Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Jeśli to sen...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
martuusia
Dermatolog
Dermatolog


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:38, 13 Sie 2009    Temat postu: Jeśli to sen...

Kategoria: love

Zweryfikowane przez martuusia

Cytat:

To moje pierwsze, niezgrabne kroki w pisaniu hilsonowych fików. Szalona ja skoro odważyłam się to zamieścić. Nie ma tu zbyt zawrotnej fabuły, widzę, że wiele mogłabym zmienić, poprawić... ale nie od razu Kraków zbudowano
Postaram się, by następny był lepszy. Ha!
Z góry dziękuję za Wasze oceny i komentarze.


Gregory House nie lubił się poświęcać. Źródło tego problemu tkwiło pewnie w dzieciństwie. Jego ojciec zbyt często zmuszał małego jeszcze Grega do wyrzeczeń. Nie pozwolił mu w pełni dorosnąć, jednocześnie zabraniając mu być dzieckiem. House nie mógł mieć psa ani kota, nawet własnej muchy. Nie zawarł nigdy głębszej przyjaźni, czy choćby znajomości. Bo po co? Był synem wojskowego. Ciągle się przeprowadzali. Po roku, bądź dwóch musiałby ją zakończyć. Początkowo buntował się przeciw temu, znajdując sobie kolegów. Ale rozstania bolały. Bardzo. Dlatego odsunął się od ludzi, formując wokół siebie mur. Nie zasmakował nigdy prawdziwej wolności. Wszystko było podporządkowane jego ojcu i nawet nieświadomie starał się mu zaimponować. Na próźno.
W pewnym momencie, mniej więcej w okresie dojrzewania, powiedział: "dość!". Postanowił więcej się nie poświęcać, nie starać, nie wystawiać na ciosy. Być twardym, być sukinsynem. Nie wiedział nawet, jak trudne to może być, gdy się kocha jedyną osobę, która znalazła w jego murze furtkę.


Czwartek. Krótko przed północą. House i Wilson tradycyjnie już siedzą na kanapie w mieszkaniu diagnosty, z piwem w ręku. Rozmowa toczy się własnym życiem: od najnowszego filmu z Brucem Willisem, przez zagrożenie atomowe, nowy, wyraźnie powiększony, biust pielęgniarki z radiologii (House: "Pewnie puściła się z tym młodym ochoniarzem. Teraz jest w ciąży. Muszę wykraść wyniki jej badań" ; Wilson: "Ostatnio było przygnębiona, trapiły ją kompleksy. Myślę, że przeszła operację plastyczną."), przez stringi Cuddy, pomysł kupienia wybielacza dla Foremana i plany na jutro (Wilson: "Usmażę naleśniki." ; House: " Upiję się jeszcze raz."). Mniej więcej w ten sposób doszli do:
- House, podaj mi precelki.
- Nie włożyłbyś do ust 15 precelków na raz. - gospodarz domu rzucił wyzwanie.
- Ha! Błąd! Tydzień temu włożyłem 17. - po czym zademonstrował to przyjacielowi.
- AAAAle masz paszczę. Nie zakładaj się, skoro znasz odpowiedź, a ja jestem zbyt pijany, by ją pamiętać. - naburmuszył się House.
- Przegrałeś. Za to Ty nie pozmywałbyś brudnych naczyń w 10 minut.
Wilson wiele razy przekonał się, jaki House potrafi być szybki. Ale żeby szybko ... zmywał?
- Zaskakujesz mnie.
House wyszczerzył zęby, uznając to za komplement. Bawili się tak jeszcze ze 20 minut. Wilson wkładał do ust różne rzeczy, drugi lekarz sprzątał. Nagle ze strony onkologa padło:
- Nie pocałowałbyś mężczyzny.
- Chcesz się przekonać?
- Jesteś najbardziej heteroseksualnym heteroseksualistą jakiego znam, a po za tym...
House nie pozwolił mu dokończyć, zamykając jego usta pocałunkiem. Pocałunkiem namiętnym, głębokim, tak zaskakującym, iż Wilson w pierwszym odruchu oddał go. Oderwali się od siebie na chwilę, po to by spojrzeć sobie w oczy, wymienić spojrzenia, w których kryło się tyle samo zdziwienia, co pożądania. Pośpiesznie zdjęli z siebie ubrania, być może bojąc się, że któryś się rozmyśli, otrzeźwieje, odepchnie tego drugiego. Zachłannie poznawali wzajemnie każdy skrawek swych ciał. House po zaznajomieniu się z topografią klatki piersiowej Wilsona, udał się na południe. Wodząc językiem od mostka do pępka, zaczął szarpać się z paskiem i zamkiem spodni przyjaciela. Może i potrafi szybko zmywać, ale po paru sekundach spodnie leciały przez pokój, by zatrzymać się na lampie. House nadal posuwał się w dół. Wilson za to starał sie opanować drżenie całego ciała, wywołane pożądaniem. Nie wiedział, a może nie chciał wiedzieć, dokąd doprowadzi ich ta przygoda. Ale kto by się tym przejmował, gdy gorący jężyk House'a coraz niżej zaznaczał swą obecność? Coraz niżej, niżej i niżej. W Wilsona głowie wybuchły uczucia tysiącami barw. Obawiał się, że oszaleje, eksploduje, straci przytomność, zatraci się kompletnie w elektryzujących wibracjach szalejących po jego ciele. W oddali usłyszał dzwonek telefonu. Zignorował ten dźwięk, przypisując go swemu sercu, które najprawdopodobniej za chwilę wyskoczy z jego piersi. O dziwo, zostało na swoim miejscu, pracując na najwyższych obrotach. Nie miał więcej czasu na myślenie. Gdy doszedł, przestał myśleć, czuć, oddychać. Poczuł obok House'a próbującego tak jak on złapać oddech. Na oślep wymacał koc leżący na kanapie i okrył nim siebie i diagnostę. Zasnęli wtuleni w swoje ramiona, nie myśląc o dniu jutrzejszym, wsłuchując się w swe oddechy. Ostatnią rzeczą jaką zobaczył były nieprawdopodobnie niebieskie oczy przyjaciela (kochanka?), błyszczące w mroku. Potem zapadł w sen.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lennonka
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 12 Sie 2009
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z przeszłości
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:22, 13 Sie 2009    Temat postu:

Jedyne słowo jakie jawi mi się w głowie,Martusiu to "prześliczne".
Myślę,że fabuła nie musi być zawrotna by podbic serca (przynajmniej moje,które już masz ). Miałaś naprawdę dobry pomysł. Aż zazdroszczę . Piękna stylistyka. Wymyśliłaś opowiadanie w mych oczach realne, nie wyuzdane. Pięknie zagłębiłaś się w uczucia House'a. Gratulacje. Już możesz wpisać mnie w poczet twoich fanów. Jeszcze raz: pięknie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
andzelika
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 21 Gru 2008
Posty: 160
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:56, 13 Sie 2009    Temat postu:

Wilson niby taki świętoszek a pozwolił by House tak bezceremonialnie się do niego dobrał
Świetne opowiadanie


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez andzelika dnia Czw 23:59, 13 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martuusia
Dermatolog
Dermatolog


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 10:10, 15 Sie 2009    Temat postu:

Cytat:

Taaa, to jeszcze nie koniec.
Miłej lektury.


House'a obudziły dwie rzeczy: przeszywający ból w nodze oraz, co dziwniejsze, brązowe włosy łaskotające go w brodę. Wypił wczoraj zbyt wiele. Powoli dochodząc do siebie, przypominał sobie poszczególne elementy wieczoru: przyjazd Wilsona, alkohol, film, jeszcze więcej alkoholu, rozmowa, precelki.... Reszta uderzyła w niego z siłą pociągu ekspresowego. Nie budząc śpiącego przyjaciele, wyślizgnął się spod koca. Ubrał się pośpiesznie i rzucając przelotne spojrzenie w stronę burzy brązowych włosów rozrzuconych na poduszce, wyszedł. Właściwie uciekł. Jak przestępca z miejsca zbrodni: cicho, szybko, ukradkiem. Był zbyt oszołomiony, by myśleć o tym, co się wydarzyło. Nie miał żadnych teorii na ten temat. Był bezradny. Wiedział jedno: nie był gejem. Chyba... nie był, prawda? Nie był? Coraz to nowsze wspomnienia napływały do skacowanej głowy House'a. Przypominało to film, z którego ktoś nieodpowiedzialny powycinał przypadkowe sceny, wklejając je w inne miejsce. Jednak jego sedno dotarło do niego natychmiast. Już nie był tak pewny swej orientacji, a największe wątpliwości miał 'Mały Greg', który zaczął twardnieć na wspomnienie
(Wilson wijący się w ekstazie pragnący go Wilson nagi bezbronny silny ta płynna czekolada przelewająca się w jego oczach jego ciało poddane mu czekające na kolejne czułości)
wczorajszej... pomyłki? "Pomyłki? Przecież nie było Ci źle! Ba! Było wspaniale. Nie zaprzeczaj. Z własną podświadomością nie wygrasz.". Dobra, "pomyłka" to złe słowo. Więc jak inaczej to nazwać?
- Wszystko przez te precelki. - rzucił rozdrażniony i odpalił motor.

Wilson obudził się z ogromnym bólem głowy. Nigdy więcej alkoholu w środku tygodnia z House'm. House... HOUSE! Pamięć zaczynała mu wracać.
- Omójboże! - wykrzyknął i pognał do łazienki rejestrując jednocześnie brak jej właściciela. Usiadł przy toalecie czując wzbierające się w nim mdłości. Wspomnienia ubiegłej nocy wypełniały jego umysł, zderzały się ze sobą, przepychały, były wszędzie. Wilson złapał się oburącz za głowę, potrząsając nią mocno, co jedynie nasiliło mdłości. Po 15 minutach, gdy upewnił się, że nie zemdleje ani nie zwróci wczorajszej kolacji, wstał i na chwiejnych nogach udał się do kuchni. Potrzebował kawy. Czarnej, mocnej jak diabli, kawy. A najlepiej czegoś lepszego, bardzo wysokoprocentowego. By zapomnieć, zbesztać, zapić, zabić, zgubić wspomnienia. Jednak niedługo musi być w pracy. Picie byłoby nierozsądne. "Za to wczoraj byłeś bardzo rozsądny, co Jimmy?". Zacisnął mocno powieki, starając się wyrzucić ten denerwujący głos z jego głowy. Żołądek, od momentu przebudzenia, miał zawiązany na supeł, więc zrezygnował ze śniadania, wmuszając w siebie jedynie parę łyków kawy.
Pozbierał elementy ubrania, które porozrzucane były po pokoju (spodnie leżały na lampie; to chyba sprawka House'a, kiedy... "NIE. STOP. Nie myśl teraz o tym"), ubrał się pośpiesznie i wyszedł. Doprowadzi się do porządku w swoim pokoju w hotelu.
Wchodząc tego dnia do szpitala miał wrażenie, że wszyscy się na niego patrzą, wiedzą, co się wczoraj stało. Ale przecież nie mogli. Nawet on sam nie był pewien. Zamiast windy wybrał schody. Nie chciał spotkać House'a
(nie teraz nie nie nie nigdy schować się wyjechać byle nie patrzeć w te niebieskie oczy uciec skryć się),
więc zanim wszedł w którykolwiek korytarz, najpierw wychylał zza rogu jedynie głowę, chcąc być pewnym, że nie spotka swego przyjaciela. Czuł się jak jakiś cholerny agent specjalny, Jimmy Bond, czy coś równie kretyńskiego. Po dotarciu do swego gabinetu zamknął drzwi na klucz i usiadł za biurkiem. Oparł łokcie na blacie, dłońmi pociarał oczy i próbował zrozumieć w co się, do cholery, wpakował. Nie mogli przecież tego po prostu zignorować. Nawet z House'm, który rzadko ujawniał swoje uczucia, nie mogli zbagatelizować wydarzeń ubiegłej nocy. "A może nie chcesz?". Nie jestem gejem, on też. "Co z tego?". Za dużo wypili, byli nieświadomi swoich czynów... "Nieświadomi? Pamiętałbyś w takim razie to... ?". Jego umysł podsunął mu wspomnienie House'a z głową pomiędzy jego nogami. Bokserki Wilsona w jednej chwili stały się ciasne.
- Nie chcę o tym myśleć! To się po prostu nie wydarzyło! - krzyknął w pustą przestrzeń. Odczekał parę minut, założył fartuch i poszedł do pacjentów. Miał nadzieję, że praca zajmie jego myśli.

House za to był w klinice. Schował się tam. Przed kim? Przed sobą, swoim sumieniem, natarczywym spojrzeniem Cuddy, przed Wilsonem? Nie był gotowy na ich spotkanie. Nie teraz, gdy wciąż nie mógł pojąć, co się stało. A tym bardziej nie rozumiał swoich uczuć. Jakaś jego cząstka pragnęła teraz być przy Wilsonie, tęskniła za nim. Racjonalizm jednak wziął górę. Tego nie było.
Tak minął im tydzień, zaczął się następny. Dwaj lekarze widywali się sporadycznie, starając się nawzajem unikać. Widząc się, kiwali sobie głowami, przyspieszając kroku. W sprawie nowotworów, po konsultacje, do Wilsona chodził Foreman, a lunch House'owi kupował Taub. Czy tylko tym była ich przyjaźń? Czy składała się tylko z lunchy, konsultacji, wykorzystywań?
House i Wilson byli wyraźnie niezadowoleni ze swojej rozłąki, jednak żaden z nich nie chciał jako pierwszy wyciągnąć ręki na zgodę. Obaj uparci, obaj cierpiący. Przez te dwa tygodnie niejednokrotnie zdarzało się, że spotykali się na korytarzy. To było nieuniknione, nawet w tak dużym szpitalu. Widocznie zakłopotani, wymieniali sztucznie niczym piersi pielęgniarki z radiologii (tak, Wilson miał rację) pozdrowienia. Często widywano ich siedzących w dwóch innych kątach stołówki. Obserwowali się potajemnie. Była to swoista gra spojrzeń. Gdy jeden spuszczał wzrok, drugi go podnosił. Nigdy jednak nie nawiązali kontaktu wzrokowego na dłużej niż 5 sekund. W szpitalu aż huczało od plotek. Nikt jednak nie domyślał się prawdy. To zbyt nieprawdopodobne, by dwaj heteroseksualni szefowie oddziałów w ciągu jednego wieczoru nagle zmienili orientację. Pielęgniarki wiedziały o licznych romansach Wilsona (w niektórych same brały udział), niejednokrotnie słyszały głośne, seksistowskie uwagi House'a na temat Cuddy. Nie. To zbyt nieprawdopodobne. Jednak Los często się nudzi i dla rozrywki sprawia, że to, co nieprawdopodobne, wydarza się w najbardziej zaskakującym momencie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez martuusia dnia Nie 21:16, 16 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lennonka
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 12 Sie 2009
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z przeszłości
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:07, 16 Sie 2009    Temat postu:

Potrzebna beta!!! Braki przecinków, literówki.

Ale pisz,pisz dalej! Już się nie mogę doczekać! To mi się na prawdę podoba!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martuusia
Dermatolog
Dermatolog


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 11:55, 20 Sie 2009    Temat postu:

Wilson był zdenerwowany i przerażony jednocześnie. Trzęsącymi się dłońmi wsunął klucz w drzwi mieszkania swego przyjaciela. Przez ostatnie dni osiągnął mistrzostwo w unikaniu go, a teraz musiał się z nim zmierzyć. W duchu przeklinał swą głupotę. Zostawił u House'a dokumentację pani Coleman, pacjentki z rakiem piersi, u której niedawno wykryto nawrót choroby. Był późny wieczór. House na pewno siedział przed telewizorem. Przekręcił klucz w drzwiach i ostrożnie wszedł do mieszkania. Rozejrzał się. Salon był pusty. Na stole stała butelka, po burbonie zapewne, a także fiolka Vicodinu. Pokręcił głową będąc w duchu pełen podziwu dla wątroby House'a za siłę i odwagę. Jednak za nim samym nie było śladu. Pewnie już śpi. Zaczął szukać dokumentów. Nie miał pojęcia, gdzie je zostawił. Miał nadzieję, że nie spotka przyjaciela. Ale nadzieja matką głupich i choć, jak każda matka swoje dzieci kocha, bywa ulotna. Z Wilsona uleciała w momencie, gdy go zobaczył. Był ubrany, lecz na twarzy znać było jeszcze resztki snu. W oczach miał mieszankę zaskoczenia, zdenerwowania i.. ulgi?
- O. Cześć. Nie spodziewałem się Ciebie. Posprzątałbym trochę i upiekł ciastka. - krótkie spojrzenie na onkologa utwierdziło go w przekonaniu o marności swego żartu.
- Zostawiłem tu swoje dokumenty.
- Ah. - House wyglądał na zawiedzionego. - Są w biurku, w górnej szufladzie.
Wiedział gdzie leżą, bo sam je tam niedawno położył, po blisko godzinie wpatrywania się w podpis Wilsona.
- Może... zostaniesz? Mam piwo. - House był bardzo zmieszany. To był jego sposób na przyznanie się głośno, że tęskni, że potrzebuje Wilsona. Wiele musiały kosztować go te słowa.
- Ostatnie spotkanie przy piwie zakończyło się... - młodszy lekarz zamilkł szybko nie znajdując odpowiednich słów, by dokończyć zdanie. - Lepiej żebym poszedł do domu.
- Jakiego domu? Ty go nie masz. Masz za to mnie. - Wilson dawno nie widział w oczach przyjaciela tyle zdesperowania.
- Nie wiem czy to najlepszy pomysł.
House popatrzył na niego z oszołomieniem.
- Pieprz się Wilson! - krzyknął teraz wyraźnie wzburzony. - Przez tyle lat niańczyłeś mnie, otaczałeś cholernym, żydowskim płaszczem opieki, doprowadzałeś mnie do porządku, nawet wtedy, gdy tego nie chciałem. A teraz, proszę o to, a Ty się odwracasz! Opiekowałeś się mną, gdy TOBIE to pasowało. - diagnosta wiedział, że te słowa są nieprawdziwe, lecz nie mógł już ich powstrzymać. - Pieprz się.
- Myślisz, że tylko Tobie jest Z TYM trudno?
- Widzę, że Ty już się Z TYM uporałeś. Wykombinowałeś, że jeśli przestaniesz mnie widywać, tamta noc, w magiczny sposób, zniknie. To tak nie działa, Wilson. Mam już dość. I wiesz co? Zmieniam zdanie. Sądzę, że Twój sposób jest dobry. Można by rzec, że już w ogóle nie pamiętam Twoich jęków oraz tych szeptanych do mego ucha słów: " Pieprz mnie, House... " ...
- Przestań!
- "Przestań"? Nie, tego nie mówiłeś. Raczej: "Proszę, nie kończ, proszę, nigdy ... !". Taak. Twój sposób jest dobry. Więc bądź tak uprzejmy zabrać swój pieprzony-nie-dawno-przeze-mnie-tyłek i wynosić się w cholerę. - House wykrzyczał ostatnie słowa Wilsonowi prosto w twarz. Podczas kłótni podszedł do niego, a dystans między nimi zmniejszył się do pół metra. House dyszał i trząsł się z wściekłości. Wilson, blady, podniósł rękę, chcąc chyba dotknąć przyjaciela. Jednak popatrzył tylko na swoją kończynę jakby należała do kogoś innego. House, nawiązanie kontaktu fizycznego, mógłby odebrać jako atak. Rzucił mu jedynie ostatnie spojrzenie pełne bólu, gniewu i rozczarowania, po czym bez słowa wybiegł z mieszkania. Diagnosta ruszył za nim. Widział, że po raz kolejny wszystko spieprzył, chciał to odwrócić, cofnąć czas, wymazać ostatnie 10 minut z życiorysu. Pragnął, by Wilson wrócił, nazwał go "kulawym idiotą", pragnął przywrócić ich dawne spotkania przy piwie, rozmowy, gierki i intrygi - w jednym momencie to utracił. Jak zawsze on był winny. Mógł się powstrzymać, mógł nie mówić tych okropnych słów, które przecież mijały się z prawdą, mógł... choć raz nie być sukinsynem.
Wilson stał przy krawężniku, moknąc w deszczu, sprawiając wrażenie osoby niezdecydowanej o słuszności przechodzenia przez jezdnię. Chciał zawrócić, ale zobaczył idącego ku nim House'a, więc odwrócił się szybko i wbiegł na ulicę. Za szybko. Bez uprzedniego sprawdzenia, czy to bezpieczne. Za wolno. By uciec.
Dla diagnosty czas jakby zwolnił. Z lewej strony zobaczył pędzący samochód. Oszacował (ah, ten jego przeklęty, racjonalny umysł!), że przy jego prędkości i stanie nawierzchni wypadek jest nieunikniony. Przyspieszył. Nie ma czasu na zastanowienie. Może się uda. Jeszcze tylko kilkanaście centymetrów. Uda się. Musi.

______

Gregory House miał nadzieję, że nigdy nie będzie musiał się poświęcać. Ale teraz, zapytany "Zrobiłbyś to ponownie?", bez wahania odpowiedziałby twierdząco. Bo miłość nas obezwładnia, jest niezrozumiała, ślepa i naćpana. Może dlatego zakochał się w swoim przyjacielu. I to dla niego postanowił przełamać swe zasady - choć raz się poświęcić.
______


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lennonka
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 12 Sie 2009
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z przeszłości
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:24, 20 Sie 2009    Temat postu:

Cytat:
Ale nadzieja matką głupich i choć, jak każda matka swoje dzieci kocha, bywa ulotna. Z Wilsona uleciała w momencie, gdy go zobaczył.

Piękne. Szczególnie jak widziałam przed oczyma minę Wilsona. Bezcenne!


Cytat:
- Pieprz się Wilson! - krzyknął teraz wyraźnie wzburzony. - Przez tyle lat niańczyłeś mnie, otaczałeś cholernym, żydowskim płaszczem opieki, doprowadzałeś mnie do porządku, nawet wtedy, gdy tego nie chciałem. A teraz, proszę o to, a Ty się odwracasz! Opiekowałeś się mną, gdy TOBIE to pasowało. - diagnosta wiedział, że te słowa są nieprawdziwe, lecz nie mógł już ich powstrzymać. - Pieprz się.
(...)
- "Przestań"? Nie, tego nie mówiłeś. Raczej: "Proszę, nie kończ, proszę, nigdy ... !".

Mocne!


Cytat:
Bo miłość nas obezwładnia, jest niezrozumiała, ślepa i naćpana. Może dlatego zakochał się w swoim przyjacielu. I to dla niego postanowił przełamać swe zasady - choć raz się poświęcić.

Dobre...co ja piszę, genialne!



Jak zwykle napiszę,że czekam na kolejną część.
Fragment o uczuciach Housa gdy proponował W. zostać idealny.

ps.
No i mam nadzieje,że Greg'owi włos z głowy nie spadnie!
A nawet jeśli, to rządam happy endu. Inaczej być nie może!

Weny,weny życzę!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
HannahLove
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mieszkanko wśród własnych gwiazd :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:40, 20 Sie 2009    Temat postu:

Dalej, dalej, dalej!!! Normalnie arcydzieło!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martuusia
Dermatolog
Dermatolog


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:53, 22 Sie 2009    Temat postu:

Samochód pędził wprost na niego. Niezdolny do żadnego ruchu, czy choćby krzyku, tylko stał. Jak jeleń w świetle reflektorów - sparaliżowany. "Tak to się skończy?". Zamknął oczy. Jednak zamiast uderzenia samochodu poczuł silne ręce, stanowczo odpychające go z lewej strony. Wylądował ciężko na boku, czując ból w ręce. Spojrzał na osobę, która go uratowała, chociaż doskonale wiedział kto to. Wiedział, co się teraz stania. Wiedział, a ta wiedza zabijała go z każdą upływającą nanosekundą. Jego serce stanęło, mięśnie napięły się. "To nie tak miało być!" - pomyślał zdesperowany.
Kierowca samochodu ostro skręcił w prawo, chcąc wyminąć House'a. Jednak był za blisko, jechał za szybko, reagował za wolno. Parę kropel deszczu później usłyszał głuchy łomot, gdy ciało nieznanego mu człowieka, uderzyło w jego maskę, następnie przetaczając się po dachu. Ostatnią rzeczą jaką pamięta z tego dnia były lodowato niebieskie oczy, patrzące wprost na niego, bez strachu.
House wylądował twardo na mokrym asfalcie parę metrów dalej. Wilson, odzyskując władzę nad swoim ciałem, podbiegł do przyjaciela. W panice zorientował się, że nie ma przy sobie telefonu. Czując zbierającą się w gardle gulę, krzyknął zrozpaczony:
- Pomocy! Niech ktoś wezwie karetkę!
House leżał na brzuchu. Wilson odchylił jego głowę, udrożniając drogi oddechowe. Z rany na głowie sączyła się krew. Młodszy lekarz sprawdził oddech przyjaciela. 20 sekund wisiał nad nim nic nie czując. "On nie oddycha, idioto!". Wilsona ogarnęła panika. Przewrócił House'a szybko na plecy i rozpoczął reanimację. Po czterech seriach uciśnięć nadal nie wyczuwał oddechu.
- House! Nie rób mi tego! Nie teraz! House! Otwórz oczy, sukinsynu!
Z desperacją uciskał klatkę piersiową diagnosty. Czuł, że opada z sił, wszystkie mięśnie krzyczały o chwilę wytchnienia, ale przecież nie mógł się poddać.
- Proszę Cię! Oddychaj! - łzy przesłaniały mu widok. W oddali słyszał zawodzenie karetki.
W końcu, po kolejnej wlokącej się w nieskończoność minucie, udało mu się przywrócić House'owi oddech.
- Dlaczego to zrobiłeś?! Dlaczego? Mało Ci cierpienia? Dlaczego, do cholery jasnej? Mój sposób nie jest dobry, słyszysz?! ... dlaczego? - powtarzał to wciąż, jak mantrę, podczas pośpiesznego badania House'a, podczas jazdy z nim karetką do PPTH, powtarzał to łkając w ramię Cuddy.

Szpital dla Wilsona zawsze był drugim domem. To tu miał swoją pracę, przyjaciół, tu miał swoje troski i zmartwienia, miał radość i zaskoczenie. Przez tyle lat pracy szpital nigdy nie wydawał mu się taki przygnębiający, przytłaczający. Aż do dzisiaj. Wszystko się zmienia, gdy zamiast anonimowego nieszczęśnika wiozą najbliższą Ci osobę. "Ah, dlaczego ... ?"

_____

- Dlaczego to zrobiłeś?
- Odruchowo.
- Nikt nie wbiega na ulicę i nie naraża siebie na śmierć odruchowo.
- Dlaczego chcesz to wiedzieć? Nie myślałem wtedy o tym.
- Spójrz na mnie... Dlaczego?
- ....
- House?
- Nie chciałem patrzeć na Twoją śmierć, ok? To była moja wina, jak zawsze z resztą. Nie mógłbym wyobrazić sobie dnia bez Ciebie, a co dopiero życia. Jesteś w nim najważniejszym elementem, więc jak mogłoby Cię tam zabraknąć?

_____

W JEGO sali było za jasno. Zbyt wiele rurek, kabli i monitorów połączonych było z JEGO ciałem. Na JEGO twarzy było za dużo bólu. Wilson postanowił być twardy, nie rozklejać się. Podszedł szybko do przyjaciela. Głaskał delikatnie jego twarz, chcąc by znikło z niej choć trochę cierpienia. Miał złamaną prawą rękę i nogę, co uniemożliwi mu do pewnego czasu chodzenie. Do tego parę żeber, rozcięcie w czaszce i ogólne stłuczenia. Mimo wszystko był stabilny. Słaba pociecha. Ktoś będzie musiał się nim zająć. "Ktoś?" . W końcu wyczerpania fizyczne i emocjonalne wzięło górę nad Wilsonem. Wybuchnął spazmatycznym płaczem, osuwając się na kolana przy łóżku House'a. Z trudem łapiąc oddech przeklinał życie i jego reguły. Los nadał ostatnim tygodniom zbyt szybkie tempo. Nie nadążał. Przypomniał mu się tytuł dawno czytanej książki : "Zatrzymajcie świat, chcę wysiąść". Jej treść nie miała związku z jego obecnym stanem, ale sam tytuł pasował idealnie. Nie był pewien czy sobie poradzi. Długo zbierał się do kupy po śmierci Amber. Żal i ból nadal tkwił w nim gdzieś głęboko. Roztrzęsiony, podszedł do okna. Padało. Cholera. Nawet pogoda się na niego uwzięła.


House obudził się, lecz nie otwierał oczu mając nadzieję, że ból, który odczuwa jest tylko snem. Po paru minutach zdecydował się zobaczyć, kto tym razem przy nim siedzi. Światła były przygaszone, lecz nie miał wątpliwości. Nie było nikogo. To przykre, ale nie zaskakujące. Odetchnął głęboko. Nie chciał myśleć o tym, co się stało. To zbyt bolało. Nagle, kątem oka, dostrzegł ruch przy oknie. Poczuł ulgę. Bym tam. On. Lekko przygarbiony, z miną nieszczęśnika, w pomiętej koszuli, ale był. Patrzył wprost na niego. House nie potrafił rozszyfrować wyrazu jego oczu. Nieprzenikniony Brąz. Brzmiało to jak nazwa farby do ścian. Uśmiechnął się gorzko - to nawet nie było zabawne.
- Widzę, że się obudziłeś. Pójdę po lekarza. - zimny, obcy głos Wilsona przyprawiał House'a o gęsią skórkę. A potem wyszedł. Bez choćby spojrzenia. Tak po prostu. To niepodobne do zawsze troszczącej się o niego osoby jaką był jego przyjaciel. Coś tu nie tak. Zamknął oczy analizując tę scenę jeszcze raz, rozkładając na czynniki pierwsze jego dwa zdania, jego ruchy, wyraz oczu (nadal Nieprzenikniony Brąz). Lecz, ilekroć odtwarzał to w głowie, Wilson na końcu zawsze wychodził. To przykre. I zaskakujące.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasiek
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 10 Sie 2008
Posty: 7864
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Ikerowej rękawicy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:19, 22 Sie 2009    Temat postu:

Jaki ładny hilsonkowy fick.
Nie mam nic do zarzucenia. Czyta się bardzo dobrze i błaga się o więcej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
HannahLove
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mieszkanko wśród własnych gwiazd :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:55, 22 Sie 2009    Temat postu:

Cóż to za chłód bijący od Wilsona? Przecudownie i przepięknie !!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Nie 14:03, 23 Sie 2009    Temat postu:

Hm ciekawy pomysł i akcja ;D chociaż ten Wilson z końca nie zbyt miły... Czekam na resztę ^^

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martuusia
Dermatolog
Dermatolog


Dołączył: 14 Mar 2008
Posty: 1581
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 10:09, 25 Sie 2009    Temat postu:

Cytat:
To ostatnia część. Dziękuję wszystkim czytającym i komentującym. Mam nadzieję, że się podobało (mimo tych paru błędów).



Krępująca sytuacja. House wielokrotnie w takowe wpadał, ale dzięki swej bezwstydności, krępujące były raczej dla drugiej strony. Ale gdy uprawiasz seks ze swoim najlepszym (heteroseksualnym) przyjacielem, następnie unikasz go przez ponad tydzień, krzyczysz w twarz, by się wynosił, ratujesz go narażając przy tym własne życie, a potem on musi się Tobą zajmować, ponieważ jesteś na tyle połamany, że wytarcie własnego tyłka jest dla Ciebie niczym zdobycie Mont Everestu na boso... taaak, to można określić jako krępującą dla niego sytuację. Wprawdzie Cuddy zatrudniła dla chorego opiekunkę, ale ta po zaledwie paru godzinach wybiegła z mieszkania House'a roztrzęsiona, cała w jedzeniu, krzycząc coś o sądach, odszkodowaniach i budyniu w staniku.
House uważał, że zbyt ostro zareagowała na jego "spożywczą pułapkę" (ustawiona w odpowiednim miejscu kula, trochę soku na podłodze i cała góra jedzenia rozlana, rozsypana, pokruszona, ogólnie rozrzucona za kanapą). Nie miała szans tego zobaczyć zza sterty brudnych ubrań, które dźwigała. Widok rozbryzgującego się po ścianach obiadu, pielęgniarki uwalonej sosem, z resztkami makaronu we włosach i wspomnianym budyniu w jej staniku był bezcenny. Opłacało się nic nie jeść, chowając wszystko po kryjomu. Brakowało tylko Wilsona, który po serii spojrzeń nr 14: "Nie wolno ci, House, niszczyć psychiki innych ludzi", nudnej gadki na temat dobrego wychowania, śmiałby się razem z nim. ... Wilsona? Po co mu Wilson? Sam też sobie poradzi. Będzie SAM śmiał się tak mocno, że aż szwy mu popękają.
Tylko szkoda, że bez przyjaciela nic nie jest już tak zabawne...


- House! Jak mogłeś tak potraktować Suze?
- Kogo?
- Twoją BYŁĄ opiekunkę.
- Ah. O to chodzi. Była niemiła. Nie chciała mnie podrapać w... nos.
House, choć na pozór obojętny, w środku szalał z radości widząc Wilsona na progu swego mieszkania.
- Teraz Ty będziesz moją pielęgniarką. - powiedział szczerząc zęby.
- Nie.
- Musisz.
- Nic nie muszę.
- Musisz.
- Nie.
- Tak.
- No, dobra. Muszę. Ale nie zamierzam sprawiać Ci przyjemności.
Niezamierzona dwuznaczność jego słów spowodowała lawinę wspomnień ich wspólnej nocy. Wilson, zawstydzony, spuścił głowę.
- Nic od Ciebie nie chcę. - warknął House. Młodszego lekarza zdziwił ton głosu przyjaciela. Może tamta noc powoduje u niego nie tyle zażenowanie, co gniew? Tylko dlaczego?
Wilson westchnął. Był bezsilny wobec skomplikowanego umysłu przyjaciela oraz własnych uczuć. Zabrał się za sprzątanie "pułapki" przygotowanej przez House'a. To będzie trudny okres dla ich obu.

"Nie zamierzam sprawiać Ci przyjemności" - co, do cholery, Wilson miał na myśli? Że może niby House chciał tego tamtej nocy? Że może niby chce tego również teraz? Przecież nie jest gejem. I, gdyby nie był w takim stanie fizycznym, na potwierdzenie swoich słów zadzwoniłby po dziwkę. Ale telefon jest za daleko. A nie poprosi Wilsona o pomoc. Co to, to nie. Będzie dumnym sukinsynem z połową ciała w gipsie. Zdechnie z głodu albo poprzez brud przyklei się do kanapy, ale Wilsona o nic nie poprosi.
Jego przyrzeczenia nie były już tak stanowcze, gdy dwie godziny później leżał czyściutki, z pełnym brzuchem w swoim łóżku. Znów pozwolił onkologowi zatroszczyć się o niego.

Pierwsze dwa tygodnie zabawy Wilsona w niańko-pielęgniarko-sprzątaczko-kucharkę House'a minął obu lekarzom na serii zimnych spojrzeń, niedokończonych zdań, monosylabicznych odpowiedzi i chęci samozniszczenia. Na szczęście kilkunastoletnia przyjaźń zwyciężyła i z każdym następnym dniem ich rozmowy stawały się dłuższe, a spojrzenia niebieskich oczy coraz częściej wyrażały nieme podziękowanie. Stan zdrowia House'a poprawiał się, sam już mógł się sobą zająć, atmosfera między przyjaciółmi wróciła do swej wywrotowej i skomplikowanej normalności. Jednak żaden, mimo własnych usilnych starań, nie potrafił zapanować nad swoimi myślami, wspomnieniami i uczuciami.

______

Wilson nie znał dotąd pełnego określenia słowa "szczęście". Jego poprzednie trzy małżeństwa były porażką. Przelotne romanse? To dobre.. na chwilę. Amber była swoistą iskierką nadziei na lepsze, szczęśliwe życie. Szalał za nią, wierzył, że wyniknie z tego coś dobrego i trwałego. Ale ona odeszła pozostawiając go samego. I w ten sposób znów najlepszym zakończeniem dnia było piwo u House'a, jakiś mecz lub pornos. Był dobrym lekarzem, uczynnym kolegą, określano go jako "szlachetnego" człowieka. Ale zawsze czegoś mu brakowało. Szukał tego przez całe życie - być może właśnie tych niebieskich oczu mówiących więcej niż ktokolwiek zdołałby wyrazić słowami.


House przez całe życie był sam. Odskocznią była Stacy, ale jej zdrada utwierdziła go w przekonaniu, że samemu będzie mu lepiej. Gdy nie masz na kogo liczyć, nie zostaniesz zraniony. Tylko co z Wilsonem? Nie pasował do żadnego schematu. Dawał z siebie tak wiele, choć wiedział, że nic nie uzyska w zamian. Był głupcem, miał w tym jakiś cel, czy po prostu był altruistą (dla House'a właściwie nie było różnicy między altruista, a idiotą)? Nie mógł rozgryźć tych puzzli. Jego własne uczucia zakłócały mu obraz rzeczywistości, mieszały mu myśli, podsuwały wspomnienia tamtej nocy ("Czy to się w ogóle wydarzyło?"). House był rozdarty między swym trzeźwym umysłem, a sercem. Musiał to przerwać. Tylko, w którą stronę miał się skierować?

______

- Jesteś dzisiaj bardzo cichy. Dlaczego milczysz? - Wilson odważył się przerwać ciszę, która zaległa w mieszkaniu diagnosty zaraz po rzuceniu przez niego krótkiego "cześć".
- To przez ten film. Wciąąąąga.
- Jest o leniwcach. Oglądamy to już 15 minut, a nawet się nie obudziły.
House popatrzył tylko na niego niepewnie, po czym na powrót skupił się na telewizji. Jednak ciągłe pocieranie czoła kciukiem zdradzało jego zdenerwowanie. Wilson widząc, że dzisiaj więcej nie osiągnie, westchnął głęboko i poszedł do kuchni zaparzyć herbatę. Czekając aż woda się zagotuje, oparł się ciężko o stół, próbując zebrać myśli. Pędziły przez jego głowę zbyt szybko, by mógł je dogonić. Nagle poczuł czyjąś obecność za plecami. Odwrócił się szybko, omal nie zderzając z House'm. Wyglądał on jakby prowadził walkę z samym sobą. Jego ciało stało nieruchomo, lecz oczy wciąż gdzieś uciekały.
- Przestraszyłeś mnie. Jeśli chciałeś herbaty mogłeś po prostu krzyknąć.
- Nie chcę herbaty. Chcę... szukam odpowiedzi.
- W kuchni?
- Mniej więcej.
- To ee... ten... szukaj. Ja pójdę... na spacer. - Wilson nagle poczuł się zagrożony. Musiał się stąd wynieść. Teraz.
- Jeśli wyjdziesz, odpowiedź zniknie. - House skupił wzrok na przyjacielu. Wpatrywał się w niego tak intensywnie jakby od tego miało zależeć jego życie.
- Mam ją w kieszeni?
- Głębiej.
- Pod marynarką?
- Nie baw się ze mną w chowanego. Zdzielę Cię laską, jeśli nadal będziesz rżnął głupa.
Wilson postanowił postawić wszystko na jedną kartkę. Jest ryzyko, jest przyjemność. Gdy czytał to na kubku kawy, wydawało się zabawniejsze. Pochylił się ku diagnoście, delikatnie obejmując go w pasie jedną ręką, drugą kładąc mu na karku. House widocznie miał podobne zamiary, gdyż się nie odsunął. Przez chwilę szukali się wzajemnie ustami. Ich pocałunek był wolniejszy, ostrożniejszy niż tamtej nocy, zawierał w sobie więcej emocji. Wilson wpuścił język House'a do swoich ust. Gdy odsunęli się od siebie, by zaczerpnąć oddech, spojrzeli sobie w oczy. Czekoladowy brąz i arktyczny błękit zlały się w jedno, by zmienić się w siłę czystego pożądania. Emocje, te skrywane od tak dawna, w końcu znalazły ujście, wybuchając między nimi. Jutro mógł być koniec świata, lecz w tym momencie dla tej dwójki liczyli się tylko oni sami. I ewentualnie stół, na którym House właśnie, dogłębnie, poznawał anatomię Wilsona. Ich drugi "pierwszy raz". Tym razem na trzeźwo. Bez lęku. Tak długo chodzili wokół swoich uczuć na palcach. Teraz mogli nimi siebie nawzajem wypełnić.

______

Wilson w końcu odnalazł szczęście.
House w końcu odnalazł odpowiedź.
Budząc sie każdego ranka, odnajdywali się spojrzeniami, by wzajemnie utwierdzić się w przekonaniu, że to jednak nie sen. Po tylu latach samotności mieli prawo wątpić w realność sytuacji. Promienie porannego słońca igrające we włosach Wilsona, gładkość skóry, ciepło jego ciała, ramię obejmujące House'a - wszystko to wydawało się diagnoście zbyt piękne. On - stary, kaleki, egoistyczny i chamski - nie zasługuje na Wilsona. Pocałował swego kochanka w kącik ust. Może jednak?

_____

- Dlaczego ze mną jesteś?
- Bo Cię kocham.
- Nie to chcę wiedzieć.
- A co? Czego oczekujesz? Taka jest prawda.
- Czasami prawda nie jest ostateczną odpowiedzią.
- Kocham... Twoje oczy... i tyłek. Twoje dłonie... i te momenty, gdy grasz dla mnie. Kocham Twój uśmiech i to spojrzenie, którym informujesz mnie, że masz na mnie ochotę. Kocham nawet tą ławkę w parku, bo Ty na niej siedzisz. Kocham ... dzisiejsze słońce, bo to ono bawiło się rankiem w Twoich oczach wraz z pożądaniem. Kocham powietrze, którym oddychasz i mam nadzieję, że i ja nim oddycham. Gadam jak baba przez Ciebie.
- I tak to Ty nosisz spódnicę w tym związku. Ale dlaczego mnie kochasz?
- Czy wszystko zawsze musi mieć swój powód?
- Tak jest łatwiej. Gdy znamy cel. Łatwiej mi to zrozumieć.
- Miłość nie ma swego celu. W ogólnym podsumowaniu, to destrukcyjne uczucie, któremu się poddajemy, które nas obezwładnia, które nas... uskrzydla. Miłość jest niezrozumiała, ślepa... i naćpana.
- Jak ja?
- Jak Ty.

_____

House mocniej przutulił Wilsona. W odpowiedzi usłyszał pomruk zadowolenia. Jeśli to sen... niech trwa dalej.


Koniec


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Wto 12:11, 25 Sie 2009    Temat postu:

Pięknie takie zakończenia lubię! Tekst niesie ze sobą takie ukojenie [dobra moja główka za dużo myśli] a to zakończenie no cudowne xD ok nie potrafię wyrazić co myślę;p

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cudna :D
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 11 Sie 2009
Posty: 119
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:25, 26 Sie 2009    Temat postu:

"Nieprzenikniony Brąz. Brzmiało to jak nazwa farby do ścian." - mam banana na twarzy.
"Kocham... Twoje oczy... i tyłek." - typowa męska odpowiedź po pytaniu co we mnie kochasz.
Bardzo dobry fik, świetnie się go czyta.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
HannahLove
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 20 Mar 2009
Posty: 129
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mieszkanko wśród własnych gwiazd :)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:47, 27 Sie 2009    Temat postu:

Śliczne zakończenie! gratuluje pięknego Fika! Jest po prostu cudowny. Przepraszam, ale nie mogę wydobyć z siebie mądrzejszych słów.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin