dowolny :smt003)

Nie, aż tak nie będzie. To jest fik dla młodzieży, zbereźnico. XD House wymyśli ciekawsze od Twoich formy rozrywki z Wilsonem. XD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:12, 16 Wrz 2008    Temat postu:

bardz śmieszne a Cuddy i pani psychiatra wpadły na świetny pomysł.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:21, 16 Wrz 2008    Temat postu:

Katty B. napisał:
Taak, bo to byłoby takie normalne i wcale nie sprawiło, że Wilson wysłałby go na psychiatrię. XD

przecież Wilson nie chce "normalnego" dowodu... :smt016 besides, gdyby psychiatra stwierdził, że House jest zdrowy (mniej-więcej), to może Wilson by uwierzył :smt003

Katty B. napisał:
Eeej, Jimmy jest rozbity i nie myśli logicznie, co ładnie wytknęła Cate. XD Nie oczekuj od niego za dużo. XD

no wieeem... ale Wilson powinien mieć to wyuczone jak tabliczkę mnożenia - powinien wiedzieć nawet wyrwany ze snu :smt003

Katty B. napisał:
Lucas nie był w stanie dowiedzieć się o tym podczas ośmiu i pół minuty, które dzielą gabinet Cate od gabinetu House'a. XD

a nie zauważył, że Wilson się rozpakowuje? dobry detektyw powinien wiedzieć o takich sprawach... (taaa... naoglądałam się filmów :smt002 )

Katty B. napisał:
Richie... XD

*shrug* no co???

Katty B. napisał:
Ale wszyscy - Lisa szczegolnie - wiedzą, że House i Wilson się przyjaźnią, że House chodzi do Wilsona w poszukiwaniu objawienia na temat jakiejś diagnozy. XD

darowałam sobie pisanie, że ten duet to raczej na płaszczyźnie prywatnej, niż zawodowej I House chodzi do Wilsona po darmowe żarcie :smt003 (przypomniał mi się ep z tasiemcem :smt043 - olśnienie i żarcie w jednym )

Katty B. napisał:
Rozwaliłaś mnie tą nerką. XD

to też pozostałość po "Naszym Fiku 3" :smt001 (przynajmniej po komentach do fika, bo ktoś genialny wpadł na pomysł, że Wilson się zabił i oddał House'owi swoje serce... :smt089 -nadal jestem w szoku)

Katty B. napisał:
Owszem, obudziła. Zwątpienie w dzisiejszą młodzież. XD

eee... czy to było skrywane uczucie?

Katty B. napisał:
Sorri, chyba nie zrozumiałam... Co? XD

powinnam się domyślić, że nie spędzałaś czasu kilka lat temu, oglądając w tv wszystko, co popadnie...
OK, wyjaśniam: leciał (a może nadal leci) program bioenergoterapeuty pana Z. Nowaka o w/w tytule, w którym pod koniec za pośrednictwem telewizora pan Nowak naenergetyzowywał butelki wody, które miały potem zbawiennie wpływać na widzów :smt042 (http://www.nowak.pl/)

Katty B. napisał:
Wypraszam sobie, jeszcze NIGDY nie uśmierciłam Wilsona! XD

*wali głową w klawiaturę* wiedziałam, że będę musiała rozwinąć mój skrót myślowy :smt016 "przyzwyczajenie" odnosiło się do zabijania w ogóle, a Wilson miałby paść ofiarą dla odmiany :smt002

Katty B. napisał:
Myślałam, że powiesz coś innego przy tym "drapieżnym uśmiechu"... ^^

właściwie to miałam coś innego na myśli, ale mi umknęło, zanim przelałam na klawiaturę :smt002

Katty B. napisał:
Nie, aż tak nie będzie. To jest fik dla młodzieży, zbereźnico. XD House wymyśli ciekawsze od Twoich formy rozrywki z Wilsonem. XD

buuu... :smt002 Co, JA? Zbereźnica??? PEWNIE ŻE TAK :smt077 (a Wilson tylko postanowił wcielić w życie sen House'a...) Nie wiem, co może być ciekawsze od budyniowej bitwy (nawet jeśli nie zawiera ery), zatem będę niecierpliwie czekać, cóżeś wymyśliła... :smt058


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
marengo
Pediatra
Pediatra


Dołączył: 28 Lip 2008
Posty: 777
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:47, 16 Wrz 2008    Temat postu:

rozdział jak zwykle świetny .

Ale spodziewałabym się, że Wilson będzie bardziej protestował, bo wie przecież, że House'owi często przychodzą do głowy szalone pomysły xD. Taak, Cuddy i jej siła przekonywania.
House wyszczerzył zęby w nieco drapieżnym uśmiechu.
- Proszę się nie martwić. Wiem.

Na jego miejscu zaczęłabym się baaardzo martwić.

- Kocham cię? – powiedział blondyn z naiwną nadzieją w głosie.
Takie pytające "kocham cię" chyba już zawsze będzie mi się kojarzyć z Kutnerem, nieważne, kto to będzie mówił xD.

- Nie jest – odparł pogodnie blondyn – ale pomaga. Dzięki niej udało nam się wyjaśnić parę spraw w drodze do szpitala.
I wszystko jasne. Po prostu Wilson musi wbić House'owi widelec.

Czwórka młodych lekarzy wyszła z gabinetu z naburmuszonymi minami i skierowała się do kliniki.
Taub młody już raczej nie jest, taki... w średnim wieku .

Cate parsknęła śmiechem. Zarówno House, jak i Cuddy rzucili jej karcące spojrzenia, co wywołało jeszcze większy uśmiech u psychiatry.
House powinien się cieszyć, że ktoś ma poczucie humoru podobne do jego xD. I w dodatku śmieje się dlatego, że go to bawi, a nie dlatego, że jest Chase'em xD.

Richie, ja też bym nie chciała, żeby Wilson został ŚMIERCIĄ. I nie zostanie, House już o to zadba xD.

Edit: Młody to pojęcie względne, więc dla House'a Taub zapewne jest młody


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez marengo dnia Wto 20:35, 16 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:05, 16 Wrz 2008    Temat postu:

Cytat:
Taub młody już raczej nie jest, taki... w średnim wieku .

Młodszy od House'a. XD A poza tym, co ja niby miałam napisać? "Trójka młodych lekarzy i jeden zgred w średnim wieku"? XD Ale dobra, zaraz pomyślę, jak by to zmienić.

Cytat:
House powinien się cieszyć, że ktoś ma poczucie humoru podobne do jego xD. I w dodatku śmieje się dlatego, że go to bawi, a nie dlatego, że jest Chase'em xD.

A może to sprawiło, że House stał się czujny? Bo z Cate musi być coś nie tak, skoro podobają jej się jego żarty... XD

Przyznam szczerze, że relację Cuddy/Cate opieram nieco na specyficznej dynamice House/Wilson. Dziewczyny to chłopcy w wersji light i więcej rozumu i instynktu samozachowawczego. XD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kallien
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 29 Lip 2008
Posty: 164
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:02, 16 Wrz 2008    Temat postu:

Katty B. napisał:
Moja Siostra umie grać psalmy na gitarze elektrycznej. XD

Kiedyś umiałam [Era Przed Sprzedaniem Elektryka] xD

Fanfik osobiście uważam za przeborski. I tutaj jeden wielki szok - dużo medycyny! Hurrrrrra!
I fajnie, że wciągnęłaś w fabułę Cate. Ach, czekam na [C/W] ... rozwinięcie jej postaci

Cudniaste to!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:47, 16 Wrz 2008    Temat postu:

Katty B. napisał:

Richie117 napisał:
- Kupiłem sobie roślinkę.
jak dla mnie zabrzmiało to jak "Miałeś rację, przepraszam.", ale pewnie jestem przeczulona :smt003

Nie jesteś przeczulona! O to chodziło! Wilson też nie umie przepraszać i przyznawać racji, w szczególności, jeśli chodzi o House'a i życie prywatne Jimmy'ego.

omg... byłam taka dumna z siebie, że udało mi się poprawnie odczytać intencje Jimmy'ego/Twoje, że jakimś cudem zapomniałam wyrazić swoją radość z tego powodu w poście powyżej :smt003

Katty, może kiedyś dojdzie do tego, że rzucisz tytuł fika, a ja będę wiedziała, o czym będzie :smt005


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:37, 17 Wrz 2008    Temat postu:

Cytat:
Katty, może kiedyś dojdzie do tego, że rzucisz tytuł fika, a ja będę wiedziała, o czym będzie

No, ten tytuł chyba mówi wszystko. XD Albo dużo, w każdym bądź razie. XD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:17, 17 Wrz 2008    Temat postu:

Czyli jednak będzie ta nerka??? :smt043

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 10:49, 18 Wrz 2008    Temat postu:

Nie, nerki nie będzie. Będzie za to trochę zabawy, trochę diagnozowania, troszeńkę romansu (bez tego się nie da, Kallie wie *cmok!*, howgh) i trochę więcej niż trochę szczerych rozmów (w stylu 5x01).

Nie wszystkie dowody muszą być rzeczowe, droga Ty moja. XD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:30, 18 Wrz 2008    Temat postu:

A/N
Witam! Dzisiejszy rozdział może nieco mniej medyczny, ale mam nadzieję, że się spodoba. Ja w każdym razie świetnie się bawiłam, pisząc go. Obiecuję, że od następnego razu wracamy już do szpitala i... ^^ W rozdziale trzecim wrócimy do czegoś jeszcze, ale na razie cii!

Rozdział dedykowany Gusi, która jest Chodzącym Optymizmem; dla Ciebie jest i PSP, i kulki, i śmierdzące sery, i quische-quische zrobiony ze wszystkiego, z czego sie dało. Dedykowane również Kallie, która jest najlepszą Siostrą we Wszechświecie; dla Ciebie i GA, i nowe kanapy.

ROZDZIAŁ II. Dane a teorie.

Gregory House krążył nerwowo po pokoju, czekając na połączenie. Wreszcie, po sześciu sygnałach, Cuddy podniosła słuchawkę.
- Biorę wolne – oświadczył diagnostyk nim kobieta zdążyła wyrazić swe bezgraniczne zdumienie z powodu porannego telefonu.
- Wolne? – Mimo wysiłku, administratorce nie udało się całkowicie wyzbyć zaskoczenia z głosu. – House…
- Nie mam pacjenta – racjonalizował mężczyzna – a poza tym, zwykle i tak nie siedzę w klinice, jak jaśnie pani przykazała, co sprawia, że musisz szukać mnie po całym szpitalu, co sprawia, że zaniedbujesz swoje obowiązki, co sprawia, że jeszcze więcej chorych ludzi umiera z powodu braku lekarzy w klinice. Ergo, nie chcesz mnie tam. - Cuddy westchnęła. House dodał po chwili namysłu: - Muszę załatwić kilka spraw.
- Kilka spraw.
- Kilka spraw. Nie chcesz wiedzieć – zapewnił.
- Tak podejrzewałam. – Słychać było odgłos przerzucanych kartek, po czym Cuddy ponownie przemówiła: - W porządku. Nie przychodź, wyślę twoją drużynę do kliniki. Będą wyrabiać twoją normę.
- Dzięki, Cuddy – powiedział House, brzmiąc na niemal wdzięcznego. Rozłączył się i odłożył słuchawkę, wziął do ręki klucze, sprawdził zawartość portfela i wsadził go do kieszeni, po czym wyszedł z mieszkania. Kilka naprawdę ważnych spraw.

***

- House? – Cuddy stanęła jak wryta, gdy diagnostyk minął ją w lobby cztery godziny później. – Przecież miałeś…
- Wciąż je załatwiam! – rzucił przez ramię, idąc w kierunku windy. Wszedł do środka i wcisnął numer swojego piętra. Wysiadł i nieomal zderzył się z niosącą górę dokumentów Cate.
- House! – zawołała zaskoczona, jednocześnie próbując utrzymać w rękach chyboczącą się konstrukcję z kart pacjentów. – Myślałam, że masz wolne.
- Mam.
Cate musiała się chyba zorientować, dokąd starszy lekarz zmierza, bo ostatecznie zrezygnowała z trzymania swoich kart i pobiegła kawałek za nim.
- Nie ma go w gabinecie – powiedziała, łapiąc House’a za ramię. Mężczyzna spojrzał na nią zdziwiony. – Poszedł po kawę do pokoju lekarskiego.
House przekrzywił głowę w czymś, co w założeniu miało być skinieniem podziękowania i odszedł, w kierunku przeciwnym do pierwotnie obranego. Nie zauważył, jak za jego plecami Cate uśmiecha się tryumfująco, wyciąga komórkę i wciska numer jeden szybkiego wybierania.

***

James Wilson zalewał właśnie kawę, gdy House otworzył drzwi i wszedł do pokoju.
- Cześć, House – powiedział Wilson. House zamknął za sobą drzwi, podszedł do stolika i usiadł na krześle obok onkologa.
- Cześć, Wilson – odparł, nieco zdziwiony brakiem jakichkolwiek ostrzegawczych tonów w głosie przyjaciela. Wydawało mu się, że po wczorajszej akcji sądowej Wilson będzie na niego wściekły.
- Co zamierasz teraz zrobić? – spytał onkolog, oferując House’owi paluszki, które diagnostyk z chęcią przyjął.
- Teraz? – spytał House niewyraźnie, wpychając paluszki do ust. Wilson się wzdrygnął.
- Teraz, kiedy nie mogę się ruszyć z Princeton bez informowania cię o tym i uzyskania twojej aprobaty – kontynuował młodszy lekarz tym samym wypranym z emocji głosem. House spojrzał na niego badawczo.
- Nie jesteś zły – bardziej stwierdził niż spytał. – Interesujące. – Wilson uniósł sceptycznie brwi. – To może być objaw.
- Objaw. – Wilson brzmiał jeszcze bardziej sceptycznie, niż wyglądał. – Jestem po prostu zmęczony, House. Wszystkim.
Onkolog sięgnął po karton i dolał mleka do kawy, po czym wziął cukierniczkę. House z obrzydzeniem obserwował, jak dwie kopiaste łyżki lądują w kubku. Okropność.
- Są twoje wyniki – powiedział, starając się nie patrzeć, jak Wilson pije kawę. – Niedobór witaminy B12, lekkie braki w żelazie. Nic nadzwyczajnego.
- Pospolite, więc nudne – mruknął gorzko Wilson. House udał, że nie dosłyszał.
- Wciąż masz klucze do mojego mieszkania? – spytał, zmieniając temat. Wilson zmarszczył brwi, ale przytaknął. House odetchnął – mimo wszystkiego, co się między nimi ostatnio działo, Wilson wciąż uważał swój komplet kluczy za coś wartościowego. – To dobrze. Będziesz zmuszony ich używać, nie mam zamiaru wiecznie na ciebie czekać.
Wilson odstawił kubek i przekrzywił z zastanowieniem głowę.
- Chyba nie do końca rozumiem… - zaczął ostrożnie. House pospieszył z wyjaśnieniami.
- Wiem, że sprzedałeś mieszkanie Amber – (Lucas, mruknął ze złością Wilson) – i wiem, że mieszkasz w hotelu, znowu. – Przygryzł wargę. – Znaczy, mieszkałeś. Wymeldowałem cię i kazałem przenieść twoje rzeczy do mnie. Na razie tam zostaniesz.
Wilson zrobił się purpurowy na twarzy
- Ty… - zaczął gniewnie – ty nie masz prawa tak ingerować w moje życie, House! Nie jesteś bliskim, nie jesteś rodziną. Nie masz prawa!
- Właściwie to mam – odparł House, jednocześnie robiąc mentalne notatki na temat drżących rąk i przyspieszonego oddechu onkologa. – Mam nawet na to odpowiednie kwitki, chcesz zobaczyć?
Wilson westchnął i, pokonany, zwiesił smętnie ramiona. House wstał i ruszył w stronę drzwi. Zatrzymał się jeszcze z ręką na klamce, odwrócił głowę i powiedział:
- Może i nie było to odwzajemnione, ale dla mnie zawsze byłeś przyjacielem. – Przełknął ślinę. – Nie zamierzam pozwolić ci się wykończyć.
Nacisnął klamkę, otworzył drzwi i wyszedł.

***

- Zrobiłem ci miejsce w szafie – powiedział House, gdy Wilson wreszcie stanął w drzwiach swojego nowego, tymczasowego lokum. – Rozpakuj się.
- Dzięki – mruknął Wilson niewyraźnie, unikając patrzenia na diagnostyka. Poszedł do salonu po swoją walizkę, po czym udał się z nią do sypialni, gdzie zaczął rozkładać swoje rzeczy na wygospodarowanym przez House’a wolnym miejscu. Diagnostyk przyglądał się, jak onkolog próbuje zmieścić się na jak najmniejszej przestrzeni. To byłoby nawet zabawne, gdyby nie było tak przeraźliwie żałosne.
- Cała ta część szafy jest do twojej dyspozycji – uświadomił przyjaciela, machając ręką w kierunku pustych półek. – Nie jest tak, że musiałem pozbyć się książkowego dorobku całego życia czy coś. – Nie było to kłamstwem, nie do końca. A poza tym, do większości tych zdjęć i tak nie zaglądał – piwnica była więc świetnym miejscem do ich składowania. Ale tego Wilson nie musiał wiedzieć. (Podobnie jak faktu, że nieuleczalny sentymentalizm kazał mu kilka absolutnie ulubionych fotografii schować do szuflady biurka.)
- Dzięki – powtórzył onkolog i zaczął nieco rozsądniej układać rzeczy. Tym razem według kolorów. House westchnął. Cóż, każdy miał jakieś małe zboczenia.
- Będziesz spał w sypialni – oświadczył w końcu diagnostyk, stwierdzając, że bezpośrednie podejście jest najlepsze. Wilson z wrażenia upuścił jeden ze swoich krawatów (czarny w szare paski; House mógłby przysiąc, że w którymś miejscu czasoprzestrzeni należał on do niego, ale jakimś cudem zawędrował do garderoby Wilsona).
- Co?
- Zajmiesz łóżko. Przynajmniej na razie.
Wilson przestawił się na tryb bojowy: położył ręce na biodrach i wysunął podbródek.
- House – zaczął ostrzegawczo – nie możesz…
- Mogę – przerwał mu House, odwracając się i wychodząc z sypialni. Wilson podążył za nim. – Robię. – Wskazał na kanapę. – To jest nowa kanapa. Nie pozwolę ci na niej spać. Bierzesz łóżko.
Wilson rzucił mu spojrzenie w którym wdzięczność mieszała się z wyraźnym zaniepokojeniem. Zupełnie, jakby chciał powiedzieć: „dla mnie kupiłeś sobie nową kanapę, nie wiem czy się cieszyć, czy wysłać cię do psychiatry”. House powstrzymał się od uśmiechu.
- Również powinieneś uważać na to, co jesz – kontynuował po chwili. Wilson kiwnął głową. – Zgoda?
- Chyba nie mam wyboru – mruknął Wilson, opadając na fotel. House pokręcił przecząco głową.
- Nie.

***

- Wilson! – ryknął House. – Zrobiłem obiad!
- Nie! – dobiegł go głos onkologa. – Nie chcę znowu odgrzewanej pizzy z piątku!
House westchnął. Wziął talerz do ręki i ruszył w kierunki sypialni, z niecnym planem sforsowania drzwi i zmuszenia Wilsona do jedzenia. Dowolnym sposobem.
- To nie jest pizza z piątku – powiedział diagnostyk, otwierając drzwi i zapalając światło. Wilson zmrużył boleśnie oczy. – Zawsze wydawało mi się, że pizza nie jest głównym źródłem witaminy B12.
House przysunął stojący obok łóżka stolik i postawił na nim talerz. Wilson pociągnął nosem i spojrzał podejrzliwie na potrawę.
- Kupiłeś to na wyprzedaży w markecie?
House udał śmiertelnie obrażonego.
- Ranisz mnie. Wbrew powszechnie panującej opinii ja umiem gotować – oświadczył, siadając na łóżku obok Wilsona. – Całkiem dobrze gotować, dziękuję.
- Dlaczego nigdy tego nie robiłeś, kiedy mieszkaliśmy razem? – spytał Wilson, zakładając ręce na piersiach.
- Bo tylko idiota by sobie gotował, mieszkając z tobą. – House wzruszył ramionami. – Twoje naleśniki to już obiekt kultowy.
Na twarzy Wilsona pojawił się wyraz jawnego oburzenia; mężczyzna wziął do ręki widelec i z mściwą satysfakcją wbił go w potrawę.
- To francuskie danie, nie patrz na nie podejrzliwie – powiedział House obserwując Wilsona, który kontemplował nabity na widelec kawałek tarty.
- To śmierdzi – oświadczył zbolałym tonem onkolog.
- To ser – ironizował House. – Francuski ser.
Wilson przymknął oczy i wsadził widelec do ust. Przełknął, otworzył oczy i spojrzał na House’a.
- To jest dobre – powiedział, wyraźnie zaskoczony. House przewrócił oczami.
- Myślałeś, że dałbym ci coś trującego? To byłoby tak nie w moim stylu… - Wilson szybkim ruchem porwał poduszkę i rzucił nią w diagnostyka; czyn ten wiele mówił o tym, co onkolog myśli na temat House’owych zapewnień o jadalności. – Nudzi ci się, Jimmy – zakpił House. Wilson potwierdził z prawie przepraszającym uśmiechem. – Chodź, na ABC zaczyna się powtórka „Grey’s Anatomy”.
Onkolog zmarszczył brwi.
- Po co mielibyśmy to oglądać? – spytał, gdy House wstał z łóżka. – Przy tym można się tylko nabijać z ich medycyny.
- Nie wyobrażam sobie oglądać tego z jakiegokolwiek innego powodu.
Wilson wyszczerzył zęby. House również, zupełnie nieświadomie, się uśmiechnął. Po raz pierwszy od miesięcy nie było między nimi nic wymuszonego.

***

- House?
- Mhm…?
- Nie wiem, co dalej.
House westchnął i pokręcił głową z rezygnacją. Wyciągnął rękę i zabrał Wilsonowi konsolkę.
- Co trudnego jest w sterowaniu przerośniętą kulką? – spytał patrzącego mu przez ramię onkologa. House przekrzywił PSP tak, by jego przyjaciel widział ekran, i zaczął tłumaczyć, po raz enty tego dnia. – Jesteś małą zieloną kulką. Łazisz po poziomach i szukasz jagódek, które sprawią, że staniesz się dużą zieloną kulką. Przy okazji unikasz czarnych latających postaci z dredami, które chcą cię zjeść. Kiedy będziesz już dużą zieloną kulką możesz rozbić się na kilka małych zielonych kulek.
- O. – Wilson zamrugał zdezorientowany. – To się kiedyś kończy?
- Prawdę mówiąc, nie wiem. – House podrapał się po brodzie. – Nigdy tego nie przeszedłem, ci z dredami potrafią być bardzo przebiegli.
Wilson wydał z siebie odgłos, jakby dusił się gorącym ziemniakiem. House posłał mu zbolałe spojrzenie, po czym wziął ze stolika opakowanie z inną grą, wepchnął dysk do konsolki i podał onkologowi.
- Skoro „Loco Roco” ci się nie podoba, pobaw się tym.
Wilson wziął PSP i włączył. Jego brwi momentalnie podjechały do góry i mężczyzna podniósł głowę, by spojrzeć na diagnostyka.
- ”Harry Potter”?

***

Cały następny dzień upłynął pod znakiem kliniki. Po ośmiu godzinach katorżniczej pracy House z ulgą otworzył drzwi mieszkania. W środku było ciemno. Diagnostyk rzucił torbę w przedpokoju i rzucił okiem w głąb korytarza. Drzwi sypialni wydawały się być zamknięte, co oznaczało, że Wilson najprawdopodobniej spał. House wycofał się do kuchni, gdzie wyciągnął z szafki kilka kromek lekko zeschniętego chleba tostowego i słoik masła orzechowego. Był w połowie jedzenia kolacji, gdy usłyszał nieco zduszone „House!” dochodzące z sypialni.
- Wilson? – zawołał, a kiedy nie doczekał się odpowiedzi wstał od stołu z zamiarem sprawdzenia, czy wszystko w porządku. – Wilson? – ponowił pytanie, otwierając drzwi i wchodząc do sypialni. Zapalił światło. Kiedy jego wzrok przyzwyczaił się do nagłego skoku jasności ujrzał Wilsona, siedzącego na łóżku z wyrazem czystego przerażenia na twarzy.
- House – zaczął drżącym głosem – czy anemia mogła spowodować to?
Wilson wyciągnął ręce przed siebie i wzrok House’a momentalnie na nich spoczął.
- Nie – odparł diagnostyk, zezując to na przestraszonego przyjaciela, to na jego zsiniałe palce. – Nie mogła.

CDN


Trailer:
- Potrzebuję cię!
House wszedł na salę operacyjną i stanął przy stole. Stażyści popatrzyli po sobie, nie wiedząc, kim ten gość bez maski jest i czy już wzywać ochronę. Chase sapnął zirytowany.
- Jestem teraz
zajęty, House – syknął. – Wyjdź. - House pokręcił przecząco głową. – Jestem w połowie operacji!
- Nie obchodzi mnie to. Potrzebuję cię.
Teraz.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Katty B. dnia Sob 15:59, 01 Lis 2008, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:39, 18 Wrz 2008    Temat postu:

podoba mi się .House w roli opiekuna,świetne

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Malena
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 02 Lip 2008
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z lodowca
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:46, 18 Wrz 2008    Temat postu:

Droga autorko - to jest bardzo dobrze napisany fanfik.
Leciutko, z gracją i rozkosznym humorem, który sprawia, że czytelnik ciągle chichocze, i to nie tylko w trakcie czytania, ponieważ urywki fabuły "dopadają" go w najmniej odpowiednich momentach, wywołując salwę śmiechu. Piszesz równo, akcja dzieje się miarowo (niektórzy mają z tym problem - czyta sobie nieświadomy niczego człowiek opowiadanie, myśl, że akcja dopiero się rozkręca, a tu autor kończy wszystko w dwóch zdaniach ). Dlatego czekam z niecierpliwością na dalsze części.

Mogę dać buzi wenowi?

Malena

Przy okazji, jako romanistka z dziesięcioletnim stażem - kocham francuskie śmierdzące sery!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:13, 19 Wrz 2008    Temat postu:

Dziękuję bardzo!

***

Cytat:
Piszesz równo, akcja dzieje się miarowo

Staram się jak mogę. Pomaga przy tym instytucja drabinek fabularnych, pozwalają wszytło ładnie zaplanować i uporządkować.

Cytat:
Mogę dać buzi wenowi?

Wen Juliusz mówi, że nie ma nic przeciwko.

Cytat:
Przy okazji, jako romanistka z dziesięcioletnim stażem - kocham francuskie śmierdzące sery!

Jako zółtodziób - nie mam wielkiego doświadczenia z francuskimi serami, materiał do inspiracji stanowią przeżycia koleżanki.

Kłaniam!
Kat.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Any
Czekoladowy Miś


Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza zakrętu ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:33, 19 Wrz 2008    Temat postu:

Onkolog sięgnął po karton i dolał mleka do kawy, po czym wziął cukierniczkę. House z obrzydzeniem obserwował, jak dwie kopiaste łyżki lądują w kubku. Okropność.
Jimmy lubi mocno słodzoną kawę. Może ja też powinnam zacząć taką pić? Jak na razie starcza mi pół łyżeczki, ale czego nie robi się z miłości

- Może i nie było to odwzajemnione, ale dla mnie zawsze byłeś przyjacielem.
To jest bardzo, bardzo ładne. Widzę twarz House'a, jak wypowiada te słowa...Pasują do niego.

To byłoby nawet zabawne, gdyby nie było tak przeraźliwie żałosne.
Wow. I nie było żadnych żartów, ile to Wilson ma ciuchów? Brawo.

Podobnie jak faktu, że nieuleczalny sentymentalizm kazał mu kilka absolutnie ulubionych fotografii schować do szuflady biurka
.
O co zakład, że był na nich Jimmy?

House mógłby przysiąc, że w którymś miejscu czasoprzestrzeni należał on do niego, ale jakimś cudem zawędrował do garderoby Wilsona
Hmmm...no cóż, zdarza się.

To jest nowa kanapa. Nie pozwolę ci na niej spać.
Cały House.

„dla mnie kupiłeś sobie nową kanapę, nie wiem czy się cieszyć, czy wysłać cię do psychiatry”
To pierwsze!! Jimmy, widzisz, ile dla niego znaczysz??

- Kupiłeś to na wyprzedaży w markecie?
Wilson, ty niedowiarku

- To śmierdzi – oświadczył zbolałym tonem onkolog.
- To ser – ironizował House. – Francuski ser.

Ten dialog wymiata

Jesteś małą zieloną kulką. Łazisz po poziomach i szukasz jagódek, które sprawią, że staniesz się dużą zieloną kulką. Przy okazji unikach czarnych latających postaci z dredami, które chcą cię zjeść. Kiedy będziesz już dużą zieloną kulką możesz rozbić się na kilka małych zielonych kulek.

Chce taką gierkę. Jest tak bardzo ambitna ^^

- ”Harry Potter”?
House, na litość...

- Nie – odparł diagnostyk, zezując to na przestraszonego przyjaciela, to na jego zsiniałe palce. – Nie mogła.
Zaczęłam się bać. Kat,co Ty chcesz zrobić Jimmy'emu??

pozdrawiam, any.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Any dnia Pią 14:35, 19 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:51, 19 Wrz 2008    Temat postu:

anyway napisał:

To jest bardzo, bardzo ładne. Widzę twarz House'a, jak wypowiada te słowa...Pasują do niego.

Dziękuję. Było aż sześć różnych wersji tego zdania. Ostatecznie zdecydowałam się na tę, jest mało uczuciowa, a wiele mówi. Jak House.

anyway napisał:

Wow. I nie było żadnych żartów, ile to Wilson ma ciuchów? Brawo.

House stara się (starać XD) być dobrym przyjacielem. XD A poza tym, bardziej w tym momencie skupił się na fakcie, że Wilson za wszelką cenę chce zająć jak najmniej miejsca, jak najmniej być, jakby się bał, że w sumie nie jest mile widziany. Albo przestanie być.

anyway napisał:
O co zakład, że był na nich Jimmy?

O co chcesz. XD I był. Jak również Cuddy. XD (Wybacz, ale zdjęcia Stacy wylądowały w piwnicy.)

anyway napisał:

Hmmm...no cóż, zdarza się.

Między bardzo dobrymi przyjaciółmi nawet często. XD (A gdzie pisk "House miał krawat?!"? XD)

anyway napisał:

Cały House.

A nie uważasz, że może mieć powody do nie pozwalania Wilsonowi na spanie na kanapie? XD

anyway napisał:

To pierwsze!! Jimmy, widzisz, ile dla niego znaczysz??

Pojechał dla ciebie na zakupy i SAM zapłacił!

anyway napisał:

- To śmierdzi – oświadczył zbolałym tonem onkolog.
- To ser – ironizował House. – Francuski ser.

Ten dialog wymiata

Dzięki. ^^ Rozmowy o zwyczajach, tradycjach itp. Francuzów zazwyczaj kończą się głupawką.

anyway napisał:

Chce taką gierkę. Jest tak bardzo ambitna ^^

Ale jaka fascynująca! *grała*

anyway napisał:

- ”Harry Potter”?
House, na litość...

Początkowo miało być "Need for Speed", ale doszłam do wniosku, że HP brzmi gorzej.

anyway napisał:

- Nie – odparł diagnostyk, zezując to na przestraszonego przyjaciela, to na jego zsiniałe palce. – Nie mogła.
Zaczęłam się bać. Kat,co Ty chcesz zrobić Jimmy'emu??

Ha! Mówiłam, że będzie medycyna! XD Ludzie przestali chorować, House skądś sobie musi wytrzasnąć pacjenta. XD

Kat.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Katty B. dnia Pią 14:52, 19 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
Strona 1 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin