Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Holy House [Z]
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
minnie
Internista
Internista


Dołączył: 10 Lip 2008
Posty: 663
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szczecin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:58, 08 Mar 2009    Temat postu:

Cytat:
Samolot?!?!? – krzyknął przerażony House.

Ok, samolot, a w nim House, w zasadzie norma, bo House miała zawsze niecodzienne pomysły, ale on nie wie co tam robi, więc mnie to zaciekawiło

Cytat:
Wyobraził sobie jak w samych spodniach od piżamy, uzbrojony jedynie w laskę wyskakuje na ulicę niczym Bruce Lee i jednym wykopem powala robotnika drogowego wraz z tym cholernym młotem pneumatycznym.

Rozwaliło mnie to...

Czekam na cd i Wena życzę


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Syśka
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 28 Sty 2009
Posty: 96
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 13:03, 10 Mar 2009    Temat postu:

Szanowni Czytelnicy,
Z góry przepraszam, że moja z założenia lekka komedyjka delikatnie zmienia front... i co gorsze im dalej w las tym...
No nic, ciągle zainteresowanych zapraszam do lektury


PART 3

Krzyk Housa postawił na nogi większość osób znajdujących się na pokładzie transportowca. Obudził też śpiącą na fotelu obok Holy Stanton.
- Co się stało? – zapytała autentycznie zdziwiona przecierając zaspane oczy.
- Co się stało?! – powtórzył patrząc na nią jakby pytała o to, dlaczego uważa tyłek Cuddy za ogromny albo Wilsona za naiwniaka – Jestem w cholernym samolocie, Kobieto! W dodatku strasznie boli mnie głowa… i noga! – mówił podniesionym głosem szukając wzrokiem nieodłącznego pomarańczowego pudełka.
- Nie dramatyzuj, House – lekarka ziewnęła zmęczona – Przecież nikt nie przywlókł Cię tu siłą.
- Budzę się dziesięć tysięcy metrów nad ziemią siedząc w pieprzonym samolocie, który wydaje dźwięki sugerujące niedługi jego żywot, a Ty mi karzesz nie dramatyzować? – Greg był tak zdezorientowany jak nigdy w życiu. Gdyby się okazało, że Wilson znalazłby się na jego miejscu zapewne kpiąc ochrzciłby go totalnym kretynem.
- Jak ja się tu znalazłem? – House uznał, że najważniejsze teraz to zorientować się w sytuacji.
- Teleportacja. Taki nowoczesny środek transportu. House, czyżbyś naprawdę nic nie pamiętał?! – Holy uśmiechała się coraz wyraźniej dostrzegając komiczność jego sytuacji. – Wczoraj oświadczyłeś mi, że chcesz leczyć afrykańskie dzieci i że skoro od czterech lat nie miałeś urlopu to właśnie na taki wyjazd go poświęcisz. Poza tym, że masz wszystkie szczepienia, spakujesz tylko kilka T-shirtów i w drogę!
Przez utrzymaną w wyraźnie udawanym poważnym tonie wypowiedź lekarki przebijał tłumiony śmiech. Patrzyła z zafascynowaniem jak duże, niebieskie oczy diagnosty przybierają rozmiar pomarańczy.
- Wczoraj chodziło mi wyłącznie o to, żeby… - zaczął jakby tłumaczył Kaczuszkom najprostsze powiązanie symptomów z chorobą.
- … się ze mną przespać – dokończyła rozbawiona Holy.
House spojrzał na nią jak na powód wszystkich swoich nieszczęść.
- Więc jak się domyślasz udowodniłbym Ci nawet, że jestem świętszy od papieża, jeśliby to pomogło!
Lekarka poprawiła się w fotelu i rozłożyła przed sobą jakieś czasopismo.
- Lecimy do Al-Faszer. Będziemy tam za 14 godzin. Tam będziesz już mógł udowodnić jaki z Ciebie altruista – powiedziała z udawana powagą.
- Czyli nadal jesteśmy bliżej wybrzeży USA – House szybko kojarzył fakty – Świetnie! Zawróćmy! – zawołał niczym Kolumb stawiający pierwszy krok na plażach Haiti.
- Słucham?! – Holy spojrzała na niego tym razem autentycznie zdumiona – Czerwony Krzyż przygotowywał ten lot dwa miesiące, na pokładzie jest 57 osób, 150 ton lekarstw i żywności, a my mamy zawrócić, bo Alicja wpadła nie do tej dziury co trzeba?! – zakończyła ostro.
- A’propos wpadania do dziury… - House zmrużył oczy starając się cokolwiek sobie przypomnieć – spaliśmy ze sobą?
- Teraz to chyba powinnam się poczuć urażona – Holy zmarszczyła brwii.

***

Cuddy była zmęczona. Poprzedniego dnia spędziła właściwie miły wieczór obserwując nadskakującego Holy Housa. W życiu nie słyszała z jego ust takich bzdur.
Później siedziała jednak do drugiej w nocy przygotowując zestawienia na dzisiejsze zebranie. Właściwie dziwny, natrętnie powracający sen, w którym dusiła Holy Stanton nie przysłużył się jej dobremu samopoczuciu.
Usiadła przed biurkiem w swoim gabinecie chcąc sprawdzić pocztę elektroniczną. Miała nadzieję, że znajdzie w niej wiadomość, że zebranie odwołano. Natrafiła jednak tylko na jednego intrygującego maila. Był od Housa. Wysłany o 5.23 dzisiejszego dnia. Wiedziała, że ból nogi czasami daje mu się tak we znaki, że nie może spać, ale żeby wysyłać maile?!
Otworzyła wiadomość i zaczęła czytać.

CUDDT

AFARYKA MNIE POTZREBUJ WIEC SIĘ PAKKUJE.
DOBRE, HEHE.
WRACMA ZA MIEISĄC. TERAZMOŻEZS SIĘ POZMNENCAĆ NAD FROMANEM. DJAJ MU MOJE DYŻURUY WKLINIKCE.
A GYDYBY CI IDOCI NIE MOGLI SOBI BEZE MIE PORAZDIC TO WYŚLIJ MI LISSST W BUTLECE. HEHE.

HOSUE


Co?! – Lisa musiała przeczytać jeszcze pięciokrotnie zanim była w stanie na serio rozważać taką ewentualność.
Podniosła słuchawkę swojego telefonu.
- Wilson? Tu Lisa – była wściekła, nie wiedziała tylko czy bardziej się martwi o tego kalekiego kretyna czy też jest o niego zazdrosna. – Możesz jechać i sprawdzić czy House jest w domu?! A jeśli tak to od razu możesz go ode mnie zabić!

***

W przyszłym tygodniu – usłyszał House, gdy już ktoś z ekipy Czerwonego Krzyża pomógł mu dogadać się z obsługą lotniska i ustalić, kiedy odlatuje stąd najbliższy samolot. Dokądkolwiek!
Wysoka temperatura i wilgotność powietrza utrudniały oddychanie. Ubranie zaczęło oblepiać całe ciało po niecałej minucie od wyjścia z samolotu. Ból głowy nie ustąpił do tej pory. Nie mówiąc już o nodze.
House łyknał kolejne dwie tabletki vicodinu rejestrując ze złością, że opakowanie jest już do połowy puste. Jedyne opakowanie jakie posiadał.
- House, ruszamy do obozu! – krzyknęła Holy stojąc na zapakowanej po brzegi terenówce. – Jedziesz czy zostajesz?! – dodała zniecierpliwiona.
Stanton mocno ubawiła całą to sytuacją z Housem. Nie zamierzała jednak poświęcać swoich obowiązków kosztem opieki nad czterdziestokilkuletnim facetem. Owszem, był zabawny, inteligentny, a jego wiedza mogła bardzo jej się tu przydać, ale jeżeli kosztem za jego umiejętności miało być niańczenie go tu i patrzenie jak się nad sobą użala… to nie było sensu!

Greg nie był pewien co powinien zrobić. Najchętniej wynająłby tu jakiś pseudo-pokój w pseudo-hotelu i przeczekał ten tydzień. Sęk w tym, że nie miał przy sobie nawet dolara, a dogadanie się tu z kimkolwiek praktycznie graniczyło z cudem. Westchnął więc głęboko i pokuśtykał do jeepa.

Całą drogę wpatrzony w pustynny krajobraz diagnosta zastanawiał się jak możliwe było, że jego organizm zareagował totalną amnezją na znane mu doskonale połączenie alkoholu z vicodinem?!
Ktoś uprzejmie podał mu chustę, którą owinął głowę zakrywając usta i nos. Ale i tak piaskownica, którą miał w ustach i łzawiące oczy zapowiadały najgorszy urlop w całym jego życiu. Nie byłby sobą gdyby nie oskarżał w duchu Holy za całe to zamieszanie. Nic to! Z obozu zadzwoni do Lisy i każe przysłać po siebie samolot. Miał tylko nadzieję, że mail, który wysłał jej przed wyjazdem, a który był jedną z niewielu rzeczy, jakie pamiętał z tamtego wieczora, nie zawierał zbyt wielu inwektyw.

House spojrzał na rozciągające się aż po horyzont pole kolorowych namiotów. Kościste dzieciaki wybiegły na powitanie kolumny samochodów. Były kiepsko ubrane, brudne, osierocone, ale wszystkie uśmiechnięte od ucha do ucha. Aż dziw brał, że uśmiechały się na myśl o kilku łyżkach ryżu czy pół marchewki na obiad więcej.
- Tyle ich tu, że aż się ciemno zrobiło – kpiąco bąknął w swoim stylu diagnosta, pierwszy raz w życiu czując jednak małość swojej rasistowskiej odzywki.
Jako niepełnosprawny nie czuł się w obowiązku pomagać przy rozładowywaniu konwoju. Przyglądał się jednak słabo porośniętej trawą pustyni i nielicznym drzewom. Schylił się i podniósł z ziemi grudkę gleby. Rozkruszył w dłoni bryłkę, która rozpadła się na kilka miękkich, gliniastych kawałków.
- Nic dziwnego, że są głodni jeśli nie potrafią wykorzystać porządnej ziemi – Greg zadrwił z tych „czarnych kretynów”.
- To akurat odchody wielbłąda – prychnęła śmiechem Holy – i niestety nie ma ich w okolicy zbyt dużo.

...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sarusia
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 21 Sty 2009
Posty: 882
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 13:29, 10 Mar 2009    Temat postu:

Hahaha, fajna część, dowcipna i intrygująca.
Moge sobie wyobrazić minę House'a w tym samolocie, a im dłużej ją sobie wyobrażam tym bardziej chce mi się śmiać!
Mnóstwo świetych* dialogów i list od House'a... haha, cudo

Cytat:
- Czyli nadal jesteśmy bliżej wybrzeży USA – House szybko kojarzył fakty – Świetnie! Zawróćmy!

Och, to przecież takie proste!

Cytat:
CUDDT

AFARYKA MNIE POTZREBUJ WIEC SIĘ PAKKUJE.
DOBRE, HEHE.
WRACMA ZA MIEISĄC. TERAZMOŻEZS SIĘ POZMNENCAĆ NAD FROMANEM. DJAJ MU MOJE DYŻURUY WKLINIKCE.
A GYDYBY CI IDOCI NIE MOGLI SOBI BEZE MIE PORAZDIC TO WYŚLIJ MI LISSST W BUTLECE. HEHE.

HOSUE

Nawet po pijanemu House nie traci poczucia humoru List w butelce, oh yeah

Cytat:
Ktoś uprzejmie podał mu chustę, którą owinął głowę zakrywając usta i nos.

Ja chce to zobaczyyyć! Proszę, proszę, proszę!

Cytat:
Nie byłby sobą gdyby nie oskarżał w duchu Holy za całe to zamieszanie.

Ale to JEST jej wina!

Ale przepraszam bardzo, jaki TYDZIEŃ do samolotu?! Cuddleeeeess (a może: Syśkaaaa!), ratuj go! Wkrocz do dżunglii, wyciągni House'a, skop mu tyłek (albo Holly skop, jego oszczędź) i zróbcie sobie romantyczne wakacje gdzieś-na-końcu-świata!
Bo ja jestem, prosze pana, zazdrosna (i na zakręcie ).


Pozdrawiam i czekam na CD!

EDIT:
*chodziło mi oczywiście o "świetnych", ale "święte" w sumie też pasują


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sarusia dnia Wto 13:30, 10 Mar 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kiciak100
Gastroenterolog
Gastroenterolog


Dołączył: 24 Lut 2009
Posty: 1735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:09, 10 Mar 2009    Temat postu:

Rzadam powrotu House'a do Stanow! Cuddy niech poleci mu na ratunek!

A tak to czesc ciekawa, jak zawsze swietne teksty, tylko czekac na kolejna porcje


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pinky
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 252
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: okolice Częstochowy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:17, 10 Mar 2009    Temat postu:

podoba mi się, choć muszę niestety przyznać, że słabszy od poprzednich, ale ja WIERZĘ w Ciebie Natchnę Cię jak coś (choć sama nie mam wena )

scena z odchodami wielbłąda --> przegenialna
House w chuście --> tajemniczy i taki... HOT xD (zgodnie z klimatem)

EDIT: kiciak100, jeśli mozesz, to pisz komentarze ze słownikiem czy coś, bo takie błędy naprawdę rażą w oczy...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pinky dnia Wto 15:21, 10 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
dr. paula
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 11 Lis 2008
Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:48, 10 Mar 2009    Temat postu:

Ja podobnie jak Pinky uważam, że ta część była nieco słabsza od poprzednich- co nie znaczy, że mi się nie podobało!
Było parę fajnych momentów itp. itd.
Cytat:
CUDDT

AFARYKA MNIE POTZREBUJ WIEC SIĘ PAKKUJE.
DOBRE, HEHE.
WRACMA ZA MIEISĄC. TERAZMOŻEZS SIĘ POZMNENCAĆ NAD FROMANEM. DJAJ MU MOJE DYŻURUY WKLINIKCE.
A GYDYBY CI IDOCI NIE MOGLI SOBI BEZE MIE PORAZDIC TO WYŚLIJ MI LISSST W BUTLECE. HEHE.

HOSUE

List był the best! trochę hałsio z błędami pisał, ale w TAKIM stanie to i tak nie źle!
Cytat:
Schylił się i podniósł z ziemi grudkę gleby. Rozkruszył w dłoni bryłkę, która rozpadła się na kilka miękkich, gliniastych kawałków.(...)
- To akurat odchody wielbłąda – prychnęła śmiechem Holy – i niestety nie ma ich w okolicy zbyt dużo.

o fuuuuj...! to się House nadział

Mimo wszystko poprawił mi się humor pod wpływem Twojego fiku. ( Pewna sprawa w szkole, ale ja jestem niewinna! )
No to czekam cd bo muszę sie dowiedzieć jak to się wszystko rozwiąże. Nie wydaje mi się, że House wytrzyma tydzień na pustyni.( no dobra na Czarnym Kontynencie)

Pozdrawiam!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kiciak100
Gastroenterolog
Gastroenterolog


Dołączył: 24 Lut 2009
Posty: 1735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:05, 10 Mar 2009    Temat postu:

No i fajnie sobie wyobrazić takiego House'a w chuście...

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez kiciak100 dnia Wto 19:55, 10 Mar 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gosia
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 08 Mar 2009
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:16, 10 Mar 2009    Temat postu:

Też mam nadzieję ze House szybko wróci do Cuddy i zobaczymy błogą rodzinna sielankę

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martusia14
Internista
Internista


Dołączył: 08 Paź 2008
Posty: 693
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:34, 10 Mar 2009    Temat postu:

Biedna Cuddy dobrze że nie dostała zawału jak przeczytała tego maila

Cześć dobra ale poprzednie bardziej przypadła mi do gustu

Czekam na cd


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
amandi
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 05 Sie 2008
Posty: 954
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:42, 11 Mar 2009    Temat postu:

A ja wprost przeciwnie, uważam, że ta część była LEPSZA . Po pierwsze: strona techniczna bardzo dopracowana, warsztat świetny, rozbudowany, intrygujący. Po drugie: pomysł na fabułę odcinka wyjątkowo ciekawy - House na misji w Afryce - genious i jego dezorientacja . Po trzecie: czytało się naprawdę przyjemnie, lekko i wciągająco. Mimo że pisałam jednocześnie na gg, to odpisywałam jak najkrócej, by jak najszybciej wrócić do lektury tego odcinka . Mi się naprawdę bardzo podobało, jestem pod wrażeniem i gratuluję talentu . Nie każdy part musi być czysto komediowy - te "poważniejsze" też są bardzo dobre . Liczę na więcej takich .

A co do odcinka – chaotyczny list House’a, w którym nie mógł trafić we właściwe klawisze klawiatury – świetny . Bieedna Cuddy , tak bardzo chciałabym zobaczyć jej minę po przeczytaniu . I odpisuje listem w butelce? . Z drugiej strony... House ma gorzej przerąbane – kompletny zanik pamięci, nie potrafi nawet powiedzieć, czy spał z Holy. Za to zdobył się na szczerość w stosunku do niej . I... trafił w dość ciężką sytuację... Ludzie tam naprawdę potrzebują pomocy, lekarstw, wody, jedzenia... oglądałam niedawno bardzo przejmującą prezentację nt. Sudanu ..... House będzie musiał zmierzyć się z problemem, z którym dotąd nie miał styczności. Będzie musiał zapomnieć o sobie (co z pewnością mu łatwo nie przyjdzie), a skupić się na niesieniu pomocy biednym.. I jeszcze ta Holy.. Zupełnie inny świat. I brak Vicodinu. To, jak House się w tym odnajdzie... będzie naprawdę ciekawe.. Syśka, naprawdę DOBRY pomysł . A te wielbłądzie odchody, które wziął do ręki, powaliły mnie na kolana ! Czekam z niecierpliwością na cd


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
runiu
Internista
Internista


Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gorzów Wlkp.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:23, 11 Mar 2009    Temat postu:

Bardzo podoba mi się ta część (poprzednie zresztą też). Sytuacja, w której znalazł się House - no cóż, nie zazdroszczę mu.

Cytat:
- To akurat odchody wielbłąda – prychnęła śmiechem Holy – i niestety nie ma ich w okolicy zbyt dużo.


Co do listu, to niezły, ale wytłumacz mi jak House napisał np. "się", czy "wyślij" będąc w takim stanie.

Czekam na cd.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nimfka
Reumatolog
Reumatolog


Dołączył: 15 Lis 2008
Posty: 1444
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:47, 11 Mar 2009    Temat postu:

hehehe świetna część, no to Hałs ma za podrywanie Holly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
JigSaw
Ortopeda
Ortopeda


Dołączył: 10 Gru 2008
Posty: 2349
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 23 razy
Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Z Doliny Gumisiów ;)
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 0:13, 12 Mar 2009    Temat postu:

House poleciał szerzyć dobro i miłość na obcych kontynentach LOL

Cytat:
Schylił się i podniósł z ziemi grudkę gleby. Rozkruszył w dłoni bryłkę, która rozpadła się na kilka miękkich, gliniastych kawałków.
- Nic dziwnego, że są głodni jeśli nie potrafią wykorzystać porządnej ziemi – Greg zadrwił z tych „czarnych kretynów”.
- To akurat odchody wielbłąda – prychnęła śmiechem Holy – i niestety nie ma ich w okolicy zbyt dużo.


Pfi! Diagnosta światowej sławy, a nie potrafi odróżnić piasku pustyni od gówienka wielbłąda Na "Obcych landach" się nie sprawdził- niech wraca do "Jameryki" Won do domu!

P.S- swoją drogą nie wyobrażam sobie House'a siejącego pokój i odgarniającego szarańczę z twarzy murzyniątek Prędzej nafaszeruje dzieciątka Vicodinem i będzie szydził z ich koloru skóry



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Izabella
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 06 Maj 2008
Posty: 227
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 20:33, 12 Mar 2009    Temat postu:

A mnie sie nie podoba kierunek w którym zmierzasz. I mam tu na mysli Czarny Ląd.
Bo jak pomysł na Holy wg mnie jest świetny, to Afryka niekoniecznie. Mam nadzieję, ze House wróci najbliższym lotem, czyli za tydzień.

No i nadal nie wiem dlaczego Holy ma na nazwisko House? Czy ona zamierza go w tej Afryce znów upić i wziąc z nim jakis plemienny ślub?

Syśka, niezależnie czy Afryka czy Prinston - fik czyta się rewelacyjnie, lekko, wciągająco i z uśmiechem na gębie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pinky
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 252
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: okolice Częstochowy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:35, 13 Mar 2009    Temat postu:

Izabella napisał:
No i nadal nie wiem dlaczego Holy ma na nazwisko House? Czy ona zamierza go w tej Afryce znów upić i wziąc z nim jakis plemienny ślub?

ona się nazywa Holy Stanton
a tytuł to gra słów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pannaX
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 21 Lip 2008
Posty: 344
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:45, 13 Mar 2009    Temat postu:

No i jest cudnie, tak jak przy wcześniejszym dziele. Czekam na kolejne teksty bo są po prostu hałsowskie!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lucky skywalker
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:15, 15 Mar 2009    Temat postu:

Izabella napisał:
A mnie sie nie podoba kierunek w którym zmierzasz. I mam tu na mysli Czarny Ląd.
Bo jak pomysł na Holy wg mnie jest świetny, to Afryka niekoniecznie. Mam nadzieję, ze House wróci najbliższym lotem, czyli za tydzień.


A ja mam zupełnie odmienne zdanie! Taki powiew egzotyki jest jak najbardziej na miejscu


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Syśka
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 28 Sty 2009
Posty: 96
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:00, 22 Mar 2009    Temat postu:

Drodzy Moi Czytelnicy,
Na pożegnanie wklejam dzis gratisowo obie cześci opowiadania. Dziekuję Wam serdecznie za komentarze i wsparcie.
wielkie buziatki

PART 4

- Poczekaj, gdzieś powinien być klucz – Wilson obszukiwał wszystkie logiczne i nielogiczne miejsca, w których sądził, że House mógł ukryć klucz do swojego mieszkania. Nie odbierał telefonu, nie otwierał drzwi i jeszcze ten dziwny list do Cuddy.
- Już nie szukaj! – Lisa spojrzała na niego z przerażeniem, gdy drzwi otworzyły się po naciśnięciu klamki. – Boże! A jeśli coś mu się stało?!
Oboje rzucili się do mieszkania w celu odnalezienia leżącego gdzieś, nieprzytomnego Housa.
- Nie ma go! – krzyknęła Cuddy z łazienki – ale nie ma też szczotki do zębów! … tyle, że nie wiem czy to akurat coś nadzwyczajnego – dokończyła pod nosem.
- Nie ma torby, kilku T-shirtów – Wilson stał z załamaną miną w progu łazienki – wygląda na to, że się spakował… tyle, że dość nieudolnie, bo w sekretnym i … bardzo sekretnym … miejscu znalazłem vicodin!
- Osz ta… - Lisa zaczęła przypominać wulkan gotowy do erupcji – wywiozła gdzieś na koniec świata mojego… - próbowała znaleźć w myślach odpowiednie słowo.
Wilson spojrzał na nią pytającym wzrokiem z półuśmiechem pod nosem.
- … mojego najlepszego lekarza – Lisa dokończyła pośpiesznie administracyjnym tonem karcąc onkologa wzrokiem.


House machnął ręką, by odgonić setną już chyba muchę. Prowizoryczne moskitiery zdawały się w ogóle nie spełniać swojej podstawowej funkcji.
To był kolejny ranek, kiedy ból nogi wydawał się być jego najmniejszym problemem, mimo, iż w pomarańczowym pudełku zaczynał hulać wiatr. Każdy skrawek jego ciała, który leżał na twardym, prowizorycznym posłaniu wołał o pomstę do nieba. Otworzył oczy i wciągnął do nozdrzy suche, przepełnione piaskiem powietrze. Nie spędził na tej pustyni nawet 24 godzin, a już był pewien, że ma małe szanse by dotrwać do końca tygodnia.
Decyzja o telefonie do Cuddy poderwała go z łóżka.
Miejmy nadzieję, że te cholerne satelitarne sprzęty zadziałają” pomyślał wychodząc z dusznego namiotu na pustynny żar.
- Witaj Śpiąca Królewno! – rzuciła Holy przechodząc obok niego z ogromną torbą środków opatrunkowych – Łap kawę, stetoskop i zapraszam do namiotu „Pierwszego Kontaktu” – zakończyła tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Mam urlop, pamiętasz? – prychnął z drwiną House.
- Skoro masz urlop to… nie masz obiadu – skwitowała Holy tak jakby negocjacje z pięciolatkami były jej specjalnością.
Zwykle nieposiadanie własnego lunchu nie stanowiło dla Grega najmniejszego problemu, ale tu na pustyni, wśród bandy nawiedzonych altruistów nie mógł liczyć nawet na obierki.
- Nie żartuj – House uśmiechnął się słabo – nie po to przeleciałem pół świata próbując uciec, przed druga taką Zołzą zaganiającą mnie do wycierania nosów!
Spojrzał na kobietę wściekłym wzrokiem, ale ona odpowiedziała tylko obojętną miną i podała mu paczkę bandaży.
- A’propos zołzy – krzyknął Greg za odchodzącą Holy– nie macie tu jakiś hipopotamów?! – zapytał – Bo jak od rana nie zobaczę dużego zadka to jakiś nieswój chodzę…

- …alo! Słyszysz mni…? - Lisa usłyszała w słuchawce strzępki znajomego głosu – Czy to gó… działa? Nic nie …!
- Halo, House?! – Lisę zaskoczył łagodny ton jej głosu – Jestem. Co się z Tobą dzieje?! Gdzie jesteś?
- A w przycho… sprawdzałaś? – zadrwił Greg ze śmiechem - Tak … już Cię …formowałem – …em na urlopi…, wr…cam za miesi….
- Ale House! Nie możesz… - Lisa wściekała się bardziej na przerywającą się rozmowę niż na diagnostę – masz tu pracę i pacjentów! – zakończyła, ale dopiero mówiąc to zreflektowała się, że to akurat był najmniej przekonujący go argument.
„Czekam od godziny, House! Jazda do namiotu!” ledwo dosłyszała głos Holy wśród trzasków w słuchawce.
- Wybacz, … seksow… blondynka nie może … nacieszyć się moim towarzystw… – House rzucił pospiesznie jakby odciągany od telefonu – Poza … słońce, plaża, radoś… tubylcy. …uszę lecieć!
- House! – zawołała Lisa do słuchawki – House!!! – powtórzyła głośniej, ale odpowiedział jej już tylko sygnał przerwanej rozmowy.
Z trzaskiem odłożyła słuchawkę.
Ten idiota siedzi sobie teraz gdzieś na drugim końcu świata i beztrosko pozwala, aby inni się o niego martwili! A bardzo dobrze! Niech tam siedzi i niech go robale kąsają! A jeśli faktycznie się czymś zarazi! Znając go na złość będzie siedział tam cały miesiąc! Nie wiadomo nawet czy mają vicodin! Pewnie się uzależni od morfiny! Co robić? Co robić?

- Co robisz Lisa?! – Wilson wszedł do gabinetu Pani Administrator PPTH w którym roiło się od ludzi. W życiu nie widział tu takich tłumów. Dwie pielęgniarki segregowały jakieś papiery na stoliczku, Lisa pokazywała coś na ekranie swojego komputera pochylonej nad sobą recepcjonistce. Jakiś asystent przynosił co chwila nowy segregator. – Stało się coś ze szpitalem? – zapytał przerażony.
- Nie – uśmiechnęła się Cuddy – dobrze, że jesteś. Potrzebuję żebyś wspomógł dr Cameron w trakcie zastępstwa przez najbliższe kilka dni.
- Jakiego zastępstwa? Czemu Cameron? O co chodzi – Wilson nie lubił być wrzucany w wir wydarzeń, nawet jeśli w przeciwieństwie do obecnej chwili wiedział o co chodzi.
- Wyjeżdżam na kilka dni – spojrzała na Jamesa wzrokiem współ-rodzica największego łobuza w klasie – jeśli go stamtąd nie przytargam za uszy gotów na złość zarazić się malarią! – „Już ja mu wybiję cycate blondyny z głowy!” - tego już jednak nie powiedziała głośno.
Wilson przez krótką chwilę zastanawiał się, czy wyjaśnić Cuddy, iż rozmowa telefoniczna, którą kilkanaście minut temu przeprowadził z Housem upewniła go, że cały ten wyjazd był tylko pijackim wybrykiem, a Greg stara się wrócić do New Jersey najbliższym możliwym lotem. Dostrzegł jednak w tym szaleństwie pewną szansę, dlatego głośno powiedział tylko:
- Oczywiście, jedź. Ja się tu wszystkim zajmę!



PART 5

- Czy te… te murzynki mogą wchodzić osobno? – zapytał pomagającą mu wolontariuszkę House – jak tak się trzymają za rączki to się czuję jakbym jechał bezkresną autostradą! Nie wiem nawet gdzie kończy się jeden a drugi zaczyna.
Annie Grisson, młoda, ale doświadczona już wolontariuszka nie dawał się sprowokować czym jeszcze bardziej drażniła House.
W głębi duszy marzył o tym by znaleźć się w swoim gabinecie, wśród swoich białych Kaczuszek. Foremana będzie musiał zwolnić, albo przemalować. Na Kutnera powinien wystarczyć wybielacz.
Z przykrością zauważał, że nie spotkał choćby jednej osoby przejętej jego losem. I niby tu wszyscy tacy miłosierni. Jedna wielka szopka!

Grzechoczące w pojemniku trzy ostatnie tabletki vicodinu nie malowały mu różowej przyszłości. Tym bardziej, że morfina z zapasów Czerwonego Krzyża była ściśle reglamentowana.
- Jeszcze tylko dwie sztuki i stąd idę! – House przetarł spoconą twarz. – A Ty w międzyczasie spróbuj skombinować jakiegoś burbona na wieczór! – zwrócił się na Annie.
Dziewczyna wzruszyła tylko ramionami i przyprowadziła dwoje dzieci do namiotu, w którym siedział Greg.

- Mam nadzieję, że jako szefowa tego egzotycznego kurortu możesz zaproponować spragnionemu kalece jakiś Burbon? – House wszedł do namiotu, w którym Holy odpoczywała po ciężkim dniu pracy.
- Jasne, wejdź – uśmiechnęła się mimo zmęczenia – Zasłużyłeś.
Podeszła do turystycznej lodówki, z której wyjęła butelkę bursztynowego płynu. Rozlała trunek do dwóch szklanek, z których jedną podała Housowi.
Sączył alkohol powoli, napawając się jego smakiem. W życiu burbon nie smakował mu tak dobrze jak w tej chwili.
- Jesteś niemożliwy House – Holy patrzyła na niego z nad szklanki lśniącymi oczami.
- Mówiąc to masz na myśli: zabawny, błyskotliwy i boski w łóżku? – zapytał z półuśmiechem no jaki tylko było stać jego zmęczone mięśnie twarzy.
- Miałam na myśli: bezczelny, arogancki i żałuję, ale nie wiem jaki w łóżku – poprawiła ze śmiechem Holy.
- Jak to? – zapytał House ze zmartwioną miną – czyli nie było bara-bara? To za co ja cierpię te katusze?
- Może… chciałeś tu przyjechać? – zaproponowała odpowiedź Holy. – Może chciałeś jej zaimponować? Albo sprawić by się o Ciebie martwiła?
- Kto? – zapytał House autentycznie nie rozumiejąc.
- Jedyna kobieta, która mogła na serio pomyśleć, że jesteś zabawny, błyskotliwy i… boski w łóżku – spojrzała na jego niezrozumienie z rozbawieniem.

Cuddy zaczynała żałować swej emocjonalnej decyzji. Podróż do Kairu i noc spędzona w egipskim mieście w pięciogwiazdkowym hotelu, zakrawała na miano przyjemnej. Jednak lot do Al-Faszer samolotem, który zapewne pamiętał jeszcze czasy Roosvelta, należał już raczej do najgorszych chwil w jej życiu. Gdyby tylko dali jej śrubokręt spędziłaby te dwie godziny przed odlotem dokręcając wszystkie śrubki – może wtedy, by tak nie skrzypiał. Leciała właśnie na druga półkulę, w miejsce którego nigdy nie zamierzała odwiedzać tylko dlatego, że utknął tam facet, który codziennie naśmiewał się z gabarytów jej „siedzenia”. Chyba była jednak niespełna rozumu! Uzmysłowiła sobie to jeszcze lepiej gdy po długich i ciężkich próbach dogadania się z tutejszą obsługą informacji dla turystów usłyszała, że jedynym sposobem dotarcia co obozu Czerwonego Krzyża jest dwugodzinna podróż na wielbłądzie. Za okazyjne ONE HUNDRED AMERIKAN DOLARS!


Alkohol i ostatnie dwie tabletki vicodinu pozwoliły mu w spokoju wyczekiwać snu. Był bardzo zmęczony. Nieprzebrany strumień dzieci, z których większość cierpiała z głodu, a pozostałym i tak nie był w stanie pomóc w tych warunkach nie robiły na nim aż takiego wrażenia na jakie liczyła Holy. Uznał po prostu, mimo swych ateistycznych przekonań, że skoro Bóg istnieje i godzi się na to co Greg tu zobaczył to obciąża to wyłącznie Jego barki.
Pomyślał, że najłatwiej będzie zacząć liczyć barany, ale zamiast owczej wełny stanął mu przed oczami obraz ciemnych loków i zielonych, śmiałych oczu. Obawiał się, że zaraz usłysz strofujące nawoływanie do pracy w przychodni, ale twarz kobiety uśmiechnęła się tylko lekko. Zasnął.


Cuddy zagryzła wargę i z pomocą przewodnika wspięła się na cuchnące zwierzę.
Upał, smród, wchodzący w oczy piasek - czy to wszystko było warte ściągnięcia z powrotem do New Jersey Gregory’ego Housa?! Czy PPTH nie poradzi sobie bez tego zadufanego w sobie, aroganckiego lekarzyny? …hm, pytanie powinno raczej brzmieć czy ona sobie bez niego poradzi, a wtedy już odpowiedź okazała się być prosta.
Lisa Cuddy kochała tego „bezczelnego dupka” jak zwykli o nim mawiać pracownicy szpitala Pinceton-Plainsboro. Kochała od dawna. Może nawet tego nie chciała, ale jego gesty, złośliwe docinki, lubieżne spojrzenia wszystko to składało się w sieć, w którą po prostu wpadła. A teraz jechała do niego nie wiedząc nawet czy nie jest szczęśliwy z jej dawną przyjaciółką.
„Liso, jesteś żałosna. Żałosna i głupia”
myślała tak całą drogę starając się nie popaść w chorobę morską. Na pustyni.

Cuddy już z daleka dostrzegła wysoką blondynkę uwijającą się przy pracy wśród gromady sudańskich dzieci.
- Holy! – krzyknęła Lisa odkaszlując zalegający w jej gardle piasek.
Stanton odwróciła się i dostrzegłszy Lisę podbiegła na spotkanie przyjaciółki. Pani dziekan schodziła w tym czasie z garbatego zwierzęcia obiecując sobie, że nigdy już nie skorzysta z tego środka lokomocji.
- Witaj! Nie spodziewałam się Ciebie tak szybko! – najzwyczajniej na świecie zapewniła ją Holy całując w oba policzki.
- Ja… ja przyjechałam po Housa – wydukała Cuddy przyglądając się lekarce zdziwiona. „Jak to nie spodziewała się tak szybko? …Eh, tak to jest prosić Wilsona o dyskrecję! Wstrętna klepa!” – niesłusznie oskarżyła w myślach onkologa.
- Domyślam się… - uśmiechnęła się tajemniczo Holy i wzięła od Lisy jedną z toreb prowadząc ją do namiotu, w którym Greg badał uchodźców.

- NIE WKŁADAJ KAMYKÓW DO NOSA! – Greg cedził każde słowo siedząc na wprost trzyletniego chłopca, który patrzył na niego wielkimi oczami, nie rozumiejąc ani słowa. – Weź mu to wytłumacz! – zawołał do dzielnie mu sekundującej Annie.
Lisa stała przed namiotem obserwując całą scenę. Nie mogła uwierzyć, że House przyjmuje pacjentów, nie mówiąc już o tym w jakich warunkach.
- Więc wystarczyło zagrozić Ci odebraniem obiadu?! – zaśmiała się wchodząc do namiotu.
Spojrzał na nią zdziwionymi, niebieskimi jak niebo oczami w spalonej słońcem czerwonej twarzy.
- ŁAAA! Fatamorgana! – krzyknął podskakując na krześle i wyginając usta w komicznie przestraszonym grymasie – …Przyjechałaś zatruć mi wakacje? – zapytał pewnym siebie tonem.
Nie mógł jednak pozbyć się uczucia, które faktycznie targnęło nim gdy ją zobaczył. To coś na kształt wyświechtanego miodu na serce, on jednak widział to raczej jako zsiadłe mleko na spieczonych ramionach.
Ulga, przyjemność…
- Wpadłam po drodze podrzucić Ci to! – wyjęła z kieszeni pomarańczową fiolkę z vicodinem i zagrzechotała mu nią przed oczami.
House zerwał się na nogi i przygarnął ją do siebie jedną ręką, drugą wyjmując pojemniczek z jej dłoni.
- Z dostawą do domu! Mmm… to lubię – wyszeptał kilka centymetrów od jej twarzy wtapiając w nią orzeźwiające, niebieskie oczy. Po chwili jednak zabrał rękę z jej talii tak gwałtownie, że o mało się nie przewróciła. Otworzył pudełeczko, wyjął z niego dwie, białe pastylki i połknął z błogim wyrazem twarzy.
Tak, to powinno mi wystarczyć za dziękuję” pomyślała Cuddy. „Niczego innego nie należało oczekiwać!”
- Pakuj się, za cztery godziny mamy powrotny samolot do Kairu – powiedziała ostro Lisa.
- Jak to? – zmrużył oczy przyglądając się z niezrozumieniem stojącej w progu namiotu Holy.
- Pytałeś wtedy o najbliższy, darmowy transport, prawda? – zapytała wyraźnie rozbawiona.
- Nie rozumiem – Cuddy przybrała bliźniaczo podobny do Housa wyraz twarzy patrząc to na niego to na Holy. – Zamierzałeś wracać?
- Hm, gdybyście kiedykolwiek szczerze wugarnęli sobie co Wam leży na wątrobie udałoby się uniknąć nie jednego nieporozumienia – powiedziała Holy wychodząc z namiotu zabierając ze sobą stojącą z otwartą buzią Annie.
House spojrzał na Lisę ze złośliwym uśmieszkiem błąkającym się na jego twarzy.
- Mam uwierzyć, że przejechałaś pół świata, żeby przywieźć mi lek, którego zażywania nie pochwalasz? – zapytał robiąc krok w jej stronę.
- Masz uwierzyć, że przejechałam pół świata, żeby Cię poinformować, że nie wypełniłeś wniosku urlopowego dlatego masz natychmiast wracać do pracy! – Lisa śmiało zrobiła krok w stronę House patrząc mu prosto w twarz.
House odgarnął z jej policzka niesforny kosmyk włosów.

Bała się zareagować naturalnie na ten wydawałoby się romantyczny gest. Ale zbyt dobrze go znała by wiedzieć, że on potrafi takie chwile wykorzystać do zrobienia sobie z niej żartów. Stała więc i wpatrywała się w niego czekając na…

Powinna była go pocałować, a ona stała i wbijała w niego swoje szmaragdowe oczy. Był zbity z tropu. Wydawało mu się że potrafi przewidzieć każdą jej reakcję. Delikatnie dotknął jej ramion i przysunął do siebie, bardzo blisko.
- Cieszę się, że tu jesteś – wyszeptał tak cicho, że ledwo dosłyszała.
Wspięła się na palce i dotknęła ustami jego warg.
- …bo nie mogłem znaleźć w okolicy żadnego hipopotama – dokończył House i oddał pocałunek.

THE END

Gdyby komuś jednak brakowało mojego pisarzenia to zapraszam na Banicję


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sarusia
Lekarz Rodzinny
Lekarz Rodzinny


Dołączył: 21 Sty 2009
Posty: 882
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:17, 22 Mar 2009    Temat postu:

Syśko, rewelacja!! Szczerze i od serducha mówię - REWELACJA!!
Uśmiałam się starsznie Świetne dialogi, takie jak w serialu - House'owe, cięte, śmieszne. Fabuła też ciekawa, czegoś takiego jeszcze nie było
Chciałabym wierzyć, że Lisa poleciałaby dla niego taki kawał. Chociaż... ona może i tak, pytanie, czy on zrobiłby to dla niej?!

Dziękuje za tego pięknego fika, czytajac, można się oderwać od wszystkeigo

The best of the best:

Cytat:

- A’propos zołzy – krzyknął Greg za odchodzącą Holy– nie macie tu jakiś hipopotamów?! – zapytał – Bo jak od rana nie zobaczę dużego zadka to jakiś nieswój chodzę…



Cytat:

- NIE WKŁADAJ KAMYKÓW DO NOSA! – Greg cedził każde słowo siedząc na wprost trzyletniego chłopca, który patrzył na niego wielkimi oczami, nie rozumiejąc ani słowa. – Weź mu to wytłumacz!

Moge sobie wyobrazić dezapropatę i bezsilność House I im bardziej ją saobie wyobrażam, tym bardziej mam ubaw


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sarusia dnia Nie 16:18, 22 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pinky
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 252
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: okolice Częstochowy
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:51, 22 Mar 2009    Temat postu:

mmmmmmmmm ^^
House podany w nieco innym sosie to coś czego mi na tym forum brakowało
Chociaż akcja trochę nagle została ucięta, to i tak - palce lizać. House is House, Cuddy is Cuddy, Holy trochę taka... nijaka. Tzn. ma charakterek i w ogóle, ale nie potrafię jej ocenić.

Tak więc na pożegnanie życzę Ci wena i więcej ciętego humoru


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
amandi
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 05 Sie 2008
Posty: 954
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 10 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:11, 22 Mar 2009    Temat postu:

pisałam ci to już na gg, ale... naprawdę, jestem pod wrażeniem
tak świeże, nowatorskie ujęcie tematu, połączone z wyjątkową porcją ciętego, skrzącego humorem, dowcipu, oraz z naprawdę dopracowanym warsztatem! Można się w tym fiku zakochać

Hipopotam na końcu powalił mnie na kolana . Tak samo, jak zachowanie House'a przy telefonie. Dorwał się do cywilizacji, a potem zaprzepaszcza szansę ratunku - albo, wręcz przeciwnie - wzmaga ją . Wiadomo, jak to bywa z kobiecą zazdrością . Holy okazała się pozytywną bohaterką, która dostrzegła to, czego nasza para nie umiała, a House odkrył, że na tym świecie istnieją też inne problemy, poza tymi, które sam miał . Naprawdę, cudowny fik, będę do niego często wracać - taki "wywoływacz uśmiechu" . Ściskam gorąco i całuję serdecznie !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kiciak100
Gastroenterolog
Gastroenterolog


Dołączył: 24 Lut 2009
Posty: 1735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 7:21, 23 Mar 2009    Temat postu:

Cytat:
Osz ta… - Lisa zaczęła przypominać wulkan gotowy do erupcji – wywiozła gdzieś na koniec świata mojego… -
- …mojego najlepszego lekarza


Ach ta Lisa Nie moze sie przyznac ze zalezy jej na Housie

Cytat:
Foremana będzie musiał zwolnić, albo przemalować. Na Kutnera powinien wystarczyć wybielacz.


Padlam

Cytat:
- Jesteś niemożliwy House – Holy patrzyła na niego z nad szklanki lśniącymi oczami.
- Mówiąc to masz na myśli: zabawny, błyskotliwy i boski w łóżku?


Jaka ta Holy niedomyslna, sam jej musi mowic

Cytat:
Za okazyjne ONE HUNDRED AMERIKAN DOLARS!




Cytat:
- …bo nie mogłem znaleźć w okolicy żadnego hipopotama – dokończył House i oddał pocałunek.


boskie zakonczenie

Swietny fik! Pisz nastepne


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
dr. paula
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 11 Lis 2008
Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:26, 23 Mar 2009    Temat postu:

Na pożegnanie? Nie lubię pożegnań i wierze, ze nas nie opuścisz

Bardzo fajny ficzek ci wyszedł Duzo fajnego humoru i ciekawe rozwianie sprawy lisa w sumie skorzysta jak posiedzi trochę na urlopie

The best of the best:
Cytat:
…bo nie mogłem znaleźć w okolicy żadnego hipopotama – dokończył House i oddał pocałunek.



Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
runiu
Internista
Internista


Dołączył: 13 Cze 2008
Posty: 615
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gorzów Wlkp.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:18, 24 Mar 2009    Temat postu:

Wyszło bardzo housowo, dużo dobrego humoru, właściwie każda część jest pełna ciętych, wspaniałych tekstów.

Cytat:
W głębi duszy marzył o tym by znaleźć się w swoim gabinecie, wśród swoich białych Kaczuszek. Foremana będzie musiał zwolnić, albo przemalować. Na Kutnera powinien wystarczyć wybielacz.

Foremana posypać mąką

Cytat:
…bo nie mogłem znaleźć w okolicy żadnego hipopotama


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin