Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Gimme more of your love [35 A / 44] s. 55
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 67, 68, 69  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Pytam tak z ciekawości... Co miałoby być?
chłopiec
49%
 49%  [ 37 ]
dziewczynka
50%
 50%  [ 38 ]
Wszystkich Głosów : 75

Autor Wiadomość
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:22, 06 Sie 2008    Temat postu:

...
a mogłabyś doprecyzować, które fiki pisałaś ostatnio? Bo przeczytałam drabbelka o siódmym dniu i był cute :smt007 ale potem udałam się do "Najlepszej obietnicy" i... skończyło się zatrzaśnięciem laptopa i przytulaniem do owczara, aż biedy uciekł :smt089
Żeby była jasność - jak dla mnie happy end nie jest wtedy, kiedy wszyscy (tzn House i Wilson) dożywają do końca, ale jeśli na dodatek nie mają w planach rychłego pożegnania ze światem :smt089 (już mnie dławi w gardle, na samą myśl o tym... :smt010 )

**
Tak, ja też to zdanie uważam za jedną z moich perełek :smt007
:smt008


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:29, 06 Sie 2008    Temat postu:

Ostatnio pisałam to o siódmym dniu i "Dwanaście". Wiszące na forum i nieskończone jeszcze "AA" to zupełnie inny rodzaj historii - i nie moge o nim nic powiedzieć, bo zepsuję zagadkę kryminalną XD - ale będzie dobrze. ... Taak, będzie dobrze.

To Cie bardzo, bardzo pociesze i powiem, że jak już wezmę moje Eau de Nuda i pojadę do Hiszpanii, napiszę Ci wspaniałego i BARDZO happy endowego fika. OK? Takiego o ładnym tytule, "Dowód przyjaźni". Pretty, pretty OK? *hugs*

Aaa, offtop!
...
Kocham jeszcze fakt, że Twój Wilson sie rumieni. I że biedna kociarę chciał wyrzucić z gabinetu, oł jea, za duzo czasu spędzasz z House'm, Wombat! *kocha Wilsona*
...
*kocha Richie*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:08, 06 Sie 2008    Temat postu:

No to OK - jak już się (w końcu) zabiorę za bieganie po Hilsonie, to przestanę omijać szerokim łukiem fiki Twojego autorstwa :smt003 (Bo ja się stanowczo za łatwo rozklejam - ale to dlatego, że taaak bardzo ich kocham :smt007 )

*czuje się odrobinkę pocieszona* (póki co)
(chociaż czytając słowa "Dowód przyjaźni" widzę scenę przeszczepu nerki - co oczywiście nie jest złe, jeśli potem będą koło siebie na pooperacyjnej :smt077 )


...
Ja też kocham Wilsona, przypominającego pomidorka albo buraczka :smt007 Więc będzie to robił, jak często się da :smt003
House i jego złe wpływy :smt003
...
*kocha Katty*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Śro 14:33, 06 Sie 2008    Temat postu:

To się Richie zabieraj za czytanie Hilsonów, również dlatego, że zanim powiedziałam, że już nic nie napiszę, to coś jednak napisałam .

A tak w ogóle, to kiedy wreszcie będzie następna część? Ja ją chcę przeczytać!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:45, 06 Sie 2008    Temat postu:

Jak ja się mam zabrać za czytanie czegokolwiek, skoro wciąż zmuszacie mnie do pisania??? :smt016

"Kiedy wreszcie..." No tak, zapomniałam, że dla Was dwadzieścia kilka godzin to cała wieczność :smt005

No to juuuż :smt003


Cytat:
Czas na zmianę klimatu (czy raczej pogody, nawiązując do "One Step" ) Ale to naprawdę tylko chwilowe :smt003

Podziękowania dla Apricotki, za podrzucenie pomysłu do drugiej części tego rozdziału :smt008


Part 2

House wyjątkowo wcześnie zniknął tego dnia ze szpitala. To mogło oznaczać tylko jedno. Wilson już od progu czuł, że ma rację, że to będzie jeden z tych wieczorów.

House'a nie było nigdzie w zasięgu wzroku. W salonie unosił się zapach whisky. Na stoliku do kawy stała opróżniona do połowy butelka, a obok niej leżał przewrócony pojemnik vicodinu. Kilka tabletek rozsypało się po blacie. Niedobrze.

Wilson zdjął marynarkę i poszedł zanieść zakupy do kuchni. Potem zamierzał sprawdzić, gdzie podział się jego przyjaciel...

Jednak kiedy wrócił do salonu, House stał po przeciwnej stronie pokoju, opierając się ciężko na lasce. Jego krótkie włosy były mokre, ale Wilson nie mógł stwierdzić, czy House właśnie wyszedł z kąpieli, która miała rozluźnić jego wściekle bolącą nogę, czy tylko włożył głowę pod kran z zimną wodą, żeby spróbować w ten sposób odciągnąć myśli od palącego uda.

- Na dyżurze zostały same brzydkie pielęgniarki? - wycedził House przez zaciśnięte zęby. - A może po prostu nie chciały, żebyś zaraził je jakąś chorobą, którą ode mnie złapałeś?

Wilson przełknął ślinę i westchnął cicho. Zapowiadał się jeden z TYCH wieczorów. Noga House'a postanowiła odebrać swoją premię za to, że przez kilka dni zachowywała się w miarę poprawnie, a jedynym sposobem, w jaki House umiał sobie z tym poradzić, było picie, zwiększenie dawki vicodinu i traktowanie Wilsona jak worka treningowego.

Onkolog obserwował, jak House – opierając się na lasce i wszystkich meblach stojących w pobliżu – wolno posuwał się w kierunku kanapy.

Chrząknął cicho. - Przygotować coś do jedzenia? - spytał, wiedząc, że to i tak bezcelowe.

- Jestem twoim szczęśliwym losem na loterii, co, Jimmy? - zapytał House, kompletnie ignorując jego słowa. - Nie umrę, prawdopodobnie, tak szybko, jak te wszystkie pacjentki z rakiem, które posuwałeś, a już z całą pewnością nie pozbieram się do kupy, jak twoje żony! ZAWSZE będę skazany na opiekę świętego Jimmy'ego – House opadł na kanapę.

Wilson poczuł ukłucie w sercu. Wiedział, że House wcale tak nie myśli, nawet jeśli była to (w pewnym sensie) prawda - jedynie wściekła bezradność House'a, tłumiona w lepsze dni, wydostawała się na zewnątrz, siejąc możliwie wielkie zniszczenie. Wilson nie odpowiedział.

- Właściwie dlaczego nie postarałeś się o dziecko z żadną ze swoich TRZECH żon?! - drżącą ręką nalewając do szklanki bursztynowy alkohol. - Miałbyś się o kogo troszczyć przez kilkanaście lat!

Wilson nadal milczał. Owszem, myślał kiedyś o dziecku, ale stwierdził, że jest marnym materiałem na ojca. Chociaż nie przyznał tego głośno, traktował Hectora jak coś w rodzaju próbnego dziecka, a po tym, jak nie-udało mu się go wychować, zrezygnował z chęci posiadania potomstwa.

- A może nie mogłeś, co? - dwa kolejne vicodiny dołączyły do Bóg-wie-ilu poprzednich w żołądku House'a. - Mały Jimmy nie został stworzony do wyższych celów?

Wilson parsknął cicho i natychmiast skarcił się w duchu. „Nie odpowiadać na zaczepki” było jedyną słuszną taktyką. Każda odpowiedź podsyciłaby tylko gniew House'a, przeciągając jego kpiny w nieskończoność. A, co gorsza – obaj po czymś takim następnego dnia czuliby się paskudnie. I Wilson wcale tego nie chciał.

- Przyznaj się, Jimmy! - ton House'a był więcej, niż prowokacyjny. - Uwielbiasz seks, ale bałeś się, że w końcu któraś kobieta mogłaby poprosić, żebyś został ojcem jej dziecka i dlatego wybrałeś MNIE!

Wilson niczego w tej chwili bardziej nie pragnął, jak podejść do House'a, usiąść obok niego, przytulić go mocno, pocałować i chociaż trochę ukoić jego fizyczny ból. Im bardziej kochał House'a takiego, jakim był przez większość czasu – gdy kradł jedzenie z jego talerza, żartował z jego stylu życia, całował go w najbardziej nieodpowiednich momentach – tym bardziej nienawidził drugiego oblicza swojego przyjaciela i kochanka, kiedy zachowywał się tak, jak tego wieczora...

- Widzisz, Wilson, dzisiaj nie masz co liczyć na seks! Moja... - House złapał się za udo, a drugą ręką podniósł do ust szklankę z whisky – noga ma na dzisiaj inne plany. Ale jeśli bardzo ci zależy, możesz zadzwonić po dziwkę. I skorzystać z sypialni. Obiecuję, że nie będę wam przeszkadzał – mówiąc to, House położył się na kanapie.

Wilson przez moment przyglądał się, jak House układa się na kanapie, próbując znaleźć wygodną pozycję, dla swojej nogi, głowy i całej reszty swojego obolałego ciała. Potem powlókł się do sypialni, żeby przebrać się w wygodniejsze rzeczy i zaczekać, aż usłyszy ciche chrapanie, dobiegające z salonu.

„Moja noga ma inne plany.” Nienawidził tych słów. Wyobrażał sobie, co House musi czuć, przyznając przed kimkolwiek, że nie może kontrolować swojego życia tak, jak robił to kiedyś. A jedyne, co on – James Wilson – mógł zrobić, to cierpliwie czekać, aż wszystko wróci do względnej normy.

Gdy miał pewność, że House zasnął, zabrał koc z łóżka i wrócił do salonu. Ostrożnie przykrył House'a i poszedł przygotować dla siebie kolację. Nie miał ochoty na jedzenie, ale musiał czymś się zająć, zanim siądzie na fotelu obok kanapy, żeby na wszelki wypadek, czuwać nad swoim przyjacielem przez całą noc. Miał nadzieję, że rano House obudzi się w lepszej formie, jak zwykle wyśmieje jego troskliwość i będą mogli zapomnieć o koszmarze minionego wieczora.

***

Wilson wszedł do swojego gabinetu, niosąc kilka kart pacjentów. Wcześniej zawiadomił Cuddy, że House spóźni się albo w ogóle nie przyjdzie do pracy. Nadal dziwiło go, że kiedy – wcześniej – House usprawiedliwiał swoje nagłe nieobecności bólem nogi, Cuddy nigdy nie mogła w to uwierzyć. Teraz, widząc zatroskaną i zmęczoną twarz Wilsona, kiwała za zrozumieniem głową i przydzielała komuś innemu dyżur House'a w klinice.

Rzucił karty na biurko. Usiadł na krześle. Potarł oczy i uśmiechnął się lekko. Gdy obudził się rano w fotelu – jednak zasnął! - stwierdził, że House'a nie było na kanapie. Idąc do łazienki, zerknął do sypialni i zobaczył, że diagnosta śpi, rozwalony na łóżku. Widocznie atak bólu minął i przez jakiś czas wszystko będzie w porządku.

Wilson wziął do ręki pierwszą kartę z wierzchu. Henry Stone zjawił się poprzedniego dnia na badania kontrolne. W karcie były jego najnowsze wyniki. Wilson przebiegł wzrokiem rzędy cyferek i uśmiechnął się szeroko. Każdy dyżur mógłby zaczynać się takimi informacjami. Szybko narzucił na siebie fartuch, złapał kartę i ruszył do sali swojego pacjenta.

- Witaj, Henry – powiedział, wchodząc do pokoju. - Dzień dobry, pani Stone – dodał, gdy zauważył młodą blondynkę, trzymającą kilkumiesięczne dziecko. Wprawdzie to nie były godziny odwiedzin, ale w PPTH często przymykano na to oko.


- Dzień dobry, doktorze Wilson. Są już moje wyniki? - zapytał Henry, z niepokojem spoglądając to na Wilsona, to na swoją żonę.

- Tak, właśnie dlatego przyszedłem. Dobre wiadomości nie powinny czekać – na ustach Wilsona pojawił się uśmiech satysfakcji. - Ostatnia chemioterapia dała zaskakująco dobre rezultaty. Liczba komórek nowotworowych zmniejszyła się o ponad sześćdziesiąt procent.

Na twarzy pacjenta pojawiła się radosna ulga. Wilson czerpał z tego tyle optymizmu, ile tylko możliwe, zdając sobie sprawę, jak rzadkie są takie chwile w pracy onkologa. Nie zauważył nawet, jak pani Stone wstaje z krzesła i – z podekscytowaniem mamrocząc słowa wdzięczności – wpycha mu w ręce swoje dziecko, żeby móc uściskać męża.

Wilson instynktownie ułożył niemowlaka w ramionach i z radością patrzył na tę scenę. Wiedział, że nie jest to właściwie jego zasługa, ale czuł odrobinę dumy, że zdołał przywrócić komuś wiarę, że wciąż ma przed sobą jakąś przyszłość.

Wypuścił oddech i spojrzał na dziecko. Uśmiechało się pogodnie, być może wyczuwając radosną atmosferę w pomieszczeniu. Wilson przytulił je lekko.

„To niesamowite” - pomyślał - „że człowiek, który może mieć przed sobą kilkanaście miesięcy życia, decyduje się na to, by zostać ojcem. Czy chwile radości, związane z trzymaniem w objęciach tak kruchej istoty, są ważniejsze od strachu, że nie będzie można patrzeć, jak dziecko idzie po raz pierwszy do szkoły, czy stawia pierwsze kroki w dorosłym życiu?”

Wilson poczuł ukłucie żalu. Cóż, miał niecałe czterdzieści lat, więc wciąż mógłby znaleźć czwartą panią Wilson i spróbować założyć normalną rodzinę... Ale przecież miał House'a. Wiedział, że z nikim nie będzie czuł się tak szczęśliwy, jak z nim.

Pogłaskał delikatnie włosy na główce dziecka, kątem oka patrząc, jak państwo Stone szepczą o czymś ze sobą.

Westchnął, próbując odpędzić natrętne myśli.

„Stajesz się sentymentalny, James. To tylko zbieg okoliczności. Wiadomość o Cameron kilka dni temu, wczorajsze gadanie House'a, a teraz to. Gdyby takie było twoje przeznaczenie, już teraz czekałaby na ciebie w domu żona z gromadką dzieci... Wieczorny mecz, piwo i oddech House'a, kiedy będziesz zasypiał, sprawią, że o tym zapomnisz!”

Zmusił się do uśmiechu i podał dziecko rodzicom.

- Przepraszam, obowiązki...

- Oczywiście, doktorze Wilson. Dziękujemy za wszystko – Henry wyciągnął rękę w jego stronę.

Wilson uścisnął ją, posłał obojgu kolejny przepraszający uśmiech i wyszedł.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Brandy
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 17 Lip 2008
Posty: 121
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Houseland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:26, 06 Sie 2008    Temat postu:

Świetne 'tłumaczenie' :smt003

Noga House'a postanowiła odebrać swoją premię za to, że przez kilka dni zachowywała się w miarę poprawnie, a jedynym sposobem, w jaki House umiał sobie z tym poradzić, było picie, zwiększenie dawki vicodinu i traktowanie Wilsona jak worka treningowego.
Biedny House, biedny Wilson :smt085

Wilson instynktownie ułożył niemowlaka w ramionach i z radością patrzył na tę scenę.
W Wilsonie obudził się jego instynkt macierzyński :smt003

Wciąż mógłby znaleźć czwartą panią Wilson i spróbować założyć normalną rodzinę...
A po co mu 4 pani Wilson? On i House mogą adoptować wiele dzieci z Kambodży :smt003

Czekam na więcej :smt001


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
motylek
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1053
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Capri
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:27, 06 Sie 2008    Temat postu:

ojej kolejny fik z myślami Wilsona o dziecku. ładnie

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
vajoj
Marker House'a
Marker House'a


Dołączył: 20 Sty 2008
Posty: 4309
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Piła
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:30, 06 Sie 2008    Temat postu:

aaaaah aż zem się wzruszyła lekko, Wilson masochistycznie czerpie przyjemność z cierpienia które mu zadaje House, troche sie smutno zrobiło mam nadzieje że kolejna część troche osłodzi

PS
w Fanartach dodałam Hilsona w moim temacie ^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:31, 06 Sie 2008    Temat postu:

Aaj! Richie i jej podręczny słownik kornikowo-polski attacks! XD I to z jakim skutkiem, pozostawili rzesze fanów z głodem fanficowym w oczach. Richie, kolejna świetna część, powinnaś częściej pisać, kochana. Bo nikt tak nie potrafi wywołać uśmiechu na twarzy, jak Ty.

Wilson zasypiający w fotelu to hit sezonu. Boru, alez on się o Grega troszczy. ^^

Nie spiesz się, Richie, my Cię wcale nie poganiamy. *stoi z toporkiem w ręce* Pisz tak długo, jak chcesz, żeby tylko kolejne części były co najmniej tak dobre, jak te wyżej. XD
Kat.

P.S.
Brandy napisał:
On i House mogą adoptować wiele dzieci z Kambodży :smt003

Brandy, kocham Cię za to zdanie! XDDDD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
yourico
Richie Supporter
Richie Supporter


Dołączył: 05 Cze 2008
Posty: 104
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:11, 06 Sie 2008    Temat postu:

*gasp* och.. jej.. erm... ja... no dobra zapytam o to...
<b>Richie117</b>... czy ten tekścik to będzie mpreg? *świecące oczka*


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 0:24, 07 Sie 2008    Temat postu:

Brandy, oj od razu "instynkt macierzyński" - na studiach się uczą takich rzeczy :smt005 House napewno pokochałby "wiele dzieci z Kambodży" :smt077
:smt003
Będzie więcej, może już jutro, znaczy dziś :smt003 (czw. 7.0

**

motylku - jeszcze chwila, a w Hilsonie będzie więcej dzieci, niż w Huddy :smt005

**

vajoj - jaka masochistyczna przyjemność??? chyba coś źle "przetłumaczyłam" :smt003
teraz przez dłuższy moment zakładam same słodkości :smt007 z odrobiną pikanterii :smt077

**

Katty - *kłania się nisko*
"częściej" znaczy częściej wrzucać części? NO WAY!!!
a jeśli chodzi o więcej fików, to ja bardzo chętnie, tylko pomysłów brak :smt013
ale ten fik będzie długaaaaaśny :smt003

**

yourico - *zbiera zęby z podłogi*
jeśli dobrze zrozumiałam, to chyba będę Ci musiała postawić wirtualne piwo (czy co tam pijesz)
czy świecące oczka oznaczają, że nie masz nic przeciwko?? :smt003


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eletariel
Elf łotrzyk


Dołączył: 24 Mar 2008
Posty: 1877
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 0:37, 07 Sie 2008    Temat postu:

Czekamy, czekamy:)

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez eletariel dnia Pon 1:24, 21 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
yourico
Richie Supporter
Richie Supporter


Dołączył: 05 Cze 2008
Posty: 104
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 7:50, 07 Sie 2008    Temat postu:

JUHU! hehe ^^ dostanę wirtualne piwo ^^

Nu jasne że nie mam nic przeciw ;] zaraz ściągnę resztę mojego fandomu który nie ma NIC przeciw!
(jak na razie jedyny mpreg jaki udało nam się znależć był z Hase... heheh...)

Nu nie mogę się doczekać! :smt007


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 10:08, 07 Sie 2008    Temat postu:

eletariel - ja się stęskniłam za tłumaczeniem :smt003 więc na pewno nie będę się obijać :smt003
nie znam dokładnej godziny - muszę parę komentów wysmarować, a to niestety trwa... :smt016

yourico - cieszę się, że choć jedna osoba zamiast benzyną, będzie polewać mój stos wodą :smt040
ale zanim naprawdę przejdę do konkretów, będzie sporo zamieszania :smt077
*stawia piwo* :smt003

Aha, Katty - zasypianie na fotelu to jedna z pozostałości po One Step :smt007


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Czw 15:34, 07 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:05, 07 Sie 2008    Temat postu:

Cytat:
No dobra, macie :smt003
Ale jak skończą mi się za moment gotowe fragmenty „tłumaczenia”, to pewnie będziecie musieli czekać dłużej :smt016



Part 3

Drewniane drzwi gabinetu otworzyły się gwałtownie. - Cześć, Słoneczko!

Głowa House'a, a za nią reszta jego osoby, wsunęła się do środka i rozejrzała po pomieszczeniu, w ostatniej chwili rejestrując ciche kliknięcie zamykanego w pośpiechu laptopa.

- Housssse!... - warknął Wilson, próbując zamaskować irytacją swoje zmieszanie. - Ile razy mam powtarzać?! Mogłem mieć pacjenta!

- Albo PACJENTKĘ... - House nie stracił ani odrobiny ze swojej wesołości. - Myślisz, że twój czar by się ulotnił, gdyby się okazało, że sypiasz z największym dupkiem tego szpitala? Zresztą... Zawsze możesz poprosić jeszcze raz, żebym tego nie robił. Jesteś wtedy taki uroczy – mrugnął znacząco.

Wilson oparł się na fotelu i potarł dłonią kark. - Mama tyle razy mówiła, żeby nie łączyć pracy z życiem prywatnym, bo to same kłopoty... - westchnął.

- Ile ty masz lat, żeby słuchać mamy? - House prychnął pogardliwie. - Poza tym odrobina seksu w czasie dyżuru jeszcze nigdy ci nie zaszkodziła.

House miał zamiar rozsiąść się na kanapie onkologa, kiedy jego spojrzenie padło na lśniący od nowości komputer leżący na biurku Wilsona.

- Jimmy?! Chciałbyś mi o czymś powiedzieć? - skupił przenikliwe, niebieskie oczy na spanikowanych brązowych oczach przyjaciela.

Onkolog wiedział, że nie ma ucieczki, ale musiał spróbować. - Nie wiem, o czym mówisz... - obojętnie wziął laptopa i włożył do zamykanej na klucz szuflady biurka.

- Nie wspomniałeś, że kupiłeś sobie nową zabawkę – powiedział z wyrzutem House. - Chyba nie wziąłeś pieniędzy ze wspólnego konta?...

- House, my nie mamy wspólnego konta. Jest tylko moje, z którego płacimy rachunki i robimy zakupy. A TWOJE, jeśli w ogóle coś na nim jest, wystarcza tylko na zaspokajanie twoich zachcianek.

House przez moment wyglądał jak kot, przyłapany z łapką w akwarium ze złotą rybką. Ale tylko przez moment.

- Jimmy, jesteś niesprawiedliwy! Przecież zabrałem cię ze sobą na Maraton „Żywych Trupów”!

Wilson teatralnie uderzył się dłonią w czoło. - Jak mogłem zapomnieć o najbardziej ekscytującej nocy w moim życiu?!

- Pozwoliłem ci się potrzymać za rękę...

- Tak, za sztuczną rękę jednego z głównych bohaterów – Wilson skrzywił się na to wspomnienie.

House zachichotał. - Wolałbyś, żeby była... prawdziwa?

- To nie było ŚMIESZNE!!!

- Jestem innego zdania – House zamyślił się na chwilę. - Chociaż ludzie, którzy siedzieli obok nas pewnie przyznaliby ci rację... Mimo wszystko uważam, że twoje zachowanie było bezcenne.

Przypominając sobie dokładnie swoją gwałtowną reakcję, Wilson zrobił załamaną minę.

House jak zwykle bezbłędnie odczytał jego myśli. - Nie przejmuj się. Każdy zareagowałby krzykiem na coś takiego. Każdy... dziesięciolatek.

Onkolog bezsilnie pokręcił głową. Zawsze obiecywał sobie, że więcej nie pozwoli się sprowokować House'owi, a diagnosta zawsze mu udowadniał, że nigdy mu się to nie uda. Chociaż starszy o dekadę, House chyba nigdy nie przestanie się zachowywać jak nastolatek – to była jedna z co najmniej setki cech, które Wilsonowi wydawały się w nim pociągające.

Laska House'a zastukała o podłogę, skupiając uwagę Wilsona na swoim właścicielu.

- Może jednak byłbyś łaskaw oświecić mnie, czemu trzymałeś w tajemnicy swój nowy nabytek?

Wilson zamknął szufladę i demonstracyjnie schował klucz do kieszeni spodni. - Po tym, jak włamałeś się do komputera w moim gabinecie, i odkąd wiem, że przeglądasz wszystkie moje dokumenty, musiałem znaleźć sposób, by zdobyć odrobinę prywatności.

- Awww... Biedny, mały Jimmy szuka bezpiecznego azylu? Ale skoro wielki, zły House się o tym dowiedział, to już długo nie potrwa... - powiedział House, uśmiechając się złowieszczo.

Wilson starał się wyglądać na rozbawionego. - Szczerze wątpię. Ten komputer ma hasło, którego nie złamiesz!

- Co to jest tym razem? Data twojego pierwszego ślubu? Drugiego? Któregoś z rozwodów? - zapytał kpiąco House. - A może data, kiedy pierwszy raz, oszołomiony orgazmem, wykrzyczałeś, jak bardzo mnie kochasz?

Wilson niespokojnie zerknął w bok, czy House na pewno zamknął za sobą drzwi. - To coś o wiele bardziej skomplikowanego – powiedział stanowczo, zapamiętując, żeby na wszelki wypadek usunąć wszystko, o czym House nie powinien się dowiedzieć.

House wzruszył ramionami i opadł na kanapę. - I tak się dowiem. Doskonale wiesz, że potrafię. Ale – oskarżycielsko wycelował wskazujący palec w stronę Wilsona – jeśli tak bardzo się przejmujesz, może to oznaczać tylko że robiłeś coś brzydkiego, albo chcesz mi zrobić niespodziankę...

„Nawet sobie nie wyobrażasz...” Wilson pokręcił głową. - Nic z tych rzeczy...

House zbyt dobrze się bawił, żeby zrezygnować. - Jimmy... - powiedział, przeciągając ostatnią sylabę. - Znam tę minę! Jestem pewny, że szukałeś w internecie czegoś, co pomogłoby ci oderwać moją uwagę od meczu w telewizji i skupić ją na sobie...

Z ust Wilsona wyrwało się prychnięcie. - Nie muszę uciekać się do tanich sztuczek, żeby dostać to, czego chcę!

- Może masz rację... Ten kostium Króliczka Playboya nie wyglądał na tani. Za to był całkiem efektowny... - w oczach House'a pojawiły się iskierki rozbawiania.

- Masz na myśli te różowe uszy i puszysty ogonek, które SAM podrzuciłeś mi DO GABINETU?!? - Wilson najchętniej zacząłby krzyczeć, ale jego gabinet nie był dźwiękoszczelny. - I MUSIAŁEŚ położyć to na biurku, gdzie KAŻDY mógł je zobaczyć?!?

House machnął lekceważąco ręką. - Kto by przypuszczał, że to ode mnie? Przecież masz tu tyle prezentów od wdzięcznych pacjentów...

Wilson zacisnął powieki i powoli wypuścił powietrze z płuc. Przez moment bawił się wyobrażeniem, że jego dłonie zaciskają się na szyi zaskoczonego diagnostyka... To zwykle pomagało.

- Przyszedłeś z jakąś konkretną sprawą, czy chciałeś mnie zdenerwować bezinteresownie? - zapytał w końcu, kiedy uznał, że dostatecznie się uspokoił.

- Wilson ranisz moje uczucia... - House zrobił niepocieszoną minę. - Chciałem po prostu zobaczyć, jak się miewa moje Kochanie w to słoneczne przedpołudnie...

Wilson westchnął, pokonany. - Póki co, żaden z moich pacjentów nie umarł, nie musiałem nikomu powiedzieć, że jego dni są policzone i... nie zabiłem ciebie. Z tego wynika, że to całkiem niezły poranek.

- Zatem nic tu po mnie – House podniósł się z kanapy. - Zabieram swój kram z dowcipami i biegnę szukać innych strapionych duszyczek!

- Proponuję, żebyś poszedł do kliniki. Wtedy ucieszysz przynajmniej jedną...

- Naprawdę chcesz, żebym marnował swoje talenty na Cuddy? Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – House zerknął w stronę Wilsona, który patrzył na niego wyczekująco. - Nie licz na buziaka, skarbie. Muszę oszczędzać siły!

I wyszedł.

Wilson nerwowo stukał palcami w blat biurka, czekając, czy House nie zmieni zdania. W końcu jednak charakterystyczny krok oddalił się korytarzem i umilkł.

Onkolog na wszelki wypadek odczekał jeszcze chwilę, zanim sięgnął do kieszeni po klucz do szuflady. Wyciągnął laptopa i postawił go na biurku. Chwilę później wstukał hasło dostępu i na ekranie pojawiła się strona, którą przeglądał, zanim House wtargnął do jego gabinetu.

Godzinę wcześniej, wykorzystując wolną chwilę, szukał w internecie informacji na temat możliwości, jakie miały przed sobą pary, które bezskutecznie starają się o dziecko naturalną metodą. Pojawiły się tysiące linków, odnoszących się do zapłodnienia in vitro, adopcji, zastępczych matek (ogłoszenia agencji i indywidualne) i uzdrowicieli, którzy proponują kuracje dla obojga partnerów. Pojawiły się również reklamy sklepów internetowych, oferujących zioła, amulety i inne magiczne przedmioty, które na twarzy Wilsona – przede wszystkim lekarza – wywołały uśmiech politowania. Zastanawiał się, czy gdyby poszukał dokładniej, znalazłby również oferty handlu dziećmi...

Była tam również strona, która zdecydowanie przykuła uwagę Wilsona. Teraz, po raz kolejny przebiegał wzrokiem po tekście, który znał prawie na pamięć.

Rewolucyjna technologia... Przełomowe badania... Obiecujące wyniki prób na zwierzętach... Poszukiwanie ochotników...

Starał się znaleźć coś, co wskazywałoby, że to tylko głupi żart dzieciaka, który zamiast się uczyć, projektuje strony internetowe albo ukryte badanie opinii publicznej – niczego takiego nie znalazł.

Na dole strony znajdował się link do ankiety zgłoszeniowej. Wilson bezwiednie wzruszył ramionami i kliknął. W kilka minut odpowiedział na 10 prostych pytań. Na końcu wpisał swój e-mail.

„Czy chcesz wysłać zgłoszenie?”

Wilson przez moment wpatrywał się w pytanie na monitorze.

- Właściwie niczym nie ryzykuję... - mruknął pod nosem i kliknął w pole TAK.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Pią 16:36, 08 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Brandy
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 17 Lip 2008
Posty: 121
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Houseland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:35, 07 Sie 2008    Temat postu:

Ten komputer ma hasło, którego nie złamiesz!
Ciekawe jakie :smt003

- Może masz rację... Ten kostium Króliczka Playboya nie wyglądał na tani. Za to był całkiem efektowny... - w oczach House'a pojawiły się iskierki rozbawiania.

- Masz na myśli te różowe uszy i puszysty ogonek, które SAM podrzuciłeś mi DO GABINETU?!? - Wilson najchętniej zacząłby krzyczeć, ale jego gabinet nie był dźwiękoszczelny. - I MUSIAŁEŚ położyć to na biurku, gdzie KAŻDY mógł je zobaczyć?!?

House machnął lekceważąco ręką. - Kto by przypuszczał, że to ode mnie? Przecież masz tu tyle prezentów od wdzięcznych pacjentów...

OMG, LOL i inne skróty :smt003 Piękny prezent ^^

Wciągnął mnie ten fick i czekam na więcej Richie :smt002 Cudownie 'tłumaczysz' xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Pią 8:58, 08 Sie 2008    Temat postu:

Richie, obraziłam się. Wiesz za co .

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
yourico
Richie Supporter
Richie Supporter


Dołączył: 05 Cze 2008
Posty: 104
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:41, 08 Sie 2008    Temat postu:

Nyah! kocham ten fik :smt004

MRAH! oby był dłuuuuuuuuuuuuuugi! XD

....

tiaa... to kiedy dalszy ciąg? :smt003


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ceone
Tygrysek Bengalski
Tygrysek Bengalski


Dołączył: 12 Cze 2008
Posty: 1766
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:52, 08 Sie 2008    Temat postu:

kostium króliczka i Maraton Żywych Trupów wymiatają.
jeszcze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marau Apricot
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 235
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:54, 08 Sie 2008    Temat postu:

Ojej, ten humor i mój ulubiony styl... aż mruczę podczas czytania
House i Wilson to fantastyczne połączenie, szczególnie w tym fiku. Jest kochane, śliczne i można się w nie wtulić, jak w kocyk w zimny, jesienny wieczór...
Strasznie mi się podoba. Szczególnie upodobałam sobie fragment:
Cytat:
House stał na jego balkonie i wymownym gestem pokazywał Wilsonowi, co mu zrobi, jeśli zaraz do niego nie wyjdzie. Laska miała odegrać w tym istotną rolę.

Oczywiście nie mogę się doczekać dalszych części


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:33, 08 Sie 2008    Temat postu:

Brandy - nawet JA nie znam tego hasła :smt003 Korniki nic nie chciały powiedzieć :smt016
Tak, House zawsze daje prezenty, które jemu się podobają :smt005


Oh, Em., weź się nie obrażaj :smt016
jeszcze będzie "dotykanie" :smt040 bardzo dużo dotykania

yourico - miałam do wyboru: wersję krótszą, szczęśliwszą, albo dłuższą i... Tak, jestem sadystką, będę ich męczyć ile wlezie :smt077

ceone - pomysły wpadające w ostatniej chwili są najlepsze :smt003 dzięki :smt003

Marau. Nie piszesz i nie piszesz, a jak już napiszesz, to się cała rozpływam...
*rozpływa się*
:smt008


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:36, 08 Sie 2008    Temat postu:

Cytat:
Jush :smt003
Bosh, niech mnie ktoś kopnie w dupę, bo się nigdy nie wezmę za robotę :smt040


Part 4

Wilson zapukał do gabinetu House'a. Nie czekając na zaproszenie, wszedł do środka.

Zauważył, że House leży na podłodze za swoim biurkiem. Miał słuchawki na uszach i zamknięte oczy. Obok, w pokoju konferencyjnym, Kaczątka dyskutowały o czymś z ożywieniem. Ani House, ani jego zespół, nie zwrócili na Wilsona uwagi.

Ruszył w kierunku House'a, uśmiechając się do siebie. Kilka miesięcy wcześniej, kiedy ich związek przekroczył granice przyjaźni, Wilson czuł coś pomiędzy irytacją i skrępowaniem, gdy ukradkowe, ale jakże uważne spojrzenia Kaczątek śledziły każde ich spotkanie. Teraz trójka młodszych lekarzy przywykła do relacji, łączącej ich szefa z Wilsonem albo znudziła się ciągłym śledztwem – Wilsonowi było to obojętne, byle mógł czuć się choć trochę swobodnie w szklanym gabinecie swojego kochanka.

Wilson usiadł na podłodze i przesunął dłonią po udzie House'a.

- Chcesz, żebyśmy poszli do ciebie? - zapytał House, nie otwierając oczu.

Wilson natychmiast zabrał rękę. - Jak przypadek?

House otworzył oczy, zdjął słuchawki i spojrzał na niego pytająco.

- Jak przypadek? - powtórzył Wilson i skrzywił się, słysząc głośną muzykę, dobiegającą ze słuchawek. - Jeśli będziesz tak katował swoje uszy, niedługo nie będziesz słyszał, co ci szepczę, kiedy leżymy razem zaraz po.

- I tak wolę, kiedy krzyczysz w trakcie – odparł przekornie House. - A przypadek jest wyjątkowo beznadziejny – dodał, krzywiąc się z niechęcią.

Wilson uśmiechnął się, widząc ten grymas. House żył dla „beznadziejnych przypadków”. Wszystkie inne, które mógł zdiagnozować w mniej niż kwadrans, uważał za stratę swojego czasu i wiedzy. Te naprawdę zagmatwane pozwalały mu oderwać myśli od bólu i pustego życia, które – w istocie – przestało być puste, odkąd wpuścił Wilsona do swojego serca.

House odpowiedział uśmiechem. Wilson nie mógł się powstrzymać – pochylił się i pocałował go. - Przesadzasz z kofeiną – powiedział, czując smak kawy w jego ustach.

- Czy gdybym teraz rzucił się na ciebie, powiedziałbyś, że przesadzam z seksem?

- Nie zrobiłbyś tego – Wilson spojrzał w kierunku pokoju konferencyjnego. - Twój zespół jest obok...

House podniósł się na łokciu. - Jimmy... Kiedy wreszcie się nauczysz, że oni od dawna wiedzą, skąd się biorą dzieci?

- Na pewno nie z tego, co my robimy – Wilson pocałował go jeszcze raz, żeby ukryć rumieniec, który zalewał jego twarz. - Wiem, że dopiero szesnasta, ale na dzisiaj już skończyłem. Masz zamiar wrócić do domu wieczorem?

- Zależy, czy zaplanowałeś coś specjalnego na wieczór...

- Być może... - Wilson uśmiechnął się tajemniczo.

- W takim razie być może wpadnę. Jeśli pacjent nie wyskoczy z jakimś niespotykanym objawem.

- JA mogę mieć bardziej niespotykane objawy.

House zmierzył go wzrokiem. - Nie wydaje mi się. Chyba znam już wszystkie twoje „objawy”.

Wilson wzruszył ramionami. - Zawsze mogę cię czymś zaskoczyć...

House obdarzył go niedowierzającym spojrzeniem. Potem położył się z powrotem na podłodze i założył słuchawki. - Przyjadę później – powiedział krótko i przymknął powieki.

Wilson pochylił się nad nim i musnął wargami jego usta, po czym podniósł się i ruszył do drzwi.

Na korytarzu odetchnął z ulgą. Miał ochotę podskakiwać, idąc do swojego gabinetu: House niczego nie zauważył! Ale z drugiej strony, nie miał powodów, by cokolwiek podejrzewać. Wilson trzymał wszystko w tajemnicy, chociaż do tego ranka były to tylko niejasne plany. Jednak przenikliwość House'a była zaskakująca, a Wilson miał przy nim kłopoty z utrzymaniem języka za zębami – dosłownie i w przenośni.

Teraz miał świadomość, że naprawdę będzie musiał się pilnować. I zaplanować wszystko tak, żeby House nie dowiedział się zbyt wcześnie.

Uśmiech nie znikał z jego twarzy, kiedy Wilson robił porządek na swoim biurku. Na koniec ze stosu korespondencji wyciągnął wydrukowany e-mail, który przyszedł rano na jego prywatny adres. W irracjonalnej obawie, że to może być sen, przeczytał go kolejny raz.

Po dwóch tygodniach oczekiwania, otrzymał wreszcie odpowiedź na wysłaną ankietę. Został wstępnie zakwalifikowany do próby badawczej i zaproszono go na przyszły poniedziałek do Chicago na dokładniejszy wywiad, testy i – jeśli wszystko pójdzie dobrze – na zabieg. W liście podano również numer telefonu, na wypadek jakichkolwiek pytań i żeby mógł potwierdzić swoją obecność. Z tym jednak wolał zaczekać, aż Cuddy da mu wolne.

Opuścił podwinięte rękawy koszuli, włożył marynarkę i zabrał swoją torbę. Potem udał się do biura administratorki.

***

- Wilson! Dobrze, że jesteś! Właśnie miałam po ciebie zadzwonić – powiedziała Cuddy, wskazując mu krzesło naprzeciwko swojego biurka.

Onkolog zbladł natychmiast, podejrzewając najgorsze – Cuddy ma dla niego jakąś robotę, która pokrzyżuje jego plany. Tylko nie to!

- Dobrze się czujesz? - zapytała, widząc jego niespokojną minę.

- T-tak – wydusił Wilson. - Masz... do mnie jakąś sprawę?

Cuddy uśmiechnęła się uspokajająco. - Chciałam tylko zapytać, czy House zaczął już szukać kogoś na miejsce Cameron. Wiem, że będzie pracowała jeszcze kilka miesięcy, ale znasz House'a – może potrwać wieki, zanim ktoś mu się spodoba. A gdyby Cameron musiała odejść wcześniej...

Wilson skinął głową, czując ulgę, że Cuddy chodziło jedynie o to. - Porozmawiam z nim... Może jeszcze dziś, jeśli uda mu się wyrwać ze szpitala.

- Dziękuję. Teraz powiedz, co cię do mnie sprowadza?

- Chciałbym prosić o kilka dni urlopu.

- Tylko tyle? - zdziwiła się Cuddy. - Wystarczyło wypisać wniosek albo zadzwonić. Nie musiałeś się do mnie fatygować.

- Wiem, ale... - Wilson się zawahał. - Wolałem załatwić to w cztery oczy. Chodzi o sprawę osobistą...

- ... i nie chcesz, żeby House się dowiedział – dokończyła Cuddy.

Wilson przytaknął skinieniem głowy, nagle czując ogromne poczucie winy. Nawet biorąc pod uwagę to, jaki jest House, czuł się źle, ukrywając coś przed nim. Rozważał nawet, czy nie wtajemniczyć Cuddy – kto jak kto, ale ONA powinna go zrozumieć – ale bał się, że mimo wszystko mogłaby się sprzeciwić, by jej najlepszy onkolog brał udział w jakimś szalonym eksperymencie.

- W porządku. Kiedy? - Cuddy zerknęła na swój kalendarz.

- Trzy dni od poniedziałku. W czwartek powinienem wrócić do pracy – odparł i od razu pożałował swojej bezpośredniości, widząc zaskoczenie na twarzy szefowej.

- Przecież dzisiaj już jest czwartek!

- Wiem, Cuddy. Ale to wypadło zupełnie niespodziewanie – spojrzał na nią niemal błagalnie. - Przełożyłem już swoich pacjentów, a jutro rano przekażę wszystkie ważniejsze sprawy Johnsonowi z mojego oddziału. Robota papierkowa już załatwiona - miał ochotę spytać, czy Cuddy da mu ten urlop, ale rozmyślił się, nie chcąc zabrzmieć jak dziecko, stojące przed sklepem z zabawkami, desperacko proszące o rower.

Cuddy posłała mu kolejny uspokajający uśmiech. - Zgadzam się na ten urlop. Tylko... Co masz zamiar powiedzieć House'owi? Muszę mu coś odpowiedzieć, gdyby zapytał.

- Powiem mu, że jadę na konferencję do Los Angeles. Dostałem miesiąc temu zaproszenie, ale nie zamierzałem jechać. Wiesz, że nie przepadam za tymi imprezami, chyba że temat jest interesujący...

Cuddy skinęła głową. - Więc wszystko załatwione – powiedziała, robiąc ostatnie notatki w kalendarzu.

- Dzięki – Wilson podniósł się z krzesła.

- Ach, Wilson...? - usłyszał za sobą jej głos i odwrócił się.

- O co chodzi?

- Powinnam ci życzyć powodzenia?

- To nigdy nie zaszkodzi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em.
The Dead Terrorist
The Dead Terrorist


Dołączył: 06 Gru 2007
Posty: 5112
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Pią 19:45, 08 Sie 2008    Temat postu:

O.MÓJ.BOŻE.

Doszłam do tego, co planuje Wilson, a Richie to potwierdziła. Cóż... To najbardziej porąbany pomysł, z jakim się ostatnio spotkałam - Richie, pisz dalej! A ja postaram się na razie wyjść z szoku .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasinka
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 1859
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a kto to wie?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:17, 08 Sie 2008    Temat postu:

Ja nie doszłam do tego co chce zrobić Wilson, ale zdaje się że to rzeczywiście będzie porąbane... eeeeee chyba mnie oświeciło, ale... ale... nie mam zbyt głupią wyobraźnie, to NIE MOŻE być to o czym w tej chwili myślę!

A tak apropos, nie komentuję, bo mi po każdej przeczytanej części oddech zzabierało i myśli nie mogłam ułożyć w żadne sensowne zdanie z zachwytu... nawet teraz... Wspaniale pisujesz Richie i starczy! Niecierpliwie czekam na kolejne części... I niech tajemnica Jimmiego się wyjaśni!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:42, 08 Sie 2008    Temat postu:

Dooobra, przyznam, że - jeśli to jest to, czym ja sądzę, ze jest - to jest to jedna z najdziwniejszych rzeczy w tym fandomie, jakie kiedykolwiek czytałam. XD Jeśli, jeśli!, to jest to, to sam pomysł mnie odrzuca, ale fakt, że to dzieło tworzysz Ty, Richie, trzyma mnie przy fiku jak magnes. Bo Ty jesteś gwarancją sobrego tekstu. No i zawsze można liczyć na perełki w stylu:
Cytat:
To coś o wiele bardziej skomplikowanego – powiedział stanowczo, zapamiętując, żeby na wszelki wypadek usunąć wszystko, o czym House nie powinien się dowiedzieć.

Po prostu iLove! XD

Richie, kochana, Weny życzę! Będę śledzić ten fik i wypatrywać każdej nowej części, choćby nie wiem jak dziwny miał być.
Katuś.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 67, 68, 69  Następny
Strona 2 z 69

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin