Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fic: B jak bromance [Z]
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 6:48, 27 Paź 2010    Temat postu: Fic: B jak bromance [Z]

Kategoria: love

Zweryfikowane przez Richie117

Cytat:
Żeby uczcić chwilową przerwę w nadawaniu 7. sezonu, przynoszę wam tego oto fluffiasto-zabawnego fika

Wyjątkowo zacznę od przypisów, chociaż podejrzewam, że większości nie będą one potrzebne

* bromance - termin powstały z połączenia słów brother (brat) oraz romance (romans); oznacza związek dwóch heteroseksualnych mężczyzn, darzących się nawzajem silną miłością i zachowujących się wobec siebie bardziej poufale, niż nakazują ogólnie przyjęte normy (jednak bez posuwania się do seksu); więź łącząca mężczyzn w takim związku zazwyczaj jest niewidoczna dla postronnego obserwatora i opiera się na głębokim wzajemnym zrozumieniu, którego żadna kobieta nie jest w stanie pojąć [definicja oparta na [link widoczny dla zalogowanych]]

** Bert i Ernie - Muppety z Ulicy Sezamkowej

(btw, czy to zdjęcie wam czegoś nie przypomina? )*

I jeszcze bardzo sugestywny filmik z YT
<object width="425" height="344"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/YpozspIMH9E?fs=1&amp;hl=pl_PL&amp;rel=0&amp;color1=0x006699&amp;color2=0x54abd6"></param><param name="allowFullScreen" value="true"></param><param name="allowscriptaccess" value="always"></param><embed src="http://www.youtube.com/v/YpozspIMH9E?fs=1&amp;hl=pl_PL&amp;rel=0&amp;color1=0x006699&amp;color2=0x54abd6" type="application/x-shockwave-flash" allowscriptaccess="always" allowfullscreen="true" width="425" height="344"></embed></object>

No, a teraz do rzeczy, czyli do fika



Tytuł: "B" jak "bromance" ([link widoczny dla zalogowanych])
Autor: Cardio Necrosis
OSTRZEŻENIA Autorki: Slash, niestosowna dyskusja na temat filcu oraz destrukcja waszego dzieciństwa.


Wdawanie się w dyskusję z Gregorym House'em przypominało [link widoczny dla zalogowanych] z pociągiem - było kompletnie bezsensowne i miało tylko jeden nieunikniony wynik. Najlepszą metodą postępowania było zjechać mu z drogi i przyznać się do porażki, zamiast gapić się bezmyślnie w zbliżające się z hałasem światła i pozwolić, żeby pociąg bezlitośnie cię zmiażdżył. Nawet gdyby ów pociąg doznał jakichś uszkodzeń czy może nawet się wykoleił, samochód z całą pewnością byłby w gorszym stanie.

House zawsze zwyciężał w dyskusjach. Nawet jeśli przegrywał, odmawiał przyznania się do tego, a jego oponent i tak najczęściej był zbyt sponiewierany i wytrącony z równowagi, by zdawać sobie sprawę, że House poniósł porażkę.

Wilson wiedział, że dyskutowanie z House'em było głupotą, a jednak mimo wszystko to robił. Z drugiej strony, należał on do garstki osób, które były w stanie sprzeczać się z House'em, a po wszystkim nie uciekały, zalewając się łzami. Był jednym z niewielu ludzi, którzy potrafili w ostatniej chwili uciec przed pociągiem i wrócić, by zagrać w "tchórza" następnego dnia. Ale przede wszystkim był on jedną z nadzwyczaj nielicznej grupy osób, które czerpały z tego perwersyjną przyjemność.

Codziennie przekomarzali się ze sobą (niektórzy mogliby nawet powiedzieć, że ocierało się to o flirtowanie), a co najmniej raz na tydzień dochodziło między nimi do kłótni - nawet jeżeli oni sami traktowali to bardziej jako grę niż rzeczywistą kłótnię. Znacznie rzadziej dochodziło do pojedynku na wrzaski i trzaskania drzwiami, ale kilka godzin później znów siedzieli razem na kanapie, strojąc sobie żarty z koszmarnych aktorek w beznadziejnych filmach klasy B.

Kłótnie dotyczące Vicodinu i autodestruktywności nie były niczym zaskakującym; do diabła, nawet kłótnie na temat libido Wilsona oraz jego upodobania do podrywania kobiet będących w potrzebie nie przestawały być na porządku dziennym. Wilson zastanawiał się często, czy zespół House'a uważał ich związek za oparty wyłącznie na omawianiu jedynie tych spraw - romantycznych przygód Wilsona i uzależnienia House'a. Ale House potrafił sprzeczać się o wszystko i rozpoczynać dyskusje na najbardziej idiotyczne tematy, jakie człowiekowi mogłyby przyjść do głowy.

Wilson zdawał sobie sprawę z tego wszystkiego, kiedy House z przesadną swobodą wtargnął bez pukania do jego gabinetu, zdecydowanym krokiem podszedł do krzesła na przeciwko niego, usiadł, oparł dłonie na rączce swojej laski i powiedział:
- Bert i Ernie są kochankami.

Jakkolwiek niedorzeczne bywały ich konwersacje, to musiało znajdować się na jednym z czołowych miejsc rankingu.

Wilson dostrzegł prowokacyjny błysk w jego niebieskich oczach i - zamiast pokręcić głową, przyznając mu rację w niepoważny, ironiczny sposób, by skierować sytuację na mniej dziwaczne tory - uśmiechnął się szeroko:
- Jakim cudem wpadłeś na taki pomysł?

- Dzięki temu, że mam oczy i coś, co przypomina iloraz inteligencji.

- I pomyślałeś o podzieleniu się tą myślą ze mną, ponieważ najwyraźniej nie ma w tym szpitalu nikogo poza nami. - House jedynie znacząco uniósł brew, więc Wilson westchnął. - Bert i Ernie to pacynki - oznajmił, jakby przekazywał House'owi jakąś wielką mądrość.

- Gejowskie pacynki.

Wilson wreszcie odłożył swój długopis. - Oni są zrobieni z filcu. Nie mogą być gejami.

- I rzekomo to ja jestem pozbawiony wrażliwości? Ciekawe, co Trzynastka miałaby do powiedzenia na temat twojego poglądu na tę sprawę.

- Oni nie są ludźmi.

- Homoseksualiści nie są ludźmi? Zamierzasz się wkrótce zapisać do [link widoczny dla zalogowanych] czy co?

Wilson ucisnął palcami nasadę nosa i mocno zacisnął powieki. - Nie o to mi chodziło i dobrze o tym wiesz. Bert i Ernie nie są ludźmi. Są pacynkami w programie telewizyjnym dla dzieci.

House skinął głową. - Och, rozumiem. Zatem dzieciom nie wolno pokazywać gejów, bo to wypaczyłoby ich charaktery.

- Nie, chodziło mi o to... House, wiesz, o co mi chodziło. Wątpię, żeby którakolwiek z pacynek w tym programie w ogóle miała jakąś orientację seksualną. Ten program nie ma uczyć dzieci o związkach romantycznych, tylko o tym, żeby dzielić się z kolegami, liczenia, abecadła i tym podobnych. Bert i Ernie nie są gejami w takim samym stopniu, jak nie są heterykami.

- Widać, jak mało wiesz na ten temat. Bert i Ernie z całą pewnością obciągają sobie nawzajem swoje filcowe penisy.

- Jak na dorosłego faceta, sprawiasz wrażenie strasznie zaabsorbowanego swoimi teoriami na temat pacynek w programie dla dzieci.

- Wiem również z pewnego źródła, że [link widoczny dla zalogowanych] wciąga kokainę. Ale to nie ma związku ze sprawą.

- Popraw mnie, jeśli się mylę, ale czy przypadkiem nie gadasz bez związku od chwili, kiedy przekroczyłeś próg mojego gabinetu?

House wzruszył ramionami. - Prawdopodobnie. Ale sam powiedz, czy potrafisz szczerze przyznać, że według ciebie oni na siebie nie lecą? Przecież mieszkają razem, śpią w tym samym pokoju, jeżdżą na dwuosobowym rowerze i bez przerwy ze sobą flirtują. Zachowują się wobec siebie w tak przeuroczo poufały sposób, że dostaję próchnicy od samego patrzenia. Chyba nawet Cameron po obejrzeniu tego potrzebowałaby płukania żołądka.

- Jednak kiedy ja gotuję dla ciebie i sprzątam w twoim mieszkaniu, nie ma w tym ani krzty poufałości.

House wycelował palec w jego kierunku. - Hej. Naleśniki z orzechami macadamia nie są dowodem poufałości. Poza tym o ile mi wiadomo, nie masz też w zwyczaju siadać mi na kolanach z lornetką, żeby "dotrzymać mi towarzystwa", kiedy próbuję czytać. Ani nigdy nie obmacywałeś na oślep moich włosów i twarzy.

Wilson spojrzał na House'a z niedowierzaniem. - Niepokoi mnie fakt, że potrafisz przytoczyć tak szczegółowe przykłady.

- Tylko dlatego, że to oznacza, że przegrywasz. Daj spokój. Po prostu to przyznaj. Bert i Ernie z całą pewnością są gejami.

- Czy to ma być jeszcze jedna z tych bezcelowych dyskusji z gatunku "kto zwyciężyłby w pojedynku - jaskiniowiec czy astronauta"**? - spytał Wilson, wiedząc, że się uśmiecha, chociaż próbował tego nie robić.

House rozdziawił usta. - Muszę ci powiedzieć, że dyskusja o jaskiniowcu i astronaucie jest o wiele lepsza, niż te bzdury o ninjach i piratach albo o wampirach i wilkołakach.

- I jest rezultatem tego, że twój magnetowid ma za dużo wolnej pamięci. Czyżbyś nagrywał "Ulicę Sezamkową"?

- To bardzo pouczający program. Można się z niego dowiedzieć, że słowo "ciastko" zaczyna się na literę "C". Chociaż gdybyś zapytał Berta, prawdopodobnie podałby zupełnie inny przykład słowa na "C". - House mrugnął porozumiewawczo do Wilsona, na co Wilson tylko pokręcił głową.

- House, to program edukacyjny. Bert i Ernie zostali stworzeni po to, żeby nauczyć dzieci, że trzeba się dzielić oraz tego, że nawet jeśli dwie osoby całkowicie się od siebie różnią, mimo wszystko mogą się ze sobą przyjaźnić. - Czego, Wilson przyznał w duchu, on i House musieli nauczyć się już dawno temu, skoro potrafili ze sobą wytrzymać.

Wilson na moment napotkał spojrzenie House'a, po czym House spuścił wzrok uśmiechając się ukradkiem, co było jedynym dowodem na to, że pojął aluzję. Nić porozumienia pomiędzy nimi zniknęła tak szybko, jak się pojawiła, jednak Wilson nie miał nic przeciwko temu - zdążył się już do tego przyzwyczaić.

- Być może to prawda. I być może Bert i Ernie dzielą się swoją namiętnością podczas conocnych igraszek. Dysząc, jęcząc, wykrzykując nawzajem swoje imiona...

- I tym jednym zdaniem całkowicie zrujnowałeś moje dzieciństwo oraz sprawiłeś, że będą mi się śniły koszmary.

- A wszystko to w ciągu jednego dnia. - Usta House'a ułożyły się w perfidny uśmieszek, a diabelski blask w jego oczach napełnił Wilsona złym przeczuciem. House jęknął przeciągle i zaczął tupać nogą w podłogę: - Och, Ernie! Och, ty napalona, seksowna, mała pacynko! Unh! Och, Ernie, twój filcowy penis jest taki twardy!

- House! Zamknij się! - Wilson próbował przybrać gniewny ton, ale w jego głosie nie było słychać niczego poza rozbawieniem. Nie wspominając o tym, że się uśmiechał, chociaż starał się tego nie robić. Jednak gdy House wydał gardłowy jęk, który zabrzmiał nieco zbyt realistycznie, Wilson przestał się uśmiechać i poczuł znajome mrowienie w podbrzuszu.

House przestał jęczeć i uśmiechnął się przebiegle. - O co chodzi? Przecież nie wykrzyczałem twojego nazwiska. - Nieznaczne drgnięcie jego ust wystarczyło, by uświadomić Wilsonowi, co House planuje. - Och, Wil...

Wilson jakimś sposobem zdołał pochylić się nad swoim biurkiem i położyć dłoń na ustach House'a, zanim doszło do katastrofy. Krawędź blatu wpijała mu się w uda, a jego prawa dłoń (którą oparł na biurku) rozrzuciła na boki dokumenty i długopis. House posłał mu dobroduszne spojrzenie, ale sekundę później wyraz jego oczu się zmienił, a Wilson poczuł, że jego serce zaczyna bić szybciej.

House musnął zębami wnętrze dłoni Wilsona i żołądek mężczyzny fiknął radosnego koziołka.

Wilson usiadł z powrotem na swoim fotelu i zajął się porządkowaniem biurka, przez moment nie chcąc spojrzeć na swojego najlepszego przyjaciela w obawie, że jego oczy mogłyby go zdradzić. Na krótką chwilę serce podeszło mu do gardła, nieznacznie utrudniając mu zaczerpnięcie należytego oddechu.

- Jestem głodny - oznajmił House kilka sekund później, nadając swemu głosowi ton rozdrażnionej skargi.

- Zatem prawdopodobnie powinieneś był się zaprzyjaźnić z [link widoczny dla zalogowanych] - odparł Wilson, mimo tego wstając z fotela i wychodząc zza biurka.

House również wstał ze swojego krzesła, jego ramię zderzyło się z ramieniem Wilsona. - Niee, tak właściwie to lubię być przyjacielem Ernie'ego.

- Z tego wynika, że ty jesteś Bertem - wymamrotał, postanawiając udawać, że nie wie, do czego House zmierza.

- Aha - zgodził się House, po czym złapał Wilsona za krawat i przycisnął usta do jego ust.

Wilsonowi zajęło więcej niż kilka sekund, by zdać sobie sprawę, że House go całuje. W istocie, nie dotarło to do niego, póki House nie zaczął się od niego odsuwać. Jego niebieskie oczy rozglądały się dookoła, patrząc na wszystko, tylko nie na twarz Wilsona, a bladoróżowe zabarwienie jego policzków mogłoby pozostać niezauważone, gdyby na miejscu Wilsona znajdowała się jakakolwiek inna osoba. Jednakże House zupełnie niepotrzebnie się wycofał, zwłaszcza że Wilson wcale tego nie chciał.

Tak więc onkolog chwycił House'a za szczękę i doprowadził do ponownego zetknięcia się ich ust, być może odrobinę zbyt brutalnie, ale on miał to gdzieś. Najwyraźniej House'owi również to nie przeszkadzało, bo zareagował pożądliwie, muskając językiem wargę Wilsona, póki młodszy mężczyzna nie otworzył ust, pozwalając mu dostać się do środka. I to było to - Wilson nie doświadczył wewnętrznego kryzysu czy ich relacje zmienią się nieodwołalnie, ani czy był gejem, ani czy House nie odsunie się, plując i mamrocząc coś o niecałowaniu się z nim nigdy więcej. Miał już swoje lata i wystarczająco długo przyjaźnił się z House'em, by wiedzieć, że nie jest do końca hetero - miewał wcześniej romantyczne myśli o swoim przyjacielu i najwyraźniej z House'em było tak samo. Jego niechęć, by postąpić zgodnie z jego pragnieniami nie miała nic wspólnego z kryzysem tożsamości seksualnej - wynikała ona jedynie z tego, iż doszedł do wniosku, że House nie podziela jego uczuć.

House smakował wiśniowymi lizakami i kawą, co w normalnych okolicznościach nie bardzo by do siebie pasowało, ale w połączeniu ze smakiem, który niezaprzeczalnie należał do samego House'a, było to właściwie całkiem niezłe. Język diagnosty wsunął się w jego usta badając ich wnętrze, a w następnej chwili Wilson poczuł, jak krawędź biurka naciska na dolną część jego pleców i wydał z siebie jęk, który niemalże wprawił go w zakłopotanie, ale wówczas House poszedł w jego ślady, wypuszczając urywany oddech wprost w jego usta.

Zęby, języki i wargi przystąpiły do dzieła; na powolne, przeciągłe pocałunki miała przyjść kolej później. Najwyraźniej House zgadzał się z Wilsonem, że czekali zbyt długo, by zachowywać się delikatnie. House potwierdził teorię Wilsona, przygryzając na chwilę jego wargę, kiedy odrywał się od niego (tylko na sekundę), by zaczerpnąć powietrza, po czym na nowo zaatakował jego usta.

Ręce House'a wędrowały po klatce piersiowej Wilsona i onkolog czuł ich ciepło przez tkaninę koszuli. Jego własne dłonie niespodziewanie zanurzyły się w przerzedzające się włosy House'a, pocierając opuszkami palców jego głowę, a szczupłe, lecz silne ciało diagnosty naparło na niego i obaj zaczęli pojękiwać i mruczeć z rozkoszy, delektując się sobą nawzajem. Ale największym zaskoczeniem dla Wilsona było to, że - wbrew temu, co zawsze zakładał - drapanie nieogolonej szczęki House'a wcale nie było nieprzyjemne.

Nagle ktoś (zdecydowanie płci męskiej) odchrząknął, jednak oni nie odskoczyli od siebie gwałtownie, jak Wilson byłby skłonny przypuszczać. House odsunął się ze swobodą i zrobił krok w tył, jego usta były nabrzmiałe od pocałunków. Wilson przyłapał się na tym, że miarowe oddychanie sprawia mu trudność, a kiedy się odwrócił, zobaczył Tauba, który gapił się na nich z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

- Chciałeś czegoś? - zapytał House, jak gdyby kompletnie nic dziwnego się nie stało, a Wilson wyprostował się, przygładzając koszulę i krawat, mając kłopot ze spoglądaniem na cokolwiek innego poza jego własnymi butami.

- Uh... Badanie toksykologiczne niczego nie wykazało - oznajmił Taub. Kiedy Wilson zerknął na niego, zauważył, że spojrzenie Tauba skupia się to na nim, to na House'ie, ale jego mina pozostaje całkowicie niewzruszona.

- Jak zawsze. Coś jeszcze?

Taub pokręcił głową. - Nie. To ja... zostawię ciebie i doktora Wilsona, żebyście dokończyli waszą, uh... - machnął wymijająco ręką - rozmowę. - Kiwnął głową jeden raz i zatrzasnął za sobą drzwi, a Wilson pomyślał, czy jego policzki są tak czerwone, jak mu się wydaje.

House odwrócił głowę i ich oczy ponownie się spotkały, a Wilson zadygotał na całym ciele. House pochylił się i podniósł swoją laskę - Wilson nie przypominał sobie nawet, żeby House ją upuścił - a kiedy znów stanął wyprostowany, skinął podbródkiem w kierunku drzwi.
- Rusz się. Chodźmy podzielić się jakimś lunchem.

Wilson zachichotał pod nosem i pokręcił głową, wiedząc, że szeroki uśmiech na jego twarzy mógł dorównywać jedynie uśmiechowi House'a.
- Jeśli przez "dzielenie się" masz na myśli kradzież... - urwał, zawieszając głos. Otworzył drzwi i ruszyli w stronę wind, a ramię House'a zderzało się z jego ramieniem bardziej natarczywie niż zazwyczaj. - Nadal nie sądzę, że Bert i Ernie to geje - powiedział, jednocześnie naciskając przycisk windy.

- Hmm... - mruknął House, kiedy drzwi rozsunęły się przed nimi. Gdy obaj weszli do środka, oczy House'a rozbłysły. - Zobaczymy, czy zdołam zmienić twoje zdanie, kiedy drzwi się zamkną.

Kilka sekund później, kiedy House praktycznie rzucił się na niego, Wilson uświadomił sobie, że naprawdę istniał powód, by grać w "tchórza" z pociągiem, oraz że nawet gdy usta House'a były zajęte czymś innym niż mówieniem, nadal był on w stanie przedstawiać bardzo dobre argumenty.



~~~~ the end ~~~~



Cytat:
* Tak, tak, miałam na myśli pamiętną Hilsonową okładkę:


** pomysł zaczerpnięty z "Angel" 5x15: 'A Hole In The World'


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Sob 6:39, 30 Paź 2010, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
iskrzak
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 25 Lis 2009
Posty: 1646
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:39, 27 Paź 2010    Temat postu:

Aww... To było świetne, i takie... kanoniczno napisane.
Aczkolwiek przy
Cytat:
- Och, Ernie! Och, ty napalona, seksowna, mała pacynko! Unh! Och, Ernie, twój filcowy penis jest taki twardy!
prawie spadłam z krzesła XD Ze śmiechu, oczywiście!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:10, 27 Paź 2010    Temat postu:

heh, stare dobre czasy, kiedy jeszcze istniały resztki kanonu *tęskni* Chciałabym jeszcze kiedyś zobaczyć, jak chłopaki w serialu rozmawiają o czymś innym niż Cuddy/Huddy/itp...

Dopsz, że tylko "prawie spadłaś", bo byś się potłukła



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
milea
Ginekolog
Ginekolog


Dołączył: 14 Paź 2009
Posty: 2104
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: The Mighty Boosh
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 10:27, 28 Paź 2010    Temat postu:

Jej, jak ja dawno niczego nie komentowałam!
Ohh miło przeczytać fika, w którym nie istnieje COŚ takiego, jak Cuddy/Huddy czy inne sradi

Cytat:
- Widać, jak mało wiesz na ten temat. Bert i Ernie z całą pewnością obciągają sobie nawzajem swoje filcowe penisy.


Zaintrygowały mnie te filcowe penisy Ja na osiemnastkę dostałam pluszową prezerwatywę, ale to nie to samo co filcowy penis

Cytat:
- Aha - zgodził się House, po czym złapał Wilsona za krawat i przycisnął usta do jego ust.


To już wiemy, dlaczego Wilson nosi krawat! Najważniejsze zastosowanie

Cytat:
Taub pokręcił głową. - Nie. To ja... zostawię ciebie i doktora Wilsona, żebyście dokończyli waszą, uh... - machnął wymijająco ręką - rozmowę.


Mmm więcej takich rozmów!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Muniashek
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a stąd <-
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:16, 28 Paź 2010    Temat postu:

Richie, zastanawiam się, skąd Ty bierzesz czas na to wszystko, i jakim cudem przeżywasz nie-spanie w nocy, ale najwyraźniej to jesteś TY. God, chciałabym mieć tyle czasu na znajdowanie tak cudownie kanonicznych tekstów i jeszcze na tłumaczenie ich *_*

Richie napisał:
Wilson wiedział, że dyskutowanie z House'em było głupotą, a jednak mimo wszystko to robił. Z drugiej strony, należał on do garstki osób, które były w stanie sprzeczać się z House'em, a po wszystkim nie uciekały, zalewając się łzami. Był jednym z niewielu ludzi, którzy potrafili w ostatniej chwili uciec przed pociągiem i wrócić, by zagrać w "tchórza" następnego dnia. Ale przede wszystkim był on jedną z nadzwyczaj nielicznej grupy osób, które czerpały z tego perwersyjną przyjemność.


Hm, dopiero po przeczytaniu tego zdałam sobie sprawę, że faktycznie tak jest, że tylko Wilson znosił te wszystkie upokorzenia bez większych uszkodzeń na psychice. (przykład takich uszkodzeń - cuddy. stała się na tyle *cenzura*, żeby być z housem.)

Well, przepraszam, nie mogłam się powstrzymać.

Wilson - perw.

Richie napisał:
- Widać, jak mało wiesz na ten temat. Bert i Ernie z całą pewnością obciągają sobie nawzajem swoje filcowe penisy.


Ohgod, ómarłam. po raz pierwszy.

Richie napisał:
Och, Ernie! Och, ty napalona, seksowna, mała pacynko! Unh! Och, Ernie, twój filcowy penis jest taki twardy!


*ómarła* po raz drugi

Richie napisał:
Jednak gdy House wydał gardłowy jęk, który zabrzmiał nieco zbyt realistycznie, Wilson przestał się uśmiechać i poczuł znajome mrowienie w podbrzuszu.


Ugh. Wszelakie fikopisarki, czy też -pisarze, mogliby przestać używać w swoich fikach określeń typu: "gardłowy jęk", "wymruczeć", "jakikolwiek jęk", itd. Przynajmniej na mnie działa to zdecydowanie za mocno i za realistycznie.

*ómarła*

Richie napisał:
Miał już swoje lata i wystarczająco długo przyjaźnił się z House'em, by wiedzieć, że nie jest do końca hetero - miewał wcześniej romantyczne myśli o swoim przyjacielu i najwyraźniej z House'em było tak samo.


To zabrzmiało... No wiesz, "Miał już swoje lata", god, Wilson, starzejesz się!

Richie napisał:
wydał z siebie jęk, który niemalże wprawił go w zakłopotanie, ale wówczas House poszedł w jego ślady, wypuszczając urywany oddech wprost w jego usta.


*ómarła*

ugh, czemu znowu jęk, mamo ratuuuuuj *___*

Richie napisał:
obaj zaczęli pojękiwać i mruczeć z rozkoszy


okrutna.

Richie napisał:
Nie. To ja... zostawię ciebie i doktora Wilsona, żebyście dokończyli waszą, uh... - machnął wymijająco ręką - rozmowę.


Taub, istny Taub, niesamowite! On na pewno by to powiedział, bo Taub jest niezwykły

Oja. To koniec. Czemuu? Ja chcę więcej.

Richie, wciąż jestem pod wrażeniem tekstów, które znajdujesz *_* Są one tak genialne, że nie jestem w stanie dokładnie wyrazić swe uwielbienie względem nich.

Więceeeeej!



PS Czy jest na sali lekarz z defibrylatorem? ALBO przystojny lekarz z ustami? ^^

PS2 Nie, to nie jest ważne, że defibrylatora i usta-usta używa się w dwóch odmiennych przypadkach. Żeby nie było, że jakaś nie-tenteges jestem


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:57, 28 Paź 2010    Temat postu:

milea napisał:
Jej, jak ja dawno niczego nie komentowałam!
Shame on U! (ale lepiej późno niż wcale )

milea napisał:
Ohh miło przeczytać fika, w którym nie istnieje COŚ takiego, jak Cuddy/Huddy czy inne sradi
kurcze, a wiesz, że nawet nie zwróciłam na to uwagi? Jak dla mnie brak Qddy/Huddy to tak naturalny stan, że nie uważam go za nic niezwykłego

milea napisał:
Zaintrygowały mnie te filcowe penisy
tjaaa, mnie też Niestety, mogę zaspokoić moją ciekawość jedynie zdjęciem penisa pluszowego:


milea napisał:
Ja na osiemnastkę dostałam pluszową prezerwatywę, ale to nie to samo co filcowy penis
a może to była czapka na zimę?
no, w każdym razie strzeż się przyjaciół, którzy wręczają pluszowe prezerwatywy - być może chcą Cię wrobić w dziecko

milea napisał:
To już wiemy, dlaczego Wilson nosi krawat! Najważniejsze zastosowanie
IMO to tylko jedno z najważniejszych zastosowań krawatów - wciąż zostaje jeszcze wiązanie, kneblowanie, zakrywanie oczu... w jednym fiku nawet House używał jedwabnego, śliskiego krawata, żeby umilić sobie robótkę ręczną, a w innym Wilson posłużył się krawatem jako um... cock-ringiem domowej roboty

***

Muniashek napisał:
Richie, zastanawiam się, skąd Ty bierzesz czas na to wszystko, i jakim cudem przeżywasz nie-spanie w nocy, ale najwyraźniej to jesteś TY.
Już tłumaczę, żebyś nie musiała się zastanawiać Po pierwsze: nie mam pracy (ale szukam ), ani życia prywatnego poza Horum, więc cały swój czas mogę poświęcić na fiki (no, trochę z tego czasu kradnie mi mój owczar...). A po drugie - odsypiam w dzień

Muniashek napisał:
Hm, dopiero po przeczytaniu tego zdałam sobie sprawę, że faktycznie tak jest, że tylko Wilson znosił te wszystkie upokorzenia bez większych uszkodzeń na psychice. (przykład takich uszkodzeń - cuddy. stała się na tyle *cenzura*, żeby być z housem.)
gdyby spojrzeć na to z tej perspektywy, to:
a) wielka szkoda, że Wilson nie doznał TAKICH uszkodzeń
b) coś z nim jednak jest nie tak, skoro wrócił do swojej wrednej i beznadziejnej exżony

Muniashek napisał:
Ugh. Wszelakie fikopisarki, czy też -pisarze, mogliby przestać używać w swoich fikach określeń typu: "gardłowy jęk", "wymruczeć", "jakikolwiek jęk", itd. Przynajmniej na mnie działa to zdecydowanie za mocno i za realistycznie.
lucky you
A mnie wkurza ubóstwo języka polskiego w tym temacie - gdybym miała się ściśle trzymać słownika, to chłopaki w co drugim zdaniu musieliby "kwilić", "stękać", "sapać" i inne takie, i zamiast ery byłaby wycieczka do toalety na oddziale geriatrycznym, bleh

Muniashek napisał:
*ómarła*
...po raz trzeci, sprzedane!

Muniashek napisał:
To zabrzmiało... No wiesz, "Miał już swoje lata", god, Wilson, starzejesz się!
He was old enough, w oryginale E tam, już wolę, żeby się starzał, niż gdyby miał młodnieć jak Ibisz


Muniashek napisał:
Oja. To koniec. Czemuu? Ja chcę więcej.
sorki, nie da się - definicja "bromance'u" sięga jedynie tak daleko

Muniashek napisał:
Więceeeeej!
będzie więcej, jak szczęśliwy przypadek znów wepchnie mi w łapy jakiegoś mraśnego fika (a póki co muszę się zająć "Uwolnij mnie", bo mam straaaaszne opóźnienie )


Muniashek napisał:
PS Czy jest na sali lekarz z defibrylatorem? ALBO przystojny lekarz z ustami? ^^
um... niestety, jedyny przystojny lekarz na sali zostawił usta w innych... spodniach

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Muniashek
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a stąd <-
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:47, 29 Paź 2010    Temat postu:

Richie napisał:
Już tłumaczę, żebyś nie musiała się zastanawiać Po pierwsze: nie mam pracy (ale szukam ), ani życia prywatnego poza Horum, więc cały swój czas mogę poświęcić na fiki (no, trochę z tego czasu kradnie mi mój owczar...). A po drugie - odsypiam w dzień


A, to wiele wyjaśnia. W zasadzie wszystko W zasadzie, hm, nie wiem czy dla Ciebie jest to ok, czy też nie, że nie masz życia prywatnego poza horum. Ja bym takowego w zasadzie nie potrzebowała zbyt często, czasami jedynie przydaje się ktoś, jak muszę jechać do Poznania, czy gdziekolwiek

Gdyby tylko dać mi odrobinę luzu - i zero szkoły, ofkorz - robiłabym to samo, co Ty. Może nie poświęcałabym czasu tylko na fiki, ale na internet ogólnie - owszem. Dodatkowo jeszcze spałabym naprawdę krótko, a po przebudzeniu i za dnia siedziała na komputerze. Cały wolny czas. Niestety, nie czuję upływającego czasu. Taki defekt.

Richie napisał:
gdyby spojrzeć na to z tej perspektywy, to:
a) wielka szkoda, że Wilson nie doznał TAKICH uszkodzeń
b) coś z nim jednak jest nie tak, skoro wrócił do swojej wrednej i beznadziejnej exżony


Oh, ale wtedy musiałam być zmęczona, że coś takiego napisałam Miałam na myśli te negatywne uszkodzenia... Aha, wiem co miałam na myśli Uszkodzenia cuddy będące w większości ślepotą i głupotą - stąd cenzura, nie chcę być taka-sraka-owaka, ale pewnie i tak już jestem - no bo w końcu cuddy nie zauważyła/nie domyśliła się istniejącej chemii pomiędzy chłopakami. Takie uszkodzenia miałam na myśli

A Wilson właśnie na te bardziej pozytywne uszkodzenia nie jest podatny, też jest gópi. ;_;

Richie napisał:
lucky you
A mnie wkurza ubóstwo języka polskiego w tym temacie - gdybym miała się ściśle trzymać słownika, to chłopaki w co drugim zdaniu musieliby "kwilić", "stękać", "sapać" i inne takie, i zamiast ery byłaby wycieczka do toalety na oddziale geriatrycznym, bleh


No to w takim razie brawa dla Ciebie za tłumaczenie, które wywołuje pewne emocje Ugh, za każdym razem jak patrzę na lja i rozmowy Polaków z innokrajowcami albo na czyjeś wspaniałe tłumaczenie, albo na tekst napisany po angielsku przez Polaka, zastanawiam się, czemu, do cholery, tak długo zajęło mi załapanie angielskiego, i w takim razie chcę odszkodowania w postaci szybszej nauki i, finalnie, płynnego posługiwania się tym językiem. I wiem, że jeszcze trochę przyjdzie mi na to poczekać -.-

Richie napisał:
...po raz trzeci, sprzedane!


Gdzie i za ile?

Richie napisał:
He was old enough, w oryginale E tam, już wolę, żeby się starzał, niż gdyby miał młodnieć jak Ibisz


Nawet w oryginale to tak w sumie brzmi - był wystarczająco stary

Khem, w sumie racja, już lepiej żeby się starzał...

Richie napisał:
sorki, nie da się - definicja "bromance'u" sięga jedynie tak daleko


ugh. *smutny muniashek idzie do kąta popłakać*

Richie napisał:
będzie więcej, jak szczęśliwy przypadek znów wepchnie mi w łapy jakiegoś mraśnego fika (a póki co muszę się zająć "Uwolnij mnie", bo mam straaaaszne opóźnienie)


To będę czekać, jak zawsze zresztą, bo chyba jesteś jedną z naprawdę niewielu osób, które regularnie na horum wchodzą i to w dodatku na hilsona

Btw, to smutne, jak horum opustoszało. ale nie wchodźmy na te tematy.

Richie napisał:
um... niestety, jedyny przystojny lekarz na sali zostawił usta w innych... spodniach


a ja tu ómieram... ;D no to najpierw sobie popatrzę, nic mi się nie stanie



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 7:02, 30 Paź 2010    Temat postu:

Well... nie narzekam - kiedy nie miałam ani życia prywatnego, ani Horum, to dopiero było tragiczne

Munio napisał:
Niestety, nie czuję upływającego czasu. Taki defekt.
sądząc po tym, ile osób posiada ów defekt, podejrzewam że chodzi raczej o to, że pewne przedmioty (komputer, tv, książki, itp) posiadają zdolność zaginania czasoprzestrzeni - chcesz coś porobić przez kwadrans, a jak się odrywasz to minęło kilka(naście) godzin

Munio napisał:
Uszkodzenia cuddy będące w większości ślepotą i głupotą - stąd cenzura, nie chcę być taka-sraka-owaka, ale pewnie i tak już jestem - no bo w końcu cuddy nie zauważyła/nie domyśliła się istniejącej chemii pomiędzy chłopakami. Takie uszkodzenia miałam na myśli
chyba w Hilsonie nie ma potrzeby aż tak cenzurować wypowiedzi - w końcu tu sami swoi
tak czy siak, Wilson też musi być ślepy i głupi, że nie zauważa/ignoruje tę chemię i woli być z Sam, a House'a wpycha w łapy Qddy O, wiem - pewnie mocno walnął się w głowę w 5x05... albo mleko, które House mu kupił było od wściekłej C... tzn krowy

Munio napisał:
Ugh, za każdym razem jak patrzę na lja i rozmowy Polaków z innokrajowcami albo na czyjeś wspaniałe tłumaczenie, albo na tekst napisany po angielsku przez Polaka, zastanawiam się, czemu, do cholery, tak długo zajęło mi załapanie angielskiego (...)
ech, znam ten ból Może gdybym się nie przerzuciła w międzyczasie na niemiecki, to teraz miałabym już z górki, ale przez spontaniczne decyzje sama wciąż jestem na początku drogi do perfekcji...

Munio napisał:
Gdzie i za ile?
Kwatera 4A na cmentarzu przy Beskidzkiej z Katowic do Tychów Za symboliczną złotówkę

Munio napisał:
chyba jesteś jedną z naprawdę niewielu osób, które regularnie na horum wchodzą i to w dodatku na hilsona
tjaaa... nasza ostoja spokoju Wchodzenia w inne miejsca na Horum staram się unikać, bo szkoda mi nerów i żołądka

Munio napisał:
Btw, to smutne, jak horum opustoszało. ale nie wchodźmy na te tematy.
oł jeee... Ale pustki nie tylko na Horum - i LJ hilsonowy na wymarciu, i FF.net *wzdycha nostalgicznie*



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Muniashek
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a stąd <-
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:27, 30 Paź 2010    Temat postu:

Richie napisał:
Well... nie narzekam - kiedy nie miałam ani życia prywatnego, ani Horum, to dopiero było tragiczne


Domyślam się. Chociaż rozumiem przyjemność we wchodzeniu na horum jakiś rok temu, ale teraz właśnie te pustki... ugh.

Richie napisał:
sądząc po tym, ile osób posiada ów defekt, podejrzewam że chodzi raczej o to, że pewne przedmioty (komputer, tv, książki, itp) posiadają zdolność zaginania czasoprzestrzeni - chcesz coś porobić przez kwadrans, a jak się odrywasz to minęło kilka(naście) godzin


No właśnie przy komputerze to potrafi się jakoś w te kilkanaście godzin przekształcić... Ale w zasadzie książki też - dzisiaj przez cały dzień czytałam... ;D

Richie napisał:
chyba w Hilsonie nie ma potrzeby aż tak cenzurować wypowiedzi - w końcu tu sami swoi
tak czy siak, Wilson też musi być ślepy i głupi, że nie zauważa/ignoruje tę chemię i woli być z Sam, a House'a wpycha w łapy Qddy O, wiem - pewnie mocno walnął się w głowę w 5x05... albo mleko, które House mu kupił było od wściekłej C... tzn krowy


No niby sami swoi, ale nigdy nie wiadomo, kto akurat będzie to przeglądał i jak zinterpretuje taką wypowiedź. A ja w zasadzie nie lubię kłótni w miejscach, w których czuję się naprawdę dobrze, niemal jak w domu. A horum, skromnie przyznam, takie uczucie we mnie wywołuje
W mojej wyobraźni Wilson się do Sam drugi raz w swoim życiu nie zbliża, a Cuddy ucieka z krzykiem ze szpitala, administratorem szpitala zostaje House i z Wilsonem robią cotygodniowe nieoficjalne sesje rozluźniające na galerii którejś z sal operacyjnych

Richie napisał:
ech, znam ten ból Może gdybym się nie przerzuciła w międzyczasie na niemiecki, to teraz miałabym już z górki, ale przez spontaniczne decyzje sama wciąż jestem na początku drogi do perfekcji...


Ja na drugi język poza angielskim nie mam co liczyć. Chociaż, kto wie, może mi wyjdzie z rosyjskim, mam tylko podstawę, ale chodzę na dodatkowe lekcje, gdzie jest on mocno poszerzony... A w sumie to jest ciekawy język. No i to nie jest niemiecki, którego szczerze i otwarcie nie lubię

No ale z angielskim mi nie wychodzi. Chyba. Ciężko idzie, ciężko...

Richie napisał:
Kwatera 4A na cmentarzu przy Beskidzkiej z Katowic do Tychów Za symboliczną złotówkę


...ómarłam za złotówkę? czuję się niedoceniona

Richie napisał:
tjaaa... nasza ostoja spokoju Wchodzenia w inne miejsca na Horum staram się unikać, bo szkoda mi nerów i żołądka


Ja tutaj, na hilsonowego ot, coraz rzadziej do grafik i ostatnio do innych jeszcze, gdzie daję swój pierwszy dłuższy fik o połączeniu house/holmes. I który mi nie wychodzi za cholerę. Nieważne.

Richie napisał:
oł jeee... Ale pustki nie tylko na Horum - i LJ hilsonowy na wymarciu, i FF.net *wzdycha nostalgicznie*


Na lju ogólnie rzadko bywam, a dopiero ostatnio sama zaczęłam coś wrzucać. ff.net nie ogarnęłam w ogóle, więc nie wiem ;D Ale wiem, o co chodzi - wszędzie pustki. Ludzie nagle stwierdzili, że internet nie jest tak uzależniający, czy co...?

Pociechą jedynie jest te kilka osób, które o internetowej rzeczywistości nie zapomina.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 8:30, 31 Paź 2010    Temat postu:

Munio napisał:
Chociaż rozumiem przyjemność we wchodzeniu na horum jakiś rok temu, ale teraz właśnie te pustki... ugh
taa... dokładnie Wyczyny Shore'a i spółki nie tylko przegnały widzów od telewizorów, ale w ogóle wypłoszyły pewne grupy fanów House'a

Munio napisał:
No niby sami swoi, ale nigdy nie wiadomo, kto akurat będzie to przeglądał i jak zinterpretuje taką wypowiedź.
who cares? I mean, czemu my mamy trzymać języki za zębami i palce na wodzy, skoro innym zdarza się pojeździć po Hilsonie i Hilsonkach? W granicach przyzwoitości wolność słowa jest dopuszczalna, a kto tutaj przychodzi, ten sam sobie szkodzi

Munio napisał:
W mojej wyobraźni Wilson się do Sam drugi raz w swoim życiu nie zbliża, a Cuddy ucieka z krzykiem ze szpitala, administratorem szpitala zostaje House i z Wilsonem robią cotygodniowe nieoficjalne sesje rozluźniające na galerii którejś z sal operacyjnych
awwwwwww podoba mi się Twoja wyobraźnia

Munio napisał:
i ostatnio do innych jeszcze, gdzie daję swój pierwszy dłuższy fik o połączeniu house/holmes. I który mi nie wychodzi za cholerę. Nieważne.
Szkoda, że mam taką awersję do Holmesa, bo bym poczytała. Nie wiem czemu, ale wprost nie trawię kolesia

Munio napisał:
Ale wiem, o co chodzi - wszędzie pustki. Ludzie nagle stwierdzili, że internet nie jest tak uzależniający, czy co...?
IMO ci ludzie gdzieś się po necie pałętają, tylko na fiki Hilsonowe nie mają weny. Kiedyś pojawiało się po kilka nowości dziennie, a teraz i tylko coraz więcej fików zostaje porzuconych



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pino
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:38, 31 Paź 2010    Temat postu:

Richie117 napisał:
Wilson zdawał sobie sprawę z tego wszystkiego, kiedy House z przesadną swobodą wtargnął bez pukania do jego gabinetu, zdecydowanym krokiem podszedł do krzesła na przeciwko niego, usiadł, oparł dłonie na rączce swojej laski i powiedział:
- Bert i Ernie są kochankami.


Zdecydowanie najbardziej szalony, najśmieszniejszy moment... Nie wiem jakim cudem Wilson przyjął to tak spokojnie xD
W ogóle cały ten fick jest niesamowicie słodki i zabawny. Świetnie, że nie tylko znajdujesz takie perełki, ale jeszcze je tłumaczysz

Richie117 napisał:
- Oni nie są ludźmi.

- Homoseksualiści nie są ludźmi?


Wow. To tylko fragment, ale cała ta wymiana zdań jest przezabawna. I taka w ich stylu. Ech, riposty House'a

Richie117 napisał:
- Aha - zgodził się House, po czym złapał Wilsona za krawat i przycisnął usta do jego ust.


O dziwo, o tego momentu tekst podoba mi coraz mniej. Początek, kiedy bezwstydnie flirtowali, ale nic jeszcze nie było przesądzone, podobał mi się o wiele bardziej.
Ale później pojawia się Taub i to wszystko idzie w dobrym kierunku. On wręcz idealnie nadaje się do nakrywania chłopców w trakcie zachowań nieobyczajnych ;D Chociaż gdyby to był Chase... I gdyby się dołączył... Khem! Khem!

Wracając do tekstu... Po prostu świetny ^_^

Btw. To cudownie, kiedy idole twojego dzieciństwa wychodzą z szafy xD

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pino dnia Nie 14:40, 31 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Muniashek
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a stąd <-
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:51, 31 Paź 2010    Temat postu:

Richie napisał:
taa... dokładnie Wyczyny Shore'a i spółki nie tylko przegnały widzów od telewizorów, ale w ogóle wypłoszyły pewne grupy fanów House'a


ugh, nie rozmawiajmy o tym, naprawdę, mam taki żal do tych osób, że po prostu szkoda gadać.

Rozumiem czasową nieobecność, nikt nie każe ludziom codziennie siedzieć w internecie, ja sama zresztą, czy to przez wakacje, czy to przez kilka miesięcy wcześniej, jakoś nie wchodziłam, bo... Sama już nie pamiętam, dlaczego, nie mam pojęcia co mnie zajęło bardziej niż horum, ale teraz znowu nie wyobrażam sobie życia bez niego, co chyba zresztą widać ;] No ale kompletna rezygnacja z tych swojego rodzaju przyjaźni, w dodatku bez słowa wytłumaczenia...? A przynajmniej ja nie zauważyłam, żeby ludzie coś takiego pisali. Każdego życie się zmienia, każdy ma raczej jeszcze jakieś życie prywatne, każdy jakąś szkołę czy pracę, ale jak widać na przykładzie tych nielicznych regularnie pojawiających się osób, można to ze sobą pogodzić. Nie trzeba rezygnować z czegokolwiek.

Chociaż... może jest coś, czego nie zrozumiem, a przynajmniej nie teraz, nie wiem. Wciąż się nad tym zastanawiam.

Richie napisał:
who cares? I mean, czemu my mamy trzymać języki za zębami i palce na wodzy, skoro innym zdarza się pojeździć po Hilsonie i Hilsonkach? W granicach przyzwoitości wolność słowa jest dopuszczalna, a kto tutaj przychodzi, ten sam sobie szkodzi


Masz rację, a ja sama to samo myślę, ale mam cholerne wyrzuty sumienia dotyczące każdego aspektu mojego egoizmu, mojej złośliwości i mojego lenistwa. I w sumie tym wyrzutom zawdzięczam tylko możliwość odezwania się do nielicznych osób w szkole, czy jeszcze mniej licznych poza nią, tak samo jak jeszcze normalne życie z rodzicami. Jeszcze. Wiek 17 lat to jeszcze za mało, żeby się zacząć wykłócać o te ważniejsze rzeczy, jak dla przykładu moja orientacja -.- Chociaż, to nie powinien być nawet powód do kłótni, no ale z Twoich wcześniejszych wypowiedzi wynika jasno, że sama coś o tym wiesz, jak to jest ze starowiecznymi rodzicami o starowiecznych poglądach na pewne aspekty życia.

Richie napisał:
awwwwwww podoba mi się Twoja wyobraźnia


*rumieni się* khem, no bo serial to tylko serial, czymże jest jego fabuła w porównaniu do wyobraźni fanów, która jest niczym nieograniczona? Zresztą sam serial coraz mnie mnie interesuje, muszę z przykrością przyznać. 7 sezon zaczęłam oglądać, ostatecznie pewnie obejrzę go w całości, ale coraz nowsze odcinki nie robią na mnie żadnego wrażenia. My, jako fani, mamy już podstawę odnośnie bohaterów, a jesteśmy chyba na tyle samodzielni, żeby stworzyć własną House'ową rzeczywistość, bez względu na radosną twórczość producentów serialu. Dlaczego mamy być zależni od kilku ludzi i dlaczego to oni mają narzucać nam wygląd House'owego świata? Oni nie są bogami, tylko dostali kasę i aktorów, no i co z tego? W końcu my i tak lepiej wiemy, czego chcemy, a że ani kasy, ani aktorów nie mamy, zostaje nam kartka papieru i długopis, i musi nam wystarczyć.

Przez te sesje miałam na myśli widownię na galerii, a chłopaków na sali operacyjnej, no i... khem. you know Me sorry, musiałam to napisać i ulżyć swojej wyobraźni ;D

Richie napisał:
Szkoda, że mam taką awersję do Holmesa, bo bym poczytała. Nie wiem czemu, ale wprost nie trawię kolesia


I z jednej strony chwała Ci za to. Holmes znowu staje się za bardzo sławny, za dużo osób go uwielbia, a ja jestem jedną z nich. Z drugiej strony on jest całkiem podobny do House'a, tylko jeszcze gorszy. Kompletny socjopata. I nie do końca daje się go tak naprawdę wrobić w jakikolwiek związek, przynajmniej nie w książkach, bo seriale - znowu - to radosna twórczość producentów oparta na tych książkach, ale nic więcej.

...chociaż ja mam wciąż nadzieję, że sir Doyle chciał Holmesa i Watsona związać mocniej, tylko nie mógł w tamtych czasach

No, nieważne

Richie napisał:
IMO ci ludzie gdzieś się po necie pałętają, tylko na fiki Hilsonowe nie mają weny. Kiedyś pojawiało się po kilka nowości dziennie, a teraz i tylko coraz więcej fików zostaje porzuconych


Być może się pałętają. Ja osobiście tego nie odczuwam, ale za mało stron przeglądać, żeby mieć jakiś większy wgląd w jakiekolwiek statystyki.

Może nie pamiętam po kilka nowości dziennie, ale pamiętam, że jeszcze do niedawna ruch był spory, czasami nawet nie do ogarnięcia, a teraz byłabym w stanie przeczytać wszystkie hilsonowe fiki, do tego komentarze i jeszcze ogarniać inne tematy na horum...

Beznadzieja.

Rozpisałam się, przepraszam! ;D

I znowu - dziękować za dyskusję, bo jeszcze może czasami poza hilsonowym offtopem nigdzie indziej nie można na nią liczyć


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 3:46, 01 Lis 2010    Temat postu:

Pino napisał:
Zdecydowanie najbardziej szalony, najśmieszniejszy moment... Nie wiem jakim cudem Wilson przyjął to tak spokojnie xD
Wilson po prostu już się przyzwyczaił do dziwactw House'a Aczkolwiek gdyby House pojawił się nagle w kitlu, a wcześniej zapukał, to Jimmy mógłby dostać zawału

Pino napisał:
O dziwo, o tego momentu tekst podoba mi coraz mniej. Początek, kiedy bezwstydnie flirtowali, ale nic jeszcze nie było przesądzone, podobał mi się o wiele bardziej.
Może to wina sposobu, w jaki ten kiss został napisany? Bo tłumaczyło mi się to koszmarnie i też średnio mi się podobało - najbardziej dlatego, że o ile sposobów na flirtowanie jest bez liku, to finał w postaci kissa jest przewidywalny do bólu i mi się... znudził

Pino napisał:
On wręcz idealnie nadaje się do nakrywania chłopców w trakcie zachowań nieobyczajnych ;D
"zachowania nieobyczajne"... Prawie słyszę, jak House wypowiada te słowa karcącym tonem do Wilsona

Pino napisał:
Btw. To cudownie, kiedy idole twojego dzieciństwa wychodzą z szafy xD

ech, ta moja skleroza - bo chciałam to wcześniej wrzucić:
([link widoczny dla zalogowanych])

Dzięki

***

Munio napisał:
ugh, nie rozmawiajmy o tym, naprawdę, mam taki żal do tych osób, że po prostu szkoda gadać.



Munio napisał:
No ale kompletna rezygnacja z tych swojego rodzaju przyjaźni, w dodatku bez słowa wytłumaczenia...?
kiedyś też tego kompletnie nie rozumiałam, póki nie doświadczyłam tego na sobie - ponad rok temu nagle przestałam się odzywać do jednej Hilsonki z Niemiec i chociaż pół roku temu naskrobałam do niej maila z wyjaśnieniami, to jakoś nie mam motywacji, żeby go wysłać, nawet mimo tego, że nie ma dnia, żeby nie zjadały mnie wyrzuty sumienia z tego powodu Dni (noce ) są po prostu za krótkie, żeby wszystko ogarnąć...

Munio napisał:
Chociaż, to nie powinien być nawet powód do kłótni, no ale z Twoich wcześniejszych wypowiedzi wynika jasno, że sama coś o tym wiesz, jak to jest ze starowiecznymi rodzicami o starowiecznych poglądach na pewne aspekty życia.
hmm... czy dobrze rozumiem, że Twoi rodzice też należą do tych "beznadziejnych przypadków"? Jeśli tak, to szczerze współczuję Chyba nie ma gorszego nieszczęścia, niż zrządzeniem losu urodzić się dzieckiem nieodpowiednich rodziców

Munio napisał:
no bo serial to tylko serial, czymże jest jego fabuła w porównaniu do wyobraźni fanów, która jest niczym nieograniczona?
fabuły serialu właściwie też nic nie ogranicza - poza asekuranctwem twórców (bo jeżeli stacja telewizyjna nie chce czegoś wyemitować, to zawsze są inne stacje, które puszczą wszystko )

Munio napisał:
Zresztą sam serial coraz mnie mnie interesuje, muszę z przykrością przyznać. 7 sezon zaczęłam oglądać, ostatecznie pewnie obejrzę go w całości, ale coraz nowsze odcinki nie robią na mnie żadnego wrażenia.
Na mnie już 6. sezon nie robił wrażenia, a i 5. (od 5x06) nie bardzo Postacie i relacje między nimi zostały zmienione tak bardzo od tamtego momentu, że tylko nazwiska i wygląd mają wspólne z bohaterami pierwszych sezonów Sam Hilson wcześniej i teraz to jak dzień i noc, i mój mały móżdżek nie ogarnia możliwości, żeby tak mógł się zmienić związek dwójki przyjaciół, który mimo różnych okoliczności przez lata pozostawał taki sam...

Munio napisał:
Przez te sesje miałam na myśli widownię na galerii, a chłopaków na sali operacyjnej, no i... khem. you know Me sorry, musiałam to napisać i ulżyć swojej wyobraźni ;D
Domyśliłam się, co miałaś na myśli Chociaż akurat ta część pomysłu nie budzi mojego wielkiego entuzjazmu - niech się chłopaki relaksują na osobności, a nie żeby zabawiać personel szpitala

Munio napisał:
Holmes znowu staje się za bardzo sławny, za dużo osób go uwielbia, a ja jestem jedną z nich. Z drugiej strony on jest całkiem podobny do House'a, tylko jeszcze gorszy. Kompletny socjopata.
Heh, najpierw wzorowali House'a na Holmesie, a teraz Holmesa na House'ie... Zaczynam tęsknić za czasami, kiedy twórcy filmów i seriali sami wpadali na oryginalne pomysły, które odnosiły sukcesy, bo teraz gdzie nie spojrzeć, to gołym okiem widać powtarzające się schematy, zmienione tylko na tyle, żeby nikt nie został posądzony o plagiat

Munio napisał:
...chociaż ja mam wciąż nadzieję, że sir Doyle chciał Holmesa i Watsona związać mocniej, tylko nie mógł w tamtych czasach
rzuciłam okiem na góógle z ciekawości Well... bez względu na to, co chciał czy nie chciał zrobić sir Doyle, to "tamte" czasy aż tak bardzo nie różnią się od "tych" czasów, skoro komentarz RDJ na temat Holmesa-geja wzbudził takie kontrowersje

Munio napisał:
teraz byłabym w stanie przeczytać wszystkie hilsonowe fiki, do tego komentarze i jeszcze ogarniać inne tematy na horum...

Beznadzieja.

Ale jakaś część mnie się z tego samolubnie cieszy, bo jak przestanę mieć tyle czasu dla Horum, to nie będzie mi aż tak bardzo żal.

Munio napisał:
Rozpisałam się, przepraszam! ;D
nic nie szkodzi Zawsze do usług


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Sob 4:18, 06 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Muniashek
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a stąd <-
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:33, 01 Lis 2010    Temat postu:

Richie napisał:
kiedyś też tego kompletnie nie rozumiałam, póki nie doświadczyłam tego na sobie - ponad rok temu nagle przestałam się odzywać do jednej Hilsonki z Niemiec i chociaż pół roku temu naskrobałam do niej maila z wyjaśnieniami, to jakoś nie mam motywacji, żeby go wysłać, nawet mimo tego, że nie ma dnia, żeby nie zjadały mnie wyrzuty sumienia z tego powodu Dni (noce ) są po prostu za krótkie, żeby wszystko ogarnąć...


*tuli*
Wiesz, wg mnie powinnaś wysłać go chociażby dla uspokojenia sumienia i dla niej. To nie jest tak, że nie rozumiem, jeśli ktoś ma powód, żeby przestać się odzywać. Z jednej strony sama też doświadczyłam zaprzestania wizyt na horum bez powodu. Wiesz, gdyby mnie ktoś spytał, to nie mam pojęcia, czemu tak się stało. Nie pamiętam nawet, co mnie odciągnęło od horum. Em, nie. Nie dam rady sobie przypomnieć. Nabyłam wprawy w zapominaniu złych wspomnień.

Teraz, po wakacjach, wróciłam i nie potrafię sobie wyobrazić tygodnia bez horum. Dnia nie, bo postanowiłam uczyć się więcej, ale tygodnia - ugh, nie do zniesienia. I, owszem, nie rozumiem siebie wtedy, gdy zarzuciłam horum, ale w końcu here i am, wróciłam. Nie rozumiem, jak można w ogóle nie wrócić.

Jeśli mogę się wypowiedzieć, to tak, myślę że powinnaś do niej napisać i tak. Rozumiem brak motywacji, ale wierz mi, z czasem przyjdzie A zawsze lepiej żałować, że się coś zrobiło, niż że się tego nie zrobiło.

Richie napisał:
hmm... czy dobrze rozumiem, że Twoi rodzice też należą do tych "beznadziejnych przypadków"? Jeśli tak, to szczerze współczuję Chyba nie ma gorszego nieszczęścia, niż zrządzeniem losu urodzić się dzieckiem nieodpowiednich rodziców


Szczerze Ci powiem, że nie wiem, jak z tatą. Nigdy się nie wypowiedział na głos na temat homoseksualistów, chyba że ja nie pamiętam tego. Za to przez mamę musiałam rzucić pewną naprawdę świetną dziewczynę, a tym samym zranić i ją, i siebie. Związek poszedł się pierdolić, ale co ważniejsze, przyjaźń też, bo mama nie zniosłaby przecież myśli o tym, że się z nią przyjaźnię. Tata o tym chyba nie wie do dziś, chociaż minęło 11 miesięcy, od kiedy mój humor się paskudnie spieprzył. Wiesz, nie chodzi już o sam związek, ale to była najlepsza przyjaźń mojego życia, i to w dosyć ciężkim, ale i najlepszym zarazem momencie życia człowieka - pójście do liceum. I liceum zaczęłam naprawdę przyjemnie, chciało mi się tam chodzić. A od stycznia już tylko się staczam.

Więc nawet, jeśli nie wcześniej, to teraz moi rodzice już dla mnie należą do beznadziejnych przypadków.

Richie napisał:
fabuły serialu właściwie też nic nie ogranicza - poza asekuranctwem twórców (bo jeżeli stacja telewizyjna nie chce czegoś wyemitować, to zawsze są inne stacje, które puszczą wszystko )


No taaaak, ale you know what i mean - właściwie dlaczego mamy być od tak zaślepionych twórców House jest ich, ale wyobraźnia nasza - więc dlaczego nie możemy z niej korzystać z pożytkiem dla nas (i dosyć często nie tylko ;D) zamiast wiecznej irytacji z powodu kolejnych dziwnych wyskoków twórców^^

Richie napisał:
Na mnie już 6. sezon nie robił wrażenia, a i 5. (od 5x06) nie bardzo Postacie i relacje między nimi zostały zmienione tak bardzo od tamtego momentu, że tylko nazwiska i wygląd mają wspólne z bohaterami pierwszych sezonów Sam Hilson wcześniej i teraz to jak dzień i noc, i mój mały móżdżek nie ogarnia możliwości, żeby tak mógł się zmienić związek dwójki przyjaciół, który mimo różnych okoliczności przez lata pozostawał taki sam...


Mniej więcej to miałam na myśli pisząc o nowych odcinkach. Właściwie pierwsze trzy sezony są ok. Czwarty rozumiem ze względu na te strajki, ale piątego i wzwyż już też nie ogarniam.

Ważne, że w naszych głowach ten związek wygląda, jak wygląda...

Richie napisał:
Domyśliłam się, co miałaś na myśli Chociaż akurat ta część pomysłu nie budzi mojego wielkiego entuzjazmu - niech się chłopaki relaksują na osobności, a nie żeby zabawiać personel szpitala


Domyśliłam się, że się domyśliłaś ;D A co do pomysłu - wiesz, oni niekoniecznie muszą wiedzieć, że personel tam się znajduje ;] Co Ty, nie chcę z chłopaków wystawiać jak zwierzęta w zoo, żeby tylko publiczność mogła się zabawić. Takie ich prywatne-publiczne sesje...^^

OK, chyba zaczęłam się plątać

Richie napisał:
Heh, najpierw wzorowali House'a na Holmesie, a teraz Holmesa na House'ie... Zaczynam tęsknić za czasami, kiedy twórcy filmów i seriali sami wpadali na oryginalne pomysły, które odnosiły sukcesy, bo teraz gdzie nie spojrzeć, to gołym okiem widać powtarzające się schematy, zmienione tylko na tyle, żeby nikt nie został posądzony o plagiat


Hm, nawet w sumie nie wiem, czy tego nowego Holmesa wzorują na Housie. Chyba jednak raczej nie, bo w zasadzie poza samymi postaciami nie widzę żadnego podobieństwa. I mean, w gruncie rzeczy może House był tworzony na podstawie Holmesa, ale... Jest od niego zupełnie inny. Nie chciałam tak zabrzmieć, jak zabrzmiałam ;D

Ok, teraz trochę mieszam. Ogólnie Holmes jest podobny do House'a, w końcu nasz diagnosta wzorowany był na książkach sir Doyle'a. Ale jeżeli zamierzeniem twórców House'a było stworzenie Holmesa medycyny, to nawet to artystycznie spieprzyli. Przynajmniej jak dla mnie. Pierwsze, co mi się nasuwa na myśl, to to, że Holmes jest kompletnie aseksualny. O książkowym teraz mówię. Była jedna kobieta, którą Holmes nazywał "tą kobietą" ("the woman" w oryginale), ale z pewnością się on w niej w żadnym wypadku nie zakochał. Pod tym względem on nie był nawet człowiekiem, bo chyba najbliższą namiastką uczuć było to, co czuł do Watsona, ale kryło się w nim to tak głęboko, o ile w ogóle istniało, że nie można tu o tych uczuciach mówić. Myślę, że po części Holmes po prostu nauczył się, jak powinien się odzywać.

I widzisz, tu jest zasadnicza różnica pomiędzy panami - House, chociaż twórcy chyba bardzo tego nie chcieli, czuje. I to prawdziwe uczucia. Ma wyrzuty sumienia, co oznacza, że jest naprawdę człowiekiem. Holmes takowych nie miał, chyba. Wiesz, z jednej strony może po prostu ja to tak sobie wyobrażam, ale w sumie to moja interpretacja i tak, więc nieważne ;D

W sumie zaczynam się rozpisywać, a nawet nie wiem, czy tak naprawdę Cię to interesuje Mam skłonność do zatruwania innych swoimi długimi wykładami pomimo widocznego niezainteresowania

Richie napisał:
rzuciłam okiem na góógle z ciekawości Well... bez względu na to, co chciał czy nie chciał zrobić sir Doyle, to "tamte" czasy aż tak bardzo nie różnią się od "tych" czasów, skoro komentarz RDJ na temat Holmesa-geja wzbudził takie kontrowersje


Bo zatwardziali fani książek są zdania, że skoro sir Doyle nie wspomniał wyraźnie o pogłębianiu się przyjaźni między chłopakami, to nie ma powodu, żeby o tym myśleć. Ta sama sytuacja, co z hilsonem.

Richie napisał:
Ale jakaś część mnie się z tego samolubnie cieszy, bo jak przestanę mieć tyle czasu dla Horum, to nie będzie mi aż tak bardzo żal.


I tu Ci przyznam rację. To znaczy, żal mi pozostanie, ale z powodu tych pustek, które do tego doprowadziły.

Richie napisał:
nic nie szkodzi Zawsze do usług


haah, a ja się znowu rozpisałam ;D Mam do tego też skłonności, jak widać^^



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 8:39, 02 Lis 2010    Temat postu:

Munio napisał:
Nie rozumiem, jak można w ogóle nie wrócić.
cóż, ja trochę rozumiem... a przynajmniej wiem, na jakim mechanizmie to polega (ech, ta moja psychologia ) Przestajesz coś robić, bo w danej chwili masz na głowie coś ważniejszego, potem pojawiają się inne ważne sprawy, mija coraz więcej czasu, a ty ciągle sobie powtarzasz, że jutro/za tydzień/do końca miesiąca wrócisz do swojego hobby, aż dochodzisz do momentu, kiedy stwierdzasz, że nic cię już do tego hobby nie ciągnie, bo masz inne ciekawsze zajęcia. A czasami gdzieś w międzyczasie może nawet starasz się wrócić, ale czujesz, że to już nie to samo...
Poza tym jeśli chodzi o Horum, to zepsucie się serialu też nie jest bez znaczenia. Ludzie stracili serce do tego, albo nie chcą się dołować, tylko zachować dobre wspomnienia. Nawet GeeLady (autorka OSCA ) napisała mi niedawno, że kompletnie straciła wenę do pisania Hilsona

Munio napisał:
Jeśli mogę się wypowiedzieć, to tak, myślę że powinnaś do niej napisać i tak. Rozumiem brak motywacji, ale wierz mi, z czasem przyjdzie
To ja poczekam, aż przyjdzie... Zresztą, wysłanie maila to nie problem - po prostu chciałabym, żeby na tym jednym mailu się nie skończyło, a jakoś nie mam weny i czasu na pisanie ambitnych komentów po angielsku (po polsku w sumie też...)

Munio napisał:
Więc nawet, jeśli nie wcześniej, to teraz moi rodzice już dla mnie należą do beznadziejnych przypadków.
przykro mi z powodu Twojej historii
Naprawdę, nigdy nie zrozumiem i nie zaakceptuję tego, że rodzice wtrącają się w to, z kim przyjaźnią się czy spotykają ich dzieci (tzn, jeśli nie wiąże się to z patologią). W moim przypadku szczęściem w nieszczęściu - czyli uboczną korzyścią tego, że moja matka ma mnie gdzieś - jest to, że zawsze mogłam decydować sama o sobie, a nawet jeśli moja matka była przeciwna czemuś, to i tak stawiałam na swoim.
A o homofobii mojej matki dowiedziałam się dobitnie w momencie, kiedy przyszłam do domu w koszulce z obrazkiem Hilsonowego kissa, then again - ani mnie ziębi ani grzeje jej zdanie, bo wiem, że go nie zmienię. Tobie takiej metody sprawdzania reakcji nie polecam, ale może gdybyś niby przypadkiem posadziła ojca przed tv, kiedy poleci jakiś sugestywny program... Zawsze to jakaś metoda badania opinii...
W każdym razie trzymam kciuki, żebyś się nie załamywała i walczyła o swoje na ile możesz

Munio napisał:
Ważne, że w naszych głowach ten związek wygląda, jak wygląda...
O tak Hilsona w serialu traktuję na poważnie tylko do 5x04/5, a potem po prostu nie kupuję tego, co zrobili chłopakom i nie przyjmuję do wiadomości gadania, że "Wilson tak naprawdę od zawsze był wrednym i samolubnym dupkiem, czego dowodem jest jego zachowanie w 6. sezonie". Nie, to wszystko to już jakiś inny Hilson, albo - jak w "Kontrakcie" - jakiś zły człowiek ( ) zmusza Wilsona, żeby zachowywał się tak nieczule.

Munio napisał:
wiesz, oni niekoniecznie muszą wiedzieć, że personel tam się znajduje ;]
nooo... to jest zueeee

Munio napisał:
I widzisz, tu jest zasadnicza różnica pomiędzy panami - House, chociaż twórcy chyba bardzo tego nie chcieli, czuje. I to prawdziwe uczucia. Ma wyrzuty sumienia, co oznacza, że jest naprawdę człowiekiem. Holmes takowych nie miał, chyba. Wiesz, z jednej strony może po prostu ja to tak sobie wyobrażam, ale w sumie to moja interpretacja i tak, więc nieważne ;D

W sumie zaczynam się rozpisywać, a nawet nie wiem, czy tak naprawdę Cię to interesuje Mam skłonność do zatruwania innych swoimi długimi wykładami pomimo widocznego niezainteresowania
Ależ rozpisuj się, jeśli chcesz, bo w temacie Holmesa jestem kompletnym laikiem (przeczytałam tylko "psa baskerville'ów" kiedy miałam z 9 lat ), a lubię się dowiadywać nowych rzeczy (i może - może - kiedyś się skuszę na poczytanie książek Doyle'a).
Uhm, tego wszystkiego o aseksualności i a-emocjonalności książkowego Holmesa nie wiedziałam. Trochę trudno mi wyobrazić sobie istnienie takiego człowieka, ale z drugiej strony stworzenie takiej postaci mogło być ciekawym eksperymentem. Jeżeli twórcy House'a też chcieli to skopiować, to do pewnego momentu im się to udawało - przecież poznajemy House'a jako nieczułego drania, który w kobietach widzi tylko ich powierzchowność i nie pali się do związków. Tyle że łatwiej coś napisać, niż pokazać - to raz, dwa, że lekarz bez uczuć jest mniej prawdopodobny, niż pozbawiony uczuć detektyw, a trzy że romanse głównego bohatera są pożywką dla widzów
Cóż, póki nie zrobili z House'a ciepłej kluchy i pantoflarza, to mógł sobie być Holmesem medycyny - tak bliskim oryginału, jak tylko się dało. Pomysł był dobry i szkoda, że go spieprzono, ale trzeba się cieszyć tym, co było

Munio napisał:
Bo zatwardziali fani książek są zdania, że skoro sir Doyle nie wspomniał wyraźnie o pogłębianiu się przyjaźni między chłopakami, to nie ma powodu, żeby o tym myśleć. Ta sama sytuacja, co z hilsonem.
Grrr... niecierpię zatwardziałych konserwatystów, którzy są zbyt leniwi, żeby ruszyć mózgownicami i stać ich jedynie na bezkrytyczne przyjmowanie tego, co zostanie im podane na tacy, bez względu na to, jak głupie by to nie było Ktoś na Horum w komencie pod 6x22 napisał, że nie mamy prawa mówić, że coś jest nieHouse'owe, bo wszystko, co robi House siłą rzeczy House'owe musi być

Munio napisał:
haah, a ja się znowu rozpisałam ;D Mam do tego też skłonności, jak widać^^
tjaaa... ja najwyraźniej też



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Muniashek
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a stąd <-
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 11:14, 03 Lis 2010    Temat postu:

Cytat:
cóż, ja trochę rozumiem... a przynajmniej wiem, na jakim mechanizmie to polega (ech, ta moja psychologia ) Przestajesz coś robić, bo w danej chwili masz na głowie coś ważniejszego, potem pojawiają się inne ważne sprawy, mija coraz więcej czasu, a ty ciągle sobie powtarzasz, że jutro/za tydzień/do końca miesiąca wrócisz do swojego hobby, aż dochodzisz do momentu, kiedy stwierdzasz, że nic cię już do tego hobby nie ciągnie, bo masz inne ciekawsze zajęcia. A czasami gdzieś w międzyczasie może nawet starasz się wrócić, ale czujesz, że to już nie to samo...


Hm, no tak, masz rację. Głupi Muniashek sam tak robił wiele razy, ale w ogóle o tym nie pomyślał. ;D

To jest beznadziejne, i mean, nasze myślenie, wiesz o co chodzi.

Cytat:
Poza tym jeśli chodzi o Horum, to zepsucie się serialu też nie jest bez znaczenia. Ludzie stracili serce do tego, albo nie chcą się dołować, tylko zachować dobre wspomnienia. Nawet GeeLady (autorka OSCA ) napisała mi niedawno, że kompletnie straciła wenę do pisania Hilsona


No i tutaj muszę się pod tym podpisać. Też ostatnio w ogóle nie piszę nic z House'a poza jedną mini-miniaturką Hilsonową i tym fikiem h/h. Nic poza tym. Wiesz, jak nowe odcinki wychodziły, były jeszcze chociażby w małej części hilsonowe, to aż się chciało pisać, dopisywać różne zakończenia, pokazywać, że hilson wciąż żyje nawet w serialu...! A teraz artystycznie to skopali, że nawet pisać się nie chce.

Cytat:
To ja poczekam, aż przyjdzie... Zresztą, wysłanie maila to nie problem - po prostu chciałabym, żeby na tym jednym mailu się nie skończyło, a jakoś nie mam weny i czasu na pisanie ambitnych komentów po angielsku (po polsku w sumie też...)


Aaa, chyba że tak. No to rozumiem, ofkorz. Poza tym, może wyglądam teraz jak rozpieszczona, nic-nierozumiejąca nastolatka, prawda jest taka, że doskonale wiem, dlaczego to wszystko się tak dzieje. Ludzie tracą zainteresowanie w wielu rzeczach, nudzą się, chcą czegoś nowego. Egoizm w nas siedzi, nie ma co ukrywać, a on jest powodem wszystkiego. Cóż, lajf iz brutal end ful of zasadzkas end samtajms kopas w s.

Cytat:
przykro mi z powodu Twojej historii


Dziękować Już przechodzę, powoooli, ale przechodzę nad tym do porządku dziennego.

Cytat:
Naprawdę, nigdy nie zrozumiem i nie zaakceptuję tego, że rodzice wtrącają się w to, z kim przyjaźnią się czy spotykają ich dzieci (tzn, jeśli nie wiąże się to z patologią).


Do stycznia też tego nie rozumiałam i nie akceptowałam. A potem zrozumiałam, że nie mam siły na to, żeby się postawić mamie, za mocno jestem przywiązana do rodziców, żeby móc ich olać. I chyba nigdy sobie tego nie wybaczę tego, co się stało wtedy, ale... Nie ma innego wyjścia. Teraz tym mocniej kłócę się z mamą, żeby nie dać jej wygrać w żadnym aspekcie mojego życia, które faktycznie jest moje, a nie jej. Człowiek uczy się na swoich błędach, a ja, cóż, musiałam akurat taki błąd popełnić, żeby zrozumieć, że rodzice za bardzo wtrącają się w moje życie.

Cytat:
Tobie takiej metody sprawdzania reakcji nie polecam, ale może gdybyś niby przypadkiem posadziła ojca przed tv, kiedy poleci jakiś sugestywny program...


Nieee, teraz już mi na tym aż tak nie zależy. Z tatą zaczęłam się lepiej dogadywać, bo kiedyś strasznie się go bałam i nie potrafiłam zupełnie z nim rozmawiać. Przez wakacje natomiast tydzień spędziłam z nim sama, bo mama nie chciała przyjechać. Pokłócili się, a ta ma zawsze jakieś ogromne fochy. No, nieważne. Ważne jest to, że siedziałam z nim przez tydzień, więc w gruncie rzeczy musieliśmy jakoś rozmawiać. No i ten tydzień zmienił wiele. Zresztą, może tata nawet nie docenia moich możliwości i nie wierzy we mnie, ale potrafi już do mnie się odnosić, jak do kogoś dorosłego, wiesz o co chodzi. Do tej pory traktował mnie jak dziecko, a teraz jest lepiej. Ja się lepiej czuję.

Chociaż nie zmieni to faktu, że oboje nie wierzą w to, że mogę dostać się na medycynę. Mam beznadziejne oceny, dobrze o tym wiem, ale z drugiej strony średnia 4,38 bodajże na koniec pierwszej klasy była drugą średnią w moim biol-chemie. Poza tym, teraz naprawdę się biorę za naukę, ich wątpliwości kopnęły mnie w moje cztery litery i spojrzałam na to z ich strony - no tak, z samymi trójkami nie jestem w stanie napisać matury z biol i chem na 180%. Ale biorę się, to dobry znak, bo naprawdę wierzę w to, że jeszcze wyjdę z tej szkoły z dobrą średnią i z odpowiednią maturą

Cytat:
W każdym razie trzymam kciuki, żebyś się nie załamywała i walczyła o swoje na ile możesz


Dziękuuuuję Walka o swoje będzie polegała, jak pisałam, na pokazaniu rodzicom, że nie jestem g warta, jak oni myślą, tylko że stać mnie na naprawdę dużo. No, ale przede wszystkim, to będzie walka o swoje marzenia, bo ogromnym marzeniem moim jest dostać się na medycynę A potem na specjalizację wyjechać do usa, bo polskie realia mi za grosz nie odpowiadają.

Cytat:
O tak Hilsona w serialu traktuję na poważnie tylko do 5x04/5, a potem po prostu nie kupuję tego, co zrobili chłopakom i nie przyjmuję do wiadomości gadania, że "Wilson tak naprawdę od zawsze był wrednym i samolubnym dupkiem, czego dowodem jest jego zachowanie w 6. sezonie". Nie, to wszystko to już jakiś inny Hilson, albo - jak w "Kontrakcie" - jakiś zły człowiek ( ) zmusza Wilsona, żeby zachowywał się tak nieczule.


Ja w sumie tak, jak Ty - do 5x04/5 oglądam z radością. Potem tylko coraz bardziej im się w głowach przewracało, a teraz zupełnie poważnie stwierdzam, że ktoś im zrobił pranie mózgu, o.

Cytat:
Ależ rozpisuj się, jeśli chcesz, bo w temacie Holmesa jestem kompletnym laikiem (przeczytałam tylko "psa baskerville'ów" kiedy miałam z 9 lat ), a lubię się dowiadywać nowych rzeczy (i może - może - kiedyś się skuszę na poczytanie książek Doyle'a).


*muniashkowy duch pisania podskoczył z radości* ;D

Cytat:
Uhm, tego wszystkiego o aseksualności i a-emocjonalności książkowego Holmesa nie wiedziałam. Trochę trudno mi wyobrazić sobie istnienie takiego człowieka, ale z drugiej strony stworzenie takiej postaci mogło być ciekawym eksperymentem. Jeżeli twórcy House'a też chcieli to skopiować, to do pewnego momentu im się to udawało - przecież poznajemy House'a jako nieczułego drania, który w kobietach widzi tylko ich powierzchowność i nie pali się do związków. Tyle że łatwiej coś napisać, niż pokazać - to raz, dwa, że lekarz bez uczuć jest mniej prawdopodobny, niż pozbawiony uczuć detektyw, a trzy że romanse głównego bohatera są pożywką dla widzów


Stworzenie takiego człowieka, jak się czyta książki, nie wydaje się być aż takie trudne. Mam na myśli, w tych historiach Holmes jest tak naturalny i prawdziwy, że można się spodziewać, że naprawdę istniał^^

Tak, House jest nieczułym draniem, który w kobietach widzi tylko powierzchowność, ale zamawia sobie prostytutki - Holmesa trudno jest wyobrazić sobie uprawiającego seks. I mean, jak dla kogo ;] On jest do tego stopnia fanatykiem zagadek, że nic innego go nie interesuje. A jak nie ma żadnej pod ręką, 'daje sobie w żyłę' kokainę, żeby oczyścić umysł. I potrafiłby zrobić wszystko, najbardziej głupią rzecz, żeby się tylko aż tak nie nudzić.

W zasadzie Holmes to taki mały freak jest. No, nie mały. Ogromny.

Ohgod, musze lecieć do szkoły, więc resztę dopiszę po powrocie ;D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 2:55, 04 Lis 2010    Temat postu:

Munio napisał:
To jest beznadziejne, i mean, nasze myślenie, wiesz o co chodzi.
tjaaa... Czasem chciałabym mieć taką determinację jak mój pies - przez ponad pół roku nie chodziłam z nim w pewne miejsce w parku, żeby zapomniał o swoim kamieniu do kopania, a jak w końcu go tam zabrałam, to się zachowywał, jakby się z tym kamieniem nigdy nie rozstawał

Munio napisał:
Wiesz, jak nowe odcinki wychodziły, były jeszcze chociażby w małej części hilsonowe, to aż się chciało pisać, dopisywać różne zakończenia, pokazywać, że hilson wciąż żyje nawet w serialu...!
o właśnie - kiedyś fiki post-epowe opierały się na rozwijaniu Hilsonowych wątków, a teraz panuje trend, że żeby dojść do Hilsona, to najpierw trzeba długo i dokładnie opisać, jak Cuddy pomiatała House'em, aż w końcu chłopak ma tego dosyć i z nią zrywa. Już mi się flaki przewracają od czytania po raz en-ty, że House wychodził z siebie, żeby Huddy się udało, ale Cuddy tego nie doceniała i traktowała go jak swojego lokaja

Munio napisał:
Poza tym, może wyglądam teraz jak rozpieszczona, nic-nierozumiejąca nastolatka
nieee, nie wyglądasz

Munio napisał:
nie mam siły na to, żeby się postawić mamie, za mocno jestem przywiązana do rodziców, żeby móc ich olać.
hmm, a więc to o przywiązanie chodzi w tym wszystkim... Bo ja przywiązanie na płaszczyźnie dziecko-rodzice znam tylko z teorii, więc pewnie dlatego jest mi łatwiej się stawiać. Ale czasami to mi tego przywiązania brakuje jak diabli Wszysko ma swoje zady i walety, jak to mówią.

Munio napisał:
Człowiek uczy się na swoich błędach, a ja, cóż, musiałam akurat taki błąd popełnić, żeby zrozumieć, że rodzice za bardzo wtrącają się w moje życie.
Przynajmniej doszłaś do tego wniosku teraz, a nie za dziesięć lat. Zawsze to jakaś pociecha

Munio napisał:
Z tatą zaczęłam się lepiej dogadywać, bo kiedyś strasznie się go bałam i nie potrafiłam zupełnie z nim rozmawiać. (...) Do tej pory traktował mnie jak dziecko, a teraz jest lepiej. Ja się lepiej czuję.
nareszcie coś pozytywnego skoro nie taki diabeł straszny, jak go malują, to może ostatecznie wszystko się jakoś ułoży

Munio napisał:
Chociaż nie zmieni to faktu, że oboje nie wierzą w to, że mogę dostać się na medycynę. Mam beznadziejne oceny, dobrze o tym wiem, ale z drugiej strony średnia 4,38 bodajże na koniec pierwszej klasy była drugą średnią w moim biol-chemie. Poza tym, teraz naprawdę się biorę za naukę, ich wątpliwości kopnęły mnie w moje cztery litery i spojrzałam na to z ich strony - no tak, z samymi trójkami nie jestem w stanie napisać matury z biol i chem na 180%. Ale biorę się, to dobry znak, bo naprawdę wierzę w to, że jeszcze wyjdę z tej szkoły z dobrą średnią i z odpowiednią maturą
we mnie też nikt nie wierzył, że się dostanę na psychologię (sama w to nie wierzyłam ), a jednak się udało. Wiesz, oceny w szkole nie zawsze muszą się przekładać na wynik z matury - szczególnie o ile program nauczania nie zmienił się jakoś radykalnie od moich czasów, bo sprawdziany, które ja pisałam z zadaniami maturalnymi miały niewiele wspólnego. Prawdę mówiąc, najwięcej miałam pożytku nie z samej nauki przedmiotów, co z rozwiązywania arkuszy maturalnych z OKE (czyli tych państwowych, a nie zbyle wydawnictwa) i zapoznawania się z kluczami odpowiedzi - dzięki temu nauczyłam się myśleć "pod klucz" (przydatne szczególnie na polskim ) Moja koleżanka chodziła do klasy humanistycznej i z przedmiotów ścisłych szło jej średnio, a na medycynę się dostała - najważniejsze to dążyć do celu i nie przejmować się bzdurami (ależ frazesami gadam )

Munio napisał:
No, ale przede wszystkim, to będzie walka o swoje marzenia, bo ogromnym marzeniem moim jest dostać się na medycynę A potem na specjalizację wyjechać do usa, bo polskie realia mi za grosz nie odpowiadają.
łał Ja to jestem zbyt ciapowata, żeby chcieć gdziekolwiek wyjechać. Tym bardziej Tobie życzę powodzenia w realizacji planów. (potem pewnie zostaniesz za oceanem, bo polskie realia sucks na każdym szczeblu rozwoju kariery )

Munio napisał:
*muniashkowy duch pisania podskoczył z radości* ;D


Munio napisał:
Mam na myśli, w tych historiach Holmes jest tak naturalny i prawdziwy, że można się spodziewać, że naprawdę istniał^^
a czy było gdzieś opisane, jak korzysta z toalety? Kurcze, to taki istotny element naturalności i prawdziwości, a najczęściej pomija się go milczeniem

Munio napisał:
On jest do tego stopnia fanatykiem zagadek, że nic innego go nie interesuje. A jak nie ma żadnej pod ręką, 'daje sobie w żyłę' kokainę, żeby oczyścić umysł.
Dla House'a prostytutki były bardziej stosowne, bo w końcu narkotyki są zóe IMO House korzystał z ich usług też głównie po to, żeby się rozerwać, a nie dla samego seksu. Srsly, muszę być naprawdę staromodną romantyczką, bo tak jak widzę House'a, to nie sądzę, żeby pociągał go seks bez miłości...

Munio napisał:
I potrafiłby zrobić wszystko, najbardziej głupią rzecz, żeby się tylko aż tak nie nudzić.
Cały House

Munio napisał:
Ohgod, musze lecieć do szkoły, więc resztę dopiszę po powrocie ;D
... i tak Munio zaginęła...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Muniashek
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a stąd <-
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 0:02, 06 Lis 2010    Temat postu:

cd przeogromnego komentarza ;D

Wracając do Holmesa jeszcze i jego aseksualności - no fakt jest faktem. Może i House też jest w pewnym stopniu aseksualny, ale ostatecznie ma swoje prostytutki. W tym względzie obaj są zupełnie od siebie różni i jest mi ciężko to wytłumaczyć, ale spróbuję^^

Przede wszystkim wydaje mi się, że House jest jakby... hm, cieplejszy. Tak to określę. No przede wszystkim chodzi o te uczucia - nie mam pojęcia, jak to wygląda u Holmesa. Holmes to detektyw, nikt więcej. Jest przyjacielem Watsona, ale z łatwością zanika między nimi bliski kontakt, gdy tylko Watson znajduje sobie żonę. Teraz, dla przykładu - Wilson. Chłopaki wciąż rozmawiają w pracy. Nie ma między nimi takiego oddalenia. Watson wyprowadził się z mieszkania, o ile dobrze pamiętam, z Holmesem ograniczali się ledwie do rzadkiej wymiany listów.

Chociaż z tymi uczuciami to nie do końca. Gdy w końcu Watson postanawia bez zapowiedzi odwiedzić Holmesa w Skandalu w Czechach, detektyw nalega, aby ten został przy kolejnej zagadce. To jest w zasadzie urocze. Pokuszę się nawet o fragment (w oryginale, bo akurat Skandalu... nie mam po polsku ;D):

" I think that I had better go, Holmes. "
" Not a bit, Doctor. Stay where you are. I am lost without my Boswell. "


Wcześniej Watson też pisze, że wg niego Holmes was glad to see me.

Hm, nie wiem, jak to określić, ale Holmes wydaje mi się jednak nieco twardszy (niee, ja wcale nie mam skojarzeń ;P) od House'a. Po spotkaniu z Holmesem mam wrażenie, że jest on surowy i bezwzględny i spotkania z innymi ludźmi wydają się być takie... zwyczajne. i nudne. nawet z Housem. You know, u Holmesa jeszcze dochodzi ten aspekt kryminalny, to nadaje całości tego czegoś.

Ok, wydaje mi się, że nadużywam kursywy ostatnio Nieważne

Nad Holmesem jeszcze muszę pomyśleć, szczerze mówiąc Bo to jest coś, co siedzi u mnie w głowie, teraz tylko potrzebuję ubrać to w słowa i, oczywiście, tu powstaje problem ;D

Richie napisał:
Grrr... niecierpię zatwardziałych konserwatystów, którzy są zbyt leniwi, żeby ruszyć mózgownicami i stać ich jedynie na bezkrytyczne przyjmowanie tego, co zostanie im podane na tacy, bez względu na to, jak głupie by to nie było


Well. To są ludzie, którzy właśnie poza serialem nie potrafią widzieć House'a nigdzie indziej, zwłaszcza w wyobraźni, a ja ludzi bez wyobraźni nie umiem jakoś szczególnie docenić. well.

Richie napisał:
Ktoś na Horum w komencie pod 6x22 napisał, że nie mamy prawa mówić, że coś jest nieHouse'owe, bo wszystko, co robi House siłą rzeczy House'owe musi być


House w serialu dawno przestał być House'owy z początków. House'owego House'a wszyscy znają, i nawet jakby było go mało w serialu, znaliby go wszyscy i tak. A jeśli ktoś tego nie zauważa...

Richie napisał:
o właśnie - kiedyś fiki post-epowe opierały się na rozwijaniu Hilsonowych wątków, a teraz panuje trend, że żeby dojść do Hilsona, to najpierw trzeba długo i dokładnie opisać, jak Cuddy pomiatała House'em, aż w końcu chłopak ma tego dosyć i z nią zrywa. Już mi się flaki przewracają od czytania po raz en-ty, że House wychodził z siebie, żeby Huddy się udało, ale Cuddy tego nie doceniała i traktowała go jak swojego lokaja


Bo z Cuddy trzeba zrobić jędzę ;]

A na poważnie, to to jest po prostu wykorzystywanie Cuddy, bez sensu. O ile dobrze zrozumiałam (bo sama za dużo jednak fików ostatnio nie czytam), to przez pół HILSONOWEGO fika pisze się o Cuddy?

no. bo nasza pani administrator rocks, i w ogóle. no wiesz, ma dziecko, którego nie ma, miała detektywa, a teraz lekarza. idealna.

Richie napisał:
nieee, nie wyglądasz


*odgłos spadającego na podłogę kamienia z serca*

Richie napisał:
hmm, a więc to o przywiązanie chodzi w tym wszystkim... Bo ja przywiązanie na płaszczyźnie dziecko-rodzice znam tylko z teorii, więc pewnie dlatego jest mi łatwiej się stawiać. Ale czasami to mi tego przywiązania brakuje jak diabli Wszysko ma swoje zady i walety, jak to mówią.


*tuli really mocno*

Przywiązanie albo też wrodzony szacunek do rodziców. Ok, nie do końca wrodzony. Do dzisiaj jestem ganiona na nie respektowanie ich, ale oni mogą mi w mojej wypowiedzi przerywać.

Jeszcze lepiej - strach. Oni mnie tak wychowali, że się ich boję.

Richie napisał:
Przynajmniej doszłaś do tego wniosku teraz, a nie za dziesięć lat. Zawsze to jakaś pociecha


To jest ogromna pociecha, jak by na to nie spojrzeć. W końcu jestem mądrzejsza o to już teraz, w przyszłości będę mogła to zmienić może. Może.

Richie napisał:
nareszcie coś pozytywnego skoro nie taki diabeł straszny, jak go malują, to może ostatecznie wszystko się jakoś ułoży


Oby, oby. Tata mnie wciąż mocno irytuje. I często. Bo jest cholerykiem, a ja po nim. Hm, chyba nie muszę więcej tłumaczyć

Ale właśnie poza tym czuję się lepiej, bo w końcu, w końcu nie jestem dzieckiem w tym domu.

Richie napisał:
we mnie też nikt nie wierzył, że się dostanę na psychologię (sama w to nie wierzyłam ), a jednak się udało. Wiesz, oceny w szkole nie zawsze muszą się przekładać na wynik z matury - szczególnie o ile program nauczania nie zmienił się jakoś radykalnie od moich czasów, bo sprawdziany, które ja pisałam z zadaniami maturalnymi miały niewiele wspólnego. Prawdę mówiąc, najwięcej miałam pożytku nie z samej nauki przedmiotów, co z rozwiązywania arkuszy maturalnych z OKE (czyli tych państwowych, a nie zbyle wydawnictwa) i zapoznawania się z kluczami odpowiedzi - dzięki temu nauczyłam się myśleć "pod klucz" (przydatne szczególnie na polskim ) Moja koleżanka chodziła do klasy humanistycznej i z przedmiotów ścisłych szło jej średnio, a na medycynę się dostała - najważniejsze to dążyć do celu i nie przejmować się bzdurami (ależ frazesami gadam )


Właściwie ja też nie do końca wierzę. Wiem, że jest ciężko. Ale i tak będę właśnie dążyć do tego, bo chcę się tam dostać. Nie wierzę, ale chcę to zrobić Jakkolwiek by to nie brzmiało ;]

Za arkusze muszę się wziąć, bo faktycznie z myśleniem "pod klucz" jest u mnie ciężko, za bardzo komplikuję wszystko... ;D

Richie napisał:
łał Ja to jestem zbyt ciapowata, żeby chcieć gdziekolwiek wyjechać. Tym bardziej Tobie życzę powodzenia w realizacji planów. (potem pewnie zostaniesz za oceanem, bo polskie realia sucks na każdym szczeblu rozwoju kariery )


Nie ma co 'łałować'. I mean, marzę o tym, żeby faktycznie w usa leczyć, ale wydaje mi się to tak abstrakcyjnym marzeniem, że na poważnie sobie tego jeszcze nie wyobrażam I, wiesz, też jestem ciapowata, ale postanowiłam akurat to w sobie zmienić i ogólnie udowodnić sobie i innym, że jestem czegoś warta

I, em, dziękuję Wierzę, że mi się uda

Richie napisał:


*padła* mój muniasheeeeeeek!

Richie napisał:
a czy było gdzieś opisane, jak korzysta z toalety? Kurcze, to taki istotny element naturalności i prawdziwości, a najczęściej pomija się go milczeniem


Ja zawszezawszezawsze zastanawiam się nad tym akurat elementem I jeszcze nad kąpielą, to w końcu też ludzkie. I to jest dziwne, że tak mało ludzi o tym pisze

Chociaż, z drugiej strony, to jest właśnie tak ludzkie, a w dodatku intymne, że właśnie dlatego tych czynności nie opisują/pokazują. W Holmesie też nie spotkałam się jeszcze z opisem korzystania z toalety przez niego

Hm, a zastanawiałam się do tej pory, czy to ze mną jest coś nie tak, skoro wciąż próbuję wyobrazić sobie daną postać w ubikacji/wannie.

Richie napisał:
Dla House'a prostytutki były bardziej stosowne, bo w końcu narkotyki są zóe IMO House korzystał z ich usług też głównie po to, żeby się rozerwać, a nie dla samego seksu. Srsly, muszę być naprawdę staromodną romantyczką, bo tak jak widzę House'a, to nie sądzę, żeby pociągał go seks bez miłości...


Nowoczesny BBC'owski Holmes nawet nie pali, ale używa plastrów nikotynowych
Ale wiesz co, mnie w zasadzie raziłoby, gdyby Holmes miał brać prostytutki. Do House'a to pasuje, House to House, ale Holmes jest właśnie kompletnie aseksualny, a prostytutki...? Nie. Nigdy u Holmesa. Nie wydaje mi się.

Richie napisał:
Cały House


ojtamzaraz...

Richie napisał:
... i tak Munio zaginęła...


...i wróciłaaaa! Przepraszam, wtedy naprawdę musiałam lecieć do szkoły, a że to była środa, mam basen co środę, potem był czwartek i miałam lektoraty z rosyjskiego i dojdą mi jeszcze wykłady o Rosji, to raczej już komputer będę może uruchamiać w poniedziałki. Reszta dni będzie bezkomputerowa, od środy właśnie też nie mogłam odpisać przez kompletny brak czasu.

A teraz Munio ginie spać. Umieram po całym tygodniu, ostatnie dwie noce to może w sumie 8 - 10 h spałam, co dla mnie jest udręką, bo ja uwielbiam spać^^



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 6:13, 06 Lis 2010    Temat postu:

well... szkoda, że nie można przepytać Doyle'a, "co autor miał na myśli?" względem Holmesa Czy rzeczywiście celowo pozbawił go uczuciowości, czy tylko przypadkiem umknęło mu to przy pisaniu (w sumie gdyby z epa House'a wyciąć tylko kawałki związane z pacjentem i medycyną, to też nie byłoby tam zbyt wielu uczuć - szczególnie w początkowych epach )?
Na mój gust to ten cytat ze "Skandalu" jest nawet bardziej bezpośredni i ludzki, niż większość poczynań House'a - więc może prawda leży gdzieś pośrodku
Co mnie zszokowało to to, że wygląda na to, iż w Hilsonie za ochłodzenie stosunków (niee, ja nie mam skojarzeń również ) odpowiada Wilson - to on odsuwał się od House'a, kiedy w jego życiu pojawiała się kobieta, a House musiał zabiegać o jego uwagę ( ), i te ich rozmowy w szpitalu nabierały tak neutralnego charakteru, że aż żaaal...

Munio napisał:
Hm, nie wiem, jak to określić, ale Holmes wydaje mi się jednak nieco twardszy (niee, ja wcale nie mam skojarzeń ;P) od House'a. Po spotkaniu z Holmesem mam wrażenie, że jest on surowy i bezwzględny i spotkania z innymi ludźmi wydają się być takie... zwyczajne. i nudne.
Może to dlatego, że Holmes skupia się na zbrodni, a House mimo wszystko na ludziach? Dla House'a to człowiek jest "zbrodnią", zagadką do rozwikłania itd, a jeśli przy okazji House może dać upust swojemu sarkazmowi...

Ech, chyba jednak nie polubiłabym Holmesa Nie lubię kopać zbyt głęboko, żeby odkryć prawdziwe wnętrze postaci - House to póki co mój ideał: żadnego podawania wszystkiego na tacy, ale równocześnie to wrażliwe wnętrze znajduje się tuż pod powierzchnią i wystarczy tylko rozbić cholernie twardą skorupę, żeby się do niego dostać


Munio napisał:
a ja ludzi bez wyobraźni nie umiem jakoś szczególnie docenić. well.
the same here wolę już nadinterpretacje i doszukiwania się czegoś-czego-nie-ma między wierszami, niż bazować wyłącznie na tym, co podano czarno na białym.

Munio napisał:
House w serialu dawno przestał być House'owy z początków. House'owego House'a wszyscy znają, i nawet jakby było go mało w serialu, znaliby go wszyscy i tak. A jeśli ktoś tego nie zauważa...
Są też ludzie, którzy zaczęli oglądać serial dopiero od 6. sezonu, a wcześniejsze przelecieli pobieżnie albo w ogóle... Dla nich niestety ten pseudo-House jest prawdziwy i kompletnie nie dociera do nich głębia i wartościowość dawnego House'a

Munio napisał:
Bo z Cuddy trzeba zrobić jędzę ;]
A na poważnie, to to jest po prostu wykorzystywanie Cuddy, bez sensu. O ile dobrze zrozumiałam (bo sama za dużo jednak fików ostatnio nie czytam), to przez pół HILSONOWEGO fika pisze się o Cuddy?
żeby na robieniu z niej jędzy się kończyło, to ja nie miałabym nic przeciwko
tyle że - właśnie - przez pół Hilsonowego fika straszy duch Huddy (dobrze zrozumiałaś ), a House zachowuje się jak sponiewierany kundel, gnębiony wyrzutami sumienia, że jednak zrobił coś źle Jest jedna taka autorka na ffn, która chyba wręcz specjalizuje się w tym, że House "mimo wszystko kocha Cuddy, ale w Wilsonie jest zakochany" i przez tę miłość do Cuddy House zawsze czuje się winny, kiedy jej nawrzuca i z nią zrywa, chociaż nie powinien się tak czuć, bo wszystko, co mówi jest prawdą i na jego miejscu nawet bym na nią więcej nie spojrzała

Munio napisał:
*tuli really mocno*
*tuli really mocno back*

Munio napisał:
Jeszcze lepiej - strach. Oni mnie tak wychowali, że się ich boję.

wiem, że moja matka by była wniebowzięta, gdybym jej się bała... jej pech, że nie ma na to szans.

Munio napisał:
Ja zawszezawszezawsze zastanawiam się nad tym akurat elementem I jeszcze nad kąpielą, to w końcu też ludzkie. I to jest dziwne, że tak mało ludzi o tym pisze
Chociaż, z drugiej strony, to jest właśnie tak ludzkie, a w dodatku intymne, że właśnie dlatego tych czynności nie opisują/pokazują. W Holmesie też nie spotkałam się jeszcze z opisem korzystania z toalety przez niego
Przynajmniej w Hilsonie ten temat opracowano wzdłuż, wszerz i po przekątnej Czytałam nawet 2 ficzki, w którym chłopaki byli kinky na punkcie pieluch Ale fakt, na te najintymniejsze szczegóły to mało kto się porywa

Munio napisał:
Hm, a zastanawiałam się do tej pory, czy to ze mną jest coś nie tak, skoro wciąż próbuję wyobrazić sobie daną postać w ubikacji/wannie.
well, nie wiem, czy myślenie "wciąż" na ten temat jest powszechne, ale patrząc na bogactwo 'łazienkowej' ery, to osamotniona raczej nie jesteś

Munio napisał:
Nowoczesny BBC'owski Holmes nawet nie pali, ale używa plastrów nikotynowych
...BWAHAHAHAHAHA... Plastrów antykoncepcyjnych też używa?

Munio napisał:
a prostytutki...? Nie. Nigdy u Holmesa. Nie wydaje mi się.
bo mieszkając z Watsonem, cóż miałby wywiesić na klamce, jeżeli nie miał stetoskopu?

Nie szkodzi, że zniknęłaś - wiem, jak to jest Sama z kompa korzystam póki mogę, a potem... strach się bać Ani spania, ani kompa, ani życia...



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cobra
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 23 Lis 2009
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:36, 07 Lis 2010    Temat postu:

Jako początkująca Hilsonka spełnię swój obywatelski obowiązek i skomentuję ten zacny tekst

Właśnie czegoś takiego mi brakowało... Zero męczącego gadania o Huddy, Cuddy, Lisie ani administratorce szpitala, która chyba opętała umysły wszystkich, łącznie z naszym House'm i Wilsonem Naprawdę miło sobie przypomnieć, że oni naprawdę umieją rozmawiać o kimś innym, niż swojej szefowej, bo ostatnio zaczynam w to wątpić Po prostu sama nie wiem, co się ostatnio z nimi dzieje
Całe szczęście, że ludzie tworzą jeszcze takie wspaniałe fiki i chwała im za to Naprawdę fantastyczny tekst! Ich wymiana zdań na temat gejowskich pacynek jest rozbrajająca w stylu starego, dobrego Hilsona. I ten Taub na samym końcu:
Cytat:
Taub pokręcił głową. - Nie. To ja... zostawię ciebie i doktora Wilsona, żebyście dokończyli waszą, uh... - machnął wymijająco ręką - rozmowę. - Kiwnął głową jeden raz i zatrzasnął za sobą drzwi, a Wilson pomyślał, czy jego policzki są tak czerwone, jak mu się wydaje.

Normalnie jak żywy Wiele bym dala, żeby móc zobaczyć to w serialu i nie mam na myśli samego Tauba, ale również i to, co było wcześniej zanim zdążył tam wejść

Cytat:
- Być może to prawda. I być może Bert i Ernie dzielą się swoją namiętnością podczas conocnych igraszek. Dysząc, jęcząc, wykrzykując nawzajem swoje imiona...

- I tym jednym zdaniem całkowicie zrujnowałeś moje dzieciństwo oraz sprawiłeś, że będą mi się śniły koszmary.

- A wszystko to w ciągu jednego dnia. - Usta House'a ułożyły się w perfidny uśmieszek, a diabelski blask w jego oczach napełnił Wilsona złym przeczuciem.

Biedny Wilson... Skoro House zrujnował mu wspomnienia z lat dzieciństwa (i to w ciągu jednego dnia ), to powinien się nim troskliwie zająć w razie tych sennych koszmarów. Zawsze to lepsze niż psychoterapeuta

Ten fik (choć jego tytuł niebezpiecznie przypomina mi o istnieniu pewnego polskiego serialu o którym lepiej zapomnieć ) skutecznie poprawił mi humor w obliczu hilsonowego kryzysu w serialu


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 1:52, 08 Lis 2010    Temat postu:

Cobra napisał:
Właśnie czegoś takiego mi brakowało... Zero męczącego gadania o Huddy, Cuddy, Lisie ani administratorce szpitala, która chyba opętała umysły wszystkich, łącznie z naszym House'm i Wilsonem Naprawdę miło sobie przypomnieć, że oni naprawdę umieją rozmawiać o kimś innym, niż swojej szefowej, bo ostatnio zaczynam w to wątpić Po prostu sama nie wiem, co się ostatnio z nimi dzieje
nie pozostaje mi nic innego, jak podpisać się pod tym wszystkimi ręcami!!! Przeglądam Hilsonowe sceny z nowych epów, a tam nic tylko w kółko pieprzenie o Huddy Nic dziwnego, że Huddziny stały się teraz wielkimi miłośniczkami "Hilsona"
Za to w następnym fiku, do którego się przymierzam, Cuddy prawie zupełnie zniknie ze sceny Już wolę psychopatycznego perwersa na stanowisku dziekana medycyny PPTH niż ją

Cobra napisał:
Biedny Wilson... Skoro House zrujnował mu wspomnienia z lat dzieciństwa (i to w ciągu jednego dnia ), to powinien się nim troskliwie zająć w razie tych sennych koszmarów. Zawsze to lepsze niż psychoterapeuta
założę się, że ewentualnie Wilson zaczął mieć zbyt mało czasu na spanie, albo był zbyt wykończony, żeby śnić o czymkolwiek A nawet jeśli nie, to House świetnie się sprawdza w roli pocieszyciela

Cobra napisał:
Ten fik (choć jego tytuł niebezpiecznie przypomina mi o istnieniu pewnego polskiego serialu o którym lepiej zapomnieć ) skutecznie poprawił mi humor w obliczu hilsonowego kryzysu w serialu
jakże miło mi to czytać Tylko fiki ratują nas przed tym, żeby nie zapomnieć, na czym naprawdę powinien polegać Hilson
(a gdyby chłopaki występowali w M jak miłość... to ten serial byłby emitowany sporo po 22. )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alumfelga
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 28 Lis 2009
Posty: 1927
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: D.G.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:38, 08 Lis 2010    Temat postu:

Witam wszystkich
Nie mogę znieść tego, co nam ostatnio robią z serialem, więc najpierw uciekłam w jedyny House'owy ship, któremu tak naprawdę kibicowałam, czyli Hacy, ale fiki szybko mi się skończyły. Postanowiłam więc zaczerpnąć Hilsona i przywiało mnie tutaj

Cobra napisał:
Właśnie czegoś takiego mi brakowało... Zero męczącego gadania o Huddy, Cuddy, Lisie ani administratorce szpitala, która chyba opętała umysły wszystkich, łącznie z naszym House'm i Wilsonem Naprawdę miło sobie przypomnieć, że oni naprawdę umieją rozmawiać o kimś innym, niż swojej szefowej, bo ostatnio zaczynam w to wątpić

[składa podpis obiema rękami i nogami]

Każdy fik bez Cuddy ma już ode mnie na wejściu za to plusa. A jak jeszcze jest taki jak ten, który przetłumaczyłaś... Świetny tekst wybrałaś.

Cytat:
Wdawanie się w dyskusję z Gregorym House'em przypominało granie w "tchórza" z pociągiem - było kompletnie bezsensowne i miało tylko jeden nieunikniony wynik.

Mogłabym zacytować właściwie cały początek. Podoba mi się to porównanie, fajnie spina cały tekst jak klamra.

Cytat:
House zawsze zwyciężał w dyskusjach. Nawet jeśli przegrywał, odmawiał przyznania się do tego, a jego oponent i tak najczęściej był zbyt sponiewierany i wytrącony z równowagi, by zdawać sobie sprawę, że House poniósł porażkę.

Cały House. To jeden z najtrafniejszych jego opisów, jakie ostatnio czytałam.

Cytat:
Ale przede wszystkim był on jedną z nadzwyczaj nielicznej grupy osób, które czerpały z tego perwersyjną przyjemność.

On i Stacy. Przynajmniej ja tak to widzę.

Cytat:
Bert i Ernie są kochankami.

Pomimo ostrzeżenia oplułam monitor. Dlaczego nie miałam żadnych problemów, żeby wyobrazić sobie taką scenę?

Dalsza dyskusja jest rozwalająca Kto inny, jak nie Wilson, kłóciłby się z Housem na taki temat?

Cytat:
Wiem również z pewnego źródła, że Elmo wciąga kokainę.

Powiedz jeszcze, że sam mu ją dostarczasz...

Cytat:
"kto zwyciężyłby w pojedynku - jaskiniowiec czy astronauta"**?

Pytanie do dobrej duszy. Wiem, że jest odnośnik do serialu, ale czy znalazłby się ktoś, kto by mi wyjaśnił, na czym ów problem polega, bo strasznie jestem ciekawa

Cytat:
po czym złapał Wilsona za krawat i przycisnął usta do jego ust.

I tutaj zaczyna się ta gorsza część. Sceny erotyczne pomiędzy Housem a Wilsonem to nie jest to, co chciałabym czytać. To się jednak może zmienić, bo podobnie było z potterowskim snarry: po paru fikach mój pogląd "jak można to czytać?!" zmienił się na "no, w ostateczności..."

Podsumowując: sympatyczny tekst z - wreszcie - kanonicznymi postaciami. Czyta się płynnie, błędów, podobnie jak kalek językowych nie zauważyłam, a więc kawał dobrej roboty Jestem uczulona na słowa "onkolog" i "diagnosta" pojawiające się w co drugim zdaniu, u ciebie był chyba tylko jeden onkolog, więc w porządku. Dla całej dyskusji przebolałam scenę pocałunku, przyzwoicie zresztą, dzięki Bogu, napisaną.

Dzięki za tę odskocznię od sezonu siódmego, życzę kolejnych udanych tekstów


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 5:18, 09 Lis 2010    Temat postu:

Witaj, Alumfelga O ile mnie pamięć nie myli, to dawno Cię tutaj nie było

Uh, chyba ktoś powinien założyć Tajny Klub Anty-fanów 7. sezonu i Cuddy Patrząc po komentach pod tym fikiem, członków by nie zabrakło

Alumfelga napisał:
Każdy fik bez Cuddy ma już ode mnie na wejściu za to plusa.
widzę, że mamy podobne kryterium oceniania fików
I dzięki za uznanie, chociaż chyba raczej po raz kolejny to fik wybrał mnie

Alumfelga napisał:
Cały House. To jeden z najtrafniejszych jego opisów, jakie ostatnio czytałam.
całe szczęście, że są jeszcze fikopisarze, którzy cenią zażartość House'a w dyskusjach. Bo niektórzy uwielbiają House'a-ciepłą kluchę, który bez wahania rezygnuje z własnego stanowiska (o ile takowe posiada)

Alumfelga napisał:
On i Stacy. Przynajmniej ja tak to widzę.
bo Stacy to taki Wilson w spódnicy
Kurcze, szczerze bym wolała, żeby ściągnęli Stacy z powrotem do serialu, niż to, co się teraz wyprawia...

Alumfelga napisał:
Dlaczego nie miałam żadnych problemów, żeby wyobrazić sobie taką scenę?
uff, dobrze wiedzieć, że chodzą po tej ziemi większe perwersy ode mnie

Alumfelga napisał:
Powiedz jeszcze, że sam mu ją dostarczasz...
Już prędzej podrzuciłby mu sproszkowane tabletki na alergię Good stuff House musi zachować dla Wilsona

Alumfelga napisał:
Pytanie do dobrej duszy. Wiem, że jest odnośnik do serialu, ale czy znalazłby się ktoś, kto by mi wyjaśnił, na czym ów problem polega, bo strasznie jestem ciekawa
hmm... na mój rozum to chodziło o to, czy pierwotny instynkt przetrwania u jaskiniowca okazałby się więcej wart w walce niż wiedza cywilizowanego człowieka (przy założeniu, że żaden z nich nie miałby broni).
Niestety mój net jest dziś w nie najlepszej formie, więc dokładne wypytanie wujka góógle zajęłoby mi wieki, ale [link widoczny dla zalogowanych] jest fragment tej rozmowy z "Angela" i link do pełnej transktypcji epa

Alumfelga napisał:
Sceny erotyczne pomiędzy Housem a Wilsonem to nie jest to, co chciałabym czytać. To się jednak może zmienić, bo podobnie było z potterowskim snarry: po paru fikach mój pogląd "jak można to czytać?!" zmienił się na "no, w ostateczności..."
uuuh, to ja trzymam mocno kciuki za szybką zmianę poglądu na Hilsonową erę Przyjaźń między chłopakami jest oczywiście fajna i w ogóle, ale ileż nowych możliwości daje dodanie do przyjaźni elementu romantycznego

Alumfelga napisał:
sympatyczny tekst z - wreszcie - kanonicznymi postaciami.
yup, to moje motto na obecny czas - kanoniczne postacie Gdyby nie fiki, to już całkiem zwątpiłabym, że Hilson i chłopaki kiedyś mieli w sobie to coś

Alumfelga napisał:
Dzięki za tę odskocznię od sezonu siódmego, życzę kolejnych udanych tekstów
A ja dziękuję jeszcze raz za wszystkie pochwały Staram się unikać jak ognia fików związanych z 7. sezonem, więc raczej nieprędko zabiorę się za jakiś (i tak póki co znalazłam tylko jeden, który był w miarę kanoniczny ). Następny w kolejce do tłumaczenia czeka fik AU sezonu szóstego - niemalże zupełnie bez Cuddy (i bez Hilsonowych scen miłosnych również )



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Wto 5:23, 09 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alumfelga
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 28 Lis 2009
Posty: 1927
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: D.G.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:35, 09 Lis 2010    Temat postu:

Na forum jestem jeszcze w miarę, ale fiki czytam i komentuję rzadko. Pisanie długich postów zajmuje mi zbyt wiele czasu

Richie117 napisał:
Uh, chyba ktoś powinien założyć Tajny Klub Anty-fanów 7. sezonu i Cuddy

Już szóstkę można by pod to podciągnąć. Poza tym, piszę się do każdego Anty-Trzynastka-Najważniejszą-Postacią Klubu i Stowarzyszenia Oddajcie-Z-Powrotem-Cameron. To tak jakby ktoś chciał założyć

Richie117 napisał:
Bo niektórzy uwielbiają House'a-ciepłą kluchę, który bez wahania rezygnuje z własnego stanowiska (o ile takowe posiada)

Dopiszcie do listy organizację Sprzeciw Wobec House'a - Ciepłej Kluchy. Straszne jest też to, że ci niektórzy uważają, że House się wcale nie zmienił.

Richie117 napisał:
Kurcze, szczerze bym wolała, żeby ściągnęli Stacy z powrotem do serialu, niż to, co się teraz wyprawia...

Zepsuliby ten wątek tak jak Huddy. Jestem za powrotem, ale tylko razem z jakością serialu.

Richie117 napisał:
TUTAJ jest fragment tej rozmowy z "Angela" i link do pełnej transktypcji epa

Dzięki Brzmi jak temat, na którego temat House i Wilson mogliby dyskutować godzinami

Richie117 napisał:
to moje motto na obecny czas - kanoniczne postacie

W takim razie na pewno będę zaglądać do Twoich tekstów Moje spojrzenie na kanoniczność w "House MD" jest takie: jak się dostaje tak dobrze skonstruowane postacie, to się już w nich nie gmera, bo tylko można popsuć.

Pozdrówki


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 2:54, 10 Lis 2010    Temat postu:

Taaa, znam ten ból, bo też sporo czasu "tracę" na pisanie komentów gdyby tak się dało przelać myśli bezpośrednio do kompa...

Alumfelga napisał:
Już szóstkę można by pod to podciągnąć.
i kawałek piątki
Ja tam mogę najwyżej założyć nogę na nogę i ręce na klacie Cała reszta to teraz i tak gra nie warta świeczki

Alumfelga napisał:
Dopiszcie do listy organizację Sprzeciw Wobec House'a - Ciepłej Kluchy. Straszne jest też to, że ci niektórzy uważają, że House się wcale nie zmienił.
hmm... ostatnio dokonał się pewien postęp - yummycake przyznała, że House się zmienił, ale tylko jako połówka Huddy. Czyżby ślepota częściowo ustąpiła?
Ach, to ja chcę jeszcze Organizację "Wolność dla Hju i RSL" Może Amnesty International powinno się tym zająć?

Alumfelga napisał:
Jestem za powrotem, ale tylko razem z jakością serialu.
obawiam się, że - jak to mawiają Czesi - to se ne wrati

Alumfelga napisał:
Brzmi jak temat, na którego temat House i Wilson mogliby dyskutować godzinami
aż dyskusja przerodziłaby się w rękoczyny

Alumfelga napisał:
W takim razie na pewno będę zaglądać do Twoich tekstów Moje spojrzenie na kanoniczność w "House MD" jest takie: jak się dostaje tak dobrze skonstruowane postacie, to się już w nich nie gmera, bo tylko można popsuć.
zawsze serdecznie zapraszam (obym tylko nie zawiodła zaufania...)
Może scenarzystom House'a żony/mężowie nie dawali "pogmerać", więc zaczęli dłubać przy House'ie? W każdym razie, szlag by trafił tych 'niedzielnych majsterkowiczów' - mieli doskonale pracującą maszynkę do produkcji pieniędzy, to im się "ulepszeń" zachciało, arrgh...

Buziaki


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin