Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fic: Kara (Hilson - friendship only !!!)
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:35, 08 Lut 2008    Temat postu: Fic: Kara (Hilson - friendship only !!!)

Kategoria: friendship


Zweryfikowane przez Richie117

Cytat:
Wiem, że teraz miało być o Huddy, ale ten fic dosłownie powalił mnie na kolana i doprowadził do łez... Więc tak z biegu tłumaczę i wrzucam pierwszy kawałek


Tytuł: Kara ([link widoczny dla zalogowanych])
Autor: Medic_girl
Tłumaczenie: moje
Para: House-Wilson
Streszczenie: Ktoś ma do House'a pretensje. Jak zwykle - Wilson obrywa


CZĘŚĆ I

House spał, chrapiąc jak zwykle, kiedy jakieś poruszenie w salonie wyrwało go ze snu. Usiadł na łóżku, słysząc kolejny łomot, podniesione głosy i ciężkie kroki. A potem dźwięk, który zmroził mu krew w żyłach: Wilson krzyczał z bólu. Albo ze strachu. W każdym razie nie był to krzyk z rodzaju: Miałem straszny sen albo Potknąłem się w drodze do łazienki. To było coś znacznie więcej niż Właśnie złamałem nogę lub O cholera, są tu jeźdźcy Apokalipsy i to już koniec świata!.

Nie szukając laski, złapał wiszące na oparciu ubranie, i pognał, kulejąc, do drzwi.
- Wilson? Co ty wyprawiasz? Nie wiesz, że niektórzy ludzie próbują spać?

Szarpnięciem otwarł drzwi, spodziewając się zobaczyć... cóż, nie był pewien, czego oczekiwał, ale na pewno nie trzech umięśnionych mężczyzn, stojących wokół jego kanapy. Jeden z nich trzymał Wilsona w duszącym uścisku, przystawiając mu nóż do piersi. Z nosa Wilsona płynęła krew, a doświadczenie medyczne mówiło House'owi, że prawdopodobnie nos został złamany. Wilson napotkał jego wzrok i House zapomniał o profesjonalnym podejściu. Wymienili spojrzenia pełne strachu, bólu i zmieszania.
- Co-co to ma znaczyć? - wychrypiał House. - Zostawcie go. Kim jesteście?

Najwyższy, wyglądający groźnie biały mężczyzna w czarnych jeansach i obcisłym czarnym t-shirtcie, przejął Wilsona od faceta, który trzymał go do tej pory, otaczając ręką jego gardło. Wilson zesztywniał, i House obawiał się przez moment, że będzie próbował walczyć. "Nie rób tego" - próbował powiedzieć spojrzeniem. - "Ten gość ma osiem stóp wzrostu i mógłby złamać ci kręgosłup jak wykałaczkę!" Najwidoczniej jednak, Wilson nie miał tyle głupiej odwagi, jak House sądził, bo nie walczył.
- Puść go! - zażądał House.

Drugi mężczyzna, ten, który początkowo trzymał Wilsona, uśmiechnął się niebezpiecznie.
- Nie ty tu jesteś od wydawania rozkazów, doktorze House. Przedstawienie dopiero się rozpoczęło. Siadaj na tamtym krześle, jeśli nie chcesz mieć kłopotów. Mam rację, doktorze Wilson?
Wilson nie zamierzał odpowiedzieć, więc jego oprawca chwycił go za głowę i energicznie potrząsnął nią z boku na bok. House pokuśtykał w kierunku kuchennego krzesła, które mu wskazano, myśląc intensywnie o całej tej sytuacji. Tamten trzymał Wilsona za kark, najbardziej kruchą i ważną dla życia część ciała. Drugi miał nóż, a trzeci miał nieprzyjemnie duży rewolwer, zatknięty za pasek. Jak na razie, House nie mógł znaleźć żadnego wyjścia z sytuacji. Najlepiej po prostu dowiedzieć się, czego oni chcą.
- Okay, siedzę. Co teraz? Jimmy'emu będzie trochę trudno zrobić nam kawy, jeśli będziesz go tak trzymać. Dlaczego go nie puścisz i wtedy pogadamy.

Nikt się nie odezwał, żeby mu odpowiedzieć, ale niższy mężczyzna, ten z bronią, kręcił się za nim. House próbował mieć go na oku, ale nie mógł nie mógł patrzeć równocześnie na niego i na Wilsona, a kontakt wzrokowy wydawał się być jedyną rzeczą, powstrzymującą Wilsona od całkowitej paniki. Chciał coś powiedzieć, rzucić jakiś dowcip, żeby choć trochę rozładować atmosferę, ale w tej chwili nic nie przychodziło mu do głowy. Może z wyjątkiem żałosnego "Dlaczego kura przechodzi przez ulicę", jeszcze z czasów, gdy miał pięć lat - nic nawet trochę śmiesznego nie przychodziło mu na myśl. Chciał powiedzieć Wilsonowi, że wszystko będzie dobrze, że wszystko będzie w porządku, ale miał głębokie, obrzydliwe uczucie, że byłoby to kłamstwo. Miał nadzieję, że jego oczy dodają mu choć trochę otuchy, ale nie był o tym przekonany.

Wydał zdławiony odgłos, kiedy brutalne dłonie złapały go za ręce i wykręciły je do tyłu. Coś zacisnęło się wokół nich, o wiele za mocno, rozcinając skórę. Zapięcia do kabli, dotarło do niego, gdy dwie kolejne przymocowały jego ręce do boków krzesła. House szarpnął nimi, ale ani drgnęły. Jego oprawca wrócił do pracy, mocując jego kostki do nóg krzesła. Minęły godziny, od kiedy wziął ostatni vicodin i jego udo płonęło, ale w tym momencie miał większe zmartwienie.
- Okay, to gra w policjantów i złodziei? Ale muszę wiedzieć, czy jestem dobrym czy złym gościem, jeśli mam dobrze grać.

Jeden z nich, Larry, obrócił się w jego stronę i z nadludzką siłą wbił pięść w brzuch Wilsona. Wilson stracił oddech i próbował skulić się, by rozluźnić mięśnie i złagodzić ból, ale drugi gość, Curly, chwycił go, utrzymując jego mięśnie w napięciu.
- Hej! - wrzasnął House. - Zostaw go!
Próbował się podnieść, ale sprężyste kawałki plastiku zatrzymały go na miejscu, a krew zaczęła kapać z jego nadgarstków. Larry uśmiechnął się do niego złowrogo, po czym odchylił się w tył i wyprowadził kolejny bolesny cios w bok Wilsona, dokładnie w jego nerki.

Mając zaledwie tyle powietrza, by zachować przytomność, nie mógł krzyknąć z bólu, więc wydał tylko zduszony lęk. Rozejrzał się, szukając wzroku House'a, szukając otuchy w fakcie, że jest jedna osoba w tym pomieszczeniu, która nie chce wyrządzić mu krzywdy. House wiercił się na krześle, desperacko próbując się uwolnić. Musiał pomóc Wilsonowi, nie mógł tak po prostu pozwolić tym draniom go krzywdzić. Krzesło, na którym siedział zaczęło się chwiać, jakby miało się przewrócić, i Wilson wykonał instynktowny ruch, by je złapać. Curly chwycił go jeszcze mocniej, a Moe, który ciągle stał obok House'a, chwycił krzesło i postawił je.

Larry wyciągnął nóż i ciął przez pierś Wilsona.
- Nie! - wrzasnął House.
Z głębokiego cięcia popłynęła krew na biały t-shirt, a oczy Wilsona rozszerzyły się z szoku i bólu. House oszalał, pewien, że Wilson umiera, gdy krew spływała po jego piersi.
- Ludzie, czego od nas chcecie? Mam pieniądze! W kuchni, w trzeciej puszcze od prawej jest ponad tysiąc w gotówce. Weźcie co chcecie, ale zostawcie nas w spokoju.
Było tylko kilka rzeczy, które mogły rzucić House'a na kolana, w przenośni lub dosłownie, ale nie mógł zwyczajnie siedzieć i patrzeć jak ci dranie krzywdzą Wilsona.

Zignorowano jego słowa, a Larry zwrócił się do Wilsona:
- Tym razem ty oberwałeś. Następnym razem, gdy spróbujesz walczyć, zajmę się nim, zrozumiałeś?

Curly rozluźnił chwyt na gardle Wilsona na sekundę, wystarczająco długo, by zdąrzył szepnąć:
- Tak.

cdn...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Wto 2:12, 02 Gru 2008, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Pią 21:04, 08 Lut 2008    Temat postu:

Przepraszam, ale... O CO W TYM WSZYSTKIM DO CHOLERY CHODZI??? Już nic nie rozumiem... I przepraszam za gwałtowną reakcję - na czymś musiałam się wyżyć. Czemu nie na klawiaturze?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dżuczek
Wieczny Rezydent


Dołączył: 22 Wrz 2007
Posty: 862
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 14 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Stąd

PostWysłany: Pią 21:07, 08 Lut 2008    Temat postu:

O rany Mocne :!: Jestem pod wrażeniem... nie wiem nawet czy wolno mi tu komentować...szok...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:55, 08 Lut 2008    Temat postu:

O cholera, są tu jeźdźcy Apokalipsy i to już koniec świata! ehym, tak nigdy nie krzyczałam ;D ale potrafię sobie to wyobrazić...

ale... o co chodzi?
biedny Wilson

wyobrazam sobie jakby taki byl odcinek

hmmm i powinien wejsc detektyw Taylor albo ktos inny z CSI i ich uratowac ;pp


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Huragius
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: oddział zamknięty

PostWysłany: Pią 23:22, 08 Lut 2008    Temat postu:

To co najbardziej tutaj mi się podoba to to, że House ma Housowate teksty:

Cytat:
Jimmy'emu będzie trochę trudno zrobić nam kawy, jeśli będziesz go tak trzymać. Dlaczego go nie puścisz i wtedy pogadamy.

Ten był najlepszy. Tylko House w takim momencie mógłby się martwić brakiem dowcipów na rozładowanie atmosfery.

I popieram resztę - o co chodzi?! xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Pią 23:54, 08 Lut 2008    Temat postu:

evay napisał:
hmmm i powinien wejsc detektyw Taylor albo ktos inny z CSI i ich uratowac ;pp


Pójdźmy dalej. Niech zjawi się Supermen, Zielona Latarnia, albo inny dziwoląg z "Ligi sprawiedliwych". Tak będzie ciekawiej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bruno
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 23 Sty 2008
Posty: 568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice

PostWysłany: Sob 15:56, 09 Lut 2008    Temat postu:

Ja stawiam na Dannego
Albo Taylora też jest świetny
Fic...genialnie sie zaczął
czekam na resztę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:35, 09 Lut 2008    Temat postu:

Cytat:
Dla wszystkich, którzy nie wiedzą, o co chodzi...


CZĘŚĆ II

Moe pchnął puste krzesło, tak że zatrzymało się kilka stóp od House'a, a Curly zmusił Wilsona, żeby na nim usiadł.
- Mam cię przywiązać, czy będziesz się grzecznie zachowywał?
Trzymał nóż złowrogo skierowany w stronę House'a, więc Wilson, niezdolny wydobyć głosu, skinął pośpiesznie głową, mając nadzieję, że zostanie to odebrane jako zgoda na współpracę. Zacisnął powieki, gdy Larry przyłożył mu nóż do gardła, próbując powstrzymać westchnienie przerażenia, które chciało się wyrwać z jego ust. Uśmiechając się z wyższością na widok przerażenia, promieniującego z młodego lekarza, przesunął ostrze niżej, starannie rozcinając t-shirt na drżącym ciele. House i Wilson nieświadomie równocześnie wstrzymali oddech. Ich oczy znów się spotkały, gdy Moe przywiązywał Wilsona do krzesła, tak jak wcześniej House'a, z niebieskich krył się strach, gniew i bezradność, w brązowych - ból, strach i zmieszanie.

Zadowoleni, że ich więźniowie się nie ruszą, trzech oprychów wycofało się, by podziwiać swoje dzieło. House wykorzystał okazję, żeby przyjrzeć się rozcięciu na klatce Wilsona. Rana biegła od lewego mięśnia piersiowego aż do szczytu prawego ramienia i ledwie zagłębiała się w tkankę podskórną. Bolesne, owszem, ale nie niebezpieczne. Krwawienie już ustawało.
- W porządku? - zapytał bezgłośnie, zadowolony, że obaj potrafią czytać z ust. Nauczyli się tego w trakcie posiedzeń zarządu, i teraz było to bardzo przydatne.

- Tak mi się wydaje - odparł Wilson w ten sam sposób. - Kim oni są?

House spróbował wzruszyć ramionami, ale z powodu związanych rąk gest stracił na wymowności. Właśnie wtedy dwóch z trójki oprychów przerwało ich rozmowę.
- Doktorze House, powiedziano mi, że jesteś najlepszym diagnostykiem w kraju. Absolutnie najlepszym - przemówił Larry, ostrząc nóż o osełkę.

- Cóż, jeśli chcesz diagnozy, wystarczyło poprosić. Mogę powiedzieć, że jesteś sadystycznym psychopatą. Przykro mi, to nieuleczalne.

Curly zamachnął się na House'a, ale Larry położył mu dłoń na ramieniu.
- Spokojnie. Doktor House ma prawo do swojej opinii. I prawdopodobnie ma rację. Widocznie mamy ze sobą coś wspólnego. Poza tym nie zamierzamy podnosić dziś na niego ręki. Właśnie - jak noga? Boli? Potrzebujesz tabletki? - złapał opakowanie tabletek, leżące na stole, otwarł je i wyjął jedną. - Proszę - zaoferował House'owi.

House nie był pewien, co ma zrobić. Noga bolała jak cholera, a mimo to nie był pewien, czy chce przyjąć pigułkę, czy nie. To mógł być podstęp.

- Weź tę cholerną tabletkę, House! - krzyknął Wilson. - Możesz nie mieć kolejnej sznasy!
Larry obronił wcześniej House'a, ale najwyraźniej nie dotyczyło to Wilsona, bo Curly oderzył go w kark - wystarczająco mocno, że z jego nos znów zaczął krwawić. Wilson mógł tylko pochylić głowę do przodu, by krew nie spłynęła mu do ust. Jego gardło było spuchnięte od duszenia i w przeciwnym razie z pewnością by się udławił.

House wreszcie otworzył usta w oczekiwaniu na pigułkę i Larry wrzucił mu ją na język. House połknął ją zwinnie i powiedział:
- Więc co teraz? Zamierzasz wytłumaczyć to wszystko? Tłuczesz Wilsona, ale chcesz uśmierzyć mój ból?
Nie dodał, że żadna ilość vicodinu nie zmniejszy bólu, jaki sprawiało mu patrzenie na cierpienie Wilsona.

- To proste - odparł Larry. - Oddaję ci to, co ty dałeś mnie.

House potrząsnął głową, próbując zrozumieć sens tych słów:
- Czy my się znamy?

- Oczywiście. Nie pamiętasz?

- Co ja ci zrobiłem?

- Nic. Byłeś dla mnie wspaniały. Miły, współczujący... - Larry uśmiechnął się chłodno.

- Jesteś pewien, że to byłem ja? To wcale nie przypomina mnie.

- Okay, może to tylko pamięć płata mi figle. Ale dokładnie pamiętam, co zrobiłeś mojej żonie.

House spojrzał na Wilsona i krew w nim zamarła.
- Umarła, tak? Nie zdążyłem ułożyć puzzli i ona umarła. Spójrz, to się czasem zdarza. Wybacz, nie mogłem jej ocalić, nie jestem Bogiem! A teraz, jeśli masz coś do mnie, wyjaśnij to ze mną. Zaprowadź Wilsona do drugiego pokoju, zrób ze mną cokolwiek zaplanowałeś i skończmy z tym wreszcie!

- House! - zaprotestował Wilson.
Był przerażony, ale oferta House'a nie była żadnym rozwiązaniem. Widząc nagły ruch Curly'ego, zrobił unik, oczekując kolejnego ciosu, ale miało go to tylko nastraszyć.

Larry potrząsnął głową:
- Nie. Błąd. Ona wciąż żyje. Jedynie odniosła uraz, stała się ułamkiem dawnej siebie.

- Długa choroba może dać taki efekt. To nie jego wina - Wilson próbował bronić przyjaciela, ale został zignorowany zarówno przez House'a, jak i przez napastników.

- Miała ból brzucha. Mdłości. To wszystko. Ale trwało to tak długo, że odszukaliśmy ciebie. Popatrzyłeś na nią przez 30 sekund i stwierdziłeś, że ma raka jajnika. Doktora Wilsona nie było w mieście, więc kazałeś swoim podwładnym wyciąć jej wszystko, co czyniło ją kobietą.

House zamknął oczy. Cholera! Oczywiście, że ją pamiętał. Pani... Cóż, pamiętał jej przypadek. To było jakieś sześć miesięcy temu, rzeczywiście skarżyła się na bóle brzucha i mdłości od ponad sześciu miesięcy. Straciła ponad 30 funtów, ale jej brzuch był okropnie spuchnięty, tak, że wyglądała, jakby była w ciąży. Nagle zapadła w śpiączkę, więc postawił najbardziej prawdopodobną diagnozę. Mylił się. To był toczeń, jedyna rzecz o jakiej nie pomyślał.

- Słuchaj, zrobiłem to, co uznałem za konieczne, by ją ocalić. Myliłem się. Czy nie mam do tego prawa?

- Nie! - krzyknął Larry, patrząc na twarz House'a. - Nie kiedy grasz ludzkim życiem!

House nie wiedział, co powiedzieć. Liszaj objawia się na milion różnych sposobów, a każdy z nich jest niemal całkowicie odmienny. Jednak powinni to wychwycić. Cameron powinna to wychwycić. Ale przede wszystkim, ON powinien to wychwycić. Jednakże w tym momencie inna sprawa była ważniejsza.
- Okay. Spaprałem. Niedobrze. Odegraj się na mnie, puść Wilsona. To nie jego wina, że w weekend kiedy przywiozłeś swoją żonę, jego brat brał ślub. Tylko ja ponoszę odpowiedzialność.

Larry uśmiechnął się szeroko. Jego więzień zaczął łapać. o co chodzi.
- Dokładnie. Skrzywdziłeś najważniejszą osobę w moim życiu, więc...

House poczuł, że zaschło mu w ustach. Był prawie pewien, że paniczny strach krążący teraz w jego żyłach, przewyższał przerażenie Wilsona. Mógł znieść ból, mógł przystać na wszystko, cokolwiek zdecyduje ten mężczyzna, ale oni nie mogli tego zrobić. Nie mogli karać Wilsona za jago błędy. Ale tak właśnie było. Vogler, Tritter, teraz to. A czuł, że będzie jeszcze gorzej. Napotkał spojrzenie Wilsona i był zaskoczony, widząc w nim dziką determinację. Świetnie, teraz Wilson czuł się silny, a on chciał już tylko się czołgać. Porzucił swą dumę, by chronić Wilsona.
- Czego chcesz? Chcesz, żebym cię przeprosił? Przepraszam! Chcesz, żebym błagał? Proszę! Proszę, puśćcie go, i weźcie mnie.
Łzy zamgliły jego wzrok i Wilsonowi ścisnęło się serce. Pomimo strachu, który czuł, pomimo bólu którego się spodziewał, zalała go fala ulgi. Cokolwiek się stanie, nie będzie sam. Wszystko, co zrobił, by budować ich przyjaźń, nie poszło na marne. W pewien sposób pocieszała go myśl, że House tak bardzo cierpi, widząc jego ból. I mógł przyjąć ten ból, żeby chronić House'a. Zawsze go chronił i teraz nie miało być inaczej.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Śro 22:22, 09 Lip 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Sob 20:49, 09 Lut 2008    Temat postu:

Szczerze mówiąc, średnio mi się podoba... Jakoś nie ma dla mnie sensu. Tylko ta "diagnoza" House'a była jako-taka.

Przepraszam, Richie117, tłumaczenie świetne, ale jakoś to chyba nie dla mnie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:04, 09 Lut 2008    Temat postu:

a mnie sie podoba, ale jakos tak za slodki ten House ;D

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:17, 10 Lut 2008    Temat postu:

evay napisał:
a mnie sie podoba, ale jakos tak za slodki ten House ;D

Nie wiem, czy ktoś zwrócił uwagę, że autorką tego fica i Kwestii zaufania jest ta sama osoba - może z tego wynika ta "słodycz" House'a :?:

Dzięki, Em., za uznanie
Sens jest rzeczywiście trochę... ulotny :? Mnie się to opowiadanie podoba z powodu moich "sadystycznych" upodobań Z niewiadomych przyczyn zawsze "kręcą" mnie historie, w których cierpią ci, których kocham. Wstyd
A poza tym, Em., znów świetny av Wilson rules


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Nie 13:21, 10 Lut 2008    Temat postu:

Nie mam nic przeciwko przemocy, ale jakoś mi ten fik nie przypadł do gustu (co innego Huddy, rzecz jasna ).

No i dziękuję - wombat jak zwykle powraca w wielkim stylu na mojego ava .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:28, 10 Lut 2008    Temat postu:

Obiecuję, że teraz już będzie Huddy Tylko palce mi popękały od wertowania słownika i muszę sobie odpocząć. Z godzinkę...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Nie 13:43, 10 Lut 2008    Temat postu:

Richie117, jaki ODWAŻNY avatar. Wiesz, że teraz wszyscy shippujący Cuddy i Houseron są do ciebie uprzedzeni? (ofkors, ja nie)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:06, 10 Lut 2008    Temat postu:

Em. napisał:
Richie117, jaki ODWAŻNY avatar. Wiesz, że teraz wszyscy shippujący Cuddy i Houseron są do ciebie uprzedzeni? (ofkors, ja nie)

Bo to jedyny gotowy av jaki mam na kompie (jakoś nie mam czasu szukać, a te co widziałam były lekko beznadziejne :? ), a nagle poczułam, że jest za mało avów z Wilsonem na forum (wydaje mi się, czy Twój jest/był jedyny :?: ) No to dałam, co miałam
Serio, WSZYSCY (prócz Ciebie, ofkors) są uprzedzeni :?: Może mają rację...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Huragius
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: oddział zamknięty

PostWysłany: Nie 15:18, 10 Lut 2008    Temat postu:

nie jesteśmy! nie jesteśmy! Mi się twój awek bardzo podoba xD a jam Huddymanka przecież

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Nie 15:44, 10 Lut 2008    Temat postu:

Z tym "uprzedzeniem" to tylko tak zabrzmiało, bo ja jednak nie mam nic do tych, którzy shippują Houseron (chociaż i tak Huddy wymiata:D).

I zdaje się, że masz rację - mój avatar był jedynym z Wilsonem . Aż dziwne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:42, 10 Lut 2008    Temat postu:

Wszyscy House'o-maniacy to jedna wielka kochająca się rodzina :!: Musimy się wspierać, by opanować świat

Thx, Huragius


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Nie 16:43, 10 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:43, 10 Lut 2008    Temat postu:

Cytat:
ostatnia część, w której mimo Waszych oczekiwań nie pojawia się żaden superbohater...


CZĘŚĆ III

Właśnie wtedy Moe wrócił kuchni.
- To wszystko, co znalazłem, szefie.
Położył na stoliku do kawy to, co trzymał w rękach. House patrzył na przedmioty z chorobliwą ciekawością. Wmawiał sobie, że chce dowiedzieć się, co ich jeszcze czeka, ale był również ciekaw, co takiego było w jago kuchni, co może służyć do torturowania kogoś. Trzej mężczyźni rozłożyli rolkę folii spożywczej, nóż do masła, świecę i zapalniczkę, pojemnik na lód i kilka innych rzeczy, których House nie mógł dojrzeć ze swego miejsca. Spojrzał znów na Wilsona, mając nadzieję, że przekaże mu, jak bardzo jest mu przykro, jak bezradny się czuje, jak bardzo zabija go konieczność patrzenia na to wszystko. Wilson oddał spojrzenie, starając się opanować strach. Z miejsca, gdzie siedział, nie mógł widzieć stołu i tego, co się na nim znajdowało. House nie wiedział, czy to lepiej, czy gorzej.

Larry podniósł świecę, zapalił ją i odstawił na stół, potem w zamyśleniu odwrócił się od House'a w stronę Wilsona. Zrywając kontakt wzrokowy z House'em, Wilson wbił spojrzenie w Larry'ego, a w jego zazwyczaj łagodnych brązowych oczach zapłonęła nienawiść. Nie odezwał się, tylko zacisnął szczęki, przygotowując się na ból. Nie chciał patrzeć na przyjaciela, nie chciał krzyczeć. Jeśli chciano posłużyć się nim, by ukarać House'a, to tylko pogorszyłoby sprawę.

Trzymając zapalniczkę w jednej ręce, przysunął nóż do masła do płomienia. House szarpnął się gwałtownie, nie zważając na fakt, że krew swobodnie popłynęła z jego nadgarstków.
- Daj spokój! - poprosił. - Nie rób tego! On nic ci nie zrobił!
Larry zignorował go, kontynuując rozgrzewanie kawałka metalu, trzymając za uchwyt.
- Nie możesz tego zrobić! Nie jesteś taki jak ja! - House wiedział, że to desperacki wybieg, ale w tej chwili tylko na to było go stać. - Ja jestem draniem, a ty porządnym gościem, pamiętasz? Nie możesz mścić się na niewinnych ludziach!

Larry nie odpowiedział, zadowolony z desperacji w głosie starszego lekarza. Właśnie po to tu był. Żeby rzucić na kolana tego próżnego, aroganckiego dupka. Był już blisko celu, ale to mu nie wystarczało. Być może słuchając swojego przyjaciela, jedynej osoby na świecie, na której mu zależało, krzyczącego przez krótką chwilę, być może wtedy zrozumie. Skinął na Curly'ego, który złapał Wilsona i do reszty zdarł z niego podkoszulek. Młodszy lekarz został jedynie w bokserkach, kompletnie unieruchomiony, totalnie bezradny.
- Czy wciąż uważasz go za najlepszego przyjaciela? - spytał Larry.

Wilson nie zamierzał grać w jego grę:
- Absolutnie.

Larry opuścił zapalniczkę i przycisnął rozgrzany do czerwoności nóż do szyi Wilsona. Ból był natychmiastowy i przenikliwy, i Wilson nie zdołał stłumić krzyku, który wyrwał się z jego ust. Czuł, jak wokół ostrza powstaje pęcherz, a potem odrywa się, pozostawiając po sobie ból. Larry zaczął ponownie rozgrzewać ostrze i Wilson zadrżał. House mógł tylko patrzeć, czując równie przejmujący ból, co Wilson.

Larry ponownie rozgrzał nóż do czerwoności i tym razem przyłożył go do wewnętrznej strony lewego ramienia Wilsona, która była odsłonięta w pozycji, w jakiej go związano. Tym razem Wilson przygotował się trochę bardziej i tylko syknął z bólu. House zakwilił w bólu współczucia. Trwało to przez 20 minut, pozostawiając pęcherze poparzeń na piersi, brzuchu, bokach i udach Wilsona. Wreszcie Larry cofnął się o krok, by obejrzeć swoje dzieło. Wilson zdołał zachować ciszę przez większość czasu, ale po policzkach starszego lekarza płynęły łzy, a w krótkich przerwach błagał o uwolnienie swojego przyjaciela. Zabijało go patrzenie na to, widok bólu jego przyjaciela, świadomość, że to wszystko z jego winy. Ponieważ popełnił błąd. Właśnie tego chciał Larry. Żaden fizyczny ból nie mógł skłonić doktora House'a do takich wyrzutów sumienia. Tylko psychologiczna tortura mogła tego dokonać.

- Połóżcie go, chłopcy - powiedział do pozostałej dwójki.
Wilson wpadł w popłoch, gdy krzesło zaczęło przechylać się w tył, a jego głowa uderzyła o podłogę z głuchym łomotem, kiedy oparcie krzesła wylądowało na ziemi. Ale był to tylko niewielki dyskomfort, w porównaniu z resztą bólu. Nie wiedział, co się teraz stanie, ale podejrzewał, że to nie będzie nic dobrego. House, z drugiej strony, widział, do czego to zmierza. Oparzenia całego ciała były bolesne, ale tamci zamierzali - wybaczcie wyrażenie - użyć świeczki do przypalenia jego stóp. House wiedział, że podeszwy stóp mają największe unerwienie na centymetr kwadratowy, niż każda inna - z wyjątkiem intymnych - część ciała. Z tego powodu był to powszechny cel wymierzania kary w innych krajach, których nie chroniła ósma poprawka. Ta część jego osoby, która potrafiła lepiej znosić własny ból, niż cierpienie Wilsona, skuliła się na samą myśl o tym, że jego przyjaciel będzie musiał przez to przejść.
- Daj spokój! - spróbował kolejny raz. - Dopiąłeś swego! Przepraszam! Zrobię co zechcesz, tylko nie karz mu przez to przechodzić! - łzy płynęły swobodnie, niepowstrzymywane, ale on był zbyt skupiony na czymś innym, żeby chociaż poczuć wstyd. - Nie róbcie tego! Masz mnie, skrzywdź mnie, jeśli chcesz, tylko nie krzywdź jego już więcej!

- Ale nie widzisz? - Larry się uśmiechnął. - Krzywdzę cię! O wiele bardziej, niż jego.
Ponownie zaczął nagrzewać ostrze, przygotowując się do kontynuowania.
- Oglądanie tego bardzo boli, prawda? Patrzeć, jak jedyna osoba, na której ci zależy, cierpi? Tylko jedno jedno jest gorsze.
Opuścił zapalniczkę i dotknął rozgrzanym metalem podeszwy Wilsona. I tym razem Wilson nie był w stanie stłumić krzyku. Larry szarpnięciem postawił ponownie krzesło i Wilson zaskomlał, gdy jego poparzona stopa uderzyła o podłogę.

Do House'a w końcu dotarło, co powiedział Larry, i zaczął się wić w swych więzach. Wiedząc, jaka będzie odpowiedź, nie mógł się powstrzymać od zadania pytania.
- Co może być gorszego?

Moe chwycił głowę Wilsona, tak, żeby nie mógł nią ruszyć, a Larry wziął rolkę folii. Oderwał długi kawałek i House poczuł, jak oddech więźnie mu w gardle.
- Oglądanie jego śmierci.
Wilson spojrzał w końcu na House'a, wreszcie dając się ponieść panice.

Larry stanął za Wilsonem i owinął jego głowę folią, mocno trzymając. Brak tlenu i niemożność oddychania zwiększyły jego panikę. Wilson szarpnął się gwałtownie, rzucając głową z boku na bok tak długo, aż Moe rozluźnił uścisk.

- Nie! - krzyknął House. - Nie! Nie zabijajcie go! Proszę! - ciągnął swoje błagania prawie chaotycznie, patrząc jak walka Wilsona staje się coraz słabsza, aż w końcu zupełnie ustaje. Jego serce - osłabione tym, czego był przymusowym świadkiem - pękło, i House wybuchnął niepohamowanym płaczem. Larry puścił Wilsona, wywracając krzesło ponownie. Wilson upadł bez życia na podłogę.

Patrząc z satysfakcją, Larry zwrócił się do House'a, a jego przyjaciele szykowali się do wyjścia.
- Teraz wiesz, jak ja się czułem - wziął nóż, rozciął więzy na rękach House'a, rzucił nóż o kilka stóp dalej i zostawił go samego, zatrzaskując za sobą drzwi.

House szlochał, patrząc na nieruchomą postać Wilsona. Dlaczego to jego nie zabili? Wilson wciąż miał tyle do zaoferowania, a on był tylko smutnym, pomylonym, starym kaleką. Nikt by za nim nie tęsknił! House nawet nie próbował uwolnić swoich kostek. Bo i po co? Wilson był martwy, nie musiał się śpieszyć. Ewentualnie sąsiedzi mogli się obudzić. Ściany były dość grube i jeśli krzyki Wilsona ich nie obudziły, wątpił, że jemu się to uda. Po prostu o to nie dbał. O co jeszcze miałby się troszczyć?

Jego smutne rozmyślania przerwał na moment jęk, tak cichy, że mógł być dosłownie wszystkim, ale House go nie przegapił. Szarpnął się w stronę, gdzie nieruchomo leżał jego przyjaciel, ale gdy przypatrzył się dokładniej, zauważył, że poraniona klatka piersiowa lekko podnosi się i opada. Jego serce podskoczyło. Wilson nadal żył!

To wszystko zmieniało. Ręce House'a były wolne, ale jego kostki wciąż były przywiązane do nóg krzesła. Jeśli przechyli krzesło w przód, będzie mógł prawie dosięgnąć noża. To będzie bolało. Pochylił się na krześle, dotykając podłogi, pomimo bólu sprzeciwu w jego udzie. Wciąż niewystarczająco, by stracić równowagę. Rzucił się gwałtownie do przodu i krzesło się wywróciło. Ignorując ból, podciągnął się na rękach, wlekąc za sobą krzesło. W końcu złapał nóż i rozciął więzy na kostkach.

Nareszcie wolny, ruszył na czworakach w stronę Wilsona. Rzeczywiście oddychał, aczkolwiek płytko, i House wyczuł słaby puls z tej strony jego szyi, która nie została poparzona. Chwycił bezprzewodowy telefon, nie chcąc ani na chwilę zostawiać Wilsona.
- Potrzebna karetka! - zażądał, gdy tylko zgłosił się dyspozytor.
Podał adres i rozłączył się, ignorując prośbę, by pozostał na linii. Miał w tym momencie większy problem, niż zjednywanie sobie źle opłacanych pracowników pogotowia.

Odciął Wilsona i położył go na plecach. Jego oddech powoli się poprawiał, gdy House sprawdzał oparzenia na jego ciele. Pęcherze wyglądały przerażająco i boleśnie, ale uszkodzenia nie były poważne. Potrząsnął nim delikatnie.
- Wilson? Wilson, daj spokój! Ocknij się i ochrzań mnie za wciągnięcie cię w to. Ochrzań mnie za potraktowanie tej kobiety jak laboratoryjnego szczura.
Świadomy, że to już druga osoba tej nocy, której mówi to znienawidzone słowo, powiedział:
- Proszę, ocknij się. Błagam, żeby nie doszło do uszkodzenia mózgu!

Odpowiedział mu jęk, i młody lekarz potrząsnął gwałtownie głową, jakby ktoś wciąż go trzymał. House delikatnie oparł jego głowę na swoich kolanach.
- Już w porządku, Wilson. Odpręż się - powiedział kojąco. - Skończyło się. Uspokój się, oni już poszli. Trzymam cię!

Wilson przestał walczyć, a gdy House położył mu dłonie na twarzy, otworzył oczy.
- House? - wychrypiał.

Uśmiech przemknął przez twarz House'a, gdy przyjaciel spojrzał na niego.
- Dobrze się czujesz? - spytał, wiedząc, że to najbardziej pogardzane pytanie na świecie. - Pamiętasz, co się stało?

Wilson spojrzał na rany na swoim ciele i skrzywił się.
- Czy on nie mógł po prostu cię pozwać?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Nie 19:51, 10 Lut 2008    Temat postu:

Nie wiem, czy to koniec opowiadania, ale było jakieś... dziwne? Sama nie wiem. Aczkolwiek dalej podziwiam twoje zdolności językowe .

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:18, 10 Lut 2008    Temat postu:

No, to już koniec, niestety :? To opowiadanie było takie dziwne, bo zapewne autor/ka chciał/a się wyżyć... Czy coś
A sekret moich zdolności tkwi w dobrym słowniku, chociaż i tak pełno jest niedoróbek :? Ale dzięki za uznanie
I nad prędkością chciałabym popracować... Trening czyni mistrza

Teraz Huddy... [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Nie 20:49, 10 Lut 2008    Temat postu:

Och, wiedziałam że niedługo ujrzę coś "Huddy'owego" .

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Nie 20:51, 10 Lut 2008    Temat postu:

Richie117 napisał:
Teraz Huddy... [link widoczny dla zalogowanych]


Nie mogę doczekać się też z innego powodu. Otworzyłam tego fika, popatrzałam na koniec i tam oto pokazało mi się ostatnie zdanie :

Cytat:
"Exactly," she said, and kissed him.


Tak więc nie mogę się doczekać .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Huragius
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 11 Sty 2008
Posty: 242
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: oddział zamknięty

PostWysłany: Nie 20:58, 10 Lut 2008    Temat postu:

Em. zrobiłam dokładnie to samo xD Obawiam się, że w kwestii Huddy wywieramy pewną presję na Richie, ale Richie chyba nie ma nam za złe, prawda? xD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Nie 21:42, 10 Lut 2008    Temat postu:

Mnie się nie tylko wydaje, ja wiem że wywieram na nią presję - ale mam nadzieję, że kiedyś asertywnie powie "nie" kiedy oficjalnie przegnę . Jak na razie chyba sama chce tłumaczyć te fiki.

Może ja też spróbuję swoich sił? Podszkoliłabym się nieco w języku (ewentualnie zorientowała się, jaka beznadziejna jestem) .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin