Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

I hate everything about you!Why do I love you?[Z]
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kika
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 246
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Żywiec
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:54, 04 Lip 2009    Temat postu: I hate everything about you!Why do I love you?[Z]

Witam, mała premiera na Housowym forum Już miałam jakieś tam przygody z fanficami, raz było lepiej, raz gorzej, zależy od dnia i publiki Wiem, wiem... Ledwo się zarejestrowała już się rozpycha łokciami w miejscu kultu i uwielbienia Huddy, no cóż... Pozwólcie i mi złożyć tutaj swój hołd A jak się spodoba, to może coś do tego doprodukujemy Zapraszam i pozdrawiam. Kika



Zweryfikowane przez autora.

"I hate everything about you! Why do I love you?"*

Cz. 1 - Prolog.

Więc to naprawdę był koniec?
Po raz ostatni spojrzał na drzwi - jak się domyślał - swojego byłego już domu, na co wskazywały wszystkie znaki na niebie i ziemi, a zwłaszcza wystawiona przed drzwi walizka z jego ubraniami. Z westchnieniem podniósł leżącą na werandzie torbę i z podniesioną głową skierował swe kroki ku motocyklowi.
Więc to naprawdę był koniec?
Obserwowała go przez kuchenne okno, raz po raz ocierając cieknącą po policzku łzę. Odszedł, jak zwykle dumny, z podniesioną głową. Bez walki, bez poświęcenia, po prostu zniknął, uciekł… Odszedł. Nawet się nie zawahał. Może tak miało być? Może tak było lepiej? Może… powinna go zatrzymać? Ostatni raz spojrzała jak wsiada na motor i odwróciła wzrok. Tak było zdecydowanie lepiej… łatwiej.
Koniec.
Nigdy nie pomyślałby, że akurat ta kłótnia zburzy to, co między nimi powstało. Oczywiście, nie mógł nazwać tego po imieniu, bo tak naprawdę nawet nie wiedział, co to było. Przyjacielski seks? Przelotny, namiętny romans? Związek?! Nie miał pojęcia, jednak mimo wszystko świadomość, że to już się skończyło niosła ze sobą jakiś dziwny ucisk w okolicach żołądka i serca. Czyżby żałował, że się poddał? Że nie walczył? Przecież mógłby się postarać ją przeprosić, a potem udobruchać, po swojemu. Przytulić, a następnie przekonać leniwymi pocałunkami, jak to robił nieraz. Ale… Tak było zdecydowanie lepiej… łatwiej.
Relacje, jakie panowały pomiędzy tą dwójką były tak zagmatwane, że ktoś, kto chciał się nad nimi głębiej zastanowić i w końcu rozgryźć uczucia Housa i Cuddy, szybko rezygnował odczuwając niechybnie zbliżającą się migrenę. Spróbujmy może i my, choć na chwilę zagłębić się w relację administratorki Princeton – Plainsboro Teaching Hospital oraz jej podwładnego Grega Housa.
Wszystko zaczęło się niewiele ponad dwa miesiące temu, gdy po ostro zakrapianej czerwonym winem, Burbonem i szampanem szpitalnej imprezie (dodajmy jeszcze do tego Vicodin, a będziemy mieć obraz prawdziwej sodomy i gomory) - dwójka naszych bohaterów dziwnym trafem znalazła się w jednym łóżku. Nago. Tak zapewne rozpoczyna się wiele historii, w których jedna grupa bohaterów wyznaje sobie nagle odnalezioną w zakamarkach serca miłość, inni stwierdzają, że to tylko jednorazowy epizod, że się nie liczy i lepiej o tym zapomnieć. Natomiast trzecia grupa zbywa się milczeniem, by po kilku tygodniach przejść z tym do normalności i udawać, że to wcale nie miało miejsca. Próbując przyporządkować naszych bohaterów do którejś z tych grup natrafiamy na pewną przeszkodę, bo po pierwsze: wyznań miłosnych nie było, chyba, że zaliczymy do tego: jesteś niewyżyta vel ty niezaspokojona diablico, na co padnie równie czuła odpowiedź: zamknij się vel jak komuś powiesz, to nie wymigasz się od przychodni do końca swoich dni. Chyba nie bardzo pasuje to do romantyzmu, który serwują nam różnorakie romanse, prawda? Przejdźmy, więc do grupy drugiej. Tutaj moglibyśmy uzyskać pewne zbieżności i powiązania, jednakże jak się później okazało, nikt o tym zapomnieć nie chciał, ani nie był to jednorazowy epizod. Bo to, co działo się później, to już całkiem inna bajka… I raczej tylko dla dorosłych. Trzecia grupa też okazuje się całkowitym nieporozumieniem. Gdyż tego feralnego ranka, to co działo się w sypialni było dalekie od szeroko pojętego milczenia, a te kilka tygodni na przywyknięcie do sytuacji, poświęcili jednak czemuś innemu niż udawaniu, że to nie miało miejsca. Przeciwnie, to właśnie oni znajdowali coraz to nowsze i ciekawsze miejsca, w których mogli robić wszystko poza udawaniem. Jeśli wiecie, co mam na myśli… Także zbierając to wszystko do jednego worka, znajdziemy w nim – brak zobowiązań (przynajmniej tych słownych), przygodny seks (czyt. kiedy i gdzie się da, byle szybko i dobrze), brak miłosnych wyznań, ciągłe kłótnie, gonitwy i gierki. Czyli powstaje nam jedyna w swoim rodzaju mieszanka wybuchowa. Kulminacja jej energii wypadła na dzień, w którym Gregory House oświadczył przed radą szpitala, że plotki, iż on i Cuddy robią to wszędzie jak króliki, uwłacza jego umiejętnościom i prosi uprzejmie o ich zaprzestanie. To właśnie oświadczenie wywołało reakcję łańcuchową. Długo tłamszone nieporozumienia, niedopowiedzenia, urazy, ośmieszenia i zagubienie w ich wzajemnych relacjach znalazły ujście w jednej z największych awantur, jaką było dane oglądać pracownikom szpitala PPTH na przestrzeni lat. Bitwa na słowa i czyny ze szczególnie nagradzanymi celnymi strzałami w najsłabsze punkty, w najbardziej skrywane tajemnice, słabości i bolączki rozrosła się w zastraszającym tempie nie tylko na grunt prywatny, ale również pociągając za sobą ofiary w postaci spraw służbowych. W takich warunkach nie dało się ani żyć ani pracować. Bitwa ta zabrała w szeregi ofiar śmiertelnych wszystko, co przez lata i w końcu przez te dwa miesiące udało im się zbudować. Była to najtragiczniejsza walka w ich życiu. Walka, w której nie było wygranych. Przegrali oboje. Tracąc siebie nawzajem.


*Fragment piosenki przewodniej Three Days Grace - I hate everything about you.


Post został pochwalony 2 razy

Ostatnio zmieniony przez Kika dnia Pią 18:38, 31 Lip 2009, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Saph
McAczkolwiek


Dołączył: 13 Lut 2008
Posty: 16229
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 71 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:52, 04 Lip 2009    Temat postu:

Weszłam tutaj, bo przyciągnął mnie tytuł. Kocham Three Day Grace!

Początek fika niczego sobie, z chęcią przeczytam kolejną część. Bardzo podobała mi się próba przyporządkowania House'a i Cuddy to jednej z grup. Zgrabnie ujęłaś stopień skomplikowania sytuacji.

No i na koniec napiszę jeszcze tylko, że jakoś nie wyobrażam sobie House'a na motorze z walizą.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Madness
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszwa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:06, 04 Lip 2009    Temat postu:

Popieram panią powyżej ^^

W całej okazałości.
Mi się podobało i pochwalam za taki uadny debiut (ja jako, niedoswiadczona Hudzina )

Czekam na więcej i pozdrawiam!

Mad.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kika
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 246
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Żywiec
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:53, 04 Lip 2009    Temat postu:

Saph napisał:
No i na koniec napiszę jeszcze tylko, że jakoś nie wyobrażam sobie House'a na motorze z walizą.


Do tego jeszcze powrócę
Dziękuję bardzo za opinię


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kika
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 246
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Żywiec
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 8:43, 07 Lip 2009    Temat postu:

Zapraszam na część drugą
Miłej lektury... mam nadzieję
Ah... Jeżeli części są zbyt długie, dajcie znać


Cz. 2

- Cuddy wystawiła mi rzeczy przed drzwi – oznajmił, gdy Wilson otworzył drzwi swego mieszkania. – Jestem prawie bezdomny… - rzucił, widząc jego pytający wzrok.
- Dobraaa… - Uchylił drzwi, wpuszczając Housa do środka. – Więc, gdzie masz walizkę? – Rozglądnął się niepewnie po korytarzu, a następnie ze wzruszeniem ramion - zatrzasnął drzwi i dołączył do przyjaciela, który zdążył się już rozsiąść wygodnie na kanapie ze szklanką whisky w dłoni. – To była whisky na specjalne okazje… - mruknął po nosem, wiedząc, że i tak nic nie wskóra.
- Walizkę skonfiskowała policja – rzucił od niechcenia. – Powiedzieli, że nie mogę jechać z bagażem na motorze, a to dziwne, bo jakoś te kilkadziesiąt metrów od Cuddy przejechałem. Dopóki mnie nie złapali, oczywiście… - Uśmiechnął się kpiąco i nalał sobie kolejną szklaneczkę trunku.
- I co teraz zamierzasz? – spytał niepewnie, obawiając się reakcji przyjaciela. Każdy normalny mężczyzna powinien teraz albo być porządnie wkurzonym i zabijać wzrokiem każdego, kto napomknie, choć słowem o tym, co się wydarzyło, albo błagać kobietę swego życia o przebaczenie. Ale to był House… Z nim nigdy nic nie było pewne.
- A co? Nie widać? – mruknął sarkastycznie, unosząc szklankę na wysokość oczu. – Zamierzam to wypić. Wiesz, co Jimmi lata nauki medycyny, a ty podstawowych czynności życiowych nie znasz… - pokręcił głową z udawaną litością.
Onkolog westchnął, przewracając oczami ze niecierpliwieniem.
- Wiesz dobrze, o co mi chodzi. Nie zgrywaj idioty, House!
Diagnosta westchnął, uparcie wpatrując się w szklankę z trunkiem, jakby to właśnie ona miała mu dać odpowiedź na to, co teraz będzie. Nie miał pojęcia jak będzie wyglądała ich wspólna praca. Przecież nie mogli się mijać do końca życia. Miał ogromną nadzieję, że Cuddy nadal będzie profesjonalistką w szpitalu i to, co się pomiędzy nimi zdarzyło, nie wpłynie na ich służbowe relacje. A co z życiem prywatnym? Cóż, już dawno był przygotowany na brutalne zderzenie z rzeczywistością. Dziwił go tylko fakt, że wytrzymała z nim aż tak długo! Mimo, że polubił życie z nią u boku, wiedział, że nie powinien się do tego przyzwyczajać, bo i tak wcześniej czy później będzie musiał porzucić dom, do którego po raz pierwszy od wielu lat wracał z radością. Ramiona, które obejmowały go czule nie zważając na jego nieme protesty, na to jak beznadziejnym i okropnym człowiekiem był. I wreszcie będzie musiał porzucić szczęście, które w końcu po tylu latach walki udało mu się odnaleźć.
- Pójdę już spać – wyszeptał, podnosząc się z kanapy i powoli udając w stronę sypialni.
- Ale to moja sypialnia! – Onkolog zerwał się z fotela, wymachując rękoma.
House odwrócił się powoli z szyderczym uśmieszkiem na ustach.
- Chyba nie pozwolisz kalece spać na niewygodnej kanapie? Bądź człowiekiem, Wilson! – pomachał mu dłonią na odchodne i zatrzasnął za sobą drzwi.
- No to pięknie – westchnął, rozglądając się po salonie i z obawą przenosząc wzrok na kanapę.

Odetchnęła głęboko i wysoko unosząc brodę weszła do głównego holu szpitala. Posyłając uśmiechy pracownikom próbowała zignorować ich pytające spojrzenia. No tak… Pierwszy raz od kilku tygodni była na czas w szpitalu i pierwszy raz nie było u jej boku Housa. Opuszczając lekko głowę, przyśpieszyła pragnąc jak najszybciej znaleźć się w swoim gabinecie, jak najdalej od tych spojrzeń, szmerów rozmów i cichych chichotów. Teraz tylko trzeba było poczekać kilka minut, aby nowa wieść rozniosła się po szpitalu: koniec burzliwego romansu. Pewnie niektórzy już zacierali ręce myśląc tylko o wygranym zakładzie. Ten, kto przewidział, że związek Cuddy i Housa przetrwa dokładnie dwa miesiące, tydzień i cztery dni, wzbogacił się pewnie o niemałą sumę. Już nie dziwił jej fakt, że jej nieszczęście było wyśmienitym pożywieniem dla innych. Była wściekła. Tylko problem tkwił w tym, czy na nich, za to, że tak bezczelnie chełpili się na jej stratą, czy też na siebie samą, że do tej straty się przyczyniła. Nie wiedziała. A niewiedza ją wykańczała.
Masując obolałe skronie wpatrywała się w kolejną teczkę ze sprawozdaniami. Mimo, że kochała swoją pracę w tym momencie nie pragnęła niczego innego, jak tylko znaleźć się w domu i z gorącym kubkiem herbaty w dłoni, wtulić się w jego ramiona i po prostu spędzić kolejny leniwy wieczór przed telewizorem. Szkopuł tkwił w tym, że jej wieczory już nie będą tak wyglądać. Dom znów zionął pustką, powoli tracąc zapach jego wody kolońskiej, a cisza, jaka powstała po jego odejściu była niesamowicie nieznośna. Tyle razy prosiła go, aby ściszył tę swoją muzykę, która nieraz doprowadzała ją do szewskiej pasji. Nigdy nie sądziła, że będzie jej brakować delikatnych dźwięków pianina, czy też rozrywającego głowę brzmienia gitary elektrycznej. Ile oddałaby, aby znów usłyszeć jak cicho nuci jedną ze swoich ulubionych piosenek, aby zobaczyć jak podczas gry na pianinie na jego twarz wpełza pełen zadowolenia uśmiech. W tych momentach wydawało się jej, że nareszcie był szczęśliwy, ale gdy tylko przestawał grać jego twarz znów pokrywała skorupa aroganckiego i cynicznego dupka. Tylko jeszcze czasami, gdy już zasypiała, wydawało jej się, że znów widzi ten uśmiech. Wtedy, gdy delikatnie obejmował ją ramieniem i przytulał do swojego ciała. Obawiała się jednak, że to jedynie wymysł jej zasypiającego umysłu. Że to tylko senne marzenie, aby stać się dla niego tym, czym była muzyka. Wszystkim, co kochał. Świadomość, że nigdy tak nie będzie rozrywała jej serce. Nie mogła, więc pozwolić na to, aby zniszczył ją całkowicie. Musiała to przerwać, choćby jej cierpienie miało nigdy nie ustać. Przynajmniej miała pewność, że już bardziej jej nie zrani.
- Masz chwilę? – Poderwała się z fotela i ze zdezorientowaniem patrzyła na stojącego w drzwiach Wilsona. – Chciałbym porozmawiać – wyjaśnił, widząc jej pytające spojrzenie.
- Za chwilę mam spotkanie ze sponsorem – powiedziała, nie patrząc na niego. – Więc masz pięć minut – odetchnęła i uśmiechnęła się delikatnie.
- Chodzi o Housa – wyszeptał niepewnie, podchodząc do biurka. – Czy jesteś pewna, że to rozstanie, to na pewno to, czego pragniesz? Przecież go kochasz - kontynuował, nie uzyskując odpowiedzi. – Dlaczego to robisz? – zmarszczył brwi, patrząc jak powoli opuszcza głowę, tępo wpatrując się w blat biurka.
- Mam prawie czterdzieści lat. Nie staję się młodsza – mówiła cicho, wciąż na niego nie patrząc. – Nie potrzebuję ślubu, dzieci… Pogodziłam się z tym, że tego nie otrzymam wiążąc się z Gregiem. Ale potrzebuję jakiegoś zapewnienia, że on będzie obok. Że nagle nie spakuje walizki i nie wyjdzie bez słowa. Nie chce romantycznych wyznań, recytowania wierszy, miłosnych serenad. Wystarczyłoby jakby tylko powiedział, że jest i że będzie… Zawsze. – Popatrzyła na niego, a w jej oczach mógł odnaleźć prośbę o zrozumienie.
- Więc ty postanowiłaś go ubiec i wystawić jego rzeczy przed drzwi? – zapytał z nutą ironii. – Bez słowa.
- Nawet nie wiesz ile razy próbowałam z nim rozmawiać – wyszła zza biurka, przyglądając się niesionym teczkom. – Miałam dość zbywania mnie sarkastycznymi odpowiedziami i seksistowskim tekstami. – Westchnęła, podchodząc do drzwi. – A poza tym, - spojrzała pewnie na onkologa – tak było zdecydowanie łatwiej – rzuciła, wychodząc z gabinetu.

Odłożył kolejną teczkę na blat biurka stanowiska pielęgniarek. W duchu przeklinał samego siebie, do końca nie rozumiejąc co tak naprawdę go tutaj przywiodło. Samowolnie zszedł do kliniki i będąc w niej już przez trzy kwadranse, przyjął trzech pacjentów nie obrażając żadnego z nich. Musiało już być z nim naprawdę źle. Uśmiechnął się krzywo do pielęgniarki, która podała mu kolejną kartę pacjenta. Miał już dosyć oglądania zasmarkanych ludzi, którzy przychodzili do przychodni, pewnie tylko dlatego, że w domu nie mieli lepszych zajęć. Odwrócił się klnąc pod nosem i wtedy zrozumiał, co tu robił. Rozmawiała z jednym z lekarzy, uśmiechając się delikatnie. Obserwował jak mrużyła oczy, jak zakładała kosmyk włosów za ucho, który niesfornie wyswobadzał się z kucyka spiętego dziś niebieską spinką. Widział jak pod wpływem jego natarczywego wzroku odwraca się powoli i posyła mu niepewne spojrzenie. Szybko spuścił wzrok i odwracając się na pięcie, szybko ruszył ku pokojowi zabiegowemu. Musi przestać zachowywać się, jak zraniony, zakochany nastolatek. Może i czuł się delikatnie zraniony, ale na pewno nie zakochany. On, Gregory House, już nigdy nie da omamić się kobiecie. Zatrzasnął drzwi pokoju z niesmakiem patrząc na kulącą się na kozetce nastoletnią dziewczynę. Pięknie! Czekała go kolejna choroba weneryczna.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kika dnia Wto 9:58, 07 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Madness
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 16 Kwi 2009
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszwa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 9:14, 07 Lip 2009    Temat postu:

Hah, już mi się coraz bardziej podoba
I nie, nie za długie. I like it


Cytat:
Zatrzasnął drzwi pokoju z niesmakiem patrząc na kulącą się na kozetce nastoletnią dziewczyną. Pięknie! Czekała go kolejna choroba weneryczna.




Zdecydowanie mój ulubiony

A ogółem, to bardzo mi się podoba, nie naciągane i ciekawe ^^

Czekam na C.D

Mad.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martusia14
Internista
Internista


Dołączył: 08 Paź 2008
Posty: 693
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:57, 08 Lip 2009    Temat postu:

Jak na debiut jest ok
Początek zaciekawił mnie lecz druga część była zdecydowanie lepsza
Pisz dalej bo ci idzie dobrze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kika
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 246
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Żywiec
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:21, 08 Lip 2009    Temat postu:

Muszę niestety podnieść kategorię wiekową, gdyż zrobiło się goręcej niż podejrzewałam To wszystko przez tę ich chemię
Zapraszam!

Cz. 3


Zweryfikowano przez autora

Cz. 3

- Potrzebuję zgody na biopsję mózgu – wszedł do gabinetu Cuddy darując sobie wszystkie uprzejmości jak pukanie, czy też standardowe „dzień dobry”. Oparł dłonie na krześle stojącym przed biurkiem, wpatrując się w punkt na ścianie, tuż na jej głową. Minął prawie tydzień odkąd wyrzuciła go z domu, a on pierwszy raz odważył się wejść do jej gabinetu. Powoli podniosła na niego wzrok znad sterty teczek.
- Dobrze – rzuciła, powracając do poprzedniego zajęcia.
Dobrze?!
- Dobrze? Tylko tyle? – Spojrzał na nią z kpiną w oczach. – Żadnych wykładów na temat niebezpieczeństwa, tego jak nieodpowiedzialne jest to badanie bez żadnych dowodów, że może pomóc? Kosmici cię podmienili?! – Potrząsnął głową, przyglądając się każdemu ruchowi administratorki.
- Tylko tyle – wyjaśniła spokojnie, nadal na niego nie patrząc.
- Więc tak to sobie wymyśliłaś – uśmiechnął się pod nosem i odsuwając krzesło usiadł za biurkiem. Spojrzała na niego, marszcząc brwi.
- Co takiego sobie wymyśliłam? – mruknęła i oparła brodę na dłoniach, patrząc na niego ze znudzeniem.
- Będziesz się zgadzać na wszystko, czego od ciebie zażądam? – Uśmiechnął się szelmowsko. – Mogę liczyć na taniec nago z pochodniami? – Oczy rozbłysły mu jak małemu dziecku, które właśnie otrzymało wymarzoną zabawkę.
- Nie będę się zgadzać na nic, co nie ma medycznego uzasadnienia – uśmiechnęła się kokieteryjnie. – A o ile wiem, to taniec z pochodniami jest raczej medycznie niepoprawny – wzruszyła ramionami, powracając do sprawozdań.
- A fakt, że tłumione napięcie seksualne powoduje szereg chorób umysłowych, a zwłaszcza silne nerwice? Więc jakby nie patrzyć uzasadnienie medyczne jest – uśmiechnął się kącikiem ust, będąc dumnym ze swojego wywodu.
- Masz rację – westchnęła, spoglądając na niego zalotnie spod kurtyny rzęs. Uniósł wysoko brwi, obserwując jak nachyla się do niego ponad biurkiem i delikatnie przesuwa paznokciami po jego policzku. Uśmiechnęła się triumfująco, gdy wyczuła jak przez ciało Housa przebiega dreszcz. Pociągnęła go za klapy marynarki tak, że ich usta dzieliły milimetry, a ona niemalże leżała na blacie. Zadrżał ponownie, gdy owiała jego usta ciepłym i słodkim oddechem. Otarła swoim policzkiem o jego szorstką szczękę, oddychając głęboko. Poczuła jak ręka Housa, powoli zaczęła krążyć po jej ciele począwszy od brzucha w kierunku piersi. Drażniąc jego ucho oddechem, uśmiechnęła się zwycięsko i cicho wyszeptała:
- Jak chcesz mogę ci pożyczyć na dziwki – odepchnęła go dłonią. Opadł na krzesło, dysząc ciężko i przeszywając ją nienawistnym spojrzeniem. Wzruszyła delikatnie ramionami, uśmiechając się pod nosem i wracając do sprawdzania sprawozdań.
- To ja zrobię tę biopsję – wymruczał, szybko opuszczając gabinet. Uśmiechnęła się zwycięsko, odprowadzając go wzrokiem.
To, co przed chwilą się wydarzyło całkowicie nie leżało w jej naturze. Nigdy tak bezwstydnie nie wykorzystywała swoich wdzięków, żeby zdobyć przewagę nad mężczyzną. Oczywiście lubiła kokietować, flirtować i doprowadzać mężczyzn do białej gorączki, ale zawsze były to subtelne sygnały jak muśnięcie dłonią, zachęcające uśmiechy czy pełen pożądania wzrok. Doskonale zdawała sobie sprawę ze swojej atrakcyjności i tego jak bardzo pociągała płeć przeciwną, co z premedytacją podkreślała głębokimi dekoltami i wąskimi spódnicami. Nie przypuszczała, że kiedyś posunie się do niemalże zgwałcenia swojego podwładnego! I to we własnym gabinecie, a niechybnie by do tego doszło, gdyby nie nagły przypływ zdrowego rozsądku. Tak bardzo brakowało jej jego dotyku i ciepła. Tego jak dłonie Housa działały na jej ciało, doprowadzając wszystkie zmysły do granic wytrzymałości. Ironia losu… Jak w życiu nie potrafili się dogadać, tak w sferze seksu stanowili jedność, łącząc się niczym elementy boskiej układanki stworzone tylko i wyłącznie dla siebie. Niczego nie pragnęła teraz bardziej niż poczuć to jeszcze raz. Po raz ostatni zatracić się całkowicie w tym mężczyźnie… Stop! Czy ona, Lisa Cuddy właśnie pomyślała, że pożegnalny seks to byłby dobry pomysł?! Jak bardzo go w tym momencie nienawidziła!

Klnąc pod nosem, szybkim krokiem przemierzał szpitalne korytarze. Jak on mógł dać się tak prymitywnie podejść?! Była piękną, seksowną kobietą, z którą było mu wspaniale, ale to nie oznacza, że miała nad nim całkowitą kontrolę! Pozwolił, aby całkowicie nim zawładnęła. Czuł się w jej rękach jak marionetka, poruszając się zgodnie z pociągnięciami za sznurki. Chciała wojny? Więc będzie ją miała! To straszne jak bardzo ją w tej chwili nienawidził.
- Cuddy mnie zmolestowała! – rzucił, wpadając do gabinetu Wilsona.
- House! Jeżeli drzwi są zamknięte to chyba coś oznacza, nie sądzisz? – rzucił przez zaciśnięte zęby. – Mam pacjentkę! – Wskazał dłonią starszą panią siedzącą na fotelu i wlepiającą w diagnostę pełne oburzenia i pogardy spojrzenie.
- Umiera? – zapytał podchodząc do drzwi balkonowych. – Jeżeli nie grozi jej to w ciągu najbliższych piętnastu minut, to za chwilę widzę cię na tarasie! – rzucił i szybko wyszedł przez szklane drzwi.
Obserwował jak Wilson przeprasza pacjentkę. Nigdy nie mógł pojąć tego, jak bardzo się do nich łasił, przypominając szczeniaka do rany przyłóż. Obrzydlistwo! Zauważył jak starsza pani podniosła się z fotela i odwróciwszy się w stronę Housa posłała mu przez szybę mordercze spojrzenie. Uśmiechnął się kpiąco.
- Czy ty nigdy nie nauczysz się pukać? – Wilson dołączył do niego, opierając się plecami o barierkę i zakładając ręce na piersi. – Mając prawie pięćdziesiąt lat powinieneś to już pojąć! Nawet małpa szybciej by załapała. – Rzucił ignorując nienawistne spojrzenie przyjaciela. Onkolog przewrócił oczami. – Więc, co zrobiła ci wredna-bezwstydna-kusicielka-Cuddy?
- Rozpętała wojnę… - rzucił tonem, który niejednemu zmroziłby krew w żyłach. W jego oczach pojawił się błysk, który onkolog bardzo dobrze znał i którego zawsze się obawiał.
- Możesz jaśniej?
- Myśli, że może sobie ze mną pogrywać, że zatańczę tak jak mi zagra! Po moim trupie! – rzucił pewnie, przelotnie spoglądając na przyjaciela. – Wiesz, że bez niczego zgodziła się na biopsję mózgu? Zrobiła się całkowicie nieodpowiedzialna!
- I to cię tak zdenerwowało? Może rzeczywiście podejrzany jest fakt, że zgodziła się na badanie, by ratować życie pacjenta. Przecież to szatański pomysł! – powiedział z udawaną grozą w głosie. – Może powinieneś zadzwonić po egzorcystę? Pewnie coś ją opętało! – pokręcił głową z litością przyglądając się diagnoście. – Czy wy chociaż raz nie możecie zachować się jak dorośli ludzie i po prostu ze sobą porozmawiać, a nie urządzać jakieś dziwne gierki?
- Ale to ona zaczęła, mamooo… - rzucił tonem skrzywdzonego ośmiolatka. – A poza tym nie mam z nią o czym rozmawiać. – Wzruszył ramionami.
- Oczywiście to, że ją kochasz to zbyt błahy temat do rozmów… W hierarchii ważności zajęłoby miejsce gdzieś pomiędzy typem papieru toaletowego, a tym gdzie spędzimy kolejne wakacje.
- Nie kocham jej! – rzucił pewnie. – Tej zołzy nie da się kochać! Jest przerażająco pedantyczną, upartą, wymądrzającą się pracoholiczką, która na dodatek nie lubi mojej muzyki!
Wilson uśmiechnął się pod nosem.
- A do tego piękną, inteligentną… – podpowiedział usłużnie.
- Cholernie seksowną, ciepłą, czułą… - spuścił głowę, zaciskając dłonie na barierce. – Matko, jak ja jej nienawidzę – uśmiechnął się delikatnie i odwracając się na pięcie rzucił do przyjaciela. – Chcesz zobaczyć przedstawienie tygodnia?
Wilson niepewnie wpatrywał się w drzwi, za którymi przed chwilą zniknął jego przyjaciel. Marszcząc brwi, analizował wszystko co się przed chwilą wydarzyło. Wojna? House? Przedstawienie? Zerwał się, mając nadzieję, że uda mu się go zatrzymać, przed tym, co chciał zrobić. Tylko jedna odpowiedź kołatała mu się w głowie. Biedna Cuddy!

Wszedł do głównego holu szpitala, próbując spośród zebranych wyłowić tę jedyną osobę.
- House! – Poczuł jak Wilson szarpie go za ramię. – Nie rób tego, co masz zamiar zrobić! – Pokręcił zdecydowanie głową. Diagnosta posłał mu rozbawione spojrzenie i ruszył przed siebie. Onkolog zacisnął powieki i podążył za przyjacielem.
- Dr Cuddy! – Po holu rozniósł się doskonale znany każdemu głos głównego dupka PPTH. Personel i pacjenci szpitala zamarli wpatrując się raz po raz w diagnostę i wywołaną kobietę.
Administratorka przerwała rozmowę z jednym z lekarzy i przeniosła niepewny wzrok na zbliżającego się Housa. W jego oczach mogła zobaczyć dziwny błysk, a im bliżej był tym na jego ustach pojawiał się większy szelmowski uśmieszek.
- Trzymaj! – Podał zdezorientowanemu przyjacielowi swoją laskę. – A teraz patrz i się ucz!
Podszedł pewnie do Cuddy i stając blisko niej spojrzał jej głęboko w oczy.
- House, co ty… - wysyczała, rozglądając się niepewnie.
Unosząc do góry rękę delikatnie odgarnął z jej czoła niesforny kosmyk. Jęknęła cicho, gdy wierzchem dłoni pogładził ją po policzku. Przymknęła oczy, gdy kciuk Housa delikatnie pieścił jej usta. Zapomniała zupełnie, gdzie w tym momencie się znajdowali. Wszystko inne zniknęło. Liczył się tylko on i jego ciepły dotyk.
Obejmując ją władczo w tali, przyciągnął do siebie, przytulając najciaśniej jak to było możliwe. Drugą dłoń położył na jej szyi, masując delikatnie palcami zagłębienie z tyłu głowy. Doskonale zdawał sobie sprawę, jak to na nią działało. Wyczuwając, co zaraz miało nastąpić wciągnęła mocno powietrze przez nos, bezwiednie oblizując i rozchylając wargi. Pocałował ją. Najnamiętniej, a zarazem najczulej jak tylko potrafił. Zatracili się całkowicie w doznaniach, jakie przepływały przez ich ciała. Feeria barw pod powiekami zawładnęła ich umysłami, które pragnęły tylko więcej i więcej…
Z daleka dobiegł go głos przyjaciela, który szeptał coś do jednej z pielęgniarek:
- Pięćdziesiąt dolarów, że do końca tygodnia się zejdą!
Uśmiechnął się w duchu nie przestając pieścić wargami ust kobiety, którą z całego serca nienawidził.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pismak
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 17 Maj 2009
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: że znowu!
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:35, 08 Lip 2009    Temat postu:

genialne bardzo podoba mi sie twoj styl :> czekam z niecierpliwoscia na kontynuacje

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martusia14
Internista
Internista


Dołączył: 08 Paź 2008
Posty: 693
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:52, 08 Lip 2009    Temat postu:

Uuuu ale się zrobiło gorąco
Ta ich wojna coraz bardziej mi się podoba


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pietruszka
Truskawkowa Blondynka


Dołączył: 17 Wrz 2008
Posty: 1832
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 7:29, 09 Lip 2009    Temat postu:

Oh pięknie! Z początku do ficka mnie zniechęciła... Mała ilość enterów
Ale teraz, po przeczytaniu wszystkiego, jestem bardzo mile zaskoczona! Podobają mi się motywy, jakie wykorzystałaś: niegasnące pożadanie i ich wspólne gierki. A także House'owa chęć zemsty na Cuddyi vice versa. Mimo, iż pomysł wydaje się prozaiczny, to jeszcze nie widziałam, żeby go ktoś prowadził.

Odwalasz tutaj kawał dobrej roboty i zdecydowanie staję się twoim całym czytelnikiem


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
handzia
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 02 Maj 2009
Posty: 22
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Poznań
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 8:25, 09 Lip 2009    Temat postu:

Aaaahh Cuuuuudo. Kiedy kolejna część? Już się nie mogę doczekać

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lisie
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 11:09, 09 Lip 2009    Temat postu:

Ciekawa ta ich zemsta ....A co do Wilsona - myślę, że do końca tygodnia personel szpitala zobaczy jeszcze kilka takich ,,przedstawień" Czekam na ciąg dalszy - z dużą niecierpliwością !

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jessica
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 27 Cze 2009
Posty: 359
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:05, 09 Lip 2009    Temat postu:

woow!! to jest genialne, ciekawe to jak mszczą się na sobie, a tak naprawdę to jest ich gra wstępna, podoba im się to, bo przecież "Kto się lubi, ten się czubi"

Kiedy następna cześć? już nie mogę się doczekać....


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kika
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 246
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Żywiec
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:49, 12 Lip 2009    Temat postu:

Uh... Udało się coś w końcu wypocić. Uprzedzam lojalnie, że kilka dni temu wen obraził się, tupnął nóżką i odwracając się na pięcie odszedł w siną dal. Słuch po nim zaginął ;]
Bardzo dziękuję za te wszystkie miłe komentarze. Nawet nie wiecie jak wiele dla mnie znaczą. Dziękuję i zapraszam na kolejną część



Cz. 4

Odsunął ją delikatnie od siebie z uśmiechem przypatrując się jak nadal z zamkniętymi oczami, dotyka palcami swoich ust i powoli dochodzi do siebie. Nachylił się nad nią i całując ją przelotnie w skroń, wyszeptał wprost do jej ucha:
- Jeden do jednego, kotku – zaśmiał się cicho i ignorując zdziwione spojrzenia ludzi, których w czasie ich pocałunku przybyło kilkakrotnie, odebrał laskę od równie zszokowanego przyjaciela i powoli, zwycięsko unosząc głowę ruszył ku windom, by po chwili zniknąć we wnętrzu jednej z nich.
Cuddy rozejrzała się wokół oblewając szkarłatnym rumieńcem. Wbijając wzrok w podłogę, niepewnie skierowała się w kierunku swojego gabinetu.
- Wilson! – syknęła przechodząc koło przyjaciela. – Za mną.
Onkolog wzruszył ramionami, gromiąc wzrokiem chichotające po kątach pielęgniarki.
- Może ty masz pojęcia, co się przed chwilą wydarzyło w holu? – niemalże krzyknęła, zatrzaskując za nimi drzwi.
- O ile dobrze widziałem, to byliście blisko pobicia rekordu w najdłuższym pocałunku – uśmiechnął się próbując dodać jej otuchy. – Przestań zgrywać taką cnotkę – zaśmiał się. – Podobno ty zaczęłaś tę zabawę. Nie mów, że nie zdawałaś sobie sprawy, iż House mógł przyjąć wyzwanie? Przecież on ma mentalność dwunastolatka! – Rozsiadł się wygodnie na kanapie, obserwując jak Cuddy przemierza gabinet od ściany do ściany, tam i z powrotem. – Przecież to oczywiste, że będzie się chciał zabawić! Zwłaszcza, że chyba czerpie z tego niezłą przyjemność – zaśmiał się ponownie, widząc jak administratorka oblewa się rumieńcem.
- Jak on mógł! – fuknęła, zatrzymując się raptownie. – Jaką ja teraz będę miała opinię w tym szpitalu? – jęknęła, opadając na fotel. Onkolog przewrócił oczami z rozbawieniem.
- Ty się przejmujesz, że twoja opinia zostanie zszargana po jednym publicznym pocałunku? Dobrze więc, że nie słyszałaś, jakie plotki o was krążą… W każdym bądź razie mam nadzieję, że to tylko plotki, bo uświadomienie mnie o prawdziwości tych zdarzeń mogłoby spowodować nieodwracalne szkody w mojej psychice.
Cuddy posłała mu mordercze spojrzenie.
- Myślisz, że wysłanie go na tygodniowe sympozjum, wybije mu z głowy tę durną gierkę?
- Żartujesz?! – Spojrzał na nią z niedowierzaniem. – Uzna to za zwycięstwo walkowerem, a wtedy nie opędzisz się od złośliwych komentarzy. – Onkolog uśmiechnął się pod nosem, patrząc jak Lisa powoli łapała haczyk. Widział doskonale jak bardzo do siebie lgną, a namiętność i miłość jaka od nich biła była niesamowita. Skoro ta gierka zdecydowanie przybliżała ich do siebie, nie mógł pozwolić, aby się zakończyła. – Co Ci szkodzi się trochę nad nim poznęcać? – Uniósł wysoko brwi, patrząc jak na jej usta wypływa złośliwy uśmieszek.
- Wkręcasz mnie! – rzuciła oskarżycielsko. Zmarszczyła brwi, patrząc jak onkolog uśmiecha się niewinnie i podnosi ręce do góry w geście poddania się. Zagryzając dolną wargę, przymknęła oczy usilnie nad czymś myśląc. – Więc on teraz będzie czekał na mój krok, prawda? – Spojrzała na Wilsona, a on mógłby przysiąc, że widział w jej oczach złośliwy błysk.
- Chyba tak… Co zamierzasz? – Przechylił głowę w bok, uważnie się jej przyglądając.
- Mały striptiz chyba załatwiłby sprawę, nieprawdaż? – Uśmiechając się zwycięsko, wybiegła z gabinetu zostawiając siedzącego na kanapie onkologa w totalnym osłupieniu.

Czuł się dziwnie. Przecież tyle razy ją całował, ale nigdy dotąd nie czuł tego... czegoś. Zawsze było wspaniale, jej usta były niemalże dla niego stworzone, zawsze chętne i odpowiadające na każdą pieszczotę. Ale tym razem było inaczej…
- Cholera – syknął, rzucając piłeczką o ścianę. – Wariuję! – Przewrócił oczami i wyciągając z kieszeni małe pomarańczowe pudełeczko, otworzył je wysypując na biurko kilka białych tabletek. Chwycił jedną z nich pomiędzy kciuk i palec wskazujący i uniósł na wysokość oczu. Chyba mógłby to uczucie porównać do uzależnienia. Czuł się jakby po kilku dniach bolesnego detoksu, ktoś dał mu, choć odrobinę narkotycznej substancji, która uśmierzyła cierpienie, lęk i zaburzenia świadomości. Czy był uzależniony od Lisy Cuddy? To przecież było niemożliwe, nie tęsknił za nią, nie szukał jej natrętnie wzrokiem i nie potrzebował, by była cały czas obok. Z drugiej jednak strony, gdy była blisko wszystko stawało się łatwiejsze, jego życie nabierało w końcu jakiegoś sensu, a i noga czasami sobie odpuszczała i dawała chwilę wytchnienia od pulsującego bólu. Przy niej potrafił niekiedy wyjść myślami w przyszłość, zastanowić się nad tym jak będzie wyglądało jego życie za kilkanaście lat. Zaczął snuć plany, zawsze uwzględniając w nich ją. Czyżby było możliwe, że nawet nie zauważył, jak Cuddy stawała się kimś więcej? Jak niepozornie wynajdowała sobie miejsce w jego zmarnowanym, pooranym bliznami i wiecznie nieszczęśliwym sercu, zadomawiając się tam na dłużej? Być może nawet na stałe?
Prychnął, kręcąc głową.
- Nie ma mowy! – rzucił twardo, połykając kolejną tabletkę. Spojrzał w bok i zmarszczył brwi, widząc jak w sąsiednim gabinecie zgromadziły się kaczątka z ostatnich pięciu lat i które nad czymś usilnie debatowały. Powoli podniósł się z fotela i starając się być jak najciszej podszedł do drzwi dzielących gabinety i lekko je uchylił.
- Są wszędzie! – Rzucił z podnieceniem Chase, uśmiechając się szeroko. – Nigdy nie podejrzewałem, że Cuddy zrobi coś takiego!
- Jeżeli związała się z Housem, to znaczy, że jest zdolna do wszystkiego – neurolog wzruszył ramionami.
- Teraz to ja się wcale nie dziwię, czemu ona się z nim związała – mruknęła Trzynastka, biorąc do ręki jedną z kartek leżących na stoliku. Cameron zaśmiała się cicho i zaglądając przez ramię koleżanki, przytaknęła.
- Nie chciałbym być blisko Housa, jak się o tym dowie – Kutner zgarnął kilkanaście kartek na jedną kupkę i odsunął je od siebie, jakby obawiał się, że przenoszą jakąś rzadką chorobę. Taub spojrzał na niego, unosząc wysoko brwi i wzdychając głęboko.
- Później ta cała ich gierka odbije się na nas. Znowu będziemy zmuszeni znosić te jego humorki – założył ręce na piersi odchylając się do tyłu na krześle. Reszta przytaknęła lekko, nadal z uśmiechem przypatrując się leżącym przed nimi papierom. House delikatnie zamknął drzwi marszcząc brwi. Co takiego Cuddy mogła wymyślić w odwecie, że jego podwładni tak bardzo obawiali się jego reakcji? Cóż mogło znajdować się na tych wydrukach? Jakiś durny tekst? Rysunek? Fotografia? Cokolwiek to było, przecież nie mogło… Zatrzymał się raptownie, wciągając mocno powietrze przez nos.
- Nie… - wysyczał. Odwrócił się i tak szybko na ile pozwalała mu laska wpadł do sąsiedniego pokoju, siejąc niemały postrach. Sześć par oczu wpatrywało się w niego niepewnie, powoli przenosząc wzrok na arkusze papieru i obserwując uważnie jak House podnosi jedną z kartek na wysokość oczu.
- Szlag! – Zmiął kartkę w dłoni. – Zamorduję ją! – mruknął kierując się ku drzwiom. – Laską ją zatłukę, jak boga kocham… - mamrotał pod nosem, posyłając mijanemu rozchichotanemu i rozbawionemu personelowi mordercze spojrzenia. Oj, teraz to dopiero zacznie się zabawa!

- Możesz mi wyjaśnić, co to do cholery ma znaczyć?! – Wpadł z krzykiem do jej gabinetu. Wystraszona podskoczyła na krześle i wbiła w niego niepewne spojrzenie.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz? – Spojrzała na niego uśmiechając się niewinnie. Rzucił w nią kulką papieru i opierając się oburącz na lasce wbił w Cuddy groźne spojrzenie. Rozwinęła kartkę, próbując ukryć cisnący się na usta triumfujący uśmiech.
- Niezłe – pokiwała głową z uznaniem. – Kto by pomyślał, że jesteś tak fotogeniczny! – Posłała mu szeroki uśmiech i wstając zza biurka, podeszła do niego i oddała mu kartkę. – Toż to dzieło sztuki! Trzeba pogratulować fotografowi!
- Jak mogłaś porozwieszać po całym szpitalu zdjęcie, które zrobiłaś wbrew mojej woli! Zdjęcie – westchnął, próbując opanować nerwy. – Na którym jestem w samych bokserkach – wysyczał. – Na twojej pieprzonej bordowej, atłasowej pościeli!
- Ja tam uważam, że jest urocze – przechyliła głowę, uśmiechając się przymilnie. – A już zwłaszcza twoje odzienie jest niesamowicie urocze! Te bałwanki i mikołaje na bokserkach? Sama słodycz… - zaśmiała się widząc, jak na jego czole zaczyna niebezpiecznie pulsować jedna z żyłek. - Dwa – jeden, kochanie – poklepała go po policzku i śmiejąc się głośno, wyszła z gabinetu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martusia14
Internista
Internista


Dołączył: 08 Paź 2008
Posty: 693
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:20, 12 Lip 2009    Temat postu:

Kika jak słuch po twoim wenie zaginął to ja nawet jestem wstanie rozwiesić listy gończe albo zgłosić to na policje byle były kolejne części fika
A co do tej części powaliła mnie na kolana ale pozytywnie.Nareszcie popłakałam się na fiku nie ze wzruszenia tylko ze śmiechu.
O Boziu a najbardziej to mnie rozwalił tekst Cuddy

- Ja tam uważam, że jest urocze – przechyliła głowę, uśmiechając się przymilnie. – A już zwłaszcza twoje odzienie jest niesamowicie urocze! Te bałwanki i mikołaje na bokserkach? Sama słodycz… - zaśmiała się widząc, jak na jego czole zaczyna niebezpiecznie pulsować jedna z żyłek. - Dwa – jeden, kochanie – poklepała go po policzku i śmiejąc się głośno, wyszła z gabinetu.

Ja chce więcej a i już zaczynam poszukiwania wena


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pietruszka
Truskawkowa Blondynka


Dołączył: 17 Wrz 2008
Posty: 1832
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 8:12, 13 Lip 2009    Temat postu:

Robienie uroczych zdjęć mi średnio do Cuddy pasuje, poza tym trzymasz poziom

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cave
Rezydent
Rezydent


Dołączył: 25 Maj 2008
Posty: 1411
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:33, 13 Lip 2009    Temat postu:

bardzo mnie tu dawno nie bylo:)
no ale musze to skomentowac.. po 1: Jestem teraz ogromna fanka Three Days Grace, a piosenka I hate everything about you wywoluje u mnie fale szczescia
co do fika.. swietna fabula, wszyscy caly czas pisza praktycznie o tym samym,a ty troche urozmaicilas nam czytanie, co najwazniejsze nie mam pojecia co dalej bedzie, a uwierz mi w niektorych fikach mozna latwo domyslic sie co bedzie dalej. Zawsze uwielbialam potyczki H vs. C(moze nie az tak oczywiste: pocalunki, zdjecia) , a w twoim wykonaniu sa one fenomenalne. Az normalnie wyobrazam sobie miny personelu, gdy sie calowali. Chociaz mysle ze po chwili by odeszli, bo stwierdziliby ze takie "odchyly" to u nich normalne PISZ dalej... bo i nawet nigdy na styl nie zwracam uwagi a twoje posty bardzo dobrze i szybko mi sie czyta. Wpadam tylko przed snem sprawdzic czy cos nowego nie wstawilas
Wena:)
C.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cave dnia Pon 22:34, 13 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kika
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 246
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Żywiec
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:22, 20 Lip 2009    Temat postu:

Z góry bardzo przepraszam za to, co pojawi się poniżej. Z opowiadania troszkę humorystycznego spadałam na dno melancholii i melodramatu. No cóż, odzwierciedliło się mój paskudny nastrój. Przepraszam raz jeszcze. Ah, no i zbliżam się wielkimi krokami do końca. Jeszcze może jedna bądź dwie części przy dobrych wiatrach


Cz. 5

Zimny wiatr targał jej włosy i zaróżowiał policzki. Płatki śniegu powoli wirowały w nikłym świetle dobiegającym przez uchylone drzwi wejściowe na dach szpitala. Otuliła się mocniej płaszczem i przymykając oczy, wciągnęła mocno powietrze, czując jak jej gardło rani zimne powietrze. Miała dosyć. Pragnęła stopić się niczym płatki śniegu na rozgrzanych dłoniach, wniknąć w otaczający ją mrok. Zniknąć. Aby nikt nigdy jej nie odnalazł, nie obdarował złudną nadzieją, nagle nie odebrał wszystkiego, na czym jej zależało. Nie zranił. Nie chciała widzieć jak świat ucieka jej między palcami, jak wszystko znika jakby za szkłem, gdy nie ma go obok niej. Nie chciała, aby stał się każdym jej dniem, aby stał się wszystkim, co najważniejsze. Już nie… Chciała żyć spokojnie, bez niepewności i złudzeń. Bez codziennego strachu, że nagle odejdzie. Bez zwodniczej nadziei, że jutro będzie lepsze. Chciała nareszcie zacząć żyć! Z dnia na dzień. Bez planów, bez zastanawiania się, co przyniesie nowy dzień. Bez rozczarowań i ciągłych zawodzeń. Właśnie, dlatego tego wieczoru stała na dachu. Wiedziała doskonale, że to jedyne miejsce, gdzie może spokojnie z nim porozmawiać. Tym razem nie da się zwieść wykrętami. Postanowiła, że mimo wszystko dziś wszystko stanie się jasne. Nawet, jeżeli miało to zaowocować ogromnym bólem, musiała coś zrobić. Bez niedomówień.
Szaro-czerwona piłeczka po raz kolejny odbiła się w tym samy miejscu na ziemi, potem na ścianie i dokładnie w tym samej sekundzie od wyrzutu, znów trafiła do jego dłoni. Nauka. Fizyka. Biologia. Siła, z jaką oddziaływał na piłkę zawsze była taka sama, nie miała, więc prawa zajść żadna anomalia. Akcja wywołuję reakcję. To było takie proste, takie logiczne i spójne. To właśnie lubił. Gdy wszystko dało się ogarnąć umysłem. Rozłożyć na czynniki pierwsze, zanalizować i znów połączyć w spójną całość. To, co wykraczało poza obręb umysłu, wykraczało poza jego możliwości. Bał się uczuć, bo nigdy nie mógł ich dokładnie zdiagnozować, zawsze pozostawał ogromny margines błędu. A błędy go przerażały. Niosły za sobą zbyt wiele rozczarowań, zagubień i bólu. Uczucia zawsze były niejasne. Życie nauczyło go, że to, co łączy dwoje ludzi nigdy nie jest szczere, bezinteresowne i nieskazitelne. Ludzie zawsze pragnęli czegoś w zamian. Akcja, reakcja. Ja daję ci poczucie, że jesteś kochana, ty wyzwalasz mnie od samotności do końca życia. Ja udaję, że zawsze wysłuchuje twoich narzekań tego, co cię trapi, w zamian otrzymuję darmowy sex. Ty nie przeszkadzasz mi w oglądaniu meczy, w spotkaniach z kumplami, za co zawsze możesz wtulić się w moje ramiona i poczuć się bezpiecznie i czasami otrzymać w zestawie darmowego hydraulika. Nie chciał takiego życia. Nie chciał takiego życia dla niej. Nie mógłby znieść, że robi coś dla niego z obowiązku, że musi się czymś odwdzięczyć, za to, co on jej mógł dać. Ich wspólne dwa miesiące były tym, czego oczekiwał. Bez żadnych zobowiązań, bez deklaracji. Oboje mieli namiastkę związku, prawdziwego domu i uczucia. On miał wszystko, co potrzebował. Ona pragnęła więcej. Pragnęła czegoś, czego on nie mógł jej dać. Jego fobia przed uzewnętrznieniem swoich uczuć, czyniła go człowiekiem, który nie nadawał się do jej obrazka związku i rodziny. Ona pragnęła, aby ktoś każdego ranka uświadamiał jej, jak bardzo ją kocha. Wyznawał to sylaba po sylabie. A on kiedyś nawet bał się przyznać, że ją lubi! Ktoś tak aspołeczny nie zasługiwał na kobietę, która potrafiła kochać mimo wszystko, bezinteresownie i prawdziwie. Ona nie zasługiwała na życie w ciągłej niepewności, niedomówieniach i kłamstwach. Nie zasługiwała na nieszczęście, jakim był on.
Wiadomość, jaką wysłała mu tego popołudnia brutalnie wyrwała go z planowania kolejnego rozegrania tej idiotycznej gierki, jaka wywiązała się między nimi. Zawieszenie broni, tak brzmiał pierwszy wers sms’a. Dalsze linijki wiadomości przywróciły go do rzeczywistości. Wiedział, że to musiało nastąpić. Wszystko zależało już tylko od niego. Przeklinał się w myślach za to, co za chwilę będzie musiał zrobić. Nie chciał jej odtrącać, nie chciał ranić, ale… Czy miał jakieś inne wyjście?
Ciche skrzypnięcie drzwi wyrwało ją z zamyślenia. Nie odwróciła się, choć tak bardzo pragnęła zobaczyć, jaki ma wyraz twarzy, jak na nią patrzy. Westchnęła cicho, gdy poczuła jak powoli kładzie dłoń na jej ramieniu. Zadrżała, gdy powoli przesuwał dłoń wzdłuż jej ręki, ukrywając jej delikatnie dłonie wewnątrz swoich. Objął ją drugim ramieniem, przytulając do swojego ciała. Przymknęła oczy, odwracając się do niego przodem i chowając głowę w zagłębieniu pomiędzy jego szyją a ramieniem. Zamknął oczy, zanurzając twarz w jej włosach i powoli wdychając ich zapach. Pragnął zatrzymać czas, by zbędne słowa nie przerwały tej chwili. Oddałby wszystko, aby trzymać ją w ramionach do końca życia, ale nie mógł… Nie potrafił skazać Lisy na wieczny strach i ból. Całując ją w czubek głowy, odsunął delikatnie od siebie i nie zaszczycając jej nawet spojrzeniem, stanął obok wpatrując się niewidzącym wzrokiem w przestrzeń. Spuściła głowę, próbując powstrzymać zbierające się pod powiekami łzy. Westchnęła cicho i stanęła obok Housa, podążając za jego spojrzeniem.
- Po pierwsze… - odchrząknęła. – Chciałabym, abyś wiedział, że cokolwiek się dzisiaj wydarzy, nie będzie miało wpływu na twoją pracę i nic nie zmieni się na płaszczyźnie szef – pracownik.
Pokiwał delikatnie głową.
- Po drugie… - uśmiechnęła się do siebie delikatnie. – Kocham cię… - powiedziała ściszając ton. Kątem oka zauważyła jak nieznacznie opuszcza głowę. – Ale przecież o tym wiesz. Zawsze wiedziałeś, prawda? – Znów delikatnie przytaknął. – Wiesz również, że nie potrafię trwać w czymś, co nie jest jasne i oczywiste. Co nie daje mi żadnego zapewnienia, że nagle nie odejdziesz bez słowa. Rozumiesz mnie, prawda? Zawsze rozumiałeś – roześmiała się smutno. – Nie poprosiłam o to spotkanie, żeby błagać cię, byś mnie pokochał, abyś został. Pragnął, abym ja została. Nie wymagam wyniosłych wyznań. Chciałabym tylko usłyszeć, że mnie potrzebujesz, że nie jestem tylko mało znaczącym dodatkiem do wizji odrobinę lepszego, może i szczęśliwszego życia. Chciałabym usłyszeć, co tak naprawdę czujesz, co myślisz – zamilkła i niepewnie wyciągnęła rękę, by z zawahaniem nakryć dłonią – jego. Uśmiechnęła się delikatnie, gdy poczuła jak wplątuje jej palce pomiędzy swoje, głaszcząc delikatnie kciukiem wierzch jej dłoni. – Chciałabym wiedzieć, czy… Czy to ma sens?
Cisza, jaka powstała, nie niosła ze sobą niezręczności, czy zażenowania. Była nicią pewnego niemego porozumienia.
- Przepraszam… - wyszeptał. Niepewnie odwrócił się do niej i po raz pierwszy spojrzał jej w oczy. – Przepraszam, ale ja… - wzruszył ramionami, uśmiechając się żałośnie. – Ja nie potrafię…
Pokiwała delikatnie głową i uśmiechnęła się smutno.
- Nie szkodzi – przechyliła głowę, nie przerywając kontaktu wzrokowego. – To były najwspanialsze dwa miesiące mojego życia. Dziękuję… - wyszeptała i unosząc się na palcach, złożyła na jego ustach delikatny pocałunek. Oparł głowę o jej czoło, wpatrując się w jej oczy. Czuł się jakby nagle całe powietrze w jego płucach uleciało, czuł się zmęczony psychicznie. Pragnął zniknąć, zapaść się pod ziemię. Cokolwiek, byleby nie widzieć bólu w jej oczach. Tego jak powoli gromadziły się w nich łzy.
- Żegnaj ukochany, witaj zwykły pracowniku – rzuciła, pociągając nosem. Roześmiali się cicho, odsuwając się delikatnie od siebie. Spojrzała na niego i uśmiechając się delikatnie, pogładziła dłonią jego policzek. Poczuła jak jedna niesforna łza wydostała się spod powiek. Spuściła szybko głowę i odwracając się, ruszyła ku drzwiom.
Nie mógł pozwolić, aby odeszła. Nie teraz… Nie tak!
- Zostań… – wyszeptał w mrok.

Spytaj siebie, czego pragniesz. Dlaczego kłamiesz, że miałaś wszystko?
Gdy udając, że śpisz w głowie tropisz bajki z gazet.
Kiedy nie chcesz już śnić cudzych marzeń.
Bosa do mnie przyjdź i od progu bezwstydnie powiedz mi, czego chcesz.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lisie
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:33, 20 Lip 2009    Temat postu:

Śledzę tego ficka jakiś czas...ale to co prze chwilą przeczytałam... to było takie piękne, prostota i urok prawdziwych uczuć, niepewnych ale szczerych, nie skrywanych pod zasłoną sarkazmu i ironii. CZytając, słuchałam z czystego przypadku piosenki M. Rodowicz ,,Rozmowa przez ocean" i muszę przyznać ze przeszedł mnie jakis dreszcz...Piękne !

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martusia14
Internista
Internista


Dołączył: 08 Paź 2008
Posty: 693
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Toruń
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 23:01, 20 Lip 2009    Temat postu:

Hmm brak słów.
Te wyznania Lisy były takie prawdziwe i czułe oraz dało się odczuć,że płynęły prosto z serca.Mam nadzieję,że to się tak smutno nie zakończy i Greg w końcu zda sobie sprawę z pewnych rzeczy ale podoba mi się to,że jest wobec niej szczery.Świetna cześć.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
agaSek
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 19 Cze 2009
Posty: 58
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 0:28, 21 Lip 2009    Temat postu:

Cytat:
- Zostań… – wyszeptał w mrok.


Nie zaglądałam do tego opowiadania z jednej przyczyny: Wole dialogi niż opisy. heh Dzieki Tobie zmieniłam zdanie... Opowiadanie przeczytałam po 12 i to był błąd.. W jednym momencie się zmiałam w innym miałam łzy. To jest Twój pierwszy fik? Pisz dalej bo masz dar Weny życzę i dziękuje za podzielenie się czymś takim


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez agaSek dnia Pon 18:53, 03 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Coccinella
Stomatolog
Stomatolog


Dołączył: 24 Kwi 2009
Posty: 939
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Szpital Psychiatryczny
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 8:23, 21 Lip 2009    Temat postu:

Ciśnie mi się na usta tyle pozytywnych słów, ale ograniczę się do piękne.

Piękne przemyślenia.
Piękne dialogi.
Piękne opisy. Uczuć przede wszystkim.
Pięknie zarysowane sytuacje.

I to jest właśnie to, co lubię najbardziej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kamylka
Córka Rozpusty


Dołączył: 25 Cze 2009
Posty: 1737
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z bocianiego gniazda
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:43, 21 Lip 2009    Temat postu:

Nie zaglądałam tu z powodu mojego lenistwa. Bo dużo opisów, mało dialogu.
Ale w końcu zaczęłam czytać i... wpadłam. Przeczytałam wszystkie części jednym tchem.
To jest cudowne!
A ta ostatnia część, łzy same mi spływały po policzkach. Czekam na kolejną.
Wena


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pietruszka
Truskawkowa Blondynka


Dołączył: 17 Wrz 2008
Posty: 1832
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 54 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 13:01, 21 Lip 2009    Temat postu:

Zdecydowanie to dla mnie zbyt mocny kontrast - najpierw było tak uroczo, była atmosfera współzawodnictwa, a teraz coś takiego. Moim zdaniem do załamań nie dochodzi tak szybko, potrzeba do tego jakiegoś... Impulsu. Nie podoba mi się jego brak, albo też to, że go nie dostrzegam.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin