Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fic: Pięć Etapów Żałoby [ ;(( ] PLUS '5 years later' [11/?]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:10, 17 Maj 2008    Temat postu:

Nemedy napisał:
A jak dla mnie komentaki zbyt sztuczne i zbyt patetyczne. Jakos nie czułam tego klimatu, nie czułam smutku Willsona. No bo jak tu czuc cokolwiem skoro fragment o łzach spadających na "błyszczącą szpitalną podłogę" wywołał u mnie napad głupawki. Kto zwraca uwage na to czy podłoga jest błyszcząca jeśli ukochana osoba umiera. Niestety przykro mi to stwierdzic, ale ten fanfik az błyszczy... od kiczu.

Cóż, każdy ma prawo do własnych opinii... Jeśli o mnie chodzi, to jak czytając tego fika doszłam do fragmentu o "błyszczącej szpitalnej podłodze", to miałam oczy pełne łez i nawet nie zwrócilam uwagi na taki szczegół...
Nie ma fików idealnych i chyba w każdym trafi się jakieś naciągane sformułowanie... Takie życie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:22, 17 Maj 2008    Temat postu:

Targowanie


Dear Greg,


Prawdopodobnie wiesz, że tak naprawdę nie wierzę w Boga. Wierzę, że gdzieś tam jest jakaś istota wyższa, która zdecydowała tamtej nieszczęsnej nocy kilka miesięcy temu, że zabierze cię z mojego życia. Ale nie wierzę, że także ta sama istota zmusza nas, byśmy się zakochiwali. Nie wiem już, co mam robić. Poszedłem do szpitalnej kaplicy oraz szukałem pomocy zarówno u terapeutów, jak i psychiatrów. Nic nie pomogło. Ty wciąż jesteś... martwy.

Jednego dnia Cuddy umówiła mnie z jednym z najlepszych terapeutów w okręgu, ale gdy tam poszedłem, kompletnie zamknąłem się w sobie. Nie mogłem się na nic otworzyć. Jedyne, co chciałem zrobić, to oprzeć głowę na poduszce leżącej na moich kolanach i łkać, ale tamta kobieta zapytała mnie, jak sobie radzę z tym, że odszedłeś. Pokazała mi schemat Pięciu Etapów Żałoby. Ten proces jest zagmatwany, a jednak teraz wszystkie moje uczucia zaczynają łączyć się w całość i mieć sens.

Zaprzeczanie, że odszedłeś, gniew, który czułem, a teraz chęć targowania się z "istotą wyższą", w którą wierzą niektórzy ludzie. Nie pozwoliłem sobie spojrzeć na dwie ostatnie fazy. Nie chciałem wiedzieć, przez jakie jeszcze gówno będę musiał przejść w tygodniach, które nadejdą. Zmusiłem się, by uśmiechnąć się do kobiety, która wyjaśniła mi tą sprawę, a potem opuściłem mały, przytłaczający pokój.

Wróciłem do szpitala, a moje stopy zaniosły mnie do kaplicy. Wsunąłem się do pomieszczenia i usiadłem w ławce. Przez witraże płynęły snopy wielokolorowego światła, a ja tylko patrzyłem w sufit. Właśnie wtedy poczułem, że powinienem się modlić. I naprawdę to zrobiłem. Pamiętam, jak mamrotałem przez wykrzywione wargi: - Proszę. Jeśli jest coś, co możesz mi odebrać, by oddać go z powrotem...
Ale to było wszystko, co udało mi się powiedzieć, zanim zalałem się łzami. Żaden Bóg nie wysłucha mojej prośby... Jest zbyt zajęty zabijaniem innych ludzi i dawaniem innym ludziom życia.

Poczułem się słabo po tej "rozmowie" z samym sobą. Opuściłem kaplicę, wyszedłem ze szpitala i stanąłem w cieple wczesnej wiosny. Ale byłem zbyt odrętwiały, więc nie czułem przyjemnego ciepła, tak jak powinienem. Nie pamiętam, jak dostałem się do domu tamtego wieczora, ale przypominam sobie, że całą noc spałem na mojej stronie łóżka.

Jeśli w jakiś sposób dostajesz te listy, które wkładam pod twoją poduszkę... wróć. Proszę, zanim znów spróbuję "Boskiej Terapii".

Kochający cię coraz mocniej i potrzebujący cię coraz bardziej z każdą sekundą od kiedy odszedłeś,

James


***************************************************


Nigdy nie czułem się tak bardzo samotny w moim biurze. Zastanawiam się, jaką niespodziankę miałeś dla mnie tamtego wieczora. Obraz twojego ciała, wniesionego do szpitala w tamtą noc wstrząsnął moją własną duszą. Mam wrażenie, jakby moje serce było różą, a twoja miłość i troska były wodą, która trzymała mnie przy życiu. Cóż... minęły już prawie trzy miesiące, moja róża uschła i zaczęła gubić zbyt wiele płatków.

Umówiłem się na kolejne spotkanie z terapeutką, ale tym razem z tą, do której chodziłem już wcześniej. Z tą, która pomogła mi przejść przez mój ostatni rozwód. Wydaje się, że pomogła mi najbardziej, nawet jeśli przepisała mi prozac. Spojrzałem na zegarek, a potem zgasiłem światła w moim gabinecie i wyszedłem z pokoju. Przyrzekłem sobie, że tym razem nie zamknę się w sobie. To nigdy w niczym mi nie pomogło.

Dotarłem do jej gabinetu w samą porę. Powitała mnie w drzwiach i objęła mnie, by dodać mi otuchy. Tylko spojrzałem na nią smutnymi oczami i usiadłem na jej kanapie, która stała się moją więzienną celą w czasie wszystkich innych spotkań. Ona usiadła w skórzanym fotelu, wyciągnęła pusty notatnik i związała swoje rude włosy w kok, zanim odezwała się swoim normalnym, pełnym radości głosem:
- A więc... co porabiałeś ostatnio, James? Brzmiałeś trochę smutno, kiedy rano rozmawialiśmy przez telefon...

Spojrzałem w jej zielone oczy i powiedziałem głosem bez wyrazu: - Zmarł ktoś, kogo kochałem.
Przytaknęła ze smutkiem na twarzy, i zapisała to, zanim się odezwała: - Ojej. Nie chodzi o twojego psa, Hectora, prawda?
Miałem ochotę przewrócić oczami, ale się powstrzymałem. - Nie. Umarła osoba, którą kochałem*.
To także zapisała w swoim notatniku i zadała pytanie, które malowało się na całej jej twarzy: - Ożeniłeś się ponownie?

Chwyciłem mocno poduszkę, leżącą na moich kolanach, westchnąłem i spojrzałem w dół. - Nie. Mój kochanek**. Ja... mieszkałem z kimś przez kilka lat, i w styczniu tego roku... on zmarł.
Pokój nagle stał się mniejszy. Zdałem sobie sprawę, że właśnie otworzyłem się i powiedziałem kobiecie, która pomogła mi przetrwać rozwody z kobietami, że teraz lubię mężczyzn. Spodziewałem się, że zada mi więcej pytań, ale zamiast tego ucichła na moment.

Usłyszałem odgłos pióra skrobiącego po kartce papieru, a potem cichą melodię jej głosu: - W jaki sposób zginął?
Odważyłem się spojrzeć w jej oczy i zobaczyłem, że uśmiecha się nieznacznie, a z jej oczu biło współczucie. Wiedziałem, że mogę jej zaufać. Bardziej, niż mogłem zaufać każdemu "Bogu".



Cytat:
* oryg. "lover" - po polsku można przetłumaczyć jako kochanek/kochanka, ale fik wymagał czegoś, co nie precyzuje płci [przyp.tłum]
** w tym miejscu też nie powinna jeszcze być określona płeć, ale cóż - język polski jest jaki jest :? [przyp. tłum.]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:33, 17 Maj 2008    Temat postu:

straszne, a ja wciaz nie jestem pewna co jest gorsze - czy Kontrakt (o wiele bardziej opisywany bol i cierplienie House'a) czy to...
ogolnie rzecz biorac... moze jestem masochistką ale chcialabym przeczytac tego fika, ale z innej perspektywy - to Wilson umiera

tak, jestem masochistką...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
madziax
Fasolka


Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 3188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: puszka Pandory
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:44, 17 Maj 2008    Temat postu:

Popłakałam się. Na serio. Łzy mi lecą, i mam spuchnięte oczy. No co tymi oczami to może przegiełam....
Straszne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pit Lane :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:53, 17 Maj 2008    Temat postu:

smutne, ja... ja niewiem jak to opisać, moje wrażenia.
Poprostu Jimmi jest tu taki przygnębiony, a House'a nie ma.

Mimo że fabuła fika jest przygnębiająca, to bardzo Cię podziwiam, że potrafisz tłumaczyć fiki tego typu i z tzw. ery.

Btw. Może masz do podrzucenia mi jakiś fik do tłumaczenia?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lolok dnia Sob 16:15, 17 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Sob 16:42, 17 Maj 2008    Temat postu:

Podoba mi się. I z każdym kolejnym "tragicznym" fikiem zastanawiam się, czy coś ze mną nie tak, bo zazwyczaj mnie takie rzeczy nie ruszają. No dobra, może "Kontrakt" i kilka innych trochę, ale jakoś mam mieszane uczucia co do tego. Najbardziej podobał mi się tytuł pierwszej części : Śmierć Mojego Jedynego Bohatera.

Chcę wiedzieć, do czego w końcu dojdzie Wilson.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:25, 17 Maj 2008    Temat postu:

Em. - jeśli 5 etapów, to Wilson dojdzie do Akceptacji... Chociaż ja nie rozumiem, jak to możliwe...

lolok25, dzięki
Nie wiem, jak to robię... Po prostu tłumaczę to, co porusza moje serce... Oczywiście wolę, gdy coś "porusza" je na wesoło Ale ten fik wydał mi się wyjątkowy, z powodu tych listów Jimmy'ego... Sama kiedyś takie pisałam, więc doskonale wiem, jakie to uczucie

A fik do tłumaczenia? Hmm... Może to: [link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Sob 18:32, 17 Maj 2008    Temat postu:

Richie, ja wiem - chodzi mi o to, do jakich konkluzji na temat śmierci House'a dojdzie .

A może zechce przełamać schematy i zabije się, zanim dojdzie do akceptacji? To jest ciekawe .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pit Lane :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:49, 17 Maj 2008    Temat postu:

Richie117 napisał:


A fik do tłumaczenia? Hmm... Może to: [link widoczny dla zalogowanych]

Akurat wczoraj to czytałam. Więc biorę się za tłumaczenie, ale nie wiem czy nie polegnę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:28, 17 Maj 2008    Temat postu:

Em. napisał:
Richie, ja wiem - chodzi mi o to, do jakich konkluzji na temat śmierci House'a dojdzie .
A może zechce przełamać schematy i zabije się, zanim dojdzie do akceptacji? To jest ciekawe .

Wiem, że nie podchodzisz do tego tak emocjonalnie jak ja, ale i tak serce mi krwawi jak jak widzę koło siebie słowa (Wilson), zabije się i ciekawe
Nie pamiętam, czy w "Akceptacji" były jakieś konkluzje... Za bardzo się popłakałam... W każdym razie - do tego momentu się nie zabił (ja bym się zabiła na jego miejscu ). Autor rozważa jeszcze, czy napisać Epilog do fika, więc wszystko możliwe...

------------------------------------------------------------------------------
lolok25 - wierzę w Ciebie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
*Madziula*
Pulmonolog
Pulmonolog


Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Sob 20:18, 17 Maj 2008    Temat postu:

strasznie to smutne... Ale podoba mi się...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Sob 20:42, 17 Maj 2008    Temat postu:

Richie, wybacz, nie wiedziałam, że to cię zrani. Ale, bądź co bądź, to jest ciekawe, bo nie jest w serialu. chociaż wtedy też byłoby ciekawe, tylko smutniejsze. Nic na to nie poradzę, myślę w takich kategoriach.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 9:59, 18 Maj 2008    Temat postu:

Em. - wybaczam (w tym miejscu powinnam dać uśmieszek, ale jakoś w tym temacie mam przed tym opory...)
Każdy czuje to, co czuje, i nic tego nie zmieni

A propos "bo nie jest w serialu"... To mnie w serialach najbardziej denerwuje - aktor odchodzi, postać umiera (albo likwidują ją w inny sposób), a serialowi partnerzy już w kolejnym odcinku o wszystkim zapominają :?

Zastanawiam się, co będzie z Wilsonem kiedy/jeśli CB umrze...
Ale z tego, co widziałam w Promo 4x16, to ten ep może być ilustracją do tego fika


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Nie 10:09, 18 Maj 2008    Temat postu:

Richie, przepraszam za off-topa, ale mnie sprowokowałaś .

Kiedyś czytałam jakieś opowiadanie [beznadziejne, nawiasem mówiąc], w którym dwie dziewczyny jadą do Niemiec, gdzie mają zamieszkać z rodzicami. Przyjeżdżają i okazuje się, że obok nich mieszka czwórka wspaniałych chłopaków [co chyba nawet zostało podciągnięte pod Tokio Hotel, ale już nie pamiętam]. Rodzice umierają, a one już w następnym "odcinku" przeprowadzają się do sąsiadów i wiodą radosne, beztroskie życie.

Bez komentarza .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:37, 18 Maj 2008    Temat postu:

O BOŻE!
uwaga, przepraszam za offa
Em. czytałam dokładnie to samo...
i było chyba coś o krótkim pocieszaniu, które skończyło się miłością chłopaków z Tokio Hotel do tych dziewczyn ;D


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:01, 18 Maj 2008    Temat postu:

Depresja


Dear Greg,

Twoi rodzice zadzwonili do mnie dziś rano. Leżałem w łóżku, zastanawiając się, czy powinienem w ogóle martwić się wstawaniem i pójściem do pracy, gdy zadzwonił telefon w kuchni. Minęło wiele czasu, od kiedy słyszałem telefon dzwoniący w naszym mieszkaniu, pomijając pełne troski telefony od Cuddy i innych, więc wstałem i pobiegłem, by natychmiast odebrać. To była twoja matka, jej głos był bardzo zatroskany... twój ojciec nie chciał rozmawiać ze mną... z kochankiem swego jedynego syna.

Twoja mama chciała zorganizować dla nas lunch, żebyśmy usiedli i porozmawiali. Zgodziłem się niepewnie... Naprawdę nie byłem w nastroju, by siedzieć i rozmawiać o twoim odejściu z kimkolwiek... poza doktor Cheryl. Twoja matka uparła się, więc zgodziłem się na późny lunch w miejscowej pizzerii, tej na końcu ulicy, przy której stoi nasz dom. Rozłączyłem się z ciężkim sercem, kiedy skończyliśmy uzgadniać szczegóły, i usiadłem na łóżku, jeszcze raz ściskając bezprzewodowy telefon w moich drżących dłoniach. Nie mogłem uwierzyć, że nie ma cię już od czterech miesięcy. Czas sączy się jak piasek w klepsydrze. Gdybym tylko mógł ją odwrócić, przede wszystkim zapobiegłbym twojej śmierci.

Po kilku godzinach w pracy, wyszedłem na lunch, na wpół oczekując, że twojej matki tam nie będzie. Ale wchodząc, zobaczyłem ją... i twojego ojca... siedzących przy czteroosobowym stoliku na środku restauracji. Nie czekali długo, ich szklanki były wciąż w połowie pełne. Jeśli mogłem to ocenić, moja wyglądała tak samo.

Usiadłem naprzeciwko nich i uścisnąłem im ręce, dłoń twojej matki była ciepła i silna, twojego ojca - zimna i wiotka. Zanim zdążyłem zapytać, jak się miewają, wesoła, blondwłosa kelnerka podeszła, by zapytać, czego się napiję. Pozostałem przy wodzie, która już była na stole i uśmiechnąłem się. Odeszła, zostawiając twoich rodziców i mnie, żebyśmy mogli zacząć rozmawiać. Nasza rozmowa wyglądała mniej więcej tak:

Blythe: Witaj, James. Jak się masz w to ciepłe popołudnie?

Ja: Szczerze mówiąc, nie wydaje mi się, że jest zbyt ciepło. (krótki chichot)

Blythe: To wciąż jest dla ciebie trudne, prawda?

Ja: Tak. W rzeczy samej. (wzdycham i patrzę jej w oczy)

Blythe: Cóż. O tym właśnie chcieliśmy z tobą porozmawiać. Greg był również nasz, więc wiemy, co czujesz. Chcieliśmy ci również powiedzieć, że jesteśmy tutaj dla ciebie. Mam nadzieję, że o tym wiesz.

John: (patrzy na mnie badawczo i chrząka)

Ja: Dziękuję, pani House. Doceniam to. (uśmiecham się) Właściwie, widuję się teraz z terapeutką. Pomagała mi przetrwać moje rozwody, a teraz pomaga mi przetrwać również to.

Blythe: To wspaniale. Tak, rozważaliśmy, czy nie powinniśmy spotkać się z kimś takim, ale radzimy sobie z jego stratą, dodając sobie nawzajem sił. Czy masz w szpitalu kogoś, kto może pomóc ci przez to przejść?... To znaczy, poza twoją terapeutką.

Ja: Mam moją szefową, doktor Lisę Cuddy. Ona zawsze jest tam ze mną. Ja... po prostu potrzebuję czasu, żeby uporządkować pewne sprawy.

John: (sączy swoją mrożoną herbatę, wciąż mnie obserwując)

Blythe: Dokładnie cię rozumiemy, kochanie. Utrata kogoś drogiego twojemu sercu to osobisty proces, tak samo jak poczucie więzi.

Ja: (kiwam głową i uśmiecham się ponownie, tym razem trochę mocniej)

John: (w końcu odchrząknął i przemówił) Jak długo mieszkałeś z moim synem?

Ja: (zaskoczony) Um... właściwie prawie sześć lat.

John: Czy możesz powiedzieć, że kochałeś mojego syna?

Blythe: Jonathanie! Obiecałeś, że nie będziesz o tym rozmawiać...

Ja: (odpowiadam i uśmiecham się cierpliwie do twojej mamy) Tak. Tak. Kochałem pańskiego syna.

John: (popija mrożoną herbatę, jakby chciał usunąć paskudny smak ze swoich ust) Mężczyźni nie mogą kochać siebie nawzajem. To jest obrzydliwe.

Ja: (próbuję coś powiedzieć) Ja... Ja...

Blythe: (wstaje) John. Porozmawiajmy o tym na osobności. (małe, przepraszające kiwnięcie głową w moją stronę)

John: (ponownie chrząka) Mam prawo do swojego zdania, Blythe. On zasługuje na to, by wiedzieć, co ja czuję.

Blythe: Jonathan!

John: (wzdycha i wstaje, opuszczając główną salę razem z twoją mamą)

Och, Greg, gdybym zdawał sobie sprawę, jak bardzo to wpłynie na nasz już i tak nadwyrężony związek z twoimi rodzicami, zostałbym w domu w czasie lunchu i nigdzie nie wychodził. Kiedy porozmawiali ze sobą, wrócili do stolika, i więcej nie wracaliśmy do tamtego tematu. Dyskutowaliśmy o innych sprawach, i czuło się pustkę w tej rozmowie. Ale dopóki twój tata nie nazwał nas ponownie obrzydliwymi... nie miałem nic przeciwko temu, o czym rozmawialiśmy.

Chodzę do doktor Cheryl w każdy środowy wieczór, i muszę przyznać, że bardzo mi to pomaga. Oczywiście, nadal budzę się rano z ciężkim sercem i spoglądam na twoją stronę łóżka. Ciągle jeszcze do mnie nie wróciłeś.

Bywają takie dni, kiedy prozac nie pomaga. Budzę się, biorę tabletkę przy śniadaniu, a kiedy docieram do pracy, nie czuję się ani trochę lepiej. Po prostu gapię się w sufit i pozwalam płynąć łzom. Podczas tych straszliwych momentów, odbieram telefony z biura Cuddy. Rozmawiamy, przyrzeka mi, że wszystko się ułoży i pyta, czy czegoś nie potrzebuję. Próbuję wzmocnić dźwięk mojego głosu, wyobrażając sobie twoją uśmiechniętą twarz i odpowiadam: "Wszystko w porządku. Dzięki, mimo wszystko". Prawie nigdy mi nie wierzy, i zwykle kończy się to tym, że kilka minut później zjawia się w moim gabinecie, żeby mnie uściskać.

Byłbyś również dumny z obu swoich zespołów. Często wpadają jednocześnie do mojego biura, żeby mnie odwiedzić i porozmawiać przez godzinę. Poza tym, jednego dnia, znalazłem na moim biurku kosz owoców i pluszowego misia, z prostą kartką, podpisaną: "Kaczątka Część Pierwsza i Druga". Uśmiechnąłem się i przypomniałem sobie wszystkie dobre i złe chwile, jakie mieliśmy z twoimi zespołami. Byli dobrzy dla ciebie... nie ważne, czy przyznasz się do tego, czy nie.

Kocham cię, Greg

James


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Nie 16:21, 18 Maj 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Nie 15:24, 18 Maj 2008    Temat postu:

Zakładam, że to już ostatnia część. Znowu okazuje się, jaka nieczuła jestem, bo jakoś nie wzruszyło mnie zakończenie. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że po śmierci House'a nagle okazało się, jak bardzo lubili go jego pracownicy. Kiedy kogoś nie ma, podświadomie go wybielamy, starając się zamazać nieprzyjemne wspomnienia. To nie sprawia, że kiedyś kogoś lubiliśmy. Tylko tyle, że zachowujemy się jak dwulicowe świnie.

A tłumaczenie bardzo fajne, jak zawsze .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:44, 18 Maj 2008    Temat postu:

Em. - to jeszcze nie koniec!!! Jeszcze Akceptacja :?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:09, 18 Maj 2008    Temat postu:

Akceptacja... o Boże
a kiedy?


ech, kaczątka... pierwsi i drudzy... ech
ja nie mam nawet siły tego komentować.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:24, 18 Maj 2008    Temat postu:

Akceptacja ofkors jutro...

Tzn... Jeszcze nie skończyłam jej tłumaczyć...

Utknęłam na drugim akapicie...

"The sun doesn't shine without you, Greg"...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:30, 18 Maj 2008    Temat postu:

o Boże
ja nie chcę już czytać takich fików
kocie tłumacz, kocie

zaraz... no, do 18, wrzucam nowy rozdział, tym razem wesoły, więc mam nadzieję, że jakoś poprawię Ci humor ;*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marau Apricot
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 235
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:36, 18 Maj 2008    Temat postu:

"Depresja" pokazuje tylko jak bardzo można nie lubić Johna House'a
Richie, słowa nie mogą czasami wyrażać uczuć, szczególnie tak silnych, jakie odczuwa się podczas czytania tego fika.
Więc pomilczę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pit Lane :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:27, 18 Maj 2008    Temat postu:

Richie popłakałam się. Przy tym koszu i karteczce podpisanymi przez Ducklings. Dla mnie to Chase Cam i foreman na zawsze będą Duclings, nie nazywam 13 tauba i kutnera kaczątkami, ale fajnie bylo napisane część 1 i 2.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Nie 22:14, 18 Maj 2008    Temat postu:

Ups... Richie, moja głupota nie ma czasem granic. Przepraszam, ja tylko tak jakoś nie skojarzyłam . Ja się chyba czasem powinnam hamować.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 11:46, 19 Maj 2008    Temat postu:

Cytat:
Czekałam, aż autor dopisze tą część niemal 2 miesiące, i do ostatniej chwili się bałam, że 14. maja fik nie będzie jeszcze skończony...
A kiedy wreszcie to przeczytałam... oczywiście popłakałam się jak cholera
To jest tak oczywiste i tak okrutne, że chwilami nie mogłam oddychać...

Mam nadzieję, że nigdy nie znajdę się w takiej sytuacji, ale dziś jestem przekonana, że po czymś takim prędzej bym się zabiła, niż cokolwiek zaakceptowała...




Akceptacja


Dear Greg,

Minęło pół roku od tamtej bezwzględnej, bezlitosnej ulewy. Teraz pogoda jest cieplejsza. Wiem, że bardzo by ci się to podobało, znając ciebie i twoje skłonności, by porzucić pracę i wyjść na zewnątrz, gdy tylko zaświeci słońce. Twoja ulubiona alejka do jazdy motocyklem została niedawno przerobiona, więc teraz mogą po niej jechać cztery motocykle jednocześnie. Zawsze będę pamiętał te dni, gdy nie mogłeś znieść swoich samotnych przejażdżek, więc porywałeś mnie z mojego gabinetu i wiozłeś mnie w nieznane. Bez ciebie, Greg, słońce nie świeci.

Praca idzie mi coraz lepiej i częściej wychodzę z mojego gabinetu. Mniej więcej co trzy dni chodzę na kolację z Cuddy albo z innym pracownikiem szpitala, wliczając w to duże zbiorowe kolacje z twoimi zespołami. Wszyscy tęsknią za tobą, ale nie tak jak ja. Rozmowy są życzliwe i coraz częściej to nie jedzenie jest najważniejsze, ale zawsze staram się zamówić to, na co ty miałbyś ochotę. Jesteś częścią mojej przeszłości, mojej teraźniejszości i mojej przyszłości, nawet jeśli nie oddychasz już przy mnie w łóżku każdej nocy.

Nigdy już nie pokocham nikogo innego - podjąłem tą decyzję pięć miesięcy po twojej śmierci. Uważam, że to jedyna stosowna rzecz, by w pełni uczcić twoją pamięć. Mam przyjaciół i dostawałem różne propozycje, ale nikt nie zajmie twojego miejsca w moim sercu.

Nie martw się o mnie, Greg, nie płaczę już tak często, jak kiedyś. Płaczę tylko wtedy, gdy myśli o tobie stają się nie do wytrzymania, ale nawet to staje się coraz rzadsze z każdym przemijającym tygodniem.

Teraz muszę coś zrobić. Doktor Cheryl powiedziała mi, że jednym ze sposobów, by w pełni zaakceptować śmierć ukochanej osoby, jest znalezienie czegoś, co było jej częścią i przechowywanie tego tak długo, jak będzie trzeba. Zamierzam uporządkować twoją szufladę z t-shirtami, ponieważ właśnie to czyniło cię moim Gregiem. Wciąż mam wszystkie twoje laski w naszej szafie w korytarzu. Wyjmuję je stamtąd od czasu do czasu, ale one nie spełniają swojego zadania. Potrzebuję twojej esencji i mam po prostu nadzieję, że twoje koszulki mi pomogą.

Kocham cię z każdym promieniem słońca, który dociera do moich oczu,

James


**************************************************************


Wstaję od mojego biurka, stojącego w kącie naszego pokoju. Ostatnie dostrzegalne promienie słońca padają delikatnie na łóżko, mieniąc się pomarańczowo, czerwono i żółto. Łóżko ugina się od barwnego światła i przez moment przywołuje mnie, żebym wspiął się na nie i ułożył do snu. Odwracam się do niego plecami; mam do wykonania ważną misję.

Podchodzę wolno i ostrożnie do komody, którą dzieliłem z nim przez pięć, prawie sześć lat. Moje są trzy górne szuflady, a do niego należały trzy dolne. Wiem dokładnie, gdzie są jego t-shirty, ponieważ zawsze używał laski, by pociągnąć za uchwyt piątej szuflady i wyjąć koszulkę, którą nosił w ciągu dnia. Schylam się, by uklęknąć przed wiekową dębową komodą i zbieram się w sobie, a potem otwieram przegródkę z t-shirtami. Wszystkie wciąż tam są... poza tym, który założył w dniu swojej śmierci. Starannie poskładane i ułożone według kolorów, i według lat, w których je dostał.

Wyciągam rękę i wyjmuję ten, który leży na wierzchu - czarny t-shitr Rolling Stonesów, który prawdopodobnie dostał w szkole średniej - i trzymam go delikatnie w rękach. Jest dokładnie tak miękki, jak zapamiętałem. Jest dokładnie tak ciepły, jak zapamiętałem, nawet jeśli to odczucie jest tylko częścią mojej wyobraźni. Biorę głęboki oddech i przysuwam go do nosa, mając nadzieję, że uchwycę lekki zapach jego piżmowej wody kolońskiej; ale ku mojemu rozczarowaniu wyczuwam jedynie zapach kurzu.

Składam ponownie t-shirt i odkładam go do szuflady, trochę zasmucony, że moja "misja" nie poszła zgodnie z planem. Zanim zdążyłem zamknąć szufladę, coś na jej dnie przykuło moją uwagę. To nie miało kształtu t-shirtu, ani w ogóle kształtu ubrania. Sięgam ręką, żeby wyjąć to i sprawdzić, co to jest. Moja dłoń muska aksamitny kwadrat oraz coś suchego i kruchego.

Teraz jestem zaciekawiony. Sięgam głębiej i tym razem chwytam tajemnicze przedmioty. Wyciągam je powoli, jakby przerażało mnie to, czym mogą się okazać. Moje oczy natychmiast napełniły się łzami. Była to róża (oczywiście zwiędła z upływem czasu) i zakurzone pudełko na pierścionek. Ocieram łzy, otwieram ostrożnie pudełko i widzę złoty pierścionek zaręczynowy dopasowany dla mężczyzny i mały liścik nagryzmolony własnoręcznie przez mojego Gregory'ego.

Wszystkiego Najlepszego z Okazji Szóstej Rocznicy! Długo się nad tym zastanawiałem i w głębi serca wiedziałem, że zawsze mnie kochałeś. Robię kolejny krok i mam nadzieję, że uznasz to za propozycję, byś został moim "mężem"/partnerem. Kocham cię, Jamesie Wilson. Kocham cię i ufam, że przyjmiesz mnie jako twojego na zawsze.

Greg


Teraz łzy popłynęły swobodnie; swobodniej niż kiedykolwiek, od kiedy on umarł. Ta "wielka niespodzianka", którą zaplanował na ten wieczór, gdy zginął... zamierzał mi się oświadczyć. Szok, spowodowany jego krokiem w kierunku zaangażowania się, i udręka, że nigdy nie będę mógł go przyjąć, sprawiły, że płakałem jak dziecko. Moje łzy zmoczyły pudełko z pierścionkiem, czerwoną różę, która nie potrzebuje wody, ponieważ jest już martwa, i moją koszulę. Ale po chwili to nie były już łzy smutku. Nie. To były łzy akceptacji.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 2 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin