Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

FIC: Dwanaście i pół godziny
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Hime47
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 11 Gru 2008
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Baker Street 221b
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:57, 14 Mar 2009    Temat postu: FIC: Dwanaście i pół godziny

Kategoria: pre-slash

Zweryfikowane przez Hime47

Cytat:
Ji: *werble* Moje pierwsze podejście do tłumaczenia. Wybrałam [link widoczny dla zalogowanych], ponieważ było względnie łatwe; poza tym, uwielbiam 97 Seconds. Jeśli znajdziecie błędy, piszcie.

UWAGA! Akcja dzieje się podczas odcinka 4.03 97 Seconds. Jeśli nie oglądałeś/aś, niewiele zrozumiesz.

Dwanaście i pół godziny ~[link widoczny dla zalogowanych]

Część pierwsza:

9:17 PM

Biegniesz przez korytarze i w górę po schodach do jego sali, chociaż jesteś świadom, że bieg nie robi różnicy; jest za późno, by cofnąć to, co już się stało. Jednak racjonalne myślenie ustąpiło panice w chwili, gdy odebrałeś telefon i usłyszałeś wieści od Cuddy, i nie jesteś w stanie trzeźwo myśleć przez łomotanie twojego serca. Skaczesz więc po schodach, pędzisz wzdłuż korytarza – prawie mijasz jego salę, zaraz zauważasz swój błąd – zatrzymujesz się natychmiast, zawracasz, wpadasz do pomieszczenia by zobaczyć go, nieruchomego, w łóżku.

I wtedy, właśnie wtedy gdy widzisz go leżącego tam, uświadamiasz sobie, jak byłeś głupi.

Ponieważ, Boże, to boli, widzieć go w tym stanie, bladego, rannego i nieruchomego; myśl, że dopiero teraz przychodzisz do niego, dopiero teraz siadasz przy nim na krześle, dopiero teraz zastanawiasz się, czy mogłeś go powstrzymać.

Jesteś idiotą.

Teraz jest już za późno.

9:21 PM

Nie możesz oderwać oczu od jego twarzy dopóki nie słyszysz otwierających się drzwi; odwracasz się, by zobaczyć Cuddy. Zaczyna wchodzić do sali, doprowadzając się do porządku przed zrobieniem kolejnego kroku. Stojąc przy wejściu obdarza cię jednym ze swoich firmowych, długich, przyjaznych spojrzeń. Nagle uświadamiasz sobie, że wygląda ona jak czyjaś matka.

- Zadzwoniłam do ciebie, gdy tylko się dowiedziałam – mówi. – Myślałam, że już wiedziałeś.

Kręcisz głową.

Jej spojrzenie zmienia się z przyjaznego we współczujące. Czujesz nagłą, bezcelową falę nienawiści, która znika równie nagle, jak się pojawiła, w momencie, gdy odwracasz od niej wzrok.

- Powiedziałaś, że zrobił to... – zaczynasz i zauważasz, jak ochrypły jest twój głos. Odkasłujesz, zażenowany, i próbujesz brzmieć bardziej jak lekarz. – Powiedziałaś, że zrobił to w swoim gabinecie?

- Tam go znaleziono – odpowiada Cuddy i nagle przypominasz sobie setki momentów, kiedy to ty przychodziłeś do jego gabinetu lub gdy on wpadał nagle do twojego, każdego zwykłego dnia pracy. Dlaczego tym razem cię tam nie było? Dlaczego nie pomyślałeś o tym, by do niego zajrzeć, kiedy cię potrzebował?

Uświadamiasz sobie, że Cuddy coś mówi i zmuszasz się do słuchania. – Jego serce zatrzymało się prawie na minutę, zanim doktor, którą wezwał, nie zaczęła reanimacji. Gdyby nie była tak szybka, zapewne...

- Kogo wezwał? – słowa uciekają z twoich ust zanim uświadamiasz sobie, że je wymawiasz. Cuddy wydaje się być zaskoczona nagłością twojej reakcji, ale nie obchodzi cię to, co myśli o tobie w tym momencie. – Wezwał kogoś, zanim... to zrobił?

W końcu podchodzi do ciebie i kładzie dłoń na oparciu krzesła, tuż obok twojego ramienia. – Wezwał jednego z lekarzy starających się o pracę z nim, Amber Volakis, jak sądzę. Nie wiedziałeś?

Twoja odpowiedź zamienia się w krzyk. – Skąd mogłem wiedzieć!?

Zastanawiasz się, czy krzycząc na Cuddy sprawiasz jej przykrość – nawet jeśli, nie obchodzi cię to; sama myśl jest na swój sposób przyjemna – ona jednak wygląda na niewzruszoną, jakby tego właśnie się spodziewała. – Chcesz wiedzieć, dlaczego wezwał ją a nie ciebie – mówi po chwili. – Chcesz wiedzieć, dlaczego nie pomyślał o tobie, kiedy potrzebował kogoś, komu zależałoby na tyle, by przyjść i go uratować.

Wpatrujesz się w milczeniu, błagalnie, w jej twarz.

Cuddy wzdycha i przysuwa kolejne krzesło. Siada obok ciebie. – Nie wiem – mówi i milczycie oboje.

Cytat:
Ji: Ciąg dalszy nastąpi. Nie bójcie się.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Hime47 dnia Wto 13:01, 24 Mar 2009, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hime47
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 11 Gru 2008
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Baker Street 221b
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:34, 15 Mar 2009    Temat postu:

Cytat:
Ji:Moja ręka... Wszystko, co tu napiszę, najpierw tłumaczę w zeszycie, dopiero potem przepisuję na komputerze. Tak to jest, kiedy dzieli sie go z mamą uzależnioną od naszej-klasy i brata, uzależnionego od wszystkiego, co w internecie można znaleźć.

Dwanaście i pół godziny ~[link widoczny dla zalogowanych]

Część druga:

9:32 PM

Nie mogłeś zmusić się do spojrzenia na jego dłoń, teraz jednak rana jakby domaga się twojego wzroku: złośliwa, ciemnoczerwona szrama, błyszcząca i świeża. Jego lewa dłoń, myślisz sobie, lewą dłonią...

Moment. W której dłoni on nosi laskę? Przez jedną, szaloną chwilę nie możesz sobie przypomnieć, na którą nogę utyka; nie pamiętasz jak wygląda, kiedy chodzi. I wtedy wszystko wraca: to prawa noga była operowana. On używa prawej ręki do trzymania laski. Poparzenie będzie bolało, ale ból nie będzie powstrzymywał go przed chodzeniem.

Prawdopodobnie pomyślał o tym, zanim wetknął nóż w gniazdko. Znów przed tobą, znów cię przechytrzył. Wspaniały, inteligentny człowiek.

Kiedy nie jest kompletnym idiotą.

9:35 PM

Siedzieliście oboje, obserwując go w ciszy; teraz Cuddy ją przerywa. – Nie masz zamiaru siedzieć tu całą noc, prawda?

Patrzysz na nią, zdziwiony pytaniem. – Nie myślałem o tym. Dopiero przyszedłem.

Spojrzenie, którym cię obdarza, przepełnione jest podejrzliwością, jakby chciała powiedzieć coś jeszcze, ale ty myślisz o czymś innym. – Słuchaj, Cuddy, jak sądzisz... dlaczego on to zrobił? A raczej... co on chciał zrobić?

Uśmiecha się lekko po raz pierwszy. – To House. Kto wie, co chciał przez to osiągnąć. Musiał mieć jakiś powód, który wydawał mu się ważny, ale...

Oczywiście, że miał. Chciał cos udowodnić – twój głos odbija się echem w twoich uszach. – Nie to miałem na myśli.

- Więc co miałeś na myśli?

- Ja... – chciałeś wiedzieć, dlaczego sądził, że to nie ma znaczenia, czy będzie żył, czy umrze. Dlaczego stwierdził, że jakiś głupi eksperyment, głupia zagadka była warta ryzykowania własnego życia. Dlaczego mu na nim nie zależy.

Dlaczego nie rozumie, że tobie zależy.

- Nie wiem – mówisz Cuddy.

Kolejna cisza, potem ona spogląda na ciebie. – Co robiłeś, kiedy do ciebie zadzwoniłam i powiedziałam, co się stało?

- Szykowałem się do domu.

- Skończyłeś pracę na ten dzień?

Do czego ona dąży? – Tak.

Cuddy wstaje i nagle znów jest twoim szefem. – Więc idź do domu, doktorze Wilson.

- Co?

- Zbierałeś się do wyjścia, gdy powiedziałam ci o Housie. Wiedziałam, że chciałbyś go zobaczyć; już to zrobiłeś. – jej spojrzenie bardzo przypomina to współczujące, ale jest w nim cos więcej: coś, co wygląda jak niecierpliwość. – Dlaczego więc nie pójdziesz do domu, odpoczniesz i wrócisz rano, by sprawdzić, jak się miewa?

Zastanawiasz się nad tym, nie spuszczając z niej wzroku. – Masz na myśli... czy chcesz zostać z Housem sam na sam i dlatego chcesz, bym wyszedł?

- Nie – odpowiada i irytacja w jej głosie brzmi szczerze. – Nie rozumiesz, że dbam właśnie o ciebie? – jej głos łagodnieje. – Wilson. House jest nieprzytomny. Nie wie, że tu jesteś. Nie potrzebuje, byś siedział przy nim całą noc.

Coś w twoim mózgu działa nie tak, jak trzeba. Rozumiesz słowa Cuddy z osobna, ale nie potrafisz ułożyć ich w logiczną całość, by zrozumieć, co dokładnie ma na myśli. – A-ale – jąkasz się. – jestem... jego przyjacielem.

- Wiem – mówi Cuddy z zadziwiającą łagodnością. – Jesteś. Być może jedynym przyjacielem. Ale nie oznacza to, że musisz siedzieć przy jego boku przez dwanaście godzin, podczas gdy inni idą do domu. Nie potrzebuje tego od ciebie.

Gapisz się na nią.

- Chcesz, żeby cię potrzebował. – mówi bez ogródek. – I dajesz mu wszystko, czego zapragnie. Cały czas. – idzie do drzwi, odwraca się i patrzy na ciebie. – Co on ostatnio zrobił dla ciebie?

- Ja... on... – zacinasz się, jak dziecko przyłapane na kłamstwie, ale Cuddy ci przerywa.

- Pomyślał o tobie, kiedy zdecydował się to zrobić? Zastanowił się, jak będziesz się czuł? – czeka chwilę na odpowiedź, która nie nadejdzie. – Może jednak nie byłeś tak wysoko na liście jego priorytetów.

Uświadamia sobie, że nie możesz wykrztusić słowa, że jesteś zamotany, i po raz kolejny zdaje się łagodnieć. – Wilson... Wiem, że House jest twoim najlepszym przyjacielem i jak wiele to dla ciebie znaczy. Ale nie jest jasne, jak wiele znaczy to dla niego – milknie, a kiedy nie odpowiadasz, dodaje: - Sugeruję, byś tym razem spróbował i sprawdził, czy jest w stanie funkcjonować bez ciebie.

Kiedy odwraca się i wychodzi, wydaje ci się, że mówi coś jeszcze. Nie jesteś pewien, ale brzmi to jak: - I vice versa.

Cytat:
Ji: Będę wredna i napiszę, że kolejna część to moja ulubiona *evil grin*. Zabieram się za przepisywanie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Hime47 dnia Wto 13:15, 24 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Any
Czekoladowy Miś


Dołączył: 28 Cze 2008
Posty: 6990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 26 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: zza zakrętu ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 8:49, 16 Mar 2009    Temat postu:

Zaczyna się naprawdę interesująco, czekam na ciąg dalszy. Zastanawia mnie głownie to, dlaczegoCuddy robi wszystko, co w jej mocy byle tylko rozdzielić chłopaków. Ciekawe, czy dowiemy się tego w przyszłości.

I pełen niepewności, bólu, Wilson - to coś, co moja zła natura wprost uwielbia.

Gratuluję więc dobrego tłumaczenia i oczekuję na rozwój akcji.

Pozdrawiam,
a.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Este
Bad Wolf
Bad Wolf


Dołączył: 31 Maj 2008
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:42, 16 Mar 2009    Temat postu:

Hime, bardzo fajne tłumaczenie. Radzisz sobie z tekstem. Historia wciągająca, kusi mnie, żeby spojrzeć do oryginału, ale spróbuję się powstrzymać

Jedna rzecz rzuciła mi się w oczy - interpunkcja i przeoczenia. Pomiędzy "myślnikami" a wyrazami stawia się spacje. W kilku miejscach mam też wątpliwości do przecinków i użycia wielkich i małych liter. W niektórych miejscach Word pozmieniał ci wyrazy, np:

Cytat:
podczas gdy inni Ida do domu.

zamiast idą,

Cytat:
Zaczyna wchodzić do Sali

zamiast sali (z małej litery).

Przejrzyj tekst jeszcze raz przed wklejeniem, żeby wyłapać takie pomyłki. Wtedy dużo wygodniej będzie się go czytało. Zajrzyj tu, na pewno ci pomoże

Czekam niecierpliwie na dalszy ciąg.

Pozdrawiam
Este


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hime47
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 11 Gru 2008
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Baker Street 221b
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 13:17, 19 Mar 2009    Temat postu:

Cytat:
Ji: Nieco spóźniona, ale komputer mnie nie kocha. Musiałam przepisywać to poza domem.

Dwanaście i pół godziny ~[link widoczny dla zalogowanych]

Część trzecia:

10:08 PM

Nie ruszyłeś się, odkąd Cuddy wyszła. Siedzisz jak wcześniej, wciąż wpatrując się w jego dłoń.

Myślisz o tym, ile czasu upłynęło, zanim włożył nóż w kontakt. Czy zaplanował to, zanim to zrobił? Wyobrażasz go sobie klęczącego przy ścianie, minuta za minutą, zawieszony w niepewności, zanim w końcu podejmuje decyzję. Czy tak było? Czy też zrobił to nagle, bez namysłu, bez strachu?

Po raz kolejny spoglądasz na poparzenie – na jego lewej dłoni, jego nie-dominującej dłoni, nie tej, w której trzyma laskę, narzędzia chirurgiczne i wszystko inne – i myślisz o tym przez chwilę. Zastanawiasz się, jak często zachwycałeś się tym, jak House potrafi wybiec myślami setki kroków przed innych.

Potem myślisz o nim, wzywającym tę kandydatkę, Amber, zanim wbił nóż. Wyobrażasz ją sobie, spieszącą się do jego biura, zastanawiającą się, czego on może chcieć, i wtedy zauważającą go nieprzytomnego na podłodze. Widzisz ją, panikującą, potem uspokajającą się, klękającą, sprawdzającą jego puls, zaczynającą reanimację. Jej usta na jego… jego ustach… jej usta na… stop.

Nie potrafisz sobie tego wyobrazić.

Wracasz do House’a przy gniazdku. Pager w jednej ręce, nóż w drugiej. Waha się, myśli… kalkuluje…

- O tak – mówisz do nieprzytomnego ciała House’a i nawet gdyby mógł cię słyszeć, nie próbowałbyś ukrywać goryczy w twoim głosie. – Tak, miałeś czas.

10:31 PM

Wydaje ci się, że zauważasz drgnięcie jego palca i wyskakujesz z krzesła, ale to fałszywy alarm. Mimo to czekasz i obserwujesz przez chwilę, żeby być pewnym, zanim znów siadasz.

10:43 PM

- To była naprawdę, naprawdę głupia kłótnia – mówisz mu.

Leży tam, nie odpowiada. To jeden z tych niewielu momentów, uświadamiasz sobie – czując cień uśmiechu pojawiający się na twarzy – kiedy możesz mu powiedzieć coś takiego bez obaw przed zgryźliwym komentarzem.

-Ale – dodajesz. – i tak nie miałeś racji.

Odpowiada ci cisza. Po chwili twój uśmiech zamiera.

Brak ci zgryźliwości.

- Dobrze, posłuchaj – mówisz, starając się nie czuć się głupio, mówiąc do nieprzytomnego człowieka w ten sposób. – Właściwie nie jest mi przykro… ale niepotrzebnie się o to kłóciliśmy. Znam cię za dobrze, by mieć nadzieję, że skłamiesz na temat swoich poglądów na życie po śmierci. Nawet umierającemu mężczyźnie, dla którego takie kłamstwo byłoby aktem miłosierdzia.

Zatrzymujesz się i wzdychasz, ponieważ nie możesz powstrzymać się przed wyobrażeniem sobie House’a nazywającego cię za to idiotą. Tak łatwo usłyszeć w głowie jego głos: nawet kiedy jest nieprzytomny, nie ma ucieczki przed jego pogardą.

- Chcę przez to powiedzieć, że – kontynuujesz, patrząc się na swoje dłonie, ponieważ to łatwiejsze, niż patrzenie na jego twarz. – że nawet jeśli miałem rację, nie powinniśmy w ogóle zaczynać tej kłótni. Nie była tego warta – spoglądasz na niego, jakkolwiek trudne by to nie było. – Ponieważ… nie mogę przestać myśleć, że gdybyśmy się nie pokłócili, być może nie pomyślałbyś o tym. Być może pomyślałbyś o mnie i dotarłoby do ciebie, że nie chciałbym, żebyś się zabił tylko po to, by rozstrzygnąć tę sprawę – przerywasz, potem z trudem dodajesz: - Być może przypomniałbyś sobie, że… zależy mi na tobie.

I wtedy właśnie to zauważasz. Minimalny ruch, jakby drgnięcie, na twarzy House’a. Coś jakby drobne uniesienie się jego warg, niewielkie, subtelne poruszenie nozdrzy – i znów jest nieruchomy. Ale jesteś pewien, że to widziałeś. Zmianę na jego twarzy.

Jakby się z ciebie śmiał.

I nagle jesteś wściekły; nagle jesteś zmęczony. Zbyt zmęczony, żeby się czymkolwiek przejmować. Wstajesz i odsuwasz krzesło.

- Idź do diabła – mówisz do jego niesłyszącego ciała. – Cuddy miała rację.

Wychodzisz, nie oglądając się za siebie.

Cytat:
Ji: W najbliższym czasie postaram się dodać kolejne części i poprawić błędy w poprzednich.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:56, 22 Mar 2009    Temat postu:

Na początek znalazłam literówkę:

Cytat:
Ale nie oznacza to, że musisz siedzieć przy jego boku przez dwanaście godzin, podczas gdy inni Ida do domu.

idą

Cytat:
Wspaniały, inteligentny człowiek.
Kiedy nie jest kompletnym idiotą.

Dokładnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hime47
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 11 Gru 2008
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Baker Street 221b
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:55, 18 Kwi 2009    Temat postu:

Cytat:
Ji: Wstyd, wstyd! Jak mogłam tak zaniedbać to tłumaczenie? Tak między nami: winię maturę. Trochę więcej niz dwa tygodnie pozostały a ja zamiast się uczyć, jak na ucznia przystało, przepisuję tłumaczenie. Jestem z siebie dumna.

Dwanaście i pół godziny ~[link widoczny dla zalogowanych]

Część czwarta:

1:07AM

W swoim pokoju wpatrujesz się w sufit, leżąc na plecach w hotelowym łóżku; czujesz się bezsilny, chory i wystraszony.

Nie pamiętasz, czy kiedykolwiek byłeś tak daleki od snu.

Słowa Cuddy rozbrzmiewają w twoich uszach i choćbyś nie wiadomo jak bardzo próbował je zignorować, odmawiają odejścia: chcesz, żeby cię potrzebował. I dajesz mu wszystko, czego zapragnie.

Przypomina ci to słowa House’a, wypowiedziane podczas kłótni o wiele poważniejszej niż ta dzisiejsza – kiedy dowiedział się o tobie i grace. Nazwał cię wtedy wampirem. „Żywisz cię potrzebami innych,” warknął na ciebie.

„Szczęściarz z ciebie,” odparłeś, mając nadzieję, że nie zauważy emocji kryjących się w twoim głosie. Prawda, czułeś się zraniony – co więcej, przerażony. Bałeś się, że to właśnie to, że ten cios to więcej niż twoja głupia, popieprzona wymówka dla przyjaźni, coś nie do zniesienia. Bałeś się, że House nigdy ci tego nie wybaczy, że tym razem utraciłeś go na dobre.

Nie mogłeś wtedy wiedzieć, przez co jeszcze wasza przyjaźń ma przejść; kłótnie, zdrady, wysiłek, jakiego będziesz musiał się podjąć, by to wszystko naprawić. Wszystko, co dla niego zrobisz...

I tak ci się odwdzięcza? Przewracasz się na brzuch i w gniewie uderzasz w poduszkę.

Cuddy miała rację. Co on zrobił dla ciebie? Byłeś gotów wybaczyć mu wszystko, wszystko, jeśli oznaczało to, że go nie stracisz – i teraz on prawie zabija się z powodu głupiej kłótni, nie myśląc o tobie, nie zastanawiając się, jakbyś się czuł, gdyby umarł.

Czy nie wie? Czy on nie wie...?

- Niech cię szlag, House – mówisz do ciemnego pokoju. – Nie byłeś tego wart.

Przekręcasz się, podciągasz kołdrę i próbujesz nie myśleć o niczym, zmuszając się do zaśnięcia.

4:12 AM

Budzisz się nagle, spanikowany i samotny, wciąż zaplątany w pozostałości koszmaru i słyszysz swój głos: - Fortepian...

Być może nigdy więcej nie będzie mógł grać na fortepianie.

Siadasz na łóżku, czekając, aż twoje serce się uspokoi. Słowa powtarzane w kółko w twojej głowie – fortepian, co jeśli nie będzie mógł grać na fortepianie – próbujesz je zignorować, pocierając dłońmi twarz, potrząsając głową, jakbyś chciał wytrząsnąć z niej panikę… To tylko sen, myślisz, głupi sen spowodowany dzisiejszym zdenerwowaniem; podświadomość próbuje się go pozbyć. Musisz zapamiętać słowa Cuddy: House nie potrzebuje tego od ciebie, tego zmartwienia. I skoro on nie przejął się tym, że okaleczenie dłoni może mu uniemożliwić grę na fortepianie, dlaczego ty masz się tym przejmować? On nie pomyślał o tobie. Dlaczego ty masz myśleć o nim?

Wmawiasz sobie te rzeczy, czekając, aż twoje serce zwolni. Ale chociaż czekasz, nie uspokaja się. Otoczony nierealnymi, sennymi cieniami wciąż zbyt wczesnego poranka myślisz o tym, jak House wsypał amfetaminę do twojej kawy: to samo szalone łomotanie, łup, łup, łup w twoich uszach, palcach, całym ciele. Wydaje ci się, że czujesz smak krwi w ustach, smak miedzi, goryczy i strachu. Bierzesz głęboki wdech, potem jeszcze jeden.

Co on ostatnio zrobił dla ciebie? wspomnienie Cuddy pyta cię, wyzywa. Co takiego zrobił, co czynił go wartym tego wszystkiego? Co zrobił, by pokazać, że zależy mu tak samo, jak tobie?

I znasz odpowiedź: nic. Nie zrobił niemal niczego, by dowieść, że zależy mu na jego własnym życiu, a co dopiero, że przejmuje się twoim. Wiesz to bez wątpienia.

Ale teraz, z ta dziwną, nagłą, szaloną pewnością, która przychodzi przed świtem, wiesz także – z powodów, których nie potrafisz nikomu wytłumaczyć, nie Cuddy, nie sobie i na pewno nie jemu – wiesz, że to nie ma znaczenia. Nie ma znaczenia to, dlaczego jesteś przy nim. Ważne jest tylko, że jesteś.

Nie ma znaczenia to, czy w ogóle obchodzi go, czy będziesz przy nim, gdy się obudzi, czy też nie. Ważne jest to, że kiedy otworzy oczy, to ty będziesz pierwszą osobą, którą zobaczy.

Ważne dla ciebie.

Włączasz lampkę i mrugając w silnym świetle, patrzysz na czerwone cyfry budzika: 4: 26 AM.

Nie ma czasu na kawę. Poza tym, raczej jej nie potrzebujesz.

Odrzucasz kołdrę i zaczynasz szukać czystej koszuli albo takiej, która jest wystarczająco czysta. O piątej będziesz w szpitalu.

Cytat:
Ji: Jak zwykle, będę wdzięczna za wyłapanie błędów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pino
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 30 Lis 2008
Posty: 369
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Nibylandia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:09, 18 Kwi 2009    Temat postu:

Bardzo dobre tłumaczenie - tekst czyta się łatwo i przyjemnie xD

Opowiadanie jest naprawdę ciekawe, już nie mogę doczekać się następnej części. Ktoś rozbił na drobne i przeanalizował jeden z najlepszych odcinków House'a


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pino dnia Sob 20:59, 18 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:53, 18 Kwi 2009    Temat postu:

Fajne.

Cytat:
Ale teraz, z ta dziwną, nagłą, szaloną pewnością, która przychodzi przed świtem, wiesz także – z powodów, których nie potrafisz nikomu wytłumaczyć, nie Cuddy, nie sobie i na pewno nie jemu – wiesz, że to nie ma znaczenia. Nie ma znaczenia to, dlaczego jesteś przy nim. Ważne jest tylko, że jesteś.

Tylko to.

Cytat:
Nie ma znaczenia to, czy w ogóle obchodzi go, czy będziesz przy nim, gdy się obudzi, czy też nie. Ważne jest to, że kiedy otworzy oczy, to ty będziesz pierwszą osobą, którą zobaczy.

I będzie.

Cytat:
Ważne dla ciebie.

Oj nie tylko...

Po za tym House w swój pokręcony sposób okazuje Wilsonowi jak bardzo mu na nim zależy...
Ale czekanie aż przyjaciel otworzy oczy po czymś takim to jest pora na takie rozważania.

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hime47
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 11 Gru 2008
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Baker Street 221b
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:52, 19 Kwi 2009    Temat postu:

Dwanaście i pół godziny ~[link widoczny dla zalogowanych]

Część piąta:

5:05 AM

Princeton-Plainsboro we wczesnych godzinach porannych pełne jest znanych ci ludzi – wtedy, w poprzednim życiu, które prowadziłeś wczoraj do godziny dziewiątej piętnaście – jako „rodzina”. Są ich różne rodzaje: pustookie młode kobiety trzymające za ręce swoje umierające dzieci; bracia i siostry, niegdyś poróżnieni, teraz czuwający w ciszy nad łóżkami rodziców; mężczyźni w średnim wieku, przerażeni i wymizerowani po trzydziestu trzech godzinach bez snu, chodzący w tę i z powrotem lub siedzący z twarzą ukrytą w dłoniach przed zasłoniętymi żaluzjami salami żon.

Podczas niezliczonych dni i nocy, kiedy chodziłeś tymi korytarzami jako doktor James Wilson, szanowany onkolog, zazwyczaj spotykałeś się z tym ludźmi wtedy, gdy nie miałeś wyboru. Robiłeś dla nich tyle, ile mogłeś, przez resztę czasu miałeś nadzieję, że nie będą wtrącać się w leczenie.

Ale to było wczoraj, kiedy byłeś innym człowiekiem, profesjonalistą z identyfikatorem i w białym kitlu. To było twoje stare życie. Teraz jesteś tylko kolejnym zmęczonym mężczyzną w starej kurtce i znoszonej koszuli, z potarganymi włosami i cieniami pod oczami, z twarzą wykrzywioną zdenerwowaniem, podczas gdy biegniesz korytarzami do jego sali. Ludzie, których starałeś się unikać – anonimowe postaci o pustych oczach i zdesperowanych twarzach, zbyt pochłonięte w swoich prywatnych piekłach by myśleć o jedzeniu czy odpoczynku – teraz wyglądają znajomo. Rozpoznajesz ich twarze tak, jak tę, którą zauważasz w odbiciach szklanych drzwi, gdy biegniesz w dół korytarza.

Ci ludzie stali się teraz twoimi ludźmi. Teraz jesteś częścią „rodziny”.

5:08 AM

Wygląda gorzej niż wczoraj.

To twoja pierwsza myśl po otworzeniu drzwi i przez chwilę jesteś zbyt zszokowany, by zrobić kolejny krok w jego stronę. Czy to naprawdę on, z twarzą tak białą jak pościel, na której leży? Czy to on, z raną na dłoni koloru krwi?

Trudno patrzeć na jego bladą, ściągniętą twarz, ale to rana denerwuje cię najbardziej. Kiedy wchodzisz do pomieszczenia i siadasz obok niego na krześle, zastanawiasz się, jak mogłeś nie zauważyć wczoraj jak okropnie ona wygląda. Poparzenie jest ogromne. Obejmuje całe wnętrze jego dłoni, owija się wokół palców jak gruba warstwa szkarłatnej farby i rozciąga się poza jego kciuk na wierzch, niemiłosierna, brzydka i straszna.

- Idioto – mówisz; twój głos nie jest tak spokojny, jakbyś chciał. – Gdybyś wezwał mnie – mówisz mu z gniewem – nigdy bym ci nie pozwolił...

I milkniesz, ponieważ wtedy to do ciebie dociera: być może wiedział. Być może najpierw pomyślał o tobie. I nie wezwał cię nie dlatego, że sądził, iż nie będzie ci zależało ale dlatego, że wiedział, iż będzie ci zależało tak bardzo, że nie pozwoliłbyś mu tego zrobić.

Ponieważ wiedział, że gdyby wezwał właśnie ciebie, rzuciłbyś wszystko i przybiegł do jego gabinetu – tak jak teraz rzuciłeś wszystko, by siedzieć u jego boku i czekać, aż otworzy oczy. Zna cię. Przyszedłbyś do niego, zanim zdążyłby wbić nóż do gniazdka. Wszystko byś zepsuł.

Chciałbyś, by ci na to pozwolił.

Przypomina ci się coś jeszcze, co Cuddy powiedziała wczorajszej nocy: on nie wie, że tu jesteś.

Nie sądzisz, by miała rację.

- Myślę, że wiedziałeś, gdzie będę – mówisz mu.

Wiedział, że go nie zignorujesz. Wiedział, że będziesz siedział u jego boku, czekając, aż się obudzi. Kiedy otworzy oczy, nie będzie zaskoczony twoja obecnością; zdziwiłoby go, gdyby cię tu nie było.

Jak zwykle, wiedział o tym cały czas.

- Wygrałeś, House – mówisz do niego.

Jego twarz pozostaje nieruchoma jak głaz.

Z braku innego zajęcia zaczynasz czekać.

5:31 AM

Myślisz o tym, co mu powiesz, gdy się obudzi. Do głowy przychodzą ci dwie rzeczy. Jedna jest łatwa, druga trudna.

Zastanawiasz się, którą z nich wybierzesz.

5:42 AM

- Idę po kawę – mówisz do jego ciała. – Nie obudź się, gdy mnie tu nie będzie.

Ale brzmi to całkiem prawdopodobnie w jego przypadku, więc przebiegasz całą drogę do maszyny i z powrotem. Kiedy wracasz, nie ruszył się.

Ale to zrobi, prawda?

Obudzi się?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Este
Bad Wolf
Bad Wolf


Dołączył: 31 Maj 2008
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:46, 19 Kwi 2009    Temat postu:

Świetne tłumaczenie, ma swój klimat Dobrze oddajesz uczucia Wilsona, opisy są realistyczne, a opowiadanie naprawdę wciąga.

Cytat:
Ludzie, których starałeś się unikać – anonimowe postaci o pustych oczach i zdesperowanych twarzach, zbyt pochłonięte w swoich prywatnych piekłach by myśleć o jedzeniu czy odpoczynku – teraz wyglądają znajomo. Rozpoznajesz ich twarze tak, jak tę, którą zauważasz w odbiciach szklanych drzwi, gdy biegniesz w dół korytarza.

Ci ludzie stali się teraz twoimi ludźmi. Teraz jesteś częścią „rodziny”.

Wilson, po drugiej stronie szpitalnego podziału ról. Który jest w tej sytuacji tak naprawdę już nie pierwszy raz, ale chyba dopiero teraz zdaje sobie z tego sprawę.

Cytat:
- Myślę, że wiedziałeś, gdzie będę – mówisz mu.

Jak zawsze przy jego boku, tam, gdzie twoje miejsce, Jimmy

Naprawdę dobra robota. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy i mam nadzieję, że kiedyś coś jeszcze przetłumaczysz, bo świetnie ci to wychodzi

Pozdrawiam
Este


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Nie 17:57, 19 Kwi 2009    Temat postu:

Świetny fik . Wciągnęłam się i chyba nie wytrzymam - zerknę do oryginału... Nie wiem, czemu dopiero teraz to odkryłam .

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:17, 19 Kwi 2009    Temat postu:

Świetne. Piękna część. Czekam na kolejną

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hime47
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 11 Gru 2008
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Baker Street 221b
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:49, 26 Kwi 2009    Temat postu:

Dwanaście i pół godziny ~[link widoczny dla zalogowanych]

Część szósta:

5:58 AM

Twoje serce znów zaczyna bić szybciej i zastanawiasz się nad odmówieniem modlitwy. Oczywiście, od lat tego nie robiłeś. Nie jesteś nawet pewien, czy pamiętasz jak się to robi. Ale jeśli istnieje coś takiego, jak czas na modlitwę, to nadszedł właśnie teraz. Jeśli istnieje ktoś, kto tych modlitw wysłuchuje, mógłbyś to wykorzystać.

Ale siedzisz obok House’a i ten fakt cię powstrzymuje.

Siedzisz więc sztywno i nagle zauważasz, że gdy jesteś wystarczająco cicho możesz słyszeć, jak oddycha.

Starasz się nie wydawać żadnego dźwięku i wsłuchujesz się w jego oddech dopóki nie czujesz, że ty także możesz oddychać.

6:01 AM

Słyszysz szum otwieranych drzwi i odwracasz się, by zobaczyć młodą, nieco zaspaną pielęgniarkę wchodzącą do sali. – Och, doktor Wilson! – mówi, widocznie zaskoczona faktem, iż w pomieszczeniu oprócz jej pacjenta jest ktoś jeszcze.

- Dzień dobry – mówisz, uśmiechając się najlepiej jak potrafisz. Ze wstydem uświadamiasz sobie, że nie znasz jej imienia. Jesteś niemal pewien, że jest tu nowa, ale to żadna wymówka, szczególnie iż ona wie już, kim jesteś. Lub po prostu wie, kim jest House, jak wszyscy w Princeton-Plainsboro, i słyszała, że jedyną osobą, która przebywa z nim z własnej woli jesteś ty.

- Nie odzyskał przytomności w ciągu ostatniej godziny? – pyta.

- Uch, nie. Nie odzyskał – coś przychodzi ci do głowy. – Słuchaj, um... czy mogłabyś się dowiedzieć czegoś na temat pacjenta doktora House’a? Ostatnią diagnozą, o której słyszałem, był rak i prawdopodobnie będę musiał porozmawiać później z jego zespołem.

- Zaraz sprawdzę – odpowiada natychmiast pielęgniarka (niemal zbyt chętnie; prawdopodobnie nie miała jeszcze do czynienia z przytomną wersją House’a i nauczyła się go unikać) i niemal wybiega z sali.

Minuty mijają, ty czekasz. – Rzeczy, które robię dla ciebie – mówisz House’owi tylko po to, by się czymś zająć.

Cytat:
Ji: Krótko, wiem. Ale ludu, za tydzień matura!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:29, 26 Kwi 2009    Temat postu:

Cytat:
Starasz się nie wydawać żadnego dźwięku i wsłuchujesz się w jego oddech dopóki nie czujesz, że ty także możesz oddychać.

Piękne

Cytat:
Lub po prostu wie, kim jest House, jak wszyscy w Princeton-Plainsboro, i słyszała, że jedyną osobą, która przebywa z nim z własnej woli jesteś ty.

Ej, jeszcze Cuddy... I jeszcze kiedyś Cameron... I nie zapominajmy o Hektorze

A tak poważnie, to ładna część tylko co tu dużo mówić... krótka. Eh, kochana matura to bzdura, przekonasz się o tym za niecały rok przy pierwszej sesji A puki co... powodzenia!

Pozdrawiam
g


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ciacho
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 13 Mar 2009
Posty: 968
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Princeton :P
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:44, 26 Kwi 2009    Temat postu:

Bardzo ciekawy fik.
Jestem ciekawa jak się potoczy dalej. tj. oglądałam odcinke, ale w fiku wszystko może się zmienić. Czekam na kolejną część


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hime47
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 11 Gru 2008
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Baker Street 221b
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 13:19, 27 Kwi 2009    Temat postu:

Cytat:
Ji: I w ten sposób moje postanowienie o powstrzymaniu się od pisania trafił szlag. Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni. Bo ja tak.

Dwanaście i pół godziny ~[link widoczny dla zalogowanych]

Część siódma:

6:13 AM

Drzwi się rozsuwają i wraca pielęgniarka. – Doktorze Wilson, zajrzałam do obu pacjentów doktora House’a i obawiam się...

- Obu?

- Tak, obu. Przypadek, o którym wspomniał pan wcześniej, pacjent ze skrzywieniem kręgosłupa oraz pacjent, który... – zauważasz, że spogląda na House’a – który... został porażony prądem... po odniesieniu obrażeń w trakcie wypadku samochodowego.

Boże. Jak mogłeś zapomnieć, od czego to wszystko się zaczęło? – Ten drugi pacjent... jaki jest jego stan?

Pielęgniarka znów spogląda na House’a i zniża głos niemal do szeptu, jakby nie chciała, by ją usłyszał. – Doktorze Wilson... on umiera.

Nie odpowiadasz.

- Lekarze robią wszystko, co w ich mocy, ale obrażenia wewnętrzne były zbyt rozległe jeszcze przed porażeniem... to prawdopodobnie kwestia godzin.

Nie jesteś w stanie nic powiedzieć.

- Co do pierwszego pacjenta...

- Nieważne – przerywasz jej, twój głos jest zbyt donośny w nagle skurczonym pomieszczeniu. Pielęgniarka patrzy na ciebie, zaskoczona. – Skonsultuję się później z doktor Cuddy – kontynuujesz, słowa wypowiadane jakby przez nieproszonego gościa dzwonią ci w uszach. – Dziękuję.

- Och... dobrze – odpowiada, zmieszana. – Cóż, więc... zajrzę tu później – wycofuje się z sali i odchodzi w dół korytarza.

6:16 AM

Siedzisz nieruchomo i patrzysz, jak wychodzi. Kiedy znika za zakrętem, wstajesz i idziesz wzdłuż korytarza. Wchodzisz do męskiej toalety, skręcasz w najbliższą kabinę, nachylasz się nad muszlą i wymiotujesz.

Kiedy kończysz, czekasz kolejną minutę, aż przestaniesz się trząść. Potem wychodzisz z kabiny, myjesz ręce, opłukujesz usta, myjesz twarz. I raz jeszcze, szczególnie wokół oczu; przeczesujesz dłońmi włosy, dopóki nie zaczynają wyglądać nieco lepiej.

Patrzysz na swoje odbicie w lustrze. Nie wyglądasz już tak okropnie.

Wracasz do sali House’a. Nie siadasz na krześle, stajesz tuż obok jego łóżka, nad poduszką, na której spoczywa jego wymizerowana twarz.

- Zanim zrobiłeś jedną z najgłupszych rzeczy w swojej długie i zróżnicowanej karierze idiotycznych decyzji – informujesz go – ostatnią rzeczą, jaką powiedziałem do ciebie było „Tak, Detroit, życie po śmierci. To samo.” Nie pozwolę na to, by coś tak głupiego okazało się ostatnimi słowami, jakie ode mnie usłyszysz.

Kiedy milkniesz, możesz słyszeć, jak oddycha. Niemal jakby się z tobą zgadzał.

- Zanim to zrobiłeś, nie brałeś udziału w żadnym wypadku. Pomijając regularnie torturowaną wątrobę, nie masz żadnych obrażeń wewnętrznych. Nie jesteś taki, jak twój pacjent, i nie umrzesz.

Nadal oddycha.

- Mam nadzieję, że się rozumiemy – mówisz i siadasz na krześle obok.

6:48 AM

Patrzenie na jego poparzoną dłoń boli, ale i tak to robisz. Wyciągasz nawet rękę, aby... aby co? Aby dokładniej przyjrzeć się ranie? Dotknąć jego palców? Czy po prostu przykryć jego dłoń swoją? Ale wtedy przyłapujesz się na tym i cofasz rękę.

- Jesteś idiotą – mówisz mu w zamian. To jest łatwa rzecz do powiedzenia, tak łatwa, że mówisz ją ponownie. – Jesteś idiotą – powtarzasz. – ale...

Ale...

...nie. Nie możesz tego zrobić. Są dwie rzeczy, które chcesz mu powiedzieć, łatwa i trudna. I to jest ta trudna. I nie możesz jej powiedzieć, nie teraz. Jeszcze nie.

Czekasz dalej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ciacho
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 13 Mar 2009
Posty: 968
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Princeton :P
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 13:27, 27 Kwi 2009    Temat postu:

Bardzo krutka część, ale ile uczuć jest w niej widocznych
Cytat:
- Jesteś idiotą – mówisz mu w zamian. To jest łatwa rzecz do powiedzenia, tak łatwa, że mówisz ją ponownie. – Jesteś idiotą – powtarzasz. – ale...


Wydaje mi się, że jak ktoś już tak do House'a mówi (nie wazne czy jest przytomny czy nie) to chce mu powiedzieć - kocham Cię


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:50, 27 Kwi 2009    Temat postu:

Cytat:
- Zanim zrobiłeś jedną z najgłupszych rzeczy w swojej długie i zróżnicowanej karierze idiotycznych decyzji – informujesz go – ostatnią rzeczą, jaką powiedziałem do ciebie było „Tak, Detroit, życie po śmierci. To samo.” Nie pozwolę na to, by coś tak głupiego okazało się ostatnimi słowami, jakie ode mnie usłyszysz.
Kiedy milkniesz, możesz słyszeć, jak oddycha. Niemal jakby się z tobą zgadzał.

To byłyby rzeczywiście głupie ostatnie słowa.

Cytat:
- Zanim to zrobiłeś, nie brałeś udziału w żadnym wypadku. Pomijając regularnie torturowaną wątrobę, nie masz żadnych obrażeń wewnętrznych. Nie jesteś taki, jak twój pacjent, i nie umrzesz.
Nadal oddycha.
- Mam nadzieję, że się rozumiemy – mówisz i siadasz na krześle obok.

Bo on nie może umrzeć. Bez niego nie masz po co żyć.

Cytat:
- Jesteś idiotą – mówisz mu w zamian. To jest łatwa rzecz do powiedzenia, tak łatwa, że mówisz ją ponownie. – Jesteś idiotą – powtarzasz. – ale...
Ale...
...nie. Nie możesz tego zrobić. Są dwie rzeczy, które chcesz mu powiedzieć, łatwa i trudna. I to jest ta trudna. I nie możesz jej powiedzieć, nie teraz. Jeszcze nie.
Czekasz dalej.

Oj chyba wiem co chce powiedzieć... I bardzo chcę, żeby to powiedział. Ale wtedy kiedy House będzie mógł go już usłyszeć.

Bardzo podobała mi się ta część.

Pozdrawiam
g


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hime47
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 11 Gru 2008
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Baker Street 221b
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 2:27, 21 Sty 2010    Temat postu:

Cytat:
Ji: Zabijcie mnie. No bo jak mogłam zaniedbać to tłumaczenie? Leży u mnie na twardym dysku już jakiś czas. Bardzo długi czas. Nie wiem, jak działa przechowalnia, ale pomyślałam sobie, mam przetłumaczone, czemu nie dokończyć raz zaczętej pracy?

Dużo się w życiu zmieniło w międzyczasie. Ot, chociażby zastudenciłam. Filologia angielska wbrew pozorom bułką z masłem nie jest. No i SESJA...

Ale mniejsza z tym. Postaram się co mnajmniej raz w tygodniu dodawać nową część. Tymczasem, życzę przyjemnego czytania.

Zasady pozostają te same: błędy? Krzyczeć. Poprawię.

Dwanaście i pół godziny ~[link widoczny dla zalogowanych]

Część ósma:

7:34 AM

Drzwi otwierają się ponownie; odwracasz się, sądząc, że to znów ta bezimienna pielęgniarka. Mylisz się.

- Co za niespodzianka - mówi sucho doktor Cuddy, jej ciemne loki podskakują w takt jej kroków. - Dzień dobry, doktorze Wilson.

- Dzień dobry, Cuddy - odpowiadasz cicho.

Przygląda się uważnie twojej twarzy. - Właściwie, jestem zaskoczona. Wyglądasz, jakbyś w przeciągu ostatnich dwunastu godzin był w domu.

Wymieniacie pokerowe spojrzenia. Nic jej nie powiesz. - Doktor Cuddy, jeśli jest coś...

Przerywa ci, rzucając w twoją stronę grubą teczkę. - To dokumenty pacjenta House'a, tego chorego na raka - mówi - który, według wyników ostatnich badań, prawdopodobnie nie jest na niego chory - westchnęła cicho.

- Rozumiem.

- Ktoś musi go zdiagnozować. Chcę, żebyś spotkał się z zespołem House'a o ósmej i im pomógł.

Jej oczy podążają za twoim wzrokiem, który prowadzi do twarzy House'a.

- Tak, Wilson - mówi. - Mówię ci, żebyś go zostawił samego. Prawdopodobnie na całą godzinę.

- Zostaniesz z nim?

- Właściwie planowałam spędzić ten dzień na zarządzaniu szpitalem - unosi brwi. - Ósma - odwraca się, gotowa do wyjścia.

- Poczekaj.

Odwraca się ponownie i patrzy na ciebie. Przełykasz ślinę. - Czy wiesz coś na temat... drugiego pacjenta House'a? Tego od noża?

Jej twarz łagodnieje. - Z tego, co słyszałam - mówi - jeszcze żyje.

Nie odpowiadasz.

- Wiesz, że oni nie są tacy sami.

- Wiem.

Cisza. Nagle Cuddy mówi: - Jego zespół liczy na ciebie. Bez twojej pomocy nic nie zrobią.

- Ósma - mówisz jej. - Będę tam.

- Tak - odpowiada. - Wiem, że będziesz. - Jej obcasy stukają o podłogę, gdy wychodzi.

8:02 AM

Już na korytarzu słyszysz grupę kandydatów wymieniających się teoriami na temat House'a, spekulujących nad tym, co się stało i dlaczego. Rozmowa brzmi jak skondensowana wersja myśli, które pojawiały się w twojej głowie od chwili, kiedy zadzwoniła Cuddy. Otwierasz drzwi w momencie, kiedy blondwłosa kandydatka, Amber, mówi: - Zakładam, że...

- Niczego nie zakładaj - przerywasz jej, wchodząc do środka. Tylko tyle możesz zaoferować; to najlepsza rada, jaką możesz dać po tych wszystkich latach znajomości z Housem. - Nie wpadnij w tę pułapkę.

Inny lekarz pyta: - Co z nim?

Zastanawiasz się chwilę nad odpowiedzią. - Ma bardzo poparzoną dłoń... - co możesz im powiedzieć? - Jego serce zatrzymało się prawie na minutę. Wasza... reanimacja była bardzo pomocna - nie wiesz, co mówisz. Jesteś na lekarskim autopilocie. - Ale... nie odzyskał jeszcze przytomności.

Patrzą na ciebie ze swoich miejsc jak uczniowie wpatrzeni w nauczyciela. To nie tu powinieneś być. Czy nie widzą tego, kiedy patrzą na twoją twarz?

Nie przestawaj mówić. - Więc... skoro jesteście tu wszyscy, powinniśmy porozmawiać o waszym pacjencie - Cuddy byłaby z ciebie dumna. - Czysta wydzielina z płuc oznacza, że raczej nie jest to rak, więc byłoby miło, gdybyśmy wpadli na jakiś nowy pomysł.

Nikt nic nie mówi. Czekasz, aż ktoś przerwie ciszę, ale żaden z kandydatów się nie odzywa, oglądają się tylko na siebie nawzajem, wyraźnie zmieszani.

Czy nie widzą, jak bardzo jesteś zagubiony?

Czy nie widzą, jak bardzo go potrzebujesz?

8:41 AM

W końcu decydujecie się na eozynofilowe zapalenie płuc. Nie jest to diagnoza idealna, ale najlepsza, na jaką wpadł zespół. Podałeś pacjentowi cyklofosfamid, ponieważ to właśnie zrobiłby House. Masz ochotę na kawę.

Ale zanim po nią pójdziesz, zaglądasz do jego sali, w razie gdyby się obudził.

Nie obudził się.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Hime47 dnia Czw 2:30, 21 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
soft
Pulmonolog
Pulmonolog


Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 1128
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: tu te truskawki?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:21, 21 Sty 2010    Temat postu:

Jej, to tłumaczenie już wcześniej pokochałam całym serduchem i żałowałam, że tak niedokończone jest. A tu nagle...
Co by tu napisać? Prócz tego, że opowiadanie naprawdę mi się podoba.

Trochę mi to poprawiło mój marny humor.

Mam nadzieję, że jakoś za niedługo będziemy mogły przeczytać kolejną część ;3


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
dr dom
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 27 Sie 2009
Posty: 282
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:31, 21 Sty 2010    Temat postu:

To jest boskie Nie mogę się od tego oderwać. Tylko ta Cuddy mnie z lekka denerwuję .Genialny fic i genialne tłumaczenie.Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy .

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hime47
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 11 Gru 2008
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Baker Street 221b
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:46, 22 Sty 2010    Temat postu:

Cytat:
Ji: Miałam za tydzień, ale wrzucam teraz. Powód? Świętuję.

ZDAŁAM EGZAMIN PRAKTYCZNY NA PRAWO JAZDY!!! XD XD XD

Do pięciu razy sztuka.

Zasady pozostają te same: błędy? Krzyczeć. Poprawię.

Dwanaście i pół godziny ~[link widoczny dla zalogowanych]

Część dziewiąta:

8:59 AM

Wypiłeś połowę kawy, kiedy otwierają się drzwi. Tym razem to pielęgniarka. - Dzień dobry raz jeszcze, doktorze Wilson - mówi z uśmiechem, zamykając drzwi.

Coś w tym wesołym, niemal opiekuńczym sposobie, w jakim to powiedziała, niezbyt ci się podoba. Jakby uważała za zabawny fakt, że nadal tu jesteś, trzy godziny od waszego poprzedniego spotkania.

Siedziałeś, kiedy otworzyła drzwi, ale coś jeszcze w jej głosie powoduje, że wstajesz. - Dzień dobry.

- Czy odzyskał przytomność, odkąd...?

- Nie - odpowiadasz zwięźle.

- Rozumiem - zapisuje coś na tabliczce, potem znów patrzy na ciebie. - Doktorze Wilson? Jest... coś jeszcze.

- Tak?

- Ten drugi pacjent doktora House'a, z wypadku samochodowego - po raz kolejny zniża głos - nie żyje.

Odruchowo - twoje ciało reaguje bez pomocy mózgu - odwracasz się i patrzysz na House'a.

I kiedy patrzysz na niego, widzisz ruchy jego klatki piersiowej, unoszącej się i opadającej w rytm oddechu. Zauważasz pierwsze oznaki koloru na jego twarzy.

Nie wygląda juz jak trup, którego przypominał ci o piątej rano.

Wygląda, zauważasz po raz pierwszy, jakby miał z tego wyjść.

Odwracasz się znów do pielęgniarki, której imienia nie znasz i nie chcesz znać, która może wziąć sobie tę pieprzoną tabliczkę i zmartwione szepty i, jeśli chodzi o ciebie, pójść w cholerę; zmrażasz na miejscu spojrzeniem, którego nawet Cuddy nie potrafi naśladować.

- Wyjdź stąd - mówisz jej. - Zajmę sie tym.

Pielęgniarka robi krok w tył. Jest nowa, nie wie, jak radzić sobie z otwartym sprzeciwem. - Jest... jest pan pewien?

Przechodzisz przez pokój i otwierasz jej drzwi. - Zupełnie.

Patrzy na ciebie. Wskazujesz głową wyjście.

- Cóż, dobrze - mówi w końcu. - Ja... dobrze. Dziękuję, doktorze Wilson.

- Nie ma za co.

Kiedy wychodzi, zamykasz za nią drzwi. Potem odwracasz się do House'a, z rękami na biodrach.

- House, jest godzina - sprawdzasz zegarek - dwie po dziewiątej. Będę tu stał - mówisz mu - dopóki się nie obudzisz. Nie wyjdę. Nawet nie siądę. Nie będę robił niczego innego; będę tu stał i czekał, aż otworzysz oczy - wypijasz łyk kawy. - Lepiej się pospiesz.

9:13 AM

Dokańczasz kawę. Marzysz o kolejnym kubku, ale nie masz zamiaru wyjść, nie teraz.

9:21 AM

Wydaje ci się, że jego twarz straciła nieco z popielatego koloru.

Nie siadasz.

9:33 AM

Jego oddech zaczyna być głębszy i spokojniejszy.

Nie siadasz.

9:45 AM

Zauważasz drgnięcie jego lewej dłoni; potem, po chwili, kolejne.

Dopiero po kilku sekundach uświadamiasz sobie, że pomiędzy tymi drgnięciami wstrzymywałeś oddech.

9:46 AM

Jego głowa się porusza.

Ty nie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Hime47 dnia Śro 21:35, 27 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ot_taka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 08 Gru 2009
Posty: 259
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: stamtąd
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:12, 22 Sty 2010    Temat postu:

Jakoś ciągle mi coś przerywało kiedy próbowałam to komentować... A jest doskonałe, świetnie się czyta.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hime47
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 11 Gru 2008
Posty: 69
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Baker Street 221b
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:40, 29 Sty 2010    Temat postu:

Cytat:
Ji: C'est tout. Ostatnia część. Koniec. Kropka. Zabieram się teraz za tłumaczenie Holmesowskiego opowiadania. Może tym razem skończę szybciej...

Komentarze mile widziane.

Zasady pozostają te same: błędy? Krzyczeć. Poprawię.

Dwanaście i pół godziny ~[link widoczny dla zalogowanych]

Część dziesiąta i ostatnia:

9:47 AM

House powoli otwiera oczy.

I oto nagle są, w twojej głowie, dwie rzeczy, które możesz mu powiedzieć. Ta łatwa i ta trudna. I nie wiesz, którą z nich wybierzesz, dopóki jej nie wypowiadasz.

Wpatruje się w sufit. Otwierasz usta.

- Jesteś idiotą - mówisz. - Prawie się zabiłeś.

Jego wzrok przenosi się z sufitu na twoją twarz. Tak jak przewidywałeś, nie jest zaskoczony twoją obecnością.

Jego głos jest ochrypły, zgrzytający, żałosna parodia jego charakterystychnego, sakrastycznego pomruku. - O to właśnie chodziło - mówi z trudem.

- Chciałeś się zabić?

Zanim ta przerażająca myśl zdąży się zagnieździć, poprawia cię: - Chciałem prawie się zabić - bierze powolny wdech, jakby nie był jeszcze pewien, jak się oddycha, i musuał ćwiczyć. Potem pyta: - Co z nim... Lepiej?

I to wszystko. Ponieważ to House, tylko tyle możesz się od niego dowiedzieć. Możesz go zapytać, dlaczego to zrobił; możesz zapytać, co widział - to nie ma znaczenia, nie odpowie. Możesz go zmuszać, możesz grozić, nawet próbować przemówić mu do rozsądku - i robisz to, próbujesz kilkakrotnie - nie odpowiada.

- House, musimy o tym porozmawiać - mówisz mu, ale on cię ignoruje i mówi o pacjencie. Zafascynowany swoimi zagadkami, jak każdego innego dnia, jakby ostatnie dwanaście i pół godziny nie miało miejsca.

I teraz wiesz, że wybrałeś źle, kiedy wypowiedziałeś łatwe słowa zamiast tych trudnych. Może gdybyś wybrał tę drugą opcję, to "coś", co wciąż wisi pomiędzy wami w powietrzu i czeka, aż to wypowiesz - tak jak czekało przez dwanaście i pół godziny, a przedtem przez dwanaście i pół roku - może gdybyś to powiedział, zaskoczyłbyś go. I może by cię wysłuchał; może by ci odpowiedział.

Ale wybrałeś łatwiejsze wyjście z sytuacji i teraz jest już za późno.

W końcu się poddajesz. - Samo patrzenie na ciebie boli - mówisz mu, ponieważ to prawda; odwracasz się od niego i zajmujesz jego kartą, jak to robią lekarze. - Zapiszę dodatkowe środki przeciwbólowe.

- Kocham cię - mówi.

I nagle czujesz się niewypowiedzianie zmęczony, prawdopodobnie bardziej, niż kiedykolwiek, i zastanawiasz się, dlaczego cię to zaskoczyło. Zastanawiasz się, dlaczego tego nie przewidziałeś - że on to powie, to "coś", co czekało tak długo; słowa, ktore chciałeś wypowiedzieć, próbowałeś wypowiedzieć i nie mogłeś wypowiedzieć nawet wtedy, kiedy tego potrzebowałeś - słowa, które stanowiły sens nie tylko ostatnich dwunastu godzin, ale i ostatnich dwunastu lat twojego życia - że on je uchwyci i wypowie. Wyrzuci z siebie bez większego wysiłku, jak wiele innych słów, jak kolejny żart o sobie i swoim bólu, nie pozostawiając tobie niczego. Nie potrafisz wyobrazić sobie, co byłoby dla niego bardziej charakterystyczne, niż takie zachowanie.

Chociaż...

Wszyscy kłamią. Jedna z Zasad House'a, którą przypisuje wszystkim oprócz siebie. Ale jeśli chodzi o niego, zadziwiający nie jest fakt, że często kłamie.

Tylko to, że raz na jakiś czas mówi prawdę.

Wzruszasz więc ramionami, by wiedział, że go słyszałeś, i zapisujesz coś na jego karcie, by nie widział twojej twarzy. A potem, na sekundę, podnosisz wzrok i patrzysz na niego.

On patrzy na ciebie.

Patrzy i czeka. Tak, jak ty czekałeś na niego.

Wasze spojrzenia spotykają się; jego nie mówi ci absolutnie nic. Uświadamiasz sobie, że nigdy nie będziesz pewien. Nie powie ci nic więcej - nie ma sensu odpowiadać. Musisz zaakceptować fakt, że są rzeczy, których nigdy się nie dowiesz.

Ale możesz mieć nadzieję.

Bierzesz więc wspomnienie jego słów i ukrywasz je w zakamarkach swojego umysłu, gdzie nikt oprócz ciebie go nie znajdzie. Nikt inny tego nie zrozumie, ale i nie musi rozumieć.

Kiedy odkładasz kartę House'a i znów na niego patrzysz, jego oczy są zamknięte a oddech głęboki i regularny. Usnął.

Powoli wyciągasz lewą rękę. Potem ostrożnie przykrywasz jego poparzoną dłoń swoją.

Nie odsuwa się.

Zostajesz tak przez długi czas.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin