Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Fic: Pięć Etapów Żałoby [ ;(( ] PLUS '5 years later' [11/?]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
*Madziula*
Pulmonolog
Pulmonolog


Dołączył: 20 Kwi 2008
Posty: 1145
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań

PostWysłany: Pon 12:38, 19 Maj 2008    Temat postu:

popłakałam się... ta ostatnia część jest chyba najsmutniejsza...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
evay
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 09 Gru 2007
Posty: 3045
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mysłowice
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 12:52, 19 Maj 2008    Temat postu:

Bez ciebie, Greg, słońce nie świeci.

mówiłam już wczoraj, co myślę o tym zdaniu

ja bym tego w życiu nie zaakceptowała.

moje łzy, które napłynęły mi do oczu, gdy znalazł niespodziankę, wcale nie były łzami akceptacji

dzięki Richie, za te wszystkie tłumaczenia.
Trzymaj się


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marau Apricot
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 235
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 13:42, 19 Maj 2008    Temat postu:

Przez chwilę myślałam, że się nie popłaczę. Ale jednak liścik House'a i to, że za oknem zaczął padać deszcz... po prostu nie mogłam się powstrzymać. Jest to tak smutne, tak żałośnie smutne, że nadal nie wiem, jakie słowa wyraziłyby moje uczucia.
Jestem po prostu pełna uznania. Dla ciebie i twoich uczuć, Richie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 13:44, 19 Maj 2008    Temat postu:

To ja dziękuję, że łączycie się ze mną w moim smutku...

Mam nadzieję, że TERAZ, gdy fik stał się publiczną własnością, nie będzie mnie już prześladował (tak jak to było z Kontraktem).
No chyba że w końcu pojawi się Epilog...

evay - moje "najprzyjemniejsze" wspomnienie z tłumaczenia tego fika - ocieranie łez i wyobrażanie sobie tego, co się działo na więziennym podwórzu...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lolok
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 22 Lut 2008
Posty: 5568
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Pit Lane :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:56, 19 Maj 2008    Temat postu:

Kocham cię z każdym promieniem słońca, który dociera do moich oczu.
jak James musiał cierpieć. a to było takie romantyczne.


Ale po chwili to nie były już łzy smutku. Nie. To były łzy akceptacji.
Przy tam fragmencie się rozpłakałam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martuusia
Dermatolog
Dermatolog


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:13, 19 Maj 2008    Temat postu:

smutne cieszę się, że Wilson w końcu się pogodził z odejściem Grega

oświadczyny mnie powaliły, nigdy bym się nie domyśliła - kolejny powód do smutku
dzięki Richie, uroczy, piękny fic


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
madziax
Fasolka


Dołączył: 03 Kwi 2008
Posty: 3188
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: puszka Pandory
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:02, 20 Maj 2008    Temat postu:

Po rozmowie z jego rodzicami łzy zaczęły mi niepochamowanie lecieć z oczu. Nie moge się powstrzymać.
Ten list... pięknie napisane. Boże.
Ja na serio ryczę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
DjAnEtInKa
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 08 Lip 2008
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:26, 01 Sie 2008    Temat postu:

Najgorzej płakałam przy części trzeciej i ostatniej... Boże, nadal ryczę i mam mrowienie w brzuchu...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Brandy
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 17 Lip 2008
Posty: 121
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Houseland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:28, 01 Sie 2008    Temat postu:

Musiałam przeczytać akurat te przepiękne tłumaczenie dzisiejszego dnia... Płakałam chyba na każdym rozdziale, bo ten fick jest taki realny... On tak prawdziwie opisuje emocje... *idzie rzewnie płakać nad tym, że 'życie jest do dupy, a potem się umiera'*

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aaandziaa
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:02, 09 Lut 2009    Temat postu:

Przeczytałam tego fika jakiś czas temu ale teraz postanowiłam go skomentować. Dla własnej ciekawości przeczytałam ostatni akapit i nie wiem czy to ja jestem jaka wrażliwa czy to jest takie smutne ale poprostu się rozpłakałam. Jeśli to ty wyszukujesz te wszystkie fiki, które tłumaczysz to jesteś mistrzem *uśmiecha się przez łzy*

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
vicodin_addict
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 06 Sie 2008
Posty: 4562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: I share my world with no one else.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:26, 09 Lut 2009    Temat postu:



Aaaa Richie! Ja nie wierzę, że to przetłumaczyłaś. NIe wierzę, no.
...
Ale rownocześnie cię podziwiam, bo to bylo piękne. tak cholernie smutne i piękne jednocześnie. Poryczałam się. Ja naprawdę się poryczałam, moj tusz i kredka już dawno splynęły i znalazły się na poduszce, ale to było takie przewidywalne, że się poplaczę.
Te listy Jimmy'ego do House'a. Jego przyjmowanie śmierci Grega do wiadomości, to wszystko, bosz, nie, to nie bd bardzo konstruktywny komentarz. Ale ja naprawdę nie wiem, co mam pisać.

Tlumaczysz cudownie. Naprawdę, twoje tlumaczenia są najlepsze, z jakimi się do tej pory spotkalam.

Ale proszę cię, tak, jak kocham twoje fiki forever, nigdy więcej czegoś takiego. Proszę.

I mimo wszystko kocham ten fik


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 1:37, 12 Lut 2009    Temat postu:

aaandziaa - ja wciąż pamiętam, jak czytałam ten ostatni rozdział... To było w czasie majowego weekendu i czekałam na ten rozdział ponad dwa miesiące... Rozpłakałam się już przy pierwszym zdaniu
A teraz przypomniałam sobie ostatnie zdanie i...

Owszem, wyszukuję sama (tylko "Unpluged" podsunęła mi Marau Apricot, a "Kontrakt" znalazła Burma). Ale - jak już wiele razy pisałam - często mam wrażenie, że to fiki znajdują mnie, bo inaczej jak mogłabym trafiać na takie perełki?

***

vic - ja też nie wierzę... Tak jak nie wierzę, że nadal od czasu do czasu sprawdzam, czy nie pojawił się Epilog, o którym wspominał/a Autor/ka...
Zrobiłam to tłumaczenie w drodze wyjątku, żeby w ten sposób uczcić rocznicę śmierci kogoś bardzo mi bliskiego Ale więcej nie zdobędę się na takie poświęcenie Więc bez obaw
Listy Jimmy'ego mnie zabiły... I jestem szczęśliwa, że poza "Dear Greg" żaden cytat nie pozostał w mojej pamięci.

A Sekretem moich tłumaczeń jest włożone w nie serce... Oby nigdy mi go nie zabrakło...

***

omg... właśnie przypomniałam sobie, bardzo dokładnie, co było w pierwszym rozdziale...
*ucieka zanim się rozpłacze*
damn... za późno...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:26, 15 Mar 2009    Temat postu:

Wszystko mija. Akceptacja. Jest czymś tak strasznym jak i potrzebnym.
Życie bez tej najważniejszej osoby. Bez nadziei na to, że kiedykolwiek ją jeszcze spotka. Ze świadomością, że wszystko się skończyło. To straszne. A jednak życie toczy się dalej. Sandmanowe "Przeżyłeś. Żyj."
Wielki plus za Cuddy i kaczątka.
Ten powtarzający się "Gregory" psuł mi trochę nastrój fika ale i tak mi się podobało


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 2:00, 17 Kwi 2009    Temat postu:

Cytat:
bosh, nie sądziłam, że niemal rok po opublikowaniu "Akceptacji" Autorka jednak zdecyduje się na napisanie Epilogu. I - szczerze mówiąc - nawet nie próbowałam sobie wyobrazić, jak ten epilog mógłby wyglądać, bo nie wyobrażałam sobie, że Wilson ostatecznie przetrwa bez House'a... A jednak jakimś cudem mu się udało.

Wrażliwi niech zaopatrzą się w chusteczkę na wszelki wypadek...

Hope you'll like it as much as I have



Witaj


Dear Greg,

wiem, że zazwyczaj piszę do Ciebie w dzienniku, a nie w formie listu, jak robiłem to przez pięć lat od Twojej śmierci, ale dzisiaj wydarzyło się coś niewiarygodnego. Po prostu muszę komuś o tym opowiedzieć, a skoro wszyscy w pracy pogodzili się z Twoją śmiercią, pomyślałem, że wyda Ci się to równie interesujące jak mnie.

A zatem, dzisiaj pojechałem na cmentarz, na którym jesteś pochowany. Twój nagrobek jak zawsze głosi: "Gregory Jonathan House: Inspiracja dla dziecka w każdym z nas". Położyłem róże na Twoim grobie i włożyłem ręce z powrotem do kieszeni spodni. Biorąc głęboki oddech, zamykając oczy i czując, jak rześki wiatr targa moimi włosami, wyczuwałem, że jesteś blisko mnie. To było uspokajające po utracie dwóch pacjentów w przeciągu półtora tygodnia. Ale o tym wszystkim już wiesz.

Nie spodziewam się jednak, że wiesz, że kiedy otworzyłem oczy, zobaczyłem dość spore, czworonożne, brązowe zwierzę oddalone ode mnie o jakieś sześć metrów. Spiąłem się natychmiast. Chociaż kocham królestwo zwierząt, zaczynam się bać, kiedy nie oczekuję wizyty jego przedstawiciela. Stworzenie skradało się coraz bliżej i bliżej, a ja zauważyłem, że utykało na prawą tylną łapę i że był to pies. Im bardziej się zbliżał, tym bardziej rozpoznawalne stawały się jego cechy.

Kocham trzymać Cię w niepewności... to jedyne sprawiedliwe postępowanie po tych wszystkich latach, kiedy się ze mną drażniłeś. Patrzyłem, jak kuśtyka w naszym kierunku, aż znalazł się tuż obok Twojego pokrytego winoroślą nagrobka. Był to husky o przeszywających niebieskich oczach i jasnobrązowej sierści. Na pysku miał ślad siwizny i wyglądało na to, że patrzy na mnie spod przymrużonych powiek. Pochyliłem się, pozwoliłem mu powąchać moją dłoń i dostrzegłem, że to on.
- Witaj. Nie zrobię ci krzywdy, ale nie mam też dla ciebie nic do jedzenia.

Pies był w całkiem dobrej formie, jeśli nie liczyć kulawej łapy, i nie miał obroży z identyfikatorem. Kiedy przez chwilę patrzyłem mu w oczy, widziałem Ciebie, uśmiechającego się łobuzersko, jak za dawnych czasów i wtedy zdałem sobie sprawę, że to ja spoglądam na niego spod przymrużonych powiek. Wyprostowałem się, spojrzałem z zamyśleniem w niebo i wypuściłem powietrze z płuc, potrząsając głową z niedowierzaniem.
- Wierzysz w Karmę, Greg?

Kiedy wypowiedziałem na głos Twoje imię, pies przekrzywił głowę, jak gdyby odpowiadał: "To zależy. A ty wierzysz, Jimmy?" Wiem, że jestem dosyć zwariowany, ale przysięgam, że tak było. Westchnąłem, pokręciłem głową i odszedłem, dotykając dłonią karku. Szedłem tak, niezdecydowanie, jakbym odchodził od w połowie udekorowanego tortu. Spoglądając za siebie, zobaczyłem, że pies kuśtyka do mojego boku i zatrzymuje się, kiedy całkowicie odwróciłem się ku niemu.

Chociaż dopiero co się poznaliśmy, nie mogłem sobie wyobrazić, jak ten pies umiera tam z głodu. Albo jak zamarza na śmierć. Te niewinne błękitne oczy spoglądały intensywnie w moje, aż wryły się w moją duszę. Odwróciłem się i szedłem dalej do samochodu, kiwając ręką.
- Chodź tutaj, mały.
Pies warknął na mnie, kiedy nazwałem go "mały" i na chwilę przypomniało mi się, jak przyjmowałeś pozycję obronną, mówiąc o tym, jak Twój ojciec zwracał się do ciebie "Mały". Przełknąłem ślinę i zawołałem:
- No chodź, Greg.
Pies przybiegł galopem do mojego boku, dysząc z podekscytowania.

Teraz muszę pójść go wyprowadzić. Ale jutro zabieram go do weterynarza, żeby sprawdzić, czy nie ma wszczepionego pod skórę mikroczipa*.

Kocham Cię z każdym błotnistym odciskiem łapy.

James



Cytat:
* tym, którzy nie wiedzą wyjaśniam, że ów mikroczip to urządzenie, z którego można odczytać dane właściciela lub numer identyfikacyjny psa lub kota.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Este
Bad Wolf
Bad Wolf


Dołączył: 31 Maj 2008
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:35, 17 Kwi 2009    Temat postu:

Dobrze wiedzieć, że Wilson wciąż pamięta o House'ie i jakoś sobie z tym wszystkim radzi. Czasami człowiek godzi się ze stratą, ale nie da się jej zapełnić, zastąpić pustki w sercu po tej jedynej osobie kimś innym. Czasami nie warto próbować na siłę powrócić do normalności, bo i tak już nigdy nie będzie, tak jak kiedyś.

Pies, to rzeczywiście musiała być Karma. Osobiście nie wierzę w reinkarnację, ale to kwestia postrzegania Świata. Skoro Wilson czuje się dzięki temu lepiej, wierzy, że Greg jest przy nim i to go pociesza, to dobrze. Ważne, żeby się nie załamywać i znaleźć w życiu coś, dla czego rano jest warto wstawać z łóżka, coś co choć trochę cię uszczęśliwi.

Kocham Cię z każdym błotnistym odciskiem łapy - było śliczne i wzruszające. Tłumaczenie jak zwykle świetne. Trzymaj tak dalej Richie. Buziaki


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:57, 17 Kwi 2009    Temat postu:

A jak dla mnie o niebo lepiej byłoby bez tego epilogu. Pojawiający się nagle psiunio. kulejący na jedną łapę i jeszcze niebieskooki tylko mnie śmieszy.

I tak, wiem, że się czepiam

Pozdrawiam
g


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aaandziaa
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:13, 18 Kwi 2009    Temat postu:

A myślałam, że to już się nie doczekamy
Pierwszy raz nie ryczałam *dzika radość* bo to nie było smutne, tylko takie jakieś urocze (od kiedy moja koleżanka stwierdziła, że house jest uroczy, to słowo kojaży mi się z wszystkim co ma jakikolwiek związek z housem )
No i oczywicie piesek był słodki Zawsze chciałam takiego mieć


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sovereign. ;)
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 16 Mar 2009
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:24, 18 Kwi 2009    Temat postu:

Gora napisał:
A jak dla mnie o niebo lepiej byłoby bez tego epilogu.

też tak uważam. Opowiadanie ogółem bardzo mi się podobało, było strasznie wzruszające, ale epilog szczerze mówiąc niezbyt mi się podobał.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 1:51, 23 Kwi 2009    Temat postu:

Dziękuję za komentarze

w sumie muszę powiedzieć, że do dzisiejszego ranka - kiedy to dostałam od Autorki obszerną odpowiedź na mój koment - też nie byłam przekonana, co do tego epilogu. Ale kiedy dowiedziałam się, że zanim Autorka wpadła na pomysł z psem, planowała wpędzić Wilsona w głęboką depresję...

Before I had the dog idea, I was going to have him continue to go to Dr.
Cheryl for therapy. He was going to slip slowly into a worse depression, and eventually develop some problems. But then I realized that House would want him to be happy. If he could I saw House smacking Wilson on the head with the heaviest case file saying, "Jimmy. Live for the both of us! Don't hide behind the dead-push forward into life."


...moja opinia się zmieniła.

i cóż, wygląda na to, że fik będzie jeszcze jakiś czas kontynuowany - mam nadzieję, że z większą częstotliwością, niż kilka rozdziałów na rok


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 1:54, 23 Kwi 2009    Temat postu:

Błotniste Odciski Łap na Moim Sercu


Szedłem do swojego samochodu, mój pso-kształtny cień kuśtykał za mną, a ja uśmiechnąłem się jasno. Ten śmiech był niemal tak jasny, jak złota obrączka na mojej lewej ręce. Gdy otwierałem drzwi samochodu, znajomy blask przykuł moje spojrzenie i sprawił, że wstrzymałem oddech. House chciał, żebym został jego mężem - nigdy nie spodziewałem się, że będzie miał jaja, albo serce, by to zrobić. Ale Greg miał mnóstwo części ciała, z których żadna nie zostanie nigdy zapomniana.

Otworzyłem drzwi i zanim zdążyłem odblokować te od strony pasażera, mój nowy przyjaciel skoczył naprzód i wylądował na siedzeniu. Poczułem, że moje brązowe oczy rozszerzają się do rozmiaru miedziaków, a moje plany rozłożenia ręcznika na siedzeniu wyparowują. Miałem ręcznik w bagażniku, ponieważ jak zawsze, gdy coś szło nie tak, staram się być przygotowany. Ale sposób, w jaki pies ziajał - przepraszam - uśmiechał się, nie mógłby być bardziej odpowiedni.

Zobaczyłem moje skórzane siedzenia poznaczone błotnistymi śladami łap i to przypomniało mi, jak Greg zostawiał okruchy jedzenia lub plamy tłuszczu w moim samochodzie. Nic nie miało znaczenia... W schowku na rękawiczki miałem nawilżane chusteczki. Siedząc na fotelu kierowcy, nachyliłem się do schowka, a pies obserwował każdy mój ruch, jakbym był czymś, co musi zrozumieć. Zerknąłem na niego, złagodziłem swój język ciała, wiedząc, że psy czerpią emocje ze swojego otoczenia i wyciągnąłem trzy chusteczki higieniczne.

Kiedy zacząłem wycierać błoto, husky znów zaczął dyszeć, a ja tylko pokręciłem głową. On też lubił patrzeć, jak po nim sprzątam. Och, weź się w garść, James. Posłuchaj sam siebie. Ten pies to nie Greg. Ani trochę. To po prostu bezdomny pies, który przypadkowo ma podobne cechy, co twój zmarły narzeczony. Włożyłem chusteczki do kieszeni i odpaliłem samochód - dźwięk silnika zazwyczaj wyrywał mnie z moich fantazji. Tym razem mu się nie udało.

W radiu nadawali utwór, który zwykle sprawiał, że stukałem palcami w kierownicę: Raindrops Keep Falling on My Head, dziwnie słodko-gorzką, rozluźniającą piosenkę. Zanim zdążyłem zacząć nucić do wtóru - nie śpiewałem tej piosenki, odkąd on zginął - pies pochylił się do przodu i trącił radio nosem. Nie mogłem w to uwierzyć - on właśnie zmienił stację. Nową piosenką była Aquarius/Let the Sunshine In*, radosny utwór, który zawsze przywodził zakłopotany uśmiech na moją twarz. Dojechałem do znaku stopu, więc odwróciłem się i wlepiłem wzrok w psa, który po prostu odpowiedział uśmiechem.

Pokręciłem głową, wjechałem na główną drogę i zacisnąłem mocno wargi w zakłopotaną kreskę. To tylko pies, zwierzę, które było towarzyszem człowieka od tak dawna, jak długo człowiek posługiwał się mową. Psy są inteligentne, ale nie na tyle sprytne, żeby wiedzieć, że jakaś piosenka nie jest dobra dla czyjegoś samopoczucia. Czy w ogóle żeby rozpoznawać piosenki, jeśli o to chodzi. Jeden kącik moich ust uniósł się z rozbawieniem. Wciąż nie jest nudno.

Podjechałem do małego sklepu zoologicznego, a mój radiowy didżej zaczął ukrywać swój pysk przed moim spojrzeniem, jakby z antyspołecznych przyzwyczajeń lub ze wstydu. Zatrzymałem się na miejscu parkingowym, wyłączyłem silnik, rozpiąłem pas bezpieczeństwa i odwróciłem się do niebieskookiej piękności, siedzącej obok mnie.
- A teraz posłuchaj, stary. Mówię ci, że naprawdę nie chcesz tam wchodzić i nie ma w tym nic złego. Wiem, gdzie znajdują się wszystkie towary w sklepie i będę z powrotem najwyżej za dwanaście minut. Możesz zostać tutaj. Nie martw się, nie zostawię cię.

"Greg" spojrzał na mnie niebieskimi oczami, do których oceanografowie nie potrafiliby sporządzić map, a potem zerknął za okno. Uśmiechnąłem się słabo, nie znosząc myśli, że muszę zostawić go samego i wysiadłem z samochodu. Zamknąłem go i posłałem psu ostatnie spojrzenie, po czym odwróciłem się i szedłem do środka.


Wyszedłem na zewnątrz z wózkiem wypełnionym psią wyprawką - była tam niebieska obroża bez oznaczeń, smycz, dwie torby karmy, miski na wodę i jedzenie, torba surowych kości, żeby miał co gryźć, szampon dla zwierząt i szczotka oraz lek na kleszcze.

Kiedy odblokowałem zamek w samochodzie, zobaczyłem go, jak podrywa się ze swojej skulonej pozycji na siedzeniu pasażera i zaczyna szczekać z niepokojem. Otworzyłem tyle drzwiczki i położyłem większość przedmiotów na miękkiej, czarnej skórze. Pozostałe, większe rzeczy zostały włożone do bagażnika. Wsunąwszy się na fotel kierowcy, odwróciłem się w stronę mojego przestraszonego przyjaciela.

- Wszystko w porządku, kolego. Wszystko w porządku. To tylko ja... Jimmy. Nie chciałem cię wystraszyć. Powinienem był otworzyć samochód ręcznie... Przepraszam. Nie chciałem do tego doprowadzić.
Pies warczał na mnie przez ułamek sekundy, jak gdyby nie podobała mu się moja obecność na jego nowym terytorium. Wkrótce odprężył się, gdy zobaczył moje wyciągnięte dłonie poniżej swojego pyska.

- Powiedziałem ci, że wrócę i obiecuję, że nigdy więcej ci tego nie zrobię, w porządku? Nie miałem smyczy, więc nie mogłem zabrać cię do środka. Przepraszam.
Greg wypuścił powietrze, jakby wstrzymywał oddech i spojrzał na mnie uspokojony i wyczerpany. Polizał mnie po ręce. Jeden raz. A potem zwinął się z powrotem w kłębek i zapadł w sen. No cóż, pies robił coś, czego Gregory nie robił nigdy - chrapał.


Cytat:
* nie jestem na 100% pewna, ale chyba chodzi o tę piosenkę: KLIK


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Runaway
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 19 Mar 2009
Posty: 41
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 11:05, 23 Kwi 2009    Temat postu:

Fik bardzo mi się podobał. Wzruszający taki. Aż miałam ochotę płakać w pewnych momentach. Twoje tłumaczenia Richie, są świetne po prostu. No świetne no.
Mam tylko nadzieję, że Autorka ma jakiś dobry pomysł na kontynuację tego fika... Bo jeśli nie to zepsuje wszystko... Znaczy, cały fik. ;p


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 14:37, 23 Kwi 2009    Temat postu:

Still not boring ;]
Postanowiłam dać kontynuacji szansę

Pozdrawiam ;]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Baklaziak
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 25 Kwi 2009
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:28, 25 Kwi 2009    Temat postu:

Tu chodzi o piosenek z musicalu "Hair". Hmm czyli w zasadzie o tę która jest w linku, ale w filmie było mniej... wycia
A fik jest po prostu uroczy od momentu kiedy pojawił się pies


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Baklaziak dnia Nie 10:13, 26 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:10, 27 Kwi 2009    Temat postu:

Runaway - dzięki za komplementy, staram się jak mogę
zobaczymy, czy Autorka ma w ogóle pomysł, jak pociągnąć tego fika, bo znów nic nie napisała...

***

Gora - I hope, że kontynuacja będzie i że Twoja wyrozumiałość nie pójdzie na marne

***

Baklaziak - moja edukacja muzyczna jest czasem zbyt mizerna, żeby nadążyć za autorami fików...
za to na psach się trochę znam i... oby ten husky nie był taki, jak te, które znam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 0:21, 02 Maj 2009    Temat postu:

Cytat:
Autorka tego fika prosiła mnie, żebym Wam przekazała, że dziękuje za to, że czytacie i bardzo się cieszy, że się Wam podoba
(a poze tym zajrzała na nasze forum i powiedziała, że mamy urocze avki i banery )



Nie właź na to! (część 1)


Gdy tylko dotarłem do domu, zwróciłem się w stronę nowego oblicza, którym przyszło mi się cieszyć i powiedziałem cichym, spokojnym głosem:
- Posłuchaj, kolego. Zamierzam zabrać cię do środka. To jest moje mieszkanie. Nikogo tu nie gościłem od śmierci Grega. To imię brzmi znajomo, prawda? Zamierzam nakarmić cię czymś pożywnym, zrobić ci ciepłą kąpiel, żeby upewnić się, jakiego koloru jest twoje futro i pozwolę ci spędzić miłą noc pod dachem.

Nie patrz tak na mnie. Jestem pewny, że tęsknisz za swoim właścicielem, ale ja... ja chcę się czymś zaopiekować. Nawet jeśli to potrwa tylko jedną noc. Pierwszą rzeczą, jaką zrobię jutro, będzie zabranie cię do weterynarza, okej?

Pies bardzo szybko obwąchał coś za sobą, a potem odwrócił się do mnie i szczeknął jeden raz, jak gdyby dawał mi jednosylabową odpowiedź. Tak. Uśmiechnąłem się do siebie, zgasiłem silnik i wysiadłem z samochodu. Otworzyłem tylne drzwi i chwyciłem pierwszą torbę niedawno nabytych rzeczy. Otworzyłem również drzwi od strony pasażera, wypuszczając psa. Jego prawa tylna łapa nie była spuchnięta ani skaleczona i szybko pokonał drogę do mieszkania. Zaskoczyło mnie, że wiedział, które z mieszkań było nasze, ale pomyślałem, że miał pięćdziesiąt procent szans, żeby wybrać właściwe.

Oparłem brązową papierową torbę na biodrze, wyciągnąłem klucze i otworzyłem drzwi. Greg-psiak zaczął węszyć, stojąc w drzwiach, jakby badał coś, co się tam znajdowało. Zapach chili z zaszłego wieczoru dotarł do nozdrzy nas obu, mówiąc mi o czymś, czego nie wiedziałem. Ja też byłem głodny. Postawiłem torbę na szafce.
- Rozgość się w swoim tymczasowym domu. Ja za moment wrócę.

Wyszedłem na zewnątrz, zachwycając się zachodem słońca po raz pierwszy od prawie pięciu lat. Widziałem całą paletę barw, zaczynając od fioletu przenikającego ku czerwonemu słońcu. Pomyślałem o różach, które zostawiłem na grobie House'a zaledwie godzinę wcześniej, gdy zobaczyłem tę jasną czerwień. Kiedy stałem tam, prawdopodobnie wyglądając jak głupiec, który gapi się na coś, co niemal co wieczór jest takie samo, skierowałem ku niebu pytanie:
- Wróciłeś do mnie, Greg?

W odpowiedzi poczułem ostatnie migoczące promienie ciepła i zamknąłem oczy, jak gdyby House całował mnie w policzek. Pragnąłem tak rozpaczliwie, by w chwili, gdy otworzę moje wilgotne oczy on mógł być obok mnie z tym zwyczajowym uśmieszkiem na jego szorstkiej, przystojnej twarzy. Ale go nie było. Zaczerpnąwszy uspokajający oddech, wytarłem oczy i wzdychając zrobiłem ostatni krok w stronę samochodu, skąd zabrałem posłanie oraz drugą i ostatnią torbę z zakupami.

Zamknąwszy drzwi samochodu czubkami palców, poczłapałem niezgrabnie do uchylonych drzwi mieszkania i otworzyłem je kopniakiem.
- No i proszę, Greg. Dziś wieczorem nie musimy już nigdzie wychodzić. Jestem wykończony i głodny, a ty wyglądasz tak, jakby ostatnim twoim posiłkiem był martwy królik.
Postawiłem dużą brązową torbę na szafce i położyłem posłanie obok łóżka w sypialni. Pomaszerowałem do drzwi niczym ranny żołnierz, zamknąłem je i powiesiłem klucze na wieszaku na płaszcze. Pies czekał cierpliwie przy krześle, które stało naprzeciwko mojego. Przy krześle Grega.

Na stole wciąż stoi zastawa, z kieliszkiem House'a koło jego krzesła. Moje serce wypełniał ból za każdym razem, gdy wyobrażałem sobie jak on lub ktokolwiek inny siedzi na tym miejscu. Zmywałem te naczynia ręcznie, a potem odkładałem je dokładnie tam, gdzie były tego wieczoru, gdy je znalazłem. Poza tym, obok miejsca, gdzie zwykle siedział, Greg napisał na stole: "Hej, Jimmy. Głowa do góry. Twoje oczy zasługują na to, by widzieć promienie słońca. Greg, 2009". Przesunąłem dłonią po inskrypcji wykonanej niezmywalnym markerem, ponownie przysięgając sobie, że nigdy, PRZENIGDY, nie wymienię tego stołu. Przygryzłem wargę, by powstrzymać szloch, który tylko sekunda dzieliła od wyrwania się z moich ust.

Pies wydawał się zauważyć zmianę mojego nastroju; owinął swój ciepły ogon wokół mojej nogi i położył głowę na mojej stopie. Spojrzałem na moment w dół i powoli wypuściłem powietrze.
- Co ty na to, żebyśmy napełnili nasze żołądki jakimś jedzeniem?

Greg usiadł, równocześnie podnosząc głowę, sprawiając, że wyglądało to jak pewnego rodzaju skinienie. Sięgnąłem do pierwszej torby i wyciągnąłem miski na jedzenie i wodę. Potem wyciągnąłem mniejszą torebkę suchej karmy, rozdarłem ją i nasypałem znaczną ilość do miski. Potem podszedłem do zlewu, napełniłem wodą drugą miskę i dolałem odrobinę wody do karmy. Słyszałem, że to pomaga na trawienie, szczególnie wtedy, kiedy nie wiesz, jak pies zareaguje na posiłek. Postawiłem to wszystko na podłodze, obok krzesła House'a.

Z początku jego wspaniałe niebieskie oczy rozjaśniły się, po czym pociemniały, jakby z powodu niedowierzania. Uśmiechnąłem się ciepło i przykucnąłem.
- To dla ciebie. Nie zamierzam ci tego zabierać. Możesz zjeść tyle, ile chcesz. Wszystko w porządku.
Wyprostowałem się i odwróciłem w kierunku lodówki, mając ochotę na trochę tego staromodnego chili z zeszłego wieczoru. W momencie gdy wyciągałem miskę owiniętą folią i wkładałem ją do mikrofalówki, usłyszałem głośne chrupanie i łapczywe połykanie wody. Odgłos hałaśliwego jedzenia przywołał półuśmiech na moją twarz.

Włożyłem chili do mikrofalówki, wróciłem do lodówki i nalałem sobie kieliszek mleka. Pamiętam pierwszy raz, kiedy ugotowałem takie chili dla Grega. Byłem przerażony, że nie będzie mu smakować, ponieważ nie było w nim mięsa. Ale tamtego wieczora obaj zjedliśmy po trzy porcje, a następnego dnia House jadł je również na lunch. Ten człowiek z pewnością miał zdrowy apetyt, co ja tylko podsycałem, gotując dla niego. Zanim położyłem łyżkę i serwetkę na stole, mikrofalówka zapiszczała i wyciągnąłem z niej parującą miskę.

Postawiłem ją na stole i uniosłem mój kieliszek mleka w kierunku wyimaginowanego mężczyzny obok mnie.
- Za twoją wieczną pamięć.
Pociągnąłem łyk i zauważyłem kątem oka, jak pies natychmiast przestał jeść i napił się równocześnie ze mną. Potrząsnąłem głową, starając się skupić na tym, by ze śmiechu nie rozlać mleka. Podniosłem łyżkę i dmuchnąłem na parujący gulasz, zanim wziąłem kęs do ust. Nadal świetnie smakował.

<center>Godzinę później</center>

- No chodź, uparty zwierzaku, właź do wanny! - powiedziałem z wysiłkiem, kiedy wyrywający się pies wyskoczył z moich ramion któryś raz z rzędu. Miałem podwinięte rękawy, moja koszula była przemoczona, a moje spodnie wyglądały tak, jakbym nie mógł się powstrzymać po konkursie picia coli. Westchnąłem, usiadłem na piętach i oparłem ręce na biodrach. Pies siedział po przeciwnej stronie łazienki, ponownie z tym dyszącym uśmiechem na pysku i śmiałymi iskierkami w niebieskich oczach.

- Co mogę zrobić, żeby nakłonić cię do wejścia do wanny? - zapytałem rozpaczliwie, jakby moje życie zależało od tego, że pies będzie schludny i czysty. Sięgnąłem do torby z psimi akcesoriami, która teraz z powodu zniszczeń wywołanych wodą zmieniła się w brązową papkę i znalazłem gumową kaczuszkę. Ścisnąłem ją raz ponad letnią wodą i zobaczyłem, że pies drgnął i zesztywniał. Ścisnąłem ją jeszcze raz, a pies zerwał się szybko z radosnym podskokiem i wskoczył do wody, zamykając zęby na kaczce. Bez chwili przygotowania pojawiła się fala wody i psiego szamponu, która wszystko zalała.

Wolno zabrałem sprzed twarzy ramię, którym osłoniłem się jak tarczą i jedno po drugim otworzyłem oczy, przerażony koniecznością oceny szkód. Ręczniki, które przygotowałem na czas po kąpieli, wyglądały tak, jakby same moczyły się w wannie. Lustro nad umywalką wyglądało jak przednia szyba samochodu w deszczowy dzień. Moja koszula z całą pewnością wygrałaby konkurs mokrego podkoszulka, nie żebym kiedykolwiek brał w czymś takim udział. W wannie znajdowała się tylko połowa wody, którą wcześniej nalałem i szczęśliwy pies z zabawką w pysku. Nie mogłem narzekać... przynajmniej pies znalazł się w wannie.

Poświęciłem trochę czasu na rozpięcie i pozbycie się koszuli, i położyłem ją na podłodze obok ręczników. Czułem się trochę głupio, że nie zrobiłem tego na samym początku. Złapałem gąbkę, która leżała obok wanny i nalałem na nią odrobinę szamponu dla zwierząt. Zadbałem o to, żeby kupić szampon hypoalergiczny, na wypadek gdyby mój futrzany przyjaciel miał alergię na cokolwiek. Zacząłem od drapania go za uszami wolną ręką. Sprawiał wrażenie, że bardzo mu się to podoba. Po tym, jak zamknął oczy, zmieniłem ręce, a on nie miał nic przeciwko temu. Jak gdyby lubił czuć się rozpieszczany i wyjątkowy.

- To nie jest takie trudne, co? - powiedziałem łagodnie, czując się jak matka, która po raz pierwszy kąpie swojego sprawiającego kłopoty malucha. Wyszorowałem delikatnie, ale gruntownie cały jego grzbiet i kończyny, ostrożnie omijając tę uszkodzoną. Nie chciałem, żeby pies mnie ugryzł, o nie. Po tym, jak skończyłem, pies otrząsnął się, co było typowe i przewidywalne, i wyskoczył z wanny.
- Dzięki. I tak musiałem posprzątać łazienkę. Dzięki za pomoc.

<center>Wiele ręczników i cichego narzekania później</center>

Czułem się wyczerpany. Spędziłem więcej czasu na wycieraniu, niż sądziłem, że jest możliwe za jednym posiedzeniem, i nadal musiałem przygotować się do pójścia do łóżka. Przynajmniej to była najłatwiejsza część mojego dnia. Wpełznąłem do łóżka, mając na sobie nowe, suche bokserki i ciepły podkoszulek. Pies przykuśtykał za mną do pokoju, wciąż odrobinę wilgotny, ale nie na tyle, żeby zniszczyć podłogę. Przeprowadził inspekcję pomieszczenia, obwąchując każdy kąt i szczelinę, po czym znalazł swoje posłanie. Spojrzał na mnie, potem na posłanie i znów na mnie.

- Nie. Nie rób tego. Te pełne wyrzutu spojrzenie nie zmusi mnie do ustępstwa. Nikt nie spał na tym łóżku koło mnie od śmierci Grega i nie zamierzam tego zmieniać. Nawet dla ciebie. Przykro mi, ale przy tym będę obstawał. Czy raczej leżał. Przestań. Nie skamlaj na mnie. Czy ja już przy tobie płakałem? Nie. Nie wydaje mi się. Dobranoc.
Z tym ostatnim słowem zgasiłem światło i zwinąłem się w kłębek pod kocem. Nie minęło nawet pięć minut, gdy poczułem, jak coś wskakuje na łóżko i również zwija się w kłębek.
- Witaj w domu, Greg - wymamrotałem i zapadłem w sen.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Sob 3:24, 13 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 3 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin