Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rzecz o nowatorskim zastosowaniu windy [M]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
carrie
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 01 Cze 2008
Posty: 21
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Czw 22:38, 17 Lip 2008    Temat postu: Rzecz o nowatorskim zastosowaniu windy [M]


Zweryfikowane przez Kamę


Kolejny collab, którego miałam wkleić dawno, dawno temu (mea culpa!). I znów, proszę o potraktowanie z przymrużeniem oka i życzę dobrej zabawy - Carrie

PS. Marau . za całokształt.


- GDZIE JEST HOUSE?! - zagrzmiała Cuddy, wpadając do pokoju diagnostycznego. - Nie kryjcie go, bo i tak mogę was zwolnić. - ostrzegła siedzących przy stole lekarzy.
Cameron, Foreman i Chase wymienili zdziwione spojrzenia.

- Jest dopiero dziesiąta, niemożliwe, żeby był tutaj przed jedynastą. - odważyła się przemówić Cameron, za co Cuddy zgromiła ją wzrokiem. - To po prostu do niego niepodobne.

- Będzie niepodobne, jak w końcu dobiorę mu się do tyłka! - stwierdziła ze złością Cuddy po czym pośpiesznie wyszła z gabinetu. Trójka wymieniła między sobą wielce zdziwione spojrzenia.

- Zadzwonić do niego? - zaproponował Chase, po czym sam pokręcił głową. - Chyba, że chcę mieć piekło zamiast życia.
Do gabinetu wszedł Wilson, trzymający w ręku stos teczek. Podniósł jedną brew i zaczął zezować w stronę gabinetu obok.

- A House?...

- Nie wiadomo. Nie pokazał się jeszcze.

Onkolog spojrzał na nich z uwagą.

- Cuddy tu była?

- Czyżby czuć tu było swąd siarki i pozostałości diabelskich uroków? - zapytał Foreman, stukając palcami o blat stołu. - Weszła, nawrzeszczała i wyszła.

***

Cuddy była zmęczona po całym dniu. Za każdym razem, gdy opuszczała swój gabinet, mówiła sobie: "dziś znów dałam radę" i nieco dumna jechała do domu. Wyszła przed szpital. Odetchnęła i spojrzała w niebo. Noc była bezchmurna i gwiaździsta, było w miarę ciepło. Gdy chciała ruszyć w stronę parkingu, usłyszała obok siebie znajomy głos:

- Dobry wieczór, doktor Cuddy!

- House. - powiedziała krótko. Zmierzyła go wzrokiem. W tym momencie połykał Vicodin. - Co ty tutaj robisz?

Spojrzał na nią niby z uśmiechem.

- Pilnuję cię. - odpowiedział, odwracając się w jej stronę. - Po nocach tylu złoczyńców chodzi po ulicach...

- Jeżdżę samochodem, House. - przypomniała mu, robiąc mały krok w jego stronę. - W dodatku potrafię sobie dać raaadęęęęę!...

Cichy trzask i wyłamany obcas z jej butów potoczył się po asfalcie. Zamachała rękami, by utrzymać równowagę, jednak na próżno. Kiedy myślała, że runie na ziemię, szybko poczuła silną rękę oplatającą ją w pasie. Złapała House'a za ramiona.

- Dziękuję. - wydukała po chwili, patrząc w jego oczy. Były błękitne, tak cudownie błękitne, psiakrew, tak błękitne jak nigdy!

- Nadal jesteś pewna, że nie chcesz mojej pomocy? - powiedział bez sarkazmu. Przełknęła ślinę.

- Tak.

- To może chociaż... - House umocnił uścisk w pasie Cuddy. - ... jakiś obiad?

- Może być kolacja. - podpowiedziała, nieopatrznie mocniej zaciskając palce na jego ramionach.

- Za jakiś czas...

- Dzisiaj.

- W jakiejś knajpie...

- U mnie.

- Za?... - popatrzył na nią z góry i obdarzył ją uśmiechem. Dobrotliwym, miłym uśmiechem. Spojrzała na zegarek.

- Może być za dwie godziny. O dziewiątej.

Wszystko musiało być perfekcyjne - bo przecież taka chciała być i ona sama. Dla siebie samej, dla niego... nieważne. Pośpiesznie przygotowała kolację, starając się, by szparagi z jajkiem nie tylko smakowały odpowiednio, ale też wyglądały apetycznie. Zostawiła je w piekarniku i poszła zająć się sobą. Fryzura, makijaż... starała się jak nigdy. Przecież miała dla kogo.
Potem już tylko czekała.
Najpierw z nadzieją, później niecierpliwie - stukając widelcem o brzeg blatu. Dziesięć minut. Dwadzieścia. Potem zadzwoniła.
Myślała, że wyrosła już z nawyków typowych dla zakochanych nastolatek - a jednak nie. Gdy usłyszała w słuchawce jego głos, naprawdę miała wrażenie, że w piersi podskoczyło jej serce.
- House?!...
Automatyczna sekretarka informująca jego głosem, że najlepiej dać sobie spokój z dzwonieniem, bo najwyraźniej nie może odebrać.

Mogła na to liczyć. House i obietnice? House i punktualność? Świadectwem jego słowności mogły być stosy kart pacjentów, czekające na wypełnienie w jego gabinecie.

A mimo wszystko - liczyła. Taka jest durna tendencja zakochanych kobiet: w wyobraźni widzą swój wymarzony związek, jak kwitnie. Widzą spotkania i wszystkie drobne kroczki prowadzące do tego ostatecznego "Tak". I jeszcze dalej.
Pochyliła głowę. I ona w to wierzyła...

- Cuddy? - zapytał Wilson niepewnie, podchodząc do niej z nietęgą miną i kubkiem kawy w ręce. - Czy coś się stało? Słyszałem już o tym, że nie masz dziś humoru... czyżby... - nazwisko House'a nie przeszło mu przez gardło, gdy zobaczył furię w jej oczach.

- Czyżby? - powtórzyła za nim złowróżbnie cichym tonem. - Nie, Wilson... tylko... - tylko? Weź się w garść, Lisa. Weź się w garść. Jesteś twardą babą, nie będziesz płakać...

- Tylko? - zapytał niepewnie. - Cuddy, jeśli coś się stało...
Podał jej kubek z kawą, zupełnie jakby w naczyniu był magiczny napój, dzięki któremu rozwiążą się wszystkie jej problemy.

Zacisnęła dłonie na kubku w niemal kurczowy, rozpaczliwy sposób. Jakby naprawdę zawierał jakieś panaceum.
- Wiele rzeczy, Wilson - odparła, próbując odzyskać swój zwykły ton.

- Pamiętaj, że zawsze możesz ze mną porozmawiać. - niepewnie zacisnął dłoń na jej dłoniach i uśmiechnął się dobrotliwie. Odszedł w stronę swojego gabinetu.

Kiedy zrobił kilka kroków, westchnęła cicho. Powiedzieć, nie powiedzieć, powiedzieć?...
- Wilson, czekaj! - krzyknęła za nim. Zabrzmiało jak rozkaz.

Odczuł to jako rozkaz. Od razu się odwrócił.
- Tak, Cuddy?

- Chcę porozmawiać - oznajmiła zdecydowanym tonem, podchodząc do niego. - Chodźmy do twojego gabinetu.

- Jasne. - powiedział. Kiedy kierowali się w stronę jego gabinetu, nachylił się i zapytał: - Ma to jakikolwiek związek z House'em?

- Skąd wiesz? - była tak zdumiona, że nawet nie zaprzeczyła.

- Podejrzewam. - odparł z uśmieszkiem, otwierając przed nią drzwi. - Są zawsze dwie sytuacje, w których jesteś zła... i jak na złość, obie dotyczą House'a. Moje przypuszczenie to strzelanie w ciemno.

- Taaa. - uśmiechnęła się nieco krzywo, wchodząc do środka. - Nie taki naiwny jesteś - stwierdziła, i zabrzmiało to zaskakująco ciepło. Tak dla odmiany. No, ale przecież przyszła tu, żeby się zwierzać... chociaż sam dźwięk tego słowa wywoływał u niej nieprzyjemny dreszcz. Zwierzanie się - to prawie jak przyznanie się do słabości.

- Opowiedz więc, co się stało. - zaproponował Wilson, siadając za biurkiem. Uśmiechnął się zachęcająco.

- Od czego tu zacząć... - przygryzła wargę w zamyśleniu. - Od House'a, oczywiście. Wszystko na nim się kończy i zaczyna. - Nerwowym gestem potarła powieki. - Nie możesz zgadywać dalej? - zaproponowała niemalże pociesznym tonem. Wizerunek pewnej siebie, odważnej szefowej powoli się sypał. Ale teraz jej to nie przeszkadzało.

- Zgadywać? - zaśmiał się. - Znając House'a, albo próbował zrobić coś pacjentowi... a to jest bardzo prawdopodobne... skończywszy na czymś takim, jak na przykład olanie waszej randki...

Zerknęła w bok.
- Dlaczego tak myślisz? - chybiony blef. Tak oczywisty, że aż infantylny...

- Cuddy? - zapytał nieufnie, po czym mało elegancko rozdziawił usta. - Cuddy! Umówiłaś się z nim! Zmusił cię do tego? - dodał szeptem.

- Sama chciałam - przyznała, unosząc lekko podbródek. - No, nie rób takiej miny!

- Będę robił taką minę! - niemalże krzyknął. - Cuddy, umówiłaś się z najbardziej... - przerwał, masując kark. - Co zrobił nie tak, że jesteś taka wściekła?

- A co zrobił? - wzruszyła ponuro ramionami. - Nie przyszedł.

- Dzwoniłaś do niego?

- Dzwoniłam - przyznała.

- Nie odebrał?...

Potrząsnęła głową.

- Mam do niego pojechać, jeśli się nie pojawi? - zapytał, odchylając się na krześle. - W sumie, to się nie dziwię.

- Nie wiem. - odetchnęła powoli. - Jeśli do jedenastej nie przyjdzie...

Wilson spojrzał na zegarek.

- Cuddy, jest za pięć.

Zacisnęła wargi.
- ...poczekajmy jeszcze tę chwilę.

- Cuddy, nie mówisz wszystkiego. - spojrzał na nią surowo. - COŚ się stało.

- A co to, spowiedź? - zmarszczyła brwi.

- Sama przyszłaś. Ale ciągle powtarzam, że to twoja sprawa. - wzruszył ramionami. - Jeśli nie będziesz chciała mówić, to nie mów.

- Nie o wszystkim się łatwo mówi - mruknęła, patrząc na zegarek. - Za minutę.

- Masz więc minutę. - powiedział, rozglądając się za swoim płaszczem. - Naprawdę wątpię w niego i w jego punktualność. Więc jeżeli masz zamiar mówić, to mów to teraz, albo...

Nic nie powiedziała, za to podała mu telefon.

- Jak chcesz. - mruknął, wybierając z pamięci numer domowy House'a. Nikt nie odbierał. Komórka również. - Wiesz, pojadę po niego później.

Pokiwała głową.
- Dzięki, Wilson.

- Nie ma sprawy. - powiedział, spoglądając jeszcze raz na zegarek. - Zaraz będę miał pacjenta. Pierwszego z trzech zapisanych na dzisiaj. Do House'a pojadę jak tylko się ze wszystkim uporam.

- A dużo masz roboty? - zainteresowała się. Na powrót, trochę służbistka...

- Jeden pacjent z dobrą nowiną, dwoje pacjentów - zła. Plus akta, plus prawdopodobnie konsultacja... - wyliczał.

- Sporo tego - oceniła. Ale żeby odpuścić, zrzucić obowiązki na kogoś innego, to już nie. Cóż.

- Jakbyś jeszcze chciała porozmawiać Cuddy, to powiedz. - powiedział spokojnie.

Pokiwała głową.
- Oczywiście, Wilson. Bardzo ci dziękuję.

- Nie ma sprawy, Cuddy. - kiedy wstała, ktoś zapukał do drzwi. Chuda, nieśmiała pacjentka weszła do środka. Cuddy wyszła na korytarz.

Splotła nerwowo dłonie. Teraz pozostało jej czekanie.

Weszła do windy, wciskając guzik parteru. Obiecała sobie, że wieczorem zadzwoni do Wilsona z zapytaniem, jak mu poszło.

Do wieczora pozostało jednak kilka długich godzin. Starała się zapełnić je pracą; odwiedzała pacjentów, kontrolowała dokumentację. Co jakiś czas jednak sprawdzała, czy House nie przyszedł.

Jednak nie przyszedł. Nie wiedziała, czy czuła ulgę, czy coraz bardziej narastał w niej gniew - wiedziała jednak, że najbezpieczniej będzie, jak po prostu nie będzie o nim myśleć.

Nawet w jakiś sposób jej się udawało. Należało tylko przykładać się do pracy bardziej niż zwykle...
W ten sposób - gdy wieczorem wróciła do domu - czuła się wręcz wyczerpana.

Po wypiciu herbaty Cuddy usiadła na kanapie. Spojrzała najpierw na telefon, a później na zegar. Pora była całkiem w porządku - mogła szybko zatelefonować do Wilsona.

Powoli wybrała numer Wilsona i przyłożyła słuchawkę do ucha. Z nieco kwaśnym uśmiechem pomyślała, że nawet jeśli onkolog nie odbierze, nie będzie to nic takiego - no tak, powinna się przyzwyczaić, że ludzie nie odbierają jej telefonów...
Piik. Piik. Piik. Piik.

Nie odpowiedział. Zrezygnowała z powtórnego telefonu. Po paru minutach Wilson oddzwonił.
- Halo, Cuddy? Wybacz, że nie odebrałem, prowadziłem samochód...

- Cześć, Wilson. Dzięki, że oddzwoniłeś. - Nieco nerwowo okręciła kosmyk włosów wokół palca. - Czy...?

Szum z jego strony zagłuszył na chwilę rozmowę.
- Halo, Cuddy?! Słyszysz mnie?! Poczekaj. - słychać było trzask drzwi, pisk opon, aż w końcu wszystkie dźwięki ucichły. - Co mówiłaś?

- Pytałam, czy coś wiesz! - powtórzyła głośniej.

- Zakładam, że chodzi ci o House'a. - burknął. - Cóż, jego stan był zadowalający.

Zacisnęła wargi.
- To znaczy...? - zapytała już mniej pewnie. - I co się dzieje z tobą?

- Nie wytłumaczył, co się stało, jednak rząd kubków po kawie na fortepianie, w kuchni i salonie wskazywał jednoznacznie na to, co działo się z nim dzisiaj rano.

- Ostry zespół dnia drugiego - zdiagnozowała ponuro. - A ty? - postanowiła zmienić temat. W jakiś sposób świadomość tego, co działo się z House'em, miała posmak palącego wstydu.

Wypytałem go nieco. Powiedział tyle, co zwykle. - Wilson zdawał się zignorować pytanie o jego samopoczucie. - Stwierdził, że wczoraj pił dla pewności. Na miłość boską, Cuddy, to miała być tylko kolacja?

- Tak, tylko kolacja - przyznała nieco ponuro. - Wilson - dodała już dużo ostrzejszym tonem - Powiedz mi proszę, jak się czujesz? - ostatnie słowa wymówiła z naciskiem.

- Czuję się dobrze. Zaraz będę musiał jechać do domu udowodnić mojej żonie, że znaczy dla mnie więcej... nie ważne. Zobaczymy się jutro. Cześć. - odłożył słuchawkę.

Cuddy odłożyła słuchawkę. Wbiła wzrok w ścianę.
- Pięknie. - powiedziała ze złością. - Każdy ma towarzystwo. Wilson żonę, a House butelki...
Westchnęła i poszła do sypialni. Próbowała zasnąć.

Około trzeciej nad ranem nawet jej się to udało. Zapadła w nieco niespokojny sen bez koszmarów. Z którego, niestety, już o siódmej wyrwał ją budzik...
Przetarła oczy dłonią, zerkając do lusterka na szafce nocnej.
- Pora wstać, Lisa - mruknęła do zapuchniętego od snu odbicia.

Wybrała ulubioną brzoskwiniową garsonkę, uznała grzankę z jogurtem za dobre śniadanie, umalowała się i już o ósmej ruszyła w stronę szpitala. Mocno zaciskała drobne dłonie na kierownicy samochodu. Potrzebowała dużej kawy z cafeterii.

Toteż po kawę skierowała się najpierw. Kawa nie musiała być nawet smaczna - miała być mocna, duża i zawierać tyle kofeiny, ile to tylko możliwe.
Cuddy miała szczęście, że o tej porze cafeteria była niemalże pusta.
Niemalże.
Gdy tylko usiadła przy stoliku, zobaczyła dziwnie znajomą sylwetkę. I usłyszała nierówny, typowy dla kulejących rytm kroków.

- Doktor Cuddy! - krzyknął, choć wcale nie musiał. - Jakże miło mi panią widzieć!
Podszedł do jej stolika.

- Ciebie również miło widzieć, House - odparła nieco kwaśno. - Jak się czujesz? - zapytała jadowitym tonem.

- Przecudownie. - podkreślił niemalże każdą sylabę w tym słowie i spojrzał na nią znacząco. - Wysłałaś na mnie Wilsona? I nawet nie zadzwoniłaś, żeby na mnie krzyczeć, mamo?

- Wysłałam na ciebie Wilsona! Też coś - skrzywiła się, odwracając wzrok.

House wzruszył ramionami. Podszedł do oszklonej lady, prosząc o coś sprzedawczynię.

Cuddy zacisnęła dłoń w pięść. Zupełnie nie o to jej chodziło. Każdy jego gest po prostu bolał. Sprawiał jej przykrość.
A on radośnie o to nie dbał.

- Miłego dnia, doktor Cuddy! - powiedział spokojnie, trochę szybszym krokiem udając się w stronę wyjścia z cafeterii. W ręce trzymał swój napój.

- CZEKAJ, HOUSE! - krzyknęła za nim.

Odwrócił się, spoglądając na nią ze zdziwieniem.

- Czekaj - powtórzyła, nieco zła. - Czy nie powinieneś mnie przeprosić?
Znów zbierało jej się na płacz. Ale postanowiła walczyć o swoje. Jednak.

Zmarszczył brwi.
- Nie zjawiłem się na koleżeńskim spotkaniu. Bywa. - stwierdził i znów skierował się w stronę wyjścia.

- Bez zapowiedzi! - zirytowała się.

- To dołóż mi te dwie godziny przychodni, jeśli musisz! - powiedział również poirytowany.

Pokręciła głową. Idź do diabła, pomyślała. Zabawne. W średniowieczu uważano, że to kulawi byli służącymi diabła...

Spojrzał na nią jeszcze raz i skierował się w stronę windy. Szedł wolniej, trochę wolniej niż zazwyczaj.

Zacisnęła wargi jeszcze mocniej - aż przybrały kształt wąskiej kreski. Nie, nie będzie aż tak się upokarzać.

Wszedł do windy, naciskając guzik piętra, na którym znajdował się jego gabinet. Spojrzał przed siebie, czekając, aż drzwi się zamkną.

- Czekaj! - powtórzyła znowu, kładąc stopę między ścianą a drzwiami windy.

- Kobieto, nie masz dość? - syknął.

Cofnęła stopę.
Czy nie rozumiał, że jej zależało?

Gdy drzwi prawie się zamknęły, House włożył pomiędzy nie swoją laskę.
- Wchodzisz, czy nie? - burknął. Uniósł zachęcająco brwi.

Pokiwała głową i bez słowa weszła do windy.

- To samo piętro? - zapytał.

- To samo - odparła, unosząc podbródek.

- Cóż za wojownicza mina! - powiedział niemalże rozbawiony. - Po co idziesz do Departamentu Diagnostycznego?

- Na kontrolę pracy najlepszego diagnosty - zdobyła się na uśmiech.

- Przedstaw mi go, chętnie poznam. Zakładam, że jest uczynny, przystojny i chętnie wypełnia swój dyżur w klinice.

Był nieznośny. Cholera! Był nieznośny i za to go uwielbiała.
- Nie, wręcz przeciwnie. Zawsze marudzi, narzeka i stara się zrazić wszystkich do siebie - odparła.

- Opis typowego dupka. - powiedział, nachylając się w jej stronę. - Pewno masz z nim wiele problemów.

- Oczywiście - przytaknęła, podchodząc bliżej. - Nie cierpię go. Nie mogę znieść, jak tak ignoruje wszelkie zasady. I za to...

- O, to moje piętro. - powiedział House, gdy drzwi windy się otworzyły. - Do zobaczenia później, doktor Cuddy. - skierował się w stronę swojego gabinetu.

Złapała go za ramiona.
- Jedziemy dwa piętra wyżej! - zadecydowała, wciskając kolejne przyciski w windzie.

- Jednak plotki o seksie w windzie są prawdziwe! - powiedział dramatycznym szeptem. - Pomocy, ludzie, pomocy!

Cuddy wymownie zerknęła na sufit.
- W okolicy widzę tylko jeden temat plotek. Nazywa się Greg House. Ale nie skończyłam opowiadać ci o moim najlepszym diagnoście - uśmiechnęła się trochę krzywo.

- Kto taki? - spoglądając na nią zaciekawieniem. - Uwielbiam ploteczki! - powiedział z przesadzonym entuzjazmem. Zlustrował ją od stóp do głów. - W tej garsonce nie widać ci biustu.

- Do pracy ubieram się stosownie, na kolacje... trochę mniej - odsunęła się trochę. - Ale ciebie przecież takie rzeczy nie obchodzą. - Za plecami wcisnęła kolejne przyciski windy...

- Gdzie mnie zabierasz, szalona kobieto? - spojrzał na coraz wyższe cyfry wyświetlane na elektronicznej planszy. - Wiesz, moja szefowa nie będzie zadowolona, że włóczę się po windach, a nie pracuję grzecznie ze swoim zespołem...

- Na wycieczkę - znów ten odrobinę krzywy uśmiech.

- Połknęłaś rano cytrynę? - zakpił. - Przez takie uśmiechy bardzo łatwo robią się zmarszczki. - zdawała się zignorować jego uwagę. - Co wycieczka obejmuje, pani przewodnik?

- To się jeszcze zobaczy - a te słowa zabrzmiały z kolei odrobinę złowróżbnie. - Wszystko zależy od zwiedzającego. Jeśli dalej zechce kpić... - cóż, wygląda na to, że zaakceptowała jego zasady działania.

- Maaaamo, będę grzeczny. - powiedział, złośliwie przeciągając sylaby. - Chcesz mi powiedzieć, że są miejsca w tym szpitalu, których jeszcze nie widziałem?

- Wiele. - wzruszyła ramionami. - Jak się nie patrzy poza koniec własnego nosa, to tak jest...

- Zarzucasz mi, że jestem egoistą? - odchylił się lekko, by spojrzeć na jej tył. - Z tego co wiem, twój zad i twoje zderzaki nie są zbyt często blisko mojego nosa...

Zrobiła dziwną minę. Nie sądziła, że zripostuje takim stwierdzeniem?... A czego się spodziewała?

- Jeśli nie powiesz, jaki jest plan wycieczki, to zadzwonię po swojego naj naj kumpla. Jest onkologiem. Nie chcesz wiedzieć, co potrafi zrobić stetoskopem...

- I co mu powiesz? Że jesteś w windzie? - zapytała otwarcie.

- Nie przejmie się tym, że jestem windzie. Przejmie się tym, Z KIM jestem w tej windzie. - podkreślił znacząco.

- Wstydzisz się mnie? - zapytała zaczepnie.

- Nie wiem, czy wstydzę, czy czuję się... zażenowany. - spojrzał na nią. - Świadomość tego, że porwałaś mnie na jakąś podejrzaną wycieczkę, wprawia mnie w zakłopotanie.

Uśmiechnęła się do niego. A więc tak?
- Tak, porwałam i uduszę. - Znów podeszła trochę bliżej. Znów bojąc się, że wszystko rozbije się o jego kpinę.

- Szpital ma tylko pięć pięter. - powiedział, gdy winda się zatrzymała. - powiesz mi, gdzie chcesz mnie zabrać, zła kobieto?

- Chcę tylko porozmawiać - powiedziała niemal miękko, przyciskając kolejne guziki windy. Teraz w dół. Potem znów w górę.

- To najdziwniejsze miejsce na rozmowę jakie kiedykolwiek widziałem. - przyznał szczerze, obserwując jej zabawę guzikami. - Jeśli zatrzymasz windę między piętrami zacznę się bać. - spojrzał na nią z zaciekawieniem. - O czym chcesz rozmawiać? Co jest tak ważne, że odciągasz mnie i przede wszystkim siebie od pracy?

- Mój najlepszy diagnosta - uśmiechnęła się na poły obojętnie. Mając cichą nadzieję, że winda się naprawdę zepsuje i zatrzyma między piętrami.

Westchnął.
- Tylko ten diagnosta... lubisz go, prawda? W przeciwnym razie tak byś o nim nie mówiła. Naprawdę jest aż tak wart twojej uwagi?

- Uważam, że bardzo. Chociaż potrafi się zachować tak, że jest mi przykro - odparła, na chwilę zerkając na guziki, żeby nie patrzeć mu w twarz.

- Piekielnie inteligentny i skurwysyńsko złośliwy? Uwielbiam takie mieszanki! - powiedział, stukając laską w podłogę. - Wiesz...
Głośny pisk jego pagera przerwał wypowiedź.

- Co się dzieje? - zapytała zaniepokojona.

- Kaczątka pytają, co tak ważnego jest w cafeterii, że siedzę tam już godzinę. Na miłość boską, o jedenastej też można jeść lunch! - wsunął z powrotem pager do kieszeni.

- Można. I można zwiedzać - zgodziła się. - Nieprawdaż?

- Zależy co się zwiedza. Ta winda stała się trochę nudna. - stwierdził, patrząc na ciasne cztery ściany. Zmiana otoczenia, pani przewodnik?

- Albo zaproponowanie jakiegoś urozmaicenia? - beztrosko nacisnęła kolejne kilka przycisków.

- Kobieto, czy ty przed chwilą wcisnęłaś klawisz "zatrzymaj"? My jesteśmy między piętrami i... - urwał na chwilę, patrząc, jak Cuddy nadal bawi się guzikami. - Kim jesteś i co zrobiłaś z Cuddy?

- Co zrobiłeś z Cuddy, to pytanie do ciebie - wzruszyła lekko ramionami.

- Czy ciągle masz na myśli wczorajsze niedoszłe spotkanie? - warknął, podchodząc do planszy z guzikami. - Myślałem, że będzie milej.

- Ależ ja jestem miła - zasłoniła sobą planszę, opierając się o nią plecami. - Przecież...

- Przecież co? Naprawdę musiałaś... - poirytowany spojrzał jej w oczy. - Naprawdę muszę się tobie tłumaczyć?

- ...naprawdę muszę mówić ci wprost?

Spojrzał na nią zaskoczony, cofając się trochę.
- Ty... potraktowałaś to poważnie. - zakpił. - Cóż z tego, że... ja też potraktowałem to trochę ZA poważnie.

- Chyba mamy okazję to naprawić. Bez pytania "dlaczego" - uśmiechnęła się niepewnie.

- Mam cię przeprosić?

- Nie - opuściła nieco głowę.

- Mam przyznać się do błędu? Mam stwierdzić, że błędem było nie zjawienie się na... kolacji? I błędem było to, że nie zadzwoniłem do ciebie ze stwierdzeniem "sorry, Cuddy, stchórzyłem"? Wiesz co? - spojrzał na jej niepewną minę. - Nawet ja mam dumę.

- Też nie. - pokręciła głową i podeszła zupełnie blisko. - Zgadujesz dalej czy mam ci powiedzieć?

- Mów. - stwierdził. - Widać mój męski umysł jest zbyt ograniczony, by zgadnąć, co kryje się pod falami tych kręconych włosów.

- A mogę pokazać? - uniosła lekko brwi.

- Jeśli tylko potrafisz?...

Porządne kobiety zdecydowanie nie robią takich rzeczy. Stateczne szefowe szpitali - też nie. Ale Lisa Cuddy wspięła się na palce, przysunęła trochę bliżej... i jeszcze trochę. I jeszcze.
I - cóż - pokazała.
Kobiety sukcesu nie powinny całować w windzie swoich aroganckich pracowników.
Ale, wyjątki potwierdzają regułę...

***

- Dzwoniliśmy do ciebie. - powiedziała z wyrzutem Cameron, gdy House wszedł do pokoju diagnostycznego.
- Wiem. - odpowiedział beztrosko, zawieszając laskę na tablicy i biorąc marker do ręki. - Co dzisiaj mamy?
Kaczątka nie odpowiedziały, spoglądając uważnie na swojego szefa. House uniósł brwi.
- No co? - zapytał poirytowany.
- Masz tutaj... - Chase potarł swój kącik ust. - Wygląda jak ślad szminki...
House spojrzał w szybę. Rzeczywiście, miał na ustach trochę mazidła. Starł je z lekkim uśmiechem.

KONIEC.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kremówka
Onkolog
Onkolog


Dołączył: 19 Kwi 2008
Posty: 2623
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:42, 17 Lip 2008    Temat postu:

oooch... jak ja lubię fiki z windą
baaardzo mi się podoba


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
T.
Anestezjolog
Anestezjolog


Dołączył: 23 Cze 2008
Posty: 1340
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: KRK
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 8:22, 18 Lip 2008    Temat postu:

WOW:) heheh, bardzo mi sie podoba. Wypisz wymaluj House; emocjonalny tchórz i socjopata! I love in it:)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Hilda
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 12 Cze 2008
Posty: 47
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z miłości
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 9:13, 18 Lip 2008    Temat postu:

Bardzo wiarygodne. Szkoda tylko że takie krótkie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
madlen
Lekarz w trakcie specjalizacji
Lekarz w trakcie specjalizacji


Dołączył: 09 Lip 2008
Posty: 575
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Jastrzębie-Zdrój
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 11:08, 18 Lip 2008    Temat postu:

no świetne!! bardzo fajnie to wszystko wykombinowałaś

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gatha
Scenarzysta
Scenarzysta


Dołączył: 11 Lut 2008
Posty: 755
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 11:29, 18 Lip 2008    Temat postu:

łał, boskie, cudowne xD

napisz cd


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cave
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 1411
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:38, 18 Lip 2008    Temat postu:

wow wow wow !!!
mam nadzieje ze cos jeszcze napiszesz ;]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marau Apricot
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 28 Sty 2008
Posty: 235
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 13:36, 18 Lip 2008    Temat postu:

NAPISAŁYŚCIE! To jest collab! Praca moja i Carrie!

Nie będzie ciągu dalszego - skąd u was ta chęć na kontynuowanie fików, gdzie nie ma już nic do dodania?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jeanne
Nefrologia i choroby zakaźne
Nefrologia i choroby zakaźne


Dołączył: 29 Mar 2008
Posty: 6080
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 13:52, 18 Lip 2008    Temat postu:

Popłakałam się na koniec ze śmiechu :smt005 Cóż za huśtawka nastrojów w tym ficu :smt003
Najpierw była nadzieja, że przyjdzie na tą kolację, potem rozczarowanie, złość, a na koniec winda i ślad po szmince. :smt004
Genialne :smt003


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cave
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 1411
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:10, 18 Lip 2008    Temat postu:

NAPISAŁYŚCIE! To jest collab! Praca moja i Carrie! sorry..i tyle..


mam nadzieje ze cos jeszcze napiszeCIE;] <-- a tu nie chodzi mi o kontynuacje tylko o cos nowego ! ;]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
unblessed
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 03 Lip 2008
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:22, 18 Lip 2008    Temat postu:

Oho! Zgrabnie i oryginalnie. Danie główne - Huddy - przyprawione z lekka dowcipem, okraszone sosem Dlaczego-On-Mi-Znowu-To-Zrobił, na deser nowe zastosowanie windy z całusem w roli wisienki na torcie. Ładnie, choć trafiła się gorzka nuta paru źle wstawionych kropek w dialogach, o których pisałam już nie raz, a aktualnie pisać mi się nie chce.
Może zamówić u szefa kuchni jeszcze jedną taką potrawę? Na przykład na kolację?
u.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gora
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 20 Sty 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:36, 22 Mar 2009    Temat postu:

Cytat:
- Będzie niepodobne, jak w końcu dobiorę mu się do tyłka! - stwierdziła ze złością Cuddy

Przepraszam ale mi to zabrzmiało dwuznacznie

Cytat:
- Czyżby czuć tu było swąd siarki i pozostałości diabelskich uroków? - zapytał Foreman, stukając palcami o blat stołu. - Weszła, nawrzeszczała i wyszła.

Przepraszam czy to na pewno Foreman? Na pewno House nie użył samoopalacza?

Cytat:
- To może chociaż... - House umocnił uścisk w pasie Cuddy. - ... jakiś obiad?
- Może być kolacja. - podpowiedziała, nieopatrznie mocniej zaciskając palce na jego ramionach.
- Za jakiś czas...
- Dzisiaj.
- W jakiejś knajpie...
- U mnie.

Piękne... ^^

Cytat:
A mimo wszystko - liczyła. Taka jest durna tendencja zakochanych kobiet: w wyobraźni widzą swój wymarzony związek, jak kwitnie. Widzą spotkania i wszystkie drobne kroczki prowadzące do tego ostatecznego "Tak". I jeszcze dalej.

A to jest takie smutne... I prawdziwe.

Cytat:
Pokręciła głową. Idź do diabła, pomyślała. Zabawne. W średniowieczu uważano, że to kulawi byli służącymi diabła...

A to wiele wyjaśnia

Cytat:
- Mam przyznać się do błędu? Mam stwierdzić, że błędem było nie zjawienie się na... kolacji? I błędem było to, że nie zadzwoniłem do ciebie ze stwierdzeniem "sorry, Cuddy, stchórzyłem"?

Jak wtedy gdy cofnął się od jej drzwi nie nacisnąwszy nawet dzwonka...

Bardzo ładne
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin