Forum House M.D Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Jeśli dotrzesz głębiej [T][Z]
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Pirania
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:38, 16 Sie 2010    Temat postu: Jeśli dotrzesz głębiej [T][Z]

Cytat:
Obiecałam Wam jeszcze coś autorstwa tej pani i oto jest! Wariacja na temat "Help me". Tekst nie jest jeszcze zakończony (obecnie ma 8 rozdziałów), ale póki co wydaje mi się naprawdę dobry.
Żeby formalnościom stało się zadość:
Autorka: EllieShelly
Tytuł oryginału: If You Go Beneath. Tekst do znalezienia [link widoczny dla zalogowanych].
Zgoda autorki na tłumaczenie: otrzymana.

Kategoria może być tymczasowa - nie wiem, co się jeszcze wydarzy... Na razie jest bardzo grzecznie




House i Cuddy pojawili się na miejscu wypadku i ze zgrozą patrzyli na niekontrolowany chaos. Ludzie chodzili bezcelowo, ściskając kurczowo zranione miejsca i jęcząc z bólu.
Zawalenia się budynku nie dało się określić inaczej niż: kompletna katastrofa. Pracowało tu było ponad stu ludzi i teraz najprawdopodobniej cała setka była ranna lub martwa.
Oczy Cuddy rozszerzyły się, gdy przyglądała się tej tragedii. Była administratorką najlepszego szpitala w New Jersey i to ona musiała podejmować decyzje. Straż pożarna miała jakiś podstawowy plan akcji, ale ostatnie słowo należało do niej. A nie miała pojęcia, od czego zacząć.
- Proszę pani? – Dowódca straży pożarnej dotknął lekko jej ramienia. – Co robimy?
.Cuddy potrząsnęła głową.
- Proszę… proszę dać mi chwilę.
- Nie mamy chwili – ponaglił ją dowódca, przekrzykując syreny ambulansów.
- Dobra – odetchnęła Cuddy. – Ile jest sektorów?
- Dwanaście – odparł strażak, odsuwając się na bok, by można było przenieść nosze. Leżał na nich mężczyzna w średnim wieku. Trzymał się za głowę, z rany widać mu było prześwitującą czaszkę. Cuddy skrzywiła się, zdając sobie sprawę, że tak okaleczeni byli niemal wszyscy.
- Dwanaście – powtórzyła, zamyślona. – A ilu lekarzy?
- Razem dwudziestu czterech – odpowiedział dowódca.
- Więc po dwóch lekarzy na ekipę – zdecydowała logicznie Cuddy. – Nie obchodzi mnie, jak ich pan podzieli, niech po prostu będą tam, gdzie być powinni.
Odwróciła się i rozejrzała po okolicy.
- House! – krzyknęła, zauważając, że mężczyzna zatrzymuje motor.
Podszedł kulejąc i poruszając się zdecydowanie zbyt wolno jak na potrzeby Cuddy. Powinien być szybszy, chociaż oczywiście to że nie był nie było jego winą.
- Niezły burdel, nie? – stwierdził oczywistość.
- Tak. Wielki burdel. – Kiwnęła głową, zbyt zajęta by zawracać sobie głowę jakimiś irytującymi komentarzami, które na pewno zaraz miała usłyszeć.
- Potrzebuję cię tutaj, w sektorze drugim – zakomenderowała. Sektor drugi pracował tuż obok, więc nie trzeba było daleko chodzić, a większość zniszczeń znajdowała się na powierzchni ziemi , co pozwalało mieć nadzieję, że nie trzeba będzie się czołgać albo klękać.
- Okay. – Kiwnął głową, już wyglądając na znudzonego. Wiedziała, że tak będzie, ten wypadek był najzwyczajniejszy w świecie, House nie miał więc czym być zainteresowany. Lubił kompletnie pokręcone zagadki, a nie takie, które prawie natychmiast dawało się rozwiązać.
- Będę w dziesiątym sektorze. – Zdecydowała w ułamku sekundy. Ten sektor znajdował się niedaleko postoju karetek, ale to on najbardziej ucierpiał podczas katastrofy. Najprawdopodobniej tam będą największe problemy, więc i tam Cuddy powinna się udać.
- Dobrej zabawy – rzucił House, przekładając laskę z ręki do ręki i rozglądając się po rannych w poszukiwaniu kogoś godnego zainteresowania.
Cuddy wzięła z karetki stetoskop. Zabrała też kilka rolek gazy i bandaży i wrzuciła je do swoich głębokich kieszeni. Przydadzą się, gdyby ktoś potrzebował natychmiastowej pomocy, a sądząc po tym, co się działo, przydadzą się na sto procent.
Przedarła się przez stertę gruzów i, kaszląc, przez chmurę kurzu i znalazła się tuż obok rumowiska. Otaczały ja wrzaski i nawoływania. Wzięła głęboki oddech i podeszła do mężczyzny, który koordynował tu akcję ratunkową.
- Co jest najpilniejszego? – krzyknęła, uchylając się przed kawałkiem tynku, który właśnie odpadł z ocalałego fragmentu muru.
- A od czego zacząć? – odparł, uśmiechając się słabo, zszokowany całą sytuacją. Był młody i wyglądał tak niewinnie… Cuddy uznała, że nie wykonywał tej pracy zbyt długo. Biedny chłopak, co za początek kariery.
- Gdzie są krytycznie ranni? – próbowała sprecyzować, by ułatwić jemu, a przy okazji i sobie, pracę.
- Tam. – Machnął ręką bez przekonania. – Och, prawdę mówiąc, wszędzie.
Pierwszy błąd.
- Musi ich pan zorganizować – zakomenderowała. – Zaraz wrócę – obiecała, zbliżając się bliżej do miejsca katastrofy.
- Hej! – krzyknął ktoś z włazu w gruzach. – Jest pani lekarzem?
- Tak! – odkrzyknęła, ruszając w tamtą stronę, mając nadzieję, że w końcu zrobi coś konkretnego. – O co chodzi?
- Jeden facet tam utknął – wychrypiał. – Nie możemy go wyciągnąć. Jest ranny, krwawi. Potrzebujemy lekarza, by go zbadał.
Cuddy zamarła.
- W środku?
- Tak – odparł strażak. – Zrobi to pani?
Cuddy zastanowiła się. Z jednej strony, było to straszliwie ryzykowne i nie była pewna, czy chce się tak narażać. Z drugiej strony, znalezienie lekarza chętnego by wczołgać się w coś, co mogło być śmiertelną pułapką, wymagałoby czasu, którego ten chłopak najprawdopodobniej nie miał. Poza tym, ona tu rządziła i nie zamierzała się tchórzliwie wycofywać.
- Tak. – Kiwnęła energicznie głową. – Zrobię to.
- Jest mniej więcej cztery metry wgłąb – wyjaśnił strażak. – Nasz człowiek już tam jest i zostanie z panią. Musi pani tam wejść i wyjść najszybciej jak pani może, bo nie wiemy, jak stabilne jest to miejsce. Zgadujemy, że niezbyt.
- Oczywiście – przytaknęła, zakładając opaskę z latarką na głowę. – Wejść i wyjść. Jasne.
- Powodzenia – rzucił, pomagając jej wejść do środka.
Przestrzeń, w której się czołgała była ciasna i zawalona gruzem, którego kawałki spadały na nią z każdym ruchem. Latarka dawała tylko wąski promień światła na ścianie. Kto by pomyślał, że cztery metry mogą być takie długie?
Po jeszcze jednym pchnięciu tunel rozszerzył się i zobaczyła dwóch mężczyzn. Jeden leżał na podłodze, pokryty krwią, drugi, ubrany w strażacki mundur, patrzył na nią nerwowo.
- Jestem lekarzem – powiedziała. Zaskoczyło ją, jak zachrypnięty był jej głos. Pewnie od tej duchoty.
- Bogu dzięki – westchnął strażak. – Jest nieprzytomny od dwóch minut.
Cuddy wyjęła z kieszeni swoją małą latarkę i poświeciła leżącemu w źrenice.
- Równe, okrągłe i reagujące. – uśmiechnęła się. – To dobrze.
Nagle nastąpił wstrząs i duże kawałki gruzu spadły na ziemię. Cuddy poczuła, jak gardło się jej zaciska.
- Musimy stąd wyjść – powiedziała do strażaka. – Teraz.
- Możemy spróbować go wyciągnąć – zaproponował. – Czy to bezpieczne?
- Bezpieczniejsze niż zostanie tu – mruknęła, gdy pojawił się kolejny wstrząs. – Zróbmy to.
Ostrożnie podnieśli mężczyznę o kilka centymetrów. I nagle rozległ się trzask, huk i cały sufit spadł na ich trójkę.

House poświecił latarką w oczy młodej kobiety.
- Potrzebujesz bandaża – powiedział. – Tam – odesłał ją do karetki.
Boże, co za nudy. Niby po co Cuddy potrzebuje tutaj kaleki? Dotknął bolących skroni, a potem pomasował nogę, usiłując rozluźnić napięte mięśnie.
Nie zwracał uwagi na to, co się działo dookoła, dopóki nie usłyszał głośnego huku gdzieś dalej. A potem były krzyki i „Powtórne zawalenie gruzu w sektorze dziesiątym!”
House zatrzymał się. „Zaraz, sektor dziesiąty? Czy to nie tam…”
Cuddy. Tam była Cuddy, była w sektorze dziesiątym. Kolejny raz runęło coś w sektorze dziesiątym, a ona tam była.
Mogła być pod tym wszystkim, uwięziona. House chwycił laskę i ruszył tak szybko, jak tylko mógł, przeskakując i przedzierając się jakkolwiek bądź, byle szybciej do sektora dziesiątego.
To była masakra, katastrofa, chaos. Chmury pyłu i gruzy i szkło… I krew. I więcej ciał, więcej ran.
House podszedł do spanikowanego strażaka.
- Są tam ludzie? – krzyknął, strasząc biedaka na śmierć.
- Co? – jęknął chłopak, już i tak przerażony tym, co widział.
- Czy tam są ludzie? – powtórzył House. – No już!
- Uch… - Chłopak bardzo szybko oddychał. Ewidentnie hiperwentylował, ale House’a to nie obchodziło. Chciał tylko odpowiedzi. Potrzebował odpowiedzi. – Uch… Mężczyzna. I nasz… Och, i lekarka! – wyjąkał wreszcie. – Och mój Boże…
- Jak ta lekarka wyglądała?! – naciskał House, niemal wrzeszcząc na strażaka.
- Brązowe włosy… - powiedział ze strachem. – Przykro mi, nic więcej nie widziałem…
House wiedział, że w każdym sektorze było dwóch lekarzy. I wtedy zobaczył, jak jeden z nich biegnie w ich stronę.
- Jestem lekarzem w sektorze dziesiątym! – krzyknął. – Co mam robić najpierw?
To był mężczyzna. To nie była Cuddy. Co mogło oznaczać tylko jedno.
- Cuddy! – krzyknął trochę histerycznie House. – Cuddy!
Była zagrzebana gdzieś pod tymi gruzami, bóg jeden wie, co się stało… A House wiedział tylko jedną rzecz..
Wyciągnie ją stamtąd. Żywą.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Pirania dnia Pon 23:33, 13 Gru 2010, w całości zmieniany 8 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:23, 16 Sie 2010    Temat postu:

Piranio, super, że dla nas tłumczysz
Tekst jest bardzo dobry, wciągający, od samego początku trzyma w niepewności, napięciu, super pomysł.
Piszę to pod każdym tłumaczeniem, ale muszę to powiedzieć: Podziwiam Was za to, za to, że podejmujecie się tej pracy Nigdy nie udałoby mi się przetłumaczyć fika w całości to bardzo trudne, czasem brakuje słowa, dwóch i człowiek staje w miejscu, ale Tobie to chyba nie grozi, bo tłumaczenie wyszło Ci bardzo płynnie, składnie i w ogóle
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy nie katuj nas zbyt długo, zwłaszcza, że ciąg dalszy już jest

A zatem czasu i wena na tłumaczonko kolejnych partów


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agnes
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 16 Maj 2010
Posty: 1023
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:56, 16 Sie 2010    Temat postu:

Co do tłumaczenia nie mam zarzutów. Przejrzałam tekst (pobierznie, bo pobierznie, ale wiem o co chodzi) i przyznaję, nie przetłumaczyłabym tego lepiej. A ty napisałaś wszystko płynnie, starannie, widać, że się przyłożyłaś. Gratuluję.

Sam tekst mi się podoba, pokazuje House i Cuddy takimi, jaki są. Lisa boi się, a mimo wszystko naraża dla innych. House wprost przeciwnie. Jest znudzony tym wszystkim, dopiero wiadomość o tym, że Cuddy jest pod gruzami budzi w nim człowieka. Pokazuje, że mu na niej zależy.

Mam nadzieję, że szybko przetłumaczysz pozostałe 7 części, a autorka nie porzuci fika, ma mam ogromną ochotę zobaczyć, jak się skończy.

Weny i chęci do tłumaczenia, Piranio.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mika-house
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 19 Maj 2010
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: szczecin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 12:38, 17 Sie 2010    Temat postu:

wow!! super tłumaczenie, godne uwagi.
do samego tłumaczenia nie mam co się przyczepiać, bardzo składnie, dobrze przetłumaczona, nawet bardzo dobrze, ja nie potrafiłabym czegoś takiego przetłumaczyć, więc wielki szacunek się należy

cuddy pod gruzami... autorka miała dobry pomysł na fika, z pewnością będę śledzić
czekam na c.d.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
justykacz
Groke's smile
Groke's smile


Dołączył: 16 Mar 2008
Posty: 1856
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 47 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 13:31, 17 Sie 2010    Temat postu:

Fajnie, że tłumaczysz, ładne tłumaczenie Temat dość oryginalny, nie był jeszcze na forum, może i był, ale nie w formie zbyt przesadnej. Mam nadzieję, że dalej nie jest tylko Love Story pod gruzami

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pirania
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:47, 17 Sie 2010    Temat postu:

Cytat:
Komentarze, zwłaszcza tak miłe, dobrze człowiekowi robią Dzięki Wam bardzo! Cieszy mnie, że podoba się Wam moje tłumaczenie, bo to nie jest prosta sprawa - strasznie mnie wkurza, gdy rozumiem o co chodzi, ale nie umiem tego powiedzieć po polsku... Tym więcej warte są takie ćwiczenia
Lecimy z tym koksem - rozdział drugi (wszystkich jest ostatecznie dziewięć).


Cuddy powoli otworzyła oczy, jakby budząc się z twardego snu. Otaczała ją ciemność i otwarcie oczu szerzej nie zmieniło tego faktu. Zamrugała szybko, usiłując coś zobaczyć.
Wiedziała, że z jej wzrokiem wszystko było w porządku, gdyż widziała błyski światła gdzieś w górze. Po prostu nie była w stanie dostrzec konturów jakiegokolwiek przedmiotu ani zobaczyć czegokolwiek wyraźnie. Intensywnie zaczęła myśleć, co się stało.
Pamiętała… Co właściwie pamiętała? Hm… Wypadek. Sektor dziesiąty. Ranni ludzie. Zawalenie się dachu. Cuddy zorientowała się, gdzie się znajdowała. Utknęła w ciemnościach, Bóg jeden wie pod iloma tonami gruzu.
Nagle, w jednej chwili, wszystkie jej zmysły zaczęły działać. Znienacka mogła słyszeć ogłuszające uderzenia gdzieś ponad nią, czuła, jak gruz spada jej na głowę. Zorientowała się też, że nie może się ruszyć. Ostrożnie spróbowała unieść ramię, ale przeszkodził jej zarówno gwałtowny ból jak i fakt, że po ruszeniu jej o kilka centymetrów ręka utknęła na nowo. Usiłowała ruszyć nogami. Nie bolały, dzięki Bogu, ale też były unieruchomione.
Naszły ją mdłości i w tym samym momencie kilka kawałków muru spadło jej na głowę. Czuła kiełkujący ból z tyłu czaszki, który mógł przerodzić się w coś znacznie poważniejszego. Wstrząs mózgu? Niewykluczone.
Otworzyła usta, by coś powiedzieć. Suchość gardła nie zaskoczyła ją. Była uwięziona w ciasnej i pełnej kurzu przestrzeni, co bynajmniej nie wpływało dobrze na głos.
-H-h-halo? – wycharczała, unosząc lekko głowę. Przestała nią ruszać, czując straszliwy ból. – Halo? – wymamrotała trochę wyraźniej. – Czy ktoś mnie słyszy?
Słyszała wyraźne, choć przytłumione krzyki gdzieś nad sobą, lecz tamci ewidentnie jej nie słyszeli. Słyszała wiercenie, i piłowanie, i krzyki, i… czy to był House?
- Cuddy? – wyłapała okrzyk spośród mnóstwa innych. – Cuddy? Słyszysz mnie?
- Tak – wychrypiała. Głos znów odmówił posłuszeństwa. – Tak, słyszę cię – wymamrotała, czując, że jej powieki robią się ciężkie. Czarne koła latały jej przed oczami. Towarzyszyły im czerwone smugi. Cuddy spróbowała unieść ramię i dotknąć – zapewne krwawiącego – czoła, ale nie mogła. Teraz była nie tylko uwięziona, ale i krwawiła.
W ułamku sekundy jej oczy wypełniły się łzami. „Nie”, pomyślała stanowczo. „Nie, ty się tak nie zachowujesz. Dobrze znosisz kryzysy… Och, do cholery, świetnie je znosisz.”
Nie zamierzała być kolejną przerażoną i bezradną ofiarą tej katastrofy. Była lekarzem i wiedziała, co robić.
- House! – krzyknęła, zadowolona z tonu swego głosu. – House!
- Cuddy? – Usłyszała głos, w którym pobrzmiewała nuta… ulgi? Poczuła, jak drobinki gruzu spadają na nią i przez kamienie przebiło się światło latarki. – Cuddy? – powtórzył House, zaglądając przez dziurkę, którą wydrążył.
- Cześć – wymamrotała słabo.
- W porządku? – zapytał, jednocześnie wyciągając ramię, by sprawdzić, jak daleko kobieta leżała. Zbyt daleko, by jej dosięgnąć.
- Tak – odpowiedziała pewnie.
- Krwawisz – zauważył, święcąc na jej czoło. – I to sporo. Możesz to jakoś zatamować?
Cuddy jeszcze raz spróbowała ruszyć rękami. Nie ma mowy.
- Ja…
- Utknęłaś – dokończył.
Nastąpił moment ciszy, gdy House zastanawiał się, co dalej zrobić.
- Pójdę po ekipę ratowniczą – powiedział szorstko i zaczął się podnosić.
Cuddy spanikowała.
- House! – zawołała, przerażona. – Nie idź – błagała, jej oczy błyszczały od łez. – Nie zostawiaj mnie.
Gdyby była trochę bliżej, mogłaby zobaczyć w jego oczach prawdziwą rozpacz.
- Cuddy – perswadował. – Jesteś po szyję zagrzebana w gruzie, głowa ci krwawi i Bóg jeden wie, ile jeszcze masz ran i… - Zajrzał znowu. – Nie widzę tu nikogo innego.
Inni? I wtedy Cuddy przypomniała sobie o tym mężczyźnie, który był tam na początku i o ratowniku. Rozejrzała się ze strachem. Nikogo.
- O Boże… - jęknęła. – Są zagrzebani jeszcze niżej!
- Chyba tak. – House nie był aż tak zdenerwowany. – Ale ty nie jesteś – wyrwało mu się szczerze.
- Jeśli ich szybko nie wydostaniemy, nie przeżyją – powiedziała mu tonem pod tytułem „Jestem-twoim-szefem-i-ja-tu-rządzę”.
- Więc… powinienem iść po ekipę? – upewnił się z irytacją.
- Nie udawaj głupka - warknęła Cuddy. – Tu jest dwóch uwięzionych facetów.
- I ty – zauważył. – Ty też jesteś uwięziona.
- Ja mogę oddychać – zreplikowała.
- Za moment wracam – powiedział jej, a jego głos oddalił się.
Oczy Cuddy znów wypełniły się łzami. Wiedziała, że musiał pójść, by uratować tamtych mężczyzn, by uratować ją Ale… nie chciała, by szedł.
Nie chciała być sama.
Skupiła się na uspokojeniu oddechu i próbowała pomyśleć o czymś innym, by się choć trochę uspokoić. Lucas, ślub… „Nie!”, wrzasnęło coś w jej głowie. „To cię nie uspokoi!”
W tym momencie zastanowiła się, co by było, gdyby Lucas był teraz z nią… I cieszyła się, że go nie było. Chciała House’a. Kiedy znajdowała się w beznadziejnej sytuacji jak ta, ufała House’owi ponad wszystko.
- Cuddy? – Cichy głos House’a oderwał ją od tych rozmyślań.
- Tak? – podniosła głowę, by na niego spojrzeć. Kilka łez, które groziły wybuchem histerii, spadło na ziemię.
- Jest tu dowodzący ekipą ratowniczą – powiedział i odsunął się, robiąc miejsce młodemu mężczyźnie.
- Doktor Cuddy! – Krzyknął ratownik. – Nazywam się Ben Power. Wyciągnę panią stamtąd. – Wymówił to wszystko wolno, dokładnie wypowiadając każdą sylabę, jakby mówił do dziecka. A ona mogła być uwięziona pod stertą gruzów, trzy metry pod powierzchnią ziemi, ale nadal nie była kretynką.
Zirytowała się.
- Świetnie – odkrzyknęła w końcu zgryźliwie. – Zraniłam się w czoło, ale to chyba powierzchowne skaleczenie. Sądzę także, że mam zwichniętą rękę. Teraz nie jestem w stanie stwierdzić niczego więcej. – Spróbowała być tak elokwentna, jak tylko się dało, mając nadzieję, że mężczyzna zrozumie komunikat.
Usłyszała prychnięcie House’a.
- Przestaniesz być taką cholerną mądralą, Cuddy? – zawołał.
- Nigdy! – odpowiedziała, uśmiechając się. Nawet tutaj i teraz umieli uprawiać swój słowny ping-pong.
- Dobra, dobra – odchrząknął Ben. – Musimy wydostać panią jak najszybciej, żeby uniknąć poważniejszych ran czy nawet śmierci.
- Co robimy? – spytała Cuddy, mając nadzieję, że jej głos brzmi pewnie i nie trzęsie się tak, jak się jej wydawało.
- Spróbujemy usunąć część tych kamieni. – Wskazał na załamany dach nad nią. – A potem wyślemy kogoś na dół, by panią wydostał.
- Może być – wymamrotała Cuddy, zerkając nerwowo na sufit. Zamierzają to ruszyć… - Jest pan pewien, że to jedyna opcja? – zapytała, wyraźnie wystraszona.
- Wszystko będzie ok., Cuddy. – House usiłował ją uspokoić.
- A ty niby skąd wiesz?
- Ja wiem wszystko – powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu. – A teraz niech się skupią na wyciąganiu cię.
- Dobrze – jęknęła, a potem powtórzyła głośniej, wierząc w słowa House’a. Przecież mówiła Wilsonowi rok wcześniej: „On zawsze jest zimnym dupkiem, ale bardzo rzadko po prostu się myli.”
Wiercenie rozpoczęło się. Z nacięć w kamieniach leciały iskry. Co chwila słyszała przerażające trzaski i czuła, ze serce bije jej coraz mocniej. A co, jeśli znów się zawali? A co, jeśli… I jeśli… I jeszcze jedno jeśli… Jeszcze tak naprawdę nie docierało do niej gdzie jest i co się dzieje.
Po prostu nie mogła zrozumieć, że w ciągu ledwo kwadransa – albo coś koło tego – znalazła się w takim położeniu.
- Cuddy – zawołał House. – Nie myśl tyle.
Prychnęła cichym śmiechem, rozbawiona tą House’ową zdolnością czytania jej myśli. Taki jego szósty zmysł.
- Dobrze – obiecała. Nagle koło niej upadła cegła, o centymetry mijając jej głowę. Wciągnęła gwałtownie powietrze.
- Hej! – wrzasnął House. – Ostrożnie! Tam jest człowiek!
Jego słowa zagłuszył huk gdzieś z góry. Wiercenie ustało, rozmowy ustały. Wszyscy skupili się na tym jednym dźwięku… Na filmach takie sceny idą w zwolnionym tempie.
Maleńkie kamyczki spadają tygodniami… I ten wielki kamień, który rozwala wszystko dookoła, sprawia, że wpadasz w głębiny, o których nawet nie wiedziałaś, że istnieją… Ten kawał, ten największy, spada całymi miesiącami.
A potem krzyczysz i płaczesz jak dziecko, gdy twoje ciało zaczyna żyć własnym życiem, skręcając się tak, jak ludzkie ciało nigdy nie powinno się skręcać. Och tak, masz zwichnięte ramię. Teraz już na pewno. Wiesz, że House wykrzykuje twoje imię. Wiesz, że krzyczysz „Pomóż mi! Pomóż!”.
Ale nikt nic nie może zrobić. Znikasz, zanim coś może być zrobione, znikasz w czarnej otchłani we wnętrzu ziemi. I ostatnią rzeczą, którą słyszysz, jest twoje nazwisko: „Cuddy!”
Wykrzyczane z desperacją, z rozpaczą. Z miłością, z nienawiścią… Ze wszystkim pomiędzy.
A potem jest już tylko cisza.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agnes
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 16 Maj 2010
Posty: 1023
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 9:43, 18 Sie 2010    Temat postu:

Widzę, że masz wenę na tłumaczenie. I dobrze

Jezu, znowu muszę stwierdzić, że część przetłumaczona jest bardzo dobrze. A nwet lepiej niż bardzo dobrze.

I tutaj kłaniam się i przefd aurotką fika, i przed tobą, Piranio. Końcówka było genialna, doskonale dobrałaś słowa. A i autorka się postarała, nie powiem. Zaskoczyło mnie to, bo przecież poprzednia część miała mało opisów emocji. A tutaj wprost przeciwnie.

Cytat:
Wykrzyczane z desperacją, z rozpaczą. Z miłością, z nienawiścią… Ze wszystkim pomiędzy.
A potem jest już tylko cisza.




Życzę weny!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mika-house
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 19 Maj 2010
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: szczecin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:00, 18 Sie 2010    Temat postu:

świetne tłumaczenie widać, że autorka wie co robi, pisząc ten fik.
doskonale mi się czyta, fajna akcja, dobrze przetłumaczone opisy uczuć... to na prawdę pomaga w odbieraniu tekstu

Super, czekam na c.d i Wena na tłumaczenie ;*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Amu
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bydgoszcz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:24, 18 Sie 2010    Temat postu:

Super tłumaczysz . ; * . Czekam na następną część . ; x

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Amu dnia Nie 14:40, 22 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:50, 20 Sie 2010    Temat postu:

Wielki, wielki ukłon w Twoją stronę, widać, że na lekcjach angielskiego nie próżnowałaś Naprawdę świetne tłumaczenie Takie płynne i składne
Czekam na ciąg dalszy, nie męcz nas zbyt długo


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pirania
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:52, 21 Sie 2010    Temat postu:

Cytat:
Strasznie się cieszę, że się Wam podoba. Ze swojej strony dziękuję za pochwały tłumaczenia, autorce zamierzam wysłać Wasze komentarze po angielsku najpewniej jutro, więc na pewno też będzie zachwycona


Przez jedną sekundę po zawaleniu się budynku było cicho. Tylko przez jedną jedyną sekundę, a potem chaos wybuchł ze zdwojoną siłą.
Ludzie nie mieli pojęcia, co robić, więc robili wszystko. „Tutaj!” krzyczał każdy do każdego, wszyscy biegali w kółko, nie wiedząc, na czym się skupić.
House był zszokowany. Więc tak postępują w kryzysowych sytuacjach.
- Hej! – wrzasnął, łapiąc za ramię kogoś, kto przebiegał obok. – Musicie coś zaplanować, a nie latać w kółko jak pieprzone, bezgłowe kurczaki! – krzyczał głośno, ściskając rękę tamtego tak mocno, że na pewno hamował krążenie krwi.
- My… Ja… Nie wiem, co robić! – jęknął mężczyzna. W jego oczach widać było czyste przerażenie
- Jesteś do niczego! – krzyknął House i pokuśtykał tak szybko, jak tylko mógł, do kogoś wydającego rozkazy. – Hej, idioto! – Dowodzący odwrócił się, wyraźnie wściekły. – Co wy do cholery robicie?
- Ratujemy ludzi – warknął mężczyzna, jednocześnie każąc komuś coś przynieść. House’a nie mogłoby to obchodzić mniej.
- Zabijecie tych ludzi, jeśli czegoś nie zrobicie! – wrzasnął dowódcy w twarz. Został gwałtownie odepchnięty.
- To my się tym zajmujemy – powiedział House’owi z irytacją. – Jeśli będziemy pana potrzebować, powiadomimy pana. Więc na razie muszę poprosić, żeby się pan odpieprzył, proszę pana.
Do tej pory House tylko zaciskał pięści, lecz teraz złapał tego sukinsyna za poły płaszcza i przycisnął go do ściany.
– Słuchaj, kretynie, wyciągniesz ich i zrobisz to szybko, albo przysięgam, skopię cię tak, że nie usiedzisz do końca życia, a to nie będzie długo, bo osobiście cię zabiję. – Gwałtownie puścił mężczyznę, ale utrzymał kontakt wzrokowy. – Rozumiemy się?
- T-t-tak, proszę pana – wyjąkał tamten. – Oczywiście.
- Dobrze – House ani o jotę nie zmienił twardego tonu głosu. – Co zrobimy?
- Tom! – krzyknął mężczyzna, nie spuszczając z House’a wzroku. – Chodź tu! – Przywołał do siebie chłopaka, który wyglądał na pewnego siebie.
- Tak? – wydyszał nowoprzybyły. Uwadze House’a nie uszedł przyspieszony oddech ani twarz pokryta kurzem. Ten chłopak może przynajmniej usiłował coś zrobić.
- Ten facet. – Dowódca kiwnął głową w stronę diagnosty. – Pyta, co zamierzamy.
- Proszę pana – wychrypiał Tom. – Zamierzamy wyciągnąć tych ludzi. Za wszelką cenę.
Dzięki Bogu.
- Jak mogę pomóc? – spytał House, zmieniając nastawienie. Chciał tylko wydostać stamtąd Cuddy.
- Jest pan osobiście zaangażowany? – spytał Tom, usiłując przekrzyczeć hałas.
- Nie. – House zdecydowanie potrząsnął głową.
- Ależ oczywiście – mruknął chłopak, ale nie drążył tematu. – Okej, na początek musimy sprawdzić, jak głęboko wylądowali. Mniej więcej.
- Jak? – naciskał House.
- Spróbujemy usunąć trochę gruzu z wierzchu, żeby spuścić na dół kamerę – tłumaczył niecierpliwie, ewidentnie chcąc wziąć się do roboty. – Gdy otrzymamy obraz, będziemy mogli ocenić szkody.
Miał zamiar zapytać, o jakich szkodach mowa, ale nie było warto – znał odpowiedź. Wiedział, co mogą tam znaleźć i za nic nie chciał o tym myśleć.
- Jak mogę pomóc? – powtórzył, wykręcając sobie palce.
- Na razie proszę czekać – poinstruował go Tom. – Kiedy będziemy wiedzieć, co się dzieje na dole, będziemy pana potrzebować.
House kiwnął głową, ale podążył za Tomem, chcąc dokładnie wszystko wiedzieć. Rozumiał, jak poważna jest sytuacja… i, że jest duża szansa, że Cuddy stamtąd wyniosą. W worku na zwłoki.
Czuł, jak zaciska mu się gardło na samą myśl. Starał się kontrolować, powtarzać sobie, że musi być spokojny i zachowywać się racjonalnie… Ale nie mógł po prostu zignorować tej myśli, która nieustannie tłukła mu się po głowie.
Musiał z nią porozmawiać, musiał ją przekonać, że związek z Lucasem jest błędem, że, chociaż to brzmi idiotycznie, może być szczęśliwa właśnie z nim. Mogłaby, tego był pewien. I naprawdę potrzebował, by to wiedziała, dla niej, dla niego – no i żeby udowodnić, że Wilson się mylił.
Więc stał i patrzył, jednocześnie spokojny i cały drżący. Wydawało się, że mniej lub bardziej wiedzą, co robić, a to było dość pocieszające, lecz kiedy zaczęli odrzucać kamienie, House znów poczuł wzbierającą panikę.
Budynek – i to, co z niego zostało – zawalał się już trzy razy. Jaka jest gwarancja, że nie będzie czwartego? I kto wie, jak ciężko oni są ranni?
Ekipa ratownicza nie przestawała uważnie szukać drogi wgłąb, a House uzbroił się w cierpliwość, modląc się, by znaleziono ją żywą.

Cuddy usłyszała, że mężczyzna się rusza, zanim go zobaczyła. Słyszała parsknięcia, tak dobrze sobie znane dźwięki komunikujące „Nie mogę oddychać”. Usiadła, zamrugała i jęknęła, czując ból w każdym zakątku swojego ciała.
Ale on – ratownik czy też ten pierwszy ranny – potrzebował jej teraz bardziej.
- Jestem tutaj – szepnęła, przysuwając się do niego i walcząc z falami przeszywającego bólu. – Ciii… - Próbowała przybrać jak najbardziej opiekuńczy ton. – Ciii…
Nadal kaszlał i prychał, więc niezranioną ręką – druga nie nadawała się już do niczego – sprawdziła, czy nie ma żadnego zatoru w gardle. Nic.
- Myślę, że nałykałeś się kurzu i kamyków – powiedziała mu, kładąc jego głowę na swoich kolanach. Teraz mieli do dyspozycji większą przestrzeń, choć nie było ani śladu naturalnego światła.
- To cud, że żyjesz – dodała, głaszcząc go po czole, które było całe w zadrapaniach. Przypuszczała, że jej twarz nie wygląda lepiej.
Płakał. Był bardzo młody. Zobaczyła słowo „ekipa” na plakietce przy jego ubraniu. Był z ekipy ratowniczej, więc gdzie był… Rozejrzała się dookoła. Nie było nikogo, ani żywego, ani martwego.
Ale… Przez chwilę wydawało jej się, że w ciemności zauważyła ramię.
- Zaraz wrócę – wyszeptała i odczołgała się. Jej kolana bolały jak wściekłe, ale ignorowała to. Chwyciła rękę. Reszta ciała była pogrzebana pod gruzami. Już miała go odkopywać, gdy zbadała mu puls.
Brak pulsu.
Gwałtownie puściła ramię. Jej oczy zaszły łzami. Utknęła w podziemnej jaskini, pod Bóg wie iloma tonami gruzu (znowu), z płaczącym dzieciakiem, trupem, poważnie skręconą ręką i zapewne masą innych ran.
Zaje-kurwa-biście.

- Przedarliśmy się! – Krzyk rozdarł powietrze, przyciągając uwagę wszystkich, którzy modlili się o ratunek. To miejsce było daleko od epicentrum wypadku, ale to był przełom – dosłownie i w przenośni.
House siedział na kupie gruzu, masując udo. Stres źle działał na jego nogę, a chyba nie mógł być już bardziej zestresowany.
Ta cała sytuacja była jak szyderczy uśmiech od życia. Tyle czasu za sobą gonili, miotali się w kółko. A teraz House był gotowy i pewny swego i wiedział, że w głębi duszy Cuddy czuła to samo – i akurat, kiedy zamierzał jej wszystko wyznać, została uwięziona pod zawalonym budynkiem.
Raczej mało zabawne.
House podniósł się zanim okrzyk przebrzmiał. Dołączył do reszty, przepychając się przez tłum, by lepiej widzieć. W gruzie wydrążyli otwór o około dziesięciocentymetrowej średnicy. Taki tunelik był wydrążony najgłębiej jak tylko się dało, a następnie przechodził w czarną dziurę.
W dziurę, w której była Cuddy.
- Ktoś tam jest? – spytał House niecierpliwie, chwytając Toma za ramię, by zwrócić jego uwagę.
- Nie wiemy – jęknął Tom. – Zaraz sprawdzimy.
House czekał tak cierpliwie, jak tylko mógł. Starał się ukryć przerażenie – nikt nie reagował na dźwięk wiertła. A gdy jesteś uwięziony pod gruzami, wiercenie w gruzie to dźwięk, na który raczej reagujesz.
Przecisnęli kamerkę przez otwór. Wszyscy wstrzymali oddech. Chwilę trwało, zanim na ekranie pojawił się obraz. House niemal złamał sobie kark, usiłując coś zobaczyć, lecz oczywiście nadgorliwi ratownicy wskoczyli na sam przód. House odsunął ich zdecydowanie.
- Z drogi – warknął. Przestraszeni ludzie rozstąpili się przed nim niczym wody Morza Czerwonego.
- Mamy coś? – spytał, zajmując jedyne słuszne miejsce obok Toma.
- Jeszcze nie jest wyraźne… - wymamrotał Tom, przekręcając kamerę dla uzyskania lepszego obrazu. – Myślę…
- Co? Co myślisz? – ponaglił go House, wbijając wzrok w ekran.
- Myślę, że kogoś widziałem – dokończył. House’owi także się zdawało, że w kącie był jakiś cień przypominający człowieka.
- Rusza się? – zapytał House niecierpliwie.
- Hm… Tak! – odpowiedział Tom, uśmiechając się – Jest ruch! – pomruk zadowolenia przebiegł wśród oglądających.
- House? – Usłyszeli cichy głos i zabrało im chwilę, by zrozumieć, że wydobywa się z komputera. – House, czy to ty? – Ponowiono płaczliwie pytanie.
- Cuddy. – House jęknął z najgłębszą ulgą. – Cuddy.
- Tak, powtarzanie mojego nazwiska w kółko bardzo mi pomoże – prychnęła, przyczołgując się bliżej do kamery. Kiedy zobaczyli jej twarz, gwałtownie wciągnęli powietrze. Zwłaszcza House.
- Strasznie wyglądasz – zauważył. Skoro już wiedział, że Cuddy żyje, mógł znów stać się starym, oschłym sobą.
- Ty też – warknęła. Rzeczywiście okropnie wyglądała. Jej oczy były podbite i spuchnięte, a na czole znajdowała się szeroka rana, z której gwałtownie płynęła krew. Resztę twarzy znaczyły mniejsze zadrapania i siniaki. House widział boleśnie wykręcone ramię.
- Gdzie boli? – spytał, stając się lekarzem.
- Wszędzie – odparła natychmiast. – Przygniótł mnie budynek. Dwa razy.
- Nie musisz tak dramatyzować – zganił ją House. W jego głosie była jednak miękka nuta.
- Przecież to czysty melodramat – odparła, patrząc na niego zmrużonymi oczami.
- Pani doktor? – przerwał Tom, który wcześniej w ciszy przysłuchiwał się ich wymianie zdań. – Czy ktoś jeszcze jest z panią?
- Ratownik – odpowiedziała i House zauważył z bólem, że jej oczy wypełniają się łzami. – Drugi mężczyzna nie przeżył – zakończyła cicho.
Tom ukrył twarz w dłoniach.
- Cholera – wymamrotał. – Jest pani pewna?
- Tak – odpowiedziała miękko, ale zdecydowanie. – Umarł.
- Ale ty – przerwał House. – Co z tobą?
- W porządku – odpowiedziała pewnie, uśmiechając się słabo. – Jak cholera boli mnie głowa i trochę ramię, ale poza tym w porządku.
- A George? – naciskał Tom, wyjawiając imię ratownika.
- George… - Cuddy odpowiedziała z namysłem, patrząc na niego. – George się boi. I cierpi. Ale żyje.
- Dobrze – powiedział cicho Tom, a potem kontynuował, starając się, by jego głos brzmiał pewnie. – Pani doktor, wyciągniemy panią stamtąd tak szybko, jak się da.
- Będę tutaj – kiwnęła głową, przysuwając się do kamery.
Tom rzucił jej przelotne spojrzenie i odszedł, wydając drużynie kolejne rozkazy.
- House – szepnęła Cuddy, patrząc wprost na niego. – Nie idź.
- Nie pójdę – odparł natychmiast. – Zostaję.
- Dziękuję – szepnęła znów. House zamrugał, widząc jak łzy spływają jej po policzkach.
- Hej, nie płacz. – Starał się ją uspokoić. – Gdzie ta cholernie pewna siebie Cuddy, radząca sobie z kryzysami?
- Wzięła wolne. – Pociągnęła nosem Cuddy, ocierając oczy. – I teraz jest tu tylko Lisa-histeryczka.
- Chcesz, żebym zadzwonił po Lucasa? – spytał, choć nie było to przyjemne.
- Nie – odparła natychmiast. House poczuł ulgę. – Nie. Zadzwoń do Mariny i sprawdź, co z Rachel, ale nie chcę tu Lucasa.
- Jasne. – Uśmiechnął się House, zadowolony z jej reakcji. – Zadzwonić gdzieś jeszcze?
- Nie. – Cudy potrząsnęła głową. – House… Chcę tutaj ciebie. Boję się i mnie boli i jestem sama… I ufam ci. – Zaszlochała, a House pragnął tylko przytulić ją, pomóc jej, ale nie mógł, bo była uwięziona pod tonami gruzu.
- Jestem tu – obiecał, kładąc rękę na ekranie. – I możesz mi zaufać, że nigdzie nie pójdę.
Położyła swoją własną, poranioną rękę tak, że była tuż przy jego.
- Dobrze. Potrzebuję cię, House – przyznała. Normalnie czułaby się zażenowana takim wyznaniem, ale to nie był moment na ich małe kłótnie.
- Jestem do twoich usług. – Skłonił się. – A teraz wyciągamy cię stamtąd.
I siedzieli tak, on uspokajał ją, ich ręce połączone się na ekranie. I czekali na następny ruch.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pirania dnia Sob 23:53, 21 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
justykacz
Groke's smile
Groke's smile


Dołączył: 16 Mar 2008
Posty: 1856
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 47 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 9:22, 22 Sie 2010    Temat postu:

Momentami zajeżdża melodramatem (ta dłonie na monitorze)

Ale tłumaczenie zaiste wspaniałe

Możesz wysłać autorce fika ode mnie informacje, że mam nadzieję, że nie zabije mnie za twoim pośrednictwem czymś w stylu "Jack, come back!!! Come back"....



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mika-house
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 19 Maj 2010
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: szczecin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:19, 22 Sie 2010    Temat postu:

zrobiło się dramatycznie... ale podoba mi się i nie zmienię zdania, że wspaniale tłumaczysz
czekam na c.d. i Wena na tłumaczenia


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Aduśka
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 07 Wrz 2009
Posty: 180
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Siedlce
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:56, 22 Sie 2010    Temat postu:

Piranio ;*

Przede wszystkim składam wielkie pokłony szacunku, za to tłumaczenie Dla mnie bomba!

Poza tym bardzo podoba mi się ten House i ta Cuddy.
W obliczu tragedii zdjęli swoje maski i naprawdę widać jak sobie są bliscy

Uważnie śledzę części i nie mogę się nadziwić temu pięknu ;*
Piękny fik! Autorka tego fika, to wielka talenciara

Czekam na następne
Pozdrawiam



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agnes
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 16 Maj 2010
Posty: 1023
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:13, 22 Sie 2010    Temat postu:

Na początku muszę napisać, że autorka tego fika ma i talent, i wspaniały pomysł. Póki co wszystko wychodzi jej na medal. Gratuluję.

Piranio, jestem pełna podziwu dla twojego tłumaczenia. Wszystko jest niesamowicie... płynne. Nie wiem, jak inaczej to nazwać, ale mam nadzieję, że wiesz, o co mi chodzi. Słowem - bomba.

House martwiący się o Cuddy Nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam, kiedy chciał pobić szefa całej akcji ratunkowej. No i to, że Lisa nie chciała, aby wezwać Lucasa. Jakież to wymowane Widać, że zdecydowanie bardziej ufa House'owi niż temu detektywowi od siedmiu boleści.

Cytat:
Ta cała sytuacja była jak szyderczy uśmiech od życia. Tyle czasu za sobą gonili, miotali się w kółko. A teraz House był gotowy i pewny swego i wiedział, że w głębi duszy Cuddy czuła to samo – i akurat, kiedy zamierzał jej wszystko wyznać, została uwięziona pod zawalonym budynkiem.


Piękny, niesamowicie opisany i przetłumazony pokaz tego, jak okrutny i złośliwy jest los. Zwłaszcza, jeśli chodzi o miłość.

Cytat:
- Jestem tu – obiecał, kładąc rękę na ekranie. – I możesz mi zaufać, że nigdzie nie pójdę.
Położyła swoją własną, poranioną rękę tak, że była tuż przy jego.
- Dobrze. Potrzebuję cię, House – przyznała. Normalnie czułaby się zażenowana takim wyznaniem, ale to nie był moment na ich małe kłótnie.
- Jestem do twoich usług. – Skłonił się. – A teraz wyciągamy cię stamtąd.
I siedzieli tak, on uspokajał ją, ich ręce połączone się na ekranie. I czekali na następny ruch.


Te dłonie na ekranie... Niby są tak blisko siebie, a jednak daleko. Paradoks. Ale ja uwielbiam paradoksy.

Ślę pokłodny w stronę autorki i ciebie, Piranio. Życzę weny!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
lisek
Neurolog
Neurolog


Dołączył: 21 Lip 2009
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 27 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:48, 22 Sie 2010    Temat postu:

Och... lisek wymięka Zaiste autorka ma niebywały talent do wyrażania emocji, kogoś mi tym przypomina Fik jest prowadzony idealnie, odrobina dramatu czasem jest potrzebna, ja, zwłaszcza w fikach lubię takie emocje, wszystko pięknie oddane i nakreślone Właśnie przekaż autorce wielkie ukłony czekam z niecierpliwością, każda część wciąga coraz bardziej, a Ty tłumaczysz idealnie
Już nie mogę się doczekać czwartej części


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lisie
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 16:26, 24 Sie 2010    Temat postu:

Świetne tłumaczenie... Najbardziej jednak urzekła mnie końcówka. Ich dłonie ... Tak blisko, a tak daleko zarazem...
Śledzę tego fika od początku i z pewnością będę to robić dalej.
Pozdrawiam!
I oczywiście czekam na ciąg dalszy!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pirania
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 0:03, 27 Sie 2010    Temat postu:

Cytat:
Komentarze jednak karmią wena... Zwłaszcza tak miłe komentarze


- Jak się czujesz? - House zapytał kolejny raz. „Kolejny” zmierzało w stronę miliona. Każde inne zdanie, które wychodziło z jego ust, miało coś wspólnego z tym, że wszystko będzie dobrze. To było miłe, ale niespecjalnie pomagało Cuddy nie myśleć o sytuacji, w której się znalazła.
- Hmm... - zastanowiła się. - Chyba zaraz będę miała wstrząs... Albo tętniaka... Albo atak serca...
- Nie żartuj – warknął House. - To moja praca.
- Ale skoro robisz te wszystkie poważne rzeczy, które zwykle robię ja, stwierdziłam że zrobię, co normalnie robisz ty – Cuddy wyprodukowała to odrobinę zapętlone zdanie i uśmiechnęła się złośliwie.
- Uważaj na to, co wypływa z twoich pięknych usteczek albo wyłączę monitor – ostrzegł House.
- Nie zrobiłbyś tego – zaryzykowała Cuddy. - Zbyt się o mnie martwisz.
House przez chwilę zastanawiał się, czy nie wyłączyć ekranu tylko po to, by się z nią podrażnić, ale, wbrew temu, co usiłowali sobie nawzajem wmówić, to nie była specjalnie rozrywkowa sytuacja. A wyłączenie oznaczałoby zostawienie jej, rannej, w ciemności.
Nie warto.
- Wierz w co chcesz – powiedział sucho House, nie chcąc przyznać jej racji.
- Wierzę. I w związku z tym dobrze się bawię – odparła uparcie. House potrząsnął głową, a potem nagle pochylił się, widząc jak łapie się za czoło.
- Co jest? - spytał ostro, dotykając ekranu. Najchętniej sprawdziłby sam.
- Nic – jęknęła, mrugając. - Trochę boli.
- To czasem się zdarza po przygnieceniu przez budynek – oświadczył ze złośliwością w głosie, z powodzeniem kryjąc zmartwienie. Nie chciał, żeby pomyślała, że naprawdę się przejmował czy coś równie głupiego. Problem polegał na tym, że się przejmował. I to bardzo.
- Daj spokój z tą ironią – jęknęła Cuddy. - Nie mam na to nastroju.
- Niespodzianka – wymamrotał House.
Moment niezręcznej ciszy. House zerknął na Cuddy, która z troską patrzyła na młodego mężczyznę, leżącego na jej kolanach.
- Nie wygląda dobrze – szepnęła, podnosząc jego powieki, by sprawdzić źrenice. - Jego źrenice nie reagują.
- Trudno, żeby reagowały, kiedy nie ma ją na co – zauważył House, usiłując coś wyraźniej zobaczyć. - Co o tym sądzisz?
- Krwotok śródmózgowy – odparła.- Prawa źrenica jest rozszerzona.
House zamrugał. Dzięki Bogu, że powiedziała wprost, zamiast siedzieć tam zupełnie samotna, z tym wszystkim na swojej głowie, z krwawiącym czołem i jakimś cholernym smarkaczem płaczącym za mamą.
- Pracują nad tym, by cię wyciągnąć – rzucił, spoglądając na Toma, który właśnie opisywał coś innym ratownikom, intensywnie gestykulując.
- Coś ty – prychnęła Cuddy. - Co niby mieliby robić?
- Nie wściekaj się – zganił ją.
- Więc próbuj mi pomóc – odparła. - House... proszę, przestań. Nie mam na to siły.
Wiedział, że powinien przestać, że powinien tam po prostu dla niej być. Wiedział to i chciał tego, ale biorąc pod uwagę, że poza napisaniem jej sonetu i śpiewaniem serenad pod oknem zrobił już niemal wszystkie idiotyczne rzeczy, chciał zachować minimum godności.
- Okej, Cuddy – powiedział miękko.
- Zadzwoniłeś do Mariny? - zapytała drżącym głosem, mrugając, by powstrzymać łzy strachu. Robiła co mogła, by się nie rozpłakać, ale od czasu do czasu jej ramię przeszywał nagły ból albo pojawiał się skurcz mięśnia i wtedy przypominała sobie o całej sytuacji ze zdwojoną siłą.
- Tak – skłamał House. - Z dzieciakiem wszystko w porządku.
- Mógłbyś nazywać ją Rachel – zasugerowała delikatnie. Wiedziała, że nie był częścią życia jej córki i że nie chciał być, ale... chciałaby, by kojarzył ją jako kogoś więcej niż „dzieciaka”.
- Mógłbym, ale nie zamierzam – odparł stanowczo. Gdyby Cuddy zmieniła zdanie o tym niedojrzałym faceciku i chciała prawdziwego mężczyzny, byłby dla niej. I gdyby obecność Cuddy w jego życiu oznaczała tolerowanie Rachel przez jakąś godzinę dziennie, dałby radę. Ale nie widział powodu, by udawać zainteresowanie tym szkodnikiem, jeśli nie mógł mieć Cuddy.
Cuddy westchnęła. Nie mogła widzieć House'a, na dole była tylko kamera. Wiedziała, że powinna powiedzieć mu o Lucasie, o weselu... ale nie mogła. I to nie dlatego, że nie chciała go zranić, tylko dlatego, że... nie chciała, by to była prawda. Nie chciała zniszczyć tej ostatniej, względnie normalnej więzi z Housem.
Zawsze tak było. Tak czuła, gdy zgodziła się na randkę z Lucasem (normalne miejsce, blisko do domu, osobne samochody – w sumie nie była to prawdziwa randka), tak czuła, gdy zgodziła się na pierwszą prawdziwą randkę (kino, obiad, naga i spocona randka – tego drugiego udawało jej się unikać przez kilka tygodni), tak czuła, gdy znajomość się rozwijała. Wspólne mieszkanie, kupowanie domu... I teraz małżeństwo.
Lucas był młody, chciał tego wszystkiego, co się z małżeństwem wiąże. Chciał wielkiego, białego wesela, czwórki dzieci, psa i domu na przedmieściach. I chciał, by wcześnie przeszli na emeryturę i zestarzeli się razem, siedząc na ławce i trzymając się za ręce.
Za żadne skarby świata.
Kiedy jej to powiedział, Cuddy naprawdę czuła się, jakby miała wielką kulę w gardle. Czwórka dzieci? Miała córkę, którą kochała nad życie, być może zdecydowałaby się na jeszcze jedno... Ale troje? Nie ma mowy. I wczesna emerytura?! Czy ona wyglądała jak kobieta, która chciałaby spakować manatki, przenieść się na Florydę i walić w brydża, mimo całkowitej sprawności?
Samodzielnie zarządzała szpitalem, wychowywała córkę, dbała o swój związek i, no cóż, dawała sobie radę z Housem – i z wszystkim i wszystkimi którzy byli z nim jakkolwiek związani. I nigdy się nie załamała, nigdy nie poddała. Na miłość boską, wynegocjowała dwadzieścia procent podwyżki!
I kiedy Lucas jej to powiedział, tylko jedna myśl pojawiła się w jej głowie: „House by mi tego nigdy nie powiedział.”
Pomyślała to, zanim zdążyła się powstrzymać i natychmiast przywołała się do porządku, ale czasu nie dało się cofnąć – ziarno wątpliwości zostało zasiane.
Lucas mógł być miły i dawać oparcie, ale House był dla niej... Rzucał jej wyzwania, sprawiał, że czuła rzeczy, które chciałaby odczuwać bez przerwy... a nawet nie byli razem.
Po raz pierwszy w życiu dokładnie wiedziała, czego chce, wszystko było krystalicznie jasne. A jednak bała się to chwycić, bo wiedziała, że zniszczyłoby ją, gdyby ta relacja nie wypaliła. Byłaby samotna, nieszczęśliwa, a House podwójnie irytujący. I widziałby ją nagą – była pewna, że wykorzystałby to jakoś przeciwko niej.
- Grosik za twoje myśli – głos House'a, dochodzący z urządzenia, zaskoczył ją. Obserwował ją od kilku minut i jej nieobecny wyraz twarzy zaczął go intrygować.
- Nagość – odparła automatycznie, wiedząc, że to go zainteresuje.
House uśmiechnął się złośliwie.
- Jeśli ci to pomaga... - odparł lekko i przyłączył się do myślenia o nagości.
Tak, troszeczkę pomagało.
- House! - krzyknął Tom, ciężko oddychając i uśmiechając się lekko. - Mamy plan – powiedział z radością do obojga.
- Dzięki Bogu – odparli jednocześnie.
- Wejdziemy tam – tłumaczył. - Gdy będziemy schodzić, podbudujemy korytarz i umocnimy strop kolumną. Mamy nadzieję, że to da nam czas, by was wyciągnąć. To ryzykowne, ale to najlepszy plan z możliwych.
- Wyciągnijcie najpierw jego – zaznaczyła Cuddy. - Ze mną wszystko w porządku.
- Wcale nie – nalegał House. - A jego przypadek może być beznadziejny.
- House – syknęła Cuddy. - To człowiek.
- Tak jak ty – House nie dał się zbić z tropu. - A ty jesteś przytomna. I jesteś tu dla mnie najważniejsza.
- To miłe – uśmiechnęła się.
- Niezbyt – rzucił sucho House. - Po prostu nie chce mi się tresować nowego administratora, żeby mi na wszystko pozwalał.
- Tak, wmawiaj to sobie dalej – odparła, przesuwając rękę po swoich skrwawionych włosach. Łupało ją w skroniach, a jej ramię było zupełnie niezdatne do użytku.
- Zaczynamy – powiedział szybko Tom i zanim ktoś zdążył się przygotować, rozległ się okropny zgrzyt rozwiercanego metalu i gruzu.
House patrzył, jak Cuddy została obsypana strumieniem maleńkich kamyczków.
- Nie denerwuj się – uspokoił ją, widząc, jak jej oczy rozszerzają się. Wiedział, że serce biło jej coraz szybciej. - To brzmi gorzej, niż naprawdę jest. Większe kawałki zostaną z nami.
- Niewątpliwie jest to plus – wyszeptała przez zaciśnięte zęby. Zauważył, jak mocno zaciska pięści.
- Naprawdę, wszystko ok – House usiłował przekrzyczeć hałas dookoła. - I myślę, że są blisko!
Nagle kamyczki przestały lecieć i nastąpił moment głuchej ciszy, gdy wszyscy modlili się, by ta struktura wytrzymała. Zwłaszcza Cuddy.
Po minucie, która wydawała się być wiecznością, rozległ się cichy trzask i belka podtrzymała strop.
- Hura! - uśmiechnęła się słabo Cuddy. - Nie umrę!
- To jeszcze nie koniec – przypomniał House.
- Dzięki za podtrzymanie na duchu – mruknęła Cuddy. Ciemność była jeszcze głębsza, mimo że Lisa miała świadomość, że wyjście stąd stało się realne. Tkwiła tu już niemal trzy godziny. Myśl o pozbyciu się tej kuli niepokoju tkwiącej w żołądku była bardzo nęcąca.
- Dobrze poszło – dotarł do niej głos Toma. - Trzyma się i jest raczej stabilnie. Zaczynamy iść do ciebie.
- Jak głęboko jestem? - Cuddy rozejrzała się po ścianach. Siedziała w bardzo małej dziurze, a biedny chłopak miał głowę na jej kolanach, zaś wszystkie kończyny (najpewniej złamane) dziwnie wykręcone.
- Sześć, siedem metrów – oszacował Tom, poprawiając swój kask. - Damy radę, Lisa. Mam dobre przeczucie.
- Okej – westchnęła, czując, że nie jest w stanie myśleć. - Ufam ci.
- I dobrze – powiedział, a potem skinął głową w stronę reszty ekipy. - Ruszamy.
- Lisa – odwrócił się do kamery. - Będzie głośno i będzie się trząść. Będą spadać kamienie. Będzie strasznie. Pewnie stracimy kontakt.
Cuddy gwałtownie poderwała głowę.
- Zostanę sama?
- Dopóki nie przedrą się do ciebie – potwierdził Tom. - Ale House będzie tu, kiedy cię wyciągniemy.
Cuddy otworzyła usta, by coś powiedzieć, lecz nagle okropny, rozrywający bębenki w uszach hałas rozdarł powietrze, wprawiając w drżenie wszystko dookoła.
W kamerze coś trzasnęło, a potem się wyłączyła, pozbawiając ją jakiegokolwiek źródła światła. Była sama, a ściany dosłownie na nią leciały.
Poczuła, jak krtań się jej zaciska, klatka piersiowa boli i nie mogła złapać powietrza. „NIE! BEZ ataków paniki!” - krzyknęła w myślach do samej siebie.
- Nie ma na to czasu – szepnęła, przyciskając do siebie nieprzytomnego chłopaka, pragnąc jakiegokolwiek kontaktu z innym człowiekiem.
„Wiesz, czemu tak się dzieje” - powiedział jej mózg. - „Jesteś tchórzem.”
„Zamknij się” - odparła swojemu mózgowi, ignorując tę część jej samej, która szeptała coś o nadchodzącym szaleństwie.
„Wiesz, czego chcesz, kogo chcesz, a oddajesz to dla czegoś innego. Dla czegoś, co cię unieszczęśliwi. Nie rób sobie tego” - kontynuował mózg. Lisa słuchała. - „Spraw, żebyś była szczęśliwa, bo siedzisz teraz w absolutnym gównie, mogłabyś umrzeć i wtedy nigdy byś nie powiedziała mężczyźnie, którego kochasz, co czujesz.”
Wiedziała, że jej mózg miał rację. Wiedziała, że powinna go posłuchać i zrobić właściwą rzecz.
- Okej – szepnęła. - Obiecuję. Kiedy się stąd uwolnię, powiem mu, obiecuję! - krzyknęła, przekrzykując hałas, przekrzykując brzęk spadających kamieni i uderzenia i pokrzykiwania ludzi i zgrzyty budynku.
- Dalej! - wrzasnęła. - Dalej! Jestem gotowa! - Nic nie widziała z powodu kurzu i nie mogła oddychać, ale wszystko było w porządku.
Była spokojna. I wiedziała, że da radę. Do cholery, była Lisą Cuddy!
Więc czekała następne pół godziny, najbardziej przerażające i podnoszące poziom adrenaliny pół godziny w jej życiu.
I nagle, niczym cud, niczym dar z nieba, rozległo się szczęknięcie. Mała dziurka, promyk światła przedarł się do niej. Światło!
Zacisnęła zęby i zamknęła oczy. Ale było dobrze, bo wiedziała, że światełko tam jest i wiedziała, że jej się uda.
- Lisa? - usłyszała i zobaczyła, że ktoś przyciska głowę do otworu. Dojrzała oko, gdy ten ktoś rozglądał się, usiłując przebić się przez ciemność. Odnaleźć ją.
Och, dzięki ci, pieprzony Boże.
- Tak! - krzyknęła. - Boże, tak! Jestem tutaj!
Rozległ się krótki śmiech.
- Dobrze – roześmiał się. - To dobrze.
- Cuddy?
Usłyszała, jak ten głos obija się echem od ścian tunelu i uśmiechnęła się.
- Cuddy? - powtórzył. Wydawał się przerażony.
- Powiesz mu, że wszystko dobrze? - spytała.
- Chciałem go trochę potrzymać w niepewności – zażartował, a Cuddy się to spodobało. Kiedy ryzyko, że zostaniesz zmiażdżona gwałtownie spada, odzyskujesz poczucie humoru.
- CUDDY? - wrzask dobiegł ponownie, a Cuddy stwierdziła, że będzie litościwa.
- Skończ to cierpienie – wyciągnęła rękę do mężczyzny. - Był niesamowity – zauważyła.
- W porządku! - krzyknął. - Wyciągamy ją!
- Szybko! - zawołał ostro House, a Cuddy uśmiechnęła się do siebie. Cały czas był taki opanowany, a teraz wychodził z siebie.
To sprawiało, że dotrzymanie obietnicy było prostsze.
- Najpierw on – wskazała na chłopaka na swoich kolanach. - Cały czas był nieprzytomny, może mieć krwotok śródmózgowy.
- Skoro się ruszasz, wyciągniemy cię pierwszą – odparł.
- Ale co z...
- Będzie okej – obiecał, łapiąc ją za rękę. - Zaufaj mi, tak będzie lepiej. Ostatecznie, dotarliśmy aż tutaj, nie?
- Niech będzie – próbowała się otrząsnąć i skrzywiła się, czując ból w ramieniu. - Jakby co, moje ramię jest skręcone, więc wychodzenie stąd może być... ciekawe.
- Będzie boleć – przyznał uczciwie. - Nie jest tu wystarczająco szeroko, by cię tak po prostu wyciągnąć. Potem możemy spróbować noszy, ale to za kilka metrów.
- Dam radę – odparła z determinacją.
Zaczął powiększać dziurę, kawałek po kawałku. Stawała się coraz większa i do środka wdzierało się więcej światła, oświetlając twarz Cuddy.
Skrzywił się.
- To nie wygląda dobrze – wskazał ruchem głowy na ranę na jej czole.
Dotknęła jej. Smużka krwi została jej na dłoni. Za duża smużka, jeśli wziąć pod uwagę, że rana krwawiła od trzech godzin. Nie, teraz nie był czas na zajmowanie się tym. Właśnie miała zostać uratowana.
- Dam radę – powtórzyła. Dwa silne ramiona chwyciły jej zdrowe ramię, wyciągając ją z warstwy gruzu w której siedziała. Powoli przecisnęła się, jęcząc, gdy jej biodra otarły się o ścianki. Szkło i kamienie w postaci maleńkich igiełek niemal w całości wciskały się jej pod skórę.
- Przepraszam – szepnął. - Już prawie koniec.
W jej oczach pojawiły się łzy, ale dalej walczyła. Bolało ją całe ciało.
- Niedługo to się skończy – szepnęła, nie mogąc powstrzymać szlochu. Łzy spłynęły jej po zakurzonych policzkach, gdy przeciągnęli ją przez otwór. Ledwo się zmieściła.
- Dobrze – mężczyzna próbował ją uspokoić. - Świetnie sobie radziłaś, Liso.
- Wyciągnijcie. Mnie. - wydyszała. - Teraz.
- Wedle rozkazu – skinął głową i podniósł ją jeszcze trochę.

House stał przy dziurze, wbijając wzrok w głąb. Gdzie ona jest? Powinna już tu być.
- Gdzie ona jest? - House złapał za ramę mężczyznę stojącego obok.
- Tutaj – wyjęczała, a House poczuł ogromną ulgę, gdy dojrzał jej zakurzoną, poranioną, podrapaną, lecz piękną twarz. - Jestem tutaj.
- Co on ci zrobił, do cholery? - spytał House, lekko dotykając jej czoła. Jego dłoń przesunęła się na policzek. Delikatnie wytarł kciukiem łzę spływającą po jej twarzy.
- Wszystko będzie dobrze – powiedział cicho, pomagając ratownikom wyciągnąć ją i położyć na noszach.
Skrzywił się, gdy zobaczył jej ramię. Po nastawieniu będzie ją boleć jak wszyscy diabli.
Obejrzał jej ciało. Wyglądało jak pole walki. Wszędzie siniaki i zadrapania. Wszędzie krew.
Bez wątpienia wszystko musiało ją boleć, ale wydawała się być w znakomitej formie, gdy zaczęła wydawać wszystkim dookoła rozkazy, chcąc się upewnić, że z tamtym chłopakiem wszystko będzie dobrze.
- Zamknij się, Cuddy – House uciszył ją, kładąc jej palec na ustach. - Po prostu... przestań mówić.
Ku zaskoczeniu House'a, posłuchała go. Spojrzała na niego swoimi pięknymi zielonymi oczami i wzięła go za rękę. Jęknęła, gdy podnieśli ją, by wnieść do karetki.
- Hej! - warknął diagnosta na ratowników. - Ostrożnie!
Cuddy uśmiechnęła się do siebie. Tak to wyglądało, gdy House był obok niej, chroniąc ją. Miłe, dobre uczucie.
- House – wymamrotała, czując jak jej ciało staje się lżejsze, gdy wbili igłę i wstrzyknęli morfinę.
- Tak? - spytał, przysuwając się, trzymając ją za rękę.
- N-n-nie idź nigdzie – wymruczała, a jej powieki były coraz cięższe.
- Nie pójdę – zapewnił, ściskając jej dłoń. - Nie zostawię cię.
Teraz albo nigdy.
- Kocham... cię... - zdążyła powiedzieć, zanim jej oczy się zamknęły.
- Ja ciebie też – odparł cicho House, odgarniając jej kosmyk włosów z twarzy. Przyznał to tylko dlatego, że był przekonany, iż już zasnęła. Mylił się. Nie spała i usłyszała go.
Usłyszała głośno i wyraźnie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pirania dnia Pią 20:29, 27 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Agnes
Immunolog
Immunolog


Dołączył: 16 Maj 2010
Posty: 1023
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 7:16, 27 Sie 2010    Temat postu:

Ojej... Nie mam pojęcia, co powiedzieć, więc powiem to - C-U-D-O! Rozdział, tłumaczenie, wszystko.

House tak strasznie, tak cholernie martwiący się o Cuddy jest tym, czego ostatnio było mi potrzeba. Ślicznie, płynnnie napisana i przetłumaczona scena. Przy odrobinie dramatyzmu wymiękam.

Całkowicie zachwycona i oczarowana Agnes życzy Wena.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lisie
Pacjent
Pacjent


Dołączył: 07 Cze 2009
Posty: 85
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 10:36, 27 Sie 2010    Temat postu:

To jest piękne ! Ta cała ich zagmatwana relacja, niedomówienia, a potem dwa najpiękniejsze słowa... ,,Kocham Cię" - niczym lek na całe zło. Ulga i spokój...
Piękne...
Zachwycona tą częścią życzę Wena i niecierpliwie czekam a ciąg dalszy!
Pozdrawiam!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
justykacz
Groke's smile
Groke's smile


Dołączył: 16 Mar 2008
Posty: 1856
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 47 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 11:42, 27 Sie 2010    Temat postu:

Fajne, tłumaczenie wporzo jak zwykle, autorka mnie nie zakatowała, czyli wszystko OK

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mika-house
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 19 Maj 2010
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: szczecin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:12, 28 Sie 2010    Temat postu:

cudo!!
chce*jeszcze:*
przepraszam*za*trud*jaki*musicie*wkladac*w*przeczytaie*mojego*posta*ale*klawiatura*mi*sie*popsula*i*klawisze*odmawiaja*poslugi*
*-spacja


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pirania
Ratownik Medyczny
Ratownik Medyczny


Dołączył: 23 Gru 2009
Posty: 298
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 23:49, 30 Sie 2010    Temat postu:

Cuddy jęknęła, gdy sanitariusze niezbyt delikatnie wyciągnęli jej nosze z karetki i wnieśli do szpitala. Wyczucia brakowało im zarówno według niej, jak i House'a.
- Hej! - warknął House, patrząc ze złością na ratowników. - W szkółce wieczorowej nie uczyli was, jak nie być idiotami?
- House... - wymamrotała Cuddy, ściągając sobie z twarzy maskę tlenową. - Bądź miły – jęknęła, a House spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Zapieprzają z tobą we wszystkie strony – i nie jest to miły rodzaj pieprzenia – a ty po prostu się na to godzisz? Cuddy, przywołaj administratorkę.
Zabawne, jak słodki House potrafił być, gdy była w niebezpieczeństwie, jak dał sobie spokój ze wszystkimi rasistowskimi, seksistowskimi czy po prostu niesympatycznymi uwagami, zastępując je opiekuńczością... Ale gdy tylko bezpiecznie znalazła się w szpitalu wrócił jego sarkazm. Dobrze, że Cuddy lubiła tę cechę.
- Administratorka ma przerwę – odparła. - Zastępuje ją kobieta potrzebująca morfiny.
Uśmiechnął się do niej szeroko. Szedł szybko obok jej noszy, mimo że nie miał laski. Uścisnął jej rękę.
- Moja krew. Prosto w objęcia dobrych, mocnych prochów.
- Dobrana z nas para – powiedziała miękko, pozwalając, by wbito jej w żyłę igłę i podłączono kroplówkę.
- Już nie – przypomniał. - Czysty od roku.
- Gratuluję – powiedziała szczerze, usiłując poruszyć głową. Jej szyja tkwiła w kołnierzu ortopedycznym. - Nie jestem taka silna. Dajcie mi leki.
- Nie ma nic złego w przyznaniu się, że masz problem – parsknął żartobliwie, wstrzykując jej morfinę.
- House! - wydyszał Wilson, podbiegając do nich i wpadając przy okazji na puste nosze. - Słyszałem, że na Cuddy zawalił się budynek?
- Sam ją spytaj – House kiwnął głową w jej stronę, a ona usiłowała się uśmiechnąć.
Wilson gwałtownie zamrugał, zszokowany.
- Lisa?
- Cześć – wymamrotała słabo.
- Przepraszam – powiedział wolno. - Po prostu nie poznałem cię, jesteś cała w kurzu i pyle i... Jezu! To twoje ramię?
- Nie – odparł House. Jego głos ociekał sarkazmem. - To moje. Postanowiliśmy się wymienić.
- Masz coś jeszcze uszkodzone? - Wilson pomacał jej ślinianki i zamrugał, widząc kawałki szkła, które utknęły jej pod brodą.
House wiedział, że Wilson chce dobrze, jednak nie mógł pozbyć się uczucia, że przyjaciel obmacuje jego kobietę. To było kretyńskie. A jednak, to on powinien sprawdzić jej gruczoły i martwić się szkłem, które wystawało z twarzy.
- Ja to zrobię – rzekł dramatycznie, odsuwając Wilsona i kontynuując to, co onkolog zaczął. Zmarszczył brwi, widząc zdumione spojrzenie Cuddy. - Siedź cicho.
Wydała trudny do określenia dźwięk. Powoli opadły jej powieki.
- Hej! - warknął House, a ona szeroko otworzyła oczy.
- Nie śpię – wymamrotała.
- I niech tak zostanie – ostrzegł. - Musimy zrobić ci rezonans i prześwietlenie. Jeśli wszystko będzie dobrze, odstawimy cię do łóżka. I wtedy będziesz mogła spać.
- Jeśli wszystko będzie dobrze? - zapytała, gdy zaczęto ją wywozić z ambulatorium na inny oddział.
- Możesz mieć krwotok wewnętrzny albo inne obrażenia – odparł, niemal nie zwracając uwagi na fakt, że nie pomyślała o tym sama. - I twoja łopatka może być pęknięta. Skręcenie sprawia, że nie czujesz bólu złamania.
- Możesz zadzwonić do Mariny? - wymruczała. Morfina sprawiała, że odpływała. House wiedział, że zaśnie w ciągu minuty. - Powiedz jej, że... że... Rachel...
- Wiem – przerwał jej House. - Odpoczywaj, nie mów.
Nagle zorientował się z lekkim przerażeniem, że mówi niemal dokładnie to samo, co ona do niego przed dwoma laty.
- Lepiej... żebyś tu był... kiedy... się obudzę. - Mówiła coraz ciszej.
- Będę – obiecał. Drzwi zamknęły się. Z ciężkim sercem poszedł zadzwonić do Mariny i, żeby formalności stało się zadość, do Lucasa.

House już czekał w pokoju numer 214, gdy Lucas pojawił się w korytarzu. Po tym, jak zostawił Cuddy przed rezonansem i zadzwonił do Lucasa, włamał się do akt pacjentów i sprawdził, w którym pokoju ją umieszczą.
Oczywiście był to jeden z najlepszych pokoi, pojedynczy, z dużą łazienką i kablówką. Bycie administratorem szpitala łączyło się z przywilejami w razie hospitalizacji. Przynajmniej do jej cierpień nie dołączy przebywanie w zatłoczonej salce.
Uważał, że powinna wrócić z tomografii co najmniej pół godziny temu. Nie mógł się powstrzymać od odczuwania pewnego podziwu wobec niekompetencji pracowników szpitala – pomyśleć, że mieli sobie poradzić z nieprzerwanym strumieniem ofiar katastrofy!
W każdym razie, w ciągu trzech sekund dowiedział się, w jakim pokoju ją położyli – pielęgniarki nie miały pojęcia o ochronie danych pacjentów – i teraz siedział na krześle przy łóżku. Miał nadzieję, że nie wygląda na tak żałośnie przejętego, jak w gruncie rzeczy się czuł.
Wystarczył więc widok nadchodzącego Lucasa – Jezu, czy on płakał? - i House ledwo mógł się powstrzymać, by nie opieprzyć drugiego mężczyzny od góry do dołu za zachowywanie się jak małe dziecko, w kryzysowej sytuacji niewarte funta kłaków.
- House – powiedział smutno Lucas. Miał wielkie i załzawione oczy, niczym zraniony szczeniaczek.
Och, do cholery.
- Cześć, Lucas – odparł House beznamiętnie. Nie widział go dokładnie, w pokoju było ciemno. - Miło cię tu widzieć.
Lucas zaśmiał się. Wyraźnie uznał, że śmiech w takim momencie był czymś odpowiednim. Debil.
Po chwili pokazał się w całej krasie. Okazało się, że trzyma małą Rachel, ubraną w różowego pajacyka. Zaspana dziewczynka przecierała oczka i ssała kciuk.
- Mogę ją gdzieś położyć?
House kiwnął głową i nacisnął guzik wzywający pielęgniarkę. Brenda weszła spokojnie, darowując sobie wszelkie karcące spojrzenia – House przypuszczał, że dziś, widząc Cuddy w takim stanie, wyhodowała w sobie odrobinę empatii.
- Możesz tu przynieść łóżeczko dziecięce? - spytał zmęczonym głosem, nawet nie próbując dorzucić żadnej złośliwości. To uświadomiło Brendzie, jak mocno to wszystko przeżywał.
- Jasne – odparła miękko, rzucając dwóm mężczyznom pełne zrozumienia spojrzenie. - I jakbyście jeszcze czegoś potrzebowali...
House wymamrotał coś, co brzmiało jak „Dziękuję”.
Pielęgniarka szybko wyszła. Lucas uśmiechnął się z wdzięcznością do House'a.
- Dzięki – powiedział przyjaźnie. - Robi się ciężka.
House pojął, że Lucas chciał, by potrzymał małą. Nie ma mowy. Skoro Lucas miał Cuddy, musiał sobie radzić ze szkodnikiem. Takie były zasady.
Brenda wpadła po chwili, wyglądając, jakby sprintem pokonała dystans z pediatrii. Przyniosła kołyskę. Lucas ostrożnie położył Rachel i uśmiechnął się ojcowsko, gdy okrywał małe ciałko miękkim kocykiem. House aż się wzdrygnął na myśl, że mógłby kiedykolwiek przybrać taki wyraz twarzy.
Nie należy tego rozumieć źle – House odczuwał wobec dzieci pewien rodzaj szacunku, zwłaszcza wobec ich niesamowitej skłonności do mówienia tego, co naprawdę myślą, nie dbając o konsekwencję. To sprawiało, że można było z nimi prowadzić ciekawsze rozmowy niż z dorosłymi.
Ale nie interesowało go nic poza luźnymi komentarzami. Ten cały teatrzyk, łzy, całowanie „kuku”... House zdecydowanie się na to nie pisał.
Podniósł głowę, gdy usłyszał skrzypienie kółek na korytarzu, sygnalizujących, że wraca pacjent. Miał nadzieję, że to Cuddy. Jeśli nie, ekipa od tomografii odbierze zaraz mało przyjemny telefon.
Na szczęście to była ona. Zarówno House jak i Lucas wyprostowali się, gdy ją wwieziono. Układ w jakim siedzieli, był czysto symboliczny. Cuddy pośrodku, House po lewej, Lucas po prawej i Rachel w nogach łóżka, w kołysce, na ziemi niczyjej.
- Będzie oszołomiona, gdy się obudzi – rzucił pielęgniarz i szybko opuścił pokój. Wiele rzeczy słyszał o Housie. Żadna nie przedstawiała diagnosty w dobrym świetle.
Głowa Cuddy była odwrócona w stronę House'a. Umyli ją trochę i jej siniaki i zadrapania wyglądały teraz jeszcze gorzej. Ucieszył się, widząc, że jej ramię znów było na miejscu i, że spała spokojnie. House miał nadzieję, że nie czuła bólu. Wiedział, że to mało prawdopodobne, ale chciał w to wierzyć.
Pochylił się, widząc, jak jej powieki zadrżały, ignorując zagubiony wyraz twarzy Lucasa.
- Hej – wyszeptał. - Jak będziesz się tak wiercić, zrobisz sobie krzywdę.
- Mmmm... - wymamrotała, drgając lekko. - House...
- W porządku – powiedział szybko House, przysuwając się do niej, zanim Lucas zdążył to zrobić. - Po prostu...
- House – zakaszlała. - Dobrze się czuję. Słuchaj...
- Ciii... - nie przestawał House. Miał nadzieję, że nie powie nic, czego mogłaby żałować.
- Słuchaj! - rozkazała tonem „Jestem kobietą, usłysz mój wrzask”. - Słabo mi, boli mnie, więc lepiej się zamknij i słuchaj co mówię. House... - zamrugała, otworzyła swoje pełne wyrazu oczy i spojrzała na niego. - Zrobię błąd, wychodząc za Lucasa.
House widział, jak oczy drugiego mężczyzny rozszerzają się w zdumieniu i przerażeniu. Nie wstydził się, że ten widok sprawił mu przyjemność. Wszyscy wiedzieli, że był dupkiem, czemu tego nie wykorzystać?
Myślał, że Lucas coś powie, ale tylko milczał, więc House czekał, mając nadzieję, że Cuddy będzie mówić dalej. Na szczęście tak było.
- Próbuję zrobić to, co jest właściwe. Próbuję wybrać to, co powinnam, zamiast tego, czego chcę... To straszne, ale chcę ciebie. Nie powinnam... Ale chcę. I nie będę mogła iść naprzód, jeśli temu nie stawię czoła... - urwała. Łzy stanęły jej w oczach. - Kiedy byłam tam, na dole, przyrzekłam sobie, że wreszcie ci to powiem, więc nie żałuję.
Wzięła głęboki oddech.
- Kocham cię. Chciałabym, żeby tak nie było, ale nie mogę na to nic poradzić.
House przez sekundę patrzył jej w oczy, nie do końca wierząc, że usłyszał to wszystko, czego tak pragnął. Jasne, dostała mocne środki przeciwbólowe, ale House wiedział, że nie majaczyła.
Przemyślała to i chciała tego. Chciała jego. Wybrała go.
- Ekhm... - chrząknął z zakłopotaniem Lucas.
Cuddy gwałtownie odwróciła głowę, krzywiąc się z bólu.
- Och... Cześć, Lucas.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pirania dnia Wto 11:37, 31 Sie 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Amu
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 23 Lip 2010
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bydgoszcz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 9:49, 31 Sie 2010    Temat postu:

Zajo tłumaczenie , no i fik też niczego sobie . ^ Pozdroo . ; x

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mika-house
Student Medycyny
Student Medycyny


Dołączył: 19 Maj 2010
Posty: 115
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: szczecin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:12, 31 Sie 2010    Temat postu:


jestes super tlomaczka
to jak cuddy powiedziala housowi jak go kocha...cudo!!
jak mozesz to pogratuluj autorce fajowego pomyslu na fika


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum House M.D Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin