Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Jeśli dotrzesz głębiej [T][Z]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
marguerite.
Epidemiolog
Epidemiolog


Dołączył: 05 Mar 2010
Posty: 1221
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Debrzno
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:23, 01 Wrz 2010    Temat postu:

To mój pierwszy komentarz przed tym tłumaczeniem, więc powiem Ci, że robisz to, znaczy tłumaczysz naprawdę świetnie. Przejrzałam oryginał i nie widzę nic, co czego mogłabym się przyczepić.
Brawo.

A co do fika... Jest inny. Inny, ale przy pozytywnym znaczeniu tego słowa. Podoba mi się. Pomysł rodem z harlequina, ale nie widzę w tym nic złego, bo napisane jest naprawdę świetnie.
Wizja House'a czuwającego przy łóżku Cuddy jest słodka
A Lucas niech się wypcha Zachowałby się honorowo, teraz po prostu wychodząc ze szpitala. Mam wrażenie, że Cuddy nie byłaby tym zbytnio urażona


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:39, 01 Wrz 2010    Temat postu:

Piranio, nawet nie wiesz jak ja Ci zazdroszczę tak, wiem, to złe uczucie, ale ile ja bym dała, żeby potafić tak tłumaczyć, jest tyle świetnych fików, niestety pisanych po angielsku Wiem, bo czytam niestety rozumiem tylko ogół, o co chodzi, a Ty tłumaczysz tak płynnie, każde słowo, wszystko pasuje i świetnie oddaje całość
A fik jest boski, czasem każdy potrzebuje przeczytać coś tak romantycznego i pięknego Super pomysł i ślicznie napisane


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Amu
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bydgoszcz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:53, 02 Wrz 2010    Temat postu:

Świetne tłumaczeniee . ; x Podziwiamm . < 3 . Czekam na kolejne części . ! ; **

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Perry
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 05 Wrz 2010
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:05, 05 Wrz 2010    Temat postu:

Świetne opowiadanie. A już myślałam, że House po nią zejdzie.
Czekam na kolejne części.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agnes
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 16 Maj 2010
Posty: 1023
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:56, 05 Wrz 2010    Temat postu:

Trochę spóźniona, ale wreszcie jestem i zabieram się za komentowanie.

House martwiący się o Cuddy to zdecydowanie jedna z rzeczy, które Agnes lubi najbradziej. I mówię tu oczywiście nie tylko o martwieniu się o stan jej zdrowia. Również podczas tego, najzwijmy to trójkąta House-Cuddy-Lucas widać, że bardzo mu na niej zależy. I, nie powiem, niezmiernie mnie to cieszy.

Końcówka tej części zatrzymała mnie w niepewności, przez co natychmiast pojawił mi się odruch duszący Tak więc uprzejmie proszę o natychmiastowe przetłumaczanie najstępnej części

Zniecierpliwiona i pełna podziwu
Agnes


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pirania
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 0:47, 06 Wrz 2010    Temat postu:

Niestety, na ciąg dalszy trzeba będzie poczekać... Jutro wyjeżdżam w świat i to w rejony, gdzie mój angielski ograniczy się do "May I have a hamburger with french fries and coke, please?" a dostęp do internetu ograniczy się nawet bardziej. Kolejną część zamieszczę więc na początku października... Przepraszam Za to obiecuję, że wtedy skończę szybciutko i nie będę się ociągać z kolejnymi częściami.
Nie tęsknijcie za bardzo Do przeczytania w październiku


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Amu
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bydgoszcz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:06, 06 Wrz 2010    Temat postu:

Hehh . Szkodaa . ; xxx . Czekamm . ; *

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pirania
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:39, 08 Paź 2010    Temat postu:

Cytat:
Gdzieś między użeraniem się z Uczelnianym Systemem Ogłupiania Studenta a kserowaniem masy książek udało mi się podjąć to tłumaczenie...


Atmosfera w pokoju była tak gęsta, że można ją było kroić nożem. House wyglądał, jakby czuł się mało komfortowo, choć był w euforii. Cuddy niemal wpadła w panikę. Zaczęła szybko oddychać i gwałtownie mrugać. House nie był pewien, czy próbowała powstrzymać łzy, czy też był to symptom. Musiał sprawdzić.
Wyciągnął latarkę z zakurzonej kieszeni i zaświecił jej w oczy.
- Wszystko w porządku – wymamrotała, nie do końca wiedząc, co zrobić. House odsunął się, żeby nie przeszkadzać w ostatecznym zerwaniu z Lucasem. Przynajmniej miał nadzieję, że to zamierzała zrobić. Jeśli nie, będzie miała problemy z wydostaniem się z grobu, który sobie wykopała.
- Lisa... - szepnął Lucas, biorąc ją za rękę.
House poczuł, jak opanowują go pierwotne instynkty. Chciał go uderzyć za samo dotykanie jej. Okej, jasne, w teorii nadal był jej partnerem, ale skoro właśnie wyznała miłość innemu można chyba było założyć, że z teorią należy skończyć.
Ale problem polegał na tym, iż Lucas był tylko dzieciakiem. Nie zniósłby świata, w którym żyli Cuddy i House... Nie był na to gotów. House czasem się zastanawiał, czy nie byłoby lepiej, żeby Lucas jeszcze posiedział w macicy. Cuddy była kobietą, a Lucas powinien zajmować się dziewczynami. Tymczasem House był prawdziwym mężczyzną. Wystarczył rzut oka na niewinną, dziecinną twarz Lucasa – żadnych wątpliwości, że był załamany. House zerknął na niego i zdecydował, że skoro już dostaje Cuddy – alleluja! - może przynajmniej spróbować odrobinę współczuć Lucasowi. Więc nie uciął tego trzymania za ręce. Na razie.
- Lisa... - powtórzył Lucas, któremu wyraźnie brakowało słów. - Dlaczego?
- Och... - Zacisnęła usta i potrząsnęła głową. Z oczu wypłynęło jej kilka łez. - Nie wiem, naprawdę – jęknęła.
House zamarł. Odrobinę kręgosłupa, kobieto! Ona wiedziała, przed momentem to przyznała. Chciała House'a. I znał ją na tyle, by mieć pewność, że nie zmieniła zdania przez trzy ostatnie minuty. Kciukiem pogłaskał jej bok. Wzdrygnęła się.
House skrzywił się.
- Przepraszam – wymamrotał zupełnie szczerze. To miało być pogłaskanie w stylu „Dasz radę!”, nie w stylu „Pogorszę stan twojego złamanego żebra”.
- W porządku – odparła i odwróciła twarz w stronę Lucasa. Musiała to zrobić. Teraz. - Lucas, nie chodzi o to, że czegoś ci brakuje... - przerwała i spojrzała na House'a po wsparcie. Jego twarz pozostała bez wyrazu, ale lekko ścisnął jej palce.
Cuddy poczuła się silniejsza. Gdyby to był ktokolwiek inny ten dotyk nic by nie znaczył, ale to był House. On nie ściskał palców.
- Jesteś ideałem – kontynuowała. Jej głos nabrał nieco pewności. - Jesteś wszystkim, czego powinnam chcieć i potrzebować... Jesteś takim odpowiedzialnym ojcem... ale ja nie mogę. Potrzebuję tego. Potrzebuję House'a – przerwała i przełknęła ślinę. - I mam świadomość, jak idiotycznie brzmi to zdanie.
- Ale przecież... - wykrzyknął Lucas, zacinając się. - Przecież na niego narzekałaś! Codziennie! Sprawiał, że byłaś nieszczęśliwa – zauważył pewnie.
- Wiem – uśmiechnęła się słabo. - Sprawia, że jestem nieszczęśliwa i to się na pewno nie zmieni...
House pochylił się, zaciekawiony, co będzie dalej.
- Ale... - By poczuć się pewniej, niezgrabnie sięgnęła po dłoń House'a. - To niesamowite, ale sprawia, że jestem szczęśliwa. I stawia mi wyzwania, a ty tego nie umiesz.
Lucas parsknął pełnym niedowierzania śmiechem i pochylił głowę.
- Więc chodzi o IQ? - zapytał niepewnie.
- Nie – potrząsnęła głową. - Chodzi o... dopasowanie.
- I myślisz, że do siebie pasujecie? - odparł ze złością, coraz bardziej zdenerwowany. Załamany i zraniony Lucas zniknął – chwilowo, House był przekonany, że za moment powróci – na jego miejscu był wściekły Lucas. Przynajmniej na tyle, na ile ktoś taki jak on mógł być wściekły.
Oczywiście pojedynek wściekłego House'a ze wściekłym Lucasem byłby jak pojedynek lwa z kociakiem, ale House zdecydował, że pozwoli sytuacji się rozwinąć. Pozwoli Lucasowi się pogrążyć, a potem wkroczy na scenę i wykopie jego smutny, samotny tyłek w ciemną noc. I będzie miał Cuddy tylko dla siebie. Czekał na to dwadzieścia lat i zamierzał się cholernie dobrze bawić.
- Tak – odparła ostrożnie Cuddy. - W granicach rozsądku.
- W niczym go nie przypominasz! - wskazał na House'a, w ogóle się nie przejmując, czy ten go słyszy. - Nie jesteś wredna, mizantropiczna, chamska... Jesteś dobrym człowiekiem!
House spróbował zmienić pozycję. Cały zesztywniał od opierania się o plastikowe oparcie krzesła. Jasne, jasne, Lucas dotarł do aktu „On jest dupkiem!” w tym żałosnym monologu pod tytułem „Wróć do mnie”. Szczerze mówiąc, było to trochę przewidywalne. Teraz zacznie gadać o tym, że House wszystko spieprzy i ją zrani.
- Lisa – naciskał Lucas, ściskając ją za rękę. Odrobinę zbyt mocno, żeby House'owi się to podobało. - On wszystko spieprzy i cię zrani.
Bingo. Słowo w słowo.
- Nie chcesz sobie tego robić! - kontynuował bezowocnie. - Jestem jedyny dla ciebie, popełniasz błąd! Proszę, nie rób tego...
- Wystarczy! - Uciszyła go. - Jestem zmęczona, wszystko mnie boli i podjęłam już decyzję. Może ona jest głupia, może będę nieszczęśliwa, ale nie obchodzi mnie to! Słyszysz, nie obchodzi! Chcę spróbować... Nie mogę przez resztę życia zastanawiać się, co mogłoby być.
- A co ze mną? - błagał. - Nie będziesz się zastanawiać, co byłoby ze mną?
Na początku, kiedy Cuddy zorientowała się, że Lucas słyszał był rozmowę między nią i Housem, było jej przykro i przestraszyła się. Naprawdę ją obchodził i nie chciała, by dowiedział się o wszystkim w taki sposób. Ale kończyła się jej cierpliwość, a nieprzerwane błagania sprawiały, że wszystko bolało ją bardziej. Nie zamierzała kontynuować tej rozmowy i chciała, by się wyniósł.
- Widziałam, co mogłabym mieć z tobą – odparła, może odrobinę zbyt ostro. - I niestety, nudziło mnie to.
Lucas wyglądał na zszokowanego. Tego się z pewnością nie spodziewał. Ale wkrótce szok ustąpił uczuciu przegranej. Jego twarz nabrała chłodnego wyrazu. Stał cicho, zapinając swój płaszcz.
- Jesteście siebie warci – prychnął i wyszedł z taką godnością, na jaką mógł się zdobyć.
Nastał moment ciszy. House przetrawiał sytuację. Cuddy pociągała nosem. Spojrzał na nią. Próbowała być spokojna, ale widział, że się łamie.
- Hej – wymamrotał z ulgą, głaszcząc ją po włosach zaskakująco delikatnie. - Nie bądź... smutna.
- Nie jestem – odpowiedziała z żalem, ocierając oczy. - Po prostu... to koniec.
- Tak – zgodził się House. - Koniec.
Nagle zorientował się, że byli zupełnie sami i... po prostu byli. Tam gdzie dotarli przez ostatnie kilka godzin. Ona leżała na szpitalnym łóżku, z ramieniem w jakimś idiotycznym temblaku, z obandażowaną głową i twarzą, która wyglądała jak gra typu „Połącz kropki”. I właśnie zerwała ze swoim narzeczonym-dzieciakiem dla niego. Na miłość boską, w co on się wplątał? I jeszcze było to dziecko, z którym będzie musiał się użerać. Mały, różowy, niemowlęcy kłębek radości, z którym House nie miał żadnego kontaktu od czasu zapoznawczo-wymiotnego incydentu, o którym usiłował myśleć z przyjemnością, ale jakoś nie mógł.
Podczas gdy House myślał o tym wszystkim, Cuddy próbowała nie płakać. Ciężki dzień – wdech – mogła umrzeć – wydech – zerwanie z narzeczonym, związanie się z Housem...
- Pocałuj mnie.
House podniósł głowę.
- Co?
- Pocałuj. Mnie.
Westchnęła na widok jego zdumionej twarzy.
- Wiem, że umiesz – zażartowała. - Mam poprosić po raz trzeci?
House przełknął ślinę i pochylił się. Chciał, żeby było inaczej niż wtedy, gdy straciła Joy. Tamten był pocałunkiem straty, nieszczęścia, żalu... Ten powinien być pełen nadziei i – choćby to brzmiało bardzo sentymentalnie – miłości. Musiał wynikać z miłości, nie z potrzeby.
Więc gdy dotknął jej biednych, poranionych ust swoimi, po prostu pozwolił, by go to pochłonęło. Żadnego planu, niczego... Pozwolił sobie się tym cieszyć. Po chwili rozchylił wargi. Jego język dotknął jej warg i wsunął się w usta. Ich języki złączyły się w pocałunku, który zdecydowanie spełniał oczekiwania.
Poczuł, jak Cuddy unosi ręce, wsuwa mu dłonie we włosy i przyciąga go bliżej, przytulając go, wdychając jego ostry zapach. Tynk i gruzy zmieszane z zapachem House'a działały zaskakująco uspokajająco. Podniosła głowę, by wsunąć się głębiej w jego usta, nie chcąc pominąć nawet kawałeczka niego.
To było to, za tym tęskniła. Przez ostatnie dwadzieścia lat każdemu facetowi czegoś brakowało... I teraz wszystko było na miejscu. Nie do końca wiedziała o co chodzi, ale wszystko jakoś do siebie pasowało... Nie mogła tego wytłumaczyć, ale było dobrze. Tak dobrze.
Ku jej zaskoczeniu House odsunął się, choć nadal trzymał ją w ramionach. Przez moment po prostu na nią patrzył, na jej spuchnięte usta i zaczerwienione policzki. Poczuł dumę, wiedząc, że to jego robota. Ale potem spojrzał na jej zadrapania, siniaki i worki pod oczami.
Biedactwo musi być wyczerpane. Więc, w nienormalnie delikatny sposób, pocałował ją w czoło. To był wolny ale zdecydowany pocałunek i Cuddy poczuła, że do oczu napłynęły jej łzy. Złapała się na myśleniu że może, jeśli będzie miała szczęście, może... im się uda.
Uśmiechnęła się z wdzięcznością, gdy położył ją ostrożnie na łóżku.
- Dobranoc – wyszeptał.
- Zostań – poprosiła, chwytając go za rękę.
- Oczywiście – obiecał, opadając na krzesło. Na jego ustach pojawił się usatysfakcjonowany uśmiech.
Cuddy zamknęła oczy, ściskając jego rękę w swojej. Zasnęła.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pirania dnia Pią 20:41, 08 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Amu
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bydgoszcz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 10:41, 09 Paź 2010    Temat postu:

Zajooo tłumacznie . ; * . A fic. Mmm . Świetny.. Czekam na dalsze tłumacznia . ^

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
magdalenka
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 24 Wrz 2009
Posty: 149
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:11, 18 Paź 2010    Temat postu:

czytałąm od początku ale teraz mam czas skomentowac
dobry tekst i świetne tłumaczenie. co prawda zawsze wole orginały (nawet jeśli wymaga to ode mnie ślęczenia ze słownikiem pół nocy), ale bardzo ładnie ubierasz w słowa całe to cacko
czekam na cd


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:42, 30 Paź 2010    Temat postu:

Aż mi głupio, bo sama nie mam czasu nawet skomentować, a przychodzę tu bezczelnie pomolestować Cię o kolejną część.
Fik, który nam tłumaczysz jest świetny a co ważniejsze tłumaczenie jest świetne Podziwiam, tłumaczyć taki tekst i tak dobrze go oddać, jestem pod wrażeniem Mam nadzieję, że znajdziesz trochę czasu, bo opowiadanie mnie wciągnęło i już nie mogę się doczekać co dalej i jak to się skończy

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
AsiaW.
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 18 Wrz 2008
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 23:32, 17 Lis 2010    Temat postu:

Jest jakaś szansa na CD ?? prosi

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez AsiaW. dnia Śro 23:33, 17 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Amu
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bydgoszcz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:52, 18 Lis 2010    Temat postu:

No właśniee.. Będzie cd ? ; > Wciągnął mnie ten fik . .

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pirania
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:49, 23 Lis 2010    Temat postu:

Ups, ups, ups. Będzie.
W weekend. /uroczysta przysięga/ Jak się uporam z tym piiiiiiiiiiiip kolokwium z prawoznawstwa.
Najpierw upiję się ze szczęścia, a potem będę tłumaczyć i dopiero będzie wesoło


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pirania dnia Wto 20:49, 23 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pirania
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 1:42, 28 Lis 2010    Temat postu:

Cytat:
Obietnica to obietnica

Cuddy gwałtownie drgnęła i obudziła się. Pokój z każdą chwilą był wyraźniejszy, im widniej się robiło, tym bardziej sterylny się wydawał. Przez niedbale zaciągnięte, szpitalne żaluzje mogła dojrzeć, jak wschodzi słońce, a niebo eksploduje różem i pomarańczem. Dziwnie się czuła, oglądając ten pokój jako pacjentka. Pościel była zbyt wykrochmalona i przez to niewygodna, a masa medycznych urządzeń stojących wzdłuż ściany i w kącie przeraziłaby ją, gdyby nie wiedziała, do czego służyły.
Spróbowała się podnieść, ale nie była w stanie. Miała wrażenie, że odczuwa ból w każdym nerwie swojego ciała, że sięga on ramion i twarzy i natychmiast pożałowała, że się ruszyła. W spuchniętych oczach pojawiły się łzy. Dokuczało jej ramię i odczuwała pulsujący ból w bokach. Oto skutek złamania trzech żeber i zwichnięcia ramienia. Popatrzyła z niechęcią na brzydki, ciężki temblak na ręce i pomyślała, jak bardzo będzie przeszkadzał. Był na ręce, którą pisała. Takie psie szczęście, zwichnąć sobie tę częściej używaną rękę.
Napięła palce zdrowego ramienia. Czy można stać się oburęczną w ciągu kilku godzin? Chyba jednak nie. Zwłaszcza, że nie była w stanie usiąść bez napinania absolutnie wszystkich mięśni w szyi, ramionach i plecach. Hurra, kilka następnych dni będzie takie cudowne!
Odwróciła głowę odrobinę w lewo. Szczęśliwie tym ruchem udało jej się nie urazić żadnych ran. Popatrzyła na mężczyznę, drzemiącego w niewygodnym fotelu. Jego duża, szorstka dłonń wciąż była splecioną z jej. Jej blada, delikatna ręka zwykle wyglądałaby na maleńką i całkowicie tonącą w jego dłoni, ale tym razem obie były brudne i zakurzone, a ta należąca do Cuddy dodatkowo mocno podrapana. Wyglądali na mało fartowną parę. Którą byli, oczywiście. Pasowali do siebie.
Starała się wyciągnąć swoją rękę tak, by go nie obudzić. Wyglądał na strasznie zmęczonego. Miał wielkie worki pod oczami, a same oczy wyglądały na niesamowicie spuchnięte i małe, zwłaszcza w porównaniu do tego, jak zwykle błyszczały inteligencją. Cuddy uwielbiała jego oczy. Nikt inny nie miał takich oczu, tak pełnych uwagi i namysłu. Nikt tak nie umiał przeszyć człowieka spojrzeniem na wskroś jak on.
„Wow” - pomyślała Cuddy - „Przez tę morfinę naprawdę mi odbija.”
Delikatnie wykręciła palce, próbując uwolnić je z jego opiekuńczego uścisku. Oczywiście, nie dała rady. Gdy tylko jej ręka się poruszyła, otworzył oczy i spojrzał na nią.
- Myślę, że po raz pierwszy i jedyny dogoniłbym cię, gdybyś próbowała uciec – wymamrotał, przesuwając wolną dłonią po nieogolonym policzku.
- Nigdzie się nie wybierałam – odparła. - Próbowałam tylko przywrócić krążenie w palcach. Dość mocno mnie ściskasz.
Uśmiechnął się złośliwie.
- Uważaj, kobieto. Jesteś zupełnie bezbronna.
- Nie mów do mnie „kobieto” - zganiła go, gdy jej feministyczna natura doszła do głosu. W medycynie siedzieli głównie faceci, a po tym, jak na jej stażu wszyscy brali ją za pielęgniarkę, walczenie z wołaczem „Kobieto!” stało się jej drugą naturą.
- Jesteś teraz moją kobietą – przypomniał House. - Więc będę cię tak nazywał, ile mi się będzie podobać.
- Jeśli tak uważasz – podpuszczała go Cuddy. - to może jednak nie będę twoją kobietą.
- Auć – House udawał zranionego. - Jesteśmy razem niecałe dwanaście godzin i już się zastanawiasz, czy mnie nie rzucić? - Oparł brodę na palcu, udając, że się głęboko nad czymś zastanawia. - Może to będzie trudniejsze, niż myślałem? Mój Boże, może będę nawet musiał się trochę starać?
- Dzięki za dodanie mi ducha – jęknęła, sięgając po pilot od łóżka i podnosząc się do pozycji siedzącej. Zajrzała do kołyski w nogach łóżka, obserwując, jak mała klatka piersiowa Rachel rytmicznie wznosi się i opada. - Cały czas spała? - spytała ze zdziwieniem.
- Tak – odparł. - Zwykle się budzi? - rzucił, podnosząc brwi, czego, na szczęście, Cuddy nie zauważyła.
- Ciężki okres – odparła nieuważnie. - Ma koszmary.
- O czym? - dopytywał się z ciekawością.
- O tobie – odparła automatycznie, po czym odwróciła się do niego, zawstydzona. - Przepraszam.
- Twoje dziecko ma problemy, a ty winisz mnie? - spytał, udając urażonego.
- Gdy ktokolwiek ma problemy, winię ciebie – odparła, uśmiechając się do niego. House nie mógł się powstrzymać, by nie odpowiedzieć jej uśmiechem. Po prostu tak na niego działała.
- Więc Rachel jest tylko kimkolwiek? - House usiłował przyprzeć ją do muru.
- Nie – odpowiedziała zdecydowanie Cuddy, . Pragnęła przytulić córeczkę, lecz nie chciała jej obudzić, gdy tak spokojnie spała. - Nie jest tylko kimkolwiek – powtórzyła.
- Nikt, kto nazywa się Cuddy, nie jest tylko kimkolwiek – powiedział House dość szorstkim tonem. Oczywiście, to nie było dla niego łatwe.
Cuddy zaśmiała się, po czym zaczęła gwałtownie kaszleć. Przycisnęła zdrową rękę do ciężkiej klatki piersiowej i wskazała na dozownik z wodą, stojący na stoliczku w nogach jej łóżka. Przypuszczała, że w gardle wciąż ma trochę pyłu. Nic, czym trzeba się martwić, ale jednak bardzo przeszkadzało.
House już klepał ją delikatnie po plecach, jednocześnie zręcznie nalewając drugą ręką wody do szklanki.
- Pij – rzucił ostro, przykładając szklankę do jej ust, drugą ręką głaszcząc ją po plecach.
Z wdzięcznością przyjęła płyn, pijąc gwałtownie – ponad dobę nic nie jadła. Woda spłynęła po jej poranionym przełyku – wdychanie pyłu przez kilka godzin nie mogło mieć dobrego efektu – i tylko zakrztusiła się bardziej, gdy napój poruszył resztki piasku w jej gardle. Wysunęła język, odpychając szklankę, niczym dziecko odmawiające jedzenia.
- Pij – powtórzył spokojnie, lecz stanowczo i Cuddy wiedziała, że to dla jej dobra – albo dla rozrywki House'a. Przypuszczała, że pół na pół.
Gdy kończyła pić wodę, płyn przepływał łatwiej i czuła, że jej gardło jest czystsze. Oczywiście, House miał rację. Na szczęście, Cuddy poczuła się nie tylko lepiej, ale i przytomniej, gdy wypiła wodę. Na nieszczęście, kaszel obudził śpiącą dziewczynkę. Rachel siedziała teraz w o wiele za małym łóżeczku, patrząc niepewnie na matkę.
- Mama? - spytała niepewnie, chwytając w pulchne łapki stopę.
- Hej, kochanie – pół wykaszlała, pół wyszeptała Cuddy. - Obudziłaś się?
Rachel gwałtownie pokiwała głową, tak jak tylko dzieci potrafią i wyciągnęła rączki do Cuddy. Łóżko było w pewnej odległości od kołyski – okej, dwadzieścia centymetrów... - ale gdyby spróbowała wydostać się z łóżeczka, mogłaby wpaść w tę dziurę i zrobić sobie krzywdę.
Cuddy znała swoją córkę na tyle dobrze, by wiedzieć, że za sekundę wstanie i spróbuje przejść przez barierkę.
- House! - Cuddy wskazała na Rachel. - Daj mi ją!
House pokuśtykał do kołyski i wyjął dziewczynkę. Oparł ją sobie o biodro, a Cuddy ze zdumieniem zobaczyła, jak jej córeczka opiera zaspaną główkę o jego szeroką pierś, niczym ona sama wcześniej.
House uśmiechnął się słabo. Co dziwne, jakoś podobała mu się ta sytuacja. W przeciwieństwie do tego, co sądziła większość ludzi, House nie nienawidził dzieci. Z pewnością nie chciałby przebywać z dzieckiem przez dłuższy czas – na przykład mieć własnego – ale, od czasu do czasu, dzieci jako takie całkiem lubił.
Były pozbawione wewnętrznego filtra, nic ich nie powstrzymywało od powiedzenia czegoś niegrzecznego czy niewłaściwego. Dzieci mówiły czystą prawdę, co szanował. Mówiąc krótko, nie przeszkadzały mu. Niemowlęta... to inna historia. Niemowlęta tylko płakały, robiły kupę i jadły i - dopóki nie można było sobie popatrzeć na matkę karmiącą piersią – były wkurzające. I nie dało się ich pozbyć.
Ale Rachel już nie była niemowlęciem, była starsza. A House musiał przyznać, że była cholernie urocza. Miała puszyste, miękkie włosy i wielkie, pełne wyrazu ciemne oczy. Którymi aktualnie wpatrywała się w House'a.
Odwzajemnił to spojrzenie, podchodząc do Cuddy, która wyciągała ramiona.
- Hej, maleńka – wyszeptała we włoski Rachel, wdychając zapach szamponu dla dzieci. Dziewczynka natychmiast wtuliła się w matkę, obejmując ją za szyję i podkulając nóżki, by wygodniej usiąść na jej kolanach.
- Mamusia – wymamrotała, wtulając główkę w szyję Cuddy. Zeszłej nocy działy się same dziwne rzeczy: mama nie wróciła do domu, a Lucas przyniósł ją do nowego miejsca, gdzie spała mamusia, a Rachel musiała spać w bardzo małym łóżeczku.
Rachel nie lubiła dziwnych rzeczy, lubiła mamusię. Więc przytulanie się do niej było wszystkim, czego chciała.
Cuddy mocno objęła dziewczynkę. Z przerażeniem myślała, że gdyby cokolwiek poszło źle poprzedniego dnia, już by jej nie zobaczyła, już by jej nie wzięła na ręce. Oczy wypełniły jej się łzami i przycisnęła Rachel bliżej, niemal ją podduszając. Wiedziała, że płakanie z byle powodu nie miało sensu, ale za nią były naprawdę traumatyczne przeżycia i miała prawo do odrobiny łez.
Rachel spojrzała na nią, gdy usłyszała cichy szloch. Zamarła i niezgrabnie spróbowała wytrzeć łzę.
- Mama, nie płacz – powiedziała stanowczo, kręcąc głową.
- Przepraszam – uśmiechnęła się Cuddy, całując ją w nosek.
House stał obok, patrząc, jak kobieta całuje i przytula córkę. Najpierw poczuł niechęć do dziewczynki, za zabranie od niego „mamusi” - w zasadzie, skoro on i Cuddy byli razem, nazywanie ją mamą było ciut niewłaściwe – ale teraz zauważył, że Rachel sprawia, iż Cuddy jest niesamowicie szczęśliwa. House był pewien, że usłyszy sporo o radościach macierzyństwa.
- Pójdę po twój wypis – wymamrotał, obserwując, jak Cuddy łaskocze córkę, a dziewczynka, zachwycona, wybucha śmiechem. - Dam wam chwilę.
- Jasne – odparła nieuważnie, nie do końca zdając sobie sprawę, co powiedział. Na pewno nie dotarła do niej ta część o opuszczeniu szpitala.
House cicho wyszedł, by dostać papiery, które pozwolą mu zabrać ją do domu. Nareszcie.

Kiedy House wrócił, trzymając dokumenty, Cuddy wydawała się o wiele bardziej ożywiona. Aktualnie Rachel używała jej jako trampoliny.
- Hej – rzucił lekko, odpowiadając uśmiechem na jej promienny uśmiech.
Jasne, była zmęczona, wszystko ją bolało, ale miała House'a i Rachel, i nie było Lucasa, i szła do domu... I była żywa. Czy dzień mógłby być piękniejszy?
- Wypis! - oznajmił House. Trochę dziwnie było zobaczyć „Lisa Cuddy” jako imię pacjenta, nie jako podpis. I owszem, House docenił dowcip zawarty w widoku Cuddy podpisującej się w dwóch miejscach: dla pacjenta i dla administratora.
Był też w jej gabinecie i przyniósł ubrania na zmianę, które administratorka trzymała w torbie pod biurkiem. Gdy Cuddy zobaczyła, że przyniósł torbę, wzruszyła się trochę, że o tym wiedział i o tym pomyślał.
Gdy ostrożnie – chociaż i tak nie bez bólu – wyszła z łóżka, poprosiła, by House się odwrócił.
- Dlaczego? - spytał ze zdumieniem.
- Bo jestem cała podrapana – warknęła. - I nie chcę, żebyś zobaczył mnie po raz pierwszy nagą w takim stanie.
- Niech będzie – zgodził się melodramatycznie House, zabierając od niej dziecko, by mogła się przebrać. Niestety, większość ciuchów była do pracy, więc dość obcisła. Cuddy nie mogła się doczekać, by dotrzeć do domu i przebrać się w pidżamę... albo jakieś luźne ubranie, które nie urażałoby wszystkich ran.
- Widzisz? - usłyszała House'a zza parawanu. - Twoja mamusia zachowuje się irracjonalnie. Myśli, że mnie obchodzi, że jest cała w siniakach. A mnie to nic nie obchodzi. Mamusia zwariowała.
Cuddy parsknęła śmiechem.
- Musisz mnie naprawdę kochać – odkrzyknęła bez namysłu, próbując założyć bluzkę. Nie dawała rady, bo jedna z rąk była po prostu bezużyteczna.
Zapadła cisza.
- Kocham – powiedział szczerze.
Cuddy zamarła, wzruszona wyznaniem.
- Ja też cię kocham – odpowiedziała cicho, lecz wyraźnie. Usłyszała ruch za parawanem, po czym House go odsunął. A Cuddy przestała się przejmować, że stoi przed nim jak kretynka, w brudnym staniku, z podrapaną klatką piersiową i z wielkim temblakiem, gapiąc się na niego z rozmarzeniem.
- Teraz cię pocałuję – powiedział, po czym faktycznie to zrobił. Jak zeszłej nocy, pocałunek był namiętny, wolny, rozkoszny, a Cuddy czuła, że rozpływa się w jego ramionach.
Po chwili odsunął się, a kobieta westchnęła z niezadowoleniem.
- Ubierz się – rozkazał miękko. - Zabiorę cię do domu.
Spojrzała na niego.
- Och nie, House. – Potrząsnęła głową. - Nie musisz...
- Wiem – odparł natychmiast. - Chcę.
- Ale House... - zaczęła znów, ale położył jej palec na ustach.
- Żadnych ale – uciszył ją. - Zabieram cię i tyle.
Cuddy przysunęła się bliżej i pozwoliła, by ją objął. Zachwycał ją fakt, że to on trzyma ją w ramionach.
- Pomóż mi – poprosiła, podnosząc bluzkę.
House uśmiechnął się lekko.
- Zawsze. - Pomógł jej się ubrać, by zabrać ją ze sobą do domu. Coś, co chciał zrobić przez ostatni rok.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pirania dnia Nie 18:59, 28 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pikaola
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 23 Mar 2008
Posty: 380
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: B-B
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:04, 28 Lis 2010    Temat postu:

Dzięki Ci za tą część
Rozmowa Housa i Cuddy o koszmarze Rachel i Cuddy winiąca Housa za problemy innych. Więcej takich tekstów, na takie dni jak dzisiaj są mi one koniecznie potrzebne
House troszczący się o Cuddy:
Cytat:
- Pij – powtórzył spokojnie, lecz stanowczo i Cuddy wiedziała, że to dla jej dobra – albo dla rozrywki House'a. Przypuszczała, że pół na pół.

Cuddy musi nauczyć się mu ufać
Miło było czytać fragment gdzie głownie skupiłaś się na relacjach Cuddy-Rachel
Z niecierpliwością czekam na dwie ostatnie części ;*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
AsiaW.
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 18 Wrz 2008
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 0:22, 29 Lis 2010    Temat postu:

Było warto czekać Dziękuję akcja się rozwija a tu jeszcze tylko 2 części zostały ...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pirania
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:16, 11 Gru 2010    Temat postu:

Cytat:
Dzięki za miłe słowa, dziewczyny
Zbliżamy się do końca...


Kompletnie wyczerpany, House opadł na kanapę. Śmierdział gruzem, brudem i potem i wyglądał, jakby przeciągnięto go przez chmurę kurzu – co faktycznie się stało. Wisienką na torcie, poza coraz intensywniej pulsującym bólem w udzie, było napięcie emocjonalne.
Jasne, House nie był osobą, która używałaby naraz słów „emocjonalne” i „napięcie”. No, chyba, żeby kogoś wyśmiać. Sam się więc zdziwił, że tylko to sformułowanie przyszło mu do głowy jako podsumowanie ostatnich dwudziestu czterech godzin.
A jednak wszystko było betką w porównaniu z wyprowadzeniem Cuddy ze szpitala, wsadzeniem jej do samochodu i dowiezieniem do domu.
Dobry Boże, to dopiero był chaos.
Szpital opuścili wcześnie, bo o siódmej trzydzieści. Mówiąc ściślej, o siódmej trzydzieści Cuddy została wypisana, o ósmej ubrana, a za drzwiami szpitala znalazła się o ósmej piętnaście – już po tym, jak jej zdenerwowana asystentka pobiegła do Starbucksa po kawę. Biedna kobieta ewidentnie starała się nie patrzeć na żadnego z lekarzy przed nią – jednego w siniakach i skaleczeniach i drugiego, rzucającego spojrzenia zdolne zabić na miejscu. (A także w siniakach i skaleczeniach) Po wręczeniu kawy oddaliła się z prędkością stu kilometrów na godzinę.
House był jej jednak wdzięczny za to kawowe pogotowie. Cuddy, która nie dostała swojej porcji kofeiny, była nie do wytrzymania – nawet, gdy nie miała za sobą tak ciężkich przeżyć. Jej humor ewidentnie się poprawił kiedy tylko wypiła swoje latte na chudym mleku – czuła się wystarczająco dobrze, by rzucić jakiś złośliwy komentarz. House poczuł się nieco lepiej – przynajmniej jej mózg funkcjonował jak trzeba.
Nigdy by się do tego nie przyznał, ale niepokoił się – trochę – że spontaniczne wyznanie miłości nie wynikało z jej faktycznych potrzeb i marzeń, ale z kamieni, które uderzyły ją w głowę. Oczywiście, co by się nie było wydarzyło, uczucie istniało... Chodziło tylko o to, czy faktycznie wyjawiła to wtedy, kiedy chciała.
Na szczęście, wydawało się, że wszystko jest w porządku. Co godzinę sprawdzał jej źrenice, poza tym podwędził aparat do mierzenia ciśnienia. Zamierzał kontrolować jej stan, dopóki nie będzie całkiem zadowolony z wyników. Po części wynikało to z tego, że się o nią martwił (tak sądził), po części... gdyby zeszła, jak miałby zagrać Lucasowi na nosie? Mówił sobie, że to było jego główną motywacją. Problem polegał na tym, że nawet on w to nie wierzył.
Zanim pojechali, Wilson zszedł do nich, by się pożegnać i sprawdzić, jak ma się Cuddy. Znacząco podniósł brew widząc House'a trzymającego na rękach Rachel, która obejmowała mężczyznę rączkami za szyję i opierała główkę o jego ramię. House nie miał specjalnej ochoty zajmować się szkodnikiem, ale ponieważ Cuddy była niemal w katatonii i jedna z jej rąk nie nadawała się do użytku, postanowił być miły. Więc dziecko wtulało się w niego. I musiał przyznać, że świetnie grzało, chociaż irytowało go nieustanne dmuchanie mu w ucho.
Wiedział jednak, że obudzenie dziewczynki oznaczałoby jej marudzenie, płacz Cuddy i kryzys jego własnego poczucia humoru, więc cierpiał. I przeżył. Ledwo.
Jazda do domu też była stresująca. Wielkim wyzwaniem było już wsadzenie Cuddy do samochodu. Miała przepisane mocne leki przeciwbólowe i tydzień odpoczynku – choć House był pewien, że odpocznie sobie jeden dzień, a potem zakopie się w papierkowej robocie. Ale była niewyobrażalnie zmęczona i ledwo trzymała się na nogach. Tak samo jak dzieciak, który spędził noc w o wiele za małym łóżeczku i drugi dzieciak, którego strasznie bolało udo. A poza tym był marudny z natury.
A więc – dwie kaleki i dziecko. Wszyscy próbowali wsiąść do samochodu, nie cierpiąc przy tym specjalnie. I w ogóle im to nie wyszło. House pomagał Cuddy, kiedy stopa Rachel nagle znalazła się w bliskim kontakcie z jego udem. Zaklął bardzo głośno, Cuddy odwróciła się, uraziła przy tym swoje ramię i wybuchnęła płaczem. Tak samo, jak jej córka.
House omal sam się nie rozpłakał.
Dał radę uspokoić się na tyle, by pomyśleć logicznie i wezwać pagerem Wilsona.
A więc... Marudna kaleka, płacząca kaleka, jęczące dziecko i zdumiony i przerażony onkolog. Wszystkim udało się w końcu zapiąć pasy i otrzeć łzy. Machając do Wilsona, House odpalił samochód i zaczął wyjeżdżać z parkingu. Zabawa trwała:
- Skręć w lewo.
- Wiem.
- Przegapiłeś skręt!
- Nieprawda.
- Oczywiście, że tak!
- Dobrze, dobrze. Chcesz, żebym zawrócił?
- Tak.
- Ale zaraz dojedziemy do prawdziwego skrętu.
- Bzdura, przegapiłeś go.
- Nieprawda.
- Prawda! - Znów się rozpłakała.
- Dobrze, zawracam.
Wydawała się usatysfakcjonowana, do momentu w którym zorientowała się, że House kłamie w żywe oczy i wcale nie ma zamiaru zawrócić.
- House!
- Cuddy!
- Jeśli jedziesz do mojego domu...
- To trzeba skręcić tu.
Oboje popatrzyli na tabliczkę z nazwą ulicy, która faktycznie była właściwą drogą do domu Cuddy. House, jak zawsze, miał minę pełną złośliwej satysfakcji. Cuddy tylko prychnęła. Nie cierpiała się mylić, zwłaszcza wtedy, gdy House miał rację. Kochała House'a – cudownie było wreszcie to powiedzieć – ale zawsze był irytujący... A już zwłaszcza, gdy Cuddy naprawdę potrzebowała wygrać.
Nie chciała być niewdzięczna – mogła umrzeć, przecież jeden z mężczyzn przebywających w tym samych warunkach zmarł – ale ostatnie dwadzieścia cztery godziny były czystym szaleństwem.
Strata Lucasa... Wiedziała, że zerwanie z nim było słusznym krokiem. Wiedziała, że nie mogłaby na dłuższą metę żyć nie przekonawszy się, jakie byłoby życie z Housem.
Mogło być beznadziejne. Mogło być jedną wielką kłótnią, mogło być koszmarem na jawie... Ale musiała to wiedzieć. Lepiej żałować, że się coś zrobiło, niż że się tego nie zrobiło.
A jednak... Życie z Lucasem mogło ją nudzić, a pomysł, by przejść na wcześniejszą emeryturę i zamieszkać na Florydzie mógł budzić w niej instynkt ucieczki, ale... Byłoby miło. Rachel miałaby normalnego ojca, a Cuddy kogoś, na kim mogłaby polegać.
Nie była pewna, czy mogła polegać na Housie tak, jak pewnie będzie potrzebować.
Zaparkowanie przed jej domem zajęło im dziesięć minut. Dostanie się do środka trwało kolejne dziesięć. Problem logistyczny pod tytułem „Rachel-House-Cuddy” był niezmiennie obecny.
Gdy tylko przekroczyli próg i weszli do domu, House zapytał:
- Co mam zrobić?
I wtedy pojawiła się ta nieznana jej iskierka nadziei, że może wszystko będzie dobrze. Cuddy wzruszyła jego troska.
- Chciałabym, żebyś włożył Rachel do łóżeczka – odpowiedziała wolno, wciąż zachwycona i zaskoczona, że zapytał, jak może jej pomóc.
Ale, oczywiście, zauważyła spojrzenie, które rzucił dziecku na wpół śpiącemu na jego ramieniu. Wyglądało na to, że miał nadzieję, iż go o to nie poprosi.
- Uhm... - zawahał się.
- House – powiedziała Cuddy tonem głosu, którego nigdy by nie użyła w normalnych okolicznościach. Za bardzo przypominał błaganie. - Proszę?
Widział zmęczenie, ból i zniechęcenie w jej oczach, więc kiwnął głową.
- Okej – powiedział miękko, poprawiając Rachel na ramieniu, by było mu wygodniej. Zrobił kilka kroków nie podpierając się laską, oparł się o krzesło, po czym odwrócił się do Cuddy.
- Idź – powiedział cicho, wskazując ruchem głowy na sypialnię.
Zamarła.
- Iść gdzie?
- Łóżko – odparł, jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem.
- Och. – Tak, łóżko. Odpoczynek, lekarstwo i wspaniały, wspaniały sen... – Tak – powiedziała z rozmarzeniem. - Łóżko.
House nie musiał słyszeć, jak odpowiada monosylabami by wiedzieć, że jeśli zaraz się nie położy, to po prostu się przewróci.
- Przyjdę za minutę – rzucił, po czym pokuśtykał jak mógł najszybciej do pokoju dziecinnego.
Wpadł do środka, przekonany, że po prostu wrzuci – no dobrze, może nie wrzuci, szybko włoży – dzieciaka do łóżeczka. Zamiast tego zagapił się na pokój.
Ostatnio był tam jakieś półtora roku wcześniej, gdy Cuddy zawracała mu głowę, bo on zawracał jej głowę. Uśmiechnął się słabo do tego wspomnienia. To było do nich takie podobne, kłócić się i warczeć na siebie do momentu, w którym już żadne nie wiedziało, o co chodziło.
Nie chciał, by to się zmieniało.
House był przeciwnikiem zmian. Nienawidził ich. I nagle go to uderzyło. Miał uprawiać seks z szefową. Miał być w związku z szefową. Nawet nie pomyślał o tym, jak to może wpłynąć na ich pracę.
Z drugiej strony, gdyby nie zmiany, nie byłoby go tam, w tej chwili, z tymi osobami.
Pewnego dnia, w pewnym pokoju...
Położył Rachel ostrożnie, nie chcąc jej obudzić. Ostatnie, czego w tej chwili potrzebował, to płaczące dziecko. Płaczące po raz kolejny.
Na szczęście niemal wcale nie zareagowała, tylko przekręciła się na bok i ułożyła wygodnie. Trzeba jej oddać sprawiedliwość, dla niej to też był długi dzień.
House pokuśtykał z powrotem, zamknął za sobą cicho drzwi i ruszył w stronę sypialni Cuddy.
O Boże. Sypialnia Cuddy.
Wziął długi, uspokajający oddech i otworzył drzwi.
Natychmiast złagodniał mu wzrok. Spała na plecach, z niewygodnie rozrzuconymi rękami i głową przekręconą na bok. Wydawała się spokojna i zadowolona, ale... cóż. Ona tam była, on tam był... I był cholernie zmęczony.
Więc cicho przeszedł przez pokój i położył się, starając się jej nie dotknąć, by jej nie obudzić. Ale gdy tylko materac pod nim opadł, kobieta przekręciła się na bok i w pół śnie położyła mu głowę na piersi, jakby robiła to całe życie.
Uśmiechnął się. Do tego mógłby się przyzwyczaić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pikaola
Stażysta
Stażysta


Dołączył: 23 Mar 2008
Posty: 380
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: B-B
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:16, 11 Gru 2010    Temat postu:

Przeczytałam i jestem bardo szczęśliwa, że pojawiła się nowa część

Jestem zachwycona. House niosący Rachel i jej oddech na jego szyi
Cytat:
A więc – dwie kaleki i dziecko. Wszyscy próbowali wsiąść do samochodu, nie cierpiąc przy tym specjalnie. I w ogóle im to nie wyszło. House pomagał Cuddy, kiedy stopa Rachel nagle znalazła się w bliskim kontakcie z jego udem. Zaklął bardzo głośno, Cuddy odwróciła się, uraziła przy tym swoje ramię i wybuchnęła płaczem. Tak samo, jak jej córka.
House omal sam się nie rozpłakał.
Dał radę uspokoić się na tyle, by pomyśleć logicznie i wezwać pagerem Wilsona.
A więc... Marudna kaleka, płacząca kaleka, jęczące dziecko i zdumiony i przerażony onkolog.

Świetne musiałam sobie zakryć usta ręką, żeby nikogo nie obudzić. A House płaczący - widok bezcenny. No ale Wilsona nikt nie przebije Jak zwykle niezawodny.

Cytat:
Ona tam była, on tam był... I był cholernie zmęczony.

Biedak Chyba sobie to odbije (kiedyś).

Czekam z niecierpliwością na kolejną część dużą dawką Housa, Cuddy, Rachel, śmiechu no i dobrze by było wcisnąć Wilsona. Jestem bardzo emocjonalnie do niego przywiązana
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:40, 12 Gru 2010    Temat postu:

Pirania Tyle w kwestii tego, co przeczytałam, a Ty przetłumaczyłaś. Świetnie oddane Huddy. Momentami skomplikowane, trudne, wyboiste, a momentami zadziorne i dziwnie ciepłe Cieszy mnie też przewijający się Wilson, bez niego nic nie byłoby takie samo.
Mam nadzieję, że na tym opowiadanku nie poprzestaniesz Świetnie Ci idzie przekładanie tych tekstów, dobór słów i w ogóle nie widać, że to tłumaczenie, a zwykle w tłumaczeniach zawsze można to wyczuć, zawsze coś zgrzytnie, tutaj ani przez moment. Jest tyle super fików więc mam nadzieję, że jak skończysz tego to wynajdziesz dla nas coś jeszcze Ostatnio natrafiłam na taki, gdzie House i Cuddy grają w “Truth or dare.” Z tego zdołałam zrozumieć bardzo mi się podobało. Ale jest to fik +18 i oczywiście więcej jest tego co nie rozumiem ale do rzeczy, chodzi mi o to, że bez takich osób jak Ty takie osoby jak ja nie mają możliwości poczytać anglojęzycznych fików, a takie jak ten, który tłumaczysz dowodzą tego, że wiele tracimy. Jest naprawdę nie wiem, jak to określić dojrzały, przemyślany, niby z dramatem, a jednak z nutką humoru, ciepły, a nie słodki... jednym słowem super

Wena, z niecierpliwością czekam na tę ostatnią niestety już część.
Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pirania
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:18, 12 Gru 2010    Temat postu:

Dzięki, dziewczyny
Lisku - na pewno nie poprzestanę, na dobry początek mam już plany co do innych opowiadań tej samej autorki, a w dalszej perspektywie rozważam przetłumaczenie pewnego bardzo długiego i bardzo +18 ficka... Ja bardzo lubię tłumaczyć, tylko z czasem bywa ciut krucho
Zainteresowało mnie to opowiadanie, o którym napisałaś, możesz na priva podrzucić linka?

Pozdrawiam


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aśka171
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 21 Lip 2010
Posty: 34
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:40, 13 Gru 2010    Temat postu:

Świetne tłumaczenie i fick. Jestem pełna podziwu, bo sama nie potrafiłabym zrozumiec wszystkiego, a co dopiero tak przetłumaczyc. Aż chce się czytac. Czekam na koniec ;D

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pirania
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 23:26, 13 Gru 2010    Temat postu:

Cytat:
Porozpieszczam Was, a co mi tam. Ostatecznie szykuje sie nowa tura tłumaczeń
W związku z tym chciałam Wam wszystkim podziękować, za to, że to czytaliście, komentowaliście i jeszcze Wam się podobało. Wcale nie byłam przekonana do tłumaczeń jako takich. A już na pewno nie kilkuodcinkowych. A teraz już czuję, że to lubię, bawi mnie to i jest bardzo miłym sposobem tak na ćwiczenie języka jak i spędzenie wolnego czasu.
Więc możecie się spodziewać, że jeszcze Was pomaltretuję moim obcowaniem z tym "językiem o umiarkowanej obcości".


Cuddy gwałtownie zamrugała i powróciła do świata żywych. Wzrok – działał. Widziała słońce przebijające się przez zasłony. Słuch – działał, słyszała własny oddech. Węch... uch. Wolałaby, żeby jej zmysł węchu jeszcze się nie dobudził, bo obrzydliwie śmierdziała. Nie brała prysznica od... dwóch dni? Po prostu niedobrze się robiło.
Oddychała głęboko, marszcząc nos z powodu odoru. Nagle zamarła, gdy wyczuła nutkę cudzego zapachu w powietrzu. Pachniał podobnie jak ona, potem, kurzem i brudem (cudnie...), ale... ale była nutka czegoś jeszcze. Czegoś zdecydowanie męskiego.
Odwróciła głowę w bok i zobaczyła House'a. Miał zamknięte oczy i równo oddychał, najwyraźniej pogrążony w głębokim śnie. Moment, chwila... House w jej łóżku? I wyglądał... no cóż, nie wyglądał. Jego skóra miała szary odcień od kurzu, a we włosach utkwiły mu odłamki gruzu. Cuddy podniosła rękę i dotknęła własnych włosów, z których wysypała się masa kamyczków.
Wracając do różowego słonia w jej sypialni... House i ona w jednym łóżku. Przypuszczała, że niczego nie robili, sądząc po tym, że byli całkowicie ubrani... i po jej niezbyt atrakcyjnym temblaku. Dobry Boże, te wielkie rzepy produkowali chyba z myślą o bardzo otyłym facecie.
I nagle, w natłoku wspomnień, wszystko do niej wróciło. Zawalenie budynku, karetka, szpital, Lucas... i House i wzajemne wyznanie miłości. Poczuła, jak jej serce niemal się zatrzymuje, gdy sobie to wszystko uświadamiała. Przypomniała sobie, jak krzyczała pod gruzami, obiecując sobie, że powie mężczyźnie, co czuje. Myślała o tym z dumą i czuła się silniejsza. Nigdy nie łamała obietnic. No, bardzo rzadko.
Położywszy obolałą głowę na miękkiej poduszce, myślała o właściwościach morfiny. Jej wspomnienia z ostatnich kilku dni były bardzo mgliste. Gdyby House nie spał tuż przy niej niczym żywy dowód, mogłaby pomyśleć, że wszystko było snem.
Tak naprawdę nie pamiętała, żeby House się z nią kładł. Pamiętała podróż do domu (delikatnie mówiąc, stresującą) i wnoszenie Rachel do środka... Ale nie House'a zasypiającego obok. Czy raczej, sądząc po kamyczkach leżących na jego piersi, samej siebie zasypiającej na nim. Gdy tak na niego patrzyła, stwierdziła, że musi mieć mocny sen – cóż, miała za sobą nie tylko dwuminutową obserwację ale też wiele lat wypełnionych zignorowanymi telefonami w środku nocy i w czasie jego drzemek. Więc, bardzo delikatnie, położyła głową z powrotem na jego piersi.
Słyszała bicie jego serca i czuła, jak jego klatka piersiowa podnosi się i opada. Poczuła, że znów odpływa. Wiedziała, że gdy tylko House się obudzi będzie znów sobą, sarkastycznym, niemiłym i co-to-nie-ja, więc rozkoszowała się tą chwilą czystego, nieprzerwanego spokoju.
Która, oczywiście, trwała niecałą minutę.
House otworzył jedno oko.
- Łaskoczesz mnie włosami w nos.
Cuddy zacisnęła oczy mocniej. Chciała tylko pięciu minut, by poudawać, że nie związała się z najbardziej popieprzoną osobą na świecie. Pięć minut. Czy prosi o zbyt wiele?
- To twój oddech czy parowóz? Nie mogę się zdecydować – jęknął, delikatnie odsuwając jej głowę ze swojej piersi.
- Tobie też dzień dobry – odparła, nadal leżąc na nim, mimo jego narzekań.
- Wolałbym odwrotną pozycję – rzucił złośliwą, choć przewidywalną uwagę. Zastanawiała się, ile czasu mu zajmie powiedzenie czegoś – czegokolwiek – o jej piersiach. Wyszły jakieś trzy minuty od pobudki. Cudownie.
- House – wymamrotała. - Jestem głodna.
- Ja też – odpowiedział. Nic nie wskazywało na to, że zamierza wstać.
- Proszę? - powiedziała ze zmęczeniem, nie siląc się na żaden żart. Była wykończona, nie wzięła żadnego środka przeciwbólowego i umierała z głodu. - House, to jedna z tych rzadkich chwil, kiedy naprawdę potrzebuję, żebyś był dorosły.
House już otwierał usta, by odpowiedzieć coś w stylu „Ja nigdy nie będę duży”, ale zrezygnował. Wiedział, że podjęła wysokie ryzyko, rzucając Lucasa dla niego i wiedział, że jeśli chce, by ten związek przetrwał – a bardzo chciał – będzie musiał coś dać, by coś dostać.
Ale był Housem, więc podjął jeszcze jedną próbę.
- Noga mnie boli.
- Wszystko mnie boli – odparła. - Chcę jagodowego muffina, jest w koszyku z pieczywem.
- Tak, pani – prychnął, nie widząc, jak uśmiechnęła się do jego pleców, gdy wstał.
Wrócił szybko z zamówionym jedzeniem, niosąc takie samo dla siebie, i niemal rzucił nim w Cuddy.
- Jedz, kobieto – rozkazał. - Potem porozmawiamy.
Podniosła brwi
- Przecież teraz rozma...
- Ciiiii! - Przerwał, unosząc rękę. - Najpierw jedzenie, potem słowa.
Zmarszczyła brwi, nie mając pewności, co miał na myśli. A potem sobie przypomniała, że miała do czynienia z Housem. Skoro chciała spróbować być w tym związku, musiała się przyzwyczaić do jego dziwactw. Ostrożnie ugryzła muffina. Gdy tylko poczuła ciastko w ustach stwierdziła, że nie chce tego jeść. Majaczyło jej się, że ktoś wspominał coś o jedzeniu wyłącznie potraw płynnych przez kilka dni. Nie pamiętała o tym wcześniej.
Odwróciła się do niego.
- Skarbie, chciałbyś spróbować mojego ciasteczka? - Uśmiechnęła się złośliwie.
House odpowiedział jej uśmiechem.
- Teraz? Nie sądziłem, że będziesz taka chętna, ale jestem za, jeśli masz ochotę... - przesunął dłonie po jej udach, udając, że sądził, iż mowa o innym „ciasteczku”.
Spojrzała na niego z naganą... i wsadziła mu muffina prosto w otwarte usta.
- Zamknij się – powiedziała i, raz w życiu, musiał to zrobić.
Cuddy patrzyła, jak usiłuje się uwolnić z tej jej chytrej muffinowej tortury. Jeśli tak wyglądał ich związek po pięciu minutach, czy wytrzymają pięć godzin? Nie mówiąc już o miesiącu czy jeszcze dłużej... Nie żeby jej się to nie podobało... Ale nie miała pewności, jak ta relacja ma przetrwać.
Czas pokaże, zdecydowała, przygotowując się na jazdę bez trzymanki.

Rok później...
House i Cuddy zsiedli jednocześnie z motoru, obserwując scenę katastrofy. Zadzwoniono po nich, gdy zawalił się budowany wieżowiec, powodując chaos i zniszczenie w każdym tego słowa znaczeniu.
- Coś mi to przypomina... - krzyknął do niej House, opiekuńczo trzymając dłonie na jej biodrach. Jakimś cudem, nieziemskim, niesamowitym cudem, wytrzymali ze sobą rok. Towarzyszyło temu mnóstwo kłótni, pojedynków na wrzaski, trików, nieodpowiednich kontaktów fizycznych w nieodpowiednich, publicznych miejscach... i cała masa innych rzeczy, o których Cuddy nawet by nie pomyślała wcześniej. Nie mówiąc o ich robieniu.
- Mnie też! - Odkrzyknęła, odsuwając się, pragnąc dotrzeć tam i pomóc ludziom. Wiedziała, że tym razem naprawdę powinni sprawdzić wszystkie zakamarki w poszukiwaniu uwięzionych ludzi. Poprzednio miała farta, że tam, gdzie ugrzęzła, byli ratownicy. Potem słyszała o jakiejś kobiecie, o imieniu Hanna – a może Anna? - którą zasypało gdzieś zupełnie z boku i która zginęła. Cuddy nie chciała, by kogoś spotkał ten sam los.
- Lecę tam! - Wrzasnęła do niego.
- Tylko uważaj! - Odparł. Cuddy nadal zdumiewało, że, nie przestając być tym samym, znanym jej dobrze chamem, w jakiś dziwny sposób się nią opiekował. I musiała przyznać, że to lubiła.
- Dobrze – uśmiechnęła się i pocałowała go, po czym szybko odbiegła by zająć się pilnymi przypadkami.
House odwrócił się i odkuśtykał w bok, chcąc znaleźć jakieś miejsce, w którym będzie mógł w spokoju posiedzieć, dopóki Cuddy nie zacznie go szukać. Tylko dlatego, że myślała, iż pomagał opanowywać ten chaos, nie oznaczało, że faktycznie będzie to robił. A ona zbyt dobrze go znała, by o tym nie wiedzieć.
Siedział niecały kwadrans, gdy Cuddy przybiegła.
- Potrzebuję twojej laski – wydyszała, wyciągając rękę.
- Po co? - Zapytał, zaciskając mocniej dłoń na drewnie.
- Jest mi potrzebna, żeby wydrążyć tunel – wytłumaczyła niewyraźnym, urwanym głosem.
- Ostrożnie – ostrzegł, podając jej laskę.
- Jasne – wymamrotała nieuważnie.
Obserwował, jak wspina się po pękniętej skale i wciska się do środka przez niewielką dziurę. Poczuł ucisk w klatce piersiowej. Przez ostatni rok ani razu nie była w śmiertelnym zagrożeniu, więc już zapomniał o tym uczuciu. O tym, jak jego serce – mimo że starał się je opanować – zaczynało bić sto razy szybciej i uspokajało się dopiero, gdy znów mógł ją zobaczyć czy wziąć w ramiona.
Co świadczyło tylko o tym, że...
ŁUP!
Głośny huk gdzieś przed nim przerwał rozmyślania House'a. Popatrzył z przerażeniem, tylko po to, by zobaczyć, że skały w kształcie dziwnej twarzy już tam nie ma, a zamiast tego jest wielka chmura pyłu.
- Utknęła tam!
- Tam jest dwoje ludzi!
- Musimy ich wyciągnąć!
- Musimy tam dotrzeć!
Zdecydowanie zbyt znajome słowa docierały zewsząd do House'a, uświadamiając mu, co się naprawdę stało.
„Rewelacyjnie”- pomyślał. - „Znowu się zaczyna...”

<center>KONIEC</center>


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pirania dnia Pon 23:31, 13 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:59, 14 Gru 2010    Temat postu:

O tak... Rozpieszczaj nas bez końca
Nowa tura tłumaczeń Ty wiesz, co myślę
Ale najpierw o tym fiku. Bardzo dobry fik, dobrze napisany i bardzo dobrze przetłumaczony Czytanie go było przyjemnością. Tak sobie myślę, że mogłabym to zobaczyć w serialu, znaczy podobałoby mi się Fajny pomysł miała autorka. Choć jeśli chodzi o samo zakończenie, a dokładniej rzecz ujmując to od momentu "Rok później..." to na miejscu autorki to bym sobie odpuściła. Myślę, że byłoby idealnie, gdybyśmy zostali, że tak powiem z jagodowym muffinkiem w ustach a ciąg dalszy pozostałby tylko w sferze wyobraźni, niemniej jednak poza samą końcówką fik jest świetny.
Moment przebudzenia, wątpliwości Cuddy i ich rozmowa idealne zakończenie

Pozdrawiam i już wypatruję kolejnego tłumaczenia Świetnie Ci wychodzą
Pełen podziwu, lisek


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez lisek dnia Wto 11:00, 14 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pirania
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:36, 15 Gru 2010    Temat postu:

Dziękuję Zgadzam się, że zakończenie jest, hmm... lekko nieudane. No ale nie miałam prawa go nie przetłumaczyć a poza tym opowiadanie jako takie było tego warte.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin