Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Kisses for Christmas [5/5]
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 3:24, 24 Gru 2009    Temat postu: Kisses for Christmas [5/5]

Kategoria: love

Zweryfikowane przez Richie117


Cytat:
No tak, chociaż pomysł na fika przyszedł mi do głowy już w kwietniu, to na koniec wena pokazała mi środkowy palec i z planowanej miniaturki wyjdzie 3-częściowy fik Oczywiście pozostałe dwie części są jeszcze w wersji nieucieleśnionej, więc nie miejcie mi za złe, jeśli będziecie musieli trochę na nie poczekać. Zrobię co się da, żeby były jak najprędzej

Um... co ja to jeszcze miałam powiedzieć... A, tak. Wiem, że miało nie być angstowo w te święta, ale nie do końca wyszło Na pociechę oddaję w Wasze ręce fluffiastego misiowego fika do znalezienia TUTAJ

Enjoy, ludzie!




Część I

koniec stycznia


– Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę – wymamrotał pod nosem Wilson, z niewielkim trudem zapinając spodnie.

Oczywiście, nie miał na myśli tego, że zapina spodnie. Nie chodziło też o to, że były to zabójczo obcisłe, czarne jeansy, ani nawet o to, że zakładał je na prośbę House'a – jeśli prośbą można było nazwać rzucenie na jego biurko reklamówki z niewiadomą jeszcze wtedy zawartością i skwitowanie tego lakonicznym stwierdzeniem: “Jeżeli ubierzesz się w to wieczorem, możesz mieć tę swoją głupią kolację.”
(Stwierdziwszy, że w torbie znajdują się rzeczone jeansy wraz z równie obcisłym i równie czarnym t-shirtem, Wilson zdecydował, że mogło mu się przytrafić coś gorszego, jak na przykład kompletny strój niegrzecznej pokojówki, składający się z butów na wysokim obcasie, kabaretek i bardzo krótkiego fartuszka.)
Nie, zupełnie nie o to chodziło. Tym, w co Wilson nie mógł uwierzyć, był fakt, że oto on i House będą świętować swoją pierwszą rocznicę bycia razem, a dokładniej – rocznicę pierwszej nocy spędzonej (za sprawą awarii ogrzewania) w jednym łóżku i następującego po niej poranka, kiedy raz na zawsze przekroczyli granice wyznaczone przez ścisłą definicję przyjaźni.

Wilson wciągnął przez głowę t-shirt i przejrzał się w lustrze. Damn, he looked hot! Przez chwilę zastanawiał się czy to możliwe, że House sam wybrał ciuchy, które tak doskonale podkreślały wszystkie jego atuty zwykle ukryte pod garniturem, czy może poprosił o to Trzynastkę albo Cameron. Zaraz potem wyobraził sobie dłonie House'a na swoim ciele, z wystudiowaną powolnością rozbierające go z koszulki i spodni. Natychmiastowa entuzjastyczna reakcja dolnych rejonów jego ciała sprawiła, że zwątpił w słuszność pominięcia bielizny, kiedy ubierał się na ten jedyny w swoim rodzaju wieczór.

Trzask zamykanych drzwi i znajome pacnięcie plecaka upuszczonego na podłogę położyły kres jego rozmyślaniom. Nie dbając o to, że zachowuje się jak podekscytowana nastolatka, wypadł z sypialni i znalazł się przy House'ie zanim mężczyzna zdążył pozbyć się swojego płaszcza.

– Zjawiłeś się w samą porę – wymamrotał, obejmując diagnostę w pasie i całując go prosto w usta.

House przewrócił oczami z udawanym poirytowaniem. – Boże, Wilson, miałem nadzieję, że jednak nie założysz tych ciuchów, dzięki czemu moglibyśmy darować sobie nudną kolację i przejść od razu do czegoś znacznie bardziej interesującego...

– Na bardziej interesujące rzeczy będziemy mieli całą noc. – Wilson mrugnął do House'a figlarnie, czego normalnie nigdy nie robił, ale w końcu ten wieczór był wyjątkowy. Zaraz też znalazł się za plecami diagnosty, zdejmując z niego płaszcz i przy okazji całując go w kark. – Nie chcę, żebyś opadł... z sił, rzecz jasna, więc przygotowałem twoją ulubioną lazanię. No chodź...

House nie był fanem kolacji przy świecach, ale w tym wypadku postanowił zrobić wyjątek. Tak czy inaczej, bilans strat i zysków wychodził na jego korzyść – nie musiał zakładać krawata, czego wymagała większość przyzwoitych restauracji, ani znosić upierdliwych kelnerów czy ludzi gapiących się na jego osobę; mógł za to do woli gapić się na Wilsona, który dzięki zmianie garderoby nareszcie wyglądał jak bóg seksu, a nie cnotliwy do bólu szef onkologii w PPTH.

Lazania była wyśmienita jak zawsze, a zamiast czerwonego wina – ku zadowoleniu House'a – Wilson kupił do kolacji importowane piwo i diagnosta chwilami żałował, że musi zachować umiar w jednym i drugim, jeżeli jego plany na tę noc miały dojść do skutku. Gdy tylko uporał się ze swoją porcją oraz niewielką dokładką, zdecydowanym ruchem odsunął od siebie talerz i niecierpliwie zabębnił palcami w blat stołu.

– Skończyłem. Co na deser?

Ręka onkologa zatrzymała się w połowie drogi pomiędzy talerzem a ustami mężczyzny, po czym widelec wraz z kęsem lazanii z brzękiem opadł z powrotem na talerz. Nie był jeszcze do końca gotów na to, co zamierzał zrobić, ale póki co House wyglądał na zadowolonego, więc nie było sensu tego marnować, każąc mu czekać.

– No cóż... kupiłem wiśniowe lody z kawałkami owoców, ale gdybyś wolał coś na gorąco... – Wilson podniósł się ze swojego miejsca, nie odrywając wzroku od zrelaksowanego oblicza przyjaciela. Krok za krokiem powoli zbliżył się do niego, a House odruchowo odsunął się z krzesłem od stołu, pozwalając Wilsonowi usiąść na swoich kolanach. – Możesz też połączyć te dwie możliwości, jeśli wiesz, co mam na myśli... – dodał uwodzicielskim szeptem, łącząc usta House'a ze swoimi w zachłannym pocałunku.

House jęknął, zaskoczony nagłym atakiem, ale przeciągał pocałunek tak długo, jak się dało, póki nie wyczerpał mu się zapas powietrza w płucach. Łapiąc oddech, obdarzył Wilsona przeciągłym spojrzeniem.

– Zdecydowanie podoba mi się trzecia opcja – zamruczał, wsuwając dłonie pod koszulkę onkologa i wodząc nimi po jego rozgrzanej skórze.

Wilson pozwolił mu na to przez chwilę, ale kiedy House nachylił się do jego ust, odsunął się lekko i położył mu rękę na piersi. – Nie tak szybko – powiedział poważnie, momentalnie wyrywając kochanka ze słodkiego transu. – Najpierw chciałem o czymś z tobą porozmawiać...

House zamrugał, zaskoczony. Co mogło być na tyle ważne, żeby przerywać grę wstępną w najciekawszym momencie? – Obiecuję, że tym razem postaram się, żeby lody zostały na tobie, a nie na prześcieradle – zaoferował, ponownie sięgając po pocałunek, ale Wilson kolejny raz go powstrzymał.

– Nie o to mi chodziło. Po prostu pomyślałem, że skoro jesteśmy razem już od roku, może powinniśmy... – Wilson chrząknął ze zdenerwowaniem. – Uważam, że moglibyśmy przestać się w końcu ukrywać...

House otworzył usta, po czym zamknął je, nie wydając żadnego dźwięku. Przez dobrą minutę trwali w napiętej ciszy i Wilson wiedział, że jego prośba była straszną pomyłką, jeszcze zanim House wypowiedział jedno kategoryczne słowo:

– Nie.

Nie? Co chcesz przez to...

– Po prostu: nie. Wystarczy, że ludzie uważają cię za dziwaka, bo się ze mną przyjaźnisz. Nie chcę, żebyś wszystko jeszcze bardziej pogorszył, rozgłaszając wszem i wobec, że jesteśmy kochankami.

Wilson poczuł się tak, jakby dostał pięścią w żołądek. Przecież byli kochankami i było im ze sobą dobrze. Dlaczego ludzie w szpitalu mieli o tym nie wiedzieć? Dlaczego miał w dalszym ciągu znosić podrywające go pielęgniarki? Czemu inni mieli nadal uważać House'a za dupka, niezdolnego do wyższych uczuć? Pokręcił głową, spoglądając coraz bardziej prosząco na starszego mężczyznę.

– Nie wiem, czemu to miałby cokolwiek pogorszyć. A nawet gdyby tak się stało, to mam to gdzieś! House...

– Powiedziałem, że się nie zgadzam. Nie przekonasz mnie, więc dalsza rozmowa na ten temat nie ma sensu. – Ton House'a był wyprany z emocji, jakby oświadczał właśnie rodzinie swojego pacjenta, że medycyna okazała się bezradna w walce z chorobą.

Wilsonowi zrobiło się niedobrze. Niczym robot wstał z kolan diagnosty, nienawidząc tego, że musi przytrzymać się jego ramion, żeby nie oprzeć się zbyt mocno ja uszkodzonym udzie mężczyzny. Dłonie House'a zsunęły się z jego pleców, co Wilson przyjął z ulgą, skoro od początku rozmowy ich dotyk przestał być przyjemną pieszczotą. Przez kilka chwil stał pośrodku kuchni, walcząc z pokusą, żeby pobiec do łazienki i zwrócić całą zjedzoną kolację. Wreszcie udało mu się zmusić swoje stopy, żeby zamiast do łazienki, zaniosły go na kanapę. Usiadł na niej, podciągając kolana pod brodę i obejmując nogi jednym ramieniem, a drugą ręką odruchowo sięgnął po pilota i włączył telewizor, kompletnie nie zwracając uwagi na nadawany właśnie program. Nie zwrócił też uwagi na dobiegające zza jego pleców kroki House'a, więc wzdrygnął się zaskoczony, kiedy ręka diagnosty spoczęła na jego ramieniu.

– Wilson...

Onkolog wstrzymał oddech. Może jednak House zmienił zdanie? Nie wierzył, że to możliwe, ale naiwnie pozwolił sobie na tę złudną nadzieję.

– ...idę do łóżka.

I to by było na tyle. – W porządku – odparł zmienionym głosem, nie odwracając się za siebie.

Dopiero kiedy dźwięk kroków diagnosty ucichł w głębi mieszkania, Wilson pociągnął nosem i wierzchem dłoni otarł spływającą po jego policzku łzę rozczarowania.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Nie 9:21, 14 Lut 2010, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 9:18, 24 Gru 2009    Temat postu:

O Boże, Richie, chyba się rewanżujesz za tego fluffa
Wiesz co? Tak Wilsona mi sponiewierać Ah, niedobra ty
Ale przecież opcja z lodami była baaardzo interesująca, nieprawdaż?
I radzę ci, żeby w następnej części lody odgrywały ważną rolę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
coolness
Jazda Próbna
Jazda Próbna


Dołączył: 30 Wrz 2009
Posty: 4481
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z Krainy Marzeń Sennych, w które i tak nie wierzę
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 11:22, 24 Gru 2009    Temat postu:

Zaczyna się tak pięknie... happy...
A później robi się jeszcze lepiej... Boże jak ja kocham angsty! (zwłaszcza pisać )

A idąc za Atris... my prosimy lody w następnej części!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
333bulletproof
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 827
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 13:06, 24 Gru 2009    Temat postu:

*__*
Cytat:
(Stwierdziwszy, że w torbie znajdują się rzeczone jeansy wraz z równie obcisłym i równie czarnym t-shirtem, Wilson zdecydował, że mogło mu się przytrafić coś gorszego, jak na przykład kompletny strój niegrzecznej pokojówki, składający się z butów na wysokim obcasie, kabaretek i bardzo krótkiego fartuszka.)

Nie jestem w stanie powiedzieć niczego mądrego. *pisk fangirla*
Me want.

Cytat:
dzięki zmianie garderoby nareszcie wyglądał jak bóg seksu, a nie cnotliwy do bólu szef onkologii w PPTH.

Ah *_*

A potem... ;_; Zrzuciłaś na mnie wiadro zimnej wody, mam na myśli - nie samą zawartość, całe wiadro. ;_;
Ale, przecież, przecież... House robi to dla dobra Wilsona, tak? Żeby chronić jego... reputację, tak? (naciągane wyjaśnienia są lepsze niż brak wyjaśnień, zdecydowanie)

Ja grzecznie żądam następnej części, w której jeszcze trochę się na siebie pogniewają, potem pogodzą a potem znowu pogodzą. W sam raz na dwa rozdziały ^^


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez 333bulletproof dnia Czw 13:07, 24 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Este
Bad Wolf
Bad Wolf


Dołączył: 31 Maj 2008
Posty: 426
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:32, 24 Gru 2009    Temat postu:

Jesteś łokrutna, wiesz o tym? *sniff* Mam tylko nadzieję, że dwie następne części wynagrodzą nam ten angst, a House przyjdzie po rozum do głowy. Jednej, albo tej drugiej, ekhm... :>

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:36, 24 Gru 2009    Temat postu:

No. NO. I to są moje klimaty! Idealnie świąteczne. (No co? W zeszłym roku napisałam dwa fiki świąteczne, jeden o nieszczęśliwym trójkącie i śmierci, drugi o demonach i torturach w Piekle, a w tym roku kopnęłam kubełek "deathfic w czasie Apokalipsy". xD)

Richie, kochanie. Fik jest świetny. Ma wstawki komediowe, ma dobrą oś fabuły i świetny nastrój. I opisy, borze zielony, opisy. Powalają, naprawdę. Już z (nie)cierpliwością czekam na część kolejną, bo psychiczne znęcanie się nad Wilsonem to coś, co Katusie lubić bardzobardzo. :)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Katty B. dnia Czw 15:37, 24 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Pią 13:34, 25 Gru 2009    Temat postu:

Tak świetnie sie zaczęło i co?
Skończyło sie niemiło *patrzy groźnie* To jest niesprawiedliwe!
Biedny Wilson! Jak mogłaś?!

Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:06, 31 Gru 2009    Temat postu:

bleh, jak ja niecierpię korzystać z cudzych kompów Ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się nie ma...


Atris - Ależ to tesz miał być fluff, tylko wena pokrzyżowała mi plany. Niecierpię jej za to no
o taaak, jestem zua a sponiewierany Wilson jest mrrr I zawsze - przynajmniej u mnie - spotyka go adekwatna nagroda
co do lodów w następnej części... owszem, odegrają istotną rolę - będą się gromadzić jak w Epoce Lodowcowej

***

jakastam - jak pisałam wyżej, będą lody. A właściwie lód. Dużo lodu
a kysz, wielbicielko angstu

***

333bulletproof napisał:
Nie jestem w stanie powiedzieć niczego mądrego. *pisk fangirla*
Me want.

może kiedyś...
i szkoda, że fik o Wilsonie zakładającym rajstopy pod obcisłe skórzane spodnie (żeby mu się owe spodnie do nóg nie kleiły) jest gdzieś zaginięty pośród 5 GB fików na moim kompie, bo bym Ci linka podesłała

333bulletproof napisał:
A potem... ;_; Zrzuciłaś na mnie wiadro zimnej wody, mam na myśli - nie samą zawartość, całe wiadro. ;_;

pewnie woda na dodatek była zamarznięta, co? o tej porze roku zawsze zamarza mi woda w wiadrach

333bulletproof napisał:
Ale, przecież, przecież... House robi to dla dobra Wilsona, tak? Żeby chronić jego... reputację, tak? (naciągane wyjaśnienia są lepsze niż brak wyjaśnień, zdecydowanie)

ależ to dokładnie takie wyjaśnienie, jakie miałam na myśli, tylko pisać mi się tego nie chciało. Ewentualnie kiedyś później miałam o tym wspomnieć, bo ta część była i tak za długa w stosunku do tego, co na początku planowałam...

333bulletproof napisał:
Ja grzecznie żądam następnej części, w której jeszcze trochę się na siebie pogniewają, potem pogodzą a potem znowu pogodzą. W sam raz na dwa rozdziały ^^

jak widać, będzie jednak więcej części poświęconych na gniewanie. A potem się pogodzą ofkors. Ale tylko raz. No, może wena popisze się epilogiem +18, żeby pogodzili się jeszcze bardziej, ale niczego nie obiecuję

***

Este - wiem, i jestem z tego dumna
...
mówiąc o "drugiej głowie" masz na myśli część trzustki? albo kości udowej?

***

ło bosh, Katty, czy Ty na pewno wstawiłaś tego komenta pod właściwym fikiem? *rumieni się skromnie*
...
(A Riczusie wolą znęcanie się fizyczne nad Wilsonem, o. Nic tak nie poprawia Riczusiom nastroju jak odrobina BDSM tu i tam.... )

***

Agusss, to wszystko wina zuej weny, ja mam rączki tutaj *obłapia niecnie swojego owczarka*


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Czw 20:07, 31 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:13, 31 Gru 2009    Temat postu:

Cytat:
pewnie wszyscy wybyli już na bale sylwestrowe... no cóż, to przeczytacie, jak wam kac minie Btw, wszystkiego Hilsonowego w nowym roku!!!

jak już mówiłam, nienawidzę mojej weny – żeby z uroczej miniaturki zrobić mi 5-częściowego fika...

Enjoy!




Część II

początek kwietnia


Wilson rzadko zwracał uwagę na przeczucia. Był to jedyny sposób na przetrwanie, gdy było się przyjacielem Grega House’a – człowieka, który uważał, że igranie ze śmiercią jest równie dobrym sposobem na życie jak każdy inny. W przeciwnym wypadku potrzebowałby garści leków uspokajających za każdym razem, kiedy musiał spuścić House’a z oka na dłużej niż pięć minut, a już na pewno wtedy, gdy House zostawał w szpitalu na noc, zatrzymany przez kolejny przypadek tajemniczej choroby.

Czasami jednak – zupełnie jak tego ranka – złe przeczucie było tak natarczywe, że nie sposób było je zignorować, zatem Wilson skrócił do minimum swoją poranną toaletę, a nawet odpuścił sobie poranną kawę, byle tylko jak najszybciej przekonać się na własne oczy, że jego kochanek – celowo lub przez przypadek – nie wpakował się w jakieś kłopoty.

Mimo wszystko, kiedy dotarł do szpitala, jego obawy osłabły na tyle, że postanowił wstąpić do kafeterii po jakieś kanapki i kawę, zanim pójdzie do House'a – chwila zwłoki nie mogła w niczym zaszkodzić. Przemierzał szybkim krokiem szpitalny hol, gdy usłyszał za sobą znajome stukanie wysokich obcasów i głos administratorki.

– Wilson! Dobrze, że już jesteś. Właśnie chciałam do ciebie dzwonić...

Zaniepokojony głos Cuddy sprawił, że po plecach onkologa spłynęła strużka zimnego potu.

– Coś... coś się stało? – zapytał, przeczuwając, że doskonale zna odpowiedź.

– Chodzi o House'a. – Cuddy potwierdziła podejrzenia Wilsona. – Foreman powiedział, że około trzeciej nad ranem stracił przytomność w swoim gabinecie.

Onkolog odruchowo dokonał szybkich obliczeń: właśnie dochodziła dziewiąta, więc minęło niemal sześć godzin – cholernie dużo czasu, żeby umrzeć albo zmienić się w warzywo na resztę życia. I nikt nie zadał sobie trudu, żeby go powiadomić. Gdy tylko to sobie uświadomił, poczuł, że serce podchodzi mu do gardła. Z drugiej strony, gdyby sytuacja była krytyczna, na pewno już by o tym wiedział. Wilson chwycił się rozpaczliwie tej myśli, starając się nadać swojemu głosowi profesjonalny ton przyjaciela House'a, który-już-nie-raz-tracił-przytomność-z-najróżniejszych-powodów:

– Czy Foreman wspominał cokolwiek o możliwych przyczynach? Wczoraj House nie sprawiał wrażenia, że coś mu dolega... Chyba... chyba nie eksperymentował znowu na sobie z jakimiś narkotykami?

Cuddy potrząsnęła głową. – Badanie toksykologiczne nie wykazało niczego poza Vicodinem. Za to w przerażająco dużej dawce, nawet jak na House'a.

Wilson przełknął ślinę, bojąc się usłyszeć to, czego Cuddy prawdopodobnie nie zdążyła mu powiedzieć. Wiedział aż nazbyt dobrze, do czego może prowadzić przedawkowanie Vicodinu.

- Czy on... – zaczął, ale szybko zmienił zdanie co do treści swojego pytania. Jeśli House wykończył swoją wątrobę, Wilson jeszcze przez chwilę wolał żyć nadzieją, że było inaczej. – W jakim jest teraz stanie?

Cuddy uśmiechnęła się uspokajająco. – Kiedy byłam u niego kilka minut temu, spał po dawce morfiny. Na szczęście jego zespół zajął się nim natychmiast, więc chyba nic mu nie będzie. Leży w sali 212, gdybyś chciał do niego zajrzeć.

– Jasne, wpadnę do niego później. – Wilson powstrzymał się od głębokiego westchnienia z ulgą. – Dzięki, Cuddy.

***

“Później” trwało dokładnie tyle, ile zajęło Wilsonowi wjechanie windą na drugie piętro i przebycie w błyskawicznym tempie korytarza, prowadzącego do pokoju 212. Onkolog zatrzymał się w drzwiach, żeby złapać oddech i ogarnąć całą sytuację.

House rzeczywiście spał, podłączony do monitora EKG i kroplówki. Wszystko wydawało się być w najlepszym porządku – z wyjątkiem tego, że House znowu doprowadził się do stanu, w którym musiał zostać przyjęty jako pacjent.

Wilson usiadł na krześle przy łóżku i – rzucając przez ramię szybkie spojrzenie w stronę otwartych drzwi – wziął House'a za rękę. Wiedział doskonale, że jego kochanek nie byłby zadowolony z tego przejawu uczuć, ale w tym momencie Wilson miał to gdzieś. Siedział chwilę bez ruchu, przyglądając się twarzy starszego mężczyzny, po czym podniósł ich splecione dłonie do swoich ust i przycisnął wargi do grzbietu dłoni House'a.

– Co ty tu robisz? Nie powinieneś pocieszać matki jakiegoś łysego dzieciaka? – Głos diagnosty był zbyt słaby, żeby ociekać sarkazmem, ale Wilson i tak go wyczuwał. Na chwilę uczucie ulgi, że jego przyjaciel się obudził, przysłonił mu cień wściekłości.

– Jesteś dupkiem, House – syknął, ściskając mocniej jego rękę. – Byłeś nieprzytomny przez ponad pięć godzin. Coś ty sobie myślał?!

– Prawdę mówiąc, myślałem o tym, co może zabijać moją pacjentkę – odparł obojętnie House.

– I stwierdziłeś, że doprowadzenie się na skraj śmierci pomoże ci znaleźć odpowiedź?

– Och, nie dramatyzuj. Może wziąłem kilka pigułek za dużo, ale to nie znaczy, że chciałem się zabić...

– Chciałeś czy nie, prawie ci się to udało. Zobacz do czego... – Wilson urwał w pół zdania, gdy House gwałtownym ruchem wyszarpnął swoją rękę z jego uścisku, a do pokoju weszła Cameron.

– House, dzięki Bogu, że już się obudziłeś! – prawie wykrzyknęła, nie kryjąc radości. – Dobrze się czujesz?

– Nie wiem, dlaczego miałbym czuć się źle, skoro tatuś Wilson i mamusia Cameron zjawili się z samego rana, żeby otoczyć mnie swoją troskliwą opieką... – odparł zgryźliwie House. – Brakuje jeszcze złej macochy Cuddy do kompletu. Poważnie, ludzie, nie macie nic innego do roboty?

Cameron przygryzła wargę, zbita z tropu. Dawno temu nauczyła się, że House nie grzeszy uprzejmością, ale do tej pory – przynajmniej na swój sarkastyczny sposób – okazywał wdzięczność, gdy ktoś się nim przejmował. Może chodziło o coś, co Wilson powiedział mu, zanim weszła? No cóż, i tak nie miała się tego dowiedzieć. W takich momentach czuła ulgę, że nie pracowała już w zespole House'a i tym samym nie musiała nieustannie znosić jego humorów.

– Twoja pacjentka miała nad ranem kolejną zapaść i Trzynastka poprosiła mnie o konsultację, czy to nie z powodu jakiejś alergii. Nie wydaje mi się, żeby o to chodziło, ale przyniosłam ci wyniki najnowszych badań. – Położyła skoroszyt w nogach łóżka. – Rzuć na nie okiem, kiedy znajdziesz wolną chwilę. Na mnie już pora. – Ruszyła do drzwi, ale na koniec zatrzymała się i spojrzała na House'a. – Powiem twojemu zespołowi, że już ci lepiej, jeśli nie masz nic przeciwko.

– Jasne. Powiedz im, że nie mogę się doczekać widoku ich roześmianych twarzy – warknął House, gestem dłoni wyganiając ją z pokoju.

Cameron uśmiechnęła się krzywo i wyszła, a House niecierpliwie trącił Wilsona w ramię.

– Jeśli masz zamiar tu tak siedzieć, to przydaj się na coś i podaj mi tę kartę – zażądał.

Onkolog zmierzył go poważnym spojrzeniem. – Dlaczego to robisz?

– Masz na myśli: dlaczego próbuję cię zmusić, żebyś zrobił coś pożytecznego? Awww, Wilson, przede mną nie musisz udawać, wiem, że to lubisz!

Wiesz, że nie o tym mówię...

– Nie? Daj mi chwilę na zastanowienie... – House postukał się palcem w podbródek. – Mówisz o tym, dlaczego nie chciałem, żebyś trzymał mnie za rękę w obecności Cameron? No cóż, mogę to bardzo prosto wyjaśnić: po pierwsze – w ogóle nie chcę, żebyś trzymał mnie za rękę, a po drugie dlatego, że przyjaciele nie robią takich rzeczy.

– Masz kiepskie wyobrażenie na temat tego, co mogą robić przyjaciele...

– A ty żyjesz w mylnym przekonaniu, że zachowania ludzi umierających na raka można uogólnić na całe społeczeństwo.

Wilson otworzył usta, a następnie zamknął je bez słowa i potarł twarz dłońmi. House jak zwykle uciekał od niewygodnego dla siebie tematu, wykorzystując do tego największą słabość Wilsona – jego pacjentów. Jeżeli Wilson nie chciał, żeby ich rozmowa poszła w zupełnie innym kierunku, niż sobie zaplanował, musiał to natychmiast przerwać. Westchnął głęboko i skupił na twarzy kochanka swoje czekoladowe spojrzenie. Zanim House zorientował się, co się dzieje, jego dłoń po raz drugi została zamknięta w mocnym uścisku onkologa.

– Dlaczego tak bardzo nie chcesz, żeby nasz związek – (House skrzywił się, słysząc to słowo) – ujrzał światło dzienne? – zapytał Wilson, jakby zwracał się do czterolatka, który odmawia jedzenia szpinaku.

– Ponieważ nic dobrego by z tego nie wynikło – odpowiedział ze znudzeniem House. – I nie jest nam to do niczego potrzebne.

– Mów za siebie. Ja tego potrzebuję, czy chcesz w to wierzyć, czy nie.

– Och, wierzę, że tak ci się wydaje. – House przewrócił oczami. – Może mnie jeszcze oświecisz, w jaki sposób to, że każdy w tym szpitalu będzie wtajemniczony w nasze prywatne sprawy ma sprawić, że poczujesz się lepiej?

Wilson poczuł, że mimo wszelkich starań jego cierpliwość zaczyna się wyczerpywać. Naszła go ochota, żeby zerwać się z krzesła i krocząc po pokoju przedstawić swoje argumenty, niczym adwokat, broniący niesłusznie oskarżonego klienta. I pewnie by to zrobił, gdyby nie pewność, że spoglądanie z góry na House'a nie da mu żadnej przewagi. Zamiast tego postanowił spróbować innej taktyki, chociaż wszystko mówiło mu, że będzie ona tak samo nieskuteczna, jak wszystko inne.

– Wiem, że gdybym to ja leżał nieprzytomny przez pięć godzin, ty wolałbyś być wtedy w domu i spać w najlepsze – powiedział. – Ale ja chciałbym, żeby ktoś po mnie zadzwonił, żebym mógł być tutaj z tobą, gdyby taka sytuacja miała się kiedyś powtórzyć – dokończył z naciskiem.

House ledwie zauważalnie wzruszył ramionami. – Gdyby było naprawdę źle i tak by po ciebie zadzwonili. W końcu jesteś moim pełnomocnikiem medycznym. A jako lekarz nie potrzebujesz etykietki mojego kochanka, żeby mieć wgląd w moją kartę i prawo wstępu do mojej sali o każdej porze dnia i nocy, nie tylko w tym szpitalu...

– Jasne, zadzwonili by po mnie, żebym zdecydował “kiedy wyciągnąć wtyczkę” – odparł oschle Wilson. – Naprawdę ci to wystarcza?

– Póki co, wystarczy mi już tej dyskusji – uciął krótko House. – Co z ciebie za lekarz, że tak bezlitośnie mnie męczysz? Kiedy inni składali Przysięgę Hipokratesa, ty uciąłeś sobie drzemkę?

W tym momencie nawet ślepy by zobaczył, jak bardzo Wilson ma dosyć. Onkolog uniósł w górę dłonie w geście bezradności, a następnie z głośnym plaśnięciem opuścił je na swoje uda.

– Dobra, w porządku, poddaję się! – wykrzyknął, nie licząc się z tym, że ktoś na korytarzu może go usłyszeć. – Tym razem wygrałeś, ale nie myśl sobie, że do tego nie wrócę!

– Nie ważne, ile razy będziesz do tego wracał, ja zawsze wygram – powiedział z wielką pewnością siebie House i przekręcił się na bok, odwracając się plecami do swojego przyjaciela.

Wilson spoglądał na niego przez chwilę, czekając, aż fala bezradnej wściekłości, która go ogarnęła, opadnie do tego stopnia, że nie będzie miał ochoty nawrzeszczeć na pierwszą osobę, którą spotka na korytarzu. W końcu podniósł z ziemi swoją aktówkę i zrobił kilka kroków w stronę wyjścia z pokoju.

– Może w rzeczywistości wcale nie jest ci takie obojętne, co ludzie mogliby pomyśleć o tobie, gdyby nasz związek wyszedł na jaw... – rzucił przez ramię, nie dbając o to, czy House w ogóle go usłyszy. Jednak kiedy stał już w drzwiach, do jego uszu dotarła wymamrotana cicho odpowiedź:

– Wierz, w co chcesz...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Czw 3:20, 07 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:56, 31 Gru 2009    Temat postu:

Richie, czemu House ma takie zatwardziałe, zlodowaciałe serce? No czemu?
Ogrzeję je swoją obecnością
House! Bądźże grzeczny dla Jimmy'ego, on wcale nie chce zabrać zabawek z twojej piaskownicy!
Czemu ty ich tak męczysz? A najbardziej Jimmy'ego?
Weny!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 2:49, 01 Sty 2010    Temat postu:

Atris napisał:
Ogrzeję je swoją obecnością

tylko ostrożnie, żeby się nie zagotowało, bo wtedy znów zabijesz House'a

Atris napisał:
House! Bądźże grzeczny dla Jimmy'ego, on wcale nie chce zabrać zabawek z twojej piaskownicy!

...tylko chce je rozdać innym dzieciom

Atris napisał:
Czemu ty ich tak męczysz? A najbardziej Jimmy'ego?

bo męczenie ich, a szczególnie Jimmy'ego to czysty fun

dzięki


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Atris
Knight of Zero
Knight of Zero


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 3395
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: A z centrum :D
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 9:54, 01 Sty 2010    Temat postu:

Hmmm... ale wtedy będzie cierpieć Jimmy... to niech Wilson go ogrzewa! On będzie wiedziała do jakiej temperatury!
Ehh, niedobry ten James, jak tak można? House'owe zabawki rozdawać?
Niee, męczenie jest beznadziejne, ale łatwiej się ich męczy niż nie męczy
Nie ma za co


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agusss
Członek Anbu
Członek Anbu


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 2867
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: bierze się głupota?

PostWysłany: Pią 14:37, 01 Sty 2010    Temat postu:

No, no Jimmi biedacek...
House co Ty se myślisz? *grozi palcem* Noo ja Ci dam w dupe to się uśpokoisz!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
333bulletproof
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 827
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:36, 01 Sty 2010    Temat postu:

*umiera po tym jak komputer zawiesił jej się po napisaniu komentarza ale przed jego wysłaniem*
Od nowa.

Cytat:
fik o Wilsonie zakładającym rajstopy pod obcisłe skórzane spodnie

*_* Może pora na noworoczne porządki w komputerze? *niewinnie*

Cytat:
o tej porze roku zawsze zamarza mi woda w wiadrach

To zabrzmiało, jakbyś miała specjalnie przygotowane takie wiadra Niczego nieświadomy czytelnik zostaje oczarowany Wilsonem-bogiem-seksu (który okazał się lepszą przynętą niż mamy ciastka!), już zaczyna rytuał ślinienia się do ekrany, a wtedy Ty z wyższego piętra wtajemniczenia zrzucasz mu na głowę to wiadro!

Cytat:
jak już mówiłam, nienawidzę mojej weny – żeby z uroczej miniaturki zrobić mi 5-częściowego fika...

Za to ja ją uwielbiam!

***

Cytat:
profesjonalny ton przyjaciela House'a, który-już-nie-raz-tracił-przytomność-z-najróżniejszych-powodów

Bo House w ogóle jest nie-raz! On wszystko robi dużo razy i zawsze się cały temu oddaje

Cytat:
Gdyby było naprawdę źle i tak by po ciebie zadzwonili. W końcu jesteś moim pełnomocnikiem medycznym. A jako lekarz nie potrzebujesz etykietki mojego kochanka, żeby mieć wgląd w moją kartę i prawo wstępu do mojej sali o każdej porze dnia i nocy, nie tylko w tym szpitalu...
– Jasne, zadzwonili by po mnie, żebym zdecydował “kiedy wyciągnąć wtyczkę” – odparł oschle Wilson. – Naprawdę ci to wystarcza?
– Póki co, wystarczy mi już tej dyskusji

Znowu! Ale, wiesz co... moja mroczna strona lubi te wiadra (to brzmi idiotycznie, iknow. Dobrze że żaden psycholog tego nie czyta )
A Ty tak cudnie opisujesz nieczułego House'a, że nie można się mu oprzeć

Weny w nowym roku! ^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 5:56, 02 Sty 2010    Temat postu:

Atris, gdyby nie opcja męczenia chłopaków, to fiki straciłyby sens istnienia. Albo zrobiłoby się nam niedobrze od nadmiaru fluffu...

***

Agusss - no wiesz co? żeby tak grozić kalece?
(lepiej się przyznaj, że masz ochotę pomacać House'a po tyłku... )

***

333 napisał:
*umiera po tym jak komputer zawiesił jej się po napisaniu komentarza ale przed jego wysłaniem*

*współczuje*
ja dwa razy straciłam ogromne kawałki tłumaczenia z powodu zdechnięcia kompa... teraz wszystko piszę w Notatniku i zapisuję po milion razy, just in case...

333 napisał:
*_* Może pora na noworoczne porządki w komputerze? *niewinnie*

jeśli mowa o porządkach, to w grę wchodzą jedynie wakacyjne - ale najpierw muszę opracować jakiś sensowny system porządkowania fików, bo sortowanie ich wg miejsca pochodzenia jest zbyt ogólne, a znów wg autorów miesza mi miejsce pochodzenia I w ogóle tyle ich mam, że nawet nie wiem, które czytałam, a które nie
(a poza tym na długo przed owymi porządkami czeka mnie... przeprowadzka - ze starego kompa na nowy *iz excited & terrified*)
ale że doznałam olśnienia, to przypomniałam sobie, co to za fik - [link widoczny dla zalogowanych] (ze wskazaniem na Part II)

333 napisał:
To zabrzmiało, jakbyś miała specjalnie przygotowane takie wiadra

to była taka moja fantazja na temat: Co by było, gdybym zamiast w mieście, mieszkała w moim domku na wsi. (tam trzeba wodę przynosić ze studni w wiadrach )

333 napisał:
Niczego nieświadomy czytelnik zostaje oczarowany Wilsonem-bogiem-seksu (który okazał się lepszą przynętą niż mamy ciastka!), już zaczyna rytuał ślinienia się do ekranu, a wtedy Ty z wyższego piętra wtajemniczenia zrzucasz mu na głowę to wiadro!

*przygotowuje zapas wiader i drabinę na kolejne piętra wtajemniczenia*
...
(a z tego, co wiem, ciastka mają Hudzinki - my mamy naleśniki z orzeszkami macadamia )

333 napisał:
Za to ja ją uwielbiam!

bo odciąga moją uwagę od Gimme i masz więcej czasu na komentarz?

333 napisał:
On wszystko robi dużo razy i zawsze się cały temu oddaje

nie mam pojęcia dlaczego ( ), ale przyszło mi do głowy "robić" in inglisz - "do" - w sensie "House does Wilson"

333 napisał:
(Dobrze że żaden psycholog tego nie czyta )

indeed...
może będę miała okazję porozmawiać o Twoim przypadku na zajęciach z psychopatologii

333 napisał:
A Ty tak cudnie opisujesz nieczułego House'a, że nie można się mu oprzeć

dzięki, I suppose
(aczkolwiek nigdy nie zamierzałam pisać o nieczułym House'ie... to zawsze jakoś samo wychodzi )
i nawzajem - weny for U too


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Sob 6:05, 02 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
333bulletproof
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 827
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 9:26, 02 Sty 2010    Temat postu:

Cytat:
lepiej się przyznaj, że masz ochotę pomacać House'a po tyłku...


Każdy ma Gdyby do nas przyjechał, ustawiłybyśmy się w kolejkę ;> O, przypomniało mi się przytulanie w Chciałbym...! My byłybyśmy, no, LEPSZYM kółkiem wsparcia

Cytat:
sortowanie ich wg miejsca pochodzenia jest zbyt ogólne, a znów wg autorów miesza mi miejsce pochodzenia


Zrób tak: Miejsce (autor), rok
To chyba jak będziesz miała alfabetycznie ułożone pliki, to jednocześnie będą w grupach wg miejsca i wg autora ^~

Aa! *powtarza w kółko muszę się uczyć, muszę się uczyć, kolokwium nie zda się samo, muszę się uczyć* Będę cierpliwa i najpierw się pouczę a potem się zdemoralizuję. Taak, dam radę. *_*

Cytat:
tam trzeba wodę przynosić ze studni w wiadrach

I, gorzej, trzeba się w takiej wodzie myć! Nikt Ci nie będzie gotował miski z wodą za każdym razem, kiedy chcesz umyć zęby albo twarz/ręce

Cytat:
bo odciąga moją uwagę od Gimme i masz więcej czasu na komentarz?

Bo-o podsuwa Ci świetne pomysły!
A do Gimme się dzisiaj zabieram, o, i mam ambitny plan, żeby przeczytać wszystko naraz. (Ale wiesz, że potem będę Cię męczyć o kontynuację i już nie będziesz miała wymówek w stylu "aa, bo nie wszyscy jeszcze przeczytali to po co mam nabijać im rozdziały" )

Cytat:
"House does Wilson"

*cieszy się* A ostatnio czytałam fik w którym W. spotkał się wieczór wcześniej z jakimś kolegą i następnego dnia H. był zazdrosny i chciał go wyrzucić z domu - na co W.: "Dopiero przyszedłem", co H. kwituje krótkim "Tak jak wczoraj?"
I tu język polski znowu przegrywa, bo nie mamy jednego słowa na "przyjść" i "dojść" ;_; (Taak, komentarz pod Twoim fikiem to doskonałe miejsce, żeby dzielić się frustracjami językowymi (innymi zresztą też. Czuję się rozumiana ))


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 5:31, 03 Sty 2010    Temat postu:

333 napisał:
Każdy ma

to ja się wyłamię - wolę tyłek Wilsona

333 napisał:
My byłybyśmy, no, LEPSZYM kółkiem wsparcia

poor House... tak byście go zagłaskały, że Wilsonowi nic by nie zostało

333 napisał:
Zrób tak: Miejsce (autor), rok
To chyba jak będziesz miała alfabetycznie ułożone pliki, to jednocześnie będą w grupach wg miejsca i wg autora ^~

w podział na lata się nie bawię, bo to mnie przerasta... A co do reszty to nie bardzo wiem o co kaman... szczególnie że ja chcę te fiki powrzucać do odpowiednich folderów, bo do spisu nie mam cierpliwości (czyt. próbowałam-nie wyszło )

333 napisał:
Aa! *powtarza w kółko muszę się uczyć, muszę się uczyć, kolokwium nie zda się samo, muszę się uczyć* Będę cierpliwa i najpierw się pouczę a potem się zdemoralizuję. Taak, dam radę. *_*

i jak poszło? nie załamałaś się?
będę 3mać kciuki za kolokwium, skoro sama sobie odpuściłam naukę...

333 napisał:
I, gorzej, trzeba się w takiej wodzie myć! Nikt Ci nie będzie gotował miski z wodą za każdym razem, kiedy chcesz umyć zęby albo twarz/ręce

aż tak dramatycznie nie mam jeśli pogoda tego wymaga, to cały dzień jest napalone w piecu, na którym stoi garnek z wodą do mycia, ergo woda zawsze jest ciepła (tylko zastrzegam, że mówię o warunkach wiosenno-letnio-jesiennych, bo w tej mojej chacie nikt by zimy nie przeżył... U know, bez prądu i z kibelkiem na dworze... Już 11. XI trzy lata temu był ekstremalnym przeżyciem )

333 napisał:
(Ale wiesz, że potem będę Cię męczyć o kontynuację i już nie będziesz miała wymówek w stylu "aa, bo nie wszyscy jeszcze przeczytali to po co mam nabijać im rozdziały" )

wolę wymówkę: "Korniczki się lenią i nie chcą pisać, więc co ja mogę?"
a póki co mam do napisania dwie prace na studia, więc z literaturą piękną na razie muszę zrobić przerwę

333 napisał:
I tu język polski znowu przegrywa, bo nie mamy jednego słowa na "przyjść" i "dojść" ;_;

i właśnie przez coś takiego (między innymi) nie jestem w stanie przetłumaczyć [link widoczny dla zalogowanych] gópi, gópi język polski


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Nie 5:32, 03 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
333bulletproof
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 827
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:50, 03 Sty 2010    Temat postu:

Richie, tym Telecommunication you made my day! Moje prywatne zboczenie dotyczące phone!sex zostało zaspokojone *_*

Cytat:
będę 3mać kciuki za kolokwium, skoro sama sobie odpuściłam naukę...

A ja chyba postawię na drugi termin Trochę mnie przeraża to, jaka na początku byłam ambitna i oh-so, a teraz radośnie mnie to nie obchodzi =='

Cytat:
poor House... tak byście go zagłaskały, że Wilsonowi nic by nie zostało

Za to Wilson zostałby dla Ciebie! Wszyscy byliby zadowoleni ^_^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 4:01, 06 Sty 2010    Temat postu:

I'm happy for U Przeglądałam jeszcze folder z fikami z LJta, i znalazłam [link widoczny dla zalogowanych]
Jak jeszcze znajdę jakieś takie telekomuniacyjne stosunki, to dam Ci znać

333 napisał:
Trochę mnie przeraża to, jaka na początku byłam ambitna i oh-so, a teraz radośnie mnie to nie obchodzi =='

uwierzysz, że przez pierwsze 3 lata studiów opuściłam tylko 3 wykłady i jedne ćwiczenia? a teraz się czasem budzę i zamiast biec na uczelnię, przewacam się na drugi bok i śpię. I w ogóle przeszło mi zamiłowanie do psychologii i tych kretyńskich studiów, więc je rzucam - a zatem jeszcze bardziej mam gdzieś swój wynik w tym semestrze

333 napisał:
Za to Wilson zostałby dla Ciebie! Wszyscy byliby zadowoleni ^_^

pod warunkiem, że Wilson w ogóle zwróciłby na mnie uwagę, zamiast jedynie przez cały czas spoglądać tęsknie na pozostałości zagłaskanego House'a


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katty B.
Chodzący Deathfik


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 1819
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bunkier Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:48, 06 Sty 2010    Temat postu:

Ta część przywiodła mi na myśl "Królową Śniegu". I wiem, że to nie ma żadnego związku, ale myślę, że na tym etapie dałoby się porównać House'a do Kaya. Idąc tym tropem, Wilson zostałby Gerdą, co nie jest takie do końca bezsensowne, jeśli pamięta się, że Gerda chciała uratować Kaya, kochała go i nigdy z niego nie zrezygnowała. Tyle tytułem dygresji.

W tej części było kilka błędów interpunkcyjnych, które położyły mi zrozumienie paru zdań - musiałam się nagimnastykować, by załapać o co dokładnie chodzi. Ale i tak mi się podobało. Preskok czasowy jest zastanawiający, ale wierzę, że zostanie wyjaśniony. Albo chociaż wspomniany. House... House jest nawet bardziej zimny i wredny niż zawsze, a to już coś. Wilsona mi szkoda, trochę - nawet nie informują go od razu, a dopiero, gdy będzie pewne, co z House'm. Zupełnie jakby Cuddy chciała Wilsonowi ułatwić życie, przekazując mu jasny obraz sytuacji: będzie żyć lub nie. Oj, gdyby wiedziała, ile to onkologa kosztuje... xD

Ciekawa jestem, co będzie dalej. Kłótnia chłopców dotyczyc czegoś bardzo podstawowego w sumie i może się skończyć tylko na dwa sposoby: będą żyć długo i szczęśliwie lub się rozstaną i nigdy więcej nie zobaczą. Ciężko mi powiedzieć, która opcja lepsza.

Kat.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 3:45, 07 Sty 2010    Temat postu:

Hmm... No i jestem w kropce, bo z jednej strony Mod nie powinien kwestionować posta innego Moda, ale z drugiej strony chciałabym sprostować kilka rzeczy...
A co tam - jakby co, niech nie-Modzi zamkną oczy

No więc a zatem - Kattuś, chyba trochę mnie przeceniasz Jestem tylko prostą (no dobra - skrzywioną ) Hilsonką i nie należy mnie podejrzewać o tak głębokie motywy

Katty napisał:
Ta część przywiodła mi na myśl "Królową Śniegu". (...)

o lolz... w życiu bym nie pomyślała, że aż tak Chociaż skoro już poruszyłaś ten wątek, to do 4. części będzie się chyba lepiej nadawał

Katty napisał:
W tej części było kilka błędów interpunkcyjnych, które położyły mi zrozumienie paru zdań - musiałam się nagimnastykować, by załapać o co dokładnie chodzi.

szlag by z tą interpunkcją - zabija moją wenę, bo czasem palce się rwą do pisania, a ja siedzę i myślę, gdzie postawić jakiś gópi przecinek
um... mogłabyś powiedzieć dokładniej, o które zdania chodzi? bo przeczytałam to jeszcze raz i wszystko wydaje mi się takie, jak być powinno

Katty napisał:
Przeskok czasowy jest zastanawiający, ale wierzę, że zostanie wyjaśniony. Albo chociaż wspomniany.

*robi szybki risercz fabuły* ... Nope, czegoś takiego nie będzie. Ale kiedy fik będzie cały, to powinno być wiadomo, skąd się wziął ten i pozostałe "przeskoki".
Albo powiem to, whatever W sumie to chciałam dać temu tforowi podtytuł: "Four times Wilson asks House for come out of the closet and one time he doesn't", ale nie lubię angielskich tytułów, a po polsku to głupio brzmi

Katty napisał:
Wilsona mi szkoda, trochę - nawet nie informują go od razu, a dopiero, gdy będzie pewne, co z House'm. Zupełnie jakby Cuddy chciała Wilsonowi ułatwić życie, przekazując mu jasny obraz sytuacji: będzie żyć lub nie.

to nawet nie to... Cuddy zamierzała zadzwonić do Wilsona ASAP - sama dowiedziała się o wszystkim, kiedy przyjechała rano do szpitala i najpierw chciała zobaczyć na własne oczy, co jest grane. To Kaczątka nie zawiadomiły Wilsona, bo widocznie uznały, że Jimmy ma inne rzeczy do roboty, niż 24/7 niańczyć House'a. (ech, te krótkie fiki - tyle spraw nie zostaje wyjaśnionych jak należy )

Katty napisał:
Ciężko mi powiedzieć, która opcja lepsza.

ale i tak wiesz, którą wybiorę

I'm glad U like it Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się sklecić kolejną część.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Richie117
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 24 Sty 2008
Posty: 5994
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 39 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: w niektórych tyle hipokryzji?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 1:31, 14 Sty 2010    Temat postu:

Cytat:
Tak dla jasności – nie podoba mi się ten kawałek. Początek jeszcze wyszedł zgodnie z planem, ale potem to już masakryczna masakra Aha, no i w miejscu Kutnera początkowo miał być Chase, ale skoro już wspomniałam o nowych kaczątkach...

PS. Tłumaczenia powoli się produkują (w przeciwieństwie do Gimme ), ale to trochę sucks tak tłumaczyć bez stałego dostępu do neta, więc wybaczcie zwłokę


Enjoy!




Część III

koniec lipca


– O boże... Wilson... dobry jesteś! – wydyszał House. Wszystkie jego mięśnie rozluźniały się w błyskawicznym tempie i wreszcie opierał się całym ciężarem o ścianę, a chłód kafelek przenikał przez jego wilgotny t-shirt. – No cóż, nie aż tak dobry, ale widać, że się starasz...

Wilson podniósł się z podłogi tylko po to, żeby opaść bez sił na kolana House'a. Oblizał wargi i próbował odrobinę rozruszać zdrętwiałą szczękę, mając nadzieję, że jego kochanek tego nie zauważy, ale House i tak zachichotał pod nosem.

– Może potrzeba ci więcej ćwiczeń? – zasugerował, wymownie unosząc jedną brew.

Wilson zignorował złośliwe pytanie i pocałował go krótko w usta, po czym oparł głowę na ramieniu kochanka, tak że czołem dotykał jego skroni. Wkrótce ich zwalniające oddechy zsynchronizowały się ze sobą, House otoczył ramionami talię onkologa, a Wilson odruchowo odgarnął z czoła kilka kosmyków włosów, które przylepiły się do jego spoconej skóry.

– Nie powinniśmy byli tego robić – odezwał się po chwili milczenia i natychmiast poczuł, jak ciało House'a spina się pod nim z zaskoczenia.

– Przecież to był twój pomysł! – zauważył z wyrzutem w głosie diagnosta. – Poza tym było fajnie... – dodał ciszej, niemal mrucząc z zadowoleniem. – Już zapomniałem kiedy ostatni raz ukryliśmy się w łazience na szybki numerek...

Onkolog westchnął i wyprostował się odrobinę. – Nie o tym mówię. Dlaczego nie weźmiemy kilku dni urlopu i nie wyrwiemy się na krótkie wakacje? – zapytał, patrząc z nadzieją na przyjaciela. – Świat by się nie zawalił, gdybyśmy wyjechali na dwa tygodnie gdzieś, gdzie nie musielibyśmy się ukrywać, kiedy najdzie nas ochota...

– Och, dałbyś już wreszcie spokój, Wilson. Rozmawialiśmy o tym już ze sto razy! – House najwyraźniej otrząsnął się z rozmarzenia i teraz był już wyłącznie poirytowanym sobą. – To by było dziwne, gdybyśmy wzięli wolne w tym samym czasie, nie wspominając już o wyjeździe dokądkolwiek...

– Wiesz co? Sam mógłbyś dać spokój! – Wilson poderwał się na nogi i zaczął nerwowo poprawiać swoje spodnie, koszulę i krawat. Nagle poczuł, że kabina w toalecie to za mała przestrzeń, żeby dzielić ją z House'em i powinien jak najszybciej wyjść, jeżeli nikomu nie miała stać się krzywda. – Skoro wszyscy wiedzą, że mieszkam u ciebie już od kilku miesięcy i nikt w związku z tym niczego nie podejrzewa, czemu nagle miałoby się wydać podejrzane, gdybyśmy razem wyjechali?! Co by było dziwnego w tym, że dwóch przyjaciół wybiera się razem – bo ja wiem? – na ryby czy coś w tym stylu?!

– Ty nie łowisz ryb, Wilson, a ja tym bardziej – odparł niewzruszenie House. Teraz on również wstał, przy okazji podciągając opuszczone do kolan spodnie i bokserki. – Ty co najwyżej podrywasz w barach gorące laski, a przynajmniej taka panuje o tobie opinia. Gdybym wyjechał razem z tobą, zmarnowałbym naszą najlepszą przykrywkę, a tego byśmy nie chcieli, prawda?

Wilson tak mocno zacisnął szczęki, że słychać było, jak jego zęby zgrzytają o siebie. Nigdy nie lubił składać obietnic bez pokrycia, ani tym bardziej rzucać gróźb, których nie był gotów spełnić, ale tym razem nie zdołał powstrzymać słów, cisnących mu się na usta:

– Może... może pewnego dnia pójdę do jakiegoś baru w pobliżu szpitala i zacznę podrywać gorących facetów, a wtedy twoja najlepsza przykrywka pójdzie w cholerę! – powiedział podniesionym głosem, patrząc wyzywająco na House'a. Czuł krew pulsującą w skroniach i słyszał swój świszczący, przyspieszony oddech, jakby właśnie przebiegł maraton, kiedy czekał niekończące się sekundy, aż diagnosta w odpowiedzi wykrzyczy mu w twarz, że “proszę bardzo, droga wolna!” Ale House jedynie zacmokał z dezaprobatą i pokręcił głową, jakby miał przed sobą krnąbrne dziecko, które właśnie oświadczyło, że pójdzie w świat poszukać sobie lepszego taty.

Kiedy po chwili diagnosta schylił się, żeby podnieść leżącą na ziemi laskę, Wilson poczuł, jak ogarnia go znajome zniechęcenie – nie było sposobu, żeby przekonać House'a do zmiany zdania, a jeżeli jednak istniało coś takiego, to znajdowało się daleko poza jego zasięgiem. House chrząknął, dając mu znak, żeby odsunął się od drzwi i go przepuścił, więc Wilson mechanicznie cofnął się pod ścianę. Utkwiwszy wzrok w podłodze stał nieruchomo, licząc na to, że starszy mężczyzna po prostu wyjdzie z łazienki, zostawiając go samego, gdy nagle poczuł nieoczekiwane klepnięcie w ramię. Spojrzał w górę, wprost na uśmiechniętą kpiąco twarz przyjaciela.

– Wiem, że byś tego nie zrobił, Wilson. Za bardzo mnie kochasz...

Słysząc te słowa, Wilson nie wiedział, czy bardziej ma ochotę roześmiać się histerycznie, czy może rozpłakać. Oczywiście, że go kochał – dlatego właśnie robił to wszystko, dlatego nie chciał już dłużej ukrywać ich związku. Czy House tego nie dostrzegał, czy może po prostu to ignorował? W Wilsona wstąpiła nowa energia – musiał to wiedzieć i to natychmiast. Wypadł za swoim kochankiem na otwartą przestrzeń łazienki i złapał go mocno za lewy łokieć, niemal pozbawiając diagnostę równowagi.

– Tak właśnie o mnie myślisz?! A co z tobą? Naprawdę nie masz mi w tej sprawie nic więcej do powiedzenia?! Choć raz bądź ze mną szczery...

Wilson był w tym momencie zbyt pochłonięty swoją tyradą, żeby usłyszeć ciche skrzypnięcie otwierających się drzwi, ale House jak zwykle niczego nie przeoczył. Zacięty wyraz jego twarzy zmienił się błyskawicznie i nagle – szczerząc zęby w uśmiechu – przyjacielsko klepał zaskoczonego onkologa po plecach.

– Mówię ci, Wilson, to nic takiego. Nie masz się czym przejmować...

Wtedy właśnie do uszu onkologa dotarło ciche chrząknięcie i odwrócił się za siebie. W progu łazienki stał Kutner, najwyraźniej nie mogąc podjąć decyzji, czy wejść czy może lepiej szybko się wynosić.

– Um... przepraszam, jeśli w czymś przeszkodziłem... Już mnie tu nie ma... – wyjąkał, robiąc krok w tył. Widocznie instynkt samozachowawczy Hindusa wziął górę nad potrzebami fizjologicznymi.

– Ależ w niczym nam nie przeszkodziłaś, Kutner – oświadczył radośnie House, niepostrzeżenie uwalniając ramię z uścisku oniemiałego kochanka. – Właśnie mówiłem doktorowi Wilsonowi, że kolejny raz udało mu się uniknąć zarażenia chorobą weneryczną, chociaż przeleciał bez zabezpieczenia jakąś przypadkowo poznaną panienkę. Mam nadzieję, że ty nie zachowujesz się tak lekkomyślnie, co?

Kutner pokręcił niepewnie głową, przeklinając w duchu zbieg okoliczności, który postawił go w tak niezręcznej sytuacji. Z drugiej strony, wciąż był Kutnerem, dlatego zanim zdążył pomyśleć, z jego ust wydostało się kolejne w jego życiu niestosowne pytanie:

– Skoro chodziło tylko o... badanie, czemu jesteście tutaj, a nie w klinice?

House spojrzał na niego jak na kretyna (a spojrzenie to było na tyle skuteczne, że Kutner rzeczywiście poczuł się jak kretyn) i z ironicznym uśmieszkiem zwrócił się do Wilsona:

– Widzisz, do czego prowadzą twoje “dobre” rady? Gdybym na jego miejsce zatrudnił tę lekarkę z CIA, na pewno uniknęlibyśmy takich głupich pytań... – powiedział, przewracając oczami, po czym następne słowa skierował do swojego podwładnego: – Masz pojęcie, co mogliby pomyśleć ludzie, gdybyśmy my dwaj – tu zamaszystym gestem wskazał na siebie i Wilsona – zamknęli się w jednym z gabinetów albo, co gorsza, gdyby ktoś niespodziewanie wszedł i zastał Wilsona bez spodni, za to z moją głową między jego nogami?

Sugestia House'a musiała bardzo wyraźnie zmaterializować się w umyśle Kutnera, bo jego oczy stały się wielkie jak spodki. Przełknął głośno ślinę i zerknął ukradkiem na szefa onkologii, którego policzki przybrały nagle kolor jasnej czerwieni. Natychmiast sam również poczuł, że na jego policzki wypełza rumieniec. Mógł mieć jedynie nadzieję, że zdoła wymazać tę wizję z pamięci, zanim przyśni mu się koszmarny sen z House'em, Wilsonem i jego opuszczonymi spodniami w rolach głównych.

House od dawna nie bawił się tak dobrze. Zachęcony tym, że obaj młodsi mężczyźni gotują się na wolnym ogniu swojego zażenowania, ochoczo ciągnął dalej swoją wymyśloną na poczekaniu historię:

– Poza tym, Kutner, zrobiliśmy to dla dobra szpitala. Cokolwiek sądzę o umiejętnościach żeńskiej części personelu, lepiej jest unikać sytuacji, w której większość pielęgniarek mogłaby w panice porzucić swoje obowiązki i pobiegła się przebadać, bo w ostatnim czasie zawarły bliższą znajomość z naszym miejscowym casanovą...

Wilson słuchał tego wszystkiego z otwartymi ustami, niezdolny wydobyć z siebie ani słowa. Najzwyczajniej w świecie nie mógł uwierzyć, że House może go tak bardzo znieważyć przed kimkolwiek, nie wspominając o osobie z ich najbliższego otoczenia. Na dodatek Kutner był wystarczająco naiwny, żeby uwierzyć w jego brednie oraz na tyle gadatliwy, że przed końcem dnia – Wilson był o tym przekonany – pół szpitala będzie plotkowało o bogatym i nieodpowiedzialnym życiu erotycznym szefa onkologii.

Wilson zacisnął dłonie w pięści, dygocząc z wściekłości. Ochota, żeby użyć jednej z nich do zmazania z twarzy diagnosty uśmieszku samozadowolenia była wprost obezwładniająca, ale zamiast tego spojrzał na House'a pociemniałymi z gniewu oczami i syknął przez zaciśnięte zęby:

– Kiedyś tego pożałujesz, House. Naprawdę...

Po czym wypadł z łazienki, po drodze niemal zwalając Kutnera z nóg.

House prychnął pod nosem. – Pacjenci... Nigdy nie potrafią okazać wdzięczności, kiedy dowiadują się, że nic im nie jest... – To powiedziawszy, puścił oko do Kutnera i beztrosko ruszył w ślady swojego wkurzonego kochanka.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Richie117 dnia Czw 1:37, 14 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Shetanka
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 436
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:34, 14 Sty 2010    Temat postu:

Ten fik się tak szybko czyta . No i to chyba wyjdzie coś więcej niż trzyczęściowa miniaturka, bo po pierwsze tytuł wątku, po drugie.. dalej nie ogarniam tytułu fika.

Cytat:
– Wiem, że byś tego nie zrobił, Wilson. Za bardzo mnie kochasz...


oczywiście, że by nie zrobił ^^

Cytat:
Mógł mieć jedynie nadzieję, że zdoła wymazać tę wizję z pamięci, zanim przyśni mu się koszmarny sen z House'em, Wilsonem i jego opuszczonymi spodniami w rolach głównych.


to ma być koszmar?
to ja chcę takie


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
333bulletproof
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 05 Lis 2009
Posty: 827
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:08, 14 Sty 2010    Temat postu:

*pisk fangirla na widok nowej części* *podwójny pisk na widok pierwszego zdania*

Cytat:
– O boże... Wilson... dobry jesteś! – wydyszał House. Wszystkie jego mięśnie rozluźniały się w błyskawicznym tempie i wreszcie opierał się całym ciężarem o ścianę, a chłód kafelek przenikał przez jego wilgotny t-shirt.

To jest zdecydowanie odpowiedni kierunek, w którym powinna dalej podążyć fabuła *_* (Nie powinno Cię to dziwić )

Cytat:
– Może... może pewnego dnia pójdę do jakiegoś baru w pobliżu szpitala i zacznę podrywać gorących facetów, a wtedy twoja najlepsza przykrywka pójdzie w cholerę!

Whoa! Lubimy takiego Jamesa ^^ Mam wielką nadzieję, że wykorzystasz ten motyw w następnej części ;> (Wcale nie jestem zła, wcale nie jestem zła!)

Cytat:
House spojrzał na niego jak na kretyna (a spojrzenie to było na tyle skuteczne, że Kutner rzeczywiście poczuł się jak kretyn)

100% House'a w Housie I "instynkt samozachowawczy wygrywający z potrzebami fizjologicznymi" To mi się skojarzyło z jakimś programem przyrodniczym i monotonnym głosem lektora w tle safari czy czegoś I Kutner, wychowany przez hieny, albo pieski preriowe, taki trochę wystraszony na widok drapieżnika
Muszę przestać

Nie wiem jak to robisz, że właściwie w każdej części wraca temat coming out'u, a mimo to za każdym razem jest świeży i podany z innej perspektywy *_*

Weny!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez 333bulletproof dnia Czw 20:09, 14 Sty 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Izoch
Okulista
Okulista


Dołączył: 08 Sty 2010
Posty: 2248
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Sammyland
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:49, 14 Sty 2010    Temat postu:

Cytat:
– Nie powinniśmy byli tego robić – odezwał się po chwili milczenia i natychmiast poczuł, jak ciało House'a spina się pod nim z zaskoczenia.


Nie gadaj głupot, Jimmy!


Cytat:
Co by było dziwnego w tym, że dwóch przyjaciół wybiera się razem – bo ja wiem? – na ryby czy coś w tym stylu?!


Wyobraziłam sobie House'a na taboreciku zakładającego robaka na haczyk


Cytat:
– Skoro chodziło tylko o... badanie, czemu jesteście tutaj, a nie w klinice?


Kutner już swoje wie!



Ujawnią się, nie? *_*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin