Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

I never said I was an angel [Z, M]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Muniashek
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a stąd <-
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:32, 02 Wrz 2010    Temat postu: I never said I was an angel [Z, M]

Kategoria: love

Zweryfikowane przez autorkę


Od autorki: Nie przecierajcie już oczu ze zdziwienia, nie wiem na jak długo, ale wróciłam W dodatku z nowym tekstem, który, mam nadzieję, Wam się spodoba

Naszło mnie jakoś w połowie wakacji, jak słuchałam sobie całkiem melodyjnej piosenki "I never said I was an angel", autorki nie pamiętam No i w sumie House nie jest aniołem, więc, może piosenka nie do końca pasuje, ale tytuł sobie podkradłam

Hm. Błędy wskazane mile widziane (nie czuję, jak rymuję ), tak samo jak jakiekolwiek potknięcia, dawno nie pisałam, więc z tego chyba powodu (poza tym, że pisać nie umiem ) mogło wyjść koślawo. Ale wciąż, mam nadzieję że się spodoba

Pozdrawiam, Munio


***
Oh, no, no, no, i never said i was an Angel.

Nigdy nie byłem aniołem. Wilson dobrze o tym wiedział. Nie potrafiłem przez chwilę być miły, więc dlaczego spodziewał się po mnie grzeczności przez cały dzień? Idiota, popełnił ogromny błąd.

Poszliśmy do jego rodziców. Nie spodziewaliśmy się miłego przywitania, a ja raczej miałem nadzieję na to, że nas wykopią z domu, przynajmniej byłby jeden problem z głowy. Ale nie, dlaczego mieliby pozbawić się przyjemności poszydzenia z nas? Po co nas wyrzucać, zawsze można się pośmiać. Złośliwość ludzka nie zna granic, to u Jamesa rodziców się o tym dowiedziałem.

Gdy dojechaliśmy na miejsce, wystarczyło mi jedno spojrzenie, by się upewnić, że James jest bliski spanikowania. Modliłem się, by tak się stało, żebyśmy wrócili do domu, nic by się nie wydarzyło, ale najwyraźniej moje oczy mówiły co innego, bo jak tylko spojrzał na nie, wysiadł zdecydowanym ruchem z samochodu. To oznaczało, że ja również muszę to zrobić.

Rozejrzałem się po domu, w kilku pokojach paliło się światło, reszta była oczywiście ciemna, ale i tak jedna z pierwszych myśli, która mi przyszła do głowy, to straszna rozrzutność, jaką obwieszczają rodzice Jamesa całej okolicy. Jednak pomiędzy moim małym mieszkaniem, a tym ogromnym budynkiem istniała jakaś różnica. Hm, może wielkość, a co za tym idzie ilość prądu pobieranego przy mocniejszych żarówkach? Musiałbym się zastanowić.

Na zastanawianie się jednak nie miałem czasu, po chwili poczułem ciepło dłoni Wilsona w mojej, a on sam pociągnął (mi? Niee, niestety nie.) mnie za rękę w stronę budynku. Rzuciłem mu ostatnie błagalne spojrzenie, przez chwilę nawet mierzyliśmy się wzrokiem, ja warknąłem, on mocniej ścisnął miejsce, trochę za mocno, syknąłem z bólu i zrobiłem krok w kierunku drzwi domu. Przy takich argumentach nie mogłem dyskutować. Mogłoby zaboleć o wiele bardziej.

Gdy drugi raz spojrzałem na drzwi od domu, stała w nich już Wilsona matka, z łzami w oczach i uśmiechem na twarzy (o ile można to tak nazwać), a my powoli szliśmy w jej kierunku. Jego dłoń była wciąż w mojej, więc czułem się pewniej. Mniej więcej.

Przy powitaniu z jednej strony pomoczono mi koszulę, z drugiej niemal zmiażdżono rękę, więc zapowiadała się ciekawa dyskusja. Nie miałem już żadnej ochoty na uczestniczenie w niej. Zmuszono mnie jednak trochę wcześniej (pisałem o tym), wolałem nie myśleć o konsekwencjach, jakie czekałyby mnie po ucieczce, zatem usiadłem w fotelu bez zdjęcia kurtki, mocno ściskając laskę w dłoni. Zawsze mogła posłużyć jako broń, ewentualnie argument do nie wszczynania kłótni. Mocny i twardy argument, wierzcie mi.

Rozmowa potoczyła się w oczywistym kierunku, w domu nie było już cicho. Laskę mi odebrano, więc się nie odzywałem, nie dając powodu do jej użycia, Wilson natomiast zaczął się rozbierać, tak się rozochocił w krzyku. Ot, miła rodzinna pogawędka, w dzieciństwie co niedzielę taką miałem.

Kiedy Wilson doszedł do drugiego guzika od góry w swojej koszuli, postanowiłem wkroczyć, żeby mi się chłopak nie pochorował. Odzyskałem laskę, rzuciłem kilka argumentów (niektórymi trafiłem), rodzinka się uciszyła, a James patrzył na mnie wpół zszokowany, wpół zły, a wpół wdzięczny (ups, chyba nie umiem liczyć).

Pięć minut później siedzieliśmy już w samochodzie, próbując wyczyścić szybę wycieraczkami, ale pomidory aż tak łatwo nie schodzą, więc prowadziłem trochę na ślepo. Dopiero kilometr za miastem odważyłem się zatrzymać na poboczu, w końcu nie można tak długo jechać.

Mówiłem, że za miastem oddalonym o dodatkowe dwadzieścia kilometrów od rodzinnej wsi Wilsona?

Dojechaliśmy do domu w ciszy, starałem się wręcz nie oddychać, żeby nie wzniecić tych iskierek w oczach Wilsona, ale mi się nie udało, bo ostatecznie wylądowaliśmy w łóżku, niemal gwałcąc się nawzajem, a już na pewno on mnie. Moja noga była nieco poszkodowana, ale to jedna z konsekwencji. Cóż, miałem pecha.

Dzień później odebraliśmy telefon przepraszający, jeśli takowym można go nazwać (zimne i krótkie „przepraszam” nas orzeźwiło i troszeczkę uspokoiło, ale sygnał zakończonego połączenia ściął nas z nóg).

Nie, nigdy nie mówiłem, że jestem aniołem.

~the end.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 7:45, 03 Wrz 2010    Temat postu:

OMG...
całe szczęście, że minęła już pora ciszy nocnej, bo mogłabym mieć kłopoty spowodowane niekontrolowanymi wybuchami śmiech

Gry słowne iście House'owe jak i cały tekst zresztą

um... mam nadzieję, że nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli uszczegółowię moją wypowiedź później, bo teraz muszę lecieć, hmm?

W każdym razie już teraz gratuluję bardzo udanego dzieła



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
333bulletproof
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 827
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:13, 05 Wrz 2010    Temat postu:

A pomyśleć, że po wyciętym fragmencie w smsie spodziewałam się jakiegoś dramatu... Shame on me i moja wyobraźnia jest skrzywdzona

Najbardziej zazdroszczę kocham z tego tekstu trafnie rzucone argumenty

Cytat:
Gdy drugi raz spojrzałem na drzwi od domu, stała w nich już Wilsona matka, z łzami w oczach i uśmiechem na twarzy (o ile można to tak nazwać) (...)


Hahah już sobie wyobrażam ten grymas A gdybyś tak ich wysłała do mnie, mogłabyś napisać, że "stała w nich już (od dwóch godzin; wybiegając do każdego przejeżdżającego samochodu - bo może to oni!) 333, wyszczerzona radośnie i płacząca ze szczęścia tęczowym kisielem"

Wiesz, że jestem kiepska w komentowaniu tekstów, które czytam drugi raz (i nie mogę nigdzie znaleźć tych wiadomości, w których pisałam Ci jak bardzo mi się podoba - żeby się nie powtarzać ^^')

No, ale skoro nie ma, to ciesz się z powtarzania: bardzo, bardzo mi się to podoba *__*

Weny, więcej, tyle, żeby wylewała się oknami


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 7:36, 06 Wrz 2010    Temat postu:

zanim zacznę - czy chodzi o tą piosenkę?
http://www.youtube.com/watch?v=okMthExrbNI

um... okej... więc uszczegółowienia czas

przeczytałam po raz drugi (i trzeci i czwarty) i znów się śmiałam jak gópia jeśli chodzi o House'owy sarkazm, to jesteś w czołówce mistrzów świata
A przy okazji - gdybyś miała wenę na więcej takich historyjek, to będzie mi miło, jeśli wykorzystasz Gimme i niech House poopowiada je dziewczynkom na dobranoc

tjaa, na czym to ja stanęłam? A tak.

Po pierwszym przeczytaniu najbardziej rzucił mi się w oczy ten kontrast między wzmiance o byciu aniołem na początku i na końcu, a tym, czego fik dotyczy. Bo równie dobrze House mógłby powiedzieć, że nie lubi wyjeżdżać za miasto. Ale w jakiś sposób takie rozpoczęcie i zakończenie historii bardzo mi do House'a pasuje - zaakcentowanie tego, co jest oczywiste, więc nieszkodliwe, a "zbagatelizowanie" tego, co istotne, ale równocześnie sprawia przykrość, gdyby się nad tym dłużej zastanawiać (bosh, co za rodzice! *powiedziała Richie, która ma w rodzinie samych homofobów* ) No i jeszcze House tak jakby brał na siebie całą winę za to, że wizyta nie poszła najlepiej, a przecież w tym wypadku był całkowicie niewinny

Dopsz, to jedźmy dalej. Sweet było to, że House myśli o Wilsonie per "James". Trochę mnie to gryzie w fikach, jak chłopaki mówią sobie po imieniu, ale mimo to uważam, że to sweet. Takie to... intymne i na specjalne okazje
Urzekła mnie Twoja (House'a) swoboda wypowiedzi, którą nie często spotykam w fikach, bo każdy stara się pisać językiem literackim, który zawsze brzmi nieco sztywno. Poza tym podziwiam Cię za tempo akcji - choćbym nie wiem, jak się starała, mi zawsze wszystko wychodzi takie rozwlekłe, że ble
O grach słownych już pisałam, ale powtórzę - są świetne! Tak jak trafne uwagi House'a i rzucane mimochodem obserwacje dotyczące Wilsona. Na pierwszy rzut oka nie zwróciłam na to uwagi, ale jak się nad tym zastanawiam, to Wilsonowi musiało bardzo zależeć na akceptacji rodziców, ale jeszcze bardziej zależało mu na związku z House'em, więc ostatecznie kij z rodzicami - on ma prawo do własnego życia i szczęścia [z House'em]. I słusznie House również sprawia wrażenie, że zależało mu na tym samym, co Wilsonowi - tylko dyskretnie to pomija i zrzuca winę na swoje anty-anielskie zachowanie...

Hej, żyjesz jeszcze Munio? Nie padłaś trupem od tych analiz? To teraz już bardziej na luzie będzie

a on sam pociągnął (mi? Niee, niestety nie.)
buuuu, powinien był pociągnąć mu - w ramach terapii relaksacyjnej Może wtedy nie skończyłoby się tak fatalnie

on mocniej ścisnął miejsce, trochę za mocno, syknąłem z bólu i zrobiłem krok w kierunku drzwi domu. Przy takich argumentach nie mogłem dyskutować. Mogłoby zaboleć o wiele bardziej.
uh huh... House'em tak łatwo sterować, jeśli się wie, gdzie nacisnąć (za dużo fików BDSM przewinęło się ostatnio przez mojego kompa )

Jego dłoń była wciąż w mojej, więc czułem się pewniej. Mniej więcej.
Mógł być pewien przynajmniej tego, że Wilson nie ściśnie czegoś, co nie było jego dłonią - zawsze to jakiś plus

wolałem nie myśleć o konsekwencjach, jakie czekałyby mnie po ucieczce
... (zdecydowanie za dużo BDSM!!! )

Laskę mi odebrano, więc się nie odzywałem
well... to uczucie niemocy musiało być straszne

Ot, miła rodzinna pogawędka, w dzieciństwie co niedzielę taką miałem.
To mnie złapało za serce prawie jak fik o Tonym A lekki ton (że tak powiem), którym House wspomina przykry aspekt swojego dzieciństwa daje jeszcze mocnieszego kopa, bo wiem z doświadczenia, że o takich sprawach bardzo często mówi się w taki bagatelizujący sposób, ale NIGDY się tak o nich nie myśli Well, przynajmniej takie przeżycia House ma już za sobą...

Kiedy Wilson doszedł do drugiego guzika od góry w swojej koszuli, postanowiłem wkroczyć, żeby mi się chłopak nie pochorował.
...albo żeby mały Greg nie zechciał dodać swoich trzech groszy do kłótni, co tylko by wszystko skomplikowało

James patrzył na mnie wpół zszokowany, wpół zły, a wpół wdzięczny (ups, chyba nie umiem liczyć).
kto by się przejmował umiejętnością liczenia - w końcu mamy XXI wiek i nie trzeba stosować kalendarzykowej metody antykoncepcji

ale pomidory aż tak łatwo nie schodzą
zwłaszcza te zielone, zerwane prosto z krzaczka przed domem (chyba że rodzice Wilsona zapobiegawczo przygotowali sobie kilka koszy amunicji na wszelki wypadek?)

Mówiłem, że za miastem oddalonym o dodatkowe dwadzieścia kilometrów od rodzinnej wsi Wilsona?
aAjĆć!!! pomidory dalekiego zasięgu, kryć się!

starałem się wręcz nie oddychać, żeby nie wzniecić tych iskierek w oczach Wilsona
nieee, pierwsze słyszę, żeby House nie chciał wzniecać iskierek w oczach Wilsona. Co za fail! *facepalm*

ostatecznie wylądowaliśmy w łóżku, niemal gwałcąc się nawzajem, a już na pewno on mnie
TO mi przywodzi na myśl naprawdę mroczne fiki... Ale nie było tak źle, prawda? Prawda?

Moja noga była nieco poszkodowana, ale to jedna z konsekwencji. Cóż, miałem pecha.
jasne House, nie udawaj, że ci się nie podobało. I tak nikogo nie nabierzesz

sygnał zakończonego połączenia ściął nas z nóg
to mam nadzieję, że stali wtedy blisko łóżka/kanapy/fortepianu i mogli odreagować stres


Okej, to podsumowując mój koszmarnie długi komentarz, po raz kolejny wyrażę swój zachwyt nad tą miniaturką
To był pierwszy fik, który taką przykrą sprawę jak brak akceptacji ze strony rodziców, ujął w taki lekki i przyjemny sposób. Bo ostatecznie nie jest najważniejsze, co o chłopakach myślą ich rodzice, skoro oni mają siebie nawzajem i są ze sobą szczęśliwi


Weny na kolejne takie cudeńka!!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Muniashek
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a stąd <-
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:11, 06 Wrz 2010    Temat postu:

No dobra, początkowo postanowiłam poczekać na trochę więcej komentarzy, żeby sobie postów nie nabijać (głupie wyrzuty sumienia ), ale, Richie, Twój komentarz nieco to przyśpieszył

333 napisał:
A pomyśleć, że po wyciętym fragmencie w smsie spodziewałam się jakiegoś dramatu... Shame on me i moja wyobraźnia jest skrzywdzona


Well, ale faktycznie, nieświadomie wybrałam tak sugestywny fragment Gdybym sama czytała to jako pierwsze, pomyślałabym podobnie

333 napisał:
Najbardziej zazdroszczę kocham z tego tekstu trafnie rzucone argumenty


Ale... Te argumenty, pisałam już u Richie, tak... same przyszły, przecież to nic takiego...

333 napisał:
Hahah już sobie wyobrażam ten grymas A gdybyś tak ich wysłała do mnie, mogłabyś napisać, że "stała w nich już (od dwóch godzin; wybiegając do każdego przejeżdżającego samochodu - bo może to oni!) 333, wyszczerzona radośnie i płacząca ze szczęścia tęczowym kisielem"


Dlaczego akurat tęczowym kisielem?

Ja bym się nie doczekała - prędzej czy później dopadł by mnie pierwszy raz... jak zemdlałam

333 napisał:
Wiesz, że jestem kiepska w komentowaniu tekstów, które czytam drugi raz (i nie mogę nigdzie znaleźć tych wiadomości, w których pisałam Ci jak bardzo mi się podoba - żeby się nie powtarzać ^^')


Ja teeeż jestem kiepska, dont worry

I też tych wiadomości nie znajdę - moje archiwum jest zueee, ale nie trzeba

333 napisał:
No, ale skoro nie ma, to ciesz się z powtarzania: bardzo, bardzo mi się to podoba *__*


Me are happy^^

Dzięęęęki!

***

Hm, uwierzyłybyście, że wahałam się, czy wrzucić ten tekst, bo stwierdziłam, że nie jest dobry i pewnie nikt go nie będzie lubił

***
Richie napisał:
zanim zacznę - czy chodzi o tą piosenkę?
http://www.youtube.com/watch?v=okMthExrbNI


Taaak! Wakacje to czas na lekkie, przyjemne, popowe piosenki, jak dla mnie, a ta była jedną z nich i tak mi wpadła

Richie napisał:
um... okej... więc uszczegółowienia czas


Damn, normalnie się wystraszyłam

Richie napisał:
przeczytałam po raz drugi (i trzeci i czwarty) i znów się śmiałam jak gópia jeśli chodzi o House'owy sarkazm, to jesteś w czołówce mistrzów świata


Eeej, teraz to się zwstydziłam (celowo bez "a") i się zamknę w sobie i mnie nawet otwieraczem do puszek nikt nie otworzy... Coś Ty, przesadzasz, chciałabym być tak dobra, ale, niestety, nie jestem

Richie napisał:
A przy okazji - gdybyś miała wenę na więcej takich historyjek, to będzie mi miło, jeśli wykorzystasz Gimme i niech House poopowiada je dziewczynkom na dobranoc


God, w Gimme stanęłam kiedyś-kiedyś na którymś odcinku i daaaawno nie wracałam - przepraszam! - więc nie za bardzo się orientuję ;_; Mam ambitny plan przeczytania tego kiedyś od początku, ale naiwnie czekam na koniec Jakby Twoje korniki miały kiedyś stracić wenę

Aczkolwiek spróbuję w międzyczasie między pisaniem more poważnych rzeczy, napisać coś w podobnym stylu

Richie napisał:
Po pierwszym przeczytaniu najbardziej rzucił mi się w oczy ten kontrast między wzmiance o byciu aniołem na początku i na końcu, a tym, czego fik dotyczy. Bo równie dobrze House mógłby powiedzieć, że nie lubi wyjeżdżać za miasto. Ale w jakiś sposób takie rozpoczęcie i zakończenie historii bardzo mi do House'a pasuje - zaakcentowanie tego, co jest oczywiste, więc nieszkodliwe, a "zbagatelizowanie" tego, co istotne, ale równocześnie sprawia przykrość, gdyby się nad tym dłużej zastanawiać (bosh, co za rodzice! *powiedziała Richie, która ma w rodzinie samych homofobów* ) No i jeszcze House tak jakby brał na siebie całą winę za to, że wizyta nie poszła najlepiej, a przecież w tym wypadku był całkowicie niewinny


Well, nawiązanie do tekstu piosenki polegało na tym, że nawet u ważnych dla Wilsona rodziców na takim spotkaniu nie potrafił być grzeczny, tylko ostatecznie zaczął rzucać argumentami Poza tym, nie mam pojęcia, o co chodziło (właśnie złapałam to, że i tak słowa piosenki nie mają za dużo wspólnego z tekstem )
Jak się dłużej nad tym zastanowić i przeanalizować ten tekst, to może faktycznie to jest bardzo House'owe, ale wierz mi, ja to pisałam niemal... hm, bez myślenia Po prostu, słuchałam piosenki, słowa nagle połączyły się z Housem, puściłam piosenkę w kółko i praktycznie bardzo szybko akurat ten tekst napisałam Think so. Nie pamiętam, ale powstał i tak szybko, jak na mnie
U mnie też same homofoby. Zresztą, nie będę nic mówić, żeby sobie humoru nie popsuć -.-
A House brał to na siebie, ponieważ wiedział jak ważna ta wizyta jest dla Wilsona, no i nie chciał też... hm. wait, muszę pomyśleć.
*myśli*
*jakieś 5 minut później *
Chyba mam! Aczkolwiek to skomplikowane, mam nadzieję, że zrozumiesz
Wilson generalnie się nie pochwalił swoją zdolnością do spokojnego dyskutowania, co skończyło się, jak się skończyło. Rzucaniem argumentami to spotkanie skończyłoby się prędzej, czy później (rodzice nie byli za bardzo na tak), House po prostu skrócił mękę wszystkich tam zebranych. Po powrocie House domyślał się, że Wilson jest załamany, więc postanowił nie dołować go jeszcze bardziej wyrzucaniem mu, że to jego wina, więc wziął winę na siebie (nawiązując do posteru 7 sezonu - House in love -> sick House, jakkolwiek gramatycznie bym tego nie spieprzyła ).
Zrozumiałaś?

Richie napisał:
Dopsz, to jedźmy dalej.


Dopsz

Richie napisał:
Sweet było to, że House myśli o Wilsonie per "James". Trochę mnie to gryzie w fikach, jak chłopaki mówią sobie po imieniu, ale mimo to uważam, że to sweet. Takie to... intymne i na specjalne okazje


Wiesz, to że House myśli o Wilsonie per James, niekoniecznie znaczy, że tak do niego mówi. Też nie lubię, jak oni sobie mówią po imieniu, ew znoszę Wilsona mówiącego "Gregory" w wybitnych, wymagających tego wypadkach, w jeszcze bardziej wybitnych House'a mówiącego "James". Osobiście uważam, że zwracanie się do ludzi po imieniu powinno być zachowane na specjalne chwile, wtedy imię mogłoby mieć znaczenie, w pozostałych wypadkach np przezwiska. I mam tutaj na myśli właśnie związki, a nie życie codzienne. Poza tym, nie, to mega-abstrakcyjna myśl, cofam
Aczkolwiek, i think you know what i mean. Generalnie myślę to samo, co Ty

Richie napisał:
Urzekła mnie Twoja (House'a) swoboda wypowiedzi, którą nie często spotykam w fikach, bo każdy stara się pisać językiem literackim, który zawsze brzmi nieco sztywno. Poza tym podziwiam Cię za tempo akcji - choćbym nie wiem, jak się starała, mi zawsze wszystko wychodzi takie rozwlekłe, że ble


Hm, właściwie osobiście uważam, że to nie jest jeszcze taki styl, jaki chciałabym osiągnąć. Przy takich wypowiedziach House'a wychodzi mi to zabawnie, a wiadomo przecież, że House zabawny może był na początku (a może o to chodzi?), teraz stał się... Ugh. You know, again.
I znowu: wydawało mi się, że tempo jest za szybkie, że może powinnam trochę zwolnić, zwłaszcza pod koniec Wszędzie mi, niestety, wychodzi takie szybkie tempo, co nie zawsze jest dobre. Nie potrafię za to zwolnić właśnie ;_;

Richie napisał:
O grach słownych już pisałam, ale powtórzę - są świetne! Tak jak trafne uwagi House'a i rzucane mimochodem obserwacje dotyczące Wilsona. Na pierwszy rzut oka nie zwróciłam na to uwagi, ale jak się nad tym zastanawiam, to Wilsonowi musiało bardzo zależeć na akceptacji rodziców, ale jeszcze bardziej zależało mu na związku z House'em, więc ostatecznie kij z rodzicami - on ma prawo do własnego życia i szczęścia [z House'em]. I słusznie House również sprawia wrażenie, że zależało mu na tym samym, co Wilsonowi - tylko dyskretnie to pomija i zrzuca winę na swoje anty-anielskie zachowanie...


Po pierwsze: dziękuję (pewnie nie ostatni raz ) Osobiście, już pisałam, chciałabym, żeby to było lepsze
No tak, właśnie zależało mu (po co ciągnął House'a na wieś?), bo dzięki temu osiągnął by pełnię szczęścia, ale Wilson lubi się poświęcać, wbrew pozorom. W końcu przyjaźń z Housem to było wielkie poświęcenie, jeszcze większe życie z nim w związku. A zatem, tak, poświęcił swoje kontakty z rodzicami dla House'a
Jakkolwiek nielogiczną odpowiedź napisałam
Być może i House'owi zależało, w końcu to jest skomplikowany człowiek Nigdy nie wiadomo, co mu w tej głowie siedzi, aczkolwiek od samego początku serialu niby-nieprzenikniony, ale wszelkie próby analizy, czy to wykonane przez pacjentów, czy to przez znajomych, wyraźnie zmuszają go do myślenia nad sobą. W takim razie coś się w nim kryje, tylko nie do końca wiadomo co...

Richie napisał:
Hej, żyjesz jeszcze Munio? Nie padłaś trupem od tych analiz? To teraz już bardziej na luzie będzie


Zastanawiam się, czy moje odpowiedzi czasem nie są trochę... nielogiczne Jest już całkiem późno, a ja zaczęłam szkołę w środę - to mówi samo za siebie

Richie napisał:
buuuu, powinien był pociągnąć mu - w ramach terapii relaksacyjnej Może wtedy nie skończyłoby się tak fatalnie


Zastanawiałam się, czy to nie będzie zbyt... You know. Zbyt dirty do takiego tekstu

Richie napisał:
uh huh... House'em tak łatwo sterować, jeśli się wie, gdzie nacisnąć (za dużo fików BDSM przewinęło się ostatnio przez mojego kompa )


Well, to tylko facet...

Richie napisał:
Mógł być pewien przynajmniej tego, że Wilson nie ściśnie czegoś, co nie było jego dłonią - zawsze to jakiś plus


To fakt, to fakt!

Richie napisał:
well... to uczucie niemocy musiało być straszne


Było, w końcu to dobry argument...

Richie napisał:
To mnie złapało za serce prawie jak fik o Tonym A lekki ton (że tak powiem), którym House wspomina przykry aspekt swojego dzieciństwa daje jeszcze mocnieszego kopa, bo wiem z doświadczenia, że o takich sprawach bardzo często mówi się w taki bagatelizujący sposób, ale NIGDY się tak o nich nie myśli Well, przynajmniej takie przeżycia House ma już za sobą...


Właśnie dla tego - co wypisałaś - napisałam to tak, jak tu jest. To jest House, on w szczególności bagatelizuje takie rzeczy, jak o tym mówi, prawdopodobnie robi to nawet przed samym sobą, a nie mogłam się powstrzymać przed samym wspomnieniem o tych pogawędkach...

Richie napisał:
kto by się przejmował umiejętnością liczenia - w końcu mamy XXI wiek i nie trzeba stosować kalendarzykowej metody antykoncepcji


*ómarła*

Richie napisał:
zwłaszcza te zielone, zerwane prosto z krzaczka przed domem (chyba że rodzice Wilsona zapobiegawczo przygotowali sobie kilka koszy amunicji na wszelki wypadek?)


Mieli i takie, i takie

Richie napisał:
aAjĆć!!! pomidory dalekiego zasięgu, kryć się!


*ómarła again*

Richie napisał:
nieee, pierwsze słyszę, żeby House nie chciał wzniecać iskierek w oczach Wilsona. Co za fail! *facepalm*


Coo Ty, tak dobrze nie jest Zresztą House zazwyczaj nie jest masochistą

Richie napisał:
TO mi przywodzi na myśl naprawdę mroczne fiki... Ale nie było tak źle, prawda? Prawda?


Niee, chociaż... Nie wiem, nie przypatrywałam się

Richie napisał:
To był pierwszy fik, który taką przykrą sprawę jak brak akceptacji ze strony rodziców, ujął w taki lekki i przyjemny sposób. Bo ostatecznie nie jest najważniejsze, co o chłopakach myślą ich rodzice, skoro oni mają siebie nawzajem i są ze sobą szczęśliwi


Bo ja albo napiszę angsty, albo coś takiego Nie lubię szczególnego rozwodzenia się nad sprawą, a poza tym trzeba było jakoś nas, Hilsonki, rozweselić, skoro wisi nad nami groźba 7 sezonu -.-

(Mi się wydaje, czy komentarz dłuższy od tekstu? crap.)

Dziękujędziękujędziękuję! Za komentarz i za to, że znowu możemy dyskutować i, ofkorz, za te wszystkie niesłuszne komplementy, a to też i 333, włączając te z gg

Dziękuję!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 3:23, 07 Wrz 2010    Temat postu:

Munio napisał:
początkowo postanowiłam poczekać na trochę więcej komentarzy, żeby sobie postów nie nabijać

teraz taki bezruch w FF Hilson, że nabijanie postów jak najbardziej wskazane

Munio napisał:
Wakacje to czas na lekkie, przyjemne, popowe piosenki, jak dla mnie, a ta była jedną z nich i tak mi wpadła

A mi wpadła ta: http://www.youtube.com/watch?v=psuRGfAaju4&ob=av2e
a tę odkopałam z mojego kompa: [link widoczny dla zalogowanych]
Za to Twojej fikowej posłucham jutro, bo muszę zanieść lapka do neta, który nie jest w stanie wegetatywnym

Munio napisał:
zamknę w sobie i mnie nawet otwieraczem do puszek nikt nie otworzy

a dobermanem? Doberman mojego kuzyna potrafił otwierać nawet jeże

Munio napisał:
Coś Ty, przesadzasz, chciałabym być tak dobra, ale, niestety, nie jestem

okej, spoko - widać to ja mam takie niskie standardy

Munio napisał:
w Gimme stanęłam kiedyś-kiedyś na którymś odcinku i daaaawno nie wracałam - przepraszam! - więc nie za bardzo się orientuję ;_; Mam ambitny plan przeczytania tego kiedyś od początku, ale naiwnie czekam na koniec Jakby Twoje korniki miały kiedyś stracić wenę

Spoko, Gimme nie zając - nie ucieknie. I w zasadzie nie ma się w czym orientować - dzieci ciągle "na pokładzie", Wilson miota się między euforią a paniką, a House robi dobrą minę do złej gry
Koniec fika przewidywany jakoś za rok o tej porze Chyba że korniki do końca stracą wenę - wtedy może to potrwać i dwa lata

Munio napisał:
Aczkolwiek spróbuję w międzyczasie między pisaniem more poważnych rzeczy, napisać coś w podobnym stylu



Munio napisał:
nawet u ważnych dla Wilsona rodziców na takim spotkaniu nie potrafił być grzeczny, tylko ostatecznie zaczął rzucać argumentami

jesteś niesprawiedliwa dla własnego House'a Przecież on BYŁ grzeczny, póki sytuacja nie stała się podbramkowa (gdyby Wilson się pochorował od rozbierania, House musiałby zachować się jak anioł i się nim opiekować ) Sama się ostatnio zachowałam jak House tutaj, chociaż o wiele trudniej mnie sprowokować niż jego (wszystko przez to, że nie mam laski )

Munio napisał:
może faktycznie to jest bardzo House'owe, ale wierz mi, ja to pisałam niemal... hm, bez myślenia

and again - wiem po sobie, że wtedy wychodzą najbardziej House'owe rzeczy

Munio napisał:
Aczkolwiek to skomplikowane, mam nadzieję, że zrozumiesz

też mam taką nadzieję *nadstawia uważnie oczu*

Munio napisał:
Wilson generalnie się nie pochwalił swoją zdolnością do spokojnego dyskutowania, co skończyło się, jak się skończyło. Rzucaniem argumentami to spotkanie skończyłoby się prędzej, czy później (rodzice nie byli za bardzo na tak), House po prostu skrócił mękę wszystkich tam zebranych. Po powrocie House domyślał się, że Wilson jest załamany, więc postanowił nie dołować go jeszcze bardziej wyrzucaniem mu, że to jego wina, więc wziął winę na siebie

Mhm... No, na to bym nie wpadła. Tzn że House'owi przyszłoby w ogóle do głowy, żeby obwiniać Wilsona. IMO powiedziałby, że to wina zacofanych rodziców, a potem złapał Wilsona za rękę i zaciągnął go do sypialni, po drodze wpadając do kuchni po butelkę sosu do lodów o smaku toffi

Munio napisał:
Poza tym, nie, to mega-abstrakcyjna myśl, cofam

A może jednak się podzielisz? Obiecuję, że to zostanie między nami

Munio napisał:
Hm, właściwie osobiście uważam, że to nie jest jeszcze taki styl, jaki chciałabym osiągnąć. Przy takich wypowiedziach House'a wychodzi mi to zabawnie, a wiadomo przecież, że House zabawny może był na początku (a może o to chodzi?), teraz stał się... Ugh. You know, again.

ćwiczenie czyni mistrza (chociaż osobiście wątpię, że styl pisania da się zmienić - to tak, jakby zmieniać sposób myślenia...)
Ugh indeed. Ale chwila... to chcesz pisać House'a takim, jakim go teraz zrobili? Nieeee, nie rób tego, bo jeszcze z rozpędu zaczniesz pisać Huddy!!!

Munio napisał:
I znowu: wydawało mi się, że tempo jest za szybkie, że może powinnam trochę zwolnić, zwłaszcza pod koniec

tjaaa... szczególnie wskazane byłoby zwolnić przy kawałku o gwałcie i dodać kilka stron szczegółowego opisu

Munio napisał:
A zatem, tak, poświęcił swoje kontakty z rodzicami dla House'a

Gdybym była na miejscu Wilsona, to byłabym more than happy, żeby się tak "poświęcić". Może to wina mojej durnej rodziny, ale uważam, że nikt nie będzie nam tak bliski jak najbliższy przyjaciel

Munio napisał:
W takim razie coś się w nim kryje, tylko nie do końca wiadomo co...

I już się nie dowiemy, bo głęboka osobowość House'a gdzieś się ulotniła i zostało tylko to, co widać

Munio napisał:
Zastanawiam się, czy moje odpowiedzi czasem nie są trochę... nielogiczne

hmm... są wystarczająco logiczne, jak na moje myślenie o 4. nad ranem

Munio napisał:
Zastanawiałam się, czy to nie będzie zbyt... You know. Zbyt dirty do takiego tekstu

zależy czy noga odniosłaby jakieś obrażenia A poza tym i tak było dirty - te wszystkie pomidory na przedniej szybie...

Munio napisał:
Well, to tylko facet...

jak przeczytałam ostatnio w jakimś prawie-psychologicznym poradniku: Facetowi do szczęścia potrzeba tylko seksu i jedzenia. Jeżeli akurat nie widzisz u niego erekcji, zrób mu kanapkę

Munio napisał:
Niee, chociaż... Nie wiem, nie przypatrywałam się

jeżeli House nie skończył na urazówce, to spoko (czytałam raz ficzka, w którym chłopaki mieli takiego pecha, że 5 razy kończyli na ER )

Munio napisał:
trzeba było jakoś nas, Hilsonki, rozweselić, skoro wisi nad nami groźba 7 sezonu -.-

Bóg zapłać Ci za to, dobra kobieto!
(a tak na marginesie dodam, że znalazłam jednego zajebistego rozweselacza... tylko muszę się wziąć w garść, żeby go przetłumaczyć )

Munio napisał:
(Mi się wydaje, czy komentarz dłuższy od tekstu? crap.)

mały trening przed analizą wierszy na polskim

Proszę bardzo, nie ma za co i cała przyjemność po mojej stronie



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Muniashek
Endokrynolog
Endokrynolog


Dołączył: 14 Paź 2008
Posty: 1801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: a stąd <-
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:35, 19 Wrz 2010    Temat postu:

Me are sorry! Szkoła to zło totalne, zabiera mnóstwo czasu, jeśli wciąż mogę się nią osłaniać... ;_;

Richie napisał:
teraz taki bezruch w FF Hilson, że nabijanie postów jak najbardziej wskazane


No właśnie widzę, kiedyś to byłoby nie do pomyślenia, o matko... -.-

Richie napisał:
A mi wpadła ta: http://www.youtube.com/watch?v=psuRGfAaju4&ob=av2e
a tę odkopałam z mojego kompa: [link widoczny dla zalogowanych]
Za to Twojej fikowej posłucham jutro, bo muszę zanieść lapka do neta, który nie jest w stanie wegetatywnym


Fireflies! Teeeeż jest miła i przyjemna, w sam raz na lato^^
A ten f-vid + piosenka - świeeeetne *____*

Btw, właśnie doszłam do wniosku, że być może te wszystkie Hilsonowe spojrzenia to tylko "najlżejsze" wycinki scenarzystów, może chłopacy na planie są bardziej, tylko reżyserzy im każą powtarzać te sceny, żeby to nie było za bardzo?

Richie napisał:
a dobermanem? Doberman mojego kuzyna potrafił otwierać nawet jeże


Nieee, nawet dobermanem nie (biedne jeże! )

Richie napisał:
okej, spoko - widać to ja mam takie niskie standardy


I rozmawiaj tu z taką...

Tego nie powiedziałam! Tylko... że mogłoby być lepiej

Richie napisał:
Spoko, Gimme nie zając - nie ucieknie. I w zasadzie nie ma się w czym orientować - dzieci ciągle "na pokładzie", Wilson miota się między euforią a paniką, a House robi dobrą minę do złej gry
Koniec fika przewidywany jakoś za rok o tej porze Chyba że korniki do końca stracą wenę - wtedy może to potrwać i dwa lata


Mimo wszystko, będę musiała nadrobić. W sumie stanęłam chyba gdzieś koło 27 odcinka, ale już nic nie pamiętam *is ashamed*

Richie napisał:
jesteś niesprawiedliwa dla własnego House'a Przecież on BYŁ grzeczny, póki sytuacja nie stała się podbramkowa (gdyby Wilson się pochorował od rozbierania, House musiałby zachować się jak anioł i się nim opiekować ) Sama się ostatnio zachowałam jak House tutaj, chociaż o wiele trudniej mnie sprowokować niż jego (wszystko przez to, że nie mam laski )


No był, był... Ale z laską już by tak pięknie nie było, chyba ;D

Richie napisał:
and again - wiem po sobie, że wtedy wychodzą najbardziej House'owe rzeczy


No i, oczywiście, już na poważnie przyznaję Ci rację - kiedyś pisałam bloga, gdzie przy pierwszych kilku notkach kompletnie nie myślałam i byłam pod wrażeniem House'a, więc w zasadzie te notatki wyszły... well, trochę House'owo

Richie napisał:
Mhm... No, na to bym nie wpadła. Tzn że House'owi przyszłoby w ogóle do głowy, żeby obwiniać Wilsona. IMO powiedziałby, że to wina zacofanych rodziców, a potem złapał Wilsona za rękę i zaciągnął go do sypialni, po drodze wpadając do kuchni po butelkę sosu do lodów o smaku toffi


Wiesz, jednak House to House, aż taki święty nie jest, a i Wilson właśnie nie umiał dyskutować z własnymi rodzicami. I mean, to przede wszystkim wina zacofanych rodziców, ale Wilson mógł jakoś z nimi spokojnie porozmawiać, rzucić kilka argumentów (nie dosłownie ) za... You know what i mean?

Richie napisał:
A może jednak się podzielisz? Obiecuję, że to zostanie między nami


W zasadzie napisałam, o co ogólnie mi chodziło, z tymi imionami. Mam na myśli to, że dzisiaj imiona już zupełnie są sponiewierane, ale w zasadzie to już teraz nie potrafię tego tak opisać logicznie, jak wcześniej

Richie napisał:
ćwiczenie czyni mistrza (chociaż osobiście wątpię, że styl pisania da się zmienić - to tak, jakby zmieniać sposób myślenia...)
Ugh indeed. Ale chwila... to chcesz pisać House'a takim, jakim go teraz zrobili? Nieeee, nie rób tego, bo jeszcze z rozpędu zaczniesz pisać Huddy!!!


Huddy? HUDDY?!!!



Przepraszam, musiałam odreagować.

Masz rację - zmienianie stylu to tak, jakby zmienianie sposobu myślenia (damn, i pomyśleć, że to mówię/piszę ja, która kiedyś wypominała błędy typu powtórzenia, itd. chociaż może nie było ze mną tak źle, nieważne, stary, zły temat), chociaż można go chyba trochę polepszyć...? *patrzy z nadzieją*

Richie napisał:
tjaaa... szczególnie wskazane byłoby zwolnić przy kawałku o gwałcie i dodać kilka stron szczegółowego opisu


Ja i era? *wybuchła śmiechem* Richie, ja się do ery nie nadaję Za święty mam sposób myślenia (nie: wyobraźnię, tylko sposób myślenia ), żeby pisać erę Chociaż, nie powiem, ciągle próbuję.

Richie napisał:
Gdybym była na miejscu Wilsona, to byłabym more than happy, żeby się tak "poświęcić". Może to wina mojej durnej rodziny, ale uważam, że nikt nie będzie nam tak bliski jak najbliższy przyjaciel


Nic dodać, nic ująć - w zupełności się z Tobą zgadzam.

Richie napisał:
I już się nie dowiemy, bo głęboka osobowość House'a gdzieś się ulotniła i zostało tylko to, co widać


I znowu - zastanawiam się, czy ta głęboka osobowość w pierwszych sezonach to nie zasługa HL, tylko teraz został kompletnie przyparty do muru i nie może za dużo zrobić poza spojrzeniami na Wilsona. Gra słów nie ma miejsca - jednak jest scenariusz, ale spojrzenia... Nikt nie może z załogi ich wytykać, bo by się okazało, że wszyscy patrzą podświadomie na Hilsona.

Richie napisał:
zależy czy noga odniosłaby jakieś obrażenia A poza tym i tak było dirty - te wszystkie pomidory na przedniej szybie...


Kurczę, a myślałam, że nie odkryjesz mojego mrocznego sekretu

Richie napisał:
jak przeczytałam ostatnio w jakimś prawie-psychologicznym poradniku: Facetowi do szczęścia potrzeba tylko seksu i jedzenia. Jeżeli akurat nie widzisz u niego erekcji, zrób mu kanapkę


Muszę to zapamiętać

Richie napisał:
jeżeli House nie skończył na urazówce, to spoko (czytałam raz ficzka, w którym chłopaki mieli takiego pecha, że 5 razy kończyli na ER


Nie, nie skończył

Richie napisał:
Bóg zapłać Ci za to, dobra kobieto!
(a tak na marginesie dodam, że znalazłam jednego zajebistego rozweselacza... tylko muszę się wziąć w garść, żeby go przetłumaczyć )


*pomaga Richie wziąć się w garść*
Emm... A właściwie, co powinnam robić, żeby Ci pomóc? Wiem! Będę dopychać nogi, żeby się w tej garści zmieściły

Richie napisał:
mały trening przed analizą wierszy na polskim


Khem, mi trening nie potrzebny, nie chwaląc się Zawsze jakoś z łatwością mi przychodziło pisanie najróżniejszych prac na polski^^

Niee! Przyjemność jest po mojej stronie! *próbuje wyrwać Richie przyjemność i przerzucić ją na swoją stronę*



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 4:17, 21 Wrz 2010    Temat postu:

Munio napisał:
Szkoła to zło totalne, zabiera mnóstwo czasu, jeśli wciąż mogę się nią osłaniać... ;_;

przynajmniej masz szkołę jako wymówkę Mi pozostaje się jedynie wstydzić za swoje lenistwo

Munio napisał:
No właśnie widzę, kiedyś to byłoby nie do pomyślenia, o matko... -.-

- bo nic więcej nie przychodzi mi do głowy

Munio napisał:
Btw, właśnie doszłam do wniosku, że być może te wszystkie Hilsonowe spojrzenia to tylko "najlżejsze" wycinki scenarzystów, może chłopacy na planie są bardziej, tylko reżyserzy im każą powtarzać te sceny, żeby to nie było za bardzo?

to bardzo interesujący wniosek Dawno temu czytałam RPSa o kręceniu sceny ery, w którym panów tak poniosło, że ekipa miłosiernie zostawiła ich na chwilę samych, żeby mogli dokończyć Albo to zdjęcie zrobione między ujęciami:

Strach się bać, co oni robili, że są tacy wymiętoszeni

Munio napisał:
I rozmawiaj tu z taką...

Yup

Munio napisał:
Wilson mógł jakoś z nimi spokojnie porozmawiać, rzucić kilka argumentów (nie dosłownie ) za... You know what i mean?

tjaaa... wiem, co you mean Tylko żeby jeszcze ta taktyka działała Do większości homofobów żadne argumenty nie docierają

Munio napisał:
Huddy? HUDDY?!!!

Przepraszam, musiałam odreagować.

Nic nie szkodzi... w zasadzie chętnie się dołączę:

Munio napisał:
chociaż można go chyba trochę polepszyć...? *patrzy z nadzieją*

Ty i tak nie musisz niczego polepszać, więc nie masz się czym przejmować
a czy teoretycznie można? Pewnie tak, tylko że to będzie takie pisanie na siłę i pilnowanie się na każdym kroku... Chyba lepiej żeby ci, który nie potrafią pisać, dali sobie z tym spokój

Munio napisał:
Ja i era? *wybuchła śmiechem* Richie, ja się do ery nie nadaję

kolejna mądrość ze wspomnianego przeze mnie poradnika: "Seks jest dziedziczny - jeżeli twoi rodzice go nie uprawiali, ty też nie będziesz" (wiem, nie bardzo tu pasuje, ale jest śmieszne)

Munio napisał:
Za święty mam sposób myślenia (nie: wyobraźnię, tylko sposób myślenia ), żeby pisać erę

a wiesz, że wyobraźnia opiera się na myśleniu? Więc nie kręć, tylko się przełam i pisz erę

Munio napisał:
zastanawiam się, czy ta głęboka osobowość w pierwszych sezonach to nie zasługa HL, tylko teraz został kompletnie przyparty do muru

czytałam gdzieś, że postaci House'a nie wymyślił Shore, tylko jakiś inny facet, który odszedł z ekipy około sezonu 3. - patrząc po ewolucji (a raczej - cofaniu się w rozwoju) serialu, myślę, że coś w tym musi być A HL to swoją drogą: walczył o sensowność fabuły, póki widział w tym jakiś sens, ale ileż można walić głową w ścianę, skoro to żadnych rezultatów nie daje, tylko człowieka później głowa boli?

Munio napisał:
Nie, nie skończył

uff, to mi ulżyło

Munio napisał:
*pomaga Richie wziąć się w garść*
Emm... A właściwie, co powinnam robić, żeby Ci pomóc? Wiem! Będę dopychać nogi, żeby się w tej garści zmieściły

thx ów fik już przetłumaczyłam ("To the moon" się nazywa), ale doping zawsze się przyda
No i możesz czekać w pogotowiu z wiaderkiem gipsu, na wypadek gdybym połamała sobie palce, biorąc się w garść

Munio napisał:
Khem, mi trening nie potrzebny, nie chwaląc się Zawsze jakoś z łatwością mi przychodziło pisanie najróżniejszych prac na polski^^

no to masz farta, bo ja się z tym zawsze niemiłosiernie męczyłam - w zasadzie to niesamowite, że zaczęłam fiki pisać
ale tak czy siak, maturę z polaka zdałam tylko dlatego, że w ostatniej chwili przejrzałam fachowe klucze odpowiedzi do wypracowań maturalnych i się nauczyłam, jakie punkty muszą być zawarte w pracy (bo nasza polonistka kazała nam pisać klasówki a'la matura, ale nigdy nie wyjaśniła, czemu 3/4 klasy ma z nich najwyżej dost, a reszta w ogóle ndst )

Munio napisał:
*próbuje wyrwać Richie przyjemność i przerzucić ją na swoją stronę*

*dobrowolnie klonuje posiadaną przyjemność i wręcza połowę Muniowi*



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin